Nowości

:: Max Evans

 15.7.2005 | alex
No co jak co, ale jego to chyba nie muszę opisywać :P W zasadzie główny bohater Roswell. On zaczął to wszystko... Na początku uratował Liz... Był nieformalnm liderem Kosmicznej Czwórki. Zakochał się w Liz itd. Pamiętacie z pewnością pierwsze odcinki, gdy był jeszcze nieśmiałym "outsiderem". Później zaczął się zmieniać... Do tej pory pamiętam teksty typu: "juz nie chodzi w trampkach". Max mimo, że starał się postępować jak najlepiej,nie potrafił ochronić samego siebie. Aż stał się apodytycznym, pewnym swoich racji, samcem (nie mogłem sie powstrzymać, wciąż mam mu za złe ostatnie odcinki drugej serii).
A tak na serio. Co myślicie o Maxie Evansie? Podoba wam się ta postać? Czy uważacie, że naprawdę zawsze miał rację? Co powinien w sobie zmienić, a czego nie? Pamiętacie jego najlepsze i najgorsze momenty? Piszcie, piszcie i jeszcze raz piszcie, bo czytam wasze poprzednie komentarze (na ile mi czas pozwala) i jestem z was dumny :))

Dodaj komentarz


Wasze komentarze

Poprzednie | 1 | 2 | 3 | 4 | Następne

Pięknie powiedziane caroleen, głęboko przemyślana wypowiedź pokazująca, że wszyscy ulegamy pewnym słabościom i nie zawsze jesteśmy w stanie przewidzieć konsekwencje swojego postępowania.
Jak to się ma do Maxa w odniesieniu do jego zdrady budzącej tak wiele kontrowersji. Pytanie: czy była to zdrada, gdy z Liz nie byli ze sobą ? - dla mnie tak, bo wciąż ją kochał.
Załóżmy więc, że zdradził. Dalej, czy można za konsekwencje zdrady obarczać tylko Maxa ? Przypomnijmy sobie fakty: wiemy, że Tess była jego pierwszą dziewczyną, że Max był w tym czasie w szczególnym momencie swojego życia. Samotny, zrozpaczony śmiercią Alexa, odejściem Liz, rysującą się perspektywą rozpadnięcia się całej grupy. Pojawia się Tess, pełna współczucia, ciepła, oferująca wsparcie. I ukrywająca coś jeszcze o czym Max nie wie. Miała za zadanie za wszelką cenę (czyt. użyć wszelkich metod) zajść z nim w ciążę i wydać królewską czwórkę zdrajcom. To dziecko nie było więc owocem chwili, porywem, czymś nagłym i niespodziewanym. Poczęło się w momencie zapomnienia się Maxa, przy całej determinacji Tess żeby je mieć. Nie dlatego że kochała Maxa, dziecko było potrzebne do politycznych planów jej i Nasedo. Pomijając to, prawdą jest że w planetarium byli oboje, tylko powody po co się tam znaleźli, były zupełnie inne. To etyczna strona tej sytuacji, z której każdy myślący potrafi wyciągnąć wnioski. Tess jest w ciąży, a postawa Maxa wobec niej nie budzi wątpliwości. Zaopiekuje się nią i dzieckiem. Powracająca z Antaru Tess zwraca na siebie oczy FBI, narażając tym samym wszystkich, łącznie z Zanem, na śmiertelne niebezpieczeństwo. W rezultacie muszą uciekać. Załóżmy, że Max wyjeżdżając z żoną i przyjaciółmi z Roswell, bierze maleństwo ze sobą. Z dzieckiem na ręku, z całym bagażem pieluch, odżywek, koniecznością przenoszenia się z motelu do motelu, ukrywaniem się uciekaniem itd. - wciąż czując na plecach oddech FBI, które jest przekonane że dziecko jest z nimi. Kto jeszcze miałby mu pomóc w zajęciu się niemowlęciem ? Liz, dla której Zan był zawsze przypomnieniem zdrady Maxa? Nie sądzę żeby była skłonna okazać mu więcej serca. A może Maria, Isabel czy Michael, którzy nienawidzili Tess, osądzili ją i wydali wyrok za zdradę i morderstwo? Czy przekładając cały ten bagaż gorzkich doświadczeń i perspektywy życia w ukryciu, byliby skłonni stworzyć maleństwu kochający, bezpieczny dom ? Nie sądzę. Ci którzy oskarżają Maxa o oddanie dziecka do adopcji, chcą na siłę udowodnić, że nie miał serca. To bardzo proste rozumowanie, ale jakże niesprawiedliwe biorąc pod uwagę, ile wysiłku włożył w jego odzyskanie i ile kosztowała go ta decyzja. Swoją drogą ciekawe, czy gdyby Zan był dzieckiem jego i Liz, zdecydowałby się na taki krok. Zapewne nie, bo sprzeciwiłaby się temu Liz (a może nie), co nie znaczy, że bałby się o nie mniej.
Ela

Ja jeszcze na moment o dziecku (przepraszam, przepraszam, nie bijcie! ;P), bo wczoraj nie mialam okazji odpowiedzieć Eli. Elu kochana, Twoje argumenty brzmia bardzo mądrze i rzeczowo, ale zapominasz o jednym. Dziecku nic i nikt nie zastąpi milości rodziców. A świadomość bycia porzuconym i niechcianym (a tak mały Zan pomyślałby sobie, choćby go przygarnęła najlepsiejsza rodzina!) może zaważyć na całym życiu dziecka. Bo zostawić swoje dziecko, nawet w imię jego jakoś tam (błędnie!) rozumianego dobra, to najgorsze, co można mu zrobić. I uwierz mi, wiem co mówię. Naprawdę. To tyle.
megg

ojj... caroleen... przypomniałaś mi o tym jak chamsko wykorzystał Langleya, za to byłam wkurzona na niego przez kilka odcinków, strasznie sie zachował nie biorąc pod uwagę uczyć kosmity tylko kierował sie chęcią uratowania swojego syna, ja rozumiem że go chciał znaleśc i w ogóle ale bez przesady nie po wszelkich kosztach... ale i tak uważam że jest zajefajnym kolesiem i wszytsko mu można wybaczyć, zresztą tak jak Michaelowi:D
Czips

A co ja się będe rozpisywać?! Poprostu fajny koleś;-) Od samiutkiego początku wzbudzał ciekawość i sympatię...Ehh...miałam się nie rozpisywać:P Pozdrawiam Roswellianów gorąco. PapaTki:*
~TanoVa

Jeszcze ja nie pisałam o Maxie :)
Ale, mimo że to mój zdecydowanie ukochany bohater, nie wiem, czy będę umiała o nim powiedzieć to wszystko, co myślę. Nie jestem tak dobra w rozprawkach, jak Ela, więc może po prostu podpiszę się pod tym, co napisała i dodam tylko kilka rzeczy ;)

Najważniejszym powodem, dla którego Max tak głęboko zapadł mi w serce było to, że był tak bardzo LUDZKI. Wrażliwy- ale czasem egoistyczny, oddany- ale czasem zapominający, troskliwy- ale nadopiekuńczy, kochający- ale niewierny, przywódczy- ale zagubiony, odpowiedzialny- ale popełniający elementarne błędy. Nie lubię go dla jego zalet. Lubię go wbrew jego wadom i pomyłkom, tak bliskim każdemu człowiekowi.

W moich oczach postać Maxa przez cały serial poprowadzona była dość logicznie. Jasne, parę gaf scenarzystów sprawiło, że szeroko otwierałam oczy ze zdumienia w niektórych scenach (np. w Departure, kiedy K4 idzie do granolithu, aby odlecieć a Max opiekuńczym, ramieniem obejmuje Tess, kiedy chwilę wcześniej ze łzami w oczach żegnał Liz- matko, co to było???), ale generalnie każde jego zachowanie, każde słowo i gest były dla mnie zawsze bardzo łatwe do zrozumienia. Nie powiem, że zawsze mi się podobały (oj, nieeee), ale zawsze umiałam je wytłumaczyć. To wszystko było dla mnie tak oczywiste! I próby odsuwania od siebie Liz, i noc z Tess, i adopcja Zana, i ciągłe walki z Michaelem i wykorzystanie Langleya... Mimo, że to tylko „głupawy, amerykański serial dla nastolatków”, ileż podobnych sytuacji widziałam obok siebie!

Wydaje mi się, że kluczem do zrozumienia, docenienia i pokochania tej skomplikowanej postaci jest doświadczenie, wiek, świadomość, że życie nie zawsze jest czarno-białe, i że nie zawsze ludzie postępują tak jak wg nas powinni czy tak jak należy. To smutna, ale prawdziwa rzeczywistość. Wbrew pozorom Max nie jest bohaterem idealistów i romantyków, nie potrafiących sprzeniewierzyć się wyznawanym wartościom. Przy takim nastawieniu Max to rzeczywiście kompletny palant. Dlatego moim zdaniem właściwego Maxa zrozumie tylko osoba, która wie, jak łatwo wpada się czasami w pułapkę własnych emocji i racji. Jak łatwo w pewnych sytuacjach o głupi błąd, kosztujący potem bardzo dużo. Jak wiele trudu przysparzają pozornie proste decyzje. Tylko osoba, która na ludzkie zachowania potrafi spojrzeć poprzez pryzmat okoliczności im towarzyszących, czasem mających większe znaczenie niż czyn będący ich konsekwencją.
caroleen

Jak zobaczyłam pierwszy raz Jasona (Maxa) to pomyślałam, że on naprawdę idealnie pasuje do roli kiosmity, to jego spojrzenie takie tajemnicze ach...Zgodzę się tutaj z sia, ja również uważam, że to jeden z najprzystojniejszych facetów jakich widziałam w życiu, a może nawet najprzystojniejszy.
Jest taki śliczniutki po prostu boski:)
A co do Maxa to nie będę się rozpisywała, zgadzam się w 100% z Elą. Uważam, że super to napisałaś nie można było lepiej.
madziulka

Moim skromnym zdaniem Max (a dokładniej Jason) to jeden z najprzystojniejszych facetów jakich widziałam w życiu. Piękne, głępokie spojrzenie - takie jakie Sia lubi najbardziej :-) Jeszcze tylko jeden facet na Świecie potrafi rzucać podobnym spojrzeniem - Stuart Townsend, ale to nie czas i miejsce aby się o nim rozpisywać ;-))
sia

do niedawna myślałam,że Max zrobił dobrze odając Zana,jednak po głębszym zastanowieniu można od razu stwierdzić,żę był to wielki błąd.Nikt się nim nie zajmie tak dobrze jak rodzony ojciec(nawet najleposza rodzina).
P.S.:maria_deluca-śliczny avatar:-)
Elizabeth

Kwiatku(zabij jeśli nie pozwalasz tak do siebie mówić) masz rację! Trzeba mieć ten olej i instynkt. Więc, czy Max nie poczuwał się do roli ojca ? Nie neguję, nie chcę rozpętać wojny;)
maria_deluca

Ach, no i odrobine oleju w glowie ;)
Kwiat_W

No moze jeszcze cos o dziecku...
Oddanie Zana do adopcji w zaden sposob nie przyczynia sie do zwiekszenia jego bezpieczenstwa. Max i spolka maja wielu wrogow, jesli cos dziecku grozi to oddajac go do adopcji Max wystawia dzieciaka do odstrzalu. Sorry ale przeciesz kosmitom czy jakims sluzbom specjalnym nie sprawi duzego klopotu odnalezienie malucha. A kiedy bedzie pod opieka nieswiadomych przybranych rodzicow t tak naprawde nic go nie chroni. Tess udowodnila, ze dzieckiem mozna sie opiekowac. Uciekla obcym z Antaru a na ziemii pokazala U.S.Army gdzie raki zimuja. Dla chcacego nic trudnego. Trzeba miec jednak instynkt macizynski, czy tez ojcowski.
Kwiat_W

No sory, ale ja tez uważam że lepiej iż Max oddał Zana do adopcji, z Liz i Maxem nie miał by przyszłości, ciągle w biegu w obawie o własne życie, po za tym Liz by też cierpiała bo sama Maxowi powiedziała że boli ją to że cały czas mówi tylko o Zanie, a to jej przypomina o tym że ja zdradził, a wcale je nei zdradził, bo to już przy temacie Liz mówilam i powtórze tutaj że sama go wepchnęła w ręce Tess i nei powinna mieć do niego pretensji, zwłaszcza że mimo wszytsko jest tylko facetem! No i i widzał na własne oczy że Liz spała z Kylem, no bo tak to wyglądało! Po za tym ojciec Maxa go zapewnil że Zan trafi do dobrej rodziny która będzie go kochała a nie do domu dziecka... zlitujcie sie... bo zaczynacie przeistaczać fakty... Ela, masz całkowitą racje i gratuluje zajefajnego opisu Maxia :)
Czips

Ech nie chce mi sie juz pisac o Maxie... swego czasu napisalem o nim juz wiecej niz nie jedna dreamerka. W skrocie...
Max w pierwszym sezonie byl bardzo fajny i sympatyczny, pozniej chyba zacza cpac bo wykreca takie numery, ze trudno to inaczej wytlumaczyc ;) Madry i odpowiedzialny? HAHAHAHA
Max zdradzil Liz? HAHAHAHA Jesli juz to raczej chcial zdradzic Tess, bo Tess, uwaga, BYLA JEGO ZONA!!! :)
Oddal dziecko? Tez uwazam, ze to bylo wygodne, a przede wszystkim kolejna objawa jego "odpowiedzialnosci i rozsadku". Hehehe
A Maxa jako Krola pewnie mozna porownac do Husajna :) Jednej rzeczy Maxowi zazdroszcze... tego co bylo miedzy nim a Tess :)

Nie chce sie wdawac w zadna dyskusje, to tyle.
Kwiat_W

Szczerze mówiąc to rozumiem punkt widzenia osób które nie są w stanie znaleźć wytłumaczenia dla "motywów" postępowania Maxa pod koniec 2 a zwłaszcza w 3 sezonie. Był postacią- w sensie konstrukcji- pozbawioną jakiejkolwiek konsekwencji i ciągłości, bardziej nawet niż Tess. Max z 1 sezonu nie ma nic wspólnego z tym z 2, o trzecim litościwie nie wspomnę.
Tłumaczenia "zmienili się, dojrzeli" zawsze wzbudzały mój pusty śmiech. Dojrzewanie, my ass. Włamywanie się do sklepu z bronią w ręku i narażanie swojej "bratniej duszy" na śmiertelne niebezpieczeństwo. Wypinanie się tyłkiem na rodziców którzy zgarnęli go nagiego z pustyni i stworzyli dom o jakim niejedno dziecko może tylko marzyć. Merlinie!
To że nie znienawidziłam Maxa tak jak większość osób zawdzięczam tylko temu że zapamiętałam go takim, jakim był w 1 serii a swój żal przelałam na twórców którzy zarżnęli jego postać.
Lonnie

Elizabeth, megg - dziękuję! wkońcu ktoś mnie poparł. Można negować, można się kłócić o to co zrobił Max Liz, jak traktował siostrę czy przyjaciół.. ale jednego mu wybaczyć nie można, Zana. Przepraszam Elu, ale jakby nie zrobił jej dziecka, to by nie było mieszkania w motelach, ucieczek i strachu. Od tego trzeba zacząć. Elizabeth - całkwoicie się zgadzam z tym ogniem i wodą. Megg - tak, masz totalną rację! Dziecko to odpowiedzialnośc, a życie w jednym domu z 13-ściorgiem(przynajmniej) innych dzieci, i posiadanie 8 matek naraz wcale nie jest tak słodkie.

"Pewnie, Max i Isabel wychowali się w iście patologicznej rodzinie." - Max i Is mieli takie szczęście jak nikt, szczęście 1 na milion, filmowe szczęście. Po co Max robił jej dziecko? JAKIM MĘŻEM DLA LIZ BĘDZIE NIEODPOWIEDZIALNY FACET? skoro sama wypisujesz takie rzeczy, to jak możesz go chwalić? Litości!
maria_deluca

No tak, ojciec Maxa, prawnik z wykształcenia, z pewnością odda swojego wnuka w ręce kogoś pokroju pijanego Hanka. Więcej takich przykładów a wbijesz mnie w podłogę ze śmiechu. Odpowiedzialność i miłość ojcowska polega na tym, by zapewnić najlepszą ochronę swojemu dziecku. NIKT nie przekona mnie, że Max, który całe życie będzie zbiegiem i uciekinierem, jest w stanie zapewnić bezpieczny dom i spokojne dzieciństwo synowi.
Ela

Tylko że nie każdy ma tyle szczęścia co oni. Michael na przykład nie miał za bardzo... A spędzenie dzieciństwa w jakimś uroczym domu dziecka, jest cudowną perspektywą, prawda? Poza tym bycie ojcem polega właśnie na tym, że jest się za dziecko odpowiedzialnym i się je wychowuje i chroni, a nie zrzuca odpowiedzialność przy pierwszej nadarzającej się okazji. I NIKT mnie nie przekona, że jest inaczej!
megg

Pewnie, Max i Isabel wychowali się w iście patologicznej rodzinie. A mieszkanie z maleńkim dzieckiem w motelach, ciągła ucieczka przed agentami FBI, strach, że w razie złapania Zan znajdzie się w probówce jako preparat do badań jest wspaniałym dzieciństwem, takim jaki można życzyć wszystkim dzieciom.
Ela

Nom, i ja sie też z Wami zgadzam. I dobrze, że mi przypomnialaś, maria_deluca, bo zapomniałam o tym napisać- oddanie dziecka do adopcji totalnie już u mnie skreśliło Maxa. Oczywiście znajdą się tacy, którzy napiszą, że tym samym pozwolił Zanowi na normalne i bezpieczne życie w "rodzinie Ziemian". Ale jak dla mnie, to takie myślenie jest trochę zbyt optymistyczne. No i wygodne.
megg

"Zawsze staramy się znaleźć wspólne cechy Maxa i Michela"-jak dla mnie byli jak ogień i woda.Zgadzam się w zupełonści z maria_deluca.
Elizabeth

"Ważne żeby w porę je dostrzec, przyznać się do nich i umieć je naprawić." taaak? oddanie dziecka do adopcji, czyli pozostawienie go wśród gromady dzieci i skazanie na patologię i brak ciepła to naprawienie błędu ? przesada
maria_deluca

ja Maxa bardzo lubilam. choc czsami byl zbyt pewny siebie i uwazal ze to on ma racje a tak napradwe jej nie mial...i wkurzlam mnie ta jego odpowiedzialnosc za WSZYSTKICH!!! czy in nie mial innych problemow? ale i tak go lubilam;)
zafiro

Wcale nie musisz przypominać, maria_deluca. Bigotów i bezmyślnie przyjmujących każdy wypowiedziany bezsens, czy to z ambony czy środków masowego przekazu, mamy u nas na pęczki. Ja przypomnę Ci najważniejsze przykazanie. „Kochaj bliźniego swego...itd.” Dla mnie najbardziej wartościowi są ci, którzy (bez zbytniej pobożności) dostrzegają innych wokół siebie, niosą im pomoc i kochają ich całą duszą. Wiesz co jest charakterystyczne dla dreamerek, prawda ? Zawsze staramy się znaleźć wspólne cechy Maxa i Michaela. Bo oni bez siebie nie istnieli. A argument „Michael to Michael”, przypomina raczej przedszkolne „nie bo nie”, niż rzeczową dyskusję na argumenty. I wszyscy popełnimy „straszliwe” błędy. Ważne żeby w porę je dostrzec, przyznać się do nich i umieć je naprawić.
Ela

Nie będę zbytnio komentować poniższego komentarza. Wciąganie tutaj Harry'ego Pottera nie ma najmniejszego sensu.
Liz_Parker

Totalnie się nie zgadzam. Ktoś, kto bawi się w seks bez zabezpieczeń wcale nie jest odpowiedzialną osobą. Popełnił straszliwy błąd, przez niego zagrożeni byli wszyscy. I on, i Michael, Isabel i Tess oraz dziecko. Dziecko, czyli niewinna istota. Czy to mało? "wkopał" w to wszystko Liz. Stwarzał bez przerwy problemy. A to, ze kłócił się z ojcem, to był wyjatkowo głupi pomysł. Wyłącznie jego wina. I wcale nie jest "mocniejszą siłą swojego przyjaciela", Michael to Michael. Może i kumplami byli dobrymi, ale michael to Michael. I wcale mi się nie podoba mi się robienie z Maxa niewiadomo kogo. P. s - odnośnie pobożności Maxa... nie przesadzajmy.."Czy przez to sam nie jest bliżej Boga ? " przypominam, ze religia chrzęscijańska zabrania wierzenia w różne rzeczy, tak samo jak i Roswell, kosmici. Nie wierzycie? to włączcie TV i posłuchajcie co ma do powiedzenia papież an temat Harrego Pottera. Wierząca nie jestem, uwazam papieską negację za bezsens, ale to chyba coś? Radzę się zastanowić
maria_deluca

Poprzednie | 1 | 2 | 3 | 4 | Następne