Peachykin tłum. Amara

Finding Ulysses (5)

Poprzednia część Wersja do czytania

"Wow," powiedział Kyle, zszokowany z jaką łatwością Michael przyznał, że kocha Liz. "Czas skruszył to gburowatą powłokę, którą się otaczałeś. W żadnym razie nie przyznałbyś się do tego pięć lat temu."

"Prawda." Westchnął Michael, "Z czasem i kamienne mury się walą, i poza tym tak jak powiedziałeś nigdy nie owijaliśmy w bawełnę. A Liz jest tutaj ... w pewien sposób wolna..." urwał, "Cholera, sam nie wiem."

"Odczekaj trochę, Michael. Z tego co widziałem tej nocy Liz była w takim samym położeniu jak ty. Chyba była od tej nocy. Pomyśl o tym; czy gdyby nie czuła czegoś do ciebie byłaby tam?"

Michael pomyślał przez, ogarnęła go jego wszechobecna niepewność, "Ochrona?" podsunął, "Max nadal jej szuka ..."

"Nie, Paulu Bunyanie*." Sprzeciwił się Kyle, "Nie rób tego."

"Czego mam nie robić?" zapytał zdumiony Michael.

"Tego 'Nie jestem dla niej wystarczająco dobry'. Jesteś i zawsze byłeś. Nie stawiaj jej tak jak Max na piedestale. Stać cię na więcej." Kłócił się Kyle, "Jedyną rzeczą, która może cię odsunąć od Liz, jest twoja paranoja na temat Maxa. Liz zostawiła go z ważnego powodu. I jeśliby ją nawet znalazł żadne słodkie słówka i piękne obietnice nie sprawią, że do niego wróci. Nie chce żyć tak jak zaplanował to Max. Powinieneś się domyślić, szczególnie, że ona jest teraz z tobą."

"Geez, Midget, powiedz co naprawdę o tym myślisz" zażartował Michael, ale w głębi duszy wiedział, że Kyle powiedział tylko prawdę, "Nie powstrzymuj się."

"Nie chrzań," powiedział Kyle. "Tłumiłem to w sobie od odejścia Liz. Budda uczy by przekazywać energię i właśnie to robię."

Michael wiedział, że Kyle mówi prawdę. Nigdy nie owijali w bawełnę. To był jeden z aspektów ich przyjaźni, za tym tęsknił najbardziej. Ale wiedział również, że argumenty Kyle co do Liz mogą być prawdziwe.

"Więc," powiedział Michael chcąc zmienić temat, "Wyjaśnij mi coś."

"Spróbuję " Powiedział Kyle, rozbawiony bezpośredniością Michaela.

Michael podrapał się w brew, "Rozumiem dlaczego ty pomogłeś Liz, ale Isabel? Ona zawsze była lojalna wobec Maxa. Musiała sobie zdawać sprawę jak bardzo go o zaboli."

Kyle westchnął, "Wiedziała, ale sporo rzeczy się zmieniło. Najważniejszy powód? Alexis."

"Liz powiedziała mi to samo." Wyszeptał Michael, do siebie.

"Musisz zrozumieć, że między Liz i Isabel dobrze się układało, ale nigdy nie były ze sobą blisko." Wyjaśnił Kyle.

"No tak. Liz miała Marię ..." zgodził się Michael.

"I ciebie." Wtrącił Kyle, "Nawet kiedy odszedłeś, Liz i Isabel nie zbliżyły się do siebie. Obie cierpiały na swój sposób, Isabel bo straciła brata, a Liz, je powody były bardziej skomplikowane?"

Michael przytaknął, powalając by cisza była tym razem odpowiedzią. Wiedział, że jego odejście zaboli Isabel, ale teraz kiedy o tym usłyszał powróciły wszystkie emocje. Nie żałował, że odszedł, żałował tylko tych wylanych łez.

Kyle kontynuował, "Dopiero kiedy Isabel zaszła w ciążę, ona i Liz bardzo się do siebie zbliżyły. Kiedy Is i ja powiedzieliśmy Maxowi, on był ..."

"Wściekły." Dokończył Michael, "Liz mi powiedziała. Słyszałem, że nieźle mu dokopałeś."

Kyle zaśmiał się na samo wspomnienie, "Nie był to mój najlepszy moment, ale myślę, że sam Budda usłyszawszy to co ja postąpiłby tak samo."

"Kiedyś ty albo Liz będziecie musieli mi o tym opowiedzieć." Powiedział Michael.

"Kiedyś. Może jak Lexi skończy studia, do tego czasu powinno mi przejść." Powiedział Kyle przez zaciśnięte zęby, " Isabel, i sam Max byli zaskoczeni, że Liz stanęła po naszej stronie. Max oczekiwał, że Liz go poprze a stało się inaczej. Odtąd Isabel i Liz były sobie bliskie jak nigdy. Liz nawet pomogła sprowadzić Lexi na ten świat. Na szczęście, bo ja i Max byliśmy kłębkami nerwów."

"Wow." Tylko tyle zdołał powiedzieć Michael. Nie zaskoczył go sam fakt. Liz zawsze była najbardziej opanowana z nich wszystkich, ale mimo to był pod wrażeniem.

"Właśnie." Kontynuował Kyle, "Odtąd były nierozłączne, Liz, Isabel i Lexi. Ten wspólnie spędzony czas pozwolił Isabel zobaczyć małżeństwo brata z zupełnie innej perspektywy, z perspektywy Liz. Is więcej, że sytuacja jest skomplikowana no i trudno było nie zauważyć, że Liz nabrała nowych, czysto Michaelowatych nawyków, przejrzała w końcu na oczy. Zauważyła jak bardzo Liz była nieszczęśliwa.

"Widzisz, macierzyństwo zmienia wszystko, sposób postrzegania życia, świata i ludzi cię otaczających, wszystko to przez jedną małą osóbkę. Stajesz się bardziej skupiony, skoncentrowany, nagle staje się ważne jak wszystko wokół wpływa na twoje dziecko.
"Kiedy Max postanowił, że powinni mieć dziecko, Liz zaczęła się zamykać w sobie. Wychodziła z tej skorupy tylko wtedy, kiedy my byliśmy z nią. Isabel nie mogła tego zignorować. Liz więdła od wewnątrz a Max chciał użyć dziecko jak jakiegoś magicznego kleju, który poskleja rozpadający się związek. Niezbyt dobry powód by mieć dziecko.

"Co przeciążyło szalę dla Isabel?" Michael zapytał, którego bardzo wciągnęła relacja Kyle, był dumny, że jego siostra nie była już zaślepiona miłością do Maxa.

Kyle westchnął ciężko, niepewny czy przemilczeć dalszą część, był pewien, że to naprawdę rozgniewa Michaela, bardziej iż to co usłyszał i czego nie usłyszał od Liz, "Liz przyszła na śniadanie, poprzedniego dnia były urodziny Lexi ... na jej ramionach widać było siniaki. Kiedy w końcu się przełamała opowiedziała nam co się stało. Oczywiście to był Max, chciał wymusić na niej zgodę, trochę zbyt mocno."

Michael zacisnął zęby kiedy w jego umyśle pojawił się obraz Liz szarpanej przez Maxa, "Wiem" mruknął, "Powiedziała mi."

Kyle westchnął z ulgą. Słyszał złość w głosie Michaela, ale cieszył się, że to Liz mu o tym powiedziała, "Po tym Liz nie mogła z nim zostać. Isabel i ja wiedzieliśmy, że będziemy tęsknić, ale nie mogliśmy jej nie pomóc? Liz umierała na naszych oczach a Max chciał mieć dziecko? Nawet miłość do brata nie mogła powstrzymać Isabel."

"Cieszę się, że to zrobiła." Powiedział Michael z wdzięcznością.

"Ja też." Powiedział Kyle, "Więc, Liz do nas dzwoni kiedy zatrzymuje się gdzieś na dłużej, a my wysyłamy jej zdjęcia Lexi. Bardzo tęsknimy, ale lepiej by była daleko niż z Maxem. I jestem pewien, że Isabel poczuje się lepiej kiedy dowie się, że Liz jest z tobą.

"A Max?" zapytał Michael.

"Obaj chyba wiemy, że Max się nie podda. On nadal wierzy, że wszystko można naprawić, bo on tak chce. Nie docierają do niego żadne argumenty" powiedział Kyle zrezygnowanym tonem.

Michael wiedział, ze to prawda, ale cos musi go przekonać, "Nawet rozwód?" zapytał.

"Zdaje się, że dowiemy się tego dopiero kiedy Liz złoży wniosek, prawda?" odpowiedział Kyle.

"Zrobi to." Powiedział stanowczo Michael, chociaż nie był pewien skąd się u niego wzięła ta pewność.

Kyle zaśmiał się, "Jesteś o tym przekonany, Michael. Wiesz coś czego my nie wiemy?"

"Ona go nie kocha, Kyle." Powiedział Michael, odnajdując odpowiedź. Widział to zeszłej nocy, słyszał w jej głosie kiedy mówiła o nim. Po Maxie pozostał tylko ból.

"Jasne.... Ona kocha ciebie." Powiedział Kyle bez ogródek.

Michael zakrztusił się słysząc słowa Kyle'a. Co innego marzyć, o miłości Liz, ale usłyszenie to od kogoś innego wprawiło go w zakłopotanie, "Ja ... uch ... muszę kończyć, Kyle."

Kyle zaśmiał się. "Jasne. Uciekaj przed miłością, Guerin...Joyce...jakkolwiek się nazywasz."

Michael warknął, " To ona przyszła do mnie." Powiedział bez zastanowienia.

"Um, jasne Michael, możemy o tym podyskutować." Odparował Kyle, "Liz mogła zerwać z nami wszelki kontakt. Mogła odejść tak jak Maria .... i ty, ale tego nie zrobiła. Poszła w świat by odnaleźć siebie i jakimś cudem znalazła się u ciebie. To nie jest zbieg okoliczności."

"Ta, Ta." Michael przewrócił oczami, "Karma, i te sprawy. Wiem."

"Nie bluźnij, przyjacielu." Sprzeciwił się Kyle, "Jest jakiś plany, ustalony tam na górze, czy tego chcesz czy nie. Liz jest z tobą z jakiegoś powodu. A twoim zadaniem jest dowiedzieć się co to za powód, i zaakceptować go."

Michael znowu mruknął, nie chciał przyznać przed samym sobą, że Kyle znowu ma rację, "Słuchaj naprawdę muszę już kończyć, nie chcę żeby Liz się dowiedziała, że zabrałem jej notes z adresami.

Kyle zaśmiał się, "Co? Ciężko się pozbyć pewnych nawyków?"

"Na to wygląda." Michael zaśmiał się, a potem westchnął, "Chciałem tylko, żebyście wiedzieli, że u nas wszystko jest porządku,"

"Albo wkrótce będzie." Dodał Kyle.

"Nie przeciągaj struny hobbicie." Ostrzegł Michael.

"Nie musisz się denerwować, Gumisiu." zażartował, " Zadzwoń wkrótce? Moja żona na pewno będzie chciała z tobą pogadać, nakrzyczeć na ciebie albo cokolwiek. Wszyscy tęsknimy. Nawet Max."

"Zadzwonię." Powiedział Michael, powiedział szybko Michael spoglądając na zdjęcie Alexis, "Daj mi jeszcze Lexi na chwilę."

"Jasne." Kyle odłożył słuchawkę i zawołał córkę.

Michael słyszał jak dziewczynka wbiega do pokoju i szybko podnosi słuchawkę, "Czego chcesz wujaszku?"

"Ja ... uh ... chciałem się tylko pożegnać i powiedzieć żebyś słuchała tatusia. To nie jego wina, że tak wygląda, ale wie co mówi." Powiedział Michael.


Lexi zachichotała, "Mamusia też mi tak mówi."

Michael zaśmiał, 'Twoja mamusia zawsze była mądra, ale nie mów jej, że to powiedziałem. Nie chciałbym, że woda sodowa uderzyła jej do głowy."

Lexi znowu zachichotała, "Mówisz tak jak tatuś."

Michael złapał się za boki, jej anielski śmiech był zaraźliwy. "Może ty, mamusia i tatuś odwiedzicie mnie."

"I ciocię Liz?" dodała Lexi.

Michael był zaskoczony, że Lexi wiedziała, że Liz jest z nim, ale nadal odkrywał jak niezwykłym dzieckiem jest Alexis James, "Um... Tak... Ciocię Liz. Uh... Lex? Nie wspominaj wujkowi Maxowi, że ciocia jest u mnie."

"Oh wiem." Powiedziała Lexi stanowczo, "Dotrzymam tajemnicy."

"Dobrze." Michael odetchnął, myśląc, że to jeden z wielu sekretów, jakie Lexi musiała ukrywać w swoim krótkim życiu. Żałował, że na takim małym dziecku ciąży taka odpowiedzialność.

"Wujku Grumpy? Dasz cioci całusa ode mnie?" zapytała słodko.

Michael był zaskoczony prośbą Lexi i słyszał śmiech Kyle, "Uh... jasne, Lex." odpowiedział.

Lexi zaraziła się śmiechem ojca, "Tatuś jest dziwny." skomentowała.

"Zawsze taki był." Powiedział Michael.

"Dobrze, pa wujaszku." Powiedziała Lexi, "Koffam cię."

Michael czuł, że serce podchodzi mu do gardła, ale zdołał odpowiedzieć, "Ja też cię kocham Lexi" jego głos przepełniony był emocjami, "Pa."

Odłożył słuchawkę, i spojrzał na zdjęcie Lexi, obraz się rozmazał kiedy poczuł pod powiekami łzy.

"Więc jak się ma nasz maluch? Zapytała cicho Liz.

Michael podniósł głowę i zobaczył ją stojącą w drzwiach. Jej włosy związane były w niedbały kucyk, za duża koszulka hokejowa kończyła się tuż nad kolanami.

Szybko wytarł łzy, starając się je ukryć, "Jest niesamowita" powiedział z dumą w głosie.

Oczy rozszerzyły się w szoku kiedy zauważył, że został przyłapany na gorącym uczynku. "Uch ... Liz przepraszam ... chciałem tylko żeby wiedzieli ...." wykrztusił.

Liz uniosła dłoń, uśmiechając się, "Nic się nie stało. I tak miałam do nich zadzwonić a poza tym trudno się oprzeć Lexi" Powiedziałam wskazując na zdjęcie, które wciąż trzymał Michael. Wzruszyła ramionami, " Poza tym przyzwyczaiłam się już do tego, że wykradasz mi różne rzeczy. Dziennik. Notes z adresami ... nic się przed tobą nie ukryje."

Michael uśmiechnął się chytrze, zdając sobie sprawę i racji miała Liz, i wstał ze stołka, "Rozmawiałem z Kylem. Isabel była w pracy."

"Jak poszło?" zapytał Liz i udała się na poszukiwania kubka na kawę.

Michael pozwolił jej szukać, wiedząc, że jeśli będzie chciała tu z nim zostać, będzie musiała poznać to miejsce. "Jak tylko Lexi przestała przeklinać? Całkiem nieźle. To nadal ... Kyle."

Liz zaśmiała się, wiedząc, że Kylowi czasami trudno się powstrzymać szczególnie przed jego niemożliwą córką. Znalazła kubki, ale westchnęła i spojrzała na wysoką półkę, zapominając, że mieszka z olbrzymem.

Michael uśmiechnął się do niej i sięgnął po kubek, i przygotował kawę taką jaką lubiła; śmietanka, bez cukru. "Położę je gdzieś indziej. Zapomniałem już jak się mieszka z takim mikrusem.

Liz uderzyła go w ramię i wzięła kawę. Michael potarł ramię i wyszedł z pokoju. Chciał przeprowadzić pewien eksperyment; musiał zobaczyć na własne oczy to o czym opowiedział mu Kyle.

"Od kiedy interesujesz się hokejem?" zawołał kiedy znalazł odpowiednią płytę.

Liz spojrzała na swój strój i zdała sobie sprawę, że została nakryta, "Ktoś usiał przejąć pałeczkę po twoim odejściu, w przeciwnym razie hokej zniknąłby z naszego domu." Powiedziała mu. "Poza tym ma działanie terapeutyczne. Strawa dla ciała, ducha i okazjonalnie jakaś bijatyka."

Michael zaśmiał się starając wyobrazić sobie Liz oglądającą mecz z takim entuzjazmem jak i on to robił. Włączył wieże i wrócił do kuchni by przyłączyć się do Liz. Był bardziej niż zaskoczony kiedy zobaczył Liz poruszającą się w rytm melodii, i podśpiewującą pod nosem wersety Whiskey In The Jar...

"A niech mnie." Wymamrotał Michael. Kyle miał rację. Ale zapomniał wspomnieć jak seksownie to wygląda. A może przemilczał ten fakt naumyślnie. I to ma być przyjaciel.

Zaskoczony, usiadł obok Liz spojrzał na nią. Patrzył jak jej usta poruszają się, do czasu gdy zauważyła, ze jest obserwowana. Spojrzała na niego i zarumieniła się.

"Metallica?" zapytał, sącząc kawę.

Liz wyprostowała się na krześle, "Tyle się tego nasłuchałam gdy mieszkaliśmy razem. Wciągnęło mnie. Skoro ty mogłeś słuchać Billego Hollidaya czy Milesa Davisa ja mogłam docenić geniusz metalu. To się nazywa poszerzanie horyzontów."

"Dobre wytłumaczenie." Przytaknął Michael, "Na pewno nie będę narzekał, chociaż niektórzy mogą nie zrozumieć skąd ta nagła zmiana gustu."

Liz potrząsnęła głową i przewróciła oczami, "No wiesz, ile można słuchać Mobyego czy Counting Crows zanim pęknie ci głowa."

Michael zaśmiał się, "Nie będę się spierał." Pewnie kiedy Max i Liz pobrali się, on liczył, że Liz dostosuje się do jego gustów.

Wyczul, że rozmowa o Maxie to nie dobry sposób na rozpoczęcie dnia, więc zmienił temat, "Dobrze spałaś?"

Liz przytaknęła, "Nie spałam spokojnie odkąd ty ... od bardzo dawno. No i łóżko było wygodne i wiatrak też pomógł."

"To dobrze." Powiedział Michael, starając się zignorować potknięcie Liz. Nie spała spokojnie odkąd odszedł. A samo wspomnienie wiatraka przywołało obraz jej miękkiej skóry i ciemnych włosów rozrzuconych na poduszce, "Uh..." załamał mu się głos, "Ciężko jest się przyzwyczaić do tego gorąca."

"Nawet nie zauważyłam." Zapewniła go. I była to prawda.

Nigdzie nie czuła się tak jak tu, i nawet upał panujący w Dolinie Śmierci nie przeszkodziłby jej w zaśnięciu. Nie wspominając już o snach, których wspomnienie wywoływało rumieńce na jej policzkach. Postanowiła nie wspominać Michaelowi, że kiedy obudziła się rano, była rozczarowana, że ta delikatna bryza owiewająca jej plecy, powodowana była przez wiatrak a nie jego oddech.

"Mam nadzieje, że nie psuję twojej porannej rutyny? Zapytała, starając się wyrzucić z umysłu myśli o Michaelu, sypialni, i Michaelu w sypialni. To było zbyt niebezpieczne.

Michael zaprzeczył, "Nie. Znaczy normalnie o tej porze maluję, ale przez ostatnie tygodnie nie namalowałem nic nowego. Chyba utknąłem."

"Dlaczego?" zapytała Liz, była wyraźnie zaciekawiona co można blokować natchnienie Michaela.

Michael wzruszył ramionami, "Nie wiem. Brak weny, myślę." Westchnął, "Tak czy siak, Miriam nie będzie zadowolona."

"Miriam?" zapytała Liz, zaskoczona gdyż poczuła ukłucie zazdrości. Jasne, Michael mówił, że nie związał się z nim przez te lata, ale to nie znaczy, że się z nikim nie spotykał. Działał powoli. Ale dlaczego wcześniej o niej nie wspomniał?

Michael nie pomógł powstrzymać uśmieszku zadowolenia kiedy usłyszał w głosie Liz nutkę zazdrości. Może jednak Kle się nie mylił. Nawet jeśli go nie kochał, nie podobała jej się możliwość, ze on może się z kimś spotykać.

"Miriam, jest właścicielką galerii, w której wystawiam swoje prace." Wyjaśnił." To jedna z przyjaciółek Sweet'a."

"Oh." Powiedziała Liz, lekko zawstydzona, ale niezdolna ukryć ulgi w głosie, "Ale widziałam przecież twoje prace. Nie masz ich wystarczająco dużo?"

"Mam." Powiedział Michael, "Ale wystawa jest za miesiąc i obiecałem Miriam coś świeżego."

"I nic nie wychodzi?" zapytała Liz.

Michael potrząsnął głową, "Nie będzie jakoś wybitnie zła. Weźmie to co mam i sprzeda wszystko ale ona chce .... żebym się rozwijał."

Liz wzięła łyk kawy, starając się przeanalizować słowa Michaela. Michael uśmiechnął się, Liz zawsze znajdywała rozwiązania. Wiedziała, że nie wszystko da się naprawić, a nie szkodziło spróbować.

"To oczywiste, z tego co widziałam kochasz Nowy Orlean. Malujesz ją tak jak ją widzisz, jak damę. Jesteś, albo byłeś nią zafascynowany." Stwierdziła.

"Kiedy Sweet nauczył mnie jak na nią patrzeć, potem nie mogłem już przestać." Zgodził się Michael.

Liz postawiła kubek na stole i usiadła przed nim, :Może musisz tylko znaleźć jakiś inny temat, który cię pociąga i namalować go. Co jeszcze kochasz?"

Michael z trudem przełknął kawę, "To jest podchwytliwe pytanie" pomyślał. Obiekt zainteresowań siedział przed nim. Ale nie mógł jej tego powiedzieć. Jeszcze nie teraz. Sytuacja nadal była niepewna, i chociaż było mu ciężko musiał mieć pewności jeśli miał zaryzykować własnym sercem.

Ale mógł przynajmniej sprawdzić na czym stoi. Przysunął się do Liz, która nadal sączyła kawę. "Dam ci znać kiedy coś znajdę." Wyszeptał.

Tym razem to Liz z trudem przełknęła a Michael znów chciał zobaczyć jak zamykają się jej oczy kiedy czuje jego oddech na swojej szyi. Odwróciła głowę by spojrzeć mu w oczy, chciała przerwać tę chwilę pokusy, ale napotkała jeszcze większą. Jak miała dotrzymać obietnicy i odkryć kim jest, kim był i kim stał się Michael, kiedy widziała tylko jego ciemne karmelowe oczy, i usta które aż się prosiły by złożyć na nich pocałunek. Boże, te usta, które wiele lat temu obudziły w niej chęć do życia na wolności, teraz były tak blisko jej własnych.

Czy nie czekała na tę chwilę odkąd Michael odszedł?

Musiała na niego spojrzeć. Cholera musiała patrzeć na niego tymi swoimi brązowi oczami, w których głębi można utonąć. Pokusa pojawiała się pod wieloma postaciami, ale żadna z nich nie kusiła tak jak jej usta, czekające, zapraszające, będące tak blisko jego ust.

Czy nie czekał na tę chwilę odkąd odszedł?

~*~

* Paul Bunyan – legendarny olbrzym drwal



Poprzednia część Wersja do czytania