Nowości

:: Max Evans

 15.7.2005 | alex
No co jak co, ale jego to chyba nie muszę opisywać :P W zasadzie główny bohater Roswell. On zaczął to wszystko... Na początku uratował Liz... Był nieformalnm liderem Kosmicznej Czwórki. Zakochał się w Liz itd. Pamiętacie z pewnością pierwsze odcinki, gdy był jeszcze nieśmiałym "outsiderem". Później zaczął się zmieniać... Do tej pory pamiętam teksty typu: "juz nie chodzi w trampkach". Max mimo, że starał się postępować jak najlepiej,nie potrafił ochronić samego siebie. Aż stał się apodytycznym, pewnym swoich racji, samcem (nie mogłem sie powstrzymać, wciąż mam mu za złe ostatnie odcinki drugej serii).
A tak na serio. Co myślicie o Maxie Evansie? Podoba wam się ta postać? Czy uważacie, że naprawdę zawsze miał rację? Co powinien w sobie zmienić, a czego nie? Pamiętacie jego najlepsze i najgorsze momenty? Piszcie, piszcie i jeszcze raz piszcie, bo czytam wasze poprzednie komentarze (na ile mi czas pozwala) i jestem z was dumny :))

Dodaj komentarz


Wasze komentarze

Poprzednie | 1 | 2 | 3 | 4 |

Byłam to winna mojemu ukochanemu Maxowi, Liz_Parker :) Zresztą zawsze go broniłam, starając się zrozumieć motywy jego postępowania. I zgodzą się ze mną nawet ci, którzy go nie lubią. Grupa, którą wiążą nie wspólne wypady na balangi ale walka o przetrwanie, musiała mieć mądrego przywódcę. Inaczej dawno skończyliby jako króliki doświadczalne w laboratorium FBI.
I jeszcze jedno. Max miał wspaniałych przyjaciół, zwłaszcza jednego. Michaela. Z ciekawości zajrzałam do tematu o Michaelu, czy któraś z jego wielbicielek wspomniała o jego największym atucie. Ale nie. Rozprawy o długości włosów w poszczególnych sezonach przysłoniła im zapewne oczy ;). Michael dla Maxa był jak tabasco dodane do truskawek ze śmietaną. Byli krańcowo różni, zrozumiałe więc były te ciągłe tarcia między nimi. Ale Michael kochał Maxa jak brata, oddałby za niego życie, gdyby wymagała tego sytuacja. Max był mocniejszy siłą swojego przyjaciela.
Ela

Elu, przecudownie to napisalaś. Napisałaś dokładnie to co ja bym chciała napisać, tylko, że ja nie potrafie.
Liz_Parker

Jak wiecie Max był moim ulubionym bohaterem. Pomijając te marzycielskie oczy, romantyczne usposobienie i chłopięcy urok, zawsze intrygowało mnie jego zmaganie się z obcą i ludzką naturą. Kiedyś o tym pisałam. Zastanawiające dlaczego ta postać wywołuje tak wiele emocji, dlaczego przez jednych kochany i uważany za wzór do naśladowania, u innych budzi skrajne emocje.
Czy Max może być w pewnym sensie przedstawicielem pokolenia młodych ludzi, poszukujących swojego miejsca w życiu?
Ten trochę nieśmiały, wyciszony siedemnastolatek głęboko chowa tajemnicę swojego pochodzenia. Coś co skrywa równie starannie, to uczucie do Liz. Przywrócenie jej do życia z narażeniem własnego, zwraca uwagę na niego i powoduje że zaczynamy się zastanawiać. Kogo byłoby na stać na tak heroiczny czyn ?. Jak mocno trzeba kochać aby narazić się na niebezpieczeństwo. Jaki jest więc Max?
Odpowiedzi nadchodzą, kiedy bardziej się przed nami otwiera i lepiej go poznajemy. Jego rozsądek niejednokrotnie ratuje z opresji Michaela. Rozwaga i spokój pozwalają podejmować mądre decyzje, często chroniące życie siostry i przyjaciół. A co najważniejsze, ten młody chłopak nie wiedząc jeszcze kim jest, podświadomie bierze na siebie odpowiedzialność za najbliższych....Jednocześnie stawia pytania - skąd jesteśmy, gdzie jest nasz dom, kto nas tu przysłał i po co. Kto jest naszym przyjacielem, a kogo trzeba się bać... Kim jestem i jaka była nasza przeszłość. Jak mamy żyć, tu na Ziemi ?
Obawę o życie swoje i przyjaciół, potęguje dodatkowo miłość do ziemskiej dziewczyny. Max nie znając siebie, nie wie jak ma postępować żeby jej nie skrzywdzić. Niejednokrotnie żałował że Liz zna ich tajemnicę, bo - jak mówił – „każdy kto się z nami zetknie, w jakiś sposób cierpi”. Jednak miłość jest dla niego najcenniejsza, bez Liz czuje się zagubiony i samotny. Potem okaże się, że największe błędy jakie popełnił, wydarzyły się wtedy gdy jej przy nim nie było.
Poznaje okrucieństwo ludzi a lęki z tym związane będą mu towarzyszyły już zawsze. Zastanawiałam się, skąd w nim tak wiele ciepła, serca, i potrzeby niesienia pomocy. Nie wierzy w Boga, ale dla ratowania chorych dzieci przejmuje na siebie rolę anioła. Czy przez to sam nie jest bliżej Boga ?
Wreszcie dowiaduje się o swoim o swoim królewskim pochodzeniu i przeznaczeniu. Jednak nie wierzy w przeznaczenie, uważa że każdy powinien sam tworzyć swój los. .. Z tym problemem zresztą zmaga się przez całe życie. Czy pozostać wiernym swojemu przeznaczeniu czyli obcej naturze (wątek Maxa i Tess), czy odrzucić je i samemu kształtować swoje życie, i jako człowiek pójściem za głosem serca (wątek Maxa i Liz).
Skomplikowane losy świata zmuszają Maxa do odejścia od Liz. Skupia się na roli lidera, króla, wierząc głęboko, że przetrwają tylko wówczas, gdy pozostaną razem (późniejsze odcinki potwierdzają, że się nie mylił), i wymusza na siostrze pozostanie w Roswell. Kiedy w trudnych momentach potrzebuje wsparcia i widzi że został sam, a wiara w słuszność podejmowanych decyzji sypie się w gruzy, osamotniony popełnia jeden z największych błędów. Spragniony jak człowiek odrobiny ciepła i serdeczności, spędza noc z Tess. Dręczony poczuciem winy, zmęczony bezustanną walką i przekonany, że to obca natura wzięła nad nim górę, dla dobra nienarodzonego dziecka postanawia powrócić z przyjaciółmi na Antar. Przed wyjazdem, żegnając się z Liz przekonuje się jak bardzo się mylił. Powrót związany jest z poczuciem obowiązku, ale tak naprawdę robi to wbrew sobie...
Czy to decyzja na miarę osiemnastolatka, na którego los nałożył tak wiele ? Kto w tym wieku umiałyby wziąć na siebie taką odpowiedzialność. Jeżeli nawet Max popełniał błędy, czy nie wolno mu było się mylić ?. A jednak to co było dla niego nadrzędnym celem - czyli chronienie najbliższych przed zdemaskowaniem – powiodło się.
Zdrada Tess i pozostanie na Ziemi, pozwala Maxowi na odrobinę refleksji nad sobą. Przeznaczenie i myśl o tym że jest królem, zostawił za sobą. Nigdy zresztą nie czuł się z tym zbyt dobrze.
Teraz wiedział, że największym błędem jaki popełnił, to przespanie się Tess a potem odesłanie jej z własnym dzieckiem na Antar. Poświęca wszystkie siły na odszukanie syna za którego czuł się odpowiedzialny i za którym tęsknił. Odruch jak najbardziej zrozumiały... pogodzenie się z losem, powrót do ludzkiej natury. Wyprowadza się z domu. Jest to także proces przyspieszonego dojrzewania i ponoszenia skutków dobrych lub nietrafnych decyzji.
Najważniejszą sprawą dla Maxa, staje się teraz odszukanie syna. Oddaje się temu całkowicie, zapominając na chwilę o tych, którzy go kochają. Boleśnie przypomina mu o tym Langley – „Im bardziej ulegniesz obcemu który w tobie siedzi, tym więcej stracisz.”. Co jest w takim razie obcego w naturze Maxa? Oddanie się bez reszty jakiejś idei, pomysłowi, celowi, bez oglądania się na innych? Czy to czasem nie jest także cechą i naszej istoty? Pogoń za marzeniami...Może więc Langley się mylił.
Max umie wyciągać wnioski z popełnianych błędów i stara się je naprawiać.
Choroba ukochanej dziewczyny, możliwość jej utraty, jej wyjazd i tęsknota za nią, wreszcie powrót z tej drugiej, mrocznej strony upewniają go, że najcenniejsze jest żyć tu na Ziemi i mieć przy sobie swoją największą miłość. Już wiedział co da mu szczęście. „Liz - ty jesteś moją rodziną, bez Ciebie życie jest niemożliwe...”
Ostatni raz przywraca utraconą równowagę kiedy okazuje się, że nie każdy(Michael) nadaje się do pełnienia roli przywódcy. Wreszcie najboleśniejsza decyzja w jego życiu – oddanie swojego dziecka z myślą o zapewnienie mu bezpieczeństwa. I wtedy zadaje sobie kolejne pytanie. Wybrałem życie na Ziemie, ale gdzie jest moje miejsce, co będę dalej robił, jakie będzie moje życie pośród ludzi...
Wybór jakiego Max dokonuje, jest podsumowaniem dojrzałości i mądrości godnego władcy.
„Obok mnie, oprócz ukochanej żony będą przyjaciele, którzy zawsze byli dla mnie największym oparciem, a naszym przeznaczeniem jest czynić dobro! „ .Wybór godny kosmity czy człowieka...?
Czy jakiekolwiek decyzje i plany Maxa związane były z jego kosmicznym pochodzeniem? Nie wiem. Może jednak uczucia jakim się kierował, są naszymi ludzkimi emocjami. Miłość ponad wszystko, wzięcie na siebie odpowiedzialności za najbliższych, chronienie życia za wszelką cenę, potrzeba czynienia dobra.
Poszukiwanie miłości, szczęścia, spokoju i bezpieczeństwa, jest bliskie przecież każdemu z nas. To jest ludzkie...
Tak widzę Maxa, z całą jego złożoną naturą, którego droga w dochodzeniu do dorosłości, kształtowaniu charakteru i tych najlepszych, najwartościowszych cech, była trudna pełna cierpienia i wyrzeczeń ale doprowadziła go do domu. Na Ziemi....
Ela

na początku.. na samym początku.. Max był moim ulubionym bohaterem!:P kiedy oglądałam coraz dalsze odcinki, coraz mniej go lubiłam;-) w ostatnich odcinkach drugiego sezonu po prostu go nienaidziłam! jest dosyć ładny..ale te uszy! - koszmar! cholernie go szpecą!:P ja tam zawsze będę kochała Michaelka!:*
~Olinia:)

Max - hmm generalnie za nim nie przepadam...jest jak dla mnie zbyt moze nie idealny ale dobry...denerwuja mnie ludzie ktorzy mysla ze na ich rekach spoczywa los swiata i od ich decyzji zalezy wszystko...za duzo w nim rozwagi...moim zdaniem za duzo mysli a i nie zawsze wychodzilo mu to na dobre..wtracal sie w zycie innych i chcial decydowac za nich, a uwazam ze takiego prawa nie mial. jedyne momenty kiedy spojrzalam na niego przychylniej to chwile kiedy nie byl "typowym Maxem" czyli kiedy przespal sie z Tess (plus dla niego); kiedy razem z Maria szukali Enigmy; o i jeszcze w BD; zdecydowanie na jego niekorzysc przemawia jego decyzja o oddaniu Zana..zupelnie jej nie rozumiem..
a co do wygladu...hmm...no coz jakby w Roswell mial takie wlosy jak np w Klatwie, to zupelnie inaczej bym na niego patrzyla...
Aga

Ochchch!! Z chęcia zadźgałabym Maxa za to, że zrobił to z Tess!! Normalnie, to mnie wkurzyło:) Ja tam ogólnie Maksia lubię, chociaż pod koniec zaczął się za bardzo rządzić, no i chciał tak strasznie opuścić nasza kochaną ziemie;-) A teraz, żeńska częścio publiczność, pamiętacie ten odcinek, jak Max poszedł z Liz nad rzeke i... tu może troche dziecinne podniecenie - zdjął koszulkę?? O mój Boże, widziałyście kiedy taki boski kaloryfer?? :D Taaak, to mu było jednak na plus:) Tylko też troche za bardzo kombinował z Liz, no wiecie - kochanie nie możemy być razem, ale pamiętaj, że to dla twojego dobra, Liz chce cie chronić, bla bla. Ale trzymał czasem w napieciu, nie? Raz się wydawało, że umrze, a nawet kilka razy! Jak się wtedy w tego dziada zmienił.. oj no ja nie pamiętam nazw odcinków... ale to było obrzydliwe;p
~kinieX

Miło mi,że się zgadzamy maria_deluca:-)No wiadomo,że Michael(w sumie Brendan:P),to Michael:-)
Elizabeth

Ja też Maxa nie lubię.. Jason Behr "wyładniał" po Roswell, ale w Roswell.. sorry, Evs, you're not the one. Jak dla mnie za bardzo się przemądrzał:P Elizabeth - po raz kolejny(w ciągu mej historii z przesiadywaniem na "czacie" komentarzy roswell.pl) przyznaję rację ;)) Michael to nie jest;))
maria_deluca

No w końcu nie ja musiałam to napisać :D Mój stosunek do biednej, kochanej Lizzie daleki jest od współczucia i sympatii. Tara - napisałaś dokładnie to samo, co ja chciałam napisać na początku. Ale przynajmniej widać, że nie wszysy mają klapki na oczach i są nastawieni jak Wojewódzki na "nie"...
Nan

"A czy on na pewno zdradził naszą biedną, kochaną Lizzie...?"
Po pierwsze, ta nasza biedna i kochana Lizzie sama do tego doprowadziła. Sama wepchnęła go prosto w ramiona Tess. Poza tym nie byli wtedy parą i Max mógł robić co chciał. Więc zdradą tego raczej nazwać nie można...
tara

Max???ciekawa postac....odpowiedzialny,nosil na sobie odpowiedzialnosc za reszte grupy...lubilam go zawsze az do III serii...zrobil sie za luzny...caly jego urok w tym,ze nie mial luzu...haha...i kochal LIZ...aaaa...a ta zdrada....dobrze zrobil...Liz tez nie byla idealna...
~majandra

hehe nie powiedziałam ze Liz była biedna i kochana:D bo w sumie to tez troszq i jej wina...ale co zdrada to zdrada:P
katemusic

Zapomniałam o wyglądzie:D,jego usmiech i wzrok są powalające,a uszy mają to "coś" w sobie,jednak i tak nie pobije(jak dla mnie)Michaela...
Elizabeth

Maxwell na pewno nie jest moją ulubioną postacią w serialu.Doprowadzał mnie do szłu swoim brakiem jakiegokolwiek luzu.Był rozsądny,wrażliwy,mądry itp. jednak te zalety były tak uwydatnione,że zaczynały być denerwujące.Myślał,że zawsze ma rację,często "najeżdżał" z tego względu na Michaela.Rozpaczał po śmierci Alexa,że nie potrafił go uratować,jednak gdy Liz stwierdziła,że Withmana mógł zabić jakiś kosmita,obraził się jak małe dziecko,nawet nie przemyślając tego,nie próbując wysłuchać Parker do końca.Jeżeli chodzi o jego "związek" z Tess,to nie mam mu tu nic za złe,bo to iz z nią był,było bardziej winą Elizabeth.W tzecim sezonie zmienił sie, i to bardzo się zmienił.Był juz nawet ok.;-),ale denerwowało mnie,to jak zacząl wykorzystwać swoją władzę jako Król.Max był bardzo fajną postacią gdy odrobinę się wyluzował,powiedział coś zabawnego.A najbardziej bym chciała,żeby był taki jak w odcinku A Tale of Two Parties,takiego Evansa chciałabym oglądać od samego początku do samego końca.Podobało mi się też jego śledztwo(które prowadził z Michaelem) dotyczące Jessego,jak złamał mu nos:D:D.Ogólnie postać Evansa wzbudza wiele emocji,podobnie jak Parker,ale czemu się dziwić w końcu ,to głowni bohaterowie i bez nich nie byłoby tego całego "kosmicznego bałaganu";-).
Elizabeth

Najwstrętniejszy wyczyn... Hm. A czy on na pewno zdradził naszą biedną, kochaną Lizzie...?
Nan

Max... Na początku go lubiłam, ale potem stwierdziłam, że jest taki trochę... za rozsądny, rozważny, chciał żeby w jego życiu nic się nie zmieniło :/, trochę dziwny człowiek...
A drugi sezon... Szczerze mówiąc dziwi mnie, że skoro kochał Liz, dał się omotać Tess... Ale okazał się też odpowiedzialny, bo nie zostawił dziewczyny w ciąży i chciał wrócić z nią na Antar, choć jego miłośc została na Ziemii... (na szczęście tak się nie stało :P). No i chyba tyle... :)
stokrotka

aha zapomniałam o jego najwstrętniejszym wyczynie- spał z Tess.... - zdradził Liz...a taka szara myszka z niego była..cicha woda ;)
katemusic

hmmm widzę że nie będe jedyna w tym komencie - niezbyt kocham Maxa, często był wkurzający jak dla mnie....jego charakter był typowy jak dla kosmity - nie do rozgryzienia ;)ale tak jak ta cecha fascynowała mnie u Michaela, tak ta denerwuje mnie u Maxa. Jak dla mnie był po prostu zbyt hymmmm nieokreślony (?), no ale z drugiej strony musiała byc jakas równowaga dla Michaela ;)Max zbyt długo się decydował na jakikolwiek krok w stronę Liz, czasem zaczynała sie robic z tego telenowela ...juz juz miało cos sie dziac, juz juz mieli powiedzieć sobie cos co zblizyłoby ich do siebie, ale w ostatnim momencie jedno z nich odwracało się na pięcie i szło w swoją stronę (chodzi mi o początki ich znajomości). Jeśli chodzi o to czy zawsze miał rację....zawsze był takim "hamulcem" Michaela w odkrywaniu ich prawidziwego "ja"...pewnie w większości przypadków Max miał rację, zeby się nie narazac szeryfowi itp...ale czy ja wiem? byc moze gdyby tak nie hamował Michalea, to dowiedzieliby się o sobie czegoś więce i duzo szybciej ? (pomijając to ze w filmach zawsze przedłuzają scenariusz:P). Paktycznie dla mnie Max był nijaki, no moze w 3 serii cos drgnęłó, scenarzysci ulitowali sie i postanowili zrobic z niego prawdziwego faceta:P choćby ten napad na stację...no..to było niezłe :] no i w 3 serii wreszcie sam zaczął coś działac w kierunku odkrycia prawdy o alienach =]. aha...i jeszcze jeden zarzut - tu poprę megg - nie potrafił się wyluzowac!! mógł wziąc przykład z Michaela..;) no i to by było na tyle..teraz czekam na postac Marii:D
katemusic

Max Evans... powtórze sie no ale cóż,gdyby nie jego słodziutka buxka na reklamówce w polsacie w życiu bym nie usłyszała o Roswell i nie zaczęła o 12 w nocy go oglądać. Z upływem czasu jak puszczali pierwszą serie przekonywałam sie do niego coraz bardziej, uwielbiam go ZA TO ŻE:
-tak bardzo kochał Liz,
-mimo wszystko sam cierpiał jak miał wizje z tess które nie dawały mu spokoju na sumieniu,
-starał sie mimo wszystko być wyrozumiały,
-pomagał innym,
-był taką szara myszka która na czas zamieniła się w dojrzałego mężczyzne,
-swoją miłością doprowadzał mnie do łez
-był przystojny
-był czasami taki bezradny
Gdyby nie on i Liz serial nie miał by prawa bytu, Loonie mówisz że zarżnęli Maxa w III sezonie, ja uważam wręcz przeciwnie, taka zmiana mimo wszyskto była potrzebna, bo serial zrobiłby sie nudny jak flaki z olejem, i podobał mi sie Max z trzeciego sezonu bo w końcu wiedział gdzie jest jego miejsce i jakie ma kompetencje, potrafił sie postawić i przewodzić w grupie, zaczął wykorzystywać fakt, że jest królem, może to i było chamskie no ale taka była prawda, więc to rozumiem. Olka pisała o jego błędach... i dobrze że je popełniał, bo gdyby był chodzącym ideałem wszyscy by go znienawidzili, bo nikt nei lubi ideałów... w Maxie nic bym nie zmieniła bo jego wady tylko uwidaczniają jeszcze większe zalety i za to go kocham tą postać ;) Bez niej Roswell by nie istniało!
Czips

Kurcze wybaczcie ze dwa razy pod rzad ale zapomnialem sie odniesc do tematu posta... Moj "ulubiony" bohater :D Wszyscy pamietaja zapewne moj spor z zenska czescia fanow Roswell. Max "DUMBO" Evans. Ach te odstajace uszy.... Tyle mialem do powiedzenia ;))) ZeeK moze mi pomozesz co ?
voodook

Zaprosilbym was na czata, czy zrobil jakies wezwanie na niego, ale albo pojde spac badz tez zagram sobie w UT przez neta ;) Wiec podazajcie bez wodza ;) Zartuje oczywiscie.
voodook

Podobnie jak Olka jutro też przepadam na kilkadziesiąt godzin a potem będę bełkotać jak w amoku tylko na jeden temat, więc wypowiem się teraz kiedy wciąż jestem w pełni władz umysłowych:)
Max Max Max...nie da się ukryć że to dla niego- konkretnie dla jego oczu- zaczęłam oglądać Roswell. To był odcinek "Leaving Normal" a magia jaka unosiła się w powietrzu gdy w jednym pomieszczeniu znaleźli się Max i Liz, dosłownie wbiła mnie w fotel.
Max z pierwszego sezonu to ideał. Chłopak o jakim marzy praktycznie każda dziewczyna, choć część z nich nigdy by się do tego nie przyznała. Ideał pozbawiony praktycznie wad. Wrażliwy, mądry, przenikliwy i dojrzały...o urodzie nie wspominając (uszy uszy...droga megg, nos Michaela to poprostu ósmy cud świata). Historia miłości jego i Liz- W PIERWSZYM SEZONIE- to jedna z piękniejszych opowieści o miłości jakie poznałam- a przeczytałam naprawdę dużo książek i obejrzałam sporo filmów. To Shiri i Jason, uczynili tę opowieść prawdziwą. Bez nich Roswell byłoby tylko kolejnym głupawym serialikiem dla młodzieży.
Niestety po odcinku EoTW serial zaczął staczać się w dół, wraz z postacią Maxa. Ukazywać wady i słabości bohatera to jedno- zamieniać go w istotę nierozpoznawalną i kompletnego idiotę- to drugie. O ile jeszcze sezon 2 mogłam jakoś ścierpieć, to 3- i oczywiście postać Maxa, to czysta kpina. Nie mam zamiru nawet bronić jego wyborów i decyzji. Po prostu- to idealny przykład kompletnego zarżnięcia postaci przez twórców i scenarzystów, więc nie ma o czym dyskutować, chyba że nad głupotą ludzi zajmujących stołki w telewizji.
Max nigdy nie był postacią złożoną czy głęboką- w takim sensie jak byli nimi Michael albo Tess. Jego urok tkwił w niezwykłej wrażliwości i łagodności, naturalności i cieple. Wzbudzał zaufanie. Po pierwszym sezonie odarto go z tego. To już nie był Max, dla którego zaczęłam oglądać Roswell.
Lonnie

Max - temat rzeka. Napiszę dziś, bo jutro przepadnę na kilkadziesiąt godzin, a potem będę monotematyczna ;)

Max Evans. To ze względu na jego postać zainteresowałam się serialem. Nie ukrywam, że przyciągnęła mnie również romantyczna aura wokół głównej pary, ale nie o tym miałam pisać. Maxa pokochałam przedewszystkim za jego wrażliwość. W prost przeciwnie, nie uwarzam by był nudny. Przez cały serial mogliśmy zaobserwować, jak jego postać dynamicznie się rozwijała. Z cichego i nieśmiałego chłopca powoli zaczął przeradzać się w lidera. To jego głos był głosem rozsądku. Fakt, nie zawsze, ale wiele razy to dzięki decyzjom podejmowanym przez niego bohaterom udawało się uniknąć większości tarapatów. Zawsze drażniły mnie argumenty "bo zdradził Liz, bo przezpał się z Tess, bo to, bo tamto, a siamto..." Czy nikt nie zwraca uwagi na okoliczności, jakie towarzyszyły podejmowanym przez niego decyzjom? Przecież on nie skakał odł lóżka do łóżka w pogoni za swoimi hormonami. Podziwiam go tym bardziej, a właściwie jego i Liz, że działali w imię wyższego dobra. Liz musiała podjąć chyba najcięższą decyzję w swoim życiu kiedy po "The end of the world" odsunęła się od Maxa. Jemu dziękuję za to, że dostrzegł inne rozwiązanie tej ciężkiej sytuacji (w końcu, nie mówię, że zaraz po, bo wtedy niestety wpadł w ramiona Tess). Obojgu, pomimo wszystkich przeciwności losu udało się jednak zostać ze sobą. To wymaga wielkiej siły i determinacji. W zasadzie każdy odcinek zasługuje na komentarz zachowania Maxa. Ciężko streścić jego "esencję" w jednym komentarzu. Bo Max był również pełen wad, jak każdy nastolatek. Nigdy nie pochwalałam jego zachowania w stosunku do Langleya, choć rozumiałam motywy, jakie nim powodowały. Cieszyłam się, gdy potrafił się przyznać do błędu. Bo to u Evansa się chwali. Błędy, jakie popełniał zawsze starał się naprawiać i nigdy ich nie powtarzał. Jak powiedziałam trudno napisać o wszystkim. Dam szansę innym by powiedzieli to, o czym ja nie wspomniałam, a jest o czym pisać :)
Olka

Ja równierz nie przepadam na Maxem. Wydaje mi się jakiś taki z lekka flegmatyczny i samolubny - chciał chronić Liz, ale nie wyszło to na dobre. Wciągnął Liz w napad na stację benzynową i tym samym wpakował do więzienia. Dopuścił się zdrady z Tess. Zapatrzony w Liz jak w obrazek, nie dostrzega innych. Po prostu nie przepadam za tym bohaterem. Wydaje mi się jakiś 'rozmemłany', mdły, nijaki.
No ale wiadomo - każdy woli co innego :]
~annette

No to się teraz narażę.... Max to moja "najbardziej nieulubiona" postać serialu. Mówię Wam, kiepskie uczucie do tego stopnia nie trawić głównego bohatera. Ja w ogóle w nim nie dostrzegam zalet, no przepraszam bardzo,ale naprawdę... Już pominę wygląd, bo to nie o to chodzi (ale te uszy...). Po pierwsze zawsze uważał, że ma rację. A często jej nie miał, niestety... Nie potrafił, nie próbował nawet!, wczuć się w sytuację innych, np. Is, Michaela, czy Liz (chociażby po śmierci Alexa, kiedy nie udzielił jej ŻADNEGO wsparcia). Poza tym, wiecznie wściekał się na Michaela, że ich naraża na niebezpieczeństwo przez swą nieodpowiedzianość, a nieraz to robił sza, zupełnie niepotrzebnie. Nie potrafił się wyluzować. Złamał serce Liz. Spał z Tess. Nie pozwolił Is jechać na studia. Złamał Jessemu nos. Wrócił z PRZYSZŁOŚCI. Był nudny. Nom, i to by było na tyle :P
megg

Poprzednie | 1 | 2 | 3 | 4 |