Heart of soldier - zakończenie + Epilog
Moderators: Olka, Hotaru, Hotori, Hypatia
- Galadriela
- Zainteresowany
- Posts: 333
- Joined: Sun Jul 13, 2003 1:41 pm
- Contact:
Normalnie nie wiem co napisać. To było coś. Ostanie części były fenomenalne.
Aleca możnaby schrupać. Tylko czekać, aż domyśli się, że Liz coś ukrywa.
Asha, ach Nie moge się doczekać kiedy Liz ją uszkodzi.
Kyle jak zawsze cudowny.
Biały ( ) wiem, że powinnam go nie lubić. Taki z niego bad ass, i wogóle. Okrutny, nieludzki, itp. itd.
HOS
HOS1
HOS2
HOS3
i dla tych którzy nie nie lubią White
Aleca możnaby schrupać. Tylko czekać, aż domyśli się, że Liz coś ukrywa.
Asha, ach Nie moge się doczekać kiedy Liz ją uszkodzi.
Kyle jak zawsze cudowny.
Biały ( ) wiem, że powinnam go nie lubić. Taki z niego bad ass, i wogóle. Okrutny, nieludzki, itp. itd.
HOS
HOS1
HOS2
HOS3
i dla tych którzy nie nie lubią White
Last edited by Galadriela on Tue Mar 08, 2005 6:18 pm, edited 1 time in total.
Galadrielu śliczne banerki. Tylko mam jedno "ale" - co w drugim banerku robi Angelina Jolie Hmm, może to zdjęcie, które umieściłam przy swoim arcie o oddziale Liz nie było zbyt wyraźne. W moim umyśle Cas jest "grana" przez Ashley Judd, a zdjęcie pochodziło z filmu "Kolekcjoner". W życiu bym Angeliny Jolie nie wzięła!
A mówiłam, że będzie niesamowicie drażniąca atmosfera I ostrzegałam już dawno, że H. będzie przedstawiona tak a nie inaczej. Jeszcze się wycierpicie. Nawet załamiecie... A do 23 coraz bliżej i bliżej - ja sama przy tej części ryczałam
Kyle zasłuży jeszcze nie raz na uściski i pochwały. Nie ma co, facet to prawdziwy przyjaciel. I wydaje mi się, że tu już nie ma nic do rzeczy jego uczucie do Liz. On teraz jest naprawdę tylko przyjacielem. Najlepszym przyjacielem.
Asha - dostanie za swoje, jeśli to was pociesza
Alec... Hmm, nasz zielonooki uroczy, ale jednak z pewnymi oporami można do niego po tej ostatniej części podejść. Tak łatwo ulega Ashy (?) No, ale zdradzę wam, że jednak się "wykupi" i znów będzie można go swobodnie wielbić.
Kolejny rozdział - jak się jeszcze postaracie. Zauważyłam, że od pewnego czasu kilka osób przestało w ogóle komentować, ale mówiąc szczerze - wisi mi to i powiewa. Liczę jednak na stałych komentatorów, w tym na sępika naczelnego, który ostatnio się obija i nie powiem co robi... (tak, tak Marku ty jeden, już ja wiem co ty robisz!)
Aha i jeszcze kwestia formalna - opowiadanie będzie miało części 30 i jeszcze Epilog. Dość zabawny epilog, przyznam szczerze.
A mówiłam, że będzie niesamowicie drażniąca atmosfera I ostrzegałam już dawno, że H. będzie przedstawiona tak a nie inaczej. Jeszcze się wycierpicie. Nawet załamiecie... A do 23 coraz bliżej i bliżej - ja sama przy tej części ryczałam
Kyle zasłuży jeszcze nie raz na uściski i pochwały. Nie ma co, facet to prawdziwy przyjaciel. I wydaje mi się, że tu już nie ma nic do rzeczy jego uczucie do Liz. On teraz jest naprawdę tylko przyjacielem. Najlepszym przyjacielem.
Asha - dostanie za swoje, jeśli to was pociesza
Alec... Hmm, nasz zielonooki uroczy, ale jednak z pewnymi oporami można do niego po tej ostatniej części podejść. Tak łatwo ulega Ashy (?) No, ale zdradzę wam, że jednak się "wykupi" i znów będzie można go swobodnie wielbić.
Kolejny rozdział - jak się jeszcze postaracie. Zauważyłam, że od pewnego czasu kilka osób przestało w ogóle komentować, ale mówiąc szczerze - wisi mi to i powiewa. Liczę jednak na stałych komentatorów, w tym na sępika naczelnego, który ostatnio się obija i nie powiem co robi... (tak, tak Marku ty jeden, już ja wiem co ty robisz!)
Aha i jeszcze kwestia formalna - opowiadanie będzie miało części 30 i jeszcze Epilog. Dość zabawny epilog, przyznam szczerze.
- Galadriela
- Zainteresowany
- Posts: 333
- Joined: Sun Jul 13, 2003 1:41 pm
- Contact:
Nie ma to jak porządna inspiracja._liz wrote:Galadrielu śliczne banerki.
Tylko mam jedno "ale" - co w drugim banerku robi Angelina Jolie Hmm, może to zdjęcie, które umieściłam przy swoim arcie o oddziale Liz nie było zbyt wyraźne. W moim umyśle Cas jest "grana" przez Ashley Judd, a zdjęcie pochodziło z filmu "Kolekcjoner". W życiu bym Angeliny Jolie nie wzięła!
Strzelałam. I nie trafiłam. Poprawię.
Pociesza nawet to bardzo.Asha - dostanie za swoje, jeśli to was pociesza
--------------------------------------
Już poprawiłam. A wydawało mi się to Angelina.
I to jakAsha - dostanie za swoje, jeśli to was pociesza
To co ja mam sobie kupić? Melisa nie pomaga już od baaardzo dawna, środki uspokajające też raczej nie... a przeczytać muszę! RatunkuNawet załamiecie... A do 23 coraz bliżej i bliżej - ja sama przy tej części ryczałam
Śliczne bannerki
Chcemy więcej
a_ a_ asha, grrrr myślałam, że już bardziej mnie nie wkurzy, a tu sie przyczepiła żmija do Aleca, spalmy ją na stosie, albo zróbmy blond laleczkę voo doo
Asha - dostanie za swoje, jeśli to was pociesza
Zależy jak bardzo i jak szybko
Kyle zasłużył conajmniej na pomnik i hołd uwielbienia. Nie to co H. Czy blondynki w tym ff otrzymały specjalną rolę?
No i Liz, nie myślałam, że tak szybko sie przyzna i podejrzewałam, że pierwszy dowie się Alec, ale ja lubię niespodzianki Mam tylko pytanie- Alec przyjdzie po zapłatę za wynajem mieszkania osobiście?
Asha - dostanie za swoje, jeśli to was pociesza
Zależy jak bardzo i jak szybko
Kyle zasłużył conajmniej na pomnik i hołd uwielbienia. Nie to co H. Czy blondynki w tym ff otrzymały specjalną rolę?
No i Liz, nie myślałam, że tak szybko sie przyzna i podejrzewałam, że pierwszy dowie się Alec, ale ja lubię niespodzianki Mam tylko pytanie- Alec przyjdzie po zapłatę za wynajem mieszkania osobiście?
Właśnie wcześniej nie myślałam o tym w taki sposób, ale masz rację H. Niby przyjaciółka, ale w trudnych chwilach wierzy Ashy, której nawet nie zna dobrze...Czy blondynki w tym ff otrzymały specjalną rolę?
No pocztą mu raczej nie przyślą...Mam tylko pytanie- Alec przyjdzie po zapłatę za wynajem mieszkania osobiście?
Dzisiaj Asha was jeszcze całkowicie dobije. Całkowicie! Będziecie kląć i rzucać czym sie da... Ale nie martwcie się, bo już w następnej części dostanie jej się za swoje (wiem, że was to pociesza). poza tym znó ból i cierpienie. Chociaż w pewnym momencie i tego rozdziału Asha dostaje baty od Liz. I jeszcze pada tekst o sweterku... Sweterek jest autorstwa Onarka
21.
Siedziała na stołku barowym. Początkowo chciała utopić wszystko w alkoholu, ale przy idealnej przemianie materii i tak nie byłaby w stanie się upić. Poza tym przecież powinna się ucieszyć. Sądziła, że i Kyle odejdzie. Że znienawidzi ją po tym wszystkim. A on nie reagował na jej wyznanie, tylko kazał sobie wszystko wyjaśnić. Więc opowiedziała. Krok po kroku. Jak Asha ją wyprowadziła z Crash, jak znalazła Sway'a. A potem cała rozmowa z Whitem. Słowo po słowie. Ledwo powstrzymując konwulsje. I ten piekielny moment... Strzały. Jego ciało. Krew. Ciągle miała wrażenie, że jej dłoń pokrywa karminowa posoka. Patrząc Kylowi prosto w oczy, wyjawiła cały układ jaki zawarła z Whitem.
Czekała aż odejdzie. Aż się obróci do niej plecami i ucieknie. A ona spokojnie poczeka, aż wróci tu z innymi i przeprowadzą na niej egzekucję. Miała dobre intencje, ale nic jej nie usprawiedliwiało. Wolała, żeby zrobili to jak najszybciej, by mogła wyrwać się z tego piekła. Ale Kyle tylko milczał, a potem... podziękował. I to ją najbardziej szokowało. Podziękował.
Teraz siedziała w Crash, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Nie spała całą noc, więc i tak nie było różnicy czy siedzi w mieszkaniu, czy tutaj. Nagle jednak wszystkie mięśnie napięły się, a zmysły zaalarmowały umysł. Jednym ruchem zeskoczyła ze stołka i obróciła się, stając twarzą w twarz z Ashą. Blondynka miała usta wygięte w iście tryumfalnym uśmieszku. Chyba nie umknęło jej uwadze, że Liz traciła panowanie nad sobą za każdym razem, gdy ją widziała. A istne apogeum przeszła wczorajszego wieczoru, widząc ją z Aleciem. Oh, doskonale sobie zdawała sprawę z tego, że to tak mocno w nią uderzy. Jak to jest, że dostrzegła to uczucie szybciej od samej Liz? Brunetka chciała ją wyminąć, jednak melodyjny, przyciszony głos zatrzymał ją.
- Jest dobry.
Powoli się obróciła, wbijając wzrok w szare tęczówki. Podświadomość podszeptywała znaczenie tej wypowiedzi, ale wolała się upewnić. Czy Asha naprawdę ryzykowałaby poruszanie tego tematu, widząc gniew Liz?
- Nawet bardzo dobry – blondynka mruknęła z rozmarzeniem – Pozostaje na zawsze w pamięci.
Liz zmarszczyła brwi. Na miejscu Ashy nie wkraczałaby na ten teren. 542 i bez tego była szybka i niebezpieczna, a z tym rozdrażnieniem tylko jedno jej chodziło po głowie. Zabić. Poczuć jak życie ulatuje z tego nędznego ciała. I uśmiechnęłaby się. Szczerze. Z ulgą.
- Pamiętasz go Liz, prawda? - słodki ton przeszedł w kwaśny, drażniący
Mięśnie powoli napinały się do walki. Zmysły przeszły na wyższy stopień czujności. Ale nie mogła powstrzymać przebłysków wspomnień. Każdy dotyk. Każdy magiczny pocałunek. Każdy szept. Każde spojrzenie. I miała gdzieś tam głęboko w sobie głupią nadzieję, że przeznaczone dla niej. Dla niej. Ale myliła się najrywaźniej.
- Pamietasz jego idealnie stworzone ciało, wyprawiające z tobą takie rzeczy, że już nic innego tego nie zatrze.
- Ostrzegam. Przestań – syknęła Liz – Moja cierpliwość ma swoje granice.
Gorzki śmiech. Asha była tak pewna siebie i dumna. Liz po prostu nie mogła powstrzymać palącego pragnienia wybicia jej tego z głowy. Siłą. Niebezpieczny uśmieszek zadrgał w kącikach jej yst.
- Jeśli nie stulisz się, to sama zamknę ci tę buziulkę – już doskonale wiedziała, co zrobi, gdy Asha nie posłucha
A na pewno nie posłucha
- On nie narzekał na mój głos, gdy...
W mgnieniu oka Liz znalazła się za Ashą, chwytając jej ramię i wykręcając je w stronę pleców. Kilka razy zakręciła nią a potem z impetem pchnęła na ladę. Potykając się, blondynka uderzyła głową o blat, praktycznie się od niego odbijając. Krew momentalnie popłynęła z nosa, a ciało runęło na podłogę. Liz z wyższością spojrzała na nią.
- Ostrzegałam – obróciła się i skierowała do wyjścia
Na chwilę zatrzymała sie jeszcze. Skoro już nie powstrzymała się od pobicia blond wywłoki, całkowicie upokorzyć też ją mogła. Zwłaszcza, że w Crash było kilku transgenicznych. Odwróciła się i krzyknęła:
- I nie dziwi mnie, że cię przeleciał. Każdy by skorzystał skoro jesteś łatwa, sama pchasz się do łóżka i masz mózg wielkości orzeszka! I przy okazji... jaki masz uroczy różowy sweterek – zakpiła
* * *
Nie mogła darować tego upokorzenia. Miała dość tej małej, zarozumiałej... Dwódca. Też coś. Ona nie należała do żadnego oddziału i teraz było jej z tym dobrze. Miała wstręt do tej pseudolojalności. Liczyło się tylko utrzymywanie na powierzchni marnej rzeczywistości. Jeśli byt miało jej zapewnić zabijanie dla Whita, nie robiło jej to żadnej róznicy. Teraz jednak chodziło o coś więcej. Zemstę.
Musiała udowodnić tej smarkatej brunetce, że z nią się nie zadziera. Nie można jej obrazić i ot tak odejść. Dlatego postanowiła uderzyć w słaby punkt. Jako, że na Aleca nie reagowała tak, jak ona by tego chciała, musiała posłużyć się innym argumentem...
Cicho. Na palcach. Wybrała cel niemal idealny. Spędzał tu całe dnie i wieczory, tylko co jakiś czas odchodził by odpocząć lub coś zjeść. Cóż, komputery musiały być jego manią. Był w tym nawet dobry. Ale nadchodził kres. Pewnym krokiem zbliżyła się. Wiedziała, ze nawet nie będzie podejrzewał niebezpieczeństwa. Przecież oni wszyscy tutaj w TC czuli się tak bezpieczni. Idioci... Wierzyli, że nie są dla siebie zagrożeniem. Że tutaj nie ma zagrożenia. Cóż, błąd. Ujęła mocniej nóż w dłoni. Ten sam nóż, który dwa tygodnie temu wbiła w Liz. Ta jedna nieudana akcja zmuszała ją do siedzenia teraz tutaj. Skrzywiła się. Jeden ostry ruch. Przytrzymała jeszcze szarpiące się ciało, poczym płynnym ruchem wyjęła ostrze.
- To ją nauczy – mruknęła
Zastygła w bezruchu, czując, że ktoś się zbliża. Kroki. Miękkie. Drobne. Na pewno kobieta. Nagły strach, że to Liz szybko zniknął. Przecież nie było jej w TC. Drzwi do centrali otworzyły się i do środka wślizgnęła się ciemnowłosa dziewczyna. Krótkie kosmyki połyskiwały w półmroku. Asha cofnęła się o krok, chowając za plecami ostrze. Dziewczyna zbliżyła się na kilka kroków, dopiero po chwili dostrzegając zakrawione ciało. Ulepszony wzrok uchwycił też postać Ashy. Nim jednak cokolwiek wydobyło się z jej ust, nieoczekiwanie zaatakowała. Kilkunastosekundowa szarpanina, aż dziewczyna jęknęła. Ostrze przebiło osierdzie. Martwa. Asha odetchnęła i otarła czoło.
* * *
Odłożyła telefon machinalnym ruchem. Głos Kyla wciąż drgał w jej uszach. Nie. Nie drgał. Dudnił. Rozbrzmiewał ostrym, głębokim dźwiękiem, przebijającym ją na wylot. Usta rozchyliły się w niemym płaczu. Ale głos grzązł w gardle. Jakby się dusiła. Spojrzała w lustro. Zamiast własnego odbicia, widziała ich wszystkich. Nogi ugięły się, chcąc unieśc jej ciało wprost do grobu. Kręciło jej się w głowie. Dlaczego to musiało spotykać właśnie ją? Wlepiała spojrzenie w taflę zwierciadła, aż nie wytrzymała. Ostrym ciosem stłukła lustro.
- Zabiję – syknęła
Wybiegła z mieszkania. Nogi kierowały ją tylko w jedną stronę. Wiadomą. Już jej nic nie powstrzyma.
21.
Siedziała na stołku barowym. Początkowo chciała utopić wszystko w alkoholu, ale przy idealnej przemianie materii i tak nie byłaby w stanie się upić. Poza tym przecież powinna się ucieszyć. Sądziła, że i Kyle odejdzie. Że znienawidzi ją po tym wszystkim. A on nie reagował na jej wyznanie, tylko kazał sobie wszystko wyjaśnić. Więc opowiedziała. Krok po kroku. Jak Asha ją wyprowadziła z Crash, jak znalazła Sway'a. A potem cała rozmowa z Whitem. Słowo po słowie. Ledwo powstrzymując konwulsje. I ten piekielny moment... Strzały. Jego ciało. Krew. Ciągle miała wrażenie, że jej dłoń pokrywa karminowa posoka. Patrząc Kylowi prosto w oczy, wyjawiła cały układ jaki zawarła z Whitem.
Czekała aż odejdzie. Aż się obróci do niej plecami i ucieknie. A ona spokojnie poczeka, aż wróci tu z innymi i przeprowadzą na niej egzekucję. Miała dobre intencje, ale nic jej nie usprawiedliwiało. Wolała, żeby zrobili to jak najszybciej, by mogła wyrwać się z tego piekła. Ale Kyle tylko milczał, a potem... podziękował. I to ją najbardziej szokowało. Podziękował.
Teraz siedziała w Crash, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Nie spała całą noc, więc i tak nie było różnicy czy siedzi w mieszkaniu, czy tutaj. Nagle jednak wszystkie mięśnie napięły się, a zmysły zaalarmowały umysł. Jednym ruchem zeskoczyła ze stołka i obróciła się, stając twarzą w twarz z Ashą. Blondynka miała usta wygięte w iście tryumfalnym uśmieszku. Chyba nie umknęło jej uwadze, że Liz traciła panowanie nad sobą za każdym razem, gdy ją widziała. A istne apogeum przeszła wczorajszego wieczoru, widząc ją z Aleciem. Oh, doskonale sobie zdawała sprawę z tego, że to tak mocno w nią uderzy. Jak to jest, że dostrzegła to uczucie szybciej od samej Liz? Brunetka chciała ją wyminąć, jednak melodyjny, przyciszony głos zatrzymał ją.
- Jest dobry.
Powoli się obróciła, wbijając wzrok w szare tęczówki. Podświadomość podszeptywała znaczenie tej wypowiedzi, ale wolała się upewnić. Czy Asha naprawdę ryzykowałaby poruszanie tego tematu, widząc gniew Liz?
- Nawet bardzo dobry – blondynka mruknęła z rozmarzeniem – Pozostaje na zawsze w pamięci.
Liz zmarszczyła brwi. Na miejscu Ashy nie wkraczałaby na ten teren. 542 i bez tego była szybka i niebezpieczna, a z tym rozdrażnieniem tylko jedno jej chodziło po głowie. Zabić. Poczuć jak życie ulatuje z tego nędznego ciała. I uśmiechnęłaby się. Szczerze. Z ulgą.
- Pamiętasz go Liz, prawda? - słodki ton przeszedł w kwaśny, drażniący
Mięśnie powoli napinały się do walki. Zmysły przeszły na wyższy stopień czujności. Ale nie mogła powstrzymać przebłysków wspomnień. Każdy dotyk. Każdy magiczny pocałunek. Każdy szept. Każde spojrzenie. I miała gdzieś tam głęboko w sobie głupią nadzieję, że przeznaczone dla niej. Dla niej. Ale myliła się najrywaźniej.
- Pamietasz jego idealnie stworzone ciało, wyprawiające z tobą takie rzeczy, że już nic innego tego nie zatrze.
- Ostrzegam. Przestań – syknęła Liz – Moja cierpliwość ma swoje granice.
Gorzki śmiech. Asha była tak pewna siebie i dumna. Liz po prostu nie mogła powstrzymać palącego pragnienia wybicia jej tego z głowy. Siłą. Niebezpieczny uśmieszek zadrgał w kącikach jej yst.
- Jeśli nie stulisz się, to sama zamknę ci tę buziulkę – już doskonale wiedziała, co zrobi, gdy Asha nie posłucha
A na pewno nie posłucha
- On nie narzekał na mój głos, gdy...
W mgnieniu oka Liz znalazła się za Ashą, chwytając jej ramię i wykręcając je w stronę pleców. Kilka razy zakręciła nią a potem z impetem pchnęła na ladę. Potykając się, blondynka uderzyła głową o blat, praktycznie się od niego odbijając. Krew momentalnie popłynęła z nosa, a ciało runęło na podłogę. Liz z wyższością spojrzała na nią.
- Ostrzegałam – obróciła się i skierowała do wyjścia
Na chwilę zatrzymała sie jeszcze. Skoro już nie powstrzymała się od pobicia blond wywłoki, całkowicie upokorzyć też ją mogła. Zwłaszcza, że w Crash było kilku transgenicznych. Odwróciła się i krzyknęła:
- I nie dziwi mnie, że cię przeleciał. Każdy by skorzystał skoro jesteś łatwa, sama pchasz się do łóżka i masz mózg wielkości orzeszka! I przy okazji... jaki masz uroczy różowy sweterek – zakpiła
* * *
Nie mogła darować tego upokorzenia. Miała dość tej małej, zarozumiałej... Dwódca. Też coś. Ona nie należała do żadnego oddziału i teraz było jej z tym dobrze. Miała wstręt do tej pseudolojalności. Liczyło się tylko utrzymywanie na powierzchni marnej rzeczywistości. Jeśli byt miało jej zapewnić zabijanie dla Whita, nie robiło jej to żadnej róznicy. Teraz jednak chodziło o coś więcej. Zemstę.
Musiała udowodnić tej smarkatej brunetce, że z nią się nie zadziera. Nie można jej obrazić i ot tak odejść. Dlatego postanowiła uderzyć w słaby punkt. Jako, że na Aleca nie reagowała tak, jak ona by tego chciała, musiała posłużyć się innym argumentem...
Cicho. Na palcach. Wybrała cel niemal idealny. Spędzał tu całe dnie i wieczory, tylko co jakiś czas odchodził by odpocząć lub coś zjeść. Cóż, komputery musiały być jego manią. Był w tym nawet dobry. Ale nadchodził kres. Pewnym krokiem zbliżyła się. Wiedziała, ze nawet nie będzie podejrzewał niebezpieczeństwa. Przecież oni wszyscy tutaj w TC czuli się tak bezpieczni. Idioci... Wierzyli, że nie są dla siebie zagrożeniem. Że tutaj nie ma zagrożenia. Cóż, błąd. Ujęła mocniej nóż w dłoni. Ten sam nóż, który dwa tygodnie temu wbiła w Liz. Ta jedna nieudana akcja zmuszała ją do siedzenia teraz tutaj. Skrzywiła się. Jeden ostry ruch. Przytrzymała jeszcze szarpiące się ciało, poczym płynnym ruchem wyjęła ostrze.
- To ją nauczy – mruknęła
Zastygła w bezruchu, czując, że ktoś się zbliża. Kroki. Miękkie. Drobne. Na pewno kobieta. Nagły strach, że to Liz szybko zniknął. Przecież nie było jej w TC. Drzwi do centrali otworzyły się i do środka wślizgnęła się ciemnowłosa dziewczyna. Krótkie kosmyki połyskiwały w półmroku. Asha cofnęła się o krok, chowając za plecami ostrze. Dziewczyna zbliżyła się na kilka kroków, dopiero po chwili dostrzegając zakrawione ciało. Ulepszony wzrok uchwycił też postać Ashy. Nim jednak cokolwiek wydobyło się z jej ust, nieoczekiwanie zaatakowała. Kilkunastosekundowa szarpanina, aż dziewczyna jęknęła. Ostrze przebiło osierdzie. Martwa. Asha odetchnęła i otarła czoło.
* * *
Odłożyła telefon machinalnym ruchem. Głos Kyla wciąż drgał w jej uszach. Nie. Nie drgał. Dudnił. Rozbrzmiewał ostrym, głębokim dźwiękiem, przebijającym ją na wylot. Usta rozchyliły się w niemym płaczu. Ale głos grzązł w gardle. Jakby się dusiła. Spojrzała w lustro. Zamiast własnego odbicia, widziała ich wszystkich. Nogi ugięły się, chcąc unieśc jej ciało wprost do grobu. Kręciło jej się w głowie. Dlaczego to musiało spotykać właśnie ją? Wlepiała spojrzenie w taflę zwierciadła, aż nie wytrzymała. Ostrym ciosem stłukła lustro.
- Zabiję – syknęła
Wybiegła z mieszkania. Nogi kierowały ją tylko w jedną stronę. Wiadomą. Już jej nic nie powstrzyma.
nie, no ja już nie mam sił na tą głupią blondynę Teraz jeszcze morduje? I to pewnie kogoś z oddziału Liz.
A właśnie- Liz. Jestem z niej dumna, ze dokopała blondynie, choć na o wiele wiecej upokorzenia i cierpienia Asha sobie zasłużyła.
- Zabiję – syknęła
Wybiegła z mieszkania. Nogi kierowały ją tylko w jedną stronę. Wiadomą. Już jej nic nie powstrzyma.
Ale to wiecej czeka nas w następnej części ach, już nie mogę się doczekać
Kyle- prawie bym o nim zapomniała, tylko co tu pisać, skoro po każdej części mam ochotę go usciskać? [/u]
A właśnie- Liz. Jestem z niej dumna, ze dokopała blondynie, choć na o wiele wiecej upokorzenia i cierpienia Asha sobie zasłużyła.
- Zabiję – syknęła
Wybiegła z mieszkania. Nogi kierowały ją tylko w jedną stronę. Wiadomą. Już jej nic nie powstrzyma.
Ale to wiecej czeka nas w następnej części ach, już nie mogę się doczekać
Kyle- prawie bym o nim zapomniała, tylko co tu pisać, skoro po każdej części mam ochotę go usciskać? [/u]
O kurczę...
Asha to... nie wiem, jak ją właściwie nazwać Tak się do niej zraziłam w HOS, że pewnie kiedy następnym razem zobaczę ją w DA, telewizor poleci w drobny pył...
O Alecu blefowała, prawda? PRAWDA!? Moja wytrzymałość ma swoje granice, a ich wizja razem w łóżku z pewnością poza nie wykracza... Możliwość, że nawet Aleca udało się jej choć na chwilkę wyrwać Liz w ten sposób... Brrr
Ale Liz jej za to ładnie dopiekła. Ciekawe, czy inni zaraz podążyli na pomoc biednej Ashy nękanej przez okrutną Liz, po przecież ona taka 'niewinna'...?
Lalunia w różowym sweterku... Blondi w różowym sweterku... Ach, jakaż wspaniała wizja do obsmarowywania... i obrzucania
Z tego, co napisałaś, raczej wynika, że Asha zabiła Scotta i Dani, tak? Jezu, ten oddział wykrusza się w takim tempie, że do jutra nic z niego nie zostanie... Tak sobie myślę, że to wszystko, ten cały układ zdaje się być na nic. Oni i tak giną Czy to w ogóle jeszcze ma sens?
- Zabiję – syknęła
Wybiegła z mieszkania. Nogi kierowały ją tylko w jedną stronę. Wiadomą. Już jej nic nie powstrzyma.
W pełni popieram Biegnij, Liz, bieeegnij! I zmiażdż jej ten nic niewarty, transgeniczny tyłek. Albo nie... Najpierw ją torturuj przez rok, a następnie zabijaj przez kolejną dekadę...
Stwierdzam, iż postać Ashy wzbudza we mnie najgorsze mordercze instynkty Ale dzień, w którym blondyna dostanie za swoje, ogłoszę swoim małym, prywatnym świętem Oby to było jak najszybciej...
Asha jak zwykle wkurzająca, a część jak zwykle świetna.
Więcej, proszę!
Asha to... nie wiem, jak ją właściwie nazwać Tak się do niej zraziłam w HOS, że pewnie kiedy następnym razem zobaczę ją w DA, telewizor poleci w drobny pył...
O Alecu blefowała, prawda? PRAWDA!? Moja wytrzymałość ma swoje granice, a ich wizja razem w łóżku z pewnością poza nie wykracza... Możliwość, że nawet Aleca udało się jej choć na chwilkę wyrwać Liz w ten sposób... Brrr
Ale Liz jej za to ładnie dopiekła. Ciekawe, czy inni zaraz podążyli na pomoc biednej Ashy nękanej przez okrutną Liz, po przecież ona taka 'niewinna'...?
Lalunia w różowym sweterku... Blondi w różowym sweterku... Ach, jakaż wspaniała wizja do obsmarowywania... i obrzucania
Z tego, co napisałaś, raczej wynika, że Asha zabiła Scotta i Dani, tak? Jezu, ten oddział wykrusza się w takim tempie, że do jutra nic z niego nie zostanie... Tak sobie myślę, że to wszystko, ten cały układ zdaje się być na nic. Oni i tak giną Czy to w ogóle jeszcze ma sens?
- Zabiję – syknęła
Wybiegła z mieszkania. Nogi kierowały ją tylko w jedną stronę. Wiadomą. Już jej nic nie powstrzyma.
W pełni popieram Biegnij, Liz, bieeegnij! I zmiażdż jej ten nic niewarty, transgeniczny tyłek. Albo nie... Najpierw ją torturuj przez rok, a następnie zabijaj przez kolejną dekadę...
Stwierdzam, iż postać Ashy wzbudza we mnie najgorsze mordercze instynkty Ale dzień, w którym blondyna dostanie za swoje, ogłoszę swoim małym, prywatnym świętem Oby to było jak najszybciej...
Asha jak zwykle wkurzająca, a część jak zwykle świetna.
Więcej, proszę!
Last edited by Lizzy88 on Wed Mar 09, 2005 11:00 pm, edited 1 time in total.
Mężczyzna uważa, że wie, ale kobieta wie lepiej. - chińskie
- Galadriela
- Zainteresowany
- Posts: 333
- Joined: Sun Jul 13, 2003 1:41 pm
- Contact:
Noooo, nareszcie coś się dzieje. Już myślałam, że do końca będą się głaskać po tyłkach. Pobiły się . A właściwie to Liz pobiła Ashę. Nieważne ktoś kogoś pobił i to jest najlepsze.
Pewnie, że nie komentowałam. Czasami mnie zaczyna nudzić taki sopkój, albo jak się robi słotko, zbyt słotko. Chyba powoli mi sie to przejada.
O zabójstwie wypowiadać się nie będę. No chyba tylko tyle, że mam nadzieję na kolejne ręka, noga, mózg na ścianie .
Aha jeszcze jedno. To tak apropo różu. Ostatnio kupiłam sobie różowe jeansy . Śliczne są .
Pewnie, że nie komentowałam. Czasami mnie zaczyna nudzić taki sopkój, albo jak się robi słotko, zbyt słotko. Chyba powoli mi sie to przejada.
O zabójstwie wypowiadać się nie będę. No chyba tylko tyle, że mam nadzieję na kolejne ręka, noga, mózg na ścianie .
Aha jeszcze jedno. To tak apropo różu. Ostatnio kupiłam sobie różowe jeansy . Śliczne są .
Czytaj między wierszami...
Ostatnio kupiłam sobie różowe jeansy . Śliczne są .
O M-Ó-J B-O-Ż-E
Ja bym tą Ashe zamordowała, no ja poprostu nie wierzę no! Ale coś mi się wydaje, że Liz ją pobije(oby dotkliwie ), ale nie zabije... niestety. Pewnie ktoś ją powstrzyma Może Hotaru powie coś, że Liz się aż odechce mścić na Ashy...
Moja wytrzymałość ma swoje granice, a ich wizja razem w łóżku z pewnością poza nie wykracza...
Weź nawet nie chcę sobie wyobrażać, że było inaczej Chociaż _liz by powiedziała nam, że Alec się przespał z tą s**ą to i tak w to nie uwierzę NIE i koniec! Ona sobie pewnie to wymyśliła, żeby zranić i dobić Liz. Na pewno. No...
O M-Ó-J B-O-Ż-E
Ja bym tą Ashe zamordowała, no ja poprostu nie wierzę no! Ale coś mi się wydaje, że Liz ją pobije(oby dotkliwie ), ale nie zabije... niestety. Pewnie ktoś ją powstrzyma Może Hotaru powie coś, że Liz się aż odechce mścić na Ashy...
Moja wytrzymałość ma swoje granice, a ich wizja razem w łóżku z pewnością poza nie wykracza...
Weź nawet nie chcę sobie wyobrażać, że było inaczej Chociaż _liz by powiedziała nam, że Alec się przespał z tą s**ą to i tak w to nie uwierzę NIE i koniec! Ona sobie pewnie to wymyśliła, żeby zranić i dobić Liz. Na pewno. No...
Tak, mam dla was część kolejną, co oznacza, że nadchodzi zemsta na Ashy Wiem, że obecnie tylko tym żyjecie w przypadku HOS - dokopać blondynce, hehe. No i się doczekałyście. Ale ostrzegam, że wasza dzisiejsza radość przejdzie w smutek i rozpacz przy 23, więc się przygotujcie i całkowicie nasyćcie dzisiejszym szczęściem
P.S: Na wieczór zaplanowałam dla was niespodziankę... bynajmniej nie w HOS. Po prostu wejdziecie do Twórczości i się zorientujecie...
22.
Step by step
heart to heart
left, right, left
we all go down
like toy soldiers
Strażnik runął na ziemię jak długi, gdy próbował zatrzymać ją przy wejściu. Sama zmusiła Max do wprowadzenia tych procedur, ale teraz nie miała najmniejszego zamiaru czekać. Szybkim krokiem weszła na teren TC. Wszyscy pierzchli na boki. Wyraz jej twarzy był wystarczającym powodem by się jej bać. Zwłaszcza jeśli była X5.
Zaciśnięte pięści. Mroczny wzrok przesuwający się uważnie po każdym milimetrze przestrzeni Terminal City. Skanowała powierzchnię terenu w poszukiwaniu swojego celu. Nie musiała czekać na śledztwo, na jakieś domysły. Ona doskonale wiedziała, kto jest temu winien. Śmierci kolejnej dwójki jej ludzi. Tym razem z całkowitą premedytacją. Chciała grać ostro? Odwetem za odwet? Więc teraz skieruje na nią taką wendettę, którą popamięta na zawsze. Po wieki. Smażąc się w piekle razem z Whitem będzie powtarzać w pamięci jak to X5542 ją zabiła z zimną krwią, z większą bezwzględnością niż ona mordowała swoje ofiary. I zrobi to, choćby miała być to ostatnia rzecz jaką wykona.
We all go down
like toy soldiers
Scott i Dani. Najspokojniejsi. Najbardziej zdystansowani. Najmłodsi. Zamordowani. I to w taki sposób. Bez szansy na walkę, zaatakowani od tyłu. Przebici nożem, który miał zabią ją. Tym razem już nie było poczucia, że kolejne życia wysmykają jej się spomiędzy palców. Bo tym razem było to działanie psychotycznej, mściwej X5, która nie umiała przełknąć faktu, że była słabsza od niej. Że nie wygra. I że nie uda jej się zdobyć jakiejkolwiek wyższości nad nią. Liz była na to za silna. A Asha zbyt ambitna i dumna.
Przeszła w ciemny korytarz. Za którymiś drzwiami była Asha. Liz uniosła kąciki ust w kwaśnym uśmieszku – która bramkę wybrać? Zmrużyła oczy, wyszukując zmysłami zapachu nędznej wywłoki. Jest! Nie czekając na nic, jednym kopnięciem wyważyła drzwi i weszła do środka. Blondynka z pełnią zaskoczenia obróciła się w przerażeniu. Szare tęczówki pociemniały, widząc postać znienawidzonej brunetki, gotowej do walki.
- Widzę, że już wiesz – zaczęła chłodno, jej głos wypełniała cierpka kpina
Ale Liz nawet nie odpowiedziała, tylko błyskawicznie przemieściła się, posyłając Ashę na przeciwną ścianę. Ostro obróciła ją ponownie twarzą do siebie, kierują jednocześnie cios prawą ręką. Ciche jęknięcie i Asha straciła na chwilę kontrolę nad własnymi siłami. Gdy brunetka niezwykle szybkim ruchem pchnęła ją w stronę kuchennej lady, zdołała tylko wymyśleć jeden sposób na ochronę. Dłoń zacisnęła się na rączce noża. Obrót o sto osiemdziesiąt stopni i ostre cięcie. Liz w ostatniej chwili odskoczyła. Obie wpatrywały sie w siebie, wyczekując niecierpliwie na ruch tej drugiej. Powietrze gęstniało. Liz napięła mięśnie i drgnęła. Była szybka, ale nie przewidziała, że z nożem Asha mogła jej jednak zagrozić. Jedno cięcie. Z ust brunetki wydobyło się syknięcie. Odsunęła się szybko na drugi kraniec pokoju. Krew sączyła sie z rany na lewym ramieniu.
- Co się tu dzieje? - znajomy głos przykuł uwagę obu dziewczyn
W progu, gdzie jeszcze kilka minut temu były drzwi, stał zielonooki X5. Jego spojrzenie badawczo przesuwało sięod jednej do drugiej dziewczyny. Obie w pozycjach do walki, wyepłnione wrzącym gniewem i wygłodniałą chęcią przelania krwi. Bystry wzrok dostrzegł sińce na jasnej skórze Ashy, ale również lśniący nóz w jej dłoni. Alec spojrzał na Liz. Wciąż stała w miejscu, nawet nie drgnęła, mimo że jasna krew spływała strużkami po jej ramieniu.
- Ona próbuje mnie zabić – od razu powiedziała Asha, niby rozdygotanym ronem – To wariatka.
Alec nie odrywał wzroku od Liz. Oddychała równomiernie, jakby w ogóle się nie denerwowała. Fakt, wszyscy wiedzieli, że nienawidziła Ashy, że od początku była na nią cięta. Ale on ją zanł za dobrze. Potrafiła pohamować swoją żądzę mordu, jeśli było trzeba. Była idealnym żołnierzem, ale nie zabijała z przyjemnością. Nie była Benem. Coś tu było nie tak. Gdyby nie było powodu, nie zaatakowałaby Ashy. Chyba... Parę godzin temu zaatakowano dwóję jej ludzi, może nie wytrzymała psychicznie?
- Liz? - w jego głosie drgało coś chłodnego
A ona tylko zacisnęła mocniej pięści, wbijając lodowate spojrzenie w Ashę.
- Ja nie próbuję. Ja cię zabiję.
I w tym momencie Asha zerwała sie z miejsca. Pchnięta furią. Jak ona śmiała się na niej odgrażać? Dłoń ściskająca nóż wysunęła się, celując wprost w Liz.
Stop.
Nóż upadł na ziemię, wytrącony z jej ręki. Ramię zostało wykręcone do tyłu. Silne ramię zacisnęło się wokół jej szyi. Zastygła. Wystarczyłby teraz tylko jeden ruch i przegrałaby całkowicie. Jeden ruch jego ramienia, a ona osunie się martwa na podłogę.
- Alec – wymamrotała – Co ty wyprawiadz? - ledwo łapała oddech – To ona chciała zabić mnie.
Liz wciąż stała w miejscu. Ale jej spojrzenie nawet nie zwracało uwagi na blondynkę. Wpatrywała się w Aleca. Dlaczego to robić? Wytrącił Ashy nóż, teraz był bliski skręcenia jej karku. A przecież wyglądało na to, że to Liz była napastnikiem. Nie pozwolił jej jednak tknąć. Po raz kolejny ratując jej życie. Rozchyliła usta w zdumieniu, serce podjechało do gardła. Robiła wszystko by go odepchnąć jak najdalej, usiłowała go zmusić do nienawiści wobec niej, raniła go, prawie sama pchnęła go w ramiona Ashy. On jednak do końca ufał jej. Jej. Spoglądała w malachitowe tęczówki, szukając w nich czegoś więcej niż zaufania. I było więcej. Dużo więcej.
- Liz? - czekał jednak na odpowiedź
Na pytanie co się stało. Co spowodowało tę lawinę kolejnych kaastrof, w efekcie których sama by się pogrążyła na dnie.
- Ta suka zabiła Scotta i Dani – odpowiedział ktoś za nią
Kyle. Liz spojrzała w jego kierunki. O świetnie, zabrał ze sobą cała świtę. Max i Biggs stali tuż za nim, przyglądając się całej scenie w szoku. Alec przesunął wzrok na nią. Przerażające pytanie o prawdę drgało w jego oczach. A ona tylko przytaknęła. Ułamki sekund. Oni wszyscy odrzucili Liz, obwiniali ją. Gorzej, bez wahania zaufali prawdziwemu mordercy. Jak Liz musiała ich teraz nienawidzić. Wszystkich. Tylko Kyle wiedział i od razu domyślił się, kto stoi za śmiercią jego przyjaciół. Biggs z rodzącym się gniewem spoglądał na Ashę, która nawet nie zaprzeczała oskarżeniom.
- To ona też usiłowała zabić Liz – mruknął Kyle
I nie powiedział tego bynajmniej dla podkreślenia winy Ashy. O nie. Po prostu wiedział, że to będzie idealny argument dla Aleca do zabicia morderczyni. Jak przewidział... Niebezpieczny błysk w zielonych tęczówkach, ostre szarpnięcie ramieniem.
- Nie! - Max zawołała wzburzona – Chcesz mordować jak ona? Bez sądu? Bez wyroku kogoś postronnego?
Postronnego? Liz posłała jej przeszywające, lodowate spoijrzenie. Ceniła w Guevarze poświęcenie i tę wrażliwość, której sama nie posiadała. Poczucie sprawiedliwości. Ale były momenty, gdy po prostu przesadzała. Chciała opinii kogoś innego? Wyroku?
- Biggs? - głos Liz wyraźnie sugerował pytanie o jego wyrok
- Winna – odpowiedział bez wahania
Cichy trzask.
Skręcony kark.
Martwe ciało blondynki osunęło się na podłogę.
P.S: Na wieczór zaplanowałam dla was niespodziankę... bynajmniej nie w HOS. Po prostu wejdziecie do Twórczości i się zorientujecie...
22.
Step by step
heart to heart
left, right, left
we all go down
like toy soldiers
Strażnik runął na ziemię jak długi, gdy próbował zatrzymać ją przy wejściu. Sama zmusiła Max do wprowadzenia tych procedur, ale teraz nie miała najmniejszego zamiaru czekać. Szybkim krokiem weszła na teren TC. Wszyscy pierzchli na boki. Wyraz jej twarzy był wystarczającym powodem by się jej bać. Zwłaszcza jeśli była X5.
Zaciśnięte pięści. Mroczny wzrok przesuwający się uważnie po każdym milimetrze przestrzeni Terminal City. Skanowała powierzchnię terenu w poszukiwaniu swojego celu. Nie musiała czekać na śledztwo, na jakieś domysły. Ona doskonale wiedziała, kto jest temu winien. Śmierci kolejnej dwójki jej ludzi. Tym razem z całkowitą premedytacją. Chciała grać ostro? Odwetem za odwet? Więc teraz skieruje na nią taką wendettę, którą popamięta na zawsze. Po wieki. Smażąc się w piekle razem z Whitem będzie powtarzać w pamięci jak to X5542 ją zabiła z zimną krwią, z większą bezwzględnością niż ona mordowała swoje ofiary. I zrobi to, choćby miała być to ostatnia rzecz jaką wykona.
We all go down
like toy soldiers
Scott i Dani. Najspokojniejsi. Najbardziej zdystansowani. Najmłodsi. Zamordowani. I to w taki sposób. Bez szansy na walkę, zaatakowani od tyłu. Przebici nożem, który miał zabią ją. Tym razem już nie było poczucia, że kolejne życia wysmykają jej się spomiędzy palców. Bo tym razem było to działanie psychotycznej, mściwej X5, która nie umiała przełknąć faktu, że była słabsza od niej. Że nie wygra. I że nie uda jej się zdobyć jakiejkolwiek wyższości nad nią. Liz była na to za silna. A Asha zbyt ambitna i dumna.
Przeszła w ciemny korytarz. Za którymiś drzwiami była Asha. Liz uniosła kąciki ust w kwaśnym uśmieszku – która bramkę wybrać? Zmrużyła oczy, wyszukując zmysłami zapachu nędznej wywłoki. Jest! Nie czekając na nic, jednym kopnięciem wyważyła drzwi i weszła do środka. Blondynka z pełnią zaskoczenia obróciła się w przerażeniu. Szare tęczówki pociemniały, widząc postać znienawidzonej brunetki, gotowej do walki.
- Widzę, że już wiesz – zaczęła chłodno, jej głos wypełniała cierpka kpina
Ale Liz nawet nie odpowiedziała, tylko błyskawicznie przemieściła się, posyłając Ashę na przeciwną ścianę. Ostro obróciła ją ponownie twarzą do siebie, kierują jednocześnie cios prawą ręką. Ciche jęknięcie i Asha straciła na chwilę kontrolę nad własnymi siłami. Gdy brunetka niezwykle szybkim ruchem pchnęła ją w stronę kuchennej lady, zdołała tylko wymyśleć jeden sposób na ochronę. Dłoń zacisnęła się na rączce noża. Obrót o sto osiemdziesiąt stopni i ostre cięcie. Liz w ostatniej chwili odskoczyła. Obie wpatrywały sie w siebie, wyczekując niecierpliwie na ruch tej drugiej. Powietrze gęstniało. Liz napięła mięśnie i drgnęła. Była szybka, ale nie przewidziała, że z nożem Asha mogła jej jednak zagrozić. Jedno cięcie. Z ust brunetki wydobyło się syknięcie. Odsunęła się szybko na drugi kraniec pokoju. Krew sączyła sie z rany na lewym ramieniu.
- Co się tu dzieje? - znajomy głos przykuł uwagę obu dziewczyn
W progu, gdzie jeszcze kilka minut temu były drzwi, stał zielonooki X5. Jego spojrzenie badawczo przesuwało sięod jednej do drugiej dziewczyny. Obie w pozycjach do walki, wyepłnione wrzącym gniewem i wygłodniałą chęcią przelania krwi. Bystry wzrok dostrzegł sińce na jasnej skórze Ashy, ale również lśniący nóz w jej dłoni. Alec spojrzał na Liz. Wciąż stała w miejscu, nawet nie drgnęła, mimo że jasna krew spływała strużkami po jej ramieniu.
- Ona próbuje mnie zabić – od razu powiedziała Asha, niby rozdygotanym ronem – To wariatka.
Alec nie odrywał wzroku od Liz. Oddychała równomiernie, jakby w ogóle się nie denerwowała. Fakt, wszyscy wiedzieli, że nienawidziła Ashy, że od początku była na nią cięta. Ale on ją zanł za dobrze. Potrafiła pohamować swoją żądzę mordu, jeśli było trzeba. Była idealnym żołnierzem, ale nie zabijała z przyjemnością. Nie była Benem. Coś tu było nie tak. Gdyby nie było powodu, nie zaatakowałaby Ashy. Chyba... Parę godzin temu zaatakowano dwóję jej ludzi, może nie wytrzymała psychicznie?
- Liz? - w jego głosie drgało coś chłodnego
A ona tylko zacisnęła mocniej pięści, wbijając lodowate spojrzenie w Ashę.
- Ja nie próbuję. Ja cię zabiję.
I w tym momencie Asha zerwała sie z miejsca. Pchnięta furią. Jak ona śmiała się na niej odgrażać? Dłoń ściskająca nóż wysunęła się, celując wprost w Liz.
Stop.
Nóż upadł na ziemię, wytrącony z jej ręki. Ramię zostało wykręcone do tyłu. Silne ramię zacisnęło się wokół jej szyi. Zastygła. Wystarczyłby teraz tylko jeden ruch i przegrałaby całkowicie. Jeden ruch jego ramienia, a ona osunie się martwa na podłogę.
- Alec – wymamrotała – Co ty wyprawiadz? - ledwo łapała oddech – To ona chciała zabić mnie.
Liz wciąż stała w miejscu. Ale jej spojrzenie nawet nie zwracało uwagi na blondynkę. Wpatrywała się w Aleca. Dlaczego to robić? Wytrącił Ashy nóż, teraz był bliski skręcenia jej karku. A przecież wyglądało na to, że to Liz była napastnikiem. Nie pozwolił jej jednak tknąć. Po raz kolejny ratując jej życie. Rozchyliła usta w zdumieniu, serce podjechało do gardła. Robiła wszystko by go odepchnąć jak najdalej, usiłowała go zmusić do nienawiści wobec niej, raniła go, prawie sama pchnęła go w ramiona Ashy. On jednak do końca ufał jej. Jej. Spoglądała w malachitowe tęczówki, szukając w nich czegoś więcej niż zaufania. I było więcej. Dużo więcej.
- Liz? - czekał jednak na odpowiedź
Na pytanie co się stało. Co spowodowało tę lawinę kolejnych kaastrof, w efekcie których sama by się pogrążyła na dnie.
- Ta suka zabiła Scotta i Dani – odpowiedział ktoś za nią
Kyle. Liz spojrzała w jego kierunki. O świetnie, zabrał ze sobą cała świtę. Max i Biggs stali tuż za nim, przyglądając się całej scenie w szoku. Alec przesunął wzrok na nią. Przerażające pytanie o prawdę drgało w jego oczach. A ona tylko przytaknęła. Ułamki sekund. Oni wszyscy odrzucili Liz, obwiniali ją. Gorzej, bez wahania zaufali prawdziwemu mordercy. Jak Liz musiała ich teraz nienawidzić. Wszystkich. Tylko Kyle wiedział i od razu domyślił się, kto stoi za śmiercią jego przyjaciół. Biggs z rodzącym się gniewem spoglądał na Ashę, która nawet nie zaprzeczała oskarżeniom.
- To ona też usiłowała zabić Liz – mruknął Kyle
I nie powiedział tego bynajmniej dla podkreślenia winy Ashy. O nie. Po prostu wiedział, że to będzie idealny argument dla Aleca do zabicia morderczyni. Jak przewidział... Niebezpieczny błysk w zielonych tęczówkach, ostre szarpnięcie ramieniem.
- Nie! - Max zawołała wzburzona – Chcesz mordować jak ona? Bez sądu? Bez wyroku kogoś postronnego?
Postronnego? Liz posłała jej przeszywające, lodowate spoijrzenie. Ceniła w Guevarze poświęcenie i tę wrażliwość, której sama nie posiadała. Poczucie sprawiedliwości. Ale były momenty, gdy po prostu przesadzała. Chciała opinii kogoś innego? Wyroku?
- Biggs? - głos Liz wyraźnie sugerował pytanie o jego wyrok
- Winna – odpowiedział bez wahania
Cichy trzask.
Skręcony kark.
Martwe ciało blondynki osunęło się na podłogę.
Jeeeest! Asha Idiotyczna S**a nie żyje I to Alec ją zabił W obronie Liz oczywiście No Oczywiście!
Na wieczór zaplanowałam dla was niespodziankę... bynajmniej nie w HOS.
Hmmm... czyżby huśtawka?? A może jakiś x-tremarek Oj tam nie ważne co, ważne, że niespodzianka
Ale ostrzegam, że wasza dzisiejsza radość przejdzie w smutek i rozpacz przy 23
To pewnie przez H. Coś będzie się pluła, że zabili Ashe...Ale jak ma to być powszecha rozpacz i wszelki smutek, to pewnie coś wymyśli...
A Może to Biały coś wymyśli ! Żeby tylko coś Alecowi, albo Liz nie zrobił! Kyle też ma cały zostać Bo jak nie to zabije tego dziada!
Czekamy na następną część, no i oczywiście na niespodziankę
Aż mnie ciarki przeszły Ale zaraz przerodziło się to w 100% radość boo...Asha nie żyjeCichy trzask.
Na wieczór zaplanowałam dla was niespodziankę... bynajmniej nie w HOS.
Hmmm... czyżby huśtawka?? A może jakiś x-tremarek Oj tam nie ważne co, ważne, że niespodzianka
Ale ostrzegam, że wasza dzisiejsza radość przejdzie w smutek i rozpacz przy 23
To pewnie przez H. Coś będzie się pluła, że zabili Ashe...Ale jak ma to być powszecha rozpacz i wszelki smutek, to pewnie coś wymyśli...
A Może to Biały coś wymyśli ! Żeby tylko coś Alecowi, albo Liz nie zrobił! Kyle też ma cały zostać Bo jak nie to zabije tego dziada!
Czekamy na następną część, no i oczywiście na niespodziankę
JEEEEEST I'm so happy today
Nareszcie ta nędzna wywłoka usuwa się z pola widzenia... Usunięta przed Aleca... Czego więcej chcieć można? Przyznaję, że była to dość łatwa i raczej szybka śmierć, ale co tam... Dobrze, że jej już nie ma
Alec słodki jest Trochę się bałam, że jednak uwierzy Ashy, ale jednak zaufał Liz...
I co ma być w tym 23. rozdziale? Może dowiedzą się o hmm... powiązaniach Liz i White'a? Albo ktoś znowu zostanie zabity/porwany/inne pomysły?
Część cudna Można prosić o więcej?
I co to za niespodzianka?
Nareszcie ta nędzna wywłoka usuwa się z pola widzenia... Usunięta przed Aleca... Czego więcej chcieć można? Przyznaję, że była to dość łatwa i raczej szybka śmierć, ale co tam... Dobrze, że jej już nie ma
Alec słodki jest Trochę się bałam, że jednak uwierzy Ashy, ale jednak zaufał Liz...
I co ma być w tym 23. rozdziale? Może dowiedzą się o hmm... powiązaniach Liz i White'a? Albo ktoś znowu zostanie zabity/porwany/inne pomysły?
Część cudna Można prosić o więcej?
I co to za niespodzianka?
Mężczyzna uważa, że wie, ale kobieta wie lepiej. - chińskie
Asha nie zyje tłumy są zadowolone ogólna radośc Teraz pozostaje strach przed 23 nie wiem co wymyśliłaś PO tej części nie przeczuwa sie niczego smutnego, chyba że Liz powie im że wydawała Whitowi X5 i oni zrobią z tego dramat.
Proszę więc o następną część.
A ta niespodzianka to Huśtawka tak? Fajnie by było
Proszę więc o następną część.
A ta niespodzianka to Huśtawka tak? Fajnie by było
To była część stworzona wprost dla mnie . Najlepszy z niej cytat to - Ja nie próbuję. Ja cię zabiję. .
Myślałam, że do tego pomieszczenia wejdzie nie Alec ale może Hotaru. Ona jakoś wogóle się tam nie pojawiła. Wszyscy tylko nie ona.
_liz ty chyba chcesz, żebym przestała lubić Max . Co to wogóle za argumenty – Chcesz mordować jak ona? Bez sądu? Bez wyroku kogoś postronnego? co to ma być . Ale całe szczęście pan B., którego nawiasem mówiąc, lubię coraz bardziej , uratował sytuację. Tylko dlaczego Alec wyręczył Liz... .
A Może to Biały coś wymyśli ! Żeby tylko coś Alecowi, albo Liz nie zrobił! Kyle też ma cały zostać Bo jak nie to zabije tego dziada! jestem za, pomogę Ci jak będzie trzeba. Założę moje różowe jeansy bo widzę, że ci się spodobały .
Myślałam, że do tego pomieszczenia wejdzie nie Alec ale może Hotaru. Ona jakoś wogóle się tam nie pojawiła. Wszyscy tylko nie ona.
_liz ty chyba chcesz, żebym przestała lubić Max . Co to wogóle za argumenty – Chcesz mordować jak ona? Bez sądu? Bez wyroku kogoś postronnego? co to ma być . Ale całe szczęście pan B., którego nawiasem mówiąc, lubię coraz bardziej , uratował sytuację. Tylko dlaczego Alec wyręczył Liz... .
A Może to Biały coś wymyśli ! Żeby tylko coś Alecowi, albo Liz nie zrobił! Kyle też ma cały zostać Bo jak nie to zabije tego dziada! jestem za, pomogę Ci jak będzie trzeba. Założę moje różowe jeansy bo widzę, że ci się spodobały .
Czytaj między wierszami...
Wiedziałam, że wam się spodoba kolejna część. Ah te wasze wiwaty Tak, Ashę mamy już z głowy. Niestety tylko Ashę... Ale do wszystkiego dojdziemy po kolei.
Niespodziankę już zamieściłam - "Balans" (zapraszam!)
A teraz będę okrutna i zmienię wasze humorki całkowicie... Zamieszczam 23! Ha! Drżyjcie i płaczcie... ja ryczałam...
23.
Sometimes I think of letting go
and never looking back
and never moving forward
so there'd never be a past
Nie pozwoliła się nikomu do siebie zbliżyć. Nikomu. Po prostu obróciła sie na pięcie i wyszła. Głos Kyle nie potrafił jej zatrzymać, chociaż do tej pory zdawał się mieć na nią ogromny wpływ. Ciepłe ramiona Aleca tylko nią wstrząsnęły, powodując natychmiastową reakcję – z całych sił go odepchnęła.
Nikogo to nie powinno dziwić. Do tej pory z taką łatwością nie zwracali na nią uwagi, odwracali sie od niej, byli przeciwko niej, prawie skazali ją za nie jej winy. A teraz oczekiwali, że będzie się zachowywała jakby nigdy nic? Że uśmiechnie się i wzruszy ramionami, ponownie zatapiając się w dawnej rutynie? Nic bardziej mylnego! W zasadzie powinna to wszystko rzucić, zostawić ich na pastwę losu i żyć własnym popapranym życiem.
Wyszła z TC, opuszczając ich tak, jak oni opuścili ją. Tu nie było jej miejsce. Chciała tylko śmierci Ashy, uczucia tego drobnego zwycięstwa nad koszmarem, który nieustannie trwał. Skoro mordu dokonano, mogła już wyjść. Wyjść i ponownie nie wracać tutaj. Zresztą i po co miałaby wrócić? Wszędzie śmierć, krew i bó. Podejrzenia. Nienawiść. Teraz żal. Niech trawią się we własnych wyrzutach. Zasłużyli na to, jak najbardziej. Każdego kolejnego dnia, gdy udawali, że nie mają z nią nic wspólnego. Przy każdek sekundzie, w której zapominali o tym, co ich łączyło, po przeszłości. O lojalności. Z każdą myślą, że ona mogłaby ich zdradzić i wydać na śmierć.
Wounds so deep they never show
they never go away
Like moving pictures in my head
for years and years they've played
Oddział całkowicie się rozpadł. Już tamtego wieczoru, gdy zginął Sway. To była tylko kwestia czasu nim kolejne elementy zaczęłyby się rozłączać. I ak było. Najpierw zaniknęła wiara i ufność. Potem wszelkie oznaki przyjaźni. Rozpłynęła się jej wola dowódcy. Rozsypały się więzi pomiędzy członkami oddziału. Aż zaczęli dosłownie ginąć. Nie było już nic. Martwa cisza i niezabliźnione rany. Jedynie Kyle usiłował wytrwać. Ale Liz wiedziała, że to już całkowity koniec. Teraz każdy pójdzie swoją drogą. Nie patrząc na przeszłość ani na innych.
Własną drogę już znała. A raczej łudziła się, że będzie taka jak zaplanowała. Musiała tylko z kimś porozmawiać. O ile będzie chciał z nią rozmawiać...
Ciche stukanie do drzwi. Liz wbiła w nie spojrzenie. Doskonale wiedziała, kto za nimi był. Może opuściły ją już siły, ale zmysły działały idealnie. Zresztą jak mogłaby nie wyczuć kogoś tak bliskiego niegdyś? Kto przez ponad dwadzieścia lat przy niej był w różnych chwilach. Ale teraz nie wiedziała czy ma ochotę na tę rozmowę. Bo ta osoba też zawiodła. A tego Liz najmniej się spodziewała. Otworzyła jednak drzwi.
- Czego chcesz H?
Nie miała zamiaru być miła. Nie musiała być miła. Nie powinna być miła. To nie ona zdradziła w najpodlejszy sposób.
- Porozmawiać – Hotaru wydawała sie być zmieszana
Pierwszy raz w całym swoim życiu. Chyba dotarło do niej wreszcie, że to co zrobiła... nie było na to słów. Po dpewnymi względami wydawało się to być gorszą zdradą nić ta, której dokonała Liz wobec innych mutantów. Odwrócić się od własnej rodziny... A że wieści rozchodziły się po Terminal City w zastraszającym tempie, musiała się dowiedzieć całej prawdy. Że Liz ich chroniła. Że Asha była morderczynią. Ciekawe jak się z tym czuła, wiedząc, że broniła prawdziwego zdrajcy a odrzuciła własnego dowódcę? Liz uniosła brwi w lodowym zdumieniu.
- Rozmawiać? - jej ton był cierpki – Nie mamy o czym. A może to kolejne wyrzuty? Może przyszłaś mnie obwiniać o śmierć krystalicznej Ashy?
- Przestań!
Kobaltowe tęczówki były przeraźliwie jasne, prawie popielate. Wypełnione drżacymi kryształkami słonej winy. Liz pierwszy raz widziała Hotaru na skraju rozpaczy. Nigdy wcześniej ta pełna energii blondynka nie była nawet bliska płaczu. Do teraz. I może zareagowałaby na to, usiłowała powstrzymać poczucie winy wypełniające H, gdyby pozostało w niej cokolwiek z dawnego uczucia przywiązania. Ale Hotaru sama to wymazała, sama zniszczyła. Teraz w Liz nie było nic, co chciałoby pocieszać.
- Prawda jest dla ciebie za gorzka 512? - Liz syknęła i nonszalancko rozłożyła się na kanapie – No, ale proszę bardzo. Mów.
Nawet nie patrzyła na roztrzęsioną dziewczynę, która rozpaczliwie chwytała się resztki nadziei, że coś uda się naprawić.
Zacisnęła mocno powieki, nie chcąc by wciąż napływające łzy wydostały się na powierzchnię. Wiedziała, że tak będzie. Zresztą nie powinna spodziewać się po Liz jakiejkolwiek innej reakcji. Zasłużyła na ten gniew i obojętność. Ale przecież nie wiedziała co się działo naprawdę. Skąd mogła wiedzieć... Gdyby tylko Liz powiedziała chociaż słowo. Stanęliby za nią murem. Oddali życie za nią.
- Chciałam cię przeprosić – wymamrotała wreszcie
Czekała na gorzki śmiech. Spodziewała się conajmniej kpiny. Ale Liz milczała. Jej wzrok utkwiony był w suficie.
- Naprawdę przeprosić – głos H. całkowicie rozedrgany płaczem – Nie powinnam...
- Coś jeszcze? - zapytała Liz zimno
- Nie. Ja...
- Więc możesz wyjść.
Ton był lodowaty. Zmrażał te resztki nadziei, jakie tliły się w Hotaru. Powinna była to przewidzieć. Powinna... Tylko bolało. A nie chciała by tak się to zakończyło – bólem.
Bit by bit
torn apart
we never win
- Przeprosiłaś. Teraz wynoś się!
I posłuchała. Powoli, jakby nie mogła stawiać kroków, sparaliżowana świadomością, że to był koniec tego, co budowały przez tyle lat. Wyszła.
* * *
Godziny mijały nieubłaganie, a ona leżała w bezruchu. Dopóki nie zdzwonił telefon. Odebrała. Ten zimny głos. No tak, mogła się spodziewać, że ją już wkrótce zaszczyci swoją obecnością. Niemal ze znudzeniem słuchała jego słów.
- Mam dla ciebie prezent. Na jaki zasłużyłaś. Hollowdrive.
Rozłączył się. O czym on mówił? Dziwne szarpnięcie nieprzyjemnego przeczucia. Poderwała sie z miejsca. Serce zaczęło bić szybciej.
Na co zasłużyła?
Z pewnością dowiedział się o śmierci Ashy. Nie to, żeby ta blondynka coś dla niego znaczyła. Ale w naturze Whita było odpłacać za każdą śmierć kogoś z jego ludzi i za każde naruszenie umowy. A zapłata będzie ciężka. Musiała siespieszyć. Szybko. Nim będzie za późno. Może jeszcze zdąży przed katastrofą.
We all go down
like toy soldiers
Półmrok powoli zapadał, jakby otwierał przed nią swoje ramiona. Jeszcze tylko kilka kroków... Nasłuchiwała uważnie, ale nikogo nie było w pobliżu. Nie wyczuwała nawet swojego „braciszka”. Tylko coś innego. Śmierć. Stanęła, łapiąc niespokojnie oddech. Nienawidziła tego uczucia. Prześladowało ją. A teraz, wystarczyło parę kroków i znajdzie coś, co zapewne odbierze jej całkowita światłość dnia. Niepewnie. Jakby miała zaraz paść na ziemię. Skręciła w podaną alejkę. Wstrzymała oddech. Ulepszony genetycznie wzrok dostrzegał wszystko wyraźnie. Niestety. Wszystko.
Ciało.
Miała wrażenie, że jej oczy wywracają się na drugą stronę, a ołowiana papka bólu usiłuje się wyrwać z jej żołądka. Nie mogła drgnąć. Sparaliżowana świadomością tego, co widzi. Chciała zemdleć. Umrzeć najlepiej. Nogi momentalnie ugięły się, sprowadzając ją na kolana.
- Nie – omdlały szept wydobył się z jej ust
Oczy nie odrywały spojrzenia od skulonego ciała leżącego kilka kroków dalej. Znajomego ciała. Wciąż jeszcze pachnącego tak samo jak zaledwie kilka godzin temu.
- Nie – dłonie Liz dotknęły mokrego asfaltu – Nie.
Powoli doczołgała sie na czworaka do źródła swojej gwałtownej słabości.
Bit by bit
torn apart
Drżące, brudne dłonie obróciły martwe ciało. Uniosła je nieco, mocno wtulając w swoje objęcia. Za dużo. Tego było już za dużo. Odgarniała niespokojnie zakrwawione jasne pasma włosów z jej twarzy. Wszędzie krew. Zimno. Brud. Krew. Śmierć.
- Hotaru – szeptała, jakby w nadziei, że blondynka otworzy oczy
Ale kobaltowa głębia już na zawsze została zatopiona w wiecznym śnie. Objęła mocniej zimne ciało, opierając policzek o zakrwawione czoło.
- Nie – mamrotała maniakalnie
Ale tylko cisza ją słyszała.
Niespodziankę już zamieściłam - "Balans" (zapraszam!)
A teraz będę okrutna i zmienię wasze humorki całkowicie... Zamieszczam 23! Ha! Drżyjcie i płaczcie... ja ryczałam...
23.
Sometimes I think of letting go
and never looking back
and never moving forward
so there'd never be a past
Nie pozwoliła się nikomu do siebie zbliżyć. Nikomu. Po prostu obróciła sie na pięcie i wyszła. Głos Kyle nie potrafił jej zatrzymać, chociaż do tej pory zdawał się mieć na nią ogromny wpływ. Ciepłe ramiona Aleca tylko nią wstrząsnęły, powodując natychmiastową reakcję – z całych sił go odepchnęła.
Nikogo to nie powinno dziwić. Do tej pory z taką łatwością nie zwracali na nią uwagi, odwracali sie od niej, byli przeciwko niej, prawie skazali ją za nie jej winy. A teraz oczekiwali, że będzie się zachowywała jakby nigdy nic? Że uśmiechnie się i wzruszy ramionami, ponownie zatapiając się w dawnej rutynie? Nic bardziej mylnego! W zasadzie powinna to wszystko rzucić, zostawić ich na pastwę losu i żyć własnym popapranym życiem.
Wyszła z TC, opuszczając ich tak, jak oni opuścili ją. Tu nie było jej miejsce. Chciała tylko śmierci Ashy, uczucia tego drobnego zwycięstwa nad koszmarem, który nieustannie trwał. Skoro mordu dokonano, mogła już wyjść. Wyjść i ponownie nie wracać tutaj. Zresztą i po co miałaby wrócić? Wszędzie śmierć, krew i bó. Podejrzenia. Nienawiść. Teraz żal. Niech trawią się we własnych wyrzutach. Zasłużyli na to, jak najbardziej. Każdego kolejnego dnia, gdy udawali, że nie mają z nią nic wspólnego. Przy każdek sekundzie, w której zapominali o tym, co ich łączyło, po przeszłości. O lojalności. Z każdą myślą, że ona mogłaby ich zdradzić i wydać na śmierć.
Wounds so deep they never show
they never go away
Like moving pictures in my head
for years and years they've played
Oddział całkowicie się rozpadł. Już tamtego wieczoru, gdy zginął Sway. To była tylko kwestia czasu nim kolejne elementy zaczęłyby się rozłączać. I ak było. Najpierw zaniknęła wiara i ufność. Potem wszelkie oznaki przyjaźni. Rozpłynęła się jej wola dowódcy. Rozsypały się więzi pomiędzy członkami oddziału. Aż zaczęli dosłownie ginąć. Nie było już nic. Martwa cisza i niezabliźnione rany. Jedynie Kyle usiłował wytrwać. Ale Liz wiedziała, że to już całkowity koniec. Teraz każdy pójdzie swoją drogą. Nie patrząc na przeszłość ani na innych.
Własną drogę już znała. A raczej łudziła się, że będzie taka jak zaplanowała. Musiała tylko z kimś porozmawiać. O ile będzie chciał z nią rozmawiać...
Ciche stukanie do drzwi. Liz wbiła w nie spojrzenie. Doskonale wiedziała, kto za nimi był. Może opuściły ją już siły, ale zmysły działały idealnie. Zresztą jak mogłaby nie wyczuć kogoś tak bliskiego niegdyś? Kto przez ponad dwadzieścia lat przy niej był w różnych chwilach. Ale teraz nie wiedziała czy ma ochotę na tę rozmowę. Bo ta osoba też zawiodła. A tego Liz najmniej się spodziewała. Otworzyła jednak drzwi.
- Czego chcesz H?
Nie miała zamiaru być miła. Nie musiała być miła. Nie powinna być miła. To nie ona zdradziła w najpodlejszy sposób.
- Porozmawiać – Hotaru wydawała sie być zmieszana
Pierwszy raz w całym swoim życiu. Chyba dotarło do niej wreszcie, że to co zrobiła... nie było na to słów. Po dpewnymi względami wydawało się to być gorszą zdradą nić ta, której dokonała Liz wobec innych mutantów. Odwrócić się od własnej rodziny... A że wieści rozchodziły się po Terminal City w zastraszającym tempie, musiała się dowiedzieć całej prawdy. Że Liz ich chroniła. Że Asha była morderczynią. Ciekawe jak się z tym czuła, wiedząc, że broniła prawdziwego zdrajcy a odrzuciła własnego dowódcę? Liz uniosła brwi w lodowym zdumieniu.
- Rozmawiać? - jej ton był cierpki – Nie mamy o czym. A może to kolejne wyrzuty? Może przyszłaś mnie obwiniać o śmierć krystalicznej Ashy?
- Przestań!
Kobaltowe tęczówki były przeraźliwie jasne, prawie popielate. Wypełnione drżacymi kryształkami słonej winy. Liz pierwszy raz widziała Hotaru na skraju rozpaczy. Nigdy wcześniej ta pełna energii blondynka nie była nawet bliska płaczu. Do teraz. I może zareagowałaby na to, usiłowała powstrzymać poczucie winy wypełniające H, gdyby pozostało w niej cokolwiek z dawnego uczucia przywiązania. Ale Hotaru sama to wymazała, sama zniszczyła. Teraz w Liz nie było nic, co chciałoby pocieszać.
- Prawda jest dla ciebie za gorzka 512? - Liz syknęła i nonszalancko rozłożyła się na kanapie – No, ale proszę bardzo. Mów.
Nawet nie patrzyła na roztrzęsioną dziewczynę, która rozpaczliwie chwytała się resztki nadziei, że coś uda się naprawić.
Zacisnęła mocno powieki, nie chcąc by wciąż napływające łzy wydostały się na powierzchnię. Wiedziała, że tak będzie. Zresztą nie powinna spodziewać się po Liz jakiejkolwiek innej reakcji. Zasłużyła na ten gniew i obojętność. Ale przecież nie wiedziała co się działo naprawdę. Skąd mogła wiedzieć... Gdyby tylko Liz powiedziała chociaż słowo. Stanęliby za nią murem. Oddali życie za nią.
- Chciałam cię przeprosić – wymamrotała wreszcie
Czekała na gorzki śmiech. Spodziewała się conajmniej kpiny. Ale Liz milczała. Jej wzrok utkwiony był w suficie.
- Naprawdę przeprosić – głos H. całkowicie rozedrgany płaczem – Nie powinnam...
- Coś jeszcze? - zapytała Liz zimno
- Nie. Ja...
- Więc możesz wyjść.
Ton był lodowaty. Zmrażał te resztki nadziei, jakie tliły się w Hotaru. Powinna była to przewidzieć. Powinna... Tylko bolało. A nie chciała by tak się to zakończyło – bólem.
Bit by bit
torn apart
we never win
- Przeprosiłaś. Teraz wynoś się!
I posłuchała. Powoli, jakby nie mogła stawiać kroków, sparaliżowana świadomością, że to był koniec tego, co budowały przez tyle lat. Wyszła.
* * *
Godziny mijały nieubłaganie, a ona leżała w bezruchu. Dopóki nie zdzwonił telefon. Odebrała. Ten zimny głos. No tak, mogła się spodziewać, że ją już wkrótce zaszczyci swoją obecnością. Niemal ze znudzeniem słuchała jego słów.
- Mam dla ciebie prezent. Na jaki zasłużyłaś. Hollowdrive.
Rozłączył się. O czym on mówił? Dziwne szarpnięcie nieprzyjemnego przeczucia. Poderwała sie z miejsca. Serce zaczęło bić szybciej.
Na co zasłużyła?
Z pewnością dowiedział się o śmierci Ashy. Nie to, żeby ta blondynka coś dla niego znaczyła. Ale w naturze Whita było odpłacać za każdą śmierć kogoś z jego ludzi i za każde naruszenie umowy. A zapłata będzie ciężka. Musiała siespieszyć. Szybko. Nim będzie za późno. Może jeszcze zdąży przed katastrofą.
We all go down
like toy soldiers
Półmrok powoli zapadał, jakby otwierał przed nią swoje ramiona. Jeszcze tylko kilka kroków... Nasłuchiwała uważnie, ale nikogo nie było w pobliżu. Nie wyczuwała nawet swojego „braciszka”. Tylko coś innego. Śmierć. Stanęła, łapiąc niespokojnie oddech. Nienawidziła tego uczucia. Prześladowało ją. A teraz, wystarczyło parę kroków i znajdzie coś, co zapewne odbierze jej całkowita światłość dnia. Niepewnie. Jakby miała zaraz paść na ziemię. Skręciła w podaną alejkę. Wstrzymała oddech. Ulepszony genetycznie wzrok dostrzegał wszystko wyraźnie. Niestety. Wszystko.
Ciało.
Miała wrażenie, że jej oczy wywracają się na drugą stronę, a ołowiana papka bólu usiłuje się wyrwać z jej żołądka. Nie mogła drgnąć. Sparaliżowana świadomością tego, co widzi. Chciała zemdleć. Umrzeć najlepiej. Nogi momentalnie ugięły się, sprowadzając ją na kolana.
- Nie – omdlały szept wydobył się z jej ust
Oczy nie odrywały spojrzenia od skulonego ciała leżącego kilka kroków dalej. Znajomego ciała. Wciąż jeszcze pachnącego tak samo jak zaledwie kilka godzin temu.
- Nie – dłonie Liz dotknęły mokrego asfaltu – Nie.
Powoli doczołgała sie na czworaka do źródła swojej gwałtownej słabości.
Bit by bit
torn apart
Drżące, brudne dłonie obróciły martwe ciało. Uniosła je nieco, mocno wtulając w swoje objęcia. Za dużo. Tego było już za dużo. Odgarniała niespokojnie zakrwawione jasne pasma włosów z jej twarzy. Wszędzie krew. Zimno. Brud. Krew. Śmierć.
- Hotaru – szeptała, jakby w nadziei, że blondynka otworzy oczy
Ale kobaltowa głębia już na zawsze została zatopiona w wiecznym śnie. Objęła mocniej zimne ciało, opierając policzek o zakrwawione czoło.
- Nie – mamrotała maniakalnie
Ale tylko cisza ją słyszała.
_liz to było straszne!
Najpierw to wyjście. Cóż reakcje Liz rozumiem. Czemu miałaby teraz z nimi zostać? Skoro dopiero teraz zrozumieli, że ten blond aniołek to prawdziwa s**a
Ale scena z H., myślałam, że wysiądę. Wiem, że H. postąpiła tak jak postąpiła, ale jej śmierć to kolejny ciężar dla Liz... To opowiadanie zaczyna mnie przytłaczać. Tyle osób już umarło, że zaczynam sie bać o życie zielonookiego blondyna
To najsmutniejsza część HOS Powinnam jej nie czytać, bo teraz będę miała podły nastrój...
Najpierw to wyjście. Cóż reakcje Liz rozumiem. Czemu miałaby teraz z nimi zostać? Skoro dopiero teraz zrozumieli, że ten blond aniołek to prawdziwa s**a
Ale scena z H., myślałam, że wysiądę. Wiem, że H. postąpiła tak jak postąpiła, ale jej śmierć to kolejny ciężar dla Liz... To opowiadanie zaczyna mnie przytłaczać. Tyle osób już umarło, że zaczynam sie bać o życie zielonookiego blondyna
To najsmutniejsza część HOS Powinnam jej nie czytać, bo teraz będę miała podły nastrój...
Who is online
Users browsing this forum: No registered users and 78 guests