roswell.pl - polski wortal roswelliański. Wszystko o serialach Roswell a także Lost, nowości, fan-fictions, multimedia, tętniące życiem Forum, a także szczypta informacji o UFO.


CRAZY - TRANSKRYPT POLSKI

Zobacz także:[Opis]   [Transkrypt - Eng]   [Transkrypt - Pl]   [Napisy]   [Co sądzisz?]

[Odcinek zaczyna w kuchni Crashdown, gdzie Michael gotuje. Jest tam również Liz i Maria.]

Michael: Normalni ludzie nie lubią zimnego jedzenia. Mam dość przewracania kotletów.

[Max i Isabel wchodzą do Crashdown.]

Liz[do Marii.]: Mogłabyś? [chodziło jej o to czy Maria mogłaby zanieść jedzenie stolikowi, który go zamawiał.] Do piątki.

[Liz podchodzi do Maxa, obok którego stała Isabel i zaczynają się całować. Obserwuje to Maria i Michael z oddali.]

Maria: My nie możemy.

Michael: Czego?

Maria: Zachowywać się jak para, całować się, obejmować, ekscytować dotykiem.

Michael: Przereklamowane.

Liz[do Maxa.]: Może zdążymy na seans o 7.35.

Isabel[do Maxa.]: Dopiero przyszliśmy.

Max: Chcieliśmy iść do kina.

Liz[do Marii.]: Zastąpisz mnie?

Maria: Idź.

Liz: Dzięki.

Maria: Chociaż ty się zabaw.

Michael: Dziecinada. [po chwili.] Szukają miejsca żeby się pościskać. My mamy moje mieszkanie.

Isabel: Wezmę specjalność kuchni.

Michael & Maria: Zamykamy.

[Max i Liz całują się w jeepie w jakimś lesie.]

Liz: Nie żałujesz kina?

Max: Ten film i tak miał złe recenzję.

[Ktoś podbiega do jeepa i świeci w Maxa i Liz latarką.]

Topolsky: Wszyscy jesteście w niebezpieczeństwie.

Max: O czym pani mówi?

Topolsky: Zachowujcie się normalnie.

Max: Jesteśmy normalni.

Topolsky: Śledzą mnie, nie ufajcie nikomu, skontaktuje się z wami.

[Topolsky odbiega od samochodu.]

Liz: Topolsky.

[Rozpoczęcie odcinka piosenką Dido "Here With Me".]

[Michael i Maria całują się w mieszkaniu Michaela na kanapie.]

Michael: Maria.

Maria: Michael. [po chwili.] Max.

Michael: Co?

[Michael odwraca się w stronę drzwi i widzi Liz, Maxa, Alexa i Isabel.]

Michael: Co tu robicie?

Isabel: Topolsky wróciła.

Liz: Byliśmy w Buckley Point, niemal nas zaatakowała.

Maria: Mieliście być w kinie.

Liz: Film miał złe recenzję.

Max: Powiedziała, że grozi nam niebezpieczeństwo i żebyśmy zachowywali się normalnie.

Alex: Normalnie jak kosmici czy normalnie jak ofiary nagonki?

Michael: To może być pułapka.

Liz: Była naprawdę przestraszona. Ja jej wierzę.

Michael: Przypomnę ci, że wtedy też jej uwierzyłaś.

Alex: Ciekawe co byś mówił, gdybyśmy z Liz jej nie zdemaskowali.

Isabel: Uspokójcie się.

Alex[do Liz.]: Myślisz, że naprawdę chciała nas ostrzec?

Liz: To nie była ta sama kobieta. [po chwili.] Kiedy mówiła miałam wrażenie, że równie mocno co o nas boi się o siebie.

Alex: Powinniśmy się z nią spotkać.

Michael[trochę zdenerwowany.]: Nie. Postanowiła zmienić taktykę. Chce nas wystraszyć, żebyśmy szybciej przyznali się kim jesteśmy. Za nic nie powinniśmy jej ufać.

Max: Tak czy owak nie zaszkodzi przychylić się do jej rady. Zachowujemy się normalnie, nie wypowiadamy słowa obcy, mogą nas obserwować. Schowajmy to u ciebie, tu będzie najbezpieczniej. [Dał mu kamień, który znalazł z Liz.]

Maria[po chwili.]: Nie mogę uwierzyć że ta baba tu jest. Myślałam, że już po wszystkim.

[Tymczasem w szkole na ławce siedzi Alex i Isabel, działo się to w przerwie na lunch.]

Alex: Widziałaś? Liz i Max, Michael i Maria?

Isabel: Trudno nie zauważyć. Robią to bez przerwy.

Alex[po chwili.]: Abstrahując od całowania się, miło jest mieć kogoś kto cię zrozumie. Z kim będą łączyć cię więzy przyjaźni ale też… [Alex nie kończy, gdyż nadchodzi Tess.]

Tess: Mogę się przysiąść?

Alex: Byliśmy w trakcie rozmowy.

Isabel: Jesteś tą nową?

Tess: Nie chcę wam przeszkadzać.

Isabel: Siadaj.

[Tess się przysiada do stolika Alexa i Isabel.]

Tess: Na imię mi Tess.

Isabel: Isabel, a to Alex.

Alex[po chwili.]: Witaj w Roswell.

Tess: Nie cierpię tych pierwszych dni w nowej szkole.

Isabel: Zdarzało ci się już?

Tess: Tylko ze sto razy. Wszyscy są wtedy tacy mili.

Alex: To źle?

Tess: Facet jest miły, bo chce mnie poderwać a dziewczyna, bo się boi że ja poderwę jej faceta. Pewnie to znasz?

Isabel: Może więc poszukać wartościowszego faceta.

Tess: Takiego co wiele gada o przyjaźni a kiedy tylko nadarzy się okazja ciągnie cię do pokoju sprzątaczki.

Isabel: U nas jest składzik.

Tess: Dzięki za informacje.

Isabel[po chwili.]: Ja też tak lubię.

Tess: Nie znoszę ludzi, którzy używają słodziku. Nic nie może być zbyt słodkie. Nie uważasz?

Isabel: Pokaż swój plan zajęć, może mamy jakieś wspólne?

[Tymczasem w domu Evansów Michael pyta się Maxa o radę w sprawie Marii.]

Michael: Znów nie wystarcza jej to co jest. Chce więcej.

Max: Masz na myśli…?

Michael: Gdyby chodziło o to nie byłoby mnie tutaj. Zapatrzyła się na ciebie i Liz.

Max: A ty?

Michael: Chcę żeby czuła się szczęśliwa. Masz mi powiedzieć jak to zrobić.

Max: Tego nie można się wyuczyć.

Michael: Mówię poważnie. [po chwili.] Dziś zamiast ze mną do składziku poszła do klubu przyjaciół Francji. Co to do cholery ma być?

Max: Musisz być bardziej romantyczny. [po chwili.] Kiedy siedzicie u ciebie niech czuje, że jest jedyna.

Michael: Zwykle innej tam nie ma.

Max: Więc pierwszy krok za tobą. Zabierz ją w jakieś miłe miejsce i… uwielbiają niespodzianki. Drobiazgi, karteczka w szafce, kwiatek bez okazji.

[Nadchodzi Tess.]

Tess: Cóż za znajomość kobiecej psychiki. [po chwili.] Mów dalej to ciekawe.

Max: Kim jesteś?

[Nadchodzi i Isabel również.]

Isabel: Moją przyjaciółką.

Michael: Ja jej tam nie znam.

Isabel: Michael więcej ogłady.

Tess: Sama tego chciałam. Jestem Tess.

Isabel: To mój brat Max i przyjaciel Michael. Trzymaj, zaraz przyjdę [dała jej napój.]

Tess: Nie zapomni o cukrze.

[Tess odeszła, pozostali w kuchni Max, Michael i Isabel.]

Isabel[po chwili.]: O co chodzi? Pomogę jej się zaasymilować.

Michael: Łatwo ci pójdzie. Żeby tylko nie okazała się wtyczką jak Topolsky.

Isabel: To nowa uczennica.

Max: Dla nas jest obca.

Isabel: Przecież nie zwierzę się jej z naszych tajemnic. [po chwili.] Chyba mieliśmy się zachowywać normalnie? Niezły początek.

[Isabel idzie z powrotem do Tess.]

[Tymczasem do Crashdown przyjeżdża dostawca kwiatów z pięknym bukietem róż. Jest tam również Maria i Liz.]

Dostawca[do Marii.]: Kwiaty dla jednej z kelnerek.

Maria: De Luca?

Dostawca: Liz Parker.

Maria: Daj.

Dostawca: Ty jesteś Parker?

Maria: Nie wyglądam na taką co dostaje kwiaty?

Dostawca: Masz napisane Maria.

Maria: Dawaj, bez napiwku.

[Wzięła mu te kwiaty i dostawca się zmył.]

[Maria podchodzi do Liz.]

Maria: Julio, kwiaty od Romea.

[Maria patrzy się na Liz, która bierze karteczkę i chcę ją otworzyć ale widzi Marię.]

Maria[po chwili.]: Proszę, tak mi tego brakuje.

Liz[po przeczytaniu kartki.]: Jest taki romantyczny. To restauracja, w której mieliśmy pierwszą randkę. Co dzień wydaje mi się cudowniejszy.

Maria: Chłopak cud.

[Liz dojeżdża do Senor Chow's, Max się chciał tam z nią spotkać.]

Kelnerka[do Liz.]: Ile osób?

Liz: Dwie.

[Tymczasem przestraszona Topolsky siada szybko na siedzeniu naprzeciwko Liz i zaczyna do niej mówić.]

Topolsky: Zachowuj się jakby nigdy nic, tylko tak uda nam się przez to przejść.

Liz: Nie zrobiliśmy nic złego.

Topolsky: Albo będziemy się tak bawić, albo posłuchasz mnie i uratujesz nam wszystkim życie. [po chwili.] Mądra dziewczynka. Wiedziałam, że cię przekonam. [po chwili.] Nie wiedzą, że tu jestem.

Liz: Oni, to znaczy kto…?

Topolsky: Moi zwierzchnicy.

Liz: F.B.I.?

Topolsky: To bardziej skomplikowane. [po chwili.] Sporo się dowiedziałam, widziałam rzeczy, w które nikt by nie uwierzył. Czasami sama w to nie wierzę.

Liz: Gdzie pani była?

Topolsky: W piekle i przychodzę was ostrzec. Mają tam łowcę, łowcę kosmitów. Ukrywa się głęboko w strukturach FBI, nawet prezydent i dyrektor biura wiedzą tylko tyle ile muszą. Ten człowiek nie ma zwierzchników i nie spocznie dopóki nie znajdzie tego kogo szuka.

Liz: To znaczy?

Topolsky: Maxa Evansa… I wszystkich związanych z nim osób. Na jego liście widnieje cała wasza szóstka. Musisz mi wierzyć.

Liz[po chwili.]: Wierzę.

Topolsky: Liczyłam na to. Nie mogą zobaczyć nas razem. Jutro o ósmej wieczorem przed kinem powiem wam więcej.

[Liz widzi Maxa następnego dnia w szkole na korytarzu. Max wyczuwa, że jest coś nie tak.]

Max: Co się stało?

Liz: Widziałam się wczoraj z Topolsky.

Max: Umówiłaś się z nią?

Liz: Myślałam, że to ty…

Max: Oszukała cię?

Liz: Przestań.

Max: Nie widzisz co ona robi?

Liz: Powinniśmy jej zaufać.

Max: Nikt z nich nie chcę nam pomóc.

Liz: To już nie chodzi tylko o was. Na tej liście jesteśmy też Maria, Alex i ja.

Max: Jakiej liście.

[Cała paczka spotyka się w wyznaczonym miejscu{w tym samym, gdzie spotykali się Max, Michael i Isabel w odcinku Toy House.} żeby przedyskutować sprawę o Topolsky.]

Alex: Więc w końcu jej odbiło?

Liz: Była przerażona. Nie widziałam żeby ktoś tak się bał.

Alex: To popatrz na mnie.

Michael: Nie rozumiecie? Właśnie o to jej chodzi. Nastraszyła was a teraz czeka aż wydacie nas w łapy FBI.

Liz: Nie chodzi o nas czy o was. Teraz zdecydujemy w szóstkę.

Isabel: Nie mamy o czym decydować. Nikomu nie zaufamy a jeśli myślisz, że wiesz co możemy czuć… [Isabel nie kończy.]

Max: Wszyscy stoimy nad przepaścią.

Isabel: Jeśli ten łowca istnieje myślisz, że na kogo poluje?

Michael: Nie ma żadnego łowcy, naprawdę nie czujecie że to pułapka?

Maria: Najlepiej zagłosujmy czy mamy się z nią spotkać.

Alex: Powinniśmy jej wysłuchać.

Isabel: Moim zdaniem nie.

Max: Zgadzam się z Isabel.

Michael: Moje zdanie znacie.

Liz: Jeśli, któremuś z was coś się stanie… Wysłuchajmy jej, potrzebujemy ochrony.

Michael: Pięknie, więc mamy 3 do 3.

Maria: Nie, moim zdaniem nie powinniśmy iść. Bez waszej zgody nie mamy prawa rozmawiać z nią na wasz temat.

Michael: Czworo na dwoje nie idziemy.

[Alex odchodzi, odrobinkę zdenerwowany. Za nim idą Liz i Max, z nimi Isabel. Zostają tylko Michael i Maria.]

Michael: Dzięki za poparcie.

Maria[po chwili.]: Chce tylko żeby już było po wszystkim.

[Topolsky czeka obok kina na Liz ale Liz nie przychodzi. Nagle ktoś ją speszył.]

[Tymczasem Valenti wchodzi do swoje biura, późno w nocy i widzi, że ktoś na niego czeka w ciemności.]

Valenti[po chwili.]: Nawet się pani nie pożegnała. Wszystko w porządku?

Topolsky: Nigdy już nie będzie w porządku.

Valenti: I przyszła mi to pani powiedzieć?

Topolsky: Przyszłam bo nie chcą mnie wysłuchać.

Valenti: Kto?

Topolsky: Max, Liz… żadne z nich.

Valenti: Więc przyznaje pani, że FBI szpieguje te dzieciaki.

Topolsky: Dużo gorzej.

Valenti: Chyba potrzebuje pani drinka. Może gdzieś…?

Topolsky: Nie. Cała sprawa musi pozostać w tajemnicy.

Valenti: Jaka sprawa?

Topolsky: Myślał pan, że zabicie Hubbla przejdzie bez echa?

Valenti: Co pani o nim wie?

Topolsky: Jeden z tych ufo-maniaków. W czasie konwentu odkrył prawdę o Maxie. Dlatego pan go zabił. Pan też i chroni, prawda?

Valenti: O czym do diabła pani mówi?

Topolsky: Kiedy mnie zdemaskowali wysłano mnie do Waszyngtonu. Tam dowiedziałam się o wydziale specjalnym. O łowcach kosmitów.

Valenti: W łonie FBI?

Topolsky: W końcu to ja pierwsza miałam bezpośredni kontakt z obcym. Przez cały miesiąc byłam przesłuchiwana przez szefa wydziału. Nazywa się Pierce. Po tym co zrobił ze mną wolałabym nie siedzieć w skórze jego wroga. Na koniec powiedział mi, że zostanę tam na zawsze. Do wydziału można tylko wejść.

Valenti: Sama elita. Więc o co chodzi?

Topolsky: O to, że zabijają ludzi i nikt nie może ich powstrzymać. Dlatego właśnie nie zostałam jedną z nich.

Valenti: Skoro myślą, że Evans jest kosmitą czemu go nie zgarną?

Topolsky: Z tych samych powodów, dla których pan tego nie zrobił. Brak dowodów, strach, a nie jest sam.

Valenti: Zbyt to wszystko naciągane.

Topolsky: Pańskie nazwisko też jest na tej liście. Chcę ocalić panu życie, ale jeśli pan nie chcę…

[Topolsky chce już wyjść ale Valenti ją zatrzymuje.]

Valenti: Zaraz. [po chwili.] Może mogę jakoś pani pomóc?

Topolsky: Mówiłam, jest już za późno. A jeśli chcę się pan przekonać proszę spróbować dowiedzieć się co zrobili Stevensowi gdy chciał się wycofać. Pierce uczynił z niego przykład dla innych, w wielu kawałkach. [po chwili.] Proszę sprawić żeby mi zaufali.

[Tymczasem Topolsky wychodzi a Valenti postanawia zadzwonić do Stevensa.]

Operator: Federalne Biuro Śledcze, słucham.

Valenti: Proszę o połączenie z agentem Stevensem.

Operator: Przykro mi ale… agent Stevens już dla nas nie pracuje. Zechce pan porozmawiać z kimś innym?

Valenti: Nie, dziękuje.

[Valenti odkłada słuchawkę i dzwoni do Stevensa do domu. Odbiera kobieta.]

Valenti: Proszę wybaczyć późną porę, ale muszę porozmawiać z Johnem.

Kobieta: Kto mówi? Czemu pan nie wie? Mój mąż nie żyje. Dlaczego wszystkim nie powiedzieli?

Valenti: Przykro mi.

[Tymczasem w Crashdown Michael gotuje. Jest tam również Maria i Liz.]

Maria: W której galaktyce jest teraz mój stek zaćmienie?

Michael: Zależy od fazy.

Maria: Czekam już 10 minut.

Michael: Zaćmienia nie przyśpieszysz.

[Podchodzi Liz.]

Liz: Zamawiam kosmo-parówkę.

Michael: Za dużo tego. Daj im pierścienie Saturna, na chwilę się zamkną.

Maria: Typowe.

Michael: Co?

Maria: Twoja reakcja. Nie możesz podać klientowi co zamówił, więc podajesz byle co żeby tylko mieć go z głowy.

Michael: O co ci chodzi?

Maria: O to, że ja nie przyjmę żadnych pierścieni Saturna. Chcesz mnie mieć to sobie zasłuż.

Michael: Nie będę skautem zdobywającym sprawności.

Liz: Zauważyliście może, że w lokalu pełno jest wygłodniałych klientów?

Michael: Co robicie dziś z Maxem?

Liz: Zostajemy w domu.

Michael: Mieliśmy się nie ukrywać.

Maria: I co?

Michael: Powinniśmy gdzieś wyjść w czwórkę. [Liz i Maria są zdziwione.] Jeśli ktoś nas obserwuje nie będzie nic podejrzewał. Hot Dog.

Maria[po chwili.]: Myślałam, że nie uwierzyłeś Topolsky?

Michael: Zazdrościsz Maxowi i Liz?

Maria: Myślałam, że spróbujemy sami.

Michael[po chwili.]: Metoda małych kroczków. [po chwili, gdy zauważył, że kotlety mu się spaliły.] Nie cierpię tego.

[Scena przenosi się do UFO Center, gdzie Valenti przyszedł odwiedzić Maxa.]

Mężczyzna: 2 pielęgniarki ze szpitala w Roswell kończyły właśnie swoją zmianę kiedy zobaczyły oślepiający błysk.

Valenti: Dziwny gość. [po chwili.] Nie chciałem cię przestraszyć.

Max: Nie przestraszył pan.

Valenti: Sporo obcych się tu kręci.

Max: Jak co dzień.

Valenti: Uważaj na nich.

Max: Nie rozumiem.

Valenti: Mówię o tych szaleńcach napchanych różnymi teoriami spiskowymi. [po chwili.] Jak Hubble.

Max: Więc nie powinienem im wierzyć?

Valenti: Powinieneś być ostrożny. [po chwili.] Roswell przyciąga różnych typów. Nigdy nie wiadomo kto jest twoim przyjacielem. Weź na przykład mnie, reprezentuje prawo. Nastolatki często mają mnie za wroga, który tylko czeka żeby dobrać się im do skóry. Z drugiej strony jednak moim zadaniem jest ich chronić, tak jak was tamtej nocy z Hubblem. Nagle mogę się okazać jedyną osobą, której mógłbyś zaufać.

Max: Dam sobie radę.

Valenti[po chwili.]: Jeśli ktoś będzie naprzykrzał się tobie lub komuś z twoich przyjaciół powiedz mi. [po chwili.] I nie martw się, zachowuj się normalnie.

Max: Ostatnio często to słyszę.

Valenti: To chyba niezła rada?

Max: Dziękuje.

[Valenti odchodzi, a Max zaczyna się zastanawiać nad tym co powiedział Szeryf.]

[Tymczasem Alex zmierza do Crashdown gdyż szukał Liz i Marii. Wchodzi nawet do kącika przeznaczonego tylko dla pracowników. Liz i Maria szykowały się do randek.]

Alex: Ale peep show.

Maria: Spokojnie to nic czego byś wcześniej nie widział.

Alex: Nie bądź taka pewna. Przyniosłem rozrywkę na dzisiejszy wieczór, paczkę rodzynek i Krzyk 2.

Liz & Maria: Okropność.

Alex: Właśnie dlatego wziąłem też Nothing Hill.

Liz: Możesz się obrócić.

Alex: U mnie? Czy u ciebie?

Liz: Nigdzie.

Maria: Idziemy na meksykańskie żarcie z Maxem i Michaelem.

Alex: Mieliśmy się zbytnio nie afiszować. Widzę, że idą wszyscy oprócz mnie. [Alex zauważył jak do Crashdown weszli Max, Michael i Isabel.]

Liz: Isabel chyba zostaje.

Alex[po chwili.]: Może z nią pogadam z sensem.

[Liz i Max się przywitali i się pocałowali, Maria i Michael patrzą na nich. Max dał prezent Liz w ładnym opakowaniu po chwili Michael daję prezent Marii w papierowym opakowaniu ze sklepu.]

Max: To dla ciebie.

Liz: Płyn do kąpieli.

Max: Będziesz miała jeszcze gładszą skórę.

Michael: To dla ciebie.

Maria: Szampon.

Michael: Szampon i odżywka w jednym.

Maria: Cóż za oszczędność czasu.

Max: Chodźmy.

[Max bierze Liz za rękę i wychodzą, natomiast Michael chciał wyjść sam, dopiero za moment przypomniał sobie o Marii, która na niego czekała. Zawrócił się i wziął ją wtedy za rękę także.]

[Tymczasem Alex rozmawia z Isabel przy stoliku w Crashdown.]

Alex: Popierasz to?

Isabel: Przestań, nie powinno się okazywać słabości.

Alex: Jestem słaby, bo nie chcę żeby coś ci się stało? To znaczy nam?

Isabel[po chwili.]: Ty naprawdę chcesz mnie chronić.

Alex[po chwili.]: Zrobiłbym wszystko.

Isabel: Nigdy jeszcze nikt mi tego nie powiedział, poza Maxem i Michaelem ale to w końcu bracia.

Alex: Wrócę do tego co mówiłem wcześniej, we dwoje wszystko staje się łatwiejsze.

Isabel: Zawsze myślałam, że taki związek sprawi, że stanę się…

Alex: Mniej odporna?

Isabel: Nie wiem czy czuję się na siłach.

Alex[po chwili.]: Więc może zaczniemy powoli? Od randki video. Co powiesz na Nothing Hill?

[Nadchodzi Tess.]

Tess: Nie zasługiwał na nią. Zblazowany dżemojad. [po chwili.] Cześć Al.

Alex: Nie Al, Alex.

Tess: Nie jestem głodna, może od razu pójdziemy do ciebie.

Alex: Macie wspólne plany?

Tess: Babski wieczór.

Alex: Chyba ma nie te hormony.

Isabel: Trzymaj się.

[Alex wychodzi z Crashdown i chcę iść już do domu, gdy nagle zajeżdża od tyłu niego limuzyna. Jest w niej okno otwarte i nie widać pasażera.]

Pasażer: Alex Whitman, prawda? Wysłała mnie Topolsky. Wie, że chcesz się z nią zobaczyć.

Alex: Czemu sama nie przyjechała?

Pasażer: Zawiozę cię do niej, wszystko ci wyjaśni. Spokojnie jestem z tobą, wsiadaj.

[Zajeżdża od tyłu Szeryf i podejrzany samochód odjeżdża.]

Valenti: Coś się stało? [po chwili, gdy samochód już odjechał.] Auto stop to niezbyt dobry pomysł. Wskakuj, podwiozę cię, bez żadnych pytań.

[Alex kiwa głową i wsiada do samochodu Szeryfa.]

[Tymczasem na podwójnej randce.]

Liz: Film był zupełnie niezły.

Michael: Fakt, spodziewałem się gorszego.

Maria: Dziewczęce marzenia.

Kelnerka: Proszę, możecie zapłacić później.

Michael: Weź to na siebie, do wtorku nie mam kasy.

[Maria odchodzi i zatrzymuje się koło okna.]

[Max kopnął Michaela pod stołem co oznaczało, że ma za nią iść.]

Michael: To całe randkowanie strasznie boli.

[Michael idzie za Marią.]

Michael: Co znowu źle zrobiłem?

Maria: Nie potrafisz zachować się przy stole, bez przerwy gadasz o sobie i kompletnie nie obchodzą cię inni. [po chwili.] Jeśli już kupujesz dziewczynie szampon nie kupuj go do wszystkich rodzajów włosów.

Michael: A skąd mam wiedzieć jakiego szamponu używasz?

Maria: Wciąż nie rozumiesz, prawda?

Michael: Skoro jestem takim gamoniem, ciekawe czemu chcesz ze mną być.

[Michael wraca do swojego mieszkania i czeka tam na niego w ciemnościach Topolsky. Mieszkania wygląda jakby ktoś czegoś w nim szukał.]

Topolsky: Jeśli dam ci dowód uwierzysz mi?

Michael: Wynoś się stąd.

Topolsky: Wiem co to jest.

Michael: Przycisk do papieru.

Topolsky: To komunikator. Taki sam zabrałam w wydziału Łowców kosmitów z Waszyngtonu. Wiem, że działają tylko w połączeniu. Jeśli go jednak przyniosę chcę być pewna, że zabierzecie mnie ze sobą kiedy po was przylecą.

Michael[po chwili.]: Wariatka.

Topolsky: Posłuchaj, wszyscy zginiemy i to w bardzo nieprzyjemny sposób. Mamy tylko jedną szansę. Będę czekać jutro w Buckley Point z drugim komunikatorem. Jeśli nie przyjdziesz, następnego razu już nie będzie.

[Topolsky wychodzi.]

[Tymczasem cała paczka spotyka się tam gdzie wcześniej żeby przedyskutować to co się stało Alexowi.]

Max: Widziałeś twarz?

Alex: Nie.

Liz: Poznałeś go po głosie?

Alex: Gdybym wiedział cos więcej chyba bym wam powiedział.

Isabel: Dajcie mu spokój.

Max: Co powiedział Valenti?

Alex: Nie ważne co, ważne jak. Dał mi do zrozumienia, że jest po naszej stronie.

Max[po chwili.]: Jest pięcioro ludzi, którym ufam, wszyscy stoją tu ze mną. Nie możemy wtajemniczyć innych ani Valentiego ani Topolsky ani tej nowej.

Alex: Topolsky mówiła prawdę. Ten facet w samochodzie,… ktoś na nas poluje.

Liz: Nie wiemy czy to prawda.

Max: Dlatego nie możemy o tym z nikim rozmawiać. Zgoda?

[Alex zgodził się nic nie mówić. Wszyscy odchodzą, zostają tylko Michael i Maria.]

Maria: Wybacz mi.

Michael: Co?

Maria: To gadanie o doskonałym związku. Po tym zdarzeniu z Alexem uświadomiłam sobie, że wcale nie to jest dla mnie ważne. Jeśli więc, miałbyś z tego powodu dziwnie się zachowywać lepiej przestań i bądź sobą.

Michael: Chodź tu. [po chwili.] Gdyby coś mi się stało, chcę żebyś wiedziała…

Maria: Wiem. [po chwili.] Nic ci się nie stanie.

[Tymczasem czas jedzenia w Crashdown. Siedzi tam Alex, po chwili podchodzi do niego Isabel.]

Isabel: Nie przeszkadzam? Chętnie z tobą posiedzę, nie chcę być sama.

Alex: Ja również.

[Tymczasem na zapleczu Crashdown Michael szuka czegoś w szafce Marii. Wchodzi Maria]

Maria: Czemu tam grzebiesz?

Michael: Potrzebny mi twój samochód.

Maria: Po co?

Michael: Muszę dokądś pojechać.

Maria: Najpierw powiedz dokąd.

[Tymczasem jest dość duża przepychanka i Michaelowi wypada nagle orbitoid, który Max przechowywał u niego w domu.]

Maria: To ten orbitoid. [po chwili.] Co chcesz z tym zrobić? Miałeś to trzymać u siebie.

Michael: Co z tego?

Maria: Jedziesz na spotkanie z Topolsky? Po tym wszystkim co mówiłeś…

Michael: Nie mów im. Muszę to zrobić ale nie chcę nikogo narażać.

Maria: Jadę z tobą.

Michael: Nie.

Maria: Szeryfie, właśnie skradziono mi samochód.

Michael: Nie wytkniesz nosa z wozu.

Maria: Dokąd jedziemy?

Michael: Do Buckley Point.

Maria: Wezmę kurtkę.

Michael: Pośpiesz się.

[Liz szuka Marii i idzie na zaplecze.]

Liz: Co wy tam robicie? Co się tu…

[Tymczasem Maria zostawiła notkę "Spotkanie z Topolsky w Buckley Point".]

[Tymczasem Michael i Maria jadą w stronę Buckley Point na spotkanie.]

Maria: To chyba nie był dobry pomysł.

Michael: Już to mówiłaś.

Maria: Sam uważałeś, że to pułapka.

Michael: Znała ten orbitoid.

Maria: Poznała po symbolu.

Michael: To będzie coś ważnego.

Maria: Owszem śmierć w męczarniach. Naprawdę się boję, nie chcę brać w tym udziału.

Michael: Zostaniesz w samochodzie.

Maria: Chcę wysiąść.

Michael: Nie zostawię cię na tym pustkowiu.

Maria: To mnie odwieź. Nie możesz mnie narażać na takie niebezpieczeństwo.

[Max, Isabel, Alex i Liz jadą tropem Michaela jeepem Maxa.]

Max: Nie ma innej drogi.

Liz: Mają najwyżej 10 minut przewagi.

Alex: Ale czemu to zrobił, przecież się umawialiśmy.

Isabel: Cały Michael.

Max: Tym razem nie ma wymówki.

[Michael staje samochodem a Maria wybiega.]

Maria: Jeśli jesteś zbyt głupi żeby się chronić muszę to zrobić za ciebie.

Michael: Nie będziesz za mnie decydować.

Maria: Tu nie chodzi o ciebie. Kiedy ludzie są razem, jedno oddziałuje na drugie a my jesteśmy razem i nie pozwolę żeby ktoś cię skrzywdził. Za bardzo mi na tobie zależy.

Michael: Czekałem na to całe swoje życie.

Maria: Ja również.

[Nagle pojawiają się światła od jakiegoś samochodu.]

Michael: Uciekaj stąd, szybciej.

Maria: Nie zostawię cię tu.

[Do Michael podchodzi Max.]

Max: Oddaj to.

Michael: Topolsky mówi, że to komunikator.

Max: Zawiodłeś nasze zaufanie.

Michael: Podobno działa tylko w połączeniu z drugim.

Max: Nie mogą się dowiedzieć.

[Max uderza Michael tak mocno, że orbitoid wylatuje mu z rąk.]

Michael: Uderzyłeś mnie?

[Michael rzuca się na Maxa ale powstrzymuje go Isabel.]

Max: Ktoś musiał ci wlać trochę oleju do głowy.

Michael: Do diabła z tobą.

[Tymczasem pojawiają się dwa samochody - Valenti i doktor Margolin wysiadają z samochodów.]

Doktor: Przykro mi, ale pani Topolsky nie przyjdzie ani tej ani innej nocy.

Michael: Więc mówiła prawdę. [po chwili.] Zabił ją pan a teraz zabije nas?

Valenti: Nie Michael, ten pan to doktor Malcolm Margolin z Bethesda, Maryland. Przyjechał do mnie w sprawie pani Topolsky.

Doktor: Kathleen leczy się u mnie od 1,5 miesiąca.

Valenti: Pan doktor jest psychiatrą.

Doktor: Występuje u niej system urojeniowy. Rozpaczliwie boi się rzeczy, które nie istnieją. Potrafi wymyślać całe historię żeby tylko usprawiedliwić swoje lęki.

Valenti: Kilka dni temu Topolsky uciekła ze szpitala.

Doktor: Płaciła w Roswell kartą kredytową, kiedy ją złapaliśmy była bliska histerii. Bełkotała coś o jakimś orbitoidzie. Podobno już w przeszłości sprawiała wam kłopoty? Nie chciałem żeby wyrządziła wam krzywdę.

Valenti[po chwili.]: Wszystko sprawdziłem, pan doktor jest tym za kogo się podaje a Topolsky ostatni miesiąc spędziła w zakładzie psychiatrycznym. Lepiej więc zapomnijmy o tym co mówiła.

Doktor: Przykro mi, że mieliście przez nią kłopoty. Nie martwcie się w Bethesda będzie miała doskonałą opiekę. A teraz proszę, wracajcie do domu. Ktoś mógłby was skrzywdzić, nie chcę mieć potem poczucia winy.

Valenti: Dziękujemy doktorze, z pewnością będziemy lepiej spali. Już po wszystkim.

[Michael patrzy się na ziemię, w tym miejscu gdzie upuścił orbitoid.]

Max: Wrócimy po to później.

[Tymczasem Valenti widzi, że coś leży na ziemi, podnosi to a co się okazuje, że to orbitoid.]

Max: Dzięki Michael.

[Tymczasem Nasedo, którym był Doktor Margolin dojeżdża do jakiejś opuszczonej fabryki z zmienia się w jakiegoś bezdomnego.]

[Tymczasem w innej części Buckley Point Topolsky czeka na Michael, który miał się pojawić. Trzyma drugi komunikator w ręce. Nagle podjeżdża do niej samochód, ten sam co podjechał do Alexa.]

Topolsky: Michael?

Pierce: Świetna robota, dzięki pani jestem u celu.

Topolsky: Oni nie mają z tym nic wspólnego.

Pierce: To już nie pani zmartwienie.

[Odcinek kończy się tym jak Topolsky woła o pomoc z tylniego siedzenia z samochodu, który ją porwał.]

[Koniec odcinka.]