Pozwól zapomnieć - rozdział dwunasty
Moderators: Olka, Hotaru, Hotori, Hypatia
Hmm... Kim będzie tajemnicza osoba dowiecie sie w swoim czasie. Może to być zaskoczeniem (jak podejrzewam), może również nie być. Onarek marudzi, ale wiem, że podoba jej się nawet taki obrót spraw. Zwłaszcza obrót spraw między Aleciem i Liz, ale tutaj nie tworzycie żadnych wyjątków. Ogólnie Sekcja Ósma troszeńkę namiesza. Ale może pocieszę was i zaspoileruję, że 494 i 542 nie będą sami w tej walce. O nie! Pojawi się... (werble) ich oddział (mam wymieniać, kto dokładnie?)
A tutaj chciałabym zaprezentować coś, co właśnie Onarek mi przesłała i co mnie rozbroiło:
A masz rację Onarku czwóreczka z pewnością zrobi spore wrażenie. Skoro nawet H (traktuję to jak kompelment) powiedziała, że szczęka jej w dół opadła Ciekawe co powie na dalszy rozwój akcji. Zwłaszcza na ten moment w 12 rozdziale, prawda Onarku?
A tutaj chciałabym zaprezentować coś, co właśnie Onarek mi przesłała i co mnie rozbroiło:
A masz rację Onarku czwóreczka z pewnością zrobi spore wrażenie. Skoro nawet H (traktuję to jak kompelment) powiedziała, że szczęka jej w dół opadła Ciekawe co powie na dalszy rozwój akcji. Zwłaszcza na ten moment w 12 rozdziale, prawda Onarku?
Taaa a przesłała bo zrobiła to tylko dlatego, że nie chciało się jej dziś iśc na uczelnię Nunu Marta
A po części 4 nie tylko H.opadła szczęka Przecież czytałaś i mój komentarz. A w części 12 Och jak ja bym chciała już przeczytac ten fragment A może tak napiszesz go wcześniej dla mnie? Proszę Bo będę marudziła cały czas i zobaczysz będziesz miała już tego dośc
A po części 4 nie tylko H.opadła szczęka Przecież czytałaś i mój komentarz. A w części 12 Och jak ja bym chciała już przeczytac ten fragment A może tak napiszesz go wcześniej dla mnie? Proszę Bo będę marudziła cały czas i zobaczysz będziesz miała już tego dośc
Co za wymagająca kobieta....
No cóż zacznijmy od początku:
6. Czytałam z wypiekami twarzy.... Szczęka mnie boli od śmiechu. Tak, tak to było szalenie dzikie i śmieszne zarazem. Dlaczego? Nie mam zielonego pojęcia. Szkoda, że nie dali się ponieść emocją. Walić Manticore!
Przychylam się do wypowiedzi dziewczyn jeśli chodzi o Maxa. Jego mina musiała byc śmieszno-żałosna . Te sferę opanowałas żeczywiście perfekt. A jeszcze lepiej ci idzie przerywanie w środku Podobało mi się! Będzie tego więcej?
7. Hmm Tak z lekka przerażająca część. Nie znosze Renfro z tym jej wiadomym yśmieszkiem na twarzy Sekcja Ósma. Chyba nie jestem w temacie, albo mam pomroke na tych ważniaków bo nie wiem o co z nimi biega Nie chciałabym jednak być na miejscu Liz kiedy ta wróci do M... Jeśli wogóle wróci
Ps: Onarek baner do CBN świetny!
No cóż zacznijmy od początku:
6. Czytałam z wypiekami twarzy.... Szczęka mnie boli od śmiechu. Tak, tak to było szalenie dzikie i śmieszne zarazem. Dlaczego? Nie mam zielonego pojęcia. Szkoda, że nie dali się ponieść emocją. Walić Manticore!
Przychylam się do wypowiedzi dziewczyn jeśli chodzi o Maxa. Jego mina musiała byc śmieszno-żałosna . Te sferę opanowałas żeczywiście perfekt. A jeszcze lepiej ci idzie przerywanie w środku Podobało mi się! Będzie tego więcej?
7. Hmm Tak z lekka przerażająca część. Nie znosze Renfro z tym jej wiadomym yśmieszkiem na twarzy Sekcja Ósma. Chyba nie jestem w temacie, albo mam pomroke na tych ważniaków bo nie wiem o co z nimi biega Nie chciałabym jednak być na miejscu Liz kiedy ta wróci do M... Jeśli wogóle wróci
Ps: Onarek baner do CBN świetny!
Hmm... Nie, ta sekcja tutaj nie ma najmniejszego związku z Nikitą Miałam nic nie zdradzać, sądząc, że może jakiś kinomaniak się zorientuje, ale cóż, widać nie. Sekcja Ósma to autentyczna tytułowa sekcja z filmu "Sekcja 8" (org. 'Basic'). Nawet postacie stamtąd zaczerpnęłam. Chociaż w tym ff pełni ona całkowicie inną rolę niż tam.
A tutaj z okazji mojego dobrego humorku, macie część 8. Tylko porządne komentarze!
Onarek teraz pewnie na 5 CNB będziesz czekać na szpilkach, co? 4 przerywa się w takim momencie, że...
8.
Przetarła dłonią oczy, usiłując wypchnąć resztki snu. Snu? Dzięki Bogu! Jeśli zasnęła i nie budziły jej gorące konwulsje pragnienia, to znaczyło, że ruja mijała. Mogła odetchnąć z ulgą. Nienawidziła tej kociej gorączki, a już zwłaszcza gdy miała tak niemiłosiernie ostre ataki. Jeszcze pamiętała ten zeszłowieczorny głód, który ściskał wszystkie jej mięśnie, zagęszczał krew i sączył takie myśli... Przyjemne, upajające myśli, ale na tym nieprzyzwoitym poziomie, który wołał o pomstę do nieba. Blue Lady świadkiem, że jej umysł wypełniały płonące wizje tego, co mogła mieć na wyciągnięcie ręki. Alec. Oh, jak niesamowicie byłoby poczuć jego ciało na sobie, jego dłonie błądzące po jej skórze, usta znaczące jej wargi. Jak kusząca byłaby wizja kołysania biodrami w tym rozkosznym rytmie, w jaki by ją wprowadził. Tak, te gorące myśli kłębiły się w jej głowie cały poprzedni dzień. Teraz już nie było tego palącego pragnienia. Na szczęście.
Przeciągnęła się leniwie niczym kotką i ziewnęła. Jak przyjemnie móc ponownie swobodnie wykonywać ruchy, kiedy mięśnie nie silą się do tej jednej prymitywnej aktywności. Zaczynała dzień w całkiem dobrym nastroju. Uniosła się leniwie, przesuwając spojrzenie po pokoju. Ani śladu Aleca. Chyba biedny, zielonooki mężczyzna wolał nie ryzykować, że znów straci kontrolę i wyszedł. Cóż, nie mogła go za to winić. Doszło do tego momentu, którego się oboje obawiali, gdy rozpętała się ruja. Ten ułamek słabości, kiedy instynkty i zmysły wzięły górę. Owszem, musiała przyznać, że to było dość niesamowite, obezwładniające uczucie, ale lepiej było, że się opamiętali. Że ona się opamiętał. Bo w niej nie było żadnego mechanizmu, który by to powstrzymał. Przeciwnie, pragnęła go poczuć każdą najmniejszą komórką swojego ciała. Po granice. Stanowić jedność. Poruszać się razem z nim tym niecierpliwym tempem, szukając omdlewającego spełnienia. Pokręciła głowa, szybko wyrzucając z myśli ten niedosyt. Pozostałości rui też potrafiły dać się we znaki. Miała jedynie nadzieję, że jej ciało wróciło do normy i nie wytwarzało już tylu feromonów, które ogłupiały męskich X5.
O tak, w trakcie takiego okresu godowego nie tylko kobiety przeżywały katusze. One się wiły z pragnienia i gorączki. Ale mężczyźni, którzy znajdowali się w pobliżu również tracili kontrolę. Ponieważ organizm X5 wytwarzała cała kaskadę feromonów, osłabiających mechanizmy kontrolne i rozbudzających intensywną żądzę. A jeśli mężczyzna nie mógł tknąć tej rozgorączkowanej dziewczyny, roznosiło go. Uciążliwe i przeklęte DNA i jego zależności. Uh, wyobrażała sobie co musiał przeżywać przez te czterdzieści osiem godzin Alec. Nie dość, że był całkowicie wolnym, nie związanym z nimi, to na dodatek miał ją na wyciągnięcie ręki. Do diabła, miał ją oddaloną niecały milimetr od niego! Nie musiał przerywać, nie musiał się odsuwać. Ale jednak to zrobił. I z pewnością było to dla niego niezmiernie trudne. Jednak trudniejsze mogłyby się stać późniejsze konsekwencje, gdyby jednak poddali się głodowi... A żadne z nich nie miało raczej ochoty na zmianę dotychczasowego trybu życia i plątaniu się w jakieś żenujące, emocjonalne sprawy. Cokolwiek to znaczyło.
Wstała, przesuwając dłoń przez włosy i przeczesując je. Ziewnęła lekko i skierowała się w stronę drzwi. Mijała głód na aktywność a wracał głód na jedzenie. Hmm, podwójna porcja frytek brzmiała apetycznie. Jak to dobrze było wynajmować mieszkanie u właścicieli Crashdown. Jeff Parker traktował ją niemalże jak swoją rodzinę i jedzenie miała wliczone w koszty pokoju. Nie musiała się martwić, że umrze z głodu. Poza tym wciąż miała dostęp do konta Manticore, które jej przydzielono na misję, a którego Renfro nie zablokowała. Na sali, przy ladzie, siedział Alec, beztrosko popijając koktajl. Agnes jak zwykle z niechęcią zmywała stoły, mamroczac coś pod nosem. O tak wczesnej porze w Crashdown jeszcze nikogo nie było. Uśmiechnęła się, widząc jak mleczny napój znika w ustach Aleca. Coś nowego, do tej pory jeszcze chyba nie pił czegoś takiego. Nie musiała się skradać, i tak by ją zauważył. Był w końcu X5 i to cholernie dobrym. Ale były inne sposoby, żeby zabawić się jego kosztem. W końcu był mężczyzną... W dodatku lekko pobudzonym przez wieczorne wydarzenia. Podeszła spokojnie do niego, chcąc usiąść na stołku obok. Nieznacznie otarła swoje ciało o niego i mruknęła ledwo słyszalnie:
- Mhm, pachniesz mlekiem...
Momentalnie się zakrztusił. Obrócił głowę, wbijając ostre spojrzenie w rozbawioną twarz brunetki.
Nieco potargane włosy, półprzytomne jeszcze spojrzenie, zarumienione policzki, tworzyły uroczy obrazek zaspanego kociaka. I to bynajmniej nie niewinny. Przeciwnie, kuszący. Chociaż dawka wydzielanych przez nią feromonów wyraźnie zmalała i nie powinna już oddziaływać na jego zmysły, to rodziła się w nim niepohamowana chęć, by zatopić jej ciało ponownie w pościeli. Rozsypać ciemne włosy na poduszce, wpatrywać się w zamglone oczy, wsłuchiwać w urywany oddech, czuć wijące się pod nim ciało...
- Grr... - mruknął, wyrzucając z głowy ten piekielny obraz i powracając wzrokiem na swój koktajl
Dlaczego do cholery musiała tak na niego oddziaływać? Resztki hormonalnej gorączki/ Nie, to mało prawdopodobne, aby jego zmysły były aż tak osłabione. Chociaż od bardzo dawna nie był „uczestnikiem” rui, więc może teraz odbijało się to na nim ze zdwojoną siłą? Eh, chciałby w to wierzyć, ale raczej marne były na to szanse. Po prosty zaczynał reagować na nią samą. W jakiś dziwny, irracjonalny sposób. A przecież to nie powinno mieć miejsca. Nie było żadnego momentu, w którym mógłby przestawić swoje instynkty całkowicie na nią. Chociaż... Od paru tygodni był skupiony tylko na niej. Nawet nie na jej bezpieczeństwie czy misji, ale na niej samej. A zeszłego wieczoru chyba sam podpisał na siebie wyrok.
Jeśli to było to... był stracony. Nie tylko jako dowódca, ale również jako mężczyzna. Jeżeli jego zmysły i instynkty naprawdę się na nią przestawią, nie będzie już mógł wrócić do normalnego, dotychczasowego życia. Pięknie. Oto do czego doprowadza nadmierna troska wobec własnych podwładnych. Westchnął i ponownie na nią spojrzał. Siedziała swobodnie, mieszając słomką w swoim koktajlu, który Agnes jej łaskawie zrobiła. Była wyraźnie zadowolona, że kocia gorączka minęła.
- 542. - lepiej było w ten sposób się do niej zwracać, by nie pogłębić zależności – To wczoraj... - podrapał się w głowę, usiłując wymyślić coś senswonego
Liz uniosła brwi w zdumieniu. Czy on naprawdę wracał do tego zajścia? Nie sadziła, że w ogóle poruszą ten temat. Wyraz jego twarzy i ciemny odcień tęczówek podpowiedziały, że jednak trochę go to dręczyło. Cóż, był jej dowódcą i dziwnie się teraz z tym wspomnieniem czuł. Wzruszyła ramionami.
- W porządku. - odpowiedziała spokojnie – Oboje wiemy, że moje feromony dały ci się we znaki. - uśmiechnęła się znacząco – Przecież nic się nie stało.
- Taa. - przytaknął jej, niezbyt przekonany i raczej zdezorientowany
Na ladzie pojawił się talerz z ogromną porcją frytek. Liz niczym prawdziwie wygłodzona istota rzuciła się na nie. Po kilku minutach, w których błyskawicznie pochłaniała kaloryczne jedzenie, nieco przystopowała, czując na sobie spojrzenie Aleca. Zerknęła na niego. Wpatrywał się w nią z prawdziwym rozbawieniem, wykrzywiając usta w tym swoim tradycyjnym uśmieszku. Zaskakujące, że tak niepozorna, drobna istota mogła pochłonąć tyle pokarmu. Liz przewróciła oczami, nadgryzając kolejną frytkę.
- Częstuj się. - wskazała na talerz
- Smakowałem lepszych... potraw... - toczył słowa miękko na języku, wbijając w nią ten obiecujący i jednoznaczny wzrok
Oh, doskonale wiedziała o czym mówił. O kim. Przez chwilę nie mogła się zdecydować jak na to zareagować. Powinna pociągnąć tę grę dalej? Wolała jednak nie ryzykować, że powie coś, czego nie będzie mogła cofnąć, a co usunie jej grunt spod stóp. Skwitowała wiec to jedynie lekkim rumieńcem i prychnięciem. Wepchnęła sobie kolejną frytkę do ust.
- Umm... właściwie... - przełknęła – Rozumiem, że zatrzymujesz się tu na dłuższy czas. Tylko jako kto?
Alec uniósł jedną brew w niezrozumieniu i spojrzał na nią, jakby mamrotała jakieś bzdury. A może jej nie zrozumiał, bo zbyt wpatrywał sie w jej usta, gdy to mówiła?
- Mam na myśli moich znajomych. Przyjaciół. - wyjaśniła z politowaniem
- Przyjaciół? - prawie parsknął śmiechem
- Tak. - przyznała z naciskiem – Są moimi przyjaciółmi... na swój sposób.
Taka była prawda. Chociaż w przyjaźni chodziło o zaufanie i szczerość, a w rzeczywistości ona ze swojej strony nic nie ofiarowała takiego, to jednak łączyło ją z nimi coś na kształt przyjaźni. Karmiła ich w wielu wypadkach kłamstwami, ale to dla ich dobra. Teraz musiała jakoś im przedstawić Aleca. A z pewnością nie powie im prawdy. Na Blue Lady, oni w ogóle nie wiedzieli kim ona jest, więc tym bardziej nie mogła się zdradzić.
- Uhu – Alec wypił do końca swój koktajl – Co proponujesz? - zerknął na nią, przewrotny błysk rozjaśnił zielone tęczówki
Podrapała się w nos, marszcząc go lekko. Trzeba było wymyślić jakieś wiarygodne kłamstewko, które kosmici by chwycili a oni we dwoje mogli odegrać.
- Hmm. W zwykłego znajomego nie uwierzą...
- Radzę myśleć szybciej 542. - wskazał drzwi do Crashdown
Czwórka jej przyjaciół zbliżała się do wejścia. Trzeba było naprawdę błyskawicznie coś wymyślić, bo zdawkowe tłumaczenia nie były tym, co zwykła robić. Wolała mieć w pogotowiu cały plan, odpowiedzi na wszystkie pytania i podejrzenia.
- Historyjka o bracie czy kuzynie odpada, po tym jak wczoraj Max... - nie zdążyła dokończyć, bo drzwi do Crashdown się otworzyły, a jednocześnie z tym miękkie wargi zamknęły jej usta
Przez chwilę sparaliżowana zaskoczeniem, szybko zrozumiała ruch Aleca. Tak, nie było innego wyjścia jak zabawić się w parę. Albo kogoś w tym rodzaju. Co stawało sie o wiele bardziej wiarygodne, skoro Max zastał wczoraj Aleca w jej pokoju, w dodatku przy totalnie zdewastowanej pościeli. Odwzajemniał pocałunek – musieli przecież grać perfekcyjnie. Oderwali się od siebie dopiero, gdy ktoś ostentacyjnie chrząknął. Rozedrgany wzrok Liz przesunął się po zgromadzonych, a potem wylądował ponownie na Alecu. Jego usta wygięte w tym aroganckim uśmieszku tryumfu. Przewróciła oczami i wsadziła kolejną frytkę do ust.
- Hej – powitała ich jakby nigdy nic
c.d.n.
A tutaj z okazji mojego dobrego humorku, macie część 8. Tylko porządne komentarze!
Onarek teraz pewnie na 5 CNB będziesz czekać na szpilkach, co? 4 przerywa się w takim momencie, że...
8.
Przetarła dłonią oczy, usiłując wypchnąć resztki snu. Snu? Dzięki Bogu! Jeśli zasnęła i nie budziły jej gorące konwulsje pragnienia, to znaczyło, że ruja mijała. Mogła odetchnąć z ulgą. Nienawidziła tej kociej gorączki, a już zwłaszcza gdy miała tak niemiłosiernie ostre ataki. Jeszcze pamiętała ten zeszłowieczorny głód, który ściskał wszystkie jej mięśnie, zagęszczał krew i sączył takie myśli... Przyjemne, upajające myśli, ale na tym nieprzyzwoitym poziomie, który wołał o pomstę do nieba. Blue Lady świadkiem, że jej umysł wypełniały płonące wizje tego, co mogła mieć na wyciągnięcie ręki. Alec. Oh, jak niesamowicie byłoby poczuć jego ciało na sobie, jego dłonie błądzące po jej skórze, usta znaczące jej wargi. Jak kusząca byłaby wizja kołysania biodrami w tym rozkosznym rytmie, w jaki by ją wprowadził. Tak, te gorące myśli kłębiły się w jej głowie cały poprzedni dzień. Teraz już nie było tego palącego pragnienia. Na szczęście.
Przeciągnęła się leniwie niczym kotką i ziewnęła. Jak przyjemnie móc ponownie swobodnie wykonywać ruchy, kiedy mięśnie nie silą się do tej jednej prymitywnej aktywności. Zaczynała dzień w całkiem dobrym nastroju. Uniosła się leniwie, przesuwając spojrzenie po pokoju. Ani śladu Aleca. Chyba biedny, zielonooki mężczyzna wolał nie ryzykować, że znów straci kontrolę i wyszedł. Cóż, nie mogła go za to winić. Doszło do tego momentu, którego się oboje obawiali, gdy rozpętała się ruja. Ten ułamek słabości, kiedy instynkty i zmysły wzięły górę. Owszem, musiała przyznać, że to było dość niesamowite, obezwładniające uczucie, ale lepiej było, że się opamiętali. Że ona się opamiętał. Bo w niej nie było żadnego mechanizmu, który by to powstrzymał. Przeciwnie, pragnęła go poczuć każdą najmniejszą komórką swojego ciała. Po granice. Stanowić jedność. Poruszać się razem z nim tym niecierpliwym tempem, szukając omdlewającego spełnienia. Pokręciła głowa, szybko wyrzucając z myśli ten niedosyt. Pozostałości rui też potrafiły dać się we znaki. Miała jedynie nadzieję, że jej ciało wróciło do normy i nie wytwarzało już tylu feromonów, które ogłupiały męskich X5.
O tak, w trakcie takiego okresu godowego nie tylko kobiety przeżywały katusze. One się wiły z pragnienia i gorączki. Ale mężczyźni, którzy znajdowali się w pobliżu również tracili kontrolę. Ponieważ organizm X5 wytwarzała cała kaskadę feromonów, osłabiających mechanizmy kontrolne i rozbudzających intensywną żądzę. A jeśli mężczyzna nie mógł tknąć tej rozgorączkowanej dziewczyny, roznosiło go. Uciążliwe i przeklęte DNA i jego zależności. Uh, wyobrażała sobie co musiał przeżywać przez te czterdzieści osiem godzin Alec. Nie dość, że był całkowicie wolnym, nie związanym z nimi, to na dodatek miał ją na wyciągnięcie ręki. Do diabła, miał ją oddaloną niecały milimetr od niego! Nie musiał przerywać, nie musiał się odsuwać. Ale jednak to zrobił. I z pewnością było to dla niego niezmiernie trudne. Jednak trudniejsze mogłyby się stać późniejsze konsekwencje, gdyby jednak poddali się głodowi... A żadne z nich nie miało raczej ochoty na zmianę dotychczasowego trybu życia i plątaniu się w jakieś żenujące, emocjonalne sprawy. Cokolwiek to znaczyło.
Wstała, przesuwając dłoń przez włosy i przeczesując je. Ziewnęła lekko i skierowała się w stronę drzwi. Mijała głód na aktywność a wracał głód na jedzenie. Hmm, podwójna porcja frytek brzmiała apetycznie. Jak to dobrze było wynajmować mieszkanie u właścicieli Crashdown. Jeff Parker traktował ją niemalże jak swoją rodzinę i jedzenie miała wliczone w koszty pokoju. Nie musiała się martwić, że umrze z głodu. Poza tym wciąż miała dostęp do konta Manticore, które jej przydzielono na misję, a którego Renfro nie zablokowała. Na sali, przy ladzie, siedział Alec, beztrosko popijając koktajl. Agnes jak zwykle z niechęcią zmywała stoły, mamroczac coś pod nosem. O tak wczesnej porze w Crashdown jeszcze nikogo nie było. Uśmiechnęła się, widząc jak mleczny napój znika w ustach Aleca. Coś nowego, do tej pory jeszcze chyba nie pił czegoś takiego. Nie musiała się skradać, i tak by ją zauważył. Był w końcu X5 i to cholernie dobrym. Ale były inne sposoby, żeby zabawić się jego kosztem. W końcu był mężczyzną... W dodatku lekko pobudzonym przez wieczorne wydarzenia. Podeszła spokojnie do niego, chcąc usiąść na stołku obok. Nieznacznie otarła swoje ciało o niego i mruknęła ledwo słyszalnie:
- Mhm, pachniesz mlekiem...
Momentalnie się zakrztusił. Obrócił głowę, wbijając ostre spojrzenie w rozbawioną twarz brunetki.
Nieco potargane włosy, półprzytomne jeszcze spojrzenie, zarumienione policzki, tworzyły uroczy obrazek zaspanego kociaka. I to bynajmniej nie niewinny. Przeciwnie, kuszący. Chociaż dawka wydzielanych przez nią feromonów wyraźnie zmalała i nie powinna już oddziaływać na jego zmysły, to rodziła się w nim niepohamowana chęć, by zatopić jej ciało ponownie w pościeli. Rozsypać ciemne włosy na poduszce, wpatrywać się w zamglone oczy, wsłuchiwać w urywany oddech, czuć wijące się pod nim ciało...
- Grr... - mruknął, wyrzucając z głowy ten piekielny obraz i powracając wzrokiem na swój koktajl
Dlaczego do cholery musiała tak na niego oddziaływać? Resztki hormonalnej gorączki/ Nie, to mało prawdopodobne, aby jego zmysły były aż tak osłabione. Chociaż od bardzo dawna nie był „uczestnikiem” rui, więc może teraz odbijało się to na nim ze zdwojoną siłą? Eh, chciałby w to wierzyć, ale raczej marne były na to szanse. Po prosty zaczynał reagować na nią samą. W jakiś dziwny, irracjonalny sposób. A przecież to nie powinno mieć miejsca. Nie było żadnego momentu, w którym mógłby przestawić swoje instynkty całkowicie na nią. Chociaż... Od paru tygodni był skupiony tylko na niej. Nawet nie na jej bezpieczeństwie czy misji, ale na niej samej. A zeszłego wieczoru chyba sam podpisał na siebie wyrok.
Jeśli to było to... był stracony. Nie tylko jako dowódca, ale również jako mężczyzna. Jeżeli jego zmysły i instynkty naprawdę się na nią przestawią, nie będzie już mógł wrócić do normalnego, dotychczasowego życia. Pięknie. Oto do czego doprowadza nadmierna troska wobec własnych podwładnych. Westchnął i ponownie na nią spojrzał. Siedziała swobodnie, mieszając słomką w swoim koktajlu, który Agnes jej łaskawie zrobiła. Była wyraźnie zadowolona, że kocia gorączka minęła.
- 542. - lepiej było w ten sposób się do niej zwracać, by nie pogłębić zależności – To wczoraj... - podrapał się w głowę, usiłując wymyślić coś senswonego
Liz uniosła brwi w zdumieniu. Czy on naprawdę wracał do tego zajścia? Nie sadziła, że w ogóle poruszą ten temat. Wyraz jego twarzy i ciemny odcień tęczówek podpowiedziały, że jednak trochę go to dręczyło. Cóż, był jej dowódcą i dziwnie się teraz z tym wspomnieniem czuł. Wzruszyła ramionami.
- W porządku. - odpowiedziała spokojnie – Oboje wiemy, że moje feromony dały ci się we znaki. - uśmiechnęła się znacząco – Przecież nic się nie stało.
- Taa. - przytaknął jej, niezbyt przekonany i raczej zdezorientowany
Na ladzie pojawił się talerz z ogromną porcją frytek. Liz niczym prawdziwie wygłodzona istota rzuciła się na nie. Po kilku minutach, w których błyskawicznie pochłaniała kaloryczne jedzenie, nieco przystopowała, czując na sobie spojrzenie Aleca. Zerknęła na niego. Wpatrywał się w nią z prawdziwym rozbawieniem, wykrzywiając usta w tym swoim tradycyjnym uśmieszku. Zaskakujące, że tak niepozorna, drobna istota mogła pochłonąć tyle pokarmu. Liz przewróciła oczami, nadgryzając kolejną frytkę.
- Częstuj się. - wskazała na talerz
- Smakowałem lepszych... potraw... - toczył słowa miękko na języku, wbijając w nią ten obiecujący i jednoznaczny wzrok
Oh, doskonale wiedziała o czym mówił. O kim. Przez chwilę nie mogła się zdecydować jak na to zareagować. Powinna pociągnąć tę grę dalej? Wolała jednak nie ryzykować, że powie coś, czego nie będzie mogła cofnąć, a co usunie jej grunt spod stóp. Skwitowała wiec to jedynie lekkim rumieńcem i prychnięciem. Wepchnęła sobie kolejną frytkę do ust.
- Umm... właściwie... - przełknęła – Rozumiem, że zatrzymujesz się tu na dłuższy czas. Tylko jako kto?
Alec uniósł jedną brew w niezrozumieniu i spojrzał na nią, jakby mamrotała jakieś bzdury. A może jej nie zrozumiał, bo zbyt wpatrywał sie w jej usta, gdy to mówiła?
- Mam na myśli moich znajomych. Przyjaciół. - wyjaśniła z politowaniem
- Przyjaciół? - prawie parsknął śmiechem
- Tak. - przyznała z naciskiem – Są moimi przyjaciółmi... na swój sposób.
Taka była prawda. Chociaż w przyjaźni chodziło o zaufanie i szczerość, a w rzeczywistości ona ze swojej strony nic nie ofiarowała takiego, to jednak łączyło ją z nimi coś na kształt przyjaźni. Karmiła ich w wielu wypadkach kłamstwami, ale to dla ich dobra. Teraz musiała jakoś im przedstawić Aleca. A z pewnością nie powie im prawdy. Na Blue Lady, oni w ogóle nie wiedzieli kim ona jest, więc tym bardziej nie mogła się zdradzić.
- Uhu – Alec wypił do końca swój koktajl – Co proponujesz? - zerknął na nią, przewrotny błysk rozjaśnił zielone tęczówki
Podrapała się w nos, marszcząc go lekko. Trzeba było wymyślić jakieś wiarygodne kłamstewko, które kosmici by chwycili a oni we dwoje mogli odegrać.
- Hmm. W zwykłego znajomego nie uwierzą...
- Radzę myśleć szybciej 542. - wskazał drzwi do Crashdown
Czwórka jej przyjaciół zbliżała się do wejścia. Trzeba było naprawdę błyskawicznie coś wymyślić, bo zdawkowe tłumaczenia nie były tym, co zwykła robić. Wolała mieć w pogotowiu cały plan, odpowiedzi na wszystkie pytania i podejrzenia.
- Historyjka o bracie czy kuzynie odpada, po tym jak wczoraj Max... - nie zdążyła dokończyć, bo drzwi do Crashdown się otworzyły, a jednocześnie z tym miękkie wargi zamknęły jej usta
Przez chwilę sparaliżowana zaskoczeniem, szybko zrozumiała ruch Aleca. Tak, nie było innego wyjścia jak zabawić się w parę. Albo kogoś w tym rodzaju. Co stawało sie o wiele bardziej wiarygodne, skoro Max zastał wczoraj Aleca w jej pokoju, w dodatku przy totalnie zdewastowanej pościeli. Odwzajemniał pocałunek – musieli przecież grać perfekcyjnie. Oderwali się od siebie dopiero, gdy ktoś ostentacyjnie chrząknął. Rozedrgany wzrok Liz przesunął się po zgromadzonych, a potem wylądował ponownie na Alecu. Jego usta wygięte w tym aroganckim uśmieszku tryumfu. Przewróciła oczami i wsadziła kolejną frytkę do ust.
- Hej – powitała ich jakby nigdy nic
c.d.n.
- Galadriela
- Zainteresowany
- Posts: 333
- Joined: Sun Jul 13, 2003 1:41 pm
- Contact:
Bu ruja się już skonczyła .... ale za to zaczęło się udawanie pary
--------------------
Wow Onarek super fanart, a gif (a może raczej trailer do opowiadania) też jest świetny.
Ja też coś skrobnęłam.
i jeszcze kilka do Pozwol Zapomniec
PZ1
Pz black&white
Taa jasne. Grać?!. Odwzajemniał pocałunek – musieli przecież grać perfekcyjnie.
--------------------
Wow Onarek super fanart, a gif (a może raczej trailer do opowiadania) też jest świetny.
Ja też coś skrobnęłam.
i jeszcze kilka do Pozwol Zapomniec
PZ1
Pz black&white
7 - faktycznie, same zagadkowe sytuacje. Wiemy tylko, kim jest Renfro, a tam jakieś nieznajome osoby sie koło niej kręcą... I kim jest zdrajca, podstawiona osoba? Pierwsza przyszła mi do głowy Maria Żywiołowa, wesoła, wszyscy ją polubią (no, powiedzmy ). A ta strzelanina to pewnie była podpucha ... Potem przyszedł mi do głowy Max, ale... czy ja wiem?
8 - Zaczynają coś do siebie czuć, zwłaszcza Alec już coś w powietrzu wyczuwa, ale wmawia sobie, że to... wpływ feromonów? Że za długo z nią przebywał, za dużo o niej myślał? To nie tak działa, koleś Miłość nie wybiera. A ty wpadłeś
Popieram, popieram pomysł na udawanie pary Alec, ty geniuszu! Świetne wytłumaczenie! Podręczą trochę Maxa i sami się do siebie zbliżą... Pięknie. Cudooownie
8 - Zaczynają coś do siebie czuć, zwłaszcza Alec już coś w powietrzu wyczuwa, ale wmawia sobie, że to... wpływ feromonów? Że za długo z nią przebywał, za dużo o niej myślał? To nie tak działa, koleś Miłość nie wybiera. A ty wpadłeś
Popieram, popieram pomysł na udawanie pary Alec, ty geniuszu! Świetne wytłumaczenie! Podręczą trochę Maxa i sami się do siebie zbliżą... Pięknie. Cudooownie
"Wszyscy leżymy w rynsztoku,
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
Nie oglądałam tego filmu Więc nie bede wiedzieć o co chodzi z S8, ale pomińmy ten fakt. (może jakoś bedzie bez rozumienia tego)
Komentarz bedzie tyci bo już odemnie dostałas jeden na pma i wyraziłam swój zachwyt nad częścią.
Alec ma cudowne pomysły z tym "udawanym chodzeniem ze sobą" - nie mogłam się powstrzymać Ah co to by była za radość mieć takiego pomysłowego faceta koło siebie
Zostawiłam ślad i czekam na 9!
Komentarz bedzie tyci bo już odemnie dostałas jeden na pma i wyraziłam swój zachwyt nad częścią.
Alec ma cudowne pomysły z tym "udawanym chodzeniem ze sobą" - nie mogłam się powstrzymać Ah co to by była za radość mieć takiego pomysłowego faceta koło siebie
Zostawiłam ślad i czekam na 9!
Onarku świetny art i trailer
Galadrielo, śliczne arty
Liz już rześka i zdrowiutka...i postanawia się zabawić: "Nieznacznie otarła swoje ciało o niego i mruknęła ledwo słyszalnie: - Mhm, pachniesz mlekiem... Momentalnie się zakrztusił." ...ciekawa zabawa...bardzo ciekawa
Biedny zielonooki...teraz on ma objawy ruji...tylko jest to męska odmiana: "...wpatrywać się w zamglone oczy, wsłuchiwać w urywany oddech...- Grr... - mruknął, wyrzucając z głowy ten piekielny obraz..."więc to chyba naprawdę jest zaraźliwe no ale Alec dzielnie się broni "...Od paru tygodni był skupiony tylko na niej...Jeśli to było to... był stracony..." no i mamy tu przykład do czego prowadzi nadmierna opiekuńczość dowódcy ...oby tak dalej...
I na koniec ta cudowna gra aktorów ...całkiem całkiem im to wychodzi...perfekcyjnie odwzajemniony pocałunek...toż to zasługuje na...Oscara ...tylko w jakiej kategorii filmowej ...ten Alec to potrafi wykorzystać sytuację...a tak się bronił
Galadrielo, śliczne arty
Liz już rześka i zdrowiutka...i postanawia się zabawić: "Nieznacznie otarła swoje ciało o niego i mruknęła ledwo słyszalnie: - Mhm, pachniesz mlekiem... Momentalnie się zakrztusił." ...ciekawa zabawa...bardzo ciekawa
Biedny zielonooki...teraz on ma objawy ruji...tylko jest to męska odmiana: "...wpatrywać się w zamglone oczy, wsłuchiwać w urywany oddech...- Grr... - mruknął, wyrzucając z głowy ten piekielny obraz..."więc to chyba naprawdę jest zaraźliwe no ale Alec dzielnie się broni "...Od paru tygodni był skupiony tylko na niej...Jeśli to było to... był stracony..." no i mamy tu przykład do czego prowadzi nadmierna opiekuńczość dowódcy ...oby tak dalej...
I na koniec ta cudowna gra aktorów ...całkiem całkiem im to wychodzi...perfekcyjnie odwzajemniony pocałunek...toż to zasługuje na...Oscara ...tylko w jakiej kategorii filmowej ...ten Alec to potrafi wykorzystać sytuację...a tak się bronił
Maleństwo
Ruja się kończy, a zaczyna udawanie pary Ciekawe, co z tego będzie... Może Max da spokój Liz... taa marzenia ściętej głowy On chyba się nigdy od niej nie odczepi A swoją drogą to ciekawe co musiało by się stać, żeby to zrobił
No ale wracając do opowiania
Onarek śliczny trailer a ty Galadrielo śliczne arty zrobiłaś
Tylko jak wy możecie lubić Białego
No ale wracając do opowiania
Ależ ja uwielbiam ich te ... rozmowy Te dwuznaczne rozmowy w których ktoś co chwila się dusi, krztusi, rumieni(chociaż tu to akutar Liz, bo rumieniący się Alec? To chyba nie możliwe... )i kto wie co jeszcze- Częstuj się. - wskazała na talerz
- Smakowałem lepszych... potraw... - toczył słowa miękko na języku, wbijając w nią ten obiecujący i jednoznaczny wzrok
To ona jeszcze myśleć mogła TWidać, że ma naprawdę jakoś nadzwyczajnie rozwinięty intelekt...drzwi do Crashdown się otworzyły, a jednocześnie z tym miękkie wargi zamknęły jej usta
Przez chwilę sparaliżowana zaskoczeniem, szybko zrozumiała ruch Aleca.
Onarek śliczny trailer a ty Galadrielo śliczne arty zrobiłaś
Tylko jak wy możecie lubić Białego
Wpadłam na chwilkę, żeby dać wam małą niespodziankę. Nie jest to wprawdzie nic związanego bzpośrednio z opowiadankiem, chodziać zależy jak na to spojrzeć... Kilka skromnych artów. Wszystkie są do siebie bardzo podobne, ale miałam wenę na taką konwencję. Ostatni można traktować jako drobny art do zapowiadanego ff.
I jak wam się podobają?
A nowa część jutro lub pojutrze... może...
I jak wam się podobają?
A nowa część jutro lub pojutrze... może...
- Galadriela
- Zainteresowany
- Posts: 333
- Joined: Sun Jul 13, 2003 1:41 pm
- Contact:
Hmm... no dobrze, skoro tak ładnie prosicie i przekupujecie mnie świetnymi artami (Galadriela ), to chyba mogę wam wrzucić kolejną część. Tym bardziej, że następną zobaczycie chyba dopiero w przyszły weekend? Powód jest prosty - już w ten wtorek mam pierwszą ustną maturkę, więc nie liczcie na moje częste pojawianie się. Cieszcie się tym, co dzisiaj dostaniecie.
P.S: Balans pojawi się jutro ewentualnie w weekend, ale to już pewne.
9.
- Gotowa? - zapytał, unosząc brew
- Jasne. Braciszku... - sarkazm aż syczał
Jedna z podstawowych lekcji. Zasada numer pięć. Stwarzaj pozory. Tak, Manticore genialnie uczyło pomysłowości przy tworzeniu nowych tożsamości. Nie wszystkie misje tego wymagały. Na niektórych po prostu byli anonimowymi żołnierzami, którzy posłusznie wykonywali rozkazy. Czy to było zdobycie dokumentów czy też pozbycie się jakiegoś szkodnika. Ale niektóre zadania niosły ze sobą automatyczny wymóg, by zagrać jakąś rolę. Ile to razy była reporterką czy przedstawicielką jakiejś firmy. Teraz przypadła jej rola młodszej siostry. Soul miał odegrać braciszka. Renfro naprawdę miewała dziwne pomysły. Już prędzej wyglądałaby na siostrę Biggsa niż niebieskookiego Soula. Ale początkowo mieli grać parę. Stwierdzili jednak, że lepiej będzie jeżeli przedstawią się jako rodzeństwo. To wzbudzało mniejsze podejrzenia. Zwłaszcza jeśli obiekt był kobietą. W ten sposób Soul mógł odczynić swój urok wokół niej, a w tym czasie Liz zakradnie się na górę i przegra dane z komputera.
Chłopak skrzywił się nieznacznie, kiedy weszli na teren rezydencji. Wiedział jaka była jego rola. Miał skutecznie zwrócić uwagę profesor Jewel Mour, by 542 miała czas na przekopiowanie plików. Wykonywał już różne zadania, ale jeszcze nigdy nie posuwał się do... uwodzenia. Nie czuł się z tym najlepiej. Wolał raczej sam paprać się w brudnej robocie, kopiować, kraść czy cokolwiek. A coś takiego, co musiał zrobić teraz, nie leżało w jego naturze. No dobra, umiał rozmawiać z kobietami, flirtować, robił to nie raz, gdy byli poza Manticore. Ale wszyscy to robili, z pełną swobodą. Bo to nie było zadanie, tylko przyjemność. A teraz jeden ruch nie tak i mogli być spaleni. Naprawdę chyba nie był w stanie ot tak na zawołanie zacząć toczyć tę gierkę.
- Ugh... Nie mogła wysłać Aleca? - mruknął niezbyt zadowolony – Jedno skinienie jego paluszka i babka sama by mu oddała te pliki.
Brunetka uniosła brwi w zdumieniu i spojrzała na niego. Fakt, 494 zdecydowanie, z całą pewnością okręciłby panią profesor wokół palca. Ale to nie jemu przydzielono zadanie.
- Hmm, jako naukowiec profesor Jewel Mour może woleć intelektualistów jak ty a nie... - podrapała się w nos, szukając odpowiedniego określenia – Aktywistów, jak Alec.
Jakoś nie poprawiało to jego nastroju. Już nie wiedziała sama czy on się boi, że pani profesor nie ulegnie jego urokowi czy też zastanawia sie o ile lepiej Alec wykonałby tę misję. To było dość drażniące. Nie raz dostrzegała, że męska część jej oddziału spogląda momentami z takim podziwem na Aleca. Owszem, był dowódcą i z tej perspektywy mógł się wobec niego rodzić ten ogromny respekt. Ale chwilami oni po prostu wmawiali sobie, że jest od nich lepszy, że lepiej wypełnia zadania, że jest doskonałym żołnierzem. Mężczyźni i ich ego... Ona, ani CeCe, ani Shania nigdy nie miały takich dołków poczucia własnej wartości. Plemniki... Szturchnęła Soula.
- Głowa do góry. Teraz trzeba się skupić. I pamięta. Zasada piąta.
- Perfekcyjnie stwarzaj pozory.
* * *
Stwarzali naprawdę doskonałe pozory. Po krótkiej, oficjalnej części, w której Liz była zmuszona przedstawić 494 im wszystkim, usiedli w jednym z boksów. Punkt kolejny dla kamuflażu – musiała usiąść obok Aleca. Nie żeby w jakiś sposób jej to przeszkadzało. Po prostu zalegały w niej jeszcze resztki rui i kto wie, jak mogłoby zacząć reagować nie całkiem kontrolowane ciało. Przemogła się jednak i swobodnie oparła o zielonookiego, z lekkim uśmiechem zerkając na przyjaciół. Isabel ani Michael nie byli jakoś szczególnie wstrząśnięci, może trochę nieufni. Cóż, Liz należała do ich grupy, a zielonooki pojawiał się tak znienacka. Zaczęliby coś podejrzewać, gdyby nie znali Liz. Miała swoje drobne sekrety, ale była ostrożna. Niesamowicie ostrożna. I bardziej nieufna od nich. Więc jeśli dopuszczała tego mężczyznę tak blisko siebie, ufała mu niemal bezgranicznie. Maria wydawała się być bardziej zaciekawiona niż zażenowana. O tak, DeLuca uwielbiała takie historyjki i z pewnością już planowała wyciągnąć z brunetki wszystkie szczegóły. Natomiast Max... Cóż, mogła się tego spodziewać. Jego spojrzenie było samymi skrajnościami. Z jednej strony jakiś ból i smutek, rezygnacja, a z drugiej typowo męska zazdrość. Skoro teraz miał taką minę, wolała nie myśleć jaką miał zeszłego wieczoru – bo chyba wybuchłaby śmiechem.
- Długo się znacie? - Maria nie mogła wytrzymać
Osoba Liz zawsze ją intrygowała, ale pojawiający się znienacka zniewalający mężczyzna był już apogeum. Liz stłumiła śmiech. Ta porywczość, nerwowość i nadmierna ekscytacja Marii naprawdę ją bawiła. Brzmiała jak małe dziecko dopytujące się o coś usilnie. Na ustach Aleca pojawił się ironiczny uśmieszek. Przesunął dłoń po ramieniu Liz i odpowiedział z czystym spokojem i świetnie barwioną dumą.
- Od dziecka. - przewrotny błysk pojawił się w zielonych tęczówkach, gdy dodał – Ta kicia wszędzie za mną łaziła. Męcząca.
Łokieć Liz wszedł w kontakt z jego żebrami, wydobywając z niego lekki pomruk bólu. Zgromadzeni nie mieli pojęcia ile realnych informacji im właśnie podał. Znali się od dzieciństwa, bo w Manticore wszyscy wychowywali się razem. Kicia – jakże subtelne nawiązanie do ich DNA. A chodziła za nim, bo musiała, był przecież jej dowódcą. Wolała jednak nie udzielać nikomu tego tłumaczenia.
- I agresywna. - zachichotał
Oh, ależ go to zaczynało bawić. Wiedział jak ją zaczyna to drażnić, ta jego, jak ona zwykła określać, bezczelność.
- Nic na to nie poradzę. Tak na mnie działasz. - pokazała mu język
- Pobudzająco. - zastygła, gdy jego mruknięcie odbiło się od jej szyi
Kiedy znalazł sie aż tak blisko, kiedy odgarnął włosy z jej szyi, że tego nie zauważyła? Nie żbey robił coś złego, bardzo dobrze wczuwał się w rolę. Za dobrze. Jak na jej wytrzymałość naprawdę za dobrze. Wymamrotała coś, czego sama nie zrozumiała i odchyliła głowę, odsuwając się od niego. Max nie odrywał od nich spojrzenia. Jeszcze nigdy nie czuł tak głębokiej zazdrości. Nawet ostatniego wieczora, gdy zastał Aleca w pokoju Liz. Bo chyba łudził się, że jednak nic nie zaszło, że to jednak były tylko fałszywe pozory. Teraz widział ich bliskość i te kolejne słowa padające z ich ust. Nie było wątpliwości, że są razem. W każdym tego słowa znaczeniu. Jeszcze wczorajszego dnia łudził się, że kiedyś uda mu się dotrzeć do Liz i przebić przez bariery, jakie między nimi zakładała.
- Długo jesteście ze sobą? - głos Isabel był zaskakująco ciepły
Głowę wsparła na dłoni i z lekkim uśmiechem spoglądała na parę. Początkowe zniesmaczenie i zakłopotanie szybko znikało. Oboje wydawali czuć się dobrze w swoim towarzystwie. Tak swobodnie, że nie krępowali się przy innych na takie półintymne zachowanie. I chociaż było w tym zielonookim coś niebezpiecznego, Isabel dostrzegała prawdziwą troskę o Liz. Sposób, w jaki jego ramię ją oplatało, nie był tylko tym typowym zachowaniem spotykających się ze sobą ludzi. To był gest ochrony i odpowiedzialności.
- Umm... - Liz zmarszczyłą nieco nos i podrapała go, jej typowy tik – Chyba od zawsze.
- Nie. - głos Aleca rozbrzmiał niby to poważnie, ściągając na niego uwagę Liz – Od ósmego roku życia, kiedy mnie pobiłaś. - uniósł kąciki ust w drażniącym uśmieszku
Liz zachichotała i rozluźniła się. Pamiętała to doskonale. To był jedyny raz gdy byli przydzieleni na wspólny trening. I jedyny raz gdy udało jej się pokonać 494. Cóż, wtedy nie mógł przewidzieć, że mała brunetka trafi w samo centrum jego słabości. Isabel i Maria się roześmiały, wyobrażając sobie dwójkę dzieciaków, jakimi musieli wtedy być. Ale one postrzegały to jaki typowe dziecinne zabawy, w jakich i one kiedyś brały udział. Prawda była całkowicie przeciwna.
- Teoretycznie zostałem zmuszony do tego związku. - jego palce nieustannie przesuwały się po jej ramieniu, a ona się nie odsuwała
- Chcesz go przerwać? - uniosła brew w wyzwaniu – Bo jeśli tak, to proszę bardzo. Jestem zmęczona twoim wygłodzonym organiz... - zamknął jej usta krótkim pocałunkiem
Obie blondynki w zdumieniu, z uśmiechem i rozbawieniem obserwowały ich. Wydawali się być naprawdę dopasowaną parą, która znała się na wylot, a jednocześnie zachowywali tę świeżość i pragnienie jakie było tylko na początku związku.
Michael przesunął spojrzenie z Liz i Aleca na Maxa, który wbijał wzrok w stół. Przewrócił oczami. Ta jego obsesja Liz Parker zaczynała do niego ostatnimi czasu docierać zbyt natrętnie, teraz zapewne zacznie się okres rozpaczy Maxa. Michael wolał zająć sobie usta hamburgerem, żeby przypadkiem nie wygłosić na głos swojego komentarza. Od początku usiłował uświadomić Maxa, że Liz nie jest taką, jaką ją widzi. Owszem, lojalna i spokojna, ale daleko jej było do tych wszystkich wyimaginowanych, idealnych cech. Ona była osobą, która chodziła własnymi drogami i jeśli stawiała dystans między sobą a Maxem, to go raczej nigdy nie skróci. A Max tylko karmił się złudzeniami. To było takie drażniące.
- Widać, że sporo czasu się nie widzieliście. - mruknął z lekką złośliwością Michael, gdy palce Aleca zaczęły się bawić ramiączkiem bluzki Liz
- Właśnie. - Maria jakby się ocknęła – Dlaczego nigdy do tej pory się nie pojawiłeś?
Liz wiedziała, że w końcu zaczną padać takie pytania. W końcu przedstawiła Aleca jako swojego chłopaka, oznajmili, że są ze sobą niezwykle długo, ale przez rok pobytu tutaj Liz ani razu o nim nie wspominała. Nigdy się nie pojawiał. Nim brunetka zdołała rozchylić usta, zielonooki sam odpowiedział.
- Służba wojskowa. - no prosze, wreszcie coś, co było stuprocentową prawdą
- Jesteś żołnierzem? - Michael uniósł brwi w zainteresowaniu, on sam przecież też był żołnierzem... kiedyś...
- O tak. - ton Aleca przesiąknięty wręcz gorzką ekscytacją – To mój żywioł.
* * *
W zasadzie poszło lepiej niż się spodziewali. Dość dobrze grali, ciągnąć swoją bajeczkę, pół przeplataną z prawdą, której tamci i tak nie dostrzegali. Isabel i Maria wydawały się jak najbardziej aprobować Aleca, niemal uznając go za idealnego chłopaka. Ah, ten jego wpływ na kobiety. U Michaela zdobył szacunek przez swoje wojskowe refleksy w osobowości. Co do Maxa, jego reakcji nawet nie oczekiwała jako udawanej radości. Nic się nie odzywał, tylko przysłuchiwał ich rozmowom, prawdopodobnie kreśląc w umyśle sposoby, jak mógłby zamordować Aleca. A ona i Alec siedzieli swobodnie, całkowicie naturalnie wczuwając się w role. Opierała się o niego, kładąc głowę na jego ramieniu. Nawet jej nie przeszkadzała jego nieustanna zabawa ramiączkiem jej bluzki. A teraz było popołudnie i byli zmuszeni do ponownego spotkania z nimi. Maria się uparła, że skoro Alec poznał wszystkich, to musi również poznać Alexa. Liz wzruszyła ramionami, więc zielonooki z udawanym entuzjazmem stwierdził, że chętnie go pozna.
Siedzieli teraz na głównej sali, czekając na pozostałych. Na osobnych stołkach, trzymając od siebie odległość. Gra to gra, a rzeczywistość była inna. Milczeli, nie czując bynajmniej zakłopotania czy dyskomfortu. Każde zbierało swoje myśli przed kolejną scenką. Alec wstał, podchodząc do niej, jego wzrok utkwiony za szybą. Chyba musieli się zbliżać pozostali. Kąciki jej ust uniosły się w uśmiechu, którego nie mogła powstrzymać. Wyglądał niesamowicie, gdy skupiał się na misji. Jednak gdy tylko drzwi Crashdown się otworzyły, Alec nagle zastygł. Liz wyczuła jego napięcie i niespodziewanie, w mgnieniu oka... 494 poruszał się niezwykle szybko, nawet nie zdążyła zareagować. Jedyna co do niej docierało, to widok pięści Aleca uderzającej wprost... w twarz Alexa.
Co do cholery?
c.d.n.
P.S: Balans pojawi się jutro ewentualnie w weekend, ale to już pewne.
9.
- Gotowa? - zapytał, unosząc brew
- Jasne. Braciszku... - sarkazm aż syczał
Jedna z podstawowych lekcji. Zasada numer pięć. Stwarzaj pozory. Tak, Manticore genialnie uczyło pomysłowości przy tworzeniu nowych tożsamości. Nie wszystkie misje tego wymagały. Na niektórych po prostu byli anonimowymi żołnierzami, którzy posłusznie wykonywali rozkazy. Czy to było zdobycie dokumentów czy też pozbycie się jakiegoś szkodnika. Ale niektóre zadania niosły ze sobą automatyczny wymóg, by zagrać jakąś rolę. Ile to razy była reporterką czy przedstawicielką jakiejś firmy. Teraz przypadła jej rola młodszej siostry. Soul miał odegrać braciszka. Renfro naprawdę miewała dziwne pomysły. Już prędzej wyglądałaby na siostrę Biggsa niż niebieskookiego Soula. Ale początkowo mieli grać parę. Stwierdzili jednak, że lepiej będzie jeżeli przedstawią się jako rodzeństwo. To wzbudzało mniejsze podejrzenia. Zwłaszcza jeśli obiekt był kobietą. W ten sposób Soul mógł odczynić swój urok wokół niej, a w tym czasie Liz zakradnie się na górę i przegra dane z komputera.
Chłopak skrzywił się nieznacznie, kiedy weszli na teren rezydencji. Wiedział jaka była jego rola. Miał skutecznie zwrócić uwagę profesor Jewel Mour, by 542 miała czas na przekopiowanie plików. Wykonywał już różne zadania, ale jeszcze nigdy nie posuwał się do... uwodzenia. Nie czuł się z tym najlepiej. Wolał raczej sam paprać się w brudnej robocie, kopiować, kraść czy cokolwiek. A coś takiego, co musiał zrobić teraz, nie leżało w jego naturze. No dobra, umiał rozmawiać z kobietami, flirtować, robił to nie raz, gdy byli poza Manticore. Ale wszyscy to robili, z pełną swobodą. Bo to nie było zadanie, tylko przyjemność. A teraz jeden ruch nie tak i mogli być spaleni. Naprawdę chyba nie był w stanie ot tak na zawołanie zacząć toczyć tę gierkę.
- Ugh... Nie mogła wysłać Aleca? - mruknął niezbyt zadowolony – Jedno skinienie jego paluszka i babka sama by mu oddała te pliki.
Brunetka uniosła brwi w zdumieniu i spojrzała na niego. Fakt, 494 zdecydowanie, z całą pewnością okręciłby panią profesor wokół palca. Ale to nie jemu przydzielono zadanie.
- Hmm, jako naukowiec profesor Jewel Mour może woleć intelektualistów jak ty a nie... - podrapała się w nos, szukając odpowiedniego określenia – Aktywistów, jak Alec.
Jakoś nie poprawiało to jego nastroju. Już nie wiedziała sama czy on się boi, że pani profesor nie ulegnie jego urokowi czy też zastanawia sie o ile lepiej Alec wykonałby tę misję. To było dość drażniące. Nie raz dostrzegała, że męska część jej oddziału spogląda momentami z takim podziwem na Aleca. Owszem, był dowódcą i z tej perspektywy mógł się wobec niego rodzić ten ogromny respekt. Ale chwilami oni po prostu wmawiali sobie, że jest od nich lepszy, że lepiej wypełnia zadania, że jest doskonałym żołnierzem. Mężczyźni i ich ego... Ona, ani CeCe, ani Shania nigdy nie miały takich dołków poczucia własnej wartości. Plemniki... Szturchnęła Soula.
- Głowa do góry. Teraz trzeba się skupić. I pamięta. Zasada piąta.
- Perfekcyjnie stwarzaj pozory.
* * *
Stwarzali naprawdę doskonałe pozory. Po krótkiej, oficjalnej części, w której Liz była zmuszona przedstawić 494 im wszystkim, usiedli w jednym z boksów. Punkt kolejny dla kamuflażu – musiała usiąść obok Aleca. Nie żeby w jakiś sposób jej to przeszkadzało. Po prostu zalegały w niej jeszcze resztki rui i kto wie, jak mogłoby zacząć reagować nie całkiem kontrolowane ciało. Przemogła się jednak i swobodnie oparła o zielonookiego, z lekkim uśmiechem zerkając na przyjaciół. Isabel ani Michael nie byli jakoś szczególnie wstrząśnięci, może trochę nieufni. Cóż, Liz należała do ich grupy, a zielonooki pojawiał się tak znienacka. Zaczęliby coś podejrzewać, gdyby nie znali Liz. Miała swoje drobne sekrety, ale była ostrożna. Niesamowicie ostrożna. I bardziej nieufna od nich. Więc jeśli dopuszczała tego mężczyznę tak blisko siebie, ufała mu niemal bezgranicznie. Maria wydawała się być bardziej zaciekawiona niż zażenowana. O tak, DeLuca uwielbiała takie historyjki i z pewnością już planowała wyciągnąć z brunetki wszystkie szczegóły. Natomiast Max... Cóż, mogła się tego spodziewać. Jego spojrzenie było samymi skrajnościami. Z jednej strony jakiś ból i smutek, rezygnacja, a z drugiej typowo męska zazdrość. Skoro teraz miał taką minę, wolała nie myśleć jaką miał zeszłego wieczoru – bo chyba wybuchłaby śmiechem.
- Długo się znacie? - Maria nie mogła wytrzymać
Osoba Liz zawsze ją intrygowała, ale pojawiający się znienacka zniewalający mężczyzna był już apogeum. Liz stłumiła śmiech. Ta porywczość, nerwowość i nadmierna ekscytacja Marii naprawdę ją bawiła. Brzmiała jak małe dziecko dopytujące się o coś usilnie. Na ustach Aleca pojawił się ironiczny uśmieszek. Przesunął dłoń po ramieniu Liz i odpowiedział z czystym spokojem i świetnie barwioną dumą.
- Od dziecka. - przewrotny błysk pojawił się w zielonych tęczówkach, gdy dodał – Ta kicia wszędzie za mną łaziła. Męcząca.
Łokieć Liz wszedł w kontakt z jego żebrami, wydobywając z niego lekki pomruk bólu. Zgromadzeni nie mieli pojęcia ile realnych informacji im właśnie podał. Znali się od dzieciństwa, bo w Manticore wszyscy wychowywali się razem. Kicia – jakże subtelne nawiązanie do ich DNA. A chodziła za nim, bo musiała, był przecież jej dowódcą. Wolała jednak nie udzielać nikomu tego tłumaczenia.
- I agresywna. - zachichotał
Oh, ależ go to zaczynało bawić. Wiedział jak ją zaczyna to drażnić, ta jego, jak ona zwykła określać, bezczelność.
- Nic na to nie poradzę. Tak na mnie działasz. - pokazała mu język
- Pobudzająco. - zastygła, gdy jego mruknięcie odbiło się od jej szyi
Kiedy znalazł sie aż tak blisko, kiedy odgarnął włosy z jej szyi, że tego nie zauważyła? Nie żbey robił coś złego, bardzo dobrze wczuwał się w rolę. Za dobrze. Jak na jej wytrzymałość naprawdę za dobrze. Wymamrotała coś, czego sama nie zrozumiała i odchyliła głowę, odsuwając się od niego. Max nie odrywał od nich spojrzenia. Jeszcze nigdy nie czuł tak głębokiej zazdrości. Nawet ostatniego wieczora, gdy zastał Aleca w pokoju Liz. Bo chyba łudził się, że jednak nic nie zaszło, że to jednak były tylko fałszywe pozory. Teraz widział ich bliskość i te kolejne słowa padające z ich ust. Nie było wątpliwości, że są razem. W każdym tego słowa znaczeniu. Jeszcze wczorajszego dnia łudził się, że kiedyś uda mu się dotrzeć do Liz i przebić przez bariery, jakie między nimi zakładała.
- Długo jesteście ze sobą? - głos Isabel był zaskakująco ciepły
Głowę wsparła na dłoni i z lekkim uśmiechem spoglądała na parę. Początkowe zniesmaczenie i zakłopotanie szybko znikało. Oboje wydawali czuć się dobrze w swoim towarzystwie. Tak swobodnie, że nie krępowali się przy innych na takie półintymne zachowanie. I chociaż było w tym zielonookim coś niebezpiecznego, Isabel dostrzegała prawdziwą troskę o Liz. Sposób, w jaki jego ramię ją oplatało, nie był tylko tym typowym zachowaniem spotykających się ze sobą ludzi. To był gest ochrony i odpowiedzialności.
- Umm... - Liz zmarszczyłą nieco nos i podrapała go, jej typowy tik – Chyba od zawsze.
- Nie. - głos Aleca rozbrzmiał niby to poważnie, ściągając na niego uwagę Liz – Od ósmego roku życia, kiedy mnie pobiłaś. - uniósł kąciki ust w drażniącym uśmieszku
Liz zachichotała i rozluźniła się. Pamiętała to doskonale. To był jedyny raz gdy byli przydzieleni na wspólny trening. I jedyny raz gdy udało jej się pokonać 494. Cóż, wtedy nie mógł przewidzieć, że mała brunetka trafi w samo centrum jego słabości. Isabel i Maria się roześmiały, wyobrażając sobie dwójkę dzieciaków, jakimi musieli wtedy być. Ale one postrzegały to jaki typowe dziecinne zabawy, w jakich i one kiedyś brały udział. Prawda była całkowicie przeciwna.
- Teoretycznie zostałem zmuszony do tego związku. - jego palce nieustannie przesuwały się po jej ramieniu, a ona się nie odsuwała
- Chcesz go przerwać? - uniosła brew w wyzwaniu – Bo jeśli tak, to proszę bardzo. Jestem zmęczona twoim wygłodzonym organiz... - zamknął jej usta krótkim pocałunkiem
Obie blondynki w zdumieniu, z uśmiechem i rozbawieniem obserwowały ich. Wydawali się być naprawdę dopasowaną parą, która znała się na wylot, a jednocześnie zachowywali tę świeżość i pragnienie jakie było tylko na początku związku.
Michael przesunął spojrzenie z Liz i Aleca na Maxa, który wbijał wzrok w stół. Przewrócił oczami. Ta jego obsesja Liz Parker zaczynała do niego ostatnimi czasu docierać zbyt natrętnie, teraz zapewne zacznie się okres rozpaczy Maxa. Michael wolał zająć sobie usta hamburgerem, żeby przypadkiem nie wygłosić na głos swojego komentarza. Od początku usiłował uświadomić Maxa, że Liz nie jest taką, jaką ją widzi. Owszem, lojalna i spokojna, ale daleko jej było do tych wszystkich wyimaginowanych, idealnych cech. Ona była osobą, która chodziła własnymi drogami i jeśli stawiała dystans między sobą a Maxem, to go raczej nigdy nie skróci. A Max tylko karmił się złudzeniami. To było takie drażniące.
- Widać, że sporo czasu się nie widzieliście. - mruknął z lekką złośliwością Michael, gdy palce Aleca zaczęły się bawić ramiączkiem bluzki Liz
- Właśnie. - Maria jakby się ocknęła – Dlaczego nigdy do tej pory się nie pojawiłeś?
Liz wiedziała, że w końcu zaczną padać takie pytania. W końcu przedstawiła Aleca jako swojego chłopaka, oznajmili, że są ze sobą niezwykle długo, ale przez rok pobytu tutaj Liz ani razu o nim nie wspominała. Nigdy się nie pojawiał. Nim brunetka zdołała rozchylić usta, zielonooki sam odpowiedział.
- Służba wojskowa. - no prosze, wreszcie coś, co było stuprocentową prawdą
- Jesteś żołnierzem? - Michael uniósł brwi w zainteresowaniu, on sam przecież też był żołnierzem... kiedyś...
- O tak. - ton Aleca przesiąknięty wręcz gorzką ekscytacją – To mój żywioł.
* * *
W zasadzie poszło lepiej niż się spodziewali. Dość dobrze grali, ciągnąć swoją bajeczkę, pół przeplataną z prawdą, której tamci i tak nie dostrzegali. Isabel i Maria wydawały się jak najbardziej aprobować Aleca, niemal uznając go za idealnego chłopaka. Ah, ten jego wpływ na kobiety. U Michaela zdobył szacunek przez swoje wojskowe refleksy w osobowości. Co do Maxa, jego reakcji nawet nie oczekiwała jako udawanej radości. Nic się nie odzywał, tylko przysłuchiwał ich rozmowom, prawdopodobnie kreśląc w umyśle sposoby, jak mógłby zamordować Aleca. A ona i Alec siedzieli swobodnie, całkowicie naturalnie wczuwając się w role. Opierała się o niego, kładąc głowę na jego ramieniu. Nawet jej nie przeszkadzała jego nieustanna zabawa ramiączkiem jej bluzki. A teraz było popołudnie i byli zmuszeni do ponownego spotkania z nimi. Maria się uparła, że skoro Alec poznał wszystkich, to musi również poznać Alexa. Liz wzruszyła ramionami, więc zielonooki z udawanym entuzjazmem stwierdził, że chętnie go pozna.
Siedzieli teraz na głównej sali, czekając na pozostałych. Na osobnych stołkach, trzymając od siebie odległość. Gra to gra, a rzeczywistość była inna. Milczeli, nie czując bynajmniej zakłopotania czy dyskomfortu. Każde zbierało swoje myśli przed kolejną scenką. Alec wstał, podchodząc do niej, jego wzrok utkwiony za szybą. Chyba musieli się zbliżać pozostali. Kąciki jej ust uniosły się w uśmiechu, którego nie mogła powstrzymać. Wyglądał niesamowicie, gdy skupiał się na misji. Jednak gdy tylko drzwi Crashdown się otworzyły, Alec nagle zastygł. Liz wyczuła jego napięcie i niespodziewanie, w mgnieniu oka... 494 poruszał się niezwykle szybko, nawet nie zdążyła zareagować. Jedyna co do niej docierało, to widok pięści Aleca uderzającej wprost... w twarz Alexa.
Co do cholery?
c.d.n.
- Galadriela
- Zainteresowany
- Posts: 333
- Joined: Sun Jul 13, 2003 1:41 pm
- Contact:
No właśnie ja też chciałabym wiedzieć!! Czyżby to Alex był tą wtyczką? W końcu Alec nie rzuciłby się na niego z byle powodu. I chcesz pozostawić nas w tej niewiedzy do przyszłego tygodnie. Okrutne, ale są łagodzące okoliczności. Btw Powodzenia na maturceJedyna co do niej docierało, to widok pięści Aleca uderzającej wprost... w twarz Alexa.
Co do cholery?
A co do udawania pary. To było cudowne. Prawie spadłam z krzesła.
---------
Btw Onarek mogłabyś zdradzić w jakim programie robisz te cudowne gify??
No czyżby? Nawet mi to przez myśl nie przeszło... I jakoś zbytnio nie podoba mi się ten pomysłCzyżby to Alex był tą wtyczką?
Tak, udawanie pary zawsze jest genialne I przede wszystkim, zawsze genialnie się kończy Także prędzej czy później do czegoś ich to dprowadzi...
No proszę, i nawet Isabel i Michael zaakceptowali Aleca. No tak, chłopak ma wdzięk A Max... muszę wam powiedzieć, że chwilami mi go nawet szkoda Wyobraźcie sobie kochać się w chłopaku, który na waszych oczach obmacuje się z inną Ekhm, co oczywiście nie znaczy, że jestem po jego stronie. Przeciwnie, podobała mi się cała ta ich gra, którą chyba nawet oboje zdążyli już polubić
Za to nie podoba mi się, że teraz musimy tyle czekać... No ale cóż, siła wyższa. Powodzenia w maturze, _liz.
"Wszyscy leżymy w rynsztoku,
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
Hahaha... Tak myślałam, a jeszcze jak podczas rozmowy i udawania pary nie było Alexa, to już byłam prawie pewna... Chociaż w 100% pewna to i teraz nie jestem Widziesz co mi _liz z psychiką zrobiłaś?
Oj a udawanie pary poprostu genialnie im wyszło No boskie to było no Może dlatego, że oni wcale tak naprawdę nie musieli udawać, tylko trochę pozmieniać fakty dotyczące ich przeszłości... a raczej nie pozmieniać, tylko inaczej przedstawić Dodać do tego fakt, że chyba im zbytnio ta rola nie wadzi i że cała roswellowa "paczka" nie wiele wie o Liz i mamy świetne przedstawienie
Matura... już we wtorek
A gify można robić w Animation Shop 3
Oj a udawanie pary poprostu genialnie im wyszło No boskie to było no Może dlatego, że oni wcale tak naprawdę nie musieli udawać, tylko trochę pozmieniać fakty dotyczące ich przeszłości... a raczej nie pozmieniać, tylko inaczej przedstawić Dodać do tego fakt, że chyba im zbytnio ta rola nie wadzi i że cała roswellowa "paczka" nie wiele wie o Liz i mamy świetne przedstawienie
Matura... już we wtorek
A gify można robić w Animation Shop 3
Last edited by Elip on Thu Apr 14, 2005 8:52 pm, edited 1 time in total.
Wreszczie chwila wytchnienia od rzeczywistości .....
9.
Kim jest ten Soul? Bo jak dotąd się z kim takim nie spotkałam. Tekst kursywą wyrwany nieco z kątekstu choć ostatnie słowa zagadzają się z "perfekcyjną grą" o co tu chodzi? Mieszasz mi głowie ty diable! Konicznie daj tą część jak najszybciej! w TEN weekend! Bardzo proszę...
Stwierdzam z przyjemnością, że to udawanie pary wychodzi Liz i Alecowi wręcz DOSKONALE . A może to nie jest udawanie nawet jeśli oni sami tak myślą... Może są "nieudawaną" parą, a jeszcze tego nie wiedzą co?
I chyba urok osobisty podziałał na blondynki jesli tak szybko zaakceptowały Zielonookiego Bardzo, bardzo, baaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaardzo dobrze!
Hmm... Nawet Mruczek się przekonał
Co do Maxa Nie znoszę go w tym opowiadaniu bo zachowuje się niczym natrętna mucha, która narzuca się nawet będąc już "poza konkursem" W zasadzie jakoś znielubiłam postac Maxa (poza HTDC) i nie wiem dlaczego...
" Jedyna co do niej docierało, to widok pięści Aleca uderzającej wprost... w twarz Alexa. "
Do mnie to NIE dociera! Alex.... Ale, ale.... Taki dobry chłopiec, a ty wyskakujesz z czyms takim! No nie! Litości! To mi się ani odrobinkę nie podoba wiesz...
Same znaki zapytania w tym komencie i zszokowanie ogólne szczególnie po ostatnich zdaniach, po których szczęka dosłownie opadła mi do samej podłogi, a oczy wyszły z orbit! Wszystko przez ciebie!
Sępik na błaga o następny DŁUGI kawałek cudnego fika
BTW1: Kiedy pojawi się "Czekając Na Bochatera" ???????
BTW2: Powodzenia na maturce! Napisz o której mam trzmać kciuki
9.
Kim jest ten Soul? Bo jak dotąd się z kim takim nie spotkałam. Tekst kursywą wyrwany nieco z kątekstu choć ostatnie słowa zagadzają się z "perfekcyjną grą" o co tu chodzi? Mieszasz mi głowie ty diable! Konicznie daj tą część jak najszybciej! w TEN weekend! Bardzo proszę...
Stwierdzam z przyjemnością, że to udawanie pary wychodzi Liz i Alecowi wręcz DOSKONALE . A może to nie jest udawanie nawet jeśli oni sami tak myślą... Może są "nieudawaną" parą, a jeszcze tego nie wiedzą co?
I chyba urok osobisty podziałał na blondynki jesli tak szybko zaakceptowały Zielonookiego Bardzo, bardzo, baaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaardzo dobrze!
Hmm... Nawet Mruczek się przekonał
Co do Maxa Nie znoszę go w tym opowiadaniu bo zachowuje się niczym natrętna mucha, która narzuca się nawet będąc już "poza konkursem" W zasadzie jakoś znielubiłam postac Maxa (poza HTDC) i nie wiem dlaczego...
" Jedyna co do niej docierało, to widok pięści Aleca uderzającej wprost... w twarz Alexa. "
Do mnie to NIE dociera! Alex.... Ale, ale.... Taki dobry chłopiec, a ty wyskakujesz z czyms takim! No nie! Litości! To mi się ani odrobinkę nie podoba wiesz...
Same znaki zapytania w tym komencie i zszokowanie ogólne szczególnie po ostatnich zdaniach, po których szczęka dosłownie opadła mi do samej podłogi, a oczy wyszły z orbit! Wszystko przez ciebie!
Sępik na błaga o następny DŁUGI kawałek cudnego fika
BTW1: Kiedy pojawi się "Czekając Na Bochatera" ???????
BTW2: Powodzenia na maturce! Napisz o której mam trzmać kciuki
Who is online
Users browsing this forum: No registered users and 33 guests