Harder to breathe
Moderators: Olka, Hotaru, Hotori, Hypatia
Harder to breathe
i stary banerek HTB
Tytuł: „Harder to breathe”
kategoria: polar z elementami M/L, Mi/I i wzmianki o Mi/Ma
Ostrzeżenie: pojawią się sceny NC-17 (niepełnoletni pozwolenie od rodziców)
NA: Tak bardzo utkwiły mi w głowie słowa piosenki „Harder to breathe”, że aż musiałam napisać opowiadanie. Na waszym miejscu jednak nie zakładałabym z góry, że wszystko wiecie. Ten ff jest raczej całkowicie inny od wszelkich polarków jakie pisałam. Będzie miał osiem części. Nie mniej, nie więcej. Do napisania pozostała mi tylko ostatnia, ósma część, więc z uaktualnieniami nie będzie problemów.
Opis: Wszystko dzieje się w pierwszej serii. Michael i Maria nie są razem. Mówiąc dobitniej, Michael ma gdzieś Marię, zbyt go drażni. Odcinek „Tess, lies & videotape”. Liz widzi Maxa i Tess całujących się w deszczu i nie wytrzymuje. Postanawia swój żal i ból utopić w alkoholu. W jakimś podrzędnym barze spotyka Michaela..
1.
Łyk za łykiem. Już nawet nie reagowała na to, że tak piekielnie paliło gardło. Przy pierwszym kieliszku myślała, że zacznie zionąć ogniem. Potem było już łatwiej. Dużo łatwiej. Wszystko łagodniało, a pozostawał tylko ten pikantny posmak. Powoli myśli też zaczynały odpływać. Myśli o niej. O nim. O nich. Przechyliła gwałtownie kieliszek, wlewając w siebie kolejną porcję ognistej wody. Wizja całujących się w deszczu rozpływała się przyjemnie, pozostawiając w jej umyśle tylko odgłos kropel deszczu uderzających o szyby. Potrząsnęła głową, całkowicie wyrzucając wspomnienie z głowy. Jeszcze kilka godzin temu zapewniał ją o swoim uczuciu, całował ją. A potem w ułamku sekundy tulił w swoich ramionach tę blond wywłokę. Tak, wywłokę. Miała ochotę wykrzyczeć całemu światu jaką to zdzirą była niejaka Tess Harding. Zdzirą, która kradła chłopaków innym dziewczynom.
A Max na to pozwalał. Tak łatwo wpadał w jej sidła i niby bezbronny, poddawał się jej urokowi. O tak, urok to ona miała. Była śliczna, prawie idealna. Anielska. Złote loczki okalające twarz i dodające jej niewinności. Słodka buzia, z jasnym uśmiechem i tymi piekielnymi rumieńcami. Idealna alabastrowa skóra bez najmniejszej skazy. Wyglądała jak księżniczka, pełna uroku i naturalności. A jednocześnie było w niej to niebezpieczeństwo, które mężczyźni tak bardzo zdawali się lubić. Stalowe oczy wypełnione obietnicą i chłodem. Przewrotny uśmiech, zostawiający niedopowiedzenie. Tess Harding była wszystkim czym ona nie była. Była marzeniem każdego mężczyzny, podczas gdy ona, Elizabeth Parker stanowiła jedynie dziecinną dziewczynę z sąsiedztwa. W dodatku dziewicę. Liz prychnęła z rozbawieniem.
Zawsze uważała, że warto czekać, warto zrobić to z tym jedynym chłopakiem. Najwyraźniej myliła się. Sądziła, że Max poczeka, że doceni jej poświęcenie i będzie kochał ją za to, że chciała by był jej pierwszym, jej jedynym. Ale bała się. Nie mówiła mu tego nigdy, ale bała się by nie zaszło to za szybko. Myślała, że jeśli ją kocha, to zrozumie. Ale Max chyba miał dość czekania. Wolał pozostawić Liz z jej „skarbem”. Chciał kobiety... Prawdziwej kobiety, nie niepozornej nastolatki. Typowe. Jak każdy chłopak, chciał wreszcie stać się mężczyzną, a najwyraźniej znudziło mu się czekanie. Zresztą, po co miałby czekać na kogoś takiego jak ona, gdy na wyciągnięcie ręki miał Tess. Idealną, piękną, kobiecą Tess, której pragnęli wszyscy. A jej nie chciał nikt. Oprócz Kyla, zapewne żadnemu chłopakowi nie przyszło nawet do głowy, że Liz Parker może byc kobietą, że można na nią patrzeć jak na kobietę. Cholera! A ona chciała być pożądana. Chociaż jeden raz chciała się poczuć jak prawdziwa kobieta. Raz.
- Parker? - czyjś zimny głos przebił się przez szum w jej głowie
Obróciła głowę, a ciemne tęczówki rozbłysły setkami iskier na widok stojącego obok Michaela. Przyglądał jej się ze zdumieniem. Co najmniej jakby wyrosły jej antenki na głowie. No tak, przecież prędzej spodziewałby się końca świata niż spotkania niewinnej Lizzie Parker w barze. W dodatku pijącej alkohol.
- Hej Michael – mruknęła niezbyt przyjaźnie, ale wyszczerzyła zęby
Mina Michaela była warta tego uśmiechu. Jego nigdy nic nie szokowało. A teraz... Była niemalże dumna sama z siebie, że to ona doprowadziła go do takiego stanu. Ha! Czyli jednak potrafiła zaskakiwać. Sięgnęła po kolejny kieliszek. Była i tak wstawiona, więc co za różnica czy wypije jeszcze trochę. Jeszcze dużo. Aż wszystkie wspomnienia ulecą. Aż uniesie się wysoko i nigdy nie wróci.
- Co tu robisz?
Michael usiadł na stołku obok, przyglądając się jej. Zero gniewu czy zdziwienia. Raczej zaciekawienie. No proszę, coś jednak potrafiło go zaintrygować. Przynajmniej nie usiłował jej stąd zabrać. A wszyscy, którzy ją znali na pewno od razu kazaliby jej przestać i zadzwonili po Maxa. Przecież coś złego musiało się dziać, skoro idealna Lizzie upijała się w jakimś podrzędnym barze.
- Upijam się – powiedziała i przechyliła kieliszek
Drobna strużka spłynęła z kącika jej ust po brodzie. Po chwili jej język wysunął się i zachłannie zlizał ścieżkę alkoholu. Był za cenny by go tak bezsenswonie rozlewać.
Michael uniósł brew do góry w wyraźnym zdumieniu. Jego spojrzenie łapczywie chwytało ruch różowego języczka. Ledwo powstrzymał chęć posmakowania go w swoich ustach. Wciąż zastanawiało go, co tutaj robiła. Czy nie powinna przypadkiem o tej porze siedzieć w domku i odrabiac lekcji, albo wpatrywać się w te ciemne oczy Maxa i wyznawać mu swoją dozgonną miłość? Cokolwiek robiła zwykle o tej porze. Ale raczej nie powinna siedzieć tutaj, w barze i na pewno nie powinna pić. Nawet nie wiedział, że Liz Parker wie jak smakuje alkohol. Takie połączenie brzmiało wręcz absurdalnie. Ale odciągać jej od tego nie miał zamiaru. Jej życie, jej organizm, jej głupota. Chciała się upić, proszę bardzo. Wzruszył ramionami i wstał.
- Czy jestem ładna? - jej głos zatrzymał go w pół kroku
Spojrzał na nią jak na wariatkę. Wlepiała w niego te swoje pirytowe oczęta z istną nadzieją. Pytała na poważnie.
- Co to za pytanie Parker? - zapytał z niesmakiem
- Normalne. Czy uważasz, że jestem ładna?
Prawie prychnął. Pochylił się nad nią. Jego twarz była zaledwie kilka milimetrów od niej. Wbijał wzrok w jej oczy, wiedząc, że nie wytrzyma tej bitwy spojrzeń o dominację. Po kilku sekundach Liz zamrugała niepewnie i spuściła wzrok. Lewy kącik jego ust uniósł się w tryumfalnym uśmieszku. Przysunął się jeszcze bliżej. Ciepły oddech odbijał się od jej ust.
- Uważam, że jesteś całkiem... - koniuszek jego języka wysunął się i musnął jej górną wargę, zlizując pikantny posmak alkoholu - ...smakowita.
Całe jej ciało napięło się. Nie mogła nad tym zapanować, ale powieki momentalnie przymknęły się, a usta rozchyliły. Zachichotał i odsunął się. Usiadł ponownie na stołku obok, tym razem z całkowitą swobodą. Sięgnął po garść orzeszków stojących na ladzie i połknął je wszystkie na raz. A ona wpatrywała się w niego, nie wiedząc co powiedzieć ani jak zareagować. Jedyne wyjście... Sięgnęła po kolejną dawkę alkoholu, jednym łykiem wlewając go w siebie.
- Więc Parker... - ton Michaela był raczej lekceważący i wypełniony kpiną – Cóż takiego stało się w twoim idealnym życiu, że postanowiłaś się zalać? Max zapomniał ci wyznać swoją dozgonną miłość i popadasz w traumę?
- Max pewnie pieprzy się teraz z tą wywłoką – odpowiedziała od razu, nawet nie orientując się, że mówi to na głos
Śmiech. Michael się śmiał. Chyba rozbawiła go jej reakcja. Liz zawsze uważała na słowa, a już tym bardziej jeśli wypowiadała sie na temat Maxa. Teraz jednak gniew aż w niej syczał.
- No proszę. A nie sądziłem, że cokolwiek może wyprowadzić cię z równowagi.
Bawiło go to. Mała Lizzie Parker upijała się, bo jej chłopak dupek ją zdradzał. Tak, był przyjacielem Maxa, ale nie oznaczało to, że musi się z nim we wszystkim zgadzać i we wszystkim go popierać. Był przeciwny wtajemniczaniu Liz Parker, a tym bardziej drażniła go ta cała gierka jaką oboje toczyli. Krążyli wokół siebie i bali się do siebie zbliżyć. Kiedy kilka tygodni temu wpadli w amok i nie mogli się od siebie oderwać, już myślał, że znormalnieli. Ale oczywiście Max nie wykonał ostatniego kroku. Bo przecież jakżeby śmiał tknąć swoją księżniczkę w nieodpowiedni sposób. Traktował ją jak najdelikatniejszą porcelanę, która od byle podmuchu może się stłuc. A dla niego Liz była zwykła dziewczyną, z krwi i kości. I ona chyba też zaczęła to odczuwać.
- Więc Max postanowił wreszcie prawidłowo posłużyć się swoim...
- Zamknij się. - warknęła Liz
Ją ciągle drażniło myślenie o tym, że jej Max był teraz z tą blondyną. Jej Max... Pewnie już nie jej. Teraz cały należał do Tess. Liz nigdy nie miała go w ten sposób. I już nigdy nie będzie miała.
- Nie martw się – Michael wstał, znudzony już tą rozmową – Przeleci ją i wróci do ciebie na kolanach. A ty jak zwykle mu wybaczysz i kto wie... może ciebie też zdefloruje w ramach rekompensaty.
Nie wykonał nawet kroku a runął na ziemię jak długi. Liz nie wytrzymała i po prostu podcięła mu nogi w akcie furii. Chciała go kopnąć, ale uznała, że to nie byłoby wystarczająco bolesne. Michael obrócił się na plecy, unosząc ciało do siadu. Zimne spojrzenie wbił w stojącą nad nim drobną postać. Jak śmiała? Już miał coś mruknąć, sprawić żeby pojawiły się łzy w jej oczach, ale odebrało mu mowę, gdy zaczęła się śmiać. Nie mogła tego opanować. Wpływ alkoholu był już za silny, by powstrzymała perełki rozbawienia wypadające z jej ust. A może to po prostu widok Michaela Guerina rozciągniętego na brudnej posadzce baru, tak ją rozweselił.
- Chyba właśnie zdeflorowałeś podłogę – wciąż się śmiała
Utkwił w niej wzrok. Tak ją to bawiło? Tak bardzo chciała nie myśleć o Maxie spędzającym czas w ramionach innej dziewczyny? A może tak bardzo ją bolało, że ona nie miała w czyich ramionach spędzić tej nocy?
- Aah! - krzyknęła, kiedy chwycił ją za nogę
Od razu straciła równowagę. Drobne ciało zachwiało się, aż poleciała w dół, lądując tuż obok niego. Na chwilę śmiech ustał, kiedy usiłowała złapać oddech i nie skupiać się na obolałych plecach.
Po chwili jednak znów zaczęła się śmiać. To już było typowe działanie alkoholu. Śmiech bez powodu. A Michael spoglądał na nią ze zdumnieniem. Kiedy powoli się opanowywała, a jej oczy przesunęły spojrzenie na niego, przyszła mu do głowy inna myśl. Początkowo chciał wstać i odejść, zostawiając ją tutaj z jej przyjacielem – kieliszkiem. Jednak ciemne oczy wypełnione iskrami, rozchylone wilgotne usta, nieznacznie podsunięta do góry bluzka odsłaniająca brzuch, wywołały przeciwną reakcję.
Momentalnie przekręcił się, pochylając się nad nią. Przestała sie śmiać, a oddech stał się płytki i urywany. Nie mogła skupić myśli, ale doskonale wiedziała, co krąży po jego głowie. Ta myśl... obezwładniała ją. Jęknęła cicho, czując ciepłe palce przesuwające się powoli po jej brzuchu. Przyjemny dreszcz przebiegł po koniuszkach jej nerwów, powodując skok temperatury jej ciała. Zaczynało robić się gorąco. Za gorąco. Jego usta były tak blisko. Zaledwie milimetry od jej. Usiłowała skoncentrować się na czymś innym niż jego niesamowity zapach, niż napór jego ciała.
- Zdeflorowałeś podłogę... - szepnęła, unosząc kąciki ust w rozbawieniu
- A jeśli to samo zrobię z tobą? - nęcący ton osłabił jej ciało
Jego dłoń przesunęła się, podsuwając bluzkę jeszcze wyżej. Sprawiał, że nie mogła myśleć racjonalnie, że wszystko wirowało, a ciało wypełniało się przyjemnym pragnienem. Odchyliła głowę nieco do tyłu.
- Nie odważysz się – mruknęła, patrząc wprost w jego oczy
- Czyżby?
c.d.n.
Czy to jakieś kompleksy z tymi tytułami?
התשׂכח אשׂה עולה מרחם בן בטנה גם אלה תשׂכחנה ואנכי לא אשׂכחך
הן על כפים חקתיך
comprendo.info - co autor miał na myśli - interpretacje piosenek
הן על כפים חקתיך
comprendo.info - co autor miał na myśli - interpretacje piosenek
I co? Będą się deflorować na podłodze baru?
Hearder to breathe - ja myślę, że to poprostu wpływ piosenki, nie kompleksy
Cieszę się na Polarek Mam nadzieję, że będzie częściej aktualizowany, niż Elementy Nawet bardziej mi się podoba - od razu akcja I to jaka akcja Liz potrafi być naprawdę zabawna jak się upije
Kto robił bannerek? Ty czy znowu Onarek? Tak z ciekawości Ładny.
Hearder to breathe - ja myślę, że to poprostu wpływ piosenki, nie kompleksy
Cieszę się na Polarek Mam nadzieję, że będzie częściej aktualizowany, niż Elementy Nawet bardziej mi się podoba - od razu akcja I to jaka akcja Liz potrafi być naprawdę zabawna jak się upije
Kto robił bannerek? Ty czy znowu Onarek? Tak z ciekawości Ładny.
"Wszyscy leżymy w rynsztoku,
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
z tematu 'Serce znajdzie droge':
piter wrote:bardzo ciekawe (nie czytalem, ale _liz ma ladna ksywke), szkoda tylko, ze tytul nie jest bardziej cool... na przyklad "Heart will find a way" albo "A way heart find will" (to cos a'la masta Yoda)
a to z aktualnego:{o} wrote:Jego podteksty to plagiat. prawda jest taka, że sam nic nie umie wymyśleć.
to tak gwoli ustalenia ktory z nas ucieka sie do plagiatu..{o} wrote:Czy to jakieś kompleksy z tymi tytułami?
dzien dobry. jestem piter i wszystkich lubie.
Powiem tak Tess Harding była wszystkim czym ona nie była., to zabrzmiało jak Liz jest drugim ja Isabel.
Po drugie ten Michael to nie Michael, naprawdę starałam się go wyobrazić z takim zachowaniem, ale nic z tego, a na pewno nie tak szybko . On mi bardziej przypomina Aleca i nie chodzi o to, że już się do niego przyzwyczaiłam. Czytając to przypominałam sobie odcinki Roswell i nic. Ciekawe kiedy _liz pisała tego ff... .
Po drugie ten Michael to nie Michael, naprawdę starałam się go wyobrazić z takim zachowaniem, ale nic z tego, a na pewno nie tak szybko . On mi bardziej przypomina Aleca i nie chodzi o to, że już się do niego przyzwyczaiłam. Czytając to przypominałam sobie odcinki Roswell i nic. Ciekawe kiedy _liz pisała tego ff... .
Czytaj między wierszami...
A co mam robić, skoro twój post nie wystarczył do powstrzymania tej patologii? A że moje są bardziej znaczące to może tym razem się uda...
Dobrze wiem, co teraz pomyślisz
Dobrze wiem, co teraz pomyślisz
התשׂכח אשׂה עולה מרחם בן בטנה גם אלה תשׂכחנה ואנכי לא אשׂכחך
הן על כפים חקתיך
comprendo.info - co autor miał na myśli - interpretacje piosenek
הן על כפים חקתיך
comprendo.info - co autor miał na myśli - interpretacje piosenek
Tytuł to nie kompleksy. A w każdym bądź razie, żadne, o których mam pojęcie. Chyba, że to moja złośliwa druga diaboliczna osobowość każe mi stosować takie tytuły, a ja się tylko bezczelnie tłumaczę, że to z piosenki Upierać się jednak będę, że w tym wypadku jest to po prostu cytat z piosenki "Harder to breathe".
H. chcesz zrobić konkursik na polski tytuł? Proszę bardzo. Nie mam nic przeciwko, mogę się nawet zgodzić na zmianę tego tytułu na polski, jeśli ktoś wymyśli coś sensownego i pasującego do opowiadania ('Trudniej oddychać' odrzucam z góry zprostego powodu - nie podoba mi się).
piter zapomniałeś dodać 'kochamy pitera w zielonych rajtuzach' poza tym kto by nie "kochał" maskotki tego forum...
nowa - ten banerek akurat zrobiłam ja, ale Onarek też kilka wykonała i jak wróci, to zapewne się nimi pochwali (jak zawsze); polarek ten miał być zamieszczony początkowo na Komnacie, ale niestety ta nie działa już prawie tydzień, więc trafił tutaj; aktualizacje mogą być bardzo częste, bo opowiadanie jest już całe napisane
aras - czy tobie teraz zawsze będzie się wydawało, że Michael to nie Michael tylko Alec no rozumiem, że pewne podobieństwo może być, ale na pewno nie w tym wypadku. Alec z pewnością taki by nie był. Określiłabym go jako bardziej subtelnego i pogodnego. Twierdzę, że ten Michael jest jak najbadziej michaelowaty. Hmm... a twoim zdaniem jaki niby byłby prawdziwy Michael?
H. chcesz zrobić konkursik na polski tytuł? Proszę bardzo. Nie mam nic przeciwko, mogę się nawet zgodzić na zmianę tego tytułu na polski, jeśli ktoś wymyśli coś sensownego i pasującego do opowiadania ('Trudniej oddychać' odrzucam z góry zprostego powodu - nie podoba mi się).
piter zapomniałeś dodać 'kochamy pitera w zielonych rajtuzach' poza tym kto by nie "kochał" maskotki tego forum...
nowa - ten banerek akurat zrobiłam ja, ale Onarek też kilka wykonała i jak wróci, to zapewne się nimi pochwali (jak zawsze); polarek ten miał być zamieszczony początkowo na Komnacie, ale niestety ta nie działa już prawie tydzień, więc trafił tutaj; aktualizacje mogą być bardzo częste, bo opowiadanie jest już całe napisane
aras - czy tobie teraz zawsze będzie się wydawało, że Michael to nie Michael tylko Alec no rozumiem, że pewne podobieństwo może być, ale na pewno nie w tym wypadku. Alec z pewnością taki by nie był. Określiłabym go jako bardziej subtelnego i pogodnego. Twierdzę, że ten Michael jest jak najbadziej michaelowaty. Hmm... a twoim zdaniem jaki niby byłby prawdziwy Michael?
Wróciłam Z dziwnym humorem i jakoś nic mi się nie chce... Nawet jeśc Pozostaję przy owocach jeśli już ktoś zaczyna mnie denerwowac
Co to ja Ci napisałam Marq jak czytałam ten ff po raz pierwszy? Aaa, że z czasem robisz się bardziej odwżna i stanowcza... Podoba mi się sam pomysł na ten ff. Tytuł też mi się podoba. Jakoś nie ma to dla mnie różnicy czy jest on po polsq czy po angielsq chociaż z miłą chęcią zobaczyłabym fr
Tęskno mi było za jakimś polarkiem i chociaż ten będzie krótki to i tak się cieszę.
Michael jest dla mnie 'michaelowaty' Taki jaki powinien byc A Liz... No cóż też jest tą skromną, zagubioną, wiecznie obwiniająca się o wszystko co dotyczy Maxa dziewczyną... Nawet mimo wszystko go kocha ech
No tak zrobiłam parę banerków tak sobie dla zabawy oto one:
bannerek nr 1
Is there anyone out there?
ten lubię najbardziej heh
Co to ja Ci napisałam Marq jak czytałam ten ff po raz pierwszy? Aaa, że z czasem robisz się bardziej odwżna i stanowcza... Podoba mi się sam pomysł na ten ff. Tytuł też mi się podoba. Jakoś nie ma to dla mnie różnicy czy jest on po polsq czy po angielsq chociaż z miłą chęcią zobaczyłabym fr
Tęskno mi było za jakimś polarkiem i chociaż ten będzie krótki to i tak się cieszę.
Michael jest dla mnie 'michaelowaty' Taki jaki powinien byc A Liz... No cóż też jest tą skromną, zagubioną, wiecznie obwiniająca się o wszystko co dotyczy Maxa dziewczyną... Nawet mimo wszystko go kocha ech
No tak zrobiłam parę banerków tak sobie dla zabawy oto one:
bannerek nr 1
Is there anyone out there?
ten lubię najbardziej heh
Co wy macie z tym tytułem, mi się tam podoba, bo lubię tą piosenkę
Michael jak dla mnie jest normalny. No może przypomina trochę Aleca, ale on już tak od zawsze i przynajmniej w moim przypadku nie jest to spowodowane dużą ilością przeczytanych x-tremerków
O tak, urok to ona miała. Była śliczna, prawie idealna. Anielska. Złote loczki okalające twarz i dodające jej niewinności. Słodka buzia, z jasnym uśmiechem i tymi piekielnymi rumieńcami. Idealna alabastrowa skóra bez najmniejszej skazy. Wyglądała jak księżniczka, pełna uroku i naturalności. A jednocześnie było w niej to niebezpieczeństwo, które mężczyźni tak bardzo zdawali się lubić. Stalowe oczy wypełnione obietnicą i chłodem. Przewrotny uśmiech, zostawiający niedopowiedzenie. Tess Harding była wszystkim czym ona nie była. Była marzeniem każdego mężczyzny
Yyyyy... to napewno o Tess jest?? Jeżeli tak, to widać, że Liz ma nie małe kompleksy aż mi dziewczyny szkoda No kto jak kto, ale Tess marzeniem każdego mężczyzny ??
Onarek świetne bannerki. Ostatni najładniejszy
Michael jak dla mnie jest normalny. No może przypomina trochę Aleca, ale on już tak od zawsze i przynajmniej w moim przypadku nie jest to spowodowane dużą ilością przeczytanych x-tremerków
O tak, urok to ona miała. Była śliczna, prawie idealna. Anielska. Złote loczki okalające twarz i dodające jej niewinności. Słodka buzia, z jasnym uśmiechem i tymi piekielnymi rumieńcami. Idealna alabastrowa skóra bez najmniejszej skazy. Wyglądała jak księżniczka, pełna uroku i naturalności. A jednocześnie było w niej to niebezpieczeństwo, które mężczyźni tak bardzo zdawali się lubić. Stalowe oczy wypełnione obietnicą i chłodem. Przewrotny uśmiech, zostawiający niedopowiedzenie. Tess Harding była wszystkim czym ona nie była. Była marzeniem każdego mężczyzny
Yyyyy... to napewno o Tess jest?? Jeżeli tak, to widać, że Liz ma nie małe kompleksy aż mi dziewczyny szkoda No kto jak kto, ale Tess marzeniem każdego mężczyzny ??
piter zapomniałeś dodać 'kochamy pitera w zielonych rajtuzach' poza tym kto by nie "kochał" maskotki tego forum...
Onarek świetne bannerki. Ostatni najładniejszy
piter wrote:ujme to tak: gdyby tylko ktoras z nich dostala admina, to Forum natychmiast by zmienilo nazwe na 'kochamy pitera'
Hehehe Taaa maskotka w sumie to takie odpowiedzialne stanowisko co? Rozbawi gdy jest smutno... zabawi... Mi jest smutno Raczej dziwnie Człowieczku w zielonych rajtuzach chciałabym zamówic taniec przy 'TEJ' rurze Heh myślę, że to by mnie ubawiło_liz wrote:piter zapomniałeś dodać 'kochamy pitera w zielonych rajtuzach' poza tym kto by nie "kochał" maskotki tego forum...
MArq gdzie nowa częśc
zapowiada sie... hm... interesująco też tęskniłam za jakimś polarkiem, wszędzie mi przed oczami tylko x-tremery się pojawiają choć nie mam nic przeciwko nim
Liz pijana... Michael... Sama nie wiem jak go określić, dla mnie nie jest ani 'alecowaty', ani zbytnio 'michaelowaty' ale chyba o to chodzi, by postacie w ff nie były 100% takie jak w serialu.
Bannerek świetny, Twoje Onarku też choć mi sie najbardziej podoba nr 1.
Liz pijana... Michael... Sama nie wiem jak go określić, dla mnie nie jest ani 'alecowaty', ani zbytnio 'michaelowaty' ale chyba o to chodzi, by postacie w ff nie były 100% takie jak w serialu.
Bannerek świetny, Twoje Onarku też choć mi sie najbardziej podoba nr 1.
Last edited by Onika on Wed Feb 23, 2005 7:12 pm, edited 1 time in total.
Proszę bardzo, na prośbę Marka_1, czyli Onarka kolejna część
2.
- Zdeflorowałeś podłogę... - szepnęła, unosząc kąciki ust w rozbawieniu
- A jeśli to samo zrobię z tobą? - nęcący ton osłabił jej ciało
Jego dłoń przesunęła się, podsuwając bluzkę jeszcze wyżej. Sprawiał, że nie mogła myśleć racjonalnie, że wszystko wirowało, a ciało wypełniało się przyjemnym pragnienem. Odchyliła głowę nieco do tyłu.
- Nie odważysz się – mruknęła, patrząc wprost w jego oczy
- Czyżby?
Delikatnie musnął jej usta, szukając pozwolenia. Rozchyliła je, nie podejrzewając, że tak gwałtownie zareaguje. Zachłanny język wsunął się pomiędzy jej wargi, nurkując głęboko i oczekując odpowiedzi. Dech zatrzymał się w płucach, rozgrzewając całe ciało i odbierając zmysły. Odpowiadała równie namiętnie, jakby w smaku jego ust miała odnaleźć potrzebny tlen. I nie chciała przestać. Nawet świadomość, że kilku wstawionych klientów baru przygląda się im z niemym zdumieniem, nie pomagała sie opanować. Kiedy już całkiem zabrakło tlenu, przerwał pocałunek, pozwalając jej oddechowi zregenerować się.
Wstał i wyciągnął dłoń w jej stronę. Bez większego wysiłku podniosła się, lądując na rozmiękczonych nogach. Trzymając ją za rękę, skierował sie do wyjścia. Adrenalina gwałtownie podskoczyła. On nie żartował. Był w stanie dać jej tę noc bez jakichkolwiek skrupułów. Bez myśli o Maxie czy nawet o niej samej. Krew tętniła w jej żyłach, wybijając dźwięk jego imienia. Myśli zaczęły krązyć niczym obłąkane. Myśli o tym jak niesamowicie smakował, jak przyjemnie było czuć jego ciało na sobie, jak hipnotyzujący był jego dotyk. Chciała znów zatonąć w tej barwnej otchłani pocałunku. Władczego. Silnego. Jakiego wcześniej nie miała szansy poznać. Z Maxem zawsze były słodkie i lekki całusy, czasami coś głebszego, ale nigdy tak... intensywnego. Przy nim czuła się księżniczką na piedestale, kruchą i bezbronną.
Michael był całkowitym przeciwieństwem. Zatrzymał jej oddech, roztopił wszelkie mechanizmy kontrolne, zmiękczył ciało, pozostawił łaknienie o więcej. Dużo więcej niż jeden pocałunek. Mętne myśli snuły w umyśle wizję słodkiej rozkoszy jakiej miała szansę skosztować. Jakiej chciała skosztować za wszelką cenę. A może to tylko zgubny wpływ alkoholu, który zniszczył jakiekolwiek bariery moralne. Cokolwiek było powodem, chwytała to z wszystkich sił, by chociaż przez kilka chwil poczuć to czego nie miała szansy jeszcze nigdy poznać. I czego Max zapewne nie dałby jej nigdy odczuć. Max. Zmarszczyła brwi, przypominając sobie, że to wszystko przez niego. Max, który jej nie chciał. Max, który ją oszukiwał. Max, który wolał Tess. Gniew tylko podsycił pragnienie. Zatrzymała Michaela, ściskajac moniej jego dłoń. Kiedy rozchylił usta, by zapytać co się stało, zamknęła je kolejnym pocałunkiem. Pełnym obietnicy. Kuszącym. Jej wargi zdawały się tańczyć w nieokiełznanym rytmie, wciągając go w te piruety języków i dotknięcia spragnionych ust, na przemian delikatne i ostre. Przysunął ją bliżej, przyciskając drobne ciało do siebie. Smakowała nieziemsko. Połączenie czekolady i alkoholu. Słodko-ostry posmak, który pobudzał zmysły i prowadził myśli tylko w jednym kierunku. Zasmakować jej całej, poczuć jej ciało pod sobą, wijące się i błagające o więcej.
* * *
Zachichotała, kiedy udało jej się już wdrapać na samą górę. Ledwo utrzymując się na nogach, obróciła się i przechyliła przez murek, spoglądając na niego. Po dwóch sekundach Michaelowi udało się wejść na balkon. Wszedłby szybciej, gdyby jego wzrok nie był skupiony na jej rozbawionej twarzy. Stanął na zimnej posadzce, wpatrując się w nią. Patrzyła na niego z dziwną fascynacją i niecierpliwością. Tak, zdecydowanie z niecierpliwością. Czekając niespokojnie na to, co miało nastąpić. Nie śmiała wykonać pierwszego ruchu, chociaż wszystko w niej wydzierało się w jego stronę. By znów zatonąć w jego ramionach. Znów poczuć to silne ciało przy sobie. Dać się ponieść burzy szalejącej w jej żyłach i nie czuć nic innego prócz niego.
- Rodzice są w Santa Fe – wymamrotała podchodząc bliżej
Kąciki jego ust uniosły się w leniwym uśmieszku. Krok w jej stronę. Nie cofnęła się. Tylko nerwowo zwilżyła językiem wargi, wywołując jego mruknięcie.
Pochylił się, poraz kolejny tego wieczoru spajając ich usta razem. Wsunęła drżące dłonie na jego ramiona, chcac się przysunąć jeszcze bliżej. Tak blisko, by zatrzeć granicę pomiędzy nimi. Ręce Michaela wędrowały powoli po jej plecach i niżej, zaciskając się na jej biodrach. Nie przerywając pocałunku, zaczęli się przesuwać w stronę jej pokoju. Wygłodniałe usta Michaela znaczyły wiglotną ścieżkę na jej szyi, przygryzając delikatną skórę, jakby chciał ja oznaczyć. Jego. Tylko jego. Wiedział doskonale, że znienawidzi go za to, że należała do Maxa. On o tym wiedział i ona też. Ale w tej chwili się to kompletnie nie liczyło. Gdyby tego nie chciała, mogła po prostu powiedzieć „nie”. Tymczasem z jej ust wydobywały się przyjemne mruknięcia, a głowa sama odchylała się do tyłu, ułatwiając mu dostęp. Gdy jej plecy uderzyły o okno, jęknęła. Szybko jednak cichy odgłos bólu przeszedł w śmiech. Niechętnie oderwał się od jej szyi i uniósł głowę. Miodowe spojrzenie ślizgało się po jej twarzy, a ona wciąz się śmiała. Jakby nie traktowała tego poważnie. Jakby nie rozumiała tak naprawdę tego, co za chwilę może nastąpić.
- Liz...
Jej imię. Nie Parker, tylko Liz. Uśmiechnęła się i przesunęła swoje usta po jego szyi, delikatnie skubiąc i mamrocząc coś jednocześnie. Kiedy dotarła do jego ucha, język wysunął się i musnął płatek zaczepnie. Mruknęła niczym kotka, gdy ciepła dłoń wsunęła się pod jej bluzkę. Elektryzujący dotyk.
Odsunęła się powoli i odwróciła. Kilka sekund mocowała się z oknem, aż wreszcie udało jej się je otworzyć. Ponownie się wyprostowując i obracając w jego stronę, wyciągnęła dłoń w jego kierunku. Ale stał w bezruchu, uważnie jej się przyglądając.
- Wiesz, że robisz to tylko, by odegrać się na Maxie?
Jego głos uderzał o wnętrze jej czaszki. Jednak nie pozwoliła, by cokolwiek z tego tak naprawdę do niej dotarło. Chrzanić Maxa – to była jedyna myśl przewodnia na tę noc. Nie. Była jeszcze jedna myśl. Przerażająca i upajająca jednocześnie. Chwyciła jego koszulkę, mocno go do siebie przyciągając.
- Zamknij się – jej usta wymusiły gorący pocałunek
Nie miał pojęcia jakim cudem im się to udało, ale nie odwrywając się ani na chwile od siebie, wsunęli się przez okno do ciemnego pokoju.
Jej ciało przyjemnie kołysało się w jego ramionach, ocierając się i nęcąc. Spragnione dotyku jej skóry dłonie podsuwały fioletową bluzkę do góry, odsłaniając kolejne skrawki niewinnego ciała. Idealnego, kształtnego ciałka, które topniało w jego ramionach. Wyślizgnęła się, jakby nagle oprzytomniała. Ale wystarczyło jedno spojrzenie w jej roziskrzone oczy i wiedział, że nie ocknęła się z namiętnego uroku. Po prostu zamknęła okno i zasunęła roletę. No tak, Max miewał różne pomysły, a wpadanie do niej o różnych porach dnia i nocy należało do tych najczęstszych. Półmrok. Widział tylko zarys jej sylwetki, która zbliżała sie do niego cichutko. Jakby czaiła się, obmyślała plan. Po chwili drobne dłonie zaczęły przesuwać się niecierpliwie po jego klatce piersiowej. Niezdarnie usiłowała podciągnąć jego koszulkę do góry, zaklinając cicho, gdy nie mogła sobie poradzić. Pomógł jej, płynnym ruchem zdejmując drażniący ją materiał. Momentalnie do niego przylgnęła całym ciałem, chcąc całą sobą poczuć jego ciepło. Mruknięcie ugrzęzło w jego gardle, gdy miękki język zaczął lawirować po jego odłsłoniętej skórze, zakreślając ósemki i ślaczki. Kto by pomyślał, że Liz Parker umiała tak zgrabnie pobudzać i zachęcać.
Gwałtownie objął ją i uniósł w powietrzu, zatapiając się w głębokim pocałunku. Oplotła ramiona wokół jego szyi, a nogi wokół jego bioder. Jęknęła, czując wyraźny efekt dotychczasowych działań. Nie wiedziała skąd to się bierze, ale jej ciało samo, instynktownie poruszyło się niespokojnie, jakby chciało całkowicie go pochłonąć w sobie. Milimetr po milimetrze. Połączyć ich komórki w jedność i sycić się tym obezwładniającym uczuciem. Michael wpił usta w jej szyję, po raz kolejny upajając się jej smakiem. Jedną dłonią podtrzymywał drobne ciało, by nie zsunęło się przypadkiem. Druga ręka niecierpliwie zsunęła wreszcie niechcianą bluzkę. Rozgrzane wargi przesunęły się na odłsłonięte ramię, wgryzając się w nie lekko. Smakując cynamonowej skóry. Na pewno świetnie smakowałaby z Tabasco...
Is there anyone out there cause it’s getting harder and harder to breathe
It's getting harder and harder to breathe
Wszystko zawirowało, gdy zdawało się, że traci równowagę, aż poczuła pod plecami miękki materac. Wtopiła się we własną pościel pod naporem silnego ciała.
- Michael – gorący szept rozpłynął się w jego uszach
Perełki dotychczasowego śmiechu zamieniły się w płytkie półoddechy i mruknięcia, kiedy zaczął przesuwać swoje usta w dół. W zagłębienie jej piersi, a potem jeszcze niżej, nurkując językiem w centrum brzucha. Wygięła plecy w lekki łuk, chcąc być bliżej niż to było możliwe. Drażniące lekkie pocałunki, prowadziły ją na skraj wytrzymałości. Powoli pozbawiał ją wszelkiej kontroli. O ile jakąkolwiek miała. Momentalnie przymknęła powieki, kiedy ciepłe dłonie rozpoczęły delikatny masaż jej piersi. Płynnye ruchy, delikatne, a z każdą sekundą coraz silniejsze. Mamrotała jego imię, gdy ponownie wpijał się w napiętą skórę szyi, wysysając z niej całą energię. Nigdy nie przypuszczała, że Michael potrafił być tak namiętny i delikatny jednocześnie. Pod wpływem jego dotyku każda najmniejsza molekuła w jej organizmie zaczynała tętnić pragnieniem i wołać o więcej. Jakby przez długi czas głodowała a teraz miała nasycić swój głód tylko w ten jeden wieczór. Biodra uniosły się leniwie, gdy zwinne palce rozpięły zamek ciemnych dżinsów. Opuszki sunęły po jedwabnym materiale, co jakiś czas zahaczając go i wsuwając ciepłą dłoń dalej. Tłumiąc jej słodki jęk kolejnym lepkim pocałunkiem, zataczał niewielkie kółka wokół jej centrum. Usiłowała przyspieszyć dręcząco wolny rytm, ale za każdym razem wycofywał dłoń, odmawiając spełnienia.
It's getting harder and harder to breathe
Mijały długie minuty, a może nawet godziny. Ciało Liz rozpadało się powoli na miliardy cząsteczek pod wpływem uderzeń kolejnych fal gorąca. Rozgrzewała się własnym łaknieniem i ciepłem sączącym się z jego ciała, napierającego na nią. Oddech urywał się, jego imię co jakiś czas wypływało z jej ust w omdlałym błaganiu. Kropelki słodkiego potu spływały po nagim ciele, spijane przez spragnione usta Michaela. Jego dłonie przesuwały się nieznacznie po jej brzuchu. Płytkie ruchy, wolne niczym wieczność, rozpalały zmysły do granic możliwości, wypychając z umysłu wszelkie myśli, pozostawiając jedno pragnienie. Tę pierwotną żądzę, by przyspieszył. Bezbronna i osłabiona wiła się pod nim, nęcąc go i delikatnymi muśnięciami prosząc o doprowadzenie tego do końca. Prawdziwego końca. Nie tych ułamków obłędu, które już kilka razy przeżyła tej nocy. Tych, kiedy przepływały przez nią szalone fale energii, kiedy ciało wyginało się niczym łuk, a biodra bezwiednie opadały na materac. Kąciki jego ust wygięły się w uśmieszku. Miał nad nią taką władzę... Podobało mu się to. Wiedzieć, że każdy jego ruch doprowadza ją do utraty zmysłów, że może w niej zagłębić się jeszcze bardziej ponownie sprowadzając ją na krawędź.
Zajął drżące, wiglotne usta, przesuwając po nich koniuszkiem języka. W takim samym leniwym tempie, w jakim wsuwał się w nią raz po raz. Jej cichy jęk zawibrował na jego wargach, gdy nieoczekiwanie przyspieszył, wpływając w nią dogłębnie. Miała wrażenie, że stopili się w jedność. Nie było ani początku ani końca, stanowili spójną całość, unoszoną elektryzującą energią. Spocone dłonie splotły się. Jakby wszystkie elementy ich ciał chciały zlać się w jedno i oddychać tym samym dusznym powietrzem, pulsować tym samym nieopanowanym rytmem, przenikać się wzajemnie. Biodra maniakalnie unosiły się za każdym razem, gdy wbijał się w nią, wprowadzając ukołysane do tej pory ciało w szaleńczy rytm. Kiedy przyjemne drżenie zaczęło rozpływać się po niej, ponownie zwolnił. Mruknęła z wyraźnym niezadowoleniem i otworzyła oczy. Zamglony wzrok padł na jego twarz, by ujrzeć głodne i przewrotne pragnienie w jego oczach. Załamany głos chciał ponownie wypowiedzieć jego imię niczym w modlitwie błagalnej, ale zdławił to miękki krzyk, gdy wykonał gwałtowne pchnięcie. Gwiazdy rozbłysły w jej oczach, a całe ciało napięło się w niekontrolowanej burzy konwulsji. Nie było oddechu, nie było powietrza, nie było słów. Czuła jego kolejne ruchy, wibrujące w niej, aż ciepłe ciało opadło w lekkich drgawkach. Jego usta zdawały się wyszeptywać w skórę jej szyi jakieś zaklęcia.
c.d.n.
2.
- Zdeflorowałeś podłogę... - szepnęła, unosząc kąciki ust w rozbawieniu
- A jeśli to samo zrobię z tobą? - nęcący ton osłabił jej ciało
Jego dłoń przesunęła się, podsuwając bluzkę jeszcze wyżej. Sprawiał, że nie mogła myśleć racjonalnie, że wszystko wirowało, a ciało wypełniało się przyjemnym pragnienem. Odchyliła głowę nieco do tyłu.
- Nie odważysz się – mruknęła, patrząc wprost w jego oczy
- Czyżby?
Delikatnie musnął jej usta, szukając pozwolenia. Rozchyliła je, nie podejrzewając, że tak gwałtownie zareaguje. Zachłanny język wsunął się pomiędzy jej wargi, nurkując głęboko i oczekując odpowiedzi. Dech zatrzymał się w płucach, rozgrzewając całe ciało i odbierając zmysły. Odpowiadała równie namiętnie, jakby w smaku jego ust miała odnaleźć potrzebny tlen. I nie chciała przestać. Nawet świadomość, że kilku wstawionych klientów baru przygląda się im z niemym zdumieniem, nie pomagała sie opanować. Kiedy już całkiem zabrakło tlenu, przerwał pocałunek, pozwalając jej oddechowi zregenerować się.
Wstał i wyciągnął dłoń w jej stronę. Bez większego wysiłku podniosła się, lądując na rozmiękczonych nogach. Trzymając ją za rękę, skierował sie do wyjścia. Adrenalina gwałtownie podskoczyła. On nie żartował. Był w stanie dać jej tę noc bez jakichkolwiek skrupułów. Bez myśli o Maxie czy nawet o niej samej. Krew tętniła w jej żyłach, wybijając dźwięk jego imienia. Myśli zaczęły krązyć niczym obłąkane. Myśli o tym jak niesamowicie smakował, jak przyjemnie było czuć jego ciało na sobie, jak hipnotyzujący był jego dotyk. Chciała znów zatonąć w tej barwnej otchłani pocałunku. Władczego. Silnego. Jakiego wcześniej nie miała szansy poznać. Z Maxem zawsze były słodkie i lekki całusy, czasami coś głebszego, ale nigdy tak... intensywnego. Przy nim czuła się księżniczką na piedestale, kruchą i bezbronną.
Michael był całkowitym przeciwieństwem. Zatrzymał jej oddech, roztopił wszelkie mechanizmy kontrolne, zmiękczył ciało, pozostawił łaknienie o więcej. Dużo więcej niż jeden pocałunek. Mętne myśli snuły w umyśle wizję słodkiej rozkoszy jakiej miała szansę skosztować. Jakiej chciała skosztować za wszelką cenę. A może to tylko zgubny wpływ alkoholu, który zniszczył jakiekolwiek bariery moralne. Cokolwiek było powodem, chwytała to z wszystkich sił, by chociaż przez kilka chwil poczuć to czego nie miała szansy jeszcze nigdy poznać. I czego Max zapewne nie dałby jej nigdy odczuć. Max. Zmarszczyła brwi, przypominając sobie, że to wszystko przez niego. Max, który jej nie chciał. Max, który ją oszukiwał. Max, który wolał Tess. Gniew tylko podsycił pragnienie. Zatrzymała Michaela, ściskajac moniej jego dłoń. Kiedy rozchylił usta, by zapytać co się stało, zamknęła je kolejnym pocałunkiem. Pełnym obietnicy. Kuszącym. Jej wargi zdawały się tańczyć w nieokiełznanym rytmie, wciągając go w te piruety języków i dotknięcia spragnionych ust, na przemian delikatne i ostre. Przysunął ją bliżej, przyciskając drobne ciało do siebie. Smakowała nieziemsko. Połączenie czekolady i alkoholu. Słodko-ostry posmak, który pobudzał zmysły i prowadził myśli tylko w jednym kierunku. Zasmakować jej całej, poczuć jej ciało pod sobą, wijące się i błagające o więcej.
* * *
Zachichotała, kiedy udało jej się już wdrapać na samą górę. Ledwo utrzymując się na nogach, obróciła się i przechyliła przez murek, spoglądając na niego. Po dwóch sekundach Michaelowi udało się wejść na balkon. Wszedłby szybciej, gdyby jego wzrok nie był skupiony na jej rozbawionej twarzy. Stanął na zimnej posadzce, wpatrując się w nią. Patrzyła na niego z dziwną fascynacją i niecierpliwością. Tak, zdecydowanie z niecierpliwością. Czekając niespokojnie na to, co miało nastąpić. Nie śmiała wykonać pierwszego ruchu, chociaż wszystko w niej wydzierało się w jego stronę. By znów zatonąć w jego ramionach. Znów poczuć to silne ciało przy sobie. Dać się ponieść burzy szalejącej w jej żyłach i nie czuć nic innego prócz niego.
- Rodzice są w Santa Fe – wymamrotała podchodząc bliżej
Kąciki jego ust uniosły się w leniwym uśmieszku. Krok w jej stronę. Nie cofnęła się. Tylko nerwowo zwilżyła językiem wargi, wywołując jego mruknięcie.
Pochylił się, poraz kolejny tego wieczoru spajając ich usta razem. Wsunęła drżące dłonie na jego ramiona, chcac się przysunąć jeszcze bliżej. Tak blisko, by zatrzeć granicę pomiędzy nimi. Ręce Michaela wędrowały powoli po jej plecach i niżej, zaciskając się na jej biodrach. Nie przerywając pocałunku, zaczęli się przesuwać w stronę jej pokoju. Wygłodniałe usta Michaela znaczyły wiglotną ścieżkę na jej szyi, przygryzając delikatną skórę, jakby chciał ja oznaczyć. Jego. Tylko jego. Wiedział doskonale, że znienawidzi go za to, że należała do Maxa. On o tym wiedział i ona też. Ale w tej chwili się to kompletnie nie liczyło. Gdyby tego nie chciała, mogła po prostu powiedzieć „nie”. Tymczasem z jej ust wydobywały się przyjemne mruknięcia, a głowa sama odchylała się do tyłu, ułatwiając mu dostęp. Gdy jej plecy uderzyły o okno, jęknęła. Szybko jednak cichy odgłos bólu przeszedł w śmiech. Niechętnie oderwał się od jej szyi i uniósł głowę. Miodowe spojrzenie ślizgało się po jej twarzy, a ona wciąz się śmiała. Jakby nie traktowała tego poważnie. Jakby nie rozumiała tak naprawdę tego, co za chwilę może nastąpić.
- Liz...
Jej imię. Nie Parker, tylko Liz. Uśmiechnęła się i przesunęła swoje usta po jego szyi, delikatnie skubiąc i mamrocząc coś jednocześnie. Kiedy dotarła do jego ucha, język wysunął się i musnął płatek zaczepnie. Mruknęła niczym kotka, gdy ciepła dłoń wsunęła się pod jej bluzkę. Elektryzujący dotyk.
Odsunęła się powoli i odwróciła. Kilka sekund mocowała się z oknem, aż wreszcie udało jej się je otworzyć. Ponownie się wyprostowując i obracając w jego stronę, wyciągnęła dłoń w jego kierunku. Ale stał w bezruchu, uważnie jej się przyglądając.
- Wiesz, że robisz to tylko, by odegrać się na Maxie?
Jego głos uderzał o wnętrze jej czaszki. Jednak nie pozwoliła, by cokolwiek z tego tak naprawdę do niej dotarło. Chrzanić Maxa – to była jedyna myśl przewodnia na tę noc. Nie. Była jeszcze jedna myśl. Przerażająca i upajająca jednocześnie. Chwyciła jego koszulkę, mocno go do siebie przyciągając.
- Zamknij się – jej usta wymusiły gorący pocałunek
Nie miał pojęcia jakim cudem im się to udało, ale nie odwrywając się ani na chwile od siebie, wsunęli się przez okno do ciemnego pokoju.
Jej ciało przyjemnie kołysało się w jego ramionach, ocierając się i nęcąc. Spragnione dotyku jej skóry dłonie podsuwały fioletową bluzkę do góry, odsłaniając kolejne skrawki niewinnego ciała. Idealnego, kształtnego ciałka, które topniało w jego ramionach. Wyślizgnęła się, jakby nagle oprzytomniała. Ale wystarczyło jedno spojrzenie w jej roziskrzone oczy i wiedział, że nie ocknęła się z namiętnego uroku. Po prostu zamknęła okno i zasunęła roletę. No tak, Max miewał różne pomysły, a wpadanie do niej o różnych porach dnia i nocy należało do tych najczęstszych. Półmrok. Widział tylko zarys jej sylwetki, która zbliżała sie do niego cichutko. Jakby czaiła się, obmyślała plan. Po chwili drobne dłonie zaczęły przesuwać się niecierpliwie po jego klatce piersiowej. Niezdarnie usiłowała podciągnąć jego koszulkę do góry, zaklinając cicho, gdy nie mogła sobie poradzić. Pomógł jej, płynnym ruchem zdejmując drażniący ją materiał. Momentalnie do niego przylgnęła całym ciałem, chcąc całą sobą poczuć jego ciepło. Mruknięcie ugrzęzło w jego gardle, gdy miękki język zaczął lawirować po jego odłsłoniętej skórze, zakreślając ósemki i ślaczki. Kto by pomyślał, że Liz Parker umiała tak zgrabnie pobudzać i zachęcać.
Gwałtownie objął ją i uniósł w powietrzu, zatapiając się w głębokim pocałunku. Oplotła ramiona wokół jego szyi, a nogi wokół jego bioder. Jęknęła, czując wyraźny efekt dotychczasowych działań. Nie wiedziała skąd to się bierze, ale jej ciało samo, instynktownie poruszyło się niespokojnie, jakby chciało całkowicie go pochłonąć w sobie. Milimetr po milimetrze. Połączyć ich komórki w jedność i sycić się tym obezwładniającym uczuciem. Michael wpił usta w jej szyję, po raz kolejny upajając się jej smakiem. Jedną dłonią podtrzymywał drobne ciało, by nie zsunęło się przypadkiem. Druga ręka niecierpliwie zsunęła wreszcie niechcianą bluzkę. Rozgrzane wargi przesunęły się na odłsłonięte ramię, wgryzając się w nie lekko. Smakując cynamonowej skóry. Na pewno świetnie smakowałaby z Tabasco...
Is there anyone out there cause it’s getting harder and harder to breathe
It's getting harder and harder to breathe
Wszystko zawirowało, gdy zdawało się, że traci równowagę, aż poczuła pod plecami miękki materac. Wtopiła się we własną pościel pod naporem silnego ciała.
- Michael – gorący szept rozpłynął się w jego uszach
Perełki dotychczasowego śmiechu zamieniły się w płytkie półoddechy i mruknięcia, kiedy zaczął przesuwać swoje usta w dół. W zagłębienie jej piersi, a potem jeszcze niżej, nurkując językiem w centrum brzucha. Wygięła plecy w lekki łuk, chcąc być bliżej niż to było możliwe. Drażniące lekkie pocałunki, prowadziły ją na skraj wytrzymałości. Powoli pozbawiał ją wszelkiej kontroli. O ile jakąkolwiek miała. Momentalnie przymknęła powieki, kiedy ciepłe dłonie rozpoczęły delikatny masaż jej piersi. Płynnye ruchy, delikatne, a z każdą sekundą coraz silniejsze. Mamrotała jego imię, gdy ponownie wpijał się w napiętą skórę szyi, wysysając z niej całą energię. Nigdy nie przypuszczała, że Michael potrafił być tak namiętny i delikatny jednocześnie. Pod wpływem jego dotyku każda najmniejsza molekuła w jej organizmie zaczynała tętnić pragnieniem i wołać o więcej. Jakby przez długi czas głodowała a teraz miała nasycić swój głód tylko w ten jeden wieczór. Biodra uniosły się leniwie, gdy zwinne palce rozpięły zamek ciemnych dżinsów. Opuszki sunęły po jedwabnym materiale, co jakiś czas zahaczając go i wsuwając ciepłą dłoń dalej. Tłumiąc jej słodki jęk kolejnym lepkim pocałunkiem, zataczał niewielkie kółka wokół jej centrum. Usiłowała przyspieszyć dręcząco wolny rytm, ale za każdym razem wycofywał dłoń, odmawiając spełnienia.
It's getting harder and harder to breathe
Mijały długie minuty, a może nawet godziny. Ciało Liz rozpadało się powoli na miliardy cząsteczek pod wpływem uderzeń kolejnych fal gorąca. Rozgrzewała się własnym łaknieniem i ciepłem sączącym się z jego ciała, napierającego na nią. Oddech urywał się, jego imię co jakiś czas wypływało z jej ust w omdlałym błaganiu. Kropelki słodkiego potu spływały po nagim ciele, spijane przez spragnione usta Michaela. Jego dłonie przesuwały się nieznacznie po jej brzuchu. Płytkie ruchy, wolne niczym wieczność, rozpalały zmysły do granic możliwości, wypychając z umysłu wszelkie myśli, pozostawiając jedno pragnienie. Tę pierwotną żądzę, by przyspieszył. Bezbronna i osłabiona wiła się pod nim, nęcąc go i delikatnymi muśnięciami prosząc o doprowadzenie tego do końca. Prawdziwego końca. Nie tych ułamków obłędu, które już kilka razy przeżyła tej nocy. Tych, kiedy przepływały przez nią szalone fale energii, kiedy ciało wyginało się niczym łuk, a biodra bezwiednie opadały na materac. Kąciki jego ust wygięły się w uśmieszku. Miał nad nią taką władzę... Podobało mu się to. Wiedzieć, że każdy jego ruch doprowadza ją do utraty zmysłów, że może w niej zagłębić się jeszcze bardziej ponownie sprowadzając ją na krawędź.
Zajął drżące, wiglotne usta, przesuwając po nich koniuszkiem języka. W takim samym leniwym tempie, w jakim wsuwał się w nią raz po raz. Jej cichy jęk zawibrował na jego wargach, gdy nieoczekiwanie przyspieszył, wpływając w nią dogłębnie. Miała wrażenie, że stopili się w jedność. Nie było ani początku ani końca, stanowili spójną całość, unoszoną elektryzującą energią. Spocone dłonie splotły się. Jakby wszystkie elementy ich ciał chciały zlać się w jedno i oddychać tym samym dusznym powietrzem, pulsować tym samym nieopanowanym rytmem, przenikać się wzajemnie. Biodra maniakalnie unosiły się za każdym razem, gdy wbijał się w nią, wprowadzając ukołysane do tej pory ciało w szaleńczy rytm. Kiedy przyjemne drżenie zaczęło rozpływać się po niej, ponownie zwolnił. Mruknęła z wyraźnym niezadowoleniem i otworzyła oczy. Zamglony wzrok padł na jego twarz, by ujrzeć głodne i przewrotne pragnienie w jego oczach. Załamany głos chciał ponownie wypowiedzieć jego imię niczym w modlitwie błagalnej, ale zdławił to miękki krzyk, gdy wykonał gwałtowne pchnięcie. Gwiazdy rozbłysły w jej oczach, a całe ciało napięło się w niekontrolowanej burzy konwulsji. Nie było oddechu, nie było powietrza, nie było słów. Czuła jego kolejne ruchy, wibrujące w niej, aż ciepłe ciało opadło w lekkich drgawkach. Jego usta zdawały się wyszeptywać w skórę jej szyi jakieś zaklęcia.
c.d.n.
Ok, kolejna część, a ja skrobnę na chwilke o Tess i Liz w końcówce pierwszego sezonu.
Fakty:
1. Czy to nie Max nazwał Tess 'idealną nastolatką'?
2. Liz obawiała się Tess i miała w stosunku do niej kompleksy, aż w końcu nawet zaczęła się jej bać.
Michael... owszem, trochę nie michaelowaty (jak kto woli unMichael ). Ale w dalszych częściach jest wystarczająco michaelowaty, więc tego początku się nie czepiajmy, w końcu opowiadanie powstało na kanwie pomysłu z piosenki i ktoś musiał być tą stroną z inicjatywą... nie myślicie chyba, że Liz To już by zupełnie odbiegało od Roswell.
Fakty:
1. Czy to nie Max nazwał Tess 'idealną nastolatką'?
2. Liz obawiała się Tess i miała w stosunku do niej kompleksy, aż w końcu nawet zaczęła się jej bać.
Michael... owszem, trochę nie michaelowaty (jak kto woli unMichael ). Ale w dalszych częściach jest wystarczająco michaelowaty, więc tego początku się nie czepiajmy, w końcu opowiadanie powstało na kanwie pomysłu z piosenki i ktoś musiał być tą stroną z inicjatywą... nie myślicie chyba, że Liz To już by zupełnie odbiegało od Roswell.
Historia kusząca, nie powiem, choć polarkowa to ja nie jestem Ale już dawno zauważyłam, że ff _liz często czyta się dla samego pomysłu, języka i sposobu przedstawiania świata, które są na najwyższym poziomie, a nie dla treści
Co do Tess i Liz, to przeczytany tutaj fragment jest właściwie odwróceniem sytuacji z 4 VS H. Tam z ust Tess padły słowa w stylu "Nigdy nie będe nią. Nigdy nie będę ciemnowłosym aniołem". I ja wolę trzymać się tej wersji
Liz pijana? Kupuję.
Max i Tess? Po częsci kupuję.
Michael mający ochotę na Liz? No way! Przecież zarówno Max jak i Liz to byli dla Michaela do bólu poukładani nudziarze
Ale z zainteresowaniem czekam na ciąg dalszy....
Chciałam jeszcze coś dodać o tytułach w języku angielskim. Nie jestem zwolenniczką tej mody, ale jedno jest pewne. Angielski brzmi dużo melodyjniej, dużo więcej można za jego pomoca przekazać, jest bardziej sugestywny. Pewnych rzeczy po prostu nie da się powiedzieć po polsku, aby w pełni zachowały swój charakter, swoją wymowę. Niestety Ale czasem można spróbować Ja do HTB w wersji polskiej proponuję "Z trudem łapiąc oddech".
Co do Tess i Liz, to przeczytany tutaj fragment jest właściwie odwróceniem sytuacji z 4 VS H. Tam z ust Tess padły słowa w stylu "Nigdy nie będe nią. Nigdy nie będę ciemnowłosym aniołem". I ja wolę trzymać się tej wersji
Liz pijana? Kupuję.
Max i Tess? Po częsci kupuję.
Michael mający ochotę na Liz? No way! Przecież zarówno Max jak i Liz to byli dla Michaela do bólu poukładani nudziarze
Ale z zainteresowaniem czekam na ciąg dalszy....
Chciałam jeszcze coś dodać o tytułach w języku angielskim. Nie jestem zwolenniczką tej mody, ale jedno jest pewne. Angielski brzmi dużo melodyjniej, dużo więcej można za jego pomoca przekazać, jest bardziej sugestywny. Pewnych rzeczy po prostu nie da się powiedzieć po polsku, aby w pełni zachowały swój charakter, swoją wymowę. Niestety Ale czasem można spróbować Ja do HTB w wersji polskiej proponuję "Z trudem łapiąc oddech".
Last edited by caroleen on Thu Feb 24, 2005 10:10 am, edited 1 time in total.
Zaraz, zaraz... wyjaśnijmy coś sobie. A kto powiedział, że będę miała całkowicie konwencjonalnie ukształtowane postacie? W większości moich opowiadań nie ma typowe Liz, czy typowego Michaela. No, ale to tylko tak ostrzegawczo. Tutaj Michael moim zdaniem jest michaelowaty. Nie zapominajmy, że taki ciepły Michaelek to w pierwszym sezonie z niego nie był. Przeciwnie... I właśnie zachowywałby sie tak, jak się zachowuje. Poza tym tylko Max nie "skorzystałby", gdyby śliczna dziewczyna, nieco wstawiona, tak chętnie mu ulegała... No i powszechnie wiadomo, że w rzeczywistości Michael kochał Liz (to taka polarowa mania)
Ranek... nie wiem, ale wy mnie chyba niedługo znienawidzicie za takiego a nie innego Michaela Cóż, moja wyobraźnia nie ma ograniczeń. Wściekajcie się, tupcie nogami, a ja i tak upieram się przy swoim. Michaelowaty Michael.
3.
Obróciła się na plecy. Tylko ten jeden ruch wystarczył, by powróciła świadomość rzeczywistości. Pokój wciąż wypełniony dusznym powietrzem, mieszaniną ich zapachów. Głowę Liz zaczął wypełniać dziwny szum, narastający z każdą kolejną sekundą. Jakby ktoś walił młotkiem o ściany jej czaszki. Genialnie. To się nazywało kac. Zacisnęła mocniej powieki, mamrocząc coś. Po co się budziła? Teraz bolało jeszcze bardziej. Ile ona właściwie wypiła? Usiłowała skupić myśli na ostatnim wieczorze. Max i Tess. Tak, to niestety pamiętała idealnie. Powód dla którego zapomniała o rozumie i postanowiła się upić. Jeden kieliszek, potem drugi i trzeci. Czwarty, piąty. A potem straciła rachubę. Pamiętała za to pikantny posmak ognistego trunku, który wypierał nieprzyjemne wspomnienia z głowy i pozostawiał uczucie lekkości i wolności. A potem znajomy głos. Głos Michaela. Momentalnie otworzyła oczy. Ból głowy przeszedł w pulsujący ból całego ciała. Oh, teraz pamiętała wszystko, wyraźnie. Swój własny śmiech perełkami sypiący się dokoła, wrażenie nieustannego wirowania i to ciepło rozpływające się po całym ciele. On to sprawiał. Każdy jego dotyk, pocałunek, spojrzenie. Wiedziała do czego to doprowadzi i nie chciała przestać. Nie mogła tego zwalić na alkohol, nie była aż tak wstawiona. Skoro więc była świadoma, dlaczego czuła się tak... podle?
Uniosła się, ściskając kurczowo kołdrę wokół swojego ciała. To było dość głupie, przecież i tak widział ją nagą. Promienie usiłowały się przedrzeć przez zasłonkę. Mgliste światło rozproszone w pokoju, kładało się pasmami na miejscu zbrodni. Wąskie strumienie jaskrawego dnia rozświetlały jego skórę. Wpatrywała się bez słowa w jego ciało, gdy się ubierał. Szykował się do wyjścia, bez słowa, nie budząc jej. Wyszedłby ot tak. Zakrywał wszystko co udało jej się wczoraj odsłonić. Najmniejszy skrawek ciała, który łapczywie badała ustami. Chociaż migrena uciążliwie panoszyła się po jej głowie, wymazując wszystko co sensowne, ciągle pamiętała jakie to uczucie. Podsunęła kołdrę pod samą szyję i odgarnęła kosmyki włosów z twarzy. Czuła, że policzki wręcz palą ze wstydu. A on wiedział, że tak będzie. I nie reagował. Przełknęła gorzką ślinę. Obwinianie go nie miało sensu. Ten żal powinna kierować tylko przeciwko sobie. Jednak była tą pruderyjną Lizzie Parker, która teraz miała ochotę zapaść się pod ziemię.
Michael założył koszulkę, którą tak chętnie z niego chciała zdjąć ostatniej nocy. Obrócił się jeszcze, by upewnić się, że nic nie zostawił. Spojrzenie padło na łóżko, na wymiętą pościel i na filigranową brunetkę siedzącą sztywno i kurczowo ściskającą kołdrę wokół siebie. Patrzyła na niego, nerwowo mrugając. Jasne policzki stopniowo pokrywały się rumieńcem. Wyglądała teraz jeszcze ponętniej niż wcześniej. Niewinniej. Chociaż nie... Ten wyraz już na zawsze został zmazany z jej twarzy. Już nie było małej dziewczynki, tylko pełna kobieta. Pod każdym względem.
Spoglądała na niego z lekkim strachem i niepewnością. Nie wiedziała jak zareagować, co powinna powiedzieć. Serce kołatało, dłonie drżały, a głos grzęzł w gardle. Uśmiechnął się leniwie. Już nie miała w sobie tej pewności, co wczoraj. Mrugnął do niej zawadiacko i otworzył okno. Wyszedł, zostawiając ją z migreną i wyrzutami sumienia.
* * *
Wystarczyło kilka minut na świeżym powietrzu, a wszystko zniknęło. Ból głowy przede wszystkim. Poza tym obawy, które od rana się w niej kołatały. Chyba te początkowe wyrzuty i chęć płaczu były normalną reakcją, która dopadła ją. Z samego rana, kiedy ciało jeszcze nie ostygło z nocnego uniesienia, ale umysł już bombardowały myśli o konsekwencjach. Na szczęścnie nie tych konsekwencjach. Po prostu myśli krążyły wokół Maxa i tego, co było do tej pory. Kochała go i nie mogła przestać. Nie umiała przestać. Nie chciała przestać. A kiedy on ranił ją, to jedyną ucieczką zdawały się być ramiona innego. I tu już nie było wyrzutów. Jedyne co bolało, to myśl o tym przeklętym pocałunku, który widziała i który pchnął ją w otchłań. Nic innego. Noc stanowiła właściwie przyjemne, chociaż trochę przerażające wspomnienie. Ale wiedziała, że prędzej czy później by do tego doszło. Kto wie kiedy, kto wie z kim. Może więc lepiej było, że to Michael. A ona i tak wróci do Maxa. Jak zawsze.
Szła spokojnie szkolnym korytarzem, nie zwracając uwagi na to, że niektórzy dziwnie jej się przyglądali. Sama czuła się inaczej. Jakby przeszła przemianę albo nawet narodziła się na nowo. Nieco zdradliwe i lekkie uczucie, ale bardzo przyjemne, przynoszące spokój. Mamiące. Zatrzymała się przy swojej szafce, wyjmując książki. Nawet nie zauważyła znajomej blondynki, która pojawiła się obok.
- Hej Liz – dopiero głos Marii zwrócił jej uwagę
Przesunęła spojrzenie na przyjaciółkę. Maria wyglądała na trochę zmęczoną. Bez tego całego zasobu energii. Dżinsowa katana tylko podkreślała bladą twarz.
- Umm... hej Ria – Liz uniosła kąciki ust do góry w niepewnym uśmiechu
Nie musiała pytać, czy coś jest nie tak. Wystarczyło tylko chwilę poczekać, a blondynka sama wszystko opowie. I nie myliła się.
- Liz, ja już nie wiem co robić! - zrozpaczony głos wypełnił powietrze – Jestem beznadziejna. Ciągle czekam aż wróci. Jak idiotka! - oczy brunetki wlepiły się w nią ze zdumieniem – A ten... ten... ta pijawka! On ma inną.
Liz zastygła. Wiedziała doskonale, że mowa o Michaelu. Odkąd zostawił ją na imprezie w mydlarni na przemian wyklinała go i wypłakiwała przez niego oczy. Po raz pierwszy chyba Maria DeLuca tak poważnie się zauroczyła. Może nawet naprawdę zakochała. A on rzeczywiście nie miał zamiaru do niej wracać. Wszyscy to wiedzieli. Maria też zdawała sobie z tego sprawę, ale jednak miała nadzieję. Głupią nadzieję. Liz nie chciała się wtrącać w ich sprawy, jednak ostatnie zdanie wypowiedziane przez Marię zatrzymało na chwilę jej oddech.
- Skąd wiesz? - zapytała z lekkim niedowierzaniem
- Byłam wczoraj u niego – westchnęła, jakby załamując się nad własną głupotą – Nie było go. Dzwoniłam. Nie odbierał. Całą noc. Napewno był u jakiejś lafiryndy – zgrzytnęła zębami
Fala gorąca przetoczyła się przez ciało Liz. Usiłowała powstrzymac zaniepokojenie i dziwny wstyd, który malował karminowe rumieńce na jej twarzy. Ona lepiej niż ktokolwiek wiedziała, gdzie był Michael. Całą noc. Pamiętała doskonale kolejne minuty upływające w jego ramionach, roztapiające ją i pozostawiające niedosyt. Pochyliła nieco głowę, mając nadzieję, że Maria nie zauważy jej wyrazu twarzy. I nagle, niczym szarpnięcie, pojawiły się wyrzuty. Te, których wcześniej chyba nawet nie brała pod uwagę. Zdrada najlepszej przyjaciółki. Parszywa zdrada. Fakt, nie była z Michaelem już od długiego czasu i nie zanosiło się na to, że wrócą do siebie. Ale jednak Maria wciąż coś czuła, wciąż jej zależało, a ona zdeptała jej uczucia i po prostu, najzwyklej w świecie przespała się z Michaelem. Gdyby Maria się dowiedziała... znienawidziłaby ją. Wieloletnia przyjaźń roztrzaskałaby się na miliony kawałeczków, które wbiłyby się głęboko w jej duszę, wytaczając pokłady krwi i syczącej nienawiści wobec samej siebie. Dlatego lepiej, żeby Maria nie wiedziała. Żeby nigdy się nie dowiedziała. Tak, to też była swoista zdrada, ale tylko w ten sposób mogła uniknąć tej katastrofy. Nie chciała tracić Marii. Była teraz jedyną osobą, na którą tak naprawdę mogła liczyć.
Blondynka westchnęła i przewróciła oczami. Przesunęła wzrok na przyjaciółkę, uważnie przyglądając się jej. Na szczęście rumieńce już zniknęły. Jednak było coś w Liz innego. Może wyraz twarzy, może dziwny błysk w oczach. Coś, czego wcześniej to niewinne maleństwo nie miało w sobie.
- Liz – Maria przeciągnęła jej imię melodyjnie – Dobrze się czujesz?
- Tak. - brunetka odpowiedziała spokojnie – Czemu pytasz?
- Wyglądasz... inaczej.
Obróciła głowę, spoglądając na Marię. Zielonkawe tęczówki śledziły wszystkie drobne rysy na twarzy brunetki, jakby usiłowała znaleźć jakiś zdradliwy grymas. Często Liz wymigiwała się od opowiedzenia prawdy, ale Marii zawsze udawało się to odkryć. Po prostu za dobrze znała Liz. I teraz też było w niej coś nie tak. Jakby jej niewinne, kruche, dziecinne „ja” gdzieś uciekło i pozostawiło samą dojrzałą postać. Kobiecą postać, która w dodatku lekko się uśmiechała.
- O-Mój-Boże! - usta Marii rozchyliły się w szoku
Pochyliła się w stronę przyjaciółki, sycząc do jej ucha tak, by nikt inny nie słysza:
- Liz czy ty i Max...
Oczy dziewczyny poszerzyły sie momentalnie. Ton w jakim wypowiadała to Maria nie mógł oznaczać niczego innego, tylko to konkretne pytanie.
- Nie! - od razu zaprzeczyła gwałtownie – Nie, nie, nie!
- Spokojnie, tylko pytałam – Maria roześmiała się – Twój wyraz twarzy... Eh, nie ważne. Przynajmniej macie siebie – mruknęła
Liz prychnęła. Nigdy wcześniej chyba tego nie robiła, bo blondynka znów spojrzała na nią dziwnie. Naprawdę jej dzisiaj nie poznawała. Ale ją po prostu śmieszyło i drażniło stwierdzenie, że mają siebie z Maxem. Bzdura. Nie mieli już nic. Owszem, na pewno on ją przeprosi. Ona wybaczy. I będzie dobrze. Dobrze, chociaż już nigdy jak wcześniej.
- O! Nadchodzi twój książę. Zostawię was samych – Maria obróciła się nim Liz zdązyła cokolwiek powiedzieć
Wbiła wzrok we wnętrze szafki, czekając aż Max podejdzie bliżej, aż usłyszy jego głos. Coś w niej zaczęło się kotłować. Jakby nie wszystko się zaleczyło i uspokoiło. Złośliwe drgawki furii, które wczoraj pchnęły ją w stronę jakiegoś baru. Świadomość, że jednak widziała go z Tess, że nie mogła temu zaprzeczyć i udać, że wszystko jest w porządku. Kiedy ciepła dłoń przesunęła się po jej plecach, napięła całe ciało i zacisnęła pięści. Ledwo się powstrzymywała od tego, by mu nie wygarnąć tego wszystkiego, co ostatniego wieczoru wyklinała sama do siebie.
- Hej Liz – jego usta musnęły delikatnie jej policzek
- Hej – mruknęła niezbyt przyjemnym tonem
Zatrzasnęła szafkę, powoli odwracając się do niego. Ciemne oczy wpatrywały się w nią z lekkim zdumieniem. No tak, przecież przy nim jeszcze nigdy nie wykonała gwałtowniejszego ruchu, a już tym bardziej nie posyłała lodowych spojrzeń. Po chwili jednak szok przeszedł w jego tradycyjny ciepły uśmiech.
Nienawidziła tego uśmiechu. Był taki... niewinny. Stawiał Maxa w tak jasnym świetle, że wszelkie oskarżenia wobec niego zdawały sie być zbrodnią. Kiedy wlepiał w nią swoje oczy pełne ufności i gorącego uczucia, słabła. Wytrącał jej broń z ręki. Obracał wszystko przeciwko niej i znów zaczynała się dusić w wyrzutach, że go zdradziła. Ale zaraz... ciekawe czy patrzył tak samo na Tess. Czy równie miękkim tonem wypowiadał jej imię. Nic nie mówiła, po prostu wpatrywała się w niego, jakby szukała odpowiedzi na swoje pytania, jakby chciała mieć pewność, że ma go za co nienawidzić. Bo przecież do tej pory był taki idealny, a to ona zawsze wątpiła. Chociaż raz mógłby być naprawdę winny, a ona z czystym sumieniem spojrzałaby na niego i nie czuła potrzeby obwiniania samej siebie.
- Wszystko w porządku? - zapytał z troską, odgarniając natrętne pasemko włosów z jej twarzy – Wyglądasz jakoś... inaczej.
No świetnie. Kolejna osoba jej to mówiła. Czyżby miała na czole napisane „straciłam dziewictwo”? Przygryzła dolną wargę, powstrzymując ogromną chęć jęknięcia znudzenia i rozdrażnienia.
- W porządku. - uśmiechnęła się lekko
* * *
Z ulgą wyszła z klasy. Ostatnia. Nawet bardzo ostatnia. Siedziała w sali astronomicznej niezwykle długo, pod pretekstem chęci skończenia projektu. Projektu, który od dwóch tygodni był już gotowy. Ale teraz przynajmniej mogła swobodnie poruszać się po korytarzach, gdy już większość uczniów skończyła lekcje, a pozostali właśnie odbębniali swoje ostatnie zajęcia. Cisza i spokój, zero ryzyka, że spotka kogoś kogo nie chciałaby spotkać. Maxa. On już był w domu, już nie mógł jej prześladować chociażby przez tych kilkadziesiąt minut. Ulga. Dlaczego nie potrafiła od razu mu powiedzieć co jest nie tak? Dlaczego juz rano nie oskarżyła go? Dlaczego nawet nie wspomniała o ostatnim wieczorze i o Tess? Dlaczego nigdy nie umiała w żaden sposób ostro zareagować i może nawet na niego krzyknąć? Bo to by go zraniło...
Zaklęła pod nosem ze złości na samą siebie. Może i coś się zmieniło ostatniej nocy, ale chyba nie to co powinno. Ciągle była uzależniona od Maxa, ciągle była jego kruchą ksieżniczką, która zdawała sie żyć tylko dla niego. A on tego nie doceniał. Otworzyła swoją szafkę, upychając wszystkie książki i ciągle mamrocząc coś. Sama nie wiedziała co wypowiada. Przekleństwa a może słowa, jakie powinna była wykrzyczeć Maxowi?
Wstrzymała oddech, gdy czyjaś dłoń przesunęła się leniwie po jej plecach a ciepłe obłoczki powietrza odbiły się od jej karku. To nie Max. On tak nigdy nie dotykał. Ale znała to uczucie bardzo dobrze. Te drobniutkie elektryzujące ciarki, które przesuwały się razem z tymi opuszkami. To samo ciepło i niebezpieczeństwo. Nie śmiała nawet drgnąć. Tylko jej myśli zaczęły szaleńczo wirować, wywracając świat do góry nogami. Jej ciało jeszcze pamiętało wszystko za dobrze, by mogła się swobodnie obrócić i zignorować go. A miękki głos przepłynął tuż koło jej ucha, w nęcącym tonie.
- Jesteś strasznie spięta, Parker.
Przymknęła powieki. Siłą powstrzymała mruknięcie, które usiłowało wyrwać się z jej gardła. Dłoń przesuwała się niżej po jej plecach, aż na skraj gdzie bluzka łączyła się ze spodniami. Gorący oddech wtapiał się w zagłębienie jej szyi, przesyłając kolejne dreszcze po zakończeniach nerwowych. Chryste czy on musiał być taki... fizyczny?
I have the tendency of getting very physical
So watch your step cause if I do you’ll need a miracle
- Hej Michael – ochrypły głos drżał, jak jej ciało
Śmiech przesunął się po jej obojczyku, a po chwili ciepło jego ciała zniknęło. Odsunął się, oddając jej swobodę oddechu i przestrzeni. Oparł się bokiem o szafki, a intensywny wzrok ślizgał się po całej jej sylwetce. Przyglądał się jej jakby z zaciekawieniem.
- Widziałem cię dzisiaj z Maxem – niby lekceważący ton, nic nie znaczący, ale wiedział, że uderzy tym w samo centrum
Zatrzasnęła szafkę z hukiem. Już po raz drugi tego dnia. Wbiła wzrok w rozbawioną twarz Michaela. O tak, miał ubaw. Albo lubił ją drażnić albo podobał mu się fakt, że to właśnie był jej problem. Że Max był problemem. Jedno krótkie zdanie, że widział ich razem. Widział tak jak dawniej. Spędzali wspólnie przerwy, ramię Maxa oplatało ją dokoła, a ona miała na twarzy ten swój słodki uśmiech. Jak dawniej. A przecież nic już nie było jak dawniej. Tylko udawała. I tylko Michael o tym wiedział. I kpił z niej. Kpił z tego, że chciała mieć znów Maxa, znów czuć to co dawniej. Kpił z tego, że w zasadzie to ona jego traktowała jak porcelanową lalkę, której nie można niczym zranić. A przecież wystarczyłoby, żeby powiedziała o pocałunku, który widziała, żeby wyraziła ból i żal. Nie robiła tego, bo Max mógłby spojrzeć na nią tymi swoimi szczenięcymi ślepkami, załamać się, a ona poczułaby się winna. Jak zwykle. O wyznawaniu całej prawdy nie było w ogóle mowy. Gdyby się dowiedział, że oddała swój „skarb” Michaelowi, serce by mu pękło... I ona też by tego nie przeżyła.
- Nie powiedziałaś mu – stwierdził bez większego wahania, patrząc na nią z politowaniem
- Oczywiście, że nie!
Michael chyba nie sądził, że po prostu na dzień dobry powiedziałaby Maxowi o wszystkim. Że tak spokojnie wyznałaby mu, że przespała się z jego najlepszym przyjacielem. W dodatku głównie po to, by się na nim odegrać. Wszystko miało swoje granice. Bezwzględność i zdrada również.
- I mam nadzieję... - jej głos urwał się, a wzrok powędrował na twarz Michaela – Czy mógłbyś...
Mierzył ją uważnie spojrzeniem. Bała się. Bała się, że mógłby powiedzieć Maxowi co zaszło i wtedy straciłaby wszelką kontrolę a jej świat ległby w gruzach. A chyba była za słaba by to przeżyć. Lewy kącik jego ust uniósł się w nieco złośliwym uśmieszku. Ciekawie byłoby zobaczyć ją w stanie rozpaczy, bezbronną i całkowicie pozbawioną kontroli. Liz Parker zawsze silna i wytrzymała, nagle obnażona i słaba. Pozbawiona kontroli... ponownie. A wyglądała wtedy niesamowicie. Gdy to on przejmował całą władzę.
- Spokojnie Parker. Nic mu nie powiem. Życie mi jeszcze miłe – zakpił
Oczywistym było, że Max zabiłby go za samą wiadomość, a potem jeszcze wielokrotnie za myśl, że jego niewinna Liz nie była już taka niewinna. Przez niego.
Michael oparł głowę o metalowe szafki, przesuwając spojrzenie na sufit. Przez chwilę Liz miała wrażenie, że to kolejna oznaka lekceważenia i znudzenia, coś w rodzaju uznania ich rozmowy za zakończoną. Chciała więc odejść, ale jego słowa zatrzymały ją w pół kroku. Głos chłodny i wręcz nasączony kpiną.
- Wiedziałem, że będziesz żałować.
Ciemne tęczówki powędrowały w górę, na jego twarz. Był taki pewny siebie i swoich obserwacji. Tylko po co mówił to? Żeby ją jeszcze bardziej pogrążyć w budzących się co chwila wyrzutach? A może by przekonać się czy miał rację. Żałowała, że nie powiedziała Maxowi wielu rzeczy. Żałowała, że musiała ukrywać prawdę przed Marią. Żałowała, że była tak słaba wobec niego. Ale tej jednej jedynej sprawy nie żałowała.
- Nie żałuję – powiedziała spokojnie i zmrużyła oczy
- Bujać to my, ale nie nas, Parker – roześmiał się, a jego spojrzenie znów zsunęło się na nią
Jeden impuls. Czy to przez chęć udowodnienia mu jak bardzo się myli, czy może przez dziwne pragnienie, ale w ułamku sekundy znalazła sie tuż przy nim. Miękkie wargi smakowały jego ust. Zachłannie. Zbierając cały smak pikantnego Tabasco ze śniadania. Przez chwilę w pełni zaskoczony, stał nieruchomo, poczym odwzajemniał każde muśnięcie. Pocałunek równie obezwładniający jak samo wpsomnienie nocy. Mruknęła, niechętnie odchylając głowę do tyłu i przerywając. Chociaż każda cząsteczka jej ciała błagała o więcej, umysł zasypywał ją pytaniami.
- Widzisz. Nie żałuję – szepnęła
Tak. Przekonała go pod tym względem. Tylko dlaczego pozostawiała taki niedosyt?
c.d.n.
Ranek... nie wiem, ale wy mnie chyba niedługo znienawidzicie za takiego a nie innego Michaela Cóż, moja wyobraźnia nie ma ograniczeń. Wściekajcie się, tupcie nogami, a ja i tak upieram się przy swoim. Michaelowaty Michael.
3.
Obróciła się na plecy. Tylko ten jeden ruch wystarczył, by powróciła świadomość rzeczywistości. Pokój wciąż wypełniony dusznym powietrzem, mieszaniną ich zapachów. Głowę Liz zaczął wypełniać dziwny szum, narastający z każdą kolejną sekundą. Jakby ktoś walił młotkiem o ściany jej czaszki. Genialnie. To się nazywało kac. Zacisnęła mocniej powieki, mamrocząc coś. Po co się budziła? Teraz bolało jeszcze bardziej. Ile ona właściwie wypiła? Usiłowała skupić myśli na ostatnim wieczorze. Max i Tess. Tak, to niestety pamiętała idealnie. Powód dla którego zapomniała o rozumie i postanowiła się upić. Jeden kieliszek, potem drugi i trzeci. Czwarty, piąty. A potem straciła rachubę. Pamiętała za to pikantny posmak ognistego trunku, który wypierał nieprzyjemne wspomnienia z głowy i pozostawiał uczucie lekkości i wolności. A potem znajomy głos. Głos Michaela. Momentalnie otworzyła oczy. Ból głowy przeszedł w pulsujący ból całego ciała. Oh, teraz pamiętała wszystko, wyraźnie. Swój własny śmiech perełkami sypiący się dokoła, wrażenie nieustannego wirowania i to ciepło rozpływające się po całym ciele. On to sprawiał. Każdy jego dotyk, pocałunek, spojrzenie. Wiedziała do czego to doprowadzi i nie chciała przestać. Nie mogła tego zwalić na alkohol, nie była aż tak wstawiona. Skoro więc była świadoma, dlaczego czuła się tak... podle?
Uniosła się, ściskając kurczowo kołdrę wokół swojego ciała. To było dość głupie, przecież i tak widział ją nagą. Promienie usiłowały się przedrzeć przez zasłonkę. Mgliste światło rozproszone w pokoju, kładało się pasmami na miejscu zbrodni. Wąskie strumienie jaskrawego dnia rozświetlały jego skórę. Wpatrywała się bez słowa w jego ciało, gdy się ubierał. Szykował się do wyjścia, bez słowa, nie budząc jej. Wyszedłby ot tak. Zakrywał wszystko co udało jej się wczoraj odsłonić. Najmniejszy skrawek ciała, który łapczywie badała ustami. Chociaż migrena uciążliwie panoszyła się po jej głowie, wymazując wszystko co sensowne, ciągle pamiętała jakie to uczucie. Podsunęła kołdrę pod samą szyję i odgarnęła kosmyki włosów z twarzy. Czuła, że policzki wręcz palą ze wstydu. A on wiedział, że tak będzie. I nie reagował. Przełknęła gorzką ślinę. Obwinianie go nie miało sensu. Ten żal powinna kierować tylko przeciwko sobie. Jednak była tą pruderyjną Lizzie Parker, która teraz miała ochotę zapaść się pod ziemię.
Michael założył koszulkę, którą tak chętnie z niego chciała zdjąć ostatniej nocy. Obrócił się jeszcze, by upewnić się, że nic nie zostawił. Spojrzenie padło na łóżko, na wymiętą pościel i na filigranową brunetkę siedzącą sztywno i kurczowo ściskającą kołdrę wokół siebie. Patrzyła na niego, nerwowo mrugając. Jasne policzki stopniowo pokrywały się rumieńcem. Wyglądała teraz jeszcze ponętniej niż wcześniej. Niewinniej. Chociaż nie... Ten wyraz już na zawsze został zmazany z jej twarzy. Już nie było małej dziewczynki, tylko pełna kobieta. Pod każdym względem.
Spoglądała na niego z lekkim strachem i niepewnością. Nie wiedziała jak zareagować, co powinna powiedzieć. Serce kołatało, dłonie drżały, a głos grzęzł w gardle. Uśmiechnął się leniwie. Już nie miała w sobie tej pewności, co wczoraj. Mrugnął do niej zawadiacko i otworzył okno. Wyszedł, zostawiając ją z migreną i wyrzutami sumienia.
* * *
Wystarczyło kilka minut na świeżym powietrzu, a wszystko zniknęło. Ból głowy przede wszystkim. Poza tym obawy, które od rana się w niej kołatały. Chyba te początkowe wyrzuty i chęć płaczu były normalną reakcją, która dopadła ją. Z samego rana, kiedy ciało jeszcze nie ostygło z nocnego uniesienia, ale umysł już bombardowały myśli o konsekwencjach. Na szczęścnie nie tych konsekwencjach. Po prostu myśli krążyły wokół Maxa i tego, co było do tej pory. Kochała go i nie mogła przestać. Nie umiała przestać. Nie chciała przestać. A kiedy on ranił ją, to jedyną ucieczką zdawały się być ramiona innego. I tu już nie było wyrzutów. Jedyne co bolało, to myśl o tym przeklętym pocałunku, który widziała i który pchnął ją w otchłań. Nic innego. Noc stanowiła właściwie przyjemne, chociaż trochę przerażające wspomnienie. Ale wiedziała, że prędzej czy później by do tego doszło. Kto wie kiedy, kto wie z kim. Może więc lepiej było, że to Michael. A ona i tak wróci do Maxa. Jak zawsze.
Szła spokojnie szkolnym korytarzem, nie zwracając uwagi na to, że niektórzy dziwnie jej się przyglądali. Sama czuła się inaczej. Jakby przeszła przemianę albo nawet narodziła się na nowo. Nieco zdradliwe i lekkie uczucie, ale bardzo przyjemne, przynoszące spokój. Mamiące. Zatrzymała się przy swojej szafce, wyjmując książki. Nawet nie zauważyła znajomej blondynki, która pojawiła się obok.
- Hej Liz – dopiero głos Marii zwrócił jej uwagę
Przesunęła spojrzenie na przyjaciółkę. Maria wyglądała na trochę zmęczoną. Bez tego całego zasobu energii. Dżinsowa katana tylko podkreślała bladą twarz.
- Umm... hej Ria – Liz uniosła kąciki ust do góry w niepewnym uśmiechu
Nie musiała pytać, czy coś jest nie tak. Wystarczyło tylko chwilę poczekać, a blondynka sama wszystko opowie. I nie myliła się.
- Liz, ja już nie wiem co robić! - zrozpaczony głos wypełnił powietrze – Jestem beznadziejna. Ciągle czekam aż wróci. Jak idiotka! - oczy brunetki wlepiły się w nią ze zdumieniem – A ten... ten... ta pijawka! On ma inną.
Liz zastygła. Wiedziała doskonale, że mowa o Michaelu. Odkąd zostawił ją na imprezie w mydlarni na przemian wyklinała go i wypłakiwała przez niego oczy. Po raz pierwszy chyba Maria DeLuca tak poważnie się zauroczyła. Może nawet naprawdę zakochała. A on rzeczywiście nie miał zamiaru do niej wracać. Wszyscy to wiedzieli. Maria też zdawała sobie z tego sprawę, ale jednak miała nadzieję. Głupią nadzieję. Liz nie chciała się wtrącać w ich sprawy, jednak ostatnie zdanie wypowiedziane przez Marię zatrzymało na chwilę jej oddech.
- Skąd wiesz? - zapytała z lekkim niedowierzaniem
- Byłam wczoraj u niego – westchnęła, jakby załamując się nad własną głupotą – Nie było go. Dzwoniłam. Nie odbierał. Całą noc. Napewno był u jakiejś lafiryndy – zgrzytnęła zębami
Fala gorąca przetoczyła się przez ciało Liz. Usiłowała powstrzymac zaniepokojenie i dziwny wstyd, który malował karminowe rumieńce na jej twarzy. Ona lepiej niż ktokolwiek wiedziała, gdzie był Michael. Całą noc. Pamiętała doskonale kolejne minuty upływające w jego ramionach, roztapiające ją i pozostawiające niedosyt. Pochyliła nieco głowę, mając nadzieję, że Maria nie zauważy jej wyrazu twarzy. I nagle, niczym szarpnięcie, pojawiły się wyrzuty. Te, których wcześniej chyba nawet nie brała pod uwagę. Zdrada najlepszej przyjaciółki. Parszywa zdrada. Fakt, nie była z Michaelem już od długiego czasu i nie zanosiło się na to, że wrócą do siebie. Ale jednak Maria wciąż coś czuła, wciąż jej zależało, a ona zdeptała jej uczucia i po prostu, najzwyklej w świecie przespała się z Michaelem. Gdyby Maria się dowiedziała... znienawidziłaby ją. Wieloletnia przyjaźń roztrzaskałaby się na miliony kawałeczków, które wbiłyby się głęboko w jej duszę, wytaczając pokłady krwi i syczącej nienawiści wobec samej siebie. Dlatego lepiej, żeby Maria nie wiedziała. Żeby nigdy się nie dowiedziała. Tak, to też była swoista zdrada, ale tylko w ten sposób mogła uniknąć tej katastrofy. Nie chciała tracić Marii. Była teraz jedyną osobą, na którą tak naprawdę mogła liczyć.
Blondynka westchnęła i przewróciła oczami. Przesunęła wzrok na przyjaciółkę, uważnie przyglądając się jej. Na szczęście rumieńce już zniknęły. Jednak było coś w Liz innego. Może wyraz twarzy, może dziwny błysk w oczach. Coś, czego wcześniej to niewinne maleństwo nie miało w sobie.
- Liz – Maria przeciągnęła jej imię melodyjnie – Dobrze się czujesz?
- Tak. - brunetka odpowiedziała spokojnie – Czemu pytasz?
- Wyglądasz... inaczej.
Obróciła głowę, spoglądając na Marię. Zielonkawe tęczówki śledziły wszystkie drobne rysy na twarzy brunetki, jakby usiłowała znaleźć jakiś zdradliwy grymas. Często Liz wymigiwała się od opowiedzenia prawdy, ale Marii zawsze udawało się to odkryć. Po prostu za dobrze znała Liz. I teraz też było w niej coś nie tak. Jakby jej niewinne, kruche, dziecinne „ja” gdzieś uciekło i pozostawiło samą dojrzałą postać. Kobiecą postać, która w dodatku lekko się uśmiechała.
- O-Mój-Boże! - usta Marii rozchyliły się w szoku
Pochyliła się w stronę przyjaciółki, sycząc do jej ucha tak, by nikt inny nie słysza:
- Liz czy ty i Max...
Oczy dziewczyny poszerzyły sie momentalnie. Ton w jakim wypowiadała to Maria nie mógł oznaczać niczego innego, tylko to konkretne pytanie.
- Nie! - od razu zaprzeczyła gwałtownie – Nie, nie, nie!
- Spokojnie, tylko pytałam – Maria roześmiała się – Twój wyraz twarzy... Eh, nie ważne. Przynajmniej macie siebie – mruknęła
Liz prychnęła. Nigdy wcześniej chyba tego nie robiła, bo blondynka znów spojrzała na nią dziwnie. Naprawdę jej dzisiaj nie poznawała. Ale ją po prostu śmieszyło i drażniło stwierdzenie, że mają siebie z Maxem. Bzdura. Nie mieli już nic. Owszem, na pewno on ją przeprosi. Ona wybaczy. I będzie dobrze. Dobrze, chociaż już nigdy jak wcześniej.
- O! Nadchodzi twój książę. Zostawię was samych – Maria obróciła się nim Liz zdązyła cokolwiek powiedzieć
Wbiła wzrok we wnętrze szafki, czekając aż Max podejdzie bliżej, aż usłyszy jego głos. Coś w niej zaczęło się kotłować. Jakby nie wszystko się zaleczyło i uspokoiło. Złośliwe drgawki furii, które wczoraj pchnęły ją w stronę jakiegoś baru. Świadomość, że jednak widziała go z Tess, że nie mogła temu zaprzeczyć i udać, że wszystko jest w porządku. Kiedy ciepła dłoń przesunęła się po jej plecach, napięła całe ciało i zacisnęła pięści. Ledwo się powstrzymywała od tego, by mu nie wygarnąć tego wszystkiego, co ostatniego wieczoru wyklinała sama do siebie.
- Hej Liz – jego usta musnęły delikatnie jej policzek
- Hej – mruknęła niezbyt przyjemnym tonem
Zatrzasnęła szafkę, powoli odwracając się do niego. Ciemne oczy wpatrywały się w nią z lekkim zdumieniem. No tak, przecież przy nim jeszcze nigdy nie wykonała gwałtowniejszego ruchu, a już tym bardziej nie posyłała lodowych spojrzeń. Po chwili jednak szok przeszedł w jego tradycyjny ciepły uśmiech.
Nienawidziła tego uśmiechu. Był taki... niewinny. Stawiał Maxa w tak jasnym świetle, że wszelkie oskarżenia wobec niego zdawały sie być zbrodnią. Kiedy wlepiał w nią swoje oczy pełne ufności i gorącego uczucia, słabła. Wytrącał jej broń z ręki. Obracał wszystko przeciwko niej i znów zaczynała się dusić w wyrzutach, że go zdradziła. Ale zaraz... ciekawe czy patrzył tak samo na Tess. Czy równie miękkim tonem wypowiadał jej imię. Nic nie mówiła, po prostu wpatrywała się w niego, jakby szukała odpowiedzi na swoje pytania, jakby chciała mieć pewność, że ma go za co nienawidzić. Bo przecież do tej pory był taki idealny, a to ona zawsze wątpiła. Chociaż raz mógłby być naprawdę winny, a ona z czystym sumieniem spojrzałaby na niego i nie czuła potrzeby obwiniania samej siebie.
- Wszystko w porządku? - zapytał z troską, odgarniając natrętne pasemko włosów z jej twarzy – Wyglądasz jakoś... inaczej.
No świetnie. Kolejna osoba jej to mówiła. Czyżby miała na czole napisane „straciłam dziewictwo”? Przygryzła dolną wargę, powstrzymując ogromną chęć jęknięcia znudzenia i rozdrażnienia.
- W porządku. - uśmiechnęła się lekko
* * *
Z ulgą wyszła z klasy. Ostatnia. Nawet bardzo ostatnia. Siedziała w sali astronomicznej niezwykle długo, pod pretekstem chęci skończenia projektu. Projektu, który od dwóch tygodni był już gotowy. Ale teraz przynajmniej mogła swobodnie poruszać się po korytarzach, gdy już większość uczniów skończyła lekcje, a pozostali właśnie odbębniali swoje ostatnie zajęcia. Cisza i spokój, zero ryzyka, że spotka kogoś kogo nie chciałaby spotkać. Maxa. On już był w domu, już nie mógł jej prześladować chociażby przez tych kilkadziesiąt minut. Ulga. Dlaczego nie potrafiła od razu mu powiedzieć co jest nie tak? Dlaczego juz rano nie oskarżyła go? Dlaczego nawet nie wspomniała o ostatnim wieczorze i o Tess? Dlaczego nigdy nie umiała w żaden sposób ostro zareagować i może nawet na niego krzyknąć? Bo to by go zraniło...
Zaklęła pod nosem ze złości na samą siebie. Może i coś się zmieniło ostatniej nocy, ale chyba nie to co powinno. Ciągle była uzależniona od Maxa, ciągle była jego kruchą ksieżniczką, która zdawała sie żyć tylko dla niego. A on tego nie doceniał. Otworzyła swoją szafkę, upychając wszystkie książki i ciągle mamrocząc coś. Sama nie wiedziała co wypowiada. Przekleństwa a może słowa, jakie powinna była wykrzyczeć Maxowi?
Wstrzymała oddech, gdy czyjaś dłoń przesunęła się leniwie po jej plecach a ciepłe obłoczki powietrza odbiły się od jej karku. To nie Max. On tak nigdy nie dotykał. Ale znała to uczucie bardzo dobrze. Te drobniutkie elektryzujące ciarki, które przesuwały się razem z tymi opuszkami. To samo ciepło i niebezpieczeństwo. Nie śmiała nawet drgnąć. Tylko jej myśli zaczęły szaleńczo wirować, wywracając świat do góry nogami. Jej ciało jeszcze pamiętało wszystko za dobrze, by mogła się swobodnie obrócić i zignorować go. A miękki głos przepłynął tuż koło jej ucha, w nęcącym tonie.
- Jesteś strasznie spięta, Parker.
Przymknęła powieki. Siłą powstrzymała mruknięcie, które usiłowało wyrwać się z jej gardła. Dłoń przesuwała się niżej po jej plecach, aż na skraj gdzie bluzka łączyła się ze spodniami. Gorący oddech wtapiał się w zagłębienie jej szyi, przesyłając kolejne dreszcze po zakończeniach nerwowych. Chryste czy on musiał być taki... fizyczny?
I have the tendency of getting very physical
So watch your step cause if I do you’ll need a miracle
- Hej Michael – ochrypły głos drżał, jak jej ciało
Śmiech przesunął się po jej obojczyku, a po chwili ciepło jego ciała zniknęło. Odsunął się, oddając jej swobodę oddechu i przestrzeni. Oparł się bokiem o szafki, a intensywny wzrok ślizgał się po całej jej sylwetce. Przyglądał się jej jakby z zaciekawieniem.
- Widziałem cię dzisiaj z Maxem – niby lekceważący ton, nic nie znaczący, ale wiedział, że uderzy tym w samo centrum
Zatrzasnęła szafkę z hukiem. Już po raz drugi tego dnia. Wbiła wzrok w rozbawioną twarz Michaela. O tak, miał ubaw. Albo lubił ją drażnić albo podobał mu się fakt, że to właśnie był jej problem. Że Max był problemem. Jedno krótkie zdanie, że widział ich razem. Widział tak jak dawniej. Spędzali wspólnie przerwy, ramię Maxa oplatało ją dokoła, a ona miała na twarzy ten swój słodki uśmiech. Jak dawniej. A przecież nic już nie było jak dawniej. Tylko udawała. I tylko Michael o tym wiedział. I kpił z niej. Kpił z tego, że chciała mieć znów Maxa, znów czuć to co dawniej. Kpił z tego, że w zasadzie to ona jego traktowała jak porcelanową lalkę, której nie można niczym zranić. A przecież wystarczyłoby, żeby powiedziała o pocałunku, który widziała, żeby wyraziła ból i żal. Nie robiła tego, bo Max mógłby spojrzeć na nią tymi swoimi szczenięcymi ślepkami, załamać się, a ona poczułaby się winna. Jak zwykle. O wyznawaniu całej prawdy nie było w ogóle mowy. Gdyby się dowiedział, że oddała swój „skarb” Michaelowi, serce by mu pękło... I ona też by tego nie przeżyła.
- Nie powiedziałaś mu – stwierdził bez większego wahania, patrząc na nią z politowaniem
- Oczywiście, że nie!
Michael chyba nie sądził, że po prostu na dzień dobry powiedziałaby Maxowi o wszystkim. Że tak spokojnie wyznałaby mu, że przespała się z jego najlepszym przyjacielem. W dodatku głównie po to, by się na nim odegrać. Wszystko miało swoje granice. Bezwzględność i zdrada również.
- I mam nadzieję... - jej głos urwał się, a wzrok powędrował na twarz Michaela – Czy mógłbyś...
Mierzył ją uważnie spojrzeniem. Bała się. Bała się, że mógłby powiedzieć Maxowi co zaszło i wtedy straciłaby wszelką kontrolę a jej świat ległby w gruzach. A chyba była za słaba by to przeżyć. Lewy kącik jego ust uniósł się w nieco złośliwym uśmieszku. Ciekawie byłoby zobaczyć ją w stanie rozpaczy, bezbronną i całkowicie pozbawioną kontroli. Liz Parker zawsze silna i wytrzymała, nagle obnażona i słaba. Pozbawiona kontroli... ponownie. A wyglądała wtedy niesamowicie. Gdy to on przejmował całą władzę.
- Spokojnie Parker. Nic mu nie powiem. Życie mi jeszcze miłe – zakpił
Oczywistym było, że Max zabiłby go za samą wiadomość, a potem jeszcze wielokrotnie za myśl, że jego niewinna Liz nie była już taka niewinna. Przez niego.
Michael oparł głowę o metalowe szafki, przesuwając spojrzenie na sufit. Przez chwilę Liz miała wrażenie, że to kolejna oznaka lekceważenia i znudzenia, coś w rodzaju uznania ich rozmowy za zakończoną. Chciała więc odejść, ale jego słowa zatrzymały ją w pół kroku. Głos chłodny i wręcz nasączony kpiną.
- Wiedziałem, że będziesz żałować.
Ciemne tęczówki powędrowały w górę, na jego twarz. Był taki pewny siebie i swoich obserwacji. Tylko po co mówił to? Żeby ją jeszcze bardziej pogrążyć w budzących się co chwila wyrzutach? A może by przekonać się czy miał rację. Żałowała, że nie powiedziała Maxowi wielu rzeczy. Żałowała, że musiała ukrywać prawdę przed Marią. Żałowała, że była tak słaba wobec niego. Ale tej jednej jedynej sprawy nie żałowała.
- Nie żałuję – powiedziała spokojnie i zmrużyła oczy
- Bujać to my, ale nie nas, Parker – roześmiał się, a jego spojrzenie znów zsunęło się na nią
Jeden impuls. Czy to przez chęć udowodnienia mu jak bardzo się myli, czy może przez dziwne pragnienie, ale w ułamku sekundy znalazła sie tuż przy nim. Miękkie wargi smakowały jego ust. Zachłannie. Zbierając cały smak pikantnego Tabasco ze śniadania. Przez chwilę w pełni zaskoczony, stał nieruchomo, poczym odwzajemniał każde muśnięcie. Pocałunek równie obezwładniający jak samo wpsomnienie nocy. Mruknęła, niechętnie odchylając głowę do tyłu i przerywając. Chociaż każda cząsteczka jej ciała błagała o więcej, umysł zasypywał ją pytaniami.
- Widzisz. Nie żałuję – szepnęła
Tak. Przekonała go pod tym względem. Tylko dlaczego pozostawiała taki niedosyt?
c.d.n.
Who is online
Users browsing this forum: No registered users and 0 guests