The Gravity Series: Gravity Always Wins [by RosDeidre] cz.45
Moderators: Olka, Hotaru, Hotori, Hypatia
-
- Nowicjusz
- Posts: 73
- Joined: Fri Jul 30, 2004 11:07 am
- Contact:
No i BUM!! Empata -nie zazdroszczę!
Ale z drugiej strony, ciekawe dlaczego oni wszyscy wszystko ukrywają? O ileż życie byłoby prostsze gdybyśmy umieli mówić o swych odczuciach, przeżyciach. Chociaż, proszę, - Max raz w życiu wybuchnął i co się stało. Wiem, że to coś innego, ale tak jakoś mi się nasunęło!
Marco - w tym fanficu, przebija Maxa w swych cierpieniach i rozterkach "o głowę". Musze się przyzwyczaić...
Chociaż raz Max ma wolne!
Dzięki Elu!
Ale z drugiej strony, ciekawe dlaczego oni wszyscy wszystko ukrywają? O ileż życie byłoby prostsze gdybyśmy umieli mówić o swych odczuciach, przeżyciach. Chociaż, proszę, - Max raz w życiu wybuchnął i co się stało. Wiem, że to coś innego, ale tak jakoś mi się nasunęło!
Hmm.. Nie brzmi to zachęcająco! Może to pomyłka, przejęzyczenie?A los jaki sam sobie zgotuje jest okropny.
Marco - w tym fanficu, przebija Maxa w swych cierpieniach i rozterkach "o głowę". Musze się przyzwyczaić...
Chociaż raz Max ma wolne!
Dzięki Elu!
"Żal jest potrzebny, żałując swoich pomyłek, uczymy się na błędach. Ale na Boga, nie pozwól, by rządził twoim życiem. Zwłaszcza, że nigdy nie będziesz pewna, że zobaczysz następny wschód słońca."
Hotaru "Freak Nation"
Hotaru "Freak Nation"
-
- Nowicjusz
- Posts: 73
- Joined: Fri Jul 30, 2004 11:07 am
- Contact:
Zabijcie mnie, ale przeskoczyłam z niechęci do sympatii Jak widać w otoczeniu naszych ulubieńców ktoś wiecznie musi cierpieć.
Eluś, nie da się ukryć, że to jednak... no cóż, ruja. Widać międzymózgowie, zdaje się, odpowiedzialne za popędy i rozrodczość, jest u nich wyraźnie... przerośnięte Dobra. Nie należy nazywać tego rują, bo gwoździem programu jest duchowość - duchowe połączenie, tak samo jak cielesne. Nie chodziło tylko o cielesność, o popędy - to coś głębszego, czergo termin "ruja" nie obejmuje.
Chylę czoła przed Deidre. Intryga z Marco jest genialna - nie tylko sam plan tego, ale przede wszystkim wykonanie. Zgadzam się z Millą, że chyba w żadnej... hm, prawie żadnmej innej części nie było mi go tak żal. I naprawdę po raz pierwszy miałam ochotę, no, nie przyłożyć Maxowi, nie jestem takim brutalem... ale mocno nim potrząsnąć. Moje kochanie dostało sklerozy i zaćmienia umysłu, zazdrość bywa niebezpieczna i wyrzuciło na bruk drugie moje kochanie
Crazy Time Two nie polecam. Michael w ciąży - sorry, ale jest mi niedobrze Nikt nie podejmie się tłumaczenia tego. Wątpię, czy byś to chętnie czytała, Anita - mnie zemdliło po pierwszym rozdziale. Ciekawe, matko...! Mnie się skojarzyło z mitologią egipską - i tu i tu myślałam, że znajdę coś refleksyjnego, i było refleksyjnie - jak diabli. Tomasz - czytanie tego ze słownikiem na kolanach... nie polecam.
Eluś, nie da się ukryć, że to jednak... no cóż, ruja. Widać międzymózgowie, zdaje się, odpowiedzialne za popędy i rozrodczość, jest u nich wyraźnie... przerośnięte Dobra. Nie należy nazywać tego rują, bo gwoździem programu jest duchowość - duchowe połączenie, tak samo jak cielesne. Nie chodziło tylko o cielesność, o popędy - to coś głębszego, czergo termin "ruja" nie obejmuje.
Chylę czoła przed Deidre. Intryga z Marco jest genialna - nie tylko sam plan tego, ale przede wszystkim wykonanie. Zgadzam się z Millą, że chyba w żadnej... hm, prawie żadnmej innej części nie było mi go tak żal. I naprawdę po raz pierwszy miałam ochotę, no, nie przyłożyć Maxowi, nie jestem takim brutalem... ale mocno nim potrząsnąć. Moje kochanie dostało sklerozy i zaćmienia umysłu, zazdrość bywa niebezpieczna i wyrzuciło na bruk drugie moje kochanie
Crazy Time Two nie polecam. Michael w ciąży - sorry, ale jest mi niedobrze Nikt nie podejmie się tłumaczenia tego. Wątpię, czy byś to chętnie czytała, Anita - mnie zemdliło po pierwszym rozdziale. Ciekawe, matko...! Mnie się skojarzyło z mitologią egipską - i tu i tu myślałam, że znajdę coś refleksyjnego, i było refleksyjnie - jak diabli. Tomasz - czytanie tego ze słownikiem na kolanach... nie polecam.
Nan, daj Boże żebyśmy umieli kochać się z taką pasją, takim oddaniem i namiętnością jak oni to robią. Nasz świat być może byłby wtedy piękniejszy a ludzie wobec siebie lepsi. A czy nazywać ten okres rują, okresem godowym czy pożądaniem, jeżeli przyświeca temu miłość tak ogromna jak im, to niech się kochają do upadłego. Możemy im tylko zazdrościć i się od nich uczyć. Tylko tak jak nam, tak i im – ponieważ w części są ludźmi a i na Antarze mieli w podobny sposób odczuwania – tej miłości towarzyszy cierpienie i ból niespełnienia.
Nie czytałam Crazy Time Two i dopóki nie skończę Gravity, nie przeczytam – nie chcę burzyć w sobie obrazu w jakim przedstawiła bohaterów - ale zastanawiam się w jakim celu RosDeidre napisała to opowiadanie. Czy traktowała to jako ciekawostkę i zrobiła to dla fanów...hmm, takich troszkę kochających inaczej, czy eksperymentowała ...co było powodem że napisała coś tak kontrowersyjnego po tym kiedy złożyła w swoim Antarian Sky i Nigt czy Gravity piękny ukłon swoim bohaterom takim jakich pamiętamy z serialu. Czy na swoim forum autorka nie tłumaczyła co było powodem powstania Crazy Time Two ?
Nie czytałam Crazy Time Two i dopóki nie skończę Gravity, nie przeczytam – nie chcę burzyć w sobie obrazu w jakim przedstawiła bohaterów - ale zastanawiam się w jakim celu RosDeidre napisała to opowiadanie. Czy traktowała to jako ciekawostkę i zrobiła to dla fanów...hmm, takich troszkę kochających inaczej, czy eksperymentowała ...co było powodem że napisała coś tak kontrowersyjnego po tym kiedy złożyła w swoim Antarian Sky i Nigt czy Gravity piękny ukłon swoim bohaterom takim jakich pamiętamy z serialu. Czy na swoim forum autorka nie tłumaczyła co było powodem powstania Crazy Time Two ?
Kiedyś zapytałam ją o to - czy też raczej porównałam AS z CTT a Deidre odparła, że ona po prostu... bardzo lubi zaskakiwać i że jest nieco ekscentryczna. Ona bawi się postaciami tak, jakby to były kukiełki w jej dłoniach i raz ustawi je tak, a innym razem, dla eksperymentu, ustawi inaczej. Gdybyś zapytała, co było powodem, pewnie błysnęło by jej nieco diabolicznie w oku i uśmiechnęłaby się tylko z zadowoleniem. Chwilami mam wrażenie, że ona sprawdza wytrzymałość fanów i pokazuje, jak bardzo różnie można wszystko interpretować, że czasami żartuje sobie i lekko pokpiwa, czy to pisząc CTT, czy to nawet kreując Tess - raz jako wredną małpę, innym razem jako anioła, może nawet w owej sławetnej scenie uwodzenia Maxa przez Tess w AN był cień przewrotności...
-
- Nowicjusz
- Posts: 73
- Joined: Fri Jul 30, 2004 11:07 am
- Contact:
Ela wrote:Czy traktowała to jako ciekawostkę i zrobiła to dla fanów...hmm, takich troszkę kochających inaczej, czy eksperymentowała ...co było powodem że napisała coś tak kontrowersyjnego po tym kiedy złożyła w swoim Antarian Sky i Nigt czy Gravity piękny ukłon swoim bohaterom takim jakich pamiętamy z serialu. Czy na swoim forum autorka nie tłumaczyła co było powodem powstania Crazy Time Two ?
Hm...no ma kobieta ekscentryczne upodobania...tzn ze to jest o..... .
Max z jakims....tam...a Liz z Maria AHAHAHAHAHHAHAHHA!
-
- Nowicjusz
- Posts: 73
- Joined: Fri Jul 30, 2004 11:07 am
- Contact:
Nan, już widzę ten błysk zadowolenia w oku RosDeidre gdyby wiedziała o naszych pytaniach na tema CTT. Cel został przez nią osiągnięty. A swoją drogą to nietuzinkowa postać. Ile bym dała żeby poznać ją osobiście.
Dzisaj kolejna część GAW, i tu przyda się znajomość "Exit Music". Dla tych którzy nie znają tego króciutkiego opowiadania o losach Sereny przypominam, że znajduje się ono przetłumaczone na naszym forum.
Gravity Always Wins - część 25
Zmysły Maxa były napięte i czujne, wysilał słuch na odgłos jakiego dźwięku wskazujący na powracającego Suburbana lub nadjeżdżający motocykl Marco. Cokolwiek. Z bólem serca patrzył na Serenę, która w ponurym nastroju, popijając kawę stała nieruchomo przy oknie. Traktowała Marco jak syna, jednak był także członkiem jej zespołu, co powodowało, że ich związek był bardziej złożony i skomplikowany. I patrząc na nią, gdy wyglądała go pośród ciemności, rozumiał jak bardzo się o niego martwiła – ale w tej sferze emocji było coś jeszcze, czego nie potrafił dokładnie określić. Może sposób w jaki jej twarz spochmurniała, kiedy wyjaśniali jej jak Marco dzisiaj wręcz „oszalał”. Po tych słowach mocno zaciągnęła usta i wyraźnie zbladła.
Max zastanawiał się jaki był powód tak pełnej napięcia reakcji, ona jednak ona milczała, potakując tylko głową w trakcie kiedy o tym opowiadali. I kiedy powiedział jej że polecił Marco odejść, poczuł się jeszcze bardziej winny, bo wtedy Serena drgnęła i ściągnęła mocno brwi. Wiedział, że ma do niego o to żal, i wiedział również, że jeżeli Marco nie wróci, trudno mu będzie pogodzić się z myślą, iż będzie miał na sumieniu nie tylko jego odejście z grupy Sereny ...ale także z życia Tess.
****
Przepłakała prawie całą powrotną drogę i nawet teraz walczyła z ciągle płynącymi łzami. Marco stanowczo odrzucił pomysł powrotu do domu. Bez względu na to jak bardzo go prosiła, upierał się przy tym że Max go wyrzucił. A dodatkowo był przekonany, że jeżeli wróci, powróci jego szaleństwo i to formie zwielokrotnionej.
W końcu, gdy powiedziała że go nie zostawi, oświadczył że jeżeli nie, to w takim razie on wyjdzie a przez ten czas kłócił się z nią o piwo które od niego odsunęła. Nie chciała pozwolić żeby się upił i jechał w takim stanie, więc się zgodziła i niechętnie wstała z siedzenia.
A potem ostatni raz odwróciła się i wyrzuciła z siebie to co leżało jej na sercu. Że gdyby ostatecznie wrócił, uważałaby że zrobiłby to dla niej.
Dla nikogo innego tylko dla niej.
Po tych słowach zamknął czarne oczy, a ona wybiegła jak mogła najszybciej, nie chcąc by widział jak szloch wstrząsa jej ciałem.
A teraz, kiedy czuła się tak okropnie rozżalona, po prostu nie wiedziała jak pokazać się w domu, czy będzie potrafiła rozmawiać z Maxem. Miała poczucie jakby ją strasznie zawiódł, choćby o to, że zupełnie nie znał Marco, a także w jaki sposób postrzegał relacje między nimi.
I że nie dostrzegł, kim naprawdę był Marco.
***
Z opuszczonymi bezradnie ramionami weszła powoli do domu i zaraz zorientowała się, że Serena, Max i Liz czekają na nią. Pełni napięcia, jeszcze tkwiła w nich nadzieja. Kiedy jednak ją zobaczyli, po ich twarzach poznała że już wiedzieli, a ona nie umiała powstrzymać łez płynących od nowa.
- Co się stało ? – zapytała Serena stłumionym głosem.
Tess położyła kluczyki od samochodu na kuchennym kontuarze i potrząsnęła głową – Nie wrócił ze mną - odpowiedziała apatycznie - Znalazłam go ale nie chciał wrócić.
Stała bez ruchu, tyłem do wszystkich, z dłońmi rozłożonymi bezradnie na ladzie. Poczuła na ramionach delikatny dotyk rąk Maxa. Spięła się w sobie.
– Tak mi przykro, Tess – powiedział – Byłem....żałuję tego co zrobiłem.
Gniew jaki do niego czuła natychmiast się rozwiał kiedy usłyszała jego łamiący się głos - nie było potrzeby oskarżać Maxa, on sam radził sobie z tym doskonale. Odwróciła się powoli a Liz podeszła bliżej otwierając przed nią ramiona. Ten ciepły gest stał się dla niej zgubą. A gdy Liz przygarnęła ją do siebie i mocno objęła, czując jej dłoń na swoich włosach, znów się rozpłakała.
- On wróci – pocieszała ją ciepło Liz – Oboje z Maxem jesteśmy tego pewni.
Tess pokiwała w milczeniu głową, starając się ze wszystkich sił opanować. Oswobodziła się z ramion Liz i odwróciła do Sereny.
- On mi o wszystkim opowiedział – powiedziała schrypniętym głosem i dostrzegła w jej dziwnych oczach iskrzące się zaskoczenie – O tym kim jest...i czym jest jego dar. Zmieszanie na twarzy Sereny zastąpione zostało czymś mroczniejszym i nagle Tess zrozumiała, że Serena bała się tej prawdy.
- O czym mówisz ? – zapytała delikatnie Liz – Co on ci powiedział ?
Tess wytarła oczy wierzchem dłoni i spojrzała na Liz – Od miesięcy odbierał waszą więź i od miesięcy z tym walczył.
Max niespokojnie się poruszył i przesunął drżącą ręką po włosach – Nie bardzo rozumiem.
- Był wyczulony na to co się między wami dzieje i bał się z tym ujawnić ...było mu wstyd gdybyś się dowiedział.
- Wiem, że ma dar intuicji – naciskała Liz – Ale nie widzę w tym sensu.
- Zrozumiesz kiedy dowiesz się kim on jest - Serena ciężko westchnęła, patrząc znacząco na Tess.
- Kim on jest ? – zapytał Max, zgęstniałym z emocji głosem.
- Jest empatą – powiedziała miękko Serena – Wyczuwa...utożsamia się z emocjami jakie do niego dochodzą.
- To co działo się między wami, od ubiegłego tygodnia odbierał tak mocno, że czuł się tym wręcz przytłoczony – wyjaśniała Tess spoglądając na nich. Nagle Liz zrozumiała. Otworzyła szeroko oczy i zdumiona uchyliła odrobinę usta. Popatrzyła znacząco na Maxa.
Max jęknął, przesunął dłonią po oczach – O, Boże.
I nagle Tess dokładnie pojęła źródło niedawnych kłopotów ....co było powodem że tak ostro nasiliły się emocje Marco. Max i Liz znajdowali się w okresie godów a wraz z nim, maksymalnie uwrażliwiły się ich odczucia.
- Kiedy obcinałam Maxowi włosy, połączyliśmy się ze sobą – wyznała Liz ze łzami w oczach – Dlaczego nie przyszedł z tym do nas ? Mogliśmy mu pomóc, ochronić go.
Mogliśmy go ochronić. Tess zdała sobie sprawę ze znaczenia tych słów i poczuła ciarki na skórze.
- Do mnie także nie przyszedł – poskarżyła się cicho Serena – Z wyjątkiem....zwierzył mi się tylko raz, kilka miesięcy temu... potem nic nie mówił. Przyjęłam więc, że nic złego się nie dzieje, tym bardziej że przecież byliście ze sobą – skinęła głową w stronę Tess.
- Słucham ? – odezwała się ostro Tess. Zszokowana, nie była w stanie opanować tonu swojego głosu.
Serena zmieszana odkaszlnęła – No cóż, przypuszczałam że przy tobie, będzie umiał bronić się ...przed nimi.
- Ale my nie byliśmy razem – krzyknęła Tess, wkładając gorączkowo ręce we włosy – Nigdy nie byliśmy razem !
Serena zaskoczona potrząsnęła głową – Przecież was widziałam...w łóżku. A potem wszyscy widzieliśmy jak wróciliście razem w nocy z obchodu. Pamiętasz ?
- Myśleliśmy, że jesteście ze sobą – poparła ją Liz.
- On nie godził się na nasz związek bo...sądził że będzie go rozpraszał - powiedziała Tess stłumionym głosem i zerkając na Liz powiedziała – Że będzie odwracał jego uwagę od wypełniania wobec was swoich obowiązków.
- Gdybym wiedziała, gdybym miała chociaż cień podejrzenia...- Serena ciężko westchnęła – Powiedziałabym wam o tym wcześniej.
- O czym ? – spytała zapłakana Tess.
Serena umilkła, szybko przebiegła wzrokiem po wszystkich obecnych. Wydawało się jakby w tej wyjątkowej chwili zastanawiała się nad pewnym posunięciem. Nagle odwróciła się do Maxa i Liz – Chciałbym porozmawiać z Tess na osobności – powiedziała dobitnie – Proszę.
Gdy oboje szybko skinęli głowami, wyszła przed dom na werandę. Tess pospieszyła za nią, starając się nie zwracać uwagi na silny, naglący odgłos który zaczął wypełniać jej głowę myślą uporczywą, niemal ogłuszającą.
Dlaczego miała wrażenie, że to co ma do powiedzenia Serena, przestawi jej świat o sto osiemdziesiąt stopni ?
****
Serena szła pewnym krokiem, wyprostowana jak żołnierz, a każdy jej ruch wskazywał na osobę nawykłą do wydawania rozkazów. Obserwując ją, Tess przeczuwała, że Serrena wzięła na siebie obowiązek wyjaśnienia sytuacji do której w pewnym sensie sama się przyczyniła, o czym Tess miała się dopiero teraz dowiedzieć. Usiadła na małej drewnianej ławce u stóp werandy, Tess zajęła miejsce obok niej. Pochyliła głowę, dłuższą chwilę siedziała z przymkniętymi oczami, najwidoczniej zbierając myśli.
- Co chciałaś nam powiedzieć ? – niecierpliwiła się Tess chcąc poznać prawdę.
- Historię Ayanny i Marka – powiedziała podniosłym tonem – Opowiedziałabym ci ją dużo wcześniej ale sądziłam, że...jesteście ze sobą.
- Ayanna – Tess otworzyła szeroko oczy - Usłyszałam to imię dzisiaj...zaraz po tym jak Marco pocałował Liz.
- Nie dziwi mnie to.
- O czym ty mówisz ?
- Takie nosiłaś imię, Tess – wyjaśniła Serena przesuwając dłoń wzdłuż włosów zaczesanych w koński ogon – W poprzednim życiu. A Marco miał na imię Marek.
- Byliśmy parą - stwierdziła Tess, głosem przepełnionym zdumieniem. Nic dziwnego, że ciągnęło nas do siebie, tak bardzo że trudno było się temu uczuciu oprzeć.
- Nie - Serena łagodnie potrząsnęła głową – Kochaliście się... ale nie byliście razem.
- Dlaczego ? – Tess zdołała tylko to wykrztusić, czując znów w oczach ukłucie łez. Żałowała, że reaguje na wszystko tak emocjonalnie, jednak dzisiaj nie była w stanie nad sobą zapanować.
- No cóż...- Serena miękko odetchnęła i zmrużyła oczy – Oględnie mówiąc, to dosyć skomplikowana historia.
- Ale znałaś nas ?
- Oczywiście. Byłaś zastępcą Maxa, a Marek... pełnił straż. Zawsze przebywał w pobliżu ciebie.
- Kim był ? Żołnierzem gwardii pałacowej ?
- Nie, kimś znacznie ważniejszym – powiedziała spokojnie Serena – Był twoim obrońcą.
- Słu...słucham ? – Tess zaczęła się jąkać. Wykręcała gorączkowo dłonie – O czym ty mówisz Sereno ?
- Był twoim obrońcą, cały czas tkwił przy tobie...i zakochaliście się. Umarł próbując cię ratować.
- Nie – szepnęła gwałtownie. Nie była w stanie uwierzyć w to co usłyszała. Nigdy nie przyczyniłaby się do śmierci swojego ukochanego Marco. To niemożliwe.
- Dzień w którym umarłaś był także dniem jego śmierci...oddał za ciebie życie, nie jako obrońca ale jak mężczyzna który kochał cię bardziej niż ktokolwiek.
Ogłuszona tym co ujawniła Serena, Tess miękko łapała oddech.
- Zastanawiałam się dlaczego Liz stała się dla niego takim problemem...i myślę, że w jakiś przedziwny sposób pamiętał kobietę którą przysięgał chronić – powiedziała Serena.
- Ale ja była zaręczona z Michaelem.
- To prawda, i to stwarzało pewien problem, lecz nie do końca. Wasze zaręczyny zaaranżowano jeszcze gdy byliście dziećmi, a Marco był taki jakiego znasz teraz. Uparty, honorowy, szlachetny...więc możesz sobie dopowiedzieć dlaczego nie byliście razem.
Tess uśmiechnęła się ciepło myśląc że sama opisałaby by go tymi samymi słowami, a określenie „uparty” znalazłoby się na pewno na pierwszym miejscu. Skinęła wolno głową.
- I oczywiście dostrzegał głębokie różnice klasowe jakie istniały między wami.
- Jak to rozumieć ?
- Pochodziłaś z królewskiego rodu Tess...z najwyższych sfer panujących – wyjaśniała Serena patrząc przed siebie – Pośród której my, ta dziwaczna i szalona kasta obrońców, stanowiliśmy odrębną część. Na Antarze obowiązywały głębokie kulturowe struktury.
- Chyba nie nadążam za tobą.
- To odwołanie do dawnych czasów, Tess. Rodzina Marco tkwiła w tych zależnościach od wieków, podobnie jak moja.
- Opowiedział mi o złożonych przez siebie ślubach – wyznała Tess głosem pełnym czci.
Serena z uznaniem uniosła w górę brwi – Jestem zaskoczona, że to zrobił. To świadczy jakim darzy cię uczuciem. Złożone śluby są dla nas święte, traktujemy je bardzo osobiste.
- I wyjaśnił, że nie może związać się z nikim.
- Co ? - Serena wzburzona odwróciła się do niej gwałtownie i Tess nieznacznie podskoczyła.
- Że to istotna część przysięgi.
- Ależ to nie prawda – zaprotestowała Serena - Czy on naprawdę w to wierzy ?
Tess znieruchomiała i zaskoczona długo na nią patrzyła - Tak, sądzę że tak. Powiedział mi o tym wczoraj w nocy.
- Jak mógł w to uwierzyć ? – pytała zdumiona i oszołomiona Serena – Nigdy czegoś takiego mu nie mówiłam.
Tess przetarła dłonią oczy i spróbowała zajrzeć w głąb swoich myśli. Czy rzeczywiście tak mówił, czy mylnie zinterpretowała jego słowa ? Mocno zacisnęła oczy chcąc dowiedzieć się co tak naprawdę powiedział...i co czuł.
W tych szczególnych momentach, gdy byli osobno, zwykle polegała na jego sercu.
- On to widział inaczej, Sereno – szepnęła – Tak czuł i przyjmował to jako swoją prawdę.
- Wiedział, że kiedyś miałam męża i syna. Nigdy nie uczyłam tego żadnego z nich. Przecież Anna i Riley byli razem... - denerwowała się Serena i Tess współczuła jej bo wiedziała czym ta wiadomość była dla niej - Obojgu wam dałabym swoje błogosławieństwo...natychmiast.
- Wierzę ci.
- A ty jesteś kimś, kogo on bardzo potrzebuje Tess – mówiła z naciskiem Serena – Jego wrażliwość na więź Maxa i Liz jest skutkiem walki jaką toczy sam ze sobą o miłość do ciebie.
Tess na długo umilkła, zastanawiając się jak zapytać o coś co nie dawało jej spokoju. Musiała to wiedzieć. Odkaszlnęła i wyprostowała się.
- Sereno – zaczęła nieśmiało – Mówił, że to kim jest...to jego przekleństwo. Czy to prawda ?
***
Tess zadała takie bezpośrednie i pozornie proste pytanie, a jednak Serenie niełatwo było na nie odpowiedzieć. Siedząca obok kobieta kochała jej syna, więc toczyła ze sobą zaciekłą walkę. Powiedzieć jej prawdę byłoby niemal zdradą i nielojalnością wobec niego. Ale z drugiej strony, właściwe naświetlenie sprawy kochającej go dziewczynie, może stać się dla niego zbawieniem. Serena potarła przemęczone oczy zastanawiając się dlaczego droga po której stąpają, jest tak pełna cierpienia – zarówno w tamtym życiu jak i w tym. Oboje w najwyższym stopniu zasługiwali na miłość, a jednak wydawało się jakby na zawsze mieli pozostać rozdzieleni.
Musiała wyznać dzisiaj wszystko ponieważ w tej sytuacji nie ma miejsca na jakiekolwiek tajemnice.
- Tak - szepnęła w ciemnościach – To kim jest, w naszej społeczności niemal zawsze prowadzi do obłędu.
- Przecież on został sztucznie zmodyfikowany – powiedziała półgłosem Tess – Wiec niemożliwe żeby...
- W tym wypadku to nie ma żadnego znaczenia. Wynika to z jego genów ...a lud od którego pochodzi zawsze oznaczał się wysokim poczuciem intuicji.
Spojrzała z boku na Tess i w głębi duszy zapłakała nad bólem jaki pojawił się błękitnych oczach. Kochała go, równie mocno jak w poprzednim życiu – a teraz może nawet bardziej niż sama przypuszczała. Serena przymknęła oczy bo nagle uderzyły ją smutne wspomnienia.
Mamusiu, kim jest ten mały chłopczyk ?
Obserwując śpiącego Marco wędrowała wtedy myślami do swojego syna Rasme, do lat dawno minionych gdy był tak mały jak Marco, tak samo niewinny i delikatny. Nie miał wtedy nic wspólnego z wojownikiem jakim się później stał, podejmując to zwariowane i szalone ryzyko. Sprawa dla której ryzykował i tak w końcu doprowadziła do jego śmierci.
Jaki chłopczyk, spytała chociaż doskonale wiedziała kogo dostrzegł Marco.
Wyczuwam, że jest nas troje, wyjaśniał. Tak mądrze i z powagą jakby był dużo starszy niż zwykły siedmiolatek. Jestem tu ja...i Riley. Ale jest jeszcze jeden chłopiec, który sprawia ci tak wiele bólu, mamusiu.
Wciąż pozawalała mu zwracać się do siebie w ten sposób – tylko później, gdy objęła przywództwo grupy musiała nauczyć go rozróżniać te pojęcia.
Potrząsnęła głową chcąc rozjaśnić myśli i ułożyć jakiś sensowny plan który pomoże przybranemu synowi. I rozpocznie od Tess, tłumacząc jej kim był i z czym się zmagał.
- Tess, to wspaniały dar...najpiękniejszy jaki posiada nasz lud. Ale nie masz pojęcia jak on się z nim męczył.
I znów myślami wróciła do małego chłopca, do łez jakie płynęły po jego twarzy gdy bóle głowy stawały się nie do wytrzymania – kiedy przez dłuższy czas nikt oprócz Riley’a, nie mógł przebywać w jego pobliżu.
- Mówiłaś, że w ostateczności prowadzi do obłędu – przypomniała jej Tess.
- Zazwyczaj, ale od ponad piętnastu lat Marco się kontroluje. On nawet nie zdaje sobie sprawy, że robi to podświadomie...stara się uruchamiać tylko to co postrzega przy pomocy intuicji. Gdyby związał się z tobą, ten dar umocniłby się w nim....uchroniłby go od nadmiernej otwartości na inne wrażenia których nie powinien odbierać.
- Dlaczego ma mu w tym pomóc związek ze mną ?
- Oboje połączylibyście swoje moce...a wtedy on sam znalazłby swoje właściwe miejsce, którego tak rozpaczliwie potrzebuje – wyjaśniała cierpliwie Serena.
Tess zamilkła, przyciskając do ust palce.
- Jak go odzyskamy ? – szepnęła po chwili a jej głos załamał się boleśnie – Potrzebuję go...tak bardzo.
- Jeszcze nie wiem ale znajdziemy sposób – pocieszała ją Serena – I kiedy tak się stanie, opowiesz mu to wszystko z czym dzisiaj podzieliłam się z tobą. Wtedy na zawsze połączycie wasze dusze...a Marco uwolni się od tego szaleństwa.
Cdn.
Dzisaj kolejna część GAW, i tu przyda się znajomość "Exit Music". Dla tych którzy nie znają tego króciutkiego opowiadania o losach Sereny przypominam, że znajduje się ono przetłumaczone na naszym forum.
Gravity Always Wins - część 25
Zmysły Maxa były napięte i czujne, wysilał słuch na odgłos jakiego dźwięku wskazujący na powracającego Suburbana lub nadjeżdżający motocykl Marco. Cokolwiek. Z bólem serca patrzył na Serenę, która w ponurym nastroju, popijając kawę stała nieruchomo przy oknie. Traktowała Marco jak syna, jednak był także członkiem jej zespołu, co powodowało, że ich związek był bardziej złożony i skomplikowany. I patrząc na nią, gdy wyglądała go pośród ciemności, rozumiał jak bardzo się o niego martwiła – ale w tej sferze emocji było coś jeszcze, czego nie potrafił dokładnie określić. Może sposób w jaki jej twarz spochmurniała, kiedy wyjaśniali jej jak Marco dzisiaj wręcz „oszalał”. Po tych słowach mocno zaciągnęła usta i wyraźnie zbladła.
Max zastanawiał się jaki był powód tak pełnej napięcia reakcji, ona jednak ona milczała, potakując tylko głową w trakcie kiedy o tym opowiadali. I kiedy powiedział jej że polecił Marco odejść, poczuł się jeszcze bardziej winny, bo wtedy Serena drgnęła i ściągnęła mocno brwi. Wiedział, że ma do niego o to żal, i wiedział również, że jeżeli Marco nie wróci, trudno mu będzie pogodzić się z myślą, iż będzie miał na sumieniu nie tylko jego odejście z grupy Sereny ...ale także z życia Tess.
****
Przepłakała prawie całą powrotną drogę i nawet teraz walczyła z ciągle płynącymi łzami. Marco stanowczo odrzucił pomysł powrotu do domu. Bez względu na to jak bardzo go prosiła, upierał się przy tym że Max go wyrzucił. A dodatkowo był przekonany, że jeżeli wróci, powróci jego szaleństwo i to formie zwielokrotnionej.
W końcu, gdy powiedziała że go nie zostawi, oświadczył że jeżeli nie, to w takim razie on wyjdzie a przez ten czas kłócił się z nią o piwo które od niego odsunęła. Nie chciała pozwolić żeby się upił i jechał w takim stanie, więc się zgodziła i niechętnie wstała z siedzenia.
A potem ostatni raz odwróciła się i wyrzuciła z siebie to co leżało jej na sercu. Że gdyby ostatecznie wrócił, uważałaby że zrobiłby to dla niej.
Dla nikogo innego tylko dla niej.
Po tych słowach zamknął czarne oczy, a ona wybiegła jak mogła najszybciej, nie chcąc by widział jak szloch wstrząsa jej ciałem.
A teraz, kiedy czuła się tak okropnie rozżalona, po prostu nie wiedziała jak pokazać się w domu, czy będzie potrafiła rozmawiać z Maxem. Miała poczucie jakby ją strasznie zawiódł, choćby o to, że zupełnie nie znał Marco, a także w jaki sposób postrzegał relacje między nimi.
I że nie dostrzegł, kim naprawdę był Marco.
***
Z opuszczonymi bezradnie ramionami weszła powoli do domu i zaraz zorientowała się, że Serena, Max i Liz czekają na nią. Pełni napięcia, jeszcze tkwiła w nich nadzieja. Kiedy jednak ją zobaczyli, po ich twarzach poznała że już wiedzieli, a ona nie umiała powstrzymać łez płynących od nowa.
- Co się stało ? – zapytała Serena stłumionym głosem.
Tess położyła kluczyki od samochodu na kuchennym kontuarze i potrząsnęła głową – Nie wrócił ze mną - odpowiedziała apatycznie - Znalazłam go ale nie chciał wrócić.
Stała bez ruchu, tyłem do wszystkich, z dłońmi rozłożonymi bezradnie na ladzie. Poczuła na ramionach delikatny dotyk rąk Maxa. Spięła się w sobie.
– Tak mi przykro, Tess – powiedział – Byłem....żałuję tego co zrobiłem.
Gniew jaki do niego czuła natychmiast się rozwiał kiedy usłyszała jego łamiący się głos - nie było potrzeby oskarżać Maxa, on sam radził sobie z tym doskonale. Odwróciła się powoli a Liz podeszła bliżej otwierając przed nią ramiona. Ten ciepły gest stał się dla niej zgubą. A gdy Liz przygarnęła ją do siebie i mocno objęła, czując jej dłoń na swoich włosach, znów się rozpłakała.
- On wróci – pocieszała ją ciepło Liz – Oboje z Maxem jesteśmy tego pewni.
Tess pokiwała w milczeniu głową, starając się ze wszystkich sił opanować. Oswobodziła się z ramion Liz i odwróciła do Sereny.
- On mi o wszystkim opowiedział – powiedziała schrypniętym głosem i dostrzegła w jej dziwnych oczach iskrzące się zaskoczenie – O tym kim jest...i czym jest jego dar. Zmieszanie na twarzy Sereny zastąpione zostało czymś mroczniejszym i nagle Tess zrozumiała, że Serena bała się tej prawdy.
- O czym mówisz ? – zapytała delikatnie Liz – Co on ci powiedział ?
Tess wytarła oczy wierzchem dłoni i spojrzała na Liz – Od miesięcy odbierał waszą więź i od miesięcy z tym walczył.
Max niespokojnie się poruszył i przesunął drżącą ręką po włosach – Nie bardzo rozumiem.
- Był wyczulony na to co się między wami dzieje i bał się z tym ujawnić ...było mu wstyd gdybyś się dowiedział.
- Wiem, że ma dar intuicji – naciskała Liz – Ale nie widzę w tym sensu.
- Zrozumiesz kiedy dowiesz się kim on jest - Serena ciężko westchnęła, patrząc znacząco na Tess.
- Kim on jest ? – zapytał Max, zgęstniałym z emocji głosem.
- Jest empatą – powiedziała miękko Serena – Wyczuwa...utożsamia się z emocjami jakie do niego dochodzą.
- To co działo się między wami, od ubiegłego tygodnia odbierał tak mocno, że czuł się tym wręcz przytłoczony – wyjaśniała Tess spoglądając na nich. Nagle Liz zrozumiała. Otworzyła szeroko oczy i zdumiona uchyliła odrobinę usta. Popatrzyła znacząco na Maxa.
Max jęknął, przesunął dłonią po oczach – O, Boże.
I nagle Tess dokładnie pojęła źródło niedawnych kłopotów ....co było powodem że tak ostro nasiliły się emocje Marco. Max i Liz znajdowali się w okresie godów a wraz z nim, maksymalnie uwrażliwiły się ich odczucia.
- Kiedy obcinałam Maxowi włosy, połączyliśmy się ze sobą – wyznała Liz ze łzami w oczach – Dlaczego nie przyszedł z tym do nas ? Mogliśmy mu pomóc, ochronić go.
Mogliśmy go ochronić. Tess zdała sobie sprawę ze znaczenia tych słów i poczuła ciarki na skórze.
- Do mnie także nie przyszedł – poskarżyła się cicho Serena – Z wyjątkiem....zwierzył mi się tylko raz, kilka miesięcy temu... potem nic nie mówił. Przyjęłam więc, że nic złego się nie dzieje, tym bardziej że przecież byliście ze sobą – skinęła głową w stronę Tess.
- Słucham ? – odezwała się ostro Tess. Zszokowana, nie była w stanie opanować tonu swojego głosu.
Serena zmieszana odkaszlnęła – No cóż, przypuszczałam że przy tobie, będzie umiał bronić się ...przed nimi.
- Ale my nie byliśmy razem – krzyknęła Tess, wkładając gorączkowo ręce we włosy – Nigdy nie byliśmy razem !
Serena zaskoczona potrząsnęła głową – Przecież was widziałam...w łóżku. A potem wszyscy widzieliśmy jak wróciliście razem w nocy z obchodu. Pamiętasz ?
- Myśleliśmy, że jesteście ze sobą – poparła ją Liz.
- On nie godził się na nasz związek bo...sądził że będzie go rozpraszał - powiedziała Tess stłumionym głosem i zerkając na Liz powiedziała – Że będzie odwracał jego uwagę od wypełniania wobec was swoich obowiązków.
- Gdybym wiedziała, gdybym miała chociaż cień podejrzenia...- Serena ciężko westchnęła – Powiedziałabym wam o tym wcześniej.
- O czym ? – spytała zapłakana Tess.
Serena umilkła, szybko przebiegła wzrokiem po wszystkich obecnych. Wydawało się jakby w tej wyjątkowej chwili zastanawiała się nad pewnym posunięciem. Nagle odwróciła się do Maxa i Liz – Chciałbym porozmawiać z Tess na osobności – powiedziała dobitnie – Proszę.
Gdy oboje szybko skinęli głowami, wyszła przed dom na werandę. Tess pospieszyła za nią, starając się nie zwracać uwagi na silny, naglący odgłos który zaczął wypełniać jej głowę myślą uporczywą, niemal ogłuszającą.
Dlaczego miała wrażenie, że to co ma do powiedzenia Serena, przestawi jej świat o sto osiemdziesiąt stopni ?
****
Serena szła pewnym krokiem, wyprostowana jak żołnierz, a każdy jej ruch wskazywał na osobę nawykłą do wydawania rozkazów. Obserwując ją, Tess przeczuwała, że Serrena wzięła na siebie obowiązek wyjaśnienia sytuacji do której w pewnym sensie sama się przyczyniła, o czym Tess miała się dopiero teraz dowiedzieć. Usiadła na małej drewnianej ławce u stóp werandy, Tess zajęła miejsce obok niej. Pochyliła głowę, dłuższą chwilę siedziała z przymkniętymi oczami, najwidoczniej zbierając myśli.
- Co chciałaś nam powiedzieć ? – niecierpliwiła się Tess chcąc poznać prawdę.
- Historię Ayanny i Marka – powiedziała podniosłym tonem – Opowiedziałabym ci ją dużo wcześniej ale sądziłam, że...jesteście ze sobą.
- Ayanna – Tess otworzyła szeroko oczy - Usłyszałam to imię dzisiaj...zaraz po tym jak Marco pocałował Liz.
- Nie dziwi mnie to.
- O czym ty mówisz ?
- Takie nosiłaś imię, Tess – wyjaśniła Serena przesuwając dłoń wzdłuż włosów zaczesanych w koński ogon – W poprzednim życiu. A Marco miał na imię Marek.
- Byliśmy parą - stwierdziła Tess, głosem przepełnionym zdumieniem. Nic dziwnego, że ciągnęło nas do siebie, tak bardzo że trudno było się temu uczuciu oprzeć.
- Nie - Serena łagodnie potrząsnęła głową – Kochaliście się... ale nie byliście razem.
- Dlaczego ? – Tess zdołała tylko to wykrztusić, czując znów w oczach ukłucie łez. Żałowała, że reaguje na wszystko tak emocjonalnie, jednak dzisiaj nie była w stanie nad sobą zapanować.
- No cóż...- Serena miękko odetchnęła i zmrużyła oczy – Oględnie mówiąc, to dosyć skomplikowana historia.
- Ale znałaś nas ?
- Oczywiście. Byłaś zastępcą Maxa, a Marek... pełnił straż. Zawsze przebywał w pobliżu ciebie.
- Kim był ? Żołnierzem gwardii pałacowej ?
- Nie, kimś znacznie ważniejszym – powiedziała spokojnie Serena – Był twoim obrońcą.
- Słu...słucham ? – Tess zaczęła się jąkać. Wykręcała gorączkowo dłonie – O czym ty mówisz Sereno ?
- Był twoim obrońcą, cały czas tkwił przy tobie...i zakochaliście się. Umarł próbując cię ratować.
- Nie – szepnęła gwałtownie. Nie była w stanie uwierzyć w to co usłyszała. Nigdy nie przyczyniłaby się do śmierci swojego ukochanego Marco. To niemożliwe.
- Dzień w którym umarłaś był także dniem jego śmierci...oddał za ciebie życie, nie jako obrońca ale jak mężczyzna który kochał cię bardziej niż ktokolwiek.
Ogłuszona tym co ujawniła Serena, Tess miękko łapała oddech.
- Zastanawiałam się dlaczego Liz stała się dla niego takim problemem...i myślę, że w jakiś przedziwny sposób pamiętał kobietę którą przysięgał chronić – powiedziała Serena.
- Ale ja była zaręczona z Michaelem.
- To prawda, i to stwarzało pewien problem, lecz nie do końca. Wasze zaręczyny zaaranżowano jeszcze gdy byliście dziećmi, a Marco był taki jakiego znasz teraz. Uparty, honorowy, szlachetny...więc możesz sobie dopowiedzieć dlaczego nie byliście razem.
Tess uśmiechnęła się ciepło myśląc że sama opisałaby by go tymi samymi słowami, a określenie „uparty” znalazłoby się na pewno na pierwszym miejscu. Skinęła wolno głową.
- I oczywiście dostrzegał głębokie różnice klasowe jakie istniały między wami.
- Jak to rozumieć ?
- Pochodziłaś z królewskiego rodu Tess...z najwyższych sfer panujących – wyjaśniała Serena patrząc przed siebie – Pośród której my, ta dziwaczna i szalona kasta obrońców, stanowiliśmy odrębną część. Na Antarze obowiązywały głębokie kulturowe struktury.
- Chyba nie nadążam za tobą.
- To odwołanie do dawnych czasów, Tess. Rodzina Marco tkwiła w tych zależnościach od wieków, podobnie jak moja.
- Opowiedział mi o złożonych przez siebie ślubach – wyznała Tess głosem pełnym czci.
Serena z uznaniem uniosła w górę brwi – Jestem zaskoczona, że to zrobił. To świadczy jakim darzy cię uczuciem. Złożone śluby są dla nas święte, traktujemy je bardzo osobiste.
- I wyjaśnił, że nie może związać się z nikim.
- Co ? - Serena wzburzona odwróciła się do niej gwałtownie i Tess nieznacznie podskoczyła.
- Że to istotna część przysięgi.
- Ależ to nie prawda – zaprotestowała Serena - Czy on naprawdę w to wierzy ?
Tess znieruchomiała i zaskoczona długo na nią patrzyła - Tak, sądzę że tak. Powiedział mi o tym wczoraj w nocy.
- Jak mógł w to uwierzyć ? – pytała zdumiona i oszołomiona Serena – Nigdy czegoś takiego mu nie mówiłam.
Tess przetarła dłonią oczy i spróbowała zajrzeć w głąb swoich myśli. Czy rzeczywiście tak mówił, czy mylnie zinterpretowała jego słowa ? Mocno zacisnęła oczy chcąc dowiedzieć się co tak naprawdę powiedział...i co czuł.
W tych szczególnych momentach, gdy byli osobno, zwykle polegała na jego sercu.
- On to widział inaczej, Sereno – szepnęła – Tak czuł i przyjmował to jako swoją prawdę.
- Wiedział, że kiedyś miałam męża i syna. Nigdy nie uczyłam tego żadnego z nich. Przecież Anna i Riley byli razem... - denerwowała się Serena i Tess współczuła jej bo wiedziała czym ta wiadomość była dla niej - Obojgu wam dałabym swoje błogosławieństwo...natychmiast.
- Wierzę ci.
- A ty jesteś kimś, kogo on bardzo potrzebuje Tess – mówiła z naciskiem Serena – Jego wrażliwość na więź Maxa i Liz jest skutkiem walki jaką toczy sam ze sobą o miłość do ciebie.
Tess na długo umilkła, zastanawiając się jak zapytać o coś co nie dawało jej spokoju. Musiała to wiedzieć. Odkaszlnęła i wyprostowała się.
- Sereno – zaczęła nieśmiało – Mówił, że to kim jest...to jego przekleństwo. Czy to prawda ?
***
Tess zadała takie bezpośrednie i pozornie proste pytanie, a jednak Serenie niełatwo było na nie odpowiedzieć. Siedząca obok kobieta kochała jej syna, więc toczyła ze sobą zaciekłą walkę. Powiedzieć jej prawdę byłoby niemal zdradą i nielojalnością wobec niego. Ale z drugiej strony, właściwe naświetlenie sprawy kochającej go dziewczynie, może stać się dla niego zbawieniem. Serena potarła przemęczone oczy zastanawiając się dlaczego droga po której stąpają, jest tak pełna cierpienia – zarówno w tamtym życiu jak i w tym. Oboje w najwyższym stopniu zasługiwali na miłość, a jednak wydawało się jakby na zawsze mieli pozostać rozdzieleni.
Musiała wyznać dzisiaj wszystko ponieważ w tej sytuacji nie ma miejsca na jakiekolwiek tajemnice.
- Tak - szepnęła w ciemnościach – To kim jest, w naszej społeczności niemal zawsze prowadzi do obłędu.
- Przecież on został sztucznie zmodyfikowany – powiedziała półgłosem Tess – Wiec niemożliwe żeby...
- W tym wypadku to nie ma żadnego znaczenia. Wynika to z jego genów ...a lud od którego pochodzi zawsze oznaczał się wysokim poczuciem intuicji.
Spojrzała z boku na Tess i w głębi duszy zapłakała nad bólem jaki pojawił się błękitnych oczach. Kochała go, równie mocno jak w poprzednim życiu – a teraz może nawet bardziej niż sama przypuszczała. Serena przymknęła oczy bo nagle uderzyły ją smutne wspomnienia.
Mamusiu, kim jest ten mały chłopczyk ?
Obserwując śpiącego Marco wędrowała wtedy myślami do swojego syna Rasme, do lat dawno minionych gdy był tak mały jak Marco, tak samo niewinny i delikatny. Nie miał wtedy nic wspólnego z wojownikiem jakim się później stał, podejmując to zwariowane i szalone ryzyko. Sprawa dla której ryzykował i tak w końcu doprowadziła do jego śmierci.
Jaki chłopczyk, spytała chociaż doskonale wiedziała kogo dostrzegł Marco.
Wyczuwam, że jest nas troje, wyjaśniał. Tak mądrze i z powagą jakby był dużo starszy niż zwykły siedmiolatek. Jestem tu ja...i Riley. Ale jest jeszcze jeden chłopiec, który sprawia ci tak wiele bólu, mamusiu.
Wciąż pozawalała mu zwracać się do siebie w ten sposób – tylko później, gdy objęła przywództwo grupy musiała nauczyć go rozróżniać te pojęcia.
Potrząsnęła głową chcąc rozjaśnić myśli i ułożyć jakiś sensowny plan który pomoże przybranemu synowi. I rozpocznie od Tess, tłumacząc jej kim był i z czym się zmagał.
- Tess, to wspaniały dar...najpiękniejszy jaki posiada nasz lud. Ale nie masz pojęcia jak on się z nim męczył.
I znów myślami wróciła do małego chłopca, do łez jakie płynęły po jego twarzy gdy bóle głowy stawały się nie do wytrzymania – kiedy przez dłuższy czas nikt oprócz Riley’a, nie mógł przebywać w jego pobliżu.
- Mówiłaś, że w ostateczności prowadzi do obłędu – przypomniała jej Tess.
- Zazwyczaj, ale od ponad piętnastu lat Marco się kontroluje. On nawet nie zdaje sobie sprawy, że robi to podświadomie...stara się uruchamiać tylko to co postrzega przy pomocy intuicji. Gdyby związał się z tobą, ten dar umocniłby się w nim....uchroniłby go od nadmiernej otwartości na inne wrażenia których nie powinien odbierać.
- Dlaczego ma mu w tym pomóc związek ze mną ?
- Oboje połączylibyście swoje moce...a wtedy on sam znalazłby swoje właściwe miejsce, którego tak rozpaczliwie potrzebuje – wyjaśniała cierpliwie Serena.
Tess zamilkła, przyciskając do ust palce.
- Jak go odzyskamy ? – szepnęła po chwili a jej głos załamał się boleśnie – Potrzebuję go...tak bardzo.
- Jeszcze nie wiem ale znajdziemy sposób – pocieszała ją Serena – I kiedy tak się stanie, opowiesz mu to wszystko z czym dzisiaj podzieliłam się z tobą. Wtedy na zawsze połączycie wasze dusze...a Marco uwolni się od tego szaleństwa.
Cdn.
Last edited by Ela on Sun Oct 03, 2004 11:50 pm, edited 3 times in total.
I stało się... tylko tyle można napisać po tej emocjonującej części. Ech, ze wszystkich istot na tej planecie, okaże się w końcu, że to Tess wierzy w Marco najbardziej... I tak, Elu, masz w końcu swoje wyjaśnienie: Save me, Ayana...
I tym bardziej smutniejsze okaże się to, co się stanie po ich powrocie na Antar... Jak przeczytałam na forum Deidre, co miało się dziać w Back to Save... Aż żal serce ściska, że nie napisała tego do końca. Zwłaszcza, że ta część serii to właśnie głównie Marco-Tess. Kyle'a pomińmy.
A Marco... jak zawsze uparty do granic możliwości. Kiedy ten chłopiec nauczy się wreszcie, że uczucia nie poddają się woli i rozsądkowi?
I głębokie struktury klasowe... tak, Marco odziedziczył to po matce (i nie chodzi tu o Serene). Kocha, ale nie może być z tą, którą darzy uczuciem. Pozornie upór Marca jest dziwny, ale po lekturze "streszczenia" Back... zaczynam w końcu rozumieć, co kłębiło się w głowie Marca.
I tym bardziej smutniejsze okaże się to, co się stanie po ich powrocie na Antar... Jak przeczytałam na forum Deidre, co miało się dziać w Back to Save... Aż żal serce ściska, że nie napisała tego do końca. Zwłaszcza, że ta część serii to właśnie głównie Marco-Tess. Kyle'a pomińmy.
A Marco... jak zawsze uparty do granic możliwości. Kiedy ten chłopiec nauczy się wreszcie, że uczucia nie poddają się woli i rozsądkowi?
I głębokie struktury klasowe... tak, Marco odziedziczył to po matce (i nie chodzi tu o Serene). Kocha, ale nie może być z tą, którą darzy uczuciem. Pozornie upór Marca jest dziwny, ale po lekturze "streszczenia" Back... zaczynam w końcu rozumieć, co kłębiło się w głowie Marca.
-
- Nowicjusz
- Posts: 73
- Joined: Fri Jul 30, 2004 11:07 am
- Contact:
Wlaśnie dzisiaj udało mi sie nadrobic straty i przeczytalem aktualne części.
Coż, ciekawe- niczym nie roznią sie od nas Antarianie tez maja swoich nie wolników ( czytaj Marco)
Nie umiem dochodzić do takich głebokich wnosków jak wy, i jakoś nie mogę sobie wyobrazić co przeżywał Marco, ale jest to bardzo ciekawa historia.
Wiem, ze ten temat byl już poruszany wiele razy. Ale postac Tess odbiega znacznie od tej serialowej. Nieda się ukryć, że Marco zaczyna grać pierwsze skrzypce, o ile nie zaczął tego robić juz wcześniej.
Swoja drogą to zastanawiam sie skad ta rana na czole, czy była ona spowodowana nożyczkami Liz, czy to ból spowodował krwawienie? ( niepamietam ale bo się nie doczytałem- skleroza )
Wracając do moich nieumiejętnosć przemysleń moge tylko docenić kunszt autorki, oraz wielki talent tlumacza!!!!!
Elu, ku chwale ojczyzny!!!!
Coż, ciekawe- niczym nie roznią sie od nas Antarianie tez maja swoich nie wolników ( czytaj Marco)
Nie umiem dochodzić do takich głebokich wnosków jak wy, i jakoś nie mogę sobie wyobrazić co przeżywał Marco, ale jest to bardzo ciekawa historia.
Wiem, ze ten temat byl już poruszany wiele razy. Ale postac Tess odbiega znacznie od tej serialowej. Nieda się ukryć, że Marco zaczyna grać pierwsze skrzypce, o ile nie zaczął tego robić juz wcześniej.
Swoja drogą to zastanawiam sie skad ta rana na czole, czy była ona spowodowana nożyczkami Liz, czy to ból spowodował krwawienie? ( niepamietam ale bo się nie doczytałem- skleroza )
Wracając do moich nieumiejętnosć przemysleń moge tylko docenić kunszt autorki, oraz wielki talent tlumacza!!!!!
Elu, ku chwale ojczyzny!!!!
Dzięki za komentarze i uznanie
Marco niewolnikem, TOMASZU ? Klany lub społeczeństwo podzielone na kasty - prawdopodobnie według znaczności rodów czy wykonywanych od pokoleń zawodów - to jeszcze nie niewolnictwo. Przecież tam nie panował feudalizm, raczej ustrój monarchiczny ze ścisłą przynależnością do określonej hierachii społecznej. Nie znam dalszych części ale jak wspominała Hotaru, która czytała następną serię "Back to Save the Universe", Marco pochodził z książęcego rodu.
Hotaru, możesz nam napisać coś o jego matce ?
I cieszę się bardzo, że zaglądnęłaś do nas. O tak...Save me, Ayanna..., wydaje się że tylko w niej Marco pokłada nadzieję, a narażać za niego życie będzie także jego król.
Tak TOMASZU, Liz potraktowała Marco, tę jego upartą łepetynę tym co miała w ręku, czyli nożyczkami.
Marco niewolnikem, TOMASZU ? Klany lub społeczeństwo podzielone na kasty - prawdopodobnie według znaczności rodów czy wykonywanych od pokoleń zawodów - to jeszcze nie niewolnictwo. Przecież tam nie panował feudalizm, raczej ustrój monarchiczny ze ścisłą przynależnością do określonej hierachii społecznej. Nie znam dalszych części ale jak wspominała Hotaru, która czytała następną serię "Back to Save the Universe", Marco pochodził z książęcego rodu.
Hotaru, możesz nam napisać coś o jego matce ?
I cieszę się bardzo, że zaglądnęłaś do nas. O tak...Save me, Ayanna..., wydaje się że tylko w niej Marco pokłada nadzieję, a narażać za niego życie będzie także jego król.
Tak TOMASZU, Liz potraktowała Marco, tę jego upartą łepetynę tym co miała w ręku, czyli nożyczkami.
Hm, z książęcego rodu? Kochani, ile razy juz pisaliśmy, kim był ojciec Marca? I kim jest Marco dla Maxa?
Ale oczywiście, Marco tego jeszcze nie wie. A jego matka... była empatką, jak syn. Umarła, ponieważ ojciec Marca... ech, zajrzyjcie do opisu Back to... nie chcę tu spoilerować tym, co nie zaglądali, jeszcze mnie tu prześwięcą za takie spoilery.
Zagladać - zaglądam. Wróciłam na studia i znowu mam dostęp do netu trochę wiekszy niż paręnaście godzin miesięcznie To nawet lepiej, bo właśnie widzę, że dostałam od {o} robótkę do wykonania. I poczytać można różne rzeczy w spokoju, odpowiedzieć na tematy, poumieszczać napisane rzeczy... Pokasować parę postów, bo jak widzę nie wszyscy trzymają się tematów Może nawet pobuszować po GAW w posuzkiwaiu inspiracji do kolejnego artu. I oczywiście GAW czytam, chociaż przez letnie miesiace siedziałam cichutko i się nie odzywałam.
Ale oczywiście, Marco tego jeszcze nie wie. A jego matka... była empatką, jak syn. Umarła, ponieważ ojciec Marca... ech, zajrzyjcie do opisu Back to... nie chcę tu spoilerować tym, co nie zaglądali, jeszcze mnie tu prześwięcą za takie spoilery.
Zagladać - zaglądam. Wróciłam na studia i znowu mam dostęp do netu trochę wiekszy niż paręnaście godzin miesięcznie To nawet lepiej, bo właśnie widzę, że dostałam od {o} robótkę do wykonania. I poczytać można różne rzeczy w spokoju, odpowiedzieć na tematy, poumieszczać napisane rzeczy... Pokasować parę postów, bo jak widzę nie wszyscy trzymają się tematów Może nawet pobuszować po GAW w posuzkiwaiu inspiracji do kolejnego artu. I oczywiście GAW czytam, chociaż przez letnie miesiace siedziałam cichutko i się nie odzywałam.
-
- Nowicjusz
- Posts: 73
- Joined: Fri Jul 30, 2004 11:07 am
- Contact:
Ależ oczywiście Hotaru, ciekawość mnie zżerała by dowiedziec się czegoś na temat rodziców Marco, jak na skrzydłach więc pobiegłam do pokoiku RosDeidre, dopadłam do "Back to Save the Universe" - przeczytałam prolog i pierwszy rozdział. Nie dowiedziałam się niczego na czym mi zależało, ale za to, o niebiosa...jakie to piękne, ziściły się sny Maxa i Liz. Popadłam w melanchlijny nastrój i rozmarzyłam się. Nie chcę czytać dalej, nie chcę wyprzedzać i psuć sobie przyjemności jaką będę miała po skończeniu GAW. Podaj mi więc gdzie mam szukać wzmianki o rodzicach Marco.
-
- Nowicjusz
- Posts: 73
- Joined: Fri Jul 30, 2004 11:07 am
- Contact:
-
- Nowicjusz
- Posts: 73
- Joined: Fri Jul 30, 2004 11:07 am
- Contact:
“Make love to me,” Michael suddenly urged. “I need you, Max…right inside of me.”
“I want that,” Max confessed. “I just need to be inside you…now.”
Michael stroked his shoulders, kissing his neck languidly for a long moment. “Maxwell,” he whispered. “We’ll figure it out together.”
Oh man! what the fuck is going on?- T.O.M.A.S.Z said out of the blue.
upssssssssss
nie moge sobie tego wyobrazic, wlsciwie to moge i pekam ze smiechu.
“I want that,” Max confessed. “I just need to be inside you…now.”
Michael stroked his shoulders, kissing his neck languidly for a long moment. “Maxwell,” he whispered. “We’ll figure it out together.”
Oh man! what the fuck is going on?- T.O.M.A.S.Z said out of the blue.
upssssssssss
nie moge sobie tego wyobrazic, wlsciwie to moge i pekam ze smiechu.
TOMASZU, nie cytujemy i nie tłumaczymy tutaj CTT (chyba że Ty chcesz się za to wziąć ), a jak ktoś chce poznać to opowiadanie, ma podany do niego link, OK ?
Hotaru, żebyś nie przeoczyła, przeniosłam na tą stronę prośbę do Ciebie:
Chcąc dowiedzieć się czegoś na temat rodziców Marco, dopadłam do "Back to Save the Universe" - przeczytałam prolog i pierwszy rozdział. Nie dowiedziałam się tego o co mi chodziło, za to, o niebiosa...jakie to piękne, ziściły się sny Maxa i Liz. Popadłam w melanchlijny nastrój i rozmarzyłam się. Nie chcę wyprzedzać i psuć sobie przyjemności jaką będę miała po skończeniu GAW, podaj mi więc w którym miejscu mogę znaleźć wzmiankę o rodzicach Marco.
Hotaru, żebyś nie przeoczyła, przeniosłam na tą stronę prośbę do Ciebie:
Chcąc dowiedzieć się czegoś na temat rodziców Marco, dopadłam do "Back to Save the Universe" - przeczytałam prolog i pierwszy rozdział. Nie dowiedziałam się tego o co mi chodziło, za to, o niebiosa...jakie to piękne, ziściły się sny Maxa i Liz. Popadłam w melanchlijny nastrój i rozmarzyłam się. Nie chcę wyprzedzać i psuć sobie przyjemności jaką będę miała po skończeniu GAW, podaj mi więc w którym miejscu mogę znaleźć wzmiankę o rodzicach Marco.
Who is online
Users browsing this forum: No registered users and 58 guests