T: SPIN [by Incognito]
Moderators: Olka, Hotaru, Hotori, Hypatia
Ehh... Jakie to smutne, ze mam nieodparte wrażenie, ze zbliżamy siędo końca. Ale może to tylko moja wyobraźnia? Mam taką nadzieję, bo po tym czapterku jeszcze bardziej pokochałam "Kręciołka". Oczywiście teksty nie do pobicia i całkowicie nie do podrobienia, a do tego jeszcze ciekawie zakreślająca sie akcja. LEO całuski za kolejny czapterek i kolejna dawka, abyś miała siły do dalszych części
Liz SPIN znajdziesz choćby tutaj: http://alienblast.9ug.com/Dreamers/Spin.html
A co do ilości części to niestety nie orientuję się, ale mam nadzieję, że jest ich jak najwięcej
A co do ilości części to niestety nie orientuję się, ale mam nadzieję, że jest ich jak najwięcej
- Graalion
- Mroczny bóg
- Posts: 2018
- Joined: Sat Jul 12, 2003 8:10 pm
- Location: Toruń, gdzie 3 małe kocięta tańczą na kurhanach swych wrogów
- Contact:
No i kolejny świetny odcinek. Zauważyłem, że ostatnio każdy jest genialny. A te dialogi - po prostu powalające. Może powinienem tu jeszcze napisać coś o głębszym znaczeniu Kręciołka i tym co tam się dzieje, jednak tuż po jego lekturze nie mam na to ochoty, jestem w zbyt radosnym i lekkim nastroju. To obserwowanie Maxa i Liz, wirujących wokół siebie gdy ich słowa przeplatają się w super dialogach, wprawia mnie w taki nastrój. I oby tych odcinków było jak najwięcej.
"Please, God, make everyone die. Amen."
Wieczorny pacierz Scratch'a ("PvP")
Wieczorny pacierz Scratch'a ("PvP")
Czapterek oczko.
„To ja powiedziałam Tarze Fisher, że jesteś homo.”
I oto jaka jest jego reakcja: żadna.
Jego oczy są kamienne, skupione na żółtej, przerywanej linii, która znika pod wozem. Kąciki jego ust powoli podchodzą do góry.
„Ja mówię poważnie” mówię.
Mam nadzieję, że dzielnie to zniesie, bo w zanadrzu jest więcej tej brutalnej szczerości, tony szczerości, miliony ton.
Potakuje w nonszalancki sposób, w jaki potakują ludzie rozmawiając o pogodzie. Jego palce wystukują rytm o kierownicę. Mówi „Nie ma sprawy, ja powiedziałem jej, że jesteś lesbijką.”
„ŻE CO???”
„No, ty i Tess.” Śmieje się „Żałuj, że nie widziałaś jej twarzy, chyba ma oko na ciebie, to tak przy okazji.”
Moja twarz zamienia się w marmur. „Wydaje mi się, że potrafię to zrozumieć, w końcu była strasznie załamana słysząc, ze z ciebie pedałek. A propos. Masz na sobie jej ulubiona koszulkę.”
Patrzy na mnie „Wściekasz się, bo pokonałem cię grając w twoją własną grę.”
„Pod żadną postacią, w żadnym momencie, nie pokonasz mnie w kłamaniu.” Mówię „Jesteś podły.”
„Ja?. Nie tylko wszyscy myślą, że chciałem odbić Tess Kyle’owi, to jeszcze reszta myśli, że jestem pedałem. Chyba nie muszę wspominać, że kumple Kyle’a też nie darzą mnie dużą dozą sympatii. Działam jak magnes na wszystkich znienawidzonych kryminalistów. Jak ktoś zapaskudzi mi dom jajkami, ty to posprzątasz.”
„Śnij dalej.”
„mogę M&M’a?”
„MOJA czekolada”
„PODZIEL SIĘ!”
„jaki kolor?”
„Nie ma znaczenia”
„Owszem, ma”
„Ok... czerwone”
Podaję mu czerwonego M&M’a i wyciągam zielonego dla siebie i trzymając go przed oczami mówię „Wiesz co, to naukowo udowodnione, że dzięki zielonym M&M’som jesteś bardziej napalony.”
A on na to „No to jedz.”
„Kiedy to przeobraziłeś się w takiego faceta, co?”
„Kiedy zaczęłaś ni stąd ni zowąd mówić o swojej bieliźnie i napalaniu się. Twoja główka też jest podgniła Parker.”
„ja tylko próbuję prowadzić miłą konwersację EVANS.”
Przewraca oczami i potrząsa głową.
Więc dodaję „Znajdźmy wreszcie ten hotel i poszalejemy jak króliki”.
„Wiesz, że nie o to chodzi.”
„W takim razie o co chodzi? Trzymanie się za rączki przez całą nockę?”
„Dla mnie nie ma sprawy, nawet się jeszcze nie całowaliśmy.”
„No proszę, chodząca cnota.”
„Dobra, chcesz szaleć jak króliki? Będziemy szaleć jak króliki.”
Całowaliśmy się” ja na to.
„nie Liz, nie MY, JA cię całowałem, ty tylko tam stałaś.” W jego głosie, muszę to przyznać, słychać zawód. A sposób we jaki gapi się przez okno sprawia, że zastanawiam się, czy mu faktycznie ulżyło, że to powiedział.
Mi tak.
Ciekawa jestem, czy potrafi na to popatrzeć z mojej perspektywy. Powiedziałam mu, żeby czekał na Tess a on przeprasza. Przeprasza za pocałowanie mnie i zastanawia się dlaczego ja nie odwzajemniłam tego pocałunku.
Nie powinno się całować ludzi, kiedy ma się takiego kręciołka. To nie fair, on nie jest fair wobec mnie.
Ja też nie jestem fair w stosunku do niego, bo mu tego wszystkiego nie mówię.
Mówię „Nie czułam wtedy, żebym mogła.”
On nie patrzy na mnie, tylko gapiąc się w dal potakuje.
„Żartowałam z tymi królikami” mówię.
„Wiem.”
Inny rodzaj kłamstwa, to wtedy kiedy mówisz tylko część prawdy. Gdybym powiedziała mu całość, to powiedziałabym mu, że trzymanie się za rączki przez całą noc brzmi dla mnie równie dobrze. A zamiast tego wypaliłam o seksie.
Racjonalizacja: Masz zamiar spędzić noc w hotelowym pokoju, sam na sam z obiektem twoich obsesji. Perspektywa uprawiania seksu jest tą, która najbardziej intryguje i co robisz? Żartujesz sobie udając że ci to wisi. Ot co.
Mogłabym mu to wszystko powiedzieć. Powinnam. Ale nie tu. Rozpędzony samochód nie jest odpowiednim miejscem. Plus – nie ma się gdzie schować. Nie MNIE, ale ON nie ma się gdzie schować. Może mu się nie podobać to co mam mu do powiedzenia, wiecie. A ja mam masakryczną ilość rzeczy do powiedzenia.
Masakryczną ilość rzeczy do zmienienia.
„Oddalamy się.” Mówię.
„Od czego?”
„Od Roswell.”
Od bezpieczeństwa Max. Roswell to sekrety i kłamstwa. Kłamstwa to bezpieczeństwo. Prawda to odsłonięcie się. Prawda, to wystawienie się nago na piedestał.
On myśli, że ja właśnie tego chcę.
On myśli, że w ogóle to ja wiem, czego chcę.
Myśli, ze ratuje mnie od Roswell, ale ratuje mnie od samej siebie.
Max mówi : Przed nami długa droga.”
Nawet nie ma pojęcia jak wiele w tym prawdy.
Mówi :” Powinnaś się przespać. Czas minie szybciej.”
W samochodzie, tak naprawdę nigdy nie zaśniesz. Wpadasz w otchłań, miejsce pomiędzy niebem a piekłem, miejsce pomiędzy jawą i snem. Poruszasz się chwiejnym krokiem po różnych dziurach, rozpadlinach i krawędziach. Masz zamknięte oczy, ale słyszysz każdą piosenkę w radio, ale twój umysł tak naprawdę jest nieobecny. Za każdym razem, gdy otwierasz oczy zauważasz, że słońce przybliżyło się do horyzontu o parę milimetrów i zastanawiasz się jak długo miałaś zamknięte oczy. Za każdym razem kiedy otwierasz oczy widzisz pustynię, ale on zawsze przemienia się w inny rodzaj piaszczystych połaci.
Otwierasz oczy i widzisz pustynny chaos. Skały wskazują oskarżająco w niebo. Kaniony zapadają się winne w podłoże, tak wiele dziur i zaułków i cieni by ukryć pełzające pomiędzy nimi sekrety.
Nawet natura ma coś do ukrycia.
W radio Jimmy Buffet śpiewa „Upijmy się i poszalejmy.”
Max pyta „Obudziłaś się już? Słyszysz tę piosenkę? Jest chora, grają ją już trzeci raz w przeciągu minionych dwóch godzin.”
Rozciągam szyje kręcąc głową na boki i próbuję coś powiedzieć. Patrzy nam mnie skrzywiony i szepcze „Idź jeszcze spać.” Dotyka mojej ręki. Chciałabym, żebym nie była w półśnie, żebym mogła to poczuć. A on mówi „Zamknij oczy.”
Otchłań. Otwierasz co jakiś czas oczy i widzisz zmieszaną pustynię. Ciągle otwierasz te oczy, bo ciekawi cię, w co za chwilę przeobrazi się ta pustynia. Pustynie są jak ludzie, wiecie, albo płatki śniegu, nie ma dwóch takich samych. Otwierasz oczy i widzisz tłustą pustynię i chudziutką pustynię, pustynię z drzewami i pustynię z górami. Nagą pustynię. Pustynię bez budynków przez długie, długie mile i taką z zaznaczonym konturem stacji benzynowej.
Pustynię z małym białym domkiem pośrodku niczego, gdzie po prostu wiesz, że jest tam albo psychol albo trup. Pustynie z płotkami obwieszonymi kośćmi i zmuszającymi cię do refleksji jacy to chorzy ludzie łażą w poszukiwaniu zwierzęcych kości by nimi obwiesić płoty.
Kości, szkielety. Niebiosa pomóżcie, dajcie mi coś pięknego do oglądania. Otwierasz oczy i widzisz znaki drogowe. Otwierasz oczy i widzisz krowy idące na rzeź bo są już wystarczająco tłuste. Krew była moim najlepszym przyjacielem przez ostatnie dwa tygodnie, krew i Max Evans.
Pokaż mi kwiatka Max. Pokaż mi swoje makowe pole. Nie jestem taką dziewczęcą dziewczyną, tylko chcę zobaczyć coś co żyje i oddycha.
Otwierasz oczy i słyszysz Johnny’ego Casha śpiewającego „Zapalając krąg ognia”. Zastanawiasz się o czym tak naprawdę jest ta piosenka. Max chce wiedzieć, czy nie muszę pójść do łazienki.
Otwierasz oczy a Patsy Cline śpiewa „Szalony” Odnotowujesz jak zrobiło się ciemno i późno. Pustynia przeszła kolejną metamorfozę, którą widzisz w poświacie księżyca. Na pustyni księżyc nie ma się gdzie ukryć. Pustynia jest kompletnie płaska, brak szpar, szczelin, brak sekretów i kłamstw, wszystko wystawione na pokaz. To ten rodzaj lęku, który odczuwasz kiedy spoglądasz na siebie w lustrze, psychicznie naga, emocjonalnie naga.
Spójrz prawdzie w oczy Parker, ocal się od czegoś tam. Pozwól mu pomóc ci. Ty mu pomogłaś.
Zwykłam mieć tę teorię „Jak żyć w świecie, skoro ma się problemy z własną głową”
Tak bardzo chciałam go nienawidzić. Tak bardzo chciałam go winić za zesłanie Roswell do czeluści jednym machnięciem ręki. Nigdy nie mogłam, wiecie, bo nigdy nie nienawidziłam Roswell. To była moja przystań, moje niebo, moje wytłumaczenie, mój wielki nieprawdziwy problem.
I Max. To nie tylko jakiś tam chłopak, nie tylko jakiś tam kosmita. Ja jestem większym ufoludem niż on. Jest coś w jego oczach, kiedy nie zwraca uwagi na nic. Coś co ci mówi, że on potrafi wiele rzeczy zrozumieć, że może zrozumieć i ciebie. Gdyby tylko spojrzał ci w oczy.
Nigdy nie chciałam, by wiedział, że znam jego sekret, że o mało nie zginęłam. Chciałam tylko by przestał karać siebie, tyle samego siebie traci na to obwinianie się. Chciałam, żeby był szczęśliwy, z Tess jeśli tak by miało być. Stałabym na uboczu obserwując, przeżywając sceny jedynie w mojej głowie.
Ale to tak nie działa. Teraz to już wiem z przyczyn tak banalnych jak mały szkielecik wystawiony na pokaz w mojej kieszeni i wystawiona na pokaz pustynia za moim oknem. Sytuacja sama się określa. Wystawiony na pokaz hotel pośrodku pustyni to moje forum. To miejsce, gdzie mu się odkryję, gdzie przestanę okłamywać samą siebie, gdzie się jakoś pozbieram.
To miejsce, gdzie zdałam sobie sprawę, że cokolwiek się dzieje, tu CHODZI o mnie.
Wydaje mi się, że punktem przełomowym mojego życia była broń przystawiona do mojej skroni.
I nie mogłabym być bardziej w błędzie.
Od zewnątrz hotel jest odrażający. Pustynna kultura, pustynie to nie miejsca, które chce się odwiedzać, to miejsca, które się mija w drodze z jednego miejsca do drugiego. Konkretyzując, pustynna kultura to kierowcy ciężarówek. I nie to, żebym miała coś do nich, ale to nie najświeżsi ludzi na świecie. Mogę sobie tylko wyobrazić jak samotnie będzie wyglądał pokój. Ok., nie jestem królewną. Jeśli zniosę krewi i kości to wytrzymam i odrobinę kurzu.
Max parkuje powoli na przynależnym hotelowi parkingu. Jest zmęczony, tak bardzo, że ledwo trzyma otwarte oczy. Prowadził przez więcej godzin niż możecie policzyć na palcach obu rąk.
Mówię „Przepraszam, cały czas ty prowadziłeś, ja będę prowadzić w powrotną drogę.”
Patrzy na mnie spod pół przymkniętych powiek „Pojęcia nie masz jak prowadzić tyle czasu”.
„To szesnaście godzin, nauczę się.”
„Brzmi niebezpiecznie.”
„No, ale ty jesteś niebezpiecznym chłopakiem, śmiejesz się niebezpieczeństwu w twarz.”
„Co racja to racja.”
Pokój hotelowy to moja przyszłość, oczy na cenę, bez bólu i niespodzianek. W sytuacjach takich jak ta, motywacyjne schematy rządzą twoim umysłem. Wiecie, to zabawne, on myśli, że ja go „lubię”. Ta, lubię go, dokładnie, jakby to było szkolne boisko, bombonierka czekoladek, miłość do szczeniaka.
A nie jest. Jest głębsze, ciemniejsze i bardziej włochate.
To taki rodzaj rzeczy, o których się nie wspomina bo samo słowo powoduje przerażenie i szok.
„Więc... powinniśmy wynająć pokój co?” pytam.
A on na to „My? Ty śpisz w samochodzie, pamiętasz?”
Gdybym nie tłamsiła wewnątrz tylu zbędnych rzeczy miałabym teraz ubaw.
„Może gdy poczuje przypływ dobrego nastroju przyniosę ci koc, zapukaj, gdybyś czegoś potrzebowała. Mam pokój 318 – zarezerwowałem na ostatniej stacji benzynowej.” Wyczołguje się z wozu „zapamiętasz?”
Uśmiecham się słabo kiedy zatrzaskuje drzwi. Zostaję w samochodzie patrząc na trzęsące się dłonie.
Jestem maniakalnie obsesyjnie opętana tobą Maxie Evans. Nie wiem, czy wy, chłopcy, chcielibyście o takich rzeczach słuchać.
Moje drzwi się otwierają, Max wyciąga mnie z samochodu oplatając mnie w tali ręką. Jego dłoń jest przyciśnięta do mojego brzucha. I jak się czuję?
On dotyka mojego brzucha, jak do cholery myślicie, że się czuję.
Nie ma najmniejszego problemu z podniesieniem mnie jedną ręką, stawia mnie i otacza ramieniem moje plecy i zaczynamy iść do lobby.
„Co z moimi zdolnościami?” pytam.
On „Zrobiło mi się samotnie. Tak czy inaczej zdolności dziewczyn to nic w porównaniu z kosmicznymi mocami.”
Odbieramy klucz od wyglądającego na zaharowanego, pracownika. Biedny facet. Idziemy to pokoju. Dwa podwójne łóżka.
On kładzie się na jednym z nich, ja nadal zmagam się z drzwiami.
Czemu? Bo w tym właśnie miejscy postanowiłam przestać go okłamywać.
„Podjedź „ mówi.
Podchodzę i staję koło łóżka, ohydny pokój nie jest odnotowany w mojej świadomości, nic nie jest.
„Powinniśmy porozmawiać” mówię.
Marszczy twarz. „Liz, gadanie to marny pomysł, gadaliśmy przez ostatnie czternaście godzin.”
„O tym nie rozmawia się w samochodzie.”
Patrzy na mnie. Ja przechodząca załamanie nerwowe i niestety nie potrafiąca tego ukryć. Ja będąca bardzo szczerą. „O co chodzi?” pyta.
Jestem neurotyczką, ot co.
Mówię „Chcesz wiedzieć o czym myślałam, przez ostatnie parę tygodni?
„Oczywiście”
„Chcesz wiedzieć co myślę... o tobie.”
To spojrzenie na jego twarzy, zaczyna rozumieć co to wszystko znaczy. Mówi tylko „Tak.”
„To ja powiedziałam Tarze Fisher, że jesteś homo.”
I oto jaka jest jego reakcja: żadna.
Jego oczy są kamienne, skupione na żółtej, przerywanej linii, która znika pod wozem. Kąciki jego ust powoli podchodzą do góry.
„Ja mówię poważnie” mówię.
Mam nadzieję, że dzielnie to zniesie, bo w zanadrzu jest więcej tej brutalnej szczerości, tony szczerości, miliony ton.
Potakuje w nonszalancki sposób, w jaki potakują ludzie rozmawiając o pogodzie. Jego palce wystukują rytm o kierownicę. Mówi „Nie ma sprawy, ja powiedziałem jej, że jesteś lesbijką.”
„ŻE CO???”
„No, ty i Tess.” Śmieje się „Żałuj, że nie widziałaś jej twarzy, chyba ma oko na ciebie, to tak przy okazji.”
Moja twarz zamienia się w marmur. „Wydaje mi się, że potrafię to zrozumieć, w końcu była strasznie załamana słysząc, ze z ciebie pedałek. A propos. Masz na sobie jej ulubiona koszulkę.”
Patrzy na mnie „Wściekasz się, bo pokonałem cię grając w twoją własną grę.”
„Pod żadną postacią, w żadnym momencie, nie pokonasz mnie w kłamaniu.” Mówię „Jesteś podły.”
„Ja?. Nie tylko wszyscy myślą, że chciałem odbić Tess Kyle’owi, to jeszcze reszta myśli, że jestem pedałem. Chyba nie muszę wspominać, że kumple Kyle’a też nie darzą mnie dużą dozą sympatii. Działam jak magnes na wszystkich znienawidzonych kryminalistów. Jak ktoś zapaskudzi mi dom jajkami, ty to posprzątasz.”
„Śnij dalej.”
„mogę M&M’a?”
„MOJA czekolada”
„PODZIEL SIĘ!”
„jaki kolor?”
„Nie ma znaczenia”
„Owszem, ma”
„Ok... czerwone”
Podaję mu czerwonego M&M’a i wyciągam zielonego dla siebie i trzymając go przed oczami mówię „Wiesz co, to naukowo udowodnione, że dzięki zielonym M&M’som jesteś bardziej napalony.”
A on na to „No to jedz.”
„Kiedy to przeobraziłeś się w takiego faceta, co?”
„Kiedy zaczęłaś ni stąd ni zowąd mówić o swojej bieliźnie i napalaniu się. Twoja główka też jest podgniła Parker.”
„ja tylko próbuję prowadzić miłą konwersację EVANS.”
Przewraca oczami i potrząsa głową.
Więc dodaję „Znajdźmy wreszcie ten hotel i poszalejemy jak króliki”.
„Wiesz, że nie o to chodzi.”
„W takim razie o co chodzi? Trzymanie się za rączki przez całą nockę?”
„Dla mnie nie ma sprawy, nawet się jeszcze nie całowaliśmy.”
„No proszę, chodząca cnota.”
„Dobra, chcesz szaleć jak króliki? Będziemy szaleć jak króliki.”
Całowaliśmy się” ja na to.
„nie Liz, nie MY, JA cię całowałem, ty tylko tam stałaś.” W jego głosie, muszę to przyznać, słychać zawód. A sposób we jaki gapi się przez okno sprawia, że zastanawiam się, czy mu faktycznie ulżyło, że to powiedział.
Mi tak.
Ciekawa jestem, czy potrafi na to popatrzeć z mojej perspektywy. Powiedziałam mu, żeby czekał na Tess a on przeprasza. Przeprasza za pocałowanie mnie i zastanawia się dlaczego ja nie odwzajemniłam tego pocałunku.
Nie powinno się całować ludzi, kiedy ma się takiego kręciołka. To nie fair, on nie jest fair wobec mnie.
Ja też nie jestem fair w stosunku do niego, bo mu tego wszystkiego nie mówię.
Mówię „Nie czułam wtedy, żebym mogła.”
On nie patrzy na mnie, tylko gapiąc się w dal potakuje.
„Żartowałam z tymi królikami” mówię.
„Wiem.”
Inny rodzaj kłamstwa, to wtedy kiedy mówisz tylko część prawdy. Gdybym powiedziała mu całość, to powiedziałabym mu, że trzymanie się za rączki przez całą noc brzmi dla mnie równie dobrze. A zamiast tego wypaliłam o seksie.
Racjonalizacja: Masz zamiar spędzić noc w hotelowym pokoju, sam na sam z obiektem twoich obsesji. Perspektywa uprawiania seksu jest tą, która najbardziej intryguje i co robisz? Żartujesz sobie udając że ci to wisi. Ot co.
Mogłabym mu to wszystko powiedzieć. Powinnam. Ale nie tu. Rozpędzony samochód nie jest odpowiednim miejscem. Plus – nie ma się gdzie schować. Nie MNIE, ale ON nie ma się gdzie schować. Może mu się nie podobać to co mam mu do powiedzenia, wiecie. A ja mam masakryczną ilość rzeczy do powiedzenia.
Masakryczną ilość rzeczy do zmienienia.
„Oddalamy się.” Mówię.
„Od czego?”
„Od Roswell.”
Od bezpieczeństwa Max. Roswell to sekrety i kłamstwa. Kłamstwa to bezpieczeństwo. Prawda to odsłonięcie się. Prawda, to wystawienie się nago na piedestał.
On myśli, że ja właśnie tego chcę.
On myśli, że w ogóle to ja wiem, czego chcę.
Myśli, ze ratuje mnie od Roswell, ale ratuje mnie od samej siebie.
Max mówi : Przed nami długa droga.”
Nawet nie ma pojęcia jak wiele w tym prawdy.
Mówi :” Powinnaś się przespać. Czas minie szybciej.”
W samochodzie, tak naprawdę nigdy nie zaśniesz. Wpadasz w otchłań, miejsce pomiędzy niebem a piekłem, miejsce pomiędzy jawą i snem. Poruszasz się chwiejnym krokiem po różnych dziurach, rozpadlinach i krawędziach. Masz zamknięte oczy, ale słyszysz każdą piosenkę w radio, ale twój umysł tak naprawdę jest nieobecny. Za każdym razem, gdy otwierasz oczy zauważasz, że słońce przybliżyło się do horyzontu o parę milimetrów i zastanawiasz się jak długo miałaś zamknięte oczy. Za każdym razem kiedy otwierasz oczy widzisz pustynię, ale on zawsze przemienia się w inny rodzaj piaszczystych połaci.
Otwierasz oczy i widzisz pustynny chaos. Skały wskazują oskarżająco w niebo. Kaniony zapadają się winne w podłoże, tak wiele dziur i zaułków i cieni by ukryć pełzające pomiędzy nimi sekrety.
Nawet natura ma coś do ukrycia.
W radio Jimmy Buffet śpiewa „Upijmy się i poszalejmy.”
Max pyta „Obudziłaś się już? Słyszysz tę piosenkę? Jest chora, grają ją już trzeci raz w przeciągu minionych dwóch godzin.”
Rozciągam szyje kręcąc głową na boki i próbuję coś powiedzieć. Patrzy nam mnie skrzywiony i szepcze „Idź jeszcze spać.” Dotyka mojej ręki. Chciałabym, żebym nie była w półśnie, żebym mogła to poczuć. A on mówi „Zamknij oczy.”
Otchłań. Otwierasz co jakiś czas oczy i widzisz zmieszaną pustynię. Ciągle otwierasz te oczy, bo ciekawi cię, w co za chwilę przeobrazi się ta pustynia. Pustynie są jak ludzie, wiecie, albo płatki śniegu, nie ma dwóch takich samych. Otwierasz oczy i widzisz tłustą pustynię i chudziutką pustynię, pustynię z drzewami i pustynię z górami. Nagą pustynię. Pustynię bez budynków przez długie, długie mile i taką z zaznaczonym konturem stacji benzynowej.
Pustynię z małym białym domkiem pośrodku niczego, gdzie po prostu wiesz, że jest tam albo psychol albo trup. Pustynie z płotkami obwieszonymi kośćmi i zmuszającymi cię do refleksji jacy to chorzy ludzie łażą w poszukiwaniu zwierzęcych kości by nimi obwiesić płoty.
Kości, szkielety. Niebiosa pomóżcie, dajcie mi coś pięknego do oglądania. Otwierasz oczy i widzisz znaki drogowe. Otwierasz oczy i widzisz krowy idące na rzeź bo są już wystarczająco tłuste. Krew była moim najlepszym przyjacielem przez ostatnie dwa tygodnie, krew i Max Evans.
Pokaż mi kwiatka Max. Pokaż mi swoje makowe pole. Nie jestem taką dziewczęcą dziewczyną, tylko chcę zobaczyć coś co żyje i oddycha.
Otwierasz oczy i słyszysz Johnny’ego Casha śpiewającego „Zapalając krąg ognia”. Zastanawiasz się o czym tak naprawdę jest ta piosenka. Max chce wiedzieć, czy nie muszę pójść do łazienki.
Otwierasz oczy a Patsy Cline śpiewa „Szalony” Odnotowujesz jak zrobiło się ciemno i późno. Pustynia przeszła kolejną metamorfozę, którą widzisz w poświacie księżyca. Na pustyni księżyc nie ma się gdzie ukryć. Pustynia jest kompletnie płaska, brak szpar, szczelin, brak sekretów i kłamstw, wszystko wystawione na pokaz. To ten rodzaj lęku, który odczuwasz kiedy spoglądasz na siebie w lustrze, psychicznie naga, emocjonalnie naga.
Spójrz prawdzie w oczy Parker, ocal się od czegoś tam. Pozwól mu pomóc ci. Ty mu pomogłaś.
Zwykłam mieć tę teorię „Jak żyć w świecie, skoro ma się problemy z własną głową”
Tak bardzo chciałam go nienawidzić. Tak bardzo chciałam go winić za zesłanie Roswell do czeluści jednym machnięciem ręki. Nigdy nie mogłam, wiecie, bo nigdy nie nienawidziłam Roswell. To była moja przystań, moje niebo, moje wytłumaczenie, mój wielki nieprawdziwy problem.
I Max. To nie tylko jakiś tam chłopak, nie tylko jakiś tam kosmita. Ja jestem większym ufoludem niż on. Jest coś w jego oczach, kiedy nie zwraca uwagi na nic. Coś co ci mówi, że on potrafi wiele rzeczy zrozumieć, że może zrozumieć i ciebie. Gdyby tylko spojrzał ci w oczy.
Nigdy nie chciałam, by wiedział, że znam jego sekret, że o mało nie zginęłam. Chciałam tylko by przestał karać siebie, tyle samego siebie traci na to obwinianie się. Chciałam, żeby był szczęśliwy, z Tess jeśli tak by miało być. Stałabym na uboczu obserwując, przeżywając sceny jedynie w mojej głowie.
Ale to tak nie działa. Teraz to już wiem z przyczyn tak banalnych jak mały szkielecik wystawiony na pokaz w mojej kieszeni i wystawiona na pokaz pustynia za moim oknem. Sytuacja sama się określa. Wystawiony na pokaz hotel pośrodku pustyni to moje forum. To miejsce, gdzie mu się odkryję, gdzie przestanę okłamywać samą siebie, gdzie się jakoś pozbieram.
To miejsce, gdzie zdałam sobie sprawę, że cokolwiek się dzieje, tu CHODZI o mnie.
Wydaje mi się, że punktem przełomowym mojego życia była broń przystawiona do mojej skroni.
I nie mogłabym być bardziej w błędzie.
Od zewnątrz hotel jest odrażający. Pustynna kultura, pustynie to nie miejsca, które chce się odwiedzać, to miejsca, które się mija w drodze z jednego miejsca do drugiego. Konkretyzując, pustynna kultura to kierowcy ciężarówek. I nie to, żebym miała coś do nich, ale to nie najświeżsi ludzi na świecie. Mogę sobie tylko wyobrazić jak samotnie będzie wyglądał pokój. Ok., nie jestem królewną. Jeśli zniosę krewi i kości to wytrzymam i odrobinę kurzu.
Max parkuje powoli na przynależnym hotelowi parkingu. Jest zmęczony, tak bardzo, że ledwo trzyma otwarte oczy. Prowadził przez więcej godzin niż możecie policzyć na palcach obu rąk.
Mówię „Przepraszam, cały czas ty prowadziłeś, ja będę prowadzić w powrotną drogę.”
Patrzy na mnie spod pół przymkniętych powiek „Pojęcia nie masz jak prowadzić tyle czasu”.
„To szesnaście godzin, nauczę się.”
„Brzmi niebezpiecznie.”
„No, ale ty jesteś niebezpiecznym chłopakiem, śmiejesz się niebezpieczeństwu w twarz.”
„Co racja to racja.”
Pokój hotelowy to moja przyszłość, oczy na cenę, bez bólu i niespodzianek. W sytuacjach takich jak ta, motywacyjne schematy rządzą twoim umysłem. Wiecie, to zabawne, on myśli, że ja go „lubię”. Ta, lubię go, dokładnie, jakby to było szkolne boisko, bombonierka czekoladek, miłość do szczeniaka.
A nie jest. Jest głębsze, ciemniejsze i bardziej włochate.
To taki rodzaj rzeczy, o których się nie wspomina bo samo słowo powoduje przerażenie i szok.
„Więc... powinniśmy wynająć pokój co?” pytam.
A on na to „My? Ty śpisz w samochodzie, pamiętasz?”
Gdybym nie tłamsiła wewnątrz tylu zbędnych rzeczy miałabym teraz ubaw.
„Może gdy poczuje przypływ dobrego nastroju przyniosę ci koc, zapukaj, gdybyś czegoś potrzebowała. Mam pokój 318 – zarezerwowałem na ostatniej stacji benzynowej.” Wyczołguje się z wozu „zapamiętasz?”
Uśmiecham się słabo kiedy zatrzaskuje drzwi. Zostaję w samochodzie patrząc na trzęsące się dłonie.
Jestem maniakalnie obsesyjnie opętana tobą Maxie Evans. Nie wiem, czy wy, chłopcy, chcielibyście o takich rzeczach słuchać.
Moje drzwi się otwierają, Max wyciąga mnie z samochodu oplatając mnie w tali ręką. Jego dłoń jest przyciśnięta do mojego brzucha. I jak się czuję?
On dotyka mojego brzucha, jak do cholery myślicie, że się czuję.
Nie ma najmniejszego problemu z podniesieniem mnie jedną ręką, stawia mnie i otacza ramieniem moje plecy i zaczynamy iść do lobby.
„Co z moimi zdolnościami?” pytam.
On „Zrobiło mi się samotnie. Tak czy inaczej zdolności dziewczyn to nic w porównaniu z kosmicznymi mocami.”
Odbieramy klucz od wyglądającego na zaharowanego, pracownika. Biedny facet. Idziemy to pokoju. Dwa podwójne łóżka.
On kładzie się na jednym z nich, ja nadal zmagam się z drzwiami.
Czemu? Bo w tym właśnie miejscy postanowiłam przestać go okłamywać.
„Podjedź „ mówi.
Podchodzę i staję koło łóżka, ohydny pokój nie jest odnotowany w mojej świadomości, nic nie jest.
„Powinniśmy porozmawiać” mówię.
Marszczy twarz. „Liz, gadanie to marny pomysł, gadaliśmy przez ostatnie czternaście godzin.”
„O tym nie rozmawia się w samochodzie.”
Patrzy na mnie. Ja przechodząca załamanie nerwowe i niestety nie potrafiąca tego ukryć. Ja będąca bardzo szczerą. „O co chodzi?” pyta.
Jestem neurotyczką, ot co.
Mówię „Chcesz wiedzieć o czym myślałam, przez ostatnie parę tygodni?
„Oczywiście”
„Chcesz wiedzieć co myślę... o tobie.”
To spojrzenie na jego twarzy, zaczyna rozumieć co to wszystko znaczy. Mówi tylko „Tak.”
"...I'm a member of that group of... outsiders. So... thank you, Roswell... Thank you for... for letting me live among you...Thank you for giving me a home... "
Boże, nie wiem co napisać. Za każdym razem powala mnie inteligencja tego opow., to drugie dno które wychodzi z każdego zdania i piekielnie dobre tłumaczenie. Przeczytałam go dwa razy...i pewnie to jeszcze nie koniec. Wspaniałe pole do wyobraźni, każde zdanie to majstersztyk...Liz, u której pod pozorem nonszalancji kryje się obawa, wrażliwość i ogromna tęsknota do odkrycia się przed kimś kto ją zrozumie, no i Max, fantastycznie nakreślona postać. Mam go przed oczami, moja wyobraźnia szaleje jak te ewentualne "króliki w hotelu" . I mam nadzieję, że w następnym czapterku Max popatrzy jej w oczy.
Czy zauważyliście, że autorka praktycznie nie pisze o wyglądzie bohaterów, poznajemy ich po targających nimi emocjach...odczuciach. I na tym polega magia najlepszych f-f.
LEO, błagam, uschnę zanim się doczekam kolejnej części.
Dzięki serdeczne za kolejną porcję czegoś, co nazywam ucztą dla ducha.
Czy zauważyliście, że autorka praktycznie nie pisze o wyglądzie bohaterów, poznajemy ich po targających nimi emocjach...odczuciach. I na tym polega magia najlepszych f-f.
LEO, błagam, uschnę zanim się doczekam kolejnej części.
Dzięki serdeczne za kolejną porcję czegoś, co nazywam ucztą dla ducha.
Czapter dwadzieścia dwa.Czy ja jestem załamana?Widywał mnie w krwi i pokrytą siniakami. Widział mnie stojącą obok noża, na tyłam umierającej pustyni.Kiedy rzeczy kręcą się zbyt szybko – i to tak szybko, że są ponad naszą kontrolą – załamują się.Może i wyglądam normalnie w obliczu krwi i siniaków, ale po dzisiejszej nocy, jak będę wyglądać obok kwiatów, pól kwiatów?Musisz być przygotowanym na coś takiego. Na niego nie będącego w stanie znieść prawdy. Zwłaszcza odkąd sama ledwo ją znoszę.I nagle odkrywasz o sobie pewne rzeczy, jak np. to, że może i warto wieść zdrowy tryb życia i może odnajdziesz strzęp wartości. W głębi serca wiesz jednak, że możesz zostać naprawiona jeśli tylko spróbujesz. Ale to punkt zwrotny. Albo polepszy ci się, albo nie.Kiedy sprzątasz pokój, musi się nabałaganić zanim się uporządkuje. Musisz wymieść całe to gówno spod łóżka i z szafy. Układasz brudną bielizną w hałdy na łóżku, odnajdujesz do połowy zjedzoną kanapkę, która zamierzałaś wyrzucić. Przeszukujesz zakamarki ukrytych miejsc i pozwalasz, by ujrzały światło dzienne. Potem decydujesz od czego zacząć.Oto tu chodzi. Co jeśli nie spodoba mu się co mam pod łóżkiem. Może on nie będzie chciał oglądać moich pajęczyn. Może nie zechce pomóc mi sprzątać. Co wtedy?Musisz być przygotowanym na możliwy najgorszy scenariusz, ale realistyczny.Ze mną jest inaczej. Ja nie mam jednego wielgaśnego sekretu jak on czy Tess. Mam stertę maluśkich białych kłamstewek. Wystarczająco wiele maluśkich białych kłamstewek i oszalejesz i zapomnisz która historię powiedziałeś której osobie. Mam za sobą lata niedopowiedzianych historii. Prawdziwe czy nie, już nie ma różnicy. Ja jestem kłamstwem.Jestem połową historii.Jeśli nie wyrzucę teraz wszystkiego na światło dzienne załamię się.Stracę go, i tak mogę stracić. Musisz być przygotowanym.Nie możesz myśleć o zrozumieniu jakie czai się w jego oczach. Nie możesz myśleć jak to on może zrozumieć i trzymać twoją dłoń całą noc i pomóc ci się pozbierać. Może on i może wyleczyć siniaki na twoim policzku, może i fizyczne dowody znikną, ale to i tak nie ma znaczenia, bo ból nadal tkwi we wnętrzu. Może kiedy on śpi obok ciebie nie będziesz widzieć broni obok twojej twarzy kiedy zamykasz oczy.Przestań o tym myśleć.Mnie tu nawet nie ma.„Liz.” Odzywa się. Siada na łóżku, patrzy ze współczuciem i żalem, jakby już wiedział. „Powiedz cokolwiek.” Mówi szeptem, delikatnie. Nie chce naciskać na ciebie nawet głosem. Wie, że dotykanie cię teraz nie pomoże.Mnie tu nawet nie ma.To ostatni mechanizm obronny jakiego z chęcią używam. Nawet nie dbam o to jak się nazywa, pamiętam tylko, że ktoś mi powiedział ,że da się go zaadoptować.Mnie tu nawet nie ma. Jestem ?To tylko dziewczyna, która kocha chłopca. I mówi mu prawdę, żeby być fair, żeby on mógł potem zdecydować czy nadal ją będzie kochać.Oczy w dół, w ten sposób łatwiej łzom wymknąć się.Posprzątać.„Nie wiem od czego się zaczęło.. nie wiem nawet gdzie” to głos rozpadu, głos jaki masz, kiedy nie jesteś w stanie spojrzeć nikomu w oczy. Brzmi monotonnie, ale jeśli się wsłuchasz możesz wyłapać nerwowe drganie. „Chciałam cię nienawidzić, nigdy cię nie nienawidziłam, ale chciałam, zanim cię w ogóle poznałam.”Jeśli mrugniesz, spadnie łza z twojego lewego oka.Popatrz a zobaczysz jak bardzo jest zmieszany. „Liz ... dlaczego..” nie kończy, bo wie, że pytanie nie przyniesie rozsądnych odpowiedzi.„chciałam winić cię za moje problemy ale nie mogłam, bo znałam twój sekret, nie wiem skąd, ale wiedziałam. Ale nie mogłam cię znienawidzić bo widziałam jak mocno nienawidziłeś sam siebie, a potem zobaczyłam jak potrąciłeś ją samochodem, jak twoje życie rozsypuje się na kawałki. Widziałam jak.. ją... uleczasz.”Łza za łzą skapują z twojej twarzy, lądują na twoim bucie, jedna na swetrze. Spojrzysz a zobaczysz, ze on nie chce, żebyś płakała.„Może chciałam tego ... może czułam się martwa. Ale może zobaczyłam w jaki sposób na nią patrzysz i może chciałam, żebyś był szczęśliwy. Pocałowałeś ją ... na imprezie... nie patrzyłam. Skończyłoby się dokładnie wtedy, ale wyznałeś mi swój sekret, ... dotknąłeś mnie, powiedziałeś, że jestem szalona, chciałam wrzeszczeć na ciebie.”Spojrzyj a zobaczysz szok i winę na jego twarzy. Nie miałam zamiaru sprawiać, by poczuł się źle. Tamtej nocy dotknął mojej twarzy. Jego dłoń przytulona do mojego nosa, jego kciuk dotykał mojej skroni. Po raz pierwszy mnie dotknął. Nigdy tego nie zapomnę.„Nie wiem ... gdzieś podczas tej całej drogi coś się zmieniło, byłeś moim przyjacielem ... rozumiałeś mnie, wspaniale spędzaliśmy razem czas. Chciałam żebyś przestał się nienawidzić. Więc... przekonałam samą siebie, że powinieneś być z Tess i ... i trochę się zamotałam.”Głębokie oddechy, oczy w dół.„Wszystko co zrobiłam przez ostatnie dwa tygodnie zrobiłam dla ciebie. Sprawiłam, że zniknął wypadek samochodowy, przechowywałam twój sekret. Nie to, żebym miała ocalić Roswell, tylko żebym mogła ocalić ciebie. Wszystko co robiłam, każde wypowiedziane przeze mnie słowo ... wszystko prowadzi do ciebie.”Zamknij oczy, mrugnij. Pozwól sobie popłakać. Prawda jest taka, że on cię skrzywdził. Chciał czy nie chciał. Prawda jest taka, że to boli. Prawda jest taka, że pragniesz płakać i płaczesz.„A ty nigdy nie mogłeś... spojrzeć mi w oczy. Co do kurwy nędzy było takiego koszmarnego we mnie, że nie mogłeś mi nawet spojrzeć w oczy?”Spójrz w górę a zobaczysz jak jego oczy robią się jak strusie jaja a żuchwa opada. Nie chcę, by czuł się źle, ja tylko mówię prawdę.„Coś mi się stało, zostawiłeś w Crashdown swoją kurtkę i powąchałam ją o piątej nad ranem. Uczyliśmy się u ciebie w domu i przyłapałeś mnie jak wąchałam twoje cholerne ramię i nie pachniałeś źle, pachniałeś... naprawdę ładnie. Kiedy poszliśmy po autografy do książek.. myślałam o tych wszystkich koszmarnych rzeczach, które robiłam, by zacząć cię nienawidzić. Śniłeś mi się ... nienawidziłam każdej sekundy która przeżywałam.”Spójrz w górę a zobaczysz jak patrzy na ciebie, oczy szeroko otwarte w szoku, wina wypisana na twarzy jakby popełnił jakąś monstrualną zbrodnię.„Basen...” słyszę głos, to mój głos, drży. Jest nagi i bezradny i słaby. Cud, że w ogóle można zrozumieć co mówię. Moje policzki palą, w pół wyschnięte, w pół mokre, sprawiają, że skóra się napina i dostaje rozdwojenia jaźni. Chciałabym wziąć prysznic. Nienawidzę płakać. Nienawidzę płakać kiedy nie biorę prysznica. Chcę być mokra i żeby mi było ciepło i zmienić się w prysznic łez.„Basen , to miejsce, w którym cierpiałam najbardziej.”Spójrz w górę a zobaczysz, że mu przykro. Tylko oddycha, chce coś powiedzieć, ale nie wie co.Nie chcę by mu było przykro. To mi jest przykro, to ja rzucam w niego tym wszystkim na raz.„A przede wszystkim, nie masz powodów czuć się winnym, nie masz za co przepraszać. Bo to wszystko moja wina. Ja pozwoliłam się skrzywdzić. Dopóki nie weszliśmy do basenu nie zwiodłeś mnie, ani razu. Więc to moja wina, bo mogłam odejść, ale nie odeszłam ... bo... bo chciałam być blisko ciebie.”Myśl o odtrącanych uczuciach romantycznych, krok w tył i siadasz na łóżku bo stanie nie wchodzi już w rachubę. I nawet nie marz by ręce przestały drżeć i żebyś mogła widzieć przez łzy.„Bo ... Max ... sprawiasz, że czuję ... coś dziwnego ... i przerażającego ... jakbym chciała, żebyś wiedział ... kim jestem ... jakbym chciała już więcej cię nie okłamywać.”Słyszycie to? To ostre. Jak cięcie kawałka mięsa. Musisz zranić mocniej, by poczuć się lepiej. I może któregoś dnia, po tym wszystkim podziękuję sobie, zobaczę się stojącą na nogach i będzie ok. Może jutro, może za tydzień, w przyszłym miesiącu.Teraz to zależy od niego. Wystawiłam się na pokaz, wszystko otworzyłam. Może albo uciec, albo wypieprzyć moje uczucia przez okno lub poprawić mi samopoczucie. Tak czy siak, chcę żeby to się już skończyło.„Myślisz, że to zdrowe Max? Jestem psychicznie-obsesyjnie opętana tobą. Czy to coś, co byś chciał usłyszeć?”Kiedyś będzie dobrze. Spojrzyj w górę a mój świat będzie jedynym, który się rozpada.Mój głos nic nie ukrywa, moja twarz nic nie ukrywa. Kiedy stoisz naga jak ja teraz nawet język twojego ciała nie potrafi kłamać. „Lubisz mnie, ale czy chciałbyś mieć neurotyczną dziewczynę? Kogoś, kto nawet nie wie kim jest bo układał sam siebie tysiące razy? Chcesz znać wszystkie moje sekrety i czy chcesz bym poznała wszystkie twoje?”Musisz być na to przygotowana.Śmieszne, jak ciężko jest być przygotowanym na cokolwiek, kiedy jesteś kompletnie emocjonalnie naga.Płaczę jakby to był koniec świata. Tak to czuję. Kiedyś poczuję się lepiej. Wiem, że to było zdrowe. Ale teraz życie się kończy.Bądź przygotowana. Jeśli ucieknie, to co zrobię do cholery?„Więc oto co chciałam powiedzieć.”Wstaję. Neurotyczna ja. Naga, wystawiona publicznie ja. Czuję się brudna.„Idę wziąć prysznic.”Brutalna szczerość, zabierzcie mnie stąd.„Jeśli chcesz wyjść, teraz jest odpowiedni moment.”Żebym nie widziała.Idę, do łazienki. Pięć kroków.On mówi „Liz, podejdź tu.”Chcę Max. Naprawdę, naprawdę chcę.Mówię „Prysznic.”On się waha, słyszę jak miętosi się na łóżku. Potem słyszę jego wkurzony głos „Co do cholery mam zrobić. Już podjęłaś decyzję, że ja odejdę. Daj żyć Liz, skoro jestem taki wspaniały, to może pozwolisz mi samemu zdecydować, jeśli naprawdę czujesz się taka silna, to czemu tak łatwo ci uciekać.”„Nie jest ... łatwo.”„Więc zbieraj tyłek w troki spowrotem i ... i powiedz mi, że chcesz, żebym ci pomógł ... a zrobię to. Zrobię wszystko... ale nie wiem, czego chcesz.”„Nie wiem czego TY chcesz.”„Chcę ciebie Liz. Tak, nadal. Nie jesteś neurotyczna. Mam ci tyle do powiedzenia, ale jedynym uciekającym jesteś tylko ty sama .”„Nadal się boję.”„Wiem.”„Nie mogę się ruszyć.”„Więc powiedz co mam zrobić.”Co chcę, żeby on zrobił. Jest dużo rzeczy które chcę żeby on zrobił. Uczciwość.Uczciwość.Stać mnie na to.Zamknij umysł. To tylko mała przerażona dziewczynka która nie wie jak być szczęśliwą i nie wie co jest dla niej najlepsze. Ale gdzieś na peryferiach jej umysłu, w odległej, ciemnej głębi której nikt nie widział, wie dokładnie czego pragnie.„Chcę, żebyś mnie zmusił do zostania i chcę ,żebyś powiedział mi jak bardzo chcesz, bym przestała uciekać, I żebyś mi pomógł. I żebyś mi przyrzekł, że nie zapomnisz o mnie przynajmniej... dopóki mi się nie polepszy. Chcę, żebyś mi powiedział, dlaczego jest ci tak ciężko spojrzeć mi w oczy ale nadal nie jestem pewna, czy ... czy chcę to usłyszeć.”A on na to „Ok.”Wstaje i podchodzi do mnie. A ja już w ogóle nie wiem co się dzieje.Nie uciekł, nie przestraszył się.Myślałam, że ucieknie.Nigdy nie jest się przygotowanym na najlepszy możliwy scenariusz.Jest się gotowym na najgorszy, a kiedy zdarza się najlepszy, za cholerę pojęcia nie masz co robić.To spojrzenie na jego twarzy, nawet nie wiem, co to jest. Może jest tak samo zmieszany jak ja.Chwyta moją dłoń i przyciąga mnie w stronę łóżka i sadza mnie na nim. Klęka na podłodze przede mną.Kładzie swoją dłoń na mojej a druga na mojej twarzy i mówi „Spójrz na mnie.”Nie spojrzę.Gapię się na jego dłoń ponieważ dotyka mojej a to najcieplejsze uczucie jakie kiedykolwiek przeżyłam w całym moim życiu.„Spójrz na mnie” mówi „jestem opętany tobą. Wiem, że czujesz się tak bo ja tu jestem, wiem, że ciężko jest odpuścić. Ale to ty nauczyłaś mnie jak to robić, nie wiesz tego? Nie potrafisz mnie przerazić. Chcę znać każdy szczegół pojawiający się w tej twojej głowie. Każdy szalony, neurotyczny szczegół. I NIGDY więcej nie zignoruję cię.”Jego dłoń gładzi mój policzek i wplątuje się w moje włosy. Przysuwa mnie tak blisko, że stykamy się czołami.„Nigdy więcej” mówi.„Liz Parker, z tych wszystkich rzeczy nie brzmi, żebyś mnie tak mocno lubiła.”I wiecie co, to właśnie moment na moje załamanie.Ja, Liz Parker, jestem pierwszorzędną idiotką klasy S.Co w imię bogów robię tu siedząc tu jak pieprzony makaron świderek.Więc oddycham. I mówię „Sorry za tamto.”I uśmiecham się, to raczej wątły uśmiech, ale prawdziwy, chyba może mu się spodobać.Spodobał się, bo też się uśmiecha.Jego dłoń ześlizguje się na mój kark a jego nos styka się z moim.Patrzę mu prosto w oko. Kłamcy wiedzą mnóstwo o oczach, wiecie. To jedyna część ciała, która nigdy nie kłamie, chyba że się wyszkolisz.W oczach Maxa, ciężko mi patrzeć, jest obsesja i uczucie i surowość. Wszystko tam jest.To jego spojrzenie na mnie, mogłabym zapalić się i nie zdziwiłoby mnie to. Ziemia mogłaby się rozstąpić i mnie pochłonąć, kosmici zrobiliby inwazję na ziemię. Moment. Wykreślcie to.Odzywa się szeptem „Musimy porozmawiać, ale zaraz cię pocałuję i jeśli nie odwzajemnisz mi tego pocałunku to tym razem się naprawdę zirytuję i będzie bardzo źle.”Jego usta są tak blisko moich, oddychamy tym samym powietrzem.I przechodzi mnie dreszcz, taki biegnący od szyi, który sprawia, że wnętrzności drżą i rozgrzewają się i- o jasna cholera.Maxwell cholera go jasna Evans, zamierza mnie pocałować.
"...I'm a member of that group of... outsiders. So... thank you, Roswell... Thank you for... for letting me live among you...Thank you for giving me a home... "
LIZ oczywiście miała rację. Kochani, bardzo Was przepraszam, pokiełbasiło mi się wszystko totalnie! Strazeję się w zastraszającym tempie mam jak byk zaznaczone kiedy upływa cztery dni i co? I gapię się jak sroka w gnat i dalej jestem święcie przekonana, że to miało być dzisiaj...Wszystkich przepraszam za opóźnienia, a na pocieszenie mam tylko to, ze już za 3 dni kolejny czapterek Dziękuję też wszystkim, którzy nie skracają mojego terminu kolejnych postó, bo i tak zaczynam już przydeptywać własny język... pamiętajcie, że jest jeszcze Sedno
"...I'm a member of that group of... outsiders. So... thank you, Roswell... Thank you for... for letting me live among you...Thank you for giving me a home... "
:haha::haha: Sama końcówka, ostatnie zdanie, a rozśmiesza i wzrusza za jednym razem... POza tym, jak można przerywać w takim momencie??? First pocałunek Maxa i Liz w tym opo, a tu koniec.... I to w dodatku jeszcze czekaj te 3 dni... przynajmniej 3 Ale naprawdę wartoLEO wrote:Maxwell cholera go jasna Evans, zamierza mnie pocałować.
Last edited by liz on Wed Mar 24, 2004 7:38 pm, edited 1 time in total.
Kocham, kocham, kocham, kocham....(!!!) kocham neurotyczną Liz, kocham Maxa z poczuciem winy, kocham brutalną szczerośc i wywalanie na wierzch uczuć, kocham pieprzony makaron świderek i to, że Max cholera go jasna Evans zamierza pocałowac Liz Cokolwiek chciałabym jeszcze napisac i tak sprowadzi się do jednego - kocham Spin i kocham (platonicznie rzecz jasna) ciebie LEO za to, że stałaś się przez to opowiadanie najlepszą terapeutką dla mojej poskręcanej psychiki
- lizzy_maxia
- Fan
- Posts: 888
- Joined: Fri Jul 25, 2003 10:01 am
- Location: Łódź, my little corner of the world...
- Contact:
Hohoho! Widzę, że muszę się zabrać za czytanie Spina, jeśli ma on takie terapeutyczne oddziaływanie Zaciekawiło mnie to, że dopiero w 21 części M&L dają sobie buzi buzi Toż to niezwykły ff! Zajrzałam na początek - moją uwagę przykuł też fragment "Where is my mind" The Pixies - po prostu odlotowej piosenki Kiedy tylko będę mogła chwilę odsapnąć od męczącej nauki, zabiorę się za czytanie
A ja dzisaj chciałam napisać, że nie doczekaliśmy się kolejnej części bo LEO ma prawdobodobnie zepsuty komputer i narazie nie jest w stanie do nas zajrzeć. LEO, czy Ty w ogóle odbierasz PM Od kilku dni czekają na Ciebie dwa ode mnie.A kolejny czapterek tak entuzjastycznie i chyba za nas wszystkich skomenowała _liz, że ja nie mam już nic do powiedzenia, poza jednym - Dziękuję
Who is online
Users browsing this forum: No registered users and 21 guests