Post
by Nan » Sat Mar 27, 2004 9:20 am
Chciałam wrzucić wczoraj, ale problemy "natury technicznej" skutecznie temu zapobiegły. Wiem, że od ostatniej części upłynęło trochę czasu, ale ten mój wyjazd wybił mnie nieco z rytmu.Co do części - w końcu pojawia się Michael. Na krótko co prawda, ale zawsze.Rozdział 15Stany Zjednoczone, Boston, wrzesień 1939-Alan?Popatrzył znad gazety, na jego czole była głęboka zmarszczka.-Hmmm? - zapytał, jego oczy błądziły między gazetą a żoną.-Co się dzieje?Potrząsnął głową starając się odegnać jej pytanie, ale ona zsunęła się ze swojego krzesła i popatrzyła mu przez ramię na to, co czytał.-Napadli na Polskę? - powiedziała głośno, nie mogąc powstrzymać zaskoczenia w swoim głosie.Nie odpowiedział, mruknął tylko coś cicho i odsunął gazetę.-To niedobrze, Alan - szepnęła cicho, chociaż nie odpowiedział. - A co z twoimi rodzicami?Wzdrygnął się lekko i pociągnął łyk kawy; ze wszystkich sił starał się zachować spokój.-Alan, twoi rodzice - przypomniała mu jeszcze raz, jej głos był miękki i zaniepokojony.-Myślisz, że nie wiem o tym? - zapytał gorzko; wiedział, że nie było to w porządku do Tess, ale nie mógł się powstrzymać. Jej twarz zmieniła się pod wpływem jego słów i natychmiast poczuł wyrzuty sumienia. - Wiem o tym, kochanie. Po prostu nie możemy nic zrobić, prawda? Możemy tylko mieć nadzieję. Mieć nadzieję i modlić się.Skinęła głowa i otoczyła go ramionami, przytulając do siebie mocno. Położyła głowę na jego ramieniu i odwrócił się by pocałować ją lekko w usta.-Wszystko będzie dobrze - szepnęła, jej oczy były pełne żalu. Skinął głową lekko. Przytaknął jej, choć nawet przez chwilę nie wierzył w jej słowa.***Niemcy, sierpień 1942-Oszukujesz.Nic nie odpowiedziała, usiłując wymazać ze swojej twarzy wszelkie emocje. Patrzył na nią znad swoich kart, jego oczy skakały między kartami a jej twarzą.-To nie możliwe, żebyś mogła mieć kolejnego króla. Po prostu niemożliwe.-Zobaczymy - powiedziała kpiąco opierając się plecami o zimną, kamienną ścianę. - Grasz czy co?Wciągnął głęboko powietrze przy ostatnich słowach i wstrzymał oddech, nastawiając uszu.-Co się dzieje? - zapytała, zaniepokojona i rozbawiona jednocześnie, uciszył ją jednak jednym gestem. Sięgnął w kierunku małego, podręcznego stolika i zdmuchnął płomień lampy naftowej. Oboje przysłuchiwali się teraz jak ktoś wbiegał szybko po schodach oraz jak otwierały się i zamykały drzwi.-Maria? - wyszeptała pytająco, wzruszył jednak ramionami, co miało oznaczać, że i on nie wiedział. Przesunęła się na łóżku bliżej niego i nasłuchiwała przez chwilę. - To nie Maria - powiedziała przerażona. - Maria zapukałaby dwukrotnie.Uciszył ją patrząc na nią karcąco i na palcach podszedł do drzwi. Ktokolwiek to był, kto był w pokoju Connorów, wszedł właśnie do łazienki. Odwrócił się by spojrzeć na Liz, która siedziała na łóżku i otaczała ramionami kolana.Dziwne jak jej zachowanie zmieniało się w mgnieniu oka.Zrobił jeden duży krok i przebył całą długość pokoiku siadając na ich łóżku. W pomieszczeniu nie było okien i były tylko jedne jedyne drzwi, zamaskowane od drugiej strony dużą szafą ścienną. Żeby wejść do środka należało otworzyć szafę, odsunąć ubrania wiszące w środku i przekręcić duży, ciężki klucz w zamku. Nie było to bardzo bezpieczne ukrycie, było jednak najlepsze, jakie udało im się znaleźć. Byli szczęśliwi.-Michael?Jej cienki głos przerwał ciszę pełną napięcia, wiszącą między nimi i zamarł lekko. Bez błyskającego uspokajająco płomienia lampy naftowej wydawała się być mniejsza i delikatniejsza niż przedtem. Mrok owinął się dookoła jej szczupłej figury, dookoła jasnej, znoszonej sukienki i bladej skóry. Przypominała nieco chińską laleczkę, piękną, ale bardzo, bardzo kruchą i łatwą do zbicia. Nisko wiszący sufit ich pokoju wydawał się być jeszcze niżej w ciemnościach i niemal siłą zwalczył w sobie chęć zwieszenia głowy, by nie zawadzić nią o sufit. Zakurzony parkiet na ziemi trzeszczał lekko pod jego stopami a ściany wydawały się zamykać dookoła nich.-Michael? - powtórzyła znowu, drżąc lekko.-Uważaj - powiedział łagodnie i usiadł obok niej, gotów by w każdej chwili ją przytulić. - Maria po prostu zapomniała zapukać - usiłował przekonać nie tylko ją, ale również i samego siebie.-Tak myślisz? - zapytała go z powątpiewaniem, jej duże oczy i ciemne włosy dziwnie kontrastowały z jasnym kolorem skóry i bielą sukienki.-To musi być ona - odparł. Więcej dźwięków przedarło się przez cienkie ściany ich pokoju, ona zaś natychmiast spięła się. - To tylko jedna osoba - powiedział domyślnie, ale nie zareagowała. - Mogę go znokautować jeśli powinienem.W dalszym ciągu zdawała się nie słyszeć jego słów, tylko utkwiła oczy w swoich własnych dłoniach, w drżących palcach, krótkich, brudnych paznokciach. Przesunął się znowu w kierunku drzwi, czując się kompletnie bezsilnym, i przyłożył ucho do gładkiego drewna. Ześlizgnęła się z łóżka i podeszła do niego. Jego ręka z wahaniem przesunęła się ku zamkowi.-Michael, nie - zaprotestowała łagodnie, kładąc rękę na jego dłoni.-Jest sam, Liz. Jeśli uda mi się zaskoczyć go dopóki nas nie zauważy...-Musiałbyś go zabić - odparła ostro. - Musiałbyś go zabić Michael, albo nie bylibyśmy już bezpieczni.-On zrobiłby to samo - zaoponował, usiłując przybrać jak najbardziej antypatyczną minę. - Każdy zabiłby nas bez chwili wahania.-Nie mów mi, że poważnie o tym myślisz - powiedziała szukając bezskutecznie jego oczu.Oddech ugrzązł mu w gardle gdy usłyszał zdecydowane kroki kierujące się w ich kierunku. Lekkie kroki, kobiece. Cofnął się nieco, złapał jej dłoń i uścisnął ją mocno. Usiedli na łóżku i czekali na przeznaczenie w przerażającej ciszy. Skrzypiący dźwięk narastał - drzwi od szafy obróciły się w zawiasach i oboje słyszeli zgrzyt klucza w zamku.-To Maria - szepnął do niej, łapiąc się kurczowo ostatniej nici nadziei. - To Maria.Drzwi otworzyły się i Liz wzdrygnęła się gdy jasne światło zalało podłogę pokoju.-To Maria - powtórzył Michael, ale tym razem w jego głosie była wiara i wiedziała, że mówił prawdę. To była Maria.Liz otworzyła jedno oko, jej wzrok był jednak niewyraźny, światło było zbyt ostre.-Maria - usiłowała ułożyć usta w grymas przypominający słaby uśmiech, ale kiedy zobaczyła zmartwioną twarz przyjaciółki i sposób, w jaki wymuszony uśmiech pojawił się na jej twarzy, kąciki jej warg przestały się unosić.To, ze Maria płakała było widoczne jak na dłoni. Na jej policzkach widniały ślady łez - najwidoczniej usiłowała zmyć je w łazience kilka minut temu; jej oczy zaś były czerwone i spuchnięte.-Maria?-Maria? Co się dzieje? - Michael natychmiast znalazł się przy niej.Maria potrząsnęła głową usiłując nie płakać, zdeterminowana by utrzymać na twarzy ten złamany uśmiech.-Nic. Nic złego. Tak właściwie - ciągnęła dalej. - Mam dla was bardzo dobre wiadomości.Michael zamarł i już otwierał usta by cos powiedzieć, ale Maria w końcu załamała się i jej szczęśliwa mina rozpłynęła się, pękła w drobne odłamki żalu. Niewiele brakowało, by się rozpłakała, nie chciała sobie jednak na to pozwolić.-Jest gospodarstwo... pod Berlinem. Twoi rodzice tam jadą, by się ukryć. Wszystko jest już ustalone. Oni... - wzięła głęboki wdech i wydawała się zbierać w sobie całą możliwą siłę by móc kontynuować. - Oni chcą, żebyś był z nimi, Michael.-Co? - zapytał Michael kładąc rękę na ramieniu Marii.-Wyjedziesz, Michael - szepnęła Maria, w jej oczach błyszczały łzy. - Wkrótce.Michael potrząsnął głową, nie wierząc, i przytulił ją do siebie. Liz odwróciła wzrok czując się jak intruz i patrzyła na kamienny mur przed sobą. Płacz Marii odbijał się echem w jej głowie przez cały wieczór i tej nocy mogła przysiąc, że słyszała płacz Michaela.***Niemcy, sierpień 1942To zabawne, jak bardzo tęskniła za Michaelem. Pamiętała, jak po raz pierwszy spotkali się. Jim powiedział jej, że będzie musiała dzielić z nim łóżko, nie wiadomo jak długo. Tłumaczyła się, kłóciła i protestowała.Nie pomyślała, że i on nie był tym zachwycony. Pierwszej nocy w małym pokoiku walczyli o koc, oboje zdeterminowani, by leżeć na swoim brzegu łóżka.Ale wspólne mieszkanie w tam małym pomieszczeniu, dzielenie łóżka, wymagało zmiany nawyków i uczuć, które odczuwałeś. Mogliście zmienić się we wrogów do końca życia, albo, jak to na szczęście miało miejsce w ich przypadku, w najlepszych przyjaciół.A teraz naprawdę za nim tęskniła. Pokój wydawał się być mniejszy a cisza przytłaczała. Płakała cicho w nocy czując się bardziej samotna niż kiedykolwiek przedtem. Lena, jej stary pluszowy miś, był przyciśnięty mocno do jej piersi gdy była sama, ale tez często uderzała mocno o ścianę, gdy górę brała w niej frustracja. Huśtawki nastrojów nie były dla niej czymś niezwykłym i usiłowała zapomnieć o wszystkim pogrążając się w lekturze książek, które znosiła jej Maria.Całe szczęście, że mogła czasami wychodzić ze swojego pokoju.Tym razem Maria leżała na sofie w pokoju, jej oczy były zamknięte, a usta zaciśnięte w wąską linię.-Napisze do ciebie - powiedziała Liz usiłując pocieszyć swoją najlepszą przyjaciółkę.-To zbyt niebezpieczne.Liz zastanowiła się, zamknęła oczy i przekręcała nerwowo pierścionek na palcu.-Napisze do ciebie i wyśle wiadomość przez Joshuę i twojego ojca - spróbowała jeszcze raz. Joshua był właścicielem gospodarstwa na którym ukrywał się Michael i jednocześnie był starym przyjacielem Jima. Liz nigdy go nie spotkała, ale Jim opowiadał o nim bez końca.-Poprosił mnie o rękę - powiedziała niespodziewanie Maria.-Jestes zaręczona? - Liz otworzyła oczy i popatrzyła na przyjaciółkę z podziwem.-No... nie - odparła Maria. - Tak jakby.-Jesteś tak jakby zaręczona?-Mniej wiecej.-Mniej więcej?-Tak. Po tym jak my... - Maria przerwała a na jej policzkach pojawiła się zdradziecka czerwień.-Po tym jak wy...? - zapytała Liz i otrworzyła szerzej oczy. - Mario Amelio Connor! Czy mówisz mi to, co myślę, że mi mówisz?-Um... - Maria zawahała się nieco, a w jej niebieskich oczach, na ogół tak wesołych, pojawiła się niepewnosć. - Jeśli myślisz o tym, o czym ja myślę, to tak. Mówię ci co myślisz, ze ci mówię.-O-mój-Boże! Kiedy? Jak... - Liz potrząsneła głową nie bardzo rozumiejąc.-W noc zanim odjechał - odparła zażenowana Maria zakładajac nerwowo za ucho pasmo włosów. - Ty spałaś, tata był z Joshuą i robili ostatnie przygotowania do jego odjazdu. On... on wyślizgnął się z waszego pokoju i tego... - urwała Maria.-Naprawdę? - roześmiała się Liz z niedowierzaniem.-Okłamałabym cię? - uśmiechnęła się Maria - tym uśmiechem, którego Liz tak długo nie widziała - i włożyła dłonie pod głowę.-Więc... jesteś teraz zaręczona? - zapytała Liz, nie mogąc jednak ukryć nutki zazdrosci w swoim głosie, oszołomiona jednocześnie myślą, że dwoje jej najlepszych przyjaciół jest zaręczonych.-W pewien sposób tak - powiedziała Maria. - Zapytał mnie, czy wyjdę za niego za mąż - wiesz, kiedy to wszystko w końcu się skończy.Przy słowach "to wszystko" zrobiła szeroki gest dłonią, ale było jasne, ze miała na myśli wojnę, rasizm i pogromy.-Wow... Gratuluję... To wspaniale - powiedziała cicho Liz kręcąc głową. - Moja najlepsza przyjaciółka jest zaręczona. Nie mogę w to uwierzyć.-Ja też nie - zachichotała Maria i przez chwilę wszystko wydawało się być całkowicie normalne.***Niemcy, sierpień 1942Ich ciężki krok odbijał się głośno od ścian domów i powracał echem w wąskiej uliczce. Wciąż czuł się niezbyt dobrze w nowym, mundurze i cieszył się, że to tylko tymczasowe, że nosi go dopóki Roger nie wyliże się ze swojego choróbska.-Evans? Brat Rogera?Skinął głową.-Ten dom. Ludzie się skarżyli. Dziwne dźwięki dochodziły z pierwszego piętra w środku nocy i widziano ludzi wymykających się stąd o północy - powiedział krótko oficer i Max skinął głową.Dom Marii.Te podejrzenia z całą pewnością były wyssane z palca.-Sprawdzę to, sir - powiedział salutując i odwrócił się w kierunku niewielkiego domu. Zastukał dwukrotnie do drzwi i mógł przysiąc, ze słyszał głosy - śmiechy - dochodzące z dużego pokoju. Zastukał jeszcze raz, tym razem głośniej i w końcu odsunął się z niecierpliwością. Podniósł wycieraczkę i z zadowoleniem stwierdził, że wciąż chowają pod nią klucz. Otworzył drzwi bez wahania i wszedł do środka. Śmiech ucichł i w korytarzu zapadła dziwna cisza.-Maria? - zawołał zamykając za sobą drzwi. Usłyszał skrzypienie i cicho podszedł do drzwi dużego pokoju.-Max!Maria stałą przed kanapą, w jej oczach malowało się zaskoczenie, w dłoniach zaś trzymała tacę.-Hej - powiedział drapiąc się za uchem. Widział jak patrzyła na jego mundur i broń. - To tylko chwilowo - wyjaśnił. - Dopóki Roger nie wyzdrowieje. Potrzebowali kogoś innego a że nie muszę jechać na uniwersytet...-Jasne - uśmiechnęła się. - Jak tu wszedłeś?-Klucz pod wycieraczką - powiedział pokazując jej go. Skinęła głową nerwowo i rozejrzał się po pokoju. - Musze sprawdzić, czy nie ukrywa się u ciebie żaden Żyd, gej albo Cygan - uśmiechnął się przepraszająco patrząc na nią. - Jesteś sama?Maria skinęła głową i usiadła na kanapie. Jej jasne oczy bez wahania spojrzały w jego.-Miałem wrażenie, że słyszałem śmiech - powiedział stojąc nieruchomo i lustrując uważnie pokój. - Jesteś pewna, ze jesteś sama?-Powiedziałam ci już na samym początku, ze jestem sama, prawda? - warknęła, jej gniewny ton zaskoczył go.-Dla kogo jest ta herbata? - pytał dalej, a jego wzrok podążył ku dwóm filiżankom na tacy. Popatrzyła w dół i zawahała się przez moment zanim popatrzyła mu prostu w twarz.-Dla mnie i dla mojego ojca - odparła. - Wróci wkrótce do domu.-Och - odparł martwo. Przemierzył pokój dużymi, zdecydowanymi krokami. - Myślałem, ze twój ojciec jest w szkole do czwartej.-Wróci do domu na lunch, jestem pewna - zbladła lekko, ale trwała przy swoim.-Pewnie - powiedział nie bardzo rozumiejąc. Czy ona go okłamywała? -Nie masz nic przeciwko, ze się trochę rozejrzę po...Urwał widząc otwartą szafę. Zajrzał do środka, zobaczył jednak ubrania i pokręcił z niedowierzaniem głową.- Masz szafę w dużym pokoju? - zastanowił się na głos a Maria skinęła głową, na jej ustach zaś błądził dziwnym uśmiech.Podszedł do niej i miał wrażenie, że doszedł go jakiś dźwięk zza jej pleców. Kanapa? Podszedł bliżej i zajrzał za kanapę, nie oczekując jednak że cos zobaczy.-Liz? - zapytał z niedowierzaniem gdy ujrzał drobną postać skulona na ziemi. Poruszyła się niechętnie i z wahaniem uniosła głowę, na jej twarzy malowało się zaniepokojenie. Jego oddech ugrzązł mu w gardle gdy ich oczy spotkały się, i zastanowił się jak mogła tak bardzo zmienić się. Biała sukienka - znoszona i podniszczona przylegała do jej ciała, a skóra była bledsza niż sobie przypominał. Jednak najbardziej zmieniła się jej twarz. Oczy wydawały się być większe, ciemniejsze i bardziej tajemnicze. Policzki nie były tak pełne jak kiedyś i miały ostrzej zarysowane kości policzkowe, co dodawało jej kobiecości.Jej dolna warga drżała lekko i czuł jak niemal emanuje od niej strach.-Wynoś się - syknęła Maria. - Wynoś się, Max. Nie widziałeś jej.Potrząsnął głową i cofnął się o krok. Liz nie poruszyła się, spuściła tylko oczy.-Maria... - zaczął, ale natychmiast go ucięła.-Wynoś się Max, ja nie żartuję - pozwolił jej popchnąć się w kierunku drzwi i usiłował jeszcze raz spojrzeć na Liz.-Evans!Jego oficer stał w drzwiach tuż przed nim i patrzył na niego pytająco. Maria zamknęła drzwi za nim i Max pokręcił zakłopotany głową.-Evans? Sprawdziłeś to?Skinął głową usiłując odzyskać głos.-Długo ci to zajęło - stwierdził mężczyzna i wskazał na inny dom. - Nic?Max zawahał się, spojrzał za siebie i znów zobaczył twarz Liz, jej błagalne spojrzenie.-Nikogo, sir. Kompletnie nikogo.-Dobrze. - Mężczyzna wskazał na inny dom kilka metrów dalej. - Skargi na ojca. Komunista.Notka Anais (dla nas chyba jest niepotrzebna, każdy wie, co się działo podczas II wojny światowej). Polska, Dania, Norwegia, Francja, Holandia i Belgia zostały zaatakowane i zajęte. Brytania walczy z Niemcami (aż się prosi w tym momencie polski wątek), a USA właśnie przystąpiły do walki (wiemy dlaczego). Ludzie Hitlera zaczynają eksperymenty na więźniach w obozach (naprawdę chore doświadczenia, jak na przykład komory niskiego ciśnienia i eksperymenty z szokiem temperaturowym).