Post
by LEO » Mon Oct 13, 2003 10:11 pm
„piekło jest na ziemi, jest w każdym z nas i każdy może stanąć przed jakimś wewnętrznym sądem ostatecznym i zmartwychwstać z niego innym, nowym człowiekiem”. M. Dąbrowska.
Pytanie: tylko co oznacza „innym”?
LEGENDA O INNYM ŻYCIU, KTÓRE NIOSŁO ŚMIERĆ
Blask świec wzmaga moje pożądanie
kiedy jestem daleko
brakuje znaczenia w moim życiu
brakuje powodu, by pozostać
mrożące uczucie, wdech - wdech
więc powracam znów
nie jestem już odległym cieniem
kiedy czuję jak ukąszenie węża wkracza w me żyły
nigdy nie chciałem tu wrócić
nie pamiętam czemu to zrobiłem
mgliste deszczowe chmury wiszą nade mną
puste myśli wypełniają me uszy
odnaleźć swój cień podczas pełni
kiedy myśli me nie są przejrzyste
demony śnią
wdech - wdech
wracam znów
voodoo, to nie ja
ten który jest daleko (Godsmack – voodoo)
On nie miał domu, który by mu był bliski... nie powrócił do tego, który dał mu schronienie przez kolejne pierwsze 12 lat jego życia. Był już inny. Legendy mówią, że On nadal słuchał siostry i przyjaciela, ale ani ona nie była już jego siostrą ani on nie był już przyjacielem tak jakimi byli dawniej. Władca słuchał każdego, ale zdanie miał zawsze swoje i nie ustępował...
Opowieści przechodziły z ust do ust z pokolenia na pokolenie. Legenda głosi, że w noc poprzedzającą początek wojny było zimno. Bardzo zimo. Ludzie chowali się po domach, a ci nieliczni, którzy odważyli się wyjść na dwór dziwili się takiej anomalii. Z ust buchały kłęby pary, która wyglądała jak mgła, która tej nocy kładła się przy ziemi. Krwawy księżyc ledwo przezierał spoza czarnych chmur. Nie było widać żadnej gwiazdy. Mówiono, że następnego poranka ludzie nie byli pewni, czy to przypadkiem nie wieczór, ponieważ pomarańczowe promienie przedzierały się przez pełne i ciężkie, nisko wiszące chmury. Tego poranka, w pobliżu pewnego małego miasteczka zatrzęsła się ziemia. Zatrzęsła i zapadła grzebiąc maszyny, urządzenia, ludzi i białe ściany pokoju... Nie było turystów. Reporterzy pisali ponoć o czymś, czego nie potrafił lub nie chciał wytłumaczyć rząd. I ludzie zaczęli wątpić. Ci, którzy są wiecznie okłamywani mogą nie potrafić ogarnąć prawdy, ale mogą też wykorzystać pierwszą okazję by ją dojrzeć. I część zrozumiała. Część ludzi dostrzegłszy sylwetki dwóch mężczyzn i kobiety zrozumiała. „Szukajcie, a was znajdą”. A potem ?... legendy mówią o upadku imperium, o upadku dumy i pychy najpotężniejszego narodu, o cierpieniu i pokorze, której nauczył ich jeden mężczyzna. Mężczyzna, który wszedł spokojnie pomiędzy pragnących jego śmierci i nie okazując najmniejszego lęku rozpoczął krwawe żniwo. Ponoć mówi się, że pozbył się uczuć i dlatego każda jego decyzja była jasna i nie zaślepiona przez emocje... zimna i wykalkulowana. Ponoć kiedyś, gdy po raz pierwszy powiedział „zabić ich wszystkich”... podobno nie zadrżał mu wtedy głos, nie mrugnęła powieka, nie zastanawiał się i nie odwołał swojej decyzji... Ponoć nigdy nie żałował niczego... prócz jednej rzeczy... jednej osoby... ale żal już nie był istotny...
Dlaczego tak wielki strach padł na ludzi? Dlaczego przypominano sobie słowa Nostradamusa? Dlaczego szukano odpowiedzi i ratunku? Mówi się, że to dlatego, że On nie szalał z rozpaczy. Nie krzyczał, nie rzucał się wściekle na oślep. Był opanowany, spokojny, bardziej małomówny niż kiedykolwiek. Jego twarz nie wyrażała emocji. Gdy wkraczał w sam środek bitwy nadal był opanowany i spokojny a jego siła zdawała się nie kończyć. Nie było zbędnych ruchów, gestów, litości. Gdyby szalał, krzyczał, może ta energia by się skończyła, ale ona odradzała się w nim bez chwil przerwy...
hej… nie potrafię jasno myśleć
brak słów, jesteśmy w tyle
teraz diabeł gości w mojej twarzy
i zdaje się spoglądać w dół
hej, słyszałeś o Potężnym Kruku?
Tak mi się zdawało, ale nie jestem pewien
cóż, nie możesz pokazać swego przerażenia
moje kości zaczynają drżeć
Wyciągnij swój płomień ku mnie
trwasz taki dziwny i odległy
twoje najgorsze dni właśnie nadciągnęły
musisz minąć to wszystko po drodze
Gdyż księżyc uczynił wszystko złym
I teraz to krąży i rozdziera mój umysł
Przyszedł I odszedł
Światło dla świata
Słońce wschodzi po nocy wznosząc ziemię ku gwiazdom
proste skrzydła rozpadły się
moje kości zaczynają drżeć
Sięgnij po swój złudny płomień
idzie ci to tak dziwnie
twoje najjaśniejsze dni kończą się
najciemniejsze dopiero się zaczynają... (remy zero – yellow light)
Kto przeniósł legendy w inne miejsce? Legendy mówiące o tym, jak On szedł na czele, za nim jego siostra i przyjaciel. Legendy o kamiennym wyglądzie ich twarzy, legendy o tym, jak pozwolili wszystkim, którzy się bali zrezygnować z walki i jak nie oszczędzili nikogo, kto pozostał. Legendy o tych, którzy w niespodziewany sposób stanęli po jego stronie. Pierwsi żołnierze. Kim byli? Legendy mówią, że to po prostu byli ludzie, którzy wierzyli. Jakie mieli motywacje? Różne z początku... Szukali przygody, zemsty za swoje osobiste krzywdy, byli szaleńcami, zbrodniarzami... ale też i byli wśród nich tacy, którzy chcieli być blisko czegoś, w co wierzyli i teraz mieli okazję powiedzieć innym, że mieli rację. Zbieranina ludzi kłębiąca się wokół jak myśleli prostego idola... jednak legenda głosi, że przebudzenie niektórych z nich było równie bolesne jak i Jego wrogów. Nikomu nie pozwolił przekroczyć żadnej z ustanowionych przez siebie granic. Była za to jedna kara. Kto chciał mógł być z Nim, kto nie chciał mógł w każdej chwili zrezygnować. I z początku wielu odeszło – jak głosi legenda. Jednak, jak ta sama legenda dopowiada, że większość wróciła do Niego i nie zmuszana do niczego nie opuściła go już nigdy... Dlaczego?.. któż może to wiedzieć do końca.. któż może być pewny...
Nie zdziwiła ich jego obojętność. Wiedzieli czemu takim się stał. Ponoć ktoś wykradł pewne zapisy filmowe z tajemnych akt rządowego biura, które kiedyś istniało na Ziemi i które miało służyć ochronie ludzi. Pierwsi żołnierze prawdopodobnie je widzieli, chociaż nikt nigdy nie powiedział o tym Jemu. Bali się, że wpadnie w gniew, którego nikt nie powstrzyma. Był inny, ale jeszcze nie wiedzieli do czego jest zdolny. Wtedy, gdy zapytał, kto idzie za nim jednogłośnie podnieśli ręce. Powiedział ponoć, że nikt prócz niego może nie wrócić. Nie spytali czemu jest taki pewnym, że przeżyje właśnie On. Wiedzieli. Ktoś kto jest martwy nie może ponownie umrzeć. Nie ktoś, kto jeszcze nie pomścił swego życia. I poszli za nim. Patrzyli jak czekał przed budynkiem i pozwolił, by każdy go zauważył. Nie wahał się, nie krył się. Po prostu wszedł. Dokładnie wiedział gdzie skierować swe kroki. Znał każdą twarz. Znał je zanim jeszcze ktokolwiek wiedział i nikt nie potrafił wytłumaczyć jak to się stało. Spokojnie i pewnie szedł korytarzami. Gdy wyszedł nie było już nic. Legenda głosi, że zanim zabił każdego, kto brał udział w nagonce na Nią, na jego przyjaciół, rodzinę i na niego samego, powiedział: „W tej wojnie nie można być neutralnym. Kto nie jest ze mną jest przeciwko mnie.” Użył cudzych słów, bo wiedział, że większości osób są one już znane. Patrzył jak część mężczyzn i kobiet uśmiecha się pogardliwie widząc młodego mężczyznę stojącego przed nimi. Oni zginęli pierwsi... A ludzie...? Ludzie nie wiedzieli nawet co się stało naprawdę. Nie rozumieli, zgubili się we własnych kłamstwach, intrygach, nie odróżnili prawdy od kłamstw. Nie było już fałszu. Wojna która wybuchła była nierówna. Nikt z tych, którzy znali chłopca, nie miał najmniejszej szansy w porównaniu z jego gniewem. Gdy rozpoczęła się walka, nikt nie był w stanie go powstrzymać. Ale nie to było najdziwniejsze. Nie oszczędził nikogo, a za nim szła jego siostra czyniąc podobnie. Po jego prawej stronie. Legenda głosi, iż oboje zemścili się za śmierć, która odebrała im przyszłość. A razem... razem byli niepokonani. Zwłaszcza, że za nimi podążał przyjaciel, który mimo bólu i sensu życia, nie potrafił opuścić jedynej rodziny jaką znał.
Jak kamień rzucony od strony Jerusalem
Przebyłem samotnie wiele mil w świetle księżyca
I pomimo wskazówek tysiąca gwiazd na niebie
moje serce zagubiło się na odległej planecie
te wiry wokół kwietniowego księżyca
krążą wokół arki rozpaczy
bez ciebie jestem zagubiony
bez ciebie jestem zagubiony
Mimo iż całe moje królestwo obróci się w proch
I zapadnie w otchłań oceanu
szaleję za tobą
Szaleję za tobą
Z oddalonych alej
słyszę starożytny głos rozpaczy
lecz na każdym kroku myślę o tobie
z każdym oddechem tylko ty
każda gwiazda, ziarno piasku
pozostałości po osuszonym oceanie
powiedz, jak długo jeszcze?
jak długo?
Mówią, że miasto leży na pustyni
próżność dawnego władcy
lecz miasto leży w gruzach
pośród wycia wiatru I skowytu szakali
to dzieło ludzi
to całość naszych ambicji
więzieniem uczyniłoby moje życie
gdybyś została żoną innego
z każdym obalonym więzieniem
moi wrogowie odchodzą wolni
Ja szaleję za tobą
Ja szaleję za tobą
I nigdy w swoim życiu
Nie czułem się bardziej samotny niż dziś
jakkolwiek me ziemie sięgają poza zasięg wzroku
nic to dla mnie nie znaczy
nie ma zwycięstw
w całej naszej historii, bez miłości
Jak kamień rzucony od strony Jerusalem
Przebyłem samotnie wiele mil w świetle księżyca
I pomimo wskazówek tysiąca gwiazd na niebie
moje serce zagubiło się na odległej planecie
te wiry wokół kwietniowego księżyca
krążą wokół arki rozpaczy
bez ciebie jestem zagubiony
bez ciebie jestem zagubiony
I to ty trzymasz klucz do ruiny
Wszystkiego co potrafię dojrzeć
Z każdym burzonym więzieniem
odchodzą kolejni moi wrogowie
I mimo, iż moje królestwo obróci się w proch
I zapadanie w otchłań oceanu
szaleję za tobą
Szaleję za tobą (sting – mad about you)
Ponoć kiedyś jakiś mężczyzna wszedł do zadymionego baru. Był potężnie zbudowany, posiwiałe kręcone włosy chował pod kapturem. Kłęby dymu roznosiły w powietrzu szeroką gamę aromatów, które mieszały się ze sobą upajając zapachem stałych bywalców. Czuć było swąd niewybrednych trunków i potu. Żołnierskiego potu i tytoniu. Grała muzyka. Przybysz wszedł niepewnie, ale nikt nie zwrócił na to większej uwagi... było tam dużo mu podobnych co go zdziwiło... Usiadł przy drewnianym stole. Dotknął go dłonią. Palce wyczuły stare drewno, wycięte nożem rysy świadczyły o tym, że niejeden z bywalców był świadkiem nie tylko picia i śpiewów karczmarcznych gości... barman podszedł. Popatrzył na niego. Rozpoznał go, ponieważ dobrze znał się na swoim zawodzie. Potrafił słuchać każdego z gości, więc wiedział więcej niż niejeden z nich. Udał jednak, że nie rozpoznał mężczyzny. Był zaintrygowany skąd on się tutaj wziął, ale nie zapytał go o to. Domyślał się. Minęło tyle czasu... ludzie nie potrafią pozostawić pewnych pytań bez odpowiedzi, więc i on przyszedł szukać wytłumaczeń, a skoro przyszedł ich szukać, to znaczy, że mu przebaczył... Więc barman uśmiechnął się i krzyknął do kolegi za blatem, że przyszedł „jeszcze jeden”. To nie był złośliwy uśmiech. To był uśmiech wyrażający sympatię. Przybysz nie wiedział co ma myśleć... rozpoznawał w plątaninie słów poszczególne wyrazy. Barman ponownie pojawił się przed nim. Dźwięk stawianego kufla wytrącił przybysza z konsternacji. Wstyd mu było się przyznać, że nie miał pieniędzy. Barman pochylił się nad nim i powiedział ponoć: „przybyłeś tu dla niego, więc dziś my cię witamy”, a potem z zawadiackim uśmiechem dodał coś, co echem odbiło się daleko poza karczmą: popatrzcie... a bali się, że to my zajmiemy im ich miejsce! ”Przybysz wstrzymał oddech. Niepotrzebnie. Salą wstrząsnęły salwy śmiechu. Słuch wyłapywał poszczególne zwroty i części zdań: ...kto by tam chciał, jak to tu dzieje się więcej... najpierw trzeba nauczyć się tam żyć, by móc umrzeć tutaj... Byle kto tu nie znajduje schronienia...
Barman wytarł potężne dłonie w gruby, brązowy fartuch i bez pytania przysiadł się do przybysza. Jego duże oczy badały każdy szczegół jego twarzy. „byłem przy nim” powiedział już poważnie, a z jego głosu przebijała nieskrywana duma. „walczyłem 2 lata. Nic lepszego mnie w życiu nie spotkało. Jeśli tu przybyłeś po to by nas zrozumieć, tak jak on zrozumiał, to jesteś naszym bratem bez względu na rasę. Ale jeśli – oblicze barmana stało się grobowe, ponure i poważne – ale jeśli przybyłeś tu by go skrzywdzić w jakikolwiek sposób, będę jednych z wielu, którzy dopadną cię nawet po śmierci by poszczuć twoje szczątki cmentarnymi hienami” poczym wstał i uśmiech znów wrócił na jego oblicze. Poklepał przybysza po ramieniu i zostawił go samego z kuflem. Po godzinie podszedł do niego jeden z żołnierzy. Usiadł. Był pijany. Patrzył na przybysza kolejne pięć minut. Potem odsapnął i zaczął rozpinać koszulę. Przybysz poczuł się nieswojo.
-Szedłem za nim w ogień i z każdego ognia mnie wyprowadził... – mówił żołnierz – pokazał mi to, czego nie potrafiłbym sobie nigdy wyobrazić. Zobaczyłem więcej niż chciałem i części obrazów nigdy nie wymażę z pamięci, choćbym chciał. Ale zawsze będę dla niego. ZAWSZE! – zanim zdążył zdjąć koszulę, paru jego kolegów podeszło i wzięło go pod ręce odciągając od stołu. Przybysz zauważył tylko jakiś znak na prawym boku mężczyzny...tatuaż... czarny ptak...coś na kształt ptaka...w płomieniach.
Takiej armii nie miał nikt. Armii, która szła w ogień nie pytając o nic. Ta armia wierzyła. Armia rozumiała. Armia była jednym organem, człowiekiem, istnieniem. Była NIM. Armia, która stanęła murem za Nim, gdy postawił stopę na ziemi, która kiedyś była jego domem. Armia stała w milczeniu czekając na decyzję Rady Starszych. Mieli wybrać: uszanować wolę dynastii, lub odrzucić powracającego dziedzica. I Rada Starszych obawiała się jego młodego wieku, jego niedojrzałości, jego niedoświadczenia. Ale okazało się, że był starszy od nich, że przeszedł więcej, a doświadczenie nabył zanim jeszcze przybył by panować. Obradowała ponoć kilka dni bez przerwy podczas gdy On czekał cierpliwie na ich decyzję. Niewielka część z nich ponoć do końca życia uważała, że zrobili błąd pozwalając mu spełnić jego przeznaczenie, ale On o tym wiedział dużo wcześniej, zanim jeszcze sięgnął po władzę. Rada Starszych musiała zwrócić wolność narodowi, a On był jedyną szansą. Ponieważ On był silny. On miał poparcie rodu, ludu i wojska. Armia Feniksa. Jednomyślna, wierna, doświadczona i nigdy nie sprzeciwiająca się Jemu i jego Generałowi, który, chociaż bardziej ludzki niż On nigdy nie zakwestionował Jego decyzji i który jak On nie potrafił się zlitować. Armia i ludzie, którzy nie potrafili pojąć skąd i dlaczego On posiada zdolności, których nie miał nikt wcześniej. Armia, której On był przewodnikiem, ale której generałem była jego siostra...
No cóż... legendy obudziły wiele ukrytych od dawna pokładów bólu...
Stoję w twoim cieniu
pragnąc byś zniknął, bym mogła zobaczyć świat za oknem
Chcę widzieć jak bawią się dzieci
Kolejną dziewczynkę, jak upada i ucieka
Nigdy nie rozumiałam sposobu, w jaki ze mną postępowałeś
Byłeś jak niebo, jak anioł
ale nie jesteś bogiem miłości
byłeś jak niebo o którym śnię
ale nie jesteś bogiem miłości
nie jesteś tym jedynym dla mnie
Wydawało się, że zawsze śmiałeś się, nawet gdy nie żartowałam
Ja przestałam już żartować
I przestaliśmy rozmawiać
Więc przemówił los
i jest już za późno...
Byłeś jak niebo, jak anioł
ale nie jesteś bogiem miłości
byłeś jak niebo o którym śnię
ale nie jesteś bogiem miłości
I nie jesteś już moim bogiem... (alana davis – god of love)
"...I'm a member of that group of... outsiders. So... thank you, Roswell... Thank you for... for letting me live among you...Thank you for giving me a home... "