Nowości

:: CHANT DOWN BABYLON

 22.8.2004 | Olka
Wieść o śmierci Maxa w końcu dociera do Liz. Maria i jej przyjaciółka są załamane, chociaż każda reaguje na tą wiadomość w odmienny sposób. Tymczasem w Roswell podczas pościgu za mordercami Maxa, Isabel zostaje ranna. Jesse'y dowiaduje się prawdy i nie może pogodzić się z tym, że żona go okłamywała. W powrocie do zdrowia pomaga jej Michael jeszcze nieświadomy swoich nowych mocy. Śmierć Maxa pociągnęła za sobą szereg nieprzyjemnych wydarzeń. Wszystko wskazuje jednak na to, że chłopak jeszcze nie odszedł z tego świata. Dodam tylko tyle: Roswell w całej swojej krasie.

Dodaj komentarz


Wasze komentarze

Poprzednie | 1 | 2 | 3 | 4 | Następne

W sumie to jeszcze jedno. Czips - ja mam nadzieję że pisząc że "w Polsce nie ma takich facetów" miałaś na mysli takich co to potrafią rozwijać jednym ruchem ręki zielone "pola siłowe" :) Tak na pewno o to chodziło.
Serafin

Jeszcze jedno. Odcinek bardzo dramatyczny, ale sekwencja
-And now repeat after me - "I'm sorry Maria"...
- I'm sorry Maria...,
Kyle- uzdrowiciel i Michael- ogrodnik podczas rozmowy z Jessim dla mnie bezkonkurencyjni :D
caroleen

Napisaliście już bardzo dużo z tego, co sama chciałam powiedzieć:D Ale mnie w tym odcinku uderzyła jeszcze jedna rzecz. Czy zauważyliście z jakim spokojem Liz przyjęła wiadomość o śmierci Maxa? Stać ją było nawet na przytulanie rozdygotanej Marii...W sumie można byłoby podciągnąc to pod szok pourazowy, ale dla mnie było to coś głębszego. Po pierwsze udowodniono, że Liz cały czas zdaje sobie sprawę, jak kruchy jest jej związek z Maxem, tzn jak łatwo wbrew pozorom mogą zostać rozdzieleni i podświadomie przygotowuje się na takę ewentualność. Po drugie ile ta dziewczyna musi mieć w sobie siły, ile cierpienia już za sobą, żeby w chwili, kiedy całe jej życie wali się w gruzy, troszczyć się o innych: Marię, Isabell...To jest dopiero godne podziwu!
Jest jeszcze sprawa "zabijania" Maxa. Mówiliście już, że "Jak trudno jest Liz podjąć decyzję, gdy Max prosi by go zabiła póki jeszcze ma czas. Pamiętam, jak kiedyś debatowaliśmy nad tym na forum. Jedni się dziwili, że Liz zamachnęła się na niego kijem (przecież go kochała!). Drudzy odpowiadali na to, że chybiła, nie dlatego że Cayton/Max się uchylił, a dlatego, że podświadomie nie mogła zranić Maxa." (by Olka:)), ale zwróćcie uwagę na jeszcze jedno. Liz dała tutaj kolejny dowód absolutnego zaufania do Maxa- chciała zrobić to, o co ją prosił, mimo, że była to tak straszna rzecz. Piękne to bardzo :)
P.S. Kreacja Jason ABSOLUTNIE boska!!! Z tym ironiczno-gniewno-dzikim błyskiem w oku jest jeszcze bardziej pociągający :)
caroleen

Ela - "Jason za mało był wykorzystywany w odcinkach od połowy 2 sezonu i początkach 3" No ale teraz Meriz go wykorzystała, no nie? Więc chyba jest dobrze ;)))
Serafin

A tak przy okazji zachwycania się rolą Jasona , nurtuje mnie coś innego. Kieruję to do fanek Brendana.! Dlaczego pomimo świetnej kwestii i bardzo ciepłej postawie Michaela we wczorajszym odcinku, nikt nie napisze nic ciekawego na jego temat. Przecież scena z Isabel była szczególnie wzruszająca, jego szczera troska o przyjaciółkę, lęk i rozpacz gdy bał się o nią i ogromna chęć uleczenia jej, była podobna do sceny leczenia przez Liz swojego księcia zaklętego w ciele starca. Tam był pocałunek pełen miłości, u Michaela i Isabel piękna i oddana przyjaźń pozwalająca przywrócić przyjaciółkę do życia. A poza tym ze słów kierowanych do Isabel dowiadujemy się trochę więcej ze smutnego dzieciństwa Michaela. Czy postawa „zabiję każdego kto cokolwiek złego powie na jego temat.”..to jedyne na co stać jego wielbicielki.? Czy ten aktor nie zasługuje żeby o jego roli, pisać także wtedy gdy nie budzi kontrowersji ?
Ela

No tak. Czerwone pazury Meriz na boskich plecach Maxa, he,he profanacja jak mało co - ten epizod o mało nie doprowadził do zawału nie tylko fanki w Stanach. :):) To fakt, jego rola Future Maxa w TEOTW nie ma sobie równych, ale warto zastanowić się ile różnych postaci zagrał Jason w których pokazał różne wcielenia swojego bohatera (Max to the Max - jako Nasedo) i każda jest inna, doskonale oddająca charakter granej postaci. Lonnie ma rację, Jason za mało był wykorzystywany w odcinkach od połowy 2 sezonu i początkach 3. Ale jak wieść gminna niesie, swoją rolę umyślne scedował na Katherine, z którą był wtedy mocno związany. Tylko, że jego zauroczenie Kathe jakimś dziwnym trafem nie przekładało się na entuzjazm fanek, które czuły niedosyt na planie swojego ulubieńca :)
Ela

Między Maxem a "tamta" nic nie zaszlo.. - okazuje się, że głównym problemem odcinka były ekscesy Meris i Claytona... zaraz, no właśnie, a może to był Max! I co wtedy? Hm, zaraz się okaże, że z Maxa Casanova, tu Liz, tu Tess, tu tamta z Los Angeles, a tu z kolei Meris. A na koniec znowu Liz...
Nan

O ludzie...nie wiem czy tylko ja tak reagowałam na panią Clayton? Bo jak widziałam te...to...ten...cokolwiek ona tam z Maxiem w łóżku wyprawiała, to miałam ochotę schować głowę pod stół i ugryść nogę. A amerykańscy fani dostawali krwawych potów podczas pamiętnej sceny w ITLITB...ja tych ludzi nie rozumiem...tamto to był mały pikuś:):)...tutaj...Bogu dziękowac, że Maxio zachował przynajmniej piżamę, bo jakby uraczyli mnie widokiem tych krwawych szponów na jego nagich plecach, leżałam teraz na OIOM-ie podłączona do dziesięciu kroplówek.
No tak, moim zdaniem Jason najlepiej pokazał co potrafi w "TEOTW"...od tego czasu nie udało mu się już przeskoczyć samego siebie:) nawet tutaj...ale fakt, jak czytałam w paru recenzjach, on jest w sporej mierze nie wykorzystywany, mimo ze Max to postac pierwszoplanowa. Jego głównym zajęciem przez większość 2 i 3 sezonu było snucie się wkółko, robienie cukierkowych oczu i żałosnych podkuwek. A szkoda.
Lonnie

hahahaha no takie M&M'sy z pewnoscia jadlem:D ale dzieki za wytlumaczenie
~ron

E-Marto jak moglas porownac Meris do Pani WW i Ireny Szewinskiej? Do WW to charakterem sie roznily jak... dzien i noc to chyba malo powiedziane. A co do Pani Szewinskiej (z czlym szacunkiem dla naszej gwiazdy sportu) ale Meris jest od niej duzo ladniejsza. Choc ten jej makijaz... ale bez niego pewnie byla by podobna do Pani Ireny.

Miedzy Maxem i tamta nic nie zaszlo? No ja nie wiem czy uznalbym cos takiego za "nic" gdybym na tym przylapal ukochana ;P

Ron M&Msy to takie... hmmm. Trudno to Sklasyfikowac. To sa cukierki. drazetki, czy co? W kazdy razie sa z czekolada, maja rozne kolory i najwazniejsze: rozpuszczaja sie w USTACH, a NIE w DLONIACH. ;D
Kwiat_W

aaa no tak moglem sie domyslec dziekuje za wytlumaczenie, musze sie przezwyczaic do tego roswellianskiego slangu :-)
~ron

ron - M&M to para Michael i Maria w fan-fictionach nazywana Candies
Olka

jestem tu nowy co to sa te M&Msy?????
~ron

To pisała anka^^ Zapomniałam się podpisać.
~anka^^

Cry, gdyby twoich M&M'sów w każdym odcinku było sporo, to Roswel stałoby się nudne i przejedzone dla fanów pary Liz & Max, Isabell & Alex i inne...
Poza tym Roswell to nie tylko piękne miłosne sceny między nią a nim, a także miłość braterska i niezwykła przyjaźń.
Jeydne co mi nie pasowało to to, że ta akcja tak szybko się ustatkowała. To mogło potrwać trochę dłużej, a nie tylko dwa odcinki. Bardziej przypominało krótki epizod...

Między Maxem a "tamta" nic nie zaszlo.. po za tym to nier byl max tylko ten drugi i jaki rasizm? mi tesh Jasse nei [podszedl.. mogl byc bardziej wyrozumialy wobec iz... on po prostu nie chce sie pogodzic z faktem ze iz jest kosmitka? to jest smieszne... Co do odcinak.. tesh strasznie beczalam.. zreszta tak jak na innych (wszystkich prawie) odcinkach... Gra Jasona przepiekna... strasznie mi sie podobal.. Michael... boski zwlaszcza jak gadal do iz... na tej scenie tesh plakalam... ten odcinek byl genialny.. zwlaszcza jak go ogladalam 1 raz... ta niewioadoma co sie stanie:( och to byly czasy... milosc liz i maxa przetrwa chyba wszystko... i to jak spadali... och.. tesh bym tak chciala.. ze u nas w polsce faceci nie sa tacy... i co do tej laluni... rzeczywiscie wyszla z tego lozka chocby wcale do niego nie wchodzila... odcinek jeden z lepszych... ale u mnie i tak rzadzi GRADUATION!! strzaleczka dla wszystkich :)
Czips

w ogole ta co grala Meris to mi przypominala polaczenie Violetty Villas i Ireny Szewińskiej (z całym szacunkiem dla pani Ireny)
odcinek nawet fajny, wszystko sie musialo "ustatkowac" po Panacei.
nie bede porownywac do innych odcinkow, bo ogladam dopiero od 52.
e-marta

hhhmmm...szczerze mówiąc nie wiem czym sie tu zachwycacie...nie zrozumcie mnie źle, bo ja jestem największą fanką roswell w całej gdyni i kilka miesięcy temu troche mi sie to jeszcze mieszało z rzeczywistością, ale orpócz "save yourself" które nadaje klimat, to myśle że odcinek głęboko przesadzony...jak zresztą i następny...no i maluteńsko m&msów...

aha - najlepszym odcinkiem 3 serii jest bez wątpienia behind the music
cry

No właśnie, ta prostota i naturalność o której pisze MaTeO to ogromny atut serialu. I nie tylko naturalność i świeżość w uczuciach. Tam widzimy często przemęczonych bohaterów, Liz biegającą po Crashdown, z wymykającymi się kosmykami włosów i błyszczącą od potu twarzą.. I nie umalowaną dzisiaj po wypadku Isabel. Od ubiorów aktorów, tak swobodnych i normalnych, po skromne i zwyczajnie wyposażone pokoje. I dzisiejsze zderzenie z tą lalką Barbie (aktorką która grała Meriz,) która kojarzyła mi się z filmami z lat siedemdziesiątych gdzie aktorzy kładli się do łóżka w pełnym makijażu i wstawali jakby wyszli prosto od fryzjera. Boże, jak mi nie pasowała do nich ta aktorka :(
Ela

MaTeO - Pisząc "Roswell w całej swojej krasie" miałam na myśli, że był to bardzo dobry odcinek. Owszem I-szy niezapoomniany sezon pełny był tej delikatności, tajemniczości i prostoty. Ale nie tylko. Były pościgi, był Valenti, był Pierce - których wątki również zostały doskonale poprowadzone. I przede wszystkim ChDB to nie tylko łubudu i pościgi. To: poddasze, cierpienie Liz. A take to, jak perspektywa utraty Isabel stała się czymś niewyobrażalnym. Kyle, Michael, Valenti nie mogli sobie z tym poradzić. A więc nie tylko wartka akcja, a również pokłady uczuć.
Olka

Najpierw Max uratował życie Liz, później ona uratowała jego życie. Piękna i prawdziwa miłość. Gdyby nie wspomnenia, które przywołał Max, to wszystko mogłoby skończyć się BARDZO ŹLE. Prawdziwa, piękna miłość (och...)
~anka^^

hehehe no nie widzieliśmy czy mieli ehem "orgazm"...=) jedynym wytłumaczeniem jest jednak to, iż Max tak naprawdę nie był Maxem, i może dobrze bo biedna Liz nie przeżyłaby tego powtórnie.
onar-ek

Choć scena na poddaszu z Maxem i Liz jest tak krótka nigdy... no nie powiem, że nie mogę powstrzymać łez bo będzie to ckliwe, ale Ela ma rację, że to jedna z najlepszych scen. Jak trudno jest Liz podjąć decyzję, gdy Max prosi by go zabiła póki jeszcze ma czas. Pamiętam, jak kiedyś debatowaliśmy nad tym na forum. Jedni się dziwili, że Liz zamachnęła się na niego kijem (przecież go kochała!). Drudzy odpowiadali na to, że chybiła, nie dlatego że Cayton/Max się uchylił, a dlatego, że podświadomie nie mogła zranić Maxa. Ale niezależnie od rzeczywistości, scena tan na długo zapadła mi w pamięci! Scenarzyści perfekcyjnie ją skonstruowali, a aktorzy wlali w nią całych siebie.
Olka

Raczej nie widzielismy jak... no jak to napisac... no po prostu nie widzielismy czy mieli orgazm, ale to chyba nie jest koniczne do zdrady?
Kwiat_W

Jeden z moich ulubionych odcinków trzeciego sezonu swietna gra Jasona i pozostalych , swietne sceny np gdy Liz i Max spadali przez okno , postrzelenie Isabel

Poprzednie | 1 | 2 | 3 | 4 | Następne