Nowości

:: Liz Parker

 23.6.2005 | alex
Hej. Ja już jestem po sesji :) I postaram się nadrobić stracony czas... Uznałem, że najbardziej logicznym krokiem będzie zapytanie was, co sądzicie o poszczególnych bohaterach... Co w nich lubicie, a czego nie. Jakie podobały sie wam sytuacje z ich udziałem, a w jakich ich nie trawiliście. Czy zmienił się przez te trzy serie, nie tylko fizycznie, ale i psychiczne... No pytań może być setki, ale tu chodzi najbardziej o waszą wypowiedź. Sami wiecie, co chcecie napisać...
Dziś na pierwszy odstrzał idzie główna bohaterka (kolejność reszty będzie przypadkowa!), czyli Liz Parker.
Tak na wszelki wypadek dodam, że jeżeli ktoś nie wie, kim jest Liz Parker, to zapraszam do działu (to tak półżartem - półserio):
1. Bohaterowie.
2. Aktorzy.
3. Galeria.

Jedna sylwetka - jeden tydzień, żeby było sprawiedliwie. A więc chwytajcie klawiatury...

Dodaj komentarz


Wasze komentarze

Poprzednie | 1 | 2 | 3 | Następne

Nan, kotek, dokonałaś swoistej naditerpretacji, przedstawiając Liz w zderzeniu z Maxem i naginając fakty do swojej niechęci do niej. Chociaż nie bardzo w to wierzę, bo przeciez Liz w twoim "Powrocie do domu", jest przesympatyczna :)
Chips, na litośc boską, Max i Liz to nie króliki żeby mieli starać się o przedłużenie gatunku...
Ela

Heh, jak tak czytam wasze wypowiedzi to wydaje mi się, że oceniacie Liz bardzo pobieżne, nie wchodząc głębiej w motywy. Wszyscy czymś się kierujemy, czasem skutki trudno przewidzieć. Ważne by dostrzec intencje i co w efekcie udało się osiągnąć. Wtedy taka ocena ma jakiś sens. Można kogoś nie lubić za jego wzrost, kolor włosów, pewne cechy charakteru, jakie nas drażnią, ale patrzmy na ludzi poprzez pryzmat tego co robią, dla siebie i innych.
Np. „nie lubię jej, bo płacze” W wyniku stresu, leku, bezradności reagujemy przeróżnie. Można się zastanawiać dlaczego zamiast płakać nie rzuca np. w ścianę talerzami... Niewielu się zastanawia, co powoduje ten płacz i jak pomóc go ukoić.
Czasami drogi dochodzenia do założonego celu są niezrozumiałe dla innych, ale gdy widzi się, że ten cel został osiągnięty, to chyba powód do satysfakcji. Prawda ?
I w tym kontekście zmierzam do Liz. Ujęła mnie od pierwszych chwil. Początkowo przerażona nową sytuacją – uratowana przez kosmitę który był dla niej wielką niewiadomą, zaskoczona rodzącym się między nimi uczuciem i koniecznością zachowania w tajemnicy istnienia jego i jego przyjaciół - w ciągu całego serialu przechodzi wielką metamorfozę. Daje jej to radość ale przynosi, jak w życiu, także cierpienie. Ma 16 lat, kochających rodziców, żyje w poczuciu bezpieczeństwa i nagle ten spokój zostaje zburzony, musi szybko dojrzeć, wziąć na siebie odpowiedzialność, która często ją przerasta. Zresztą położyłaby zapewne i dorosłego.
Paradoksalnie, ta eteryczna wrażliwa dziewczyna staje się oparciem dla rozchwianej emocjonalnie i niepewnej Marii, jest najlepszą przyjaciółką Alexa, to dzięki subtelnemu podejściu, zakochany w niej Kyle stał się jej oddanym powiernikiem. I wreszcie dzięki jej rozsądkowi i konsekwencji, Max i pozostali kosmici mogli czuć się bezpiecznie pod opieką szeryfa (podświadomie wiedziała, że może mu zaufać gdy Pierce uwięził Maxa).
Wydawało się, że jest najdelikatniejsza ze wszystkich, lecz przekonaliśmy ile trzeba siły i hartu ducha, żeby dla dobra ratowania symbolicznego świata i życia przyjaciół, zrezygnować z miłości do ukochanego chłopaka.
Wbrew pozorom ta decyzja wzmocniła ją, pozwoliła wykryć mordercę Alexa, pomogła scementować sypiącą się przyjaźń i odzyskać Maxa. Osiągnęła cel.
A przy tym miała w sobie tyle wdzięku, naturalności i ciepła, że nie sposób było jej nie pokochać. I nie zaufać. Przekonali się do niej najbardziej jej niechętni. Michael, Isabel, a nawet Tess. Liz to najjaśniejsza postać serialu, najmniej kontrowersyjna. Była takim dobrym katalizatorem - łagodzącym problemy innych, i łańcuszkiem wiążącym wszystkich razem. W serialu została niemal wyidealizowana, za to w f-f często autorki nadawały jej bardziej drapieżne rysy charakteru.
Ela

Co jeszcze teraz napiszę po przeczytaniu komentów na co sama nei wpadłam to właśnie to że robiła z siebie tą cierpiętnicę ale gdyby nie posłuchała Maxa z przyszłości to by sie nic nie zmieniło i by była wielka miłość... a sama sobie zawaliła.. bo niby co ona sie w mniemaniu Maxa kochała z Kylem a on miał pozostać w celibacie do końca życia? No nie... ale na to to nawet jakbardziej zakochany facet by nei poszedł... bo przecież o przetrzymywaniu gatunku na tym świecie chodzi :D hihi
Czips

Liz - he he he. Na początku szalenie ją lubiłam. Potem zaczęła mnnie irytować a teraz po prostu jej nie lubię, ale niestety muszę tolerować (nie lubić głównej bohaterki serialu... grzech;)). Nie podobało mi się ta jej potulność, to zachowanie jakby była Alfą i Omegą, a już zwłaszcza denerwuje mnie jej postawa męczennicy - "hej, ja cierpię! Ja cierpię dla was, a wy co?!". Nie podoba mi się to, że nie mogła się zdecydować co do Maxa - po TEOTW. Co u licha ciężkiego, jak jej zależy - to niech stanie na głowie, zaprzyjaźni się z Tess i zatrzyma ją, ale niech nie okłamuje Maxa. Jeśli nie zależy, to niech da sobie siana na całej linii, a nie tylko częściowo (patrz Sean). Potem też mam jej wiele do zarzucenia - skoro tak bardzo zależy jej na Maxie i na tym, żeby mu pomóc, to przepraszam bardzo, ale pretensje powinna już mieć tylko do siebie. W końcu to była jej decyzja, że weźmie w tym udział, więc niech nie zwala winy na innych. A jej tekścik, że skakała z mostu? No i co z tego, Max też skakał - i to nie ona była u FBI, tylko on. A ona go zostawiła. Jasssne. Busted. Hm, kolejna rzecz przeciwko Liz. Ona taka nieszczęśliwa, taka smutna, że Max ją zdradził, ale raaany, to ona była pierwsza i ona rzuciła pierwszy kamień. Odpycha Maxa w Destiny (nie powinna była ruszać się od niego na krok), potem zachowuje się jak ostatnia świnia (mówię o nieodezwaniu się do Maxa przez lato po Destiny), następnie ta zdrada w TEOTW (bardzo mi przykro, panno Parker, ale sama skopałaś sprawę), i to nie ona gryzła się widokiem Maxa z Tess, tylko Max gryzł się widokiem Liz z Kyle'm. Wielkie dzięki. A co do 4 AAB - ja wam powiem, jal było naprawdę - to nie żadne współczucie sprawiło, że głosowała na "nie" - to tylko chęć pokazania, jaka to ona dobra i wspaniałomyślna >:)
No dobrze. Gołymi rękami udusiłabym tą Liz z drugiej serii w górę. W pierwszej serii jeszcze była jako-tako.
Posiekany post? Jak najbardziej. Krótko mówiąc naprawdę za nią nie przepadam...



Tess - chyba odrobinę przesadszasz z tym "wyróżnianiem się pod wieloma względami" - nieco skromności... :P
Nan

no jasne, anko^^ [fanko m5 w dodatku;] ] ja mam conieco do napisania o każdym [no, prócz Alexa, bo niestety nie widziałam serialu jeszcze z jego udziałem;(]
martunia

Czy kolejność jest taka ważna? I tak dojdzie do każdego, i tak. O każdym mam coś do napisania, bo przecież "Roswell" to nie tylko Michael czy Liz ;-).
anka^^

Wiesz {o} wcale nie. Ale nietaktem była wykasowanie tamtych moich komentów. Skoro i moje to trzeba było i swoje. A tak wyszło że pięknie Ci przyklaskałam, a to nieprawda. Wesz naprawdę odnoszę wrażenie że bardzo Ci przeszkadza że wyróżniam się pod wieloma względami i zawsze mam swoje zdanie. Może się mylę, a może nie. Ale to nie było fair.
Tess

Tess - to już zakrawa na złośliwość. Nie po to zwraca ci się uwagę, abyś wciąż robiła to samo.
{o}

Oooo właśnie Cicha to że nie powiedziała Alex'owi prawdy! Ale mnie to wkurzyło jak cholera!! Albo z Michael'em jak było to już mnie wtedy szlak na całego trafił!!
Ale też właśnie bardzo podobało mi sie jak walczyła w dociekaniu prawdy i jak zagłosowała żeby nie wydawać Tess FBI! Bardzo sobie zaplusowała u mnie!
Ogólnie są momenty w którym pannę Parker bym udusiła gołymi rękami a są i takie w których jest na piedestałku. Nio są jeszcze momenty migdalenia się wiadomo z kim ;-) co mnie troszke wkurza, ale ogólnie to jest oki. Postać Parker wnosi do serialu tyle ile postać innych bohaterów.
Tess

Najbardziej podobała mi się, gdy walczyła o prawdę o śmierci Alexa, na przekór Maxowi i innym, gdy poświęciła swoją miłość, by ratować przyjaciół w najgorzym odcinku "Roswell", którego nie mogę oglądać (jest jeszcze 'White Room"), czyli w "TEOTW"
Najmniej, prawie przez cały III sezon. Była najbardziej niezdecydowana, miała huśtawkę uczuć i emocji. Hmm, no ale spadobał mi się jej gest w przedostatnim odcinku III sezonu, w głosowaniu o tym czy zabić Tess czy zostawić ją przy życviu, była na 'nie" i wątpię, by sugerowała się zdaniem Maxa. Liz Parker to moja ulubiona bohaterka, mimo że miała dużo wad ;-). Lubiłam słuchać jej przemyśleń i fragmnetów z pamiętnika, zawsze były trafne i dawały do myślenia.
anka^^

Moja sympatia do Liz przechodziła różne fazy. Na poczatku ją lubiłam, potem nie, potem trochę tak, a teraz jest mi raczej obojętna. Nie dostrzegam w jej charakterze nic nadzwyczajnego ( To, że jest strasznie wrażliwą osóbką i emocjonalną to dla mnie niezbyt duży argument, bo nie przepadam za tak zwanymi wrażliwcami).

Za co jej nie lubiłam?
- Za zachowanie w "Busted". Pierwsze syndromy mojej niechęci do jej charakteru ujawniły się po tym, jak właśnie w tym odcinku najpierw mówiła Maxowi, że bardzo ją zranił, a po paru minutach leżała z nim na molo jakby nic się nie stało. Nie znoszę faktu, że tak łatwo wybaczyła zdradę (Fakt wybuchła w 'Changes', ale to już dla mnie trochę po ptakach było).
- Wykorzystanie Seana. - O tym nie mogę zapomnieć. Migdali się z nim na kanapie, aż tu nagle mówi 'Max Evans mnie zranił.'
- Zachowanie w stosunku do Alexa. Nie twierdzę, że powinna była mu powiedzieć prawdę, ale jeśli już wciągnęła go przez proszenie go o pomoc, to powinna mu wyjaśnić (To się tyczy także innych, chociaż nie do końca, bo żadne z nich mu nie obiecało, że wyjaśni co się dzieje, a ona tak.)
- Kontrowersyjne 'Nie' w głosowaniu. Jak dla mnie nie powinna w tej sytuacji mieć żadnych skrupułów (Akurat w tej sytuacji przemawia część mojej osobowości, bo z reguły nie wierzę w wybaczanie i dawanie drugiej szansy.).
- Ostatnia sprawa, to jej propozycja, żeby 'zrestartować Michaela'. Nie jestem wielką fanką serialowego Guerina, więc nie przemawia mną złość, że Liz ośmieliła się tak powiedzieć o 'kochanym Michaelu'. Zdenerwowało mnie to, że zaproponowała zabicie jednego ze swoich przyjaciół (w końcu należał do grona jej znajomych.) Czy nie wpadła na pomysł, że skoro Max nie był w stanie odratować Alexa po tym jak zabiła go Tess (kosmitka!), to z przywróceniem Michaela do żywych po tym, jak sam by go zabił (śmierć zadana przez kolejnego kosmitę!) miałby takie same trudności? Poza tym zaproponowanie zabicia chłopaka swojej najlepszej przyjaciółki? Nietakt całkowity.

Co w niej lubię?
- W pamięci zapadła mi scena z "CDTB", gdy była gotowa zabić Maxa. Chyba moja ulubiona scena z M&L.
- Walka zwiazana ze śmiercią Alexa - Czasami działała zapominając o uczuciach innnych , ale podobała mi się jej reakcja. (Niezapomniana scena z "CYN" gdy oglądała zdjęcia. Ach!)
- Podobało mi się, jak w Busted powiedziała Maxowi, że nie jest w stanie porzucić dla niego swojej rodziny. (Co z tego, że potem stała się największą buntowniczką Roswell, ale i tak jakoś te jej słowa przywróciły mi nieco wiary w jej postać.)
- Zrozumienie, jakim obdarzyła ojca, gdy dowiedziała się o jego ciemnej przeszłości.

Więcej nic mi nie przychodzi do głowy, ale tak ogólnie to postać Liz jest mi raczej obojętna.
Cicha

co mi się w Liz podobało?
ufność, dobroć i niezrównane wygłupy z Marią;]
a co mi się nie podobało?
te skrajności, w które często popadało.

liz jest bardzo ciekawą bohaterką serialu. z jednej strony - oddana, ufna, przyjacielska, miła, pomocna... a z drugiej - pełna wątpliwości, wahań, niepewności... nigdy nie wiedziała co sądzić o Maxie i Tess, o zachowaniu ojca, czasem w ogóle o całym jej życiu. Dużo naszczęścia uświadomiła jej Maria, która potrafiło trzeźwo patrzeć na świat w nieciekawych dla Liz momentach... zdarzało się również, że wyolbrzymiała swoją boleść robiąc z siebie, co już wiele razy tutaj padło, męczenniczkę. Trudno jednak zrozumieć i oceniać zachowanie po tym, jak jej życie obróciło się o 180 stopni...
W zasadzie możemy z pewnością powiedzieć jedno: Liz kochała Maxa. Nigdy nie miała co do tego wątpliwości, co najwyżej bała się, czy ta miłość jest odwzajemniona. A co do wątku z Tess... no cóż, w tym wypadku zawiodła Liz zarówno jej bezgraniczna ufność jak i pokora. Przecież powinna wtedy walczyć i ufać Maxowi, a w zasadzie było odwrotnie. Ale, jak już powiedziałam, nie sposób oceniać zachowanie Liz po pamiętnych wydarzeniach w Crashdown...
Ja muszę powiedzieć, że osobiście lubię Liz, mimo, że, a może własnie dlatego, nie była idealna.
martunia

Liz na pewno nie stawiam na pierwszym miejscu! Wszyscy bohaterowie są dla mnie tak samo ważni, mam tu na myśli Michael'a, Marie, Alex'a, Isabel, Kyle'a, Tess, Max'a no i oczywiście Liz. Nio jeszcze Jim i spoczko była Amy.
Nio ale to o Liz ma być ;-) Baprawdę bardzo wartościowa, utalentowana, mądra. Podziwiam ją, ale głupio postępowała i to nie raz. Wspaniała przyjaciółka, córka..... Wiele emocji we mnie wzbudza ta postać.
P.S. Ale czekaj jak mnie nie będzie przez 2 tygodnie chyba to później mogę dopisać swoje komenty przy kolejnych bohaterach?????
Tess

Sama nie wiem czy lubię Liz czy nie. Właściwe była główną bohaterką serialu i troszkę ją lubię. To właśnie ona i jej charakter wniosły bardzo dużo do tego serialu i gdyby jej nie było Roswell nie byłoby takie samo. Ale naprawdę bardzo dużo razy mnie wkurzyła. I już zupełnie nie potrafię zrozumieć jej postępowania w drugim sezonie. Jeśli kochała Maxa to powinna z nim być. Dlaczego wogóle nie zwracała na to uwagi, jak mówił, że nie kocha Tess tylko ją? Bo uparcie musiała pamiętać o tym, że jak będzie z Maxem to będzie koniec świata. Jeśli Max z przyszłości nie przyszedłby do niej tak właśnie by postąpiła i wtedy wszystko by było tak jak miało być. A nie, że ona musi zmienić przyszłość i jeszcze nic nikomu o tym nie mówiąc i raniąc wszystkie najbliższe jej osoby. Według mnie to od samego początku nie miało sensu.
I chyba najwięcej Liz zrozumiała dzięki Seanowi. Cieszę się, że byli razem, chociaż bardzo krótko. Wiedziałam, że nie będą razem na zawsze, bo Liz kochała Maxa, ale właśnie dzięki dzięki niemu zrozumiała czego naprawdę chce.
O i właśnie, jak już ktoś to napisał, bardzo podobało mi się to co pisała w pamiętniku, szczególnie na początku pierwszego sezonu. Zresztą wtedy na początku nawet ją lubiłam. Ogólnie Liz była według mnie bardzo dziwną postacią. Raz była bardzo pewna siebie i odważna, a zaraz później była totalnie niezdecydowana i nie wiedziała czego chce. Nie wiem co o niej myśleć... :)
Lissy

Liz...nie jest moją ulubioną bohaterką, ale bardzo podoały mi się jej przemyślenia dotyczące życia, świata, najczęściej poznawaliśmy je na końcu wielu odcinków, albo wtedy gdy pisała pamiętnik. Jeśli chodzi o konkretną scenę.....to powtórzę się (bo czytałam to we wczesniejszym komencie) - scena to oczywiście ta, w której Liz rzuciła Tess na ścianę, a najlepsze były te słowa "get up bitc*" heee no to mnie powaliło:P z jednej strony zypełnie nie pasowały do grzecznej Liz, ale z drugiej, w trzeciej serii ta grzeczna dziewczyna ustępowała odmiennej części charakteru panny Parker.
A najbardziej mnie wkurzało ( i tu znów powtórzę przedmówców:P) to że robiła z siebie męczennicę i w zupełnie nieodpowiednich momentach poświęcała się niby dla dobra sprawy zapominając o sobie...zamiast walczyć o związek z Maxem jeśli go tak kochała, oddała go Tess :/ no i to chyba było na tyle:D jak będzie o Brendanie to tu walne referat :D:D:D
katemusic

Hmm... Liz Parker... pomyślmy... taak... to przez tą malutką osóbkę najwięcej łez wylewałam przed telewizorem... czasami mnie wkurzało właśnie to że nie potrafiła się postawić dopiero pod koniec III sezonu jak megg zauważyła wygarnęła Maxowi co o tym wszytskim myśli... Podobało mi się bardzo to jak dotrzymywała tajemnic :D:D hehh.. ale tak na poważnie to sądze że była oddaną zagubioną troszeczkę w samej siebie przyjaciółką... co do wyglądu to oczywiście nienaganny zwłaszcza na balu maturalnym... co jeszcze... a no tak podobało mi sie w niej to jaki miała stosunek do Tess... bo nie znosiłam babeczki przykro mi to przyznać nawet mimo tego że wywaliła w kosmos całą Jednostkę Specjalną... długo byłam też wkurzona na Liz za to jak postąpiła w odciknu TEOTW, ale po długich rozważaniach stwierdzam że zapewne zrobiłabym podobnie... heeh... Cała seria odcinków po śmierci Alexa już w stu procentach przekonała mnie do Liz... była jedyną która na prawde chciała wiedzieć co się stało z Alexem... nie lubiłam w niej też tego że była na początku tak strasznie niezdecydowana za nim nei zaczęła chodzić z Maxem.. tak chciała i nie mówiła i nie.. nei wiedziała kobita za co sie brać... :D No ale np w odcinku Sexual Headling totalnie mnei zaskoczyła i to mi sie podobało w niej... że już myślałam że ją rozgryzłam a jednak nie... No i ją poznaliśmy chyba jednak najlepiej bo jako jedyna zwierzała się z tego co czuje w pamiętniku :)
Czips

Liz :) na tyle co oglądałam serial od począku mi przypadała do gustu .. nawet to miglenie z Maxem mi nie przeszkadzało .. :D Oddana, przyjacielska, dobra, otwarta na ludzi, umiała wysuchać, pełna życia a jako przyjacióka Marii tworzyły super duet :)
No może troszkę wkurzała mnie rola jej jako takiej 'pokutnicy' :) ale tylko to...
Magea

Wiedziałem, ze tak będzie :P
ALEX_WHITMAN

Tak generalnie, to Liz lubiłam, ale czasami mnie strasznie wkurzała :P Była oczywiście świetną przyjaciółką, bardzo lojalną, itd. Lubilam te momenty, w których się wyluzowywała (np. w kręgielni z Seanem) i jak była z Marią i Alexem. Denerwowala mnie zawsze, gdy robila z siebie cierpiętnicę(Max z przyszlości) i podczas tych wszystkich slodkich scen z Maxem. Bardzo mi się podobalo, gdy potrafiła być zdecydowana (np.po śmierci Alexa) i jak wreeeeszcie wygarnęła Maxowi pod koniec III sezonu. Nie była moją ulubioną bohaterką, ale była ok. P.S. Przychylam się do prośby Olcika ;))))
megg

No uśmiech rzeczywiście ma fajny, jest świetną przyjaciółką... Ale mnie troszkę przeszkadzało, że była taka potulna, uległa, jej rozterki źyciowe, problemy z Maxem... Według mnie zamiast przeżywać to, że nie są razem, mogła o niego walczyć.
stokrotka

Panie Parker-Evans zawsze była i będzie moją ulubioną bohaterką.
-najlepsza przyjaciółka pod słońcem
-oddana innym
-zawsze szanowała innych
-jej miłość do Maxa była wspaniała!
-była odważna (skok z mostu,napad na sklep)
-gdy widziałam że ona się cieszy mi też robiło się lepiej na duszy...
-ogólnie takie osoby to na ziemi wyjątki ;-)
*WeRoNiKa*

Liz... Tak uśmiech miała cudowny... i gdy płakala... Najbardziej zapamiętane momenty - odcinek Destiny (cały), The End of the world - wtedy, gdy tańczyła z Maxem z przyszłości, gdy widziała Maxa całującego się z Tess w strugach deszczu, gdy rozmawiała w celi z Alexem... gdy walczyła ze wszystkimi, gdy chciała dowiedziec sie pradwy o jego smierci... jej smutek, jej łzy, jej uśmiech i smiech... Za to ją uwielbiam... Co miała w sobie złego.. Może ta chęć poswięcenia swojego szczęścia dla dobra innych... Bo uważam, ze każdy może byc szczęsliwy... Ciesze sie, że ona jest (patrz Graduation).
ALEX_WHITMAN

Hmm zgadzam się z *Tess*! Ale mnie wkurzył moment w tym kasynie co Liz wyskoczyła że mają po 17 lat..... i to bardzo.
Ogólnie Liz było spoko. Super przyjaciółka i wogóle. Ale nie podobało mi się jak postąpiła w przypadku FM. Nie powinna go słuchać, nawet on sam powiedział że wie co zdarzyło się w jego świecie..... I jeszcze to wparowanie do Valenti'ego jak miał sie pocałować z Tess. Myslałam że ją roztrzaskam znaczy Liz. Wogóle Liz nie była do końca zdecydowana czy być z Max'em czy nie. Niby chciałą dobrze, ale jakoś tak wcale nie wychodziło! Tylko mieszała jeszcze bardziej!!
Ale ogólnie ejst to postać pozytywna! Bardzo mi sie podobało jak dociekała po śmierci Alex'a co się z Nim działo i wogóle. Tak więc jak najbardziej lubię postać Liz Parker, choć popełniła wiele błędów.
Tess

Sory ze znowu koment prosze niech drugi bedzie Bren!! :):) to bede duzo pisac. :P
olcik

Co mi sie w Liz podoba ze umiala wysluchac i pomuc przyjaciolom w potrzebie miala fajny ciuch na balu.
Wkurzalo mnie migdalenie z Maxem w kazdej z scen no byl luz jak sie rozstali ale nadal do siebie ciagli. Podobalo mi sie rowniez ze walczyla aby spotykac sie ze swoim chlopakiem za wszelka cene.
olcik

Poprzednie | 1 | 2 | 3 | Następne