Balans - zakończenie
Moderators: Olka, Hotaru, Hotori, Hypatia
Mówiłam, że będzie zabawnie Właściwie przez jeszcze jakiś czas tak będzie. Ale to chyba dobrze...
P.S: Zapraszm również do czytania Huśtawki.
11.
Wpatrywali się w niego ze zdumieniem. Pierwszy szok wywołały jego słowa, że Michael nie może blokować Liz. To od razu w ich głowach zrodziło pytanie, skąd w ogóle wiedział, że ją blokuje? Ale widząc ich miny wyjaśnił szybko. I odpowiedź na niezadane pytanie, wcale nie załatwiła sytuacji jak powinna. Liz rozchyliła usta, jakby za chwilę miała coś powiedzieć. Słowa przez kilka sekund jednak nie napływały. Czy ona dobrze usłyszała? Max rozmawiał z Rzecznym Psem? O ich więzi? Wnioski były jednoznaczne i nie była w stanie nijak inaczej tego wyjaśnić.
- Mógłbyś powtórzyć? - jej głos był pełen wahania
- Umm – Max był zaskoczony jej reakcją – Ja... rozmawiałem z Rzecznym Psem. Sporo mi wyjaśnił i...
- Rozmawiałeś z nim o tej więzi? - głos Liz szybko chłodniał i podnosił się – Przecież ci powiedzieliśmy!
Zarówno Max, jak i pozostała dwójka kosmitów spoglądali teraz na Liz. Nigdy nie podnosiła głosu na Maxa, w żadnej sytuacji. A teraz... Owszem była już od rana wściekła, przez Michaela, ale teraz to całkiem inna złość. Nie furia ani żądza krwi. Tylko żal i ból. Zmarszczyła brwi. Rumieńce zniknęły, teraz była prawie blada. Max otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale nie pozwoliła mu nawet wypowiedzieć słowa.
- Nie Max! - warknęła – Nie ufasz nam?
- Ja...
- Ty, ty, ty. - potrząsnęła głową – Co się z tobą dzieje? Jestem twoją dziewczyną. Michael to twój najlepszy przyjaciel! A ty nam nie ufasz?
- Liz... - Max usiłował wyjaśnić swój występek
- Nie, Max! - głos pełen wyrzutu i złości – Posądzałeś nas o coś? Nie wierzę w to... po prostu... ugh! - odchyliła głowę ostro do tyłu
- Ale...
- Lepiej już nic nie mów Maxwell – Michael syknął
Zapanowała niezręczna cisza. Liz ciągle odchylała głowę, wpatrując się w sufit. Oddychała powoli, pozwalając złości ponownie zasnąć w jej żyłach. Jak on mógł? To było nie do pomyślenia! Naprawdę im nie ufał? Rozumiała, że może czuł się skołowany, że było mu ciężko. Naprawdę to rozumiała. Ale to przechodziło wszelkie pojęcie. Co on sobie myślał? Że wymyślili z Michaelem tak nędzny pretekst, żeby móc ukrywać jakiś wyimaginowany związek? Nie mogła w to wciąż uwierzyć. Niby nic się takiego nie stało, ale jednak była o to bardziej wściekła niż o szopkę, którą odstawił Michael. Naprawdę czasami kompletnie nie poznawała Maxa. Jakby w tym swoim uczuciu był tak zaślepiony, że nawet nie potrafił zaufać. Ani Michaelowi ani jej. Westchnęła. Ponownie pochyliła głowę do przodu, spoglądając chłodno na Maxa.
- Co Rzeczny Pies ci powiedział?
Chwilę się wahał. Chciał zacząć wyjaśniać, że zrobił to, bo był przerażony całą tą sytuacją. To nie był brak zaufania. Tylko... tylko dziwnie było widzieć tych dwoje razem. Bolało, gdy siedziała przy Michaelu, a on sam nawet nie mógł jej dotknąć.
Nie. Lepiej było nie rozdrażniać teraz Liz. Porozmawia z nią o tym później i wszystko wyjaśni. Ona zrozumie. Tylko teraz była trochę zła, zwłaszcza, że Michael ją wczesniej rozwścieczył.
- Umm. Powiedział, że Michael jako kosmita jest silniejszy, a u ciebie więź musi stwarzać własną ochronę – wbił wzrok w blat stołu – Dlatego inni mężczyźni nie mogą cię dotykać.
- Ochronę przed czym? - Michael uniósł brew
- Przed... - nie potrafił z siebie tego wykrztusić – Przed zerwaniem uczucia. To znaczy więzi! - szybko się poprawił – Przed zerwaniem więzi. - nim zaczęli się nad tym zastanawiać, opowiedział dalej – Powiedział też, że więź musi być otwarta, bo inaczej to jakby... jakbyście odcinali sobie życie.
Zarówno Liz jak i Michael byli dość mocno wstrząśnięci tym faktem. Im nic takiego nie powiedział. Chyba... A może uznał, że nie będą w ogóle próbować tego zerwać czy zablokować? Cokolwiek to było, wcześniej nie byli uświadomieni. Teraz sytuacja malowała się jeszcze gorzej. Usiłowali to przetrawić. Musieli to poważnie przedyskutować. Ale obecnie przy Maxie i Isabel nie mogli wdawać się w zapewne nieprzyjemną rozmowę. Zwłaszcza, że coraz więcej klientów napływało do Crashdown. Jakoś zareagować jednak musieli...
- A mówiłam, że nie możesz mnie blokować – Liz pokazała Michaelowi język
- A mówiłem, że mnie to nie obchodzi – odwzajemnił się tym samym
- Michael! - ton Maxa był ostrzegawczy
- Jak dzieci – mruknęła Isabel
Dopiła do końca swoją kawę w trzech łykach, po czym szturchnęła brata i wstała.
- Chodź Max. Mieliśmy jechać z mamą na zakupy.
Niechętnie Max się podniósł, nie odrywając wzroku od Liz. Ona jednak nie patrzyła na niego. Umysł miała wystarczająco zajęty informacjami, których przed chwilą dostarczył im Max. Wzrok przesunął się po twarzy Michaela, który ponownie ze znudzeniem wczytywał się w kartę. Machnął tylko ręką, gdy rodzeństwo Evansów wyszło. Co teraz?, zapytała spokojnie. Nie spojrzał nawet na nią, tylko na głos odpowiedział.
- Ja wezmę podwójne frytki, colę...
Przewróciła oczami i wyrwała mu kartę z dłoni. I tak była już na niego wystarczająco wściekła. Od rana zachowywał się jak... Michael. Typowy codzienny Michael Guerin. Powoli zaczynała mieć tego serdecznie dość. Jego dość. Był irytujący, bezczelny, złośliwy, arogancki...
Poderwała się z miejsca, chcąc odejść. Na chwilę nawet utrzymała równowagę. Ale wystarczył tylko jeden krok i ciało zachwiało się. Wykonała dramatyczny ruch rękoma, jakby w powietrzu usiłując znaleźć asekurację. Niestety nie udało się. Przechyliła się do tłu i po chwili już leciała w dół. Klap! Nabrała głęboko powietrza, kiedy upadek okazał się być miękki. Czyjaś dłoń wsunęła się na jej plecy, tworząc dla niej podparcie. Zaraz... Dlaczego nie leżała na ziemi? Obróciła głowę. Uśmieszek Michaela wyjaśnił wszystko. Wylądowała na jego kolanach. Oddech zatrzymał się w płucach, a ciało wypełniło niespodziewane ciepło.
- No Parker – jego głos przesłał dreszcz po zakończeniach nerwowych – Ta pozycja zdecydowanie mi odpowiada. Chociaż byłoby lepiej, gdyby twoje nogi...
- Palant – mruknęła, ale nie mogła powstrzymać śmiechu
Wiedziała, że żartował. Po prostu jego poczucie humoru było niezwykle... specyficzne. Przynajmniej przy niej w jakiś sposób zawsze poruszał tematy intymne. Chyba go bawiło, że często się rumieniła na jego aluzje. Tym razem rozesmiała się. Pokręciła głową i drgnęła, chcąc wstać i chociażby usiąść ponownie obok. Ale jego druga dłoń przytrzymała jej brzuch, uniemożliwiając ruch.
- Nawet o tym nie myśl – kącik jego ust uniósł się nieco wyżej – Musimy coś ustalić – w miodowych tęczówkach pojawił się niebezpieczny błysk – Mam cię odblokować, tak?
- Tak. - odpowiedziała cicho, przełykając ślinę
Jego ciepła dłoń wciąż tkwiła na jej brzuchu, powodując, że całe ciało przyjemnie się rozluźniało i rozgrzewało. Musiała szybko oczyścić umysł, nim niepotrzebne emocje dotrą do Michaela.
- A co ja z tego będę miał? - zapytał, przysuwając usta do jej ucha
Bawiło go to naprawdę. Tak czy siak miał zamiar ją odblokować. Nie chciał mieć na sumieniu ani jej śmierci ani zrzędzenia Maxa. Ale podrażnić ją trochę mógł. Zaczynało mu to wchodzić w nawyk. Po prostu nie mógł się powstrzymać, nawet przy Maxie. To było dość przyjemne uczucie, kiedy rumieniła się przez niego. Zwłaszcza, że wyglądała wtedy... Przerwał tok własnych myśli, gdy nie płynęły w tym kierunku co trzeba.
- Nie będę cię straszyć jako duch – fuknęła – I nie będziesz miał mnie na sumieniu. A przede wszystkim – obróciła głowę tak, że ich usta dzieliła zaledwie niewielka przestrzeń – Nie będziesz musiał mnie nosić.
Usta wygięły sie w smakowitym uśmiechu. Dłoń przesunęła delikatnie po jej brzuchu.
- A wiesz, że to akurat zaczyna mi się podobać – jego szept odbił się lekko od jej ust
Rozchyliła wargi, policzki pokryły się jaskrawym rumieńcem. Ciało zaczynało się błyskawicznie rozgrzewać, krew pulsowała coraz szybciej, myśli błądziły mgliście wokół jednego tematu. Narastało pragnienie, by skrócić dystans pomiędzy ich ustami. Coś wręcz ją ciągnęło do niego. Silniejszego niż zwykła słabość. Może to miało coś wspólnego z więzią... Cokolwiek to było, ledwo się powstrzymywała. Jestem z Maxem, zaczęła sobie powtarzać, by opanować dziwne drżenie ciała.
- Po co to powtarzasz? - miękki szept nęcąco rozpłynął się w jej uszach – Czyżby twoje myśli zajmowało coś złego? O czym myślisz?
- Ja... - nie potrafiła od razu, racjonalnie odpowiedzieć, tak jak powinna
- O czym myślisz? - prawie musnął ustami jej wargi
O tobie – ledwo się powstrzymywała by tego nie powiedzieć. Chociaż mogła. Wystarczyło tylko to wyszeptać, a potem... jego zapach kusił niesamowicie. Pustynia i Tabasco – piekielna mieszanka, doprowadzająca jej zmysły do szału. Jeśli zaraz się coś nie stanie, będzie zgubiona.
- Liz! - znajomy głos nagle przerwał duszną ciszę
Dziewczyna odetchnęła z ulgą, momentalnie obracając głowe w stronę wejścia.
Nat z uśmiechem weszła do Crashdown, już od progu wołając Liz. Zatrzymała się w pół kroku, gdy zobaczyła poszukiwaną brunetkę na kolanach jakiegoś chłopaka. Zarumienioną. Zamrugała niepewnie, wyraźnie zaskoczona.
- Nat! - brunetka uśmiechnęła się, przywołując ją ruchem dłoni
Czy to na pewno była Liz Parker? Mała Lizzie Niewinna Parker? Wyglądała jak ona, ale przecież to maleństwo nigdy nie znajdowałoby się w takiej sytuacji z takim chłopakiem w tak publicznym miejscu.
- Nat! - ten sam głos zawołał ją ponownie
Kolejny raz zamrugała, niedowierzając własnym oczom. A jednak to zdawała się być Liz. Natalie uśmiechnęła się szczerze i pokręciła głową. No, no. Kto by pomyślał, że doczeka dnia, w którym Liz Parker okaże się być kobietą, a nie dziewczynką.
- Nat!
- Co? -wyszczerzyła zęby
- Chodź tu – Liz zmarszczyła brwi i zsunęła się z kolan Michaela, siadając obok niego
Czerwonowłosa dziewczyna podeszła do stolika, siadając po jego przeciwnej stronie. Wyraźnie zadowolony uśmieszek rozpanoszył sie na jej ustach.
- Rozumiem, że to Max – spojrzała na Michaela uważnie
- Umm... nie – Liz zarumieniła się – To Michael. Przyjaciel – zerknęła na niego
Prychnął lekko. Przyjaciel?, nie popatrzył nawet na nią. A co?, odpowiedziała ciągle uśmiechając się do Nat, Miałam cię przedstawić jako kosmiczną drugą połówkę więzi?
A może jako..., diabelny błysk pojawił się w jej oczach, Swojego Anioła?
- Idę złożyć zamówienie, bo Agnes nigdy nas nie obsłuży – wstał, ignorując jej pytanie w myślach – Chcecie coś?
c.d.n.
P.S: Zapraszm również do czytania Huśtawki.
11.
Wpatrywali się w niego ze zdumieniem. Pierwszy szok wywołały jego słowa, że Michael nie może blokować Liz. To od razu w ich głowach zrodziło pytanie, skąd w ogóle wiedział, że ją blokuje? Ale widząc ich miny wyjaśnił szybko. I odpowiedź na niezadane pytanie, wcale nie załatwiła sytuacji jak powinna. Liz rozchyliła usta, jakby za chwilę miała coś powiedzieć. Słowa przez kilka sekund jednak nie napływały. Czy ona dobrze usłyszała? Max rozmawiał z Rzecznym Psem? O ich więzi? Wnioski były jednoznaczne i nie była w stanie nijak inaczej tego wyjaśnić.
- Mógłbyś powtórzyć? - jej głos był pełen wahania
- Umm – Max był zaskoczony jej reakcją – Ja... rozmawiałem z Rzecznym Psem. Sporo mi wyjaśnił i...
- Rozmawiałeś z nim o tej więzi? - głos Liz szybko chłodniał i podnosił się – Przecież ci powiedzieliśmy!
Zarówno Max, jak i pozostała dwójka kosmitów spoglądali teraz na Liz. Nigdy nie podnosiła głosu na Maxa, w żadnej sytuacji. A teraz... Owszem była już od rana wściekła, przez Michaela, ale teraz to całkiem inna złość. Nie furia ani żądza krwi. Tylko żal i ból. Zmarszczyła brwi. Rumieńce zniknęły, teraz była prawie blada. Max otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale nie pozwoliła mu nawet wypowiedzieć słowa.
- Nie Max! - warknęła – Nie ufasz nam?
- Ja...
- Ty, ty, ty. - potrząsnęła głową – Co się z tobą dzieje? Jestem twoją dziewczyną. Michael to twój najlepszy przyjaciel! A ty nam nie ufasz?
- Liz... - Max usiłował wyjaśnić swój występek
- Nie, Max! - głos pełen wyrzutu i złości – Posądzałeś nas o coś? Nie wierzę w to... po prostu... ugh! - odchyliła głowę ostro do tyłu
- Ale...
- Lepiej już nic nie mów Maxwell – Michael syknął
Zapanowała niezręczna cisza. Liz ciągle odchylała głowę, wpatrując się w sufit. Oddychała powoli, pozwalając złości ponownie zasnąć w jej żyłach. Jak on mógł? To było nie do pomyślenia! Naprawdę im nie ufał? Rozumiała, że może czuł się skołowany, że było mu ciężko. Naprawdę to rozumiała. Ale to przechodziło wszelkie pojęcie. Co on sobie myślał? Że wymyślili z Michaelem tak nędzny pretekst, żeby móc ukrywać jakiś wyimaginowany związek? Nie mogła w to wciąż uwierzyć. Niby nic się takiego nie stało, ale jednak była o to bardziej wściekła niż o szopkę, którą odstawił Michael. Naprawdę czasami kompletnie nie poznawała Maxa. Jakby w tym swoim uczuciu był tak zaślepiony, że nawet nie potrafił zaufać. Ani Michaelowi ani jej. Westchnęła. Ponownie pochyliła głowę do przodu, spoglądając chłodno na Maxa.
- Co Rzeczny Pies ci powiedział?
Chwilę się wahał. Chciał zacząć wyjaśniać, że zrobił to, bo był przerażony całą tą sytuacją. To nie był brak zaufania. Tylko... tylko dziwnie było widzieć tych dwoje razem. Bolało, gdy siedziała przy Michaelu, a on sam nawet nie mógł jej dotknąć.
Nie. Lepiej było nie rozdrażniać teraz Liz. Porozmawia z nią o tym później i wszystko wyjaśni. Ona zrozumie. Tylko teraz była trochę zła, zwłaszcza, że Michael ją wczesniej rozwścieczył.
- Umm. Powiedział, że Michael jako kosmita jest silniejszy, a u ciebie więź musi stwarzać własną ochronę – wbił wzrok w blat stołu – Dlatego inni mężczyźni nie mogą cię dotykać.
- Ochronę przed czym? - Michael uniósł brew
- Przed... - nie potrafił z siebie tego wykrztusić – Przed zerwaniem uczucia. To znaczy więzi! - szybko się poprawił – Przed zerwaniem więzi. - nim zaczęli się nad tym zastanawiać, opowiedział dalej – Powiedział też, że więź musi być otwarta, bo inaczej to jakby... jakbyście odcinali sobie życie.
Zarówno Liz jak i Michael byli dość mocno wstrząśnięci tym faktem. Im nic takiego nie powiedział. Chyba... A może uznał, że nie będą w ogóle próbować tego zerwać czy zablokować? Cokolwiek to było, wcześniej nie byli uświadomieni. Teraz sytuacja malowała się jeszcze gorzej. Usiłowali to przetrawić. Musieli to poważnie przedyskutować. Ale obecnie przy Maxie i Isabel nie mogli wdawać się w zapewne nieprzyjemną rozmowę. Zwłaszcza, że coraz więcej klientów napływało do Crashdown. Jakoś zareagować jednak musieli...
- A mówiłam, że nie możesz mnie blokować – Liz pokazała Michaelowi język
- A mówiłem, że mnie to nie obchodzi – odwzajemnił się tym samym
- Michael! - ton Maxa był ostrzegawczy
- Jak dzieci – mruknęła Isabel
Dopiła do końca swoją kawę w trzech łykach, po czym szturchnęła brata i wstała.
- Chodź Max. Mieliśmy jechać z mamą na zakupy.
Niechętnie Max się podniósł, nie odrywając wzroku od Liz. Ona jednak nie patrzyła na niego. Umysł miała wystarczająco zajęty informacjami, których przed chwilą dostarczył im Max. Wzrok przesunął się po twarzy Michaela, który ponownie ze znudzeniem wczytywał się w kartę. Machnął tylko ręką, gdy rodzeństwo Evansów wyszło. Co teraz?, zapytała spokojnie. Nie spojrzał nawet na nią, tylko na głos odpowiedział.
- Ja wezmę podwójne frytki, colę...
Przewróciła oczami i wyrwała mu kartę z dłoni. I tak była już na niego wystarczająco wściekła. Od rana zachowywał się jak... Michael. Typowy codzienny Michael Guerin. Powoli zaczynała mieć tego serdecznie dość. Jego dość. Był irytujący, bezczelny, złośliwy, arogancki...
Poderwała się z miejsca, chcąc odejść. Na chwilę nawet utrzymała równowagę. Ale wystarczył tylko jeden krok i ciało zachwiało się. Wykonała dramatyczny ruch rękoma, jakby w powietrzu usiłując znaleźć asekurację. Niestety nie udało się. Przechyliła się do tłu i po chwili już leciała w dół. Klap! Nabrała głęboko powietrza, kiedy upadek okazał się być miękki. Czyjaś dłoń wsunęła się na jej plecy, tworząc dla niej podparcie. Zaraz... Dlaczego nie leżała na ziemi? Obróciła głowę. Uśmieszek Michaela wyjaśnił wszystko. Wylądowała na jego kolanach. Oddech zatrzymał się w płucach, a ciało wypełniło niespodziewane ciepło.
- No Parker – jego głos przesłał dreszcz po zakończeniach nerwowych – Ta pozycja zdecydowanie mi odpowiada. Chociaż byłoby lepiej, gdyby twoje nogi...
- Palant – mruknęła, ale nie mogła powstrzymać śmiechu
Wiedziała, że żartował. Po prostu jego poczucie humoru było niezwykle... specyficzne. Przynajmniej przy niej w jakiś sposób zawsze poruszał tematy intymne. Chyba go bawiło, że często się rumieniła na jego aluzje. Tym razem rozesmiała się. Pokręciła głową i drgnęła, chcąc wstać i chociażby usiąść ponownie obok. Ale jego druga dłoń przytrzymała jej brzuch, uniemożliwiając ruch.
- Nawet o tym nie myśl – kącik jego ust uniósł się nieco wyżej – Musimy coś ustalić – w miodowych tęczówkach pojawił się niebezpieczny błysk – Mam cię odblokować, tak?
- Tak. - odpowiedziała cicho, przełykając ślinę
Jego ciepła dłoń wciąż tkwiła na jej brzuchu, powodując, że całe ciało przyjemnie się rozluźniało i rozgrzewało. Musiała szybko oczyścić umysł, nim niepotrzebne emocje dotrą do Michaela.
- A co ja z tego będę miał? - zapytał, przysuwając usta do jej ucha
Bawiło go to naprawdę. Tak czy siak miał zamiar ją odblokować. Nie chciał mieć na sumieniu ani jej śmierci ani zrzędzenia Maxa. Ale podrażnić ją trochę mógł. Zaczynało mu to wchodzić w nawyk. Po prostu nie mógł się powstrzymać, nawet przy Maxie. To było dość przyjemne uczucie, kiedy rumieniła się przez niego. Zwłaszcza, że wyglądała wtedy... Przerwał tok własnych myśli, gdy nie płynęły w tym kierunku co trzeba.
- Nie będę cię straszyć jako duch – fuknęła – I nie będziesz miał mnie na sumieniu. A przede wszystkim – obróciła głowę tak, że ich usta dzieliła zaledwie niewielka przestrzeń – Nie będziesz musiał mnie nosić.
Usta wygięły sie w smakowitym uśmiechu. Dłoń przesunęła delikatnie po jej brzuchu.
- A wiesz, że to akurat zaczyna mi się podobać – jego szept odbił się lekko od jej ust
Rozchyliła wargi, policzki pokryły się jaskrawym rumieńcem. Ciało zaczynało się błyskawicznie rozgrzewać, krew pulsowała coraz szybciej, myśli błądziły mgliście wokół jednego tematu. Narastało pragnienie, by skrócić dystans pomiędzy ich ustami. Coś wręcz ją ciągnęło do niego. Silniejszego niż zwykła słabość. Może to miało coś wspólnego z więzią... Cokolwiek to było, ledwo się powstrzymywała. Jestem z Maxem, zaczęła sobie powtarzać, by opanować dziwne drżenie ciała.
- Po co to powtarzasz? - miękki szept nęcąco rozpłynął się w jej uszach – Czyżby twoje myśli zajmowało coś złego? O czym myślisz?
- Ja... - nie potrafiła od razu, racjonalnie odpowiedzieć, tak jak powinna
- O czym myślisz? - prawie musnął ustami jej wargi
O tobie – ledwo się powstrzymywała by tego nie powiedzieć. Chociaż mogła. Wystarczyło tylko to wyszeptać, a potem... jego zapach kusił niesamowicie. Pustynia i Tabasco – piekielna mieszanka, doprowadzająca jej zmysły do szału. Jeśli zaraz się coś nie stanie, będzie zgubiona.
- Liz! - znajomy głos nagle przerwał duszną ciszę
Dziewczyna odetchnęła z ulgą, momentalnie obracając głowe w stronę wejścia.
Nat z uśmiechem weszła do Crashdown, już od progu wołając Liz. Zatrzymała się w pół kroku, gdy zobaczyła poszukiwaną brunetkę na kolanach jakiegoś chłopaka. Zarumienioną. Zamrugała niepewnie, wyraźnie zaskoczona.
- Nat! - brunetka uśmiechnęła się, przywołując ją ruchem dłoni
Czy to na pewno była Liz Parker? Mała Lizzie Niewinna Parker? Wyglądała jak ona, ale przecież to maleństwo nigdy nie znajdowałoby się w takiej sytuacji z takim chłopakiem w tak publicznym miejscu.
- Nat! - ten sam głos zawołał ją ponownie
Kolejny raz zamrugała, niedowierzając własnym oczom. A jednak to zdawała się być Liz. Natalie uśmiechnęła się szczerze i pokręciła głową. No, no. Kto by pomyślał, że doczeka dnia, w którym Liz Parker okaże się być kobietą, a nie dziewczynką.
- Nat!
- Co? -wyszczerzyła zęby
- Chodź tu – Liz zmarszczyła brwi i zsunęła się z kolan Michaela, siadając obok niego
Czerwonowłosa dziewczyna podeszła do stolika, siadając po jego przeciwnej stronie. Wyraźnie zadowolony uśmieszek rozpanoszył sie na jej ustach.
- Rozumiem, że to Max – spojrzała na Michaela uważnie
- Umm... nie – Liz zarumieniła się – To Michael. Przyjaciel – zerknęła na niego
Prychnął lekko. Przyjaciel?, nie popatrzył nawet na nią. A co?, odpowiedziała ciągle uśmiechając się do Nat, Miałam cię przedstawić jako kosmiczną drugą połówkę więzi?
A może jako..., diabelny błysk pojawił się w jej oczach, Swojego Anioła?
- Idę złożyć zamówienie, bo Agnes nigdy nas nie obsłuży – wstał, ignorując jej pytanie w myślach – Chcecie coś?
c.d.n.
Dręczycielka Zmuszac bedną Martę do komentowania po raz kolejny tej samej części Bee Marek be
Ha! Przynajmniej Maxowi się oberwało Może to i okrutne, ale taki on już jest zawsze wszystko musi sprawdzic sam, nie zaufał nawet Liz Ha przynajmniej mu się za to oberwało...
A Michael jak zawsze uroczy z ta swoją bezczelnościa I jak tu go nie uwielbiac Liz to ma szczęście Poza trym zabawnie to wyszło, takie fajne lądowanie?
Chcę kolejnych części, chociaż jak wspominałam mogę na nie poczekac bo wolę Huśtawkę
(nie myślę o tym... nie myślę o tym... nie myślę o tym... nie myślę...)
Ha! Przynajmniej Maxowi się oberwało Może to i okrutne, ale taki on już jest zawsze wszystko musi sprawdzic sam, nie zaufał nawet Liz Ha przynajmniej mu się za to oberwało...
A Michael jak zawsze uroczy z ta swoją bezczelnościa I jak tu go nie uwielbiac Liz to ma szczęście Poza trym zabawnie to wyszło, takie fajne lądowanie?
Chcę kolejnych części, chociaż jak wspominałam mogę na nie poczekac bo wolę Huśtawkę
(nie myślę o tym... nie myślę o tym... nie myślę o tym... nie myślę...)
Grrr... Max... Zawsze musi wepchnąć nos w nie swoje sprawy Ale mam nadzieję, że teraz już się opanuje, potym, co powiedizała mu Liz Grzeczna dziewczynka
A tak serio to bardzo podoba mi się to ich ciągłe przekomarzanie się. Kto się czubi, ten się lubi... Tylko ja nie rozumem ja Liz i Max wyobrażają sobiw dalej swój związek Przecież on nawet nie może jej dotknąć A szans na zerwanie więzi(na szczęście) nie ma...
Czekamy na kolejne części
Oj chyba się zezłoszczę na Nat. No jak można mieć takie brak wyczucia?? No aż wstyd! A fe! Wstydź się Nat!- Liz! - znajomy głos nagle przerwał duszną ciszę
Oni niedługo d siebie zaczna mówić "aniołku" W sumie to Michael już to zrobił...A może jako..., diabelny błysk pojawił się w jej oczach, Swojego Anioła?
A tak serio to bardzo podoba mi się to ich ciągłe przekomarzanie się. Kto się czubi, ten się lubi... Tylko ja nie rozumem ja Liz i Max wyobrażają sobiw dalej swój związek Przecież on nawet nie może jej dotknąć A szans na zerwanie więzi(na szczęście) nie ma...
Czekamy na kolejne części
Najpierw Nan, teraz Ty, _liz, rozbawiłaś mnie do łez. Mam dziś dobry dzień na czytanie zabawnych tekstów. I to w dodatku w scenach, którymi głównymi bohaterami są Liz i Michael.
Zawsze zastanawiam się jak różne sceny i osobowości można stworzyć mająć za pierwowzór tę samą historię. Jeden serial, jedno małe miasteczko, a setki kombinacji i imaginacji. Sama wiesz o tym najlepiej, sama stowrzyłaś bardzo wiele wersji tej samej fantastycznej sagi. A nie wydaje mi się, że skończyły Ci się pomysły.
Co do Maxa, hmmm... ostatnio zaczęłam darzyć go pewnym sentymentem i nie odbieram jego postaci tak negatywnie. Nawet wtedy gdy jest przedstawiony bardzo negatywnie. Tak więc nie będę się na nim wyżywać .
Wystarczy mi kolejna rewelacyjna część, która znakomicie poprawiła mi humor i czekam na dalsze części.
Zawsze zastanawiam się jak różne sceny i osobowości można stworzyć mająć za pierwowzór tę samą historię. Jeden serial, jedno małe miasteczko, a setki kombinacji i imaginacji. Sama wiesz o tym najlepiej, sama stowrzyłaś bardzo wiele wersji tej samej fantastycznej sagi. A nie wydaje mi się, że skończyły Ci się pomysły.
Co do Maxa, hmmm... ostatnio zaczęłam darzyć go pewnym sentymentem i nie odbieram jego postaci tak negatywnie. Nawet wtedy gdy jest przedstawiony bardzo negatywnie. Tak więc nie będę się na nim wyżywać .
Wystarczy mi kolejna rewelacyjna część, która znakomicie poprawiła mi humor i czekam na dalsze części.
Ja Was nie rozumiem, że popieracie Liz Jak dla mnie to dziewczyna ostro przesadziła Wkurzyła się jakby niewiadomo co jej zrobili. Zrobiła Maxowi awanturę, nawrzeszczała na niego, oskarżyła o brak zaufania tylko dlatego, że poszedł do Rzecznego Psa, żeby spytać go o więź? To chłopak się martwi, przejmuje, że to może źle wpłynąć na jego związek (dziwicie się? ), chce się dowiedzieć o więzi jak najwięcej, zapewne żeby im pomóc, a Liz tak reaguje
No a poza tym... scena z Michaelem i Liz - super Nie ma to jak miękkie lądowanie A gdyby nie Nat... wiadomo, do czego by doszło? A teraz Nat pozna Michaela, zacznie z nim flirtować... i zobaczymy, kto tak naprawdę będzie zazdrosny - Maria czy może... Liz
No a poza tym... scena z Michaelem i Liz - super Nie ma to jak miękkie lądowanie A gdyby nie Nat... wiadomo, do czego by doszło? A teraz Nat pozna Michaela, zacznie z nim flirtować... i zobaczymy, kto tak naprawdę będzie zazdrosny - Maria czy może... Liz
"Wszyscy leżymy w rynsztoku,
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
Nie lubię Nat , nie powinna była pojawiać się tam gdzie się pojawiła .
I jeszcze jedno - Rozumiem, że to Max – spojrzała na Michaela uważnie dokładnie tak zareagowałam.
Co do Max'a i Liz to, nowa, zgadzam się z tobą.
No co mam jeszcze pisać, że fajnie, że Liz wylądowała na kolanach Michael'a , to nie ma sensu. Z drugiej strony zachodzę w głowę jak jej się to udało. Ale _liz jak pisała widziała to, więc ok, szkoda, że ja nie umiem sobie wszystkiego wyobrazić .
I jeszcze jedno - Rozumiem, że to Max – spojrzała na Michaela uważnie dokładnie tak zareagowałam.
Co do Max'a i Liz to, nowa, zgadzam się z tobą.
No co mam jeszcze pisać, że fajnie, że Liz wylądowała na kolanach Michael'a , to nie ma sensu. Z drugiej strony zachodzę w głowę jak jej się to udało. Ale _liz jak pisała widziała to, więc ok, szkoda, że ja nie umiem sobie wszystkiego wyobrazić .
Czytaj między wierszami...
Maxowi to się dopiero oberwie w 13 części. I to dobitnie Po prostu on i jego zaślepienie przejdą apogeum, które ktoś będzie musiał przerwać. Ktoś = Michael. Związek Maxa i Liz runie w 13 części. Wprawdzie nie będzie tam to oficjalnie powiedziane, ale po tym co się stanie, Liz nawet nie pozwoli Maxowi sie do siebie zbliżyć. Hmm, Michael nie pozwoli Maxowi się do niej zbliżyć Od razu zaznaczam, że Marii też się dostanie. Może odrobinę niesłysznie, ale uderzy w strunę, które Maria nie bedzie w stanie obronić...
Nie czepiać się Nat Była nieświadoma tego, że przeszkodzi Liz w takiej sytuacji. A dziewczyna naprawdę chce jak najlepiej. Nie oceniajcie jej po pozorach. To nastolatka z krwi i kości, nieco zakręcona, ale z dobrym sercem, że tak to ujmę. Wierzcie mi, kiedy zacznie się już coś rozkręcać (nie powinnam spoilerować), to Nat nie tylko usunie się z drogi, ale będzie diabełkiem, który zacznie podpuszczać Michaela i Liz, żeby się wreszcie ze sobą spiknęli Poza tym ma czerwone włosy!
Mówiłam, że "aniołek" zacznie odgrywac dość ważną aczkolwiek zabawną rolę. I tak bedzie jeszcze przez długi czas. Kto wie, czy nie pozostanie już na zawsze przy nich to określenie, hehe.
Relacja Michael-Liz się ciągle rozwija... Niby się droczą, złoszczą na siebie itd. ale naprawdę, między nimi zaczyna coś rozkwitać. Oboje zaczynają nieco inaczej do tego podchodzić. Widać to zwłaszcza w tym, jak Michael zachowa się w dzisiejszej części... pod jej koniec... a jeśli chodzi o zazdrość, to poczekajcie tylko na 15 część, hehe. Będzie ostro!
12.
Liz bawiła się słomką ze znudzeniem. Już jakąś godzinę temu skończyło jej się picie, ale nie narzekała. Wolała się nie wtrącać w tak intensywną rozmowę. Zresztą nie chciała być nieuprzejma. Od ponad godziny Nat i Michael byli pogrążeni w niesamowicie porywającej pogawędce. Mogła się tego spodziewać, biorąc pod uwagę, że oboje byli fanami Metallicy. Najpierw przerobili dyskusję nad albumami, a teraz tkwili po uszy w ostatnim koncercie, na którym Nat miała okazję być. Na początku Liz im się przysłuchiwała, ale dość szybko straciła ochotę. Wyłączyła się z tej rzeczywistości i zaczęła błądzić myślami gdzie indziej. Żadne konkretne myśli nie napływały. Po prostu odcięła się od nich. Im to i tak nie robiło różnicy. Dawno nie widziała, żeby Michael był czymś tak zainteresowany. No, nie licząc drażnienia jej. Teraz z pełnym zaangażowaniem brał udział w burzliwej dyskusji. Wypytywał chyba o każdy szczegół.
- Nie wierzę! - uniósł brwi w zdumieniu
- Naprawdę – Nat wyszczerzyła zęby dumna – Miałam wtedy praktyki w The Hell i dostałam wejściówkę.
- Nieźle... - brzmiał jak mały chłopiec, zachwycony bajką
Liz przewróciła oczami. Naprawdę zaczynała się nudzić. Ponownie zakręciła słomką w pustej szklance, podpierając głowę na drugiej dłoni.
Najchętniej wstałaby i odeszła, zostawiając ich w spokoju, ale siły regenerowały się niemiłosiernie powoli. Może byłaby w stanie wykonać ze dwa kroki, ale nie więcej. Nie było zatem sensu, by się w ogóle podnosiła. Skazana na śmierć przez pragnienie i znudzenie. Przesunęła spojrzenie na czerwonowłosą dziewczynę. Aż iskrzyła energią, wciągnięta w rozmowę. Pełen uśmiech, jasność bijąca z jej twarzy. Widać, że Michael jej przypadł do gustu. Znaleźli dziwną strunę porozumienia. I nie chodziło o ten jeden wspólny temat. To było coś innego. Po prostu się dogadywali. Na pewno porozumieliby się na wielu płaszczyznach. Miło, ale Liz czuła się z tym nieswojo. Może nieco jak piąte koło u wozu, a może coś dziwnego w niej sprzeciwiało się temu. Westchnęła. To na pewno miało coś wspólnego z więzią. Nic nowego. Perlisty śmiech Nat rozpłynął się w jej głowie i już wiedziała, że dłużej tego nie wytrzyma. Jęknęła. Michael, czekała na jego odpowiedź, ale wciąż był zbyt pochłonięty rozmową, Michael! Mruknął coś, nie odrywając wzroku od Nat. Westchnęła.
- Przepuść mnie – wymamrotała, powoli się podnosząc
- A ty gdzie? - jakby dopiero teraz się ocknął
- Do siebie, to chyba oczywiste – uniosła brew w zniecierpliwieniu
Chyba cię pogięło, chłodny wzrok wzbudził chwilowe wahanie, Nie dojdziesz tam sama. Przewróciła oczami. Nagle mu się przypomniało, że za nią odpowiada? A głownie za to, że nie mogła chodzić. Przekonamy się, zmarszczyła brwi w wyzwaniu. Znów wylądujesz na moich kolanach, stwierdził jakby to było oczywiste, Nie żeby mi to przeszkadzało... Naprawdę traciła cierpliwość. Może gdyby nie była zmuszona siedzieć tu w milczeniu od rana, nawet by się lekko uśmiechnęła, ale nie miała ochoty. Mi by przeszkadzało, syknęła nieprzyjemnie, Ty mi przeszkadzasz. Jeszcze minuta w twoim towarzystwie, a...
- Będziecie się tak na siebie gapić, czy Liz wreszcie usiądzie? - Nat zapytała z lekkim rozbawieniem
Chociaż było one mieszane ze zdumieniem. Przez jakieś dwie minuty Michael i Liz gapili się na siebie, nie wypowiadając nawet słowa. Przyglądała się im i mogła stwierdzić jednoznacznie, że nie było to zwykłe spoglądanie. Dostrzegła intensywność, jakiej może nie powinno być między zwykłymi przyjaciółmi. Bitwa chłodnych, ale dziwnie iskrzących spojrzeń. Albo byli zaciekłymi wrogami albo ich do siebie ciągnęło. A z tego, co widziała wcześniej, na wrogów nie wyglądali. Liz obróciła głowę, spoglądając w szoku na przyjaciółkę. Czy Nat właśnie zasugerowała, że ona ma usiąść z powrotem?
- Oczywiście, że usiądzie – Michael odpowiedział za nią – Prawda Liz? - uniósł brwi
Zabiję cię Guerin, syknęła siadając na swoim miejscu. Nie była bynajmniej zadowolona. Nawet jasny uśmiech Nat jej nie uspokajał. Skrzyżowała ramiona jak obrażona mała dziewczynka i pochyliła głowę, zaciskając usta. Opanuj się Parker, niechciany głos rozbrzmiał w jej umyśle, Jesteś strasznie nerwowa. Była nerwowa, to prawda. Ale nie potrafiła sprecyzować dlaczego. Tu nie chodziło już o ten cyrk, jaki rano z Michaelem odstawili. Tamto wydawało się być jakimś naturalnym zachowaniem. Zaraz... Stop! Czy ona właśnie stwierdziła, że poranne upokorzenie jakim ją uraczył Michael było naturalne? No tak, dla Michaela to było zwykłe, codzienne zachowanie. Ale dlaczego ona się w to wdrażała? Przecież drażniło ją jego zachowanie. Nienawidziła tej arogancji i pewności siebie. Bezczelności i złośliwego uśmieszku tryumfu. Tylko z każdą kolejną chwilą ciągnęło ja do niego coraz bardziej. Im bliżej był, tym goręcej się jej robiło. Serce biło nieznanym dotąd rytmem. Myśli gęstniały, uniemożliwiając racjonalne myślenie. Przeklęta więź... Był niemożliwy! Momentami wytrzymywała jego obecność. Więcej. Przyjemnie było leżeć obok niego i ot tak po prostu rozmawiać z nim. Czuć jego obecność. Czuć się przy nim bezpieczną. Ale czasami potrafił wszystko zepsuć w ułamku sekundy. I właśnie to robił. Ta jego pewność, że ona musi go słuchać, bo jest zdana na jego łaskę. Wypchaj się, warknęła nawet nie podnosząc głowy. Co w ciebie wstąpiło?, wydawał się być naprawdę zaskoczony, Źle się czujesz?
Uniosła momentalnie głowę, wbijając w niego wzrok. Czy on własnie zapytał o jej samopoczucie? Uważny wzrok przesunął się po twarzy Michaela. Już nie było zimnego spojrzenia, tylko troska i lekki przestrach, że to coś kosmicznego. Rozluźniła się nieco, ciało wypełniło się ulotnym ciepłem a ona poczuła się nagle dziwnie bezpiecznie. Przy nim. To ją chyba niedługo zacznie rozszarpywać na strzępy. Z jednej strony złościł ją niemiłosiernie. Ale z drugiej strony zawsze czuła się przy nim tak bezpiecznie, jak nigdzie indziej. Anioł stróż, nie mogła powstrzymać tej jednej myśli. Za późno zachłysnęła się powietrzem. Zobaczyła jego zdumioną minę, gdy usłyszał jej łagodny głos. I nie było w tym złośliwego uśmieszku czy obrzydzenia. Po prostu zaskoczenie. Czuła jak powolna obawa sączy się w jej żyły i rozgrzewa w troskę. To płynęło od niego. Wprost od niego. Jesteś zmęczona, spokojnie powiedział, kąciki jego ust delikatnie uniosły się do góry w łagodnym uśmiechu.
- Chodź – odgarnął dłonią jej włosy z twarzy
Instynktownie przysunęła się bliżej, pozwalając ramionom wsunąć się na jej talię. Zastygła na chwilę, zastanawiając się czy znów ma zamiar ją sobie przerzucić przez ramię. Uśmiechnął się tylko i pokręcił głową.
Nat wpatrywała się ze zdumieniem, jak jedno ramię podtrzymywało plecy Liz a drugie powoli wsunęło się pod jej kolana. I to niby miała być tylko przyjaźń? To było naprawdę dziwne. Przed chwilę Michael był całkowicie pochłonięty rozmową z nią, ignorując Liz. A wystarczył jej jeden ruch, by od razu odwrócił się w jej stronę i zmienił ton. Niesamowita troska, którą nagle otaczał Liz. Co tych dwoje łączyło? Liz z ufnością przylgnęła do niego. Teraz naprawdę czuła się zmęczona. Wykończona. Cała tą sytuacją i tym wszystkim, co się wydarzyło w ciągu paru godzin. Dlaczego nie mówiłaś wcześniej?, wstał, unosząc jej ciało do góry. Głowa wsparła się na jego ramieniu tak, jak ostatniej nocy. Byłeś zajęty rozmową, ziewnęła lekko, Nie chciałam ci przerywać. Przymknęła powieki, kiedy wyszli na zaplecze. Już zaczynała przysypiać, a ledwo minęło południe. Wydawałeś się być tak... pochłonięty..., nawet w myślach ziewała, Rozmową z Nat... i ja nie istniałam... Urwała, kiedy drzwi do jej pokoju skrzypnęły i weszli do środka. On wszedł. Z nią na rękach. Ułożył ją na łóżku. Wyśpij się, przykrył ją kocem. Kiedy odruchowo obróciła się na bok, układając do snu, nie mógł oderwać od niej oczu. Wyglądała tak spokojnie... anielsko...
* * *
Otworzyła oczy, słysząc dziwny hałas. Czyjeś kroki. Zamrugała. W pokoju panował półmrok. Uniosła ciało. Która była godzina? Wzrok padł za okno. Zmrużyła oczy.
- Puk, puk – roześmiany głos ją powitał
Przez okno do jej pokoju wślizgiwała się czerwonowłosa dziewczyna. Z pełnym uśmiechem i reklamówką w dłoni. Liz oprzytomniała momentalnie. Pamiętała, że siedziała z Nat i Michaelem w boskie. Dziwne, że dziewczyna przychodziła tu teraz w pełni roześmiana i ani trochę nie zszokowana. A powinna być, prawda? W końcu nagle Michael całkowicie ją olał. Za to zajął się wycieńczoną brunetką.
- Już się obudziłaś? - wyszczerzyła zęby – Michael mówił, że potrzebujesz snu. - stanęła tuż przy łóżku – Ale ja mam coś lepszego.
Zaczęła po kolei wyjmować z reklamówki swoje cenne zdobycze.
- Lody – rzuciła pudełko na łóżko – Bita śmietana. A na poprawienie humorku... - wyjęła tryumfalnie butelkę czerwonego płynu – Wino.
Liz wpatrywała się w nią ze zdumieniem. Naprawdę nie spodziewała się takiej reakcji. W dodatku Nat nie zadawała żadnych pytań.
- No, chyba, że nie pijesz... dziecino – uniosła brwi w wyzwaniu
- Daj to. - Liz roześmiała się, odbierając Nat butelkę
c.d.n.
Nie czepiać się Nat Była nieświadoma tego, że przeszkodzi Liz w takiej sytuacji. A dziewczyna naprawdę chce jak najlepiej. Nie oceniajcie jej po pozorach. To nastolatka z krwi i kości, nieco zakręcona, ale z dobrym sercem, że tak to ujmę. Wierzcie mi, kiedy zacznie się już coś rozkręcać (nie powinnam spoilerować), to Nat nie tylko usunie się z drogi, ale będzie diabełkiem, który zacznie podpuszczać Michaela i Liz, żeby się wreszcie ze sobą spiknęli Poza tym ma czerwone włosy!
Mówiłam, że "aniołek" zacznie odgrywac dość ważną aczkolwiek zabawną rolę. I tak bedzie jeszcze przez długi czas. Kto wie, czy nie pozostanie już na zawsze przy nich to określenie, hehe.
Relacja Michael-Liz się ciągle rozwija... Niby się droczą, złoszczą na siebie itd. ale naprawdę, między nimi zaczyna coś rozkwitać. Oboje zaczynają nieco inaczej do tego podchodzić. Widać to zwłaszcza w tym, jak Michael zachowa się w dzisiejszej części... pod jej koniec... a jeśli chodzi o zazdrość, to poczekajcie tylko na 15 część, hehe. Będzie ostro!
12.
Liz bawiła się słomką ze znudzeniem. Już jakąś godzinę temu skończyło jej się picie, ale nie narzekała. Wolała się nie wtrącać w tak intensywną rozmowę. Zresztą nie chciała być nieuprzejma. Od ponad godziny Nat i Michael byli pogrążeni w niesamowicie porywającej pogawędce. Mogła się tego spodziewać, biorąc pod uwagę, że oboje byli fanami Metallicy. Najpierw przerobili dyskusję nad albumami, a teraz tkwili po uszy w ostatnim koncercie, na którym Nat miała okazję być. Na początku Liz im się przysłuchiwała, ale dość szybko straciła ochotę. Wyłączyła się z tej rzeczywistości i zaczęła błądzić myślami gdzie indziej. Żadne konkretne myśli nie napływały. Po prostu odcięła się od nich. Im to i tak nie robiło różnicy. Dawno nie widziała, żeby Michael był czymś tak zainteresowany. No, nie licząc drażnienia jej. Teraz z pełnym zaangażowaniem brał udział w burzliwej dyskusji. Wypytywał chyba o każdy szczegół.
- Nie wierzę! - uniósł brwi w zdumieniu
- Naprawdę – Nat wyszczerzyła zęby dumna – Miałam wtedy praktyki w The Hell i dostałam wejściówkę.
- Nieźle... - brzmiał jak mały chłopiec, zachwycony bajką
Liz przewróciła oczami. Naprawdę zaczynała się nudzić. Ponownie zakręciła słomką w pustej szklance, podpierając głowę na drugiej dłoni.
Najchętniej wstałaby i odeszła, zostawiając ich w spokoju, ale siły regenerowały się niemiłosiernie powoli. Może byłaby w stanie wykonać ze dwa kroki, ale nie więcej. Nie było zatem sensu, by się w ogóle podnosiła. Skazana na śmierć przez pragnienie i znudzenie. Przesunęła spojrzenie na czerwonowłosą dziewczynę. Aż iskrzyła energią, wciągnięta w rozmowę. Pełen uśmiech, jasność bijąca z jej twarzy. Widać, że Michael jej przypadł do gustu. Znaleźli dziwną strunę porozumienia. I nie chodziło o ten jeden wspólny temat. To było coś innego. Po prostu się dogadywali. Na pewno porozumieliby się na wielu płaszczyznach. Miło, ale Liz czuła się z tym nieswojo. Może nieco jak piąte koło u wozu, a może coś dziwnego w niej sprzeciwiało się temu. Westchnęła. To na pewno miało coś wspólnego z więzią. Nic nowego. Perlisty śmiech Nat rozpłynął się w jej głowie i już wiedziała, że dłużej tego nie wytrzyma. Jęknęła. Michael, czekała na jego odpowiedź, ale wciąż był zbyt pochłonięty rozmową, Michael! Mruknął coś, nie odrywając wzroku od Nat. Westchnęła.
- Przepuść mnie – wymamrotała, powoli się podnosząc
- A ty gdzie? - jakby dopiero teraz się ocknął
- Do siebie, to chyba oczywiste – uniosła brew w zniecierpliwieniu
Chyba cię pogięło, chłodny wzrok wzbudził chwilowe wahanie, Nie dojdziesz tam sama. Przewróciła oczami. Nagle mu się przypomniało, że za nią odpowiada? A głownie za to, że nie mogła chodzić. Przekonamy się, zmarszczyła brwi w wyzwaniu. Znów wylądujesz na moich kolanach, stwierdził jakby to było oczywiste, Nie żeby mi to przeszkadzało... Naprawdę traciła cierpliwość. Może gdyby nie była zmuszona siedzieć tu w milczeniu od rana, nawet by się lekko uśmiechnęła, ale nie miała ochoty. Mi by przeszkadzało, syknęła nieprzyjemnie, Ty mi przeszkadzasz. Jeszcze minuta w twoim towarzystwie, a...
- Będziecie się tak na siebie gapić, czy Liz wreszcie usiądzie? - Nat zapytała z lekkim rozbawieniem
Chociaż było one mieszane ze zdumieniem. Przez jakieś dwie minuty Michael i Liz gapili się na siebie, nie wypowiadając nawet słowa. Przyglądała się im i mogła stwierdzić jednoznacznie, że nie było to zwykłe spoglądanie. Dostrzegła intensywność, jakiej może nie powinno być między zwykłymi przyjaciółmi. Bitwa chłodnych, ale dziwnie iskrzących spojrzeń. Albo byli zaciekłymi wrogami albo ich do siebie ciągnęło. A z tego, co widziała wcześniej, na wrogów nie wyglądali. Liz obróciła głowę, spoglądając w szoku na przyjaciółkę. Czy Nat właśnie zasugerowała, że ona ma usiąść z powrotem?
- Oczywiście, że usiądzie – Michael odpowiedział za nią – Prawda Liz? - uniósł brwi
Zabiję cię Guerin, syknęła siadając na swoim miejscu. Nie była bynajmniej zadowolona. Nawet jasny uśmiech Nat jej nie uspokajał. Skrzyżowała ramiona jak obrażona mała dziewczynka i pochyliła głowę, zaciskając usta. Opanuj się Parker, niechciany głos rozbrzmiał w jej umyśle, Jesteś strasznie nerwowa. Była nerwowa, to prawda. Ale nie potrafiła sprecyzować dlaczego. Tu nie chodziło już o ten cyrk, jaki rano z Michaelem odstawili. Tamto wydawało się być jakimś naturalnym zachowaniem. Zaraz... Stop! Czy ona właśnie stwierdziła, że poranne upokorzenie jakim ją uraczył Michael było naturalne? No tak, dla Michaela to było zwykłe, codzienne zachowanie. Ale dlaczego ona się w to wdrażała? Przecież drażniło ją jego zachowanie. Nienawidziła tej arogancji i pewności siebie. Bezczelności i złośliwego uśmieszku tryumfu. Tylko z każdą kolejną chwilą ciągnęło ja do niego coraz bardziej. Im bliżej był, tym goręcej się jej robiło. Serce biło nieznanym dotąd rytmem. Myśli gęstniały, uniemożliwiając racjonalne myślenie. Przeklęta więź... Był niemożliwy! Momentami wytrzymywała jego obecność. Więcej. Przyjemnie było leżeć obok niego i ot tak po prostu rozmawiać z nim. Czuć jego obecność. Czuć się przy nim bezpieczną. Ale czasami potrafił wszystko zepsuć w ułamku sekundy. I właśnie to robił. Ta jego pewność, że ona musi go słuchać, bo jest zdana na jego łaskę. Wypchaj się, warknęła nawet nie podnosząc głowy. Co w ciebie wstąpiło?, wydawał się być naprawdę zaskoczony, Źle się czujesz?
Uniosła momentalnie głowę, wbijając w niego wzrok. Czy on własnie zapytał o jej samopoczucie? Uważny wzrok przesunął się po twarzy Michaela. Już nie było zimnego spojrzenia, tylko troska i lekki przestrach, że to coś kosmicznego. Rozluźniła się nieco, ciało wypełniło się ulotnym ciepłem a ona poczuła się nagle dziwnie bezpiecznie. Przy nim. To ją chyba niedługo zacznie rozszarpywać na strzępy. Z jednej strony złościł ją niemiłosiernie. Ale z drugiej strony zawsze czuła się przy nim tak bezpiecznie, jak nigdzie indziej. Anioł stróż, nie mogła powstrzymać tej jednej myśli. Za późno zachłysnęła się powietrzem. Zobaczyła jego zdumioną minę, gdy usłyszał jej łagodny głos. I nie było w tym złośliwego uśmieszku czy obrzydzenia. Po prostu zaskoczenie. Czuła jak powolna obawa sączy się w jej żyły i rozgrzewa w troskę. To płynęło od niego. Wprost od niego. Jesteś zmęczona, spokojnie powiedział, kąciki jego ust delikatnie uniosły się do góry w łagodnym uśmiechu.
- Chodź – odgarnął dłonią jej włosy z twarzy
Instynktownie przysunęła się bliżej, pozwalając ramionom wsunąć się na jej talię. Zastygła na chwilę, zastanawiając się czy znów ma zamiar ją sobie przerzucić przez ramię. Uśmiechnął się tylko i pokręcił głową.
Nat wpatrywała się ze zdumieniem, jak jedno ramię podtrzymywało plecy Liz a drugie powoli wsunęło się pod jej kolana. I to niby miała być tylko przyjaźń? To było naprawdę dziwne. Przed chwilę Michael był całkowicie pochłonięty rozmową z nią, ignorując Liz. A wystarczył jej jeden ruch, by od razu odwrócił się w jej stronę i zmienił ton. Niesamowita troska, którą nagle otaczał Liz. Co tych dwoje łączyło? Liz z ufnością przylgnęła do niego. Teraz naprawdę czuła się zmęczona. Wykończona. Cała tą sytuacją i tym wszystkim, co się wydarzyło w ciągu paru godzin. Dlaczego nie mówiłaś wcześniej?, wstał, unosząc jej ciało do góry. Głowa wsparła się na jego ramieniu tak, jak ostatniej nocy. Byłeś zajęty rozmową, ziewnęła lekko, Nie chciałam ci przerywać. Przymknęła powieki, kiedy wyszli na zaplecze. Już zaczynała przysypiać, a ledwo minęło południe. Wydawałeś się być tak... pochłonięty..., nawet w myślach ziewała, Rozmową z Nat... i ja nie istniałam... Urwała, kiedy drzwi do jej pokoju skrzypnęły i weszli do środka. On wszedł. Z nią na rękach. Ułożył ją na łóżku. Wyśpij się, przykrył ją kocem. Kiedy odruchowo obróciła się na bok, układając do snu, nie mógł oderwać od niej oczu. Wyglądała tak spokojnie... anielsko...
* * *
Otworzyła oczy, słysząc dziwny hałas. Czyjeś kroki. Zamrugała. W pokoju panował półmrok. Uniosła ciało. Która była godzina? Wzrok padł za okno. Zmrużyła oczy.
- Puk, puk – roześmiany głos ją powitał
Przez okno do jej pokoju wślizgiwała się czerwonowłosa dziewczyna. Z pełnym uśmiechem i reklamówką w dłoni. Liz oprzytomniała momentalnie. Pamiętała, że siedziała z Nat i Michaelem w boskie. Dziwne, że dziewczyna przychodziła tu teraz w pełni roześmiana i ani trochę nie zszokowana. A powinna być, prawda? W końcu nagle Michael całkowicie ją olał. Za to zajął się wycieńczoną brunetką.
- Już się obudziłaś? - wyszczerzyła zęby – Michael mówił, że potrzebujesz snu. - stanęła tuż przy łóżku – Ale ja mam coś lepszego.
Zaczęła po kolei wyjmować z reklamówki swoje cenne zdobycze.
- Lody – rzuciła pudełko na łóżko – Bita śmietana. A na poprawienie humorku... - wyjęła tryumfalnie butelkę czerwonego płynu – Wino.
Liz wpatrywała się w nią ze zdumieniem. Naprawdę nie spodziewała się takiej reakcji. W dodatku Nat nie zadawała żadnych pytań.
- No, chyba, że nie pijesz... dziecino – uniosła brwi w wyzwaniu
- Daj to. - Liz roześmiała się, odbierając Nat butelkę
c.d.n.
No nie żartuj, że się upije
Ja tak naprawdę do Nat nic nie mam, nawet ją lubię Ale chyba już się odczepi od Michaela nie??
Już się 13 części nie mogę doczekać Max oberwie, Liz z nim zerwie(no bo on raczej tego nie zrobi), tylko Marii szkoda, bo jak nic takiego nie zrobiła, to mi szkoda no
Hmm, Michael nie pozwoli Maxowi się do niej zbliżyć
Oj zdecydowanie nie mogę się doczekać następnej części Tylko co takiego Maxio przeskrobie? I co zrobi Michael, żeby odciągnąć go od Liz... Chyba będzie msiał go przywiązać do drzewa w lesie i odjechać
Zrobiłam coś :
http://img.photobucket.com/albums/v238/ ... alans1.jpg
Czekamy na kolejną część
Ja tak naprawdę do Nat nic nie mam, nawet ją lubię Ale chyba już się odczepi od Michaela nie??
Oo jak milutko Trochę to do Michaela nie podobne, ale za to bardzo mi się podoba takie zachowanie. Z drugiej strony on nie jest niewiadomo jakim zimnym draniem nie?? Też coś czuje, a że padło na Liz...Jesteś zmęczona, spokojnie powiedział, kąciki jego ust delikatnie uniosły się do góry w łagodnym uśmiechu.
- Chodź – odgarnął dłonią jej włosy z twarzy
Już się 13 części nie mogę doczekać Max oberwie, Liz z nim zerwie(no bo on raczej tego nie zrobi), tylko Marii szkoda, bo jak nic takiego nie zrobiła, to mi szkoda no
Hmm, Michael nie pozwoli Maxowi się do niej zbliżyć
Oj zdecydowanie nie mogę się doczekać następnej części Tylko co takiego Maxio przeskrobie? I co zrobi Michael, żeby odciągnąć go od Liz... Chyba będzie msiał go przywiązać do drzewa w lesie i odjechać
Zrobiłam coś :
http://img.photobucket.com/albums/v238/ ... alans1.jpg
Czekamy na kolejną część
Elip fajnu art
Co do części... Czyżby Liz zaczynałą czuc się odrobinkę zazdrosna o naszego Aniołka? Dobrze dobrze oby tak dalej zazdrośc jest jak najbardziej wskazana A Michaela chyba troszkę fascynuje Nat Wspólne zainteresowania... Hehe, ale wiemy przecież, że i tak woli Liz
Częśc 13 jest genialna O tak tak idealna
Co do części... Czyżby Liz zaczynałą czuc się odrobinkę zazdrosna o naszego Aniołka? Dobrze dobrze oby tak dalej zazdrośc jest jak najbardziej wskazana A Michaela chyba troszkę fascynuje Nat Wspólne zainteresowania... Hehe, ale wiemy przecież, że i tak woli Liz
Częśc 13 jest genialna O tak tak idealna
13.
Michael przechylił szklankę z colą, wypijając do końca orzeźwiający płyn. W Crashdown już nikogo nie było poza nim. Powinien iść do domu, ale jednak na wszelki wypadek wolał zostać. Liz spała, ale mogła się w każdej chwili zbudzić. A kto wie, co by się działo. Odblokował ją już rano, ale jej organizm niemiłosiernie powoli regenerował swoje siły. Poza tym nie mógł zostawić jej samej, po tym co działo się ostatniej nocy. Nagle przez jego ciało przepłynęła fala ciepła. Uniósł głowę. To nie płynęło od niego. A Liz spała. Chyba... Mogła się obudzić, ale w takim razie, dlaczego rozpływało się w niej takie rozbawienie? Wstał, chcąc iść na górę. Widok blondynki stojącej w drzwiach zaplecza, zatrzymał go w pół kroku.
- Michael? - najwyraźniej była równie zaskoczona, co on
- Hej Maria – mruknął, wbijając dłonie w kieszenie
- Co ty tu robisz? - zapytała podejrzliwie
- Nie twoja sprawa.
To nie była jej sprawa. Może i należały jej się jakieś wyjaśnienia, ale on nie miał zamiaru ich udzielać. Był na to zbyt zmęczony. W dodatku znając Marię, pytania byłyby gradem wyrzutów.
- Liz mi powiedziała. - blondynka pochyliła nieco głowę
Powróciło w jej umyśle wspomnienie oświadczenia brunetki. Setki pytań, jakie mogła wtedy zadać, zostały przyćmione nagłym uczuciem nienawiści i szoku. Wiedziała, że to coś kosmicznego, ale jednak miała wrażenie, że wbito jej nóż w plecy. Najlepsza przyjaciółka i chłopak, dla którego dosłownie straciła głowę. Krew ponownie się zagotowała. Nie powinna ich o nic posądzać, ale jednak wyobraźnia tworzyła swoje.
- I co z tego? - uniósł brew w znudzeniu
- Co z tego?! - rozchyliła usta – Miałeś zamiar mnie o tym w ogóle powiadomić? Wiesz jak ja się czuję? - język poszedł w ruch – Moja najlepsza przyjaciółka i mój chłopak powiązani czymś tak...
- Stop. - Michael jej przerwał – Trochę sie zagalopowałaś. Nie jesteśmy razem. Nie byliśmy razem.
- Co?! - podeszła momentalnie bliżej, krzyżując ramiona – A to co się działo między nami? Nie nazwiesz tego niczym! Może teraz z Liz nie jesteś tak, jak nie byłeś ze mną, co?
Zawsze wiedział, że Maria DeLuca jest nadpobudliwa i zakręcona, ale to co obecnie mówiła przechodziło wszelkie pojęcie. Zachowywała się jak Max z tą swoją podejrzliwością, z tym wyjątkiem, że on był łagodniejszy. A ona była owładnięta furią zazdrości. Niepotrzebnej zazdrości.
- O to ci chodzi. - prychnął zimno – Nie martwi cię ta cała sytuacja. Ani fakt, że nie chcę z tobą być. - lodowaty ton przebijał Marię na wylot – Nienawidzisz myśli, że mogłoby mnie coś łączyć z Liz. Nienawidzisz myśli, że Liz może mieć coś, czego ty nie masz.
Maria wgapiała się w niego, nie mogąc nawet znaleźć słów, by odpowiedzieć na ten zarzut. Tak okrutny zarzut. Stawiający na szali nie tylko jej sprawiedliwość i zaufanie, ale samą przyjaźń z Liz. Zraniona prawie do głębi. Każdym pojedynczym lodowatym słowem. Dlaczego tak bolało to słyszeć? Zupełnie jakby były prawdą. A nie były... chyba... Maria sama już nie wiedziała na co tak zareagowała. Na nagła wiadomość czy rzeczywiście na myśl, że Michaela i Liz mogłoby coś łączyć? A Michael wbijał w nią swój typowy nieprzystępny, zimny wzrok. Łzy zadrgały w oczach, a ona tchnięta jednym impulsem obróciła się na pięcie i wybiegła. Prychnął. Tego się właśnie spodziewał. Dokładnie tego. A miał tajoną nadzieję, że Maria podejmie walkę, że zacznie bronić swojej przyjaźni z Liz, że wybuchnie gniewem i oskarży go o coś. Wtedy miałby pewność, że się mylił. Że tak naprawdę była tylko szokowana wiadomością. Jednak ku jego zaskoczeniu okazywało się, że ten ostry grad wyrzutów, jakimi obarczył Marię, miał prawdziwie silne odbicie rzeczywistego stanu. Pokręcił głową. Złość? Czy była w nim złość? Nie, chyba nie. Raczej zawód. Liczył na to, że właśnie Maria z tą swoją pozytywną niepoczytalnością powścieka się, ale zostanie przy nich, przy Liz. Westchnął. Dobrze, że Liz nie była tego świadkiem. Tylko by ją to dobiło w całej tej pokręconej sytuacji.
Właśnie. Liz. Miał przecież sprawdzić co z nią. Wzdrygnął się lekko, wyrzucając z siebie te emocje sprzed chwili, żeby nie zadręczyć nimi Liz od razu po obudzeniu. Nie miał zamiaru przed nią ukrywać, co zaszło. Zasłużyła na to, by wiedzieć. Po prostu chciał się najpierw upewnić, że z nią wszystko w porządku. Ruszył w kierunku drzwi zaplecza, gdy kolejny głos go zatrzymał.
- Michael?
Przewrócił oczami. Czy to był jakiś wieczór odwiedzin? A może Crashdown nagle stało się jakimś korytarzem, przez który przewijali się wszyscy? Miał już tego dość, wyraźnie tracił nerwy. Obrócił się, wbijając nieprzyjemny wzrok w stojącego w drzwiach bruneta.
- Czego tu szukasz Max? - zapytał, krzyżując ramiona
- Chciałem porozmawiać z Liz. - przyznał, nieco zaskoczony obecnością Michaela – A ty... umm... co tu robisz?
Nawet nie odpowiedział. Ze znudzeniem tylko podszedł bliżej. Jakoś go nie dziwiło, że Max się pojawił. Mógł to przewidzieć. Po tym jak go rano zmyła lodowatymi wyrzutami, zapewne się zadręczał. I jak to Max, nie mógł odpuścić. Przyszedł z kolejnymi słodkimi wyjaśnieniami, z kolejnymi wyznaniami i przeprosinami. Rany, ale to było drażniące. Niesamowicie drażniące.
Czy Max nie mógł sobie dać spokoju? Jej dać spokoju?! Tylko komplikował to wszystko. Sytuacja i tak przytłaczała Liz, a Max tylko dopełniał całości katastrofy. Własnymi słowami i postępowaniem ranił ją na każdym kroku. Michael już wcześnie to widział zanim pojawiła się więź. Jak przestań wokół Liz kurczy się, a ona jest zmuszona wręcz kulić się obok Maxa. Niczym bezbronne maleństwo. Krucha porcelanowa lalka, za jaką ją miał Max. A nie była taka. Owszem, momentami słaba, jak każdy. Potrafiła jednak zadbać o siebie lepiej niż robił to Max. W tej niepozornej istotce było więcej siły, niż Max kiedykolwiek będzie miał. Poza tym nie potrzebowała go teraz. Miała Michaela. Stop! Chyba się trochę zapędził. To wszystko zaczęło nim samym nieźle kołować. Gubił się w tym, co się działo. Wiedział jednak na pewno, że był odpowiedzialny za Liz, że musiał i chciał się nią opiekować, gdy tylko tego potrzebowała. I wiedział też, że obecność Maxa tutaj teraz mu nie odpowiadała. Niby nadal byli razem, niby Liz wciąż należała do niego. Co nie zmieniało faktu, że Max podpadł Liz i ona nie chciała z nim przeprowadzać tej kolejnej dyskusji. Wysłuchiwać kolejnych konających wyznań. Skąd wiedział? Czuł. Rano, gdy wypowiadała te cięte sentencje, odcinając Maxa od głosu. Czuł tę złość i balansujące pod nią błaganie, by nie musiała więcej stawiać temu czoła. Może Liz sama sobie nie zdawała z tego sprawy, ale w jej podświadomości kłębiło się to od dawna. Liz nie chciała tego spotkania z Maxem. Max tu przychodził, wręcz z żądaniem rozmowy z nią. Więc Michael musiał go zatrzymać.
- Ona nie chce z tobą rozmawiać. - powiedział spokojnie, stając obok Maxa
Ten spojrzał na niego ze zdumieniem i jednoczesną urazą. Nie podobał mu się sposób w jaki Michael zaczął podchodzić do tego. Pozorna, bardzo wiarygodna obojętność była jego typowym zachowaniem. A naprawdę zbyt zaczynał się przyzwyczajać do tej więzi. Do Liz.
- Skąd możesz to wiedzieć? - usiłował pohamować rodzący się w nim gniew
- Jestem z nią połączony, gdybyś zapomniał. - uniósł brwi z kpiną – Czuję to, co ona czuje.
- Nie sądzę. - Max chciał go minąć
Musiał się zobaczyć z nią. Porozmawiać, wyjaśnić. Ujrzeć jej twarz. Musiał ją przekonać, że nic się nie zmieniło. Że sobie poradzą z tym jakoś. Muszą sobie poradzić. Przecież byli sobie przeznaczeni, jakaś nic nie znacząca więź nie mogła tego zniszczyć. Zwłaszcza więź z Michaelem.
- Nawet nie próbuj. - dłoń Michael zacisnęła się na ramieniu Maxa
Mocno. Zatrzymując go, nim nawet zdołał wykonać krok. Nie żartował. Dopóki Liz sama nie zdecyduje się porozmawiać z Maxem, nie miał zamiaru pozwolić mu się do niej zbliżyć. Nie chciał ich rozdzielać. Nie o to chodziło. Po prostu chciał chronić Liz. Nie tyle przed Maxem, co przed jakimkolwiek bólem.
Ostre spojrzenie, jakie posłał mu Max, nie ruszyło go nawet. W głowie wciąż rozbrzmiewał jej głos, miękki i pełny ufności. Anioł Stróż, sam powtórzył w swoim umyśle. Dziwnie czuł się, gdy go tak nazywała, ale jednak w jakiś sposób przyjął to do siebie i chciał jak najlepiej wypełnić tą rolę. Ona mu ufała. Zawsze. Nie bała się go tak, jak inni. Wierzyła, że przy nim jest bezpieczna. Nie mógł jej zawieść. Skoro już byli połączeni tą więzią, mógł się choć raz na coś przydać.
- Mówię poważnie Max. - głos był ostrzegawczy i drgał na granicy gniewu – Zbliż się do niej, skrzywdź ją, a zapomnę, że jesteś moim przyjacielem...
Urwał, kiedy fala gorącego rozbawienia przetoczyła się przez jego żyły. Jej rozbawienia. Co ona wyprawiała? Nim nawet zdążył pomyśleć pytanie, rozbrzmiał perlisty śmiech. Obrócił się. Obaj z Maxem ze zdumieniem wpatrywali się w dwie dziewczyny wchodzące na salę tanecznym krokiem. Roześmiane i lekko zakręcone. Wstawione. Obserwowali, jak coś nucąc, wybuchają co chwila śmiechem. Wkroczyły na salę, jakby ich nie zauważając.
- Liz? - Max spojrzał na nią w szoku
Jego głos zwrócił uwagę dziewczyn. Liz zachichotała, szepcząc coś na ucho Nat. Potem przesunęła wzrok z Maxa na Michaela i wręcz rozpromieniła się.
- Michael – w pełni rozbawiona, wciąż trzymała Nat za rękę – Natalie uważa, że jesteś słooodki... - zachichotała ponownie
Czerwonowłosa dziewczyna również się roześmiała, chociaż na jej policzkach pojawił się lekki rumieniec, jakby się zawstydziła. Ale tylko przez chwilę. Uszczypnęła Liz w bok, wywołując tym zabawny pisk przyjaciółki. Nie były mocno pijane. Zaledwie lekko wstawione. To jednak wystarczyło, żeby tak poprawić im humor. I żeby pozbyć je obie pewnych zahamowań. Kiedy Nat uszczypnęła Liz, ta lekko podskoczyła, po czym roześmiała się szczerze i podeszła bliżej Michaela. Na chwilę posłała Maxowi niewinny uśmiech. Nic nie znaczący, po prostu efekt jej dobrego nastroju. Wyśmienitego nastroju. Tak niesamowicie rozluźniona zbliżyła się do Michaela, kładąc dłoń na jego ramieniu, a drugą dotykając jego policzka.
- Ona uważa, że jesteś słodki – szepnęła – A ja, że... pikantny... - gorący oddech odbił się od jego szyi
Miał wrażenie, że nogi się pod nim ugną, kiedy wilgotne usta musnęły zaczepnie jego skórę. Sam nie podejrzewał, że ona kiedykolwiek może się tak zachowywać. Tak... kusząco. Była pobudzona przez alkohol, ale czuł, że nie na tyle, by nie wiedzieć co robi.
- A teraz wybacz. - odsunęła się nieco – Ale idziemy z Nat się zabawić. - wyszczerzyła ząbki – Idziecie z nami?
Wpatrywali się obaj z Maxem w jej wręcz rozanieloną twarz. Aż Max tchnięty dziwnym impulsem, złapał Liz za rękę i pociągnął w swoją stronę.
- Co ty jej zrobiłaś? - posłał Nat gniewne spojrzenie – Upiłaś ją!
Powietrze przeciął stłumiony krzyk Liz. Usiłowała wyrwać się z jego uścisku. Szarpała ręką, ale palce Maxa zaciskały się coraz mocniej. Nie kontrolował się. Całkowicie zapomniał, że nie może jej dotykać. Teraz zbyt pochłonięty we wrzącej złości. Na Michaela, Nat, nawet na samą Liz. Jakby nie słyszał jej jęku bólu, przysunął ją bliżej.
- Max, puść... - próbowała drugą ręką odczepić od siebie chłopaka
- Liz, już będzie dobrze. - zapewniał ją, nie patrząc nawet w jej stronę – Nie dam cię nikomu skrzywdzić.
- Boli. - łzy zakręciły się w jej oczach – Proszę...
Obróciła głowę, spoglądając błagalnie na Michaela, który wręcz w szoku się w całą scenę wpatrywał. Nie podejrzewał, że Max może tak się zapomnieć i tak zachowywać. Nie reagować w ogóle na płacz ukochanej dziewczyny. Michael, jej osłabiony głos drgał w jego umyśle. I nagle ostra fala bólu przetoczyła się przez jego ciało.
- Maxwell puść ją. - syknął – Natychmiast.
- Nie. Pokonamy to – nie patrzył na Liz, tylko wyzywająco na Michaela – Nasza miłość jest silniejsza niż ta przeklęta więź!
- Aaah... - drobne ciało powoli osuwało się w dół
- Puść ją w tej chwili! - Michael miał już dość powstrzymywania się
- Nie! - momentalnie Max objął Liz, jakby chcąc ją przed czymś uchronić, a powodując, że przez jej ciało przetoczył sie tępy, promieniujący ból – Nie oddam ci jej!
Na moment Michael zamilkł, całkowicie zaskoczony słowami Maxa. Jego gwałtowną reakcją. Czy on naprawdę sądził, że chce mu odebrać Liz? Czy naprawdę nie dostrzegał jak ona cierpiała?
Jej krzyk wypełnił salę, a Michael zacisnął powieki, gdy ostry ból przedarł się przez jego zakończenia nerwowe. Cud, że jeszcze trzymała się na nogach. Wbił wzrok w Maxa.
- Czy ty słyszysz co mówisz? - zmarszczył brwi w niedowierzaniu – Puść ją, nim naprawdę pożałujesz.
Drobne ciało drżało, targane kolejnymi impulsami rozrywającego bólu. Boli, mamrotała na wpół przytomnie, Tak boli. Chwilę czekał, aż wszystko w nim poderwało się tylko do jednego działania. Musiał ją chronić. I w tym momencie nic innego się nie liczyło.
- Ostrzegałem... - syknął, gdy Max nadal nie puszczał Liz
W mgnieniu oka, nim ktokolwiek zdołał się zorientować, powietrze przeciął cichy świst. Pięść Michaela uderzyła niespodziewanie z pełnym impetem w szczękę Maxa. Ze sporą siłą, powodując, że brunet się zachwiał. W efekcie rozluźnił objęcie wokół Liz. Drobna brunetka osunęła się momentalnie w ramiona Michaela. Już prawie nieprzytomna. Palce ostatkiem siły chwyciły się go, niczym ostatniej deski ratunku.
Max ze zdumieniem otarł gorzką krew, wypływającą z rozciętej właśnie wargi. Wciąż nie mógł zrozumieć tego, co się stało. Michael go uderzył. A teraz Liz była w jego ramionach, mamrocząc jego imię jak modlitwę. Zabolało. Ona, jego Liz, z pełnią zaufania i ulgi, wtulała się w ramiona Michaela, nie reagując nawet na to, że ten uderzył Maxa. To nie mogło się dziać... Napiętą ciszę przerwał głos Nat, która przyglądała się wszystkiemu z boku, nie rozumiejąc do tej pory co się działo.
- Ooo! No i wszystko jasne. - wpatrywała się w Michaela, mocno obejmującego Liz
c.d.n.
Michael przechylił szklankę z colą, wypijając do końca orzeźwiający płyn. W Crashdown już nikogo nie było poza nim. Powinien iść do domu, ale jednak na wszelki wypadek wolał zostać. Liz spała, ale mogła się w każdej chwili zbudzić. A kto wie, co by się działo. Odblokował ją już rano, ale jej organizm niemiłosiernie powoli regenerował swoje siły. Poza tym nie mógł zostawić jej samej, po tym co działo się ostatniej nocy. Nagle przez jego ciało przepłynęła fala ciepła. Uniósł głowę. To nie płynęło od niego. A Liz spała. Chyba... Mogła się obudzić, ale w takim razie, dlaczego rozpływało się w niej takie rozbawienie? Wstał, chcąc iść na górę. Widok blondynki stojącej w drzwiach zaplecza, zatrzymał go w pół kroku.
- Michael? - najwyraźniej była równie zaskoczona, co on
- Hej Maria – mruknął, wbijając dłonie w kieszenie
- Co ty tu robisz? - zapytała podejrzliwie
- Nie twoja sprawa.
To nie była jej sprawa. Może i należały jej się jakieś wyjaśnienia, ale on nie miał zamiaru ich udzielać. Był na to zbyt zmęczony. W dodatku znając Marię, pytania byłyby gradem wyrzutów.
- Liz mi powiedziała. - blondynka pochyliła nieco głowę
Powróciło w jej umyśle wspomnienie oświadczenia brunetki. Setki pytań, jakie mogła wtedy zadać, zostały przyćmione nagłym uczuciem nienawiści i szoku. Wiedziała, że to coś kosmicznego, ale jednak miała wrażenie, że wbito jej nóż w plecy. Najlepsza przyjaciółka i chłopak, dla którego dosłownie straciła głowę. Krew ponownie się zagotowała. Nie powinna ich o nic posądzać, ale jednak wyobraźnia tworzyła swoje.
- I co z tego? - uniósł brew w znudzeniu
- Co z tego?! - rozchyliła usta – Miałeś zamiar mnie o tym w ogóle powiadomić? Wiesz jak ja się czuję? - język poszedł w ruch – Moja najlepsza przyjaciółka i mój chłopak powiązani czymś tak...
- Stop. - Michael jej przerwał – Trochę sie zagalopowałaś. Nie jesteśmy razem. Nie byliśmy razem.
- Co?! - podeszła momentalnie bliżej, krzyżując ramiona – A to co się działo między nami? Nie nazwiesz tego niczym! Może teraz z Liz nie jesteś tak, jak nie byłeś ze mną, co?
Zawsze wiedział, że Maria DeLuca jest nadpobudliwa i zakręcona, ale to co obecnie mówiła przechodziło wszelkie pojęcie. Zachowywała się jak Max z tą swoją podejrzliwością, z tym wyjątkiem, że on był łagodniejszy. A ona była owładnięta furią zazdrości. Niepotrzebnej zazdrości.
- O to ci chodzi. - prychnął zimno – Nie martwi cię ta cała sytuacja. Ani fakt, że nie chcę z tobą być. - lodowaty ton przebijał Marię na wylot – Nienawidzisz myśli, że mogłoby mnie coś łączyć z Liz. Nienawidzisz myśli, że Liz może mieć coś, czego ty nie masz.
Maria wgapiała się w niego, nie mogąc nawet znaleźć słów, by odpowiedzieć na ten zarzut. Tak okrutny zarzut. Stawiający na szali nie tylko jej sprawiedliwość i zaufanie, ale samą przyjaźń z Liz. Zraniona prawie do głębi. Każdym pojedynczym lodowatym słowem. Dlaczego tak bolało to słyszeć? Zupełnie jakby były prawdą. A nie były... chyba... Maria sama już nie wiedziała na co tak zareagowała. Na nagła wiadomość czy rzeczywiście na myśl, że Michaela i Liz mogłoby coś łączyć? A Michael wbijał w nią swój typowy nieprzystępny, zimny wzrok. Łzy zadrgały w oczach, a ona tchnięta jednym impulsem obróciła się na pięcie i wybiegła. Prychnął. Tego się właśnie spodziewał. Dokładnie tego. A miał tajoną nadzieję, że Maria podejmie walkę, że zacznie bronić swojej przyjaźni z Liz, że wybuchnie gniewem i oskarży go o coś. Wtedy miałby pewność, że się mylił. Że tak naprawdę była tylko szokowana wiadomością. Jednak ku jego zaskoczeniu okazywało się, że ten ostry grad wyrzutów, jakimi obarczył Marię, miał prawdziwie silne odbicie rzeczywistego stanu. Pokręcił głową. Złość? Czy była w nim złość? Nie, chyba nie. Raczej zawód. Liczył na to, że właśnie Maria z tą swoją pozytywną niepoczytalnością powścieka się, ale zostanie przy nich, przy Liz. Westchnął. Dobrze, że Liz nie była tego świadkiem. Tylko by ją to dobiło w całej tej pokręconej sytuacji.
Właśnie. Liz. Miał przecież sprawdzić co z nią. Wzdrygnął się lekko, wyrzucając z siebie te emocje sprzed chwili, żeby nie zadręczyć nimi Liz od razu po obudzeniu. Nie miał zamiaru przed nią ukrywać, co zaszło. Zasłużyła na to, by wiedzieć. Po prostu chciał się najpierw upewnić, że z nią wszystko w porządku. Ruszył w kierunku drzwi zaplecza, gdy kolejny głos go zatrzymał.
- Michael?
Przewrócił oczami. Czy to był jakiś wieczór odwiedzin? A może Crashdown nagle stało się jakimś korytarzem, przez który przewijali się wszyscy? Miał już tego dość, wyraźnie tracił nerwy. Obrócił się, wbijając nieprzyjemny wzrok w stojącego w drzwiach bruneta.
- Czego tu szukasz Max? - zapytał, krzyżując ramiona
- Chciałem porozmawiać z Liz. - przyznał, nieco zaskoczony obecnością Michaela – A ty... umm... co tu robisz?
Nawet nie odpowiedział. Ze znudzeniem tylko podszedł bliżej. Jakoś go nie dziwiło, że Max się pojawił. Mógł to przewidzieć. Po tym jak go rano zmyła lodowatymi wyrzutami, zapewne się zadręczał. I jak to Max, nie mógł odpuścić. Przyszedł z kolejnymi słodkimi wyjaśnieniami, z kolejnymi wyznaniami i przeprosinami. Rany, ale to było drażniące. Niesamowicie drażniące.
Czy Max nie mógł sobie dać spokoju? Jej dać spokoju?! Tylko komplikował to wszystko. Sytuacja i tak przytłaczała Liz, a Max tylko dopełniał całości katastrofy. Własnymi słowami i postępowaniem ranił ją na każdym kroku. Michael już wcześnie to widział zanim pojawiła się więź. Jak przestań wokół Liz kurczy się, a ona jest zmuszona wręcz kulić się obok Maxa. Niczym bezbronne maleństwo. Krucha porcelanowa lalka, za jaką ją miał Max. A nie była taka. Owszem, momentami słaba, jak każdy. Potrafiła jednak zadbać o siebie lepiej niż robił to Max. W tej niepozornej istotce było więcej siły, niż Max kiedykolwiek będzie miał. Poza tym nie potrzebowała go teraz. Miała Michaela. Stop! Chyba się trochę zapędził. To wszystko zaczęło nim samym nieźle kołować. Gubił się w tym, co się działo. Wiedział jednak na pewno, że był odpowiedzialny za Liz, że musiał i chciał się nią opiekować, gdy tylko tego potrzebowała. I wiedział też, że obecność Maxa tutaj teraz mu nie odpowiadała. Niby nadal byli razem, niby Liz wciąż należała do niego. Co nie zmieniało faktu, że Max podpadł Liz i ona nie chciała z nim przeprowadzać tej kolejnej dyskusji. Wysłuchiwać kolejnych konających wyznań. Skąd wiedział? Czuł. Rano, gdy wypowiadała te cięte sentencje, odcinając Maxa od głosu. Czuł tę złość i balansujące pod nią błaganie, by nie musiała więcej stawiać temu czoła. Może Liz sama sobie nie zdawała z tego sprawy, ale w jej podświadomości kłębiło się to od dawna. Liz nie chciała tego spotkania z Maxem. Max tu przychodził, wręcz z żądaniem rozmowy z nią. Więc Michael musiał go zatrzymać.
- Ona nie chce z tobą rozmawiać. - powiedział spokojnie, stając obok Maxa
Ten spojrzał na niego ze zdumieniem i jednoczesną urazą. Nie podobał mu się sposób w jaki Michael zaczął podchodzić do tego. Pozorna, bardzo wiarygodna obojętność była jego typowym zachowaniem. A naprawdę zbyt zaczynał się przyzwyczajać do tej więzi. Do Liz.
- Skąd możesz to wiedzieć? - usiłował pohamować rodzący się w nim gniew
- Jestem z nią połączony, gdybyś zapomniał. - uniósł brwi z kpiną – Czuję to, co ona czuje.
- Nie sądzę. - Max chciał go minąć
Musiał się zobaczyć z nią. Porozmawiać, wyjaśnić. Ujrzeć jej twarz. Musiał ją przekonać, że nic się nie zmieniło. Że sobie poradzą z tym jakoś. Muszą sobie poradzić. Przecież byli sobie przeznaczeni, jakaś nic nie znacząca więź nie mogła tego zniszczyć. Zwłaszcza więź z Michaelem.
- Nawet nie próbuj. - dłoń Michael zacisnęła się na ramieniu Maxa
Mocno. Zatrzymując go, nim nawet zdołał wykonać krok. Nie żartował. Dopóki Liz sama nie zdecyduje się porozmawiać z Maxem, nie miał zamiaru pozwolić mu się do niej zbliżyć. Nie chciał ich rozdzielać. Nie o to chodziło. Po prostu chciał chronić Liz. Nie tyle przed Maxem, co przed jakimkolwiek bólem.
Ostre spojrzenie, jakie posłał mu Max, nie ruszyło go nawet. W głowie wciąż rozbrzmiewał jej głos, miękki i pełny ufności. Anioł Stróż, sam powtórzył w swoim umyśle. Dziwnie czuł się, gdy go tak nazywała, ale jednak w jakiś sposób przyjął to do siebie i chciał jak najlepiej wypełnić tą rolę. Ona mu ufała. Zawsze. Nie bała się go tak, jak inni. Wierzyła, że przy nim jest bezpieczna. Nie mógł jej zawieść. Skoro już byli połączeni tą więzią, mógł się choć raz na coś przydać.
- Mówię poważnie Max. - głos był ostrzegawczy i drgał na granicy gniewu – Zbliż się do niej, skrzywdź ją, a zapomnę, że jesteś moim przyjacielem...
Urwał, kiedy fala gorącego rozbawienia przetoczyła się przez jego żyły. Jej rozbawienia. Co ona wyprawiała? Nim nawet zdążył pomyśleć pytanie, rozbrzmiał perlisty śmiech. Obrócił się. Obaj z Maxem ze zdumieniem wpatrywali się w dwie dziewczyny wchodzące na salę tanecznym krokiem. Roześmiane i lekko zakręcone. Wstawione. Obserwowali, jak coś nucąc, wybuchają co chwila śmiechem. Wkroczyły na salę, jakby ich nie zauważając.
- Liz? - Max spojrzał na nią w szoku
Jego głos zwrócił uwagę dziewczyn. Liz zachichotała, szepcząc coś na ucho Nat. Potem przesunęła wzrok z Maxa na Michaela i wręcz rozpromieniła się.
- Michael – w pełni rozbawiona, wciąż trzymała Nat za rękę – Natalie uważa, że jesteś słooodki... - zachichotała ponownie
Czerwonowłosa dziewczyna również się roześmiała, chociaż na jej policzkach pojawił się lekki rumieniec, jakby się zawstydziła. Ale tylko przez chwilę. Uszczypnęła Liz w bok, wywołując tym zabawny pisk przyjaciółki. Nie były mocno pijane. Zaledwie lekko wstawione. To jednak wystarczyło, żeby tak poprawić im humor. I żeby pozbyć je obie pewnych zahamowań. Kiedy Nat uszczypnęła Liz, ta lekko podskoczyła, po czym roześmiała się szczerze i podeszła bliżej Michaela. Na chwilę posłała Maxowi niewinny uśmiech. Nic nie znaczący, po prostu efekt jej dobrego nastroju. Wyśmienitego nastroju. Tak niesamowicie rozluźniona zbliżyła się do Michaela, kładąc dłoń na jego ramieniu, a drugą dotykając jego policzka.
- Ona uważa, że jesteś słodki – szepnęła – A ja, że... pikantny... - gorący oddech odbił się od jego szyi
Miał wrażenie, że nogi się pod nim ugną, kiedy wilgotne usta musnęły zaczepnie jego skórę. Sam nie podejrzewał, że ona kiedykolwiek może się tak zachowywać. Tak... kusząco. Była pobudzona przez alkohol, ale czuł, że nie na tyle, by nie wiedzieć co robi.
- A teraz wybacz. - odsunęła się nieco – Ale idziemy z Nat się zabawić. - wyszczerzyła ząbki – Idziecie z nami?
Wpatrywali się obaj z Maxem w jej wręcz rozanieloną twarz. Aż Max tchnięty dziwnym impulsem, złapał Liz za rękę i pociągnął w swoją stronę.
- Co ty jej zrobiłaś? - posłał Nat gniewne spojrzenie – Upiłaś ją!
Powietrze przeciął stłumiony krzyk Liz. Usiłowała wyrwać się z jego uścisku. Szarpała ręką, ale palce Maxa zaciskały się coraz mocniej. Nie kontrolował się. Całkowicie zapomniał, że nie może jej dotykać. Teraz zbyt pochłonięty we wrzącej złości. Na Michaela, Nat, nawet na samą Liz. Jakby nie słyszał jej jęku bólu, przysunął ją bliżej.
- Max, puść... - próbowała drugą ręką odczepić od siebie chłopaka
- Liz, już będzie dobrze. - zapewniał ją, nie patrząc nawet w jej stronę – Nie dam cię nikomu skrzywdzić.
- Boli. - łzy zakręciły się w jej oczach – Proszę...
Obróciła głowę, spoglądając błagalnie na Michaela, który wręcz w szoku się w całą scenę wpatrywał. Nie podejrzewał, że Max może tak się zapomnieć i tak zachowywać. Nie reagować w ogóle na płacz ukochanej dziewczyny. Michael, jej osłabiony głos drgał w jego umyśle. I nagle ostra fala bólu przetoczyła się przez jego ciało.
- Maxwell puść ją. - syknął – Natychmiast.
- Nie. Pokonamy to – nie patrzył na Liz, tylko wyzywająco na Michaela – Nasza miłość jest silniejsza niż ta przeklęta więź!
- Aaah... - drobne ciało powoli osuwało się w dół
- Puść ją w tej chwili! - Michael miał już dość powstrzymywania się
- Nie! - momentalnie Max objął Liz, jakby chcąc ją przed czymś uchronić, a powodując, że przez jej ciało przetoczył sie tępy, promieniujący ból – Nie oddam ci jej!
Na moment Michael zamilkł, całkowicie zaskoczony słowami Maxa. Jego gwałtowną reakcją. Czy on naprawdę sądził, że chce mu odebrać Liz? Czy naprawdę nie dostrzegał jak ona cierpiała?
Jej krzyk wypełnił salę, a Michael zacisnął powieki, gdy ostry ból przedarł się przez jego zakończenia nerwowe. Cud, że jeszcze trzymała się na nogach. Wbił wzrok w Maxa.
- Czy ty słyszysz co mówisz? - zmarszczył brwi w niedowierzaniu – Puść ją, nim naprawdę pożałujesz.
Drobne ciało drżało, targane kolejnymi impulsami rozrywającego bólu. Boli, mamrotała na wpół przytomnie, Tak boli. Chwilę czekał, aż wszystko w nim poderwało się tylko do jednego działania. Musiał ją chronić. I w tym momencie nic innego się nie liczyło.
- Ostrzegałem... - syknął, gdy Max nadal nie puszczał Liz
W mgnieniu oka, nim ktokolwiek zdołał się zorientować, powietrze przeciął cichy świst. Pięść Michaela uderzyła niespodziewanie z pełnym impetem w szczękę Maxa. Ze sporą siłą, powodując, że brunet się zachwiał. W efekcie rozluźnił objęcie wokół Liz. Drobna brunetka osunęła się momentalnie w ramiona Michaela. Już prawie nieprzytomna. Palce ostatkiem siły chwyciły się go, niczym ostatniej deski ratunku.
Max ze zdumieniem otarł gorzką krew, wypływającą z rozciętej właśnie wargi. Wciąż nie mógł zrozumieć tego, co się stało. Michael go uderzył. A teraz Liz była w jego ramionach, mamrocząc jego imię jak modlitwę. Zabolało. Ona, jego Liz, z pełnią zaufania i ulgi, wtulała się w ramiona Michaela, nie reagując nawet na to, że ten uderzył Maxa. To nie mogło się dziać... Napiętą ciszę przerwał głos Nat, która przyglądała się wszystkiemu z boku, nie rozumiejąc do tej pory co się działo.
- Ooo! No i wszystko jasne. - wpatrywała się w Michaela, mocno obejmującego Liz
c.d.n.
- Galadriela
- Zainteresowany
- Posts: 333
- Joined: Sun Jul 13, 2003 1:41 pm
- Contact:
Ech jak na mój gust to Michael powinien mu przyłożyć jeszcze raz. Tak dla pewności. Czyżby głupota Maxa osiągnęła apogeum?? Mam nadzieje, że jeszcze dostanie.
Onarek całe to opowiadanie jest genialne.Częśc 13 jest genialna O tak tak idealna
Nie mogę się nie zgodzić- Ona uważa, że jesteś słodki – szepnęła – A ja, że... pikantny...
hehehe
Tutaj myslałam, ze to Max jest pijany (TELENOWELA)Nie! - momentalnie Max objął Liz, jakby chcąc ją przed czymś uchronić, a powodując, że przez jej ciało przetoczył sie tępy, promieniujący ból – Nie oddam ci jej!
Jezeli to nie prawda to mnie zbijcie...- Ona uważa, że jesteś słodki – szepnęła – A ja, że... pikantny...
No no, to jest chyba prezent od _liz dla nas na święta. Tylko trzy komentarze i już nowa część i to jaka. Jedna z tych, które bardzo bym chciała widzieć nakręcone .
Jeśli ta pogadanka Michael'a z Nat miała być czymś w rodzaju podrywu czy zainteresowania, a końcowe słowa tej części daniem sobie spokój z Michael'em to to nie było takie straszne.
Przez takie sceny jak w tej części wogóle przestanę tolerować Max'a, bo o lubieniu to juz wogóle nie ma co mówić .
Michael trochę za długo czekał z tym ciosem .
Wygląda na to, że gdy Liz jest w ff wstawiona to to jej w konsekwencji na dobre wychodzi .
Jeśli ta pogadanka Michael'a z Nat miała być czymś w rodzaju podrywu czy zainteresowania, a końcowe słowa tej części daniem sobie spokój z Michael'em to to nie było takie straszne.
Przez takie sceny jak w tej części wogóle przestanę tolerować Max'a, bo o lubieniu to juz wogóle nie ma co mówić .
Michael trochę za długo czekał z tym ciosem .
Wygląda na to, że gdy Liz jest w ff wstawiona to to jej w konsekwencji na dobre wychodzi .
Czytaj między wierszami...
No wreszcie xcom zaczął działać Co za tym idzie, mogę wam wrzucić kolejną część Balansu... wiem, że się cieszycie i na pewno napiszecie duuuże komentarze
14.
Michael jeszcze dłuższą chwilę trzymał Liz w objęciach. Max wyminął ich bez słowa, tylko posyłając to spojrzenie pełne wyrzutów. To swoje słynne spojrzenie „miałem cię za swojego przyjaciela”. Zawsze tak na niego patrzył, gdy przychodziło do Liz Parker. Ale teraz Michael nie miał zamiaru się tym przejmować. Tu nie chodziło o jakąś głupią sprzeczkę. Max w swoim zaślepieniu prawie zabił Liz. A tak ją niby kochał. Wydawało się raczej, że zależało mu obecnie wyłącznie na ratowaniu swojej dumy. Zupełnie jakby Liz była jego własnością i za wszelką cenę musiał ją odzyskać. Michael nie miał najmniejszej ochoty pozwolić na traktowanie Liz niczym karty przetargowej. Objął ją mocniej, czując jak drobne ciało relaksuje się powoli i odzyskuje siły. Dziękuję, głos nadal drżał lekkim bólem. Ale czuł, że kąciki jej ust unoszą się do góry. Bez ciebie bym sobie nie poradziła, to zabrzmiało smutnie. Nie. Raczej z goryczą. No tak. Liczyła na to, że jednak w jakiś sposób przetrwają z Maxem. Jakaś cząstka niej bardzo tego chciała. Ale rzeczywistość była inna. Taka, jakiej się obawiała. Nie mówiła tego na głos, ale Michael wiedział. Nie pozwolę mu się do ciebie zbliżyć, wsunął dłoń na jej plecy, podtrzymując ją. Wiem, westchnęła z ulgą.
Liz obróciła głowę, spoglądając na zszokowaną Nat. Nie, nie była nawet zszokowana. Po prostu nieco zakręcona tym, co właśnie miało miejsce. Słyszała od Alexa, że Liz była z Maxem, a tu nagle jest świadkiem tego, jak brunetka tonie w objęciach jego najlepszego przyjaciela. Liz starała się uśmiechnąć. Wsparła się na Michaelu, wyprostowując swoje ciało.
- Umm... już idziemy Nat. - usiłowała zatuszować niewyraźnym uśmiechem resztki bólu
Czerwonowłosa dziewczyna przez chwilę się w nią niemo wpatrywała, wyraźnie zaskoczona tym nagłym powrotem do ich wcześniejszego planu. Ale odwzajemniła uśmiech i przytaknęła. Ruszyła w kierunku drzwi, kiedy ostre warknięcie ją zatrzymało.
- Gdzie? - Michael wbijał w nią lodowaty wzrok
- Michael – Liz usiłowała się od niego odsunąć – Chcemy z Nat się zabawić. Nadal.
Nie odpowiedział nawet, tylko mocniej ją objął, uniemożliwiając wszelki ruch. To nie było trudne. Silne ramiona z łatwością obejmowały kruche ciało. Jęknęła, wiedząc że i tak już przegrała. Mimo to wsparła dłonie o jego ramiona, odchylając się do tyłu. Dlaczego on był tak silny? Owszem, przydawało się to za każdym razem, gdy ją łapał. Ale było drażniące, kiedy nie chciał jej wypuścić. Michael, starała się brzmieć na zagniewaną, Puść mnie w tej chwili! Chłodny wzrok przesunął się na jej twarz, Nawet na to nie licz.
- Nigdzie nie idziecie. - oznajmił, po czym ponownie skierował się do Nat – Na górę. Już.
Dziewczyna nie śmiała nawet protestować, widząc z jaką łatwością unosi do góry wyrywającą się Liz. Obróciła się na pięcie, kierując w stronę pokoju brunetki. W zasadzie to było dość dziwne. Rozumiała, że chłopak mógł zabronić Liz, ale dlaczego w ogóle się przejmował jej obecnością i kazał iść na górę? Chyba naprawdę pod tą kamienną powłoką był jakiś nadopiekuńczy. Czuła się jak mała dziewczynka, która dostaje reprymendę od starszego brata. Ale wolała się nie sprzeciwiać. Podświadomie czuła, że lepiej posłuchać, bo Michael Guerin nie znosił sprzeciwów. Miała za to ochotę zacząć chichotać, kiedy słyszała za sobą niezbyt zadowoloną Liz. Musiała przyznać, że to było nieco zabawne.
- Michael! - Liz zgrzytnęła zębami, wyraźnie rozzłoszczona – Dlaczego mi to robisz?
- W zasadzie nic ci jeszcze nie zrobiłem, Parker. - odpowiedział spokojnie
- Ugh! Wiesz co mam na myśli. - wpijała paznokcie w jego skórę – Za kogo ty się uważasz, żeby mówić mi co mam robić?
- Taki przywilej anioła stróża – mruknął z kpiną – A teraz przestań się wiercić, bo dostaniesz lanie.
Liz mruknęła coś, prawdopodobnie dawkę przekleństw pod jego adresem. Już zapomniała jak drażniące były słowne potyczki z Michaelem. Jak on był drażniący. Chyba zaczęła mu za bardzo pobłażać, a on za bardzo przejmował się swoją rolą. Nadal się wyrywała. Chciała wreszcie oderwać się do tego, co działo się wokół niej, a tym bardziej zapomnieć o tym, co miało miejsce kilkanaście minut temu. Zapomnieć o Maxie i o tym, że już więcej nie będzie z nim. Na pewno nie będzie. Ona to już wiedziała. Już tego ranka, gdy zrobiła Maxowi awanturę. Dlaczego Michael jej zabraniał? Przecież to on był jednym z nielicznych, którzy uważali, że mogła robić co chce. Bał się, że będąc nieco wstawioną popełni jakieś głupstwo? I czemu tak nagle się nią przejmował?
- Aah! - z jej ust wydobył się zaskoczony krzyk, gdy nagle dostała klapsa
Była pewna, że uśmiech zadowolenia rozpływa się na jego ustach. Zaczął popadać w jakąś manię z noszeniem i grożeniem jej. Powinna się wściec. I owszem, gniew wypełniał jej żyły, ale jednocześnie rodziło się dziwne rozbawienie.
- Nie wierzę, że właśnie to zrobiłeś. - mruknęła na wpół wściekła na wpół rozbawiona
- Jak już mówiłem... - otworzył drzwi do jej pokoju – Jeszcze nic nie zrobiłem. Ale wystarczy słówko Parker i...
- Nigdy! - syknęła, gdy swobodnie zrzucił ją na łóżko
Podszedł do okna, kładąc na nim rękę, upewniwszy się wcześniej, że Nat nie patrzy w jego stronę. Niezauważalna kosmiczna sztuczka i już miał pewność, że nie uciekną. Bez słowa wyszedł z pokoju, zamykając za sobą drzwi i pozostawiając dwie nastolatki na pastwę snu. Nienawidzę cię Guerin, jej głos wciąż drgał złością. Ogromną złością. Czuła się w tym momencie jak mała, bezbronna dziewczynka, a nienawidziła tego uczucia. Dobranoc aniołku, odpowiedział poważnie, ale była pewna, że złośliwy uśmieszek tkwił w tym momencie na jego ustach. Ugh! On był niemożliwy!
* * *
Obudził się dość wcześnie. Słońce ledwo wstało. Przeciągnął się lekko, kierując w stronę głównej sali. Kanapa na zapleczu nie była zbyt wygodna i potrzebował czegoś, co go ostatecznie obudzi. Kawa. Rzadko ją pijał, ale miewał swoje chwile słabości, jak chyba każdy. Nalał pełny kubek czarnego, aromatycznego napoju. Krew w żyłach od razu zaczęła krążyć szybciej, gdy tylko wziął pierwszy łyk. Resztki snu rozpływały się a do głowy powrócił świadomość tego, co miało miejsce ostatniej nocy. Nie licząc zderzenia z Marią, najbardziej dręczyły go dwie sprawy. Pierwsza – Max. Spojrzał na swoją dłoń, która z taką siłą przyprowadziła Maxa ponownie do rzeczywistości. Nigdy w swoim życiu by nie pomyślał, że kiedykolwiek może uderzyć własnego brata. Bo Max był jak brat. Nie raz się kłócili o różne sprawy i często ledwo hamował swoją agresję. Ale nigdy tak naprawdę nie chciał uderzyć. Aż do wczoraj. Tak, tego wieczoru nie potrafił się powstrzymać. Dłoń Maxa zaciskająca się na ręce Liz. Jego ramię przyciskające ją do niego. Jej płacz. Ból. Bezsensowne słowa Maxa pełne furii i zazdrości. W głowie nieustannie słyszał błaganie Liz. I chciał uderzyć. Właśnie przez nią. Za nią. Dla niej. Najgorsze było to, że... nie żałował. Zacisnął mocno powieki. Sprawa druga – Liz. A mówiąc dokładniej, jej słowa i zachowanie. Te niemiłosiernie długie dwie minuty jej miękkiego głosu i uczucia wilgotnych ust na jego skórze. Dlaczego do diabła to było tak przyjemne? Tak, był chłopakiem i ten fizyczny kontakt mu odpowiadał. Ale był też Michaelem Guerinem, Kamienną ścianą, a ona była Liz Parker. I coś tu nie pasowało... Cholera! W tamtej chwili wszystko pasowało. Niesamowicie. A teraz, gdy o tym racjonalnie myślał... Była pijana. Zrobiła to tylko kierowana procentami.
Dziwne uczucie żalu rozpłynęło się w jego żyłach. Czego żałował? Że Liz Parker nie mogła go naprawdę chcieć? Prychnął. Za to mógł być wdzięczny. Takie niepożądane skutki uboczne więzi tylko by wszystko skomplikowały. I tak to ich połączenie wdawało mu się we znaki. Zaczynał się robić wobec niej dziwnie... opiekuńczy. Nie tak, jak Max. Nie chciał jej chronić we dnie i w nocy, wznosić jej na piedestały czy słać własną kurtką kałuż na jej drodze. Po prostu piekielnie chciał przy niej być. W pobliżu. Na wszelki wypadek. I wystarczał potem jej miękki głos, by wszystko zrekompensować. Popadał w paranoję! W dodatku na punkcie tak nieznośnej i męczącej osóbki?
- Michael? - czyjś zaspany głos zwrócił jego uwagę
Obrócił głowę, lustrując postać czerwonowłosej dziewczyny. Uniósł brwi w niemym pytaniu. Nat uśmiechnęła się lekko, podchodząc bliżej i siadając obok niego. Orzechowe oczy przez dłuższą chwilę wpatrywały się w niego, co wyraźnie zaczynało go drażnić.
- Co? - mruknął zniecierpliwiony
- Nic. - roześmiała się i pokręciła głową
Musiała przyznać, że był raczej niespotykanym charakterkiem. Raz fascynujący i rozbrajający niczym mały chłopiec, to znów niebezpieczny i groźny, aż wreszcie niesamowicie troskliwy. Sama myśl o tym, co miało miejsce ostatniego wieczora, sprawiała, że chciała się uśmiechnąć. Ceniła takich nietuzinkowych chłopaków.
- Wczoraj... - nie była zażenowana, tylko zaciekawiona – To, co zrobiłeś dla Liz... po prostu wow. - uśmiechnęła się promiennie
Uniósł jedną brew w zdziwieniu. Co zrobił dla Liz? Nic takiego. To była jego powinność. W końcu chronił ich wszystkich.
- Max to podobno twój przyjaciel. - spoglądała na niego z dziwnym błyskiem
Podobno? Najlepszy przyjaciel. Prawie brat. Ale to nie miało wtedy nic do rzeczy. Zachowywał sie jak maniak. Już nawet nie ten zakochany do obłędu Romeo, ale jak pozbawiony uczuć szaleniec, traktujący Liz jak własność. Ona była żywą istotą. Dziewczyną. Kobietą. I tak naprawdę wiele jej zawdzięczali. Własne życie. A Max nie potrafił jej docenić.
- Nie sadziłam, że ty i Liz... - urwała, gdy spojrzał na nią ze zdumieniem, dławiąc się kawą
Ton w jakim to wypowiadała sugerował wyraźnie, co miała na myśli. Skąd jej w ogóle coś takiego przyszło do głowy? Owszem, przez tą więź mogło sie wydawać, że są dość blisko siebie, ale żeby aż tak?
- Nic mnie z Liz nie łączy. - powiedział spokojnie, ale z naciskiem – Jesteśmy... chyba przyjaciółmi.
Mina Nat nie wyrażała zbytniego dowierzania. Widziała tych dwoje w paru sytuacjach i żadna z nich nie wyglądała na typowo przyjacielskie stosunki. Napięcie jakie między nimi było, intensywność, iskrzenie, magnetyzm. Czegoś takiego nie wyczuwała nawet u niektórych par. I on jej wmawiał, że byli przyjaciółmi?
- Taa. - mruknęła z niedowierzaniem – Jesteście. Ale coś mi się wydaje, że lada dzień...
Prychnął. Kolejne teoria na temat tego, że ciągnie go do Liz? No, musiał przyznać, że przez kosmiczną więź myślał o niej prawie nieustannie, ale to nie miało żadnego odbicia w rzeczywistości. Widząc jego reakcję, Nat wolała spasować. Przez chwilę milczała, aż wreszcie zapytała prosto z mostu:
- Umówimy się?
Ponownie zakrztusił się kawą, zaskoczony jej niespodziewanym pytaniem. Spojrzał na nią, mając zamiar dobitnie wyjaśnić, że nie jest typem romantyka chodzącym na tradycyjne randki.
- Nie na randkę. - wyjaśniła – No, nie na taką oficjalną. - uśmiechnęła się szczerze – Po prostu posiedzimy we dwoje w Crashdown, przy frytkach i pogadamy. Żadnych zobowiązań.
Zastanawiał sie chwilę nad tym, co powiedziała. Nie podejrzewał, że kiedykolwiek spotka dziewczynę, która nie chciałaby tradycyjnej randki. Nat była naprawdę nietuzinkową i zakręconą dziewczyną. Zaczynała go fascynować. Zmarszczył brwi, jeszcze chwilę rozpatrując wszystkie za i przeciw.
- Zgoda. - wzruszył ramionami
Promienny uśmiech wystarczył na przypieczętowanie.
- Ciekawe co na to Liz – mruknęła Nat
- A co Parker ma do tego? - fuknął Michael
* * *
Przystanęła za drzwiami, słysząc znajome głosy pochłonięte rozmową. Michael i Nat. Nie powinno jej to dziwić, przecież mieli prawo rozmawiać, zwłaszcza że świetnie się dogadywali. Miała już wejść na główną salę, gdy głos Michaela ją sparaliżował.
- Nic mnie z Liz nie łączy. Jesteśmy... chyba przyjaciółmi.
Lodowata fala schłodziła rozespane ciało, momentalnie zmieniając jej nastrój. Dziwne złośliwe igiełki nakłuwały jej ciało z coraz większym naciskiem, przy kolejnych słowach. Aż zrobiło jej się niedobrze, gdy obojętny ton Michaela całkowicie ją zignorował. Co się działo? Ta przeklęta więź już całkowicie mieszała w jej umyśle i wnętrzu. Tak silnie zaciskała się wokół niej, że myśl o Michaelu z Nat zaczynała ją dusić.
c.d.n.
14.
Michael jeszcze dłuższą chwilę trzymał Liz w objęciach. Max wyminął ich bez słowa, tylko posyłając to spojrzenie pełne wyrzutów. To swoje słynne spojrzenie „miałem cię za swojego przyjaciela”. Zawsze tak na niego patrzył, gdy przychodziło do Liz Parker. Ale teraz Michael nie miał zamiaru się tym przejmować. Tu nie chodziło o jakąś głupią sprzeczkę. Max w swoim zaślepieniu prawie zabił Liz. A tak ją niby kochał. Wydawało się raczej, że zależało mu obecnie wyłącznie na ratowaniu swojej dumy. Zupełnie jakby Liz była jego własnością i za wszelką cenę musiał ją odzyskać. Michael nie miał najmniejszej ochoty pozwolić na traktowanie Liz niczym karty przetargowej. Objął ją mocniej, czując jak drobne ciało relaksuje się powoli i odzyskuje siły. Dziękuję, głos nadal drżał lekkim bólem. Ale czuł, że kąciki jej ust unoszą się do góry. Bez ciebie bym sobie nie poradziła, to zabrzmiało smutnie. Nie. Raczej z goryczą. No tak. Liczyła na to, że jednak w jakiś sposób przetrwają z Maxem. Jakaś cząstka niej bardzo tego chciała. Ale rzeczywistość była inna. Taka, jakiej się obawiała. Nie mówiła tego na głos, ale Michael wiedział. Nie pozwolę mu się do ciebie zbliżyć, wsunął dłoń na jej plecy, podtrzymując ją. Wiem, westchnęła z ulgą.
Liz obróciła głowę, spoglądając na zszokowaną Nat. Nie, nie była nawet zszokowana. Po prostu nieco zakręcona tym, co właśnie miało miejsce. Słyszała od Alexa, że Liz była z Maxem, a tu nagle jest świadkiem tego, jak brunetka tonie w objęciach jego najlepszego przyjaciela. Liz starała się uśmiechnąć. Wsparła się na Michaelu, wyprostowując swoje ciało.
- Umm... już idziemy Nat. - usiłowała zatuszować niewyraźnym uśmiechem resztki bólu
Czerwonowłosa dziewczyna przez chwilę się w nią niemo wpatrywała, wyraźnie zaskoczona tym nagłym powrotem do ich wcześniejszego planu. Ale odwzajemniła uśmiech i przytaknęła. Ruszyła w kierunku drzwi, kiedy ostre warknięcie ją zatrzymało.
- Gdzie? - Michael wbijał w nią lodowaty wzrok
- Michael – Liz usiłowała się od niego odsunąć – Chcemy z Nat się zabawić. Nadal.
Nie odpowiedział nawet, tylko mocniej ją objął, uniemożliwiając wszelki ruch. To nie było trudne. Silne ramiona z łatwością obejmowały kruche ciało. Jęknęła, wiedząc że i tak już przegrała. Mimo to wsparła dłonie o jego ramiona, odchylając się do tyłu. Dlaczego on był tak silny? Owszem, przydawało się to za każdym razem, gdy ją łapał. Ale było drażniące, kiedy nie chciał jej wypuścić. Michael, starała się brzmieć na zagniewaną, Puść mnie w tej chwili! Chłodny wzrok przesunął się na jej twarz, Nawet na to nie licz.
- Nigdzie nie idziecie. - oznajmił, po czym ponownie skierował się do Nat – Na górę. Już.
Dziewczyna nie śmiała nawet protestować, widząc z jaką łatwością unosi do góry wyrywającą się Liz. Obróciła się na pięcie, kierując w stronę pokoju brunetki. W zasadzie to było dość dziwne. Rozumiała, że chłopak mógł zabronić Liz, ale dlaczego w ogóle się przejmował jej obecnością i kazał iść na górę? Chyba naprawdę pod tą kamienną powłoką był jakiś nadopiekuńczy. Czuła się jak mała dziewczynka, która dostaje reprymendę od starszego brata. Ale wolała się nie sprzeciwiać. Podświadomie czuła, że lepiej posłuchać, bo Michael Guerin nie znosił sprzeciwów. Miała za to ochotę zacząć chichotać, kiedy słyszała za sobą niezbyt zadowoloną Liz. Musiała przyznać, że to było nieco zabawne.
- Michael! - Liz zgrzytnęła zębami, wyraźnie rozzłoszczona – Dlaczego mi to robisz?
- W zasadzie nic ci jeszcze nie zrobiłem, Parker. - odpowiedział spokojnie
- Ugh! Wiesz co mam na myśli. - wpijała paznokcie w jego skórę – Za kogo ty się uważasz, żeby mówić mi co mam robić?
- Taki przywilej anioła stróża – mruknął z kpiną – A teraz przestań się wiercić, bo dostaniesz lanie.
Liz mruknęła coś, prawdopodobnie dawkę przekleństw pod jego adresem. Już zapomniała jak drażniące były słowne potyczki z Michaelem. Jak on był drażniący. Chyba zaczęła mu za bardzo pobłażać, a on za bardzo przejmował się swoją rolą. Nadal się wyrywała. Chciała wreszcie oderwać się do tego, co działo się wokół niej, a tym bardziej zapomnieć o tym, co miało miejsce kilkanaście minut temu. Zapomnieć o Maxie i o tym, że już więcej nie będzie z nim. Na pewno nie będzie. Ona to już wiedziała. Już tego ranka, gdy zrobiła Maxowi awanturę. Dlaczego Michael jej zabraniał? Przecież to on był jednym z nielicznych, którzy uważali, że mogła robić co chce. Bał się, że będąc nieco wstawioną popełni jakieś głupstwo? I czemu tak nagle się nią przejmował?
- Aah! - z jej ust wydobył się zaskoczony krzyk, gdy nagle dostała klapsa
Była pewna, że uśmiech zadowolenia rozpływa się na jego ustach. Zaczął popadać w jakąś manię z noszeniem i grożeniem jej. Powinna się wściec. I owszem, gniew wypełniał jej żyły, ale jednocześnie rodziło się dziwne rozbawienie.
- Nie wierzę, że właśnie to zrobiłeś. - mruknęła na wpół wściekła na wpół rozbawiona
- Jak już mówiłem... - otworzył drzwi do jej pokoju – Jeszcze nic nie zrobiłem. Ale wystarczy słówko Parker i...
- Nigdy! - syknęła, gdy swobodnie zrzucił ją na łóżko
Podszedł do okna, kładąc na nim rękę, upewniwszy się wcześniej, że Nat nie patrzy w jego stronę. Niezauważalna kosmiczna sztuczka i już miał pewność, że nie uciekną. Bez słowa wyszedł z pokoju, zamykając za sobą drzwi i pozostawiając dwie nastolatki na pastwę snu. Nienawidzę cię Guerin, jej głos wciąż drgał złością. Ogromną złością. Czuła się w tym momencie jak mała, bezbronna dziewczynka, a nienawidziła tego uczucia. Dobranoc aniołku, odpowiedział poważnie, ale była pewna, że złośliwy uśmieszek tkwił w tym momencie na jego ustach. Ugh! On był niemożliwy!
* * *
Obudził się dość wcześnie. Słońce ledwo wstało. Przeciągnął się lekko, kierując w stronę głównej sali. Kanapa na zapleczu nie była zbyt wygodna i potrzebował czegoś, co go ostatecznie obudzi. Kawa. Rzadko ją pijał, ale miewał swoje chwile słabości, jak chyba każdy. Nalał pełny kubek czarnego, aromatycznego napoju. Krew w żyłach od razu zaczęła krążyć szybciej, gdy tylko wziął pierwszy łyk. Resztki snu rozpływały się a do głowy powrócił świadomość tego, co miało miejsce ostatniej nocy. Nie licząc zderzenia z Marią, najbardziej dręczyły go dwie sprawy. Pierwsza – Max. Spojrzał na swoją dłoń, która z taką siłą przyprowadziła Maxa ponownie do rzeczywistości. Nigdy w swoim życiu by nie pomyślał, że kiedykolwiek może uderzyć własnego brata. Bo Max był jak brat. Nie raz się kłócili o różne sprawy i często ledwo hamował swoją agresję. Ale nigdy tak naprawdę nie chciał uderzyć. Aż do wczoraj. Tak, tego wieczoru nie potrafił się powstrzymać. Dłoń Maxa zaciskająca się na ręce Liz. Jego ramię przyciskające ją do niego. Jej płacz. Ból. Bezsensowne słowa Maxa pełne furii i zazdrości. W głowie nieustannie słyszał błaganie Liz. I chciał uderzyć. Właśnie przez nią. Za nią. Dla niej. Najgorsze było to, że... nie żałował. Zacisnął mocno powieki. Sprawa druga – Liz. A mówiąc dokładniej, jej słowa i zachowanie. Te niemiłosiernie długie dwie minuty jej miękkiego głosu i uczucia wilgotnych ust na jego skórze. Dlaczego do diabła to było tak przyjemne? Tak, był chłopakiem i ten fizyczny kontakt mu odpowiadał. Ale był też Michaelem Guerinem, Kamienną ścianą, a ona była Liz Parker. I coś tu nie pasowało... Cholera! W tamtej chwili wszystko pasowało. Niesamowicie. A teraz, gdy o tym racjonalnie myślał... Była pijana. Zrobiła to tylko kierowana procentami.
Dziwne uczucie żalu rozpłynęło się w jego żyłach. Czego żałował? Że Liz Parker nie mogła go naprawdę chcieć? Prychnął. Za to mógł być wdzięczny. Takie niepożądane skutki uboczne więzi tylko by wszystko skomplikowały. I tak to ich połączenie wdawało mu się we znaki. Zaczynał się robić wobec niej dziwnie... opiekuńczy. Nie tak, jak Max. Nie chciał jej chronić we dnie i w nocy, wznosić jej na piedestały czy słać własną kurtką kałuż na jej drodze. Po prostu piekielnie chciał przy niej być. W pobliżu. Na wszelki wypadek. I wystarczał potem jej miękki głos, by wszystko zrekompensować. Popadał w paranoję! W dodatku na punkcie tak nieznośnej i męczącej osóbki?
- Michael? - czyjś zaspany głos zwrócił jego uwagę
Obrócił głowę, lustrując postać czerwonowłosej dziewczyny. Uniósł brwi w niemym pytaniu. Nat uśmiechnęła się lekko, podchodząc bliżej i siadając obok niego. Orzechowe oczy przez dłuższą chwilę wpatrywały się w niego, co wyraźnie zaczynało go drażnić.
- Co? - mruknął zniecierpliwiony
- Nic. - roześmiała się i pokręciła głową
Musiała przyznać, że był raczej niespotykanym charakterkiem. Raz fascynujący i rozbrajający niczym mały chłopiec, to znów niebezpieczny i groźny, aż wreszcie niesamowicie troskliwy. Sama myśl o tym, co miało miejsce ostatniego wieczora, sprawiała, że chciała się uśmiechnąć. Ceniła takich nietuzinkowych chłopaków.
- Wczoraj... - nie była zażenowana, tylko zaciekawiona – To, co zrobiłeś dla Liz... po prostu wow. - uśmiechnęła się promiennie
Uniósł jedną brew w zdziwieniu. Co zrobił dla Liz? Nic takiego. To była jego powinność. W końcu chronił ich wszystkich.
- Max to podobno twój przyjaciel. - spoglądała na niego z dziwnym błyskiem
Podobno? Najlepszy przyjaciel. Prawie brat. Ale to nie miało wtedy nic do rzeczy. Zachowywał sie jak maniak. Już nawet nie ten zakochany do obłędu Romeo, ale jak pozbawiony uczuć szaleniec, traktujący Liz jak własność. Ona była żywą istotą. Dziewczyną. Kobietą. I tak naprawdę wiele jej zawdzięczali. Własne życie. A Max nie potrafił jej docenić.
- Nie sadziłam, że ty i Liz... - urwała, gdy spojrzał na nią ze zdumieniem, dławiąc się kawą
Ton w jakim to wypowiadała sugerował wyraźnie, co miała na myśli. Skąd jej w ogóle coś takiego przyszło do głowy? Owszem, przez tą więź mogło sie wydawać, że są dość blisko siebie, ale żeby aż tak?
- Nic mnie z Liz nie łączy. - powiedział spokojnie, ale z naciskiem – Jesteśmy... chyba przyjaciółmi.
Mina Nat nie wyrażała zbytniego dowierzania. Widziała tych dwoje w paru sytuacjach i żadna z nich nie wyglądała na typowo przyjacielskie stosunki. Napięcie jakie między nimi było, intensywność, iskrzenie, magnetyzm. Czegoś takiego nie wyczuwała nawet u niektórych par. I on jej wmawiał, że byli przyjaciółmi?
- Taa. - mruknęła z niedowierzaniem – Jesteście. Ale coś mi się wydaje, że lada dzień...
Prychnął. Kolejne teoria na temat tego, że ciągnie go do Liz? No, musiał przyznać, że przez kosmiczną więź myślał o niej prawie nieustannie, ale to nie miało żadnego odbicia w rzeczywistości. Widząc jego reakcję, Nat wolała spasować. Przez chwilę milczała, aż wreszcie zapytała prosto z mostu:
- Umówimy się?
Ponownie zakrztusił się kawą, zaskoczony jej niespodziewanym pytaniem. Spojrzał na nią, mając zamiar dobitnie wyjaśnić, że nie jest typem romantyka chodzącym na tradycyjne randki.
- Nie na randkę. - wyjaśniła – No, nie na taką oficjalną. - uśmiechnęła się szczerze – Po prostu posiedzimy we dwoje w Crashdown, przy frytkach i pogadamy. Żadnych zobowiązań.
Zastanawiał sie chwilę nad tym, co powiedziała. Nie podejrzewał, że kiedykolwiek spotka dziewczynę, która nie chciałaby tradycyjnej randki. Nat była naprawdę nietuzinkową i zakręconą dziewczyną. Zaczynała go fascynować. Zmarszczył brwi, jeszcze chwilę rozpatrując wszystkie za i przeciw.
- Zgoda. - wzruszył ramionami
Promienny uśmiech wystarczył na przypieczętowanie.
- Ciekawe co na to Liz – mruknęła Nat
- A co Parker ma do tego? - fuknął Michael
* * *
Przystanęła za drzwiami, słysząc znajome głosy pochłonięte rozmową. Michael i Nat. Nie powinno jej to dziwić, przecież mieli prawo rozmawiać, zwłaszcza że świetnie się dogadywali. Miała już wejść na główną salę, gdy głos Michaela ją sparaliżował.
- Nic mnie z Liz nie łączy. Jesteśmy... chyba przyjaciółmi.
Lodowata fala schłodziła rozespane ciało, momentalnie zmieniając jej nastrój. Dziwne złośliwe igiełki nakłuwały jej ciało z coraz większym naciskiem, przy kolejnych słowach. Aż zrobiło jej się niedobrze, gdy obojętny ton Michaela całkowicie ją zignorował. Co się działo? Ta przeklęta więź już całkowicie mieszała w jej umyśle i wnętrzu. Tak silnie zaciskała się wokół niej, że myśl o Michaelu z Nat zaczynała ją dusić.
c.d.n.
No racja, w końcu stronka działa I przez to mam dwie części do skomentowania
13 - Kłótnia Michaela i Marii... Może on troche przesadził... A może nie. Nie wiem, co o tym myśleć. Uważam, że Maria poprostu czuła się zraniona, bo podejrzewała swoją przyjaciółkę i chłopaka, który jej się podoba o zdradę. Kto by się tak nie czuł, gdyby się dowiedział o czymś takim? Nawet, jeśli Maria z nim nie była, to Liz wiedziała, co do niego czuła. Z drugiej strony - miłość nie wybiera A z trzeciej - nie miała nawet podstaw, żeby sądzić, że ci dwoje są razem Maria zawsze była i chyba pozostanie poprostu histeryczką
Poza tym - oczywiście Max No już jakkolwiek Liz przesadziła w poprzedniej części, to tu już nie będę go bronić Co za kretyn! Nawet, gdyby Liz była jego dziewczyną (no.. właściwie była, ale znamy sytuację ) to jakim prawem traktuje ją jak swoją własność? Potwierdza się moja ostatnia teoria - faceci to świnie! Nawet takie świętoszki jak Max A tu zachował się najprościej w świecie jak głupek!
14 - Michael jest słodki z tą swoją troską, ale rzeczywiście bywa nadopiekuńczy Ja bym sie tak nie dała, na miejscu Liz Za kogo on sie ma, za jej tatusia? Nie jest ani tatusiem, ani nawet chłopakiem, a i tak jej rozkazuje. Mówiłam? Faceci to świnie!
A Michael ju zaczyna coś czuć Liz zresztą podobnie, z tą swoją zazdrością. Dobrze, tak trzymać A Nat jest zabawna Ciekawska, i dobrze. A ta randka... To tak na złość Liz chyba Hehe, prosze bardzo. Zobaczymy Liz-zazdrosną kocicę w akcji?
13 - Kłótnia Michaela i Marii... Może on troche przesadził... A może nie. Nie wiem, co o tym myśleć. Uważam, że Maria poprostu czuła się zraniona, bo podejrzewała swoją przyjaciółkę i chłopaka, który jej się podoba o zdradę. Kto by się tak nie czuł, gdyby się dowiedział o czymś takim? Nawet, jeśli Maria z nim nie była, to Liz wiedziała, co do niego czuła. Z drugiej strony - miłość nie wybiera A z trzeciej - nie miała nawet podstaw, żeby sądzić, że ci dwoje są razem Maria zawsze była i chyba pozostanie poprostu histeryczką
Poza tym - oczywiście Max No już jakkolwiek Liz przesadziła w poprzedniej części, to tu już nie będę go bronić Co za kretyn! Nawet, gdyby Liz była jego dziewczyną (no.. właściwie była, ale znamy sytuację ) to jakim prawem traktuje ją jak swoją własność? Potwierdza się moja ostatnia teoria - faceci to świnie! Nawet takie świętoszki jak Max A tu zachował się najprościej w świecie jak głupek!
14 - Michael jest słodki z tą swoją troską, ale rzeczywiście bywa nadopiekuńczy Ja bym sie tak nie dała, na miejscu Liz Za kogo on sie ma, za jej tatusia? Nie jest ani tatusiem, ani nawet chłopakiem, a i tak jej rozkazuje. Mówiłam? Faceci to świnie!
A Michael ju zaczyna coś czuć Liz zresztą podobnie, z tą swoją zazdrością. Dobrze, tak trzymać A Nat jest zabawna Ciekawska, i dobrze. A ta randka... To tak na złość Liz chyba Hehe, prosze bardzo. Zobaczymy Liz-zazdrosną kocicę w akcji?
"Wszyscy leżymy w rynsztoku,
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
Hehe. Dzisiejsza część chyba wam się baaardzo spodoba Nadchodzi rozwinięcie akcji, na które chyba wszyscy czekali.
15.
- Michaelu Guerinie! - głos Isabel rozbrzmiał w całym Crashdown
Michael przewrócił oczami. Jeszcze mu brakowało Issy w pełni złości. I nie musiał się nawet zastanawiać, o co chodzi. Przecież oczywiste było, że Isabel zobaczy rozciętą wargę Maxa i zacznie domagać się wyjaśnień. I Max zapewne jej powiedział, co się stało. Ale Michael był pewien, że nie wtajemniczył jej w szczegóły. Skoro wchodziła tutaj z tak niebezpiecznym spojrzeniem i chłodnym głosem, to jedynym znanym jej faktem było to, że Michael uderzył Maxa. Mógł się tego spodziewać, bo przecież Zawsze Idealny Evans musiał być w tym wszystkim bez skazy. Gorzej. On sam nie dostrzegał w tym swojej rzeczywistej winy. Bał się ją ujrzeć, bo przecież to on zawsze był był tym lepszym. A Michael był odpadkiem, który wyładowywał na innych swoją frustrację. Obolały Max ze swoją urażoną dumą pewnie oznajmił swojej kochanej siostrzyczce, jak bez powodu Michael go zaatakował. Żeby jeszcze to doprawić, pewnie dodał, że Michael chce mieć Liz dla siebie. Typowe. Guerin prychnął, nawet nie obracając się w stronę Isabel. Zatopił usta w swojej kawie, zerkając kątem oka na zdezorientowaną Nat.
- Michael – Isabel była coraz bliżej nie wyglądała na zadowoloną
Natalie zsunęła się ze stołka. Wolała nie wtrącać się w tę sytuację, cokolwiek miało się dziać. Nie uśmiechała jej sie wizja dostania się w ogień krzyżowy. Z tego co słyszała i sama zaobserwowała Michael nie był ugodowym i łagodnym przeciwnikiem. A blondynka wyglądała na niezwykle wściekłą. Czerwonowłosa dziewczyna westchnęła lekko i rzuciła półszeptem w stronę Michaela:
- To do zobaczenia później.
I wyszła pospiesznie, nim blondnyka dotarła do lady. Isabel Evans nie raz się o coś złościła, ale to, co z samego rana powitało ją w kuchni po prostu przechodziło wszelkie pojęcie. Jej brat w kiepskim stanie emocjonalnym i w dodatku z rozciętą wargą. Sądziła, że może znów kumple Kyla chcieli sie na nim odegrać, ale wystarczyło jedno spojrzenie Maxa i wiedziała, że to coś gorszego. Kiedy usłyszała przyczynę jego stanu... To nie był gniew. Tylko niedowierzanie i dziwne przerażenie. Max i Michael nieraz się ze sobą ścierali o różne rzeczy, ale nigdy nie dochodziło do rękoczynów. A teraz, tak nagle... Czyżby coś się stało? Uwierzyła bratu, bo przecież nie miał powodu aby kłamać, ale jednak za dobrze go znała. I musiała dowiedzieć się od Michaela szczegółów, które Max z pewnością pominął.
Skrzyżowała ramiona, wbijając lodowaty wzrok w Michaela.
- Uderzyłeś Maxa. - wycedziła przez zęby
Czy po prostu się pokłócili czy coś więcej zaszło, nie miało to szczególnego znaczenia, bo agresja nigdy nie była dobrym rozwiązaniem. Zwłaszcza, że przecież mieli tylko siebie. Michael uniósł brwi w lekkim znudzeniu.
- Owszem. I co z tego? - zapytał odstawiając kubek z kawą
Nie miał ochoty wdawać się w nerwową sprzeczkę z Księżniczką Lodu, szczególnie, że każdą taką kłótnię wygrywała. Poza tym wolał nie wypowiadać się na temat tego, co zaszło wczoraj. O tym w jaką manię wpadł Max. Jego obłęd przeraził nawet samego Michaela. Isabel rozchyliła usta, by coś powiedzieć, ale drzwi od zaplecza otworzyły się gwałtownie. Na salę weszła Liz. Dość szybkim, może nawet nerwowym krokiem. Przystanęła na chwilę, spoglądając w zdumieniu na Isabel. Ostry wzrok Michaela jednak zadziałał automatycznie i pochylając głowę, przeszła za ladę. Drżącymi dłońmi nalała sobie kawy, starając się nie zwracać na siebie uwagi. Jakby chciała stać się niewidzialna. I może najlepiej byłoby gdyby wyszła, ale czuła, że powinna być świadkiem tej rozmowy.
- Jak to co?! - Isabel zignorowała Liz i skierowała się do Michaela – Uderzyłeś go! Ja wiem, że nie raz się kłóciliście, ale to... jak do tego doszło?
Michael wzruszył ramionami, nie mając zamiaru nawet tego skomentować. Przecież nie powie Isabel, że jej brat wpadł w amok dziwnej zazdrości i prawie zatracił w tym samego siebie. To byłoby dla niej za trudne do zrozumienia. W końcu Max był jej bratem, a ona zawsze stawała po jego stronie. Przesunął znudzony wzrok w kąt kafeterii, odliczając sekundy aż Isabel odpuści.
- Dlaczego go uderzyłeś? - zażądała – Chcę wiedzieć!
Ale odpowiedziała jej cisza. Napięcie narastało i w każdej chwili mogło zacząć iskrzyć gniewem. Isabel na skraju rozpaczy i furii... Z jednej strony martwiła się o Maxa i o to jak jego relacje z Michaelem się pogorszyły. Z drugiej strony ufała Michaelowi jak nikomu i wiedziała, że musiał mieć poważny powód, by uderzyć Maxa. A teraz on zamykał się przed nią całkowicie, być może nie pozwalając sobie pomóc. I nagle rozbrzmiał czyjś niespodziewany, przyciszony głos.
- Umm... To przeze mnie. - Liz ściskała nerwowo kubek w dłoniach
Spojrzenie Issy od razu na nią powędrowało. Nie zimne jak do tej pory najczęściej bywało, ale przerażone i zatroskane. Brunetka przygryzała dolną wargę, wbijając wzrok w blat lady. Czuła, że Michaelowi nie podoba się fakt, że się wtrąciła. Ale ona podejrzewała co musi przeżywać Isabel Poza tym dlaczego Michael miał być oskarżany o coś, na co Max zasłużył?
- Max zapomniał się trochę i mnie złapał za rękę. - mruknęła, starając się pokryć zmieszanie lekkim uśmiechem
Mina Isabel momentalnie się zmieniła. Mogła się od razu domyślić, że chodzi o Liz Parker. Ostatnimi czasy tylko o to się kłócili. O nią. Nie sadziłą jednak, że sprawa nabrała takich obrotów.
Zamknij się Parker, rozwścieczony głos Michaela rozbrzmiał w jej głowie. Zerknęła na niego niepewnie. Nawet na nią nie patrzył. O co ci chodzi?, zapytała spokojnie, Przecież mówię prawdę. Obrócił głowę błyskawicznie i wbił w nią ostry wzrok, przeszywający na wylot i sprowadzający dziwny strach. Wiec przestań!, warknął wyraźnie poirytowany, Nikt cię nie prosił o opinię. Liz pochylała głowę, niczym zawstydzone dziecko, któremu udziela się musztry. Issy przesunęła spojrzenie z drobnej brunetki na Michaela i z powrotem. Chyba znów rozmawiali w myślach.
- Możecie przestać? Wolałabym, żebyście mówili na głos. - fuknęła
- Nie ma o czym mówić. - mruknął Michael, leniwie odrywając wzrok od Liz
Blondynka pokiwała głową, ale nie dała za wygraną. Skoro Michael nie chciał nic mówić, to będzie musiała się wszystkiego dowiedzieć od Liz. Usiadła na stołku, który kilka minut temu zajmowała Nat. Spojrzała łagodnie na Liz i z lekkim strachem zapytała:
- Mocno cię... umm... czy Max...
- Trochę. - dziewczyna westchnęła – Zapomniał, że nie może mnie dotykać i... - coś się w niej zerwało – Prosiłam, żeby puścił, ale nie słuchał. A ból stawał się silniejszy i Michael... Michael pomógł...
- Dość! - Michael uderzył pięścią w blat – Zamknij się. - jego głos aż kipiał furią – Kto cię mianował moim adwokatem?
Liz prawie wypuściła kubek z dłoni, gdy tak nagle wybuchł. Czuła jego gniew, złość, frustrację. Nie wiedziała przeciwko komu konkretnie skierowane, ale niezwykle silne. Przetaczały się ostrymi falami przez jego żyły i poruszały te najgłębsze zakamarki. Na co się tak wściekał? Na to, że chciała powiedzieć prawdę?
- Nie jesteś moim rzecznikiem Parker! Daruj sobie. - warknął
Nic nie powiedziała, nawet nie spojrzała na niego. Ze zwykłym sobie spokojem odstawiła kawę i wyszła z uniesioną głową. Ot tak, po prostu wyszła na zaplecze. Przepraszam, mruknęła nie mogąc powstrzymać przykrości i smutku przelewającego się przez nią. Mieszane z lekką urazą. Czemu w ogóle sie starała z nim porozumieć? Odprowadził ja wzrokiem, Liz... Wypowiadał jej imię, sam nie wiedząc po co. Był wściekły, że się wtrącała. Chociaż to nawet nie o to chodziło. Niesamowicie wyprowadzało go z równowagi, że tak go broniła. Przecież nie byli przyjaciółmi, nie byli blisko, nie licząc więzi, nie był Maxem. O co jej do diabła chodziło? Drażniło go, że brała na siebie tę winę, która leżała tylko i wyłącznie po stronie Maxa. Najbardziej chyba złościł go fakt, że sam występek Maxa tak kreśliła, tak łagodnie.
Liz, ponownie wymówił jej imię, nadal nie mogąc się powstrzymać od tego by za nią iść. Muszę się przebrać, mruknęła, Zaraz otwieram Crashdown. To była jedyna odpowiedź jaką otrzymał. Jej głos był zdławiony i urażony. Jęknął. Czasami ktoś go powinien porządnie palnąć, żeby nie popełniał takich głupstw. Z drugiej strony miał prawo się wściec. Umiał mówić za siebie, nie potrzebował wstawiennictwa kogoś takiego jak Liz Parker.
- Kretyn. - syknęła Isabel, posyłając mu wymowne spojrzenie – Przeproś ją.
- Nie. - powiedział stanowczo
Blondynka przewróciła oczami. Cały Michael. Już nieco rozluźniona, chociaż teraz bardziej zaniepokojona, powróciła do tematu.
- Max nie wspomniał, że poszło o Liz.
- Oczywiście, że nie wspomniał. - prychnął Michael, to było takie typowe – Wpadł w taki amok, że nic do niego nie docierało. Ani jej prośby, ani jej płacz, ani moje groźby. - w jego głowie ponownie rozgrywały się tamte zdarzenia – Wiesz co on powiedział? Że mi jej nie odda! - gorzki ton aż zdławił Isabel
Michael poderwał się z miejsca, a ona obserwowała jak odchodził w milczeniu. Po chwili się jednak zatrzymał i gwałtownie obrócił.
- Do cholery! On ją prawie zabił! - wrzasnął, jakby krzyczał na Maxa – Nic nie docierało do niego. Nic. Trzymał ją tak mocno, a ona słabła... Ten ból... I on nie dbał o to, że robi jej krzywdę, liczyło się tylko, żebym nie miał szansy być bliżej Liz Parker niż on. - jego ton był nagle dziwnie rozżalony i przerażony - Isabel, ona płakała... mamrotała MOJE imię...
* * *
Siedział w boksie, niespokojnie stukając palcami w stół. Dlaczego się na to właściwie zgodził? Przecież nigdy nie był typem chłopaka, który umawiał się na randki. Na nic co by w jakikolwiek sposób przypominało randkę. A tutaj z taką łatwością się zgodził. Czyżby ta czerwonowłosa Nat tak na niego działała? Owszem, musiał przyznać, że świetnie się z nią dogadywał, fascynowała go. Nawet fizycznie przykuwała uwagę. Cóż, może szukał w ten sposób oderwania od tej przeklętej sytuacji, w której się dławił. Gorzej, szukał oderwania od samej Liz Parker. W ciągu tych ostatnich dni nieźle mu zalazła za skórę. I nie to, że go drażniła. O nie, ona prześladowała go po prostu na każdym kroku. Gdziekolwiek skierował swoje kroki, nieustannie lądował u niej. A najbardziej przerażało go, że zaczynał się dobrze czuć w jej obecności. Za dobrze. Poznawał te strony jej osobowości, te mroczne zakamarki jej uczuć, których jeszcze nikt inny nie poznał. Nawet Max. Stawał się przy niej spokojny, otwierał się i tracił czujność. Żył tylko myślą o niej – jak ją najlepiej chronić, co się z nią dzieje, jak się czuje. To zaczynało go przytłaczać. Dlatego nie bronił się przed spotkaniem z Nat, całkowitym przeciwieństwem Liz a za to bardzo zbliżoną do niego osóbką.
Liz krzątała się przy stolikach, obsługując klientów. Wiedział, że rzuca mu ukradkowe spojrzenia, ale chyba bała się cokolwiek powiedzieć. Czuł rozwijające sie w niej napięcie. Ale nie miał zamiaru zareagować, musieli od siebie odpocząć. On musiał. Bo jeszcze chwila sama na sam z Liz Parker i nie będzie mógł się powstrzymać, by poznać ją dogłębnie. Westchnął i spojrzał na zegarek. No dobrze, jeszcze z dziesięć minut. Nie dłużej. Michael, głos Liz zaskoczył go, Michael? Powędrował wzrokiem w stronę brunetki. Wycierała szklanki, spoglądając na niego. Czego znów chciała? Michael co teraz będzie z Maxem?, ależ ona była uparta. Nie chciałam nic między wami popsuć, jej poczucie winy zaczęło przesiąkać do niego. Czy ona nie mogła choć raz się o coś nie obwiniać? Nie mam teraz czasu Parker, zbył ją chłodno. Zauważył, że odstawiła szklanki i wyszła na zaplecze. Świetnie, znów się pewnie obraziła.
- Hej – melodyjny głos od razu oderwał jego myśli od brunetki
Uniósł głowe, a jego wzrok padł na promienną, jasną twarz dziewczyny. Kilka uroczych piegów na alabastrowej skórze, błysk w orzechowych oczach, musiał przyznać, że wyglądała naprawdę kusząco. Jeszcze w tej beżowej sukience. Posłał jej coś na kształt uśmiechu.
Dziewczyna zajęła miejsce po przeciwnej stronie stołu. Kąciki jej ust uniosły się, prezentując jasny, szczery uśmiech. Przez chwilę oboje milczeli, aż wreszcie Nat chwyciła za kartę dań.
- Dobra. Jestem piekielnie głodna, więc może najpierw zamówimy. - zaśmiała się – Robię się nieznośna, jeśli czegoś nie zjem.
- To coś nas łączy – odpowiedział Michael
- Doprawdy? A słyszałam, że ty cały czas jesteś nieznośny – rzuciła przewrotnie
- Cóż, mam niekonwencjonalny urok osobisty.
Oboje się roześmiali. Nawet nie zauważyli, jak Liz ponownie weszła na salę. Zatrzymała się, słysząc znajomy perlisty śmiech. I nie mogła uwierzyć własnym oczom. Powiedział jej, że nie ma czasu a teraz jakby nigdy nic siedział sobie z Nat? I uśmiechał się. I spoglądał na Natalie tak... jak na dziewczynę. Nie mogła opanować gwałtownego gniewu, jaki się przez nią przelał. Jak on śmiał? Ścisnęła notes i długopis w dłoni i podeszła do nich. Nie uśmiechnęła się nawet do Nat, tylko mruknęła coś.
- Dwie cole i dwa razy Pierścienie Saturna – obróciła się nim Michael zdołał wypowiedzieć „tabasco” - Ej, Parker! - zawołał za nią – Tabasco!
- Sam sobie weź. - warknęła
nie sądziła, że to usłyszał, ale przecież Guerin miał całkiem dobry słuch. Ale był zbyt zaskoczony jej zachowaniem, by cokolwiek odpowiedzieć. Liz już składała ich zamówienie, nie reagując na dodatkowe życzonka. Życzonka, pft... Już ona mu da życzonka.
Czekała na zamówienie, obserwując uważnie parę przy stoliku. Nie miał czasu? Na taką sprawę nie miał czasu, ale na Nat miał? Bezczelny, kłamliwy, arogancki... W ogóle jak mogła momentami go postrzegać inaczej? Chyba postradała zmysły, że go rano broniła, że uważała go za wartego cierpliwości i uwagi. Przecież on traktował ja tylko jak drażniący balast, dodatkowy ciężar i kelnerkę, która ma spełniać jego zachcianki. Zagotowało się w niej, gdy tamta dwójka ponownie się roześmiała. Ależ się świetnie bawili. Ona harowała, narażała się, ostatniej nocy praktycznie mdlała, a oni się świetnie bawili. Michael się świetnie bawił. Grr... I nagle ją wmurowało, gdy jedna niekontrolowana myśl Michaela przedostała się do niej. Rany, ale ona ma niesamowity uśmiech. Ból? Gniew? Żal? Szok? Smutek? Cokolwiek teraz ja wypełniało, było całkowicie nieoczekiwane i tylko bardziej wyprowadziło ją z równowagi. Chwyciła ich zamówienia i podeszła do stolika. Położyła przed Nat spokojnie talerz. Natomiast zamówienie Michaela dosłownie rzuciła na stół. Dwa pierścienie spadły z talerza, ruż pod nogi chłopaka.
- Co ty wyprawiasz?! - wrzasnął
Wybacz, ale niesamowity uśmiech Nat mnie rozproszył, syknęła złośliwie. Michael spojrzał na nią ze zdumieniem. Co w nią wstąpiło?
Po chwili wróciła z colą, a gdy już miała ją postawić, Michael odsunął się nieco, jakby w obawie, że i to wyląduje na nim. Liz prychnęła widząc jego reakcję. Boisz się Guerin? Coś nowego, warknęła, No, ale nie zabieram ci czasu. Jesteś przecież taaak zajęty. Jej usta wygięły się w kwaśnym uśmiechu. O co ci chodzi do cholery?, zmarszczył brwi. Tak się złościła o tę poranną kłótnię? A może o Maxa? A co cię to obchodzi?, syknęła, Zajmij się zniewalającą Nat... Obróciła się i niczym burza wyszła na zaplecze. Przez chwilę Michael niemo wpatrywał się w drzwi zaplecza, po czym mruknął coś i wstał. Poszedł za nią. Co ona sobie myślała? Odstawiała takie scenki, jakby był winien niewiadomo jakiej zbrodni. I jeszcze te kłębiące się w niej emocje. Czuł wrzący gniew i coś jeszcze. Coś, czego nie potrafił sprecyzować. Znalazł ją, wspartą plecami o szafki. Mamrotała coś.
- Parker -podszedł do niej, a ona momentalnie się oderwała od szafki – Co to miało być?
- Niby co? - warknęła równie nieprzyjemnym tonem
- To, co odstawiasz. Masz zły dzień to trudno, ale się na mnie nie wyżywaj do cholery.
Co za tupet?! On myśli, że mam zły dzień! I że się na nim wyżywam, nie zwracała uwagi na to, że z łatwością odczytywał jej myśli. Wsparła dłonie o biodra i zmarszczyła brwi.
- Daruj sobie Guerin! Moja osoba nie obchodzi cię w ogóle, więc po prostu... Skoro tak mnie nie znosisz, dlaczego ciągle się przy mnie kręcisz? Przestań się mną bawić!
Zamrugał. Jej ostre słowa spadały na niego niczym grad. Co ona bredziła? Nie znosił jej? Drobne ciało wzdrygnęło się, niczym w obrzydzeniu albo złości.
- Wiesz co? - już miała coś powiedzieć, ale zrezygnowała, westchnęła tylko – Ugh... wracaj sobie do Nat.
Chciała go wyminąć. Ale tym razem umysł szybko przetwarzał danej i łączył je z emocjami płynącymi od niej. Z tą jedną emocją. A kiedy jeszcze padły jej ostatnie słowa, wszystko stało się aż nazbyt jasne. Gdy chciała go wyminąć, złapał ją gwałtownie za rękę, obracając ponownie w swoją stronę. I nim cokolwiek zrozumiała, gorące usta już piętnowały jej wargi.
c.d.n.
edit:
Tutaj trzy arty polarkowe, które zrobiłam. Cóż, niby ten ostatni przedstawia tylko Liz, ale jak dla mnie zawiera cała esencja uczuć Liz w stosunku do Michaela
15.
- Michaelu Guerinie! - głos Isabel rozbrzmiał w całym Crashdown
Michael przewrócił oczami. Jeszcze mu brakowało Issy w pełni złości. I nie musiał się nawet zastanawiać, o co chodzi. Przecież oczywiste było, że Isabel zobaczy rozciętą wargę Maxa i zacznie domagać się wyjaśnień. I Max zapewne jej powiedział, co się stało. Ale Michael był pewien, że nie wtajemniczył jej w szczegóły. Skoro wchodziła tutaj z tak niebezpiecznym spojrzeniem i chłodnym głosem, to jedynym znanym jej faktem było to, że Michael uderzył Maxa. Mógł się tego spodziewać, bo przecież Zawsze Idealny Evans musiał być w tym wszystkim bez skazy. Gorzej. On sam nie dostrzegał w tym swojej rzeczywistej winy. Bał się ją ujrzeć, bo przecież to on zawsze był był tym lepszym. A Michael był odpadkiem, który wyładowywał na innych swoją frustrację. Obolały Max ze swoją urażoną dumą pewnie oznajmił swojej kochanej siostrzyczce, jak bez powodu Michael go zaatakował. Żeby jeszcze to doprawić, pewnie dodał, że Michael chce mieć Liz dla siebie. Typowe. Guerin prychnął, nawet nie obracając się w stronę Isabel. Zatopił usta w swojej kawie, zerkając kątem oka na zdezorientowaną Nat.
- Michael – Isabel była coraz bliżej nie wyglądała na zadowoloną
Natalie zsunęła się ze stołka. Wolała nie wtrącać się w tę sytuację, cokolwiek miało się dziać. Nie uśmiechała jej sie wizja dostania się w ogień krzyżowy. Z tego co słyszała i sama zaobserwowała Michael nie był ugodowym i łagodnym przeciwnikiem. A blondynka wyglądała na niezwykle wściekłą. Czerwonowłosa dziewczyna westchnęła lekko i rzuciła półszeptem w stronę Michaela:
- To do zobaczenia później.
I wyszła pospiesznie, nim blondnyka dotarła do lady. Isabel Evans nie raz się o coś złościła, ale to, co z samego rana powitało ją w kuchni po prostu przechodziło wszelkie pojęcie. Jej brat w kiepskim stanie emocjonalnym i w dodatku z rozciętą wargą. Sądziła, że może znów kumple Kyla chcieli sie na nim odegrać, ale wystarczyło jedno spojrzenie Maxa i wiedziała, że to coś gorszego. Kiedy usłyszała przyczynę jego stanu... To nie był gniew. Tylko niedowierzanie i dziwne przerażenie. Max i Michael nieraz się ze sobą ścierali o różne rzeczy, ale nigdy nie dochodziło do rękoczynów. A teraz, tak nagle... Czyżby coś się stało? Uwierzyła bratu, bo przecież nie miał powodu aby kłamać, ale jednak za dobrze go znała. I musiała dowiedzieć się od Michaela szczegółów, które Max z pewnością pominął.
Skrzyżowała ramiona, wbijając lodowaty wzrok w Michaela.
- Uderzyłeś Maxa. - wycedziła przez zęby
Czy po prostu się pokłócili czy coś więcej zaszło, nie miało to szczególnego znaczenia, bo agresja nigdy nie była dobrym rozwiązaniem. Zwłaszcza, że przecież mieli tylko siebie. Michael uniósł brwi w lekkim znudzeniu.
- Owszem. I co z tego? - zapytał odstawiając kubek z kawą
Nie miał ochoty wdawać się w nerwową sprzeczkę z Księżniczką Lodu, szczególnie, że każdą taką kłótnię wygrywała. Poza tym wolał nie wypowiadać się na temat tego, co zaszło wczoraj. O tym w jaką manię wpadł Max. Jego obłęd przeraził nawet samego Michaela. Isabel rozchyliła usta, by coś powiedzieć, ale drzwi od zaplecza otworzyły się gwałtownie. Na salę weszła Liz. Dość szybkim, może nawet nerwowym krokiem. Przystanęła na chwilę, spoglądając w zdumieniu na Isabel. Ostry wzrok Michaela jednak zadziałał automatycznie i pochylając głowę, przeszła za ladę. Drżącymi dłońmi nalała sobie kawy, starając się nie zwracać na siebie uwagi. Jakby chciała stać się niewidzialna. I może najlepiej byłoby gdyby wyszła, ale czuła, że powinna być świadkiem tej rozmowy.
- Jak to co?! - Isabel zignorowała Liz i skierowała się do Michaela – Uderzyłeś go! Ja wiem, że nie raz się kłóciliście, ale to... jak do tego doszło?
Michael wzruszył ramionami, nie mając zamiaru nawet tego skomentować. Przecież nie powie Isabel, że jej brat wpadł w amok dziwnej zazdrości i prawie zatracił w tym samego siebie. To byłoby dla niej za trudne do zrozumienia. W końcu Max był jej bratem, a ona zawsze stawała po jego stronie. Przesunął znudzony wzrok w kąt kafeterii, odliczając sekundy aż Isabel odpuści.
- Dlaczego go uderzyłeś? - zażądała – Chcę wiedzieć!
Ale odpowiedziała jej cisza. Napięcie narastało i w każdej chwili mogło zacząć iskrzyć gniewem. Isabel na skraju rozpaczy i furii... Z jednej strony martwiła się o Maxa i o to jak jego relacje z Michaelem się pogorszyły. Z drugiej strony ufała Michaelowi jak nikomu i wiedziała, że musiał mieć poważny powód, by uderzyć Maxa. A teraz on zamykał się przed nią całkowicie, być może nie pozwalając sobie pomóc. I nagle rozbrzmiał czyjś niespodziewany, przyciszony głos.
- Umm... To przeze mnie. - Liz ściskała nerwowo kubek w dłoniach
Spojrzenie Issy od razu na nią powędrowało. Nie zimne jak do tej pory najczęściej bywało, ale przerażone i zatroskane. Brunetka przygryzała dolną wargę, wbijając wzrok w blat lady. Czuła, że Michaelowi nie podoba się fakt, że się wtrąciła. Ale ona podejrzewała co musi przeżywać Isabel Poza tym dlaczego Michael miał być oskarżany o coś, na co Max zasłużył?
- Max zapomniał się trochę i mnie złapał za rękę. - mruknęła, starając się pokryć zmieszanie lekkim uśmiechem
Mina Isabel momentalnie się zmieniła. Mogła się od razu domyślić, że chodzi o Liz Parker. Ostatnimi czasy tylko o to się kłócili. O nią. Nie sadziłą jednak, że sprawa nabrała takich obrotów.
Zamknij się Parker, rozwścieczony głos Michaela rozbrzmiał w jej głowie. Zerknęła na niego niepewnie. Nawet na nią nie patrzył. O co ci chodzi?, zapytała spokojnie, Przecież mówię prawdę. Obrócił głowę błyskawicznie i wbił w nią ostry wzrok, przeszywający na wylot i sprowadzający dziwny strach. Wiec przestań!, warknął wyraźnie poirytowany, Nikt cię nie prosił o opinię. Liz pochylała głowę, niczym zawstydzone dziecko, któremu udziela się musztry. Issy przesunęła spojrzenie z drobnej brunetki na Michaela i z powrotem. Chyba znów rozmawiali w myślach.
- Możecie przestać? Wolałabym, żebyście mówili na głos. - fuknęła
- Nie ma o czym mówić. - mruknął Michael, leniwie odrywając wzrok od Liz
Blondynka pokiwała głową, ale nie dała za wygraną. Skoro Michael nie chciał nic mówić, to będzie musiała się wszystkiego dowiedzieć od Liz. Usiadła na stołku, który kilka minut temu zajmowała Nat. Spojrzała łagodnie na Liz i z lekkim strachem zapytała:
- Mocno cię... umm... czy Max...
- Trochę. - dziewczyna westchnęła – Zapomniał, że nie może mnie dotykać i... - coś się w niej zerwało – Prosiłam, żeby puścił, ale nie słuchał. A ból stawał się silniejszy i Michael... Michael pomógł...
- Dość! - Michael uderzył pięścią w blat – Zamknij się. - jego głos aż kipiał furią – Kto cię mianował moim adwokatem?
Liz prawie wypuściła kubek z dłoni, gdy tak nagle wybuchł. Czuła jego gniew, złość, frustrację. Nie wiedziała przeciwko komu konkretnie skierowane, ale niezwykle silne. Przetaczały się ostrymi falami przez jego żyły i poruszały te najgłębsze zakamarki. Na co się tak wściekał? Na to, że chciała powiedzieć prawdę?
- Nie jesteś moim rzecznikiem Parker! Daruj sobie. - warknął
Nic nie powiedziała, nawet nie spojrzała na niego. Ze zwykłym sobie spokojem odstawiła kawę i wyszła z uniesioną głową. Ot tak, po prostu wyszła na zaplecze. Przepraszam, mruknęła nie mogąc powstrzymać przykrości i smutku przelewającego się przez nią. Mieszane z lekką urazą. Czemu w ogóle sie starała z nim porozumieć? Odprowadził ja wzrokiem, Liz... Wypowiadał jej imię, sam nie wiedząc po co. Był wściekły, że się wtrącała. Chociaż to nawet nie o to chodziło. Niesamowicie wyprowadzało go z równowagi, że tak go broniła. Przecież nie byli przyjaciółmi, nie byli blisko, nie licząc więzi, nie był Maxem. O co jej do diabła chodziło? Drażniło go, że brała na siebie tę winę, która leżała tylko i wyłącznie po stronie Maxa. Najbardziej chyba złościł go fakt, że sam występek Maxa tak kreśliła, tak łagodnie.
Liz, ponownie wymówił jej imię, nadal nie mogąc się powstrzymać od tego by za nią iść. Muszę się przebrać, mruknęła, Zaraz otwieram Crashdown. To była jedyna odpowiedź jaką otrzymał. Jej głos był zdławiony i urażony. Jęknął. Czasami ktoś go powinien porządnie palnąć, żeby nie popełniał takich głupstw. Z drugiej strony miał prawo się wściec. Umiał mówić za siebie, nie potrzebował wstawiennictwa kogoś takiego jak Liz Parker.
- Kretyn. - syknęła Isabel, posyłając mu wymowne spojrzenie – Przeproś ją.
- Nie. - powiedział stanowczo
Blondynka przewróciła oczami. Cały Michael. Już nieco rozluźniona, chociaż teraz bardziej zaniepokojona, powróciła do tematu.
- Max nie wspomniał, że poszło o Liz.
- Oczywiście, że nie wspomniał. - prychnął Michael, to było takie typowe – Wpadł w taki amok, że nic do niego nie docierało. Ani jej prośby, ani jej płacz, ani moje groźby. - w jego głowie ponownie rozgrywały się tamte zdarzenia – Wiesz co on powiedział? Że mi jej nie odda! - gorzki ton aż zdławił Isabel
Michael poderwał się z miejsca, a ona obserwowała jak odchodził w milczeniu. Po chwili się jednak zatrzymał i gwałtownie obrócił.
- Do cholery! On ją prawie zabił! - wrzasnął, jakby krzyczał na Maxa – Nic nie docierało do niego. Nic. Trzymał ją tak mocno, a ona słabła... Ten ból... I on nie dbał o to, że robi jej krzywdę, liczyło się tylko, żebym nie miał szansy być bliżej Liz Parker niż on. - jego ton był nagle dziwnie rozżalony i przerażony - Isabel, ona płakała... mamrotała MOJE imię...
* * *
Siedział w boksie, niespokojnie stukając palcami w stół. Dlaczego się na to właściwie zgodził? Przecież nigdy nie był typem chłopaka, który umawiał się na randki. Na nic co by w jakikolwiek sposób przypominało randkę. A tutaj z taką łatwością się zgodził. Czyżby ta czerwonowłosa Nat tak na niego działała? Owszem, musiał przyznać, że świetnie się z nią dogadywał, fascynowała go. Nawet fizycznie przykuwała uwagę. Cóż, może szukał w ten sposób oderwania od tej przeklętej sytuacji, w której się dławił. Gorzej, szukał oderwania od samej Liz Parker. W ciągu tych ostatnich dni nieźle mu zalazła za skórę. I nie to, że go drażniła. O nie, ona prześladowała go po prostu na każdym kroku. Gdziekolwiek skierował swoje kroki, nieustannie lądował u niej. A najbardziej przerażało go, że zaczynał się dobrze czuć w jej obecności. Za dobrze. Poznawał te strony jej osobowości, te mroczne zakamarki jej uczuć, których jeszcze nikt inny nie poznał. Nawet Max. Stawał się przy niej spokojny, otwierał się i tracił czujność. Żył tylko myślą o niej – jak ją najlepiej chronić, co się z nią dzieje, jak się czuje. To zaczynało go przytłaczać. Dlatego nie bronił się przed spotkaniem z Nat, całkowitym przeciwieństwem Liz a za to bardzo zbliżoną do niego osóbką.
Liz krzątała się przy stolikach, obsługując klientów. Wiedział, że rzuca mu ukradkowe spojrzenia, ale chyba bała się cokolwiek powiedzieć. Czuł rozwijające sie w niej napięcie. Ale nie miał zamiaru zareagować, musieli od siebie odpocząć. On musiał. Bo jeszcze chwila sama na sam z Liz Parker i nie będzie mógł się powstrzymać, by poznać ją dogłębnie. Westchnął i spojrzał na zegarek. No dobrze, jeszcze z dziesięć minut. Nie dłużej. Michael, głos Liz zaskoczył go, Michael? Powędrował wzrokiem w stronę brunetki. Wycierała szklanki, spoglądając na niego. Czego znów chciała? Michael co teraz będzie z Maxem?, ależ ona była uparta. Nie chciałam nic między wami popsuć, jej poczucie winy zaczęło przesiąkać do niego. Czy ona nie mogła choć raz się o coś nie obwiniać? Nie mam teraz czasu Parker, zbył ją chłodno. Zauważył, że odstawiła szklanki i wyszła na zaplecze. Świetnie, znów się pewnie obraziła.
- Hej – melodyjny głos od razu oderwał jego myśli od brunetki
Uniósł głowe, a jego wzrok padł na promienną, jasną twarz dziewczyny. Kilka uroczych piegów na alabastrowej skórze, błysk w orzechowych oczach, musiał przyznać, że wyglądała naprawdę kusząco. Jeszcze w tej beżowej sukience. Posłał jej coś na kształt uśmiechu.
Dziewczyna zajęła miejsce po przeciwnej stronie stołu. Kąciki jej ust uniosły się, prezentując jasny, szczery uśmiech. Przez chwilę oboje milczeli, aż wreszcie Nat chwyciła za kartę dań.
- Dobra. Jestem piekielnie głodna, więc może najpierw zamówimy. - zaśmiała się – Robię się nieznośna, jeśli czegoś nie zjem.
- To coś nas łączy – odpowiedział Michael
- Doprawdy? A słyszałam, że ty cały czas jesteś nieznośny – rzuciła przewrotnie
- Cóż, mam niekonwencjonalny urok osobisty.
Oboje się roześmiali. Nawet nie zauważyli, jak Liz ponownie weszła na salę. Zatrzymała się, słysząc znajomy perlisty śmiech. I nie mogła uwierzyć własnym oczom. Powiedział jej, że nie ma czasu a teraz jakby nigdy nic siedział sobie z Nat? I uśmiechał się. I spoglądał na Natalie tak... jak na dziewczynę. Nie mogła opanować gwałtownego gniewu, jaki się przez nią przelał. Jak on śmiał? Ścisnęła notes i długopis w dłoni i podeszła do nich. Nie uśmiechnęła się nawet do Nat, tylko mruknęła coś.
- Dwie cole i dwa razy Pierścienie Saturna – obróciła się nim Michael zdołał wypowiedzieć „tabasco” - Ej, Parker! - zawołał za nią – Tabasco!
- Sam sobie weź. - warknęła
nie sądziła, że to usłyszał, ale przecież Guerin miał całkiem dobry słuch. Ale był zbyt zaskoczony jej zachowaniem, by cokolwiek odpowiedzieć. Liz już składała ich zamówienie, nie reagując na dodatkowe życzonka. Życzonka, pft... Już ona mu da życzonka.
Czekała na zamówienie, obserwując uważnie parę przy stoliku. Nie miał czasu? Na taką sprawę nie miał czasu, ale na Nat miał? Bezczelny, kłamliwy, arogancki... W ogóle jak mogła momentami go postrzegać inaczej? Chyba postradała zmysły, że go rano broniła, że uważała go za wartego cierpliwości i uwagi. Przecież on traktował ja tylko jak drażniący balast, dodatkowy ciężar i kelnerkę, która ma spełniać jego zachcianki. Zagotowało się w niej, gdy tamta dwójka ponownie się roześmiała. Ależ się świetnie bawili. Ona harowała, narażała się, ostatniej nocy praktycznie mdlała, a oni się świetnie bawili. Michael się świetnie bawił. Grr... I nagle ją wmurowało, gdy jedna niekontrolowana myśl Michaela przedostała się do niej. Rany, ale ona ma niesamowity uśmiech. Ból? Gniew? Żal? Szok? Smutek? Cokolwiek teraz ja wypełniało, było całkowicie nieoczekiwane i tylko bardziej wyprowadziło ją z równowagi. Chwyciła ich zamówienia i podeszła do stolika. Położyła przed Nat spokojnie talerz. Natomiast zamówienie Michaela dosłownie rzuciła na stół. Dwa pierścienie spadły z talerza, ruż pod nogi chłopaka.
- Co ty wyprawiasz?! - wrzasnął
Wybacz, ale niesamowity uśmiech Nat mnie rozproszył, syknęła złośliwie. Michael spojrzał na nią ze zdumieniem. Co w nią wstąpiło?
Po chwili wróciła z colą, a gdy już miała ją postawić, Michael odsunął się nieco, jakby w obawie, że i to wyląduje na nim. Liz prychnęła widząc jego reakcję. Boisz się Guerin? Coś nowego, warknęła, No, ale nie zabieram ci czasu. Jesteś przecież taaak zajęty. Jej usta wygięły się w kwaśnym uśmiechu. O co ci chodzi do cholery?, zmarszczył brwi. Tak się złościła o tę poranną kłótnię? A może o Maxa? A co cię to obchodzi?, syknęła, Zajmij się zniewalającą Nat... Obróciła się i niczym burza wyszła na zaplecze. Przez chwilę Michael niemo wpatrywał się w drzwi zaplecza, po czym mruknął coś i wstał. Poszedł za nią. Co ona sobie myślała? Odstawiała takie scenki, jakby był winien niewiadomo jakiej zbrodni. I jeszcze te kłębiące się w niej emocje. Czuł wrzący gniew i coś jeszcze. Coś, czego nie potrafił sprecyzować. Znalazł ją, wspartą plecami o szafki. Mamrotała coś.
- Parker -podszedł do niej, a ona momentalnie się oderwała od szafki – Co to miało być?
- Niby co? - warknęła równie nieprzyjemnym tonem
- To, co odstawiasz. Masz zły dzień to trudno, ale się na mnie nie wyżywaj do cholery.
Co za tupet?! On myśli, że mam zły dzień! I że się na nim wyżywam, nie zwracała uwagi na to, że z łatwością odczytywał jej myśli. Wsparła dłonie o biodra i zmarszczyła brwi.
- Daruj sobie Guerin! Moja osoba nie obchodzi cię w ogóle, więc po prostu... Skoro tak mnie nie znosisz, dlaczego ciągle się przy mnie kręcisz? Przestań się mną bawić!
Zamrugał. Jej ostre słowa spadały na niego niczym grad. Co ona bredziła? Nie znosił jej? Drobne ciało wzdrygnęło się, niczym w obrzydzeniu albo złości.
- Wiesz co? - już miała coś powiedzieć, ale zrezygnowała, westchnęła tylko – Ugh... wracaj sobie do Nat.
Chciała go wyminąć. Ale tym razem umysł szybko przetwarzał danej i łączył je z emocjami płynącymi od niej. Z tą jedną emocją. A kiedy jeszcze padły jej ostatnie słowa, wszystko stało się aż nazbyt jasne. Gdy chciała go wyminąć, złapał ją gwałtownie za rękę, obracając ponownie w swoją stronę. I nim cokolwiek zrozumiała, gorące usta już piętnowały jej wargi.
c.d.n.
edit:
Tutaj trzy arty polarkowe, które zrobiłam. Cóż, niby ten ostatni przedstawia tylko Liz, ale jak dla mnie zawiera cała esencja uczuć Liz w stosunku do Michaela
Czyżbyś umiałą czytać w myślach?Dzisiejsza część chyba wam się baaardzo spodoba
Oj myślałam, że Liz zaraz wybuchnie z tej zazdrości Ale chyba ona sobie nie zdawała sprawy, że to widać... szczerze mówiąc wątpię, czy zdawała sobie sprawę, że w ogóle jest zazdrosna
Wkurza mnie tylko, że ona jeszcze broni Maxa i zwala całą winę na siebie. Przecież to nie jej wina, że Max nie jest zdrowy psychicznie i ma jakąś ządzę posiadania Liz za wszelką cenę...
mmmmmmniaminim cokolwiek zrozumiała, gorące usta już piętnowały jej wargi.
Who is online
Users browsing this forum: No registered users and 45 guests