Harder to breathe
Moderators: Olka, Hotaru, Hotori, Hypatia
Poranek:
myślałam, że albo najzwyczajniej Michaela nie będzie, albo pogadają, a tu nic z tego. Michael był i nie było rozmowy
Szkoda, że człowiek o swoich błędach myśli dopiero gdy wytrzyźwieje. Dopiero teraz pomyślała o tym, ze mogła skrzywdzić Marię. Choć mi Marii nie żal, nie przepadą za nią, więc co tam W ogóle to o czym ona myślała? Że skoro Mcihael nie chce być z nią, to nie może być z inną. Bez urazy, ale po HOS i po tym ff jest w stanie powiedzieć tylko: Blondynki...
Rozśmieszył mnie trochę fakt, że nagle wszyscy zauważyli, że Liz wygląda inaczej, aż tak się zmieniła?
Miałam nadzięję, że zostawi Maxa, chociaż tyle... A tu nic, nadal trwamy przy królciu Maxiu
Znowu to przywiązanie do Maxa, dbanie o to by go nie skrzywidzić, czy on nie budzi w Liz przez przypadek uczuć macierzyńskich?
No i fragment, który mi się najbardziej podba: - Widzisz. Nie żałuję – szepnęła
Tak. Przekonała go pod tym względem. Tylko dlaczego pozostawiała taki niedosyt?
W scenie Michael- Liz, Michael był dla mnie (wreszcie!) jak najbardziej Michaelowaty
Więcej
myślałam, że albo najzwyczajniej Michaela nie będzie, albo pogadają, a tu nic z tego. Michael był i nie było rozmowy
Szkoda, że człowiek o swoich błędach myśli dopiero gdy wytrzyźwieje. Dopiero teraz pomyślała o tym, ze mogła skrzywdzić Marię. Choć mi Marii nie żal, nie przepadą za nią, więc co tam W ogóle to o czym ona myślała? Że skoro Mcihael nie chce być z nią, to nie może być z inną. Bez urazy, ale po HOS i po tym ff jest w stanie powiedzieć tylko: Blondynki...
Rozśmieszył mnie trochę fakt, że nagle wszyscy zauważyli, że Liz wygląda inaczej, aż tak się zmieniła?
Miałam nadzięję, że zostawi Maxa, chociaż tyle... A tu nic, nadal trwamy przy królciu Maxiu
Znowu to przywiązanie do Maxa, dbanie o to by go nie skrzywidzić, czy on nie budzi w Liz przez przypadek uczuć macierzyńskich?
No i fragment, który mi się najbardziej podba: - Widzisz. Nie żałuję – szepnęła
Tak. Przekonała go pod tym względem. Tylko dlaczego pozostawiała taki niedosyt?
W scenie Michael- Liz, Michael był dla mnie (wreszcie!) jak najbardziej Michaelowaty
Więcej
Last edited by Onika on Fri Feb 25, 2005 5:05 pm, edited 1 time in total.
Ale kiedy mnie nie wolno! A jestem tu tylko dlatego, że musiałam bronić swoich racji
_liz jest zła? Za co? Ja ostanio strasznie rzadko tu bywam, czasu mi ciągle brakuje... No i przez to przestaję nadążać Tyle tego wszystkieg, że człowiek nie wie, za co się brać I co jak co, ale Harder to breathe bym prosiła zostawić Lubię to nawet bardziej niż HOS, a przecież to dopiero 3 części! Zobaczymy co będzie dalej
Jeśli mam skomentować... cóż, mogę? No dobra Więc... Ja się znowu do czegoś przyczepię, ok? Już w Elementach (chyba ) o tym pisałam, że nie lubię, kiedy w ficku źle się trakuje Marię No może to się nie zupełnie odnosi do HTB, ale... co tam Tutaj Maria jest osobą, która nie wie czego chce, którą olewa Michael i którą pewnie w końcu zacznie olewać Liz Tego bym nie wybaczyła Liz ma wyrzuty sumienia - i dobrze. Nie ze względu na Maxa, bo on - powiem nawet - zasłużył ale ze względu na Marię. Przecież Liz wie, że jej najlepsza przyjaciółka się w nim kocha. I żeby to jeszcze było tak, że Liz się bujnęła, dobra - serce nie sługa. Ale nie, to był poprostu - nazwijmy rzeczy po imieniu - seks
No to tyle, nie mam czasu na więcej Cezkam na dalej
_liz jest zła? Za co? Ja ostanio strasznie rzadko tu bywam, czasu mi ciągle brakuje... No i przez to przestaję nadążać Tyle tego wszystkieg, że człowiek nie wie, za co się brać I co jak co, ale Harder to breathe bym prosiła zostawić Lubię to nawet bardziej niż HOS, a przecież to dopiero 3 części! Zobaczymy co będzie dalej
Jeśli mam skomentować... cóż, mogę? No dobra Więc... Ja się znowu do czegoś przyczepię, ok? Już w Elementach (chyba ) o tym pisałam, że nie lubię, kiedy w ficku źle się trakuje Marię No może to się nie zupełnie odnosi do HTB, ale... co tam Tutaj Maria jest osobą, która nie wie czego chce, którą olewa Michael i którą pewnie w końcu zacznie olewać Liz Tego bym nie wybaczyła Liz ma wyrzuty sumienia - i dobrze. Nie ze względu na Maxa, bo on - powiem nawet - zasłużył ale ze względu na Marię. Przecież Liz wie, że jej najlepsza przyjaciółka się w nim kocha. I żeby to jeszcze było tak, że Liz się bujnęła, dobra - serce nie sługa. Ale nie, to był poprostu - nazwijmy rzeczy po imieniu - seks
No to tyle, nie mam czasu na więcej Cezkam na dalej
"Wszyscy leżymy w rynsztoku,
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
Heh, _liz, jak ja uwielbiam Twoje polarki! Kolejne świetne opowiadanie!
Byłam strasznie zaskoczona szybkością następowania "wypadków", ale... podoba mi się to jak najbardziej! W fickach przede wszystkim nie znosze rutyny, której jest powszechnie tak pełno, ale tu bynajmniej nie ma mowy o rutynie: Twoi bohaterowie są nieprzewidywalni (rozpasanie Liz zwala z nóg! ), dlatego tak przyjemnie czyta się ten ff.
Szkoda, że człowiek o swoich błędach myśli dopiero gdy wytrzyźwieje.
O jakiech błędach?? Maria nigdy nie pasowała do M., zawsze dziwiłam się jak oni nadal mogą być razem (mówię o serialu oczywiście... )?? A Max? Bez komentarza... Chłopak jest dobijający...
Ciepłym kluchom mówim "NIE"!
Ciepłym kluchom zdradzającym swoje dziewczyny mówimy ZDECYDOWANIE "NIE"!
Byłam strasznie zaskoczona szybkością następowania "wypadków", ale... podoba mi się to jak najbardziej! W fickach przede wszystkim nie znosze rutyny, której jest powszechnie tak pełno, ale tu bynajmniej nie ma mowy o rutynie: Twoi bohaterowie są nieprzewidywalni (rozpasanie Liz zwala z nóg! ), dlatego tak przyjemnie czyta się ten ff.
Szkoda, że człowiek o swoich błędach myśli dopiero gdy wytrzyźwieje.
O jakiech błędach?? Maria nigdy nie pasowała do M., zawsze dziwiłam się jak oni nadal mogą być razem (mówię o serialu oczywiście... )?? A Max? Bez komentarza... Chłopak jest dobijający...
Ciepłym kluchom mówim "NIE"!
Ciepłym kluchom zdradzającym swoje dziewczyny mówimy ZDECYDOWANIE "NIE"!
Last edited by ~Lenka~ on Fri Feb 25, 2005 8:54 pm, edited 1 time in total.
Szkoda, że człowiek o swoich błędach myśli dopiero gdy wytrzyźwieje.
O jakiech błędach??
Wcale nie miałam tu na myśli Liz tak sobie uogólniłam kilka rzeczy
Tu nie ma błędu, Liz i Michael to co sępiki...
Co do kolejnej rewolucji...
Ciepłym kluchą mówim "NIE"!
Ciepłym kluchą zdradzającym swoje dziewczyny mówimy ZDECYDOWANIE "NIE"!!!!!!!!!
O jakiech błędach??
Wcale nie miałam tu na myśli Liz tak sobie uogólniłam kilka rzeczy
Tu nie ma błędu, Liz i Michael to co sępiki...
Co do kolejnej rewolucji...
Ciepłym kluchą mówim "NIE"!
Ciepłym kluchą zdradzającym swoje dziewczyny mówimy ZDECYDOWANIE "NIE"!!!!!!!!!
Dlaczego kluchą? Macie problemy z odmianą przez przypadki?
Ciepłym kluchom mówimy NIE! Patrzajcie, do tej rewolucji nawet ja się przyłączę (Tylko może mi ktoś wyjaśnić komu konkretnie mówimy nie? Kogo mamy za ciepły kluchy? Maksia? )
Ciepłym kluchom zdradzającym swoje dziewczyny mówimy ZDECYDOWANIE "NIE"!
Ciepłym kluchom mówimy NIE! Patrzajcie, do tej rewolucji nawet ja się przyłączę (Tylko może mi ktoś wyjaśnić komu konkretnie mówimy nie? Kogo mamy za ciepły kluchy? Maksia? )
Ciepłym kluchom zdradzającym swoje dziewczyny mówimy ZDECYDOWANIE "NIE"!
"Wszyscy leżymy w rynsztoku,
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
Żeby nie było, zamieszczam tę część tylko dla korzyści własnych i onarka, bo nasze sygnaturki zarąbiście wyglądają tak obok siebie
4.
Rozpętała się burza. Taka, jakiej nikt się nie spodziewał ani nawet nie wyobrażał. Jakby wszystko dokoła przechodziło ze stanu rzeczywistości w jakiś dziwny sen. Koszmar nawet. Wydawało jej się, że tkwi pomiędzy jakimiś światami i nie może się wydostać. Tylko dokładnie nie wiedziała, który z tych światów jest rzeczywistością. Każdy z nich o innej barwie i z inną fabułą akcji. Jeden stanowił zielonkawy deszczowy wieczór z nieustannie rozgrywającą jedną sceną, która rozpoczęła całe to piekło. I w tej szmaragdowej burzy ciągle się rozwijała historia. Tess okazała się być kosmitką, w dodatku nieustająco tkwiącą w umyśle Maxa. I Liz końcu nie wystrzymała. Wykrzyczała z siebie to wszystko wprost w jego twarz. Jak przewidziała, przeprosił. Naprawdę przeprosił. A ona mu wybaczyła. Tylko, że zielony deszcz wciąż padał.
Drugi świat stanowił błękitno-szary splot wydarzęń, na których wpływu nie miała i które rozgrywały się jakby z boku. Coraz gorszy nastrój Marii, która chyba przechodziła jakieś apogeum swojej choroby zwanej Michael Guerin. Oddalała się tak abrdzo, że Liz już nawet nie wiedziała czy wścieka się na niego, by sobie ulżyć czy nadal tkwiła w niej chęć odzyskania go. W szarawej poświacie jawił się Alex, całkowicie zakręcony wokół ponętnej blondynki. Ale nawet sama Isabel pławiła się w tej przestrzeni, jakby nieobecna duchem. Od paru dni wyglądała mizerniej, bladziej. Chyba nie spała nocami, a całe dnie spędzała w Crashdown. Co też było dziwne, bo jej błękitne tęczówki uważnie śledziły każdy ruch Michaela.
Tak, Michael. Tu rozpoczynał się trzeci świat. Sycący się rubinową barwą i wypełniony upajającym zapachem. Przestrzeń, która wirowała przyjemnie i nie pozwalała jej momentami skupić myśli. Trwała przy Maxie, wspierała go, chciała z nim być. Ale czasami tamtą rzeczywistość przesłaniała karminowa poświata, przypominająca każdy szczegół tamtej nocy. Dziwna, nęcąca siła, która odciągała jej myśli od Maxa i znów tliła tamto niezaspokojone pragnienie. Kuszące wspomnienia, przymykające powieki i topiące jej ciało. Świat, w którym ponownie tonęła z Michaelem w kołyszącym upojeniu, zatracającym zmysły i piętnującym jej ciało. I nie mogła się od tego uwolnić, bo im mocniej szarpała, tym intensywniej wracało pragnienie.
What you are doing is screwing things up inside my head
You should know better you never listened to a word I said
Nawet teraz. Ciepłe, bezpieczne ramiona otulały ją. Miękkie pocałunki usiłowały odkupić wcześniejsze winy. Ona już dawno mu wybaczyła. Pozwalała jednak by starał się znów zapewnić ją o swoim uczuciu. Z błogim uśmiechem odwzajemniała lekkie muśnięcia, co jakiś czas wyszeptując jego imię. Kiedy jednak czuły dotyk nie przynosił przyjemnego drżenia, umysł niczym zaalaramowany przywracał w pamięci wspomnienie elektryzujących ciarek, jakiw wywołały inne dłonie. Równie delikatne, równie subtelne, a jednak doprowadzające na skraj kontroli. Ledwo powstrzymała własny głos, który chciał wypowiedzieć złe imię. Myśli zaczęły błagać, by cokolwiek ją uratowało nim stanie się coś nieproszonego.
When it gets cold outside and you got nobody to love
You’ll understand what I mean when I say
There’s no way we’re gonna give up
And like a little girl cries in the face of a monster that lives in her dreams
Is there anyone out there cause it’s getting harder and harder to breathe
Dzwonek. Raz. Drugi. Otworzyła momentalnie oczy, wysuwając się z jego ramiona z pobłażliwym uśmiechem. Max również się uśmiechnął. Oboje wiedzieli, że w tych najmniej odpowiednich momentach zawsze dzwoniła Maria. Liz odebrała telefon.
- Tak Ria?
I posypały się dźwięczne płacze, wyrzuty, rozpacze. Brunetka od razu usiadła, uważnie wsłuchując się w głos przyjaciółki. Dała Maxowi znak ręką, który wyraźnie oznaczał koniec sam na sam.
- Maria uspokój się – mówiła łagodnie – Co się stało? Kto jest w ciąży?
Max uniósł brwi w zdumieniu. On nigdy nie rozumiał ataków szalonej blondynki. Gorzej, czasami go przerażały. Zastanawiało go tylko, dlaczego w większości wypadków wyklinała Michaela. Cóż, potrafił być drażniący, ale nie do tego stopnia.
- Zaraz u ciebie będę – Liz westchnęła i rozłączyła się
Ciemne oczy spojrzały na Maxa przepraszająco, ale on tylko pokiwał głową. Mieli z Liz coraz mniej czasu dla siebie. Różne sprawy zajmowały ich, z tymi kosmicznymi włącznie. Sprawa Tess wciąż aktualnie na wokandzie. W dodatku miał wrażenie, że coś jeszcze odciąga myśli Liz daleko. Oddalali się od siebie.
* * *
Wsunęła się do pokoju, nawet nie zapalając światła. Była na to zbyt zmęczona. Do późna siedziała u Marii, usiłując ją pocieszyć. A to było dość trudne zadanie, biorąc pod uwagę rewelacje, które tak nią wstrząsnęły. Przez pierwszą godzinę ona sama próbowała zrozumieć słowa wypowiadane przez Marię i zbadać ich prawdopodobieństwo. Niestety im dłużej o tym myślała, składała wszystkie skrawki wiadomości i własnych obserwacji, tym bardziej wierzyła. A jednak z jakiejś strony wydawało się to być niemożliwe. Wręcz... chore.
Isabel była w ciąży.
Z Michaelem.
Nic dziwnego, że Maria doznała ostrego szoku, który wywołał tak gwałtowną reakcję. Ona naprawdę ciągle łudziła się, że on wróci, a teraz ta jedna informacja zaprzepaściła wszystko. Zburzyła nadzieję. A Maria się załamała. Potem jeszcze doszło pogłębienie depresji na samą myśl, że nie kto inny, tylko właśnie Isabel. Blondynka mamrotała jej imię przez dobry kwadrans, nim Liz ją uspokoiła.
A teraz sama, wycieńczona wróciła do siebie, nie marząc o niczym innym, tylko o prysznicu i dorobinie relaksu. Podeszła do okna, chcąc wpuścić do dusznego pomieszczenia nieco chłodnego, świeżego powietrza. Otworzyła je i zastygła. Nie. Na pewno wzrok ją mylił. Zamrugała niepewnie.
- Michael?
c.d.n.
4.
Rozpętała się burza. Taka, jakiej nikt się nie spodziewał ani nawet nie wyobrażał. Jakby wszystko dokoła przechodziło ze stanu rzeczywistości w jakiś dziwny sen. Koszmar nawet. Wydawało jej się, że tkwi pomiędzy jakimiś światami i nie może się wydostać. Tylko dokładnie nie wiedziała, który z tych światów jest rzeczywistością. Każdy z nich o innej barwie i z inną fabułą akcji. Jeden stanowił zielonkawy deszczowy wieczór z nieustannie rozgrywającą jedną sceną, która rozpoczęła całe to piekło. I w tej szmaragdowej burzy ciągle się rozwijała historia. Tess okazała się być kosmitką, w dodatku nieustająco tkwiącą w umyśle Maxa. I Liz końcu nie wystrzymała. Wykrzyczała z siebie to wszystko wprost w jego twarz. Jak przewidziała, przeprosił. Naprawdę przeprosił. A ona mu wybaczyła. Tylko, że zielony deszcz wciąż padał.
Drugi świat stanowił błękitno-szary splot wydarzęń, na których wpływu nie miała i które rozgrywały się jakby z boku. Coraz gorszy nastrój Marii, która chyba przechodziła jakieś apogeum swojej choroby zwanej Michael Guerin. Oddalała się tak abrdzo, że Liz już nawet nie wiedziała czy wścieka się na niego, by sobie ulżyć czy nadal tkwiła w niej chęć odzyskania go. W szarawej poświacie jawił się Alex, całkowicie zakręcony wokół ponętnej blondynki. Ale nawet sama Isabel pławiła się w tej przestrzeni, jakby nieobecna duchem. Od paru dni wyglądała mizerniej, bladziej. Chyba nie spała nocami, a całe dnie spędzała w Crashdown. Co też było dziwne, bo jej błękitne tęczówki uważnie śledziły każdy ruch Michaela.
Tak, Michael. Tu rozpoczynał się trzeci świat. Sycący się rubinową barwą i wypełniony upajającym zapachem. Przestrzeń, która wirowała przyjemnie i nie pozwalała jej momentami skupić myśli. Trwała przy Maxie, wspierała go, chciała z nim być. Ale czasami tamtą rzeczywistość przesłaniała karminowa poświata, przypominająca każdy szczegół tamtej nocy. Dziwna, nęcąca siła, która odciągała jej myśli od Maxa i znów tliła tamto niezaspokojone pragnienie. Kuszące wspomnienia, przymykające powieki i topiące jej ciało. Świat, w którym ponownie tonęła z Michaelem w kołyszącym upojeniu, zatracającym zmysły i piętnującym jej ciało. I nie mogła się od tego uwolnić, bo im mocniej szarpała, tym intensywniej wracało pragnienie.
What you are doing is screwing things up inside my head
You should know better you never listened to a word I said
Nawet teraz. Ciepłe, bezpieczne ramiona otulały ją. Miękkie pocałunki usiłowały odkupić wcześniejsze winy. Ona już dawno mu wybaczyła. Pozwalała jednak by starał się znów zapewnić ją o swoim uczuciu. Z błogim uśmiechem odwzajemniała lekkie muśnięcia, co jakiś czas wyszeptując jego imię. Kiedy jednak czuły dotyk nie przynosił przyjemnego drżenia, umysł niczym zaalaramowany przywracał w pamięci wspomnienie elektryzujących ciarek, jakiw wywołały inne dłonie. Równie delikatne, równie subtelne, a jednak doprowadzające na skraj kontroli. Ledwo powstrzymała własny głos, który chciał wypowiedzieć złe imię. Myśli zaczęły błagać, by cokolwiek ją uratowało nim stanie się coś nieproszonego.
When it gets cold outside and you got nobody to love
You’ll understand what I mean when I say
There’s no way we’re gonna give up
And like a little girl cries in the face of a monster that lives in her dreams
Is there anyone out there cause it’s getting harder and harder to breathe
Dzwonek. Raz. Drugi. Otworzyła momentalnie oczy, wysuwając się z jego ramiona z pobłażliwym uśmiechem. Max również się uśmiechnął. Oboje wiedzieli, że w tych najmniej odpowiednich momentach zawsze dzwoniła Maria. Liz odebrała telefon.
- Tak Ria?
I posypały się dźwięczne płacze, wyrzuty, rozpacze. Brunetka od razu usiadła, uważnie wsłuchując się w głos przyjaciółki. Dała Maxowi znak ręką, który wyraźnie oznaczał koniec sam na sam.
- Maria uspokój się – mówiła łagodnie – Co się stało? Kto jest w ciąży?
Max uniósł brwi w zdumieniu. On nigdy nie rozumiał ataków szalonej blondynki. Gorzej, czasami go przerażały. Zastanawiało go tylko, dlaczego w większości wypadków wyklinała Michaela. Cóż, potrafił być drażniący, ale nie do tego stopnia.
- Zaraz u ciebie będę – Liz westchnęła i rozłączyła się
Ciemne oczy spojrzały na Maxa przepraszająco, ale on tylko pokiwał głową. Mieli z Liz coraz mniej czasu dla siebie. Różne sprawy zajmowały ich, z tymi kosmicznymi włącznie. Sprawa Tess wciąż aktualnie na wokandzie. W dodatku miał wrażenie, że coś jeszcze odciąga myśli Liz daleko. Oddalali się od siebie.
* * *
Wsunęła się do pokoju, nawet nie zapalając światła. Była na to zbyt zmęczona. Do późna siedziała u Marii, usiłując ją pocieszyć. A to było dość trudne zadanie, biorąc pod uwagę rewelacje, które tak nią wstrząsnęły. Przez pierwszą godzinę ona sama próbowała zrozumieć słowa wypowiadane przez Marię i zbadać ich prawdopodobieństwo. Niestety im dłużej o tym myślała, składała wszystkie skrawki wiadomości i własnych obserwacji, tym bardziej wierzyła. A jednak z jakiejś strony wydawało się to być niemożliwe. Wręcz... chore.
Isabel była w ciąży.
Z Michaelem.
Nic dziwnego, że Maria doznała ostrego szoku, który wywołał tak gwałtowną reakcję. Ona naprawdę ciągle łudziła się, że on wróci, a teraz ta jedna informacja zaprzepaściła wszystko. Zburzyła nadzieję. A Maria się załamała. Potem jeszcze doszło pogłębienie depresji na samą myśl, że nie kto inny, tylko właśnie Isabel. Blondynka mamrotała jej imię przez dobry kwadrans, nim Liz ją uspokoiła.
A teraz sama, wycieńczona wróciła do siebie, nie marząc o niczym innym, tylko o prysznicu i dorobinie relaksu. Podeszła do okna, chcąc wpuścić do dusznego pomieszczenia nieco chłodnego, świeżego powietrza. Otworzyła je i zastygła. Nie. Na pewno wzrok ją mylił. Zamrugała niepewnie.
- Michael?
c.d.n.
Taaaa nie ma to jak nasze nowe sygnaturki I wiesz co Marq one nawet mają takie głębsze przesłanie jak się nad tym zastanowic
Co do HTB: Jak dal mnie po Marii można jechac na całego nie lubie tej postaci, nie toleruję, denerwuje mnie i czepia się do Michaela I jeszcze blondynka Na stos z nią Uhu jaki mamy dziś humorek...
Max i ciepła kluchą? Oczywiście, że tak, ale 'jaka' kluchą Hehehe mniam
-----
Michael i Is... Is w ciąży coś mi to przypomina Hehehe jejq jakie to śmieszne
PS.Kończę... Heh czyż nie fajne wyglądają nasze sygnaturkli razem na czarnym tle? Są takie białe i czyste
Co do HTB: Jak dal mnie po Marii można jechac na całego nie lubie tej postaci, nie toleruję, denerwuje mnie i czepia się do Michaela I jeszcze blondynka Na stos z nią Uhu jaki mamy dziś humorek...
Max i ciepła kluchą? Oczywiście, że tak, ale 'jaka' kluchą Hehehe mniam
-----
Michael i Is... Is w ciąży coś mi to przypomina Hehehe jejq jakie to śmieszne
PS.Kończę... Heh czyż nie fajne wyglądają nasze sygnaturkli razem na czarnym tle? Są takie białe i czyste
Kurcze Is w ciąży ?? I to z Michaelem?!? No jaaaa. Ale to jakoś się wyjaśni nie?? No że to jednak nie jego dziecko, albo, że dziecka wcale nie ma.
Co do Marii, lubiłam ją w serialu, ale w opowiadaniach za nią nie przepadam. taka(bez urazy ) typowa blondi "a buuu bo too.... łeee...a buuu bo tamtooo.."
Fajne te syngaturki
Co do Marii, lubiłam ją w serialu, ale w opowiadaniach za nią nie przepadam. taka(bez urazy ) typowa blondi "a buuu bo too.... łeee...a buuu bo tamtooo.."
Fajne te syngaturki
Przeczytałam całe opowiadanie (nenene) i mówię: podoba mi się. Zdecydowanie jedno z najlepszych prac _liz. Takie 'poza oficjalnym planem/scenariuszem'. Mogłoby się wydarzyć...
I tak, Is w ciąży, końcówka 1 sezonu... Kto to jeszcze pamięta Jakoś opowiadania bazujące na charakterach i wydarzeniach z 1 serii są u was 'ciężko strawne'. Dziwne, nieprawdaż?
I tak, Is w ciąży, końcówka 1 sezonu... Kto to jeszcze pamięta Jakoś opowiadania bazujące na charakterach i wydarzeniach z 1 serii są u was 'ciężko strawne'. Dziwne, nieprawdaż?
Ferie mi sie skończyły Jutro do szkoły... grr... nie podoba mi się to. Dzisiaj za to robię sobie dzień totalnego lenistwa. Przy okazji zamieszczam wam naprawdę dłuuugą część HTB. Nie wiem kiedy będą kolejne, bo wiadomo, że nauka czeka
5.
- Michael?
Niedowierzała własnym oczom. Raczej nie spodziewała się zobaczyć go na swoim balkonie kiedykolwiek, a już zwłaszcza przy tym wszystkim co się teraz działo. Najpierw gwałtowna fala gorąca przetoczyła się przez jej ciało, kiedy umysł skojarzył ostatnią sytuację w jakiej tu był. A potem wszystko znów zaczynało wirować wokół rzeczywistości, w której Maria wypłakiwała sobie przez niego oczy a Isabel... Wzdrygnęła się na samą myśl o tym. Zawsze patrzyła na nich, jakby byli rodzeństwem, dlatego to wydawało się być tak... obrzydliwe. Zamrugała, chcąc upewnić się, że wzrok jej nie myli. Ale on tam wciąz był. Leżał sobie wygodnie na jej leżaku i wpatrywał sie w gwiazdy. Dopiero na dźwięk własnego imienia niechętnie obrócił głowę, spoglądając na nią chłodno. Tętno przyspieszyło. Znów się peszyła. Czy on musiał tak na nią patrzeć? Za każdym razem czuła się osaczona i całkowicie bezbronna. Jakby traciła powoli kontrolę.
- Hej Parker – mruknął
I czy on nigdy nie pamiętał jak miała na imię? Mówienie do niej po nazwisku tylko bardziej ją odstraszało, a może nawet spychało w jakąś przepaść, z której nie umiała się wydostać. Czuła sie słabsza.
Nie było jednak czasu na stanie w miejscu i zastanawianie się, dlaczego tak a nie inaczej na nią działa. Dlaczego przy Maxie czuła sie swobodnie i naturalnie, a przy Michaelu drżała ze strachu i nie wiedziała co powiedzieć? Nerwowo zwilżyła usta językiem, usiłując odnaleźć w sobie głos, by zadać podstawowe pytanie.
- Co tu robisz?
Uniósł brwi w lekkim zdumieniu, jakby nie podejrzewał, że może o to zapytać. Obserwował każde najmniejsze drżenie jej ciała, każde nisepokojne rozchylenie ust, każde spojrzenie, które bało się paść na jego twarz. Znów miał przewagę. Nad nią. Władzę. Siłę. Jak on uwielbiał to uczucie.
- Leżę. - rzucił nieco rozbawionym tonem
- To widzę. - wymamrotała – Ale równie dobrze mógłbyś leżeć u siebie.
- Oh, ale tutaj wspomnienia wracają... - jego głos barwił się na wzór tych kretyńskich romantycznych wyznań
Intensywny wzrok ślizgał się teraz po jej twarzy, która rumieniła się pąsem. Wiedziała doskonale, jakie wspomnienia miał na myśli. Wbrew wszelkim zasadom i usilnym staraniom, jej własny umysł zaczął odtwarzać klatki tamtego filmu, którego fabułę stworzyły ich ciała. Drobne palce nerwowo wbijały się we framugę okna. Miał wrażenie, że za chwilę zostawi tam porządne zadrapania. Trzeba było uratować sytuację, nim mała Parker naprawdę odpłynie w skraj nerwicy.
- Poza tym tutaj mnie szukać nie będą. - dodał ze znudzeniem
Szukac go? Błyskawicznie wróciła myślami do rzeczywistości. No tak, to w końcu był Michael Guerin, znany z tego, że uciekał od odpowiedzialności i od każdej sytuacji, która nie była mu na rękę. Teraz pewnie unikał Isabel a może nawet Maxa. O Marii już w ogóle mowy nie mogło być, bo jej unikał od kilku tygodni. Ale dziwne miejsce sobie wybrał na kryjówkę. Zwłaszcza, że przecież istniało ryzyko, iż Max pojawi się tutaj w każdej chwili. Wtedy mogłoby zrobić się bardzo nieprzyjemnie.
- Czas wziąć odpowiedzialność za swoje czyny Guerin – syknęła cicho
Sama nie wiedziała, skąd bierze się w niej ta dawka złośliwości i gniewu. Może zbyt ciężko było jej odbudować związek z Maxem, by teraz pozwolić komuś tak łatwo go zaprzepaścić. A może było to gniew i odreagowanie za tamtą noc. Może dziwna frustracja spowodowana informacją o Isabel. Cokolwiek to było, prowadziło jej głos nie w tym kierunku co trzeba. Bo jeśli już wda się z Michaelem w wymianę zdań, to prędzej czy później przegra. Prędzej.
Zmrużył oczy, przyglądając się jej. Nie podejrzewał, że kiedykolwiek mogłaby do kogokolwiek wypowiedzieć coś w takim tonie. A jednak. Co więcej, mówiła do niego. Co za diabeł wdarł się za jej skórę i podszeptywał te słowa. Zachowanie, które tylko mogło go wyprowadzić z równowagi, a wtedy marny byłby jej los. Przecież zawsze sie go bała, nigdy nie utrzymywała kontaktu wzrokowego, rzadko w ogóle się odzywała. Zatem cóż takiego ją wprowadzało w taki stan. Czekał na wyjaśnienia. I oby pojawiły się jak najszybciej, zanim gniew przejmie nad nim kontrolę. Liz pochyliła lekko głowe, czując na sobie palący wzrok, który zdawał się ją przewiercać na wylot. Przełknęła ślinę, mówiąc tym razem w o wiele słabszym tonie:
- Słyszałam o Isabel.
Momentalnie usiadł. Ale nie odrywał od niej spojrzenia. Przeciwnie. Badał każdą reakcję jej ciała i najdrobniejszy grymas na twarzy. Sprawa Isabel docierała już chyba do uszu wszystkich z kręgu wtajemniczonych. Najpierw miał do czynienia z tajfunem DeLuca, który swoją drogą dość bezprawnie robił mu awanturę. Przecież nie byli razem i on nie miał najmniejszego zamiaru tego zmieniać. Miał powyżej uszu ciągłe kłótnie o byle co i próby zmieniania go pod każdym względem, by stał się jakimś cholernym księciem z bajki. Na dodatek Isabel była na skraju załamania. A nie opuścił jej. Był przy niej, chociaż wydawało sie to być o wiele trudniejsze. Teraz jeszcze Liz... Brakowało jedynie tej najgorszej chwili, gdy Max się dowie, a świat runie.
- Czy to prawda? - zapytała szeptem
Zdumienie. Całkowite zdumienie. Nikt inny nie pytał go czy cokolwiek było prawdą, tylko od razu z góry zakładali, że był winien. A ta drobna brunetka, chociaż bała się go jak chyba nikt inny, zadawała to podstawowe pytanie. Zmarszczył brwi.
- Nie wiem – warknął
- Jak to? - nie zdązyła się w porę ugryźć w język
- Tak to! - dopiero widząc jak kuli się lekko, opanował się – Nigdy nie spałem z Is.
- Więc jak to możliwe?
- Sny. - mruknął i wzruszył ramionami – Od paru dni oboje śnimy o tym.
- O. - tylko tyle z siebie wydusiła
Takiej ewentualności raczej nigdy wcześniej nie brała pod uwagę. Ale przecież byli kosmitami, kto wie co się mogło dziać, co mogło być prawdą a co nie było nią. Sny. Nie potrafiła powstrzymać własnej wyobraźni, która zaczęła kreować ten dziwaczny obraz w jej umyśle. I nagle przyszło współczucie. Jak oni musieli się czuć, wiedząc że nigdy się nawet nie dotknęli a nagle przez jakiś głupi sen, cały świat walił im się dokoła. Dlatego Isabel wyglądała tak mizernie. Strach. Przygnębienie. I na dodatek brak snu. Ona sama nie umiałaby potem zasnąć spokojnie. Nie. Nie chciałaby zasnąć. I Michael pewnie też chwytał się wszystkiego, byle nie zamknąć oczu.
- Masz zamiar siedzieć tutaj całą noc? - zapytała łagodnie
- Czemu nie. Spójrzmy prawdzie w oczy Parker. To ostatnie miejsce na Ziemi, gdzie spodziewaliby się mnie znaleźć.
Miał rację. Nikt nigdy nawet by nie podejrzewał, że Michael może być u niej. Że ona może mu pozwolić zostać. Każdy zawsze postrzegał ich jako kompletne przeciwieństwa, które w swojej obecności nie potrafią sie zachować. Nigdy nie rozmawiali ze sobą, nigdy nie patrzyli na siebie. Właściwie wydawało się, że tolerowali się jedynie ze względu na Maxa. Ale cóż... po ostatnich wydarzeniach sytuacja zmieniła się diametralnie. Wcześniej unikali się, bo się nie trawili, teraz unikali się, by nie musieć spobie przypominać o tamtej nocy.
- Fakt. - przyznała mu rację – Chcesz coś do picia? - zapytała, wycofując się w głąb swojego pokoju
- Nie. - znów wygodnie usadowił się na leżaku – A jakby co, to nie wiesz gdzie jestem. - dodał ostrzegawczo
Przytaknęła tylko. Zostawiła uchylone okno, a sama z lekkim wahaniem poszła do łazienki. Dziwne uczucie, usiłować zachować się normalnie, jednocześnie wiedząc, że na balkonie siedzi Michael. Westchnęła.
* * *
Przewiązała pasek szlafroka ciaśniej. Wciąz pamiętała, że na balkonie siedzi Michael, więc swobodne poruszanie się po pokoju w samej koszulce nocnej nie wchodziło w grę. W ogóle miała nadzieję, że już mu się znudziło i sobie poszedł. Przecież niemożliwym było, aby spędził całą noc własnie tutaj. Weszła do pokoju, zatrzymując się w pół kroku, kiedy zobaczyła siedzącego na parapecie gościa. Świetnie. Leżak już mu nie odpowiadał? Siedział sobie swobodnie, jedna noga zgięta w kolanie, druga dotykająca podłogi w jej pokoju. Wzrok utkwiony gdzieś w oddali, momentalnie przesunął się na nią. Zastygła. Uważne spojrzenie ślizgało się po całej jej postaci. Centymetr po centymetrze, badając szczegółowo każdy fragment jej ciała. Gorące dreszcze przemieszczały się równo z jego wzrokiem. Przez smukłe nogi, zahaczając o granicę krótkiego szlafroka z odsłoniętą skórą. A potem jakby przebijał materiał spojrzeniem na wylot i łapczywie przemierzał zagłębienia jej ciała. Serce stanęło w miejscu, gdy dostrzegła ruch jego języka, oblizującego wargi. Było jasne o czym myślał. Najgorsze było to, że powoli sama zaczynała popadać w tę przyjemną agonię.
Wykonała krok do przodu, nawet nieświadoma, że może w ogóle zapanować nad własnym ciałem. Musiała się opanować. Powstrzymać to nęcące uczucie rodzące się wewnątrz, które ciągnęło ją w stronę okna. Nie patrząc na niego i próbując zignorować rozbierający ją wzrok, zdjęła koc z łóżka. Zupełnie jakby szykowała się do spania, jakby go tam nie było. Jakby wszystko było całkiem normalne.
- Umm... chcesz koc? - zapytała
Gdy nie odpowiadał, uniosła głowę w jego kierunku. Kąciki jego ust wygięte w znanym już jej uśmieszku i ten świdrujący wzrok ciągle przesuwający się po niej. Była pewna, że w myślach właśnie przesuwał własne dłonie po jej skórze. Gwałtowne uderzenie gorąca, zmusiło ją do rozchylenia ust i westchnięcia.
- Zdenerwowana? - melodyjny, przyciszony głos tylko podjudzał gotującą się krew
- Nie – odpowiedziała od razu, może nawet za szybko – Po prostu... zmęczona.
- No proszę. Max potrafił cię wycieńczyć.
Wyraz jej twarzy od razu się zmienił. Kpina w jego głosie w połączeniu z ciągłymi aluzjami prawie kazała jej zareagować jeszcze gwałtowniej. Ledwo powstrzymała chęć nieustannego powtarzania „nie”. Bo przecież nie Max ją zmęczył. I na pewno nie w ten sposób. A może własnie to najbardziej ją drażniło w tym momencie. Nie fakt, że Michael poruszał sprawy, których nie powinien ruszać. Ale świadomość, że Max Evans naprawdę nie potrafił jej ostatnio w żaden sposób zająć umysłu. Ciągle się przy nim rozpraszała. Ciągle innymi myślami. Najczęściej myślą o...
- Byłam u Marii – uznała, że taka odpowiedź będzie wystarczająco wymijająca
Michael uniósł brew w zdumieniu. Takiej sentencji się nie spodziewał. Czekał raczej na całą kaskadę obrony, protestów i negacji. Tymczasem Parker zmieniała temat. Nigdy nie podejrzewał, aby chciała z nim rozmawiać o Maxie, ale jednak całkowite unikanie tego tematu wzbudziło tylko niepokój.
- Jest załamana całą tą sytuacją – mówiła spokojnie, składając koc w kostkę – To ją przerasta – nie wiedziała, czemu mu to mówi – Ona ciągle o tobie myśli.
Może miała nadzieję, że zmusi go tym do zmiany tematu, dowie się czegoś więcej, albo po prostu opanuje drżenie własnego ciała. Tylko, że Michael najwyraźniej nie miał najmniejszej ochoty rozmawiać o Marii, ani tym bardziej słuchać o niej.
- Pft... - syknął i wzruszył ramionami
- Michael – powiedziała miękko – To nie moja sprawa, ale to co was łączyło wydawało się być naprawdę...
- Skąd możesz wiedzieć co nas łączyło?
W jego głosie nie było gniewu, co ją zaskoczyło. Raczej zdziwienie i dziecinna ciekawość. Mówiła to po prostu w taki sposób, jakby naprawdę wiedziała, obserwowała, notowała. A dlaczego miałaby to robić? Liz za późno ugryzła się w język. Unikanie teraz odpowiedzi było marnym wyjściem. Wolała sobie nawet nie wyobrażać jakich sposóbów by użył, by wyciągnąć z niej informacje.
- Maria to moja przyjaciółka – przecież to było tak oczywiste, że rozmawiały ze sobą na wszystkie tematy – Wiele mi mówi. Zwierza się. Umm... naprawdę wasz związek był...
- Jaki związek? - Michael prawie prychnął
Wstał, podchodząc bliżej do niej. Ścisnęła koc mocniej w dłoniach. Skracanie dystansu między nimi nie było mądrym pomysłem. Zwłaszcza, że atmosfera zaczynała powoli gęstnieć i wypełniać się iskrzącym napięciem.
- Przecież łączyło was coś więcej niż flirt – usiłowała składnie wyjaśnić, co miała na myśli – Coś bardziej... - pochyliła głowę, nie potrafiąc tego wykrztusić
- Intymnego? - podpowiedział
Jego uśmieszek tylko bardziej ją peszył. Ton w jaki przechodził jego głos tak bardzo przypominał ton jakim mówił do niej tamtej nocy. Odgarnęła pasemko włosów z twarzy, drugą ręką mocniej przyciskając koc do siebie. Zastanawiała się, co odpowiedzieć. Intymnego. Tak, to chyba było dobre określenie. Pamiętała jeszcze te upalne dni, kiedy zobaczyła tę dwójkę na zapleczu.
- Um... właśnie... - przyznała z lekkim uśmiechem, starając się rozegrać to rozbawieniem – Zawsze byliście tacy... intensywni. To nie mogło być czyste szaleństwo. - znów zaczynała mówić maniakalnie – Przecież z nikim nie łączyły cię takie relacje jak z Marią.
- To było przelotne szaleństwo – mruknął
Nie zauważyła kiedy znalazł się aż tak blisko. Zaledwie kilka centymetrów od niej. Ciepła dłoń wsunęła się nieznacznie na jej talię, jakby przysuwając ją do niego. Z rozchylonymi ze zdumienia ustami, obserwowała jak przesuwa palce na pasek jedwabnego szlafroka, powoli rozplątując marny supeł. Nagle odsunęła się, tknięta dziwnym impulsem. Ciemne oczy wyepłnione tęczową mgiełką wbijały w niego wzrok. A Michael tylko się uśmiechnął przewrotnie i ponownie przysunął bliżej. Pochylając się nieco, szepnął wprost do jej ucha.
- Poza tym nigdy nie byłem z Marią w takiej relacji... jak z tobą.
Szok. Już nawet nie zdziwienie, ale szok. Fakt, Maria by jej przecież powiedziała, gdyby wykonała ten krok. Chociaż z drugiej strony bywały tak intymne sprawy, których nie poruszały. Zresztą zawsze jakoś jej się wydawało, że tę dwójkę po prostu musi łączyć namiętność. A on jej teraz mówił, że nigdy nie zrobił tego z Marią. Nie poprawiało to wcale samopoczucia Liz. Teraz tym bardziej czuła się, jakby wbijała nóż w plecy najlepszej przyjaciółce. Nie drgnęła, kiedy wyjął koc z jej rąk i rozłożył go na podłodze, tuż obok jej łóżka. Wpatrywała się w niego, nie bardzo rozumiejąc, co zamierza. On tymczasem wygodnie się rozłożył, splatając dłonie pod głową.
- Nie idziesz spać Parker? - zapytał z rozbawieniem, obserwując ją – Ponoć jesteś wycieńczona. A może chcesz, żebym cię ukołysał do snu?
To ostatnie zdanie, wypowiedziane w nęcącym, niskim tonie od razu do niej dotarło. Nie potrząsnęła nawet głową, ani nie odpowiedziała, tylko momentalnie wsunęła się pod kołdrę. Wierciła się przez dobrą minutę, usiłując zsunąć z siebie jedwabny szlafrok, tak by jednocześnie nie odsłonić się spod kołdry. To mogłoby tylko być kolejnym powodem dla Michaela do rozpraszających insynuacji.
* * *
Przekręcała się niespokojnie z boku na bok. Oczywiście nie spała. Jakoś nie mogła nawet zamknąć powiek, wiedząc, że w jej pokoju ktoś jest. Ktoś. Michael Guerin. W dodatku leżący na podłodze, tuż obok jej łóżka. Leżący tak blisko. Jej pościel ciągle przesiąknięta była jego zapachem, chociaż minęło sporo czasu. Leżała plecami do niego, modląc się w duchu, by sobie tam leżał na podłodze i rozmyślał nad swoimi problemami i niczym innym. Podświadomość jednak nieustannie w jej własnym umyśle rozbudzała tylko jedne myśli. O tym jak jest blisko. Jak blisko jeszcze mógłby się znaleźć. Jak jej ciało reagowało na jego dłonie i każdy najmniejszy dotyk. Jak chełpliwie spijała z jego ust kolejne pocałunki. Jak ten niski, kuszący głos rozpuszczał wszelkie blokady. Jak uwielbiała to niesamowite uczucie wypełnienia.
Przeklinała to. Nienawidziła się za to. Za każdą tę zbrodniczą myśl, która oddalała ją od Maxa, od bezpieczeństwa, od tej bezpiecznej miłości. Za powracanie wspomnieniami do tamtej nocy. Za nieustające pragnienie poczucia tego wszystkiego ponownie. Przekręciła się na drugi bok, wsłuchując w ciszę nocną. Jego równomierny oddech skusił ją, by wychyliła się na skraj łóżka. Ciemne fale włosów zsunęły się z brzegu łóżka, prawie zahaczając o podłogę. Kołdra zsunęła się nieco, odsłaniając karmelkową skórę. Wlepiła niepewne spojrzenie w jego postać. Leżał spokojnie. Klatka piersiowa unosiła się w równomiernych, głębokich oddechach. Dłonie splecione pod głową, a wzrok zaskakująco utkwiony w... niej. Nie w suficie. Nigdzie indziej. Tylko w niej. Czy słyszał jak się obraca czy specjalnie czekał aż pokusa wygra? Nie liczyło się to. Tylko ten błysk w oku, kiedy przyglądał się jej. Na wpół sennej, na wpół rozgorączkowanej wspomnieniami. Nim się zorientowała wykonał gwałtowny ruch.
- Aaa! - jęknęła całkowicie zaskoczona
Jego dłoń wyciągnęła się w jej stronę i chwyciła za nadgarstek, ostro ściągając ją w dół jednym szarpnięciem. Drobne ciało wylądowało miękko na nim. Twarz wtulona w jego klatkę piersiową, jedna dłoń wciąz ściskana przez niego, druga leżąca z boku jego głowy. Uniosła głowę, łapiąc niespokojnie oddech. Spojrzenie padło na jego twarz, by odnaleźć przewrotne chochliki w chłodnych tęczówkach.
Zdecydowanie nie tylko w niej tliło się to pragnienie ponownego przeżycia tamtej nocy. I przezywania jej nieustannie. Kilka cichych minut minęło, nim zorientowała się, że drży a nawet nie usiłuje się podnieść. Kiedy drgnęła, by wstać, płynnym ruchem obrócił ich, przytwierdzając jej ciało do podłogi i blokując własnym. Teraz nie było ucieczki. Nie tyle ucieczki od niego, co od prawdy. Że chciała by to trwało.
- Podoba ci się to – szepnął melodyjnie
Zamrugała niepewnie, nie bardzo rozumiejąc co miał na myśli. A może przeciwnie. Może za bardzo rozumiała. Podobała jej się ta cała sytuacja? Podobało jej się, że tak przy nim drżała? Podobało jej się, że pojawiał się znienacka? Podobało jej się, że ciało zaczynało wypełniać gorące uczucie?
- Jestem z Maxem – mruknęła słabo, cokolwiek to miało oznaczać
- Taaa. - stłumił szyderczy śmiech – I tu tkwi problem Parker. Jesteś z nim, gdy wolisz być ze mną.
- Ja... - żadne sensowne argumenty nie pojawiały się w jej głowie
- Lubisz mnie za bardzo. I to w sposób... - jego usta delikatnie muskały płatek jej ucha – W jaki nie powinnaś. Spodobało ci się, że jestem taki...
- Intensywny – nie powstrzymała własnego jęknięcia
Kąciki jego ust uniosły się tryumfalnie do góry. Miał tę siłe i włądzę nad nią, której tak szukał, a której ona sie tak bała. Bała i pragnęła jednocześnie. Lubiła tę niepewność. Zero schematów, zero bezpieczeństwa, zero słodyczy banalnego słowa. Tylko uczucie. Tylko pasja. Tylko namiętność. Tylko on.
- Powiedz to – jego usta przesunęły się po jej szyi
- Nie – odchyliła głowę
Dłonie Michaela przesuwały się powoli po jej ciele. Palce kreśliły ciepłą ścieżkę na ramionach, poczym wpłynęły na jej talię i niżej, do miejsca, gdzie koszulka nocna kończyła się.
Does it kill
Does it burn
Is it painful to learn
That it’s me that has all the control
- Powiedz – wpił usta w jej szyję, jakby chciał wyssać z niej to jedno słowo
Wiśniowy jedwab powoli podsuwał się do góry, razem z jego dłońmi. Poruszyła się niespokojnie, jakby chciała by przestał ją drażnić. Palce badały gładką skórę, jakby poznawał ją na nowo. A przecież w jego pamięci zakodowany był każdy fragment, najmniejszy szczegół, najdelikatniejszy posmak. Wszystko. I teraz chciał to wszystko odtworzyć.
- Nie – jej głos słabł i stawał się niemal rozpaczliwy
Usta nieustannie chciały mamrotać „nie”. Ale ciało reagowało zupełnie inaczej. Niecierpliwe dłonie przesunęły się na jego plecy, chwytając skrawki ciemnego materiału zakrywającego go i tym razem sprawnie zsuwając koszulkę. Niesamowicie chłodna skóra pod jej opuszkami, szybko sie rozgrzewała. Myśl, że to za sprawą jej dotyku, tylko ją samą obezwładniała. Odchylała głowę do tyłu, gdy jego język zataczał ósemki na jej skórze.
Nieopanowany jęk wydobył się z jej ust, gdy Michael wykonał sugestywny ruch swoim ciałem. Wszystko znów tonęło w odmęcie, rozpuszczając rzeczywistość i jakiekolwiek protesty. Topniała pod nim. Pulsowała już tylko tą jedną myślą – by nie przestawał. Pod powiekami gromadziły się słodkie kryształki łez, bo chciała płakać ze złości na samą siebie. Za to, że tak bardzo chciała by to było rzeczywistością. Nie jedną nocą, nietylko zaspokojeniem chorobliwego pragnienia. Ale prawdziwym światem, gdzie nie musiałaby powstrzymywac własnych myśli i w każdej chwili jej wzrok mógłby ślizgać się po jego ciele i wspominać jak niesamowicie było w jego ramionach. Zamknęła oczy, nie chcąc by widział jej słabość. Usta rozchyliły się.
- Tak – omdlały głos przypieczętował wyrok
Jedwabna koszulka płynnie zsunęła się z rozgrzewającego się ciała. Zachłanne usta spajały się z jej wargami w gorącej obietnicy. Szaleńczy taniec języków walczących o dominację.
Does it thrill
Does it sting
When you feel what I bring
And you wish that you had me to hold
Pragnienie przetaczało się drobnymi falami przez jej ciało, wygrywając na koniuszkach nerwów rozpalające wizje. Pocałunek odbierał oddech. Ale ignorowała płomienie w płucach, skupiając się tylko na pikantnym smaku jego ust. Michael przesuwał ciepłe dłonie wolnymi ruchami, jakby chciał rozbudzić ciało z sennego letargu. Spragnione usta sunęły wilgotną ścieżką po jej szyi i w dół, muskając gładką skórę jej piersi i wydobywając z niej półtony ekstazy. Opuszki palców kreśliły kółka na jej brzuchu, wokół pępka, kołysząc nią w upojnym rytmie. Rytmie, który przejmował nad nią kontrolę, unosił ciało w stronę ciepłych ramion.
Wszystko wirowało jak opętane, gdy Michael wpił usta w zagłębienie jej brzucha. Półprzytomne, senne drażenienie przeszło w obłąkane tango dwóch ciał, które chciały się wypełnić sobą wzajemnie. Ponownie stopić w całość, oddychającą tym samym dusznym powietrzem, tętniącą tą samą żądzą, szukającą tego samego spełnienia. Magnetyczne pocałunki przesuwające się po cynamonowym ciele podsycały słodką melodię, w której się pławili. Kolejne minuty, które wydawały sie mijać za szybko, przynosiły dawki pulsujących dreszczy. Jakby niczyj inny dotyk nie umiał tego wywołać. Jakby byli swoimi dopełnieniami. Mglista świadomość resztkami rozsypywała się w nicość wraz z kolejnymi skrawkami ubrań, lądujących na podłodze obok. Była już tylko ta ostateczna bliskość, która napinała ciała i kusiła ekscytacją. Lekkość wypełniająca ją ustąpiła miejsca palącemu pragnieniu, które szukało zaspokojenia. Usta Liz zdawały się mamrotać nieprzytomnie prośby w kierunku Michaela, by skończył z tym obłędem w jakikolwiek sposób. A on tylko uśmiechał się leniwie, co chwilę zatapiając gorące usta w zagłębieniu jej szyi. Palce przesunęły się na rozkołysane biodra, które w rozpaczliwym pragnieniu usiłowały wciągnąć go w tę ekstazę. Wystarczyło tylko kilka milimetrów i powróciłoby to kosmiczne wrażenie całkowitego spełnienia, jakiego nic nigdy nie mogło nawet przypominać.
Clutching your pillow and writhing in a naked sweat
Hoping somebody someday will do you like I did
Biodra Liz uniosły się gwałtownie, zastygając w górze, kiedy wreszcie się w nią wsunął. Powoli, rozkoszując się każdą sekundą tej wieczności i chłonąc aksamitne uczucie, które zaczynało go otaczać. Usta Michaela muskały wargi Liz, spomiędzy których wydobywały się płytkie, urywane oddechy. Delikatnie, jakby niepewnie, zbierając skrawki słodkich obłoczków. Oboje zatrzymali się, zawieszeni w tej niepoprawnej gwieździstej przestrzeni, bojąc się za szybko utracić smak tej chwili. Aż jej palce niecierpliwie przesunęły się po jego plecach, a biodra rozkołysały się bardziej. Wstrzymana wieczność ponownie zaczęła wirować w zawrotnym tempie, rozbrzmiewając tętniącym rytmem pulsującej w ich żyłach krwi. Kolejne płynne ruchy w pełnej synchronizacji spychały ich ciała na ten ostateczny skraj. Raz po raz. Oddechy nie nadążały za szaleńczym tempem obłąkanych ciał, które chciały się przeniknąć wzajemnie, przesiąknąć sobą już na zawsze. Barwny wir wypełniał umysł, sącząc tylko głód o więcej. Więcej.
Była nim naznaczona. Każda komórka w jej ciele miała wypalone na sobie jego imię. To samo, które teraz maniakalnie wypływało z jej ust jak w przysiędze, odwzajemniając miękkie uczucie z jakim on szeptał jej imię. Jak nigdy wcześniej. Jej imię. Michael toczył na swoim jezyku jej imię niczym najsłodszą modlitwę.
it’s getting harder and harder to breathe
it’s getting harder and harder to breathe
c.d.n
5.
- Michael?
Niedowierzała własnym oczom. Raczej nie spodziewała się zobaczyć go na swoim balkonie kiedykolwiek, a już zwłaszcza przy tym wszystkim co się teraz działo. Najpierw gwałtowna fala gorąca przetoczyła się przez jej ciało, kiedy umysł skojarzył ostatnią sytuację w jakiej tu był. A potem wszystko znów zaczynało wirować wokół rzeczywistości, w której Maria wypłakiwała sobie przez niego oczy a Isabel... Wzdrygnęła się na samą myśl o tym. Zawsze patrzyła na nich, jakby byli rodzeństwem, dlatego to wydawało się być tak... obrzydliwe. Zamrugała, chcąc upewnić się, że wzrok jej nie myli. Ale on tam wciąz był. Leżał sobie wygodnie na jej leżaku i wpatrywał sie w gwiazdy. Dopiero na dźwięk własnego imienia niechętnie obrócił głowę, spoglądając na nią chłodno. Tętno przyspieszyło. Znów się peszyła. Czy on musiał tak na nią patrzeć? Za każdym razem czuła się osaczona i całkowicie bezbronna. Jakby traciła powoli kontrolę.
- Hej Parker – mruknął
I czy on nigdy nie pamiętał jak miała na imię? Mówienie do niej po nazwisku tylko bardziej ją odstraszało, a może nawet spychało w jakąś przepaść, z której nie umiała się wydostać. Czuła sie słabsza.
Nie było jednak czasu na stanie w miejscu i zastanawianie się, dlaczego tak a nie inaczej na nią działa. Dlaczego przy Maxie czuła sie swobodnie i naturalnie, a przy Michaelu drżała ze strachu i nie wiedziała co powiedzieć? Nerwowo zwilżyła usta językiem, usiłując odnaleźć w sobie głos, by zadać podstawowe pytanie.
- Co tu robisz?
Uniósł brwi w lekkim zdumieniu, jakby nie podejrzewał, że może o to zapytać. Obserwował każde najmniejsze drżenie jej ciała, każde nisepokojne rozchylenie ust, każde spojrzenie, które bało się paść na jego twarz. Znów miał przewagę. Nad nią. Władzę. Siłę. Jak on uwielbiał to uczucie.
- Leżę. - rzucił nieco rozbawionym tonem
- To widzę. - wymamrotała – Ale równie dobrze mógłbyś leżeć u siebie.
- Oh, ale tutaj wspomnienia wracają... - jego głos barwił się na wzór tych kretyńskich romantycznych wyznań
Intensywny wzrok ślizgał się teraz po jej twarzy, która rumieniła się pąsem. Wiedziała doskonale, jakie wspomnienia miał na myśli. Wbrew wszelkim zasadom i usilnym staraniom, jej własny umysł zaczął odtwarzać klatki tamtego filmu, którego fabułę stworzyły ich ciała. Drobne palce nerwowo wbijały się we framugę okna. Miał wrażenie, że za chwilę zostawi tam porządne zadrapania. Trzeba było uratować sytuację, nim mała Parker naprawdę odpłynie w skraj nerwicy.
- Poza tym tutaj mnie szukać nie będą. - dodał ze znudzeniem
Szukac go? Błyskawicznie wróciła myślami do rzeczywistości. No tak, to w końcu był Michael Guerin, znany z tego, że uciekał od odpowiedzialności i od każdej sytuacji, która nie była mu na rękę. Teraz pewnie unikał Isabel a może nawet Maxa. O Marii już w ogóle mowy nie mogło być, bo jej unikał od kilku tygodni. Ale dziwne miejsce sobie wybrał na kryjówkę. Zwłaszcza, że przecież istniało ryzyko, iż Max pojawi się tutaj w każdej chwili. Wtedy mogłoby zrobić się bardzo nieprzyjemnie.
- Czas wziąć odpowiedzialność za swoje czyny Guerin – syknęła cicho
Sama nie wiedziała, skąd bierze się w niej ta dawka złośliwości i gniewu. Może zbyt ciężko było jej odbudować związek z Maxem, by teraz pozwolić komuś tak łatwo go zaprzepaścić. A może było to gniew i odreagowanie za tamtą noc. Może dziwna frustracja spowodowana informacją o Isabel. Cokolwiek to było, prowadziło jej głos nie w tym kierunku co trzeba. Bo jeśli już wda się z Michaelem w wymianę zdań, to prędzej czy później przegra. Prędzej.
Zmrużył oczy, przyglądając się jej. Nie podejrzewał, że kiedykolwiek mogłaby do kogokolwiek wypowiedzieć coś w takim tonie. A jednak. Co więcej, mówiła do niego. Co za diabeł wdarł się za jej skórę i podszeptywał te słowa. Zachowanie, które tylko mogło go wyprowadzić z równowagi, a wtedy marny byłby jej los. Przecież zawsze sie go bała, nigdy nie utrzymywała kontaktu wzrokowego, rzadko w ogóle się odzywała. Zatem cóż takiego ją wprowadzało w taki stan. Czekał na wyjaśnienia. I oby pojawiły się jak najszybciej, zanim gniew przejmie nad nim kontrolę. Liz pochyliła lekko głowe, czując na sobie palący wzrok, który zdawał się ją przewiercać na wylot. Przełknęła ślinę, mówiąc tym razem w o wiele słabszym tonie:
- Słyszałam o Isabel.
Momentalnie usiadł. Ale nie odrywał od niej spojrzenia. Przeciwnie. Badał każdą reakcję jej ciała i najdrobniejszy grymas na twarzy. Sprawa Isabel docierała już chyba do uszu wszystkich z kręgu wtajemniczonych. Najpierw miał do czynienia z tajfunem DeLuca, który swoją drogą dość bezprawnie robił mu awanturę. Przecież nie byli razem i on nie miał najmniejszego zamiaru tego zmieniać. Miał powyżej uszu ciągłe kłótnie o byle co i próby zmieniania go pod każdym względem, by stał się jakimś cholernym księciem z bajki. Na dodatek Isabel była na skraju załamania. A nie opuścił jej. Był przy niej, chociaż wydawało sie to być o wiele trudniejsze. Teraz jeszcze Liz... Brakowało jedynie tej najgorszej chwili, gdy Max się dowie, a świat runie.
- Czy to prawda? - zapytała szeptem
Zdumienie. Całkowite zdumienie. Nikt inny nie pytał go czy cokolwiek było prawdą, tylko od razu z góry zakładali, że był winien. A ta drobna brunetka, chociaż bała się go jak chyba nikt inny, zadawała to podstawowe pytanie. Zmarszczył brwi.
- Nie wiem – warknął
- Jak to? - nie zdązyła się w porę ugryźć w język
- Tak to! - dopiero widząc jak kuli się lekko, opanował się – Nigdy nie spałem z Is.
- Więc jak to możliwe?
- Sny. - mruknął i wzruszył ramionami – Od paru dni oboje śnimy o tym.
- O. - tylko tyle z siebie wydusiła
Takiej ewentualności raczej nigdy wcześniej nie brała pod uwagę. Ale przecież byli kosmitami, kto wie co się mogło dziać, co mogło być prawdą a co nie było nią. Sny. Nie potrafiła powstrzymać własnej wyobraźni, która zaczęła kreować ten dziwaczny obraz w jej umyśle. I nagle przyszło współczucie. Jak oni musieli się czuć, wiedząc że nigdy się nawet nie dotknęli a nagle przez jakiś głupi sen, cały świat walił im się dokoła. Dlatego Isabel wyglądała tak mizernie. Strach. Przygnębienie. I na dodatek brak snu. Ona sama nie umiałaby potem zasnąć spokojnie. Nie. Nie chciałaby zasnąć. I Michael pewnie też chwytał się wszystkiego, byle nie zamknąć oczu.
- Masz zamiar siedzieć tutaj całą noc? - zapytała łagodnie
- Czemu nie. Spójrzmy prawdzie w oczy Parker. To ostatnie miejsce na Ziemi, gdzie spodziewaliby się mnie znaleźć.
Miał rację. Nikt nigdy nawet by nie podejrzewał, że Michael może być u niej. Że ona może mu pozwolić zostać. Każdy zawsze postrzegał ich jako kompletne przeciwieństwa, które w swojej obecności nie potrafią sie zachować. Nigdy nie rozmawiali ze sobą, nigdy nie patrzyli na siebie. Właściwie wydawało się, że tolerowali się jedynie ze względu na Maxa. Ale cóż... po ostatnich wydarzeniach sytuacja zmieniła się diametralnie. Wcześniej unikali się, bo się nie trawili, teraz unikali się, by nie musieć spobie przypominać o tamtej nocy.
- Fakt. - przyznała mu rację – Chcesz coś do picia? - zapytała, wycofując się w głąb swojego pokoju
- Nie. - znów wygodnie usadowił się na leżaku – A jakby co, to nie wiesz gdzie jestem. - dodał ostrzegawczo
Przytaknęła tylko. Zostawiła uchylone okno, a sama z lekkim wahaniem poszła do łazienki. Dziwne uczucie, usiłować zachować się normalnie, jednocześnie wiedząc, że na balkonie siedzi Michael. Westchnęła.
* * *
Przewiązała pasek szlafroka ciaśniej. Wciąz pamiętała, że na balkonie siedzi Michael, więc swobodne poruszanie się po pokoju w samej koszulce nocnej nie wchodziło w grę. W ogóle miała nadzieję, że już mu się znudziło i sobie poszedł. Przecież niemożliwym było, aby spędził całą noc własnie tutaj. Weszła do pokoju, zatrzymując się w pół kroku, kiedy zobaczyła siedzącego na parapecie gościa. Świetnie. Leżak już mu nie odpowiadał? Siedział sobie swobodnie, jedna noga zgięta w kolanie, druga dotykająca podłogi w jej pokoju. Wzrok utkwiony gdzieś w oddali, momentalnie przesunął się na nią. Zastygła. Uważne spojrzenie ślizgało się po całej jej postaci. Centymetr po centymetrze, badając szczegółowo każdy fragment jej ciała. Gorące dreszcze przemieszczały się równo z jego wzrokiem. Przez smukłe nogi, zahaczając o granicę krótkiego szlafroka z odsłoniętą skórą. A potem jakby przebijał materiał spojrzeniem na wylot i łapczywie przemierzał zagłębienia jej ciała. Serce stanęło w miejscu, gdy dostrzegła ruch jego języka, oblizującego wargi. Było jasne o czym myślał. Najgorsze było to, że powoli sama zaczynała popadać w tę przyjemną agonię.
Wykonała krok do przodu, nawet nieświadoma, że może w ogóle zapanować nad własnym ciałem. Musiała się opanować. Powstrzymać to nęcące uczucie rodzące się wewnątrz, które ciągnęło ją w stronę okna. Nie patrząc na niego i próbując zignorować rozbierający ją wzrok, zdjęła koc z łóżka. Zupełnie jakby szykowała się do spania, jakby go tam nie było. Jakby wszystko było całkiem normalne.
- Umm... chcesz koc? - zapytała
Gdy nie odpowiadał, uniosła głowę w jego kierunku. Kąciki jego ust wygięte w znanym już jej uśmieszku i ten świdrujący wzrok ciągle przesuwający się po niej. Była pewna, że w myślach właśnie przesuwał własne dłonie po jej skórze. Gwałtowne uderzenie gorąca, zmusiło ją do rozchylenia ust i westchnięcia.
- Zdenerwowana? - melodyjny, przyciszony głos tylko podjudzał gotującą się krew
- Nie – odpowiedziała od razu, może nawet za szybko – Po prostu... zmęczona.
- No proszę. Max potrafił cię wycieńczyć.
Wyraz jej twarzy od razu się zmienił. Kpina w jego głosie w połączeniu z ciągłymi aluzjami prawie kazała jej zareagować jeszcze gwałtowniej. Ledwo powstrzymała chęć nieustannego powtarzania „nie”. Bo przecież nie Max ją zmęczył. I na pewno nie w ten sposób. A może własnie to najbardziej ją drażniło w tym momencie. Nie fakt, że Michael poruszał sprawy, których nie powinien ruszać. Ale świadomość, że Max Evans naprawdę nie potrafił jej ostatnio w żaden sposób zająć umysłu. Ciągle się przy nim rozpraszała. Ciągle innymi myślami. Najczęściej myślą o...
- Byłam u Marii – uznała, że taka odpowiedź będzie wystarczająco wymijająca
Michael uniósł brew w zdumieniu. Takiej sentencji się nie spodziewał. Czekał raczej na całą kaskadę obrony, protestów i negacji. Tymczasem Parker zmieniała temat. Nigdy nie podejrzewał, aby chciała z nim rozmawiać o Maxie, ale jednak całkowite unikanie tego tematu wzbudziło tylko niepokój.
- Jest załamana całą tą sytuacją – mówiła spokojnie, składając koc w kostkę – To ją przerasta – nie wiedziała, czemu mu to mówi – Ona ciągle o tobie myśli.
Może miała nadzieję, że zmusi go tym do zmiany tematu, dowie się czegoś więcej, albo po prostu opanuje drżenie własnego ciała. Tylko, że Michael najwyraźniej nie miał najmniejszej ochoty rozmawiać o Marii, ani tym bardziej słuchać o niej.
- Pft... - syknął i wzruszył ramionami
- Michael – powiedziała miękko – To nie moja sprawa, ale to co was łączyło wydawało się być naprawdę...
- Skąd możesz wiedzieć co nas łączyło?
W jego głosie nie było gniewu, co ją zaskoczyło. Raczej zdziwienie i dziecinna ciekawość. Mówiła to po prostu w taki sposób, jakby naprawdę wiedziała, obserwowała, notowała. A dlaczego miałaby to robić? Liz za późno ugryzła się w język. Unikanie teraz odpowiedzi było marnym wyjściem. Wolała sobie nawet nie wyobrażać jakich sposóbów by użył, by wyciągnąć z niej informacje.
- Maria to moja przyjaciółka – przecież to było tak oczywiste, że rozmawiały ze sobą na wszystkie tematy – Wiele mi mówi. Zwierza się. Umm... naprawdę wasz związek był...
- Jaki związek? - Michael prawie prychnął
Wstał, podchodząc bliżej do niej. Ścisnęła koc mocniej w dłoniach. Skracanie dystansu między nimi nie było mądrym pomysłem. Zwłaszcza, że atmosfera zaczynała powoli gęstnieć i wypełniać się iskrzącym napięciem.
- Przecież łączyło was coś więcej niż flirt – usiłowała składnie wyjaśnić, co miała na myśli – Coś bardziej... - pochyliła głowę, nie potrafiąc tego wykrztusić
- Intymnego? - podpowiedział
Jego uśmieszek tylko bardziej ją peszył. Ton w jaki przechodził jego głos tak bardzo przypominał ton jakim mówił do niej tamtej nocy. Odgarnęła pasemko włosów z twarzy, drugą ręką mocniej przyciskając koc do siebie. Zastanawiała się, co odpowiedzieć. Intymnego. Tak, to chyba było dobre określenie. Pamiętała jeszcze te upalne dni, kiedy zobaczyła tę dwójkę na zapleczu.
- Um... właśnie... - przyznała z lekkim uśmiechem, starając się rozegrać to rozbawieniem – Zawsze byliście tacy... intensywni. To nie mogło być czyste szaleństwo. - znów zaczynała mówić maniakalnie – Przecież z nikim nie łączyły cię takie relacje jak z Marią.
- To było przelotne szaleństwo – mruknął
Nie zauważyła kiedy znalazł się aż tak blisko. Zaledwie kilka centymetrów od niej. Ciepła dłoń wsunęła się nieznacznie na jej talię, jakby przysuwając ją do niego. Z rozchylonymi ze zdumienia ustami, obserwowała jak przesuwa palce na pasek jedwabnego szlafroka, powoli rozplątując marny supeł. Nagle odsunęła się, tknięta dziwnym impulsem. Ciemne oczy wyepłnione tęczową mgiełką wbijały w niego wzrok. A Michael tylko się uśmiechnął przewrotnie i ponownie przysunął bliżej. Pochylając się nieco, szepnął wprost do jej ucha.
- Poza tym nigdy nie byłem z Marią w takiej relacji... jak z tobą.
Szok. Już nawet nie zdziwienie, ale szok. Fakt, Maria by jej przecież powiedziała, gdyby wykonała ten krok. Chociaż z drugiej strony bywały tak intymne sprawy, których nie poruszały. Zresztą zawsze jakoś jej się wydawało, że tę dwójkę po prostu musi łączyć namiętność. A on jej teraz mówił, że nigdy nie zrobił tego z Marią. Nie poprawiało to wcale samopoczucia Liz. Teraz tym bardziej czuła się, jakby wbijała nóż w plecy najlepszej przyjaciółce. Nie drgnęła, kiedy wyjął koc z jej rąk i rozłożył go na podłodze, tuż obok jej łóżka. Wpatrywała się w niego, nie bardzo rozumiejąc, co zamierza. On tymczasem wygodnie się rozłożył, splatając dłonie pod głową.
- Nie idziesz spać Parker? - zapytał z rozbawieniem, obserwując ją – Ponoć jesteś wycieńczona. A może chcesz, żebym cię ukołysał do snu?
To ostatnie zdanie, wypowiedziane w nęcącym, niskim tonie od razu do niej dotarło. Nie potrząsnęła nawet głową, ani nie odpowiedziała, tylko momentalnie wsunęła się pod kołdrę. Wierciła się przez dobrą minutę, usiłując zsunąć z siebie jedwabny szlafrok, tak by jednocześnie nie odsłonić się spod kołdry. To mogłoby tylko być kolejnym powodem dla Michaela do rozpraszających insynuacji.
* * *
Przekręcała się niespokojnie z boku na bok. Oczywiście nie spała. Jakoś nie mogła nawet zamknąć powiek, wiedząc, że w jej pokoju ktoś jest. Ktoś. Michael Guerin. W dodatku leżący na podłodze, tuż obok jej łóżka. Leżący tak blisko. Jej pościel ciągle przesiąknięta była jego zapachem, chociaż minęło sporo czasu. Leżała plecami do niego, modląc się w duchu, by sobie tam leżał na podłodze i rozmyślał nad swoimi problemami i niczym innym. Podświadomość jednak nieustannie w jej własnym umyśle rozbudzała tylko jedne myśli. O tym jak jest blisko. Jak blisko jeszcze mógłby się znaleźć. Jak jej ciało reagowało na jego dłonie i każdy najmniejszy dotyk. Jak chełpliwie spijała z jego ust kolejne pocałunki. Jak ten niski, kuszący głos rozpuszczał wszelkie blokady. Jak uwielbiała to niesamowite uczucie wypełnienia.
Przeklinała to. Nienawidziła się za to. Za każdą tę zbrodniczą myśl, która oddalała ją od Maxa, od bezpieczeństwa, od tej bezpiecznej miłości. Za powracanie wspomnieniami do tamtej nocy. Za nieustające pragnienie poczucia tego wszystkiego ponownie. Przekręciła się na drugi bok, wsłuchując w ciszę nocną. Jego równomierny oddech skusił ją, by wychyliła się na skraj łóżka. Ciemne fale włosów zsunęły się z brzegu łóżka, prawie zahaczając o podłogę. Kołdra zsunęła się nieco, odsłaniając karmelkową skórę. Wlepiła niepewne spojrzenie w jego postać. Leżał spokojnie. Klatka piersiowa unosiła się w równomiernych, głębokich oddechach. Dłonie splecione pod głową, a wzrok zaskakująco utkwiony w... niej. Nie w suficie. Nigdzie indziej. Tylko w niej. Czy słyszał jak się obraca czy specjalnie czekał aż pokusa wygra? Nie liczyło się to. Tylko ten błysk w oku, kiedy przyglądał się jej. Na wpół sennej, na wpół rozgorączkowanej wspomnieniami. Nim się zorientowała wykonał gwałtowny ruch.
- Aaa! - jęknęła całkowicie zaskoczona
Jego dłoń wyciągnęła się w jej stronę i chwyciła za nadgarstek, ostro ściągając ją w dół jednym szarpnięciem. Drobne ciało wylądowało miękko na nim. Twarz wtulona w jego klatkę piersiową, jedna dłoń wciąz ściskana przez niego, druga leżąca z boku jego głowy. Uniosła głowę, łapiąc niespokojnie oddech. Spojrzenie padło na jego twarz, by odnaleźć przewrotne chochliki w chłodnych tęczówkach.
Zdecydowanie nie tylko w niej tliło się to pragnienie ponownego przeżycia tamtej nocy. I przezywania jej nieustannie. Kilka cichych minut minęło, nim zorientowała się, że drży a nawet nie usiłuje się podnieść. Kiedy drgnęła, by wstać, płynnym ruchem obrócił ich, przytwierdzając jej ciało do podłogi i blokując własnym. Teraz nie było ucieczki. Nie tyle ucieczki od niego, co od prawdy. Że chciała by to trwało.
- Podoba ci się to – szepnął melodyjnie
Zamrugała niepewnie, nie bardzo rozumiejąc co miał na myśli. A może przeciwnie. Może za bardzo rozumiała. Podobała jej się ta cała sytuacja? Podobało jej się, że tak przy nim drżała? Podobało jej się, że pojawiał się znienacka? Podobało jej się, że ciało zaczynało wypełniać gorące uczucie?
- Jestem z Maxem – mruknęła słabo, cokolwiek to miało oznaczać
- Taaa. - stłumił szyderczy śmiech – I tu tkwi problem Parker. Jesteś z nim, gdy wolisz być ze mną.
- Ja... - żadne sensowne argumenty nie pojawiały się w jej głowie
- Lubisz mnie za bardzo. I to w sposób... - jego usta delikatnie muskały płatek jej ucha – W jaki nie powinnaś. Spodobało ci się, że jestem taki...
- Intensywny – nie powstrzymała własnego jęknięcia
Kąciki jego ust uniosły się tryumfalnie do góry. Miał tę siłe i włądzę nad nią, której tak szukał, a której ona sie tak bała. Bała i pragnęła jednocześnie. Lubiła tę niepewność. Zero schematów, zero bezpieczeństwa, zero słodyczy banalnego słowa. Tylko uczucie. Tylko pasja. Tylko namiętność. Tylko on.
- Powiedz to – jego usta przesunęły się po jej szyi
- Nie – odchyliła głowę
Dłonie Michaela przesuwały się powoli po jej ciele. Palce kreśliły ciepłą ścieżkę na ramionach, poczym wpłynęły na jej talię i niżej, do miejsca, gdzie koszulka nocna kończyła się.
Does it kill
Does it burn
Is it painful to learn
That it’s me that has all the control
- Powiedz – wpił usta w jej szyję, jakby chciał wyssać z niej to jedno słowo
Wiśniowy jedwab powoli podsuwał się do góry, razem z jego dłońmi. Poruszyła się niespokojnie, jakby chciała by przestał ją drażnić. Palce badały gładką skórę, jakby poznawał ją na nowo. A przecież w jego pamięci zakodowany był każdy fragment, najmniejszy szczegół, najdelikatniejszy posmak. Wszystko. I teraz chciał to wszystko odtworzyć.
- Nie – jej głos słabł i stawał się niemal rozpaczliwy
Usta nieustannie chciały mamrotać „nie”. Ale ciało reagowało zupełnie inaczej. Niecierpliwe dłonie przesunęły się na jego plecy, chwytając skrawki ciemnego materiału zakrywającego go i tym razem sprawnie zsuwając koszulkę. Niesamowicie chłodna skóra pod jej opuszkami, szybko sie rozgrzewała. Myśl, że to za sprawą jej dotyku, tylko ją samą obezwładniała. Odchylała głowę do tyłu, gdy jego język zataczał ósemki na jej skórze.
Nieopanowany jęk wydobył się z jej ust, gdy Michael wykonał sugestywny ruch swoim ciałem. Wszystko znów tonęło w odmęcie, rozpuszczając rzeczywistość i jakiekolwiek protesty. Topniała pod nim. Pulsowała już tylko tą jedną myślą – by nie przestawał. Pod powiekami gromadziły się słodkie kryształki łez, bo chciała płakać ze złości na samą siebie. Za to, że tak bardzo chciała by to było rzeczywistością. Nie jedną nocą, nietylko zaspokojeniem chorobliwego pragnienia. Ale prawdziwym światem, gdzie nie musiałaby powstrzymywac własnych myśli i w każdej chwili jej wzrok mógłby ślizgać się po jego ciele i wspominać jak niesamowicie było w jego ramionach. Zamknęła oczy, nie chcąc by widział jej słabość. Usta rozchyliły się.
- Tak – omdlały głos przypieczętował wyrok
Jedwabna koszulka płynnie zsunęła się z rozgrzewającego się ciała. Zachłanne usta spajały się z jej wargami w gorącej obietnicy. Szaleńczy taniec języków walczących o dominację.
Does it thrill
Does it sting
When you feel what I bring
And you wish that you had me to hold
Pragnienie przetaczało się drobnymi falami przez jej ciało, wygrywając na koniuszkach nerwów rozpalające wizje. Pocałunek odbierał oddech. Ale ignorowała płomienie w płucach, skupiając się tylko na pikantnym smaku jego ust. Michael przesuwał ciepłe dłonie wolnymi ruchami, jakby chciał rozbudzić ciało z sennego letargu. Spragnione usta sunęły wilgotną ścieżką po jej szyi i w dół, muskając gładką skórę jej piersi i wydobywając z niej półtony ekstazy. Opuszki palców kreśliły kółka na jej brzuchu, wokół pępka, kołysząc nią w upojnym rytmie. Rytmie, który przejmował nad nią kontrolę, unosił ciało w stronę ciepłych ramion.
Wszystko wirowało jak opętane, gdy Michael wpił usta w zagłębienie jej brzucha. Półprzytomne, senne drażenienie przeszło w obłąkane tango dwóch ciał, które chciały się wypełnić sobą wzajemnie. Ponownie stopić w całość, oddychającą tym samym dusznym powietrzem, tętniącą tą samą żądzą, szukającą tego samego spełnienia. Magnetyczne pocałunki przesuwające się po cynamonowym ciele podsycały słodką melodię, w której się pławili. Kolejne minuty, które wydawały sie mijać za szybko, przynosiły dawki pulsujących dreszczy. Jakby niczyj inny dotyk nie umiał tego wywołać. Jakby byli swoimi dopełnieniami. Mglista świadomość resztkami rozsypywała się w nicość wraz z kolejnymi skrawkami ubrań, lądujących na podłodze obok. Była już tylko ta ostateczna bliskość, która napinała ciała i kusiła ekscytacją. Lekkość wypełniająca ją ustąpiła miejsca palącemu pragnieniu, które szukało zaspokojenia. Usta Liz zdawały się mamrotać nieprzytomnie prośby w kierunku Michaela, by skończył z tym obłędem w jakikolwiek sposób. A on tylko uśmiechał się leniwie, co chwilę zatapiając gorące usta w zagłębieniu jej szyi. Palce przesunęły się na rozkołysane biodra, które w rozpaczliwym pragnieniu usiłowały wciągnąć go w tę ekstazę. Wystarczyło tylko kilka milimetrów i powróciłoby to kosmiczne wrażenie całkowitego spełnienia, jakiego nic nigdy nie mogło nawet przypominać.
Clutching your pillow and writhing in a naked sweat
Hoping somebody someday will do you like I did
Biodra Liz uniosły się gwałtownie, zastygając w górze, kiedy wreszcie się w nią wsunął. Powoli, rozkoszując się każdą sekundą tej wieczności i chłonąc aksamitne uczucie, które zaczynało go otaczać. Usta Michaela muskały wargi Liz, spomiędzy których wydobywały się płytkie, urywane oddechy. Delikatnie, jakby niepewnie, zbierając skrawki słodkich obłoczków. Oboje zatrzymali się, zawieszeni w tej niepoprawnej gwieździstej przestrzeni, bojąc się za szybko utracić smak tej chwili. Aż jej palce niecierpliwie przesunęły się po jego plecach, a biodra rozkołysały się bardziej. Wstrzymana wieczność ponownie zaczęła wirować w zawrotnym tempie, rozbrzmiewając tętniącym rytmem pulsującej w ich żyłach krwi. Kolejne płynne ruchy w pełnej synchronizacji spychały ich ciała na ten ostateczny skraj. Raz po raz. Oddechy nie nadążały za szaleńczym tempem obłąkanych ciał, które chciały się przeniknąć wzajemnie, przesiąknąć sobą już na zawsze. Barwny wir wypełniał umysł, sącząc tylko głód o więcej. Więcej.
Była nim naznaczona. Każda komórka w jej ciele miała wypalone na sobie jego imię. To samo, które teraz maniakalnie wypływało z jej ust jak w przysiędze, odwzajemniając miękkie uczucie z jakim on szeptał jej imię. Jak nigdy wcześniej. Jej imię. Michael toczył na swoim jezyku jej imię niczym najsłodszą modlitwę.
it’s getting harder and harder to breathe
it’s getting harder and harder to breathe
c.d.n
Bardzo fajna częśc W ogóle dochodzę do wniosq, że takie rozwiązanie doskonale pasuje do akcji serialowej bo i wątki jak i zakończenie są takie 'roswell'owe' Jak przeczytałam zakończenie tego ff chciałam czegoś innego, ale teraz dochodzę do wniosku, że tak powinno byc. Brawo Marq według mnie doskonale wywiązałaś się z tego ff
Co do tej części... Ciązą Is jak w serialu okazuje się wyśniona... A Michael szuka azylu u Liz I jak to się kończy? Heh tak jek się tego spodziewałam Poza tym bardzo ciężko mi skomentowac cokolwiek w tym ff znając zakończenie... Moje wcześniejsze komentarze w pm'ach były chyba lepsze niż te tutaj Mogę jedynie napisac, że choleraka podoba mi się to wszystko I co najlepsze to mogło tak byc bo wszystko doskonale wplotłaś w akcję serialu Brawa
Chcę jeszcze
Co do tej części... Ciązą Is jak w serialu okazuje się wyśniona... A Michael szuka azylu u Liz I jak to się kończy? Heh tak jek się tego spodziewałam Poza tym bardzo ciężko mi skomentowac cokolwiek w tym ff znając zakończenie... Moje wcześniejsze komentarze w pm'ach były chyba lepsze niż te tutaj Mogę jedynie napisac, że choleraka podoba mi się to wszystko I co najlepsze to mogło tak byc bo wszystko doskonale wplotłaś w akcję serialu Brawa
Chcę jeszcze
Kurcze ja zapomniałam, że Is w ogóle była w ciąży Dawno to było, w końcu 1 sezon(chyba)... nie jest chyba ze mną jeszcze tak źle...prawda??
Nie no, nie ma co mi też się podobała ta część Onarek czego tu chceć więcej?
_liz zaraziłaś mnie i teraz ciągle słucham tej piosenki Chodzi za mną całymi dniami i próbowałam już nawe śpiewać sobie coś innego, ale na nic się to nie przydało Może mi ktoś coś zanuci innego??
A teraz co? Nakryje ich ktoś? Może się pokłócą? No w każdym razie będą udawali przed innymi, że nic się nie stało
Oj chcemy więcej
Nie no, nie ma co mi też się podobała ta część Onarek czego tu chceć więcej?
_liz zaraziłaś mnie i teraz ciągle słucham tej piosenki Chodzi za mną całymi dniami i próbowałam już nawe śpiewać sobie coś innego, ale na nic się to nie przydało Może mi ktoś coś zanuci innego??
A teraz co? Nakryje ich ktoś? Może się pokłócą? No w każdym razie będą udawali przed innymi, że nic się nie stało
Oj chcemy więcej
No w każdym razie będą udawali przed innymi, że nic się nie stało
Nie bądź taka pewna, to _liz, ona potrafi zaskakiwać.
Ja liczę na to, że Liz w końcu rzuci Maxa. Nie wiem ile ta dziewczyna ma zamiar jeszcze z nim 'być' .
Elip nie tylko Tobie ta piosenka ciągle chodzi po głowie... Może to jakaś chroba?
Nie bądź taka pewna, to _liz, ona potrafi zaskakiwać.
Ja liczę na to, że Liz w końcu rzuci Maxa. Nie wiem ile ta dziewczyna ma zamiar jeszcze z nim 'być' .
Elip nie tylko Tobie ta piosenka ciągle chodzi po głowie... Może to jakaś chroba?
Mnie ta piosenka już przeszła jakiś czas temu Na szczęście... Lubię Maroon 5, ale wolę inne ich piosenki Sunday Morning np.
Eh, napisałam wczoraj długi, ładny koment, ale nie chciał się zamieścić Błąd wyskoczył czy coś. No i przepadł wszystko A teraz mi się nie chce jeszcze raz tego pisać... Poza tym już nawet nie pamiętam o co mi chodziło. Pewnie o cos, o czym już wszyscy dobrze wiedzą, jak zwykle
W każdym razie część... gorąca Zobaczmy co dalej _liz, masz to już napisane, użycz następnej części
Eh, napisałam wczoraj długi, ładny koment, ale nie chciał się zamieścić Błąd wyskoczył czy coś. No i przepadł wszystko A teraz mi się nie chce jeszcze raz tego pisać... Poza tym już nawet nie pamiętam o co mi chodziło. Pewnie o cos, o czym już wszyscy dobrze wiedzą, jak zwykle
W każdym razie część... gorąca Zobaczmy co dalej _liz, masz to już napisane, użycz następnej części
"Wszyscy leżymy w rynsztoku,
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
Eh... Moje motto na dzisiaj: "Ontogeneza jest rekapitulacją filogenezy" Taaak, moja kochana biologia i zje*** ewolucjonizm... Dlatego w ramach przerwy i odprężenia weszłam tutaj. A macie kolejną część, co mi tam. Aha i radzę sobie przypomnieć jednak co sie działo pod koniec pierwszego sezonu, bo inaczej się nie połapiecie.
6.
Dużo o tym myślałam. Nawet bardzo dużo. W zasadzie od kilku dni tylko ta jedna myśl krązyła w mojej głowie. Co zrobić i przede wszystkim jak? Cały czas przesiaduję w Crashdown do późna, miotając się pomiędzy pracą a dwoma poważnymi problemami, które mnie prześladują. Pierwszy z nich coraz rzadziej już tutaj przebywa. Teraz zajęty gonitwą za wyjaśnieniami i odpowiedziami. Ufam mu, ale czuję się dość dziwnie widząc go za każdym razem z nią. Z Tess Harding. Tak, jest też kosmitką, wie więcej od nich samych, dostarcza informacji. Ale ja wiem... po prostu wiem, że jest w tym coś więcej. Między nimi jest coś więcej. Może nawet coś silniejszego niż mnie samą łączy z Maxem.
Najbardziej przeraża mnie jednak to, iż coraz mniej to boli. Na początku wydawąło mi się, że cały świat rozsypuje mi się na kawałeczki przy samej myśli, że mogłabym Maxa stracić. Coś przewracało się w żołądku, gdy widziałam ją przy nim. Tą idealną dziewczynę, która jest wszystkim tym, czym ja nie jestem. Która ma wszystko to, czego ja nie mam. A jednak ból słabnie, rozpacz rozpływa się. Jakby pozostawały tylko małe zadraśnięcia, które są jakąś swoiście naturalną reakcją. Ale już nie ma tej traumy, która była wcześniej. Może się przyzwyczaiłam do myśli, że już nie będzie nigdy tak samo? To dość prawdopodobne. Bo przecież ile można żyć jedną sytuacją i tkwić nieustannie w tym samym miejscu, czekając aż ktoś cofnie czas i to zmieni. Ja długo bym nie wytrzymała. I chyba właśnie zaczynam się oduczać swojej dziecinności, swojej rozpaczliwej miłości. Momentami wydaje mi się nawet, że sama ją odrzucam. Chcę ją odepchnąć. Chcę jego odepchnąć. Wreszcie zmniejszyć rolę Maxa Evansa w moim życiu. A mimo to siedzę teraz w Crashdown i wciąż czekam na niego. Aż przyjdzie, uśmiechnie się ciepło, miękkim głosem wypowie moje imię. Nie, to już na mnie nie działa jak kiedyś. Po prostu jakiś sentyment się z tym wiąże.
Czekając na swojego księcia z przywyczajenia, mogę sobie pozwolić na zajęcie myśli drugim problemem. O wiele bardziej intensywnym i bliskim. Michaelem. Mój wzrok co chwila kieruje się w stronę kuchni, by chociaż na ułamek sekundy uchwycić zarys jego postaci. Staram się to robić niezauważenie, żeby nikt nigdy nie mógł się zorientować, co oznacza moje spojrzenie. Że w ogóle istnieje. A mnie nieustannie ciągnie w jego kierunku. Od tamtego wieczoru, kiedy nocował u mnie, czuję się całkowicie przywiązana do niego. To mnie przeraża. Nigdy wcześniej nie było we mnie czegoś takiego. Nawet przy Maxie nie drążyło mnie pragnienie bycia tak blisko. Jednak Michael Guerin jest... No właśnie. On jest. Jest wszystkim tym, czego pragnę. Niestabilnością, utratą kontroli, strachem, drżeniem, emocją, pasją, żądzą, gniewem, gwałtownością, lodem... bliskością, pragnieniem, subtelnością, szaleństwem, śmiechem, ciepłem, zrozumieniem, rzeczywistością. Nie potrafię ogarnąć nawet tego wszystkiego, co mnie do niego ciągnie. Jakby rozbudził we mnie pokłady dziwnych uczuć, o istnieniu których nie miałam pojęcia. Wtoczył we mnie uzależniający narkotyk, który co chwila kieruje myśli w jego stronę. I co gorsza, w stronę każdej chwili spędzonej w jego ramionach. Wciąż rumienię się na samo wspomnienie...
Czy w ciągu zaledwie tak krótkiego czasu, człowiek może tak diametralnie zmienić swój sposób patrzenia na pewne sprawy? Czy można tak szybko się od kogoś uzależnić i porzucić bezpieczne uczucie z kimś innym? Czy JA mogę tak szybko wyrzec się Maxa i żyć w marzeniu o Michaelu? Chyba tak... Jestem skołowana. Wiem, że oba światy są nie dla mnie. Max już dawno wysmyknął się z moich dłoni, pozostawiając tylko nikłą nadzieję, że kiedyś uda się to odzyskać. A Michael nigdy nie będzie dla mnie. Nigdy. Wiem o tym doskonale. Uświadamiam to sobie każdego wieczoru kiedy zasypiam z nim lub sama. Gdy do snu kołyszą mnie jego ramiona, przychodzi ból. Świadomość, że to tylko jedna z niewielu nocy, w których mogę się nim nasycić. Bo potem on zniknie, bo i tak nie będzie mój, bo i tak to nie ma sensu. I coraz ciężej mi oddychać. Coraz trudniej.
Jednak podjęłam pewną decyzję. Nie wiem czy słuszną. Tego sie chyba nigdy nie wie. Ale taką, która uratuje chociaż dwa czyjeś życia. Maxa i Michaela. Trzeba z tym wszystkim skończyć, nim ktokolwiek zostanie ranny. Nie mam pojęcia jak to zrobię, ale chcę odepchnąć Maxa. Jak najdalej. Przez chwilę go za boli, napewno. Ale zwrócę mu wolność i swobodę, której chyba tak szuka od długiego czasu. I Michael. On sam odejdzie prędzej czy później. Którejś nocy nie znajdę go u siebie na balkonie, ani nie zastanę w jego mieszkaniu. To się po prostu skończy. Muszę mu dać odetchnąć, chociaż wiem, że tym razem zaboli mnie.
* * *
Z uśmiechem poszła na zaplecze, nie zadając żadnych pytań. Max wyglądał tak inaczej, że nie potrafiła nawet wykrztusić z siebie słowa. Dziwna mieszanka. Jakby energia życia połączona z chłodem i niebezpieczeństwem. Dreszcz przebiegł po jej plecach. Tak, miała to zakończyć, ale chyba mogła mu podarować ten jeden dzień. Jeszcze jeden. Patrzył na nią z taką ekscytacją. W bursztynowych tęczówkach tliło się coś przewrotnego. Może dawne, gorące uczucie ponownie rozpaliło się w jego sercu? Tak jak kiedyś, nie odrywał od niej spojrzenia i przyspieszał bicie serca.
- Chodź – miękki głos przemknął koło jej ucha
Chciał ją wyrwać z jej zmiany? Nie mogła powstrzymać uśmiechu. Prawie się roześmiała. Powinna odmówić, powinna już w tej chwili z tym wszystkim zerwać. Im dłużej to przeciągała, tym głebsze rany powstaną i tym trudniej się zabliźnią. Ale skoro już miała Maxowi odbierać to, na czym przez tak długi czas mu zależało, mogła mu podarować to jedno popołudnie. Z dala od problemów, z dala od sypiącej się rzeczywistości, z dala od niepewności.
Wymknęli się tylnymi drzwiami. Nie zadawała pytań, chociaż może powinna. Na pewno powinna. Stłumiła w sobie nawet zdumienie na widok całkiem nowego samochodu. Całkowicie nie przypominającego stylu Maxa. Przez ułamek sekundy przez jej głowę przemknęła jedna myśl – co się z nim stało? Rzeczywiście nie przypominał tego zagubionego chłopca, który od kilku tygodni miotał się w obłędnej rzeczywistości, zdeformowanej kosmicznymi historiami i rozmazanej szaleństwem uczuć, w których sam się gubił. Chwila wahania. Chciała się obrócić. Może wzrokiem odnaleźć kogoś, kto jej to wszystko wyjaśni. Ale jeden czuły pocałunek wyrzucił w głowy wszystkie wątpliwości. Nie, nie wątpliwości. Tylko obawy. Przecież to były te same usta Maxa. To był wciąż on. Tylko się trochę pogubił w tym wszystkim. Chciał usilnie odnaleźć dawny żar i przekonać ją, że wszystko będzie jak dawniej. Tak. Musiało tak być. Przecież innej możliwości nie było – powtarzała sobie w myślach, wsiadając do samochodu.
Pytała gdzie jadą, ale z dziecinną fascynacją jej odpowiadał, że to niespodzianka. Dawno nie było żadnych niespodzianek. Dawno nie było chwil sam na sam. Może przypływ traconych powoli emocji, może chęć wynagrodzenia mu tego, co od następnego dnia przyjdzie mu przeżywać przez nią, ale coś gwałtownego pchnęło ją w jednym kierunku. Z rozbawieniem przechyliła się w jego stronę, spajając ich usta razem. Wszystko zawirowało. Nie potrafiła tego zatrzymać w żaden sposób, ale z jej umysłu zdawały się wypływać te skrzętnie skrywane wspomnienia, których miał nigdy nie poznać. Namiętny pocałunek trwał, a ona wciąz przed oczami miała tylko tamte chwile.
Ręce Michaela wędrowały powoli po jej plecach i niżej, zaciskając się na jej biodrach. Nie przerywając pocałunku, zaczęli się przesuwać w stronę jej pokoju. Wygłodniałe usta Michaela znaczyły wiglotną ścieżkę na jej szyi, przygryzając delikatną skórę, jakby chciał ja oznaczyć.
Chłodne usta Maxa zdawały się ją drażnić w przypływie tamtych emocji.
Gwałtownie objął ją i uniósł w powietrzu, zatapiając się w głębokim pocałunku. Oplotła ramiona wokół jego szyi, a nogi wokół jego bioder.
Jakby przeżywała te ułamki wspomnień na nowo. Sekunda po sekundzie.
Płytkie ruchy, wolne niczym wieczność, rozpalały zmysły do granic możliwości, wypychając z umysłu wszelkie myśli, pozostawiając jedno pragnienie. Tę pierwotną żądzę, by przyspieszył. Bezbronna i osłabiona wiła się pod nim, nęcąc go i delikatnymi muśnięciami prosząc o doprowadzenie tego do końca.
Wszystko rozpalało się w niej i momentalnie chłodniało pod wpływem smaku nie tych ust i dotyku nie tych dłoni.
Biodra maniakalnie unosiły się za każdym razem, gdy wbijał się w nią, wprowadzając ukołysane do tej pory ciało w szaleńczy rytm.
Stłumiony jęk zatonął w dziwnie lodowatych ustach Maxa.
Przymknęła powieki. Siłą powstrzymała mruknięcie, które usiłowało wyrwać się z jej gardła. Dłoń przesuwała się niżej po jej plecach, aż na skraj gdzie bluzka łączyła się ze spodniami. Gorący oddech wtapiał się w zagłębienie jej szyi, przesyłając kolejne dreszcze po zakończeniach nerwowych. Chryste czy on musiał być taki... fizyczny?
- Hej Michael – ochrypły głos drżał, jak jej ciało
Wszystkie mechanizmy obronne włączyły się momentalnie. Wizje przepłyały zbyt szybko. Wizje, których nie powinien widzieć Max. Których nie mógł widzieć. Chciała przerwać, chciała to powstrzymać. Ale nie potrafiła.
- Nie idziesz spać Parker? - zapytał z rozbawieniem, obserwując ją – Ponoć jesteś wycieńczona. A może chcesz, żebym cię ukołysał do snu?
Była zgubiona.
Każda komórka w jej ciele miała wypalone na sobie jego imię. To samo, które teraz maniakalnie wypływało z jej ust jak w przysiędze, odwzajemniając miękkie uczucie z jakim on szeptał jej imię. Jak nigdy wcześniej. Jej imię. Michael toczył na swoim jezyku jej imię niczym najsłodszą modlitwę.
Gromadzące się pod powiekami łzy zamarzły, kiedy seria gorących, wirujących urywków wspomnień zatrzymała się. Za to pojawiło się coś całkiem innego. Nowego. Dziwnego. Tym razem czuła wyraźnie, że pochodziło to ze strony Maxa. Otchłań. Przeraźliwie mroczna otchłań, wypełniona nieopisanym krzykiem. Jakby wypełniała go pustka. Jakby nie było uczuć. To nie Max. To nie był Max.
Oderwała się od niego, ledwo łapiąc oddech. Zamglone łzami przerażenia oczy, wpatrywały się w jego twarz. Twarz kogoś, kto tylko wyglądał jak Max.
c.d.n.
6.
Dużo o tym myślałam. Nawet bardzo dużo. W zasadzie od kilku dni tylko ta jedna myśl krązyła w mojej głowie. Co zrobić i przede wszystkim jak? Cały czas przesiaduję w Crashdown do późna, miotając się pomiędzy pracą a dwoma poważnymi problemami, które mnie prześladują. Pierwszy z nich coraz rzadziej już tutaj przebywa. Teraz zajęty gonitwą za wyjaśnieniami i odpowiedziami. Ufam mu, ale czuję się dość dziwnie widząc go za każdym razem z nią. Z Tess Harding. Tak, jest też kosmitką, wie więcej od nich samych, dostarcza informacji. Ale ja wiem... po prostu wiem, że jest w tym coś więcej. Między nimi jest coś więcej. Może nawet coś silniejszego niż mnie samą łączy z Maxem.
Najbardziej przeraża mnie jednak to, iż coraz mniej to boli. Na początku wydawąło mi się, że cały świat rozsypuje mi się na kawałeczki przy samej myśli, że mogłabym Maxa stracić. Coś przewracało się w żołądku, gdy widziałam ją przy nim. Tą idealną dziewczynę, która jest wszystkim tym, czym ja nie jestem. Która ma wszystko to, czego ja nie mam. A jednak ból słabnie, rozpacz rozpływa się. Jakby pozostawały tylko małe zadraśnięcia, które są jakąś swoiście naturalną reakcją. Ale już nie ma tej traumy, która była wcześniej. Może się przyzwyczaiłam do myśli, że już nie będzie nigdy tak samo? To dość prawdopodobne. Bo przecież ile można żyć jedną sytuacją i tkwić nieustannie w tym samym miejscu, czekając aż ktoś cofnie czas i to zmieni. Ja długo bym nie wytrzymała. I chyba właśnie zaczynam się oduczać swojej dziecinności, swojej rozpaczliwej miłości. Momentami wydaje mi się nawet, że sama ją odrzucam. Chcę ją odepchnąć. Chcę jego odepchnąć. Wreszcie zmniejszyć rolę Maxa Evansa w moim życiu. A mimo to siedzę teraz w Crashdown i wciąż czekam na niego. Aż przyjdzie, uśmiechnie się ciepło, miękkim głosem wypowie moje imię. Nie, to już na mnie nie działa jak kiedyś. Po prostu jakiś sentyment się z tym wiąże.
Czekając na swojego księcia z przywyczajenia, mogę sobie pozwolić na zajęcie myśli drugim problemem. O wiele bardziej intensywnym i bliskim. Michaelem. Mój wzrok co chwila kieruje się w stronę kuchni, by chociaż na ułamek sekundy uchwycić zarys jego postaci. Staram się to robić niezauważenie, żeby nikt nigdy nie mógł się zorientować, co oznacza moje spojrzenie. Że w ogóle istnieje. A mnie nieustannie ciągnie w jego kierunku. Od tamtego wieczoru, kiedy nocował u mnie, czuję się całkowicie przywiązana do niego. To mnie przeraża. Nigdy wcześniej nie było we mnie czegoś takiego. Nawet przy Maxie nie drążyło mnie pragnienie bycia tak blisko. Jednak Michael Guerin jest... No właśnie. On jest. Jest wszystkim tym, czego pragnę. Niestabilnością, utratą kontroli, strachem, drżeniem, emocją, pasją, żądzą, gniewem, gwałtownością, lodem... bliskością, pragnieniem, subtelnością, szaleństwem, śmiechem, ciepłem, zrozumieniem, rzeczywistością. Nie potrafię ogarnąć nawet tego wszystkiego, co mnie do niego ciągnie. Jakby rozbudził we mnie pokłady dziwnych uczuć, o istnieniu których nie miałam pojęcia. Wtoczył we mnie uzależniający narkotyk, który co chwila kieruje myśli w jego stronę. I co gorsza, w stronę każdej chwili spędzonej w jego ramionach. Wciąż rumienię się na samo wspomnienie...
Czy w ciągu zaledwie tak krótkiego czasu, człowiek może tak diametralnie zmienić swój sposób patrzenia na pewne sprawy? Czy można tak szybko się od kogoś uzależnić i porzucić bezpieczne uczucie z kimś innym? Czy JA mogę tak szybko wyrzec się Maxa i żyć w marzeniu o Michaelu? Chyba tak... Jestem skołowana. Wiem, że oba światy są nie dla mnie. Max już dawno wysmyknął się z moich dłoni, pozostawiając tylko nikłą nadzieję, że kiedyś uda się to odzyskać. A Michael nigdy nie będzie dla mnie. Nigdy. Wiem o tym doskonale. Uświadamiam to sobie każdego wieczoru kiedy zasypiam z nim lub sama. Gdy do snu kołyszą mnie jego ramiona, przychodzi ból. Świadomość, że to tylko jedna z niewielu nocy, w których mogę się nim nasycić. Bo potem on zniknie, bo i tak nie będzie mój, bo i tak to nie ma sensu. I coraz ciężej mi oddychać. Coraz trudniej.
Jednak podjęłam pewną decyzję. Nie wiem czy słuszną. Tego sie chyba nigdy nie wie. Ale taką, która uratuje chociaż dwa czyjeś życia. Maxa i Michaela. Trzeba z tym wszystkim skończyć, nim ktokolwiek zostanie ranny. Nie mam pojęcia jak to zrobię, ale chcę odepchnąć Maxa. Jak najdalej. Przez chwilę go za boli, napewno. Ale zwrócę mu wolność i swobodę, której chyba tak szuka od długiego czasu. I Michael. On sam odejdzie prędzej czy później. Którejś nocy nie znajdę go u siebie na balkonie, ani nie zastanę w jego mieszkaniu. To się po prostu skończy. Muszę mu dać odetchnąć, chociaż wiem, że tym razem zaboli mnie.
* * *
Z uśmiechem poszła na zaplecze, nie zadając żadnych pytań. Max wyglądał tak inaczej, że nie potrafiła nawet wykrztusić z siebie słowa. Dziwna mieszanka. Jakby energia życia połączona z chłodem i niebezpieczeństwem. Dreszcz przebiegł po jej plecach. Tak, miała to zakończyć, ale chyba mogła mu podarować ten jeden dzień. Jeszcze jeden. Patrzył na nią z taką ekscytacją. W bursztynowych tęczówkach tliło się coś przewrotnego. Może dawne, gorące uczucie ponownie rozpaliło się w jego sercu? Tak jak kiedyś, nie odrywał od niej spojrzenia i przyspieszał bicie serca.
- Chodź – miękki głos przemknął koło jej ucha
Chciał ją wyrwać z jej zmiany? Nie mogła powstrzymać uśmiechu. Prawie się roześmiała. Powinna odmówić, powinna już w tej chwili z tym wszystkim zerwać. Im dłużej to przeciągała, tym głebsze rany powstaną i tym trudniej się zabliźnią. Ale skoro już miała Maxowi odbierać to, na czym przez tak długi czas mu zależało, mogła mu podarować to jedno popołudnie. Z dala od problemów, z dala od sypiącej się rzeczywistości, z dala od niepewności.
Wymknęli się tylnymi drzwiami. Nie zadawała pytań, chociaż może powinna. Na pewno powinna. Stłumiła w sobie nawet zdumienie na widok całkiem nowego samochodu. Całkowicie nie przypominającego stylu Maxa. Przez ułamek sekundy przez jej głowę przemknęła jedna myśl – co się z nim stało? Rzeczywiście nie przypominał tego zagubionego chłopca, który od kilku tygodni miotał się w obłędnej rzeczywistości, zdeformowanej kosmicznymi historiami i rozmazanej szaleństwem uczuć, w których sam się gubił. Chwila wahania. Chciała się obrócić. Może wzrokiem odnaleźć kogoś, kto jej to wszystko wyjaśni. Ale jeden czuły pocałunek wyrzucił w głowy wszystkie wątpliwości. Nie, nie wątpliwości. Tylko obawy. Przecież to były te same usta Maxa. To był wciąż on. Tylko się trochę pogubił w tym wszystkim. Chciał usilnie odnaleźć dawny żar i przekonać ją, że wszystko będzie jak dawniej. Tak. Musiało tak być. Przecież innej możliwości nie było – powtarzała sobie w myślach, wsiadając do samochodu.
Pytała gdzie jadą, ale z dziecinną fascynacją jej odpowiadał, że to niespodzianka. Dawno nie było żadnych niespodzianek. Dawno nie było chwil sam na sam. Może przypływ traconych powoli emocji, może chęć wynagrodzenia mu tego, co od następnego dnia przyjdzie mu przeżywać przez nią, ale coś gwałtownego pchnęło ją w jednym kierunku. Z rozbawieniem przechyliła się w jego stronę, spajając ich usta razem. Wszystko zawirowało. Nie potrafiła tego zatrzymać w żaden sposób, ale z jej umysłu zdawały się wypływać te skrzętnie skrywane wspomnienia, których miał nigdy nie poznać. Namiętny pocałunek trwał, a ona wciąz przed oczami miała tylko tamte chwile.
Ręce Michaela wędrowały powoli po jej plecach i niżej, zaciskając się na jej biodrach. Nie przerywając pocałunku, zaczęli się przesuwać w stronę jej pokoju. Wygłodniałe usta Michaela znaczyły wiglotną ścieżkę na jej szyi, przygryzając delikatną skórę, jakby chciał ja oznaczyć.
Chłodne usta Maxa zdawały się ją drażnić w przypływie tamtych emocji.
Gwałtownie objął ją i uniósł w powietrzu, zatapiając się w głębokim pocałunku. Oplotła ramiona wokół jego szyi, a nogi wokół jego bioder.
Jakby przeżywała te ułamki wspomnień na nowo. Sekunda po sekundzie.
Płytkie ruchy, wolne niczym wieczność, rozpalały zmysły do granic możliwości, wypychając z umysłu wszelkie myśli, pozostawiając jedno pragnienie. Tę pierwotną żądzę, by przyspieszył. Bezbronna i osłabiona wiła się pod nim, nęcąc go i delikatnymi muśnięciami prosząc o doprowadzenie tego do końca.
Wszystko rozpalało się w niej i momentalnie chłodniało pod wpływem smaku nie tych ust i dotyku nie tych dłoni.
Biodra maniakalnie unosiły się za każdym razem, gdy wbijał się w nią, wprowadzając ukołysane do tej pory ciało w szaleńczy rytm.
Stłumiony jęk zatonął w dziwnie lodowatych ustach Maxa.
Przymknęła powieki. Siłą powstrzymała mruknięcie, które usiłowało wyrwać się z jej gardła. Dłoń przesuwała się niżej po jej plecach, aż na skraj gdzie bluzka łączyła się ze spodniami. Gorący oddech wtapiał się w zagłębienie jej szyi, przesyłając kolejne dreszcze po zakończeniach nerwowych. Chryste czy on musiał być taki... fizyczny?
- Hej Michael – ochrypły głos drżał, jak jej ciało
Wszystkie mechanizmy obronne włączyły się momentalnie. Wizje przepłyały zbyt szybko. Wizje, których nie powinien widzieć Max. Których nie mógł widzieć. Chciała przerwać, chciała to powstrzymać. Ale nie potrafiła.
- Nie idziesz spać Parker? - zapytał z rozbawieniem, obserwując ją – Ponoć jesteś wycieńczona. A może chcesz, żebym cię ukołysał do snu?
Była zgubiona.
Każda komórka w jej ciele miała wypalone na sobie jego imię. To samo, które teraz maniakalnie wypływało z jej ust jak w przysiędze, odwzajemniając miękkie uczucie z jakim on szeptał jej imię. Jak nigdy wcześniej. Jej imię. Michael toczył na swoim jezyku jej imię niczym najsłodszą modlitwę.
Gromadzące się pod powiekami łzy zamarzły, kiedy seria gorących, wirujących urywków wspomnień zatrzymała się. Za to pojawiło się coś całkiem innego. Nowego. Dziwnego. Tym razem czuła wyraźnie, że pochodziło to ze strony Maxa. Otchłań. Przeraźliwie mroczna otchłań, wypełniona nieopisanym krzykiem. Jakby wypełniała go pustka. Jakby nie było uczuć. To nie Max. To nie był Max.
Oderwała się od niego, ledwo łapiąc oddech. Zamglone łzami przerażenia oczy, wpatrywały się w jego twarz. Twarz kogoś, kto tylko wyglądał jak Max.
c.d.n.
Nowa częśc bel ble ble jak miło ble ble ble wzrusza mnie Towja dobroc Marq ble ble ble (ale Ci pojechałam ) ojejq to nie był Max ble ble ble co tera będzie ble ble ble aaaa jestem normalnie zaszokowana ble ble ble i co teraz będzie ble ble ble
Ekhem normalny komentarz będzie jutro jak skończę z nauką liberalizmu, neoliberalizmu i innych takich czyli jak znormalnieje
PS.Chyba, że ktoś ma 'interes', abym napisała normalny komentarz Hehehe
Ekhem normalny komentarz będzie jutro jak skończę z nauką liberalizmu, neoliberalizmu i innych takich czyli jak znormalnieje
PS.Chyba, że ktoś ma 'interes', abym napisała normalny komentarz Hehehe
Ble ble ble Onarku, zacznij Ty pisać normalne komentarze Może ktoś prócz autora lubi sobie poczytać opinie innych, a nie jakieś... blablanie
No no, muszę przyznać, że ta część bardzo mi się podobała. W końcu doszliśmy do tego punktu, w którym Liz już całkowicie zdaje sobie sprawę, że.... Pamiętacie? "Bo Max to nie Michael" Będąc z Maxem żałuje, że to nie Michael, całując go żałuje, że nie całuje Michaela... To jest to, co tygryski lubią najbardziej (No, może prócz części takie jak poprzednia )
Powinnaś sobie częściej poprawiać humor, _liz
No no, muszę przyznać, że ta część bardzo mi się podobała. W końcu doszliśmy do tego punktu, w którym Liz już całkowicie zdaje sobie sprawę, że.... Pamiętacie? "Bo Max to nie Michael" Będąc z Maxem żałuje, że to nie Michael, całując go żałuje, że nie całuje Michaela... To jest to, co tygryski lubią najbardziej (No, może prócz części takie jak poprzednia )
Powinnaś sobie częściej poprawiać humor, _liz
"Wszyscy leżymy w rynsztoku,
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
Who is online
Users browsing this forum: No registered users and 18 guests