(Powiedzmy, ze bohaterką jest Liz.)
Zamknęła drzwi. Delikatnie i z niesamowitą precyzją- zupełnie jakby od tego czynu miało zależeć całe Jej życie. Wyglądała normalnie- jak zawsze luźno rozpuszczone włosy. Starannie dopasowane ubranie. Na prawej ręce gumka do włosów. Taka jak zawsze...
Kamienna twarz nie wyrażała żadnych emocji. Można nic nie czuć? Czasami można po prostu tego nie okazywać.
Bez zbędnego sentymentalizmu rozejrzała się uważnie po pokoju. Całe Jej życie zawarte w jednym pomieszczeniu. Cóż za oszczędność miejsca. Dziesiątki fotografii... Kochała zdjęcia. To takie sprytne- zachować chwile na kawałku papieru... Genialne. Teraz w masce obojętności przyglądała się w skupieniu tej osobistej wystawie Jej życia.
Jedynie oczy wyrażały to, czym różniła się od innych. Oczy zawsze Ją zdradzały. Każdego z łatwością potrafiła oszukać tym pozornie normalnym zachowaniem. Siebie nigdy.
... Pragnienia... Czasami się ich bała. Bo oczy to odzwierciedlenie Duszy.
Cały Jej ból, zawód i żal skryły się za błękitem tęczówek.
Mogła zmienić w sobie wszystko za wyjątkiem oczu, które zawsze trafnie wyrażały wszystkie Jej myśli i pragnienia. Kiedyś był nawet człowiek , który właśnie dzięki tej właściwości potrafił z Niej czytać jak z książki. To już nieważne. Już Go nie ma.
Z jakimś wewnętrznym i nie do końca uzasadnionym lękiem powoli skierowała wzrok na duże lustro, niewinnie wiszące obok łóżka. Podeszła bliżej. Momentalna walka wewnętrzna z jakąś nieznaną Jej siłą. Ciekawość, uzyskawszy swoje apogeum wygrała. Wystarczyło jedno spojrzenie w lustro i maksymalna koncentracja umysłu skierowana w jedno miejsce- to zaraz pod czołem. Dwa rozjarzone punkty rozstawione prowokacyjnie po obu stronach nosa... Dwa niewielkie skupiska półtora miliona włókien nerwowych.
Nienawiść. Nienawiść. Nienawiść. Do Siebie. Do Niego. Do Nich. Nienawiść.
Chcę spokoju...
Zacisnęła zęby, bezsilnie powstrzymując napływające strumieniami łzy. Wnikliwie i permanentnie obserwowała swoje odbicie, nie mogąc oderwać od niego wzroku. Tak jakby to tam mogła znaleźć rozwiązanie. Może dlatego tak bardzo bała się tej metalicznej powierzchni? Właśnie za rozwiązania.
Jakiś nowopowstały impuls determinacji pokierował Ją gwałtownie w stronę biurka. Otworzyła szufladę i wyciągnęła małe, czerwone pudełeczko. Z błyskiem tryumfalnej przewagi w oczach odstawiła je spokojnie na blat. Powoli i dokładnie zebrała w myślach wszystko, co chce wyrazić. Zapisała tylko trzy słowa: „Przepraszam za wszystko...”
Osunęła się na dywan. Po chwili podwinęła sukienkę. Na opalonym udzie zaczęła rzeźbić długopisem koślawe literki. „Jak mam znowu zaufać, skoro Anioł zdołał Mnie oszukać...?” Przez chwilę siedziała nieruchomo obserwując swoje dzieło. Płynnym i zdecydowanym ruchem głowy przeniosła wzrok na sufit. Nagle oprzytomniała. Wyrwane z letargu myśli znalazły sobie nowy punkt zainteresowania. Pudełeczko. Uśmiechnęła się do siebie...
Teraz już każdy Jej choćby najmniejszy ruch zdradzał, że coś jest nie tak. Już nie potrafiła tego kontrolować. Nie chciała. Emocje przelały się z tęczówek na całe ciało.
Energicznym ruchem ręki wyciągnęła żyletkę. Małe, dumnie lśniące ostrze zdawało się mieć świadomość, że będzie dzisiaj narzędziem jakiegoś wielkiego czynu.
I to lawirujące w czarnej przestrzeni pytanie: „Jakie to uczucie nie czuć nic?” Odbijało się z głośnym echem od czaszki i wracało z powrotem. Obsesja.
Zrobiła pierwsze nacięcie. Niegroźne. Takie kontrolne... Tak tylko, żeby sprawdzić ostrość... Zszokowane tym nowym i gwałtownym zakusem autodestrukcji ciało zaprotestowało. Rozdygotane mięśnie odmówiły posłuszeństwa. Już wiedziały do czego doprowadzi zabawa z żyletką żądną Jej krwi.
Ten przeszywający ból... Cóż znaczy pięć minut agonii wobec wiecznego szczęścia?
Podświadomość powolnie włączyła system obronny. Zalała Jej umysł strumieniem wspomnień... Tych dobrych. Tak jakby ktoś nagle odkręcił kran z zimną wodą.
Jej organizm wyraźnie stawiał opór.
Nie poddała się.
Z trudem opanowała dygoczące ciało. Z wielką siłą odepchnęła wspomnienia. Przecież tych złych było więcej- nic prostszego. Patrzyła na powolnie spływające krople krwi, każdą z nich analizując w szczególny sposób. Fotografie bezwładnie oscylowały wokół, a Ona zdawała się przez chwilę znowu uśmiechać do siebie. Przyłożyła żyletkę do nadgarstka- od wewnętrznej części dłoni. Chwilę zastanowiła się nad wyborem żyły, flirtując ze śmiercią. Powoli skierowała ostrze do nasady jednej z nich. Lśniące od krwi i łez ręce błagały o litość. Przymknęła powieki i zacisnęła zęby. Stagnacja chwili.
Ciemność. Czarna otchłań. I małe tętniące w oddali światełko. Takie śliczne, że aż chciało się do niego biec. Poczuła ciepłą dłoń na swoim ramieniu. Czyjaś ręka siłą powstrzymała Ją przed jakimkolwiek ruchem.
Kiedy trzymasz za rękę osobę, na której Ci zależy. Kiedy wiosenne promienie Słońca delikatnie muskają spragnioną ciepła twarz. Kiedy spacerujesz po plaży i czujesz wilgotny i miękki piasek pod stopami. Kiedy śmiejesz się bez powodu. Kiedy usłyszysz swoją ulubioną piosenkę w radio. Kiedy ktoś Ci sprawi komplement. Kiedy huśtasz się na huśtawce. Kiedy dopada Cię ciepły letni deszcz, a Ty nie masz przy sobie parasolki. Kiedy ktoś bawi się Twoimi włosami. Kiedy widzisz śmiech przyjaciół. Kiedy patrzysz jak ogromne problemy maleją w oczach, wraz z upływem czasu. Kiedy przypadkowo usłyszysz jak ktoś mówi o Tobie coś miłego. Kiedy bierzesz gorącą kąpiel z pięcioma kroplami olejku lawendowego. Kiedy budzisz się o siódmej w sobotni poranek i stwierdzasz, że to dzień wolny. Kiedy dostajesz dobrą ocenę. Kiedy trzymasz w ręku ołówek i rysujesz. Kiedy masz poczucie, że jesteś dla kogoś ważna. Kiedy dostajesz SMS`a. Kiedy ktoś gładzi Twój policzek. Kiedy czujesz się bezpieczna. Kiedy...
Mogłaby przysiąc, że gdzieś już słyszała ten głos. Mogłaby słuchać barwy tego dźwięku godzinami. Ale on ustał. Poczuła powiew wiatru muskającego Jej twarz. Usłyszała szelest skrzydeł, jakby właśnie jakiś ptak wzbijał się do lotu... Jakiś duży ptak. Łabędź?
Nagle gwałtowny impuls dał upust swojej mocy w Jej mózgu. Ciemność.
Przyłożyła żyletkę do nadgarstka, od wewnętrznej części dłoni. Chwilę zastanowiła się nad wyborem żyły. Powoli skierowała ostrze do Jej nasady. Lśniące od krwi i łez ręce błagały o litość. Przymknęła powieki i zacisnęła zęby.
Po chwili otworzyła oczy. Tępo spojrzała przed siebie. Przez chwilę wydawało Jej się, że ktoś ją obserwuje. Te oczy... Już gdzieś widziała te oczy. Mogłaby patrzeć w nie godzinami. Leżała nieruchomo obserwując jeden punkt. Nagle obraz z Jej mózgu przeszedł swoistą metamorfozę, a barwa tych absorbujących Jej oczu zlała się z kolorem nieba ze zdjęcia, które miała nad sobą.
Powoli zaczęła składać w całość szczątki swojej postrzępionej pamięci. Tę efemeryczną retrospekcję utrudniał pulsujący ból w lewej ręce. Podniosła się delikatnie z ziemi, spojrzała ze strachem w oczach na rozcięcia. Z trudem wstała z podłogi. Posprzątała ślady tej tragedii, która rozgrywała się tu przed chwilą. To już była inna Ona. Inna niż zawsze i inna niż przed chwilą. Podeszła do biurka, pogniotła kartkę i wyszła. Zamknęła drzwi.
Z dedykacją dla mojego Anioła Stróża
Jakie to uczucie, kiedy się umiera?
Moderators: Olka, Hotaru, Hotori, Hypatia
Who is online
Users browsing this forum: No registered users and 22 guests