Huśtawka

Piszesz? Malujesz? Projektujesz statki kosmiczne? Tutaj możesz się podzielić swoimi doświadczeniami.

Moderators: Olka, Hotaru, Hotori, Hypatia

User avatar
nowa
Fan
Posts: 609
Joined: Wed Feb 04, 2004 2:05 pm
Location: b-stok
Contact:

Post by nowa » Fri Mar 25, 2005 5:41 pm

Ta część otrzymuje zdecydowanie miano mojej ulubionej. Prawie się popłakałam. Prawie :P
Ale po tej części nawet nie jest mi smutno. Mam tylko ochotę się uśmiechać :) Nie wiem, jak wyjaśnić, dlaczego. Dlatego, że w końcu się pocałowali? Nie, w tym było coś więcej. Cała ta częśc... Piękna, no :)
A pocałunek...
Ten pocałunek przeczył rzeczywistości, odrywał od niej. Był snem. Marzeniem.
Chyba nie tylko Liz się tak wydawało. To było takie... Cholera, nie wiem jak to nazwać. Pozostaję w fazie osłupienia, nic mądrego nie napiszę :P Ta część Huśtawki wywarła na mnie takie wrażenie, że przysięgam, przez chwilę wydawało mi się, że bujam się razem z nimi. Niesamowite 8)
"Wszyscy leżymy w rynsztoku,
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
Image

User avatar
Renya
Fan
Posts: 524
Joined: Fri Dec 12, 2003 12:17 am
Location: Brwinów
Contact:

Post by Renya » Fri Mar 25, 2005 8:13 pm

mmmh........ romatyczna scena.

I właściwie wcale nie chodzi o pocałunek. Gdybyś nawet pominęła tan fragment, ta część nic by nie straciła ze swojej romantyczności. Samo to delikatne naszkicowanie scenerii, spokojne i wyważone zachownie bohaterów tworzy klimat, który przenosi wprost do nowoczesnej bajki, niczym historia Kopciuszka czy Śnieżki. Dlaczego nasunęło mi się skojarzenie z tymi bajkami? Bo również i w tych bajkach główne bohaterki miały "nieciekawe" dzieciństwo.

Jestem tylko ciekawa, czy Twoje opowiadanie skończy się tak jak na bajkę przystało.

User avatar
onar-ek
Pleciuga
Posts: 887
Joined: Mon Aug 30, 2004 4:40 pm
Location: Białystok
Contact:

Post by onar-ek » Fri Mar 25, 2005 8:20 pm

Tak 4częśc jest dośc romantyczna... Spokojna, niezapomniana... Mam takie wrażenie, że oni zostali jakby przez siebie naznaczeniu już na zawsze, mimo wszystko... Mają siebie 8)
Właśnie przeczytałam ostatnią już częśc Huśtawki i muszę wam powiedziec, że jest idealnie dopasowana do tego fica. Kończy się tak jak powinna również daje nadzieję, że zawsze jest cień szansy, że można się uwolnic od piekła. No, ale poczekacie na nią do jutra z tego co wiem8)

User avatar
aras
Zainteresowany
Posts: 460
Joined: Fri Aug 15, 2003 3:59 pm
Location: Będzin

Post by aras » Fri Mar 25, 2005 11:04 pm

Hmm, tu też trafiłam na dwie części...
Często jest tak, że nie potrafimy wyrazić tego co czujemy, zarówno ja jak i wy. Denerwuje mnie to trochę, czy tu chodzi o mały zasób słownictwa, czy o emocje, czy jeszcze o coś innego...
Pocałunek śliczny :D , tylko że myślałam ,że będzie bardziej delikatny i krótki, bo chyba jest namiętny...
Czytaj między wierszami...

_liz
Fan...atyk
Posts: 1041
Joined: Fri Aug 15, 2003 4:07 pm
Location: Wrocław
Contact:

Post by _liz » Sat Mar 26, 2005 6:06 pm

5.

Dłonie wciśnięte mocno w kieszenie, zaciskały się w pięści. Szedł tak spokojnie, jak jeszcze nigdy do tej pory. Nigdy w swoim życiu. Ale teraz nie miał się gdzie spieszyć. Nie miał dokąd pójść. Kierował się w stronę tego miejsca, które od jakiegoś czasu stawało się jego azylem. Ich azylem. Tylko teraz, bolało tam iść. Nie mógł się nawet zmusić, by przyspieszyć kroku. Świadomość huczała w jego głowie jednym tępym krzykiem. Nie miał dla kogo tam iść. Dla samego siebie? Był w stanie poradzić sobie bez tego. Do tej pory przecież jakoś mu się udawało. Prawda była taka, że przychodził tam... dla niej. Nie tyle po to, by jej pomóc, by porozmawiać, by wysłuchać. Chodził tam, żeby ją po prostu zobaczyć. Tylko ją. Jej drobne ciało na tej przeklętej huśtawce. Bez znaczenia czy siedziała smętnie, wlepiając spojrzenie w piasek, czy też huśtała się jak opętana, szybując w powietrzu. Chodziło tylko o to, by ją ujrzeć.

Nie zawsze siadał obok niej. Czasami stał przy tamtym drzewie i po prostu się jej przyglądał z daleka. Może i wiedziała, że tam stał, może go wyczuwała. Ale sama nic nie mówiła. Jakby pozwalała mu obserwować. Może i tak było. Miał wrażenie, że w jego obecności Liz Parker dziwnie sie relaksuje. Czy siedział na huśtawce obok, czy stał przy drzewie, czy też obserwował ją z daleka w szkole. Zawsze to wyczuwała i rozluźniała wtedy ciało. I uwielbiał to. Wreszcie ktoś sie go nie bał, ktoś czuł się przy nim swobodnie i bezpiecznie. Dlatego godzinami mógł się przyglądać tej brunetce, chłonąć jej aurę i napawając się myślą, że ona zawsze była gdzieś w pobliżu. Bardzo blisko. Na wyciągnięcie ręki.

To ona była jego ratunkiem od tej nędznej rzeczywistości w jakiej tonął. Nie huśtawki. One były tylko pozorem, tylko pretekstem. Tak naprawdę liczyła się tylko ona. Wyraz jej twarzy, nawet gdy płakała z bólu. Delikatny uśmiech, przeznaczony tylko dla niego. Ciepła skóra, tak przyjemnie miękka pod jego opuszkami. Smak jej ust, który było mu dane zasmakować i zapamiętać. Melodyjny głos, pozwalający zapomnieć o wszelkim cierpieniu i złości. Liz Parker, jego drugie, prawdziwe, normalne życie. Pamiętał każdą najmniejszą chwilę. Odkąd tylko te dwa lata temu ją zobaczył w parku. Aż po ten ostatni wieczór, kiedy deszcz kołysał ich miękko, a oni trwali w dziwnym tańcu. I nienawidził się za to. Za każdy element Liz Parker dźwięczący w nim nadal. Nienawidził tego, że tak chciał by to trwało, że tak się łudził, że będzie trwało. Powinien przewidzieć... Przecież oboje byli straceni dla tego świata. Oboje przeklęci i odtrąceni. To musiało się prędzej czy później podobnie skończyć.

I skończyło się. Tak, jak mógł przewidzieć. W najbardziej banalny i życiowy sposób. Nie powiedziała mu 'do widzenia' ani on jej 'żegnaj'. Nie było jakiegokolwiek rozstania. Nie czuli tego nawet rozchodząc się w przeciwnych kierunkach tamtej nocy. Za to kolejny poranek przyniósł apokalipsę. Wieść błyskawicznie rozeszła się po całym miasteczku, wywołując szok na twarzach wszystkich mieszkańców. Zaczęły się pytania, dlaczego nikt wcześniej tego nie zauważył? Dlaczego nikt nawet nie przypuszczał co mogło się dziać? Dlaczego było już za późno? Było za późno. Liz Parker już nie należała do tego świata. Już nie należała do bólu i łez. Teraz była w tym ciepłym miejscu, które sobie wyśniła, gdzie się już nic nie czuło, oprócz uśmiechu. Powinno go to cieszyć. Wreszcie się wyrwała. Ale pierwszą reakcją była złość. Nie. Furia. Coś w nim się zagotowało, powodując, że szyby w jakimś domu wyleciały z hukiem. A potem kolejne i kolejne. To myśl o jej śmierci tak napędzała gniew i rozpacz. Śmierci. Tej najpodlejszej, której zawsze się obawiał. Może to nawet nie ciosy Jeffa Parkera do tego doprowadziły, ale na pewno jego ruch, przez który dziewczyna uderzyła głową o coś. Nie miała żadnych szans.

Nie! Ona miała szansę. Miała szansę na życie z dala od tego koszmaru. Przecież mógł się nią zająć, mógł jej pomóc, mógł ją zabrać z huśtawek i nie pozwolić, by ktokolwiek ją odnalazł. I wiedział, że poszła by z nim, gdyby tylko wyciągnął swoją rękę w jej stronę. Ale nie zrobił tego... on sam miał przecież stracone życie. Naraziłby ją tylko na większy ból, mniej fizyczny a bardziej psychiczny. Nie zająłby się nią tak, jak powinien. Gniew powoli wyparowywał z jego żył, pozostawiając jedynie senną i płaczliwą rozpacz. Nawet nie podejrzewał, że potrafi coś takiego odczuć. Że kiedykolwiek będzie coś takiego odczuwał. A jednak. I trafiło go to znienacka. Za sprawą niepozornej istotki, która wtopiła się w jego świat.

Usiadł na huśtawce. Tej samej, którą zajmował niemal co wieczór. To samo uczucie spokoju wypełniło go, pozwalając złym myślom odejść daleko. Obrócił głowę, spoglądając na miejsce, gdzie zawsze siedziała ona. Na sznurki, wokół których zaciskały się jej ręce. Na deskę, która tak ufnie pozwalała jej utrzymać równowagę. I już nie potrafił tego powstrzymać. Nie chciał tego powstrzymywać. Pierwszy i ostatni raz w swoim życiu. Łza spłynęła powoli po jego policzku. Potem druga. Aż toczyły się nieopanowanym strumieniem, każda emanująca emocją i siłą. Tymi uczuciami, które budziła w nim myśl o Liz Parker. Zacisnął dłonie na sznurkach huśtawki, odchylając swoje ciało do tyłu.

Sięgnął w jej stronę, delikatnie chwytając jej nadgarstek. Odsunęła się jak oparzona, a przerażony wzrok padł na niego. Ciemne oczy wypełnione resztkami łez i drżącym strachem. Bólem. Usta rozchylone w lekkim płaczu.

Wzrok padł na rozgwieżdżone niebo, chociaż przez łzy nie widział go wyraźnie. Odepchnął się od ziemi, powoli szybując do góry.

Chwyciła mocniej sznurki huśtawki i zaczęła się porządnie huśtać. Kołysała się w powietrzu, a jej śmiech wypełniał jego uszy.
- Uwielbiam to. - powiedziała melodyjnie – Świat wiruje. A ty czujesz się jakbyś latał.


Pochylił się jeszcze bardziej do tyłu, płynąc w powietrzu. Przez myśli przewijały się kolejne wspomnienia.

Michael pochylił się nieco, sięgając drugą ręką po jej nogi i kładąc je na swoich. Teraz byli jeszcze bliżej, a huśtawki nie poruszały się w ogóle. Cisza. Dobra cisza. Siedzieli swobodnie, patrząc na siebie i nic nie mówiąc. I nie trzeba było mówić. Nic tłumaczyć. O nic nie pytać.

Kołysał się coraz mocniej, coraz pewniej. Szybował w powietrzu jak ona tego jednego wieczoru. Czuł jak wszystko niepotrzebne, niczym balast ulatuje z jego ciała. A pozostawała tylko ta jedna myśl o niej.

Siedziała teraz na jego kolanach, chłonąc całym swoim ciałem bijące od niego ciepło. Łaknące tej magii ramiona, oplotły się wokół jego szyi. Usta same rozchyliły się i zaczęły łapczywie odwzajemniać pocałunek. Krople deszczu, usiłujące wedrzeć się pomiędzy ich wargi, stanowiły teraz słodkie pobudzenie. A oni zdawali się unosić w powietrzu, tańczyć w ulewie, całkowicie zapominając o tym, że to się kiedyś skończy.

Przechylił się całkowicie do tyłu, nie dbając o to, że może spaść. Puścił sznurki huśtawki, rozpościerając ramiona na boki. I wirował, leciał, unosił się, tak jak ona. Tak jak mówiła. O niczym innym się nie myślało. Świat nie istniał. Nic nie istniało. Ani ból, ani rozpacz, ani strach. Tylko on i huśtawka. On i Liz Parker.


koniec
Image

User avatar
onar-ek
Pleciuga
Posts: 887
Joined: Mon Aug 30, 2004 4:40 pm
Location: Białystok
Contact:

Post by onar-ek » Sat Mar 26, 2005 6:24 pm

Jak już wspominałam wcześniej idealne zakończenie! Właśnie takie chciała, aby było nawet namawiałam _liz na taki koniec :oops: Bo mimo, iż Liz już odeszła wiemy, że jest tam jej dobrze nie ma bólu, strachu, smutku... Odeszła do lepszego świata a ostatnia scena kiedy to Michael huśtał się myślac o nie była idealna, smutna a zarazem niosąca nadzieję, piękna... Świat nie istniał. Nic nie istniało. Ani ból, ani rozpacz, ani strach. Tylko on i huśtawka. On i Liz Parker. On I Liz... Już na zawsze razem... Połączeni mimo wszystko...

Dzięki _liz to był piękny ff! :cmok:

A oto skromniutki art tak troszkę ukazujący moje wyobrażenie co do tego co się stało:
Image

User avatar
Onika
Nowicjusz
Posts: 92
Joined: Sun Jul 25, 2004 5:16 pm
Contact:

Post by Onika » Sat Mar 26, 2005 7:03 pm

mmm czwarta część po prostu boska :lol: w każdym calu. Oczywiscie najbardziej podobało mi się zakończenie, takie... romantyczne.
Co do ostatniej części, to nie powiem, zebym uważała ją za smutną prędziej wzruszającą. Naprawdę. Zgadzam się z Onarkiem że scena w której Michael się huśtał była idealna. Tak pełna ciepła, mimo iż Liz odeszła. Cudowny ff :cry:

User avatar
aras
Zainteresowany
Posts: 460
Joined: Fri Aug 15, 2003 3:59 pm
Location: Będzin

Post by aras » Sat Mar 26, 2005 8:39 pm

Szkoda mi Michael'a został sam... Teraz nawet nie ma z kim pomilczyć na tych huśtawkach... :roll: .
Czytaj między wierszami...

User avatar
Athaya
Zainteresowany
Posts: 298
Joined: Sun Jun 20, 2004 2:14 pm
Location: Kalisz

Post by Athaya » Sun Mar 27, 2005 10:30 pm

:shock: Jest 22.25 i nie wiem czy jestem w stanie sklecić jakieś madre zdanie o tej godzinie i po przeczytaniu ostatniej!! częsci Huśtawki...
Liz się zabiła.... Hyba musiałam pominąc jakąś część, coś przeoczyć... Szok..
Oddałaś nam czytelnikom bół, smutek, złość, radość Michaela ze zwykłegogo, a jednak magicznego spotkania niepozornej osóbki. Liz. Odczuwalismy to co on, razem z nim przeżywaliśmy te wspaniałe chwile na hyśtawkach i to jest piękne! Opowięść była.... Brak mi słów poprostu i chylę czoła _liz.
Oby tak dalej! Kiedy następne opowiadanko :twisted:

jednak coś wyszło 8)
Image

User avatar
Elip
Starszy nowicjusz
Posts: 252
Joined: Fri Apr 30, 2004 11:18 am
Location: Z Daleka :P

Post by Elip » Thu Mar 31, 2005 3:19 pm

No nareszcie forum działa!! Już myślałam, że nigdy nie zacznie, a jeszcze nie mogłam wcześniej przeczytać ostatniego rozdziału, bo na święta pojechałam... :roll:
No ale co do końcówki... No ja wiedziałam, że się to dobrze nie skończy no! :cry: A najbardziej mnie dobiło zdanie:
Zaczęły się pytania, dlaczego nikt wcześniej tego nie zauważył? Dlaczego nikt nawet nie przypuszczał co mogło się dziać?
grr... ludzie są ślepi, a później zastanawiają się "jak ja mogłem nie zauważyć...bla bla bla" grrr... :evil:
Dziękujemy ci _liz za to opowiadanie :] :uklon:

User avatar
nowa
Fan
Posts: 609
Joined: Wed Feb 04, 2004 2:05 pm
Location: b-stok
Contact:

Post by nowa » Thu Mar 31, 2005 3:46 pm

Eh... a ja mimo wszystko myślałam, że to się jednak dobrze skończy :( A tu proszę... Liz umarła? Spodziewałam się wielu rzeczy, ale nie tego. Biedny Michael, nie został już nikt, kto go zrozumie. Na myśl przychodzi mi stwierdzenie, że nawet nie zdążyli się sobą nacieszyć... Ale czy to właściwie tu pasuje? :roll: Oni nawet ze sobą nie byli... To co ich łączyło... co to właściwie było?
Ale z drugiej strony - po co nazywać takie rzeczy po imieniu? Czasem to niepotrzebne. A im poprostu było ze sobą dobrze i się rozumieli. Mieli tylko siebie.... Mieli. Było, ale się skończyło :( Może i Michael zachowa wspomnienia o Liz Parker, może one pozwolą mu przetrwać, ale ciężko żyć wspomnieniami. Może i zawsze będzie przy nim, ale to nie to samo. Zresztą... zamykam się już, bo tak piszę właściwie nie do końca na temat i się dołuję :shock: W każdym razie - dzięki _liz za Huśtawkę. Jeszcze tu wrócę (tzn do opowiadania :P Napewno) :twisted: :wink:
"Wszyscy leżymy w rynsztoku,
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
Image

User avatar
Primek1
Starszy nowicjusz
Posts: 155
Joined: Mon Jul 11, 2005 10:20 pm
Location: Z KrAiNy CiEnIa :D :P
Contact:

Post by Primek1 » Mon Aug 15, 2005 12:00 pm

Żałuję, że przeczytałem te powiadanie dopiero teraz. "Huśtawka" przesiaknięta jest bólem, cierpieniem ale także i nadzieją, którą kończy się każda kolejna część. Przy ostatnie częsci po moich policzkach poleciały łzy. Piękne.... Szkoda mi Michaela, który znowu został sam... Szkoda mi Liz, która musiała zginąc w ten sposób. Już lepiej by jej było zginąc w tej strzelaninie. Nie wiem jak mozna bić tak własne dziecko. Hank to rodzina zastępcza... michael nie jest jego dzieckiem z krwi i kości. Ale Liz była dzieckiem Jeffa. Takie rzeczy przerażają. Ten świat jest okrutny. Dzieki Ci wielkie _liz za "Huśtawkę".

Post Reply

Who is online

Users browsing this forum: No registered users and 62 guests