Balans - zakończenie
Moderators: Olka, Hotaru, Hotori, Hypatia
Dawno nie komentowałam tego ff Teraz już wiem czemu _liz tak się tego dopomina
Po pierwsze to muszę wyrazic swoje zadowolenie nad sceną z Maxam To było cudne Ok teraz mi powiedzcie gdzie się podziała Marta, która kiedyś uwielbiała Maxa? Puk puk... Chyba odeszła bezpowrotnie
I mam też zazdrosną Liz. Wspaniale opisane emocje i zachowanie brawo _liz! Poza tym nieświadomy niczego Michael So sweet A już ostatnie zdanie jest chyba najlepsze Chce się krzyknąc hurra
Czekam na jeszcze
PS.Jestem cacy! Nadrabiam komentarze!
Po pierwsze to muszę wyrazic swoje zadowolenie nad sceną z Maxam To było cudne Ok teraz mi powiedzcie gdzie się podziała Marta, która kiedyś uwielbiała Maxa? Puk puk... Chyba odeszła bezpowrotnie
I mam też zazdrosną Liz. Wspaniale opisane emocje i zachowanie brawo _liz! Poza tym nieświadomy niczego Michael So sweet A już ostatnie zdanie jest chyba najlepsze Chce się krzyknąc hurra
Czekam na jeszcze
PS.Jestem cacy! Nadrabiam komentarze!
Nie wiem, jak komuś mogłaby się nie podobać ta część Najpierw "kłótnia kochanków" potem zazzzdrosna Liz (musze przynać, że też myślałam, że wybuchnie ), a potem... happy end? No no, zobaczymy, jak na to zareagują w następnej części
Oczywiście nie powiem nic nowego, mówiąc, że Max mnie wkurza? I Liz z tym swoim wiecznym poczuciem winy też (Oczywiście Max bardziej ). Może... poślemy Maksia w jakąś długą podróż, czy coś? Nich on już zostawi Liz i Michaela w spokoju
Oczywiście nie powiem nic nowego, mówiąc, że Max mnie wkurza? I Liz z tym swoim wiecznym poczuciem winy też (Oczywiście Max bardziej ). Może... poślemy Maksia w jakąś długą podróż, czy coś? Nich on już zostawi Liz i Michaela w spokoju
"Wszyscy leżymy w rynsztoku,
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
Oj cosik długo nie ma nowych części, ale trzymam za słowo, że będzie coś w weekend, a wtedy będę .
Maxa mamy z głowy, po tym jak go przedstawiłaś w scenie "przepychanki' jasne jest co należy o nim myśleć w tym opowiadaniu. A Isabel w przeciwieństwie do braciszka okazuje zrozumienie i przyjaźń, hmm..., miła jest, co? Zawsze wolę, gdy Is okazuje "tę lepszą" stronę swojej osobowości. Lodowa księżniczka nie zawsze mi pasuje.
Liz pokazała pazurki, małe bo małe, ale jednak. Przeciwstawiła się (nienajlepsze słowo, ale nich będzie) zachowaniu Michaela. Nawet w serialu tą zazdrość o Tess Liz okazywała w bardzo ograniczony, "ocenzurowany" sposob.
Już niedługo weekend
Maxa mamy z głowy, po tym jak go przedstawiłaś w scenie "przepychanki' jasne jest co należy o nim myśleć w tym opowiadaniu. A Isabel w przeciwieństwie do braciszka okazuje zrozumienie i przyjaźń, hmm..., miła jest, co? Zawsze wolę, gdy Is okazuje "tę lepszą" stronę swojej osobowości. Lodowa księżniczka nie zawsze mi pasuje.
Liz pokazała pazurki, małe bo małe, ale jednak. Przeciwstawiła się (nienajlepsze słowo, ale nich będzie) zachowaniu Michaela. Nawet w serialu tą zazdrość o Tess Liz okazywała w bardzo ograniczony, "ocenzurowany" sposob.
Już niedługo weekend
Ze względów technicznych niestety nie będę w stanie dać wam dzisiaj kolejnej części Balansu. Właściwie dokładnie nie wiem, kiedy ją otrzymacie. Powód? Drobny wirus, który pokasował kilka plików, w tym "Balans". Jestem zatem zmuszona pisać kolejną część od początku. Dlatego pradopodobnie pojawi się ona dopiero pod koniec tygodnia.
Od razu powinnam zaznaczyć, że od jutrzejszego dnia pojawianie się jakichkolwiek opowiadań będzie rzadkie, a to dlatego, że zbliża się moja matura i muszę się do niej zacząć naprawdę przygotowywać. Prosze o wyrozumiałość i cierpliwość.
Od razu powinnam zaznaczyć, że od jutrzejszego dnia pojawianie się jakichkolwiek opowiadań będzie rzadkie, a to dlatego, że zbliża się moja matura i muszę się do niej zacząć naprawdę przygotowywać. Prosze o wyrozumiałość i cierpliwość.
16.
Jak zahipnotyzowana, odwzajemniała pocałunek. Niesamowite uczucie, unoszące ją wysoko i jednocześnie nie pozwalające oderwać się od ziemi. Oderwać się od niego. Boże, czy on musiał tak dobrze całować? Nie potrafiła stawić najmniejszego oporu. Wargi same posłusznie wypełniały żądania ust Michaela. Wyparowała nagle wcześniejsza furia, pozostawiając tylko niedosyt. Więcej! Jego zapach obezwładniał zmysły, smak uzależniał. Ten smak. To na pewno było Tabasco. Oh, zawsze wiedziała, że Michael jest pikantny. Nie sądziła, że aż tak dosłownie. Płuca paliły, domagając się potrzebnej dawki tlenu. Nie! Ona nie mogła się od niego oderwać, nawet jeśli miałaby umrzeć z braku powietrza. A zresztą, która potrzebowałaby tlenu gdy całował ją Michael Guerin? Coś zadźwięczało w jej głowie. Raz. Drugi. Może to jej skołatane myśli zaczęły teraz dźwięczeć z radości? Bo czuła, że wreszcie dostaje to, czego chce. Chociaż nigdy wcześniej nie podejrzewała, że może chcieć właśnie tego. Nie ważne, teraz to było nie ważne, póki miała ten rozgrzewający taniec ich warg. Niespokojny. Gwałtowny. Subtelny. Jak Michael... I ponownie ten natrętny dzwonek. Miała wrażenie, że Michael coś mruczy i ten pomruk wibruje na jej ustach.
- Liz! - głos Jose wdarł się do jej głowy – Zamówienie na piątkę!
Michael momentalnie się od niej odsunął, jakby jego też ocuciła brutalna rzeczywistość. Urywany oddech jeszcze dłuższą chwilę chciał być znów zatracony. Aż ponownie rozbrzmiał dzwonek zamówienia.
- Lepiej wrócę na salę – mruknęła nieprzytomnie Liz, teraz odzyskując powoli świadomość tego, co się właśnie stało
Obróciła się na pięcie i błyskawicznie zniknęła.
Michael przez chwilę stał sparaliżowany. Kłębiące się w jego głowie myśli mieszały się z emocjami, które nagle się w nim wybudziły. Czy on właśnie pocałował Liz Parker? Zdaje się, że tak. W dodatku ona to odwzajemniła. A przypadkiem nie powinna się odsunąć, uderzyć go i pobiec do Maxa? Co się tu działo? To znów ta nieszczęsna więź coś mieszała? Czy on naprawdę miał ochotę ją pocałować? No dobrze, od zawsze miał tę dziwną chęć, żeby przyprzeć Parker do jakiejś ściany, ale to było naturalną fantazją. Teraz jednak niebezpieczna fantazja wchodziła w życie. To wina Parker! Całkowita. Gdyby nie odstawiała tych scenek ewidentnej zazdrości, o której sama nie miała najwyraźniej pojęcia. Gdyby nie drażniła go tak swoją osobą. Gdyby do cholery nie smakowała tak dobrze! Odchylił głowę do tyłu. Świetnie, teraz Maxwell go z pewnością zabije. Westchnął i wyszedł na główną salę. Spojrzenie odnalazło Liz, która krzątała się między stolikami. Na pozór zachowywała się normalnie, ale czuł jej spięcie i zdenerwowanie. Nie wiedziała jak powinna zareagować. Hmm, no to coś ich łączyło w tym wypadku. Lepiej było odłożyć tę rozmowę na później, bo oboje musieli co nieco przemyśleć. Usiadł przy stoliku, nawet nie zwracając szczególnej uwagi na Nat.
- Musiałem z nią pogadać. - rzucił niby wyjaśnienie
Stracił ochotę nie tylko na jedzenie, ale i na ten uroczy wcześniejszy flirt. Wszystkie myśli biegły w stronę drobnej brunetki i tego dziwnego wrażenia drgającego w nim. O tak, więź z pewnością miała z nich niezły ubaw. Tylko co teraz z tym zrobić? Zignorować? Chyba tak będzie najlepiej. Najbezpieczniej.
- Uhu. - Nat przesunęła spojrzenie z niego na Liz i pokręciła głową – Mogłam się od razu domyśleć.
Michael uniósł brwi, nie mając pojęcia o czym znów ta czerwonowłosa mówi. Domyśleć czego? A Natalie tylko się uśmiechnęła i niczym oczywisty fakt, stwierdziła:
- Weszłam na zajęty teren.
Teraz już całkowicie nie rozumiał. Kobiety i to ich dziwne słownictwo, którego pewnie nawet Enigma by nie rozszyfrowała. Jaki znów teren? Crashdown? Chociaż z wyrazu jej twarzy domyślał się, że chodzi o niego. Tylko niby jak był zajęty? Zauważył jak spojrzenie Nat przesuwa się znacząco na Liz. Zaraz... Czy ona...
- Chyba sobie kpisz. - prychnął
- Tak? - uniosła brew w rozbawieniu – Więc Liz nie była zazdrosna o ciebie? Nie poszedłeś za nią, żeby ją uspokoić? - doskonale wiedziała, że ma rację i nawet ją bawiło, że uświadamia w tym Michaela – Nie całowałeś jej?
- Skąd ty... - nie wierzył, że właśnie to powiedziała – Skąd wiesz?!
Ale ona nawet nie drgnęła. Miała całkowitą pewność, że dobrze od początku odczytywała ich zachowanie. Sami przed sobą bali się do tego przyznać, może nawet nie dostrzegali oczywistej prawdy. Jednak był między nimi ten dziwaczny magnetyzm, który chyba mocno dawał im się we znaki. Powinna już na samym początku odsunąć się i pozwolić, żeby to oddziaływanie między nimi miało pełną swobodę działania. Pasowali do siebie. Chociaż pozornie całkowicie przeciwni, nieznoszący się, wciąż się sprzeczali, tak naprawdę uzupełniali się idealnie. Oboje równie skryci i zdystansowani, z niezaleczonymi ranami, silni psychicznie, nie pozwalający innym sobie pomóc. A chyba jednak tak bardzo potrzebujący się wzajemnie. Uśmiechnęła się pobłażliwie.
- Wmawiaj sobie co chcesz Michael. - powiedziała spokojnie – Ja ślepa nie jestem.
Wstała, nie czekając nawet na komentarz Michaela. O ile by się go doczekała. Jej słowa dźwięczały w jego głowie, nie tworząc najmniejszego sensu.
* * *
Od południa ją to dręczyło. Co im strzeliło do głowy? Co jemu strzeliło do głowy, żeby to zrobić? Na pozór słowo „pocałunek” wydaje się być tak niewinne i brzmieć przyjemnie. Cóż, w rzeczywistości przynosiło całkowicie przeciwne reakcje. Może i w akcie czuła się nieziemsko, ale po fakcie zżerały ją niepewności. Całe zastępy niepewności. Spokojnie. Trzeba myśleć racjonalnie. Była między nimi ta popaprana kosmiczna więź, która już wiele niepotrzebnych emocji wprowadziła, doprowadzając do rozpadu wszystkiego, co mieli. Ludzie się od nich odwracali, nienawidzili ich. A oni dwoje nie potrafili temu przeciwdziałać. Nie mogli, bo więź była za silna. Już sama doświadczyła boleśnie tego, co się dzieje, gdy nie spełnia się zachcianek tego kosmicznego badziewia. Tak, badziewia! Miała już serdecznie dość bycia pod wieczną kontrolą Michaela, wiedząc, że nawet jej myśli do niego docierają. Owszem, momentami to bywało wygodne, ale nie non stop. Traciła już przez to wszystko rozum. Gubiła się we własnych myślach. Szarpała się między sprzecznymi emocjami. W jednej chwili całkowicie spokojnie i z dystansem traktowała Michaela, a sekundę potem furia aż sie w niej gotowała. I ta cała scena dzisiaj. Co w nią wstąpiło? Złościła się o to, że dla niej nie miał czasu a marnował go z Nat? Czy, najgorsza wersja, nie mogła znieść myśli, że Michael mógł być zainteresowany czerwonowłosą dziewczyną.
- Nie jestem zazdrosna. - mruknęła i potrząsnęła głową
- Owszem jesteś. - nieco rozbawiony głos rozbrzmiał od strony okna
Liz momentalnie się obróciła dostrzegając na parapecie Natalie. Siedziała swobodnie, wpatrując się w Liz i najwyraźniej doskonale wiedząc, co kłębi się w głowie brunetki. Zresztą nietrudno było się domyślić. Nat już wcześniej dostrzegała te spojrzenia w kierunku Michaela, jakby porozumiewali się bez słów. Sposób w jaki wokół siebie krążyli i zachowywali się. Powinna była wszystko zrozumieć już w chwili, gdy Michael wyniósł Liz na rękach do jej pokoju. Przecież to było tak oczywiste. A żadne z nich sobie tego nie uświadamiało. Nat przechyliła głowę nieco na bok, przyglądając się zdumionej Liz.
- Jesteś zazdrosna. - powiedziała spokojnie, z drobną nutą pobłażliwości – O Michaela.
- Co?! - brunetka jakby dopiero teraz się ocknęła
Zamrugała niepewnie. Nat chyba postradała zmysły. Jak mogła niby być zazdrosna o Michaela? Przecież nic ich nie łączyło. Tylko ta niechciana kosmiczna więź. Może coś na kształt przyjaźni. Cóż, Michael ostatnio bardzo jej pomógł. Opiekował się nią. Był jej Aniołem... Stop! Potrząsnęła głową. To właśnie takie myślenie doprowadziło do tej sytuacji, nie mogła pogorszyć jeszcze bardziej tego.
- Elizabeth Parker – Nat westchnęła – Przestań unikać prawdy. To ty zawsze twierdziłaś, że lepiej stawiać czoła takim przeciwnościom. – uwielbiała obracać słowa Liz przeciw niej samej, bo najczęściej miała wtedy rację – A teraz co? Tchórzysz?
I co ona miała odpowiedzieć na taką ripostę, na takie postawienie sprawy? Czy naprawdę uciekała? A jeśli tak, to przed czym? Przecież nie przed Michaelem.
Wbiła wzrok w podłogę, która dziwnym sposobem stała się nagle niezwykle atrakcyjna. Policzki palił lekki rumieniec. Świadomość zaczynała dźwięczeć rozwiązaniem. To wszystko, co działo się w ciągu ostatnich tygodni, co wprowadziło tyle zamieszania, co było ich przekleństwem, zaczynało jej się podobać. Nie! To nie mogła być prawda! Nie podobało jej się, że ktoś swobodnie może czytać jej myśli czy odbierać emocje. Tylko gdzieś w podświadomości przyzwyczaiła się do Michaela, do jego obecności, do tego, że czuła go w swoich zmysłach. Może to też był wpływ więzi? Może powinna się tego wyprzeć i zapomnieć? Dla nich obojga tak chyba byłoby najlepiej. Zresztą to były tylko jej dziwaczne, niekontrolowane odczucia. Michael by nigdy... Przełknęła gorzką ślinę. Robiło jej się przykro na myśl, że tylko ją trawi ta nieszczęsna niepewność. Michael miał całkiem inne podejście. Zawsze reagował obojętnością i szybko sobie radził z ewentualnymi zadrapaniami. Pozostawało jednak pytanie – co oznaczał ten pocałunek? Był jego zachcianką? Chciał ją w ten sposób uciszyć albo uspokoić? Już kompletnie nic nie rozumiała.
Nat zsunęła się z parapetu i podeszła do przyjaciółki. Ciepły uśmiech na jej twarzy, zawsze w jakiś sposób ją uspokajał. Odgarnęła delikatnie włosy Liz do tyłu i tym samym co wcześniej, rozbawionym tonem powiedziała:
- Obawiam się moja droga Lizzie, że twoje uczucie do Michaela już przestało być czysto przyjacielskie.
Brunetka jęknęła i przewróciła oczami. Tyle to i ona sama wiedziała. Niestety. Ile by dała by móc cofnąć czas i to wszystko odkryć? Oszczędziłaby tym samym kłopotów im wszystkim. Sama nie byłaby teraz rozerwana między tymi sprzecznościami. Michael nie musiałby sobie nią głowy w ogóle zawracać. Nie zraniliby Marii ani Maxa. Kto wie, może nawet Nat by skorzystała. Nie, ona jednak musiała się w coś zawsze wpakować i niszczyć innym życie.
- I co z tego? - mruknęła o wzruszyła ramionami – To bez znaczenia.
- Pleciesz dziewczyno! - Natalie przewróciła oczami – Spójrz jak jemu zależy...
Michaelowi Guerinowi na czymś zależało? Na kimś? Z pewnością nie na niej. Była tylko dodatkowym balastem, któremu musiał w jakiś sposób podołać, bo po prostu nie miał innego wyjścia. Jemu nie mogło na niej w żaden sposób zależeć. To było nielogiczne i niemożliwe. A w takim wypadku musieli kilka rzeczy ustalić, między innymi jak to wszystko pogodzić i wrócić do normalnego życia.
* * *
Mruknął coś pod nosem i przetarł zaspane oczy. Zaczynał już zasypiać, ale oczywiście musiało go coś zbudzić. Ktoś. Pukanie do drzwi było raczej nieśmiałe i ciche, ale jednak dotarło do niego. Kto o tej porze mógł przyleźć i to na dodatek w to miejsce? Najbezpieczniejesza okolica to nie była. Podejmował, że to Max. Tylko skąd nagle chciałby z nim rozmawiać? Najlepszym sposobem było otworzenie drzwi. Ledwo to zrobił, momentalnie całkowicie się obudził. Oto na progu przyczepu stała Liz Parker. Jej drobna postać gubiła się w mroku.
- Parker, co ty tu robisz? - nie miał nastroju na jakiekolwiek uprzejmości
Chociaż w ciemnościach dokładnie nie widział, był pewien, że się zmieszała i wbijała wzrok w ziemię, bojąc się spojrzeć mu w oczy.
- Umm... byłam w okolicy. - skłamała
- Jassne. - ona nigdy nie bywała w tej okolicy, chyba, że coś się działo, tak jak wtedy z Topolsky – Wiesz która jest godzina? - zapytał chłodno
Kiedy wychodziła, było około dziewiątej. Ale trochę spacerowała, zastanawiając się co zrobić, więc mogła minąć z dobra godzina. Niepewnie się uśmiechnęła i wymamrotała półpytanie:
- Dziesiąta?
- Jest zdrowo po jedenastej! - warknął
Nie wiedziała czy to gniew w jego głosie, że mu o tej porze głowę zawracała, czy jakiś dziwny rodzaj troski. I nagle przepłynęły przez nią te drgające skrawki obawy, że mogło jej się coś stać, a on mógłby jej nie ochronić. Znów wszystko mu komplikowała. Po co w ogóle tu przychodziła?
- Chyba lepiej już pójdę. - cofnęła się o krok
Michael miał wrażenie, że nie wytrzyma i zaraz ją chwyci mocno za ramiona i nią potrząśnie. Co się z tą dziewczyną działo? Takich huśtawek nastroju nawet Maria nie miała. Był zaskoczony, że pojawiła się tutaj, tak nagle, ale nie miał zamiaru jej wyrzucać czy rozszarpać za to na strzępy. A ona zachowywała się nagle, jakby popełniła największy błąd. Nie było sensu się z nią teraz sprzeczać, zwłaszcza, że Hank mógł lada chwila wrócić.
- Odprowadzę cię.
c.d.n
Jak zahipnotyzowana, odwzajemniała pocałunek. Niesamowite uczucie, unoszące ją wysoko i jednocześnie nie pozwalające oderwać się od ziemi. Oderwać się od niego. Boże, czy on musiał tak dobrze całować? Nie potrafiła stawić najmniejszego oporu. Wargi same posłusznie wypełniały żądania ust Michaela. Wyparowała nagle wcześniejsza furia, pozostawiając tylko niedosyt. Więcej! Jego zapach obezwładniał zmysły, smak uzależniał. Ten smak. To na pewno było Tabasco. Oh, zawsze wiedziała, że Michael jest pikantny. Nie sądziła, że aż tak dosłownie. Płuca paliły, domagając się potrzebnej dawki tlenu. Nie! Ona nie mogła się od niego oderwać, nawet jeśli miałaby umrzeć z braku powietrza. A zresztą, która potrzebowałaby tlenu gdy całował ją Michael Guerin? Coś zadźwięczało w jej głowie. Raz. Drugi. Może to jej skołatane myśli zaczęły teraz dźwięczeć z radości? Bo czuła, że wreszcie dostaje to, czego chce. Chociaż nigdy wcześniej nie podejrzewała, że może chcieć właśnie tego. Nie ważne, teraz to było nie ważne, póki miała ten rozgrzewający taniec ich warg. Niespokojny. Gwałtowny. Subtelny. Jak Michael... I ponownie ten natrętny dzwonek. Miała wrażenie, że Michael coś mruczy i ten pomruk wibruje na jej ustach.
- Liz! - głos Jose wdarł się do jej głowy – Zamówienie na piątkę!
Michael momentalnie się od niej odsunął, jakby jego też ocuciła brutalna rzeczywistość. Urywany oddech jeszcze dłuższą chwilę chciał być znów zatracony. Aż ponownie rozbrzmiał dzwonek zamówienia.
- Lepiej wrócę na salę – mruknęła nieprzytomnie Liz, teraz odzyskując powoli świadomość tego, co się właśnie stało
Obróciła się na pięcie i błyskawicznie zniknęła.
Michael przez chwilę stał sparaliżowany. Kłębiące się w jego głowie myśli mieszały się z emocjami, które nagle się w nim wybudziły. Czy on właśnie pocałował Liz Parker? Zdaje się, że tak. W dodatku ona to odwzajemniła. A przypadkiem nie powinna się odsunąć, uderzyć go i pobiec do Maxa? Co się tu działo? To znów ta nieszczęsna więź coś mieszała? Czy on naprawdę miał ochotę ją pocałować? No dobrze, od zawsze miał tę dziwną chęć, żeby przyprzeć Parker do jakiejś ściany, ale to było naturalną fantazją. Teraz jednak niebezpieczna fantazja wchodziła w życie. To wina Parker! Całkowita. Gdyby nie odstawiała tych scenek ewidentnej zazdrości, o której sama nie miała najwyraźniej pojęcia. Gdyby nie drażniła go tak swoją osobą. Gdyby do cholery nie smakowała tak dobrze! Odchylił głowę do tyłu. Świetnie, teraz Maxwell go z pewnością zabije. Westchnął i wyszedł na główną salę. Spojrzenie odnalazło Liz, która krzątała się między stolikami. Na pozór zachowywała się normalnie, ale czuł jej spięcie i zdenerwowanie. Nie wiedziała jak powinna zareagować. Hmm, no to coś ich łączyło w tym wypadku. Lepiej było odłożyć tę rozmowę na później, bo oboje musieli co nieco przemyśleć. Usiadł przy stoliku, nawet nie zwracając szczególnej uwagi na Nat.
- Musiałem z nią pogadać. - rzucił niby wyjaśnienie
Stracił ochotę nie tylko na jedzenie, ale i na ten uroczy wcześniejszy flirt. Wszystkie myśli biegły w stronę drobnej brunetki i tego dziwnego wrażenia drgającego w nim. O tak, więź z pewnością miała z nich niezły ubaw. Tylko co teraz z tym zrobić? Zignorować? Chyba tak będzie najlepiej. Najbezpieczniej.
- Uhu. - Nat przesunęła spojrzenie z niego na Liz i pokręciła głową – Mogłam się od razu domyśleć.
Michael uniósł brwi, nie mając pojęcia o czym znów ta czerwonowłosa mówi. Domyśleć czego? A Natalie tylko się uśmiechnęła i niczym oczywisty fakt, stwierdziła:
- Weszłam na zajęty teren.
Teraz już całkowicie nie rozumiał. Kobiety i to ich dziwne słownictwo, którego pewnie nawet Enigma by nie rozszyfrowała. Jaki znów teren? Crashdown? Chociaż z wyrazu jej twarzy domyślał się, że chodzi o niego. Tylko niby jak był zajęty? Zauważył jak spojrzenie Nat przesuwa się znacząco na Liz. Zaraz... Czy ona...
- Chyba sobie kpisz. - prychnął
- Tak? - uniosła brew w rozbawieniu – Więc Liz nie była zazdrosna o ciebie? Nie poszedłeś za nią, żeby ją uspokoić? - doskonale wiedziała, że ma rację i nawet ją bawiło, że uświadamia w tym Michaela – Nie całowałeś jej?
- Skąd ty... - nie wierzył, że właśnie to powiedziała – Skąd wiesz?!
Ale ona nawet nie drgnęła. Miała całkowitą pewność, że dobrze od początku odczytywała ich zachowanie. Sami przed sobą bali się do tego przyznać, może nawet nie dostrzegali oczywistej prawdy. Jednak był między nimi ten dziwaczny magnetyzm, który chyba mocno dawał im się we znaki. Powinna już na samym początku odsunąć się i pozwolić, żeby to oddziaływanie między nimi miało pełną swobodę działania. Pasowali do siebie. Chociaż pozornie całkowicie przeciwni, nieznoszący się, wciąż się sprzeczali, tak naprawdę uzupełniali się idealnie. Oboje równie skryci i zdystansowani, z niezaleczonymi ranami, silni psychicznie, nie pozwalający innym sobie pomóc. A chyba jednak tak bardzo potrzebujący się wzajemnie. Uśmiechnęła się pobłażliwie.
- Wmawiaj sobie co chcesz Michael. - powiedziała spokojnie – Ja ślepa nie jestem.
Wstała, nie czekając nawet na komentarz Michaela. O ile by się go doczekała. Jej słowa dźwięczały w jego głowie, nie tworząc najmniejszego sensu.
* * *
Od południa ją to dręczyło. Co im strzeliło do głowy? Co jemu strzeliło do głowy, żeby to zrobić? Na pozór słowo „pocałunek” wydaje się być tak niewinne i brzmieć przyjemnie. Cóż, w rzeczywistości przynosiło całkowicie przeciwne reakcje. Może i w akcie czuła się nieziemsko, ale po fakcie zżerały ją niepewności. Całe zastępy niepewności. Spokojnie. Trzeba myśleć racjonalnie. Była między nimi ta popaprana kosmiczna więź, która już wiele niepotrzebnych emocji wprowadziła, doprowadzając do rozpadu wszystkiego, co mieli. Ludzie się od nich odwracali, nienawidzili ich. A oni dwoje nie potrafili temu przeciwdziałać. Nie mogli, bo więź była za silna. Już sama doświadczyła boleśnie tego, co się dzieje, gdy nie spełnia się zachcianek tego kosmicznego badziewia. Tak, badziewia! Miała już serdecznie dość bycia pod wieczną kontrolą Michaela, wiedząc, że nawet jej myśli do niego docierają. Owszem, momentami to bywało wygodne, ale nie non stop. Traciła już przez to wszystko rozum. Gubiła się we własnych myślach. Szarpała się między sprzecznymi emocjami. W jednej chwili całkowicie spokojnie i z dystansem traktowała Michaela, a sekundę potem furia aż sie w niej gotowała. I ta cała scena dzisiaj. Co w nią wstąpiło? Złościła się o to, że dla niej nie miał czasu a marnował go z Nat? Czy, najgorsza wersja, nie mogła znieść myśli, że Michael mógł być zainteresowany czerwonowłosą dziewczyną.
- Nie jestem zazdrosna. - mruknęła i potrząsnęła głową
- Owszem jesteś. - nieco rozbawiony głos rozbrzmiał od strony okna
Liz momentalnie się obróciła dostrzegając na parapecie Natalie. Siedziała swobodnie, wpatrując się w Liz i najwyraźniej doskonale wiedząc, co kłębi się w głowie brunetki. Zresztą nietrudno było się domyślić. Nat już wcześniej dostrzegała te spojrzenia w kierunku Michaela, jakby porozumiewali się bez słów. Sposób w jaki wokół siebie krążyli i zachowywali się. Powinna była wszystko zrozumieć już w chwili, gdy Michael wyniósł Liz na rękach do jej pokoju. Przecież to było tak oczywiste. A żadne z nich sobie tego nie uświadamiało. Nat przechyliła głowę nieco na bok, przyglądając się zdumionej Liz.
- Jesteś zazdrosna. - powiedziała spokojnie, z drobną nutą pobłażliwości – O Michaela.
- Co?! - brunetka jakby dopiero teraz się ocknęła
Zamrugała niepewnie. Nat chyba postradała zmysły. Jak mogła niby być zazdrosna o Michaela? Przecież nic ich nie łączyło. Tylko ta niechciana kosmiczna więź. Może coś na kształt przyjaźni. Cóż, Michael ostatnio bardzo jej pomógł. Opiekował się nią. Był jej Aniołem... Stop! Potrząsnęła głową. To właśnie takie myślenie doprowadziło do tej sytuacji, nie mogła pogorszyć jeszcze bardziej tego.
- Elizabeth Parker – Nat westchnęła – Przestań unikać prawdy. To ty zawsze twierdziłaś, że lepiej stawiać czoła takim przeciwnościom. – uwielbiała obracać słowa Liz przeciw niej samej, bo najczęściej miała wtedy rację – A teraz co? Tchórzysz?
I co ona miała odpowiedzieć na taką ripostę, na takie postawienie sprawy? Czy naprawdę uciekała? A jeśli tak, to przed czym? Przecież nie przed Michaelem.
Wbiła wzrok w podłogę, która dziwnym sposobem stała się nagle niezwykle atrakcyjna. Policzki palił lekki rumieniec. Świadomość zaczynała dźwięczeć rozwiązaniem. To wszystko, co działo się w ciągu ostatnich tygodni, co wprowadziło tyle zamieszania, co było ich przekleństwem, zaczynało jej się podobać. Nie! To nie mogła być prawda! Nie podobało jej się, że ktoś swobodnie może czytać jej myśli czy odbierać emocje. Tylko gdzieś w podświadomości przyzwyczaiła się do Michaela, do jego obecności, do tego, że czuła go w swoich zmysłach. Może to też był wpływ więzi? Może powinna się tego wyprzeć i zapomnieć? Dla nich obojga tak chyba byłoby najlepiej. Zresztą to były tylko jej dziwaczne, niekontrolowane odczucia. Michael by nigdy... Przełknęła gorzką ślinę. Robiło jej się przykro na myśl, że tylko ją trawi ta nieszczęsna niepewność. Michael miał całkiem inne podejście. Zawsze reagował obojętnością i szybko sobie radził z ewentualnymi zadrapaniami. Pozostawało jednak pytanie – co oznaczał ten pocałunek? Był jego zachcianką? Chciał ją w ten sposób uciszyć albo uspokoić? Już kompletnie nic nie rozumiała.
Nat zsunęła się z parapetu i podeszła do przyjaciółki. Ciepły uśmiech na jej twarzy, zawsze w jakiś sposób ją uspokajał. Odgarnęła delikatnie włosy Liz do tyłu i tym samym co wcześniej, rozbawionym tonem powiedziała:
- Obawiam się moja droga Lizzie, że twoje uczucie do Michaela już przestało być czysto przyjacielskie.
Brunetka jęknęła i przewróciła oczami. Tyle to i ona sama wiedziała. Niestety. Ile by dała by móc cofnąć czas i to wszystko odkryć? Oszczędziłaby tym samym kłopotów im wszystkim. Sama nie byłaby teraz rozerwana między tymi sprzecznościami. Michael nie musiałby sobie nią głowy w ogóle zawracać. Nie zraniliby Marii ani Maxa. Kto wie, może nawet Nat by skorzystała. Nie, ona jednak musiała się w coś zawsze wpakować i niszczyć innym życie.
- I co z tego? - mruknęła o wzruszyła ramionami – To bez znaczenia.
- Pleciesz dziewczyno! - Natalie przewróciła oczami – Spójrz jak jemu zależy...
Michaelowi Guerinowi na czymś zależało? Na kimś? Z pewnością nie na niej. Była tylko dodatkowym balastem, któremu musiał w jakiś sposób podołać, bo po prostu nie miał innego wyjścia. Jemu nie mogło na niej w żaden sposób zależeć. To było nielogiczne i niemożliwe. A w takim wypadku musieli kilka rzeczy ustalić, między innymi jak to wszystko pogodzić i wrócić do normalnego życia.
* * *
Mruknął coś pod nosem i przetarł zaspane oczy. Zaczynał już zasypiać, ale oczywiście musiało go coś zbudzić. Ktoś. Pukanie do drzwi było raczej nieśmiałe i ciche, ale jednak dotarło do niego. Kto o tej porze mógł przyleźć i to na dodatek w to miejsce? Najbezpieczniejesza okolica to nie była. Podejmował, że to Max. Tylko skąd nagle chciałby z nim rozmawiać? Najlepszym sposobem było otworzenie drzwi. Ledwo to zrobił, momentalnie całkowicie się obudził. Oto na progu przyczepu stała Liz Parker. Jej drobna postać gubiła się w mroku.
- Parker, co ty tu robisz? - nie miał nastroju na jakiekolwiek uprzejmości
Chociaż w ciemnościach dokładnie nie widział, był pewien, że się zmieszała i wbijała wzrok w ziemię, bojąc się spojrzeć mu w oczy.
- Umm... byłam w okolicy. - skłamała
- Jassne. - ona nigdy nie bywała w tej okolicy, chyba, że coś się działo, tak jak wtedy z Topolsky – Wiesz która jest godzina? - zapytał chłodno
Kiedy wychodziła, było około dziewiątej. Ale trochę spacerowała, zastanawiając się co zrobić, więc mogła minąć z dobra godzina. Niepewnie się uśmiechnęła i wymamrotała półpytanie:
- Dziesiąta?
- Jest zdrowo po jedenastej! - warknął
Nie wiedziała czy to gniew w jego głosie, że mu o tej porze głowę zawracała, czy jakiś dziwny rodzaj troski. I nagle przepłynęły przez nią te drgające skrawki obawy, że mogło jej się coś stać, a on mógłby jej nie ochronić. Znów wszystko mu komplikowała. Po co w ogóle tu przychodziła?
- Chyba lepiej już pójdę. - cofnęła się o krok
Michael miał wrażenie, że nie wytrzyma i zaraz ją chwyci mocno za ramiona i nią potrząśnie. Co się z tą dziewczyną działo? Takich huśtawek nastroju nawet Maria nie miała. Był zaskoczony, że pojawiła się tutaj, tak nagle, ale nie miał zamiaru jej wyrzucać czy rozszarpać za to na strzępy. A ona zachowywała się nagle, jakby popełniła największy błąd. Nie było sensu się z nią teraz sprzeczać, zwłaszcza, że Hank mógł lada chwila wrócić.
- Odprowadzę cię.
c.d.n
No w końcu doczekałam się kolejnej części
Szczerze mówiąc spodziewałam się, że ten ich pocałunek nie będzie trwał zbyt długo, bo Liz się... opamięta i przestraszona gdzieś czmychnie Co do drugiego w sumie miałam rację, ale w pierwszej części się pomyliłam. I lubię się tak mylić On nie tylko nie był "nie zbyt długi" ale do tego jaki efektowny Poprostu rozszalala się dziewczyna
A Michael wcale nie lepszy Oj chciałabym zobaczyć tą jego zszokowaną minę, oj chciałbym. Tylko wkurzył mnie tym zdaniem : Świetnie, teraz Maxwell go z pewnością zabije Nie no to jego myślenie to z lekka dobijające jest
No i Nat... Dobra dziewczynka Nareszcie ktoś im wbił do głowy rozwiązanie. Ale ooczywiście im chyba to rozwiązanie nie wyjdzie, bo rozmowa z Michaelem jest trudna... lekko mówiąc. Pamiętajmy jednak, że mają jeszcze więź i potrafią czytać sobie w myślach
Kolejne części nawet jak będą, w co wątpię narazie, to i tak ich nie przeczytam Ah ta Matura...
Szczerze mówiąc spodziewałam się, że ten ich pocałunek nie będzie trwał zbyt długo, bo Liz się... opamięta i przestraszona gdzieś czmychnie Co do drugiego w sumie miałam rację, ale w pierwszej części się pomyliłam. I lubię się tak mylić On nie tylko nie był "nie zbyt długi" ale do tego jaki efektowny Poprostu rozszalala się dziewczyna
A Michael wcale nie lepszy Oj chciałabym zobaczyć tą jego zszokowaną minę, oj chciałbym. Tylko wkurzył mnie tym zdaniem : Świetnie, teraz Maxwell go z pewnością zabije Nie no to jego myślenie to z lekka dobijające jest
No i Nat... Dobra dziewczynka Nareszcie ktoś im wbił do głowy rozwiązanie. Ale ooczywiście im chyba to rozwiązanie nie wyjdzie, bo rozmowa z Michaelem jest trudna... lekko mówiąc. Pamiętajmy jednak, że mają jeszcze więź i potrafią czytać sobie w myślach
Kolejne części nawet jak będą, w co wątpię narazie, to i tak ich nie przeczytam Ah ta Matura...
NARESZCIE!!
Ciesze sie ze Nat szybko zrozumiała... Dobra dziewczynka już ja lubie
_liz czemu ty mnie tak wciągasz w to opowiadanie...Dawno nie czytałam z takim zapałem
Buźka czekam na nasnępną częsc
Eeee...raz w życiu czułam dokłądnie to samo i sytuacja była tez bałdzo podobna. Szczrze Miłe To Było...hihiLepiej wrócę na salę – mruknęła nieprzytomnie Liz, teraz odzyskując powoli świadomość tego, co się właśnie stało
Obróciła się na pięcie i błyskawicznie zniknęła.
Ciesze sie ze Nat szybko zrozumiała... Dobra dziewczynka już ja lubie
_liz czemu ty mnie tak wciągasz w to opowiadanie...Dawno nie czytałam z takim zapałem
Buźka czekam na nasnępną częsc
Hehe, dlaczego w każdym opowiadaniu musi być taka domyślna, podtrzymująca na duchu i uzmysławiająca naszym bohaterom osóbka, jak Nat? Aż powtórzę po poprzedniczkach: Dobra dziewczynka
Ale i tak najlepszy był początek Aż szkoda, że im ten dzwonek przerwał
A potem jeszcze Liz wyjechała z tą nocną wizytą... Oczywiście nadopiekuńczy Michael ją odprowadzi i... JA JUŻ TO WIDZĘ
Nie mogę się doczekać następnej części... Ale lepiej się ucz, _liz, ucz się i zdawaj A my sobie poczekamy... Tylko nie za długo!
Ale i tak najlepszy był początek Aż szkoda, że im ten dzwonek przerwał
A potem jeszcze Liz wyjechała z tą nocną wizytą... Oczywiście nadopiekuńczy Michael ją odprowadzi i... JA JUŻ TO WIDZĘ
Nie mogę się doczekać następnej części... Ale lepiej się ucz, _liz, ucz się i zdawaj A my sobie poczekamy... Tylko nie za długo!
"Wszyscy leżymy w rynsztoku,
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
17.
- Odprowadzę cię – mruknął
Zamrugała niepewnie. To chyba nie był zbyt dobry pomysł. I tak już wystarczająco mu paprała życie. Od początku, gdy tylko Max ją uratował. Michaelowi się to nie podobało i utrudniało jego „misję”. A potem ona to jeszcze bardziej skomplikowała. Po cholerę pchała się do tego kręgu? Mogli ją znienawidzić za to, że im nie pomogła, ale wszystko byłoby tak, jak powinno.
- Um... nie – lekko się uśmiechnęła dla pozoru – Nie trzeba.
- Daj spokój Parker – prychnął, zamykając za sobą drzwi
Jego spojrzenie nerwowo wędrowało po jej twarzy, jakby szukając powodu jej dziwnego roztrzęsienia. Powiedziałby, że coś się stało, ale wtedy Liz nie traciłaby czasu na milczenie tylko od razu powiedziała co ją trawi. Przygryzła dolną wargę. Nienawidził, gdy to robiła. Budziła się w nim wtedy ta kretyńska ochota by uchwycić jej usta pomiędzy swoje wargi. Mruknął, Dlaczego do diabła tak dobrze smakowała? Kiedy delikatny rumieniec pokrył jej policzki, zrozumiał, że usłyszała jego myśli. I szybko musiała ich oboje sprowadzić na inną drogę.
- Sama tu przyszłam, to i sama pójdę – wzruszyła ramionami – Na pewno masz lepsze zajęcia.
- Owszem. - stwierdził chłodno, ale nawet nie drgnął – Ale i tak cię odprowadzę, nim wpakujesz się w kłopoty.
Zaczął powoli iśc, czekając aż do niego dołączy. Po kilku sekundach podbiegła. Szli krok w krok, chyba po raz pierwszy tak dobrze dostosowując do siebie kroki. Ani on nie musiał zwolnić ani ona przyspieszyć. Milczenie zaczynało być dobijające. Oboje wiedzieli, że wszystko miało zmierzać do rozmowy, ale żadne z nich nie chciało jej rozpocząć. Liz przyszła do niego po to, by powiedzieć swoją racjonalną kwestię, a w efekcie tchórzyła cokolwiek powiedzieć. Więc uznała, że lepiej będzie się wycofać.
Ku jej zaskoczeniu tym razem Michael nie był skory odpuścić. I uparł się, że ją odprowadzi. Przez chwilę wydawało jej sie, że po prostu szukał pretekstu, aby ją zmusić do mówienia albo chociaż wypowiedzieć swoje zdanie. Kiedy jednak zobaczyła ten błysk w jego oczach... On naprawdę się o nią martwił. O to, że mogło jej się coś stać w drodze powrotnej. Nie chciał tego ujawnić, ale przecież ona to czuła. Mój Anioł..., nie powstrzymała drżącej myśli. Za późno było na cofanie tego. W dodatku ją samą przeraziło dziwne określenie „mój”. Przełknęła ślinę, czując na sobie przeszywające spojrzenie Michaela. Ups, chyba jego też to uderzyło. Może bardziej niż ją. Zmarszczył brwi i wsunął dłonie w kieszenie.
- Przestań mnie tak nazywać – mruknął
Przepraszam, nie śmiała tego mamrotać nawet na głos. Cholerna więź, pozbawiała ją już całkowicie jakiejkolwiek kontroli. Nawet nie mogła opanować swoich myśli ani emocji. A one z pewnością swobodnie przepływały do Michaela. Wszystkie emocje. Świetnie, teraz już naprawdę chciała się zapaść pod ziemię. Nie chciałam, nic nie chciała. Nie chciała tego czuć, to po prostu samo tak wyszło i nie mogła tego powstrzymać. Działo się za szybko i podeszło ją znienacka. Nawet nie zauważyła, gdy niechciana więź zaczęła ją pętać coraz mocniej. Liz, jej imię wypowiadane przez niego zawsze brzmiało tak inaczej. Może dlatego, że częściej zwracał się do niej po nazwisku. A może to jej podświadomość chciała je słyszeć inaczej. Przestań bredzić, chyba usiłował ją ocucić z tego letargu, Co się z tobą dzieje? Jego wzrok ponownie padł na jej twarz. Nerwowo gryzła dolną wargę, splatając ze sobą ręce i rozplatając je.
- Nic. - szepnęła, zakładając pasemko włosów za ucho
- Jasssne – syknął i zatrzymał się – O co chodzi?
Nie umiała utrzymać kontaktu wzrokowego, jej spojrzenie momentalnie obsunęło się w dół, na ziemię. Nie mogła mu przecież powiedzieć, co się naprawdę dzieje. Jeszcze bardziej by ją znienawidził. Już miał jej dość, a kolejny ciężar tego pokroju, a chyba by go szlag trafił.
Musiała więc szybko wymyślić inny powód, w który by uwierzył, a który lepiej byłoby z nim omawiać. I było coś takiego. Drażniło ją od paru dni.
- Co z Maxem? - zapytała półszeptem
To spadło na Michaela jak grom z nieba. Już naprawdę spodziewał się wszystkiego, ale nie tego. Nie podobało mu się to. Sama wzmianka o Maxie wywołała dziwny gniew i podburzyła krew w żyłach. Spojrzał na Liz. Wyglądała na naprawdę zmartwioną i przejętą tym, jakby rozrywało ją od środka. Ależ oczywiście, w końcu Max był jej bratnią duszą, musiało ją przerażać, że nie może być blisko niego. Zacisnął dłonie w pięści.
- Nie wiem. - warknął – To twój problem.
Ponownie zaczął iść przed siebie. To był jej problem. Ich problem. Chcieli się znów uganiać za sobą, nie będzie im stał na drodze. Skoro Parker była masochistką... Pod chyba każdym względem. Do tej pory znosiła przecież te niby drobne draśnięcia pochodzące od Maxa, teraz jeszcze chciała znosić fizyczny ból? Bo przecież więź nie bardzo akceptowała dotyk jakiegokolwiek innego mężczyzny. Chciała tego, jej sprawa. On wolał umyć od tego ręce i samemu sobie oszczędzić nerwów. Nerwów? Nie wiedział sam skąd się to nagle brało, prawdopodobnie przez tę uciążliwą więź, ale jakoś nie podobała mu się myśl, że Liz pcha się znów w tę idiotyczną miłostkę. Dlaczego do diabła wolała żyć w tym idealizowanym marzeniu Maxa, gdzie nie mogła być sobą? I zaczynało go drażnić, że się tym dziwnie przejmował. Zerknął na nią. Szła dalej obok niego, bojąc się nawet pisnąć. Naprawdę chcesz to ponownie konfrontować z Maxem?, zapytał z lekkim wahaniem, usiłując zachować spokój. Przez chwilę milczała. Może to jednak nie był najlepszy dobór tematu?
Umm... sama nie wiem, starała się brzmieć jak najbardziej naturalnie, W zasadzie jestem mu to winna. Pochyliła głowę. Chyba rzeczywiście była mu winna chociaż rozmowę. Nie!, jego ostry ton rozbrzmiał w jej głowie, Nic nikomu nie jesteś winna. I przestań tak twierdzić. Jak w ogóle mogła do siebie to dopuszczać? Może jeszcze była z Maxem, bo uznała, że jest mu to winna za uratowanie życia? Czasami nawet nie miał wyrzutów, gdy na nią krzyczał. Ktoś wreszcie chyba musiał nią wstrząsnąć, żeby zaczęła żyć rzeczywistością i raz w życiu zrobiła coś sama dla siebie. A Max nie był jej rzeczywistością tak naprawdę. A kto był? Potrząsnął głową, nie pozwalając zdradliwej odpowiedzi nawet zaistnieć. Nie uważam, że jestem mu winna taką formę zapłaty, gorzko się zaśmiała z samej siebie, Inaczej tobie też bym musiała się tak odwdzięczyć. Nie mogła uwierzyć, że to powiedziała. Pomyślała. A jednak! Poczuła lodowatą falę szoku przelewającą się przez jego żyły. Prawie się zdradziła z tym, co naprawdę ją rozdzierało na strzępki. No wiesz, zaczęła nieporadnie tłumaczyć, Ty też mnie ostatnio uratowałeś. Wspomnienie tamtego wieczoru wzbudziło dreszcz strachu. Gdyby nie Michael, nie wiadomo co by się stało. Na pewno by się stało. Michael robił o wiele więcej dla niej niż powinien. Począwszy od tego, że nosił ją gdy nie mogła ustać o własnych siłach. A skończywszy na tym, że ją teraz odprowadzał. W ciągu tych paru tygodni zasłużyłeś na o wiele więcej mojej wdzięczności, niż Max od dnia strzelaniny, szepnęła ciepło. Nadal jednak nie mogła się zdobyć na to, by na niego spojrzeć. Bała się, że napotka nie tyle na znudzony wzrok co zniesmaczony.
Daj spokój, mruknął. Ledwo powstrzymywał narastającą w nim chęć lekkiego uśmiechu i przede wszystkim pragnienia, żeby się zatrzymać. Zatrzymać i... Nie znoszę gdy tak mówisz, jej nieco rozdrażniony głos rozpłynął się w jego głowie, Każesz mi się zamknąć. Jakbym była tak cholernie wkurzająca, że wytrzymujesz ze mną tylko jak jestem nieprzytomna. Zaczynało się w niej gotować. Jakby wszystkie tłumione emocje chciały się teraz nagle wyrwać. To nie wróżyło dobrze. Bo oprócz rozdrażnienia i przygnębienia tliły się w niej uczucia, których Michael nie powinien poznać. Nie chciał poznać. Ona sama nie mogła się do nich przyzwyczaić. Wydawały się być niesamowicie niepokojące i irracjonalne. Nie powinna ich czuć, prawda? Jakim cudem nagle zwykły szacunek i zaufanie przeszły w coś tak... głębszego. Obwiniałaby najchętniej więź, ale przecież to cholerstwo nie zmuszało jej do czucia tego, co czuła. Ale właśnie przez tę kosmiczną więź tak się zbliżyła do Michaela, pozwoliła jemu zbliżyć się do siebie. W jakiś więc sposób mogła swobodnie zepchnąć winę na to przekleństwo. Jesteś wkurzająca, spokojnie powiedział, Ale ja jestem bardziej. A jakoś nie histeryzuję z tego powodu. Chciał ją po prostu uspokoić, ale chyba obrał sobie na to złą drogę. Poczuł delikatną dawkę urazy i smutku, płynące od niej. Świetnie Guerin, spieprzyłeś kolejną sprawę. Nie histeryzuję, syknęła, W ogóle czemu rozmawiamy w myślach? Przystanęła i spojrzała na niego wymownie. Michael też przystanął. W zasadzie sam nie wiedział dlaczego rozmawiają w ten sposób, a nie normalnie. Nie wiem, wzruszył ramionami, Po co mówić na głos, gdy możemy się porozumieć w ten sposób? Lepiej mi się z tobą rozmawia tak. Czy naprawdę to powiedział? Chyba tak. Ale taka była prawda. Wreszcie nie musiał tracić swoich nerwów na wyjaśnianie, bo nie dość, że słyszała wszystkie jego myśli, to na dodatek odczuwała jego emocje. I jakos nie błagała na kolanach by ją od tego uwolnił. Jakby to rozumiała, przyjmowała do wiadomości.
Jakby nie chciała go zmieniać.
Szli dalej. W milczeniu. Ponownie. Tym razem nie było narastającego napięcia czy rozdrażnienia. Tylko ostatnie słowa Michaela dziwnie miękko dźwięczały w jej głowie. Uśmiechnęła się lekko. Michael?, niepewnie szepnęła, Lubisz ze mną rozmawiać? Miała wrażenie, że słyszy jego westchnienie. A może to był jęk? Parker..., mruknął, Co to za kretyńskie pytanie? Mówiąc szczerze, po prostu jego własna odpowiedź go przerażała. Nie wiem czy lubię z tobą rozmawiać, odpowiedział wreszcie, Po prostu rozmawiamy i jest dobrze. Przytaknęła. Chyba rzeczywiście dość dobrze szło porozumiewanie się ostatnimi czasy. Wprawdzie ani razu tak normalnie nie rozmawiali, jak na przykład on z Nat. W większości wypadków dyskutowali na temat więzi. To jednak był jakiś postęp. Wiele osób w ogóle nie mogło się z nim porozumieć. To się robi dziwnie przerażające, mruknęła sama do siebie, zapominając, że ta myśl z pewnością zwróci jego uwagę. Niby co?, zapytał od niechcenia. Powoli zbliżali się do Crashdown, a on zgłodniał. Hmm, może namówi Liz, żeby odgrzała mu frytki albo coś w tym rodzaju. To, że się dogadujemy, westchnęła, Że starasz się mnie znosić, że mnie pilnujesz chociaż nie musisz, że się poc... porozumiewamy, szybko się poprawiła. Ha! Michael pokręcił głowa z lekkim rozbawieniem. Mógł się od razu domyślić, że o to chodziło. Cała ta gierka tylko po to, żeby poruszyć temat pocałunku. Musiał przyznać, że Liz była dobra w unikaniu tematu. Przez długi czas naprawdę nie wiedział, że chodzi o to. Co dziwnego w tym, że się pocałowaliśmy?, zapytał znienacka i tak swobodnie, że Liz aż się zatrzymała. Zamrugała, wlepiając w niego spojrzenie. Dlaczego on musiał być tak bystry? Choć raz nie mógłby nie domyślić się prawdy?
Umm... no wiesz, starała się brzmieć naturalnie, chociaż serce rozpoczęło dziwnie rozszalały rytm. Nie, nie wiem, ledwo powstrzymywał swój śmiech. To było dość zabawne, denerwowała się, nie umiała znaleźć obrony. Podobało mu się to. Że traciła przy nim kontrolę nad sobą i nie potrafiła udawać. Że nawet najdrobniejsze i najmniej znaczące myśli powierzała jemu, nie bojąc się jego reakcji. Przeciwnie, znając jego reakcję. To nie powinno mieć miejsca, szepnęła z lekkim przygnębieniem. Żalem? Dlaczego?, Michael spojrzał na nią, zatrzymując się przed Crashdown, Oboje tego chcieliśmy. TY tego chciałaś. Gdy to mówił brzmiało niezwykle prawdziwie. Zbyt prawdziwie. I budziło kolejne niespokojne fale emocji. Nie... nnnie..., potrząsnęła głową, Skąd ten pomysł?
- Oh, daj spokój. Ta cała scenka zazdrości o Nat. - powiedział na głos, z lekką irytacją, to jej uparte zakłamanie było niesamowicie drażniące
- To nie była...
- Spójrz mi w oczy i powiedz otwarcie, że nie drażniło cię, że siedzę z Nat. Powiedz, że nie wyprowadziła cię z równowagi moja fascynacja nią – jego ton stawał się coraz ostrzejszy, zniecierpliwiony – Powiedz, że nie kipiała w tobie złość.
Milczała, wbijając wzrok w jego klatkę piersiową. Serce biło, myśli szalały, krew wrzała. Dlaczego on miał rację? I dlaczego wiedział, że ma rację? A ona nie mogła zaprzeczyć. Policzki pokrywały się coraz większym rumieńcem. Chciała zerwać się z miejsca i uciec, ale nie mogła nawet drgnąć.
- Powiedz – był zaskakująco blisko niej, dzieliły ich ledwo milimetry przestrzeni – Że nie podobał ci się pocałunek, że go nie chciałaś, że nie myślisz o nim bez przerwy – jego głos zniżył się niebezpiecznie do szeptu
- Ja... - słowa ugrzęzły jej w gardle
Naprawdę nie umiała temu zaprzeczyć. Ani uciec, ani spojrzeć mu w oczy. Cała sparaliżowana. Czuła tylko jego oddech na swoim policzku. Pochylał się. Serce stanęło w miejscu, oddech się zatrzymał, gdy opuszki jego palców dotknęły skóry jej policzka. Zmusił ją by uniosła głowę i spojrzała na niego. Kolana się ugięły...
- Tak właśnie myślałem. - szepnął
Milimetry skracały się błyskawicznie, choć dla niej to trwało niczym wieczność. Nie wycofywała się. Nie drgnęła nawet. Dlatego, że siła jego spojrzenia ją trzymała? A może dlatego, że nie chciała naprawdę uciec? Wszystko w niej z niecierpliwością czekało na smak jego ust. Słodkawy, pikantny, niepowtarzalny. Przymknęła powieki, gdy musnął jej wargi. Odchyliła głowę, poddając się całkowicie jego woli, czekając aż zmąci jej świat i naznaczy ją swoim piętnem. Leniwie i drażniąco wymuszał kolejne senne ruchy ich warg, jakby chcąc ją zahipnotyzować. Dłonie wsparły się o jego klatkę piersiową, gdy pocałunek przybrał gwałtownie na sile. Więcej...
c.d.n.
- Odprowadzę cię – mruknął
Zamrugała niepewnie. To chyba nie był zbyt dobry pomysł. I tak już wystarczająco mu paprała życie. Od początku, gdy tylko Max ją uratował. Michaelowi się to nie podobało i utrudniało jego „misję”. A potem ona to jeszcze bardziej skomplikowała. Po cholerę pchała się do tego kręgu? Mogli ją znienawidzić za to, że im nie pomogła, ale wszystko byłoby tak, jak powinno.
- Um... nie – lekko się uśmiechnęła dla pozoru – Nie trzeba.
- Daj spokój Parker – prychnął, zamykając za sobą drzwi
Jego spojrzenie nerwowo wędrowało po jej twarzy, jakby szukając powodu jej dziwnego roztrzęsienia. Powiedziałby, że coś się stało, ale wtedy Liz nie traciłaby czasu na milczenie tylko od razu powiedziała co ją trawi. Przygryzła dolną wargę. Nienawidził, gdy to robiła. Budziła się w nim wtedy ta kretyńska ochota by uchwycić jej usta pomiędzy swoje wargi. Mruknął, Dlaczego do diabła tak dobrze smakowała? Kiedy delikatny rumieniec pokrył jej policzki, zrozumiał, że usłyszała jego myśli. I szybko musiała ich oboje sprowadzić na inną drogę.
- Sama tu przyszłam, to i sama pójdę – wzruszyła ramionami – Na pewno masz lepsze zajęcia.
- Owszem. - stwierdził chłodno, ale nawet nie drgnął – Ale i tak cię odprowadzę, nim wpakujesz się w kłopoty.
Zaczął powoli iśc, czekając aż do niego dołączy. Po kilku sekundach podbiegła. Szli krok w krok, chyba po raz pierwszy tak dobrze dostosowując do siebie kroki. Ani on nie musiał zwolnić ani ona przyspieszyć. Milczenie zaczynało być dobijające. Oboje wiedzieli, że wszystko miało zmierzać do rozmowy, ale żadne z nich nie chciało jej rozpocząć. Liz przyszła do niego po to, by powiedzieć swoją racjonalną kwestię, a w efekcie tchórzyła cokolwiek powiedzieć. Więc uznała, że lepiej będzie się wycofać.
Ku jej zaskoczeniu tym razem Michael nie był skory odpuścić. I uparł się, że ją odprowadzi. Przez chwilę wydawało jej sie, że po prostu szukał pretekstu, aby ją zmusić do mówienia albo chociaż wypowiedzieć swoje zdanie. Kiedy jednak zobaczyła ten błysk w jego oczach... On naprawdę się o nią martwił. O to, że mogło jej się coś stać w drodze powrotnej. Nie chciał tego ujawnić, ale przecież ona to czuła. Mój Anioł..., nie powstrzymała drżącej myśli. Za późno było na cofanie tego. W dodatku ją samą przeraziło dziwne określenie „mój”. Przełknęła ślinę, czując na sobie przeszywające spojrzenie Michaela. Ups, chyba jego też to uderzyło. Może bardziej niż ją. Zmarszczył brwi i wsunął dłonie w kieszenie.
- Przestań mnie tak nazywać – mruknął
Przepraszam, nie śmiała tego mamrotać nawet na głos. Cholerna więź, pozbawiała ją już całkowicie jakiejkolwiek kontroli. Nawet nie mogła opanować swoich myśli ani emocji. A one z pewnością swobodnie przepływały do Michaela. Wszystkie emocje. Świetnie, teraz już naprawdę chciała się zapaść pod ziemię. Nie chciałam, nic nie chciała. Nie chciała tego czuć, to po prostu samo tak wyszło i nie mogła tego powstrzymać. Działo się za szybko i podeszło ją znienacka. Nawet nie zauważyła, gdy niechciana więź zaczęła ją pętać coraz mocniej. Liz, jej imię wypowiadane przez niego zawsze brzmiało tak inaczej. Może dlatego, że częściej zwracał się do niej po nazwisku. A może to jej podświadomość chciała je słyszeć inaczej. Przestań bredzić, chyba usiłował ją ocucić z tego letargu, Co się z tobą dzieje? Jego wzrok ponownie padł na jej twarz. Nerwowo gryzła dolną wargę, splatając ze sobą ręce i rozplatając je.
- Nic. - szepnęła, zakładając pasemko włosów za ucho
- Jasssne – syknął i zatrzymał się – O co chodzi?
Nie umiała utrzymać kontaktu wzrokowego, jej spojrzenie momentalnie obsunęło się w dół, na ziemię. Nie mogła mu przecież powiedzieć, co się naprawdę dzieje. Jeszcze bardziej by ją znienawidził. Już miał jej dość, a kolejny ciężar tego pokroju, a chyba by go szlag trafił.
Musiała więc szybko wymyślić inny powód, w który by uwierzył, a który lepiej byłoby z nim omawiać. I było coś takiego. Drażniło ją od paru dni.
- Co z Maxem? - zapytała półszeptem
To spadło na Michaela jak grom z nieba. Już naprawdę spodziewał się wszystkiego, ale nie tego. Nie podobało mu się to. Sama wzmianka o Maxie wywołała dziwny gniew i podburzyła krew w żyłach. Spojrzał na Liz. Wyglądała na naprawdę zmartwioną i przejętą tym, jakby rozrywało ją od środka. Ależ oczywiście, w końcu Max był jej bratnią duszą, musiało ją przerażać, że nie może być blisko niego. Zacisnął dłonie w pięści.
- Nie wiem. - warknął – To twój problem.
Ponownie zaczął iść przed siebie. To był jej problem. Ich problem. Chcieli się znów uganiać za sobą, nie będzie im stał na drodze. Skoro Parker była masochistką... Pod chyba każdym względem. Do tej pory znosiła przecież te niby drobne draśnięcia pochodzące od Maxa, teraz jeszcze chciała znosić fizyczny ból? Bo przecież więź nie bardzo akceptowała dotyk jakiegokolwiek innego mężczyzny. Chciała tego, jej sprawa. On wolał umyć od tego ręce i samemu sobie oszczędzić nerwów. Nerwów? Nie wiedział sam skąd się to nagle brało, prawdopodobnie przez tę uciążliwą więź, ale jakoś nie podobała mu się myśl, że Liz pcha się znów w tę idiotyczną miłostkę. Dlaczego do diabła wolała żyć w tym idealizowanym marzeniu Maxa, gdzie nie mogła być sobą? I zaczynało go drażnić, że się tym dziwnie przejmował. Zerknął na nią. Szła dalej obok niego, bojąc się nawet pisnąć. Naprawdę chcesz to ponownie konfrontować z Maxem?, zapytał z lekkim wahaniem, usiłując zachować spokój. Przez chwilę milczała. Może to jednak nie był najlepszy dobór tematu?
Umm... sama nie wiem, starała się brzmieć jak najbardziej naturalnie, W zasadzie jestem mu to winna. Pochyliła głowę. Chyba rzeczywiście była mu winna chociaż rozmowę. Nie!, jego ostry ton rozbrzmiał w jej głowie, Nic nikomu nie jesteś winna. I przestań tak twierdzić. Jak w ogóle mogła do siebie to dopuszczać? Może jeszcze była z Maxem, bo uznała, że jest mu to winna za uratowanie życia? Czasami nawet nie miał wyrzutów, gdy na nią krzyczał. Ktoś wreszcie chyba musiał nią wstrząsnąć, żeby zaczęła żyć rzeczywistością i raz w życiu zrobiła coś sama dla siebie. A Max nie był jej rzeczywistością tak naprawdę. A kto był? Potrząsnął głową, nie pozwalając zdradliwej odpowiedzi nawet zaistnieć. Nie uważam, że jestem mu winna taką formę zapłaty, gorzko się zaśmiała z samej siebie, Inaczej tobie też bym musiała się tak odwdzięczyć. Nie mogła uwierzyć, że to powiedziała. Pomyślała. A jednak! Poczuła lodowatą falę szoku przelewającą się przez jego żyły. Prawie się zdradziła z tym, co naprawdę ją rozdzierało na strzępki. No wiesz, zaczęła nieporadnie tłumaczyć, Ty też mnie ostatnio uratowałeś. Wspomnienie tamtego wieczoru wzbudziło dreszcz strachu. Gdyby nie Michael, nie wiadomo co by się stało. Na pewno by się stało. Michael robił o wiele więcej dla niej niż powinien. Począwszy od tego, że nosił ją gdy nie mogła ustać o własnych siłach. A skończywszy na tym, że ją teraz odprowadzał. W ciągu tych paru tygodni zasłużyłeś na o wiele więcej mojej wdzięczności, niż Max od dnia strzelaniny, szepnęła ciepło. Nadal jednak nie mogła się zdobyć na to, by na niego spojrzeć. Bała się, że napotka nie tyle na znudzony wzrok co zniesmaczony.
Daj spokój, mruknął. Ledwo powstrzymywał narastającą w nim chęć lekkiego uśmiechu i przede wszystkim pragnienia, żeby się zatrzymać. Zatrzymać i... Nie znoszę gdy tak mówisz, jej nieco rozdrażniony głos rozpłynął się w jego głowie, Każesz mi się zamknąć. Jakbym była tak cholernie wkurzająca, że wytrzymujesz ze mną tylko jak jestem nieprzytomna. Zaczynało się w niej gotować. Jakby wszystkie tłumione emocje chciały się teraz nagle wyrwać. To nie wróżyło dobrze. Bo oprócz rozdrażnienia i przygnębienia tliły się w niej uczucia, których Michael nie powinien poznać. Nie chciał poznać. Ona sama nie mogła się do nich przyzwyczaić. Wydawały się być niesamowicie niepokojące i irracjonalne. Nie powinna ich czuć, prawda? Jakim cudem nagle zwykły szacunek i zaufanie przeszły w coś tak... głębszego. Obwiniałaby najchętniej więź, ale przecież to cholerstwo nie zmuszało jej do czucia tego, co czuła. Ale właśnie przez tę kosmiczną więź tak się zbliżyła do Michaela, pozwoliła jemu zbliżyć się do siebie. W jakiś więc sposób mogła swobodnie zepchnąć winę na to przekleństwo. Jesteś wkurzająca, spokojnie powiedział, Ale ja jestem bardziej. A jakoś nie histeryzuję z tego powodu. Chciał ją po prostu uspokoić, ale chyba obrał sobie na to złą drogę. Poczuł delikatną dawkę urazy i smutku, płynące od niej. Świetnie Guerin, spieprzyłeś kolejną sprawę. Nie histeryzuję, syknęła, W ogóle czemu rozmawiamy w myślach? Przystanęła i spojrzała na niego wymownie. Michael też przystanął. W zasadzie sam nie wiedział dlaczego rozmawiają w ten sposób, a nie normalnie. Nie wiem, wzruszył ramionami, Po co mówić na głos, gdy możemy się porozumieć w ten sposób? Lepiej mi się z tobą rozmawia tak. Czy naprawdę to powiedział? Chyba tak. Ale taka była prawda. Wreszcie nie musiał tracić swoich nerwów na wyjaśnianie, bo nie dość, że słyszała wszystkie jego myśli, to na dodatek odczuwała jego emocje. I jakos nie błagała na kolanach by ją od tego uwolnił. Jakby to rozumiała, przyjmowała do wiadomości.
Jakby nie chciała go zmieniać.
Szli dalej. W milczeniu. Ponownie. Tym razem nie było narastającego napięcia czy rozdrażnienia. Tylko ostatnie słowa Michaela dziwnie miękko dźwięczały w jej głowie. Uśmiechnęła się lekko. Michael?, niepewnie szepnęła, Lubisz ze mną rozmawiać? Miała wrażenie, że słyszy jego westchnienie. A może to był jęk? Parker..., mruknął, Co to za kretyńskie pytanie? Mówiąc szczerze, po prostu jego własna odpowiedź go przerażała. Nie wiem czy lubię z tobą rozmawiać, odpowiedział wreszcie, Po prostu rozmawiamy i jest dobrze. Przytaknęła. Chyba rzeczywiście dość dobrze szło porozumiewanie się ostatnimi czasy. Wprawdzie ani razu tak normalnie nie rozmawiali, jak na przykład on z Nat. W większości wypadków dyskutowali na temat więzi. To jednak był jakiś postęp. Wiele osób w ogóle nie mogło się z nim porozumieć. To się robi dziwnie przerażające, mruknęła sama do siebie, zapominając, że ta myśl z pewnością zwróci jego uwagę. Niby co?, zapytał od niechcenia. Powoli zbliżali się do Crashdown, a on zgłodniał. Hmm, może namówi Liz, żeby odgrzała mu frytki albo coś w tym rodzaju. To, że się dogadujemy, westchnęła, Że starasz się mnie znosić, że mnie pilnujesz chociaż nie musisz, że się poc... porozumiewamy, szybko się poprawiła. Ha! Michael pokręcił głowa z lekkim rozbawieniem. Mógł się od razu domyślić, że o to chodziło. Cała ta gierka tylko po to, żeby poruszyć temat pocałunku. Musiał przyznać, że Liz była dobra w unikaniu tematu. Przez długi czas naprawdę nie wiedział, że chodzi o to. Co dziwnego w tym, że się pocałowaliśmy?, zapytał znienacka i tak swobodnie, że Liz aż się zatrzymała. Zamrugała, wlepiając w niego spojrzenie. Dlaczego on musiał być tak bystry? Choć raz nie mógłby nie domyślić się prawdy?
Umm... no wiesz, starała się brzmieć naturalnie, chociaż serce rozpoczęło dziwnie rozszalały rytm. Nie, nie wiem, ledwo powstrzymywał swój śmiech. To było dość zabawne, denerwowała się, nie umiała znaleźć obrony. Podobało mu się to. Że traciła przy nim kontrolę nad sobą i nie potrafiła udawać. Że nawet najdrobniejsze i najmniej znaczące myśli powierzała jemu, nie bojąc się jego reakcji. Przeciwnie, znając jego reakcję. To nie powinno mieć miejsca, szepnęła z lekkim przygnębieniem. Żalem? Dlaczego?, Michael spojrzał na nią, zatrzymując się przed Crashdown, Oboje tego chcieliśmy. TY tego chciałaś. Gdy to mówił brzmiało niezwykle prawdziwie. Zbyt prawdziwie. I budziło kolejne niespokojne fale emocji. Nie... nnnie..., potrząsnęła głową, Skąd ten pomysł?
- Oh, daj spokój. Ta cała scenka zazdrości o Nat. - powiedział na głos, z lekką irytacją, to jej uparte zakłamanie było niesamowicie drażniące
- To nie była...
- Spójrz mi w oczy i powiedz otwarcie, że nie drażniło cię, że siedzę z Nat. Powiedz, że nie wyprowadziła cię z równowagi moja fascynacja nią – jego ton stawał się coraz ostrzejszy, zniecierpliwiony – Powiedz, że nie kipiała w tobie złość.
Milczała, wbijając wzrok w jego klatkę piersiową. Serce biło, myśli szalały, krew wrzała. Dlaczego on miał rację? I dlaczego wiedział, że ma rację? A ona nie mogła zaprzeczyć. Policzki pokrywały się coraz większym rumieńcem. Chciała zerwać się z miejsca i uciec, ale nie mogła nawet drgnąć.
- Powiedz – był zaskakująco blisko niej, dzieliły ich ledwo milimetry przestrzeni – Że nie podobał ci się pocałunek, że go nie chciałaś, że nie myślisz o nim bez przerwy – jego głos zniżył się niebezpiecznie do szeptu
- Ja... - słowa ugrzęzły jej w gardle
Naprawdę nie umiała temu zaprzeczyć. Ani uciec, ani spojrzeć mu w oczy. Cała sparaliżowana. Czuła tylko jego oddech na swoim policzku. Pochylał się. Serce stanęło w miejscu, oddech się zatrzymał, gdy opuszki jego palców dotknęły skóry jej policzka. Zmusił ją by uniosła głowę i spojrzała na niego. Kolana się ugięły...
- Tak właśnie myślałem. - szepnął
Milimetry skracały się błyskawicznie, choć dla niej to trwało niczym wieczność. Nie wycofywała się. Nie drgnęła nawet. Dlatego, że siła jego spojrzenia ją trzymała? A może dlatego, że nie chciała naprawdę uciec? Wszystko w niej z niecierpliwością czekało na smak jego ust. Słodkawy, pikantny, niepowtarzalny. Przymknęła powieki, gdy musnął jej wargi. Odchyliła głowę, poddając się całkowicie jego woli, czekając aż zmąci jej świat i naznaczy ją swoim piętnem. Leniwie i drażniąco wymuszał kolejne senne ruchy ich warg, jakby chcąc ją zahipnotyzować. Dłonie wsparły się o jego klatkę piersiową, gdy pocałunek przybrał gwałtownie na sile. Więcej...
c.d.n.
Czy w tym opowiadaniu mam już swoją ulubioną część? Zresztą nieważne, od teraz zdecydowanie TA jest moją ulubioną
Pierwsza myśl po skończeniu czytania? "Kiedy następna część?" A przerywajcie sobie, Wy, okrutni autorzy, kiedy chcecie, ale nie w takich momentach! Teraz nas będzie zżerać ciekawość, co dalej. A przez te matury to jeszcze zeżre nas całkowicie! I kto Ci będzie komentował opowiadania?
Dobra, bla bla bla, a teraz przejdźmy do skomentowania... Ale kurczę, co ja mam właściwie powiedzieć? Ta część była boska i koniec Cała skupiona na Michaelu i Liz i to to, co sępiki lubią najbardziej Już dawno aż tak dobrze nie bawiłam się przy jakiejś części opowiadania i nie czekałam tak na kolejne. A teraz... uh, Balans to moje aktualnie ulubione opowiadanie. Jednak nie ma to jak Twoje polarki
Dobra, właściwie to nie napisałam nic sensownego, ale trudno Czekam na dalej!
Pierwsza myśl po skończeniu czytania? "Kiedy następna część?" A przerywajcie sobie, Wy, okrutni autorzy, kiedy chcecie, ale nie w takich momentach! Teraz nas będzie zżerać ciekawość, co dalej. A przez te matury to jeszcze zeżre nas całkowicie! I kto Ci będzie komentował opowiadania?
Dobra, bla bla bla, a teraz przejdźmy do skomentowania... Ale kurczę, co ja mam właściwie powiedzieć? Ta część była boska i koniec Cała skupiona na Michaelu i Liz i to to, co sępiki lubią najbardziej Już dawno aż tak dobrze nie bawiłam się przy jakiejś części opowiadania i nie czekałam tak na kolejne. A teraz... uh, Balans to moje aktualnie ulubione opowiadanie. Jednak nie ma to jak Twoje polarki
Dobra, właściwie to nie napisałam nic sensownego, ale trudno Czekam na dalej!
"Wszyscy leżymy w rynsztoku,
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
Nie udzielam się raczej przy polarach. Nie lubię. Ale Balans mi się spodobał i czytam z umiarkowaną ciekawością. Mam jednak jedną refleksję dotyczaca tej części: końcówka zdecydowanie dziwna. Widzę, że tutaj królują opinie osób zafascynowanych Michaelem, a także po części Liz, więc liczę się z tym, że nie znajdę zrozumienia
Zakończenie części pocałunkiem to świetny pomysł, choć zupełnie zaskoczył mnie sposób całej "aury". Nie będę tu cytowac tego wszystkiego, ale końcówka skojarzyła mi się jasno: tracąca oddech, oszołomiona Liz, która uświadamia sobie, że Michael pociąga ją jak diabli i ON- zimny, świadomy swojej władzy nad nią i pokazujący jej, jak jest słaba. Jakby ją umyślnie... poniżał.
"jego ton stawał się coraz ostrzejszy, zniecierpliwiony"
"- Tak właśnie myślałem. - szepnął "
Wiem, wiem, zaraz zaczną się tłumaczenia, że Michael zareagował tak, bo sam jest przerażony tym co się w nim budzi itp (co oczywiście jest na pewno racją). Ale nie zmienia to faktu, że pierwszym moim uczuciem po przeczytaniu tej sceny był lekki niesmak... Nie lubimy takich facetów.
Ale uczciwie przyznam, powtarzając za przedmówczynią- napisane tak apetycznie, że człowiek od razu ma ochotę na TAKIEGO buziaka
Zakończenie części pocałunkiem to świetny pomysł, choć zupełnie zaskoczył mnie sposób całej "aury". Nie będę tu cytowac tego wszystkiego, ale końcówka skojarzyła mi się jasno: tracąca oddech, oszołomiona Liz, która uświadamia sobie, że Michael pociąga ją jak diabli i ON- zimny, świadomy swojej władzy nad nią i pokazujący jej, jak jest słaba. Jakby ją umyślnie... poniżał.
"jego ton stawał się coraz ostrzejszy, zniecierpliwiony"
"- Tak właśnie myślałem. - szepnął "
Wiem, wiem, zaraz zaczną się tłumaczenia, że Michael zareagował tak, bo sam jest przerażony tym co się w nim budzi itp (co oczywiście jest na pewno racją). Ale nie zmienia to faktu, że pierwszym moim uczuciem po przeczytaniu tej sceny był lekki niesmak... Nie lubimy takich facetów.
Ale uczciwie przyznam, powtarzając za przedmówczynią- napisane tak apetycznie, że człowiek od razu ma ochotę na TAKIEGO buziaka
Kto nie lubi to nie lubi No jakoś widziałabym tego zachowania Michaela jako poniżanie Liz Może dlatego, że uwielbiam to opowiadanie i że od zawsze jestem wierną fanką tej pary (że tak się wyrażę)Nie lubimy takich facetów
A na takiego buziaka to chyba każdy miałby ochotę... W ogóle kto by nie miał ochoty na jakiegokolwiek całusa( ) Michaela Nawet dreamarki, bo ty raczej tą parę lubisz caroleen
I znowu anioł... Kurcze wczuł się w rolę chłopak Nawet ją do domu odporowadza Swoją drogą to musi dziwnie wyglądać. Idą sobie razem, co już jest dziwne ale ok, w ogóle się nie odzywają tylko co jakiś czas coś powiedzą, staną w miejscu popatrzą na siebie i dalej idą a na koniec się całują i to jeszcze przed Crashdown No trzeba im przyznać, że normalne rozmowy to u nich zadkość, a żeby Michael powiedział do Liz po imieniu, to chyba niemożliwe jest
Popieram Kolejną część poproszęWięcej...
ostatni akapit niczym z Hollywood
brakowalo tylko kogos np. Nat potrzacej na swoje "dzielo"
czy mi sie wydaje czy podobne sceny nie dzieja sie w filmach przy zerwaniach gdy facet chce wiedziec czy dziewczyna dalej go kocha, a ona nie chce go oklamywac, a on wtedy wie, ze jest ktos inny
_liz powodzenia na polskim
zlamania piora czy jakos tak
brakowalo tylko kogos np. Nat potrzacej na swoje "dzielo"
czy mi sie wydaje czy podobne sceny nie dzieja sie w filmach przy zerwaniach gdy facet chce wiedziec czy dziewczyna dalej go kocha, a ona nie chce go oklamywac, a on wtedy wie, ze jest ktos inny
_liz powodzenia na polskim
zlamania piora czy jakos tak
Jak... jak to ostatnia? No, _liz, bez jaj Jesteś pewna, że nic więcej nie zamierzasz napisać? Może i lubię takie nie do końca wyjaśnione zakończenia, ale... powiedzmy, że nie w Balansie Cholernie lubiłam ten fick, był u mnie ostatnio na pierwszym miejscu... w końcu to Polarek Rzeczywiście, nie zdążyliśmy się obejrzeć, a tu już 17 część... To wcale nie mało. Ale.... no cóż, zawsze może być więcej
Dobra, podejrzewam, że _liz i tak nie da się namówić na jakiekolwiek "coś jeszcze" więc... pozostaje nam podziękować za Balans
A co do tej części... Zdecydowanie za krótka... ale podobała mi się... Zresztą, chwila, która część Balansu mi się nie podobała? Fajne zakończenie. Miłe zaskoczenie, obawawiałam się, że coś skombinujesz A tu taka pogodna końcówka Dzięki
Dobra, podejrzewam, że _liz i tak nie da się namówić na jakiekolwiek "coś jeszcze" więc... pozostaje nam podziękować za Balans
A co do tej części... Zdecydowanie za krótka... ale podobała mi się... Zresztą, chwila, która część Balansu mi się nie podobała? Fajne zakończenie. Miłe zaskoczenie, obawawiałam się, że coś skombinujesz A tu taka pogodna końcówka Dzięki
"Wszyscy leżymy w rynsztoku,
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
Who is online
Users browsing this forum: No registered users and 23 guests