Heart of soldier - zakończenie + Epilog

Piszesz? Malujesz? Projektujesz statki kosmiczne? Tutaj możesz się podzielić swoimi doświadczeniami.

Moderators: Olka, Hotaru, Hotori, Hypatia

User avatar
Elip
Starszy nowicjusz
Posts: 252
Joined: Fri Apr 30, 2004 11:18 am
Location: Z Daleka :P

Post by Elip » Fri Mar 11, 2005 2:00 pm

O Mój... :shock: :cry:
Ja tak nie lubiłam H. w tym opowiadaniu, więc normalnie by mi to tam różnicy większej nie zrobiło, ale sposób jaki Liz ją potraktowała...
Tzn ja ją rozumiem, bo gdyby osoba, którą uważałam za kogoś bliskiego, nie wierzyła w to co mówię, ale za to wierzyła jakiejś osobie, którą ledwo poznała, to też miałabym do niej żal. :?
Chodzi mi jedak o to, że zobaczyłam jak bardzo Hotaru żałowała :roll:
I teraz Liz się musi totalnie załamać. Tyle przeżyła, że nie wiem jak to wytrzyma... I jeszcze Alec ją dobił tym , że sp... Nie no on nie mógł się przespać z Ashą(która już nie żyje :twisted: ). Nie i koniec! :roll:

A co będzie teraz? Dalej będzie pomagała Białemu, a jak nie, to czy on dalej będzie zabijał? :? A może da już spokój? A może ona go zabije.

User avatar
onar-ek
Pleciuga
Posts: 887
Joined: Mon Aug 30, 2004 4:40 pm
Location: Białystok
Contact:

Post by onar-ek » Fri Mar 11, 2005 6:12 pm

:shock: Jak dawno nic nie pisałam :shock: Ale mam coś na swoją obronę i Ty dobrze wiesz co Marq :lol:
Galadriela wrote:Różowy sweterek <histeryczny śmiech> Onarek gratuluję genialnego pomysłu.
Hehe :twisted: Żałuj, że nie4 widziałaś takiej akcji na żywo :twisted: Jestem okrutna :twisted:

A nie mówiłam, że Asha to blond zołza? :evil: Dzięki Ci Marq, że nareszcie ją ukatrupiłaś :twisted: Czytając ten fragment skakałam z radości :lol:
Co do H. Hmm okropnie mnie irytowała i nie dziwię się Liz, że zachowała się właśnie tak z drugiej strony znając późniejsze wydarzenia jest cholernie trudno byc na H. złą :roll: Nikt nie powinien tak skończyc. I współczuję Liz... Nie wiem czy sama potrafiłabym sobie darowac taką omyłkę... Widząc ostatni raz przyjaciółkę w złości... Wiem, że ona nie wiedziała co będzie potem, ale stało się. Właśnie zdałam sobie sprawę jak dawno czytałam ten rozdział po raz pierwszy :shock: Gwarantuję wam, że po kolejnych będziecie w szoku :twisted:

Sępiki krzyczą WIĘCEJ! :twisted: (jak dawno tego nie pisałam 8) :lol:)

User avatar
Lizzy88
Nowicjusz
Posts: 105
Joined: Sat Aug 21, 2004 5:49 pm
Contact:

Post by Lizzy88 » Fri Mar 11, 2005 6:29 pm

Straszna część :(
Z jednej strony rozumiem Liz. Nagle wszystko się odmieniło, ale gdyby Asha nadal żyła?... Czy Hotaru w ogóle zdecydowała się na jakąkolwiek normalną, bez oskarżeń o dręczenie zdziry, rozmowę?... :? Tego już się nie dowiemy, ale...
Hotaru rzeczywiście wydawała się żałować i tego jej nie odmówię, ale nawet jeśli udałoby im się dojść do jako takiego porozumienia, nie wyobrażam sobie, żeby było tak jak dawniej. Żeby wróciła stara, dobra przyjaźń w niezmienionej formie.
Z drugiej strony, to straszne, że to tak wszystko się wali. Kolejna śmierć, kolejna zmora dla Liz :( Nie podobało mi się to, co wyprawiała H., ale na pewno nie życzyłam jej śmierci. Ona była po prostu potwornie irytująca i głupia. Szkoda, że ich ostatnia rozmowa była taka gorzka :(
Cała atmosfera jest okropna. Tyle smutku, bólu, goryczy, cierpienia... :( Ale znając _liz, może być jeszcze gorzej, co samo w sobie już jest straszne... :shock:
Ja bym się chciała zwrócić do naszej Autorki z taką bardzo małą i bardzo uprzejmą prośbą, aby w tym piekle śmierci i zniszczenia oszczędziła nam przynajmniej 538 i 494... :twisted:
Hmm, chyba długo White się nie pojawił we własnej, diabolicznej osobie... :twisted: Jak Elip, jestem ciekawa, co teraz zrobi Liz. No i jak zareaguje jej braciszek i jak w ogóle potoczy się ten wątek...
Smutna, ale genialna część :D Czekamy na więcej :twisted:
Mężczyzna uważa, że wie, ale kobieta wie lepiej. - chińskie

_liz
Fan...atyk
Posts: 1041
Joined: Fri Aug 15, 2003 4:07 pm
Location: Wrocław
Contact:

Post by _liz » Fri Mar 11, 2005 7:55 pm

Ostrzegałam, że 23 nie jest pogodne. Że w ogóle to opowiadanie do pogodnych nie należy. Mnóstwo bólu, łez, krwi i śmierci. I niestety tak będzie aż do końca. Do samego końca. Jedynie Epilog będzie całkowitym odetchnięciem i nadzieją 8) Wiem, okrutna jestem, ale jednak nie zmienię zdania i przeprowadzę wszystko jak zaplanowałam. I nie zdradzę kto zginie a kto ocaleje (o ile ktoś ocaleje) :twisted:

Po 23 zasługujecie na iskrę nadziei w tym mroku, więc dam wam 24, która chociaż smutnawa, to jednak kończy się myślę niesamowicie ciepło i wzruszająco... to was podniesie na duchu. Nie wspomnę o tym, że po 25 i 26 będziecie z pewnego powodu chyba skakać z radości i zdumienia... :roll:


P.S: Z dziwnych i nieznanych mi powodów nie mogę zamieścić OO :? Próbowała nawet Onarek zamieścić za mnie, ale nadal wyskakuje jakiś błąd... więc musicie poczekać...





24.

Mruknął coś pod nosem. Nie, nie spał. Ale miał nadzieję na odrobinkę świętego spokoju po tym wszystkim co się działo. Wszystko się pieprzyło. Nie tylko otoczenie, jego własne zycie. Już prawie rok miał spokój, a tu nagle parę tygodni temu pojawiła się ona. I przyniosła ze sobą to dawne uczucie... wydawało mu się, że z kolejnymi minutami coraz bardziej ją nienawidzi. Tylko, ze chęc uduszenia jej nie brała się z nienawiści. Ale z jej całkowitego przeciwieństwa. I wbrew sobie, pozwolił by to się w nim rozwijało. Trwał w tym, mimo kolejnych ciosów jakie zadawała. A kiedy sama zdawała sie zasnąć w tym ciepłym upojeniu, myślał, że nigdy nie będzie bardziej szczęśliwy. Tak. X5494, Alec McDowell czuł się najzwyczajniej w świecie szczęśliwy. Ale i to mu odebrano, kiedy Liz postanowiłą utopić się w tym koszmarze i gdy usilnie odpychała jego pomoc. I uciekła ponownie.

Tym razem za nią nie gonił. To była jej decyzja. Szanował ją, chociaż raniła tym do bólu. Cóż, przezywał nie takie rany. Ponowny szmer za drzwiami. Ktoś chyba wahał się czy zapukać czy nie. Skierował więc swoje zmysły w tamtą stronę. Momentalnie poderwał sie z miejsca. Czuł JĄ. I coś było nie tak. Jakby życie z niej uchodziło. Otworzył gwałtownie drzwi.

Stała na progu. Roztrzęsiona, na wpół przytomna. Całe ciało drżało, jakby już nie miało siły utrzymać się w pionie. Spodnie upaćkane błotem, przesiąknięte brudem. Skóra pokryta kurzem i... krwią. Tak. Niemal cała naznaczona była krwią. Dłonie, koszulka, końcówki włosów nawet. Lewy policzek napiętnowany zasychającą czerwoną posoką. I to nie była jej krew. Poczuł jak jej serce bije coraz wolniej, jakby z własnej woli przyjmowało śmierć. Wiedział, że była tylko jedna możliwość by ją doprowadzić do tego stanu – znów kogoś straciła. A gdy odbierano jej ludzi, to jakby wyrywano fragment jej życia. Ciemne oczy zamglone łzami, które wąskimi strumieniami sączyły się po policzkach.

Zachwiała się. Może nawet całkowicie straciłaby równowagę, gdyby silne ramiona nie złapały jej. Z przerażeniem uniósł drobne ciało, które już nawet nie miało siły by stawić jakikolwiek opór. Cichy płacz wpijał się w jego klatkę piersiową. Drobne palce kurczowo zawijały się na jego koszulce, jakby obawiała się, że ją puści. Objął ją mocniej. Serce waliło jak oszalałe w panice. Co oni jej zrobili? Za co? Ale teraz liczyło się tylko to, by ją uspokoić i sprowadzić do świata rzeczywistości.

- Niech ból odejdzie – zwilżone łzami usta wyszeptały błagalnie
Zacisnął na chwilę powieki. Miał wrażenie, że on sam zaraz runie. Bezsilny. Ona zawsze silna, zawsze opanowana, bez słabości. Ale on wiedział, że kiedyś nadejdzie moment, gdy się całkowicie załamie. Nie sądził jednak, że będzie aż tak rozbita. A czując nieopanowane konwulsje drobnego ciała, słysząc jej głos... Miał ochotę zabić każdego, kto chociaż odrobinę się do tego przyczynił. Zaniósł ją do łazienki, odkręcając pod prysznicem ciepłą wodę. Cały czas lgnęła do niego kurczowo, nie chcąc odsunąć się na milimetr, jakby ta niewielka odległość mogła ją zabić.
- Zabierz ból – mamrotała
Pełna nadziei i ufności, że pomorze jej uśmierzyć ból, że przyniesie ciepło.

Wsunął sie razem z nią pod strumień ciepłej wody, pozwalając jej się powoli przystosować do tego uczucia. Ciche jęknięcie wypłynęło z jej ust, gdy chłodne ciało zaczęło sie rozgrzewać.
- Postawię cię teraz – oznajmił łagodnie i delikatnie puścił ją, stawiając na posadzce prysznica
Stanęła, ale jej dłonie wciąż ściskały jego koszulkę. Zapłakane oczy wpatrywały się w jego twarz. Pełen troski i strachu. Czego się bał? Gdy przesunął ręce do jej koszulki, powoli podsuwając ją do góry i zatrzymując się niepewnie, jakby w przerażeniu, zrozumiała. Bał się o nią. Że jeden jego dotyk mógłby ją znów odsunąć daleko albo całkowicie zniszczyć. Ale nie mógł. On jedyny nie przynosił bólu, tylko ukojenie. Oderwała drżące dłonie od niego i uniosła ręce do góry, umożliwiając mu zdjęcie zakrwawionej i przemoczonej bluzki.

Pozwoliła jego dłoniom ściągnąć wszystko, co było przesiąknięte jej łzami, brudem, koszmarem, krwią. Nie broniła. Musiała się tego pozbyć. Sznureczki ciepłych kropel wody spłukiwały wszystko z jej ciała, wszelkie oznaki rozpaczy. Wpatrywała się w Aleca, który nie zważając na to, że jest już cały przemoczony, delikatnie obmywał jej ciało. Opuszki jego palców przesuwały się po jej skórze z ogromną troską i ostrożnością. Aż nie pozostało ani jednego śladu krwi. Wyciągnął rękę i zakręcił wodę, drugą dłonią obejmując ją. Momentalnie przysunęła się i ponownie do niego przylgnęła.
- Shhh... - objął ją mocno, składając na czubku jej głowy pocałunek
Sięgnął po ręcznik, szczelnie otulając nim drżące ciałko. Wciąż rozdygotana i przerażona, całkowicie słaba i obnażona. Wystarczyłby jeden ostry cios, a już nigdy by się nie pozbierała. Płynnym ruchem ponownie uniósł ją do góry, niosąc w kołysce swoich ramion. Jak bezbronną małą dziewczynkę. A ona ufnie wtuliła się w niego, opierając głowę o jego klatkę piersiową. Palce powoli sunęły po mokrej koszulce, jakby niepewne czy muszą się jej znów uchwycić.

Ułożył ją ostrożnie na łóżku, nie pozwalając by ręcznik zsunął się choć trochę. Momentalnie wtuliła się w pachnący nim materac. Alec wyjął jedną ze swoich koszulek, taką która na pewno będzie na nią za duża, by otuliła ją najlepiej. Pomógł jej usiąść i założył suchy, ciepły materiał na drżące ciałko.
- Połóż się – szepnął, okrywając ją kocem
Posłusznie ułożyła się, przmykając powieki, ale nie mogła pozwolić mu odejść.
- Nie idź – wymamrotała – Zostań przy mnie
Uśmiechnął się lekko. Zdjął z siebie przemoczoną koszulkę i położył się obok niej. Instynktownie przysunęła się bliżej, kładąc głowę na jego klatce piersiowej.

Cisza.

Leżeli w milczeniu przez kilkanaście minut. Alec wolał nie zadawać żadnych pytań, obawiając się by znów nie zapadła się w agonii. Ale przez jej ciało nagle zaczęły przetaczać się drobne spazmy, aż po chwili poczuł ciepłe łzy spływające na jego ciało. Znów płakała. Objłą ją mocniej.
- Zabił Hotaru - rozpaczliwy szept przemknął w jego głowie – Jej ciało... krew...
Urywała sentencje, nie mogąc znaleźć w sobie siły, by coś powiedzieć. Wizja zakrwawionej blondynki w jej ramionach, wstrzymywała oddech i cheć życia. Znów słabła i wpadała w stan katatonii. Czuła jak ramiona Aleca mocniej zaciskając się wokół niej. Nie było słów, jakimi odegnałby ten piekielny ból, więc po prostu był. I na tym jej najbardziej zależało. Żeby wreszcie ktoś naprawdę przy niej był. Że by ON był. Wpiła niespokojnie opuszki palców prawej dłoni w jego ciało.
- Nie chcę, żeby odebrali mi ciebie – wymamrotała
Kolejne kropelki łez zwilżały jego skórę. Nie mógł jednak opanować przyjemnego uczucia, które wypełniło żyły. Ona była przerażona, a on po prostu nie potrafił powstrzymać obezwładniającej świadomości – zależało jej na nim.

- Shhh – przesunął dłoń po jej plecach, chcąc uspokoić drżące ciało – Nic ani nikt mnie od ciebie nie odciągnie. Nawet siłą.
Chyba, że sama znó ucieknie. Była do tego zdolna. Gdy się wypłacze, odzyska siły, może znów wpaść w wir swojej drażliwej chęci całkowitej samodzielności. Jakby czytała jego myśli, przesunęła dłoń do jego policzka delikatnie muskając palcami jego skórę i szepnęła:
- Nie chcę też uciekać. Nigdy więcej.
Mówiła to w pełni świadomie, chociaż zapuchnięte płaczem powieki sennie się zlepiały. Już dawno powinna zrozumieć, że chociażby uciekała niesamowicie daleko, wciż będzie wracała. Wciąż będzie chciała wracać. Nie było więc sensu uciekać. Zwłaszcza, gdy tak dobrze było w jego ramionach.

Kąciki jego ust uniosły się w półuśmiechu. Teraz już wiedział na pewno. Nie było wątpliwości. Wszystkie zostały zmazane falami ciepłej wody pod prysznicem. Zamknął oczy, czując jak Liz powoli się uspokaja. Zaczynała równomiernie odychać. Łzy zasychały. Powieki przymykały się. Jej ciało odpływało w zasłużony sen.
- Alec... - jej głos był już całkowicie zaspany – Kocham cię.
Serce Aleca stanęło na chwilę, poczym spokojnie znów zaczęło bić.

Zasnęli oboje.
Image

User avatar
Elip
Starszy nowicjusz
Posts: 252
Joined: Fri Apr 30, 2004 11:18 am
Location: Z Daleka :P

Post by Elip » Fri Mar 11, 2005 8:29 pm

No ta część, taka przyjemniejsza. :roll: W końcu nikt nikogo nie zabija, nikt nikomu nie grozi, nikt nikogo nie oskarża, ani nie odtrąca...

- Alec... - jej głos był już całkowicie zaspany – Kocham cię.
:shock: O kurcze nie spodziewałam się, że ona... ale ona chyba pełni świadoma tego nie była :lol: Oj przynajmniej wierzyć mi się nie chce, że już wszystko będzie dobrze. :roll:
przeprowadzę wszystko jak zaplanowałam. I nie zdradzę kto zginie a kto ocaleje (o ile ktoś ocaleje)
No właśnie... czyli nic dobrze nie będzie. Tylko żeby mi tu Alec przeżył! No i Liz oczywiście... 8)
Bo Kyle chyba przeżyje to opowiadanie, bo to chyba byłoby już trochę przesadzone... :?
Nie wspomnę o tym, że po 25 i 26 będziecie z pewnego powodu chyba skakać z radości i zdumienia...
No to kiedy zamieścisz kolejną część :cheesy: Bo ja już się doczekać nie mogę :mrgreen:

User avatar
aras
Zainteresowany
Posts: 460
Joined: Fri Aug 15, 2003 3:59 pm
Location: Będzin

Post by aras » Fri Mar 11, 2005 9:37 pm

Milutka część. Nie za słodka. Bez akcji, ale takie też lubię. Wogóle to chyba lubię sceny z prysznicem i gdy Alec nosi Liz też lubię :cheesy: . Czy Ona była zupełnie naga pod tym prysznicem ?? A On poszedł spać w mokrych spodniach ?? Przeziębi się biedaczek :wink: .
Czytaj między wierszami...

User avatar
Onika
Nowicjusz
Posts: 92
Joined: Sun Jul 25, 2004 5:16 pm
Contact:

Post by Onika » Fri Mar 11, 2005 9:45 pm

całkiem spokojna część, takie wytchnienie po tych wszystkich morderstwach. Choć na końcu pewnie jakiś meteoryt walnie w Ziemię i wszyscy zginą. Ech... Ja to mam dzisiaj świetny humor. W każdym razie czekam na kolejną część. Może White zaszczyci ją swoją obecnością. Stęskniłam sie za facetem, nawet jeśli w głowie nie wszystko mu działa jak trzeba, może zwoje mu sie przepaliły?

User avatar
Maleństwo
Starszy nowicjusz
Posts: 173
Joined: Mon Feb 28, 2005 8:22 pm
Location: Gdańsk

Post by Maleństwo » Sat Mar 12, 2005 9:30 pm

Nie oceniam części czy są łagodne, czy spokojne...może dlatego, że to opowiadanie czytałam całe do tego rozdziału włącznie i pojmuję je całościowo... :wink:

Dla mnie nastąpił wyraźny przełom w kontaktach Liz/Alec...w końcu, a tak długo na to czekałam. To dobrze, bo w obecnej sytuacji wsparcie Aleca i nie tylko jego...jeszcze jest Kyle, będzie jej bardzo potrzebne :tak:

Hotaru nie żyje...a Liz nie zdążyła jej powiedzieć tylu rzeczy...a przede wszystkim tego...że jej wybaczyła :(
Maleństwo

User avatar
onar-ek
Pleciuga
Posts: 887
Joined: Mon Aug 30, 2004 4:40 pm
Location: Białystok
Contact:

Post by onar-ek » Sat Mar 12, 2005 9:42 pm

Podoba mi się ta częśc 8) I wiesz co mnie zastanawia Marq? Ile razy mam komentowac jedna częśc? :lol: Po pierwszym razie komentuje od razu a potem się zaczyna dręczenie biednej Mart napisz komentarz... nie obijaj się... nudzisz się? odpisz na ff 8) :lol: Jesteś despotką chociaż znając Ciebie uznasz to za cechę pozytywną :lol:

Alec... Kocham Cię... Magiczne słowa co? 8) Niby takie jak inna a czasami tak trudno zdobyc się na ich wypowiedzenie, tak trudno zrozumiec, że to właśnie one określaja twoje uczucia względem innej osoby 8)

Moja ulubiona śpiewka a ja wiem co będzie potem nenen :twisted: I normalnie tego się nie spodziewacie :twisted:

User avatar
Maleństwo
Starszy nowicjusz
Posts: 173
Joined: Mon Feb 28, 2005 8:22 pm
Location: Gdańsk

Post by Maleństwo » Sun Mar 13, 2005 12:26 am

Oj Onarku, Onarku... :nie: wstydziłbyś się...tak się chwalić, tak się chwalić...fuj :wink:

_liz, my też chcemy już wiedzieć :!:
Maleństwo

_liz
Fan...atyk
Posts: 1041
Joined: Fri Aug 15, 2003 4:07 pm
Location: Wrocław
Contact:

Post by _liz » Sun Mar 13, 2005 2:10 pm

No nie mogę w każdej części co chwilę krwi umieszczać i tak ogromnego bólu, bo wtedy mnie samą już dawno by zabrali na oddział zamknięty. Dlatego są przebłyski nadziei. A w dzisiejszej części już chyba jasny silny promień się przedziera - o ile domyślicie się co to za pytanie pada na końcu 8) Tak, Alec zadaje pewne pytanie (nie wypowiedziane)... możecie się domyślać, ale jeśli się nie domyślicie, to poczekacie do kolejnej części na wyjaśnienie. Chyba, że Onarek was oświeci... 8)




25.

- Gdzie jest? - Biggs zapytał nieco przyciszonym głosem, rozglądając się dokoła
Wiadome było, że transgeniczni mają słuch idealny, więc po co było kusić los. Max przewróciła oczami.
- U siebie – odpowiedział Alec, rzucając kurtkę na kanapę
- Chyba u ciebie – poprawiła go Guevara z nieukrywanym uśmieszkiem
- Wynajmuję jej miejszkanie – wzruszył ramionami
Zarówno Mac jak i Biggs tylko się uśmiechnęli nieznacznie, ale nie skomentowali tego, chociaż na usta sunęło złośliwe i rozbawione syknięcie 'taaa, jassssne'. Nie musieli wierzyć pogłoskom krążącym po TC, oni sami wiedzieli co jest między tą dwójką.

Może nie znali Liz tak dobrze, ale za to Aleca doskonale. I pośród tysiąca panienek jakie sięprzewinęły przez jego ramiona, ta X5 chyba zaktowiczyła w nich na dobre. Wzrok jakim na nią patrzył – wygłodniały, pełen fascynacji i... ciepła. Czegoś, co nigdy wcześniej nie pojawiło się w jego spojrzeniu. Naprawdę musiało mu na niej zależeć, skoro nawet porzucił dawne przyzwyczajenia do notorycznego podrywania kobiet. Zamiast tego, spędzał czas obserwując Liz i starając się jakoś jej pomóc przejść przez to wszystko. Może i nie był zbyt czułym i romantycznym idiotą, ale jakaś jego miękka strona osobowości dawała o sobie znać.

Max zamknęła drzwi centrali. Wolała być pewna, że nikt tego nie usłyszy. Niby Asha była martwa, ale nigdy nie wiadomo jaki szczur doniesie White'owi.
- Jak się czuje? - zapytała z troską
- Trzyma się jakoś. Ale po pogrzebie nie była w stanie nawet nic powiedzieć.
Nic dziwnego. Potrójny pogrzeb ludzi z jej oddziału. Czegoś, co kiedyś było oddziałem a teraz tylko niedobitkiem. Ten ból, jaki musiała odczuwać był nie do opisania. Nie licząc jej samej, tylko dwie osoby przeżyły tę masakrę. Max sama wiedziała jak to jest tracić „rodzeństwo”. Często przypominała ich sobie, a wtedy ból powracał. Zack, Tinga, Eva, Ben... Jego przypominała sobie za każdym razem, gdy patrzyła na Aleca... A Liz już nie miała w sobie siły na to, by dać poczucie bezpieczeństwa tej dwójce, która przeżyła. Będzie chciała, będzie usiłowała. I wypali się przy tym, jeżeli kogoś przy niej nie będzie. Jeśli ktoś nie da jej swojej siły. Jeśli nie będzie przy niej Aleca. Nie powinni się temu dziwić.
- Jest idealnym dowódcą – mruknął Alec – Po prostu to za dużo jak na jeden raz.
Tak, idealnym dowódcą. Temu Max już nawet nie śmiała zaprzeczyć. Po tym wszystkim czego się dowiedzieli...

- Dorwijmy tego sukinsyna – syknął 494
Od kilku chwil wpatrzony w mrok pomieszczenia, jakby rozmawiający sam ze sobą. Przed oczami przebiegała mu wizja zakrwawionej Liz na jego progu, tak kurczowo trzymającej sięjego niczym ostatniej deski ratunku. I miał zamiar jej pomóc. Uwolnić ją całkowicie od Whita.
- Chcemy – powiedział spokojnie Biggs – Ale czy ten plan wypali?
- Musi – Max nie przyjmowała do wiadomości, że mogliby po raz kolejny ją zawieść – White jest sprytny, ale tego haczyka nie znajdzie.
- Skąd ta myśl?
- Po prostu wydaje mu się, że transgeniczni to banda idiotów – warknęła – Nie podejrzewałby tej zasadzki, bo MY tak nigdy nie działamy.
- No to tym razem złamiemy TĘ zasadę.
Przytaknęli wszyscy.

To był dobry plan. Dopracowany niemalże w każdym szczególe i przewidujący różne zwroty akcji. Chwila ciszy. Wiadomo było nad czym się zastanawiają. Powodzenie tej misji zależało głównie od tego, by Liz pozostała niewtajemniczona, a to była niezwykle trudna sztuka. Jak ją przekonać do wykonywania ich poleceń, bez wyjaśnień? Przy jej charakterku to graniczyło z cudem.

- Kto jej o tym powie? - zapytał Alec
- Ty – odpowiedzieli jednocześnie Max i Biggs
Zielonooki uniósł brwi w zdumieniu i skrzyżował ramiona.
- A wyglądam jakbym miał skłonności samobójcze?
- Kyla nie posłucha – stwierdziła Max – Mnie tym bardziej.
Alec podrapał się w nos. Własnie wyobraził sobie piękną scenkę.Guevara oznajmująca Liz, że ta musi bezzwłocznie wyjechać. Reakcja? Nie, żadna kłótnia ani bójka. Po prostu na takie słowa Liz dostałaby ataku śmiechu. I to silnego. Kąciki jego ust uniosły się.
- Poza tym to t w o j a dziewczyna – skwitował Biggs
Zero zaprzeczeń czy zdumienia. Zdecydowanie zachowywali się z Liz jak stereotypowa para. W drodze na pogrzeb nawet trzymali się za ręce. Skrzywił się nieco – to musiało wyglądać dziwnie, zwłaszcza z ich perspektywy. Ale on wolał uchwycić tę chwilę, gdy była przy nim, gdy przyznawała otwarcie co czuje, nim znów coś zrujnuje ten sen. Miał ochotę uśmiechnąć się w pełni – tak, była jego dziewczyną. Była kimś więcej niż tylko dziewczyną.

- Dobra – jęknął – Ale jeśli mnie za to zabije, to będę was straszył po wieki.

* * *

Leżała na podłodze z wzrokiem utkwionym w suficie. Mieszkanie Aleca. Całe wypełnione jego zapachem. I... stylem. Co oznaczało, że przez dobry tydzień chyba nie znalazłaby jakiejś konkretnej rzeczy. Ale to ją powoli uspokajało. To miejsce, ta atmosfera, właściciel... uśmiechnęła się, gdy znajomy cień nad nią zawisł. Kiedy tak na nią patrzył, całe ciało rozluźniało się i przeszywały ją przyjemne dreszcze. Nim się zorientował, wyciągnęła dłoń i pociągnęła go w dół, aż leżał obok niej.
- Co wyprawiasz? - zapytał miękko, przesuwając palce po jej ramieniu
- Nie mam siły wstać – wzruszyła ramionami

Cisza. A w tej ciszy coś wisiało. Była pewna, że jego myśli wcale nie wędrują w tym kierunku co zawsze. Tym razem bała się tego.
- Liz – jego ton był dość poważny – Poproszę cię o coś i chociaż ten jeden raz mnie posłuchaj.
Aż przekręciła sie na bok. Wystraszony wzrok wbił się w jego twarz. Powaga. Troska. Skupienie. To musiało być coś niepokojącego, skoro tak mówił. Zielone tęczówki nieco pociemniały.
- Wyjedź na trochę – wreszcie to z siebie wyrzucił
- Co?! - nie wierzyła że mógł ją o to prosić – Nie!
Poderwała sie z miejsca. Zdenerwowana zaczęła krążyć w tę i z powrotem po pokoju.

Alec wstał. Westchnął z rezygnacją, widząc jak usiłuje powstrzymać gotującą się w niej złość. No tak, to musiało zabrzmieć jakby chciał się jej pozbyć. I to w jaki sposób! A jemu absolutnie nie o to chodziło. Powinien się zachlastać za własny niewyparzony język. Nie chciał, żeby wyjeżdżała. Nie chciał żeby ruszała się gdziekolwiek bez niego. Nie chciał żeby cokolwiek jej groziło. Dlatego musiała wyjechać. Tylko na jakiś czas. Dla bezpieczeństwa. Żeby plan się udał.

- Liz. Tylko na parę dni. To dla twojego...
- Nie! - wrzasnęła
Jak on mógł jej to robić? Kazać jej wyjechać w takiej chwili. Jej ludzie ginęli. Dopiero co pochowała troje przyjaciół. Pozostała jej dwójka do ochrony i za nic nie mogła ich stracić. Nie mogła stracić... jego.
- To dla bezpieczeństwa! White na pewno już rozesłał twoje zdjęcia po całej policji – podszedł do niej – Nie chcę, żeby coś ci się stało.
- I odsyłasz mnie? - prychnęła
Jego głos naprawdę był wypełniony troską o nią. Ale rozum zagłuszał wszystko. Była dowódcą! Nie mogła dopuścić, by coś się stało jej ludziom.
- Nie zostawię moich ludzi – warknęła
- Kyle pojedzie z tobą – powiedział od razu, za późno gryząc się w język
Aż rozchyliła usta, wpatrując się w niego ze zdumieniem. Czy ona dobrze słyszała? W co on z nią grał?
- Kyle?
- Tak. Umm... dla bezpieczeństwa.

- Nie zostawię Cas – syknęła
Alec przewrócił oczami, obejmując ją. Nie opierała się specjalnie. Chyba powoli zaczynała się uspokajać. Wzmianka o Kylu musiała ją uświadomić, że nie chciał się jej pozbyć ani oddzielić od jej ludzi. Odgarnął pasmo włosów z jej twarzy.
- Zajmę się Cas. Będzie bezpieczna.
Powoli jego ciepły głos relaksował jej ciało i umysł. Melodyjny, bez jakiejkolwiek skazy. Ufała mu. Może nawet za bardzo.
- Kyle? - upewniła się jeszcze raz
- Tak. Ktoś musi się tobą zająć – przesunął usta w zagłebienie jej szyi
- A tobą kto się zajmie? - mruknęła, przymykając powieki
- Jestem już dużym chłopcem, mamo – jego śmiech przemknął w drobnych wibracjach po jej szyi

Mruknęła nieprzytomnie coś, gdy miękkie usta zaczęły leniwie przesuwać się po jej skórze. Czy on zawsze musiał działać tak, że nie potrafiła już wytoczyć żadnych argumentów? Zacisneła palce na jego ramionach, ale i opieranie się nie działało. Po prostu słabła w jego ramionach. Silnych, bezpiecznych ramionach. Jęknęła. No dobrze, powinna u zaufać. Nie dałby jej skrzywdzić. Ale nie oznaczało to, że nie może go podrażnić.
- Alec – szepnęła zmysłowo – Nie pojadę.
- Pojedziesz – przesunął dłonie po jej plechach, rozkoszując się drżeniem jej ciała
- Nie pojadę
- Pojedziesz – msunął językiem płatek jej ucha
- Nie pojadę – zachichotała
- Pojedziesz – mruknął cicho, zniecierpliwiony

Po jego głowie kołatała się jedna myśl. Jedno głośne pytanie wprost z serca. Teraz, gdy topniała w jego ramionach, gdy mu ufała, gdy powierzała mu swoje życie. Tak, teraz był idealny moment. Głos zabarwił sie na nieznany mu do tej pory ton, gdy wyszeptał do jej ucha jedno krótkie pytanie. Zastygła. Wstrzymała oddech. Serce biegło na wyścigi z myślami. Zawinęła ręce wokół jego szyi, całkowicie wtulając się w jego ciało.
- Tak – odpowiedziała bez zastanowienia
Image

User avatar
Maleństwo
Starszy nowicjusz
Posts: 173
Joined: Mon Feb 28, 2005 8:22 pm
Location: Gdańsk

Post by Maleństwo » Sun Mar 13, 2005 3:34 pm

No i mamy sławetną trójkę w akcji...Bigss, Max i Alec...chyba lepszej mieszanki wybuchowej nie znalazłaź :wink: Mam nadzieję, że niedługo się dowiemy jaki to tajemniczy plan, już nie mogę się doczekać :mrgreen:

Alec wydelegowany do namówienia Liz do wyjazdu...wiedziałam, że sobie poradzi :haha: a jakże by inaczej...nie ma to jak argumenty zielonookiego...kto by im nie uległ :wink:

A ja wiem jakie to pytanie...a ja wiem jakie to pytanie :cheesy: (nawet bez pomocy Onarka)...ale wam nie zdradzę :wink:
Maleństwo

User avatar
onar-ek
Pleciuga
Posts: 887
Joined: Mon Aug 30, 2004 4:40 pm
Location: Białystok
Contact:

Post by onar-ek » Tue Mar 15, 2005 6:43 pm

Ja też wiem i się nie chwalę 8) :lol: A co tam: a ja wiem a ja wiem a wy nie 8) :lol: Chyba, że jesteście sprytni i się domyślicie 8)

_liz zwana marudą męczy mnie o komentarz... Wiecie jaka ona potrafi byc w tym męcząca? :shock: Lepiej piszcie sami komentarze jeśli chcecie nową częśc 8)

Nareszcie jako taki spokój między Liz i Aleciem? Po tym wszystkim co przeszli... Miło się o tym czyta... I ten sztański plan... _liz nie daruję Ci tego co zrobiłaś właśnie przeczytałam 29częśc :evil: Jestes okrutna małpą i zaraz tutaj strajkowac bedę :evil: Jak mogłaś mało było krwi? :evil: Nawet nie wiem czy chce mi się cyztac kolejną częśc która będzie już ostatnia... Ok chce mi się, ale i tak jestem zła i Ty wiesz za co Marq jeden :evil:

User avatar
Elip
Starszy nowicjusz
Posts: 252
Joined: Fri Apr 30, 2004 11:18 am
Location: Z Daleka :P

Post by Elip » Tue Mar 15, 2005 8:47 pm

A byłam przekonana, że komentowałam tą część... :roll:

Ej nie no jak tak dalej pójdzie to wszyscy będą wiedzieli, a ja będę mogła się tylko domyślać :? A wolę tego nie robić, bo po co, jak i tak _liz wymyśli nam coś innego :lol:
Cokolwiek jej powiedział, to musiało jej się to spodobać... :twisted: A jak jej, to i nam... chyba :roll: :lol:

I ten sztański plan... _liz nie daruję Ci tego co zrobiłaś właśnie przeczytałam 29częśc Jestes okrutna małpą i zaraz tutaj strajkowac bedę Jak mogłaś mało było krwi?
:shock: Jaa... to ja się boję. Ale tak serio. Co ona znów wymyśliła??

Nie no Alec umie przekonywać... to trzeba mu przyznać :twisted:

Czekamy na koleną część 8)

_liz
Fan...atyk
Posts: 1041
Joined: Fri Aug 15, 2003 4:07 pm
Location: Wrocław
Contact:

Post by _liz » Wed Mar 16, 2005 12:04 pm

26.

Nie podobało jej się to ani trochę. Fakt, zgodziła się wyjechać. Przystała na wszystkie warunki bez pytań. Teraz powoli żałowała. Wcisnęli ją w samolot, który zapewne załatwił Eyes Only na prośbę swojej kochanej Max. Nie zgodzili się, żeby pojechali z Kylem na swój tradycyjny sposób, motorami. Nie, bo to zbyt niebezpieczne. Przewróciła oczami, wbijając ciało głebiej w fotel. Kyle siedział obok z fascynacją wpatrując się za okno i podziwiając błękitne odmęty. Nigdy nie lecieli samolotem, więc dla niego była to jakaś frajda. Zwłaszcza, że wracali tam, gdzie wszystko się zaczęło. Roswell. Nie była na to gotowa. Ale nie była też gotowa na wszystko inne, co się ostatnio działo. A w szczególności na to, co miało miejsce poprzedniego dnia...

Spojrzała na swoją dłoń z półuśmiechem, przesuwając wzrok po złotym krążku na palcu. Na kilka godzin przed samą ceremonią dopadły ją wątpliwości. Przecież to było za szybko. Zdecydowanie za szybko. Nie znali się. Zaraz... No dobrze, znali. Ale ten „związek” trwał tak naprawdę dopiero kilka dni. Co jej strzeliło do głowy? Nie! Co i m strzeliło do głowy? Skąd w umyśle Aleca zrodziło się to pytanie? Czemu je zadał? No i przede wszystkim czemu się zgodziła? Już miała zamiar zrezygnować, uciec... i wtedy go zobaczyła. Malachitowy wzrok tkwił w niej nieustannie, jakby była najcenniejszym cudem świata. Promienny uśmiech dumy i radości. Zrozumiała. Zgodziła się dla niego. Zgodziła się, żeby z nim być już zawsze. Żeby nie było niedomówień i żeby dla samej siebie nie znalazła już żadnej wymówki. Nie chciała jej szukać. On dawał jej odczuć wszystko, czego nie potrafiło jej dać życie. Nie wielbił jej jak księżniczki, traktował jak kobietę. Ale piękną kobietę. Taką, na której mu zależało. Kłócili się. Jednak o ile wspaniale było się godzić i z niecierpliwością wyczekiwać na kolejne spotkanie. Czuli się tak dobrze w swoim towarzystwie. Jakby byli stworzeni do spędzenia razem życia. Więc została. Z własnej woli.

Pamiętała jak serce jej łomotało, a w głowie się kręciło, gdy wkraczała do zimnego kościoła. Nie miała pojęcia jak załatwili to wszystko w tak krótkim czasie. Wiedziała tylko, że całość poprowadzi znajomy Max. To ją zaskoczyło. Max miała znajomego księdza? Biggs wspomniał coś, że poznała go jeszcze przed ponownym trafieniem do Manticore. Sam ksiądz był młody, ale dość dziwny w jej mniemaniu. Na widok Aleca zbladł przerażony i prawie się wycofał. Ale cóż, ona sama nigdy nie rozumiała księży. I zaczęło się. Była chyba naprawde wyjątkową panną młodą – w dżinsach, koszulce i kurtce, jedynie z białymi kwiatami wpiętymi w ciemne włosy, do czego zmusiła ją Cas. Zresztą kto w tych czasach oczekiwał tradycyjnego ślubu? Gości też było mnóstwo – aż czworo. Kyle i Max jako świadkowie i jeszcze Biggs z Cas obserwujący wszystko uważnie. A potem pamiętała wszystko jak przez mgłę. Zieloną mgłę. Wpatrywała się w Aleca, powtarzając jakby nieświadomie słowa księdza. Obudziło ją dopiero ciepłe uczucie jego palców, wsuwających na jej dłoń złota obrączkę.

I stało się.

Liz McDowell.

Uśmiechnęła się, przekręcając obrączkę wokół palca. Już nie było Liz Parker, wolnego dowódcy. Tylko Liz McDowell. Żona Aleca McDowella. Kto by pomyślał, że kiedykolwiek do tego dojdzie. Oczywiście, co można było przewidzieć, usiłowała się potem wymigać od wyjazdu. Gdy nie trafiały do niego żadne argumenty, chciała go przekonać by jechał z nią. Nie pojechał. Szantażowała go nawet rozwodem, za co najzwyklej w świecie dostała mocnego klapsa. Więc wreszcie potulnie zgodziła się wyjechać.

Roswell. Miejsce gdzie tak naprawdę zaczęło się rozwijać jej życie, gdzie z całym oddziałem odnalazła nowy dom. I gdzie też rozpoczęła się ta krwawa rzeź. Ian. Skrzywiła się i przestała bawić obrączką. Szybko powróciły pochmurne myśli. Dlaczego musiała wyjeżdżać akurat tam? Po powrocie będzie musiała sobie poważnie porozmawiać z Aleciem o niewtajemniczaniu jej w pewne sprawy. Teraz musiała sie martwić tym, jak zareagować na powrót na stare śmieci.

* * *

Kyle wybrał numer i czekał na sygnał. Rozejrzał sie ostrożnie dokoła, nasłuchując uważnie. Liz niby wyszła na spacer, ale miewała różne pomysły i w każdej chwili mogła wrócić. Jej stare mieszkanie pewnie już dawno przez kogoś wynajęte, więc zajęli dawne lokum Scotta. Weszli wprawdzie bez kluczy, ale nikt inny nie kręcił się tutaj, więc było bezpiecznie. Po trzech sygnałach wreszcie ktoś odebrał.
- Co tak długo? - warknął w słuchawkę
- To ty krasnalu? - znudzony głos po drugiej stronie rozbrzmiał – Już na miejscu?
- Nie zapominaj, że twoja własna żona wyjechała ze mną – Kyle wyszczerzył zęby w pełni dumny z siebie
- Ktoś musi ją zabawiać, pacynko.
- Skoro ty nie umiesz... - zachichotał
- Grr... - mruknięcie oznaczało niezbyt przyjazne nastawienie, więc Kyle zamilkł
Lubił drażnić Aleca, zwłaszcza używając argumentu Liz, ale wiedział, że są pewne granice, których lepiej nie przekraczać. Życie było mu miłe. Przełknął ślinę i zmienił ton.
- Jesteśmy w starym mieszkaniu Scotta. Liz poszła zwiedzić stare tereny – poinformował

- Dobra. Wszystko zgodnie z planem – chwila ciszy, jakby zastanowienia – I uważaj, żeby cię nie przyłapała – Alec roześmiał się
Fakt. Liz była niesamowicie inteligentna, doskonale znała swoich ludzi, Kyla zwłaszcza, wiec łatwo mogła się czegoś domyślić. A gdyby się dowiedziała, że on też jest wtajemniczony w ten plan, po prostu wpadłaby w furię. Wolał tego uniknąć.

- Nie jestem samobójcą – mruknął Kyke – Poza tym w razie czego powiem, że to twój pomysł.
- Ona wie, że to dla jej dobra.
- Taaa – zachichotał 538 – Ale i tak cię najpierw wykastruje za niewtajemniczenie.
Obaj znali Liz na tyle, by przewidzieć ostre skutki jej niezadowolenia. Już nie raz byli tego świadkami. Nie dość, że wszczęłaby niezłą awanturę, to prawdopodobnie skopałaby ich. Cóż, ta obecnie uśmiechnięta i spokojna kobieta, była żołnierzem idealnym. Poza tym im samym ciężko było ją okłamywać. Ale to dla jej dobra. Dla bezpieczeństwa.
- Dobra Calineczko, trzymamy się planu. Na razie – mruknął Alec i rozłączył się

* * *

Trzask! Kubek rozbił się na drobiny, a ciemny płyn o silnym kawowym aromacie zabarwił ścianę. Był wściekły. Dobitnie. Furia przetaczała sieprzez jego żyły w gorących falach. Aż rozbił kubek na ścianie, chociaż o wiele większą miał ochotę na rozgniecenie kogoś własnymi rękoma. Nie, nie kogoś. JEJ. Swoją genetycznie spapraną siostrzyczkę! Chciała sobie z nim pogrywać? Cóż... nie doceniała go. Nie miał zamiaru dać jej ot tak uciec. Myślała, że nie dowie się o jej wyjeździe? Że będzie mogła zacząć swobodne życie bez wywiązania się z umowy? O nie! Dorwie ją i udowodni jak bardzo sie myliła. I nie będzie już miłego braciszka Whita. Po zmuszeniu jej do wypełnienia układu, zabierze ją do porządnego laboratorium, gdzie napędzą jej niezłego stracha i wcyiągną z jej DNA te wszystkie cenne informacje, które kochany tatuś w niej zakodował.

- Nie uciekniesz mi – mruknął i podniósł słuchawkę od telefonu – Bilet do Roswell. Najszybszy!
Image

User avatar
Elip
Starszy nowicjusz
Posts: 252
Joined: Fri Apr 30, 2004 11:18 am
Location: Z Daleka :P

Post by Elip » Wed Mar 16, 2005 1:57 pm

:shock: Liz żoną... NORMALNIE TOTALNY SZOK :lol: Ale muszę przyznać, że Liz McDowell nawet ładnie brzmi 8) Powiedziałąbym, że nawet bardzo ładnie 8)

Tylko, że teraz mam wrażenie, że to się źle skończy. Tzn całe opowiadanie. Mam nadzieję, że Biały zginie śmiercią tragiczną :twisted: , ale coś mi się wydaje, że nie tylko on... Mam nadzieję, że to tylko moja wyobraźnia, ale po tym co onarek wspomniała o 29 części, mogę wyobrażać sobie ne zbyt przyjemne rzeczy... :roll:
Szantażowała go nawet rozwodem, za co najzwyklej w świecie dostała mocnego klapsa.
Przemoc w rodzinie :twisted: 8) :haha:
Kyle Calineczka Krasnal Pacynka Samobójca Valenti ?? :lol:

User avatar
Maleństwo
Starszy nowicjusz
Posts: 173
Joined: Mon Feb 28, 2005 8:22 pm
Location: Gdańsk

Post by Maleństwo » Wed Mar 16, 2005 8:06 pm

Spokojnie Elip, przecież główni bohaterowie opowiadania, czyli Liz i Alec nie mogą zginąć...chyba...mam taką nadzieję :wink:

I rzeczywiście zgadłam to pytanie, choć dla mnie to wszystko jest trochę dziwne :? Nie wiedziałam, że ulepszeni genetycznie żenią się czy wychodzą za mąż :?: W żadnym ff, który czytałam z tej kategorii, z tym się nie spotkałam...ciekawe "rozwiązanie"_liz :wink:

A swoją drogą Alec nieźle wymyślił, by Liz już od niego nie uciekła...główka pracuje :tak:...oczywiście uczucia też tu miały swój udział...znaczący :wink:

I jeszcze jedno...zwróciliście może uwagę na zachowanie księdza"...Na widok Aleca zbladł przerażony i prawie się wycofał..." :?: Czyżby Alec użył łagodnej perswazji :mrgreen:
Maleństwo

User avatar
Galadriela
Zainteresowany
Posts: 333
Joined: Sun Jul 13, 2003 1:41 pm
Contact:

Post by Galadriela » Wed Mar 16, 2005 8:28 pm

Spokojnie Elip, przecież główni bohaterowie opowiadania, czyli Liz i Alec nie mogą zginąć...chyba...mam taką nadzieję
No nie byłabym taka pewna. Czytałaś może Polar Dream _liz??

Co też ten White wymyślił? Nie ma chyba co liczyć na to, że na koniec padną sobie w ramiona i wybaczą wszelkie krzywdy. Liz zapomni, że wymordował prawie calą jej jednostkę, a on zapomni o swojej nienawiści do transgenicznych??
I jeszcze jedno...zwróciliście może uwagę na zachowanie księdza"...Na widok Aleca zbladł przerażony i prawie się wycofał..." Czyżby Alec użył łagodnej perswazji
Kłania się odcinek Pollo Loco (I seria) w której pojawia się Ben (zły brat bliźniak Aleca). Powiedzmy, że nie był miły dla tego księdza.
Image

User avatar
aras
Zainteresowany
Posts: 460
Joined: Fri Aug 15, 2003 3:59 pm
Location: Będzin

Post by aras » Wed Mar 16, 2005 8:35 pm

Rzeczywiście fajnie brzmi Liz McDowell. Jakoś podoba mi sie ta opcja - oni jako małżeństwo.
Jeśli chodzi o uśmiercanie kogoś to mam takie przeczucie, że to może być Alec. Liz raczej nie, tak mi się wydaje.
Maleństwo, ksiądz pomylił Alec'a z Ben'em.
Czytaj między wierszami...

User avatar
Lizzy88
Nowicjusz
Posts: 105
Joined: Sat Aug 21, 2004 5:49 pm
Contact:

Post by Lizzy88 » Wed Mar 16, 2005 9:17 pm

Hehe, usidlili się na dobre :twisted:
Państwo Alec i Liz McDowellowie :twisted: To jest piękne :twisted:
Tego pytania można się było domyślać, ale takiego błyskawicznego ślubu - raczej nie :wink:
W żadnym ff, który czytałam z tej kategorii, z tym się nie spotkałam...
Ja się raz spotkałam... Choć z pewnością ślub _liz był bardziej... niekonwencjonalny :twisted:
White wraca - no tak, nic dobre nie może trwać wiecznie. Szczerze mówiąc, czekałam na niego :twisted: Będzie ostro :twisted: White furiat to White wariat :twisted: Spotkanie w "rodzinnym" gronie... 8) Oby wyszedł poszkodowany, bo nagłego nawrócenia w postaci miłości do swej małej siostrzyczki raczej nie dozna. A lepiej żeby to był on niż np. Liz...
I nie będzie już miłego braciszka Whita.
Do on do tej pory był miły? :shock: Wolę nie myśleć, jaki będzie niemiły braciszek White...
Jeśli chodzi o uśmiercanie kogoś to mam takie przeczucie, że to może być Alec.
A tfu, wypluj te słowa! Choć może próbować czegoś, jak się dowie, co ich łączy... Ale niech spróbuje... :x
Dochodzę do wniosku, że ten wyjazd to jednak nie był taki wcale mądry pomysł... :roll:
Last edited by Lizzy88 on Thu Mar 17, 2005 4:47 pm, edited 2 times in total.
Mężczyzna uważa, że wie, ale kobieta wie lepiej. - chińskie

Post Reply

Who is online

Users browsing this forum: No registered users and 62 guests