Otwórz oczy

Piszesz? Malujesz? Projektujesz statki kosmiczne? Tutaj możesz się podzielić swoimi doświadczeniami.

Moderators: Olka, Hotaru, Hotori, Hypatia

User avatar
onar-ek
Pleciuga
Posts: 887
Joined: Mon Aug 30, 2004 4:40 pm
Location: Białystok
Contact:

Post by onar-ek » Sun Mar 20, 2005 3:27 pm

Galadriela wrote:onarek ale i tak mamy przewagę!! :lol:
Tak to mnie cieszy 8) Jestem okrutna :lol:

Jak zawsze prześliczny bannerek Galadriela 8) Nic dodac nic ując uwielbiam Twoje prace oby takich więcej 8) Bo chyba mogę liczyc na kolejne? 8)

Maleństwo... Musisz jeszcze pocwiczyc z nazwijmy to 'wtapianiem' postaci w tło oraz samym 'wycinaniem' i wklejaniem w inne tło... Więc do dzieła :)

_liz
Fan...atyk
Posts: 1041
Joined: Fri Aug 15, 2003 4:07 pm
Location: Wrocław
Contact:

Post by _liz » Sun Mar 20, 2005 7:11 pm

Galadrielu niesamowity banerek :D Maleństwo musisz troszkę potrenować, ale nie martw się, na pewno szybko się wprawisz.

Wiem, że troszkę czekaliście na kolejną część, ale byłam zbyt pochłonięta HOS, Balansem i całą resztą. Jednak dzisiaj to nadrabiam 8) Kolejna część mieszana - nieco lekka (zarumieniona powiedziałabym, hehe), ale też z drastycznymi momentami...

Alec rzeczywiście zaczyna mieć nieco dziwne podejście do Liz. Może nawet za bardzo chce ją chronić... No, ale ja spoilerować nie będę! ha! Zdradzę wam tylko, że w części kolejnej pojawi się Max Evans :twisted: A żeby podsycić wasza ciekawość, dodam, że zastanie Liz i Aleca w bardzo, bardzo, baaaardzo ciekawej sytuacji...




8.

Przekręciła się na bok, leniwie otwierając oczy. Drobnymi półcichymi kroczkami ból głowy zaczął się przeradzać w hałasliwe tąpnięcia, które rozrywały na kawałeczki jej czaszkę. Jakby ktoś ogromnym młotem uderzał o sklepienie jej głowy, miażdżąc mózg i wysączając z niej wszelkie ośrodki kojarzenia. Spierzchnięte usta rozchylały się, jakby w ostatnim akcie sił poszukując desperacko kropli wody. Jama usta niczym sahara, w które każdy oddech grzązł jak piasek. Mięśnie dziwnie bolały, jakby jeszcze senne. Nic dziwnego. Po takiej dawce alkoholu cud, że jeszcze miała siły otworzyć oczy. Pamiętała wielokrotnie powtarzane ostrzeżenia, że przede wszystkim nie pije się na pusty żołądek, a poza tym powinno zachować się pewną proporcję między wielkością ciała, a ilością drinków. Jakoś tak zapomniała o tym.

Jakoś tak... Po całej sprzeczce z Marią po prostu musiała zapomnieć. Chciała zapomnieć. I znała na to jeden sposób. Wlewała w siebie kolejne kolorowe drinki, aż wszystko w jej głowie zaczęło wirować. I ona sama zaczęła wirować. Na parkiecie. Jej własny śmiech, uczucie lekkości i nieustanny rytm wbijający się w jej serce. A potem... zaraz, co było potem? Obróciła się na plecy, wyciągając ręce spod kołdry i przeciągając się. Stop! Zamrugała niepewnie. Czuła dziwną lekkość na skórze, zupełnie jakby nie miała na sobie ani skrawka materiału. Przełknęła ślinę. Nigdy nie spała nago ani w samej bieliźnie, dlaczego więc... Zmusiła się wszystkimi siłami do przypomnienia sobie, co się działo dalej. Taniec. Szalony taniec, gdy grawitacja przestawała mieć znaczenie a ona sama ulatywała z daleka od problemów. Kilku rozesmianych chłopaków wokół niej. A potem ten zimny, ganiący wzrok. Zielony wzrok. Alec. Momentalnie podniosła się do siadu, okrywając własne ciało szczelniej kołdrą. Wyprowadził ją z klubu, pamiętała to. I to, że ją niósł. Tylko potem wszystko się jakoś tak urywało dziwnie.

Drzwi skrzypnęły. Spojrzała w stronę swojej łazienki, z której właśnie wychodził zielonooki mężczyzna. Bez koszulki. Miała wrażenie, że słabnie. Serce podjechało do gardła, przestając na chwilę bić. Oddech zatrzymał się w płucach. Umysł wypełniła tylko jedna alarmująca myśl. Czuła jak rumieńce zalewają jej policzki. O Boże! Leżała na wpół naga w łóżku, z jej łazienki wychodził na wpół nagi Alec, wczoraj była niesamowicie wstawiona, on ją odprowadzał do domu... To mogło oznaczać tylko jedno. Źrenice powiekszyły się w szoku i rozpaczy, ciemne tęczówki roziskrzyły się przerażeniem. Usta rozchylone, mamrotały coś, nie potrafiąc skonstrułować odpowiedniego pytania. A on zatrzymał się w pół kroku i spojrzał na nią ze zdumieniem. Jak na skacowaną osobę przypominała raczej maleńką istotę przestraszoną po granice możliwości. „Dzień dobry” powitał ją, unosząc lewy kącik ust nieco do góry. Nadal nie odpowiadała, tylko wgapiała się w niego, jakby w ten sposób miała się wszystkiego dowiedzieć. Tej ogromnej katastrofy. „Alec” niepewnie wymamrotała jego imię. „Hmm?” spojrzał na nią, unosząc brwi.

Zaczęła niespokojnie przesuwać wzrok po jego ciele. Nie mogła po prostu się powstrzymać. Kiedy jego uśmieszek stał się wręcz tryumfalny, zamknęła błyskawicznie powieki. Nie pamiętała tego. A przecież gdyby jednak do czegoś doszło, to takiego ciała się nie zapominało. Stop! Znów myśli krązyły nie tam gdzie trzeba. Po prostu nie czuła na swoim ciele żadnego śladu, który mógłby ją informować o tym, że jednak zrobiła coś czego nie powinna. Był tylko jeden sposób, by się naprawde przekonać o tym, czy miała rację. „Alec” nabrała głęboko powietrza, nie otwierając oczu „Czy my... czy... um... w nocy...”. Nie potrafiła się wysłowić. Policzki pokrywały się coraz intensywniejszym pąsem. Zaskoczony całkowicie tym pytaniem, uniósł brwi w zdumieniu. Ostatniej nocy była niesamowicie wstawiona, prawie nic nie pamiętała i posądzała go o to, że wykorzystał to? No jak miło. Widać reputację i tutaj sobie zaczynał wyrabiać. Nie. Nie tknął jej, chociaż może miał na to ogromną ochotę. Chociaż kusiło go. Zwłaszcza, gdy jej wilgotne usta przesuwały się po jego szyi. Westchnął, mając zamiar jej odpowiedzieć, żeby przestała się zadręczać. Ale z drugiej strony... diabelny uśmieszek wpełzł na jego usta. „Cóż” zaczął toczyć miękko słowa na języku „Ta noc będzie na pewno niezapomniana”

Jęknęła. Ukryła twarz w dłoniach, mając wrażenie, że za chwilę spod powiek wytoczy sie fala łez. A jego głos nadal rozpływał się w jej uszach „Wirowałaś tak w tym tańcu.” podszedł bliżej, siadając na skraju łóżka „A potem jak do mnie przylgnęłaś...” chciała zacząć krzyczeć, błagać by przestał „Chociaż miałem pewien problem ze ściągnięciem twoich spodni” mruknęła coś, całkowicie tonąc we wstydzie i wyrzutach. „No a na koniec tak romantycznie... zwymiotowałaś na mnie” podsumował, nie kryjąc już rozbawienia. Przez chwilę jeszcze mamrotała coś sama do siebie, aż nagle przestała. Uniosła gwałtownie głowę, wbijając wzrok w jego twarz. Pełnia rozbawienia, szmaragdowe tęczówki wypełnione przewrotnymi chochlikami. Widząc jej minę, nie potrafił się już powstrzymać i roześmiał się. Rozchyliła usta w zdumieniu. Więc do niczego nie doszło. Nie doszło. Nic. „Do nieczego nie doszło” jeszcze niepewnie spojrzała na niego. Pokręcił głowę i spojrzał na nią z lekkim urazem „Oczywiście, że nie. Za kogo ty mnie masz?”. Ale nie odpowiedziała mu. Sięgnęła tylko po poduszkę, celując nią w niego „O ty!”. Błyskawicznie wykonał unik, uchylając się przed ciosem. W mgnieniu oka przesunął się bliżej, przypijając jej ciało do materaca.

Usiłowała się wyrwać, ale ciepłe palce trzymały jej nadgarstki w miejscu, reszta silnego ciała skutecznie blokowała jej ruchy. „Uratowałem cię przed kompromitacją, a ty we mnie poduszką rzucasz?” wyzywający błysk niebezpieczeństwa w jego oczach, wstrzymał na chwilę jej oddech. Nie mogła powstrzymać chichotu. „Rycerz się znalazł” mrukneła i pokazała język. Pochylił się nad nią bardziej, jego usta milimetry od jej ucha. „Nie kuś” melodyjny ton szeptu zmiękczył jej ciało i na chwilę zapomniała o tym, by się opierać. Rozchyliła usta, przesuwając je w jego stronę. Jak w zaproszeniu. Mógł skorzystać. W końcu teraz była trzeźwa. Sama wykonywała pierwszy krok. Spojrzał na nią uważnie... Zmysły napięły się zaalarmowane, a on sam błyskawicznie wstał. Trzeba było szybko przemieścić się do swojego pokoju. Max G. wstała.

* * *

„Sam widziałeś jak mnie potraktował” Maria chlipała nieustannie w ramię Alexa. Od ostatniego wieczoru prawie nie przestawała płakać. Ktoś śmiał kwestionować jej przyjaźń, obarczać ją takimi argumentami. A przecież on kochała Liz jak siostrę, nigdy by jej nie skrzywdziła i nikomu innemu nie dała jej skrzywdzić. Alex objął ją mocniej i westchnął. Była jego przyjaciółką, chciał ją móc pocieszyć, ale prawda była taka, że w kwestii wczorajszej sprzeczki sprzed klubu... popierał Aleca. „Maria” powiedział spokojnie „Liz wie, że ją kochasz i chcesz jej szczęścia. I ja też to wiem. Ale ostatnio...” to było naprawdę ciężkie, zwłaszcza znając wybuchowy charakterek Marii „Wydaje mi się, że w pewnym względzie Alec miał rację”. Oderwała się od niego momentalnie, ocierając chusteczką policzki. „Nie miał!” zaprotestowała, nie zwracając uwagi, że jej głos przykuł uwagę kilku klientów w Crashdown.

„Kocham Liz i chcę żeby była szczęsliwa. A jest szczęśliwa z Maxem. Po prostu... oni po prostu mają kryzys i...” zaczęła mamrotać. Sama zawsze podziwiała jak wspaniale stworzeni są dla siebie Max i Liz. Może momentami nawet zazdrościła tego uczucia. W każdej sytuacji potrafili siebie odnaleźć. Po wszystkich problemach. Nie mogła pozwolić na to, by przez chwilową depresję Liz odepchnęła to szczęście, na które zasłużyła. „Max ją kocha i zawsze będzie kochał. Tylko on da jej tyle szczęścia. I ona go kocha! Wiesz o tym Alex. Wiesz!” łzy przestawały spływać, a wracał dawny bojowy nastrój emocjonalnego huraganu DeLuca. Alex westchnął. To naprawdę było ciężkie. Nie mógł stanąć po żadnej ze stron, bo wtedy straci albo jedną albo druga przyjaciółkę. Nienawidził takich sytuacji. Ale jednak musiał ktoś wreszcie uświadomić Marii, co robiła źle. Chciała dobrze, w to niewątpił, ale przesadzała. Słowa Aleca, którymi ją wczoraj uraczył ostro ją zabolały, ale nawet przez chwilę nie dopuściła możliwości, że miał rację.

Położył dłoń na jej ramieniu, spoglądając w jej oczy. „Maria” nabrał powietrza „To jest życie Liz. Nie powinnaś się w nie wtrącać.” rozejrzał się uważnie, dostrzegając, że na dole pojawił się zielonooki, co mogło oznaczać ostrą walkę lada chwila „Ona sama musi sobie poukładać wszystko. A jeśli ona już nie chce być z Maxem? Takie jej prawo. Ona sama wie co czuje i...”

„Bzdury!” krzyknęła Maria i wstała „Nie macie o niczym pojęcia. Liz i Max to bratnie dusze!” to powiedziawszy obróciła się na pięcie i wyszła na zaplecze, nawet nie spoglądając na Aleca. Oczywistym było, że poszła na górę do Liz. Czy słusznie?

Alec usiadł beztrosko naprzeciwko Alexa. Jakby w ogóle nie przejmował się Marią, jej reakcją ani niczym innym. W swoim życiu stykał się już z róznymi osobami i charakterkami, a ten był chyba najbardziej irytujący. Zielone tęczówki patrzyły na Alexa z lekkim rozbawieniem i jakby politowaniem. Chyba mu współczuł takiej cieżkiej sytuacji. Jakby między młotem a kowadłem, cieżko było wybrać właściwą stronę. „Ona naprawdę chce dobra Liz” mruknał Alex, chcąc usprawiedliwić Marię. Zielonooki wzruszył tylko ramionami. Mało go obchodziło czego tak naprawdę chciała ta histeryczka. Fakt był taki, że wpędzała swoją osóbką brunetkę w stan niezłego załamania. Nie żeby miał jakiś szczególny interes w chronieniu Liz w jakikolwiek sposób, ale tak się to jakoś ułożyło. Prawdopodobnie ze względu na to kim była. Rodziną Logana. Chociaz z drugiej strony nie mógł zaprzeczyć, że coś w niej samej go fascynowało i przyciągało. Może niewyjasniony sekret a może po prostu niezwykle atrakcyjne ciało.

Sekret. Zerknął na Alexa. To był dobry sposób by dowiedzieć się czegoś więcej o tym wszystkim. Oparł łokcie o blat stołu i jakby od niechcenia zagadał „To co to za Max?” Alex uniósł brwi w zdumieniu, całkowicie zaskoczony takim pytaniem. Nie sądził chyba, że to moze interesować w jakikolwiek sposób zielonookiego. A jednak. Potrząsnął głową i chrząknął. „Umm... to chłopak Liz. Były chłopak” powiedział niepewnie. Jakby to wszystko ująć, żeby nie zdradzić niczego podejrzanego? „Taa. Tego się domyśliłem.” Alec przewrócił oczami „Pytam dlaczego się rozeszli. Żaden normalny facet o zdrowych zmysłach nie zostawiłby dziewczyny jak Liz” Stop! Skąd nagle takie przypuszczenie w jego ustach? Chyba atmosferka tego miasta zbytnio zaczęła mu się dawać we znaki. Alex podrapał się po głowie, nie bardzo wiedząc jak odpowiedzieć. „Hmm. Wszystko między nimi zaczęło się burzyć, gdy pojawiła się Tess.” nie patrzył Alecowi w oczy, tylko wbijał wzrok w blat, przypominając sobie wszystkie te zdarzenia „W końcu Liz nie wytrzymała i zostawiła Maxa.”

„Zostawiła go dla tej Tess?” szok nie miał granic. „Coś w tym rodzaju. Chociaż ja uważam, że ona miała już serdecznie dość tej gierki” głos Alexa zaczął drgać dziwnym gniewem. Nie na Liz. Nie na jej postępowanie. Ani na pytania Aleca. To był gniew na Maxa za to wszystko w co wciągnął Liz i co jej zrobił, jak zniszczył jej życie. „Kochała Maxa. Może nawet jeszcze kocha. Ale miała już dość. Wiesz... Liz to naprawdę silna dziewczyna. Wiele potrafi znieść i nie powie ani słowa, że boli. Tym razem to było ponad jej siły” a on sam nie umiał jej pocieszyć, ani nawet przyłożyć Evansowi. Nagle przerwał im krzyk.

„Nie!” Liz krzyknęła. Ten rozwścieczony głos na pewno był doskonale słyszany nawet na dole, w kafeterii. Ale musiała to z siebie wyrzucić. Schodziła wściekła po schodach na dół, ignorując Marię drepczącą nieustannie za nią. Pokłóciły się. Nie... jeszcze nie. Ale były tego bliskie. DeLuca pojawiła się w jej pokoju z uśmiechem pytając jak sie czuje. I gdy Liz juz sądziła, że się pogodzą, że wszystko sobie wyjasnią, ona znów zaczęła. Pytanie o Maxa, o to czy Alec jej nie zrobił krzywdy, czy ma zadzwonić po Maxa, kiedy Liz porozmawia z Maxem. Tego było za wiele. Kłębiące sie od dłuższego czasu wyrzuty kipiały i wystarczyła teraz tylko jedna iskra by to wszystko wybuchło. „Liz. Posłuchaj sama siebie. Nie wiesz co mówisz” Maria spokojnie usiłowała do niej przemówić. Brunetka zatrzymała się i obróciła przodem do przyjaciółki. Zimny, przeszywający wzrok padł na Marię, zatrzymując jej słowa w gardle. Zaciśnięte pięści, furia błyszczaca w tęczówkach. Liz naprawdę traciła panowanie nad sobą. „Maria.” wycedziła przez zęby „To jest moje życie. Moje! Chcesz się o mnie troszczyć? Miło mi... ale na Boga, nie układaj za mnie życia!”

„Liz, chica. Ja chcę dla ciebie jak najlepiej”

„Nie wychodzi ci!” syknęła dziewczyna „Wiesz co? Zamiast słów wsparcia i pocieszenia, które tak bym chciała od ciebie usłyszeć, ty ciągle znęcasz się nade mną.” ostre słowa padały gorącym gradme, jeszcze bardziej gwałtownym i przytłaczającym niż wczorajsze słowa Aleca „To moja decyzja by odejść od Maxa. Powinnaś przy mnie być, wspierać mnie. A ty ciągle mi o nim przypominasz. Ciągle o nim trujesz! Zatruwasz mnie tą ciągłą paplaniną o bratnich duszach”

„Ale przecież...” Maria chciała zaprotestować, ale jakoś tym razem to Liz była w całkowitej kontroli nad sytuacją, nad kłótnią, chociaż to Maria zwykła nosić miano huraganu. „Nie!” to rzeczywiście była już ostateczność. Liz nigdy nie krzyczała. Nigdy nie robiła nikomu wyrzutów. A teraz... wszystko miało swoje granice. Jej spokój również. „Nie ma bratnich dusz! Nie ma i nie będzie mnie i Maxa! Jeśli uważasz, że jest taki cudowny, to sama go sobie weź!” wrzasnęła i nim Maria zdołała cokolwiek powiedzieć, zeskoczyła z ostatniego schodka i wyszła na główną salę kafeterii.

* * *

Siedzieli przy stoliku, rozmawiając swobodnie. Tak swobodnie, jak dawno z nikim nie rozmawiała. Kyle i Alec zdawali się nadawać na tych samych falach, zwłaszcza, gdy przychodziło do dyskusji na temat... telewizji. Gorzej. Na temat jakiś kretyńskich kreskówek. Liz aż otworzyła usta w zdumieniu, gdy zielonooki z pełną ekscytacją zaczął coś wyjaśniać Kyle'owi. No ładnie. Teraz otaczali ją dwaj wieczni chłopcy. Z tym, że jeden momentami zachowywał się jak mężczyzna... opuściła nieco głowę, na wspomnienie ciepłego, silnego ciała, do którego była przyciśnięta ostatniej nocy. O tak, przypomniała sobie trochę więcej ze swojej wirującej traumy. A w szczególności jego. Jego ramiona dokoła niej. Jego zapach. Zwłaszcza zapach. I własny szept. Zarumieniła się. Co on sobie musiał pomyśleć, gdy wymamrotała, że pachnie mlekiem? „Liz?” głos Logana wyrwał ją z chwilowego zamyślenia. Uniosła głowę, mając nadzieję, że nie widać rumieńców. Spojrzała na kuzyna, który z pewną troską obejmował Max, jednocześnie spoglądając wprost na nią. „Wszystko dobrze?” zapytał z lekkim uśmiechem.

Tak. Biorąc pod uwagę fakt, że właśnie przeszła ostrą kłótnię z Marią. Że miała dość tej sytuacji, jaka tworzyła się wokół niej. Że ostatniej nocy niemal całkowicie się skompromitowała. I przede wszystkim, że jej myśli ciągle odbiegały daleko od rzeczywistości, kryjąc się w jakimś mglistym obszarze, w którym wszystko kręciło się wokół Aleca. „Wszystko wręcz... idealnie” uśmiech nie potrafił jednak zatuszować tego, że jej wzrok przesunął się nieznacznie na zielonookiego. I momentalnie się zmieszała. Patrzył na nią. Wprost na nią. Niebezpieczny błysk w malachitowych tęczówkach i usta wygięte w tym powalającym uśmieszku. Dobrze, że siedziała, bo pewnie kolana by się pod nią ugięły. Wyraźnie spodobało mu się jak zaakcentowała ostatni wyraz, spoglądając na niego. Nie było wątpliwości, gdzie biegły jej myśli. Musiał przyznać, że zaczynało mu się to podobać. Nie fakt, że brunetka traciła przy nim kontrole nad własnym ciałem. To po prostu dziwnie przyjemne uczucie, że tak na niego reagowała. Że tak dobrze, że przy niej czuł.

„No Liz.” Kyle się wtrącił „Słyszałem, że wczoraj zaszalałaś” jego mina wyrażała pełne diabelne zaciekawienie. Liz pokazała mu język, nie mając zamiaru początkowo odpowiadać. „No pochwal się, pochwal. Chcę znać szczegóły” Valenti nie dawał za wygraną. To była zbyt cenna informacja, by mógł odpuścić. Idealna Liz Parker wstawiona? Musiał wiedzieć wszystko. I w tym momencie policzki Liz pokryły się kolejnym rumieńcem. Czy do niej ciągle musiało wracać to jedno wspomnienie? Nie mogła sobie na przykład przypomnieć tańca albo samej sprzeczki z Marią? Usiłowała oderwać wzrok od Aleca, ale szmaragdowe spojrzenie trzymało ją w szachu. Nie potrafiła nawet obrócić głowy. A z każdą kolejną sekundą, kąciki jego ust unosiły się w coraz bardziej tryumfalnym uśmieszku. „Umm... pokłóciłam się z Marią” szybko zmieniła temat, musiała opanować własne ciało „No i troszkę się wstawiłam”. Logan i Maxie spojrzeli na nią ze zdumieniem. Czy oni dobrze słyszeli? „Ale na szczęście zostałam uratowana przed upokorzeniem” uśmiechnęła się lekko, tym razem nie patrząc na Aleca.

Za to pozostali na niego spojrzeli. Maxie wręcz z pewnym ostrzeżeniem w oczach. A on tylko uśmiechnął się niewinnie i wzruszył ramionami „Sami słyszycie. Uratowałem ją przed upokorzeniem.” przesunął wzrok ponownie na Liz. Lewy kącik jego ust uniósł się wyżej, kiedy pewien ciekawy pomysł przemknął mu przez głowę. W zasadzie, patrząc na nią, wiele myśli przepływało przez jego umysł, szczególnie tych kusząco przyjemnych myśli... „W zasadzie, chyba należy mi się jakaś nagroda” posłał jej znaczące spojrzenie. Gdyby w tym momencie coś piła, od razu zachłysnęłaby się. Jej własne myśli powędrowały w tym kierunku. Oh, robiło się zbyt gorąco. Musiała jakoś ratować sytuację. Uśmiechnęła się niepewnie „Masz rację. Jak ci się mogę odwdzięczyć?” Wystarczyło, by koniuszek jego języka delikatnie przesunął się po jego wargach i zrozumiała aluzję. Nie, to nawet nie była aluzja. To było wyraźne zaproszenie. Kuszące zaproszenie. Ciało wypełniła fala gorąca, a ona sama momentalnie zarumieniła się i z pewnym przerażeniem, chociaż i ekscytacją w głosie wykrzyknęła „Nie tak!”

c.d.n.
Image

User avatar
onar-ek
Pleciuga
Posts: 887
Joined: Mon Aug 30, 2004 4:40 pm
Location: Białystok
Contact:

Post by onar-ek » Sun Mar 20, 2005 7:31 pm

Boska częśc :shock: Po prostu brak mi słów, nieźle się uśmiałam :lol: Alec wychodzący z łazienki bez koszulki... Ile bym dała za takie coś :lol: Liz to szczęściara :lol: Ale śmiałąm się całą tą częśc :haha: Te jej niewinne domysły co się mogło stac i uśmiech Aleca... Normalnie widziałam go w głowie :haha:
I Maria :evil: Jezuu ona się robi coraz bardziej irytująca :evil: A w życiu nie wytrzymałabym z taką przyjaciółką :shock: Prędzej sama bym się jej pozbyła :shock: Przynajmniej Alex pozostaje normalny!
No i Kyle i Alec... Zawiązali nic porozumienia? :twisted: Cieszy mnie to bardzo :haha:
No cóż Marq czekam na kolejną częśc oby była szybko :twisted:

User avatar
Onika
Nowicjusz
Posts: 92
Joined: Sun Jul 25, 2004 5:16 pm
Contact:

Post by Onika » Sun Mar 20, 2005 8:35 pm

czekałam, aż wreszcie dodasz OO i proszę, wreszcie jest :lol: bardzo przyjemna część 8) Szczególnie sceny z Aleciem i Liz, o tak z pewnością jest się z czego pośmiać. Tylko jakoś zaczyna mnie już denerwować wątek z Marią i jej chorobą 'bratnich dusz', może po tej kłótni coś się zmieni :lol: No i był Alex, ech naprawdę fajna część :D

User avatar
Maleństwo
Starszy nowicjusz
Posts: 173
Joined: Mon Feb 28, 2005 8:22 pm
Location: Gdańsk

Post by Maleństwo » Sun Mar 20, 2005 8:39 pm

Świetna pobudka...odzyskanie świadomości, aczkolwiek trochę bolesne i wpatrujące się w Liz zielone oczy...czy można sobie coś więcej wymarzyć :mrgreen: ...a potem na rozgrzanie krwi potyczka słowna (delikatnie mówiąc), którą wygrywa...nie kto inny, tylko Alec...cudowne :haha:

Swoją drogą, czy w Alecu nie zaczyna się coś...gotować :wink: , a on sam to czuje i prowadzi rozbrajający "dialog wewnętrzny"...zobaczymy co z tego wyniknie :wink:

Liz w końcu zebrała się w sobie i wygarnęła Marii...pogratulować :!: niestety tej drugiej jeszcze nie otworzyły się oczy. Ciekawe, czy to kiedykolwiek nastąpi :?: Zgadzam się Onarku...Maria robi się coraz bardziej irytująca...już naprawdę trudno z nią wytrzymać :x

Super "para" Alec i Kyle...nic dodać nic ująć...

A najlepsze to jest zakończenie i pozostawia ciekawość..._liz, kiedy następna część :?: oby szybciej niż ostatnio... :wink:
Maleństwo

User avatar
aras
Zainteresowany
Posts: 460
Joined: Fri Aug 15, 2003 3:59 pm
Location: Będzin

Post by aras » Sun Mar 20, 2005 9:14 pm

Jedno pytanie. _liz czy w swoim niezbyt długim jeszcze życiu dużo już razy miałaś kaca ?? Opis jest taki, że hmm, skuteczny. Postaram się nigdy go nie mieć :mrgreen: .
Czytaj między wierszami...

User avatar
Elip
Starszy nowicjusz
Posts: 252
Joined: Fri Apr 30, 2004 11:18 am
Location: Z Daleka :P

Post by Elip » Mon Mar 21, 2005 10:10 am

Noo i to mi się podoba :twisted: Biedna Liz... co ona sobie pomyślała widząc Aleca :twisted: W 100% ją rozumiem. Chyba każdy na jej miejscu były załamany, gdyby nie pamiętał co się wydarzyło podczas nocy z Aleciem :twisted:

Ale on i Kyle stanowią świetną parkę :roll: :lol: W ogóle faceci tylko o jednym... Wszędzie te kreskówki :roll: :twisted:

No i gratulejszyn dla Liz za wyjaśnienie Marii kilku ważnych spraw. Co prawda nie jestem pewna czy ją przekonała, ale przynajmniej się starała, a to już jest coś nie?? :lol: A czy Maria zrozumie?? To już chyba tylko siły wyższe mogą pomóc...
aras wrote:Postaram się nigdy go nie mieć
Oj staraj się, staraj... :roll:

User avatar
onar-ek
Pleciuga
Posts: 887
Joined: Mon Aug 30, 2004 4:40 pm
Location: Białystok
Contact:

Post by onar-ek » Mon Mar 21, 2005 10:21 am

aras wrote:Jedno pytanie. _liz czy w swoim niezbyt długim jeszcze życiu dużo już razy miałaś kaca ?? Opis jest taki, że hmm, skuteczny. Postaram się nigdy go nie mieć :mrgreen:.
:shock: Znaczy, że nigdy nie miałaś kaca? :shock: Wiesz to lepiej uważaj zawsze jest ten pierwszy raz i jest on powiedzmy nieprzyjemny :lol:
A co do Marka... Heheh :twisted: Głosuję, że przepisała to wszystko z Brawo Girl bo chyba nie z własnego doświadczenia? :shock: Ojj oby nie bo będziesz nunu dziewczynka i wylądujesz w piekle :haha: :twisted:

User avatar
Maleństwo
Starszy nowicjusz
Posts: 173
Joined: Mon Feb 28, 2005 8:22 pm
Location: Gdańsk

Post by Maleństwo » Tue Mar 22, 2005 8:25 pm

Minęło już duuuużoooo czasu :wink: ...więc mogę zapytać..._liz kiedy następna część :?: czemu o nas zapominasz przy tym opowiadaniu :(
Maleństwo

User avatar
Maleństwo
Starszy nowicjusz
Posts: 173
Joined: Mon Feb 28, 2005 8:22 pm
Location: Gdańsk

Post by Maleństwo » Thu Mar 24, 2005 12:13 am

I jeszcze coś ode mnie
Image
Może moja wyobraźnia przyspieszyła bieg wydarzeń :mrgreen: ...a ciekawość pozostaje... :wink:
Maleństwo

User avatar
onar-ek
Pleciuga
Posts: 887
Joined: Mon Aug 30, 2004 4:40 pm
Location: Białystok
Contact:

Post by onar-ek » Thu Mar 24, 2005 3:31 pm

Tak tak my spokojnie czekamy a Ty wiesz co masz dziś napisac _liz na OO poczekamy jeszcze :lol:

Maleństwo nie powinnaś pisac 2 postów po sobie najlepiej zrobisz edytując ten 1 zamiast pisac już 2...

User avatar
Maleństwo
Starszy nowicjusz
Posts: 173
Joined: Mon Feb 28, 2005 8:22 pm
Location: Gdańsk

Post by Maleństwo » Thu Mar 24, 2005 6:08 pm

Wiem o tym Onarku, ale chciałam, aby _liz wiedziała, że pamiętamy o tym ff (chodzi o "świeżą" datę mojego ostatniego postu) i...czekamy na następne części OO :mrgreen:
Maleństwo

_liz
Fan...atyk
Posts: 1041
Joined: Fri Aug 15, 2003 4:07 pm
Location: Wrocław
Contact:

Post by _liz » Thu Mar 31, 2005 4:57 pm

To specjalnie dla marudy (vel Spadająca Gwiazda :twisted: ), która dzisiaj mnie o to zamęczała. Miałam nie pisać, bo nie bardzo miałam ochotę na scenę "Max Evans i jego konająca miłość kontra skołowana Liz", ale przemogłam się, żeby nie słyszeć więcej tych narzekań i błagań.




9.

Mruknął przyjemnie, gdy drobne dłonie przesunęły się nieco niżej po jego plecach. Kąciki jego ust uniosły się wyżej. Był pewien, że cała się rumieni i w myślach przeklina swoje wcześniejsze słowa. Chciała mu się jakoś odwdzięczyć za to, że ją uratował przed kompromitacją. Więc wybrał coś, czego za nic w świecie by nie przepuścił. A ona, po długiej chwili milczenia, zgodziła się. Teraz zapewne wyklinała samą siebie. Jego również. Mogła się spodziewać, że wybierze sobie taką zapłatę. Czy wszystko, co robił i o czym myślał musiało być tak fizyczne i zmysłowe? Przesuwała dłonie delikatnie po jego plecach, jakby obawiając się dotknąć go mocniej. Masaż. Zażyczył sobie masażu. I ona się zgodziła. Fala gorąca przetoczyła się przez jej ciało, kiedy z jego ust wydobyło się kolejne mruknięcie. Wibrujące, zmysłowe. Przesyłające ciarki wzdłuż jej pleców i sączące rumieńce na jej twarz. To ona sprawiała, że tak się rozluźniał. Jej dotyk dostarczał mu tej przyjemności. Przymknęła powieki, chcąc zapomnieć o tym, gdzie ponownie biegły jej myśli.

Ale to było silniejsze od niej. Jak miała o tym nie myśleć w takiej sytuacji? Oto znajdowali się w jej pokoju. Na jej łóżku. Alec leżał swobodnie, z twarzą wtuloną w jej poduszkę. A ona siedziała na nim, masując jego plecy. Chyba nie mogło być bardziej dwuznacznej sytuacji. Nie mogła zaprzeczyć, że to było niesamowite uczucie. Ciepło bijące od jego ciała, jego zapach oszałamiający jej zmysły, ciało relaksujące się pod wpływem jej dotyku. Czuła, jak pod opuszkami jej placów napinają się i rozluźniają jego mięśnie, mięknie jego skóra. Każdy najdrobniejszy koci pomruk, wydobywający się z jego ust, przesyłał gorące fale nieprzyzwoitych myśli do jej głowy. Miała wrażenie, że jeśli potrwa to dłużej, to ona sama stopnieje i osunie się obok jego ciała, nie mogąc złapać oddechu. „Dlaczego ja się na to zgodziłam?” potrząsnęła głową, nie orientując się nawet, że powiedziała to na głos.

Melodyjny śmiech odbił się od poduszki. Oh, wiedział, że było warto to zaproponować. Nie tylko miał niesamowitą przyjemność leżeć w łóżku Liz Parker, to na dodatek ciepłe dłonie kusząco przesuwały się po jego ciele. Ostrożnie, jakby się obawiała, że może pobudzić w nim jakąś niebezpieczną strunę i będzie zgubiona. Co prawda, nawet te delikatne muśnięcia skutecznie na niego oddziaływały, ale nie zamierzał wykorzystywać sytuacji przeciwko niej. Chociaż... no może trochę... Była tak skupiona na tym, by nie zrobić czegoś dwuznacznego, że nie zorientowała się, że cała ta sytuacja jest dwuznaczna. A te wyrzuty jakie wobec siebie kierowała, po prostu go bawiły. Była urocza z ta swoją niewinnością. Skoro już się tak przeklinała za to, że się zgodziła, mógł ją bardziej podręczyć. W jakiś dziwny sposób, sprawiało mu przyjemność widzieć, że rumieni się przez niego. To chyba było coś w męskich genach albo w jego naturze, ale uwielbiał się wtedy w nią wpatrywać.

„Bo nie możesz mi się oprzeć” mruknął z rozbawieniem, w odpowiedzi na jej pytanie. Powietrze przeciął jęk jej zaskoczenia. Nie sądziła, że usłyszy jak sama do siebie mamrocze. No i jego słowa... „Pft” wzruszyła ramionami, obracając głowę. W zasadzie, dlaczego kierowała wzrok w przeciwny kraniec pokoju, skoro on na nią nawet nie patrzył? To chyba już zaczynała podświadomość zbyt gwałtownie na niego reagować. Ona zaczynała na niego dziwnie reagować. Nigdy nie była zbyt ufna, ani tym bardziej zbyt towarzyska, zwłaszcza wobec chłopaków. Przystojnych, zmysłowych, zielonookich... i znów myśli wędrowały nie tam gdzie trzeba. Dlaczego on musiał tak na nią działać? Jak alkohol – przyjemnie uderzał do głowy, głaskał zmysły, relaksował, przebijał wszelkie bariery, rozgrzewał ciało.

Istny absynt.

Ale musiała się opanować. Nie mogła teraz pozwolić sobie na stracenie resztki swojej kontroli. Kontroli, która pomogła jej przetrwać to, co działo się dokoła, co ją pochłaniało i dusiło, niczym w ruchomym piasku. Chociaż niezwykle kusił ją zielonooki chłopak, to ona nie mogła się odsłonić. Wewnątrz wciąż krwawiła po tym, jak własnoręcznie wyrwała sobie część serca – Maxa Evansa. Potrząsnęła głową. Nie mogła już o nim myśleć. Już nie był częścią niej. Nie był już jej. I nigdy nie będzie. A Liz będzie musiała zacząć żyć na nowo. Tylko teraz było za wcześnie. Za szybko.

Powróciła myślami do rzeczywistości. Ciepłe ciało pod nią, jej dłonie nadal błądzące niczym we śnie po jego plecach, jego zapach wypełniający powietrze. Grr, naprawdę ciężko było mu zaprzeczyć. Rzeczywiście opieranie się jego urokowi wydawało się być niezmiernie trudne. Ale musiała próbować. „Masz przerośnięte ego” prychnęła i jakby nigdy nic przestała go masować. „Nie tylko ego...” roześmiał się. „Mózg na pewno nie” syknęła złośliwie. „Wiesz, że w tej chwili nie umysłu pragniesz... Chociaż fakt, jestem zabójczo inteligentny” zachichotał, wiedząc, że pozbawia ją wszelkiego rodzaju obrony. „I skromny” mruknęła „Alec Skromny. Nie, czekaj. To jak oksymoron. Za to pewność siebie masz mistrzowską” miała nadzieję, że tym w niego trafi, jego to jednak najwyraźniej tylko podjudzało. „Ale widać, podoba ci się to. Nie zaprzeczysz.” powiedział melodyjnie. Ponownie prychnęła, nie mogąc się zdobyć na inną, ciętą ripostę. Uniosła nieco swoje ciało, jakby wstając „O tak. Bo dosłownie padam do stóp każdego bezczelnego typa, który pojawi się na mojej drodze...” nie zdążyła powiedzieć nic więcej, bo jej ciało dosłownie zawirowało w powietrzu. Alec błyskawicznym ruchem przekręcił się, po czym obrócił ich ciała. Jęknęła, zaskoczona nagła zmianą ról.

Powietrze zatrzymało się w płucach, gdy malachitowe spojrzenie utkwiło w jej twarzy. Silne ciało blokowało każdy jej ruch, przypierając ją do miękkiego łóżka. I, ohh, dlaczego to musiało być tak przyjemne uczucie? Poczuła jak fala nieopanowanego gorąca przetacza się przez jej żyły, napinając wszystkie mięśnie i rumieniąc nieco jej policzki. Drobne palce zaciskały się na jego ramionach, jakby same nie były pewne czy go odepchnąć czy przysunąć jeszcze bliżej. Intensywnie zielone tęczówki, iskrzyły pragnieniem. Głód, jaki w nim wzbudzała wydawał się być nieznośny. Drażniący. Rodziła się tylko jedna myśl – by zaspokoić to łaknienie, by jej zasmakować i rozkoszować się każdym drobnym ruchem jej ciała pod nim. Umysł tworzył nęcące wizje. Jak niesamowicie musiałby się czuć, słysząc jak jej usta mamroczą jego imię, jak spocone dłonie przesuwają się po jego ciele, jak policzki rumienią się przez niego, jak wije się pod nim, jest naznaczona tylko nim. Z rozchylonych ust Liz wydobywały się obłoczki gorącego powietrza, odbijając się miękko od jego warg. Dzieliły ich tylko milimetry. I mógł pokonać ten dystans.

A ona tylko na to czekała. Liz już nie kontrolowała się w ogóle. Przymknęła powieki, lekko odchylając głowę. Umysł jeszcze walczył, alarmując o tym, że traciła panowanie, że się poddawała. Ciało jednak nie słuchało. Rządziło się własnymi prawami. Teraz domagało się tylko tej piekielnej presji, jaką przynosiło ciało Aleca, tylko tego elektryzującego dotyku, tylko jego smaku. Sekundy zdawały się niemiłosiernie ciągnąć, nim wreszcie jego usta zbliżyły się do niej. Delikatne muśnięcie, wargi ledwo się stykały. Wygięła plecy, domagając się więcej. „Liz?” znajomy głos przeciął powietrze. Otworzyła momentalnie oczy, chociaż jeszcze do niej nie docierało, co sie dzieje. Wiedziała, że ułamek sekundy temu pragnęła poczuć tylko smak ust Aleca, a teraz coś ją brutalnie wyrwało z tego transu. Zielonooki również się ocknął. Obrócił głowę w stronę okna, obrzucając intruza niechętnym spojrzeniem.

Liz powędrowała tam wzrokiem. Jęknęła, nie bardzo zadowolona z tego, kogo widzi. Zacisnęła palce mocniej na ramionach Aleca, jakby chcąc się przez chwilę wesprzeć przed upadkiem. Drgnęła, wysuwając się spod ciała Aleca. „Hej Max” mruknęła.

* * *

Splotła niezręcznie dłonie, odprowadzając Aleca wzrokiem az do drzwi. Nie podobało mu się, że musi wyjść. Dlaczego? Chyba drażniło go, że tak bezczelnie im przerwano. Poza tym imię Max budziło w nim dziwne odruchy. Na pewno nie przyjazne. Nie musiał pytać, by wiedzieć, że to był właśnie ten słynny Max Evans. I nie podobało mu się, że Liz zgodziła sie z nim porozmawiać. Chciała to wreszcie zakończyć, zagrać twardą, czy może darzyła bruneta zbyt wielkim sentymentem, żeby się od niego uwolnić tak, jak chciała? Ale posłusznie wyszedł, informując tylko wyraźnie głośno, że w razie czego będzie w swoim pokoju. A to zaledwie trzy kroki od pokoju Liz. Uśmiechnęła się do niego lekko, sama nie bardzo zadowolona z wizyty Maxa. Ale wyrzucać go nie miała zamiaru. Przynajmniej na razie. Odgarnęła pasemko włosów, natrętnie nasuwające się na jej twarz. „Co chcesz Max?” wolała to już mieć za sobą.

A on wpatrywał się w nią. Z tym swoim codziennym uwielbieniem i tęsknotą. Tak, wiedziała, że tęsknił. Ona sama chwilami nie mogła się powstrzymać, by nie wędrować myślami do tego, co było kiedyś. Teraz jednak było lepiej dla nich obojga, by trzymał się od niej z daleka. Max spojrzał na drzwi, za którymi zniknął zielonooki chłopak. Kim był? Co tu robił? I dlaczego niby mieszkał u Parkerów? A przede wszystkim co robił z Liz na łóżku? Na pewno ją do czegoś zmuszał, na pewno wykorzystywał sytuację. Bo Liz nigdy by nie dopuściła z własnej woli do sytuacji, w której byłaby tak blisko z kompletnie obcym chłopakiem. „Kto to?” zapytał, za późno orientując się, jak szorstko i gniewnie to zabrzmiało. Ale do niej dotarła ta zarysowana zazdrość i niechęć. Dosłowny gniew. Za co? Że zbliżała się do kogoś innego niż on?

„Nie twoja sprawa” warknęła, tracąc od razu ochotę na jakąkolwiek rozmowę z nim. Nie żeby wcześniej ją miała, ale liczyła na to, że będzie przynajmniej łagodna. Teraz jednak widziała, że Max był nadal zaślepiony tym wszystkim. Swoim uczuciem. Uczuciem do niej. Zabolało. Wiedzieć, że nadal ją kochał tak mocno, a nie mogli być ze sobą... Pochyliła głowę, usiłując zagłuszyć w sobie ten płacz, który rozpoczął się tamtego dnia na pustyni. Nie chciała, naprawdę nie chciała tak tego wszystkiego kończyć. Chciała zapomnieć, załatać tę krwawiącą ranę, zacząć od nowa i móc traktować go inaczej. Jak przyjaciela. Teraz jednak, było to za trudne. Za świeże te zadrapania. Za świeża i za silna była miłość Maxa, by mogła z taką łatwością go pokonać. Mogła się domyślić, że on nie da za wygraną tak łatwo, że będzie walczył. A ona nie miała w sobie już tylu sił. Nie! Miała. Musiała mieć. „Czego tu szukasz Max?” zapytała spokojnie, odważając sie nawet, by spojrzeć mu w oczy.

„Ty wiesz” jego ton był ciepły i rozdarty bólem. Bólem, który ona powodowała. „Liz... nic mnie nie obchodzi przeznaczenie. Ty jesteś moim przeznaczeniem” i powracały te słowa, tak rozmiękczające jej wnętrze, tak przebijające jej serce. Wiedziała, że ją nadal kocha. Ona jego też kochała. Ciągle. Zawsze. Ale... ale to nie mogło się udać. Nie miało. Teraz on miał Tess i tego się musiał trzymać. „Nie” potrząsnęła głową, chociaż głos się jej załamał „Ona jest... Ona jest twoim przeznaczeniem”. Musiał wypełnić swoje życie tym, co mu było przeznaczone. Im bardziej się temu opierał, to i tak silniej do niego wracało. Ona wiedziała, że w końcu to go dopadnie, a potem mógłby mieć do niej tylko żal. Żal, że go trzymała przy sobie, gdy on powinien być z kimś innym. Z Tess. Tess Harding. Rany, jak ona nienawidziła tej dziewczyny. Za to, że pojawiła się w Roswell. Że zniszczyła wszystkie jej marzenia i podeptała jej uczucia. „Tess.” ledwo wypowiedziała to imię „To z nią masz być. Musisz być.” Mąciła w ich umysłach, mąciła w ich uczuciach, mąciła w relacjach. A najgorsze było to, że to właśnie ona była przeznaczona Maxowi. I Liz nie śmiała stanąć na drodze tej wyższej siły. Więcej... ona nie miała już siły walczyć.

„Max” zacisnęła powieki, powstrzymując łzy „Ja nie mam już siły. Nie chce walczyć. Nie chcę spędzić całego życia z myślą, że przeze mnie coś poszło nie tak, że przeze mnie coś straciłeś. To...” ależ to było ciężkie. Wszystkie żale się w niej gromadziły i szukały uwolnienia. Gorycz i ból sączyły swój jad w jej żyły. Głos drgał rozpaczą „To twój obowiązek. Ja nie jestem tak silna jak ona i nie pomogłabym w walce o twój dom. Ja... Ja nie mogę walczyć z tą siłą wyższą!” Odsunęła się, gdy Max zbliżył się do niej. Nie mogła pozwolić by ją dotknął, by powstały jakieś wizje. Na Boga, ona nawet nie mogła sprawić, by ta resztka nadziei w nim żyła. Musiała i to mu odebrać. Zdeptać. Wyrzucić. I bolało...

A on spoglądał na nią z przerażeniem i smutkiem. Mówiła poważnie. Nie chciała walczyć. Nie chciała walczyć o ich miłość. Poddawała się. Oddawała wszystko. Odpychała go. I nie było sposobu, by ją przekonać. „Liz” jej imię tylko z jego ust padało w tak subtelnym tonie „Kocham cię”. Natrętna łza spłynęła w dół policzka. I po co to powiedział? Dlaczego to powiedział? Modliła się, żeby właśnie tego jednego zaklęcia nie wypowiadał. Teraz nie pozostawało jej nic innego, jak tylko wbić mu sztylet prosto w serce. Zacisnęła powieki, odsuwając się w stronę drzwi „Ja... ja ciebie już nie” słowa ledwo przechodziły przez jej gardło „Przestałam. Oduczyłam się”. W jej głowie rozbrzmiewał jego szept, ale nic już nie rozumiała. Nie chciała rozumieć. Nie chciała go tutaj. Nie chciała tego bólu. Musiała się tego pozbyć. Raz na zawsze. Zwłaszcza, że naprawdę zaczynała się odrywać od tego uczucia, jakim kiedyś była związana z Maxem. Powoli, drobnymi kroczkami, budowała swoje nowe życie, silne życie.

„Wyjdź” syknęła, obracając się do niego plecami.

c.d.n
Image

User avatar
Athaya
Zainteresowany
Posts: 298
Joined: Sun Jun 20, 2004 2:14 pm
Location: Kalisz

Post by Athaya » Fri Apr 01, 2005 11:43 am

:evil: Tak nieładnie zakończyc milusie spotkanie Aleca i Liz! Grrr... Nie żebym była maniaczką sexu czy coś ale samo opisanie tej scenki było bardzo zabawne 8) I ten Max :? Dlaczego ten faxcet jest taki namolny no...
Uf... Ogółem część świetna i czekam na następne! I to jak najszybciej!
Image

User avatar
Onika
Nowicjusz
Posts: 92
Joined: Sun Jul 25, 2004 5:16 pm
Contact:

Post by Onika » Fri Apr 01, 2005 2:08 pm

pobić Maxa, pobić Maxa... Po co on mi przerwał? :evil: Miało być tak pięknie...

„Liz... nic mnie nie obchodzi przeznaczenie. Ty jesteś moim przeznaczeniem”
:shock: :lol: :shock: :lol:
Nic go nie obchodzi przeznaczenie, Liz 'jest' jego przeznaczeniem, więc co on tu robi? :lol:

No i najważniejsze, że Liz wreszcie się z nim rozstała nawet jeśli to było trudne... Teraz może zająć się przyjemniejszymi (zielonymi) sprawami :twisted:

User avatar
Maleństwo
Starszy nowicjusz
Posts: 173
Joined: Mon Feb 28, 2005 8:22 pm
Location: Gdańsk

Post by Maleństwo » Fri Apr 01, 2005 6:47 pm

Ta część jest...hm...zarumieniona :haha: tak _liz użyłabym Twojego określenia :cheesy: ...nawet bardzo zarumieniona i bardzoooo zielona :mrgreen: ten Alec...

Czekałam tylko, aż zjawi się Max i nie zawiodłam się :wink: ale...kiedyś napisałam, że "anioł stróż" Max mógłby się w końcu zjawić, bo byłoby ciekawiej...teraz jednak jest mi go...chyba trochę żal...wiem, wiem Tess...Max zranił Liz, ale widać, że on naprawdę cierpi...

No dobrze dość już tego...Max zniknął... _liz czekamy na pojawienie się już na dobre :tak: ...Aleca, kiedy nowa część :?: ...oby jak najszybciej :wink:
Maleństwo

User avatar
Elip
Starszy nowicjusz
Posts: 252
Joined: Fri Apr 30, 2004 11:18 am
Location: Z Daleka :P

Post by Elip » Sat Apr 02, 2005 8:32 am

Ej no ja nie wiem cze Max się z telenoweli urwał czy co? :shock: No bo jak on wystrzeli z tekstem to nie wieadomo czy sie śmiać czy płakać :roll:
Nie to co Alec... 8) A w ogóle jak Max nie ma wyczucia. No żeby w takiem momencie wejść, to trzeba być... nim :lol:
No dobra może cierpi, ale nawet w serialu denerwowało mnie to, że on ją tyle razy zranił, nie ucząc się na własnych błędach, a chyba liczył na to, że Liz mu zawsze wybaczy.:? W serialu tak było... niestety, a tu już nie :twisted: Sorry Maxio :twisted:

_liz
Fan...atyk
Posts: 1041
Joined: Fri Aug 15, 2003 4:07 pm
Location: Wrocław
Contact:

Post by _liz » Sun Apr 10, 2005 7:39 pm

10.

Kolejny dzień, kolejny ranek i zapewne kolejne trudności na jej drodze. Jak milusi, że ktoś tam w górze tak uprzykrzał jej życie. Pół nocy nie spała, wypłakując sobie oczy po tym, jak wyrzuciła Maxa. Nie miała wątpliwości, że dobrze zrobiła, ale jednak bolało. Piekielnie bolało widzieć wciąż ten jego wzrok, pełen nadziei i cierpienia. A ona tylko zdeptała jego złudzenia, odepchnęła go z całych sił. Ale musiała. Po prostu musiała. Miała naprawdę serdecznie dość duszenia się w tym „związku”, gdzie i tak nieustannie rozsypywał sie on, przypominając raczek pozostałości marnej telenoweli niż prawdziwego uczucia. Może jemu uda odnaleźć się to, czego szukał, w Tess. Może tak naprawdę z nią zbuduje swoje szczęście i wreszcie zapomni o niej, o Liz. Pytanie było, czy ona zapomni.

Chciała, naprawdę chciała zapomnieć. Porzucić to wszystko i uchwycić się jakiegoś nowego elementu w jej życiu. Ba... zbudować nowe życie. Gdzieś tam w głębi zawsze będzie kochała Maxa, zawsze będzie coś do niego czuła, ale miała nadzieję, zamknąć ten rozdział. Odnaleźć w sobie coś nowego i rozwijać to, nie oglądając się na przeszłość. Nie oglądając się na Maxa. I miała w sobie tę siłę. Miała siłę by to zrobić. Musiała jeszcze tylko znaleźć ku temu motywację, bo ta dotychczasowa nie działała. Dość! Dość szukania jedynego wsparcia w kimś, kto tak naprawdę nigdy jej tego wsparcia nie dał. Lepiej byłoby zająć się kimś, kto mógł dać jej odrobinę rzeczywistości. Bez złudnych bajeczek, bez tego nieustannego piedestału, na jakim stawiał ją Max. Tylko gdzie znaleźć kogoś takiego? Może powinna wywiesić plakaty z hasłem „szukam kogoś, kto mnie zadowoli”. Pokręciła głową, takie plakaty z pewnością by przykuły uwagę. Ale raczej napalonych nastolatków w typie Kyla.

Ona potrzebowała kogoś, kto pomoże jej otworzyć oczy. Lepiej, kto sam ją zmusi do tego, by odważyła się je otworzyć. Westchnęła. Chyba jednak bujała w obłokach, jeśli sądziła, że ktoś taki się znajdzie. Pchnęła drzwi na główną salę i weszła jakby nigdy nic w ten gwar i szum, jaki zawsze panował. Przystanęła jednak w pół kroku, kiedy jej wzrok padł na ten tradycyjny stolik. Ten, przy którym zawsze siadał Max. Siedział tam i tym razem... z Tess. Auł! Nie podejrzewała nawet, że to tak zaboli. Nie podejrzewała, że w ogóle zaboli. Przecież sama uciekła, żeby on mógł być z Tess, żeby wypełnił swoje przeznaczenie. Ale teraz nie była przygotowana na to, by ich razem zobaczyć. Po tym jak ostatniego wieczora Max jej wyznawał tak gorąco swoją miłość, nie spodziewała się, że tak szybko mu to uczucie przejdzie. Zaskakująco szybko. No proszę, mogła się domyślić, że jednak rzuci się na swój jedyny kąsek, który czeka na niego z otwartymi nogami... ups, ramionami... Chociaż po minie Tess było widać, że posunęłaby się nawet do tego byle zdobyć Maxa.

Niech go ma. Niech go sobie weźmie! Ale niech ktoś zedrze z jej twarzy ten uśmiech tryumfu, który tak przewiercał Liz, który ją osłabiał. Naprawdę osłabiał. Czuła jak jej mięśnie zaczynają alarmująco szybko mięknąć. I jeśli ktoś jej szybko nie złapie, to osunie się w dół, skuli na posadzce i będzie tak leżeć, aż wreszcie nastąpi koniec świata. I jak na zawołanie, momentalnie, czyjaś dłoń przesunęła się po jej plecach. Zastygła, czując jak dreszcz przebiega po zakończeniach nerwowych. Ten zapach... „Chyba jesteś mi coś winna” miękki, melodyjny głos przemknął koło jej ucha. Alec. Mruczał niemalże w jej szyję, w tym swoim zniewalającym tonie. „Co?” szepnęła, nie wiedząc czemu zniżając głos, jakby ktoś mógł ich podsłuchać. „Przerwano nam” odgarnął pasemko jej włosów z szyi „Miałem nadzieję, że mimo to dokończymy...” Widział jak nagle zaczynała reagować na jego obecność. Wcześniej też reagowała, ale teraz jakby naprawdę cieszyła ją jego obecność. Odchyliła się do tyłu, wspierając plecy o jego klatkę piersiową. „Przemyślę to” uniosła kąciki ust w nieśmiałym uśmiechu.

O tak. Właśnie takiego rozproszenia potrzebowała teraz. Czegoś, co odciągnie jej myśli od Maxa i Tess. Nie spoglądała już w tamtą stronę, ale mogła sie założyć, że oni wręcz nie odrywali spojrzenia od niej. Od nich. Ha! Max z pewnością śledził każdy najmniejszy ruch warg Aleca w pobliżu szyi Liz. I nie dbała o to. Wreszcie nie dbała. „Wiesz, że stoimy na środku Crashdown?” roześmiała się cicho i odsunęła powoli od niego. „Chcesz zniknąć gdzieś?” uniósł brwi w wyzwaniu, wyraźnie zadowolony, że wreszcie odwzajemniała jego grę. Przewróciła oczami i pokręciła głową. „Nie.” podeszła do lady „Jestem głodna”. Z pełnią naturalności, jakby nigdy nic, usadowiła się na stołku. W mgnieniu oka kłębiące się w niej gorzkie uczucia wyparowały. Za sprawą Aleca czy jej własnej woli? Co za różnica! Grunt, że już nie dławiła jej myśl, że oto Max siedział przy stoliku z Tess. Pozwalała sobie nawet na te nieco rumieniące obrazy, które rodziły się w jej głowie na skutek samej obecności zielonookiego.

„Dlaczego mam wrażenie, że poprawiłem ci humor?” zapytał spokojnie, siadając obok niej i uważnie przyglądając się jej twarzy. Kiedy zszedł na dół, stała wmurowana w miejsce. Czuł jak wszystko w niej się napina, jak pojawia się strach i ból. Nie wiedział co nim powoduje, ale po prostu chciał do niej podejść, objąć ją i pozwolić, żeby wszystko z niej uleciało, nawet jeśli miałaby przez to zapłakać jego koszulę. Grr, to się robiło już nie kontrolowanie drażniące. Nigdy wcześniej nie czuł takiej chęci ochrony wobec kogoś. Owszem, coś tam niby takiego łączyło go z Max, ale to była kwestia genów. A teraz jakby instynkty obronne zaczęły w nim działaś. W dodatku ciągnęły go w stronę właśnie tej niepozornej brunetki. Przechyliła nieco głowę, nawet na niego nie patrząc i odpowiedziała „Bo poprawiłeś.” sięgnęła po frytki, które pojawiły się przed nią „Powinnam cię mianować moim osobistym błaznem” wyszczerzyła zęby i zerknęła na niego.

Liczyła na to, że się roześmieje albo zrobi jakąś ciętą uwagę. Tymczasem zielone tęczówki śledziły łapczywie każdy, najmniejszy ruch jej ust. Ledwo przełknęła. To samo spojrzenie, które topiło jej zmysły zeszłego dnia, nim im przerwano. Włoski na jej skórze stanęły na baczność, a jakiś rozbudzony głos w jej głowie zaczął krzyczeć, by rzuciła się w jego ramiona. O jasne! Co jak co, ale tego nie zrobi na pewno. No... nie publicznie. Nie umiała jednak odeprzeć tej siły, która zaczynała pobudzać zmysły. O rany, skąd w nim takie działanie? Jeszcze chyba nigdy żaden mężczyzna nie mącił jej umysłu tylko jednym pragnieniem. Nawet Max nie był tego w stanie dochować. Alec natomiast mógł i to bez najmniejszego wysiłku. Chwila z nim stawała się dręczącą wiecznością. Jedno jego spojrzenie i wszystkie blokady opadały. Jedno jego słowo i wszystkie mięśnie słabły. Oh, zapewne wystarczyłby jeden jego gest, żeby poddała się tej malachitowej woli. Czy to możliwe, żeby taki mężczyzna naprawdę się urodził? Zwilżyła nerwowo wargi językiem, co tylko bardziej go zachęciło. Pochylił się nieco, nie zważając na to, że śledzi ich uważnie para brązowych oczu i mruknął melodyjnie „Myślę, że potrafiłbym cię nie tylko rozbawić, ale i...”

„Alec!” jej stłumiony oddech przerwał mu, nim wypowiedział to ostatnie oczywiste słowo. Była pewna, że jej policzki pokrywał piękny karmin. Zielonooki zachichotał, widząc jej gwałtowną reakcję. Ale nie mógł oderwać wzroku, kiedy zamrugała niepewnie i wbiła spojrzenie w blat, usiłując pozbyć się jakoś rumieńców. „Zostawię cię lepiej samą z tym śniadaniem” powiedział z rozbawieniem i wstał „Bo się jeszcze przeze mnie zakrztusisz.” Już miał odejść, jednak pochylił się na chwilę i szepnął wprost do jej ucha „I byłbym zmuszony zrobić ci sztuczne oddychanie”. Przymknęła powieki, nie potrafiąc powstrzymać tworzącego się w jej głowie obrazu. Przyjemnego obrazu. Kuszącego. Dlaczego nie potrafiła sie kontrolować, kiedy on był obok? Zawsze miała pełną kontrolę nad własnym ciałem i umysłem, nie pozwalając niechcianym czy nieodpowiednim myślom wedrzeć się do jej światka. A teraz... Jakby zaczynała reagować tylko emocjami, pozostawiając rozsądek gdzieś daleko.

* * *

„Więc naprawdę pozbyłaś się Marii?” Kyle z istną ekscytacją się dopytywał. Już dawno dowiedział się o wielkiej kłótni Liz i Marii, ale nie sądził, że one tak na poważnie. Przeciwnie, podejrzewał, że po niecałych dwudziestu czterech godzinach ponownie się pogodzą, jak zwykły to robić. Maria chyba jednak nieźle zalazła za skórę Liz, bo ta nawet wzdrygała się na dźwięk jej imienia. Przynosił nieciekawe wspomnienia sprzed paru dni. „Nie pozbyłam się jej” mruknęła z naciskiem „Po prostu miałam dość jej wtrącania się w moje życie”. Kyle chyba zaczynał powoli rozumieć. Bywał świadkiem tych przyjacielskich pogadanek, jakich Maria udzielała brunetce. Jego samego już dawno by to wyprowadziło z równowagi. Nikt nie kwestionował, że DeLuca chciała jak najlepiej dla Liz, ale metody jakich używała... Nieustanny argument Maxa. Drażniący. W ogóle dziwiło go, że Liz wytrzymała aż tyle zrzędzenia. Kiedyś jednak musiał nastąpić koniec tej cierpliwości. Cóż, lepiej teraz niż nigdy.

„A co z El Presidente?” zapytał niepewnie, nie bardzo wiedząc czy czasem sam nie oberwie za to pytanie. Temat Maxa był chyba ostatnimi czas całkowicie zakazany przy osobie Liz. Spojrzał na nią uważnie, jakby usiłując odczytać, czy już powinien uciekać czy jednak jest w miarę bezpieczny. Liz posłała mu wymowne spojrzenie i zmarszczyła brwi. „Nijak” mruknęła. Naprawdę nie miała ochoty powtarzać się po raz nie wiadomo który. Nie było widać jakie miała podejście do całej tej sprawy? Mogła się założyć, że Kyle już dawno sam wiedział, jak się wszystko prezentuje. „To koniec” dodała dobitnie, podkreślając gorzką nutę w swoim głosie. „Więc już nic do niego nie czujesz?” Valenti nie dał się tak łatwo zbyć. Podejrzewał, że to mocno zalega w Liz i potrzebowało się wreszcie uwolnić. Musiała przed samą sobą wygłosić te słowa. „Kyle...” jęknęła błagalnym tonem, by odpuścił. Nie chciała tego słuchać. Samej siebie. Nie mogła. Bo to nie mogło być prawdą. Nigdy. To, co powiedziała Maxowi ostatnim razem. Nie mogło się stawać rzeczywistością, prawda?

„Daj spokój Liz!” zaczynał tracić cierpliwość. Od pół roku już ledwo wytrzymywał by jej nie wygarnąć. Tak się usiłowała oderwać od Maxa niby, ale kurczowo trzymała sie myśli, że jeszcze go kocha, że nadal go kocha, że będzie go kochać. Mógł się założyć, że samemu Evansowi powiedziała prosto w twarz, że już nic nie czuje, ale samej sobie wmawiała coś innego. „Dobrze wiesz, że już nic nie czujesz. No, może poza bólem i żalem” nie przerywał nawet, gdy łzy zaszkliły jej oczy. Miała ochotę zakryć dłońmi uszy, by nie słyszeć ani jednego z tych słów. Mogła przecież wstać i odejść. Dlaczego tego nie robiła? Czyżby część niej zaczynała wierzyć w to, że prawda kreśliła się inaczej niż do tej pory? Że już naprawdę pozostały w niej tylko krzty uczucia do Maxa, które gasły z każdym kolejnym oddechem. Które już się całkiem prawie wypaliły tego ranka, kiedy zobaczyła go z Tess i kiedy przyszedł do niej Alec. „Powiedz to Liz. Do jasnej cholery, powiedz to wreszcie!” zażądał dość ostrym tonem. Nie chciał jej sprawiać bólu, ale tylko w ten sposób mogła się odciąć od przeszłości i jej gorzkiego posmaku. Pierwsza łza spłynęła po policzku. „Nie potrafię” zacisnęła mocno powieki. „Owszem potrafisz.” warknął Kyle „Weź się w garść”

„Nie kocham Maxa”

Jedno krótkie zdanie. Ulga. Oddech. Powiedziała to? Naprawdę to powiedziała! I nie do Maxa, by go odsunąć. Ale dla samej siebie, bo przecież chodziło o to, by znów zacząć żyć! Kąciki jej ust uniosły się lekko, ale mimo to nie otwierała oczu. Otarła dłonią policzek. „Dzięki Kyle” mruknęła niepewnie i westchnęła. Naprawdę tego potrzebowała. Samą siebie uświadomić, że Max Evans był przeszłością i nie mógł mieć na nią już żadnego wpływu. Żadnego. Otworzyła oczy i zamrugała. Kyle się uśmiechał. Wręcz tryumfalnie. „No brawo Parker” wyszczerzył zęby „Teraz trzeba ci tylko znaleźć odpowiedniego mężczyznę, który zaspokoi wszystkie twoje...”

„Nawet na to nie licz Kyle” pokazała mu język i roześmiała się. On się chyba nigdy nie zmieni. Zawsze ten sam, myślący tylko o jednym. No dobrze, miał jeszcze jeden priorytet w swoim życiu – Buddę. Odgarnęła włosy za ucho. Wszystko teraz znów toczyło się swoim zwykłym torem, zupełnie jakby przed chwilą w ogóle nie nadała nowego biegu swoim myślom. Dziwnie był stworzony ten świat. „Hmm. Akurat nie miałem na myśli siebie” wzrok Kyle tkwił gdzieś daleko, w rogu sali. Liz powędrowała tam spojrzeniem, dostrzegając zielone tęczówki intensywnie się w nią wpatrujące. Ciekawe czy Alec mógł się domyślać, czego przed chwilą dotyczyła ta scenka? Potrząsnęła głową i przygryzła wargę. „Przestań” szepnęła cicho, w jej głowie zaczęły ponownie rozbrzmiewać słowa Aleca z rana. „Spowiadaj się Praker. Czy ten masaż, którego sobie zażyczył, aby na pewno był tylko masażem?” i znów te insynuacje w jego głosie. Przestawało ją dziwić, że dogadywał się w jakiś dziwaczny sposób z Aleciem.

Potrząsnęła głową „To był tylko masaż. Poza tym Max nam przerwał, kiedy...” urwała, mając nadzieję, że Kyle nie zauważy, że chciała coś jeszcze powiedzieć. Coś, co z pewnością nie powinno dotrzeć do uszu Valentiego. „Max? Ten to ma tupet.” chłopak przewrócił oczami, ale nagle zastygł. Chwila ciszy, a potem jak oparzony aż podskoczył „Kiedy co?!” Pochyliła głowę, wyklinając w duchu samą siebie, że nie potrafiła momentami kontrolować własnego języka. „Mów!” zachowywał się gorzej niż Maria z tą swoją ciekawością i ekscytacją. Wahała się. To była jej prywatna sprawa, prawda? Ale z drugiej strony traktowała Kyla jak naprawdę bliskiego przyjaciela i wiedziała, że jeśli mu powie, nic się nie stanie. On nie obróci nic przeciwko niej. „Umm” błądziła spojrzeniem po podłodze „Tak jakoś wyszło, że... umm... prawie się pocałowaliśmy.” Jej policzki były teraz chyba idealnym odzwierciedleniem buraczkowej czerwieni. Źrenice Kyla powiększyły się w zdumieniu, po czym salę wypełnił jego śmiech. „Brawo Parker!” zachichotał „Najpierw słyszę te niesamowite plotki o tym, że zaliczyłaś co najmniej drugą bazę z jakimś przystojniakiem w sklepie” mogła się spodziewać, że Pam Troy nieźle to ubarwi dla swoich korzyści „Potem ten numer w mydlarni. Masaż. No, no.”

„Przestań” rzuciła w niego frytką. Jemu sie naprawdę wydawało, że ją i Aleca coś łączy? Świat zwariował. „Do niczego nie doszło. I nie dojdzie” podkreśliła. Owszem, bardzo dobrze czuła się w towarzystwie zielonookiego. Potrafiła nawet zapomnieć o tym, co dzieje się dokoła. Jej ciało wręcz błagało, by się do niej zbliżył w jakikolwiek sposób. Myśli tworzyły nieustannie spragnione wizje tego, co mógłby z nią zrobić... Oh, co chciałaby, żeby zrobił. Policzki pokryła kolejna fala rumieńców. Zerknęła kątem oka na zielonookiego. Usta wykrzywione w tym powalającym uśmieszku. Czy on czytał w ludzkich myślach? A może tak doskonale odczytywał reakcje jej ciała? Diabeł wcielony! „To tylko kwestia czasu Liz” Kyle zachichotał ponownie „Widać, że nie możesz się facetowi oprzeć.” Rozparł się w siedzeniu i nie odrywając wzroku od Liz, westchnął „Ile ja bym dał, żeby jakaś dziewczyna przez chwilę patrzyła na mnie tak, jak ty patrzysz na niego”

„Chyba jak on patrzy na mnie” mruknęła. I czuła na sobie ciągle ten wygłodniały, obiecujący wzrok. Jakby potrafił spędzać całe godziny tylko na myśleniu o tym, jak przyjemnie wiłoby się pod nim jej ciało. Zacisnęła powieki. Znów umysł płatał jej figle, tworząc nieposkromione wizje. Bała się, co mogłoby się stać, gdyby któregoś dnia miały się one spełnić.

* * *

„Co będzie dalej?” zapytała, wtulając się w jego ramiona. Ostatnimi czasy bardzo często to robiła. Po prostu się do niego tuliła, licząc na to, że w ten sposób uzyska trochę spokoju. Spokoju własnych nerwów. Chociaż nigdy nigdzie nie czuła sie bezpieczna, teraz w jego ramionach była. I nie spieszyło jej się nigdzie. Gdyby miała pewność, że tutaj wszystko się ułoży jak powinno, już zaczęłaby szukać jakiejś pracy, mieszkania, czegokolwiek, by mogli rozpocząć normalne życie. Problem tkwił w tym, że na nich nigdy nie czekało normalne życie. Wieczny strach, wieczne ucieczki. Po co ona to wszystko zaczynała? Po co uległa słabości? Gdyby retrowirus nadal istniał, żyliby w Seattle jak co dzień, grali w tę samą grę i martwili się każde o siebie.

Ale walczyli tyle czasu o to, by móc ze sobą być. A teraz, gdy już mieli tę możliwość, całkiem inne problemy zaczęły się rozwijać. Wieść o istnieniu transgenicznych obiegła świat w zastraszającym tempie. I już nie było w ogóle bezpiecznie. Zwłaszcza dla niej, kiedy była tak smakowitym kąskiem dla naukowców, pod wszystkimi względami. Wolała nawet sobie nie wyobrażać, co by jej zrobili... „Coś wymyślimy” głos Logana był ciepły i łagodny. On sam cały czas sie zamartwiał, chociaż może nie było po nim tego widać. Zawsze troszczył się tylko o siebie, nie licząc losów całej ludzkości, które toczyły się łącznie z jego drugą tożsamością. Teraz jednak odpowiadał za kogoś bardziej indywidualnie. Za nią. Za nich. Za swoją przyszłą rodzinę. Musiał więc coś wymyślić. Musiał znaleźć sposób, by ich uratować. „Wszystko będzie dobrze” musnął ustami jej czoło. Max nigdy nie wierzyła w tego typu słówka, które w rzeczywistości nie niosły ze sobą bezpieczeństwa. Ale te ostatnie miesiące naprawdę ją zmieniały. Odczuwała każdą emocję ze zdwojoną siłą.

I potrzebowała tak prostych słów. On też ich potrzebował. Na razie były ich jedyną nadzieją.

c.d.n.
Image

User avatar
onar-ek
Pleciuga
Posts: 887
Joined: Mon Aug 30, 2004 4:40 pm
Location: Białystok
Contact:

Post by onar-ek » Sun Apr 10, 2005 7:56 pm

Hehehe świetna część :twisted: Jak zwykle podoba mi się sam fragment z Aleciem i Liz, ale muszę jeszcze wspomnieć o Kyleu :twisted: Jak ja uwielbiam tego faceta. Jest świetnym przyjacielem, lepszym niż ta blondi ( :evil: :roll: ) i zawsze jest przy Liz. Poza tym widzi co się dzieje między nią a Aleciem i chyba nie jako jedyny :wink: Maxio miał niezłą scenkę gratis :twisted: I dobrze mu tak. Nigdy nie rozumiałam go w serialu nawet jak go lubiłam :roll: Ta jego dziwna słabość do Tess mimo miłości do Liz zawsze działała mi na nerwy :evil: Bo mógłby się zdecydować nie? A wiemy jak to wszystko w serialu się skończyło... Dzidziusiem z Tess :roll: Dzięki Ci _liz, że przynajmniej u Ciebie Liz ma Aleca... Jest dla niej gdy ta go potrzebuje i to jest najważniejszy przy tym jeszce ma swój urok i dlatego tak bardzo go uwielbiamy :twisted:
No więc Marq czekamy na jeszcze :wink: I matura maturą, ale nie zapominaj o nas :twisted:

User avatar
Maleństwo
Starszy nowicjusz
Posts: 173
Joined: Mon Feb 28, 2005 8:22 pm
Location: Gdańsk

Post by Maleństwo » Mon Apr 11, 2005 12:12 am

_liz, dzięki już nowa część...a miała być dopiero po weekendzie...fajnie :cheesy:

Liz poszukuje motywacji do rozpoczęcia nowego życia...biedulka, chyba potrzebne jej okulary :wink: a nie ten transparent...niech się tylko rozejrzy, przecież nowy ktoś tylko czeka by wkroczyć naprawdę do jej życia i dać jej nową...całkiem interesującą :mrgreen: rzeczywistość...wystarczy wyciągnąć rękę...chyba jednak pożyczę jej te okulary, aby w końcu otwarły się jej oczy... :tak:

No i zielonooki...pojawia się jak zawsze o odpowiedniej porze i w odpowiednim miejscu :wink: ...jak lekarstwo na chorobę - Maxa...a może Alec sam jest jak choroba :mrgreen: ...uzależnienie :haha:

Kyle...zgadzam się z Onarkiem, rzeczywiście wyszedł tutaj z niego świetny przyjaciel...w końcu ktoś odblokował Liz i otworzył jej oczy...a może umysł...w końcu padły te słowa i to na głos: „Nie kocham Maxa” moje gratulacje Kyle...bo chodzi o to by znowu zacząć żyć...z Aleciem :mrgreen:

I nagle taki przeskok _liz..."Co będzie dalej?” zapytała, wtulając się w jego ramiona."...myślę Alec i Liz, niemożliwe, a to tylko Max i Logan...a swoją droga ciekawe co u nich :?: ..._liz czekam na następne części...oby szybciej niż ostatnio...wiem wiem matura...więc najpierw połamania języka na ustnych, a potem pióra na pisemnych...trzymam kciuki :wink:
Maleństwo

Post Reply

Who is online

Users browsing this forum: No registered users and 23 guests