Tak! To zdecydowanie mój ulubiony rozdział również. zresztą już wczesniej napisałam, że 11 część rulez! A coraz bliżej do niej, bo dzisiaj już 10Ja wam mówię zaczekajcie na scenę 'z wózkiem' Uwielbiam ten rozdział
Zły, czarny charakter pojawia się dzisiaj i to w ostrym wejściu. Szokujące informacje zostają podane. Tylko czytajcie uważnie, żeby potem nie było niedomówień Deacon Frost chociaż niezwykle uwielbiany przeze mnie nie pojawi się w HOS. Nie wiem w ogóle jak wam to mogło przyjść do głowy... Tu i tak jest wystarczająco wkurzających osób.
Anty-różowa rewolucja! Tak, tak, tak! Jestem jak najbardziej za! Będziemy palić na stosie wszystko co różowe Burn!
A tutaj skromny art Onarka, na który ją namawiałam (zmuszałam). Wprawdzie czekam na jeszcze inny z tą postacią, ale póki co, macie, bo idealnie pasuje do części dzisiejszej:
Miłego czytania, szokowania się i przede wszystkim komentowania
10.
Spoglądał na przeciwległą ścianę, przyglądając się staremu zegarowi, który o dziwo dobrze działał. Śledził wzrokiem każde drgnięcie wskazówek. I tak już od dziesięciu minut. Ale co miał robić? Czekał jak zawsze. I tak nigdzie mu się nie spieszyło. Czekał i liczył w pamięci uciekające sekundy. Ciekawe czy spóźniał się też regularnie? Tak. Cokolwiek szef robił, zawsze było to precyzyjne.
Precyzja. Dokładność. Determinacja. To musiały być geny. Dopiero teraz to dostrzegał. Jakoś wcześniej mu to przez myśl nie przeszło. A jeśliby się jeszcze przyjrzeć wyglądowi zewnętrznemu... Zdecydowanie byli podobni. Chociaż ona nie miała w sobie takiej nienawiści i żądzy mordu. Ale to już chyba zależało od środowiska w jakim się obracali.
Nie pytał dlaczego. Wolał się w to nie wtrącać. Zresztą to byłoby zbyt duże ryzyko. Jednym słowem można było szefa rozwścieczyć, a to oznaczałoby tylko niebezpieczeństwo i wyrok. Więc siedział cicho i nie poruszał tego tematu. Tylko krążył wokół niego. Musiał. Gdyby chociaż podstaw nie znał, nigdy by się ne to nie zgodził. Chyba... Metody jakimi się tu posługiwano zbyt przypominały Manticore, by ot tak mógł to olać.
Drzwi się uchyliły, poczym otworzyły na oścież. Wysoki mężczyzna wszedł do środka zatrzaskując za sobą drzwi. Ciemne oczy rzuciły ostre spojrzenie w kierunku siedzącego na fotelu chłopaka. Ten nawet nie drgnął. Był przyzwyczajony do tego i nie robiło to już na nim żadnego wrażenia. Mężczyzna rzucił na biurko teczkę z jakimiś aktami. Tym razem był naprawdę zdenerwowany. Wcisnął dłonie w kieszenie i utkwił wzrok w twarzy siedzącego. Najwyraźniej poważnie się nad czymś zastanawiał. Po chwili mruknął coś i usiadł w swoim skórzanym fotelu, sięgając ponownie po akta.
- Sprawia mi więcej kłopotów niż przewidywałem – wymamrotał przeglądając białe kartki
Chłopak uniósł bre w zdumieniu. Doskonale wiedział o kim mowa, ale nie miał pojęcia co miał na myśli. Kłopoty? Ciekawe jakie. Przecież ona nawet nie miała pojęcia o tej obserwacji.
- To zaczyna być drażniące – chłodny ton rozbrzmiał w jego uszach – Nie chcę być za nią odpowiedzialny. To zbyt komplikuje moje zadanie.
Uważnie analizował te słowa, usiłując odnaleźć rzeczywisty ich sens. Jednak konkluzja zaczynała go zbyt przejmować. Takie stwierdzenie padające z ust tego mężczyzny mogło oznaczać tylko jedno. I absolutnie mu się to nie podobało.
- Nic ci nie skomplikuje – powiedział spokojnie – Nie zwracaj na nią uwagi.
- Jak mam nie zwracać uwagi skoro zabija mi ludzi? - warknął mężczyzna
Co prawda to prawda, ale ten kij ma dwa końce. Z jednej strony ginęli ludzie pod jego wodzą, ale z drugiej to była obrona jej ludzi.
To naprawdę zaczynało być pokręcone. Cokolwiek by się nie stało, któremuś z nich by to nie odpowiadało. Ich cele całkowicie się rozmijały. Dodatkową trudnością był fakt, że ona o niczym nie wiedziała. I nie mogła wiedzieć. To by ją zabiło...
Mężczyzna odłożył akta i westchnął. Musiał to wszystko przekalkulować. W zasadzie to nawet nie musiał, oczywiste było, że ewentualne uczucia nie wchodziły w grę. Poza tym nie było żadnych uczuć. Kompletnie. Pamiętał ją tylko jako pięcioletnią dziewczynkę. Wtedy jeszcze nie wiedział kim była i że kiedyś przyjdzie mu ją ponownie spotkać. W dodatku z posiadaną przez siebie wiedzą... Wiedzą, o którą nie zabiegał, a którą obarczył go ojciec.
Obrócił się dokoła na fotelu, w końcu zatrzymując się i spoglądając na chłopaka.
- Zabij ją – powiedział spokojnie, ale zimno
To go całkowicie zaskoczyło. Zamarł w bezruchu. Miał wrażenie, że przez chwilę nawet jego serce przestaje bić. Zabić? Po raz pierwszy w życiu to słowo miało jakieś ważniejsze znaczenie. Pewnie, że zabijał i to nie raz. Ale JEJ nie mógł zabić! Tyle dla niego zrobiła. I nie tylko dla niego. Nie mógł zabić swojego dowódcy ot tak po prostu.
- Żartujesz – wymamrotał z nieudawanym przerażeniem
Ale wyraz ciemnych oczu nie pozostawiał wątpliwości. Naprawdę chciał ją zlikwidować. Jak zresztą ich wszystkich. Tylko, że jej sprawa rysowała się nieco inaczej. Nie podejrzewał, że więzy krwi można tak łatwo zerwać.
- Ames... to twoja... siostra! - w jego głosie mieszały się niedowierzanie i strach
Siostra. Padło to słowo, które od dwóch lat paraliżowało jego umysł. Tak. Agent Ames White się czegoś bał. Kogoś. Świadomości, że ma siostrę i że jest ona jednym z jego wrogów. Mógłby to zepchnąć w otchłań i pozbyć się jej już dawno, ale wracały wspomnienia dzieciństwa, którego i tak prawie nie było. On miał swoją powinność a ona gdzieś zniknęła. Nie było wątpliwości, że ojciec ją zabrał i ukrył. Tylko gdzie? Teraz stawało się jasne, że Manticore było idealną przykrywką dla tego „skarbu”. Ulepszonego genetycznie skarbu, który nawet nie wiedział kim naprawde jest.
Dlatego nie musiała o tym wiedzieć i teraz. A on mógł jej nie traktować jak siostry, bo i tak jej nie znał. Posłał ostre spojrzenie wyraźnie zszokowanemu chłopakowi. No tak. Ich lojalność była aż mdła momentami. Sięgnął po telefon i z pamięci wybrał numer. Musiał znaleźć kogoś, kto podejmie się tego zadania, bo ten transgeniczny najwyraźniej miał swoje granice.
- Mam dla ciebie zlecenie. Najlepiej jeszcze dziś. Dobra, za godzinę – odłożył słuchawkę.
- Jej się nie da ot tak zabić.
- To się okaże – White rzucił chłodno
* * *
Dusiła sie w tym mieszkaniu. Musiała wyjść i to jak najszybciej. Gdziekolwiek. Może do centrali powiedzieć ze Scottem, pogadać z Max? A może dorwie Kyla i się trochę rozerwie? Zamknęła za sobą drzwi. Od razu lepiej.
Pół dnia leżała na kanapie, zastanawiając się co oni wyprawiali. Oni we dwoje. Ona i Alec. Zachowywali się jak dzieci i to w dodatku rozkapryszone, egoistyczne. Coś w rodzaju „moja łopatka, a dlaczego moja to ci nie powiem, bo moja i już, a ty jesteś głupi”. Drażniło ją to. Szaprali się i wykrzykiwali nienawiść, a w rzeczywistości każde wracało myślami do tamtej jesieni. Złociste liście i złociste iskry w jego oczach. Delikatny wiatr i delikatny oddech na jej skórze. Zapach suszonych owoców i jego zapach.
Przymknęła powieki. Dlaczego tak mocno musiała się tego wypierać? Bo była żołnierzem. Tak zawsze odpowiadała. A według regułki żołnierz był maszyna, która nie mogła czuć. Uczucia niszczyły zmysły. To mogło ją osłabić, a jej słabość byłą niebezpieczeństwem dla jej oddziału. Poza tym kto widział, by wpadać w ten amok w trakcie zadania. Gorzej... dać się omotać przez ofiarę zadania.
Potrząsnęła głową. Nie mogła dać się temu ponownie omotać. Nie teraz, gdy powinna skupić się na odnalezieniu tego mordercy...
Zatrzymała się w pół kroku czując coś dziwnego w powietrzu. To nie był niczyj znajomy zapach. Rozejrzała się. No tak, świetnie. Korytarz, w którym nie powinna się znaleźć. Kilka kroków do przodu i znajdzie się przy mieszkaniu Aleca. Ale to nie było to... Coś innego. I wiele bardziej niebezpiecznego. Jakby coś czaiło się w mroku. Ktoś. Napięła wszystkie mięśnie i wyostrzyła zmysły.
Lśniące ostrze sunęło w stronę jej pleców. Z chirurgicznie wymierzoną precyzją. Milimetry od punktu, za którym krył się prawy przedsionek serca. Gwałtownie się obróciła, w momencie kiedy nóż został pchnięty do przodu. Klinga się obsunęła, trafiając dużo niżej pomiędzy żebra. Jęknęła, czują jak nerwy ostro się napinają a potem straciła czucie. Kątem oka uchwyciła uciekającą osobę. Jasne włosy rozpłynęły się po chwili, gdy osunęła się w dół. W głowie się kręciło a usta coś mamrotały. Ale sama nie wiedziała co.