Balans - zakończenie
Moderators: Olka, Hotaru, Hotori, Hypatia
Dziewczyny, świetne arty Ale nie wymigujcie się tak nimi od komentarzy za często, dobrze?
Nat - tak jak Onarek powiedziała, to bardzo pozytywna postać, zakręcona, ale nie da się jej nie lubić. W opowiadanku jak najbardziej jest pozytywnym charakterem. No cóż... nie powinnam tego mówić, ale to tylko, aby was uspokoić... Owszem, przez pewien czas będzie między nią i Michaelem coś, ale nie złośćcie się! Gdy tylko Nat się domyśli, że Liz nie bardzo się podoba to, że Michael wpadł Nat w oko, dziewczyna od razu odstąpi. Jej naprawdę bardziej zależy na Liz niż na flircie (tylko flircie, bo nic więcej z tego nie będzie) z Michaelem. Ba... ona nawet troszkę im "pomoże" Także Natalie to całkowicie pozytywna, zakręcona i naturalna postać. Bo to przecież naturalne, że dziewczynie spodoba się Michael. Więc proszę absolutnie się źle do niej nie nastawiać!
No, a teraz żeby wam całkiem poprawić humorki mam kolejną część. Ale od razu zaznaczam - poczekajcie na 9, 10 i 11, a będziecie w niebowzięte Przy 10 sama pokładałam się ze śmiechu
P.S: Nie macie czego sie czepiać, tylko oczu Isabel U mnie ona zawsze ma niebieskie, bo jak wszyscy dokoła mają brązowe, to juz przesada.
8.
Liz stanęła jak wryta, dostrzegając dziewczynę obok Alexa. Bardzo znajoma twarz. Przyjrzała się uważnie. Nieco niższa od Alexa, chociaż podobnej postury. Smukłe nogi oplatały jasne dżinsy, nieco przetarte. Czarną bluzkę pokrywały kolorowe napisy „Bunny Rabbit”. Całości dopełniały figlarne kosmyki króciutko ściętych włosów o barwie czerwieni. Całkowicie zaskoczona fryzurą, musiała skupić się na twarzy dziewczyny. Delikatne rysy, przeraźliwie jasna cera, brązowe oczy iskrzące radością życia, kilka uroczych piegów. Źrenice Liz momentalnie powiększyły się w szoku. To niemożliwe by to była ona. Nie widziały się z dobre trzy lata. Kuzynka Alexa. Kiedyś mieszkała tu w Roswell, ale później przeprowadzili się gdzieś w okolice Waszyngtonu. I od tamtej pory słały sobie jedynie pocztówki i kontaktowały przez Alexa. A teraz była tutaj...
- Nat?! - Liz nadal niedowierzała własnym oczom
Aż dziewczyna wyszczerzyła białe ząbki i ruszyła energicznie w jej stronę. Oplotły ramiona wokół siebie w ciepłym uścisku. Tyle czasu się nie widziały.
Czerwonowłosa dziewczyna wreszcie oderwała się od Liz. Położyła obie dłonie na jej ramionach, przesuwając spojrzenie uważnie po całej postaci brunetki.
- No, no. Liz Parker – jej głos był niezwykle ciepły i melodyjny – Nic się nie zmieniłaś. Nawet nie urosłaś – roześmiała się
Liz przewróciła oczami, ale nie mogła powstrzymać własnego śmiechu. Natalie nic się nie zmieniła. Zawsze była roześmiana i bezpośrednia. Nie tak spokojna jak Alec, ale też dalece różniła się od Marii. W przeciwieństwie do szalejącej blondynki, Nat była o wiele bardziej opanowana i skryta. Miała dużo ciepła dla innych, ale o sobie samej wolała za wiele nie mówić osobom, których dobrze nie znała, którym nie ufała. Jednak jednego okreslenia nie mogło zabraknąć w opisie Natalie – rozrywkowa. To ona zawsze organizowała najlepsze zabawy i ciągnęła za sobą Liz i Alexa. Nazywali ją wolnym duchem. Cóż, teraz będzie wolnym, czerwonowłosym duchem. Liz przesunęła dłoń po włosach dziewczyny, lekko chichocząc.
- No co? - Nat odchyliła głowę – Taka moda.
- Pasuje ci – przyznała Liz
- Ekhm – Alex chrząknął ostentacyjnie
Obie spojrzały na niego ze zdumieniem, jakby dopiero teraz przypomniały sobie, że on istnieje. Uśmiechnęły się. Znów to samo uczucie. Ich troje ponownie razem. Chociaż teraż powinno być ich czworo. Od wyjazdu Nat Maria jakby wypełniła jej miejsce. Stała się nie tylko najlepszą przyjaciółką Liz, co samego Alexa. Liz pokręciła głową i lekko pchnęła Nat w stronę najbliższego boksu.
- Siadajcie. Zaraz zadzwonię po Marię, zrobię coś do jedzenia i będziemy świętować.
Nim którekolwiek z nich zdązyło cokolwiek powiedzieć, obróciła się na pięcie i zniknęła na zapleczu. Jeszcze kilkanaście minut temu była dosłownie przybita tym, co miało miejsce przed południem. A teraz jakby wszystkie troski uleciały. Niesamowite jaką radość mogła sprowadzić swoją obecnością Nat. Odechciewało się myśleć o czymkolwiek przygnębiającym. Chwyciła za słuchawkę i błyskawicznie wstukała z pamięci numer.
- Maria! Przyjdź do Crashdown. Nat przyjechała!
* * *
Radosny śmiech wypełnił Crashdown. Liz az zacisneła dłonie na brzuchu, którego mięśnie już kurczyły się od nadmiernej ilości śmiechu. Siedzieli juz tak chyba ze trzy godziny i wspominali, opowiadali. Czas mijał nieubłaganie, a oni tego nawet nie odczuwali. Zbyt dobrze się bawili. Maria również. W dzieciństwie nie znała za dobrze Natalie, ale teraz zaczynała czuć się całkowicie swobodnie przy niej. Dziewczyna świetnie opowiadała, sam jej głos ciekawił. Kiedy jeszcze dodawała charakterystyczne ruchy czy znaczace spojrzenia, całość nabierała barw. W dodatku w anegtotkach o Liz obie, Maria i Nat, przebijały się wzajemnie, powodując, że brunetka się rumieniła.
- Powiedz lepiej na jak długo przyjechałaś – Liz gładko zmieniła temat
- Już chcesz się mnie pozbyć? - Nat uniosła brwi znacząco
- Taa. Męczaca jesteś – Liz starała się nie rozesmiać i zabarwić to złośliwie
W efekcie Maria spojrzała na nią dziwnie, jakby ze zdumieniem, lekko rozchylając usta. Po chwili potrząsnęła głową i z poważnym przejęciem mruknęła do przyjaciółki:
- Zachowujesz się jak Michael.
Liz uniosła brwi. Jak Michael? No tego to jej jeszcze nikt nigdy nie powiedział. Miała to uznać za obrazę czy komplement? I w ogóle co takiego zrobiła, że niby zachowywała się jak Michael?
Chyba za dużo z nim przebywała i nabierała od niego jakiś dziwacznych nawyków. Ale to było całkowicie nieświadome. Taa, czytanie jego myśli też było nieświadome. Nat rozesmiała się i pokręciła głową.
- Masz rację. Jeszcze będziesz mnie miała dość – pokazała jej język – Ale zamierzam tu posiedzieć aż do wakacji.
- A szkoła? - Liz wbiła w nią wzrok zaskoczenia
Dziewczyna zrobiłą dziwną minę, nieco przewrotną. Chwila ciszy, w której Liz niecierpliwie wyczekiwała na odpowiedź. Ale spojrzenie Nat mówiło samo za siebie.
- Przenieśli cię tutaj?
- Pft – wzruszyła ramionami, jakby z lekceważeniem – Sama się przeniosłam. Teraz jesteście na mnie skazani – roześmiała się
- Nie martw się Liz – Alex się odezwał – Damy radę. Wspólnymi siłami – połozył dłoń na jej ramieniu – A w razie czego, spalimy ją na stosie.
Brunetka skrzywiła się, kiedy dłoń przyjaciela zaczynała palić jej ramię. Lekko się odsunęła, niby to, by sięgnąć po napój, ale Alex wyczuł, że coś jest nie tak. Spojrzał na nią uważnie.
- Ugh – Nat jęknęła – Wybaczcie na chwilę
Wstała, kierując się w stronę łazienki. Nagle Liz lekko podskoczyła. Co jest Parker?, niespodziewany głos Michaela zaskoczył ją. Nic, odpowiedziała szorstko, A co ma być? Do tej pory nie kontaktowali się na taką odległość, nawet nie wiedziała, że to możliwe. Cóż, chyba jednak więź była złośliwa. Już ty wiesz co, chłodny ton odbierał jej humor, To Max? Przewróciła oczami. Jasne, Max. Obwiniajmy jego o wszystko.
- Liz? - Alex i Maria wpatrywali się w nią z otwartymi ustami, kiedy przewróciła oczami
- To tylko Michael – wzruszyła ramionami
Oczywiście to wprowadziło ich w jeszcze większy stan osłupienia. Spadaj Michael, syknęła nieprzyjemnie, Przeszkadzasz. Była pewna, że Michael miał teraz niezła minę. Nigdy wcześniej aż tak go nie ignorowała. Mówię poważnie, ciągle czuła jego obecność, Spływaj z mojej głowy. Pogadamy innym razem. Oparła się o stół łokciami i zerknęła w stronę łazienki. Oby Nat tak szybko z niej nie wyszła.
- W skrócie – jęknęła – Jak ratowaliśmy Michaela wytworzyła się między nami popaprana więź, przez która słyszymy swoje myśli – szybko podawała fakty – Czujemy emocje. I niestety w jakiś głupi sposób przez tą więź nie może mnie dotykać żaden chłopak. Więc wybacz Alex – spojrzała na niego – Ale twój dotyk strasznie pali moją skórę. Umm... nie dotykaj, dobrze?
Chłopak przytaknął tylko, usiłując to sobie powoli poukładać. Maria zamrugała jakby zahipnotyzowana, ciągle nie rozumiejąc. Więź między Michaelem i Liz? Coś dziwnie ścisnęło jej serce i napięło nerwy. Liz jeszcze mówiła o tym w taki sposób, jakby nigdy nic, jakby to nic szczególnego nie było. Może nie było. Może to tylko wypadek. Ale jednak emocje Marii funkcjonowały inaczej. Wstała i coś mamrocząc, skierowała się ku wyjściu. Liz ze zdumieniem odprowadziła ją wzrokiem. Nie podejrzewała, że Maria tak zareaguje. Że od razu tak zareaguje. Chyba będzie ciężej przez to wszystko przejść, niż się spodziewała.
c.d.n.
Nat - tak jak Onarek powiedziała, to bardzo pozytywna postać, zakręcona, ale nie da się jej nie lubić. W opowiadanku jak najbardziej jest pozytywnym charakterem. No cóż... nie powinnam tego mówić, ale to tylko, aby was uspokoić... Owszem, przez pewien czas będzie między nią i Michaelem coś, ale nie złośćcie się! Gdy tylko Nat się domyśli, że Liz nie bardzo się podoba to, że Michael wpadł Nat w oko, dziewczyna od razu odstąpi. Jej naprawdę bardziej zależy na Liz niż na flircie (tylko flircie, bo nic więcej z tego nie będzie) z Michaelem. Ba... ona nawet troszkę im "pomoże" Także Natalie to całkowicie pozytywna, zakręcona i naturalna postać. Bo to przecież naturalne, że dziewczynie spodoba się Michael. Więc proszę absolutnie się źle do niej nie nastawiać!
No, a teraz żeby wam całkiem poprawić humorki mam kolejną część. Ale od razu zaznaczam - poczekajcie na 9, 10 i 11, a będziecie w niebowzięte Przy 10 sama pokładałam się ze śmiechu
P.S: Nie macie czego sie czepiać, tylko oczu Isabel U mnie ona zawsze ma niebieskie, bo jak wszyscy dokoła mają brązowe, to juz przesada.
8.
Liz stanęła jak wryta, dostrzegając dziewczynę obok Alexa. Bardzo znajoma twarz. Przyjrzała się uważnie. Nieco niższa od Alexa, chociaż podobnej postury. Smukłe nogi oplatały jasne dżinsy, nieco przetarte. Czarną bluzkę pokrywały kolorowe napisy „Bunny Rabbit”. Całości dopełniały figlarne kosmyki króciutko ściętych włosów o barwie czerwieni. Całkowicie zaskoczona fryzurą, musiała skupić się na twarzy dziewczyny. Delikatne rysy, przeraźliwie jasna cera, brązowe oczy iskrzące radością życia, kilka uroczych piegów. Źrenice Liz momentalnie powiększyły się w szoku. To niemożliwe by to była ona. Nie widziały się z dobre trzy lata. Kuzynka Alexa. Kiedyś mieszkała tu w Roswell, ale później przeprowadzili się gdzieś w okolice Waszyngtonu. I od tamtej pory słały sobie jedynie pocztówki i kontaktowały przez Alexa. A teraz była tutaj...
- Nat?! - Liz nadal niedowierzała własnym oczom
Aż dziewczyna wyszczerzyła białe ząbki i ruszyła energicznie w jej stronę. Oplotły ramiona wokół siebie w ciepłym uścisku. Tyle czasu się nie widziały.
Czerwonowłosa dziewczyna wreszcie oderwała się od Liz. Położyła obie dłonie na jej ramionach, przesuwając spojrzenie uważnie po całej postaci brunetki.
- No, no. Liz Parker – jej głos był niezwykle ciepły i melodyjny – Nic się nie zmieniłaś. Nawet nie urosłaś – roześmiała się
Liz przewróciła oczami, ale nie mogła powstrzymać własnego śmiechu. Natalie nic się nie zmieniła. Zawsze była roześmiana i bezpośrednia. Nie tak spokojna jak Alec, ale też dalece różniła się od Marii. W przeciwieństwie do szalejącej blondynki, Nat była o wiele bardziej opanowana i skryta. Miała dużo ciepła dla innych, ale o sobie samej wolała za wiele nie mówić osobom, których dobrze nie znała, którym nie ufała. Jednak jednego okreslenia nie mogło zabraknąć w opisie Natalie – rozrywkowa. To ona zawsze organizowała najlepsze zabawy i ciągnęła za sobą Liz i Alexa. Nazywali ją wolnym duchem. Cóż, teraz będzie wolnym, czerwonowłosym duchem. Liz przesunęła dłoń po włosach dziewczyny, lekko chichocząc.
- No co? - Nat odchyliła głowę – Taka moda.
- Pasuje ci – przyznała Liz
- Ekhm – Alex chrząknął ostentacyjnie
Obie spojrzały na niego ze zdumieniem, jakby dopiero teraz przypomniały sobie, że on istnieje. Uśmiechnęły się. Znów to samo uczucie. Ich troje ponownie razem. Chociaż teraż powinno być ich czworo. Od wyjazdu Nat Maria jakby wypełniła jej miejsce. Stała się nie tylko najlepszą przyjaciółką Liz, co samego Alexa. Liz pokręciła głową i lekko pchnęła Nat w stronę najbliższego boksu.
- Siadajcie. Zaraz zadzwonię po Marię, zrobię coś do jedzenia i będziemy świętować.
Nim którekolwiek z nich zdązyło cokolwiek powiedzieć, obróciła się na pięcie i zniknęła na zapleczu. Jeszcze kilkanaście minut temu była dosłownie przybita tym, co miało miejsce przed południem. A teraz jakby wszystkie troski uleciały. Niesamowite jaką radość mogła sprowadzić swoją obecnością Nat. Odechciewało się myśleć o czymkolwiek przygnębiającym. Chwyciła za słuchawkę i błyskawicznie wstukała z pamięci numer.
- Maria! Przyjdź do Crashdown. Nat przyjechała!
* * *
Radosny śmiech wypełnił Crashdown. Liz az zacisneła dłonie na brzuchu, którego mięśnie już kurczyły się od nadmiernej ilości śmiechu. Siedzieli juz tak chyba ze trzy godziny i wspominali, opowiadali. Czas mijał nieubłaganie, a oni tego nawet nie odczuwali. Zbyt dobrze się bawili. Maria również. W dzieciństwie nie znała za dobrze Natalie, ale teraz zaczynała czuć się całkowicie swobodnie przy niej. Dziewczyna świetnie opowiadała, sam jej głos ciekawił. Kiedy jeszcze dodawała charakterystyczne ruchy czy znaczace spojrzenia, całość nabierała barw. W dodatku w anegtotkach o Liz obie, Maria i Nat, przebijały się wzajemnie, powodując, że brunetka się rumieniła.
- Powiedz lepiej na jak długo przyjechałaś – Liz gładko zmieniła temat
- Już chcesz się mnie pozbyć? - Nat uniosła brwi znacząco
- Taa. Męczaca jesteś – Liz starała się nie rozesmiać i zabarwić to złośliwie
W efekcie Maria spojrzała na nią dziwnie, jakby ze zdumieniem, lekko rozchylając usta. Po chwili potrząsnęła głową i z poważnym przejęciem mruknęła do przyjaciółki:
- Zachowujesz się jak Michael.
Liz uniosła brwi. Jak Michael? No tego to jej jeszcze nikt nigdy nie powiedział. Miała to uznać za obrazę czy komplement? I w ogóle co takiego zrobiła, że niby zachowywała się jak Michael?
Chyba za dużo z nim przebywała i nabierała od niego jakiś dziwacznych nawyków. Ale to było całkowicie nieświadome. Taa, czytanie jego myśli też było nieświadome. Nat rozesmiała się i pokręciła głową.
- Masz rację. Jeszcze będziesz mnie miała dość – pokazała jej język – Ale zamierzam tu posiedzieć aż do wakacji.
- A szkoła? - Liz wbiła w nią wzrok zaskoczenia
Dziewczyna zrobiłą dziwną minę, nieco przewrotną. Chwila ciszy, w której Liz niecierpliwie wyczekiwała na odpowiedź. Ale spojrzenie Nat mówiło samo za siebie.
- Przenieśli cię tutaj?
- Pft – wzruszyła ramionami, jakby z lekceważeniem – Sama się przeniosłam. Teraz jesteście na mnie skazani – roześmiała się
- Nie martw się Liz – Alex się odezwał – Damy radę. Wspólnymi siłami – połozył dłoń na jej ramieniu – A w razie czego, spalimy ją na stosie.
Brunetka skrzywiła się, kiedy dłoń przyjaciela zaczynała palić jej ramię. Lekko się odsunęła, niby to, by sięgnąć po napój, ale Alex wyczuł, że coś jest nie tak. Spojrzał na nią uważnie.
- Ugh – Nat jęknęła – Wybaczcie na chwilę
Wstała, kierując się w stronę łazienki. Nagle Liz lekko podskoczyła. Co jest Parker?, niespodziewany głos Michaela zaskoczył ją. Nic, odpowiedziała szorstko, A co ma być? Do tej pory nie kontaktowali się na taką odległość, nawet nie wiedziała, że to możliwe. Cóż, chyba jednak więź była złośliwa. Już ty wiesz co, chłodny ton odbierał jej humor, To Max? Przewróciła oczami. Jasne, Max. Obwiniajmy jego o wszystko.
- Liz? - Alex i Maria wpatrywali się w nią z otwartymi ustami, kiedy przewróciła oczami
- To tylko Michael – wzruszyła ramionami
Oczywiście to wprowadziło ich w jeszcze większy stan osłupienia. Spadaj Michael, syknęła nieprzyjemnie, Przeszkadzasz. Była pewna, że Michael miał teraz niezła minę. Nigdy wcześniej aż tak go nie ignorowała. Mówię poważnie, ciągle czuła jego obecność, Spływaj z mojej głowy. Pogadamy innym razem. Oparła się o stół łokciami i zerknęła w stronę łazienki. Oby Nat tak szybko z niej nie wyszła.
- W skrócie – jęknęła – Jak ratowaliśmy Michaela wytworzyła się między nami popaprana więź, przez która słyszymy swoje myśli – szybko podawała fakty – Czujemy emocje. I niestety w jakiś głupi sposób przez tą więź nie może mnie dotykać żaden chłopak. Więc wybacz Alex – spojrzała na niego – Ale twój dotyk strasznie pali moją skórę. Umm... nie dotykaj, dobrze?
Chłopak przytaknął tylko, usiłując to sobie powoli poukładać. Maria zamrugała jakby zahipnotyzowana, ciągle nie rozumiejąc. Więź między Michaelem i Liz? Coś dziwnie ścisnęło jej serce i napięło nerwy. Liz jeszcze mówiła o tym w taki sposób, jakby nigdy nic, jakby to nic szczególnego nie było. Może nie było. Może to tylko wypadek. Ale jednak emocje Marii funkcjonowały inaczej. Wstała i coś mamrocząc, skierowała się ku wyjściu. Liz ze zdumieniem odprowadziła ją wzrokiem. Nie podejrzewała, że Maria tak zareaguje. Że od razu tak zareaguje. Chyba będzie ciężej przez to wszystko przejść, niż się spodziewała.
c.d.n.
No więc ja już polubiłam Nat Dziewczyna od razu wniosła do opowiadania ciepło, uśmiech... Nie ma to jak przyjaciele
Liz opowiadała Marii i Alexowi o więzi już jakby to była naturalna rzecz. Czyżby już tak do niej przywykła? Reakcja Marii... Nie powiem, żeby mnie jakoś strasznie zdziwiła. Ale jak raczej zasypałabym taką Liz lawiną pytań, niż uciekała No cóż, zrozum rozum jak nie twój
Hehe, ja nie zauważyłam tego Aleca jak czytalam. Juz się chyba przyzwyczaiłam... A tu... Alec wyszedł chyba przez przypadek, co, _liz?Cytat:
Nie tak spokojna jak Alec,
ALEC WAM W GŁOWIE CAŁE ŻYCIE!!
Liz opowiadała Marii i Alexowi o więzi już jakby to była naturalna rzecz. Czyżby już tak do niej przywykła? Reakcja Marii... Nie powiem, żeby mnie jakoś strasznie zdziwiła. Ale jak raczej zasypałabym taką Liz lawiną pytań, niż uciekała No cóż, zrozum rozum jak nie twój
"Wszyscy leżymy w rynsztoku,
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
Wiecie co? Koszulka która w tym ff zdobi naszą Nat tak naprawdę należy do mnie Oj jest urocza Poza tym Nat to naprawdę miłą i radosna postac chociaż zacznie flirt z Michaelem.
Reakcja Marii i mnie zdziwiła... Może to był aż tak wielki szok, że nawet nie chiała słuchac wyjaśnień? Nie wiem i jakoś mnie to nie rusza jak zawsze kiedy chodzi o nią
Kolejne części będą świetne nieźle się ubawiłam czytając rozmowy i zachowanie Michaela i Liz Oby tak dalej
Reakcja Marii i mnie zdziwiła... Może to był aż tak wielki szok, że nawet nie chiała słuchac wyjaśnień? Nie wiem i jakoś mnie to nie rusza jak zawsze kiedy chodzi o nią
Kolejne części będą świetne nieźle się ubawiłam czytając rozmowy i zachowanie Michaela i Liz Oby tak dalej
"Rozmowy" Michael'a i Liz są najlepsze z wszystkiego w tym opowiadaniu.
Jak dla mnie o Nat było zbyt mało, żebym ją miała już polubić.
Reakcja Marii hmm, Liz powiedziała szybko w czym rzecz bo Alex sprawiał jej ból, więc zeby wszystko było jasne, stało sie jak się stało. Zrobiła to tak szybko, żeby Nat nie zdąrzyła wrócić. Jeśli chodzi o Marię, Liz powinna powiedzieć jej to powoli i ze szczegółami. Teraz się niestety nie dało (Nat). Mnie reakcja Marii nie dziwi, Liz powinna się z nią spotkać i powiedzieć jej to "osobno", pewnie, że wtedy Maria też by to przeżyła, ale trochę inaczej. Teraz wyglądłao to jakby Liz uderzyła ją w policzek.
Jak dla mnie o Nat było zbyt mało, żebym ją miała już polubić.
Reakcja Marii hmm, Liz powiedziała szybko w czym rzecz bo Alex sprawiał jej ból, więc zeby wszystko było jasne, stało sie jak się stało. Zrobiła to tak szybko, żeby Nat nie zdąrzyła wrócić. Jeśli chodzi o Marię, Liz powinna powiedzieć jej to powoli i ze szczegółami. Teraz się niestety nie dało (Nat). Mnie reakcja Marii nie dziwi, Liz powinna się z nią spotkać i powiedzieć jej to "osobno", pewnie, że wtedy Maria też by to przeżyła, ale trochę inaczej. Teraz wyglądłao to jakby Liz uderzyła ją w policzek.
Czytaj między wierszami...
Taa... ona się zachowała jak Michael, jak opowiadała Marii i Alexowi tą całą historię Swoją drogą to takie trochę dziwne Dopiero co martwiła się o Maxa, jak się zachowa, ale Marii to już normalnie powiedziała. Nawet nie normalnie tylko, tak jakby jej to było obojętne. Jeszcze trochę i jej się spodoba-Zachowujesz się jak Michael.
Świetne bannerki A i ja coś zrobiłamhttp://img.photobucket.com/albums/v238/Elip_/balans.jpg
Czekamy na 3 kolejne części
Liz zachowująca się jak Michael. Dobre
Co do Marii, hmm.. to jej szybkie odejście trochę mi nie pasuje. Widzę ją wypytującą się o wszystko, a nie podkulającą pod siebie ogon i zmykającą czym szybciej. Ale jeśli _liz tak to widzi, musi być w tym jakiś cel. Dowiemy się później, co ?
A to ode mnie, powinnam się uczyć, ale ... nauka nie zając, nie ucieknie
http://img.photobucket.com/albums/v612/ ... alans3.jpg
(słowa zaczerpnęłam z wiersza autortwa Kylliany strona http://www.wiersze.bej.pl/)
http://img.photobucket.com/albums/v612/ ... alans4.jpg
Co do Marii, hmm.. to jej szybkie odejście trochę mi nie pasuje. Widzę ją wypytującą się o wszystko, a nie podkulającą pod siebie ogon i zmykającą czym szybciej. Ale jeśli _liz tak to widzi, musi być w tym jakiś cel. Dowiemy się później, co ?
A to ode mnie, powinnam się uczyć, ale ... nauka nie zając, nie ucieknie
http://img.photobucket.com/albums/v612/ ... alans3.jpg
(słowa zaczerpnęłam z wiersza autortwa Kylliany strona http://www.wiersze.bej.pl/)
http://img.photobucket.com/albums/v612/ ... alans4.jpg
Wiedziałam, że reakcja Marii będzie szokiem. Ale tym razem nie chciałam wywoływać tajfunu DeLuca. Specjalnie Nie martwcie się, jeszcze Maria wkroczy na scenę ze szczegółowymi pytaniami. Tylko trafi z nimi... na Michaela Cóż, ale to dopiero w części 13. Przez ten czas będzie głównie o relacjach Liz-Michael. I to w różnych aspektach. Dzisiaj zaufanie i ochrona. A w 10 furia... zabawna furia... Myślę, że doczekacie się 13, bo rozdziały, które nastąpią teraz są moim zdaniem jednymi z lepszych, jakie w ogóle się pojawią.
Tak, po raz kolejny przyznam, że bardzo ciekawe banerki
9.
Nat i Alex posiedzieli z nią jeszcze z dobrą godzinę. Ale mimo ich towarzystwa wcześniejszy humor Liz nie wracał. Owszem, starała się uśmiechać i ponownie wprowadzić w tamten euforyczny stan, ale po jej myśli nieustannie krążył problem. Ten sam problem, który gnębił ją od paru dni. Ją i Michaela. Wiedziała, że to przyniesie takie czy inne kłopoty w relacjach z pozostałymi. Nie sądziła jednak, że to nastąpi tak szybko i że Maria tak zareaguje. Liz prędzej spodziwałaby się awantury, wybuchu wulkanu DeLuca. A Maria nic nie powiedziała, tylko wyszła. Nie mogła jej za to winić. Taka informacja była szokiem, zwłaszcza, że Maria wciąż coś czuła do Michaela. Jakkolwiek było to bliskie nienawiści, to ciągle jednak skrawki ciepłej zależności tkwiły w niej. W jakiś sposób łudziła się nawet, że go odzyska. Ale nagle, jak grom z nieba, dowiedziała się, że jej najlepsza przyjaciółka jest z nim związana czymś na tyle silnym, że nie można tego pojąć. Musiała o tym pomyśleć na osobności, z dystansem. Chociaż z drugiej strony Liz wolałaby z nią porozmawiać sama. Wyjasnić wszystko, wytłumaczyć, że żadne z nich się o to nie prosiło, że to nie miało znaczenia, bo oboje to ignorowali.
Westchnęła. Zebrała zabrudzone talerze, jakie zostały na stole i odniosła je do kuchni. Zatrzymała się w pół kroku, wracając na główną salę. Przeczucie napięło jej nerwy, wbijając serce w nieopanowanie przyspieszony rytm. Miała wrażenie, że słyszy jakiś szmer, a przecież nikogo nie było już w Crashdown. Nie powinno być. Pochyliła nieco głowe, nasłuchując uważnie. Kolejny szmer gwałtownie ścisnął jej serce. Strach. Czysty strach, prowadzony przeczuciem i czarnymi myślami. Ktoś tu był. A ona była sama. Wykonała krok w kierunku telefonu, ale momentalnie się zatrzymała. Jeśli tam był włamywacz, to oczywiste było, że usłyszałby rozmowę przez telefon. Mogła uciec tylnymi drzwiami, ale wtedy mógł swobodnie okraśc nie tylko kasę kafeterii, ale i mieszkanie. Przygryzła nieco wargę. Był pewien sposób, by wezwać pomoc... Michael?, odpowiedziała jej cisza, Michael? W tym momencie rozległ się trzask, a ona przerażona podskoczyła. Oddech już się urywał. Stała jak sparaliżowana, czując kolejne dawki rozpaczliwego strachu napływające do niej. Łzy zgromadziły się pod powiekami. Michael proszę!, jej głos był już błagalny.
Co jest?, miała wrażenie, że nie był zbyt przytomny. Od razu w odpowiedzi usłyszała, Spałem. Nie sądziłem, że to działa też przez sen, mruknął nie bardzo zadowolony z tego faktu, Zbudziłaś mnie, więc może powiesz o co chodzi? Przymknęła powieki. Nie przypuszczała nawet, że jego głos może kiedykolwiek przynieść jej tyle ulg. Poczucia bezpieczeństwa. Kolejny trzask! Ktoś usilnie mocował się z kasą. Następna fala obezwładniającego strachu przetoczyła się przez jej żyły, docierając jednym impulsem do niego. Liz?, tym razem jego głos barwił się troską i strachem. Ktoś się tu włamał, odpowiedziała z wahaniem, jakby bojąc się, że złodziej może usłyszeć jej myśli, Jestem sama i...
Zaraz będę, od razu przerwał, Idź do siebie do pokoju, szybko.
* * *
Momentalnie ruszyła w kierunku schodów na górę. I wtedy drzwi od zaplecza się otworzyły. Wysoki mężczyzna zatrzymał się w pół kroku, zimny wzrok utkwiony w niej. Sekundy zdawały się zamarzać i dłużyć. Jeden impuls i napastnik rzucił się w jej kierunku. Zaczęła szybko wbiegać po schodach. Runęła jednak na ziemię, kiedy chwycił ją za kostkę. Silne ręce z łatwością uniosły jej ciało, targając nim i uderzając o ścianę. Wyrywała się z całych sił, usiłując odepchnąć go. Pzanokcie wpiły się w jego naskórek wytaczając spod niego krew. Mężczyzna zaklął, szarpiąc nią mocniej. Pchnął ją w stronę ściany. Uderzyła głową o mur. Ostry ból w czaszce napiłą wszystkie nerwy, pulsując po całym ciele. Przed oczami pociemniało, a ona osunęła się powoli w dół.
- Wstawaj, suko – chropowaty głos przedarł się przez migrenę
Pociągnął ją za włosy. Kolejny tępy ból przebił jej głowę, az odchyliła ją do tyłu. Z ust wydobyły się omdlałe jęki. Ledwo utrzymywała się na nogach. Poczuła jak ciało ponownie ląduje przy ścianie, tym razem przyparte czymś. Kimś. Zacisnęła mocno powieki, kiedy szosrtka dłoń przesunęła się po jej brzuchu. Proszę nie, nawet nie potrafiła tego wypowiedzieć na głos, Nie.
Cialo osunęło się w dół, gdy nagle napór zniknął. Nabrała głęboko powietrza, powoli otwierając oczy. Wszystko było rozmazane. Pulsujący ból w czaszce nieustannie wydzierał z niej jęki. Dostrzegła jakąs postać, która najwyraźniej odciągnęła od niej napastnika. Słyszała szarpaninę, coś się stłukło, aż na chwilę zapanowała cisza i ktoś wyszedł. A może raczej wypadł dzrwiami. Czyjeś ciało przykucnęło przy niej. Momentalnie podciągnęła kolana do siebie, odsuwając się.
- Liz – miękki głos rozpłynął się w jej głowie
Znajomy głos. Usiłowała się skupić, żeby rozpoznać kto to. Ale drażniący szmer w czaszce skutecznie jej to uniemożliwiał. Liz, ten sam głos przebił się przez ból. Michael, z ulgą wypowiadała w myślach to imię. Nie podejrzewała, że będzie to kiedykolwiek robić z takim ukojeniem i półuśmiechem. Rozchyliła usta, żeby coś powiedzieć, ale przerwał jej nim wydobyła z siebie dźwięk.
- Shh – ciepłe dłonie przesunęły się lekko po jej ramionach – Już dobrze.
Przytaknęła nieco głową, chociaż zabolało całe ciało przy tak drobnym ruchu. Świetnie. Pewnie miała wstrząs mózgu. Michael, usiłowała przedrzeć się przez własną migrenę, Uderzyłam się w głowę. Chyba mam wstrząs... Nie dokończyła, czując jak wsuwa rękę pod jej kolana, a drugie ramię na jej plecy. Delikatnie uniósł ją do góry, a ona momentalnie przylgneła do niego.
Nie miała siły, żeby wspinać się po schodach na własnych nogach, więc ten jeden raz mogła pozwolić sobie na coś takiego. W dodatku wciąż tkwił w niej strach, że napastnik może wrócić. Nie chciała zostawać sama. Wsparła obolałą głowę o ramię Michaela, spokojnie oddychając. Dziękuję, mruknęła czując jak senność wypełnia jej ciało, Gdybyś nie przyszedł... Wolała nie myśleć o tym, co mogło sie stać. Co na pewno by się stało. Ciałem wstrząsnął zimny dreszcz. Nic nie mów, przerwał jej, otwierając drzwi do jej pokoju. Przecież nie mówię, tylko myślę, usiłowała się zaśmiać. Jego to jednak nie bawiło. Zmarszczył brwi, spoglądając na nią. Miała zamknięte oczy, więc posyłanie zimnych spojrzeń było nieskuteczne. Więc przestań myśleć, fuknął, układając ją na łóżku, Masz uraz głowy. Ponownie poruszyła głową, przytakując. Lekko ziewnęła, wygodnie rozkładając się na pościeli. Świadomość już powoli odpływała. O nie Parker, łóżko skrzypnęło, gdy Michael usiadł obok niej, szturchając nią, Nie możesz zasnąć jeśli masz wstrząs mózgu. Mruknęła coś, obracając się na drugi bok. Chciała spać. Była zmęczona. Musiała spać.
Michael westchnął. W końcu sam ułożył się obok niej i delikatnie przysunął jej ciało do siebie. Nie będziesz spać, dłonią dotknął jej głowy. Błysk. Nie było żadnych wizji, tylko ból przepływający przez ich ciała.
- Aaa! - palce Liz zacisnęły się gwałtownie na jego koszulce
Wcześniej chyba była zbyt oszołomiona, by odczuć ten ból, ale teraz wszystko się odezwało. No tak, w końcu napastnik był mężczyzną. Na kostce, ramieniu, brzuchu pojawiły się palące ślady. Michael, otworzyła oczy niepewnie, Czy możesz... um... Uniósł się nieco. Ciepłe palce musnęły najpierw jej kostkę. Po kilku sekundach przesunął dłoń na kolejne rany. Na końcu palce zaczęły powolnie masować jej skronie.
- Mhm – nie mogła powstrzymać mruknięcia ulgi
Niesamowite jak jego dotyk odbierał wszelki ból i pozostawiał dziwny... niedosyt. Podsunęła się bliżej niego, ponownie zamykając oczy. Oboje leżeli w ciszy, dopóki ponownie nie zaczęła zasypiać. Nie śpij Parker, nie miał zamiaru pozwolić jej zasnąć. Przy takim urazie mogłaby się już nie obudzić, a nie był pewien czy jedo pseudoleczenie pomogło. Ja mam imię, odpowiedział mu senny pomruk, Guerin. Kąciki jego ust uniosły się lekko, I co z tego? Westchnęła. Nie miała w sobie sił na kolejne starcie z jego złośliwością. Chociaż wpadł jej do głowy pewien ciekawy pomysł... Dobrze, miała nadzieję, że nie widzi jak diabelny uśmieszek rozjaśnia się na jej ustach, Możesz na mnie mówić Parker. Ale ja będę cię nazywać... moim Aniołem.
- Co?! - nie mógł opanować szoku
Uniósł głowę, wbijając w nią wzrok. Nie był wściekły, tylko... zaskoczony. Nikt nigdy tak do niuego nie mówił. Nawet w zbliżony sposób. I nie był żadnym aniołem. Po prostu chronił ich wszystkich. Taka była jego rola. Co ona sobie... Cholera, ona chichotała.
- Nie jestem aniołem, Parker – mruknął z pewną odrazą – Bogiem seksu owszem – podrapał się w brew – Ale nie aniołem.
Nie mogła powstrzymac perlistego śmiechu. Nawet nie podejrzewała, że wywoła taką reakcję. To było nawet zabawne. Milcz, tym razem już wyraźna była struna gniewu. Jeśli będę cicho, to zasnę, stwierdziła spokojnie. Jęknął. Wiedziała, że miała rację. Dlaczego on zawsze musiał wpakować się w jakieś dziwne, męczące sytuacje własnie z nią? Dobra, zamknął oczy, Mów. Jakoś tak naturalnie jej głowa spoczęła na jego klatce piersiowej, gdy jego ramię powedrowało dokoła niej. Co mam mówić? Wruszył ramionami, Cokolwiek. Bylebyś nie zasnęła.
c.d.n.
Tak, po raz kolejny przyznam, że bardzo ciekawe banerki
9.
Nat i Alex posiedzieli z nią jeszcze z dobrą godzinę. Ale mimo ich towarzystwa wcześniejszy humor Liz nie wracał. Owszem, starała się uśmiechać i ponownie wprowadzić w tamten euforyczny stan, ale po jej myśli nieustannie krążył problem. Ten sam problem, który gnębił ją od paru dni. Ją i Michaela. Wiedziała, że to przyniesie takie czy inne kłopoty w relacjach z pozostałymi. Nie sądziła jednak, że to nastąpi tak szybko i że Maria tak zareaguje. Liz prędzej spodziwałaby się awantury, wybuchu wulkanu DeLuca. A Maria nic nie powiedziała, tylko wyszła. Nie mogła jej za to winić. Taka informacja była szokiem, zwłaszcza, że Maria wciąż coś czuła do Michaela. Jakkolwiek było to bliskie nienawiści, to ciągle jednak skrawki ciepłej zależności tkwiły w niej. W jakiś sposób łudziła się nawet, że go odzyska. Ale nagle, jak grom z nieba, dowiedziała się, że jej najlepsza przyjaciółka jest z nim związana czymś na tyle silnym, że nie można tego pojąć. Musiała o tym pomyśleć na osobności, z dystansem. Chociaż z drugiej strony Liz wolałaby z nią porozmawiać sama. Wyjasnić wszystko, wytłumaczyć, że żadne z nich się o to nie prosiło, że to nie miało znaczenia, bo oboje to ignorowali.
Westchnęła. Zebrała zabrudzone talerze, jakie zostały na stole i odniosła je do kuchni. Zatrzymała się w pół kroku, wracając na główną salę. Przeczucie napięło jej nerwy, wbijając serce w nieopanowanie przyspieszony rytm. Miała wrażenie, że słyszy jakiś szmer, a przecież nikogo nie było już w Crashdown. Nie powinno być. Pochyliła nieco głowe, nasłuchując uważnie. Kolejny szmer gwałtownie ścisnął jej serce. Strach. Czysty strach, prowadzony przeczuciem i czarnymi myślami. Ktoś tu był. A ona była sama. Wykonała krok w kierunku telefonu, ale momentalnie się zatrzymała. Jeśli tam był włamywacz, to oczywiste było, że usłyszałby rozmowę przez telefon. Mogła uciec tylnymi drzwiami, ale wtedy mógł swobodnie okraśc nie tylko kasę kafeterii, ale i mieszkanie. Przygryzła nieco wargę. Był pewien sposób, by wezwać pomoc... Michael?, odpowiedziała jej cisza, Michael? W tym momencie rozległ się trzask, a ona przerażona podskoczyła. Oddech już się urywał. Stała jak sparaliżowana, czując kolejne dawki rozpaczliwego strachu napływające do niej. Łzy zgromadziły się pod powiekami. Michael proszę!, jej głos był już błagalny.
Co jest?, miała wrażenie, że nie był zbyt przytomny. Od razu w odpowiedzi usłyszała, Spałem. Nie sądziłem, że to działa też przez sen, mruknął nie bardzo zadowolony z tego faktu, Zbudziłaś mnie, więc może powiesz o co chodzi? Przymknęła powieki. Nie przypuszczała nawet, że jego głos może kiedykolwiek przynieść jej tyle ulg. Poczucia bezpieczeństwa. Kolejny trzask! Ktoś usilnie mocował się z kasą. Następna fala obezwładniającego strachu przetoczyła się przez jej żyły, docierając jednym impulsem do niego. Liz?, tym razem jego głos barwił się troską i strachem. Ktoś się tu włamał, odpowiedziała z wahaniem, jakby bojąc się, że złodziej może usłyszeć jej myśli, Jestem sama i...
Zaraz będę, od razu przerwał, Idź do siebie do pokoju, szybko.
* * *
Momentalnie ruszyła w kierunku schodów na górę. I wtedy drzwi od zaplecza się otworzyły. Wysoki mężczyzna zatrzymał się w pół kroku, zimny wzrok utkwiony w niej. Sekundy zdawały się zamarzać i dłużyć. Jeden impuls i napastnik rzucił się w jej kierunku. Zaczęła szybko wbiegać po schodach. Runęła jednak na ziemię, kiedy chwycił ją za kostkę. Silne ręce z łatwością uniosły jej ciało, targając nim i uderzając o ścianę. Wyrywała się z całych sił, usiłując odepchnąć go. Pzanokcie wpiły się w jego naskórek wytaczając spod niego krew. Mężczyzna zaklął, szarpiąc nią mocniej. Pchnął ją w stronę ściany. Uderzyła głową o mur. Ostry ból w czaszce napiłą wszystkie nerwy, pulsując po całym ciele. Przed oczami pociemniało, a ona osunęła się powoli w dół.
- Wstawaj, suko – chropowaty głos przedarł się przez migrenę
Pociągnął ją za włosy. Kolejny tępy ból przebił jej głowę, az odchyliła ją do tyłu. Z ust wydobyły się omdlałe jęki. Ledwo utrzymywała się na nogach. Poczuła jak ciało ponownie ląduje przy ścianie, tym razem przyparte czymś. Kimś. Zacisnęła mocno powieki, kiedy szosrtka dłoń przesunęła się po jej brzuchu. Proszę nie, nawet nie potrafiła tego wypowiedzieć na głos, Nie.
Cialo osunęło się w dół, gdy nagle napór zniknął. Nabrała głęboko powietrza, powoli otwierając oczy. Wszystko było rozmazane. Pulsujący ból w czaszce nieustannie wydzierał z niej jęki. Dostrzegła jakąs postać, która najwyraźniej odciągnęła od niej napastnika. Słyszała szarpaninę, coś się stłukło, aż na chwilę zapanowała cisza i ktoś wyszedł. A może raczej wypadł dzrwiami. Czyjeś ciało przykucnęło przy niej. Momentalnie podciągnęła kolana do siebie, odsuwając się.
- Liz – miękki głos rozpłynął się w jej głowie
Znajomy głos. Usiłowała się skupić, żeby rozpoznać kto to. Ale drażniący szmer w czaszce skutecznie jej to uniemożliwiał. Liz, ten sam głos przebił się przez ból. Michael, z ulgą wypowiadała w myślach to imię. Nie podejrzewała, że będzie to kiedykolwiek robić z takim ukojeniem i półuśmiechem. Rozchyliła usta, żeby coś powiedzieć, ale przerwał jej nim wydobyła z siebie dźwięk.
- Shh – ciepłe dłonie przesunęły się lekko po jej ramionach – Już dobrze.
Przytaknęła nieco głową, chociaż zabolało całe ciało przy tak drobnym ruchu. Świetnie. Pewnie miała wstrząs mózgu. Michael, usiłowała przedrzeć się przez własną migrenę, Uderzyłam się w głowę. Chyba mam wstrząs... Nie dokończyła, czując jak wsuwa rękę pod jej kolana, a drugie ramię na jej plecy. Delikatnie uniósł ją do góry, a ona momentalnie przylgneła do niego.
Nie miała siły, żeby wspinać się po schodach na własnych nogach, więc ten jeden raz mogła pozwolić sobie na coś takiego. W dodatku wciąż tkwił w niej strach, że napastnik może wrócić. Nie chciała zostawać sama. Wsparła obolałą głowę o ramię Michaela, spokojnie oddychając. Dziękuję, mruknęła czując jak senność wypełnia jej ciało, Gdybyś nie przyszedł... Wolała nie myśleć o tym, co mogło sie stać. Co na pewno by się stało. Ciałem wstrząsnął zimny dreszcz. Nic nie mów, przerwał jej, otwierając drzwi do jej pokoju. Przecież nie mówię, tylko myślę, usiłowała się zaśmiać. Jego to jednak nie bawiło. Zmarszczył brwi, spoglądając na nią. Miała zamknięte oczy, więc posyłanie zimnych spojrzeń było nieskuteczne. Więc przestań myśleć, fuknął, układając ją na łóżku, Masz uraz głowy. Ponownie poruszyła głową, przytakując. Lekko ziewnęła, wygodnie rozkładając się na pościeli. Świadomość już powoli odpływała. O nie Parker, łóżko skrzypnęło, gdy Michael usiadł obok niej, szturchając nią, Nie możesz zasnąć jeśli masz wstrząs mózgu. Mruknęła coś, obracając się na drugi bok. Chciała spać. Była zmęczona. Musiała spać.
Michael westchnął. W końcu sam ułożył się obok niej i delikatnie przysunął jej ciało do siebie. Nie będziesz spać, dłonią dotknął jej głowy. Błysk. Nie było żadnych wizji, tylko ból przepływający przez ich ciała.
- Aaa! - palce Liz zacisnęły się gwałtownie na jego koszulce
Wcześniej chyba była zbyt oszołomiona, by odczuć ten ból, ale teraz wszystko się odezwało. No tak, w końcu napastnik był mężczyzną. Na kostce, ramieniu, brzuchu pojawiły się palące ślady. Michael, otworzyła oczy niepewnie, Czy możesz... um... Uniósł się nieco. Ciepłe palce musnęły najpierw jej kostkę. Po kilku sekundach przesunął dłoń na kolejne rany. Na końcu palce zaczęły powolnie masować jej skronie.
- Mhm – nie mogła powstrzymać mruknięcia ulgi
Niesamowite jak jego dotyk odbierał wszelki ból i pozostawiał dziwny... niedosyt. Podsunęła się bliżej niego, ponownie zamykając oczy. Oboje leżeli w ciszy, dopóki ponownie nie zaczęła zasypiać. Nie śpij Parker, nie miał zamiaru pozwolić jej zasnąć. Przy takim urazie mogłaby się już nie obudzić, a nie był pewien czy jedo pseudoleczenie pomogło. Ja mam imię, odpowiedział mu senny pomruk, Guerin. Kąciki jego ust uniosły się lekko, I co z tego? Westchnęła. Nie miała w sobie sił na kolejne starcie z jego złośliwością. Chociaż wpadł jej do głowy pewien ciekawy pomysł... Dobrze, miała nadzieję, że nie widzi jak diabelny uśmieszek rozjaśnia się na jej ustach, Możesz na mnie mówić Parker. Ale ja będę cię nazywać... moim Aniołem.
- Co?! - nie mógł opanować szoku
Uniósł głowę, wbijając w nią wzrok. Nie był wściekły, tylko... zaskoczony. Nikt nigdy tak do niuego nie mówił. Nawet w zbliżony sposób. I nie był żadnym aniołem. Po prostu chronił ich wszystkich. Taka była jego rola. Co ona sobie... Cholera, ona chichotała.
- Nie jestem aniołem, Parker – mruknął z pewną odrazą – Bogiem seksu owszem – podrapał się w brew – Ale nie aniołem.
Nie mogła powstrzymac perlistego śmiechu. Nawet nie podejrzewała, że wywoła taką reakcję. To było nawet zabawne. Milcz, tym razem już wyraźna była struna gniewu. Jeśli będę cicho, to zasnę, stwierdziła spokojnie. Jęknął. Wiedziała, że miała rację. Dlaczego on zawsze musiał wpakować się w jakieś dziwne, męczące sytuacje własnie z nią? Dobra, zamknął oczy, Mów. Jakoś tak naturalnie jej głowa spoczęła na jego klatce piersiowej, gdy jego ramię powedrowało dokoła niej. Co mam mówić? Wruszył ramionami, Cokolwiek. Bylebyś nie zasnęła.
c.d.n.
Jeśli mogę coś powiedzieć, to już ja mam pomysł, jak Michael ma sprawić, żeby Liz nie zasnęła
Świntuch ze mnie, co?
Część mi się baaardzo podobała To zaufanie, bezpieczeństwo, troska Michaela o Liz... i odwrotnie. Michael przyleciał jak na skrzydłach do Liz a Liz właśnie jego wezwała... Wprawdzie nie miała wielkiego wyboru ale wiemy, jak się poczuła na jego widok. To już do czegos prowadzi
Nie mogę się doczekać dwóch następnych części
Świntuch ze mnie, co?
Część mi się baaardzo podobała To zaufanie, bezpieczeństwo, troska Michaela o Liz... i odwrotnie. Michael przyleciał jak na skrzydłach do Liz a Liz właśnie jego wezwała... Wprawdzie nie miała wielkiego wyboru ale wiemy, jak się poczuła na jego widok. To już do czegos prowadzi
Nie mogę się doczekać dwóch następnych części
"Wszyscy leżymy w rynsztoku,
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
- Galadriela
- Zainteresowany
- Posts: 333
- Joined: Sun Jul 13, 2003 1:41 pm
- Contact:
No i co ona by zrobiła bez tego Michaela??
Nowa postać, wzorowana na Portmanównie?? Nie przepadam za nią, ale skoro _liz twierdzi, że to będzie sympatyczna i pozytywna postać ....
I coś co wzbogadzi (mam nadzieję, mój ubogi komentarz)
Właśnie się zorientowałam, że to pierwsze poalrki jakie zrobilam, i narazie jedyne. WSTYD
Nowa postać, wzorowana na Portmanównie?? Nie przepadam za nią, ale skoro _liz twierdzi, że to będzie sympatyczna i pozytywna postać ....
I coś co wzbogadzi (mam nadzieję, mój ubogi komentarz)
Właśnie się zorientowałam, że to pierwsze poalrki jakie zrobilam, i narazie jedyne. WSTYD
Oj tam zaraz świntuch... Ale pomysły to ty masz... skuteczneJeśli mogę coś powiedzieć, to już ja mam pomysł, jak Michael ma sprawić, żeby Liz nie zasnęła
Świntuch ze mnie, co?
Nie no z tym aniołem to Liz wypaliła Aż mi szkoda, że nie widziałam miny Michaela. Zostały mi tylko oczy wyobraźni... He he he
Galadriela śliczne fan arty
A co z kasą ??
Ciekawa rzecz z tym zasypianiem przy urazie mózgu. Mówi sie przecież, że sen to zdrowie, a w tym przypadku jest na odwrót.
Co do Nat, za mało na razie o niej, żebym się zdecydowała czy ta postać podoba mi sie czy nie. Nie mam natomiast zastrzeżeń co do scem Michael-Liz. Czym więcej ich tym lepiej . Tym bardziej jeśli są tak ciekawie i obrazowo opisane.
Co do Nat, za mało na razie o niej, żebym się zdecydowała czy ta postać podoba mi sie czy nie. Nie mam natomiast zastrzeżeń co do scem Michael-Liz. Czym więcej ich tym lepiej . Tym bardziej jeśli są tak ciekawie i obrazowo opisane.
Śmieszne? Poczekajcie tylko, aż przeczytacie dzisiejszy rozdział Może to brak skromności, ale w moim mniemaniu 10 jest... genialna! Zwłaszcza jeśli zaczniecie sobie wszystko wyobrażać, co się działo. Hehe. I słowo "anioł" zacznie odgrywać pewną rolę w kolejnych rozdziałach... zabawną rolę. I będzie dość zabawnie aż do 12 (włącznie), chociaż cały czas przeplata się to z pewnyą podświadomą troską. Trzba ją po prostu wyłapać.
Miłego czytania i mam nadzieję zabawy!
10.
Otworzył oczy. Światło dzienne wypełniało cały pokój. Cholera!, poderwał głowę, spoglądając na Liz. Zasnął. A jeśli on zasnął, to ona zapewne również. Nie denerwuj się tak, jej spokojny głos rozpłynął się w jego głowie. Uważne spojrzenie prześlizgnęło się po jej twarzy. Zamknięte oczy, równomierny oddech. Wyglądała, jakby spała. W dodatku tuż obok niego, z głową na jego klatce piersiowej. Nie spałam, wyjaśniła otwierając powieki, Ale ty zasnąłeś. Nic nie odpowiedział. Dziwnie się czuł. Oto budził się w pokoju Liz Parker, na jej łóżku, z nią ułożoną ufnie obok niego. To nie było nawet dziwne. To było przerażające. Przerażające jak przyjemne uczucie to niosło, jak dobre się wydawało. A przecież nie powinno. Jego krew nie powinna się rozgrzać, jego serce nie powinno przyspieszyć, usta nie powinny chcieć sie uśmiechnąć. Przesunął powoli wzrok po całym jej ciele. I dlaczego do cholery teraz nagle widział w niej nie zwykłą Liz, ale... kobietę?! Momentalnie obrócił głowę, by nie dać się przyłapać na spoglądaniu na idealne, drobne ciałko. Mruknęła coś i podsunęła się wyżej, w końcu unosząc ciało do siadu.
Zamrugała lekki i ziewnęła. Nie spała całą noc, ale to nie znaczyło, że nie była w ogóle senna. Przeciwnie. Podejrzewała, że tej nocy zaśnie jak dziecko, ścięta z nóg. Nie było już bólu. Głowa całkowicie wyleczona i napełniona dziwnie lekkimi myślami. Siedziała w ciszy. Obróciła głowę, wbijając wzrok w Michaela. Leżał nieruchomo, wgapiając się w drzwi do jej łazienki. Zmrużyła oczy. Wiedziała, że się nad czymś zastanawia. W dodatku bardzo intensywnie. Ale nic nie słyszała. Nic przez nią nie przepływało.
- Blokujesz mnie – powiedziała na głos
To ściągnęło jego uwagę. Spojrzał na nią, jakby nieprzytomnie, po czym uniósł brwi w lekkim znudzeniu.
- I co z tego? - zapytał z kpiną
- To nie fair – zabrzmiała jak mała, niezadowolona dziewczynka
Najwyraźniej go tym rozbawiła. Zachichotał i pokręcił głową, wstając. Była uparta. Tylko dlaczego uparła się, by pozostać z nim w tej dziwnej więzi? Oburzona mina szybko przeszła w całkiem inny wyraz twarzy. Poczuł lekką urazę i zakłopotanie. I to płynęło od niej. Ze zdumieniem podszedł do niej, pochylając się nieznacznie.
- Tobie nie chodzi o to, że nie możesz czytać moich myśli – leniwy uśmieszek rozpłynął się na jego ustach – Boisz się, że ja mogę czytać twoje.
Przez chwilę milczała, tępo się w niego wpatrując. A raczej w jego usta, gdy to wypowiadał. Nagle w ułamku skundy zareagowała.
- Pft! - prychnęła, krzyżując ramiona
Ale Michael nie odpuszczał. Może i usiłowała to ukryć, zbyć go nagłą obojętnością. Może i jej to wychodziło całkiem dobrze. Jednak on czuł doskonale to wahanie, którego nie mogła ukryć. On wiedział. Zawsze wiedział. Pochylił się jeszcze bardziej, zniżając nieco głos.
- Przyznaj się Parker – jego ton był półszeptem – O czym takim myślisz, że nie chcesz bym to wiedział? Jakie grzeszne wyobrażenia kołatają się w tej główce? - jego oddech musnął jej policzek
Siedziała na skraju łóżka jak zahipnotyzowana. Oczy na wpół przymknięte śledziły każdy ruch jego warg. Ciało wypełniło dziwne ciepło, czując jego obecność. Nie mogła powstrzymać rodzącej się wewnątrz niej chęci, by zasmakować jego ust, wypowiadających te drażniące słowa. Musiała szybko reagować, nim to uczucie przedostanie się do niego.
- Chrzań się – warknęła, przesuwając spojrzenie w odległy kąt pokoju
- Całujesz Maxa tą niewyparzoną buzią? - jego usta znalazły się w niebezpiecznej odległości kilku milimetrów od jej warg
Wystarczyłoby tylko lekko unieść głowę... Fala goraca uderzyła do jej żył i musiała się gwałtownie zerwać, by uznał to za gniew a nie... pragnienie. Ale ledwie stanęła na nogach, kolana ugięły się, a ona zachwiała. Nie wiedziała, co się dzieje. Mięśnie w nogach słabły w dziwny sposób i nie mogła ustać o własnych siłach. Runęłaby prawdopodobnie na podłogę, gdyby silne ramię nie chwyciło jej w pasie asekuracyjnie. Na chwilę przylgnęła do jego ramienia, łapiąc oddech, poczym sama się wyprostowała.
- Zabieraj łapy – fuknęła, posyłając mu zimne spojrzenie
- Jak sobie chcesz – wzruszyła ramionami, odsuwając się od niej
Uniosła dumnie głowę. Skupiła się, by nie stracić ponownie równowagi. Nogi drżały, ale udawało jej się nie zachwiać. Skąd to się w ogóle brało? Przecież nic już nie bolało, nie miała urazu kręgosłupa. A jednak słabła, jakby coś odgradzało ją od dostępu energii i siły. Z pewnym wahaniem wykonała krok do przodu. Ale ciało znów sie zachwiało, kolana ugięły się, a Liz runęła na ziemię. Śmiech wypełnił jej głowę. Jego śmiech. Zacisnęła dłonie w pięści, zaklinając cicho pod nosem. Po kilku sekundach, w których próbowała się podnieśc, ciepłe dłonie uniosły ją z łatwością do góry.
- Zostaw mnie! - teraz naprawdę była wściekła
upokorzona i rozwścieczona. Oto była połączona nieznośną więzią z Michaelem Guerinem, najbardziej wkurzającym i bezczelnym chłopakiem pod słońcem. On czytał jej wszystkie myśli, a ona nie umiała tego zablokować. A teraz jeszcze nie potrafiła utrzymać się na nogach i bądź co bądź była zdana na jego pomoc. To wystarczające powody, żeby coś rozwalić i wyklinać.
- Jasne – jego głos był stanowczy – Ja cię puszczę, a ty znów polecisz – chwyił ją mocniej, chociaż się wyrywała – Jakkolwiek jest to zabawne, to zajmie wieczność nim wyjdziemy z tego pokoju.
- Mogę iść sama! - oparła dłonie o jego ramiona, z całych sił się odpychając
- Juz próbowałaś – mruknął ze znudzeniem
Zacisnął dłonie na jej talii z łatwością unosząc drobne ciało do góry. Jej jęk przeciął powietrze, ale zignorował to. Zachłysnęła się powietrzem, gdy przerzucił ja przez swoje ramię. Jakby nigdy nic ruszył w stronę wyjścia.
- Co ty wyprawiasz?! - usiłowała w jakiś sposób wywinąć się z tego objęcia
- Idziemy coś zjeść – odpowiedział spokojnie – Zgłodniałem.
Nie mogła uwierzyć, że to się działo naprawdę. Co on sobie wyobrażał? Zachowywał się jak jakiś neandertalczyk. A ona nie mogła się nawet wyrwać. Gniew podsycony wstydem pompował gorącą krew do jej żył i napędzał adrenalinę. Michael doskonale odbierał jej uczucie i z pewnością go to bawiło. Nieustannie się wierciła i wyrywała, gdy schodzili po schodach.
- Puść mnie! Natychmiast Guerin!
Rozesmiał się tylko, ale nawet nie zareagował. Dopiero kiedy jej łokieć uderzył w tył jego głowy, warknął coś pod nosem, a potem zagroził:
- Uważaj, bo naprawdę cię puszczę. Tu i teraz.
- Nie odważysz się – syknęła
- Sama chciałaś... - jego dłonie zwolniły nieco uścisk na jej biodrach
Drobne ciało momentalnie przechyliło się i zaczęła zsuwać się w dół jego pleców, głową do przodu.
- Michael! - spanikowana chwyciła jego koszulkę, zaciskając na niej kurczowo palce
Ponownie się rozesmiał, błyskawicznie chwytając ją w pasie i chroniąc przed upadkiem. Odetchnęła z ulgą, powoli puszczając jego koszulkę. Może i była wdzięczna, że nie pozwolił jej upaść, ale nadal cała ta sytuacja absolutnie jej nie odpowiadała.
- Michael... - zgrzytnęła zębami, gdy zeszli na dół, a on skierował sie w stronę głównej sali
- O, Max i Isabel są – specjalnie ją poinformował o obecności przyjaciół
No tak. Świetnie. Jak zwykle pod nieobecność rodziców Jose i Agnes otwierali Crashdown. I tego dnia również otworzyli na czas, najwyraźniej nie zauważając bałaganu po włamywaczu. Miała nadzieję, że Michael postawi ją na ziemię, nim wyjdą na salę, ale kiedy drzwi skrzypnęły już wiedziała, że jest na to za późno. Cała się zarumieniła, czując zszokowane spojrzenia rodzeństwa Evans utkwione w nich. Co oni sobie musieli myśleć? Nie, wolała nie wiedzieć, co przemknęło przez ich głowy. Ale za to doskonale potrafiła sobie wyobrazić ich miny. I z pewnością nie było to rozbawienie.
- Zabiję cię – syknęła – Klnę się na Boga, że cię zabiję.
- Najpierw musiałabyś utrzymać się na nogach.
Mruknęła coś, nie mając siły nawet już się dalej sprzeczać. I tak już chyba bardziej upokorzona być nie mogła. Michael zatrzymał się przy stoliku, gdzie siedzieli Max z Isabel. Niewinny wyraz jego twarzy nie zmienił się ani pod wpływem zdumionego spojrzenia Issy ani pod naporem pełnego furii wzroku Maxa.
- Hej – przywitał się z lekkim uśmiechem
Oh, to naprawdę zaczynało się robić zabawne. Powoli zsunął Liz ze swojego ramienia, nie zwalniając jednak uścisku z jej bioder. Usadził rozwścieczoną brunetkę w boksie, siadając obok niej i jakby nigdy nic sięgnął po kartę dań.
Opuściła głowę. Policzki paliły niemiłosiernie. Nie była w stanie nawet się porządnie przywitać z Maxem. Wyobrażała sobie, co musiał teraz o niej myśleć. O tym wszystkim myśleć. I tak mu było ciężko, ale teraz chyba dosłownie rozpadał się wewnętrznie. Nie musiała na niego patrzeć, by to wyczuć. Michael rozłożył kartę dań, po czym zerknął na nią i z rozbrajającym spokojem zapytał:
- Co zamówimy... aniołku?
Liz zacisnęła powieki i odgarnęła dłonią splątane włosy, nasuwające się na twarz.
- Nienawidzę cię – syknęła
Kąciki jego ust uniosły się w złośliwym, ale wyraźnie zadowolonym uśmieszku. Cokolwiek ją bardziej złościło – fakt, że Max mógł ich teraz o cos podejrzewać czy myśl, że nazwał ją aniołkiem – robiło to skutecznie. Przesunął uważny wzrok po jej twarzy. Rumieńce pokrywały policzki, ciemne tęczówki iskrzyły niebezpiecznie, przez rozchylone usta wydobywały się obłoczki oddechu. Musiał przyznać, że wyglądała... niesamowicie. Kusząco.
- Michael – chłodny głos Maxa oderwał jego wzrok od zmieszanej Liz
Przesunął niechętnie spojrzenie na przyjaciela. Oj, Max nie był bynajmniej ani trochę zadowolony z tego, co widział. Ledwo powstrzymywał własny gniew, by nie rzucić się na Michaela i zapytać co tu się działo. Ale ze względu na Liz wolał trzymać nerwy na wodzy. Tylko jego morderczy wzrok wbijał się ostro w Michaela, dając mu tym samym do zrozumienia, że nie podoba mu się ta sytuacja. Ani jeden element mu się nie podobał. Michael jednak nie zareagował szczególnie. Uniósł jedną brew w lekceważącym wyrazie, po czym z obojętnością wyjaśnił:
- Ktoś się tu wczoraj włamał, więc musiałem z nią zostać – wolał pominąć fakt, że Liz miała uraz głowy i że gdyby się nie zjawił...
- Wszystko w porządku? - Max z przerażeniem i troską zwrócił się do niej
nie wiedział, że ktoś się włamał. Nikt mu nic nie powiedział. Liz nie zadzwoniła. A Jose otworzył Crashdown jak zawsze pod nieobecność Parkerów. Liz przytaknęła lekko głową, uśmiechając się. Przypomniała sobie, jak strasznie się bała tamtego wieczoru i jak wdzięczna była, że Michael tak szybko się zjawił.
- A czemu ją niosłeś? - Isabel nie mogła się powstrzymać
- Bo nie może się utrzymac na nogach – wzruszył ramionami – Cały czas ją ścina w dół. Co jest dość zabawne – uśmiechnął się
- Haha – mruknęła Liz
- Nie może ustać? - Max uniósł brwi w zdumieniu
- Aha – przytaknęła Liz z przygnębieniem – Jakby mnie coś blokowało. Brak dopływu energii – uśmiechnęła się nerwowo
Max uważnie na nią spojrzał, a potem przesunął wzrok na Michaela, który nadal studiował kartę dań. Chwila ciszy, Max westchnął.
- Michael, nie możesz jej blokować – nie podobało mu się, że to on musi im to wyjaśniać – Jeśli blokujesz więź, to przez to blokujesz jej energię.
Cała trójka, Isabel również, spojrzeli na niego ze zdumieniem. Szokiem wręcz.
- No co? - uniósł ręce – Rozmawiałem z Rzecznym Psem.
c.d.n.
P.S: A tutaj macie moje trzy skromne prace, wykonanie w natchnieniu tą częścią:
Miłego czytania i mam nadzieję zabawy!
10.
Otworzył oczy. Światło dzienne wypełniało cały pokój. Cholera!, poderwał głowę, spoglądając na Liz. Zasnął. A jeśli on zasnął, to ona zapewne również. Nie denerwuj się tak, jej spokojny głos rozpłynął się w jego głowie. Uważne spojrzenie prześlizgnęło się po jej twarzy. Zamknięte oczy, równomierny oddech. Wyglądała, jakby spała. W dodatku tuż obok niego, z głową na jego klatce piersiowej. Nie spałam, wyjaśniła otwierając powieki, Ale ty zasnąłeś. Nic nie odpowiedział. Dziwnie się czuł. Oto budził się w pokoju Liz Parker, na jej łóżku, z nią ułożoną ufnie obok niego. To nie było nawet dziwne. To było przerażające. Przerażające jak przyjemne uczucie to niosło, jak dobre się wydawało. A przecież nie powinno. Jego krew nie powinna się rozgrzać, jego serce nie powinno przyspieszyć, usta nie powinny chcieć sie uśmiechnąć. Przesunął powoli wzrok po całym jej ciele. I dlaczego do cholery teraz nagle widział w niej nie zwykłą Liz, ale... kobietę?! Momentalnie obrócił głowę, by nie dać się przyłapać na spoglądaniu na idealne, drobne ciałko. Mruknęła coś i podsunęła się wyżej, w końcu unosząc ciało do siadu.
Zamrugała lekki i ziewnęła. Nie spała całą noc, ale to nie znaczyło, że nie była w ogóle senna. Przeciwnie. Podejrzewała, że tej nocy zaśnie jak dziecko, ścięta z nóg. Nie było już bólu. Głowa całkowicie wyleczona i napełniona dziwnie lekkimi myślami. Siedziała w ciszy. Obróciła głowę, wbijając wzrok w Michaela. Leżał nieruchomo, wgapiając się w drzwi do jej łazienki. Zmrużyła oczy. Wiedziała, że się nad czymś zastanawia. W dodatku bardzo intensywnie. Ale nic nie słyszała. Nic przez nią nie przepływało.
- Blokujesz mnie – powiedziała na głos
To ściągnęło jego uwagę. Spojrzał na nią, jakby nieprzytomnie, po czym uniósł brwi w lekkim znudzeniu.
- I co z tego? - zapytał z kpiną
- To nie fair – zabrzmiała jak mała, niezadowolona dziewczynka
Najwyraźniej go tym rozbawiła. Zachichotał i pokręcił głową, wstając. Była uparta. Tylko dlaczego uparła się, by pozostać z nim w tej dziwnej więzi? Oburzona mina szybko przeszła w całkiem inny wyraz twarzy. Poczuł lekką urazę i zakłopotanie. I to płynęło od niej. Ze zdumieniem podszedł do niej, pochylając się nieznacznie.
- Tobie nie chodzi o to, że nie możesz czytać moich myśli – leniwy uśmieszek rozpłynął się na jego ustach – Boisz się, że ja mogę czytać twoje.
Przez chwilę milczała, tępo się w niego wpatrując. A raczej w jego usta, gdy to wypowiadał. Nagle w ułamku skundy zareagowała.
- Pft! - prychnęła, krzyżując ramiona
Ale Michael nie odpuszczał. Może i usiłowała to ukryć, zbyć go nagłą obojętnością. Może i jej to wychodziło całkiem dobrze. Jednak on czuł doskonale to wahanie, którego nie mogła ukryć. On wiedział. Zawsze wiedział. Pochylił się jeszcze bardziej, zniżając nieco głos.
- Przyznaj się Parker – jego ton był półszeptem – O czym takim myślisz, że nie chcesz bym to wiedział? Jakie grzeszne wyobrażenia kołatają się w tej główce? - jego oddech musnął jej policzek
Siedziała na skraju łóżka jak zahipnotyzowana. Oczy na wpół przymknięte śledziły każdy ruch jego warg. Ciało wypełniło dziwne ciepło, czując jego obecność. Nie mogła powstrzymać rodzącej się wewnątrz niej chęci, by zasmakować jego ust, wypowiadających te drażniące słowa. Musiała szybko reagować, nim to uczucie przedostanie się do niego.
- Chrzań się – warknęła, przesuwając spojrzenie w odległy kąt pokoju
- Całujesz Maxa tą niewyparzoną buzią? - jego usta znalazły się w niebezpiecznej odległości kilku milimetrów od jej warg
Wystarczyłoby tylko lekko unieść głowę... Fala goraca uderzyła do jej żył i musiała się gwałtownie zerwać, by uznał to za gniew a nie... pragnienie. Ale ledwie stanęła na nogach, kolana ugięły się, a ona zachwiała. Nie wiedziała, co się dzieje. Mięśnie w nogach słabły w dziwny sposób i nie mogła ustać o własnych siłach. Runęłaby prawdopodobnie na podłogę, gdyby silne ramię nie chwyciło jej w pasie asekuracyjnie. Na chwilę przylgnęła do jego ramienia, łapiąc oddech, poczym sama się wyprostowała.
- Zabieraj łapy – fuknęła, posyłając mu zimne spojrzenie
- Jak sobie chcesz – wzruszyła ramionami, odsuwając się od niej
Uniosła dumnie głowę. Skupiła się, by nie stracić ponownie równowagi. Nogi drżały, ale udawało jej się nie zachwiać. Skąd to się w ogóle brało? Przecież nic już nie bolało, nie miała urazu kręgosłupa. A jednak słabła, jakby coś odgradzało ją od dostępu energii i siły. Z pewnym wahaniem wykonała krok do przodu. Ale ciało znów sie zachwiało, kolana ugięły się, a Liz runęła na ziemię. Śmiech wypełnił jej głowę. Jego śmiech. Zacisnęła dłonie w pięści, zaklinając cicho pod nosem. Po kilku sekundach, w których próbowała się podnieśc, ciepłe dłonie uniosły ją z łatwością do góry.
- Zostaw mnie! - teraz naprawdę była wściekła
upokorzona i rozwścieczona. Oto była połączona nieznośną więzią z Michaelem Guerinem, najbardziej wkurzającym i bezczelnym chłopakiem pod słońcem. On czytał jej wszystkie myśli, a ona nie umiała tego zablokować. A teraz jeszcze nie potrafiła utrzymać się na nogach i bądź co bądź była zdana na jego pomoc. To wystarczające powody, żeby coś rozwalić i wyklinać.
- Jasne – jego głos był stanowczy – Ja cię puszczę, a ty znów polecisz – chwyił ją mocniej, chociaż się wyrywała – Jakkolwiek jest to zabawne, to zajmie wieczność nim wyjdziemy z tego pokoju.
- Mogę iść sama! - oparła dłonie o jego ramiona, z całych sił się odpychając
- Juz próbowałaś – mruknął ze znudzeniem
Zacisnął dłonie na jej talii z łatwością unosząc drobne ciało do góry. Jej jęk przeciął powietrze, ale zignorował to. Zachłysnęła się powietrzem, gdy przerzucił ja przez swoje ramię. Jakby nigdy nic ruszył w stronę wyjścia.
- Co ty wyprawiasz?! - usiłowała w jakiś sposób wywinąć się z tego objęcia
- Idziemy coś zjeść – odpowiedział spokojnie – Zgłodniałem.
Nie mogła uwierzyć, że to się działo naprawdę. Co on sobie wyobrażał? Zachowywał się jak jakiś neandertalczyk. A ona nie mogła się nawet wyrwać. Gniew podsycony wstydem pompował gorącą krew do jej żył i napędzał adrenalinę. Michael doskonale odbierał jej uczucie i z pewnością go to bawiło. Nieustannie się wierciła i wyrywała, gdy schodzili po schodach.
- Puść mnie! Natychmiast Guerin!
Rozesmiał się tylko, ale nawet nie zareagował. Dopiero kiedy jej łokieć uderzył w tył jego głowy, warknął coś pod nosem, a potem zagroził:
- Uważaj, bo naprawdę cię puszczę. Tu i teraz.
- Nie odważysz się – syknęła
- Sama chciałaś... - jego dłonie zwolniły nieco uścisk na jej biodrach
Drobne ciało momentalnie przechyliło się i zaczęła zsuwać się w dół jego pleców, głową do przodu.
- Michael! - spanikowana chwyciła jego koszulkę, zaciskając na niej kurczowo palce
Ponownie się rozesmiał, błyskawicznie chwytając ją w pasie i chroniąc przed upadkiem. Odetchnęła z ulgą, powoli puszczając jego koszulkę. Może i była wdzięczna, że nie pozwolił jej upaść, ale nadal cała ta sytuacja absolutnie jej nie odpowiadała.
- Michael... - zgrzytnęła zębami, gdy zeszli na dół, a on skierował sie w stronę głównej sali
- O, Max i Isabel są – specjalnie ją poinformował o obecności przyjaciół
No tak. Świetnie. Jak zwykle pod nieobecność rodziców Jose i Agnes otwierali Crashdown. I tego dnia również otworzyli na czas, najwyraźniej nie zauważając bałaganu po włamywaczu. Miała nadzieję, że Michael postawi ją na ziemię, nim wyjdą na salę, ale kiedy drzwi skrzypnęły już wiedziała, że jest na to za późno. Cała się zarumieniła, czując zszokowane spojrzenia rodzeństwa Evans utkwione w nich. Co oni sobie musieli myśleć? Nie, wolała nie wiedzieć, co przemknęło przez ich głowy. Ale za to doskonale potrafiła sobie wyobrazić ich miny. I z pewnością nie było to rozbawienie.
- Zabiję cię – syknęła – Klnę się na Boga, że cię zabiję.
- Najpierw musiałabyś utrzymać się na nogach.
Mruknęła coś, nie mając siły nawet już się dalej sprzeczać. I tak już chyba bardziej upokorzona być nie mogła. Michael zatrzymał się przy stoliku, gdzie siedzieli Max z Isabel. Niewinny wyraz jego twarzy nie zmienił się ani pod wpływem zdumionego spojrzenia Issy ani pod naporem pełnego furii wzroku Maxa.
- Hej – przywitał się z lekkim uśmiechem
Oh, to naprawdę zaczynało się robić zabawne. Powoli zsunął Liz ze swojego ramienia, nie zwalniając jednak uścisku z jej bioder. Usadził rozwścieczoną brunetkę w boksie, siadając obok niej i jakby nigdy nic sięgnął po kartę dań.
Opuściła głowę. Policzki paliły niemiłosiernie. Nie była w stanie nawet się porządnie przywitać z Maxem. Wyobrażała sobie, co musiał teraz o niej myśleć. O tym wszystkim myśleć. I tak mu było ciężko, ale teraz chyba dosłownie rozpadał się wewnętrznie. Nie musiała na niego patrzeć, by to wyczuć. Michael rozłożył kartę dań, po czym zerknął na nią i z rozbrajającym spokojem zapytał:
- Co zamówimy... aniołku?
Liz zacisnęła powieki i odgarnęła dłonią splątane włosy, nasuwające się na twarz.
- Nienawidzę cię – syknęła
Kąciki jego ust uniosły się w złośliwym, ale wyraźnie zadowolonym uśmieszku. Cokolwiek ją bardziej złościło – fakt, że Max mógł ich teraz o cos podejrzewać czy myśl, że nazwał ją aniołkiem – robiło to skutecznie. Przesunął uważny wzrok po jej twarzy. Rumieńce pokrywały policzki, ciemne tęczówki iskrzyły niebezpiecznie, przez rozchylone usta wydobywały się obłoczki oddechu. Musiał przyznać, że wyglądała... niesamowicie. Kusząco.
- Michael – chłodny głos Maxa oderwał jego wzrok od zmieszanej Liz
Przesunął niechętnie spojrzenie na przyjaciela. Oj, Max nie był bynajmniej ani trochę zadowolony z tego, co widział. Ledwo powstrzymywał własny gniew, by nie rzucić się na Michaela i zapytać co tu się działo. Ale ze względu na Liz wolał trzymać nerwy na wodzy. Tylko jego morderczy wzrok wbijał się ostro w Michaela, dając mu tym samym do zrozumienia, że nie podoba mu się ta sytuacja. Ani jeden element mu się nie podobał. Michael jednak nie zareagował szczególnie. Uniósł jedną brew w lekceważącym wyrazie, po czym z obojętnością wyjaśnił:
- Ktoś się tu wczoraj włamał, więc musiałem z nią zostać – wolał pominąć fakt, że Liz miała uraz głowy i że gdyby się nie zjawił...
- Wszystko w porządku? - Max z przerażeniem i troską zwrócił się do niej
nie wiedział, że ktoś się włamał. Nikt mu nic nie powiedział. Liz nie zadzwoniła. A Jose otworzył Crashdown jak zawsze pod nieobecność Parkerów. Liz przytaknęła lekko głową, uśmiechając się. Przypomniała sobie, jak strasznie się bała tamtego wieczoru i jak wdzięczna była, że Michael tak szybko się zjawił.
- A czemu ją niosłeś? - Isabel nie mogła się powstrzymać
- Bo nie może się utrzymac na nogach – wzruszył ramionami – Cały czas ją ścina w dół. Co jest dość zabawne – uśmiechnął się
- Haha – mruknęła Liz
- Nie może ustać? - Max uniósł brwi w zdumieniu
- Aha – przytaknęła Liz z przygnębieniem – Jakby mnie coś blokowało. Brak dopływu energii – uśmiechnęła się nerwowo
Max uważnie na nią spojrzał, a potem przesunął wzrok na Michaela, który nadal studiował kartę dań. Chwila ciszy, Max westchnął.
- Michael, nie możesz jej blokować – nie podobało mu się, że to on musi im to wyjaśniać – Jeśli blokujesz więź, to przez to blokujesz jej energię.
Cała trójka, Isabel również, spojrzeli na niego ze zdumieniem. Szokiem wręcz.
- No co? - uniósł ręce – Rozmawiałem z Rzecznym Psem.
c.d.n.
P.S: A tutaj macie moje trzy skromne prace, wykonanie w natchnieniu tą częścią:
Uwielbiam ten rozdział
Od początku do końca zabawny, po prostu genialny Michael jest niemożliwy i za to go tak uwielbiamy A najbardziej podobało mi się wejście Michaela z Liz do Crashdown Szkoda, że nie dane mi było widziec miny Maxa, ale mogę ją sobie wyobrazic Cudny widok Co do Maxa to zaczyna mnie chłopak drażnic, ale z tego co wiem już niedługo dostanie za wszystko
_liz fajniutkie bannerki
Od początku do końca zabawny, po prostu genialny Michael jest niemożliwy i za to go tak uwielbiamy A najbardziej podobało mi się wejście Michaela z Liz do Crashdown Szkoda, że nie dane mi było widziec miny Maxa, ale mogę ją sobie wyobrazic Cudny widok Co do Maxa to zaczyna mnie chłopak drażnic, ale z tego co wiem już niedługo dostanie za wszystko
_liz fajniutkie bannerki
Jeżeli dopiero 10 część ma być genialna to ja, aż się doczekać nie mogę:P Oddałabym chyba wszystko za to, żeby zobaczyć miny Maxa i Isabel Albo najlepiej całą część
Michael też nie może jej blokować
Maxio odrobił pracę domową? Pewnie zaraz zabłyśnie jakimś pomysłem, jak zrobić, żeby inni mogli ją dotykać albo cuś...
Czekamy na 10
Michael też nie może jej blokować
To samo pomyślałam A co to ma być?! Równe prawa! Ot co !Dobrze mu tak
Maxio odrobił pracę domową? Pewnie zaraz zabłyśnie jakimś pomysłem, jak zrobić, żeby inni mogli ją dotykać albo cuś...
Ten fragmen mi się najbardziej spodobał...- Co zamówimy... aniołku?
Liz zacisnęła powieki i odgarnęła dłonią splątane włosy, nasuwające się na twarz.
- Nienawidzę cię – syknęła
Czekamy na 10
Elip, TO była 10
Mnie się najbardziej podobał ostatni fragment. Baaardzo fajnie, naprawdę Teraz Michael nie może blokować Liz, hehe Już się nie mogę doczekać konsekwencji
_liz, stwierdzam (a raczej potwierdzam ), że jesteś O-KRUT-NA
Z drugiej strony, ciekawe co Michael na to. Może to i jest zabawne, ale tak na dłuższą metę... można zwariowac
Mnie się najbardziej podobał ostatni fragment. Baaardzo fajnie, naprawdę Teraz Michael nie może blokować Liz, hehe Już się nie mogę doczekać konsekwencji
_liz, stwierdzam (a raczej potwierdzam ), że jesteś O-KRUT-NA
Z drugiej strony, ciekawe co Michael na to. Może to i jest zabawne, ale tak na dłuższą metę... można zwariowac
"Wszyscy leżymy w rynsztoku,
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
Tak, najlepsze w tej części było to, że Liz nie mogła chodzić .
No i to wszystko z tym związane co napisały dziewczyny.
Zdziwił mnie trochę Max z tą swoją wiedzą. Mimo wszystko troszczy się o Liz .
Następna część powinna być jeszcze lepsza, skoro Michael nie będzie mógł blokować Liz.
No i to wszystko z tym związane co napisały dziewczyny.
Zdziwił mnie trochę Max z tą swoją wiedzą. Mimo wszystko troszczy się o Liz .
Następna część powinna być jeszcze lepsza, skoro Michael nie będzie mógł blokować Liz.
Czytaj między wierszami...
Who is online
Users browsing this forum: No registered users and 10 guests