Hmm... Nie, ta sekcja tutaj nie ma najmniejszego związku z Nikitą
![Shocked :shock:](./images/smilies/icon_eek.gif)
Miałam nic nie zdradzać, sądząc, że może jakiś kinomaniak się zorientuje, ale cóż, widać nie. Sekcja Ósma to autentyczna tytułowa sekcja z filmu "Sekcja 8" (org. 'Basic'). Nawet postacie stamtąd zaczerpnęłam. Chociaż w tym ff pełni ona całkowicie inną rolę niż tam.
A tutaj z okazji mojego dobrego humorku, macie część 8. Tylko porządne komentarze!
Onarek teraz pewnie na 5 CNB będziesz czekać na szpilkach, co? 4 przerywa się w takim momencie, że...
8.
Przetarła dłonią oczy, usiłując wypchnąć resztki snu. Snu? Dzięki Bogu! Jeśli zasnęła i nie budziły jej gorące konwulsje pragnienia, to znaczyło, że ruja mijała. Mogła odetchnąć z ulgą. Nienawidziła tej kociej gorączki, a już zwłaszcza gdy miała tak niemiłosiernie ostre ataki. Jeszcze pamiętała ten zeszłowieczorny głód, który ściskał wszystkie jej mięśnie, zagęszczał krew i sączył takie myśli... Przyjemne, upajające myśli, ale na tym nieprzyzwoitym poziomie, który wołał o pomstę do nieba. Blue Lady świadkiem, że jej umysł wypełniały płonące wizje tego, co mogła mieć na wyciągnięcie ręki. Alec. Oh, jak niesamowicie byłoby poczuć jego ciało na sobie, jego dłonie błądzące po jej skórze, usta znaczące jej wargi. Jak kusząca byłaby wizja kołysania biodrami w tym rozkosznym rytmie, w jaki by ją wprowadził. Tak, te gorące myśli kłębiły się w jej głowie cały poprzedni dzień. Teraz już nie było tego palącego pragnienia. Na szczęście.
Przeciągnęła się leniwie niczym kotką i ziewnęła. Jak przyjemnie móc ponownie swobodnie wykonywać ruchy, kiedy mięśnie nie silą się do tej jednej prymitywnej aktywności. Zaczynała dzień w całkiem dobrym nastroju. Uniosła się leniwie, przesuwając spojrzenie po pokoju. Ani śladu Aleca. Chyba biedny, zielonooki mężczyzna wolał nie ryzykować, że znów straci kontrolę i wyszedł. Cóż, nie mogła go za to winić. Doszło do tego momentu, którego się oboje obawiali, gdy rozpętała się ruja. Ten ułamek słabości, kiedy instynkty i zmysły wzięły górę. Owszem, musiała przyznać, że to było dość niesamowite, obezwładniające uczucie, ale lepiej było, że się opamiętali. Że ona się opamiętał. Bo w niej nie było żadnego mechanizmu, który by to powstrzymał. Przeciwnie, pragnęła go poczuć każdą najmniejszą komórką swojego ciała. Po granice. Stanowić jedność. Poruszać się razem z nim tym niecierpliwym tempem, szukając omdlewającego spełnienia. Pokręciła głowa, szybko wyrzucając z myśli ten niedosyt. Pozostałości rui też potrafiły dać się we znaki. Miała jedynie nadzieję, że jej ciało wróciło do normy i nie wytwarzało już tylu feromonów, które ogłupiały męskich X5.
O tak, w trakcie takiego okresu godowego nie tylko kobiety przeżywały katusze. One się wiły z pragnienia i gorączki. Ale mężczyźni, którzy znajdowali się w pobliżu również tracili kontrolę. Ponieważ organizm X5 wytwarzała cała kaskadę feromonów, osłabiających mechanizmy kontrolne i rozbudzających intensywną żądzę. A jeśli mężczyzna nie mógł tknąć tej rozgorączkowanej dziewczyny, roznosiło go. Uciążliwe i przeklęte DNA i jego zależności. Uh, wyobrażała sobie co musiał przeżywać przez te czterdzieści osiem godzin Alec. Nie dość, że był całkowicie wolnym, nie związanym z nimi, to na dodatek miał ją na wyciągnięcie ręki. Do diabła, miał ją oddaloną niecały milimetr od niego! Nie musiał przerywać, nie musiał się odsuwać. Ale jednak to zrobił. I z pewnością było to dla niego niezmiernie trudne. Jednak trudniejsze mogłyby się stać późniejsze konsekwencje, gdyby jednak poddali się głodowi... A żadne z nich nie miało raczej ochoty na zmianę dotychczasowego trybu życia i plątaniu się w jakieś żenujące, emocjonalne sprawy. Cokolwiek to znaczyło.
Wstała, przesuwając dłoń przez włosy i przeczesując je. Ziewnęła lekko i skierowała się w stronę drzwi. Mijała głód na aktywność a wracał głód na jedzenie. Hmm, podwójna porcja frytek brzmiała apetycznie. Jak to dobrze było wynajmować mieszkanie u właścicieli Crashdown. Jeff Parker traktował ją niemalże jak swoją rodzinę i jedzenie miała wliczone w koszty pokoju. Nie musiała się martwić, że umrze z głodu. Poza tym wciąż miała dostęp do konta Manticore, które jej przydzielono na misję, a którego Renfro nie zablokowała. Na sali, przy ladzie, siedział Alec, beztrosko popijając koktajl. Agnes jak zwykle z niechęcią zmywała stoły, mamroczac coś pod nosem. O tak wczesnej porze w Crashdown jeszcze nikogo nie było. Uśmiechnęła się, widząc jak mleczny napój znika w ustach Aleca. Coś nowego, do tej pory jeszcze chyba nie pił czegoś takiego. Nie musiała się skradać, i tak by ją zauważył. Był w końcu X5 i to cholernie dobrym. Ale były inne sposoby, żeby zabawić się jego kosztem. W końcu był mężczyzną... W dodatku lekko pobudzonym przez wieczorne wydarzenia. Podeszła spokojnie do niego, chcąc usiąść na stołku obok. Nieznacznie otarła swoje ciało o niego i mruknęła ledwo słyszalnie:
- Mhm, pachniesz mlekiem...
Momentalnie się zakrztusił. Obrócił głowę, wbijając ostre spojrzenie w rozbawioną twarz brunetki.
Nieco potargane włosy, półprzytomne jeszcze spojrzenie, zarumienione policzki, tworzyły uroczy obrazek zaspanego kociaka. I to bynajmniej nie niewinny. Przeciwnie, kuszący. Chociaż dawka wydzielanych przez nią feromonów wyraźnie zmalała i nie powinna już oddziaływać na jego zmysły, to rodziła się w nim niepohamowana chęć, by zatopić jej ciało ponownie w pościeli. Rozsypać ciemne włosy na poduszce, wpatrywać się w zamglone oczy, wsłuchiwać w urywany oddech, czuć wijące się pod nim ciało...
- Grr... - mruknął, wyrzucając z głowy ten piekielny obraz i powracając wzrokiem na swój koktajl
Dlaczego do cholery musiała tak na niego oddziaływać? Resztki hormonalnej gorączki/ Nie, to mało prawdopodobne, aby jego zmysły były aż tak osłabione. Chociaż od bardzo dawna nie był „uczestnikiem” rui, więc może teraz odbijało się to na nim ze zdwojoną siłą? Eh, chciałby w to wierzyć, ale raczej marne były na to szanse. Po prosty zaczynał reagować na nią samą. W jakiś dziwny, irracjonalny sposób. A przecież to nie powinno mieć miejsca. Nie było żadnego momentu, w którym mógłby przestawić swoje instynkty całkowicie na nią. Chociaż... Od paru tygodni był skupiony tylko na niej. Nawet nie na jej bezpieczeństwie czy misji, ale na niej samej. A zeszłego wieczoru chyba sam podpisał na siebie wyrok.
Jeśli to było to... był stracony. Nie tylko jako dowódca, ale również jako mężczyzna. Jeżeli jego zmysły i instynkty naprawdę się na nią przestawią, nie będzie już mógł wrócić do normalnego, dotychczasowego życia. Pięknie. Oto do czego doprowadza nadmierna troska wobec własnych podwładnych. Westchnął i ponownie na nią spojrzał. Siedziała swobodnie, mieszając słomką w swoim koktajlu, który Agnes jej łaskawie zrobiła. Była wyraźnie zadowolona, że kocia gorączka minęła.
- 542. - lepiej było w ten sposób się do niej zwracać, by nie pogłębić zależności – To wczoraj... - podrapał się w głowę, usiłując wymyślić coś senswonego
Liz uniosła brwi w zdumieniu. Czy on naprawdę wracał do tego zajścia? Nie sadziła, że w ogóle poruszą ten temat. Wyraz jego twarzy i ciemny odcień tęczówek podpowiedziały, że jednak trochę go to dręczyło. Cóż, był jej dowódcą i dziwnie się teraz z tym wspomnieniem czuł. Wzruszyła ramionami.
- W porządku. - odpowiedziała spokojnie – Oboje wiemy, że moje feromony dały ci się we znaki. - uśmiechnęła się znacząco – Przecież nic się nie stało.
- Taa. - przytaknął jej, niezbyt przekonany i raczej zdezorientowany
Na ladzie pojawił się talerz z ogromną porcją frytek. Liz niczym prawdziwie wygłodzona istota rzuciła się na nie. Po kilku minutach, w których błyskawicznie pochłaniała kaloryczne jedzenie, nieco przystopowała, czując na sobie spojrzenie Aleca. Zerknęła na niego. Wpatrywał się w nią z prawdziwym rozbawieniem, wykrzywiając usta w tym swoim tradycyjnym uśmieszku. Zaskakujące, że tak niepozorna, drobna istota mogła pochłonąć tyle pokarmu. Liz przewróciła oczami, nadgryzając kolejną frytkę.
- Częstuj się. - wskazała na talerz
- Smakowałem lepszych... potraw... - toczył słowa miękko na języku, wbijając w nią ten obiecujący i jednoznaczny wzrok
Oh, doskonale wiedziała o czym mówił. O kim. Przez chwilę nie mogła się zdecydować jak na to zareagować. Powinna pociągnąć tę grę dalej? Wolała jednak nie ryzykować, że powie coś, czego nie będzie mogła cofnąć, a co usunie jej grunt spod stóp. Skwitowała wiec to jedynie lekkim rumieńcem i prychnięciem. Wepchnęła sobie kolejną frytkę do ust.
- Umm... właściwie... - przełknęła – Rozumiem, że zatrzymujesz się tu na dłuższy czas. Tylko jako kto?
Alec uniósł jedną brew w niezrozumieniu i spojrzał na nią, jakby mamrotała jakieś bzdury. A może jej nie zrozumiał, bo zbyt wpatrywał sie w jej usta, gdy to mówiła?
- Mam na myśli moich znajomych. Przyjaciół. - wyjaśniła z politowaniem
- Przyjaciół? - prawie parsknął śmiechem
- Tak. - przyznała z naciskiem – Są moimi przyjaciółmi... na swój sposób.
Taka była prawda. Chociaż w przyjaźni chodziło o zaufanie i szczerość, a w rzeczywistości ona ze swojej strony nic nie ofiarowała takiego, to jednak łączyło ją z nimi coś na kształt przyjaźni. Karmiła ich w wielu wypadkach kłamstwami, ale to dla ich dobra. Teraz musiała jakoś im przedstawić Aleca. A z pewnością nie powie im prawdy. Na Blue Lady, oni w ogóle nie wiedzieli kim ona jest, więc tym bardziej nie mogła się zdradzić.
- Uhu – Alec wypił do końca swój koktajl – Co proponujesz? - zerknął na nią, przewrotny błysk rozjaśnił zielone tęczówki
Podrapała się w nos, marszcząc go lekko. Trzeba było wymyślić jakieś wiarygodne kłamstewko, które kosmici by chwycili a oni we dwoje mogli odegrać.
- Hmm. W zwykłego znajomego nie uwierzą...
- Radzę myśleć szybciej 542. - wskazał drzwi do Crashdown
Czwórka jej przyjaciół zbliżała się do wejścia. Trzeba było naprawdę błyskawicznie coś wymyślić, bo zdawkowe tłumaczenia nie były tym, co zwykła robić. Wolała mieć w pogotowiu cały plan, odpowiedzi na wszystkie pytania i podejrzenia.
- Historyjka o bracie czy kuzynie odpada, po tym jak wczoraj Max... - nie zdążyła dokończyć, bo drzwi do Crashdown się otworzyły, a jednocześnie z tym miękkie wargi zamknęły jej usta
Przez chwilę sparaliżowana zaskoczeniem, szybko zrozumiała ruch Aleca. Tak, nie było innego wyjścia jak zabawić się w parę. Albo kogoś w tym rodzaju. Co stawało sie o wiele bardziej wiarygodne, skoro Max zastał wczoraj Aleca w jej pokoju, w dodatku przy totalnie zdewastowanej pościeli. Odwzajemniał pocałunek – musieli przecież grać perfekcyjnie. Oderwali się od siebie dopiero, gdy ktoś ostentacyjnie chrząknął. Rozedrgany wzrok Liz przesunął się po zgromadzonych, a potem wylądował ponownie na Alecu. Jego usta wygięte w tym aroganckim uśmieszku tryumfu. Przewróciła oczami i wsadziła kolejną frytkę do ust.
- Hej – powitała ich jakby nigdy nic
c.d.n.