Legendy Kamiennych Komnat

Rozmowy o muzyce z Roswell i nie tylko...

Moderator: LEO

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Sun Oct 12, 2003 8:53 pm

:shock: No to miałas niezłą szkołę... U nas miłościwie panują Techno&Hip Hop... My naszego Wujka D. namawiamy na śpiewanie już trzeci rok, tyle, ile nas uczy. Jak na razie nic, zamiast piosenek mamy reżyserów i filmy. Hm, zaraz, nasza klasa ma chyba jakąś etykietkę "filmową"... Zresztą, pani C już się o to postarała i chwała jej za to :wink:

Skoro Eternal odniosło sukces... Może i Vast go odniesie... to zastanawiam się, czy nie rzucić sie na głęboką wodę, no, ale przecież w Panacei mogliśmy posłuchać koncertu Mozarta :D No i tak sobie myślę, że na przykład taki walc cis-moll albo preludium e-moll Chopina też by były dobre do tego tematu... Ale nie wiem... Tego... (jakby ktoś chciał dokładniej o co mi chodzi, to walc cis-moll, opus 64 nr 2 a preludium e-moll opus 28 nr 4... )
Image

Asia
Zainteresowany
Posts: 426
Joined: Sat Jul 26, 2003 7:26 pm
Location: Zabrze

Post by Asia » Mon Oct 13, 2003 6:23 pm

my immortal -piosenka rzeczywiscie dobra, ale masz racje Leo - Ann Lee nie mozna porownac do Enyi. Enya nie dosc, ze siedzi juz w tym biznesie ładnych kilkanascie lat, tworzy wszystko sama (slyszalam, ze podobno nawet wymyslila wlasny jezyk!), to jest idolka wielu ludzi, ktorzy napewno sa szczesliwsi znając jej tworczosc
a Ann ma dobry glos, ale nie mozna tu powiedziec jeszcze o autorytecie
THERE'S TRUTH TO EVERY RUMOR

User avatar
LEO
Minstrel przy dworze Czasu
Posts: 978
Joined: Fri Sep 12, 2003 7:16 pm

Post by LEO » Mon Oct 13, 2003 6:48 pm

ASIU - NAN - nic nie wykluczam. Clannad jest zbliżony do Enya'i jeśli chodzi o klimaty, a przecież Enya, której piosenka promowała Władcę pierścieni a Clannad, który promował Robin Hooda... 2 różne światy, chociaż jeden i drugi traktuje o honorze i odwadze... jęlsi Wam się legendy nie znudzą, to kto wie, może i dla Enya'i i Chopina znajdzie się miejsce ;)

Dziś, około 22.00 kolejna legenda z piosenkami, które wymieniłam wcześniej. Kochani!!!! czekam na wasze opinie odnośnie kolejnej opowieści :wink:
"...I'm a member of that group of... outsiders. So... thank you, Roswell... Thank you for... for letting me live among you...Thank you for giving me a home... "

User avatar
LEO
Minstrel przy dworze Czasu
Posts: 978
Joined: Fri Sep 12, 2003 7:16 pm

Post by LEO » Mon Oct 13, 2003 10:11 pm

„piekło jest na ziemi, jest w każdym z nas i każdy może stanąć przed jakimś wewnętrznym sądem ostatecznym i zmartwychwstać z niego innym, nowym człowiekiem”. M. Dąbrowska.

Pytanie: tylko co oznacza „innym”?

LEGENDA O INNYM ŻYCIU, KTÓRE NIOSŁO ŚMIERĆ


Blask świec wzmaga moje pożądanie
kiedy jestem daleko
brakuje znaczenia w moim życiu
brakuje powodu, by pozostać
mrożące uczucie, wdech - wdech
więc powracam znów
nie jestem już odległym cieniem
kiedy czuję jak ukąszenie węża wkracza w me żyły
nigdy nie chciałem tu wrócić
nie pamiętam czemu to zrobiłem
mgliste deszczowe chmury wiszą nade mną
puste myśli wypełniają me uszy
odnaleźć swój cień podczas pełni
kiedy myśli me nie są przejrzyste
demony śnią
wdech - wdech
wracam znów
voodoo, to nie ja
ten który jest daleko (Godsmack – voodoo)


On nie miał domu, który by mu był bliski... nie powrócił do tego, który dał mu schronienie przez kolejne pierwsze 12 lat jego życia. Był już inny. Legendy mówią, że On nadal słuchał siostry i przyjaciela, ale ani ona nie była już jego siostrą ani on nie był już przyjacielem tak jakimi byli dawniej. Władca słuchał każdego, ale zdanie miał zawsze swoje i nie ustępował...

Opowieści przechodziły z ust do ust z pokolenia na pokolenie. Legenda głosi, że w noc poprzedzającą początek wojny było zimno. Bardzo zimo. Ludzie chowali się po domach, a ci nieliczni, którzy odważyli się wyjść na dwór dziwili się takiej anomalii. Z ust buchały kłęby pary, która wyglądała jak mgła, która tej nocy kładła się przy ziemi. Krwawy księżyc ledwo przezierał spoza czarnych chmur. Nie było widać żadnej gwiazdy. Mówiono, że następnego poranka ludzie nie byli pewni, czy to przypadkiem nie wieczór, ponieważ pomarańczowe promienie przedzierały się przez pełne i ciężkie, nisko wiszące chmury. Tego poranka, w pobliżu pewnego małego miasteczka zatrzęsła się ziemia. Zatrzęsła i zapadła grzebiąc maszyny, urządzenia, ludzi i białe ściany pokoju... Nie było turystów. Reporterzy pisali ponoć o czymś, czego nie potrafił lub nie chciał wytłumaczyć rząd. I ludzie zaczęli wątpić. Ci, którzy są wiecznie okłamywani mogą nie potrafić ogarnąć prawdy, ale mogą też wykorzystać pierwszą okazję by ją dojrzeć. I część zrozumiała. Część ludzi dostrzegłszy sylwetki dwóch mężczyzn i kobiety zrozumiała. „Szukajcie, a was znajdą”. A potem ?... legendy mówią o upadku imperium, o upadku dumy i pychy najpotężniejszego narodu, o cierpieniu i pokorze, której nauczył ich jeden mężczyzna. Mężczyzna, który wszedł spokojnie pomiędzy pragnących jego śmierci i nie okazując najmniejszego lęku rozpoczął krwawe żniwo. Ponoć mówi się, że pozbył się uczuć i dlatego każda jego decyzja była jasna i nie zaślepiona przez emocje... zimna i wykalkulowana. Ponoć kiedyś, gdy po raz pierwszy powiedział „zabić ich wszystkich”... podobno nie zadrżał mu wtedy głos, nie mrugnęła powieka, nie zastanawiał się i nie odwołał swojej decyzji... Ponoć nigdy nie żałował niczego... prócz jednej rzeczy... jednej osoby... ale żal już nie był istotny...
Dlaczego tak wielki strach padł na ludzi? Dlaczego przypominano sobie słowa Nostradamusa? Dlaczego szukano odpowiedzi i ratunku? Mówi się, że to dlatego, że On nie szalał z rozpaczy. Nie krzyczał, nie rzucał się wściekle na oślep. Był opanowany, spokojny, bardziej małomówny niż kiedykolwiek. Jego twarz nie wyrażała emocji. Gdy wkraczał w sam środek bitwy nadal był opanowany i spokojny a jego siła zdawała się nie kończyć. Nie było zbędnych ruchów, gestów, litości. Gdyby szalał, krzyczał, może ta energia by się skończyła, ale ona odradzała się w nim bez chwil przerwy...


hej… nie potrafię jasno myśleć
brak słów, jesteśmy w tyle
teraz diabeł gości w mojej twarzy
i zdaje się spoglądać w dół
hej, słyszałeś o Potężnym Kruku?
Tak mi się zdawało, ale nie jestem pewien
cóż, nie możesz pokazać swego przerażenia
moje kości zaczynają drżeć
Wyciągnij swój płomień ku mnie
trwasz taki dziwny i odległy
twoje najgorsze dni właśnie nadciągnęły
musisz minąć to wszystko po drodze
Gdyż księżyc uczynił wszystko złym
I teraz to krąży i rozdziera mój umysł
Przyszedł I odszedł
Światło dla świata
Słońce wschodzi po nocy wznosząc ziemię ku gwiazdom
proste skrzydła rozpadły się
moje kości zaczynają drżeć
Sięgnij po swój złudny płomień
idzie ci to tak dziwnie
twoje najjaśniejsze dni kończą się
najciemniejsze dopiero się zaczynają... (remy zero – yellow light)



Kto przeniósł legendy w inne miejsce? Legendy mówiące o tym, jak On szedł na czele, za nim jego siostra i przyjaciel. Legendy o kamiennym wyglądzie ich twarzy, legendy o tym, jak pozwolili wszystkim, którzy się bali zrezygnować z walki i jak nie oszczędzili nikogo, kto pozostał. Legendy o tych, którzy w niespodziewany sposób stanęli po jego stronie. Pierwsi żołnierze. Kim byli? Legendy mówią, że to po prostu byli ludzie, którzy wierzyli. Jakie mieli motywacje? Różne z początku... Szukali przygody, zemsty za swoje osobiste krzywdy, byli szaleńcami, zbrodniarzami... ale też i byli wśród nich tacy, którzy chcieli być blisko czegoś, w co wierzyli i teraz mieli okazję powiedzieć innym, że mieli rację. Zbieranina ludzi kłębiąca się wokół jak myśleli prostego idola... jednak legenda głosi, że przebudzenie niektórych z nich było równie bolesne jak i Jego wrogów. Nikomu nie pozwolił przekroczyć żadnej z ustanowionych przez siebie granic. Była za to jedna kara. Kto chciał mógł być z Nim, kto nie chciał mógł w każdej chwili zrezygnować. I z początku wielu odeszło – jak głosi legenda. Jednak, jak ta sama legenda dopowiada, że większość wróciła do Niego i nie zmuszana do niczego nie opuściła go już nigdy... Dlaczego?.. któż może to wiedzieć do końca.. któż może być pewny...
Nie zdziwiła ich jego obojętność. Wiedzieli czemu takim się stał. Ponoć ktoś wykradł pewne zapisy filmowe z tajemnych akt rządowego biura, które kiedyś istniało na Ziemi i które miało służyć ochronie ludzi. Pierwsi żołnierze prawdopodobnie je widzieli, chociaż nikt nigdy nie powiedział o tym Jemu. Bali się, że wpadnie w gniew, którego nikt nie powstrzyma. Był inny, ale jeszcze nie wiedzieli do czego jest zdolny. Wtedy, gdy zapytał, kto idzie za nim jednogłośnie podnieśli ręce. Powiedział ponoć, że nikt prócz niego może nie wrócić. Nie spytali czemu jest taki pewnym, że przeżyje właśnie On. Wiedzieli. Ktoś kto jest martwy nie może ponownie umrzeć. Nie ktoś, kto jeszcze nie pomścił swego życia. I poszli za nim. Patrzyli jak czekał przed budynkiem i pozwolił, by każdy go zauważył. Nie wahał się, nie krył się. Po prostu wszedł. Dokładnie wiedział gdzie skierować swe kroki. Znał każdą twarz. Znał je zanim jeszcze ktokolwiek wiedział i nikt nie potrafił wytłumaczyć jak to się stało. Spokojnie i pewnie szedł korytarzami. Gdy wyszedł nie było już nic. Legenda głosi, że zanim zabił każdego, kto brał udział w nagonce na Nią, na jego przyjaciół, rodzinę i na niego samego, powiedział: „W tej wojnie nie można być neutralnym. Kto nie jest ze mną jest przeciwko mnie.” Użył cudzych słów, bo wiedział, że większości osób są one już znane. Patrzył jak część mężczyzn i kobiet uśmiecha się pogardliwie widząc młodego mężczyznę stojącego przed nimi. Oni zginęli pierwsi... A ludzie...? Ludzie nie wiedzieli nawet co się stało naprawdę. Nie rozumieli, zgubili się we własnych kłamstwach, intrygach, nie odróżnili prawdy od kłamstw. Nie było już fałszu. Wojna która wybuchła była nierówna. Nikt z tych, którzy znali chłopca, nie miał najmniejszej szansy w porównaniu z jego gniewem. Gdy rozpoczęła się walka, nikt nie był w stanie go powstrzymać. Ale nie to było najdziwniejsze. Nie oszczędził nikogo, a za nim szła jego siostra czyniąc podobnie. Po jego prawej stronie. Legenda głosi, iż oboje zemścili się za śmierć, która odebrała im przyszłość. A razem... razem byli niepokonani. Zwłaszcza, że za nimi podążał przyjaciel, który mimo bólu i sensu życia, nie potrafił opuścić jedynej rodziny jaką znał.


Jak kamień rzucony od strony Jerusalem
Przebyłem samotnie wiele mil w świetle księżyca
I pomimo wskazówek tysiąca gwiazd na niebie
moje serce zagubiło się na odległej planecie
te wiry wokół kwietniowego księżyca
krążą wokół arki rozpaczy
bez ciebie jestem zagubiony
bez ciebie jestem zagubiony
Mimo iż całe moje królestwo obróci się w proch
I zapadnie w otchłań oceanu
szaleję za tobą
Szaleję za tobą

Z oddalonych alej
słyszę starożytny głos rozpaczy
lecz na każdym kroku myślę o tobie
z każdym oddechem tylko ty
każda gwiazda, ziarno piasku
pozostałości po osuszonym oceanie
powiedz, jak długo jeszcze?
jak długo?

Mówią, że miasto leży na pustyni
próżność dawnego władcy
lecz miasto leży w gruzach
pośród wycia wiatru I skowytu szakali
to dzieło ludzi
to całość naszych ambicji
więzieniem uczyniłoby moje życie
gdybyś została żoną innego
z każdym obalonym więzieniem
moi wrogowie odchodzą wolni
Ja szaleję za tobą
Ja szaleję za tobą

I nigdy w swoim życiu
Nie czułem się bardziej samotny niż dziś
jakkolwiek me ziemie sięgają poza zasięg wzroku
nic to dla mnie nie znaczy
nie ma zwycięstw
w całej naszej historii, bez miłości

Jak kamień rzucony od strony Jerusalem
Przebyłem samotnie wiele mil w świetle księżyca
I pomimo wskazówek tysiąca gwiazd na niebie
moje serce zagubiło się na odległej planecie
te wiry wokół kwietniowego księżyca
krążą wokół arki rozpaczy
bez ciebie jestem zagubiony
bez ciebie jestem zagubiony

I to ty trzymasz klucz do ruiny
Wszystkiego co potrafię dojrzeć
Z każdym burzonym więzieniem
odchodzą kolejni moi wrogowie
I mimo, iż moje królestwo obróci się w proch
I zapadanie w otchłań oceanu
szaleję za tobą
Szaleję za tobą (sting – mad about you)


Ponoć kiedyś jakiś mężczyzna wszedł do zadymionego baru. Był potężnie zbudowany, posiwiałe kręcone włosy chował pod kapturem. Kłęby dymu roznosiły w powietrzu szeroką gamę aromatów, które mieszały się ze sobą upajając zapachem stałych bywalców. Czuć było swąd niewybrednych trunków i potu. Żołnierskiego potu i tytoniu. Grała muzyka. Przybysz wszedł niepewnie, ale nikt nie zwrócił na to większej uwagi... było tam dużo mu podobnych co go zdziwiło... Usiadł przy drewnianym stole. Dotknął go dłonią. Palce wyczuły stare drewno, wycięte nożem rysy świadczyły o tym, że niejeden z bywalców był świadkiem nie tylko picia i śpiewów karczmarcznych gości... barman podszedł. Popatrzył na niego. Rozpoznał go, ponieważ dobrze znał się na swoim zawodzie. Potrafił słuchać każdego z gości, więc wiedział więcej niż niejeden z nich. Udał jednak, że nie rozpoznał mężczyzny. Był zaintrygowany skąd on się tutaj wziął, ale nie zapytał go o to. Domyślał się. Minęło tyle czasu... ludzie nie potrafią pozostawić pewnych pytań bez odpowiedzi, więc i on przyszedł szukać wytłumaczeń, a skoro przyszedł ich szukać, to znaczy, że mu przebaczył... Więc barman uśmiechnął się i krzyknął do kolegi za blatem, że przyszedł „jeszcze jeden”. To nie był złośliwy uśmiech. To był uśmiech wyrażający sympatię. Przybysz nie wiedział co ma myśleć... rozpoznawał w plątaninie słów poszczególne wyrazy. Barman ponownie pojawił się przed nim. Dźwięk stawianego kufla wytrącił przybysza z konsternacji. Wstyd mu było się przyznać, że nie miał pieniędzy. Barman pochylił się nad nim i powiedział ponoć: „przybyłeś tu dla niego, więc dziś my cię witamy”, a potem z zawadiackim uśmiechem dodał coś, co echem odbiło się daleko poza karczmą: popatrzcie... a bali się, że to my zajmiemy im ich miejsce! ”Przybysz wstrzymał oddech. Niepotrzebnie. Salą wstrząsnęły salwy śmiechu. Słuch wyłapywał poszczególne zwroty i części zdań: ...kto by tam chciał, jak to tu dzieje się więcej... najpierw trzeba nauczyć się tam żyć, by móc umrzeć tutaj... Byle kto tu nie znajduje schronienia...
Barman wytarł potężne dłonie w gruby, brązowy fartuch i bez pytania przysiadł się do przybysza. Jego duże oczy badały każdy szczegół jego twarzy. „byłem przy nim” powiedział już poważnie, a z jego głosu przebijała nieskrywana duma. „walczyłem 2 lata. Nic lepszego mnie w życiu nie spotkało. Jeśli tu przybyłeś po to by nas zrozumieć, tak jak on zrozumiał, to jesteś naszym bratem bez względu na rasę. Ale jeśli – oblicze barmana stało się grobowe, ponure i poważne – ale jeśli przybyłeś tu by go skrzywdzić w jakikolwiek sposób, będę jednych z wielu, którzy dopadną cię nawet po śmierci by poszczuć twoje szczątki cmentarnymi hienami” poczym wstał i uśmiech znów wrócił na jego oblicze. Poklepał przybysza po ramieniu i zostawił go samego z kuflem. Po godzinie podszedł do niego jeden z żołnierzy. Usiadł. Był pijany. Patrzył na przybysza kolejne pięć minut. Potem odsapnął i zaczął rozpinać koszulę. Przybysz poczuł się nieswojo.
-Szedłem za nim w ogień i z każdego ognia mnie wyprowadził... – mówił żołnierz – pokazał mi to, czego nie potrafiłbym sobie nigdy wyobrazić. Zobaczyłem więcej niż chciałem i części obrazów nigdy nie wymażę z pamięci, choćbym chciał. Ale zawsze będę dla niego. ZAWSZE! – zanim zdążył zdjąć koszulę, paru jego kolegów podeszło i wzięło go pod ręce odciągając od stołu. Przybysz zauważył tylko jakiś znak na prawym boku mężczyzny...tatuaż... czarny ptak...coś na kształt ptaka...w płomieniach.
Takiej armii nie miał nikt. Armii, która szła w ogień nie pytając o nic. Ta armia wierzyła. Armia rozumiała. Armia była jednym organem, człowiekiem, istnieniem. Była NIM. Armia, która stanęła murem za Nim, gdy postawił stopę na ziemi, która kiedyś była jego domem. Armia stała w milczeniu czekając na decyzję Rady Starszych. Mieli wybrać: uszanować wolę dynastii, lub odrzucić powracającego dziedzica. I Rada Starszych obawiała się jego młodego wieku, jego niedojrzałości, jego niedoświadczenia. Ale okazało się, że był starszy od nich, że przeszedł więcej, a doświadczenie nabył zanim jeszcze przybył by panować. Obradowała ponoć kilka dni bez przerwy podczas gdy On czekał cierpliwie na ich decyzję. Niewielka część z nich ponoć do końca życia uważała, że zrobili błąd pozwalając mu spełnić jego przeznaczenie, ale On o tym wiedział dużo wcześniej, zanim jeszcze sięgnął po władzę. Rada Starszych musiała zwrócić wolność narodowi, a On był jedyną szansą. Ponieważ On był silny. On miał poparcie rodu, ludu i wojska. Armia Feniksa. Jednomyślna, wierna, doświadczona i nigdy nie sprzeciwiająca się Jemu i jego Generałowi, który, chociaż bardziej ludzki niż On nigdy nie zakwestionował Jego decyzji i który jak On nie potrafił się zlitować. Armia i ludzie, którzy nie potrafili pojąć skąd i dlaczego On posiada zdolności, których nie miał nikt wcześniej. Armia, której On był przewodnikiem, ale której generałem była jego siostra...
No cóż... legendy obudziły wiele ukrytych od dawna pokładów bólu...


Stoję w twoim cieniu
pragnąc byś zniknął, bym mogła zobaczyć świat za oknem
Chcę widzieć jak bawią się dzieci
Kolejną dziewczynkę, jak upada i ucieka
Nigdy nie rozumiałam sposobu, w jaki ze mną postępowałeś

Byłeś jak niebo, jak anioł
ale nie jesteś bogiem miłości
byłeś jak niebo o którym śnię
ale nie jesteś bogiem miłości
nie jesteś tym jedynym dla mnie

Wydawało się, że zawsze śmiałeś się, nawet gdy nie żartowałam
Ja przestałam już żartować
I przestaliśmy rozmawiać
Więc przemówił los
i jest już za późno...

Byłeś jak niebo, jak anioł
ale nie jesteś bogiem miłości
byłeś jak niebo o którym śnię
ale nie jesteś bogiem miłości
I nie jesteś już moim bogiem... (alana davis – god of love)
"...I'm a member of that group of... outsiders. So... thank you, Roswell... Thank you for... for letting me live among you...Thank you for giving me a home... "

User avatar
Maxel
Fan
Posts: 671
Joined: Mon Jul 28, 2003 2:07 pm
Location: Wawa
Contact:

Post by Maxel » Tue Oct 14, 2003 12:04 am

Wspanialy prequel Słońce :twisted: Czytajac twoje male dzielo przez glowe przewijaly mi sie obrazy roznego rodzaju... ten tatuaz, armia, powstanie... tylko szczerze mowiac skojarzylo mi sie to z Hitlerem ale tlumacze dlaczego - dal On tym ludziom jakis cel w zyciu, walke z kims... Przeczytalem gdzies i przychylam sie do tej opini ze Hitler byl tylko kolem napedowym i dal upust do tego co sie potem dzialo podczas II wojny swiatowej. Od razu przyszlo mi to na mysl gdy napisalas ze do Niego przylaczali sie wszyscy ktorzy byli szalencami, zbrodniarzami, ze chcieli byc blisko czegos w co wierzyli. Ale widac skoro Twoj tekst dziala tak na wyobraznie tzn ze jest naprawde great :mrgreen: Najgorsza dla autora jest obojetnosc.
Po co człowiek żyje ?Aby byćoczamiuszamii sumieniemStwórcy WszechświataTy baranie][-][ ][_][ ][\/][ //-\ ][\][

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Tue Oct 14, 2003 7:36 am

No, Leo, coś mi się widzi, że trudno będzie dotrzymać do piątku, ale cóż - szkoła :?

A tymczasem znowu podrzucę ci kolejną piosenkę - Patti Smith "Because The Night" i Era "Angel" , tylko że za Chiny nie mogę znaleźć tekstu...
Image

User avatar
Ela
Fan...atyk
Posts: 1844
Joined: Tue Jul 15, 2003 5:55 pm

Post by Ela » Tue Oct 14, 2003 6:13 pm

Jakie to piękne...Czytając miałam przed oczami "Gladiatora". Maximussa (kojarzy Wam się z kimś?) Wojownik, żołnierz, kochany przez oddanych, wiernych żołnierzy. Podobnie do bólu uczciwy i odważny...Różnił ich poziom okrucieństwa i cierpienia...
Dziękuję LEO za cudowny opis. Codziennie tu zaglądałam czekając na dalszą część. Czy jest w niej nadzieja? Czy będzie nią tylko śmierć?

User avatar
LEO
Minstrel przy dworze Czasu
Posts: 978
Joined: Fri Sep 12, 2003 7:16 pm

Post by LEO » Tue Oct 14, 2003 10:47 pm

NAN, ELU - każda wasza opinia, interpretacja tego co napisałam, to duża dla mnie radość i mam tylko szczerą nadzieję, że ja nie moge się doczekać Waszych opinii w takim samym stopniu jak Wy dalszych części, chociaż nie śmiałabym marzyć o stałych fanach ;)

MAXEL zobaczył coś, co miał prawo zobaczyć posdczas czytania legendy, chociaż ja o tym nie pomyślałam i to jest najciekawsze. Pytania naprowadzają mnie na dalszy cią, okazuje się, że każdy widzi inną kolejność zdarzeń, inny charakter bohatera.

ELU - Maximus... blisko, Tylko on potrafił wybaczyć. To co napisałaś, o tym co ich różniło... ELU, to było piękne. Czytasz moje intencje jak NAN, a MAXEL podpowiada mi inne rozwiązania. Jesteście wspaniali i te legendy są dla Was. Nie macie pojęcia jaka radość sprawia mi pisanie ich dla Was!

Nadzieja? Hmm... to nie jest kompletny zbiór opowieści. tworzę je przez tydzień, konkretnie kolejnej nieprzespanej nocy, gdy pada lub po prostu gdy czuję, że moglabym powiedzieć coś ciekawego bez względu na pogodę za oknem :)

NAN - znam Angel Ery... przez Ciebie ostatnio ciągle tego słucham :)

ELU i NAN - takich komplementów długo się nie zapomina. bardzo Wam dziękuję.

Piszcie i pytajcie, interpretujcie i mówcie o tym, co wyczutujecie z wierszy między linijkami. Czy żadna postać, która wydawała się przypadkowo pojawić nie zaintrygowała Was ? 8)
"...I'm a member of that group of... outsiders. So... thank you, Roswell... Thank you for... for letting me live among you...Thank you for giving me a home... "

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Wed Oct 15, 2003 7:12 am

Leo! Możesz mnie wciągnąć na listę stałych fanów :wink: a na moją opinię poczekaj do końca tygodnia, bo ja jeszcze nic nie napisałam, chyba, że jesteś już tak pewna :wink:

Postać... Owszem, po pierwszej legendzie, ba, po prologu do legend... Ale nie, bo później się jeszcze okaże, że to się będzie tyczyło "innej części"... :P
Image

User avatar
LEO
Minstrel przy dworze Czasu
Posts: 978
Joined: Fri Sep 12, 2003 7:16 pm

Post by LEO » Wed Oct 15, 2003 8:17 am

NAN - oczywiście, że czekam na twoją opinię :D A nawet, gdybyś napisała coś, co już jest, to zawsze istnieje sznsa, że podasz pomysł, który można będzie wykorzytsać w następnej legendzie. ja cały czas myślę o tym, co napisał {o} i już coś na ten temat jest w poniedzialkowej części. Jak bardzo to jest zrozumiałe nie wiem, jeszcze nie próbowałam tego przeczytać ;)

I wiesz co? Właśnie po tym jak napisałaś "prolog" i po tym co napisał mi Maxel wpadło mi coś do głowy...
"...I'm a member of that group of... outsiders. So... thank you, Roswell... Thank you for... for letting me live among you...Thank you for giving me a home... "

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Wed Oct 15, 2003 3:35 pm

Ha, nawet mimo woli coś napisałam :wink: ... Jakby to ujęła moja przyjaciółka - "pycha wżera mi się w mózg", stwierdzenie bardzo obrazowe...
Image

User avatar
{o}
o'Admin
Posts: 1665
Joined: Tue Jul 08, 2003 10:31 am
Location: Opole
Contact:

Post by {o} » Wed Oct 15, 2003 4:17 pm

A teraz zaczęło mnie zastanawiać, czy ON patrzył w przyszłość. Czy zastanawiał się, czy jego walka się kiedyś skończy i co wtedy? Czy zastanawiał się, jak oceni go historia?
התשׂכח אשׂה עולה מרחם בן בטנה גם אלה תשׂכחנה ואנכי לא אשׂכחך
הן על כפים חקתיך

comprendo.info - co autor miał na myśli - interpretacje piosenek

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Wed Oct 15, 2003 4:25 pm

Mnie się wydaje, że on nie był typem, który zastanawiałby się na takimi rzeczami... Żył przeszłością i wspomnieniami, w teraźniejszości chciał się pomśćić, a w przyszłości... Zamiast przyszłości widział pustkę.
Ale to tylko moje gdybanie...
Image

User avatar
LEO
Minstrel przy dworze Czasu
Posts: 978
Joined: Fri Sep 12, 2003 7:16 pm

Post by LEO » Wed Oct 15, 2003 11:59 pm

{o} - nie powiem nic, czego Nan nie powiedziała wcześniej :D. Ale tak na serio: nie zastanawiałam się nad tym jeszcze. To, że nie "wierzył" w jakąkolwiek przyszłość, to nie znaczy, że o niej nie myślał. Sfera myśli jest poza legendami, więc mogę chyba tu się wypowiedzieć. To co on myślał piszę jako teksty piosenek przeważnie, utworów, które pojawiają się do legend. "stone thrown from Jerusalem"... Sting przypomniał mi Mesjasza Diuny, a Maxel uświadomił jak blisko byłam... Do tego nieświadomie zmierzał On. Piter zapewne wiedziałby najlepiej o czym piszę, ponieważ zna Diunę i to może lepiej ode mnie :) tylko Leto - gł - niby - bohater Diuny - był kierowany innymi przesłankami. ON chce się pomścić i wszystko wskazuje na to, że stworzył armię, która wręcz zapanowała. Co myslał? Może szedł przed siebie, bo wiedział, że gdy skończą sie wrogowie, skończy się powód do bycia, a właściwie do trwania?

"Every step i thought of you, every footstep only you"...

Co do oceny przez historię..,. {o}, bardzo ucieszyłam się, gdy Cię tutaj zobaczyłam. A to co już napisałam na poniedziałek jest odpowiedzią na twoje dzisiejsze pytanie. Mam szczerą nadzieję, że Ci się spodoba. Nie jest tego dużo. W zasadzie parę zdań,, ale to ocena przez historię... w końcu to są legendy...

Nie chcę chlapnąć niczego, ale jak Wam się podoba "pierwszy po Bogu", jego Generał :?: ta wizja... to co zaszło pomiędzy slubem na końcu III serii a wojną zmieniło wszystkich. granice. Niby ich nie ma, a jednak istnieją tak namacalnie jak kamień nagrobny Liz.
"...I'm a member of that group of... outsiders. So... thank you, Roswell... Thank you for... for letting me live among you...Thank you for giving me a home... "

User avatar
piter
Wieczna zrzęda
Posts: 1724
Joined: Thu Aug 07, 2003 2:57 pm
Location: warszawa
Contact:

Post by piter » Thu Oct 16, 2003 2:24 am

hmm.. przypadkiem zajrzalem do tego tematu i rzucil mi sie w oczy moj nick a pozniej Diuna.. i musialem przeczytac wszystko od poczatku. nie zaluje. momentami przechodzil mnie dreszcz... a to raczej rzadki przypadek... w zasadzie pamietam tylko jedna ksiazke przy ktorej szarpaly mna silniejsze emocje.:shock:
/* sprawy techniczne:
chyba najwiekszym mankamentem Legend sa "rozmowy" pomiedzy kolejnymi odcinkami... :roll: to powinny byc dwa oddzielne tematy...
muzyka? calosc przeczytalem sluchajac Nothing Else Matters - chyba nie musze polecac... 8)
*/
samotnosc rodzi szalenstwo lub geniusz, czasem obie te rzeczy jednoczesnie. chcialbym wiedziec cos wiecej na temat JEGO sposobu patrzenia na swiat - w jakich proporcjach te dwa czynniki sie w NIM wymieszaly... czy wierzyl, ze to co robi jest czym wiecej niz jego prywatna wendeta? ze ma jakis wyzszy cel? a moze chcial zalac swiat morzem krwi by razem z NIM umarl z rozpaczy...?

druga, bardzo dla mnie interesujaca kwestia, to w jaki sposob zyskal sobie takie oddanie ludzi, ze granica pomiedzy szacunkiem a czcia sie zatarla...? nie umiera sie za przywodce. umiera sie za idee. jak wygladala ta kosc, ktora rzucil swoim przyszlym legionom, jako obietnice raju..? co sprawilo, ze poszli za NIM siac smierc..?

jezeli bredze, to zlozcie to na karb tej godziny i mrocznego nastroju... 8)
dzien dobry. jestem piter i wszystkich lubie.

User avatar
{o}
o'Admin
Posts: 1665
Joined: Tue Jul 08, 2003 10:31 am
Location: Opole
Contact:

Post by {o} » Thu Oct 16, 2003 3:13 pm

Jeżli nawet bredzisz, to na tle innych twoich wypowiedzi - ta brzmi genialnie :twisted:

No właśnie - czy można umrzeć za przywódcę? Tylko w przypadku, jeśli się go kocha. A czy ta armia go kochała? Czy da się kochać kogoś, kto sam nie kocha?
Dla idei? Czy ON dał im jakąś ideę? Czy może oni sami ją sobie wymyślili, próbując dostrzec motywy JEGO postępowania, o których nigdy nie wspominał?
התשׂכח אשׂה עולה מרחם בן בטנה גם אלה תשׂכחנה ואנכי לא אשׂכחך
הן על כפים חקתיך

comprendo.info - co autor miał na myśli - interpretacje piosenek

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Thu Oct 16, 2003 10:28 pm

Zaraz, a kto powiedział, że ON nie kochał? Jeżeli nie kochał - to dlaczego był taki, jaki był...? Czy można kochać... wspomnienie? Żyć tylko dla tego wspomnienia...?

Leo, znasz Antarian Sky, prawda? Czy postawa Maxa z Twoich legend nie przypomina trochę postawy Liz z AS? W Antarian Sky, w III części zdaje się, padają takie słowa: "-Obudź się, Liz – syknął jej do ucha. – Max nie żyje.(...) -Ja również, Michael". Tylko że Liz nie stała na czele swoich ludzi, tylko obracała się w kręgu snów i obrazów. Godzina 4:34 rano... Nie wiem, dlaczego dopiero teraz zauważyłam to podobieństwo. Może dlatego, że zaczęłam się wgłebiać w Antarian Sky...
Image

User avatar
LEO
Minstrel przy dworze Czasu
Posts: 978
Joined: Fri Sep 12, 2003 7:16 pm

Post by LEO » Thu Oct 16, 2003 11:33 pm

PITER - {O} - Panowie... obaj jesteście niesamowici.

PITER - jak przeczytałam co napisałeś nie mogę w żaden sposób nie zgodzić się z {O}. To wszystko, ta pochlebna recenzja...Książka. To zabrzmiało pięknie, zwłaszcza, że nie ja to powiedziałam :wink: Nie mam chyba aż takich aspiracji, ale niezmiernie się cieszę, że sprowokowałam do dyskusji i boję się tylko, że nie nadążę z odpowiedziami na wszystkie postawione pytania.

Co do "mankamentu" ... nie mogę bez przerwy powtarzać, że mi miło ;) :D, bo to byłoby nudne do przesady. Cieszę się, że tak to widzisz, ale to właśnie te rozmowy pomagają mi pisać i im więcej osób pyta, tym wiecej pomysłów się rodzi. Dlatego wszsytko w jednym temacie. Zawsze mogę wkleić całość jako jeden lub seria następujących po sobie postów. Bardzo się cieszę, że to przeczytałeś również Ty i {o}, który zagościł już w komnatach wcześniej i teraz zaglądnął ponownie. Pytał już o służbę i staram się do tego odnieść w kolejnych legendach, ale staram się też skupiać na w miarę jednolitych tematach, by zachować względną spójność. Wiadomo przecież, że legendy trudno umiejscowić w czasie, zatem np. czy śmierć Liz była przed czy po wybuchy wojny, czy Izabel zmieniła sie po śmierci Liz, czy po rozstaniu z Jesse'm... To niedopowiedzenia, za którymi lub przeciwko którym można argumentować.

Nothing else matters... nothing more to add. ;) PITER. To piękny utwór, ale słuchając go widzę Jego z rękoma splamionymi krwią wrogów, stojącego w miarę możliwości samotnie na polu walki. Chętnie wsłucham się w piosenkę i postaram się napisać coś, co pod nią pasuje.

Walka za idee? Na pewno. napisałam na początku, ze poszli za nim ludzie. Nikt inny. To paradoks. Wiemy kim jest, a raczej kim był. Ale na tym polegał sekret. To, jak go potraktowano wyzwoliło w ludziach uczucie poszukiwania sprawiedliwości, ale najpierw dało okazję do buntu i wyrażenia sprzeciwu. Psychologia tłumu. Każdy szuka okazji by się zbuntować, ale sam sie boi. Wystarczy jedna osoba, która podda myśl. powód, najlepiej walka o sprawiedliwość. jak William Wallace. jak Leto Atryda. Jak wielu innych. Sprawiedliwość była też bronią w walce Robin Hooda. Ludzie lgnęli do kogoś, kto otwarcie się zbuntował a większość chciała wykorzytsać okazję, by najnormalniej w świecie sie odgryźć, pokazać kto silniejszy, zrobić kogoś na szaro czy jakkolwiek to można nazwać. ALE okazało się, że nie na tym polega ta walka i wiele osób zostało zmuszonych do przestrzegania pewnych reguł. Strach jest jedną z metod. Ale bardziej skuteczną, podobną co prawda do lęku, jest szacunek. ktokolwiek by wiedział co On przeszedł jako chłopak kilkunastoletni, co przeszedł wcześniej, zanim się odrodził, wydaje mi się, że nabrałby szacunku. Dlatego, że On był kiedyś ... "normalny", "ludzki". Popełniał błędy ale i tak "zbierał" więcej niż inni. A potem/ Potem znów zwyciężyły idee. Brali udział w walce o niepodległość i zaczynali zwyciężać. Okazało się, że On potrafił dowodzić, przewodzić, prowadzić i wygrywać. Kto nie chce odnosić sukcesów? Kto nie chce być bohaterem?

Piter - absolunie nie bredzisz. Chętnie przeczytam, co twoim zdaniem było tą "kością". Chociaż wydaje mi się, że on nie tyle szukał ludzi i żołnierzy, ile pozwalal im przyłączyć się do siebie, a to zasadnicza różnica. Ktoś, kto z własnej woli do czegoś przystępuje niechętnie też się "wypisuje". Bo to oznaczałoby własną porażkę, a tego nikt nie lubi. A jeśli w dodatku robi się to co się chciało i jest się bohaterem, to...

{O} - dałeś mi dużo do myślenia tym, skąd przywędrowała idea. On ją dał, czy oni ją sobie po prostu "dorobili". Co Twoim zdaniem powinno być pierwsze? Bo przecież trudno powiedzieć, że sie to wyklucza. On chciał się zemścić i obrał sobie cel. Ludzie usłyszeli i sie przyłączyli. Co było najpierw: poznali Go i dowiedzieli się co przeszedł i postanowili mu powmóc i zawalczyć o sprawiedliwość z początku wcale nie myśląc, że przerodzi się to w długoletnią walkę, czy może szukali sposobu, by wzniecić walkę, On go podał i tylko potem potrafił opanować nie tylko sytuację, ale przede wszsytkim tłum?

NAN - Antarian Sky... faktycznie, Liz żyła myślą o smierci Maxa. ALE. :D Ale takich porównań są tysiące. Romeo i Julia chociażby ;) Fakt faktem, że legendy mówią o faktycznej śmierci kobiety, o mężczyźnie, który chociaż ją kochał i mógł ją uleczyć nie zrobił tego, bo ona go o to prosiła, ponieważ była zmęczona całym nagromadzonym bólem, który stał się większy niż łączące ich uczucie. Może też myślała, że Jemu będzie tak łatwiej? Już kilka razy uciekała, by Jemu było łatwiej podejmować decyzje...
Poza tym Antarian Sky, o ile pamiętam, to opoweść o odnalezieniu się, nie o wojnie i zemście. pomija też kogoś, kto zaczął się już pojawiać w legendach.

matko... teraz chyba ja się najdałam jakiegoś szaleju ;)


Ale. Największym kompetmentem dla mnie, są wasze wątpliwości, bo to one tworzą legendy. Dosłownie i w przenośni. Człowiek, który ma wątpliwości, czy coś miało miejsce, zaczyna dopowiadać całość i tak powstają przekazy ustne, które mało kto jest w stanie udowodnić... Ale by były wątpliwości należy wiele przemilczeć, a by powstały kolejne legendy na wiele pytań starać się dać wiele odpowiedzi ;)
"...I'm a member of that group of... outsiders. So... thank you, Roswell... Thank you for... for letting me live among you...Thank you for giving me a home... "

User avatar
piter
Wieczna zrzęda
Posts: 1724
Joined: Thu Aug 07, 2003 2:57 pm
Location: warszawa
Contact:

Post by piter » Fri Oct 17, 2003 1:53 am

LEO, milo mi, ze Tobie jest milo :D

jesli chodzi o Nothing Else.. , to do mnie najbardziej trafija slowa "forever trust in who we are, and nothing else matters". i tak odbieram ta piosenke - jako wyraz niezlomnej woli pozostania soba. musze powiedziec, ze bardzo pasuje mi do wizji Maxa walczacego do konca by nie stac sie NIM. bo mysle, ze chociaz wszyscy widzieli, iz zmienil sie nie do poznania juz w chwile po jej smierci, to dla niego ta chwila rozciagnela sie w cala wiecznosc... i byla wypelniona rozpaczliwym krzykiem... ale nie chce Ci niczego narzucac - sama sobie radzisz lepiej niz dobrze :D
Chętnie przeczytam, co twoim zdaniem było tą "kością". Chociaż wydaje mi się, że on nie tyle szukał ludzi i żołnierzy, ile pozwalal im przyłączyć się do siebie
to prawda, nie sadze, zeby stawal przed cala armia i wyglaszal ogniste przemowy. wydaje mi sie, ze ta "koscia" byl on sam. jego wizerunek sam w sobie stanowil obietnice. dawal do zrozumienia, ze czesc tej "wielkosci" moze splynac na tych, ktorzy sprobuja stac sie jemu podobni. ze beda postrzegani jako czesc wiekszej sily - takiej, ktora kazdy szanuje, albo w najgorszym przypadku boi sie jej.

{o} zadal pytanie czy ON dal ludziom idee. wydaje mi sie, ze nie. swoja postawa dal jedynie do zrozumienia, ze taka idea istnieja - to bylo klamstwo. ale takie, w ktore chce sie wierzyc. ludzie poszli za nim poniewaz chcieli miec swoj udzial w tym czego bez slow, a moze wrecz nieswiadomie, zobowiazal sie dokonac. tak wiec moim zdaniem istnial tylko pozor idei. i nigdy nie powstalo nic wiecej - klamstwo, ze idea istnieje wystarczalo.

ps: LEO... "przekazy ustne"... chyba znowu naloty z Herberta :wink:
to kiedy nastepna czesc? 8)

ps2: {o}, przemilcze Twoj komentarz, bo wolalbym, zeby ten post nie znalazl sie w Miodzio... :twisted:
dzien dobry. jestem piter i wszystkich lubie.

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Fri Oct 17, 2003 7:01 am

Leo, wiesz, miałam nadzieję, że nie wspomnisz o Romeu (Romee/Romeo, co za imię...) i Julii... Śmierć to sztuka na raz. Nie przepadam za tym, przepraszam, jeśli kogoś urażę, ale dla mnie to nieco wyświechtana serwetka, której używa się już ładne kikaset lat. I mówiąc o podobieństwie do AS miałam na myśli... nie to, co oni robili, jak się zachowywali, tylko raczej to, co czuli... Na początku, to znaczy. Wiem, wiem, nie wyrażam się jasno. Może i w końcu napisałabym to, o co mi dokładnie chodzi (po przeprowadzeniu analizy porównawczej obu tekstów :wink: ) ale... co tam.

Aaa... Zaraz, coś mi się przypomniało... wrócili na Antar, więc... co z jego matką? Zaraz, czy to w ogóle była jeszcze jego matka...
Image

Post Reply

Who is online

Users browsing this forum: No registered users and 5 guests