Komentarz ode mnie: kiepsko się staracie z tymi komentarzami
20.
Przyglądał się jej uważnie. Nie sądził, że po tak szybkim opuszczeniu TC będzie miała czelność pokazywać się innym transgenicznym na oczy. A jednak jakby nigdy nic przyszła do Crash. Z wyższością przechodziła obok lodowych spojrzeń, udając, że nie słyszy ich szeptów. Już była ponad to. On sam nie rozumiał z tego nic. Jej własny oddział się od niej tak łatwo odwrócił. A może ich zmusiła do tego, jak jego? I mimo początkowej słabości, teraz wydawała się całkowicie nie odczuwać tej pustki. Może wystarczała jej obecność Kyla.
Oboje grali w bilard. Kyle naprawdę się starał, by poczuła się lepiej i przestała myśleć o tym, co od tygodnia tak ją wypalało od środka. Ale nawet jego charakterystyczne poczucie humoru nie pomagało. Tylko co jakiś czas unosiła kąciki ust do góry, by nie zasmucać chociaż tej jedynej osoby, która przy niej była. Zawsze bardzo dobra w bilardzie, teraz ledwo trafiała w bile. Oczywiste było, że myśli odpływają gdzieś daleko. Nie wiedział gdzie. A wolałby wiedzieć, może wtedy by zrozumiał? Pochyliła się nad stołem i wycelowała. Kyle coś mruknął, a ona tylko posłała mu rozświetlone spojrzenie. Po chwili jej wzrok przesunął się... na niego. Aleca. Ułamek sekundy. Zmarszczyła brwi. Spudłowała.
Przez niego? Znów koncentrowała się na dziwnej nienawiści, którą usiłowała wobec niego w sobie wzbudzić. Bo o co innego mogłoby chodzić?
- To przykre – czyjśc miękki głos rozbrzmiał koło jego ucha
Obrócił niechętnie głowę, a spojrzenie wylądowało na niepozornej blondynce, która właśnie usiadła koło niego. Asha, tak? Widział ją wtedy, gdy Sway ją przyprowadził. Zmrużył oczy, a ona się zarumieniła. No proszę. Nawet nie podejrzewał, że transgeniczni mogli być tak nieśmiali i zagubieni. Nawet Dani miała w sobie więcej siły przebicia niż ta blondyneczka tutaj.
- O czym mówisz? - zapytał spokojnie
Ponownie spojrzała na niego, mrugając niepewnie. Jakie to było proste. Wystarczyło opuścić głowę i się zarumieniuć, a już każdy uważał ją za bezbronną i całkowicie niewinną.
- O niej – przyznała cicho, a jej spojrzenie padło na brunetkę przy stole bilardowym
Alec coś mruknął. Kolejna osoba miała zamiar plotkować o Liz za jej plecami? Nie miał najmniejszego zamiaru brać w tym udziału.
- Przykre, że tak to odtrąca – Asha mówiła dalej, zerkając na niego niepewnie
- Co?
- Twoją pomoc – zarumieniła się
Zdumienie. Czyżby właśnie powiedziała lub zasugerowała, że Liz źle robi odpychając go? Coś dziwnego rozpłynęło się po jego ciele. Jakby ciepło. Zrozumienie.
- Um... mam na myśli, że nie powinna... mając kogoś takiego jak ty. Powinna zaufać. A ona cię odpycha – mamrotała – To przykre. Na jej miejscu...
Urwała, jakby orientując się do czego zmierzała. Dla niej to było oczywiste, ale on tego nie wiedział.
Skoro była już tutaj, pilnowała Liz, mogła się przy okazji zabawić. A zielonooki X5 aż kusił. Obserwowała go od dobrej godziny, wyobrażając sobie jak doskonały musiał być we wszystkim. Każdy jego ruch przynosił swoistą obietnicę i pobudzał wyobraźnię. Diabelna siła zielonego spojrzenia w ułamku sekundy budziła w każdej kobiecie pokłady najintymniejszych instynktów. I Asha miała zamiar sprawdzić rację swojej teorii. Potrzebowała tego. Zwłaszcza, że wydawało się, iż Liz w jakiś sposób zależy na nim. A nie będzie większego tryumfu dla niej niż widzieć Liz załamaną, pozbawioną tego, co jej najdroższe. Dwie pieczenie na jednym ogniu.
Alec obrócił się w jej stronę, odpychając myśli o brunetce. Nie mógł przecież cały czas zajmować się tylko tym, co tak odciągało Liz od niego. Zwłaszcza, że ona sama się tym raczej nie przejmowała. Lekki uśmieszek na jego ustach wywołał i jej uśmiech.
- Na jej miejscu co? - zapytał z zaciekawieniem
Liz stała i obserwowała tę dwójkę już parę minut. Nawet Kyle zauważył, jak jej ciało napina się a ciemny wzrok wręcz rzuca gromy. Ściskała w dłoni kij, czując jak spazmy nienawiści toczą się przez jej ciało. Jak ona śmiała? Ta... ta...
- Suka – Liz syknęła
Kyle uniósł w zdumieniu brwi. Przesunął wzrok na punkt, w który wpatrywała się Liz. Na roześmianą blondynkę i wyraźnie flirtującego z nią Aleca. Podrapał się w nos. Już nie bardzo rozumiał jakie są relacje Liz z 494. Najpierw chcą się pozabijać, potem nagle się do siebie uśmiechają, następnie odkleić się od siebie nie mogą, a teraz on podrywał jakąś blondynkę a Liz się wściekała. Co dziwniejsze sama kroku w stronę Aleca nie wykonała.
- Tylko rozmawiają – mruknął
Prychnęła. Najeżyła się cała jak kotka. Nie. To nie była tylko rozmowa. Całe ciało Aleca emanowało ewidentnym... zaproszeniem. Nie powinno jej to dziwić. Odpychała go z całych sił, więc nie mogła mieć za złe, że szuka sobie innej. Tylko dlaczego akurat tej?
- Ona coś kombinuje – pochyliła się nad stołem
- Asha to całkiem fajna...
- Wywłoka – ależ ona się wściekała
- Obłudnica – ktoś syknął
Liz wyprostowała się. Ciemne spojrzenie padło wprost na jasną twarz. Kobaltowe tęczówki ciemniały dziwną urazą. Pełne niepokoju, szybko przechodzącego w gniew. Liz uniosła brew w chłodnym pytaniu i skrzyżowała ramiona. Hotaru zmarszczyła brwi.
- Oskarżasz ją nieustanie. Wściekasz się, że Alec zwraca na nią uwagę? Pft... sama go odrzuciłaś, nie masz prawa...
- Zamknij się H. - ton Liz był ostry i lekceważący
Ignorując wyraźnie blondynkę ze swojego oddziału, ponownie pochyliła się nad stołem. Nie potrzebowała teraz jeszcze kłótni z Hotaru. Wiedziała, że H. nadal traktuje ją jak bliską sobie osobę, może nawet martwiła się o nią, tylko gniew i żal były silniejsze. Teraz cokolwiek Liz by zrobiła i tak w atramentowych tęczówkach odbierane by to było źle.
- Przestań ją obwiniać o śmierć Sway'a – na te słowa Liz wykrzywiła usta w złośliwym uśmieszku – Ona nie ma z tym nic wspólnego. Nie masz prawa za to na niej pomstować.
Brunetka momentalnie się wyprostowała, posyłając 512 mrożące spojrzenie.
- O niczym nie masz pojęcia. Mam większe prawo do obwiniania tej zdziry niż sobie możesz wyobrazić – kij zatrzeszczał w jej dłoniach, jakby miał za chwilę się złamać – I nie mieszaj do tego moich uczuć do Aleca – zgrzytnęła zębami
Obróciła się na pięcie, pozostawiając zdumioną Hotaru. Skierowała się do wyjścia, nie reagując na to, że Kyle idzie tuż za nią. Chyba odczytał wszystkie objawy jej choroby i teraz chciał wyjaśnień. Tylko czy je otrzyma?
* * *
Nawet nie zamknęła za sobą drzwi, wiedząc, że Kyle nie zrezygnował i za chwilę przyjdzie. Zapewne zacznie od pytania co to za mieszkanie i jak to zrobiła, że tak szybko je znalazła. A ona swobodnie odpowie, że to mieszkanie Aleca, co oczywiście tylko go bardziej skołuje. Bał się o nią. Martwił. Przynajmniej on, bo nikt inny najwyraźniej nie. Nawet cienia zainteresowania. Skrzywiła się w furii. No skąd! Przecież mieli lepsze zajęcie! Przecież bardziej interesująca była blond wywłoka niż dziewczyna, z którą nie tak dawno spędziło się noc...
Zaklęła. No i znów jej myśli biegły w kierunku Aleca. Nie umiała ich po prostu powstrzymać. Były pchane przez uczucia, jakich nie umiała kontrolować. Westchnęła. Dlaczego tak bolało? Bolało, że niecałe dwa tygodnie temu opiekował się nią, uśmiechał się, patrzył na nią tym wygłodniałym wzrokiem, wydawało się, ze mu zależy, a teraz nie wiedział, że istniała.
- Liz – niepewny głos Kyle usiłował przykuć jej uwagę
Wskazała na kanapę, by usiadł. Po chwili przyniosła dwie szklanki z mlekiem i usadowiła się obok niego.
- To mieszkanie Aleca. I nim cokolwiek powiesz, wynajmuję je tylko od niego – napiła się białego napoju
Kyle wyszczerzył zęby. Umiała przewidziec pierwsze i podstawowe pytanie, jakie chciał zadać. Teraz powoli nadchodziła pora na trudniejsze pytania.
- Co się dzieje? - zapytał
Ciepłe spojrzenie przesunęło się na nią. Wbijała wzrok w podłogę, kurczowo ściskając szklankę. Przed oczami przebiegały jej wszystkie skrawki problemów w jakich tonęła. Kłótnie z Hotaru, wyrzuty sumienia, koszmar Whita, rozstanie z Aleciem, chęć zabicia Ashy. To po prostu było za wiele, nawet jak na nią. Potrafiła wiele znieść, ale teraz... Nie miała żadnej podpory, za to miała za dużo do stracenia. Wzruszyła tylko ramionami.
O nie. Nic z tego. Nie miał zamiaru dać się tak łatwo zbyć. Chwila spokoju dla niej. Wypił trochę mleka. Nie odrywając od niej wzroku, zapytał spokojnie:
- Chodzi o 494?
Nie drgnęła, tylko zacisnęła powieki. Czy musiał przypominać to, co najbardziej się na niej tego dnia odcisnęło? Nie mógł zacząć od pytania o wyrzuty albo coś? Nie, ją musiała prześladować ta zielonooka słabość. Nieznośna. Drażniąca. Niechciana. Kochana. Ups! Momentalnie otworzyła oczy, uświadamiając sobie oczywisty fakt. Dopiero teraz. Gdy i tak było za późno.
- O niego, prawda? - Kyle dotknął jej ramienia łagodnie – Trafiło cię – lekko się uśmiechnął – I to porządnie.
Uniosła głowę, spoglądając na niego. Ciemne oczy wbiły w niego niepewny wzrok. Na widok przewrotnego błysku w jego oczach, nie mogła powstrzymać uśmiechu. Miał zresztą rację. Trafiło ją. Przytaknęła lekko.
- Ha! Nie sądziłem, że doczekam dnia, w którym niepokonana, zimna, niedostępna Liz wpadnie w sidła miłości – roześmiał się – Ale Budda nagrodził mnie!
- Oh, zamknij się – przewróciła oczami
Wyszczerzył zęby i przechylił szklankę z mlekiem, wypijając biały płyn do końca. Jeszcze przez chwilę uśmiechnięta Liz, ponownie spochmutniała.
- Więc – odstawił puste naczynie – Skoro coś do niego czujesz, czemu mu nie powiesz?
- Jasssne. Hej 494, wiesz co? Chyba się w tobie zakochałam – zakpiła sama z siebie
- Hmmm. Przy takim wyznaniu powinnaś raczej powiedzieć „hej Alec” - Kyle powiedział udawanym poważnym tonem, na który Liz się skrzywiła – Poza tym wydaje mi się, że ona sam taki obojętny nie jest.
Zmarszczyła brwi niby w złości. Tylko na kogo? Na niego czy na Aleca?
- On nie jest obojętny na jakąkolwiek dziewczynę – mruknęła
- Daj spokój! Chyba nie sądzisz, że ta Asha... - Kyle uniósł brwi w zdumieniu – To niewinne maleństwo na pewno go nawet nie zain...
- Zdradziecka suka a nie niewinne maleństwo – warknęła Liz
Oho. To było poważniejsze, niż sądził. W dodatku miał nieodparte wrażenie, że nia ma tu tylko na myśli zazdrości o 494. Musiało być coś więcej.
- Dlaczego zdradziecka? - Liz nie odpowiedziała, tylko utkwiła wzrok w podłodze – Liz? Co z nią jest nie tak?
Zaczynał się poważnie martwić. Jeśli Liz mówiła, że coś się działo, wierzył jej. Jeżeli sądziła, że Asha coś ukrywa, też wierzył. Ale wolał wiedzieć o co dokładnie chodziło.
Przed oczami dziewczyny przesuwały obrazy. Jak poznała Ashę, a potem jak ta ją wrobiła. Zdradziła. Ich wszystkich. W głowie nakreślił się obraz zimnych oczu Whita. W uszach dudnił jego głos. Każdy element tej piekielnej układanki przepływał teraz przez nią, pozostawiając niemą rozpacz.
- Ona pracuje dla Whita – wymamrotała
Cisza. Kyle aż otworzył usta ze zdumienia. Analizował uważnie co powiedziała. I nagle do niego dotarło. Zdrajczyni.
- I ona jeszcze żyje? - w jego głosie było więcej szoku niż gniewu – Nie zabiłaś jej?
Poderwał się z miejsca. Wiedziała, że teraz targa nim tylko chęć, by dopaść tę blondynkę i wyrwać z niej życie.
Słabła. Wmieszała dłonie we własne włosy i zaczęła coś mamrotać. Kyle zatrzymał się, patrząc na nią uważnie. Coś było nie tak. Przerażenie na chwilę go sparaliżowało. Widzieć swojego dowódcę w takim stanie. Niemal załamania. Podszedł.
- Liz? - kucnął przed nią – Liz?
- Ja też dla niego pracuję – wymamrotała
Wspomnienie krwi Sway'a na jej dłoniach nie dawało spokoju. Miała ochotę wrzeszczeć, że już nie chce. Że dość. Że chce umrzeć.
- Spokojnie – głos 538 by łagodny – Wyjaśnij mi wszystko.