Dwa serca
Moderators: Olka, Hotaru, Hotori, Hypatia
Kiedy zrobiłaś z Maxa zdrajcę spisałem to opowiadanko na straty. Cieszę się że zasugerowałaś że Max stał się na powrót Zanem. Max którego znamy nie zdradził by przyjaciół nawet gdyby w zamian Kivar i Nicholas zabiliby się a Max mógłby z Ziemi rządzić Antarem przez komórkę
No cóż zapiski Courtney już się chyba skończyły. Po wyjściu do UFO Center nie miała juz kiedy pisać skoro pamiętnik cały czas był w domu Valentich.(ale to twoje opowiadanko ) Skoro więc zapiski się skończyły to teraz Kyle podejmie decyzję czy powiedzieć o nich pozostałym, a potem pewnie spotkają się z tą drugą Courtney, w końcu nie wspomniałaś o niej bez powodu
No cóż zapiski Courtney już się chyba skończyły. Po wyjściu do UFO Center nie miała juz kiedy pisać skoro pamiętnik cały czas był w domu Valentich.(ale to twoje opowiadanko ) Skoro więc zapiski się skończyły to teraz Kyle podejmie decyzję czy powiedzieć o nich pozostałym, a potem pewnie spotkają się z tą drugą Courtney, w końcu nie wspomniałaś o niej bez powodu
- Tess_Harding
- Starszy nowicjusz
- Posts: 223
- Joined: Thu Feb 12, 2004 10:06 pm
- Location: Golenice
- Contact:
Hejka!!!!!!
Dzięki za komentarze. dziś zamieszczam kloejną część.
drogi Tajniaku... masz całkowitą rację, że to koniec pamiętnika. czasami warto jest przeczytać całość zanim spisze się coś na straty... oto kolejna część... miłego czytania
DWA SERCA 2 cz.4.
***
Chwileczkę. czy tam pisało "druga ja"? Czyli, że gdzieś na świecie żyje dziewczyna, która wygląda jak jego Courtney? Kyle przeczytał to zdanie jeszcze raz. Nie pomylił się. Pierwsze co mu przyszło na myśl to to, że mógłby znaleźć tą dziewczynę. Jednak zorientował się w swojej głupocie, że ona może być wszędzie. Może mieszkać w Afryce albo na biegunie. Znowu spojrzał do zeszytu. Niestety, były to ostatnie zapiski Courtney. Nie było tam nic więcej. Kyle podświadomie czuł, że to zdanie o "drugim ja" Courtney było skierowane do niego. Może chciała żeby ją znalazł? Kyle szybko odrzucił tą myśl. To były po prostu jej zapiski, jej myśli. Mógł nie znaleźć tego pamiętnika. I zastanawiało go od kogo Courtney dostała ten pamiętnik. Podejrzewał, że tego to raczej nigdy się nie dowie. Pozostało mu już tylko pokazać ten pamiętnik pozostałym. Nie za bardzo podobało mu się to, że będą znali myśli jego dziewczyny, jego Courtney, ale ona tego chciała. Courtney chciała podzielić się swoimi wspomnieniami z innymi. Oni byli jej przyjaciółmi. Oni byli tacy jak ona. Oni także byli kosmitami. Z zapisków wynikało, że mieli ponad siedemdziesiąt lat. Kyle'owi wcale nie przeszkadzał wiek Courtney. Przeszkadzało mu tylko to, że Courtney nie żyła. Chłopak podjął decyzję.
Kyle poszedł do pokoju Tess. Byli tam Isabel i Michael.
- Och, cześć Kyle- powitała go Isabel. Nie była już tą samą Isabel co kilka dni temu. Starała się, ale nie mogła ukryć rozpaczy po stracie brata. Był jej bratem i nieważne było to, że zdradził. Teraz liczyło się to, że nie żył.
- Mam tu coś dla was.- Kyle wyciągnął zza pleców pamiętnik.
- Co to jest?- zapytał Michael.
- Pamiętnik- odrzekł krótko Kyle.
- No coś ty? Taki gruby?- zawołała Isabel.
- On musi mieć co najmniej kilkadziesiąt lat- Tess wzięła go do ręki.- O Boże!- zawołała.
- Co się stało?- zapytała Issy.
- To pochodzi z Antaru!- krzyknęła Tess.
- Nie żartuj- powiedział Michael podchodząc do dziewczyn.
- Michael, czy wyglądam na kogoś kto by żartował? Patrz, nasze pismo!
- Masz rację. Skąd to masz?- zwrócił się do Kyle'a. Kyle nie zdążył odpowiedzieć.
-" Courtney z wyrazami sympatii"- przeczytała Tess.- To pamiętnik Courtney.
- Dlaczego dajesz nam jej pamiętnik?- zapytał Michael.
- Bo tam jest część waszej historii i wydarzenia z ostatnich dni- odrzekł Kyle.
- O mój Boże!- Isabel zrobiła się blada.
- Courtney chciała żebyście to przeczytali w razie jej śmierci. Tak jest tam napisane.
- Czytałeś?
- Nie wszystko. Ale tak, czytałem.- Kyle wyszedł. Poszedł do swojego pokoju. Nie usiedział tam długo. Pomyślał, że musi się przejść. Dokładnie wiedział gdzie iść. Poszedł na miejsce ostatnich wydarzeń. Chciał w spokoju pomyśleć a to miejsce było pełne wspomnień. Już z daleka zobaczył słup do którego była przywiązana jego Courtney. Poszedł dokładnie w to miejsce. Usiadł na ziemi i oparł się o niego. Przypomniał sobie jak Skórowie wyprowadzili go z szopy i zobaczył Courtney bladą, przerażoną i przywiązaną do tego słupa. Długo nie wytrzymał w takiej pozycji. Wstał i spojrzał na miejsce kilka metrów dalej, gdzie umarła jego dziewczyna. Wspomnienia napłynęły do niego niczym potężna fala. Przypomniał sobie wyraz jej twarzy kiedy... kiedy.... Nie mógł o tym myśleć. I jej słowa: „Zawsze będę przy tobie...” Przypomniał sobie swoją rozpacz, jej łzy. Potem przypomniał sobie chwile, które spędzili razem. Chwile kiedy byli zakochani, szczęśliwi i pełni życia. Dla Kyle'a świat się skończył wraz ze śmiercią Courtney. Pamiętał jak wstydził się zaprosić ją na randkę. Jak wpadali na siebie niby przypadkiem i w końcu pierwsza randka. Jej uśmiech, sny, które mu podsyłała i te, które śnili razem. Potem przypomniał sobie jak przyszedł do jej domu i zobaczył ją leżącą bez życia na ziemi. Wtedy nie przypuszczał, że tak szybko ją straci. Łzy zakręciły mu się w oczach. Nie mógł tu dłużej siedzieć. Czuł to, ale nie mógł ruszyć się z miejsca. Stał tak i patrzył w to właśnie miejsce. Nie wiedział ile czasu minęło odkąd tu przyszedł, ale około godziny. W końcu zebrał się w sobie i wrócił do domu. Cały czas rozmyślał.....
***
Kyle zobaczył, że Michael i Isabel nadal są u Tess. Zajrzał do pokoju.
- Co robicie?- zapytał.
- Czytamy. Już prawie skończyliśmy- wyjaśniła Tess. Isabel miała niewyraźną minę. Kyle wiedział dlaczego. Gdyby on dowiedział się o swojej zdradzie widzianej oczami kogoś innego także nie byłby szczęśliwy. Domyślał się, że o Michaelu także było dużo, choć Kyle na to nie trafił.
- OK. To jak skończycie to przynieście mi pamiętnik do pokoju.- wyszedł. Był zmęczony wiec zasnął. Kiedy się obudził był już ranek. Na stoliku zobaczył pamiętnik. Szybko wstał, przebrał się i zszedł na dół. Była tam Tess.
- Cześć Kyle- powiedziała.
- Cześć. I jak po lekturze?
- Nieźle. Najgorzej została przedstawiona Issy. Ale to prawda. Ja również coś niecoś pamiętam i trochę mówił mi Nasedo. Z tym, że każdy widział to inaczej.- westchnęła.
- Powiem ci szczerze, że po przeczytaniu kilku fragmentów czuję się troszkę lepiej. znalazłem nowy cel w życiu.- powiedział Kyle.
- Kyle! Wiem co masz na myśli! Ani mi się waż!- zawołała Tess.
- Nie wiem o czym mówisz.
- Dobrze to wiesz! Chcesz szukać tego sobowtóra!
- Skąd wiesz?- zdziwił się Kyle.
- Dziś dzwoniła Issy. Weszła do twojego snu! Ona może być wszędzie! czy ty tego nie rozumiesz! To nie będzie Courtney!
- Wiem. Nie będę jej szukał. Isabel powiedziała ci pewnie, że postanowiłem wyjechać na trochę?
- Tak.
- Wyjeżdżam jutro. Muszę pozałatwiać kilka spraw.
- Gdzie pojedziesz?
- Nie wiem. Nie mam zielonego pojęcia.
- Nie popieram tego, ale jak chcesz. Jesteś dorosły. Rozumiem twoją potrzebę bycia samemu, ale uważam, że powinieneś być z przyjaciółmi. Courtney była nie tylko twoją dziewczyną, ale moją przyjaciółką. Isabel i Michael też ja lubili a Michael....
- A Michael czuł nawet coś więcej. Tak wiem o tym. Courtney mi mówiła. Ona mi wszystko mówiła. Idę. Cześć.- Kyle wyszedł. Poszedł najpierw do biura swojego ojca.
- Tato, jutro wyjeżdżam.
- Co takiego?- zdziwił się szeryf.- Gdzie? Na ile?
- Nie wiem. Może na tydzień może na miesiąc a może na zawsze. Jutro mnie tu nie będzie.
- Może przemyśl to sobie. To zbyt pochopna decyzja. Ostatnio tyle ci się przydarzyło.
- Tato, przemyślałem sobie wszystko. Decyzja została podjęta.- powiedział Kyle.
- Nie wiem..... może rzeczywiście powinieneś odpocząć od tych kosmicznych spraw..... ale dasz mi znać co się z tobą dzieje i gdzie jesteś?
- Oczywiście. jak tylko dotrę na miejsce. Isabel pożyczyła mi samochód Maxa. Ona ma swój a jego stoi w garażu. Na razie. Pogadamy jak wrócisz do domu. Cześć tato.- Kyle wyszedł.
Rano był gotowy do drogi.
- Uważaj na siebie.- powiedział Jim, który nie poszedł rano do pracy. Chciał pożegnać syna.
- Kyle, zadzwoń. Będę tęsknić.- Tess miała łzy w oczach.
- Nie płacz. zadzwonię. Pa.- pocałował ją w czoło. Uściskał ojca i wyszedł. Wsiadł do samochodu nie wiedząc dokąd jechać. Postanowi to po drodze. Teraz pożegnał Roswell, przynajmniej na jakiś czas.
Dzięki za komentarze. dziś zamieszczam kloejną część.
drogi Tajniaku... masz całkowitą rację, że to koniec pamiętnika. czasami warto jest przeczytać całość zanim spisze się coś na straty... oto kolejna część... miłego czytania
DWA SERCA 2 cz.4.
***
Chwileczkę. czy tam pisało "druga ja"? Czyli, że gdzieś na świecie żyje dziewczyna, która wygląda jak jego Courtney? Kyle przeczytał to zdanie jeszcze raz. Nie pomylił się. Pierwsze co mu przyszło na myśl to to, że mógłby znaleźć tą dziewczynę. Jednak zorientował się w swojej głupocie, że ona może być wszędzie. Może mieszkać w Afryce albo na biegunie. Znowu spojrzał do zeszytu. Niestety, były to ostatnie zapiski Courtney. Nie było tam nic więcej. Kyle podświadomie czuł, że to zdanie o "drugim ja" Courtney było skierowane do niego. Może chciała żeby ją znalazł? Kyle szybko odrzucił tą myśl. To były po prostu jej zapiski, jej myśli. Mógł nie znaleźć tego pamiętnika. I zastanawiało go od kogo Courtney dostała ten pamiętnik. Podejrzewał, że tego to raczej nigdy się nie dowie. Pozostało mu już tylko pokazać ten pamiętnik pozostałym. Nie za bardzo podobało mu się to, że będą znali myśli jego dziewczyny, jego Courtney, ale ona tego chciała. Courtney chciała podzielić się swoimi wspomnieniami z innymi. Oni byli jej przyjaciółmi. Oni byli tacy jak ona. Oni także byli kosmitami. Z zapisków wynikało, że mieli ponad siedemdziesiąt lat. Kyle'owi wcale nie przeszkadzał wiek Courtney. Przeszkadzało mu tylko to, że Courtney nie żyła. Chłopak podjął decyzję.
Kyle poszedł do pokoju Tess. Byli tam Isabel i Michael.
- Och, cześć Kyle- powitała go Isabel. Nie była już tą samą Isabel co kilka dni temu. Starała się, ale nie mogła ukryć rozpaczy po stracie brata. Był jej bratem i nieważne było to, że zdradził. Teraz liczyło się to, że nie żył.
- Mam tu coś dla was.- Kyle wyciągnął zza pleców pamiętnik.
- Co to jest?- zapytał Michael.
- Pamiętnik- odrzekł krótko Kyle.
- No coś ty? Taki gruby?- zawołała Isabel.
- On musi mieć co najmniej kilkadziesiąt lat- Tess wzięła go do ręki.- O Boże!- zawołała.
- Co się stało?- zapytała Issy.
- To pochodzi z Antaru!- krzyknęła Tess.
- Nie żartuj- powiedział Michael podchodząc do dziewczyn.
- Michael, czy wyglądam na kogoś kto by żartował? Patrz, nasze pismo!
- Masz rację. Skąd to masz?- zwrócił się do Kyle'a. Kyle nie zdążył odpowiedzieć.
-" Courtney z wyrazami sympatii"- przeczytała Tess.- To pamiętnik Courtney.
- Dlaczego dajesz nam jej pamiętnik?- zapytał Michael.
- Bo tam jest część waszej historii i wydarzenia z ostatnich dni- odrzekł Kyle.
- O mój Boże!- Isabel zrobiła się blada.
- Courtney chciała żebyście to przeczytali w razie jej śmierci. Tak jest tam napisane.
- Czytałeś?
- Nie wszystko. Ale tak, czytałem.- Kyle wyszedł. Poszedł do swojego pokoju. Nie usiedział tam długo. Pomyślał, że musi się przejść. Dokładnie wiedział gdzie iść. Poszedł na miejsce ostatnich wydarzeń. Chciał w spokoju pomyśleć a to miejsce było pełne wspomnień. Już z daleka zobaczył słup do którego była przywiązana jego Courtney. Poszedł dokładnie w to miejsce. Usiadł na ziemi i oparł się o niego. Przypomniał sobie jak Skórowie wyprowadzili go z szopy i zobaczył Courtney bladą, przerażoną i przywiązaną do tego słupa. Długo nie wytrzymał w takiej pozycji. Wstał i spojrzał na miejsce kilka metrów dalej, gdzie umarła jego dziewczyna. Wspomnienia napłynęły do niego niczym potężna fala. Przypomniał sobie wyraz jej twarzy kiedy... kiedy.... Nie mógł o tym myśleć. I jej słowa: „Zawsze będę przy tobie...” Przypomniał sobie swoją rozpacz, jej łzy. Potem przypomniał sobie chwile, które spędzili razem. Chwile kiedy byli zakochani, szczęśliwi i pełni życia. Dla Kyle'a świat się skończył wraz ze śmiercią Courtney. Pamiętał jak wstydził się zaprosić ją na randkę. Jak wpadali na siebie niby przypadkiem i w końcu pierwsza randka. Jej uśmiech, sny, które mu podsyłała i te, które śnili razem. Potem przypomniał sobie jak przyszedł do jej domu i zobaczył ją leżącą bez życia na ziemi. Wtedy nie przypuszczał, że tak szybko ją straci. Łzy zakręciły mu się w oczach. Nie mógł tu dłużej siedzieć. Czuł to, ale nie mógł ruszyć się z miejsca. Stał tak i patrzył w to właśnie miejsce. Nie wiedział ile czasu minęło odkąd tu przyszedł, ale około godziny. W końcu zebrał się w sobie i wrócił do domu. Cały czas rozmyślał.....
***
Kyle zobaczył, że Michael i Isabel nadal są u Tess. Zajrzał do pokoju.
- Co robicie?- zapytał.
- Czytamy. Już prawie skończyliśmy- wyjaśniła Tess. Isabel miała niewyraźną minę. Kyle wiedział dlaczego. Gdyby on dowiedział się o swojej zdradzie widzianej oczami kogoś innego także nie byłby szczęśliwy. Domyślał się, że o Michaelu także było dużo, choć Kyle na to nie trafił.
- OK. To jak skończycie to przynieście mi pamiętnik do pokoju.- wyszedł. Był zmęczony wiec zasnął. Kiedy się obudził był już ranek. Na stoliku zobaczył pamiętnik. Szybko wstał, przebrał się i zszedł na dół. Była tam Tess.
- Cześć Kyle- powiedziała.
- Cześć. I jak po lekturze?
- Nieźle. Najgorzej została przedstawiona Issy. Ale to prawda. Ja również coś niecoś pamiętam i trochę mówił mi Nasedo. Z tym, że każdy widział to inaczej.- westchnęła.
- Powiem ci szczerze, że po przeczytaniu kilku fragmentów czuję się troszkę lepiej. znalazłem nowy cel w życiu.- powiedział Kyle.
- Kyle! Wiem co masz na myśli! Ani mi się waż!- zawołała Tess.
- Nie wiem o czym mówisz.
- Dobrze to wiesz! Chcesz szukać tego sobowtóra!
- Skąd wiesz?- zdziwił się Kyle.
- Dziś dzwoniła Issy. Weszła do twojego snu! Ona może być wszędzie! czy ty tego nie rozumiesz! To nie będzie Courtney!
- Wiem. Nie będę jej szukał. Isabel powiedziała ci pewnie, że postanowiłem wyjechać na trochę?
- Tak.
- Wyjeżdżam jutro. Muszę pozałatwiać kilka spraw.
- Gdzie pojedziesz?
- Nie wiem. Nie mam zielonego pojęcia.
- Nie popieram tego, ale jak chcesz. Jesteś dorosły. Rozumiem twoją potrzebę bycia samemu, ale uważam, że powinieneś być z przyjaciółmi. Courtney była nie tylko twoją dziewczyną, ale moją przyjaciółką. Isabel i Michael też ja lubili a Michael....
- A Michael czuł nawet coś więcej. Tak wiem o tym. Courtney mi mówiła. Ona mi wszystko mówiła. Idę. Cześć.- Kyle wyszedł. Poszedł najpierw do biura swojego ojca.
- Tato, jutro wyjeżdżam.
- Co takiego?- zdziwił się szeryf.- Gdzie? Na ile?
- Nie wiem. Może na tydzień może na miesiąc a może na zawsze. Jutro mnie tu nie będzie.
- Może przemyśl to sobie. To zbyt pochopna decyzja. Ostatnio tyle ci się przydarzyło.
- Tato, przemyślałem sobie wszystko. Decyzja została podjęta.- powiedział Kyle.
- Nie wiem..... może rzeczywiście powinieneś odpocząć od tych kosmicznych spraw..... ale dasz mi znać co się z tobą dzieje i gdzie jesteś?
- Oczywiście. jak tylko dotrę na miejsce. Isabel pożyczyła mi samochód Maxa. Ona ma swój a jego stoi w garażu. Na razie. Pogadamy jak wrócisz do domu. Cześć tato.- Kyle wyszedł.
Rano był gotowy do drogi.
- Uważaj na siebie.- powiedział Jim, który nie poszedł rano do pracy. Chciał pożegnać syna.
- Kyle, zadzwoń. Będę tęsknić.- Tess miała łzy w oczach.
- Nie płacz. zadzwonię. Pa.- pocałował ją w czoło. Uściskał ojca i wyszedł. Wsiadł do samochodu nie wiedząc dokąd jechać. Postanowi to po drodze. Teraz pożegnał Roswell, przynajmniej na jakiś czas.
Jane Cahill
- Tess_Harding
- Starszy nowicjusz
- Posts: 223
- Joined: Thu Feb 12, 2004 10:06 pm
- Location: Golenice
- Contact:
Hejka!!!!
oto kolejna część...
DWA SERCA cz.2 cz.5
Kyle postanowił pojechać do jakiejś małej wioski koło oceanu. Courtney zawsze mu mówiła, że chciałaby zamieszkać w cichym zakątku gdzieś na końcu świata. Kyle nie mógł pojechać na koniec świata, ale postanowił poszukać zacisza. Tam mogło być cicho i spokojnie. Nie wiedział czy powinien szukać Courtney. Nic nie wiedział. Minęły już dwa dni od opuszczenia Roswell. Najczęściej sypiał w tanich motelach albo w samochodzie. Czekało go jeszcze wiele mil. Około trzech dni drogi. Przed wyjazdem dokładnie przestudiował mapy i znalazł malutka wioseczkę koło oceanu. Zawsze mógł pojechać gdzie indziej, ale podświadomie czuł, że to właśnie to miejsce.
W końcu dotarł do wymarzonego miejsca. Wynajął domek od jakiegoś gospodarza. Domek był mały i trochę przyciasny, ale Kyle był tu sam. Wreszcie upragniona wolność! Kiedy tylko się urządził zadzwonił do ojca. Telefon odebrała Tess.
- Kyle! Jak dobrze, że wreszcie dzwonisz!- zawołała nim zdążył się odezwać. Nie wiedział czy dzięki kosmicznym umiejętnością wiedziała, że to on czy tylko tak zawolała.
- Cześć Tess. Ja też się cieszę, że juz dotarłem.
- Gdzie jesteś?
- Nie mogę ci powiedzieć.
- I tak się dowiem.- powiedziała Tess.
- No dobrze. W Prinstone
- W Prinstone?- powtórzyła Tess.- Gdzie to jest?
- Nad oceanem.
- Aha.- powiedziała krótko.
- Słuchaj, muszę kończyć, ale się odezwę. Powiedz ojcu, że zadzwonię któregoś wieczora. Papa!
- Cześć- odłożyła słuchawkę. Wreszcie był wolny. Pierwszego dnia siedział w domku. Domek był nawet ładny. Miał małą werandę, kolorowe okiennice i firanki. Okolica była bardzo piękna. Domek stał tuż obok oceanu. Widok miał przepiękny. Pomyślał, że chciałby tu spędzać czas z Courtney. Byłoby miło siedzieć tak i patrzeć na zachodzące słońce. Ale jej tu nie było i nigdy nie będzie.
Kyle był już tydzień w Prinstone a nic ciekawego się nie wydarzyło. Prawie cały czas padało.Tess i isabel wymyśliły, że będą go odwiedzały we śnie. Doszło do tego, że Kyle bał się zasnąć. Cały czas go wypytywały i gadały jak najęte. Że też udawało im się zasypiać w tym samym momencie. Kyle miał tego serdecznie dość. Zamiast odpocząć od całego Roswell miał jego część co noc w snach. Nie miał nawet okazji by śnić o Courtney. One mu to skutecznie utrudniały. Kyle, po głębszym zastanowieniu doszedł do tego, że one robią to specjalnie. Specjalnie nie pozwalały mu myśleć o courtney. Tess wiedziała, że tylko po to pojechał do Prinstone. Sny stawały się męczarnią i zamiast porządnie się wyspać, Kyle chodził zmęczony i zdenerwowany. Któregoś ranka, po długiej konwersacji z Isabel i Tess wyszedł na spacer po plaży. Przeszedł już z kilometr kiedy doszedł do skał. Nie były wysokie, wiec usiadł na jednej z nich. Wszystko wskazywało na to, że się ociepli. Ostatnie dni były raczej chłodne. Miejscowi wyjaśnili mu, że nad oceanem zawsze jest chłodno. Kwestia przyzwyczajenia. Posiedział tak z kilka godzin patrząc w ocean. Wracając postanowił, że będzie przychodził tam codziennie. Nie miał z kim rozmawiać, nie licząc Tess i Issy, którym nie mógł w żaden sposób przetłumaczyć, że chce być sam i dlatego wyjechał z Roswell. Kyle pomyślał, że to typowe kobiety. Dowiedziały sie o tym, gdyż nieopatrznie pomyślał o tym we śnie. Obraziły się i Kyle już miał nadzieję, że przestana go odwiedzać. Gdzie tam.... Największa pomyłka. Nazajutrz wstał trochę później niż zwykle. Spojrzał przez okno. Było ciepło. I wtedy zobaczył, że ktoś idzie w stronę jego ulubionych skał. Chciał zobaczyć kto to. Sam nie wiedział dlaczego, przecież miał być sam. Ale czuł tak wielką pokusę pogadania z kimś, że szybko się ubrał i prawie biegiem wyleciał na dwór. Wreszcie miał okazję z kimś pogadać.
Po kilku minutach dotarł na skały. Siedziała tam jakaś dziewczyna.
- Hej!- zawołał wspinając się na skałę. Dziewczyna odwróciła się a Kyle o mało nie zleciał ze skały.....
***
- Uważaj!- krzyknęła dziewczyna. Podała mu rękę a on z trudem wgramolił się na skałę.
- O mały włos- stęknął Kyle.
- Taak.... Wiesz, nie chciałabym zeznawać kiedy znajdą twoje ciało- zaśmiała się. Kyle spojrzał na nią.
- Cou....- zaczął, ale szybko ugryzł się w język.
- Słucham?- zapytała dziewczyna.
- Nie nic..- Kyle nie mógł oderwać od niej wzroku. To była Courtney. Te same oczy, ten sam uśmiech, ta sama twarz.... Ale wiedział, że to nie ona.
- Jestem Jane. Jane Cahill.- przedstawiła się.
- A ja Kyle Valenti.
- Jesteś nietutejszy, prawda? Skąd przyjechałeś?
- Jestem z Roswell.
- To tam rozbiło się UFO? Babcia mi opowiadała. Widziałam jak przyjechałeś i chciałam cię poznać. Wreszcie mi się udało- powiedziała dumnie. Kyle nic nie powiedział. To nie była Courtney, była inna. Inaczej się zachowywała, choć znał ją kilka minut. To jednak nie była Courtney. Kyle był zrozpaczony i zawiedziony. Pomyślał z żalem, że Tess miała rację.
- Dlaczego tak mi się przyglądasz?- zapytała w końcu Jane.
- Przypominasz mi kogoś bliskiego.
- Dziewczynę?- zaśmiała się.
- Może...
- Ależ ty tajemniczy. Każdy mówi, że przypominam mu jego dziewczynę. Jak ma na imię twoja?
- Courtney. Ale już nie jest moją dziewczyną...
- Odeszła z innym? Nie martw się jesteś dość przystojny i szybko znajdziesz kogoś innego. Widocznie nie była ciebie warta- gadała i gadała a Kyle upewniał się, że to inna osoba. Nie zaprzeczył, że Courtney odeszła. W końcu odeszła, ale nie z innym.
- Wiesz co? Muszę już iść.
- Powiedziałam coś nie tak? Coś o tej Courtney?
- Tak.- Kyle postanowił jej powiedzieć.- Ona nie żyje. Umarła kilka dni temu.
- Przepraszam, nie wiedziałam...
- A niby skąd mogłaś to wiedzieć?- wybuchnął Kyle.- Muszę już iść.- zszedł ze skały. Jane siedziała z smutną miną. Chłopak się odwrócił. Nie powinien był tak na nią krzyczeć. Kiedy zszedł ze skały biegiem popędził do domku. Nie mógł patrzeć na twarz osoby tak mu bliskiej. Zrozumiał co Tess i Isabel mu mówiły. Ona ma tylko jej wygląd.
W nocy odwiedziła go tylko Tess.
- Znalazłem sobowtóra Courtney- zwierzył się Kyle.
- To.... cudownie?- zapytała niepewnie Tess.
- Nie! Wcale nie! Courtney i ta dziewczyna, Jane, to dwie różne osoby.
- Kyle. Mam ci coś ważnego do powiedzenia.
- Coś z ojcem?- przestraszył się Kyle.
- Nie. Chodzi o sobowtóry Skórów. Przeczytałam zapiski Naseda i znalazłam tam cos o Skórach. W tym zdaniu o "drugim ja" Courtney chciała napisać, że "pożyczyła" ciało od przypadkowej dziewczyny. A raczej je skopiowała. Ona i wszyscy Skórowie.
- Wy też?- zapytał.
- Nie, bo my jesteśmy hybrydami. Skrzyżowanie kosmity z człowiekiem. To nasze własne ciała. Nie zdziw się więc jak spotkasz Nicholasa.
- Dzięki za informacje. A gdzie Isabel?
- Nie mogła tu być bo spotkała się we śnie z jakimś chłopakiem On oczywiście o tym nie wie- dodała z chytrym uśmieszkiem.- Co teraz zrobisz z tą dziewczyną?
- Nie wiem- odpowiedział zgodnie z prawda Kyle.- To inna dziewczyna. Ma inny charakter i jest bardzo wścibska.
- Aha. No to powodzenia w miłości- powiedziała Tess ze smutkiem, którego Kyle nie dostrzegł.- Myślisz, że możesz się w niej zakochać?
- Nie wiem. Czas pokaże.
Muszę iść. Spotykam się z Isabel. Do jutra- zniknęła. Kyle się obudził.
* * *
oto kolejna część...
DWA SERCA cz.2 cz.5
Kyle postanowił pojechać do jakiejś małej wioski koło oceanu. Courtney zawsze mu mówiła, że chciałaby zamieszkać w cichym zakątku gdzieś na końcu świata. Kyle nie mógł pojechać na koniec świata, ale postanowił poszukać zacisza. Tam mogło być cicho i spokojnie. Nie wiedział czy powinien szukać Courtney. Nic nie wiedział. Minęły już dwa dni od opuszczenia Roswell. Najczęściej sypiał w tanich motelach albo w samochodzie. Czekało go jeszcze wiele mil. Około trzech dni drogi. Przed wyjazdem dokładnie przestudiował mapy i znalazł malutka wioseczkę koło oceanu. Zawsze mógł pojechać gdzie indziej, ale podświadomie czuł, że to właśnie to miejsce.
W końcu dotarł do wymarzonego miejsca. Wynajął domek od jakiegoś gospodarza. Domek był mały i trochę przyciasny, ale Kyle był tu sam. Wreszcie upragniona wolność! Kiedy tylko się urządził zadzwonił do ojca. Telefon odebrała Tess.
- Kyle! Jak dobrze, że wreszcie dzwonisz!- zawołała nim zdążył się odezwać. Nie wiedział czy dzięki kosmicznym umiejętnością wiedziała, że to on czy tylko tak zawolała.
- Cześć Tess. Ja też się cieszę, że juz dotarłem.
- Gdzie jesteś?
- Nie mogę ci powiedzieć.
- I tak się dowiem.- powiedziała Tess.
- No dobrze. W Prinstone
- W Prinstone?- powtórzyła Tess.- Gdzie to jest?
- Nad oceanem.
- Aha.- powiedziała krótko.
- Słuchaj, muszę kończyć, ale się odezwę. Powiedz ojcu, że zadzwonię któregoś wieczora. Papa!
- Cześć- odłożyła słuchawkę. Wreszcie był wolny. Pierwszego dnia siedział w domku. Domek był nawet ładny. Miał małą werandę, kolorowe okiennice i firanki. Okolica była bardzo piękna. Domek stał tuż obok oceanu. Widok miał przepiękny. Pomyślał, że chciałby tu spędzać czas z Courtney. Byłoby miło siedzieć tak i patrzeć na zachodzące słońce. Ale jej tu nie było i nigdy nie będzie.
Kyle był już tydzień w Prinstone a nic ciekawego się nie wydarzyło. Prawie cały czas padało.Tess i isabel wymyśliły, że będą go odwiedzały we śnie. Doszło do tego, że Kyle bał się zasnąć. Cały czas go wypytywały i gadały jak najęte. Że też udawało im się zasypiać w tym samym momencie. Kyle miał tego serdecznie dość. Zamiast odpocząć od całego Roswell miał jego część co noc w snach. Nie miał nawet okazji by śnić o Courtney. One mu to skutecznie utrudniały. Kyle, po głębszym zastanowieniu doszedł do tego, że one robią to specjalnie. Specjalnie nie pozwalały mu myśleć o courtney. Tess wiedziała, że tylko po to pojechał do Prinstone. Sny stawały się męczarnią i zamiast porządnie się wyspać, Kyle chodził zmęczony i zdenerwowany. Któregoś ranka, po długiej konwersacji z Isabel i Tess wyszedł na spacer po plaży. Przeszedł już z kilometr kiedy doszedł do skał. Nie były wysokie, wiec usiadł na jednej z nich. Wszystko wskazywało na to, że się ociepli. Ostatnie dni były raczej chłodne. Miejscowi wyjaśnili mu, że nad oceanem zawsze jest chłodno. Kwestia przyzwyczajenia. Posiedział tak z kilka godzin patrząc w ocean. Wracając postanowił, że będzie przychodził tam codziennie. Nie miał z kim rozmawiać, nie licząc Tess i Issy, którym nie mógł w żaden sposób przetłumaczyć, że chce być sam i dlatego wyjechał z Roswell. Kyle pomyślał, że to typowe kobiety. Dowiedziały sie o tym, gdyż nieopatrznie pomyślał o tym we śnie. Obraziły się i Kyle już miał nadzieję, że przestana go odwiedzać. Gdzie tam.... Największa pomyłka. Nazajutrz wstał trochę później niż zwykle. Spojrzał przez okno. Było ciepło. I wtedy zobaczył, że ktoś idzie w stronę jego ulubionych skał. Chciał zobaczyć kto to. Sam nie wiedział dlaczego, przecież miał być sam. Ale czuł tak wielką pokusę pogadania z kimś, że szybko się ubrał i prawie biegiem wyleciał na dwór. Wreszcie miał okazję z kimś pogadać.
Po kilku minutach dotarł na skały. Siedziała tam jakaś dziewczyna.
- Hej!- zawołał wspinając się na skałę. Dziewczyna odwróciła się a Kyle o mało nie zleciał ze skały.....
***
- Uważaj!- krzyknęła dziewczyna. Podała mu rękę a on z trudem wgramolił się na skałę.
- O mały włos- stęknął Kyle.
- Taak.... Wiesz, nie chciałabym zeznawać kiedy znajdą twoje ciało- zaśmiała się. Kyle spojrzał na nią.
- Cou....- zaczął, ale szybko ugryzł się w język.
- Słucham?- zapytała dziewczyna.
- Nie nic..- Kyle nie mógł oderwać od niej wzroku. To była Courtney. Te same oczy, ten sam uśmiech, ta sama twarz.... Ale wiedział, że to nie ona.
- Jestem Jane. Jane Cahill.- przedstawiła się.
- A ja Kyle Valenti.
- Jesteś nietutejszy, prawda? Skąd przyjechałeś?
- Jestem z Roswell.
- To tam rozbiło się UFO? Babcia mi opowiadała. Widziałam jak przyjechałeś i chciałam cię poznać. Wreszcie mi się udało- powiedziała dumnie. Kyle nic nie powiedział. To nie była Courtney, była inna. Inaczej się zachowywała, choć znał ją kilka minut. To jednak nie była Courtney. Kyle był zrozpaczony i zawiedziony. Pomyślał z żalem, że Tess miała rację.
- Dlaczego tak mi się przyglądasz?- zapytała w końcu Jane.
- Przypominasz mi kogoś bliskiego.
- Dziewczynę?- zaśmiała się.
- Może...
- Ależ ty tajemniczy. Każdy mówi, że przypominam mu jego dziewczynę. Jak ma na imię twoja?
- Courtney. Ale już nie jest moją dziewczyną...
- Odeszła z innym? Nie martw się jesteś dość przystojny i szybko znajdziesz kogoś innego. Widocznie nie była ciebie warta- gadała i gadała a Kyle upewniał się, że to inna osoba. Nie zaprzeczył, że Courtney odeszła. W końcu odeszła, ale nie z innym.
- Wiesz co? Muszę już iść.
- Powiedziałam coś nie tak? Coś o tej Courtney?
- Tak.- Kyle postanowił jej powiedzieć.- Ona nie żyje. Umarła kilka dni temu.
- Przepraszam, nie wiedziałam...
- A niby skąd mogłaś to wiedzieć?- wybuchnął Kyle.- Muszę już iść.- zszedł ze skały. Jane siedziała z smutną miną. Chłopak się odwrócił. Nie powinien był tak na nią krzyczeć. Kiedy zszedł ze skały biegiem popędził do domku. Nie mógł patrzeć na twarz osoby tak mu bliskiej. Zrozumiał co Tess i Isabel mu mówiły. Ona ma tylko jej wygląd.
W nocy odwiedziła go tylko Tess.
- Znalazłem sobowtóra Courtney- zwierzył się Kyle.
- To.... cudownie?- zapytała niepewnie Tess.
- Nie! Wcale nie! Courtney i ta dziewczyna, Jane, to dwie różne osoby.
- Kyle. Mam ci coś ważnego do powiedzenia.
- Coś z ojcem?- przestraszył się Kyle.
- Nie. Chodzi o sobowtóry Skórów. Przeczytałam zapiski Naseda i znalazłam tam cos o Skórach. W tym zdaniu o "drugim ja" Courtney chciała napisać, że "pożyczyła" ciało od przypadkowej dziewczyny. A raczej je skopiowała. Ona i wszyscy Skórowie.
- Wy też?- zapytał.
- Nie, bo my jesteśmy hybrydami. Skrzyżowanie kosmity z człowiekiem. To nasze własne ciała. Nie zdziw się więc jak spotkasz Nicholasa.
- Dzięki za informacje. A gdzie Isabel?
- Nie mogła tu być bo spotkała się we śnie z jakimś chłopakiem On oczywiście o tym nie wie- dodała z chytrym uśmieszkiem.- Co teraz zrobisz z tą dziewczyną?
- Nie wiem- odpowiedział zgodnie z prawda Kyle.- To inna dziewczyna. Ma inny charakter i jest bardzo wścibska.
- Aha. No to powodzenia w miłości- powiedziała Tess ze smutkiem, którego Kyle nie dostrzegł.- Myślisz, że możesz się w niej zakochać?
- Nie wiem. Czas pokaże.
Muszę iść. Spotykam się z Isabel. Do jutra- zniknęła. Kyle się obudził.
* * *
Jane Cahill
- Tess_Harding
- Starszy nowicjusz
- Posts: 223
- Joined: Thu Feb 12, 2004 10:06 pm
- Location: Golenice
- Contact:
Hejka!!!!!
Dzięki za komentarze!!!! Jest mi niezmiernie miło!!! Oto kolejna część.
DWA SERCA 2 cz. 6.
Od tamtego momentu Jane nie dawała mu spokoju. Cały czas przesiadywała u niego i gadała, gadała i gadała. Zupełnie tak jakby ktoś skopiował Marie i to kilka razy oraz postawił je wszystkie. Taka była Jane.Ale zaprzyjaźnił się z nią. Po kilkunastu dniach stali się przyjaciółmi ale Kyle nie mówił jej wszystkiego. Jane dała mu do zrozumienia, że jest dziewczyną mocno stąpającą po ziemi i nie wierzy w żadne zjawiska paranormalne. Ale Kyle nie miał zamiaru mówić jej o kosmitach. Bo po co? Już wystarczająco dużo osób o tym wiedziało. I Courtney zginęła. Zabił ją dowódca wojsk kogoś kogo uważała za rodzinę. Widocznie na Antarze zdrady się nie wybacza. Kyle nie sądził, że kiedykolwiek się zakocha. Uważał, że Courtney na zawsze pozostanie w jego sercu i nikt inny nie będzie tam miał dostępu.
Jak tam, Kyle?- zapytała Tess.
-Hmm.. Z czym?
No, z tą Jane czy jak jej tam...
Tess, nie mam ochoty do żartów.
Ale to nie są żarty! Ja pytam bardzo poważnie.- Tess udała obrażoną. Wcale nie miała ochoty do żartów. Tylko ona znała powód. Kyle nie był zbyt domyślny.
Już ci mówiłem, że ona to nie Courtney. Jak kocham tylko i wyłącznie Courtney. I nigdy nikogo nie pokocham. Powiedz, że gdybym się zakochał w kimś innym to byłaby to zdrada, prawda?- powiedział Kyle.
Kyle...
Tak?
Jesteś głupi!- wybuchnęła Tess.
Słucham?- Kyle nie wierzył w to co Tess mówiła.
Powiedziałam, że jesteś głupi!- potórzyła.- Nie przerywaj!- dodała widząc, że Kyle otwiera usta.- mam ci cos do powiedzenia! W życiu nie spotkałam tak tępego człowieka jak ty! Wybacz moje słowa, ale nie mogę inaczej. Ty naprawdę niczego nie dostrzegasz! Ciebie nie interesuje nic poza tym, że cierpisz po stracie ukochanej! Rozejrzyj się! Wokół jest tyle dziewczyn, którym się podobasz! Kochałeś Courtney i rozumiem, że cierpisz, ale opowiadasz takie głupoty, że... Nawet nie wiem dlaczego z tobą rozmawiam! Ja uwielbiałam Courtney, była dla mnie prawdziwą przyjaciółką, ale odeszła i nic już nie przywróci jej do życia. Wiesz co? Zapomnij o tym co ci powiedziałam. Albo zastanów się nad swoim postępowaniem. Ranisz wiele osób. Cześć.- Tess skończyła wydzieranie się na niego.
Tess! Zaczekaj!- Kyle chciał ją zatrzymać, ale było już za późno. Tess się obudziła. Po chwili Kyle także otworzył oczy. Powoli zaczynał rozumieć co Tess miała na myśli. W zasadzie nie był tego pewien na 100%, ale zaczynał się domyślać. Nie był głupi. Bardzo żałował, że Tess go zostawiła. Miała rację, powinien przestać myśleć tylko o Courtney i zacząć żyć na nowo. Jego rozpacz w niczym mu nie pomoże.
Kyle nie był jeszcze gotowy na powrót do Roswell. Uważał, że jest na to za wcześnie. Często wypominał sobie fakt, że nie był na pogrzebie Courtney. Powinien tam być, ale... Wyjechał. Nie chciał tego przeżywać.
* * *
Tymczasem w Roswell....
Tess, uważam, że powinnaś mu powiedzieć.- powiedziała Isabel. Dziewczyny siedziały u Tess w pokoju.
Powiedzieć o czym?- Tess spojrzała na nią zdziwiona.
O tym co do niego czujesz.
Przestań. On kocha tylko Courtney.- Tess odwróciła wzrok. Była smutna. Bardzo przeżywała ostatnią rozmowę z Kylem.
Tess, nie oszukujmy się. Cierpi, to normalne. Ale przecież w końcu mu przejdzie. Minął dopiero niecały miesiąc od śmierci Courtney. Musi sie pozbierać.- Isabel pocieszała koleżankę.
A jeśli nie?
Co jeśli nie?
Jeżeli zakocha się w tej, Jane Cahill? Przecież ona wygląda jak Courtney tylko ma inny charakter.
Cześć dziewczyny! Co słychać?- wszedł Michael.
Hej...- powiedziała słabym głosem Tess.
Co z nią? Pokłóciła się z Kylem?- Michael spojrzał na Tess.
On uważa, że gdyby zakochał się w kimś innym to zdradziłby Courtney.- wyjaśniła Isabel.
Czy on zgłupiał?- Micael usiadł obok Tess.- Chcesz żebym przemówił mu do rozumu?
Nie! On nie wie, że ja... Że....
Że go kochasz?- dokończył za nią Michael.
Właśnie. Dawałam mu znaki a on ich nie odczytał. Już sam fakt, że odwiedzam go we śnie świadczy, że cos się kroi....
Ale Kyle nigdy nie był zbyt domyślny.- mruknął Michael.
Tess, a może ja z nim pogadam?- zaproponowała Isabel.
W żadnym wypadku! Ja sama muszę to załatwić. Najwyżej... Najwyżej on zakocha się w innej a ja będę cierpieć.- tess wstała.
Kto by pomyślał, że młody Valenti będzie miał takie wzięcie- zaśmiał się Kyle.
Michael, serce nie sługa, nie wybiera- Isabel się uśmiechnęła.
Przestańcie! Moja wina, ze kocham kogoś kto nie odwzajemnia moich uczuć?- Tess w końcu nie wytrzymała i też zaczęła się śmiać.- Jesteście niemożliwi! Co ja się z wami mam.
Oj, niestety miałaś tego pecha, że urodziłaś się na Antarze i...
I spotkałaś nas- dokończyła Isabel, przerywając Michaelowi.
* * *
Cześć Kyle.
Isabel?- Kyle był zdziwiony. Nie spodziewał się spotkać we śnie Isabel.
Nie, król Artur.
Przestań.
Spodziewałeś się spotkać tu kogoś innego?- Isabel spojrzała na Kyle'a.
Po prostu już dawno się tu nie pokazywałaś. A gdzie Tess?
Hmm... Widzę, że teraz cie interesuje gdzie jest Tess.- Isabel przewróciła oczami.
Nie teraz tylko zawsze mnie to interesowało.- wyjaśnił Kyle. Nie miał ochoty się z nią kłócić.
Tess nie mogła a raczej nie chciała tu przyjść.- wyjaśniła Isabel.
A to dlaczego?
To już sam powinieneś wiedzieć.- rozzłościła się.
Ale wy jesteście tajemnicze! Tylko wyrzuty i wyrzuty, ale same nie powiedzą za co! Weźcie zostawcie mnie w spokoju!- tym razem to Kyle zaczął krzyczec.
Czy możesz przestać się na mnie wydzierać?
Nie! Wy sie na mnie wydzieracie cały czas. Wczoraj Tess a dzisiaj ty! Albo wyjaśnicie mi o co chodzi albo zostawcie mnie w spokoju!
Wygląda na to, że Tess już zostawiła cię w spokoju! Skoro tego sobie życzysz to ja tez juz idę.
Isabel, nie chciałem...
Ale zrobiłeś to. Odezwij się jak zrozumiesz o co chodzi, Kyle.- Isabel poszła. I to był ostatni raz kiedy Kyle widział ją i Tess w swoich snach. Od tamtej pory żadna go nie odwiedziła a jak dzwonił do domu i odbierała Tess to albo odpowiadała półsłówkami albo od razu przekazywała słuchawkę szeryfowi. Kyle juz całkowicie zgłupiał i nie wiedział o co chodzi. Im bardziej starał się zrozumieć, tym bardziej nic nie rozumiał.
Dzięki za komentarze!!!! Jest mi niezmiernie miło!!! Oto kolejna część.
DWA SERCA 2 cz. 6.
Od tamtego momentu Jane nie dawała mu spokoju. Cały czas przesiadywała u niego i gadała, gadała i gadała. Zupełnie tak jakby ktoś skopiował Marie i to kilka razy oraz postawił je wszystkie. Taka była Jane.Ale zaprzyjaźnił się z nią. Po kilkunastu dniach stali się przyjaciółmi ale Kyle nie mówił jej wszystkiego. Jane dała mu do zrozumienia, że jest dziewczyną mocno stąpającą po ziemi i nie wierzy w żadne zjawiska paranormalne. Ale Kyle nie miał zamiaru mówić jej o kosmitach. Bo po co? Już wystarczająco dużo osób o tym wiedziało. I Courtney zginęła. Zabił ją dowódca wojsk kogoś kogo uważała za rodzinę. Widocznie na Antarze zdrady się nie wybacza. Kyle nie sądził, że kiedykolwiek się zakocha. Uważał, że Courtney na zawsze pozostanie w jego sercu i nikt inny nie będzie tam miał dostępu.
Jak tam, Kyle?- zapytała Tess.
-Hmm.. Z czym?
No, z tą Jane czy jak jej tam...
Tess, nie mam ochoty do żartów.
Ale to nie są żarty! Ja pytam bardzo poważnie.- Tess udała obrażoną. Wcale nie miała ochoty do żartów. Tylko ona znała powód. Kyle nie był zbyt domyślny.
Już ci mówiłem, że ona to nie Courtney. Jak kocham tylko i wyłącznie Courtney. I nigdy nikogo nie pokocham. Powiedz, że gdybym się zakochał w kimś innym to byłaby to zdrada, prawda?- powiedział Kyle.
Kyle...
Tak?
Jesteś głupi!- wybuchnęła Tess.
Słucham?- Kyle nie wierzył w to co Tess mówiła.
Powiedziałam, że jesteś głupi!- potórzyła.- Nie przerywaj!- dodała widząc, że Kyle otwiera usta.- mam ci cos do powiedzenia! W życiu nie spotkałam tak tępego człowieka jak ty! Wybacz moje słowa, ale nie mogę inaczej. Ty naprawdę niczego nie dostrzegasz! Ciebie nie interesuje nic poza tym, że cierpisz po stracie ukochanej! Rozejrzyj się! Wokół jest tyle dziewczyn, którym się podobasz! Kochałeś Courtney i rozumiem, że cierpisz, ale opowiadasz takie głupoty, że... Nawet nie wiem dlaczego z tobą rozmawiam! Ja uwielbiałam Courtney, była dla mnie prawdziwą przyjaciółką, ale odeszła i nic już nie przywróci jej do życia. Wiesz co? Zapomnij o tym co ci powiedziałam. Albo zastanów się nad swoim postępowaniem. Ranisz wiele osób. Cześć.- Tess skończyła wydzieranie się na niego.
Tess! Zaczekaj!- Kyle chciał ją zatrzymać, ale było już za późno. Tess się obudziła. Po chwili Kyle także otworzył oczy. Powoli zaczynał rozumieć co Tess miała na myśli. W zasadzie nie był tego pewien na 100%, ale zaczynał się domyślać. Nie był głupi. Bardzo żałował, że Tess go zostawiła. Miała rację, powinien przestać myśleć tylko o Courtney i zacząć żyć na nowo. Jego rozpacz w niczym mu nie pomoże.
Kyle nie był jeszcze gotowy na powrót do Roswell. Uważał, że jest na to za wcześnie. Często wypominał sobie fakt, że nie był na pogrzebie Courtney. Powinien tam być, ale... Wyjechał. Nie chciał tego przeżywać.
* * *
Tymczasem w Roswell....
Tess, uważam, że powinnaś mu powiedzieć.- powiedziała Isabel. Dziewczyny siedziały u Tess w pokoju.
Powiedzieć o czym?- Tess spojrzała na nią zdziwiona.
O tym co do niego czujesz.
Przestań. On kocha tylko Courtney.- Tess odwróciła wzrok. Była smutna. Bardzo przeżywała ostatnią rozmowę z Kylem.
Tess, nie oszukujmy się. Cierpi, to normalne. Ale przecież w końcu mu przejdzie. Minął dopiero niecały miesiąc od śmierci Courtney. Musi sie pozbierać.- Isabel pocieszała koleżankę.
A jeśli nie?
Co jeśli nie?
Jeżeli zakocha się w tej, Jane Cahill? Przecież ona wygląda jak Courtney tylko ma inny charakter.
Cześć dziewczyny! Co słychać?- wszedł Michael.
Hej...- powiedziała słabym głosem Tess.
Co z nią? Pokłóciła się z Kylem?- Michael spojrzał na Tess.
On uważa, że gdyby zakochał się w kimś innym to zdradziłby Courtney.- wyjaśniła Isabel.
Czy on zgłupiał?- Micael usiadł obok Tess.- Chcesz żebym przemówił mu do rozumu?
Nie! On nie wie, że ja... Że....
Że go kochasz?- dokończył za nią Michael.
Właśnie. Dawałam mu znaki a on ich nie odczytał. Już sam fakt, że odwiedzam go we śnie świadczy, że cos się kroi....
Ale Kyle nigdy nie był zbyt domyślny.- mruknął Michael.
Tess, a może ja z nim pogadam?- zaproponowała Isabel.
W żadnym wypadku! Ja sama muszę to załatwić. Najwyżej... Najwyżej on zakocha się w innej a ja będę cierpieć.- tess wstała.
Kto by pomyślał, że młody Valenti będzie miał takie wzięcie- zaśmiał się Kyle.
Michael, serce nie sługa, nie wybiera- Isabel się uśmiechnęła.
Przestańcie! Moja wina, ze kocham kogoś kto nie odwzajemnia moich uczuć?- Tess w końcu nie wytrzymała i też zaczęła się śmiać.- Jesteście niemożliwi! Co ja się z wami mam.
Oj, niestety miałaś tego pecha, że urodziłaś się na Antarze i...
I spotkałaś nas- dokończyła Isabel, przerywając Michaelowi.
* * *
Cześć Kyle.
Isabel?- Kyle był zdziwiony. Nie spodziewał się spotkać we śnie Isabel.
Nie, król Artur.
Przestań.
Spodziewałeś się spotkać tu kogoś innego?- Isabel spojrzała na Kyle'a.
Po prostu już dawno się tu nie pokazywałaś. A gdzie Tess?
Hmm... Widzę, że teraz cie interesuje gdzie jest Tess.- Isabel przewróciła oczami.
Nie teraz tylko zawsze mnie to interesowało.- wyjaśnił Kyle. Nie miał ochoty się z nią kłócić.
Tess nie mogła a raczej nie chciała tu przyjść.- wyjaśniła Isabel.
A to dlaczego?
To już sam powinieneś wiedzieć.- rozzłościła się.
Ale wy jesteście tajemnicze! Tylko wyrzuty i wyrzuty, ale same nie powiedzą za co! Weźcie zostawcie mnie w spokoju!- tym razem to Kyle zaczął krzyczec.
Czy możesz przestać się na mnie wydzierać?
Nie! Wy sie na mnie wydzieracie cały czas. Wczoraj Tess a dzisiaj ty! Albo wyjaśnicie mi o co chodzi albo zostawcie mnie w spokoju!
Wygląda na to, że Tess już zostawiła cię w spokoju! Skoro tego sobie życzysz to ja tez juz idę.
Isabel, nie chciałem...
Ale zrobiłeś to. Odezwij się jak zrozumiesz o co chodzi, Kyle.- Isabel poszła. I to był ostatni raz kiedy Kyle widział ją i Tess w swoich snach. Od tamtej pory żadna go nie odwiedziła a jak dzwonił do domu i odbierała Tess to albo odpowiadała półsłówkami albo od razu przekazywała słuchawkę szeryfowi. Kyle juz całkowicie zgłupiał i nie wiedział o co chodzi. Im bardziej starał się zrozumieć, tym bardziej nic nie rozumiał.
Jane Cahill
- Tess_Harding
- Starszy nowicjusz
- Posts: 223
- Joined: Thu Feb 12, 2004 10:06 pm
- Location: Golenice
- Contact:
Hejka.....
Powoli zbliżam się do końca no niestety, dziś umieszczam krótszy fragment, gdyz muszę poprawić końcówkę. Chyba, że ktoś ma pomysł na DWA SERCA3 jakby co to czekam na propozycje:)
DWA SERCA2 cz.7
MIESIĄC PÓŹNIEJ
Kyle'a obudziło pukanie.. Zaspany chłopak wstał i otworzył drzwi.
- Cześć!- to była Jane.
- Cześć. Spałem.
- Widzę. Mogę wejść? Myślałam, że może się przejdziemy.- Kyle się odsunął i dziewczyna weszła.
- Wejdź do pokoju a ja pójdę się ubrać. Zaraz wracam.- wyszedł. Jane tymczasem myszkowała po pokoju. Na szafce znalazła zdjęcie. To sprawiło, że aż usta otworzyła ze zdziwienia. A trzeba wiedzieć, że jeszcze nic nie zdziwiło Jane Cahill. Ze zdjęciem w ręku usiadła w fotelu i wpatrywała się w nie ze zdumieniem. Taką zastał ją Kyle.
- Jane?
- O-Mój-Boże!- powiedziała wciąż wpatrując się w zdjęcie. Kyle domyślił się o co jej chodziło. Trzymała w ręku zdjęcie Kyle'a i Courtney.- To ja!
- Nie. To nie ty. To moja dziewczyna.- Kyle poczuł, że Courtney oddala się od niego. Stracił nadzieję.
- Ona wygląda tak jak ja! Miałeś rację! Przepraszam, że ci nie wierzyłam! Ale gdybyś wcześniej pokazał mi to zdjęcie to byłoby inaczej... złą jestem przyjaciółką.
- Nie musiałaś mi wierzyć. Nie zależy mi.- powiedział obojętnie Kyle.
- Akurat! Wiesz co? Może się przejdziemy?- zaproponowała. Kyle stracił ochotę na spacer. Nie chciał słuchać pytań Jane. Zgodził się, widząc jej oczy. Widać w nich było prośbę.
- OK. Idziemy- wyszli. Spacerowali po plaży. Jane Cahill należała do najbardziej rozgadanych dziewczyn. Nawet Maria nie była większą gadułą. Ale Maria mówiła od rzeczy a Jane nie. Nawet miło się z nią gadało. Miała chłopaka. Nazywał się Vaughn i był rockmanem. Bardzo go kochała. Mimo, że wiele przez niego wycierpiała to darzyła go wielkim uczuciem. Powtarzała to w kółko, dając do zrozumienia, że Kyle nigdy jej nie zdobędzie. Szczerze to Kyle nawet nie miał zamiaru jej zdobywać. Może gdyby okazała się być osobą taką samą jak Courtney to spróbowałby. Może. Rozmawiali, a właściwie to Jane gadała, i spacerowali tak kilka godzin, aż w końcu Jane musiała wracać. W ciągu tych kilku godzin Jane wygadała się, że Vaughn przyjeżdża i bardzo by chciała, żeby Kyle go poznał. Kyle nie sądził, że jest to dobry pomysł. Był wdzięczny, że Jane ani razu nie zapytała o Courtney. Kyle wrócił do domku. Zrobił sobie późny obiad i zasnął. Obudził się po godzinie. Nic szczególnego mu się nie śniło. Na dworze padał deszcz. Nie miał gdzie i po co wychodzić. Poszedł do pokoju i zaczął oglądać zdjęcia, które ze sobą zabrał. Courtney i Tess. Teraz razem z Marią i Liz. Courtney z Kylem i z Michaelem. Najwięcej było zdjęć Courtney. Kyle uwielbiał ją fotografować. Dlatego teraz Courtney uśmiechała się do niego prawie ze wszystkich zdjęć. Prawie, bo czasami Kyle'owi udawało się złapać ją w zamyśleniu lub nieoczekiwanie zrobić jej zdjęcie. Tylko to mu zostało. I wspomnienia. Pamiętnika nie liczył. Kyle czuł, że nigdy nie pogodzi się z jej śmiercią. Courtney chciała by był szczęśliwy, ale uważał, że to niemożliwe bez niej. Zasnął. Po miesiącu nieobecności znowu odwiedziła go Tess. Sama.
- I jak sprawy miłosne?- zapytała jak gdyby nigdy nic.
- Bez zmian. Zero uczuć.- powiedział.
- Aha. To lecę.
- Gdzie? Przecież dopiero przyszłaś. Tak dawno cie nie widziałem.
- Po prostu nie mogę z tobą rozmawiać. Chciałam się tylko dowiedzieć co słychać i lecę.
- Stało się coś?- Kyle wreszcie zobaczył zmianę w jej zachowaniu.
- Nie, nic- powiedziała wykrętnie.- po prostu mam spotkanie.- skłamała. Odeszła. Kyle został sam. Aż nagle znalazł się na łące pełnej kwiatów. Pachniało lawendą. Kyle doskonale pamiętał tę łąkę. Zawsze spotykał się tu z Courtney. Oboje o tym śnili.
- Kyle....- usłyszał.
- Courtney?- rozejrzał się dookoła. Nigdzie jej nie widział. Słyszał tylko głos. Ten sam głos, który kochał. Tak dawno go nie słyszał. W oczach pojawiły się łzy.- Courtney...- wyszeptał.
- Kyle... Pamiętaj, bądź szczęśliwy. Przecież wiesz czego chcesz. Pozwól aby dwa serca na nowo stały się jednością. I wcale nie mówię o Jane Cahill... Wiesz dobrze o co mi chodzi..... Kocham cię i zawsze będę przy tobie.... Pamiętaj o tym.... Znów się zakochaj.....- głos ucichł a Kyle się obudził. To była Courtney. Tak bardzo chciał ją zobaczyć, przytulić. Nie pozwoliła mu. Zastanawiał sie co ona miała na myśli? Spojrzał na zegarek. Dochodziła piąta rano. I wtedy Kyle zrozumiał. Szybko podjął decyzję o wyjeździe. Do Roswell było kawał drogi, ale Kyle dokładnie wiedział czego chce.
* * *
Powoli zbliżam się do końca no niestety, dziś umieszczam krótszy fragment, gdyz muszę poprawić końcówkę. Chyba, że ktoś ma pomysł na DWA SERCA3 jakby co to czekam na propozycje:)
DWA SERCA2 cz.7
MIESIĄC PÓŹNIEJ
Kyle'a obudziło pukanie.. Zaspany chłopak wstał i otworzył drzwi.
- Cześć!- to była Jane.
- Cześć. Spałem.
- Widzę. Mogę wejść? Myślałam, że może się przejdziemy.- Kyle się odsunął i dziewczyna weszła.
- Wejdź do pokoju a ja pójdę się ubrać. Zaraz wracam.- wyszedł. Jane tymczasem myszkowała po pokoju. Na szafce znalazła zdjęcie. To sprawiło, że aż usta otworzyła ze zdziwienia. A trzeba wiedzieć, że jeszcze nic nie zdziwiło Jane Cahill. Ze zdjęciem w ręku usiadła w fotelu i wpatrywała się w nie ze zdumieniem. Taką zastał ją Kyle.
- Jane?
- O-Mój-Boże!- powiedziała wciąż wpatrując się w zdjęcie. Kyle domyślił się o co jej chodziło. Trzymała w ręku zdjęcie Kyle'a i Courtney.- To ja!
- Nie. To nie ty. To moja dziewczyna.- Kyle poczuł, że Courtney oddala się od niego. Stracił nadzieję.
- Ona wygląda tak jak ja! Miałeś rację! Przepraszam, że ci nie wierzyłam! Ale gdybyś wcześniej pokazał mi to zdjęcie to byłoby inaczej... złą jestem przyjaciółką.
- Nie musiałaś mi wierzyć. Nie zależy mi.- powiedział obojętnie Kyle.
- Akurat! Wiesz co? Może się przejdziemy?- zaproponowała. Kyle stracił ochotę na spacer. Nie chciał słuchać pytań Jane. Zgodził się, widząc jej oczy. Widać w nich było prośbę.
- OK. Idziemy- wyszli. Spacerowali po plaży. Jane Cahill należała do najbardziej rozgadanych dziewczyn. Nawet Maria nie była większą gadułą. Ale Maria mówiła od rzeczy a Jane nie. Nawet miło się z nią gadało. Miała chłopaka. Nazywał się Vaughn i był rockmanem. Bardzo go kochała. Mimo, że wiele przez niego wycierpiała to darzyła go wielkim uczuciem. Powtarzała to w kółko, dając do zrozumienia, że Kyle nigdy jej nie zdobędzie. Szczerze to Kyle nawet nie miał zamiaru jej zdobywać. Może gdyby okazała się być osobą taką samą jak Courtney to spróbowałby. Może. Rozmawiali, a właściwie to Jane gadała, i spacerowali tak kilka godzin, aż w końcu Jane musiała wracać. W ciągu tych kilku godzin Jane wygadała się, że Vaughn przyjeżdża i bardzo by chciała, żeby Kyle go poznał. Kyle nie sądził, że jest to dobry pomysł. Był wdzięczny, że Jane ani razu nie zapytała o Courtney. Kyle wrócił do domku. Zrobił sobie późny obiad i zasnął. Obudził się po godzinie. Nic szczególnego mu się nie śniło. Na dworze padał deszcz. Nie miał gdzie i po co wychodzić. Poszedł do pokoju i zaczął oglądać zdjęcia, które ze sobą zabrał. Courtney i Tess. Teraz razem z Marią i Liz. Courtney z Kylem i z Michaelem. Najwięcej było zdjęć Courtney. Kyle uwielbiał ją fotografować. Dlatego teraz Courtney uśmiechała się do niego prawie ze wszystkich zdjęć. Prawie, bo czasami Kyle'owi udawało się złapać ją w zamyśleniu lub nieoczekiwanie zrobić jej zdjęcie. Tylko to mu zostało. I wspomnienia. Pamiętnika nie liczył. Kyle czuł, że nigdy nie pogodzi się z jej śmiercią. Courtney chciała by był szczęśliwy, ale uważał, że to niemożliwe bez niej. Zasnął. Po miesiącu nieobecności znowu odwiedziła go Tess. Sama.
- I jak sprawy miłosne?- zapytała jak gdyby nigdy nic.
- Bez zmian. Zero uczuć.- powiedział.
- Aha. To lecę.
- Gdzie? Przecież dopiero przyszłaś. Tak dawno cie nie widziałem.
- Po prostu nie mogę z tobą rozmawiać. Chciałam się tylko dowiedzieć co słychać i lecę.
- Stało się coś?- Kyle wreszcie zobaczył zmianę w jej zachowaniu.
- Nie, nic- powiedziała wykrętnie.- po prostu mam spotkanie.- skłamała. Odeszła. Kyle został sam. Aż nagle znalazł się na łące pełnej kwiatów. Pachniało lawendą. Kyle doskonale pamiętał tę łąkę. Zawsze spotykał się tu z Courtney. Oboje o tym śnili.
- Kyle....- usłyszał.
- Courtney?- rozejrzał się dookoła. Nigdzie jej nie widział. Słyszał tylko głos. Ten sam głos, który kochał. Tak dawno go nie słyszał. W oczach pojawiły się łzy.- Courtney...- wyszeptał.
- Kyle... Pamiętaj, bądź szczęśliwy. Przecież wiesz czego chcesz. Pozwól aby dwa serca na nowo stały się jednością. I wcale nie mówię o Jane Cahill... Wiesz dobrze o co mi chodzi..... Kocham cię i zawsze będę przy tobie.... Pamiętaj o tym.... Znów się zakochaj.....- głos ucichł a Kyle się obudził. To była Courtney. Tak bardzo chciał ją zobaczyć, przytulić. Nie pozwoliła mu. Zastanawiał sie co ona miała na myśli? Spojrzał na zegarek. Dochodziła piąta rano. I wtedy Kyle zrozumiał. Szybko podjął decyzję o wyjeździe. Do Roswell było kawał drogi, ale Kyle dokładnie wiedział czego chce.
* * *
Jane Cahill
- Tess_Harding
- Starszy nowicjusz
- Posts: 223
- Joined: Thu Feb 12, 2004 10:06 pm
- Location: Golenice
- Contact:
Hejka!!!!
A oto ostatnia już część.... Trochę mi szkoda rozstawać się z tymi bohaterami i jak ktoś ma pomysł na trójkę to mówić śmiało!!!!
DWA SERCA2 cz.8
DWA DNI PÓŹNIEJ
Kyle pobił rekord w dojeździe do Roswell. Dwa dni...
- Kyle? Co ty tu robisz?- zapytał szeryf widząc swojego syna.
- Nie cieszysz się, że mnie widzisz?- zapytał Kyle. Oboje padli sobie w ramiona.
- Pewnie, że się cieszę synku- szeryf miał łzy w oczach. Wtedy z pokoju wyszła Tess.
- Kyle?- zdążyła zapytać zanim Kyle złapał ją w objęcia.
- Tess... Tak się cieszę, że cię widzę. Tęskniłem.
- Ja także....- zaśmiała się Tess.
- Może pomóc ci się rozpakować?- zapytał Jim.
- Nie, nie trzeba.... Mam tylko małą walizkę.
- A jak tam Jane?- zainteresowała się Tess.
- Nie wiem. Nawet się z nią nie pożegnałem. Decyzja została podjęta nad ranem dwa dni temu.
- Aaaa.... Nie będzie rozpaczać?
- Nie ma po kim.- Kyle zmarszczył czoło.
- Przepraszam...
- Nic się nie stało. A poza tym ona ma chłopaka.
- O!- powiedziała Tess. Kyle wszedł do pokoju. Był zmęczony po długiej podróży. Ledwo położył głowę na poduszce a już spał. Czekał na Tess, ale ona się nie pojawiła. Kiedy wstał jej nie było. Cały dzień się nie widzieli. Dopiero w nocy odwiedziła go we śnie.
- Tęskniłam za tobą.
- Tess.... Muszę ci coś powiedzieć.
- Nic nie mów. Nie chcę nic wiedzieć.
- Dlaczego?
- Po prostu. Dlaczego wróciłeś? Myślałam, że nigdy tego nie zrobisz.
- Wróciłem bo...
-... bo Jane dała ci kosza- dokończyła za niego Tess.
- NIE! Bo zrozumiałem, że.... że...
- Idę. Ty naprawdę nic nie rozumiesz.
- Nie! Tess! Czekaj! Muszę ci to powiedzieć!- Tess poszła. Kyle się obudził. Wiedział, że Tess nie śpi. Poszedł do jej pokoju.
- Tess....
- Czego chcesz? Przecież powiedziałam ci przed chwilą, że nie mamy sobie nic do powiedzenia.
- Nie dokończyłem.... Wróciłem, bo zrozumiałem, że cię kocham.- wydusił. Tess otworzyła oczy ze zdumienia.
Kyle..... Już jest za późno.- westchnęła.
Za późno? Na co?- zdziwił się Kyle.
Za późno to zrozumiałeś. Wyjdź.- Tess zakryła głowę poduszką. Kyle chwilę stał i patrzył na nią, ale potem wyszedł. Za późno zrozumiał, że ją kocha. A teraz wszystko stracone.... Ona go nienawidzi.
* * *
- Isabel....- Tess przyszła do koleżanki.
- Tess?- Isabel usiadła na łóżku.- Stało się coś?
- Tak. Kyle wyznał mi miłość.
- To wspaniała nowina!- ucieszyła się Isabel.
- No, nie wiem. Dałam mu kosza.
- Co???- Isabel aż otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia.
- To co słyszałaś. Przyszedł do mnie a ja go wyrzuciłam z pokoju.
- Oszalałaś.- stwierdziła Isabel.
- To całkiem możliwe. Ale on wrócił tak nagle i ni stąd ni zowąd wyznaje, że mnie kocha!
- To dobrze. Powinnaś rzucić mu się na szyje i pocałować go! Przecież tak długo na to czekałaś!
- Masz rację. Ale nie zrobiłam tego. Muszę to naprawić!- Tess wyszła z pokoju Isabel.
Kyle spał. Tess cichutko weszła do jego pokoju.
- Kyle....- powiedziała. Otworzył oczy.
- Tess?- zapytał zdziwiony.
- Muszę coś ci powiedzieć. Zaskoczyłeś mnie tym wyznaniem. Ja ciebie też kocham. Nawet nie wiesz jak bardzo. Bardzo mnie zaskoczyłeś tym wyznaniem i dlatego.... Skąd nagle pomysł z wyznaniem mi miłości?
- Courtney mi poradziła. Przyśniła mi się kilka dni temu i powiedziała, że jest ktoś kto mnie kocha. I zrozumiałem, że to chodzi o ciebie i ja też cię kocham.- Kyle wstał z łóżka i podszedł do Tess, która stała przy drzwiach. Złapał jej twarz w swoje dłonie, spojrzał w oczy a potem ją pocałował długo i namiętnie.
* * *
PÓŁ ROKU PÓŹNIEJ
Tess i Kyle mieli piękny ślub. Naprawdę było cudownie. Kyle był szczęśliwy. Jeszcze kilka miesięcy wcześniej nie spodziewał się, że znajdzie szczęście tak blisko siebie. Nie sądził, że będzie mógł dalej żyć bez Courtney. A szczególnie nie spodziewał się, że jego żoną zostanie Tess. Zawsze wyobrażał sobie, że w białej sukni ślubnej obok niego przy ołtarzu będzie stała Courtney. Kochał Tess i już prawie nie myślał o Courtney. Tess zdawała sobie sprawę, że Kyle zawsze będzie wspominał Courtney, ale ona go rozumiała. Ona też uwielbiała Courtney. Były dla siebie jak siostry....
- Stary, wreszcie dokonałeś słusznego wyboru- Michael poklepał Kyle'a po plecach.- Tess to wspaniała dziewczyna.- Michael pomyślał o Courtney, ale nie chciał o niej wspominać w tak ważnym dniu. Cieszył się szczęściem przyjaciela.
* * *
ROK PÓŹNIEJ
Tess i Kyle poszli na grób Courtney. Byli kilka miesięcy po ślubie.
- Cześć mała.- powiedział Kyle kładąc kwiaty na grobie Courtney.- Dzięki tobie znów jestem szczęśliwy. Gdyby nie ty to nadal byłbym samotnym facetem bez żadnych perspektyw na przyszłość a miłość uciekłaby mi sprzed nosa. Wiem, że jesteś przy mnie. Dziękuję ci za to. Kocham cię. I zawsze będę cię kochał. Zawsze będziesz w moim sercu.
- Byłaś moją przyjaciółką i zawsze nią będziesz. Dzięki za to, że byłaś. Dzięki za to, że pomogłaś nam się odnaleźć. Jesteś kochana.- powiedziała Tess. Zapalili świeczki. Oboje postali chwilkę przy grobie a potem wrócili do domu. Tess miała zaokrąglony brzuszek. Dzięki temu, że była kosmitką, dziecko miało urodzić się za kilkanaście dni. Co za przedziwna ironia losu, że Kyle szukał miłości kilkaset kilometrów od Roswell a znalazł ją pod dachem własnego domu. Oboje z Tess wiedzieli, że to dzięki Courtney. Tess miała urodzić dziewczynkę. Oczywiście mała dostanie imię Courtney.
I znowu dwa serca połączyły się w jedno. Zupełnie tak jak przewidziała to Courtney.....
KONIEC
A oto ostatnia już część.... Trochę mi szkoda rozstawać się z tymi bohaterami i jak ktoś ma pomysł na trójkę to mówić śmiało!!!!
DWA SERCA2 cz.8
DWA DNI PÓŹNIEJ
Kyle pobił rekord w dojeździe do Roswell. Dwa dni...
- Kyle? Co ty tu robisz?- zapytał szeryf widząc swojego syna.
- Nie cieszysz się, że mnie widzisz?- zapytał Kyle. Oboje padli sobie w ramiona.
- Pewnie, że się cieszę synku- szeryf miał łzy w oczach. Wtedy z pokoju wyszła Tess.
- Kyle?- zdążyła zapytać zanim Kyle złapał ją w objęcia.
- Tess... Tak się cieszę, że cię widzę. Tęskniłem.
- Ja także....- zaśmiała się Tess.
- Może pomóc ci się rozpakować?- zapytał Jim.
- Nie, nie trzeba.... Mam tylko małą walizkę.
- A jak tam Jane?- zainteresowała się Tess.
- Nie wiem. Nawet się z nią nie pożegnałem. Decyzja została podjęta nad ranem dwa dni temu.
- Aaaa.... Nie będzie rozpaczać?
- Nie ma po kim.- Kyle zmarszczył czoło.
- Przepraszam...
- Nic się nie stało. A poza tym ona ma chłopaka.
- O!- powiedziała Tess. Kyle wszedł do pokoju. Był zmęczony po długiej podróży. Ledwo położył głowę na poduszce a już spał. Czekał na Tess, ale ona się nie pojawiła. Kiedy wstał jej nie było. Cały dzień się nie widzieli. Dopiero w nocy odwiedziła go we śnie.
- Tęskniłam za tobą.
- Tess.... Muszę ci coś powiedzieć.
- Nic nie mów. Nie chcę nic wiedzieć.
- Dlaczego?
- Po prostu. Dlaczego wróciłeś? Myślałam, że nigdy tego nie zrobisz.
- Wróciłem bo...
-... bo Jane dała ci kosza- dokończyła za niego Tess.
- NIE! Bo zrozumiałem, że.... że...
- Idę. Ty naprawdę nic nie rozumiesz.
- Nie! Tess! Czekaj! Muszę ci to powiedzieć!- Tess poszła. Kyle się obudził. Wiedział, że Tess nie śpi. Poszedł do jej pokoju.
- Tess....
- Czego chcesz? Przecież powiedziałam ci przed chwilą, że nie mamy sobie nic do powiedzenia.
- Nie dokończyłem.... Wróciłem, bo zrozumiałem, że cię kocham.- wydusił. Tess otworzyła oczy ze zdumienia.
Kyle..... Już jest za późno.- westchnęła.
Za późno? Na co?- zdziwił się Kyle.
Za późno to zrozumiałeś. Wyjdź.- Tess zakryła głowę poduszką. Kyle chwilę stał i patrzył na nią, ale potem wyszedł. Za późno zrozumiał, że ją kocha. A teraz wszystko stracone.... Ona go nienawidzi.
* * *
- Isabel....- Tess przyszła do koleżanki.
- Tess?- Isabel usiadła na łóżku.- Stało się coś?
- Tak. Kyle wyznał mi miłość.
- To wspaniała nowina!- ucieszyła się Isabel.
- No, nie wiem. Dałam mu kosza.
- Co???- Isabel aż otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia.
- To co słyszałaś. Przyszedł do mnie a ja go wyrzuciłam z pokoju.
- Oszalałaś.- stwierdziła Isabel.
- To całkiem możliwe. Ale on wrócił tak nagle i ni stąd ni zowąd wyznaje, że mnie kocha!
- To dobrze. Powinnaś rzucić mu się na szyje i pocałować go! Przecież tak długo na to czekałaś!
- Masz rację. Ale nie zrobiłam tego. Muszę to naprawić!- Tess wyszła z pokoju Isabel.
Kyle spał. Tess cichutko weszła do jego pokoju.
- Kyle....- powiedziała. Otworzył oczy.
- Tess?- zapytał zdziwiony.
- Muszę coś ci powiedzieć. Zaskoczyłeś mnie tym wyznaniem. Ja ciebie też kocham. Nawet nie wiesz jak bardzo. Bardzo mnie zaskoczyłeś tym wyznaniem i dlatego.... Skąd nagle pomysł z wyznaniem mi miłości?
- Courtney mi poradziła. Przyśniła mi się kilka dni temu i powiedziała, że jest ktoś kto mnie kocha. I zrozumiałem, że to chodzi o ciebie i ja też cię kocham.- Kyle wstał z łóżka i podszedł do Tess, która stała przy drzwiach. Złapał jej twarz w swoje dłonie, spojrzał w oczy a potem ją pocałował długo i namiętnie.
* * *
PÓŁ ROKU PÓŹNIEJ
Tess i Kyle mieli piękny ślub. Naprawdę było cudownie. Kyle był szczęśliwy. Jeszcze kilka miesięcy wcześniej nie spodziewał się, że znajdzie szczęście tak blisko siebie. Nie sądził, że będzie mógł dalej żyć bez Courtney. A szczególnie nie spodziewał się, że jego żoną zostanie Tess. Zawsze wyobrażał sobie, że w białej sukni ślubnej obok niego przy ołtarzu będzie stała Courtney. Kochał Tess i już prawie nie myślał o Courtney. Tess zdawała sobie sprawę, że Kyle zawsze będzie wspominał Courtney, ale ona go rozumiała. Ona też uwielbiała Courtney. Były dla siebie jak siostry....
- Stary, wreszcie dokonałeś słusznego wyboru- Michael poklepał Kyle'a po plecach.- Tess to wspaniała dziewczyna.- Michael pomyślał o Courtney, ale nie chciał o niej wspominać w tak ważnym dniu. Cieszył się szczęściem przyjaciela.
* * *
ROK PÓŹNIEJ
Tess i Kyle poszli na grób Courtney. Byli kilka miesięcy po ślubie.
- Cześć mała.- powiedział Kyle kładąc kwiaty na grobie Courtney.- Dzięki tobie znów jestem szczęśliwy. Gdyby nie ty to nadal byłbym samotnym facetem bez żadnych perspektyw na przyszłość a miłość uciekłaby mi sprzed nosa. Wiem, że jesteś przy mnie. Dziękuję ci za to. Kocham cię. I zawsze będę cię kochał. Zawsze będziesz w moim sercu.
- Byłaś moją przyjaciółką i zawsze nią będziesz. Dzięki za to, że byłaś. Dzięki za to, że pomogłaś nam się odnaleźć. Jesteś kochana.- powiedziała Tess. Zapalili świeczki. Oboje postali chwilkę przy grobie a potem wrócili do domu. Tess miała zaokrąglony brzuszek. Dzięki temu, że była kosmitką, dziecko miało urodzić się za kilkanaście dni. Co za przedziwna ironia losu, że Kyle szukał miłości kilkaset kilometrów od Roswell a znalazł ją pod dachem własnego domu. Oboje z Tess wiedzieli, że to dzięki Courtney. Tess miała urodzić dziewczynkę. Oczywiście mała dostanie imię Courtney.
I znowu dwa serca połączyły się w jedno. Zupełnie tak jak przewidziała to Courtney.....
KONIEC
Jane Cahill
- Tess_Harding
- Starszy nowicjusz
- Posts: 223
- Joined: Thu Feb 12, 2004 10:06 pm
- Location: Golenice
- Contact:
Hejka!!!!!!
Kochani wróciłam z... opowiadaniem pt. DWA SERCA3!!! Pewnie was zanudzam. Jak tak to powiedzcie. To narazie kawałeczek, który napisałam kilka minut temu. Aha! Jeżeli macie jakieś pomysły co do akcji to proszę śmiało kierować je do mnie! Chętnie skorzystam. A więc... Miłego czytania!
DWA SERCA3 cz.1
- Kochanie, chodź tutaj!- zawołał młody mężczyzna. Po chwili podbiegła do niego mała dziewczynka.
- Tato! Nie chcę do domu!- powiedziała smutnym głosem. Była to mała blondyneczka w dwóch kitkach.
- Mama będzie się niepokoić.- powiedział mężczyzna.
- Ale ja się tak fajnie bawię!- w oczach dziewczynki pojawiły się łzy.
- Masz jeszcze pół godziny i ani minuty dłużej!
- Jesteś kochany, tatusiu!- dziewczynka pocałowała ojca w policzek i pobiegła do dzieci. Mężczyzna patrzył na swoją córkę. Miała sześć lat i bardzo mu kogoś przypominała. Była podobna do swojej matki i trochę do niego. Ale nie tylko... Przypominała mu pewną bliską osobę, którą kilka lat temu stracił. Spojrzał na zegarek.
- Courtney!- zawołał.- Chodź tu szybko!- kiwnął na nią ręką. Mała podbiegła. Tym razem bez żadnych protestów poszła z ojcem do domu.
- Och, już jesteście!- z kuchni wyszła blondynka z kręconymi włosami.- Mamy gości.- oznajmiła witając się z mężem.
- Tess....- spojrzał na żonę.
- Przyszli Isabel i Michael.
- Ciocia Isabel!- pisnęła Courtney i popędziła do kuchni.- Ciociu!- dobiegły ich krzyki małej.
- A wujku to nie?- odezwał się męski głos.
- Wujaszek Michael!- rozległ się krzyk.
- Kyle, dlaczego tak szybko wróciliście?- zapytała Tess.
- Ty nawet nie wiesz jaka jest duchota! Nie wiem jak ona tam wytrzymuje.
- Bo jest kosmitką...- Tess spuściła wzrok.- Chodź do kuchni.- poszli.
- Cześć Issy, hej Michael.- Kyle podał przyjaciołom rękę.
- Ale Courtney szybko rośnie.- zaśmiała się Isabel, która trzymała małą na kolanach.
- Nadzwyczaj. Już niedługo będzie wielkości bloku.- zauważył Kyle.
- Nieprawda! Mamo, powiedz tacie żeby nie kłamał!- zaśmiała się Courtney.
- Tato, przestań.- Tess spojrzała na męża. Pozostali się roześmieli.
- Macie osobliwe poczucie humoru.- zaśmiała się Isabel.
- Courtney, skarbie...-Tess zwróciła się do córki.- Idź do ogródka.- powiedziała. Mała niechętnie zeszła z kolan cioci Isabel i wybiegła na dwór. Dorośli przeszli do salonu.
- I co słychać?- zapytał Kyle. Skierował to pytanie do Michaela, który miał nieco zmienione życie.
- A co ma być?- wzruszył ramionami.- Maria już się pewnie wszystkim pochwaliła.
- Ale my chcemy usłyszeć to od ciebie!- Isabel klepnęła przyjaciela w ramię.
- Michael, nie każ nam dłużej czekać.- ponagliła go Tess.
- Niech wam będzie.- westchnął z rezygnacją.- Maria i ja zaręczyliśmy się.- wymamrotał. Rozległ się pisk dziewczyn.- Zadowoleni?
- I to jak!- Kyle klepnął go w ramię.- Wszyscy kosmici będą zamężni lub żonaci.- powiedział. Nagle przybiegła, zaalarmowana piskami, Courtney i władowała się Michaelowi na kolana.
- Wujek, opowiedz mi bajkę. Tą co wczoraj.- poprosiła. Reszta spojrzała na niego zdumiona.
- Courtney...- zaczął, chcąc się wymigać, ale mała zrobiła smutną minkę.- Chodźmy do drugiego pokoju.- westchnąl i wziął ją zaniósł do pokoiku obok.
- Michael opowiada bajki?- Tess otworzyła szeroko oczy ze zdumienia.
- Widać jak mało o nim wiemy...- mruknęła Isabel. Rzeczywiście, w życiu Michaela zaszło wiele zmian. Najpierw skończył szkołę i to z nawet dobrymi stopniami. Potem wyjechał do Los Angeles, gdzie znalazł sobie pracę. Nie widzieli go kilka lat a potem okazało się, że zaręczył się z Marią i za kilka miesięcy będzie ich ślub. Z tej strony go nie znali. A teraz okazało się, że ma bardzo dobre podejście do dzieci i mała Courtney go uwielbia. Kyle bardzo często się zastanawiał czy jego córka nie jest drugim wcieleniem Courtney Banks. Jego Courtney także uwielbiała Michaela Guerina.
CDN....
Kochani wróciłam z... opowiadaniem pt. DWA SERCA3!!! Pewnie was zanudzam. Jak tak to powiedzcie. To narazie kawałeczek, który napisałam kilka minut temu. Aha! Jeżeli macie jakieś pomysły co do akcji to proszę śmiało kierować je do mnie! Chętnie skorzystam. A więc... Miłego czytania!
DWA SERCA3 cz.1
- Kochanie, chodź tutaj!- zawołał młody mężczyzna. Po chwili podbiegła do niego mała dziewczynka.
- Tato! Nie chcę do domu!- powiedziała smutnym głosem. Była to mała blondyneczka w dwóch kitkach.
- Mama będzie się niepokoić.- powiedział mężczyzna.
- Ale ja się tak fajnie bawię!- w oczach dziewczynki pojawiły się łzy.
- Masz jeszcze pół godziny i ani minuty dłużej!
- Jesteś kochany, tatusiu!- dziewczynka pocałowała ojca w policzek i pobiegła do dzieci. Mężczyzna patrzył na swoją córkę. Miała sześć lat i bardzo mu kogoś przypominała. Była podobna do swojej matki i trochę do niego. Ale nie tylko... Przypominała mu pewną bliską osobę, którą kilka lat temu stracił. Spojrzał na zegarek.
- Courtney!- zawołał.- Chodź tu szybko!- kiwnął na nią ręką. Mała podbiegła. Tym razem bez żadnych protestów poszła z ojcem do domu.
- Och, już jesteście!- z kuchni wyszła blondynka z kręconymi włosami.- Mamy gości.- oznajmiła witając się z mężem.
- Tess....- spojrzał na żonę.
- Przyszli Isabel i Michael.
- Ciocia Isabel!- pisnęła Courtney i popędziła do kuchni.- Ciociu!- dobiegły ich krzyki małej.
- A wujku to nie?- odezwał się męski głos.
- Wujaszek Michael!- rozległ się krzyk.
- Kyle, dlaczego tak szybko wróciliście?- zapytała Tess.
- Ty nawet nie wiesz jaka jest duchota! Nie wiem jak ona tam wytrzymuje.
- Bo jest kosmitką...- Tess spuściła wzrok.- Chodź do kuchni.- poszli.
- Cześć Issy, hej Michael.- Kyle podał przyjaciołom rękę.
- Ale Courtney szybko rośnie.- zaśmiała się Isabel, która trzymała małą na kolanach.
- Nadzwyczaj. Już niedługo będzie wielkości bloku.- zauważył Kyle.
- Nieprawda! Mamo, powiedz tacie żeby nie kłamał!- zaśmiała się Courtney.
- Tato, przestań.- Tess spojrzała na męża. Pozostali się roześmieli.
- Macie osobliwe poczucie humoru.- zaśmiała się Isabel.
- Courtney, skarbie...-Tess zwróciła się do córki.- Idź do ogródka.- powiedziała. Mała niechętnie zeszła z kolan cioci Isabel i wybiegła na dwór. Dorośli przeszli do salonu.
- I co słychać?- zapytał Kyle. Skierował to pytanie do Michaela, który miał nieco zmienione życie.
- A co ma być?- wzruszył ramionami.- Maria już się pewnie wszystkim pochwaliła.
- Ale my chcemy usłyszeć to od ciebie!- Isabel klepnęła przyjaciela w ramię.
- Michael, nie każ nam dłużej czekać.- ponagliła go Tess.
- Niech wam będzie.- westchnął z rezygnacją.- Maria i ja zaręczyliśmy się.- wymamrotał. Rozległ się pisk dziewczyn.- Zadowoleni?
- I to jak!- Kyle klepnął go w ramię.- Wszyscy kosmici będą zamężni lub żonaci.- powiedział. Nagle przybiegła, zaalarmowana piskami, Courtney i władowała się Michaelowi na kolana.
- Wujek, opowiedz mi bajkę. Tą co wczoraj.- poprosiła. Reszta spojrzała na niego zdumiona.
- Courtney...- zaczął, chcąc się wymigać, ale mała zrobiła smutną minkę.- Chodźmy do drugiego pokoju.- westchnąl i wziął ją zaniósł do pokoiku obok.
- Michael opowiada bajki?- Tess otworzyła szeroko oczy ze zdumienia.
- Widać jak mało o nim wiemy...- mruknęła Isabel. Rzeczywiście, w życiu Michaela zaszło wiele zmian. Najpierw skończył szkołę i to z nawet dobrymi stopniami. Potem wyjechał do Los Angeles, gdzie znalazł sobie pracę. Nie widzieli go kilka lat a potem okazało się, że zaręczył się z Marią i za kilka miesięcy będzie ich ślub. Z tej strony go nie znali. A teraz okazało się, że ma bardzo dobre podejście do dzieci i mała Courtney go uwielbia. Kyle bardzo często się zastanawiał czy jego córka nie jest drugim wcieleniem Courtney Banks. Jego Courtney także uwielbiała Michaela Guerina.
CDN....
Jane Cahill
- Tess_Harding
- Starszy nowicjusz
- Posts: 223
- Joined: Thu Feb 12, 2004 10:06 pm
- Location: Golenice
- Contact:
Hejka!!!!!
Dzięki za komentarz.... Ano to opo powinno raczej nosić tytuł Dwa serca- dalsze losy... heh.. niech już będzie...
DWA SERCA3 cz.2
- Hej Michael!- do chłopaka podbiegła roześmiana blondynka, która rzuciła mu się na szyję.
- Maria, witaj....- Michael pocałował ją w policzek.- Liz..- chłopak spojrzał na podchodzącą do nich brunetkę.
- Właśnie wracamy z zakupów. Musimy jeszcze tyle kupić...- trajkotała Maria. Michael miał już dość słuchnia jej.
- Muszę już iść.- powiedział szybko przerywając jej monolog. Obie z Liz spojrzały na niego zdumione.
- Gdzie idziesz?- zapytała Liz.
- Do Kyle'a i Tess. Wyjeżdżają i nie ma kto się zająć Courtney.- wyjaśnił.
- I ty się zgłosiłeś?- krzyknęła Liz.
- Nie miałem wyjścia. Nie wiedziałem jak mam się wywinąć.- Michael spojrzał na Marię.- A prawda jest taka, że ja lubię dzieci, ale kiedy ich rodzice są w pobliżu! Nie potrafię się zajmować małymi dzieciakami!
- Nie martw się, pomożemy ci. Akurat nie mamy co robić.- powiedziała Liz. Michael był szczęśliwy. Nie ulegało wątpliwości, że się zgodzi. Możliwe, że po jakimś kwadransie uda mu się zniknąć.
- Ok. Będzie mi miło.- mruknął. Cała trójka skierowała się w stronę domu Valentich.
- Wujek Michael! Ciocia Liz! Ciocia Maria!- rozległy się radosne okrzyki a po chwili do przedpokoju wpadła mała dziewczynka.
- Courtney, ale ty urosłaś!- Liz wzięła małą na ręce. Courtney wyglądała na szczęśliwą.
- Cieszę się, że jesteście. Dzięki Michael, że zgodziłeś się pilnować małej.- powiedziała Tess.
- Przestań, to dla mnie prawdziwa przyjemność. Pomogą mi Liz i Maria.- chłopak wskazał na dziewczyny, które bawiły się z Courtney. Michael miał nadzieję, że Courtney jest łatwym dzieckiem i szybko zaśnie. Miał jej pilnować przez dwa dni.
- Nie chcę jej zostawić, ale muszę. To ważna wyprawa i to byłoby zbyt męczące jak dla sześcioletniego dziecka. Courtney!- zawołała Tess. Po chwili przybiegła mała.- kochanie, ja już wyjeżdżam. Tata też. Zajmie się tobą wujek Michael i ciocie Liz oraz Maria.
- Musicie?- zapytała Courtney.
- Tak skarbie... Musimy. Wrócimy za kilka dnie. Narazie!- Tess ucałowała córkę i wyszła. Po chwili dołączył do niej Kyle.
- Jak jej się coś stanie to mi za to zapłacisz.- powiedział do Michaela.
- Spoko, nic jej z nami nie grozi.- uspokoił go Michael. Tess i Kyle wyjechali.
- No to co będziemy robić?- zapytała Maria. Tymczasem Courtney zaczęła biegać po całym domu.
- Courtney, bo się przewrócisz!- krzyknęła Liz. Mała jej nie słuchała. Po chwili dziewczynka się przewróciła i w całym domu rozbrzmiał jej wyjątkowo głośny płacz.
- Spokojnie, malutka....- Maria wzięła ją na ręce.- Nie płacz. Nie powinnaś biegać, bo zrobisz sobie krzywdę.- spojrzała na rozwalone kolano dziewczynki. Leciała jej krew. Po chwili Courtney położyła tam rękę i rana zniknęła.
- Już.- uśmiechnęła się przez łzy. Maria mocno ją przytuliła.
- Courtney, mam pomysł!- powiedział Michael.- Wiesz co możesz teraz zrobić? Iść spać!
- Michael!- Liz spojrzała na niego z wyrzutem.- Przecież jest dopiero południe!
- Dlatego czas na poobiednią drzemkę.
- Powiedz lepiej, że chcesz się jej pozbyć!- wtrąciła się Maria.
- Powiedzmy....- zaczął. Nagle urwał i spojrzał w miejsce, gdzie przed chwilą była Courtney, która uciekła Marii.- Gdzie mała?- zapytał. Nikt nie wiedział.- Cholera!- wrzasnął Michael. Jednak po chwili do pokoju przybiegła Courtney.
- Chcę iść na dwór!- oznajmiła. Michael musiał przyznać, że bardzo się pomylił co do dzieci. Myślał, że mała położy się grzecznie spać a tu nic z tego. Wszędzie jej pełno. Zaczął się zastanawiać jak przeżyje te dwa dni. Chcąc nie chcąc poszedł z dziewczynami na spacer. Courtney biegała po ulicach i głośno śpiewała. Nie było takiej osoby, która by się za nimi nie obejrzała. Michael był wściekły, bo nienawidził jak ktoś zwracał na niego zbyt dużo uwagi. W końcu doszli do małego placu zabaw. Tam Courtney dołączyła do innych dzieci. Cała trójka usiadła na pobliskiej ławeczce.
- Nareszcie spokój!- westchnął Michael. Powiedział to jednak w złym momencie, gdyz po kilku minutach podbiegła do niego Courtney.
- Wujek! Baw się ze mną!- złapała go za rękę i zaczęła ciągnąć w stronę zjeżdżalni.
- Ciocia Maria się z tobą pobawi, albo ciocia Liz.- mruknął Michael. Mała nie dała się tak łatwo zbyć.
- NIE!- krzyknęła.- Ty się ze mną pobaw!
- Courtney, nie mogę. Jestem zmęczony...- usiłował się wywinąć. Courtney wybuchnęła głośnym płaczem. Wszyscy zaczęli się na nich gapić. Michael czuł się zażenowany, ale Courtney najwidoczniej była w swoim żywiole, gdyż płakała coraz głośniej.
- Dlaaaczeeegoooo się.... Nieeeee cceeesz zeee mną.... baaawić?- płakała.
- Courtney, uspokój się!- Michael złapał ją za rękę. Wyrwała się.
- Ty zawsze byłeś taki nieczułyyyyy! Dlaaa wszystkich!- krzyknęła płaczliwie.- Nawet wteeedy na bal....- urwała. Spojrzała ze strachem na Michaela. Wszyscy wpatrywali się w nią ze zdumieniem. Mała pochlipywała, ale powoli się uspokajała.
- Courtney, co chciałaś mi powiedzieć?- Michael spojrzał na nią łagodnym wzrokiem. Dziewczynka schowała się za Marią.
- Michael, straszysz ją!- Liz przytuliła małą, która chętnie schowała się w jej ramionach.
- Może chodźmy stąd, bo wzbudzamy ogólne zainteresowanie.- zaproponował Michael. To było nawet wskazane, gdyż wszyscy się w nich wpatrywali. Troje przyjaciół poszło z placu zabaw a Courtney nie protestowała. Po powrocie do domu Liz zaniosła małą na górę i położyła ją spać. Courtney od razu zasnęła. Liz zeszła na dół.
- Michael...- spojrzała na niego. Michael nerwowo krążył po pokoju.
- Ona jest dziwna... Jest nadzwyczaj kochanym dzieckiem, ale czasami patrzy na mnie takim dziwnym wzrokiem.- wyjaśnił Michael.- Na placu zabaw chciała chyba powiedzieć "na balkonie". Z tym balkonem miała rację, bo tam właśnie gadałem z Courtney Banks i nie byłem zbyt miły. Odpowiadałem półsłówkami i tak dalej....
- Ale skąd ona mogła to wiedzieć?- zdziwiła się Maria.- Przecież nie zna tamtej Courtney...
- No właśnie... A coś takiego jak reinkarnacja....- poddała pomysł Liz.
- Ale reinkarnacja to jest wtedy jak umrze człowiek i zaraz rodzi się dziecko....- westchnęła Maria.
- Niekoniecznie.- zaprzeczyła Liz.- Ale to mógł być przypadek, że Courtney to powiedziała.
- A nie widziałaś jej twarzy? Była przestraszona!- powiedział Michael.
- Może potem postaram się z nią porozmawiać i dowiem się kilku rzeczy. Ale nie ma co się jej dziwić, skoro jest kosmitką.- wyjaśniła Liz.
- I ma na imię Courtney. Tamta Courtney także wiedziała o wielu sprawach. I też była kosmitką.- mruknęła Maria.
- Zobaczymy jak wstanie. Może uda mi się coś z niej wyciągnąć.- mruknęła Liz.
* * *
- Hej, Michael tu Tess.- odezwał się głos w słuchawce.
- Cześć Tess. Co słychać?- zapytał Michael.
- Dobrze. A jak Courtney?
- Świetnie. Teraz śpi. To grzeczne dziecko.- wyjaśnił Michael.
- Cieszę się. Muszę już kończyć, ale zadzwonię jeszcze. Dzwoń jakby się coś działo.- Tess odłożyła słuchawkę.
- Kto dzwonił?- zapytała Maria.
- Tess. Pytała się o małą.- wyjaśnił.
- Aha.- Maria powróciła do oglądania telewizji. Wszyscy czekali aż isę obudzi Courtney.
- Ciociu Liz!- rozległo się wołanie. Liz wstała i pobiegła do pokoju dziewczynki. Zamknęła za sobą drzwi.
- Cześć kochanie. Coś się stało?- zapytała Liz słodkim głosikiem, wchodząc do pokoiku.
- Nie, ale nie chcę być sama.- wyjaśniła mała zakrywając głowę kołderką. Liz pomyślała, że powinna się zapytać teraz albo wcale.
- Courtney, chciałabym się ciebie o coś zapytać.- powiedziała. Courtney spojrzała na nią z zainteresowaniem. Liz odetchnęła.- Dziś na placu zabaw zaczęłaś zdanie i nie skończyłaś go. Skąd wiesz takie rzeczy o wujku Michaelu?- zapytała, myśląc, że nie powinna tak formuować pytania dla sześciolatki. Courtney się uśmiechnęła.
- Powiedziała mi to pewna ładna pani.- wyjaśniła.
- Pani? Kiedy? Gdzie?
- We śnie. Rozmawiałam z nią o wielu rzeczach. O wujku Michaelu, wujku Maksie...- powiedziała. Liz zatkało. Nie wiedziała co powiedzieć. Skąd mała Courtney mogła wiedzieć o Maksie, skoro on nie żył od kilku lat. Nikt o nim nie wspominał.
- A możesz mi powiedzieć jak ta pani wyglądała?- zapytała po dłuższej chwili. Twarz małej się rozpromieniła.
- Oczywiście! Miała blond włosy takie jak ja! Mam jej zdjęcie!- dziewczynka zeszła z łóżka, pogrzebała chwilę w szufladzie stolika i wyciągnęła zdjęcie.- To jest zdjęcie tatusia, mamusi i tej pani.- podała zdjęcie zdumionej Liz.
- A co ci jeszcze powiedziała ta pani?- zapytała Liz zdławionym głosem.
- Że wujek Max był zdrajcą i że żałuje, że nie mogła być na ślubie moich rodziców. Mówiła jeszcze dużo rzeczy o cioci Isabel i tobie i cioci Marii i o moich rodzicach.- Courtney była zadowolona, że ktoś ją słucha z takim zainteresowaniem.- Jestem zmęczona. Już noc...- ziewnęła. Liz okryła ją kołderką i wyszła.
- I co?- Michael zerwał się z fotela. Liz była blada jak kreda.
- Courtney wyznała, że o balkonie powiedziała jej jakaś pani. Nasza mała Courtney wie o Maksie. O jego zdradzie i wie wiele więcej.
- Pani? Jak pani?- zapytała Maria.
- Mam jej zdjęcie.- Liz wyciągnęła rękę ze zdjęciem. Michael ubiegł Marię i chwycił je pierwszy. Jego oczy zrobiły się okrągłe jak spodki.
- To przecież niemożliwe! To nieprawda!- powiedział.
- A skąd mogła wiedzieć o zdradzie Maxa?
- Może od Kyle'a lub Tess? Może słyszała jak rozmawiali?- Michael trzymał zdjęcie przy sobie a Maria usiłowała mu je wyrwać.
- Jestem pewna, że nie rozmawiali o nim, gdyż on doprowadził do śmierci Courtney...- zauważyła Liz.
- No daj mi to zdjęcie! Też chcę zobaczyć!- Maria wyrwała Michaelowi zdjęcie. Ona też była zdziwiona.- To przecież Courtney!- wykrzyknęła.- Ona nie żyje!
- Serio?- zadrwił Michael.
- Odwiedza córkę Kyle'a we śnie. To bardzo dziwne.
- Ale dlaczego opowiada jej takie rzeczy? O przeszłości?- zdziwiła się Maria.
- Może chce żeby Courtney wiedziała.... Nie wiem. Myślę, że czas przyniesie odpowiedzi.- Liz westchnęła. To było nie do pomyślenia. Sześcioletnia Courtney rozmawiała we śnie ze swoją zmarłą imienniczką, którą tak bardzo kochał jej ojciec. To było bardzo dziwne.... Liz czuła, że między obiema dziewczynami jest jakaś silna więź. Że obie są od siebie zależne. Tylko dlaczego Courtney Banks odwiedzała małą we śnie. Przecież ona nie żyła od siedmiu lat! Sami ją chowali a potem Kyle wrócił skądśtam i poślubił Tess Harding. Potem urodziła im się Courtney i do tej pory nie było z nią żadnych problemów. Co więcej, nie było wogóle problemów! Wszyscy żyli sobie w zgodzie i było miło.... Czy to się zmieni? Odpowiedzi na te pytania powinny ukazać się wkrótce. Liz była tego pewna.
CDN.....
Dzięki za komentarz.... Ano to opo powinno raczej nosić tytuł Dwa serca- dalsze losy... heh.. niech już będzie...
DWA SERCA3 cz.2
- Hej Michael!- do chłopaka podbiegła roześmiana blondynka, która rzuciła mu się na szyję.
- Maria, witaj....- Michael pocałował ją w policzek.- Liz..- chłopak spojrzał na podchodzącą do nich brunetkę.
- Właśnie wracamy z zakupów. Musimy jeszcze tyle kupić...- trajkotała Maria. Michael miał już dość słuchnia jej.
- Muszę już iść.- powiedział szybko przerywając jej monolog. Obie z Liz spojrzały na niego zdumione.
- Gdzie idziesz?- zapytała Liz.
- Do Kyle'a i Tess. Wyjeżdżają i nie ma kto się zająć Courtney.- wyjaśnił.
- I ty się zgłosiłeś?- krzyknęła Liz.
- Nie miałem wyjścia. Nie wiedziałem jak mam się wywinąć.- Michael spojrzał na Marię.- A prawda jest taka, że ja lubię dzieci, ale kiedy ich rodzice są w pobliżu! Nie potrafię się zajmować małymi dzieciakami!
- Nie martw się, pomożemy ci. Akurat nie mamy co robić.- powiedziała Liz. Michael był szczęśliwy. Nie ulegało wątpliwości, że się zgodzi. Możliwe, że po jakimś kwadransie uda mu się zniknąć.
- Ok. Będzie mi miło.- mruknął. Cała trójka skierowała się w stronę domu Valentich.
- Wujek Michael! Ciocia Liz! Ciocia Maria!- rozległy się radosne okrzyki a po chwili do przedpokoju wpadła mała dziewczynka.
- Courtney, ale ty urosłaś!- Liz wzięła małą na ręce. Courtney wyglądała na szczęśliwą.
- Cieszę się, że jesteście. Dzięki Michael, że zgodziłeś się pilnować małej.- powiedziała Tess.
- Przestań, to dla mnie prawdziwa przyjemność. Pomogą mi Liz i Maria.- chłopak wskazał na dziewczyny, które bawiły się z Courtney. Michael miał nadzieję, że Courtney jest łatwym dzieckiem i szybko zaśnie. Miał jej pilnować przez dwa dni.
- Nie chcę jej zostawić, ale muszę. To ważna wyprawa i to byłoby zbyt męczące jak dla sześcioletniego dziecka. Courtney!- zawołała Tess. Po chwili przybiegła mała.- kochanie, ja już wyjeżdżam. Tata też. Zajmie się tobą wujek Michael i ciocie Liz oraz Maria.
- Musicie?- zapytała Courtney.
- Tak skarbie... Musimy. Wrócimy za kilka dnie. Narazie!- Tess ucałowała córkę i wyszła. Po chwili dołączył do niej Kyle.
- Jak jej się coś stanie to mi za to zapłacisz.- powiedział do Michaela.
- Spoko, nic jej z nami nie grozi.- uspokoił go Michael. Tess i Kyle wyjechali.
- No to co będziemy robić?- zapytała Maria. Tymczasem Courtney zaczęła biegać po całym domu.
- Courtney, bo się przewrócisz!- krzyknęła Liz. Mała jej nie słuchała. Po chwili dziewczynka się przewróciła i w całym domu rozbrzmiał jej wyjątkowo głośny płacz.
- Spokojnie, malutka....- Maria wzięła ją na ręce.- Nie płacz. Nie powinnaś biegać, bo zrobisz sobie krzywdę.- spojrzała na rozwalone kolano dziewczynki. Leciała jej krew. Po chwili Courtney położyła tam rękę i rana zniknęła.
- Już.- uśmiechnęła się przez łzy. Maria mocno ją przytuliła.
- Courtney, mam pomysł!- powiedział Michael.- Wiesz co możesz teraz zrobić? Iść spać!
- Michael!- Liz spojrzała na niego z wyrzutem.- Przecież jest dopiero południe!
- Dlatego czas na poobiednią drzemkę.
- Powiedz lepiej, że chcesz się jej pozbyć!- wtrąciła się Maria.
- Powiedzmy....- zaczął. Nagle urwał i spojrzał w miejsce, gdzie przed chwilą była Courtney, która uciekła Marii.- Gdzie mała?- zapytał. Nikt nie wiedział.- Cholera!- wrzasnął Michael. Jednak po chwili do pokoju przybiegła Courtney.
- Chcę iść na dwór!- oznajmiła. Michael musiał przyznać, że bardzo się pomylił co do dzieci. Myślał, że mała położy się grzecznie spać a tu nic z tego. Wszędzie jej pełno. Zaczął się zastanawiać jak przeżyje te dwa dni. Chcąc nie chcąc poszedł z dziewczynami na spacer. Courtney biegała po ulicach i głośno śpiewała. Nie było takiej osoby, która by się za nimi nie obejrzała. Michael był wściekły, bo nienawidził jak ktoś zwracał na niego zbyt dużo uwagi. W końcu doszli do małego placu zabaw. Tam Courtney dołączyła do innych dzieci. Cała trójka usiadła na pobliskiej ławeczce.
- Nareszcie spokój!- westchnął Michael. Powiedział to jednak w złym momencie, gdyz po kilku minutach podbiegła do niego Courtney.
- Wujek! Baw się ze mną!- złapała go za rękę i zaczęła ciągnąć w stronę zjeżdżalni.
- Ciocia Maria się z tobą pobawi, albo ciocia Liz.- mruknął Michael. Mała nie dała się tak łatwo zbyć.
- NIE!- krzyknęła.- Ty się ze mną pobaw!
- Courtney, nie mogę. Jestem zmęczony...- usiłował się wywinąć. Courtney wybuchnęła głośnym płaczem. Wszyscy zaczęli się na nich gapić. Michael czuł się zażenowany, ale Courtney najwidoczniej była w swoim żywiole, gdyż płakała coraz głośniej.
- Dlaaaczeeegoooo się.... Nieeeee cceeesz zeee mną.... baaawić?- płakała.
- Courtney, uspokój się!- Michael złapał ją za rękę. Wyrwała się.
- Ty zawsze byłeś taki nieczułyyyyy! Dlaaa wszystkich!- krzyknęła płaczliwie.- Nawet wteeedy na bal....- urwała. Spojrzała ze strachem na Michaela. Wszyscy wpatrywali się w nią ze zdumieniem. Mała pochlipywała, ale powoli się uspokajała.
- Courtney, co chciałaś mi powiedzieć?- Michael spojrzał na nią łagodnym wzrokiem. Dziewczynka schowała się za Marią.
- Michael, straszysz ją!- Liz przytuliła małą, która chętnie schowała się w jej ramionach.
- Może chodźmy stąd, bo wzbudzamy ogólne zainteresowanie.- zaproponował Michael. To było nawet wskazane, gdyż wszyscy się w nich wpatrywali. Troje przyjaciół poszło z placu zabaw a Courtney nie protestowała. Po powrocie do domu Liz zaniosła małą na górę i położyła ją spać. Courtney od razu zasnęła. Liz zeszła na dół.
- Michael...- spojrzała na niego. Michael nerwowo krążył po pokoju.
- Ona jest dziwna... Jest nadzwyczaj kochanym dzieckiem, ale czasami patrzy na mnie takim dziwnym wzrokiem.- wyjaśnił Michael.- Na placu zabaw chciała chyba powiedzieć "na balkonie". Z tym balkonem miała rację, bo tam właśnie gadałem z Courtney Banks i nie byłem zbyt miły. Odpowiadałem półsłówkami i tak dalej....
- Ale skąd ona mogła to wiedzieć?- zdziwiła się Maria.- Przecież nie zna tamtej Courtney...
- No właśnie... A coś takiego jak reinkarnacja....- poddała pomysł Liz.
- Ale reinkarnacja to jest wtedy jak umrze człowiek i zaraz rodzi się dziecko....- westchnęła Maria.
- Niekoniecznie.- zaprzeczyła Liz.- Ale to mógł być przypadek, że Courtney to powiedziała.
- A nie widziałaś jej twarzy? Była przestraszona!- powiedział Michael.
- Może potem postaram się z nią porozmawiać i dowiem się kilku rzeczy. Ale nie ma co się jej dziwić, skoro jest kosmitką.- wyjaśniła Liz.
- I ma na imię Courtney. Tamta Courtney także wiedziała o wielu sprawach. I też była kosmitką.- mruknęła Maria.
- Zobaczymy jak wstanie. Może uda mi się coś z niej wyciągnąć.- mruknęła Liz.
* * *
- Hej, Michael tu Tess.- odezwał się głos w słuchawce.
- Cześć Tess. Co słychać?- zapytał Michael.
- Dobrze. A jak Courtney?
- Świetnie. Teraz śpi. To grzeczne dziecko.- wyjaśnił Michael.
- Cieszę się. Muszę już kończyć, ale zadzwonię jeszcze. Dzwoń jakby się coś działo.- Tess odłożyła słuchawkę.
- Kto dzwonił?- zapytała Maria.
- Tess. Pytała się o małą.- wyjaśnił.
- Aha.- Maria powróciła do oglądania telewizji. Wszyscy czekali aż isę obudzi Courtney.
- Ciociu Liz!- rozległo się wołanie. Liz wstała i pobiegła do pokoju dziewczynki. Zamknęła za sobą drzwi.
- Cześć kochanie. Coś się stało?- zapytała Liz słodkim głosikiem, wchodząc do pokoiku.
- Nie, ale nie chcę być sama.- wyjaśniła mała zakrywając głowę kołderką. Liz pomyślała, że powinna się zapytać teraz albo wcale.
- Courtney, chciałabym się ciebie o coś zapytać.- powiedziała. Courtney spojrzała na nią z zainteresowaniem. Liz odetchnęła.- Dziś na placu zabaw zaczęłaś zdanie i nie skończyłaś go. Skąd wiesz takie rzeczy o wujku Michaelu?- zapytała, myśląc, że nie powinna tak formuować pytania dla sześciolatki. Courtney się uśmiechnęła.
- Powiedziała mi to pewna ładna pani.- wyjaśniła.
- Pani? Kiedy? Gdzie?
- We śnie. Rozmawiałam z nią o wielu rzeczach. O wujku Michaelu, wujku Maksie...- powiedziała. Liz zatkało. Nie wiedziała co powiedzieć. Skąd mała Courtney mogła wiedzieć o Maksie, skoro on nie żył od kilku lat. Nikt o nim nie wspominał.
- A możesz mi powiedzieć jak ta pani wyglądała?- zapytała po dłuższej chwili. Twarz małej się rozpromieniła.
- Oczywiście! Miała blond włosy takie jak ja! Mam jej zdjęcie!- dziewczynka zeszła z łóżka, pogrzebała chwilę w szufladzie stolika i wyciągnęła zdjęcie.- To jest zdjęcie tatusia, mamusi i tej pani.- podała zdjęcie zdumionej Liz.
- A co ci jeszcze powiedziała ta pani?- zapytała Liz zdławionym głosem.
- Że wujek Max był zdrajcą i że żałuje, że nie mogła być na ślubie moich rodziców. Mówiła jeszcze dużo rzeczy o cioci Isabel i tobie i cioci Marii i o moich rodzicach.- Courtney była zadowolona, że ktoś ją słucha z takim zainteresowaniem.- Jestem zmęczona. Już noc...- ziewnęła. Liz okryła ją kołderką i wyszła.
- I co?- Michael zerwał się z fotela. Liz była blada jak kreda.
- Courtney wyznała, że o balkonie powiedziała jej jakaś pani. Nasza mała Courtney wie o Maksie. O jego zdradzie i wie wiele więcej.
- Pani? Jak pani?- zapytała Maria.
- Mam jej zdjęcie.- Liz wyciągnęła rękę ze zdjęciem. Michael ubiegł Marię i chwycił je pierwszy. Jego oczy zrobiły się okrągłe jak spodki.
- To przecież niemożliwe! To nieprawda!- powiedział.
- A skąd mogła wiedzieć o zdradzie Maxa?
- Może od Kyle'a lub Tess? Może słyszała jak rozmawiali?- Michael trzymał zdjęcie przy sobie a Maria usiłowała mu je wyrwać.
- Jestem pewna, że nie rozmawiali o nim, gdyż on doprowadził do śmierci Courtney...- zauważyła Liz.
- No daj mi to zdjęcie! Też chcę zobaczyć!- Maria wyrwała Michaelowi zdjęcie. Ona też była zdziwiona.- To przecież Courtney!- wykrzyknęła.- Ona nie żyje!
- Serio?- zadrwił Michael.
- Odwiedza córkę Kyle'a we śnie. To bardzo dziwne.
- Ale dlaczego opowiada jej takie rzeczy? O przeszłości?- zdziwiła się Maria.
- Może chce żeby Courtney wiedziała.... Nie wiem. Myślę, że czas przyniesie odpowiedzi.- Liz westchnęła. To było nie do pomyślenia. Sześcioletnia Courtney rozmawiała we śnie ze swoją zmarłą imienniczką, którą tak bardzo kochał jej ojciec. To było bardzo dziwne.... Liz czuła, że między obiema dziewczynami jest jakaś silna więź. Że obie są od siebie zależne. Tylko dlaczego Courtney Banks odwiedzała małą we śnie. Przecież ona nie żyła od siedmiu lat! Sami ją chowali a potem Kyle wrócił skądśtam i poślubił Tess Harding. Potem urodziła im się Courtney i do tej pory nie było z nią żadnych problemów. Co więcej, nie było wogóle problemów! Wszyscy żyli sobie w zgodzie i było miło.... Czy to się zmieni? Odpowiedzi na te pytania powinny ukazać się wkrótce. Liz była tego pewna.
CDN.....
Jane Cahill
- Tess_Harding
- Starszy nowicjusz
- Posts: 223
- Joined: Thu Feb 12, 2004 10:06 pm
- Location: Golenice
- Contact:
Dzięki Ale jeśli uważasz, że moje pomysły są dobre to nie zapominaj aby jej powiązać z Courtney Banks(Tak jak w części 3) bo zrobienie z niej Courtney tylko wspomnienia to raczej zły pomysł.
Za to pomysł z duchem jest całkiem fajny, jeśli dodasz do nich kilka moich pomyslów Opowiadanko "Dwa serca" całkiem nieźle się rozwinie
Za to pomysł z duchem jest całkiem fajny, jeśli dodasz do nich kilka moich pomyslów Opowiadanko "Dwa serca" całkiem nieźle się rozwinie
- Tess_Harding
- Starszy nowicjusz
- Posts: 223
- Joined: Thu Feb 12, 2004 10:06 pm
- Location: Golenice
- Contact:
hejka!!!!!
Dziś nowa część.
Tajniak, jestem na dobrej drodze
DWA SERCA3 cz.3
- Wujku!- ten okrzyk wyrwał Michaela ze snu. Rozejrzał się dokoła. Nikogo nie było w pobliżu.- Wujku!- to wołała Courtney. Michael powrócił do rzeczywistości i zdał sobie sprawę, że miał pilnować córki Tess i Kyle'a. Poszedł do pokoju, gdzie spała Courtney.
- Coś się stało?- zapytał wchodząc. Mała skakała po łóżku.
- Pobaw się ze mną!- powiedziała.- Ja będę dowódcą a ty moim żołnierzem!
- Courtney, nie wydaje mi się żeby to była odpowiednia zabawa dla małej dziewczynki.- zaprotestował Michael.
- Dlaczego?- zapytała Courtney zgrabnie zeskakując z łóżka w ramiona Michaela.
- Ponieważ jesteś jeszcze malutka a to jest zabawa dla chłopców.- cierpliwie wyjaśnił Michael.
- To w takim razie będę chłopcem!- dobitnie stwierdziła dziewczynka. Michael się roześmiał.
- Może kiedyś.... W następnym wcieleniu.
- W poprzednim wcieleniu byłam księżniczką.- stwierdziła.
- Teraz też nią jesteś. Mała księżniczka. A może pójdziemy na spacer?- zaproponował.
- Muszę porozmawiać z ciocią Liz. Gdzie ona jest?
- Zaraz przyjdzie.- wyjaśnił Michael. Mała pociągnęła go w stronę drzwi.
- Idziemy na spacer!!!- krzyknęła. Oboje wyszli na dwór. Courtney prawie biegła. Michael z trudem za nią nadążał. Oboje poszli na plac zabaw. Wyjątkowo nie było tam nikogo, ale nie było to dziwne, gdyż było chłodno. Michael przeklinał się w duchu, że nie sprawdził pogody tylko zabrał sześcioletnie dziecko na spacer. Najwidoczniej Courtney to nie przeszkadzało, gdyż w tej chwili zjeżdżała ze zjeżdżalni. Michael usiadł na ławce. Był zmęczony, ale z całej siły starał się nie zasnąć. Trochę pomagało mu chłodne powietrze, ale nie na dłuższą metę. Oczy same mu się zamykały. Pomyślał, że zamknie je tylko na chwilkę i zaraz je otworzy. Przymknął powieki.
- Michael!- ktoś szturchnął go w ramie. Otworzył oczy. To była Maria.- Gdzie Courtney?
- Tam, bawi się.- wskazał na pusty plac zabaw. Zerwał się na równe nogi.- - Gdzie ona jest? Zamknąłem oczy tylko na chwilkę!
- Właśnie widziałam. Trzeba znaleźć małą. Michael, ty idioto!- histerycznie krzyknęła Maria. Po chwili podeszła do nich blada Liz.
- Michael, dlaczego jej nie pilnowałeś?- zapytała słabym głosem.
- Co będzie jak jej nie znajdziemy?- płakała Maria.- Tess i Kyle nas zabiją!
- Uspokój się!- krzyknął Michael.- Żadne płacze tu nie pomogą!
- Pomyślmy, gdzie mogła pójść...- zastanawiała się Liz. Bez rezultatu. Była tak przerażona, że nic mądrego nie przychodziło jej do głowy.
- Musimy się rozdzielić.- zarządził Michael.- Liz pójdzie w stronę domu Valentich i sprawdzi okolicę. Maria pójdzie w stronę Crashdown i też sprawdzi okolicę. Ja polecę w stronę pustyni.- powiedział. Wszyscy się rozeszli. Liz bezskutecznie przeszukiwała dom i okolicę. Nigdzie nie było Courtney. Była przestraszona. Weszła na chwilę do domu by odsapnąć. Może inni mieli więcej szczęścia.... Telefon.
- Halo?- Liz podniosła słuchawkę.
- Hej Liz. Tu Kyle.
- Cześć Kyle. Co słychać?- drżącym głosem zapytała Liz.
- Liz, co się dzieje? Dlaczego masz taki dziwny głos?- zapytał Kyle.
- Nie... Po prostu biegłam i mam zadyszkę. Wiesz jak to jest...- kłamała.
- A jak Courtney?
- Świetnie.
- Daj mi ją do telefonu. Chcę z nią porozmawiać.
- Teraz nie może z tobą gadać. Jest na spacerze z Marią i Michaelem.- skłamała Liz.
- To fajnie. Postaram się zadzwonić wieczorem. Ucałuj ją od nas.- Kyle się rozłączył. Liz usiadła na fotelu. Jak mogła tak kłamać? Przecież to wina Michaela. Dlaczego zachował się tak nieodpowiedzialnie? Jak mógł zasnąć na ławce i spuścić z oczu małe dziecko! Liz była zupełnie bezsilna. Raz jeszcze wyszła na dwór i sprawdziła okolicę. Bez rezultatu. Courtney nigdzie nie było. Liz wiedziała, że nie może zacząć rozpaczać, ale to było takie trudne! W końcu Courtney miała tylko sześć lat!
Maria poszła do Crashdown. Było wyjątkowo zimno i wszyscy siedzieli w domach. Na ulicach był znikomy ruch. Dziewczyna nigdzie nie spostrzegła małej. Zastanawiała się jak Michael mógł zgubić Courtney. Powoli zaczynała popadać w histerię. Postanowiła sprawdzić u Liz, gdyż zawsze jak Tess z Kylem przychodzili do niej to Courtney chowała się na górze. Tess i Kyle... Jeżeli ich córka się nie znajdzie to cała trójka z Michaelem na czele będzie bardzo biedna. Dlaczego Isabel wyjechała!? Ona i Alex postanowili zrobić sobie romantyczny wypad za miasto. Pomogliby tu, a nie... Maria poszła do pokoju Liz.
- Courtney? Courtney! Jesteś tu?- zawołała. Odpowiedziała jej cisza. Maria bardzo dokładnie przeszukała pokój i okolicę. Nigdzie nie było dziewczynki. Maria była coraz bardziej załamana.
- De Luca... Oddydchaj! Głeboko!- powiedziała jednocześnie wyciągając ze swojej szafki jakiś olejek.- Taak... To mnie powinno uspokoić. Courtney jest cała i zdrowa. Na pewno. Liz lub Michael pewnie ją już znaleźli. Tak, De Luca. Uspokój się.- Maria głeboko oddychała. Nagle padła na stojące w pobliżu krzesło i zaczęła piszczeć.- Dlaczego?! Dlaczego!? Dlaczego?! Dlaczego mam faceta idiotę!- krzyczała.- A już myślałam, że będzie dobrym ojcem!- znowu pisnęła. Na zaplecze wpadł ojciec Liz.
- Maria? Coś się stało? Usłyszałem krzyki i...
- Nie, nic się nie stało. To tylko ja...- wyjaśniła Maria.
- Gdzie jest Liz?- zapytał pan Parker.
- W domu Valentich.- powiedziała Maria słabym głosem.
- Jesteś pewna, że wszystko w porządku?
- Tak. Dzxiękuję.- Maria wymusiła uśmiech. Pan Parker wyszedł. Maria postanowiła iść do domu Valentich i zobaczyć jak idą poszukiwania.
Michael był coraz bardziej zdenerwowany. Jak mógł zostawić małą samą? W zasadzie był przy niej cały czas, ale tylko ciałem. Co go podkusiło żeby spać? Co JĄ podkusiło żeby oddalić się od placu? Michael szybkim krokiem zmierzał w stronę pustyni. Po drodze rozglądał się dokoła. Nigdzie nie było Courtney. Po prostu zniknęła. Miał nadzieję, że jest cała i zdrowa. Ale kiedy ją znajdzie to mała tego pożałuje. Lepiej żeby Kyle i Tess się o tym nie dowiedzieli. Michael aż poczuł dreszcze na samo wspomnienie rodziców Courtney. Powoli zbliżał się do pustyni. Już widział szopę koło której kilka lat temu zginęła Courtney Banks. Jego uwagę zwrócił jakiś ruch obok szopy. Wytężył wzrok i dojrzał dwie osoby. Przyspieszył i już po chwili był przy szopie. Zobaczył stojącego tam mężczyznę i małą dziewczynkę.
- Courtney!- krzyknął. Dziewczynka się obejrzała.
- Wujek Michael!- podbiegła do niego. Michael nie miał siły się na nią gniewać.
- Gdzieś ty była? Dlaczego sobie poszłaś?- zapytał Michael. Wtedy podszedł do niego mężczyzna.
- Ma pan wspaniałą córkę.- powiedział.
- To nie moja córka, tylko przyjaciela.- wyjaśnił Michael.
- Nieważne. Jest wspaniała i mądra.
- Kim pan jest?
- Och, proszę się nie złościć. Jestem Scott Hamilton. Zobaczyłem dziewczynkę idącą w stronę pustyni. Pomyślałem, że się zgubiła i postanowiłem dowiedzieć sie gdzie mieszka aby ją odprowadzić.- wyjaśnił nieznajomy.- A pan kim jest?
- Jestem Michael Guerin. Opiekuję się nią, gdyż jej rodzice wyjechali.
- Ładnie się pan nią opiekuje.- westchnął Scott.
- Mówiłeś coś?- Michael spojrzał na niego spode łba.- Courtney, idziemy!
- Courtney? Ładne imię. Znałem kiedyś dziewczynę o tym imieniu. Była bardzo piękna.
- To miło....- mruknął Michael.- Coś jeszcze?
- Tak, moja Courtney była taka dobra... A ja kochałem jej koleżankę. Byłem głupi. Dopiero teraz to widzę.- wyznał Scott.
- Wzruszająca historia, ale mnie ona nie interesuje. Do widzenia.- Michael wziął małą za rękę i poszedł. Nieznajomy został na pustyni.
- Wujku, dlaczego ten pan nie poszedł z nami? On był taki miły....
- Courtney, czas spać. Aha! I pamiętaj. Nie mów rodzicom o tej eskapadzie.
- Co to jest eska...- Courtney spojrzała na niego zdziwiona.
- Wycieczka.- mruknął Michael.
- COURTNEY!!!- ktoś krzyknął a potem dziewczynka została porwana w ramiona. To były Maria i Liz.
- Znalazłeś ją! Mój bohaterze!- Maria pocałowała go w usta.
- Tak się martwiłyśmy!- Liz tuliła Courtney.
- Ciociu, nic mi nie jest. Jestem troszkę zmęczona.
- Nie dziwię się, po takiej wycieczce...- westchnęła Liz i z małą na rękach poszła do drugiego pokoju. Położyła ją na łóżku.- teraz śpij.- przykryła ją kołderką.- A teraz śpij.- Liz wyszła, zamykajć za sobą drzwi.
* * *
- Mamo! Tato!- Courtney jak burza wypadła z domu i rzuciła się rodzicom na szyję.
- Cześć córeczko.- Tess ucałowała małą. Dziewczynka była bardzo szczęśliwa a jeszcze bardziej szczęśliwi byli Michael, Liz i Maria. Wreszcie będą mogli odsapnąć i nie martwić się tym, że Courtney gdzieś zniknęła.
- A wiecie, że wczoraj byłam na pustyni?- pochwaliła się Courtney.
- Taak?- Kyle uważnie spojrzał na Michaela i dziewczyny.
- Tak! Z wujkiem Michaelem!- pisnęła dziewczynka. Michael odetchnął z ulgą. Na szczęście mała trzymała język za zębami.
- Courtney to niezwykle grzeczna dziewczynka. Miła i słuchała się nas.- wtrąciła Liz.
- Dziwne...- Tess się zamyśliła.- Zazwyczaj nie słucha się nikogo, oprócz nas i Isabel...- spojrzała na Michaela, który odwrócił wzrok. Nie chciał żadnych kłopotliwych pytań, więc udawał, że niczego nie słyszał.
- Dziękujemy wam za opiekę. Jak kiedyś będziecie potrzebować opieki nad waszymi dziećmi, to chętnie popilnujemy.- Kyle spojrzał na Michaela i Marię.
- Haha, bardzo śmieszne.- mruknął Michael. Tymczasem Liz posmutniała.
- Muszę już iść. Ostatnio nieczęsto bywam w domu.- wyszła zanim ktokolwiek zdołał zapytać o co chodzi. Liz właśnie tego chciała uniknąć. Mała Courtney była taka słodka... Liz chciała mieć dziecko. Chciała mieć dziecko z jedynym mężczyzną, którego kochała. Zawsze myślała, że ona i Max będą razem, że będą mieli dużo dzieci, tak jak jej obiecywał. A tymczasem on nieżyje. Mimo, że minęło już kilka lat, Liz nie mogła się pogodzić z jego śmiercią. Wiedziała, że Max zdradził, że chciał ich oddać w ręce Kivara, ale mimo wszystko go kochała. To był jej Max- miłość jej życia. Na codzień udawała, że wszystko jest ok, że cieszy się życiem i że niczego nie pamięta. Ale pamiętała. Wszystko dokładnie. Ostatnio Courtney przypomniała jej o zdradzie Maxa. Wszystko zaczęło się od Courtney. Nie winiła jej, nie... Ona była zakochana w Kyle'u i chciała z nim być zdradzając swoją rasę. Max także zdradził swoją rasę. Swoich przyjaciół, swoją dziewczynę..... Liz nie potrafiła tego pojąć. A może nie chciała? Może nadal chciała wierzyć, że to tylko zły sen, że Max zaraz wejdzie do niej do pokoju i zaczną się całować i że juz na zawsze będą razem.... Liz wiedziała, że nie chce nikogo pokochać. Bała się, że znowu się sparzy na tej miłości. W zasadzie to już dawno mogłaby mieć chłopaka, ale nie chciała. To było okropne. Te samotne wieczory, które poświęcała na wspomnienia, na przypominaniu sobie tych wszystkich cudownych chwil z Maxem.....
Ktos zapukał w okno. Maria.
- Hej, skarbie.- Maria władowała się do środka.
- Chcę zostać sama....
- Nie możesz... Liz, co się dzieje? Może będzie ci lepiej jak to z siebie wyrzucisz?- Maria podeszła do przyjaciółki.
- Lepiej?! Nigdy nie będzie mi lepiej! Nigdy! Rozumiesz?!- Liz zaczęła krzyczeć. Teraz wychodzily z niej te wszystkie, skrywane od lat uczucia.- Ty masz Michaela! Tess ma Kyle'a i Courtney! Isabel ma Alexa! Wszyscy kogoś mają! A ja? Wszyscy patrzą na mnie zpolitowaniem i myślą "biedna Liz. Jej chłopak to zdrajca. I w dodatku nie żyje"!
- Liz, wiesz, że to nie prawda. Nikt tak nie myśli....- Maria starała się ja uspokoić.
- Wiem, że kłamiesz! Wszyscy się nade mną litują! Mam już tego dość!- po policzkach Liz płynęły łzy. Morze łez. Nie chciała przestać, choć wiedziała, że łzy to oznaka słabości. Ona nie chciała być słaba. Musiała być silna.
- Liz...
- NIE! Kiedy tak patrzę na ciebie i Michaela... Albo na Tess i Kyle'a, krórzy mają wspaniałe dziecko... Mogłam byc na ich miejscu... Ja i Max mogliśmy teraz byc szczęśliwym małżeństwem i mieć dziecko... Ale on nie żyje i nic mi go nie zwróci. Choćbym nie wiem jak krzyczała i płakała.- Liz uklęknęła na środku pokoju i ukrya twarz w dłoniach. Było jej o wiele lepiej, kiedy to wszystko z siebie wyrzuciła. Maria podeszła do niej i objęła ją.
- Liz...
- Jestem egoistką, wiem... Kyle też stracił ukochaną... Ale on znalazł kogoś....- płakała. Maria mocniej ją przytuliła. Siedziały na środku pokoju i milczały. Liz już się nie odzywała, tylko cały czas płakała.
CDN....
Dziś nowa część.
Tajniak, jestem na dobrej drodze
DWA SERCA3 cz.3
- Wujku!- ten okrzyk wyrwał Michaela ze snu. Rozejrzał się dokoła. Nikogo nie było w pobliżu.- Wujku!- to wołała Courtney. Michael powrócił do rzeczywistości i zdał sobie sprawę, że miał pilnować córki Tess i Kyle'a. Poszedł do pokoju, gdzie spała Courtney.
- Coś się stało?- zapytał wchodząc. Mała skakała po łóżku.
- Pobaw się ze mną!- powiedziała.- Ja będę dowódcą a ty moim żołnierzem!
- Courtney, nie wydaje mi się żeby to była odpowiednia zabawa dla małej dziewczynki.- zaprotestował Michael.
- Dlaczego?- zapytała Courtney zgrabnie zeskakując z łóżka w ramiona Michaela.
- Ponieważ jesteś jeszcze malutka a to jest zabawa dla chłopców.- cierpliwie wyjaśnił Michael.
- To w takim razie będę chłopcem!- dobitnie stwierdziła dziewczynka. Michael się roześmiał.
- Może kiedyś.... W następnym wcieleniu.
- W poprzednim wcieleniu byłam księżniczką.- stwierdziła.
- Teraz też nią jesteś. Mała księżniczka. A może pójdziemy na spacer?- zaproponował.
- Muszę porozmawiać z ciocią Liz. Gdzie ona jest?
- Zaraz przyjdzie.- wyjaśnił Michael. Mała pociągnęła go w stronę drzwi.
- Idziemy na spacer!!!- krzyknęła. Oboje wyszli na dwór. Courtney prawie biegła. Michael z trudem za nią nadążał. Oboje poszli na plac zabaw. Wyjątkowo nie było tam nikogo, ale nie było to dziwne, gdyż było chłodno. Michael przeklinał się w duchu, że nie sprawdził pogody tylko zabrał sześcioletnie dziecko na spacer. Najwidoczniej Courtney to nie przeszkadzało, gdyż w tej chwili zjeżdżała ze zjeżdżalni. Michael usiadł na ławce. Był zmęczony, ale z całej siły starał się nie zasnąć. Trochę pomagało mu chłodne powietrze, ale nie na dłuższą metę. Oczy same mu się zamykały. Pomyślał, że zamknie je tylko na chwilkę i zaraz je otworzy. Przymknął powieki.
- Michael!- ktoś szturchnął go w ramie. Otworzył oczy. To była Maria.- Gdzie Courtney?
- Tam, bawi się.- wskazał na pusty plac zabaw. Zerwał się na równe nogi.- - Gdzie ona jest? Zamknąłem oczy tylko na chwilkę!
- Właśnie widziałam. Trzeba znaleźć małą. Michael, ty idioto!- histerycznie krzyknęła Maria. Po chwili podeszła do nich blada Liz.
- Michael, dlaczego jej nie pilnowałeś?- zapytała słabym głosem.
- Co będzie jak jej nie znajdziemy?- płakała Maria.- Tess i Kyle nas zabiją!
- Uspokój się!- krzyknął Michael.- Żadne płacze tu nie pomogą!
- Pomyślmy, gdzie mogła pójść...- zastanawiała się Liz. Bez rezultatu. Była tak przerażona, że nic mądrego nie przychodziło jej do głowy.
- Musimy się rozdzielić.- zarządził Michael.- Liz pójdzie w stronę domu Valentich i sprawdzi okolicę. Maria pójdzie w stronę Crashdown i też sprawdzi okolicę. Ja polecę w stronę pustyni.- powiedział. Wszyscy się rozeszli. Liz bezskutecznie przeszukiwała dom i okolicę. Nigdzie nie było Courtney. Była przestraszona. Weszła na chwilę do domu by odsapnąć. Może inni mieli więcej szczęścia.... Telefon.
- Halo?- Liz podniosła słuchawkę.
- Hej Liz. Tu Kyle.
- Cześć Kyle. Co słychać?- drżącym głosem zapytała Liz.
- Liz, co się dzieje? Dlaczego masz taki dziwny głos?- zapytał Kyle.
- Nie... Po prostu biegłam i mam zadyszkę. Wiesz jak to jest...- kłamała.
- A jak Courtney?
- Świetnie.
- Daj mi ją do telefonu. Chcę z nią porozmawiać.
- Teraz nie może z tobą gadać. Jest na spacerze z Marią i Michaelem.- skłamała Liz.
- To fajnie. Postaram się zadzwonić wieczorem. Ucałuj ją od nas.- Kyle się rozłączył. Liz usiadła na fotelu. Jak mogła tak kłamać? Przecież to wina Michaela. Dlaczego zachował się tak nieodpowiedzialnie? Jak mógł zasnąć na ławce i spuścić z oczu małe dziecko! Liz była zupełnie bezsilna. Raz jeszcze wyszła na dwór i sprawdziła okolicę. Bez rezultatu. Courtney nigdzie nie było. Liz wiedziała, że nie może zacząć rozpaczać, ale to było takie trudne! W końcu Courtney miała tylko sześć lat!
Maria poszła do Crashdown. Było wyjątkowo zimno i wszyscy siedzieli w domach. Na ulicach był znikomy ruch. Dziewczyna nigdzie nie spostrzegła małej. Zastanawiała się jak Michael mógł zgubić Courtney. Powoli zaczynała popadać w histerię. Postanowiła sprawdzić u Liz, gdyż zawsze jak Tess z Kylem przychodzili do niej to Courtney chowała się na górze. Tess i Kyle... Jeżeli ich córka się nie znajdzie to cała trójka z Michaelem na czele będzie bardzo biedna. Dlaczego Isabel wyjechała!? Ona i Alex postanowili zrobić sobie romantyczny wypad za miasto. Pomogliby tu, a nie... Maria poszła do pokoju Liz.
- Courtney? Courtney! Jesteś tu?- zawołała. Odpowiedziała jej cisza. Maria bardzo dokładnie przeszukała pokój i okolicę. Nigdzie nie było dziewczynki. Maria była coraz bardziej załamana.
- De Luca... Oddydchaj! Głeboko!- powiedziała jednocześnie wyciągając ze swojej szafki jakiś olejek.- Taak... To mnie powinno uspokoić. Courtney jest cała i zdrowa. Na pewno. Liz lub Michael pewnie ją już znaleźli. Tak, De Luca. Uspokój się.- Maria głeboko oddychała. Nagle padła na stojące w pobliżu krzesło i zaczęła piszczeć.- Dlaczego?! Dlaczego!? Dlaczego?! Dlaczego mam faceta idiotę!- krzyczała.- A już myślałam, że będzie dobrym ojcem!- znowu pisnęła. Na zaplecze wpadł ojciec Liz.
- Maria? Coś się stało? Usłyszałem krzyki i...
- Nie, nic się nie stało. To tylko ja...- wyjaśniła Maria.
- Gdzie jest Liz?- zapytał pan Parker.
- W domu Valentich.- powiedziała Maria słabym głosem.
- Jesteś pewna, że wszystko w porządku?
- Tak. Dzxiękuję.- Maria wymusiła uśmiech. Pan Parker wyszedł. Maria postanowiła iść do domu Valentich i zobaczyć jak idą poszukiwania.
Michael był coraz bardziej zdenerwowany. Jak mógł zostawić małą samą? W zasadzie był przy niej cały czas, ale tylko ciałem. Co go podkusiło żeby spać? Co JĄ podkusiło żeby oddalić się od placu? Michael szybkim krokiem zmierzał w stronę pustyni. Po drodze rozglądał się dokoła. Nigdzie nie było Courtney. Po prostu zniknęła. Miał nadzieję, że jest cała i zdrowa. Ale kiedy ją znajdzie to mała tego pożałuje. Lepiej żeby Kyle i Tess się o tym nie dowiedzieli. Michael aż poczuł dreszcze na samo wspomnienie rodziców Courtney. Powoli zbliżał się do pustyni. Już widział szopę koło której kilka lat temu zginęła Courtney Banks. Jego uwagę zwrócił jakiś ruch obok szopy. Wytężył wzrok i dojrzał dwie osoby. Przyspieszył i już po chwili był przy szopie. Zobaczył stojącego tam mężczyznę i małą dziewczynkę.
- Courtney!- krzyknął. Dziewczynka się obejrzała.
- Wujek Michael!- podbiegła do niego. Michael nie miał siły się na nią gniewać.
- Gdzieś ty była? Dlaczego sobie poszłaś?- zapytał Michael. Wtedy podszedł do niego mężczyzna.
- Ma pan wspaniałą córkę.- powiedział.
- To nie moja córka, tylko przyjaciela.- wyjaśnił Michael.
- Nieważne. Jest wspaniała i mądra.
- Kim pan jest?
- Och, proszę się nie złościć. Jestem Scott Hamilton. Zobaczyłem dziewczynkę idącą w stronę pustyni. Pomyślałem, że się zgubiła i postanowiłem dowiedzieć sie gdzie mieszka aby ją odprowadzić.- wyjaśnił nieznajomy.- A pan kim jest?
- Jestem Michael Guerin. Opiekuję się nią, gdyż jej rodzice wyjechali.
- Ładnie się pan nią opiekuje.- westchnął Scott.
- Mówiłeś coś?- Michael spojrzał na niego spode łba.- Courtney, idziemy!
- Courtney? Ładne imię. Znałem kiedyś dziewczynę o tym imieniu. Była bardzo piękna.
- To miło....- mruknął Michael.- Coś jeszcze?
- Tak, moja Courtney była taka dobra... A ja kochałem jej koleżankę. Byłem głupi. Dopiero teraz to widzę.- wyznał Scott.
- Wzruszająca historia, ale mnie ona nie interesuje. Do widzenia.- Michael wziął małą za rękę i poszedł. Nieznajomy został na pustyni.
- Wujku, dlaczego ten pan nie poszedł z nami? On był taki miły....
- Courtney, czas spać. Aha! I pamiętaj. Nie mów rodzicom o tej eskapadzie.
- Co to jest eska...- Courtney spojrzała na niego zdziwiona.
- Wycieczka.- mruknął Michael.
- COURTNEY!!!- ktoś krzyknął a potem dziewczynka została porwana w ramiona. To były Maria i Liz.
- Znalazłeś ją! Mój bohaterze!- Maria pocałowała go w usta.
- Tak się martwiłyśmy!- Liz tuliła Courtney.
- Ciociu, nic mi nie jest. Jestem troszkę zmęczona.
- Nie dziwię się, po takiej wycieczce...- westchnęła Liz i z małą na rękach poszła do drugiego pokoju. Położyła ją na łóżku.- teraz śpij.- przykryła ją kołderką.- A teraz śpij.- Liz wyszła, zamykajć za sobą drzwi.
* * *
- Mamo! Tato!- Courtney jak burza wypadła z domu i rzuciła się rodzicom na szyję.
- Cześć córeczko.- Tess ucałowała małą. Dziewczynka była bardzo szczęśliwa a jeszcze bardziej szczęśliwi byli Michael, Liz i Maria. Wreszcie będą mogli odsapnąć i nie martwić się tym, że Courtney gdzieś zniknęła.
- A wiecie, że wczoraj byłam na pustyni?- pochwaliła się Courtney.
- Taak?- Kyle uważnie spojrzał na Michaela i dziewczyny.
- Tak! Z wujkiem Michaelem!- pisnęła dziewczynka. Michael odetchnął z ulgą. Na szczęście mała trzymała język za zębami.
- Courtney to niezwykle grzeczna dziewczynka. Miła i słuchała się nas.- wtrąciła Liz.
- Dziwne...- Tess się zamyśliła.- Zazwyczaj nie słucha się nikogo, oprócz nas i Isabel...- spojrzała na Michaela, który odwrócił wzrok. Nie chciał żadnych kłopotliwych pytań, więc udawał, że niczego nie słyszał.
- Dziękujemy wam za opiekę. Jak kiedyś będziecie potrzebować opieki nad waszymi dziećmi, to chętnie popilnujemy.- Kyle spojrzał na Michaela i Marię.
- Haha, bardzo śmieszne.- mruknął Michael. Tymczasem Liz posmutniała.
- Muszę już iść. Ostatnio nieczęsto bywam w domu.- wyszła zanim ktokolwiek zdołał zapytać o co chodzi. Liz właśnie tego chciała uniknąć. Mała Courtney była taka słodka... Liz chciała mieć dziecko. Chciała mieć dziecko z jedynym mężczyzną, którego kochała. Zawsze myślała, że ona i Max będą razem, że będą mieli dużo dzieci, tak jak jej obiecywał. A tymczasem on nieżyje. Mimo, że minęło już kilka lat, Liz nie mogła się pogodzić z jego śmiercią. Wiedziała, że Max zdradził, że chciał ich oddać w ręce Kivara, ale mimo wszystko go kochała. To był jej Max- miłość jej życia. Na codzień udawała, że wszystko jest ok, że cieszy się życiem i że niczego nie pamięta. Ale pamiętała. Wszystko dokładnie. Ostatnio Courtney przypomniała jej o zdradzie Maxa. Wszystko zaczęło się od Courtney. Nie winiła jej, nie... Ona była zakochana w Kyle'u i chciała z nim być zdradzając swoją rasę. Max także zdradził swoją rasę. Swoich przyjaciół, swoją dziewczynę..... Liz nie potrafiła tego pojąć. A może nie chciała? Może nadal chciała wierzyć, że to tylko zły sen, że Max zaraz wejdzie do niej do pokoju i zaczną się całować i że juz na zawsze będą razem.... Liz wiedziała, że nie chce nikogo pokochać. Bała się, że znowu się sparzy na tej miłości. W zasadzie to już dawno mogłaby mieć chłopaka, ale nie chciała. To było okropne. Te samotne wieczory, które poświęcała na wspomnienia, na przypominaniu sobie tych wszystkich cudownych chwil z Maxem.....
Ktos zapukał w okno. Maria.
- Hej, skarbie.- Maria władowała się do środka.
- Chcę zostać sama....
- Nie możesz... Liz, co się dzieje? Może będzie ci lepiej jak to z siebie wyrzucisz?- Maria podeszła do przyjaciółki.
- Lepiej?! Nigdy nie będzie mi lepiej! Nigdy! Rozumiesz?!- Liz zaczęła krzyczeć. Teraz wychodzily z niej te wszystkie, skrywane od lat uczucia.- Ty masz Michaela! Tess ma Kyle'a i Courtney! Isabel ma Alexa! Wszyscy kogoś mają! A ja? Wszyscy patrzą na mnie zpolitowaniem i myślą "biedna Liz. Jej chłopak to zdrajca. I w dodatku nie żyje"!
- Liz, wiesz, że to nie prawda. Nikt tak nie myśli....- Maria starała się ja uspokoić.
- Wiem, że kłamiesz! Wszyscy się nade mną litują! Mam już tego dość!- po policzkach Liz płynęły łzy. Morze łez. Nie chciała przestać, choć wiedziała, że łzy to oznaka słabości. Ona nie chciała być słaba. Musiała być silna.
- Liz...
- NIE! Kiedy tak patrzę na ciebie i Michaela... Albo na Tess i Kyle'a, krórzy mają wspaniałe dziecko... Mogłam byc na ich miejscu... Ja i Max mogliśmy teraz byc szczęśliwym małżeństwem i mieć dziecko... Ale on nie żyje i nic mi go nie zwróci. Choćbym nie wiem jak krzyczała i płakała.- Liz uklęknęła na środku pokoju i ukrya twarz w dłoniach. Było jej o wiele lepiej, kiedy to wszystko z siebie wyrzuciła. Maria podeszła do niej i objęła ją.
- Liz...
- Jestem egoistką, wiem... Kyle też stracił ukochaną... Ale on znalazł kogoś....- płakała. Maria mocniej ją przytuliła. Siedziały na środku pokoju i milczały. Liz już się nie odzywała, tylko cały czas płakała.
CDN....
Jane Cahill
- Tess_Harding
- Starszy nowicjusz
- Posts: 223
- Joined: Thu Feb 12, 2004 10:06 pm
- Location: Golenice
- Contact:
Hejka!!!
coś nie ma komentarzy... hmm...ale mimo to umieszczam kolejną część. co z wami???
DWA SERCA3 cz.4
Michael był zadowolony. Courtney nie pisnęła słówka o tym co wydarzyło się podczas nieobecności jej rodziców. Michael wiedział o tym, ponieważ jeszcze żył. Już od jakiegoś czasu nie odwiedzał Valentich, więc postanowił do nich pójść.
- Wujek!- Courtney władowała mu się na ręce, kiedy tylko przekroczył próg.
- Hej mała.- powiedział krótko.
- Wiesz co? Nic nie powiedziałam...- oznajmiła mu teatralnym szeptem.
- Cieszę się.- Michael postawił ją na podłodze.- cześć Tess. Jest Kyle?
- Michael, co za niespodzianka. Nie, Kyle jest w pracy. Powinien wrócić za jakieś pół godziny.- wyjaśniła Tess.- Courtney, idź na dwór, tylko nigdzie się nie oddalaj, bo wróci tata i pójdziecie na plac zabaw.
- Dobrze!- Courtney wypadła na zewnątrz.
- Ty z nia nie pójdziesz?- zdziwił się Michael.
- Już byłam. Siedziałyśmy tam chyba z pięć godzin. Niedawno wróciłyśmy. Trzeba zrobić obiad....
- Bez kosmicznych mocy?- Michael spojrzał na nią uważnie.
- No, wiesz... A po co je mam?- zaśmiała się.- A jak tam sprawy z Marią?
- W porządku. Przygotowania do ślubu idą pełną parą.
- To juz w przyszłym miesiącu...- Tess była podekscytowana.
- Ano...
- Nie cieszysz się?- zdziwiła się. Michael wzruszył ramionami.
- Cieszę się, ale Maria tak bardzo naciska.... Chcę się z nią ożenić, ale ona...
- Cała Maria.- westchnęła Tess. Na dworzu rozległ się radosny okrzyk.- Wraca Kyle.- powiedziała Tess. I rzeczywiście, po chwili wszedł Kyle z uwieszoną na jego szyi Courtney.
- Witaj, kochanie.- pocałował żonę a potem uscisnął dłoń przyjaciela. Courtney nadal była uwieszona jego szyi.- Co cię do nas sprowadza?
- Przyszedłem sprawdzic co słychać.- wyjaśnił Michael. Courtney puściła ojca i wlazła Michaelowi na kolana.
- Wujku, a gdzie ciocia Maria? To prawda, ze będzie twoją żoną?- zapytała patrząc mu w oczy. Tess się roześmiała.
- Tak, mała. To prawda.
- Nie jestem mała.- Courtney zrobiła obrażoną minkę.- To fajnie, że będzie twoja żoną. Tylko musisz ją dobrze traktować.- szepnęła mu do ucha.
- Co to za tajemnice?- zainteresował się Kyle.
- A takie tam...- mruknął Michael.- Co ci przyszło do głowy?
- Ta pani kazała mi to przeazać..- Courtney uśmiechnęła się i zeskoczyła z kolan Michaela a potem wybiegła z pokoju.
- Ona jest normalnie szalona....- westchnęła Tess i poszła za córką by sprawdzić co robi. Wróciła po kilku minutach.- Dałam jej jakieś stare gazety żeby sobie powycinała obrazki.- powiedziała.- To na kiedy mamy się szykować?- zwróciła się do Michaela.
- Hę?
- No, na ślub...
- Aaaa! To do Marii. Ona i moja przyszła teściowa wszystko organizują. Mnie nie dopuszczają do niczego, ale mam nadzieję, że poinformują mnie o dacie. No, żebym się nie spóźnił.- mruknął Michael. Kyle i Tess sie roześmieli. Michael wyglądał na szczęśliwego, mimo tych jego wszystkich narzekań. Ale w końcu nie byłby Michaelem, gdyby nie narzekał. Zadzwonił telefon.
- Halo?- Tess podniosła słuchawke.- Już daję. Do ciebie.- podała słuchawkę Michaelowi.
- Tak?- Michael doskonale wiedział kto dzwoni.- Już idę. Będę za pięć minut... No przecież mówię. Nigdy się nie spóźniłem...- powiedział. Tess wymownie spojrzała na niego. Michael skończył rozmowę.- Muszę iść. Maria musi coś ze mną omówić.
- Aha! Michael! Nie wiesz przypadkiem co się dzieje z Liz?- zapytała Tess.
- Nie... A co?
- Nie odzywa się od kilku dni.- wyjaśniła Tess.
- Może jest zajęta.- Michael wzruszył ramionami.- Cześć. Ucałujcie Courtney.- wyszedł.
* * *
Dziewczynka niespokojnie poruszyła się na łóżku. Cały czas wierciła się i co chwila się budziła. Zrobiło jej się zimno. Kołdra już dawno spadła na podłogę, więc Courtney zeszła na ziemię, podniosła ją a potem się dokładnie przykryła. Już od kilku nocy nie mogła spać. Miała koszmary i trochę się ich bała. Czuła się taka samotna w swoim wielkim pokoju. W końcu zeszła z łóżka i wyszła z pokoju.
- Mamo... Tato...- szepnęła ciągnąc Tess za rękę.
- Courtney?- Tess otworzyła oczy i zobaczyła swoją córkę stojąca przy łóżku.- Co się stało?
- Nie mogę spać. Boję się....- powiedziała dziewczynka.
- Przecież nie masz czego...- Kyle usiadł na łóżku. Dziewczynka miała ochotę płakać. Tess podniosła kołdrę.
- Chodź tutaj.- powiedziała. Courtney z uśmiechem położyła się między rodzicami. Tess mocno przytuliła córkę, która czuła sie tak bezpiecznie, leżąc między rodzicami. Po chwili mała już spała i nie miała koszmarów. Spokojnie przespała całą noc.
- Co słychać?- do domu Valentich przyszła Isabel.
- Hej Issy... Wszystko w porządku.- Tess przywitała się z przyjaciółką.
- Widzę, że coś jest nie tak. Mi możesz powiedzieć.- Isabel uważniej spojrzała na Tess.
- Martwię się o Courtney.
- Coś z nią nie tak?- zdziwiła się Isabel.
- Nie może w nocy spać. Ma koszmary.....
- A nie próbowałaś wejść do jej snu i zobaczyć co jej się śni? Może wtedy mogłabyś jej pomóc.- zaproponowała Isabel.
- No, nie wiem....- tess nie była przekonana do tego pomysłu.
- Gdzie jest Courtney?
- Bawi sie na górze.- wyjaśniła Tess. Obie przyjaciółki poszły do salonu. Musiały poplotkować i powiedzieć sobie o wszystkim. Isabel nie opowiadała jeszcze o wycieczce z Alexem.
- Było świetnie. Spaliśmy w jakimś hotelu. Alex usiłował namówić mnie na namiot, ale ja nienawidzę namiotów. Trochę kręcił nosem, ale w końcu dał się przekonać co do hotelu i nie żałował.- powiedziała Isabel z tajemniczym uśmiechem.
- Ohoho! Panno Evans?- Tess się roześmiała.
- No co? Było, że tak powiem... miło... A nawet...- urwała. Z góry rozległ się przeraźliwy pisk a potem odgłos jakby wybuchu.
- Courtney!- krzyknęła Tess i pobiegła na górę. Isabel poleciała za nią. Obie wpadły do pokoju i zobaczyły, że mała stoi na środku pokoju i wpatruje się w róg, gdzie jeszcze nie tak dawno stał telewizor. Teraz zostały z niego same popioły. Dziewczynka była przestraszona i bardzo płakała. Tess podeszła do niej.
- Courtney...- mała mocno się do niej przytuliła.
- Mamusiu...- płakała.
- Już dobrze kochanie... Już dobrze...- szepnęła Tess. Wiedziała, że wcale nie jest dobrze. Jezeli to co stało się z telewizorem było dziełem Courtney, to dopiero zaczęły się prawdziwe kłopoty. Courtney uspokoiła się dopiero po pół godzinie. Zmęczona zasnęła.
- Co to mogło być?- zapytała Isabel, kiedy Tess wróciła do salonu.
- Nie mam pojęcia. Wydaje mi się, że moce Courtney dopiero się rozwijają.... Szczerze mówiąc, chciałabym żeby była zwykłym człowiekiem. Kiedy byłam w ciąży marzyłam, że dziecko będzie człowiekiem... Isabel, nie wiem co robić!- Tess ukryła twarz w dłoniach.
- Tess, może to przejściowe. To był tylko jeden taki przypadek. Możliwe, że ostatni.- Isabel pocieszała koleżankę.
- Obyś miała rację....
CDN....
coś nie ma komentarzy... hmm...ale mimo to umieszczam kolejną część. co z wami???
DWA SERCA3 cz.4
Michael był zadowolony. Courtney nie pisnęła słówka o tym co wydarzyło się podczas nieobecności jej rodziców. Michael wiedział o tym, ponieważ jeszcze żył. Już od jakiegoś czasu nie odwiedzał Valentich, więc postanowił do nich pójść.
- Wujek!- Courtney władowała mu się na ręce, kiedy tylko przekroczył próg.
- Hej mała.- powiedział krótko.
- Wiesz co? Nic nie powiedziałam...- oznajmiła mu teatralnym szeptem.
- Cieszę się.- Michael postawił ją na podłodze.- cześć Tess. Jest Kyle?
- Michael, co za niespodzianka. Nie, Kyle jest w pracy. Powinien wrócić za jakieś pół godziny.- wyjaśniła Tess.- Courtney, idź na dwór, tylko nigdzie się nie oddalaj, bo wróci tata i pójdziecie na plac zabaw.
- Dobrze!- Courtney wypadła na zewnątrz.
- Ty z nia nie pójdziesz?- zdziwił się Michael.
- Już byłam. Siedziałyśmy tam chyba z pięć godzin. Niedawno wróciłyśmy. Trzeba zrobić obiad....
- Bez kosmicznych mocy?- Michael spojrzał na nią uważnie.
- No, wiesz... A po co je mam?- zaśmiała się.- A jak tam sprawy z Marią?
- W porządku. Przygotowania do ślubu idą pełną parą.
- To juz w przyszłym miesiącu...- Tess była podekscytowana.
- Ano...
- Nie cieszysz się?- zdziwiła się. Michael wzruszył ramionami.
- Cieszę się, ale Maria tak bardzo naciska.... Chcę się z nią ożenić, ale ona...
- Cała Maria.- westchnęła Tess. Na dworzu rozległ się radosny okrzyk.- Wraca Kyle.- powiedziała Tess. I rzeczywiście, po chwili wszedł Kyle z uwieszoną na jego szyi Courtney.
- Witaj, kochanie.- pocałował żonę a potem uscisnął dłoń przyjaciela. Courtney nadal była uwieszona jego szyi.- Co cię do nas sprowadza?
- Przyszedłem sprawdzic co słychać.- wyjaśnił Michael. Courtney puściła ojca i wlazła Michaelowi na kolana.
- Wujku, a gdzie ciocia Maria? To prawda, ze będzie twoją żoną?- zapytała patrząc mu w oczy. Tess się roześmiała.
- Tak, mała. To prawda.
- Nie jestem mała.- Courtney zrobiła obrażoną minkę.- To fajnie, że będzie twoja żoną. Tylko musisz ją dobrze traktować.- szepnęła mu do ucha.
- Co to za tajemnice?- zainteresował się Kyle.
- A takie tam...- mruknął Michael.- Co ci przyszło do głowy?
- Ta pani kazała mi to przeazać..- Courtney uśmiechnęła się i zeskoczyła z kolan Michaela a potem wybiegła z pokoju.
- Ona jest normalnie szalona....- westchnęła Tess i poszła za córką by sprawdzić co robi. Wróciła po kilku minutach.- Dałam jej jakieś stare gazety żeby sobie powycinała obrazki.- powiedziała.- To na kiedy mamy się szykować?- zwróciła się do Michaela.
- Hę?
- No, na ślub...
- Aaaa! To do Marii. Ona i moja przyszła teściowa wszystko organizują. Mnie nie dopuszczają do niczego, ale mam nadzieję, że poinformują mnie o dacie. No, żebym się nie spóźnił.- mruknął Michael. Kyle i Tess sie roześmieli. Michael wyglądał na szczęśliwego, mimo tych jego wszystkich narzekań. Ale w końcu nie byłby Michaelem, gdyby nie narzekał. Zadzwonił telefon.
- Halo?- Tess podniosła słuchawke.- Już daję. Do ciebie.- podała słuchawkę Michaelowi.
- Tak?- Michael doskonale wiedział kto dzwoni.- Już idę. Będę za pięć minut... No przecież mówię. Nigdy się nie spóźniłem...- powiedział. Tess wymownie spojrzała na niego. Michael skończył rozmowę.- Muszę iść. Maria musi coś ze mną omówić.
- Aha! Michael! Nie wiesz przypadkiem co się dzieje z Liz?- zapytała Tess.
- Nie... A co?
- Nie odzywa się od kilku dni.- wyjaśniła Tess.
- Może jest zajęta.- Michael wzruszył ramionami.- Cześć. Ucałujcie Courtney.- wyszedł.
* * *
Dziewczynka niespokojnie poruszyła się na łóżku. Cały czas wierciła się i co chwila się budziła. Zrobiło jej się zimno. Kołdra już dawno spadła na podłogę, więc Courtney zeszła na ziemię, podniosła ją a potem się dokładnie przykryła. Już od kilku nocy nie mogła spać. Miała koszmary i trochę się ich bała. Czuła się taka samotna w swoim wielkim pokoju. W końcu zeszła z łóżka i wyszła z pokoju.
- Mamo... Tato...- szepnęła ciągnąc Tess za rękę.
- Courtney?- Tess otworzyła oczy i zobaczyła swoją córkę stojąca przy łóżku.- Co się stało?
- Nie mogę spać. Boję się....- powiedziała dziewczynka.
- Przecież nie masz czego...- Kyle usiadł na łóżku. Dziewczynka miała ochotę płakać. Tess podniosła kołdrę.
- Chodź tutaj.- powiedziała. Courtney z uśmiechem położyła się między rodzicami. Tess mocno przytuliła córkę, która czuła sie tak bezpiecznie, leżąc między rodzicami. Po chwili mała już spała i nie miała koszmarów. Spokojnie przespała całą noc.
- Co słychać?- do domu Valentich przyszła Isabel.
- Hej Issy... Wszystko w porządku.- Tess przywitała się z przyjaciółką.
- Widzę, że coś jest nie tak. Mi możesz powiedzieć.- Isabel uważniej spojrzała na Tess.
- Martwię się o Courtney.
- Coś z nią nie tak?- zdziwiła się Isabel.
- Nie może w nocy spać. Ma koszmary.....
- A nie próbowałaś wejść do jej snu i zobaczyć co jej się śni? Może wtedy mogłabyś jej pomóc.- zaproponowała Isabel.
- No, nie wiem....- tess nie była przekonana do tego pomysłu.
- Gdzie jest Courtney?
- Bawi sie na górze.- wyjaśniła Tess. Obie przyjaciółki poszły do salonu. Musiały poplotkować i powiedzieć sobie o wszystkim. Isabel nie opowiadała jeszcze o wycieczce z Alexem.
- Było świetnie. Spaliśmy w jakimś hotelu. Alex usiłował namówić mnie na namiot, ale ja nienawidzę namiotów. Trochę kręcił nosem, ale w końcu dał się przekonać co do hotelu i nie żałował.- powiedziała Isabel z tajemniczym uśmiechem.
- Ohoho! Panno Evans?- Tess się roześmiała.
- No co? Było, że tak powiem... miło... A nawet...- urwała. Z góry rozległ się przeraźliwy pisk a potem odgłos jakby wybuchu.
- Courtney!- krzyknęła Tess i pobiegła na górę. Isabel poleciała za nią. Obie wpadły do pokoju i zobaczyły, że mała stoi na środku pokoju i wpatruje się w róg, gdzie jeszcze nie tak dawno stał telewizor. Teraz zostały z niego same popioły. Dziewczynka była przestraszona i bardzo płakała. Tess podeszła do niej.
- Courtney...- mała mocno się do niej przytuliła.
- Mamusiu...- płakała.
- Już dobrze kochanie... Już dobrze...- szepnęła Tess. Wiedziała, że wcale nie jest dobrze. Jezeli to co stało się z telewizorem było dziełem Courtney, to dopiero zaczęły się prawdziwe kłopoty. Courtney uspokoiła się dopiero po pół godzinie. Zmęczona zasnęła.
- Co to mogło być?- zapytała Isabel, kiedy Tess wróciła do salonu.
- Nie mam pojęcia. Wydaje mi się, że moce Courtney dopiero się rozwijają.... Szczerze mówiąc, chciałabym żeby była zwykłym człowiekiem. Kiedy byłam w ciąży marzyłam, że dziecko będzie człowiekiem... Isabel, nie wiem co robić!- Tess ukryła twarz w dłoniach.
- Tess, może to przejściowe. To był tylko jeden taki przypadek. Możliwe, że ostatni.- Isabel pocieszała koleżankę.
- Obyś miała rację....
CDN....
Jane Cahill
Who is online
Users browsing this forum: No registered users and 18 guests