Shattered Like An Innocent Fusy In The Freak Nation
Moderator: piter
Nieco wczesniej na molo, przed budynkiem firmy wynajmujacej lodzie trwal nieprzyjemny proces, jaki zazwyczaj ma miejsce przy spotkaniu szefa z pracownikiem niewypelniajacym swoich obowiazkow.
- Jak to nie dziala silnik? To moze z tym cos zrobisz do ciezkiej cholery!
- Staram sie jak moge - klaniajaca sie sylwetka mlodego pracownika sugerowala skruche, lecz jego twarz znajdujaca sie poza zasiegiem wzroku szefa miala wyraz charakterystyczny dla syndromu 'wal sie na ryj'.
- Za 10 minut bedzie tu On i Jego motorowka ma byc gotowa. Jezeli cos bedzie nie tak, to zapewniam cie, ze ktos za to odpowie - szef skierowal sie do budynku. Gdy byl juz w dostatecznie daleko, pracownik splunal i wypuscil serie niecenzuralnych slow.
- I to nie bede ja, a pracuje nas tu dwoch!
Slowa dobiegly zza zamykajacych sie drzwi. Trzask zamka zostal nagrodzony kolejna wiazanka. Chlopak szybko zabral sie za naprawe raczac otoczenie wszelkiej masci klatwami, a przy nieudanych probach odpalenia lodzi uzywal jezyka, ktorego nie przewidywal nawet 'Slownik Wyrazow Brzydkich I Niecenzuralnych' (przynajmniej tak brzmi jego ocenzurowana nazwa). Po pewnym czasie motor odpalil. Udany rozruch zwienczyla obfita lawina synonimow slowa "kurcze".
- Przepraszam, czy moge pozyczyc ta lodz?
- Won. Won. Won! WON! - chlopak odpowiedzial nie odwracajac sie.
Ta nieuprzejmosc zaowocowala jego szybka smiercia w niewyjasnionych okolicznosciach. Wysoki, szczuply mezczyzna w hawajce i krotkich spodenkach zajal miejsce kierowcy. Chwile pozniej na molo przyszedl Sprzedawca. Przywital sie, zalozyl narty i ruchem reki dal znak kierowcy.
Kierowca motorowki wyciagnal dzwoniaca komorke.
- Tak. Mam go na smyczy i trzymam krotko - zlosliwy usmieszek przemnal przez jego twarz - Zrozumialem.
Po chwili wyciagnal zza paska sluzbowa berette, bez pospiechu zamontowal tlumik, odwrocil sie i wycelowal.
- Jak to nie dziala silnik? To moze z tym cos zrobisz do ciezkiej cholery!
- Staram sie jak moge - klaniajaca sie sylwetka mlodego pracownika sugerowala skruche, lecz jego twarz znajdujaca sie poza zasiegiem wzroku szefa miala wyraz charakterystyczny dla syndromu 'wal sie na ryj'.
- Za 10 minut bedzie tu On i Jego motorowka ma byc gotowa. Jezeli cos bedzie nie tak, to zapewniam cie, ze ktos za to odpowie - szef skierowal sie do budynku. Gdy byl juz w dostatecznie daleko, pracownik splunal i wypuscil serie niecenzuralnych slow.
- I to nie bede ja, a pracuje nas tu dwoch!
Slowa dobiegly zza zamykajacych sie drzwi. Trzask zamka zostal nagrodzony kolejna wiazanka. Chlopak szybko zabral sie za naprawe raczac otoczenie wszelkiej masci klatwami, a przy nieudanych probach odpalenia lodzi uzywal jezyka, ktorego nie przewidywal nawet 'Slownik Wyrazow Brzydkich I Niecenzuralnych' (przynajmniej tak brzmi jego ocenzurowana nazwa). Po pewnym czasie motor odpalil. Udany rozruch zwienczyla obfita lawina synonimow slowa "kurcze".
- Przepraszam, czy moge pozyczyc ta lodz?
- Won. Won. Won! WON! - chlopak odpowiedzial nie odwracajac sie.
Ta nieuprzejmosc zaowocowala jego szybka smiercia w niewyjasnionych okolicznosciach. Wysoki, szczuply mezczyzna w hawajce i krotkich spodenkach zajal miejsce kierowcy. Chwile pozniej na molo przyszedl Sprzedawca. Przywital sie, zalozyl narty i ruchem reki dal znak kierowcy.
Kierowca motorowki wyciagnal dzwoniaca komorke.
- Tak. Mam go na smyczy i trzymam krotko - zlosliwy usmieszek przemnal przez jego twarz - Zrozumialem.
Po chwili wyciagnal zza paska sluzbowa berette, bez pospiechu zamontowal tlumik, odwrocil sie i wycelowal.
Last edited by nephit on Fri Nov 26, 2004 8:11 pm, edited 1 time in total.
Collect some stars to shine for you.
Sprzedawca koncentrowal sie na utrzymaniu rownowagi. Nie bylo to proste, w koncu na nartach jezdzil tylko amatorsko. Ale skupienie przynosilo efekty - jeszcze sie nie przewrocil. W pewnej chwili uznal, ze motorowka zbyt dlugo plynie juz w linii prostej. Podniosl wrok na kierowce z zamiarem uczynienia delikatniej aluzji, aby ten zajal sie swoja praca.
W jednej chwili wydarzylo sie kilka rzeczy: Sprzedawca ujrzal wycelowana w siebie lufe pistoletu, zamachowiec odciagnal kurek, i outerkom wszczepiony w ucho Sprzedawcy zaanonsowal cichym sygnalem polaczenie zewnetrzne. Sprzedawca siegnal reka w kierunku ucha. Ten odruch uratowal mu zycie. W chwili gdy reka oderwala sie od drazka, stracil rownowage i z ogromna predkoscia uderzyl w wode. Przeskoczyl kilkakrotnie po powierzchni i zanurkowal. Woda byla idealnie przejrzysta - ukrycie sie nie wchodzilo w rachube. A wiec natarcie. Wypatrzyl zawracajaca motorowke i poplynal na jej spotkanie. Zamachowiec w tandetnej hawajce byl zajety kierowaniem - najwyrazniej nie oczekiwal, ze ofiara bedzie stawiac opor.
'To sie gnoju przejedziesz...' - pomyslal Sprzedawca znaczaco w myslach akcentujac wielokropek.
Uchwycil zwisajace z przeplywajacej obok lodzi liny i wciagnal do srodka. Niestety facet nie byl zupelnym amatorem. Poczul drgniecia pokladu pod nogami i jeszcze obracajac sie zaczal strzelac. Sprzedawca robiac rozpaczliwy unik zanurkowal midzy nogi napastnika. Spodenki z metka 'made in China' nie uchronily genitaliow napastnika przed calkowita destrukcja. Po chwili wil sie z bolu na srodku pokladu. Sprzedawca niespiesznie podniosl wytracona z reki napastnika berette. Strzelil tylko raz. Czasami litosc byla po prostu niewskazana..
'Teraz czas zajac sie ta gruba swinia, ktora mi wynajela motorowke z trefnym kierowca...'
W jednej chwili wydarzylo sie kilka rzeczy: Sprzedawca ujrzal wycelowana w siebie lufe pistoletu, zamachowiec odciagnal kurek, i outerkom wszczepiony w ucho Sprzedawcy zaanonsowal cichym sygnalem polaczenie zewnetrzne. Sprzedawca siegnal reka w kierunku ucha. Ten odruch uratowal mu zycie. W chwili gdy reka oderwala sie od drazka, stracil rownowage i z ogromna predkoscia uderzyl w wode. Przeskoczyl kilkakrotnie po powierzchni i zanurkowal. Woda byla idealnie przejrzysta - ukrycie sie nie wchodzilo w rachube. A wiec natarcie. Wypatrzyl zawracajaca motorowke i poplynal na jej spotkanie. Zamachowiec w tandetnej hawajce byl zajety kierowaniem - najwyrazniej nie oczekiwal, ze ofiara bedzie stawiac opor.
'To sie gnoju przejedziesz...' - pomyslal Sprzedawca znaczaco w myslach akcentujac wielokropek.
Uchwycil zwisajace z przeplywajacej obok lodzi liny i wciagnal do srodka. Niestety facet nie byl zupelnym amatorem. Poczul drgniecia pokladu pod nogami i jeszcze obracajac sie zaczal strzelac. Sprzedawca robiac rozpaczliwy unik zanurkowal midzy nogi napastnika. Spodenki z metka 'made in China' nie uchronily genitaliow napastnika przed calkowita destrukcja. Po chwili wil sie z bolu na srodku pokladu. Sprzedawca niespiesznie podniosl wytracona z reki napastnika berette. Strzelil tylko raz. Czasami litosc byla po prostu niewskazana..
'Teraz czas zajac sie ta gruba swinia, ktora mi wynajela motorowke z trefnym kierowca...'
dzien dobry. jestem piter i wszystkich lubie.
Podczas gdy Sprzedawca Zegarow i nieco niedorobiony (byly) kierowca motorówki, bawili się w ''wojnę morską'' , z samolotu w Atenach wysiadł Sprzedawca Bombek. Ubrany w czerwoną, kiczowatą kurtkę, obcisłe spodnie dresowe, czarną kaszkietówkę, poprawil cimne okulary(które jednocześnie mialy wbudowany noktowizer) . Choć z sylwetką kobiecą wyglądał na podejrzanego transwestytę(w istocie nim był), straż nie rzuciła się na niego z palkami, w końcu to nie była już Polska. A po co Sprzedawca B. wybrał się do słonecznej Grecji, skoro interes na Stadionie szedł niezle ? Oczywiście odkrył , że w krainie olimpijskich bogow bawi jego największy wróg.
Dzięki super Inwigilatorowi Myśli, ktory został stworzony we wspomnianym już tajnym laboratorium bondowskim przez Szalonego Kornika, Sprzedawca Bombek wiedzial absolutnie wszystko o planach Zegarmistrza Gdy tylko dotarl do 6-gwiazdkowego hotelu, i rzucił się na łożko wodne w swoim olbrzymim apartamencie, jedynym z widokiem na morze, począł rozmyślać nad swoim planem. Gorący klimat sprawil jednak, że nie mógł nic logicznego wykombinować. Zadzwonil więc po obsługę i zamowil najlepszego szampana. Po chwili pluskal się już w wielkiej wannie z hydromasażem i rozkoszował się smakiem wytrawnego trunku. ''Ha, kto by się spodziewał że pod przykrywką biednego handlarza z Polski, kryje się milioner, agent i geniusz zla''-pomyślał z upojeniem
''Bombelki'' zrobiły swoje i po paru minutach umysl Sprzedawcy na pelnych obrotach pracowal już nad tym,jak wyeliminować Zegramistrza. A pomysł był tak doskonały, że nasz bohater wyskoczyl z wanny z okrzykiem ''Eureka!''.
- Drżyj Zegarmistrzu, bo twoj czas dobiega końca...- zarechotał.
Dzięki super Inwigilatorowi Myśli, ktory został stworzony we wspomnianym już tajnym laboratorium bondowskim przez Szalonego Kornika, Sprzedawca Bombek wiedzial absolutnie wszystko o planach Zegarmistrza Gdy tylko dotarl do 6-gwiazdkowego hotelu, i rzucił się na łożko wodne w swoim olbrzymim apartamencie, jedynym z widokiem na morze, począł rozmyślać nad swoim planem. Gorący klimat sprawil jednak, że nie mógł nic logicznego wykombinować. Zadzwonil więc po obsługę i zamowil najlepszego szampana. Po chwili pluskal się już w wielkiej wannie z hydromasażem i rozkoszował się smakiem wytrawnego trunku. ''Ha, kto by się spodziewał że pod przykrywką biednego handlarza z Polski, kryje się milioner, agent i geniusz zla''-pomyślał z upojeniem
''Bombelki'' zrobiły swoje i po paru minutach umysl Sprzedawcy na pelnych obrotach pracowal już nad tym,jak wyeliminować Zegramistrza. A pomysł był tak doskonały, że nasz bohater wyskoczyl z wanny z okrzykiem ''Eureka!''.
- Drżyj Zegarmistrzu, bo twoj czas dobiega końca...- zarechotał.
'' It is easier to forgive an enemy than to forgive a friend''
William Blake
William Blake
Agent specjalny Czarnuch wskoczyl na balkon przed apartamentem Sprzedawcy Bombek, pomajstrowal chwile przy zamku od drzwi i wslizgnal sie do srodka. Dobry mi Sprzedawca - pomyslal - raczej marny sprzedawczyk. Usmiechnal sie pod nosem uznajac swoj docinek za niezwykle zabawny. Zlokalizowanie celu nie zajelo mu duzo czasu - albo byl bardzo nieostrozny albo bardzo glupi. Ktory polski handlarz zatrzymuje sie w takim hotelu. Jego zrodla doniosly mu o tym natychmiast.
Wystarczylo mu jedno spojrzenie by zapamietac polozenie wszystkich przedmiotow w pomieszczeniu. Dostal jasne polecenie zklikwidowania Sprzedawcy ale metode zostawiono do jego dyspozycji. Poniewaz byl tradycjonalista wybral stara, sprawdzona trucizne. Z pasa wyjal swoj zestaw i zabral sie do roboty. Prace 'umilaly' mu zalosne spiewki jego ofiary podczas kapieli. Wkrotce zatrute byly trunki w pokojowym barku oraz posilek dostarczony przez hotelowa obsluge. Zadowolony z siebie spojrzal na pokoj upewniajac sie czy nie zostawil niczego inaczej niz poprzednio. Wszystko bylo w jak najlepszym porzadku. Wyszedl na balkon i zamknal za soba drzwi. W tym momencie uslyszal okrzyk dochodzacy z lazienki po czym Sprzedawca wybiegl z lazienki w uniesieniu powtarzajac poprzednie stwierdzenie 'Eureka!'. Nie tracac czasu zabojca wyskoczyl za balkon, spadl na glowke do basenu lezacego przed hotelem, wyszedl na brzeg i nie zwracajac uwagi na gapowiczow odbiegl do swojego samochodu zaparkowanego kilka przecznic dalej.
Wystarczylo mu jedno spojrzenie by zapamietac polozenie wszystkich przedmiotow w pomieszczeniu. Dostal jasne polecenie zklikwidowania Sprzedawcy ale metode zostawiono do jego dyspozycji. Poniewaz byl tradycjonalista wybral stara, sprawdzona trucizne. Z pasa wyjal swoj zestaw i zabral sie do roboty. Prace 'umilaly' mu zalosne spiewki jego ofiary podczas kapieli. Wkrotce zatrute byly trunki w pokojowym barku oraz posilek dostarczony przez hotelowa obsluge. Zadowolony z siebie spojrzal na pokoj upewniajac sie czy nie zostawil niczego inaczej niz poprzednio. Wszystko bylo w jak najlepszym porzadku. Wyszedl na balkon i zamknal za soba drzwi. W tym momencie uslyszal okrzyk dochodzacy z lazienki po czym Sprzedawca wybiegl z lazienki w uniesieniu powtarzajac poprzednie stwierdzenie 'Eureka!'. Nie tracac czasu zabojca wyskoczyl za balkon, spadl na glowke do basenu lezacego przed hotelem, wyszedl na brzeg i nie zwracajac uwagi na gapowiczow odbiegl do swojego samochodu zaparkowanego kilka przecznic dalej.
Collect some stars to shine for you.
Dumny ze swego planu Sprzedawca Bombek, wyszedl z łazienki, i wciąż powtarzając ''Eureka!'', chwycił za swój telefon komórkowy. Wybrał tajny numer łączący go z jego tajemniczą organizacją, która zleciła mu eliminację Zegarmistrza. Tak jak było to ustalone, odebrał Szalony Kornik, ktory miał przekazać Sprzedawcy kompletne informacje o czających się na miejscu zagrożeniach. Sprzedawca nie był przecież GŁUPI. Doskonale wiedział, że do gry zechcą wejść inni- najczęściej byli to prymitywni najemnicy albo niedouczeni agenci, którzy w żaden sposób nie mogli zagorozić NAJLEPSZEMU AGENTOWI WSZECHCZASÓW-spadkobiercy samego 007...
- 00B ? Odbiór ?- w słuchawce odezwał się ochrypły głos.
- Tu 00B. Melduje się. Jak teren ? Czysty ?
- Nie. Jest tu Agent Czarnuch.
Sprzedawca parsknął śmiechem. Nie słyszał idiotyczniejszej ksywy. Był pewnien, że Agent Czarnuch to amator z jakiejś organizacji rosyjskiej, najpewniej z Władywostoku. Znał bowiem wszystkich najsłynniejszych 100 agentów świata. Ten nie mieścił się zapewne nawet w pierwszym milionie...
- Co to za jeden ?-kontynuował rozmowę. - Czego chce ?
- Naprawdę nazywa się Aleksander Borsow, należy do tracącej strefy wpływów kaukaskiej grupy terrorystycznej, Czarnych Koszul. Prawdopodobnie to jeden z tych cwaniaczków, co to chcą podczepić się do interesu. Chce eliminować Zegarmistrza jak my. Wspólpraca była by nam i jemu na rękę, ale jest zbyt ograniczony. Sam fakt, że do ciebie przyleciał, i zdemaskował się...bardziej naiwny niż dziecko.
Na twarzy Sprzedawcy pojawił się mały uśmieszek. Właśnie to przewidywał.
- Zapewne mam sprawdzić moje mikrokamery , wbudowane w walizki (które specjalnie rozstawiłem w różne miejsca pokoju ) ?
- Tak, my już przechwyciliśmy filmy i wysłaliśmy do Centrali. Dzięki temu tak szybko mogliśmy go zidentyfikować. To czysta amatorszczyzna, zresztą sam sprawdz, będziesz miał ubaw.
- Jasne, jakby co to skontaktuję się z wami. Na razie działam sam.
- Dobra, bez odbioru.
Sprzedawca wylączył aparat, i nie ukrywając rozbawienia, zabral się za oglądanie. Na ekraniku''Czarnuch'' pieczołowicie wlewał truciznę do trunków w barku i jedzenia Sprzedawcy. To bylo nie tyle śmieszne, co żałosne- agent, a ma metody jak z XVII wieku...Cóż, Czarnuch musiał się jeszcze wiele nauczyć-nie był groznym przeciwnikiem zwłaszcza, że jak widać nie docenial możliwości technicznych, szerokiej wiedzy i sprzętu Sprzedawcy. Takie chwyty to nie była''pierwszyzna'' dla naszego bohatera. Po tylu doświadczeniach , mial nie tylko standardowe kamery, ale i wybudowane w telefon urządzenie, do badania przeróżnych podejrzanych cieczy i sybstancji. Nawet bez kamer, nie nabrałby się na truciznę.
Tak więc odprężony do granic możliwości, ubrał się i zamykając drzwi na klucz (które dodatkowo zabezpieczył specjalnym laserem), wyszedł na miasto. Musial kupic jeszcze parę rzeczy do zrealizowania planu, a poza tym, trzeba było w końcu coś zjeść...
- 00B ? Odbiór ?- w słuchawce odezwał się ochrypły głos.
- Tu 00B. Melduje się. Jak teren ? Czysty ?
- Nie. Jest tu Agent Czarnuch.
Sprzedawca parsknął śmiechem. Nie słyszał idiotyczniejszej ksywy. Był pewnien, że Agent Czarnuch to amator z jakiejś organizacji rosyjskiej, najpewniej z Władywostoku. Znał bowiem wszystkich najsłynniejszych 100 agentów świata. Ten nie mieścił się zapewne nawet w pierwszym milionie...
- Co to za jeden ?-kontynuował rozmowę. - Czego chce ?
- Naprawdę nazywa się Aleksander Borsow, należy do tracącej strefy wpływów kaukaskiej grupy terrorystycznej, Czarnych Koszul. Prawdopodobnie to jeden z tych cwaniaczków, co to chcą podczepić się do interesu. Chce eliminować Zegarmistrza jak my. Wspólpraca była by nam i jemu na rękę, ale jest zbyt ograniczony. Sam fakt, że do ciebie przyleciał, i zdemaskował się...bardziej naiwny niż dziecko.
Na twarzy Sprzedawcy pojawił się mały uśmieszek. Właśnie to przewidywał.
- Zapewne mam sprawdzić moje mikrokamery , wbudowane w walizki (które specjalnie rozstawiłem w różne miejsca pokoju ) ?
- Tak, my już przechwyciliśmy filmy i wysłaliśmy do Centrali. Dzięki temu tak szybko mogliśmy go zidentyfikować. To czysta amatorszczyzna, zresztą sam sprawdz, będziesz miał ubaw.
- Jasne, jakby co to skontaktuję się z wami. Na razie działam sam.
- Dobra, bez odbioru.
Sprzedawca wylączył aparat, i nie ukrywając rozbawienia, zabral się za oglądanie. Na ekraniku''Czarnuch'' pieczołowicie wlewał truciznę do trunków w barku i jedzenia Sprzedawcy. To bylo nie tyle śmieszne, co żałosne- agent, a ma metody jak z XVII wieku...Cóż, Czarnuch musiał się jeszcze wiele nauczyć-nie był groznym przeciwnikiem zwłaszcza, że jak widać nie docenial możliwości technicznych, szerokiej wiedzy i sprzętu Sprzedawcy. Takie chwyty to nie była''pierwszyzna'' dla naszego bohatera. Po tylu doświadczeniach , mial nie tylko standardowe kamery, ale i wybudowane w telefon urządzenie, do badania przeróżnych podejrzanych cieczy i sybstancji. Nawet bez kamer, nie nabrałby się na truciznę.
Tak więc odprężony do granic możliwości, ubrał się i zamykając drzwi na klucz (które dodatkowo zabezpieczył specjalnym laserem), wyszedł na miasto. Musial kupic jeszcze parę rzeczy do zrealizowania planu, a poza tym, trzeba było w końcu coś zjeść...
'' It is easier to forgive an enemy than to forgive a friend''
William Blake
William Blake
Zamek Sunset, siedziba Sprzedawcy Zegarow, 06 lipca, 1423 hrs.
Sprzedawca wyszedl spod prysznica i usiadl do komputera. Na razie nie zawracal sobie glowy ubraniem - mial wazniejsze problemy. Musial potracic kilka sznurkow, poruszyc zakurzone, od dawna nieuzywane marionetki. Ale najpierw kwestia podstawowa: dowiedziec sie kto stoi za zamachem na jego zycie.
Zeskanowal probke DNA pobrana od napastnika (reszte jego DNA pobraly rekiny..) i rozpoczal hakowanie bazy DNA Centralnej Agencji Wywiadowczej. Jednoczesnie z innej maszyny, od niechcenia wszedl do centrali KGB (czy naprawde mysleli, ze ten zalosny firewall z czasow zimnej wojny zatrzyma chocby pieciolatka..?).
Oczywiscie, choc wlamanie do CIA brzmi banalnie - w koncu to Amerykanie - to jednak tworcy bazy mieli na tyle mozgu, zeby nie podlaczac centralnych komputerow do sieci. Jednak problem byl tylko pozorny - Sprzedawca rozporzadzal siatka agentow na calym swiecie - rowniez w CIA. Wystarczylo tylko jedno male urzadzenie umieszczone blisko centrali, aby miec dostep do wszystkich rzadowych tajemnic (z tym ladowaniem w Roswell to w sumie byla smieszna historia...).
Skanowanie bazy moglo potrwac cale godziny, wiec postanowil cos na siebie zalozyc i zamowic pizze. Jednak zanim doszedl do drzwi, komputer obwiescil przenikliwym sygnalem znalezienie pasujacego wpisu. Sprzedawca natychmiast znalazl sie przy ekranie, jednak baza wciaz męłła setki osob na sekunde. Z niedowierzaniem spojrzal na komputer podlaczony do komputerow rosyjskiego wywiadu. Czerwone 'MATCH' pulsowalo na srodku ekranu.
Kilkanascie minut i dwa telefony pozniej, Sprzedawca powrocil do mysli o pizzy. W tej chwili nie mogl zrobic nic wiecej. Komendant Erewańskiej* policji pobieral spora pensje z kieszeni naszego bohatera. W ciagu godziny ekipa specjalistow dyskretnie zbada mieszkanie niejakiego Badriego Thaliashvili, ktore szczesliwym zbiegiem okolicznosci, splonie doszczetnie zaraz po ich wyjsciu.. Wyniki przeszukania zapewne oswietla troche sytuacje.
Drugi telefon byl rownie wazny. Po dobrym masazu zawsze lepiej mu sie mysli. A ostatnim razem, masazystka patrzyla na niego w ten szczegolny sposob w ktory dziecko obserwuje wystawe z wymarzonym prezentem, o ktorym wie, ze lezy poza zasiegiem jego rodzicow...
Ale Sprzedawca lubil uszczesliwiac ludzi...
Zalozyl spodnie i siegnal po telefon. Zanim dziewczyna przyjdzie, on zdazy jeszcze wciac jakas nieduza Pepperoni.
*Erewan - stolica Armenii
Sprzedawca wyszedl spod prysznica i usiadl do komputera. Na razie nie zawracal sobie glowy ubraniem - mial wazniejsze problemy. Musial potracic kilka sznurkow, poruszyc zakurzone, od dawna nieuzywane marionetki. Ale najpierw kwestia podstawowa: dowiedziec sie kto stoi za zamachem na jego zycie.
Zeskanowal probke DNA pobrana od napastnika (reszte jego DNA pobraly rekiny..) i rozpoczal hakowanie bazy DNA Centralnej Agencji Wywiadowczej. Jednoczesnie z innej maszyny, od niechcenia wszedl do centrali KGB (czy naprawde mysleli, ze ten zalosny firewall z czasow zimnej wojny zatrzyma chocby pieciolatka..?).
Oczywiscie, choc wlamanie do CIA brzmi banalnie - w koncu to Amerykanie - to jednak tworcy bazy mieli na tyle mozgu, zeby nie podlaczac centralnych komputerow do sieci. Jednak problem byl tylko pozorny - Sprzedawca rozporzadzal siatka agentow na calym swiecie - rowniez w CIA. Wystarczylo tylko jedno male urzadzenie umieszczone blisko centrali, aby miec dostep do wszystkich rzadowych tajemnic (z tym ladowaniem w Roswell to w sumie byla smieszna historia...).
Skanowanie bazy moglo potrwac cale godziny, wiec postanowil cos na siebie zalozyc i zamowic pizze. Jednak zanim doszedl do drzwi, komputer obwiescil przenikliwym sygnalem znalezienie pasujacego wpisu. Sprzedawca natychmiast znalazl sie przy ekranie, jednak baza wciaz męłła setki osob na sekunde. Z niedowierzaniem spojrzal na komputer podlaczony do komputerow rosyjskiego wywiadu. Czerwone 'MATCH' pulsowalo na srodku ekranu.
Kilkanascie minut i dwa telefony pozniej, Sprzedawca powrocil do mysli o pizzy. W tej chwili nie mogl zrobic nic wiecej. Komendant Erewańskiej* policji pobieral spora pensje z kieszeni naszego bohatera. W ciagu godziny ekipa specjalistow dyskretnie zbada mieszkanie niejakiego Badriego Thaliashvili, ktore szczesliwym zbiegiem okolicznosci, splonie doszczetnie zaraz po ich wyjsciu.. Wyniki przeszukania zapewne oswietla troche sytuacje.
Drugi telefon byl rownie wazny. Po dobrym masazu zawsze lepiej mu sie mysli. A ostatnim razem, masazystka patrzyla na niego w ten szczegolny sposob w ktory dziecko obserwuje wystawe z wymarzonym prezentem, o ktorym wie, ze lezy poza zasiegiem jego rodzicow...
Ale Sprzedawca lubil uszczesliwiac ludzi...
Zalozyl spodnie i siegnal po telefon. Zanim dziewczyna przyjdzie, on zdazy jeszcze wciac jakas nieduza Pepperoni.
*Erewan - stolica Armenii
dzien dobry. jestem piter i wszystkich lubie.
Ateny, Grecja, 6 lipca, godz. 17:32
Sprzedawca Bombek poprawil okulary i dalej rozkoszował się delikatnym, rozplywającym się w ustach mięsem homara. Ta mała restauracyjka nad brzegiem, gdzie zapach bryzy morskiej pobudzał zmysły, była naprawdę świetna. Jeszcze tylko łyk czerwonego wina, sowity napiwek dla seksownej, greckiej kelnerki o zmyłowych ustach(kobiety najlepiej znają się na kobietach) i po chwili Sprzedawca pędzil już swoim czerwonym, sportowym i luksusowym wozem na miejsce spotkania...
Zatrzymał się pięć mil od miasta przy starej, greckiej chałupce, położonej na dzikim urwisku, skąd roztaczał się malowniczy widok. Nasz agent wysiadł, rozejrzał się po otoczeniu(ostrożności nigdy za wiele) i trzy razy zastukał do drzwi. Po pełnej napięcia chwili ciszy czyjaś silna ręka wciągnęła Sprzedawcę do środka.
- Oszalałeś Bonzo ?!- rzucił wściekły Agent, do spoconego grubasa, odzianego w brudną, hawajską koszulę.
Ten, ryknął śmiechem.
- A co agenciku, masz cykora ?
Sprzedawca Bombek gwałtownie się wyrwał, uwalniając się z uścisku. Poprawił nienaganny, włoski garnitur.
- A jednak, co ?- odezwał się znów grubas- Jest w tobie jeszcze kobitka, a jak ! Szczerze mówiąc wolalem cię...
Szybki jak błyskawica cios w brzuch, nie pozwolił mu dokończyć. Facet zatoczył się, i padł na stojące nieopodal krzesło.
- Chciałeś coś powiedzieć?- Sprzedawca wyszczerzył w ironicznym uśmiechu, rząd białych zębów.
Bonzo nerwowo zaprzeczył głową.
- Tak myślałem.- Agent usiadł na przeciwko tłuściocha. - Więc do rzeczy...masz ?
Bozno pokiwal głową.
- Pokaż.
- Najpierw szmal, nie tak szybko gołąbecz...to znaczy, nie tak szybko...
- Tu jest 20 patyków.- Sprzedawca niedbałym ruchem wyjął z wewnętrznej kieszeni marynarki czek, i rzucił go na stół.- Tak jak bylo w umowie.
Bozno zaczerwienil się.
- Nie, kochaneczku. To miała być gotówka...
Sprzedawca błyskwicznie wyjąl pistolet, kaliber Magnum 9 mm i odwiodl kurek.
- Założymy się...?
Dziesięć minut pózniej Sprzedawca wracał już do hotelu. Dostal co chcial, jak zawsze. Wtem zadzwonil telefon.
-00B...
- To ja.- dał się słyszeć głos Szalonego Kornika.- Wracasz.
- Co się stało ?
- Mieliśmy problem. Ktoś włamywał się do amerykańskiej bazy danych, a wiesz jakie to grozne (nawet jeśli jesteśmy z Anglii ). Ale na szczęscie już po kryzysie. W dodatku nasi programiści zdobyli dodatkowe informacje(ciekawe jakie? ) . Dlatego musisz wrocić, a potem wysylamy cię dalej. Samolot masz zarezerwowany na 23.00.
- Zrozumiałem. Bez odbioru.-odpowiedzial Sprzedawca.
Sprzedawca Bombek poprawil okulary i dalej rozkoszował się delikatnym, rozplywającym się w ustach mięsem homara. Ta mała restauracyjka nad brzegiem, gdzie zapach bryzy morskiej pobudzał zmysły, była naprawdę świetna. Jeszcze tylko łyk czerwonego wina, sowity napiwek dla seksownej, greckiej kelnerki o zmyłowych ustach(kobiety najlepiej znają się na kobietach) i po chwili Sprzedawca pędzil już swoim czerwonym, sportowym i luksusowym wozem na miejsce spotkania...
Zatrzymał się pięć mil od miasta przy starej, greckiej chałupce, położonej na dzikim urwisku, skąd roztaczał się malowniczy widok. Nasz agent wysiadł, rozejrzał się po otoczeniu(ostrożności nigdy za wiele) i trzy razy zastukał do drzwi. Po pełnej napięcia chwili ciszy czyjaś silna ręka wciągnęła Sprzedawcę do środka.
- Oszalałeś Bonzo ?!- rzucił wściekły Agent, do spoconego grubasa, odzianego w brudną, hawajską koszulę.
Ten, ryknął śmiechem.
- A co agenciku, masz cykora ?
Sprzedawca Bombek gwałtownie się wyrwał, uwalniając się z uścisku. Poprawił nienaganny, włoski garnitur.
- A jednak, co ?- odezwał się znów grubas- Jest w tobie jeszcze kobitka, a jak ! Szczerze mówiąc wolalem cię...
Szybki jak błyskawica cios w brzuch, nie pozwolił mu dokończyć. Facet zatoczył się, i padł na stojące nieopodal krzesło.
- Chciałeś coś powiedzieć?- Sprzedawca wyszczerzył w ironicznym uśmiechu, rząd białych zębów.
Bonzo nerwowo zaprzeczył głową.
- Tak myślałem.- Agent usiadł na przeciwko tłuściocha. - Więc do rzeczy...masz ?
Bozno pokiwal głową.
- Pokaż.
- Najpierw szmal, nie tak szybko gołąbecz...to znaczy, nie tak szybko...
- Tu jest 20 patyków.- Sprzedawca niedbałym ruchem wyjął z wewnętrznej kieszeni marynarki czek, i rzucił go na stół.- Tak jak bylo w umowie.
Bozno zaczerwienil się.
- Nie, kochaneczku. To miała być gotówka...
Sprzedawca błyskwicznie wyjąl pistolet, kaliber Magnum 9 mm i odwiodl kurek.
- Założymy się...?
Dziesięć minut pózniej Sprzedawca wracał już do hotelu. Dostal co chcial, jak zawsze. Wtem zadzwonil telefon.
-00B...
- To ja.- dał się słyszeć głos Szalonego Kornika.- Wracasz.
- Co się stało ?
- Mieliśmy problem. Ktoś włamywał się do amerykańskiej bazy danych, a wiesz jakie to grozne (nawet jeśli jesteśmy z Anglii ). Ale na szczęscie już po kryzysie. W dodatku nasi programiści zdobyli dodatkowe informacje(ciekawe jakie? ) . Dlatego musisz wrocić, a potem wysylamy cię dalej. Samolot masz zarezerwowany na 23.00.
- Zrozumiałem. Bez odbioru.-odpowiedzial Sprzedawca.
Last edited by Hotori on Tue Dec 14, 2004 7:42 pm, edited 2 times in total.
'' It is easier to forgive an enemy than to forgive a friend''
William Blake
William Blake
Nieco wcześniej tego samego dnia.
N kończył właśnie poranną dziesiątke. Bieganie było czymś co go odprężało, pozwalało się zrelaksować, zregenerować siły psychiczne przed nadchodzącym dniem. Było świetnym treningiem fizycznym, pozwalającym utrzymać ciało w znakomitej formie, ale również dawało okazję do pomyślenia. A N miał nad czym ostatnio myśleć. Agencja, którą założył kilka lat temu, prosperowała znakomicie, comiesięczne raporty o działalności instytucji wywoływały uśmiech na jego twarzy i mimo, iż prapierkowa robota napawała go radością porównywalną do uczucia wywołanego u zięcia przyjazdem ukochanej teściowej, to czytał je z przyjemnością. Władza i wpływy jakie pozyskał w ostatnim czasie pozwalały mu na zbieranie i gromadzenie informacji ze źródeł niedostępnych dla zwykłego śmiertelnika, począwszy od podrzędnych firm, poprzez pałace prezydenckie i królewskie sypialnie, kończąc na światowych agencjach wywiadowczych. Informacja, natomiast, jak wiadomo zapewnia kolejne wpływy i władzę i tak koło się poszerzało. Wszystko chodziło precyzyjnie jak w zegarku.
- Cholera - zaklął, gubiąc jednocześnie krok - Notatka do siebie: znaleźć i wykastrować tego, kto wymyślił to powiedzenie.
Bo z kimże innym kojarzyły mu się te twory techniki, jak nie ze Sprzedawcą Zegarów. To był jedyny problem jaki trapił go ostatnimi czasy. Bo nie mógł przecież do problemów zaliczyć bandy islamskich terrorystów, którzy ostatnio zostali poszatkowani przez silniki jednego z jego samolotów, który nieudolnie próbowali uprowadzić, czy też dwóch nastoletnich włamywaczy, którzy do dziś pewnie próbowali zmyć z siebie smród szamba, do którego wpadli próbując się wkraść do jego posiadłości. No i oczywiście pozostawał jeszcze drugi intrygant, kryjący się pod pseudonimem łudząco podobnym do imienia jakie obrał sobie jego rywal. Jednak nie zdążył zagłebić się w rozmyślania o swych przeciwnikach bo dobiegał właśnie do końca ścieżki, gdzie czekała na niego limuzyna. Wsiadł i wycierając się ręcznikiem trzymanym w jednej z rąk, drugą logował się do poczty.
Jednak czynność tą przerwał mu dźwięk oznaczający nadejście wideokonferencji z wysokim priorytetem. Wcisnął przycisk i na ekranie ukazała się twarz jego asystentki.
- Mów - rzucił krótko.
- Sir, właśnie doszedł do nas przekaz od agentki Sanders.
- Która jest.. kim? - N miał dobrą pamięć, jednak nie lubił zaśmiecać jej nazwiskami drobniejszych agentów, których miał przecież niemało.
- Została wysłana z zadaniem do luksusowej agencji oferującej umiejętności swych masażystek, które zwykły rownież świadczyć usługi innego.. rodzaju - asystekntka lekko się zmieszała - Khm. Miała tam pozyskać informacje kompromitujące włoskiego premiera, który według naszych źródeł zwykł korzystać z owych.. usług.
- Chyba nie jest to nasza priorytetowa sprawa. Skąd ten pośpiech?
- Sir, agentka Sanders przypadkowo odkryła, że jedna z pracowniczek agencji z wysokim prawdopodobieństwem została wynajęta przez..
- Sprzedawcę.. - wszedł jej w słowo N.
- Istotnie, Sir. To może być Sprzedawca Zegarów. Agentka Sanders zdołała pozbyć się owej masażystki i zająć jej miejsce.
- Namierzcie jej nadajnik. Natychmiast. Musimy poznać lokalizację jego siedziby.
- W tym kłopot. Nasi drobni agenci nie są wyposażeni w nadajniki podskórne, a swojego nadajnika zewnętrznego agentka Sanders najwyraźniej nie wniosła na podkład odrzutowca.
N zachował kamienną twarz.
- Wyślijcie tam grupę. Niech czekają na jej powrót. Wątpie żebyśmy ją jeszcze zobaczyli, ale nigdy nic nie wiadomo. Niech spróbują wycisnąć coś od pilota. Informujcie mnie na bieżąco.
N zamknął terminal i westchnął.
- Jeśli ktoś nad nami czuwa.. Niech ma ją w opiece.
Limuzyna zniknęła w tunelu.
N kończył właśnie poranną dziesiątke. Bieganie było czymś co go odprężało, pozwalało się zrelaksować, zregenerować siły psychiczne przed nadchodzącym dniem. Było świetnym treningiem fizycznym, pozwalającym utrzymać ciało w znakomitej formie, ale również dawało okazję do pomyślenia. A N miał nad czym ostatnio myśleć. Agencja, którą założył kilka lat temu, prosperowała znakomicie, comiesięczne raporty o działalności instytucji wywoływały uśmiech na jego twarzy i mimo, iż prapierkowa robota napawała go radością porównywalną do uczucia wywołanego u zięcia przyjazdem ukochanej teściowej, to czytał je z przyjemnością. Władza i wpływy jakie pozyskał w ostatnim czasie pozwalały mu na zbieranie i gromadzenie informacji ze źródeł niedostępnych dla zwykłego śmiertelnika, począwszy od podrzędnych firm, poprzez pałace prezydenckie i królewskie sypialnie, kończąc na światowych agencjach wywiadowczych. Informacja, natomiast, jak wiadomo zapewnia kolejne wpływy i władzę i tak koło się poszerzało. Wszystko chodziło precyzyjnie jak w zegarku.
- Cholera - zaklął, gubiąc jednocześnie krok - Notatka do siebie: znaleźć i wykastrować tego, kto wymyślił to powiedzenie.
Bo z kimże innym kojarzyły mu się te twory techniki, jak nie ze Sprzedawcą Zegarów. To był jedyny problem jaki trapił go ostatnimi czasy. Bo nie mógł przecież do problemów zaliczyć bandy islamskich terrorystów, którzy ostatnio zostali poszatkowani przez silniki jednego z jego samolotów, który nieudolnie próbowali uprowadzić, czy też dwóch nastoletnich włamywaczy, którzy do dziś pewnie próbowali zmyć z siebie smród szamba, do którego wpadli próbując się wkraść do jego posiadłości. No i oczywiście pozostawał jeszcze drugi intrygant, kryjący się pod pseudonimem łudząco podobnym do imienia jakie obrał sobie jego rywal. Jednak nie zdążył zagłebić się w rozmyślania o swych przeciwnikach bo dobiegał właśnie do końca ścieżki, gdzie czekała na niego limuzyna. Wsiadł i wycierając się ręcznikiem trzymanym w jednej z rąk, drugą logował się do poczty.
Jednak czynność tą przerwał mu dźwięk oznaczający nadejście wideokonferencji z wysokim priorytetem. Wcisnął przycisk i na ekranie ukazała się twarz jego asystentki.
- Mów - rzucił krótko.
- Sir, właśnie doszedł do nas przekaz od agentki Sanders.
- Która jest.. kim? - N miał dobrą pamięć, jednak nie lubił zaśmiecać jej nazwiskami drobniejszych agentów, których miał przecież niemało.
- Została wysłana z zadaniem do luksusowej agencji oferującej umiejętności swych masażystek, które zwykły rownież świadczyć usługi innego.. rodzaju - asystekntka lekko się zmieszała - Khm. Miała tam pozyskać informacje kompromitujące włoskiego premiera, który według naszych źródeł zwykł korzystać z owych.. usług.
- Chyba nie jest to nasza priorytetowa sprawa. Skąd ten pośpiech?
- Sir, agentka Sanders przypadkowo odkryła, że jedna z pracowniczek agencji z wysokim prawdopodobieństwem została wynajęta przez..
- Sprzedawcę.. - wszedł jej w słowo N.
- Istotnie, Sir. To może być Sprzedawca Zegarów. Agentka Sanders zdołała pozbyć się owej masażystki i zająć jej miejsce.
- Namierzcie jej nadajnik. Natychmiast. Musimy poznać lokalizację jego siedziby.
- W tym kłopot. Nasi drobni agenci nie są wyposażeni w nadajniki podskórne, a swojego nadajnika zewnętrznego agentka Sanders najwyraźniej nie wniosła na podkład odrzutowca.
N zachował kamienną twarz.
- Wyślijcie tam grupę. Niech czekają na jej powrót. Wątpie żebyśmy ją jeszcze zobaczyli, ale nigdy nic nie wiadomo. Niech spróbują wycisnąć coś od pilota. Informujcie mnie na bieżąco.
N zamknął terminal i westchnął.
- Jeśli ktoś nad nami czuwa.. Niech ma ją w opiece.
Limuzyna zniknęła w tunelu.
Collect some stars to shine for you.
Who is online
Users browsing this forum: No registered users and 10 guests