Hmm... widze, że nieco muszę wyjaśnić. Dlaczego Michael może blokować Liz a ona jego nie - a dlatego, że mam takie widzimisię

A tak na poważnie. Ona próbowała, ale jej umysł tego nie wytrzymał. Cóż, bycie kosmitą pomaga w kwestii blokad, jak widać. A dlaczego Liz nie mogą dotykać inni mężczyźni, a Michaela kobiety mogą - to wyjaśni się w rozdziale 7.
nowa bardzo ładne arty

Może przy kolejnych częściach też najdzie cię wena...
gosiek cóż za euforia

Miło, że czekałaś tyle na
taki polarek i że ten ci się akurat podoba.
6.
Ściskała nerwowo kubek w dłoni, przygryzając dolną wargę i wpijając wzrok w blat stołu. Denerwowała się. Nerwy co chwila napinały się i rozluźniały, powodując drażniący ruch tupania nogą. Ale nie potrafiła tego powstrzymać. Myśli same podsycały stres. Dopingowała to adrenalina. Połączenie to wywoływało zwiększoną dawkę kortyzolu, co tylko wzmagało zmienne fale emocji przelewające się przez jej żyły.
Uspokój się, Michaelowi nawet nie chciało sie mówić na głos. Jej drażniące myśli z łatwością do niego docierały, pozwolił więc, by w tym jednym ekstremalnym wypadki i ona mogła słyszeć jego. Tak było lepiej w tej sytuacji.
Łatwo ci mówić, uniosła na chwilę niepewny wzrok na niego,
To nie twoja dziewczyna jest związana jakąś dziwną więzią z twoim najlepszym przyjacielem. Przewrócił oczami. Znów zaczynała panikować. I to w dziwaczny sposób. Naprawdę dziwaczny. Isabel gdy wpadała w panikę, rzucała gromami i zaczynała zażądzać innymi. Maria znowu wpadała w całkowicie histeryczny stan, wdychała olejki i mamrotała coś. A Liz chociaż było widać, że panikuje, dusiła wszystko w sobie, starając się zachować choćby pozorny spokój.
Oparł się łokciami o blat stołu, wspierając głowę na dłoni ze znudzeniem. Piwne tęczówki leniwie przesuwały spojrzenie po jej twarzy, przyćmionej strachem.
Max szaleje za tobą, właściwie dlaczego usiłował ją pocieszyć,
Nie mam pojęcia dlaczego, ale taki zdziwaczały już jest. I do tego stopnia ma świra na twoim punkcie, że nie będzie miał do ciebie żadnych pretensji. Własnie. Zapewne będzie się wściekał na niego. Wszystko zawsze spadało na niego. Może nawet Max będzie miał pretensje o to, że Michael się rozchorował. Mruknął coś i odsunął się ponownie, wyraźnie tracąc humor.
Nie będzie pretensji, jej słaby głos cicho zaszemrał w jego głowie,
Tylko żal. Jej dłonie zacisnęły się mocniej na kubku z kawą, chcąc powstrzymać drżenie.
I w ogóle dlaczego rozmawiamy w myślach?, usiłowała tuszować zdenerwowanie. Przechylił głowię na bok, przyglądając się jej uważnie. Mimo wszystko starała się zachowywać naturalnie.
- Bo w ten sposób nikt nas nie usłyszy – odpowiedział, jakby to było niezwykle oczywiste
Przytaknęła. Tak. Gdyby ktoś usłyszał o czym mówili, mogłyby wyniknąć z tego niezłe kłopoty. Nieprzyjemne kłopoty. Plotka szybko by się rozeszła po całym mieście i wszystko obróciłoby się przeciwko nim. A to mogło być najgorsze. Dlatego lepiej, żeby sami wszystko wyznali.
On nie zrozumie, westchnęła zatapiając usta w aromatycznym napoju. Michael przewrócił oczami. Znów wracała do punktu wyjścia, czy do niej nic nie docierało?
Przestań już, mruknął wyraźnie zirytowany,
Zobaczymy czy zrozumie, jak mu powiemy. Ciemne spojrzenie z pewnym wahaniem wbiło się w niego.
Nagle przesunęło się w stronę wejścia. Całe ciało napięło się. Czuł jak strach przelewa się przez jego żyły. Jej strach.
Max, jedno słowo, które wyjasniało wszystko. Po chwili brunet z promiennym uśmiechem usiadł obok zestresowanej Liz, zarzucając ramię wokół jej talii. Michael momentalnie wyprostował plecy, czując palący ból w dole krzyża. Uważny wzrok przesunął się na twarz Liz, która używała wszystkich swoich sił, by nie jęknąć z bólu. To kłucie, które czuł on, pochodziło bezpośrednio od niej. A ból sprawiał dotyk Maxa.
Powiedz mu, żeby zabrał ramię, powazny ton Michaela rozbrzmiał w jej głowie. Przygryzła wargę, wbijając wzrok w blat stołu.
Do cholery powiedz mu, bo inaczej ja to zrobię, nie miał zamiaru pozwolić jej sie tak poświęcać tylko by Max nie poczuł się urażony. Milczała nadal. Tracił cierpliwość.
- Hej Michael – Max wydawał się mieć wspniały humor
Nie na długo. Za chwilę jego uśmiesz zblaknie.
- Taa. - mruknął
Max objął mocniej Liz, obracając do niej twarz i pochylając się, by ją pocałować. Ostry ból przeszył jej ciało i dotarł niestety do Michaela. Zacisnął zęby. Czy ona była masochistką?
- Zabierz ramię – syknął, ledwo powstrzymując się, by osobiście nie oderwać go od niej
Spojrzenie Maxa pełne zdumienia i jakby niepewności. Co wstąpiło w Michaela? Zawsze był gburowaty i rzadko było wiadomo, o co mu naprawdę chodzi, ale teraz chyba miał jakieś apogeum. Zamrugał, wpatrując się w przyjaciela.
- Słucham?
- Zabierz to cholerne ramię – wycedził przez zęby, czując coraz bardziej palący ból
Jeśli jego już tak bardzo bolało, to jak musiało boleć ją. I jeszcze wytrzymywała. Ponownie wbił w nią wzrok. Ból już wyraźnie malował się na jej twarzy, tocząc jedną łzę po policzku.
Cholera, Parker!, wściekł się. Miał już dość zabawy w tę nędzną gierkę.
- To ją boli Maxwell, zabierz rękę.
Max momentalnie spojrzał na Liz. Zaciskała dłonie kurczowo na kubku, przygryzała wargę prawie do krwi, po policzku sunęła łza. Przerażenie błyskawicznie nim targnęło.
- Liz, wszystko w porządku? - odruchowo objął ją mocniej
Krzyk wydobył się z jej ust, a głowa gwałtownie odchyliła do tyłu. Michal czuł jakby coś roztrzaskiwało jego kręgosłup i szarpało niemiłosiernie nerwami. Jeszcze chwila a ona nie wytrzyma tego bólu i straci przytomność.
- Dość Max! - wrzasnął na przyjaciela – Puść ją! Widzisz, że cierpi.
Max momentalnie ją puścił, ale wciąż nie rozumiał co się działo. Przychodził tu jak zawsze. Jak zawsze obejmował Liz, ale nagle ona wręcz krzyczała z bólu, nie mogac znieść jego dotyku. I Michael o tym wiedział. Co tu się działo? Nim się zorientował, Michael nagle pociągnął Liz w swoją stronę, zmuszając by siadła obok niego.
- Co się dzieje? - Max spojrzał na nich, wyraźnie zaniepokojony
- Mówiłem, żebyś zabrał ramię – syknął Michael
Podsunął nieznacznie bluzkę Liz, kładąc dłoń na niesamowicie czerwonej prędze. Kto wie czy lada chwila nie popłynęłaby krew z wyczerpanego naskórka. Max dostrzegł paskudny obrzek w dole jej pleców, gdzie jeszcze przed chwilą spoczywała jego ręka.
Boli, omdlały głos ledwo rozpłynął się w głowie Michaela.
Wiem, odpowiedział spokojnie, czując że jego dotyk przynosi ulgę,
Mówiłem ci, żebyś to przerwała. Ile byłaś w stanie jeszcze wytrzymać zanim byś zemdlała z bólu?, był zły. Na nią, że nie reagowała na własną krzywdę. Na Maxa, że nie widział jak ją rani.
Delikatnie przesuwając dłoń po jej plecach, skierował się do Maxa.
- O tym własnie chciałem z tobą porozmawiać – mruknął
- Więc mów – Max wciąz obserwował jak pod wpływem dotyku Michaela piętno na plecach Liz zdaje się zanikać
- Tamtego wieczoru, gdy chorowałem – zaczął opowiadać jakby nigdy nic – Pewne sprawy poszły nie tak, jak trzeba. W efekcie między mną i Liz wytworzyła się jakas popaprana kosmiczna więź – wciąz masował jej plecy – Najpierw były wizje. Bez dotyku nawet... A teraz jest jeszcze gorzej.
Max patrzył na niego, jakby w ogóle nie rozumiał co mówi. Więź? Między Michaelem i Liz? Wizje? I niby mogło być gorzej?
- Teraz słyszymy swoje myśli – powiedział obojętnie, dla niego to już stawało się chlebem powszednim – I przede wszystkim czujemy swoje emocje. J a czułem jej ból, gdy ją dotykałeś.
Spojrzenie Maxa przesunęło się ponownie na Liz. Już wyglądała lepiej. Ulga powoli malowała się na jej twarzy. Wydawało się, że dotyk michaela przynosił prawdziwe ukojenie. I to jakoś dziwnie, o wiele bardziej przejmowało Maxa niż fakt, że to on sam zadał jej ból.
- Byliśmy u Rzecznego Psa -Liz wreszcie się odezwała, chociaż jej głos był drżący – I powiedział, że to moja wina i...
- To nie twoja wina – Michael mruknął rozdrażniony
Pochyliła głowę, nie mając ochoty się z nim teraz sprzeczać, chociaż kwestia winy w jej mniemaniu była rozstrzygnięta – ona była winna.
- Powiedział – mówiła dalej, nie patrząc jednak na Maxa – Że nasze podświadomości utworzyły więź, przez którą te silne oddziaływania. I... i...
- I tego nie da się zerwać – dokończył za nią Michael
Cisza, jaka zapanowała, była chyba gorsza od ataku, jakiego się spodziewali. Max tępo się w nich wpatrywał, przesuwając wzrok z Michaela na Liz i z powrotem. Wyraz jego twarzy wyrażał nie tyle zdumienie, co całkowity paraliż. Miał to traktować jako żart czy jak wyrok? Michael i Liz powiązani podświadomie jakąś więzią. Niezwykle silną więzią. Wizje z nienacka. Odczytywanie swoich myśli. Odczuwanie wzajemnych emocji. Nieznoszenie dotyku nikogo innego. Zupełnie jakby byli jednością chronioną jakąś barierą. Dziwnie bolało – on i Liz nigdy nie mieli czegoś takiego. Owszem, pojawiały się wizje i to bardzo intensywne, ale tylko za sprawą dotyku.
Wzrok przesunął się ponownie na plecy Liz. Dłoń Michaela wciąż tam tkwiła, a oni oboje zachowywali się jakby to było coś naturalnego.
On nie rozumie, rozpaczliwy głos zastukał do głowy Michaela.
Daj mu czas, odpowiedź była zaskakująco spokojna,
Musi to sobie wszystko poukładać. Dla niego to szok. Obróciła głowę, spoglądając na Michaela. Dla Maxa był to jeden znak – własnie czytali sobie w myślach. Wstał powoli, jakby obawiając się, że może stracić równowagę. Wzrok zaczął błędnie przesuwać się dokoła, nie mogąc znaleźc punktu zaczepienia a nie chcąc już patrzeć na nich. Musiał wyjść. Musiał zaczerpnąć świeżego powietrza. Oderwać się od tego.
c.d.n.