Gravity of love
Moderators: Olka, Hotaru, Hotori, Hypatia
Ech dobijająca jest ta część Już nawet nie pomaga fakt, że oni i tak w przyszłości będą razem jak się czyta całe GOL
Cóż... Jak zwykle doskonale opisałaś uczucia i przemyślenia głównych bohaterów nawet tak smutne i przerażające...
I tak uważam, że Alec miał gorzej niż Liz... Może i ona była pierwsza, ale nie musiała patrzeć na to z tej strony co Alec... Który widział jak uchodzi z niej życie te która dzieliła z nim Ta głupia Renfro Normalnie brak słów na jej postępowanie
Ech z tego co sobie przypominam to zostałą nam jeszcze tylko jedna część?
Cóż... Jak zwykle doskonale opisałaś uczucia i przemyślenia głównych bohaterów nawet tak smutne i przerażające...
I tak uważam, że Alec miał gorzej niż Liz... Może i ona była pierwsza, ale nie musiała patrzeć na to z tej strony co Alec... Który widział jak uchodzi z niej życie te która dzieliła z nim Ta głupia Renfro Normalnie brak słów na jej postępowanie
Ech z tego co sobie przypominam to zostałą nam jeszcze tylko jedna część?
To... było... o k r o p n e Normalnie żal mi ich obojga. Chociaż chyba rzeczywiście Alec miał gorzej - najpierw musiał patrzeć na to wszystko, a potem zabrali się za niego... Odrobinkę (ale tylko odrobinkę, bo najlepiej by było, gdyby im nic nie robili) lepiej by było, gdyby ci dranie 'zajęli' się nimi całkowicie oddzielne. Ale nie, głupia Renfro musiała dorzucić swoje trzy grosze Już nie wiem, jaką obelgą ją obrzucić, bo mi się powoli kończą Na stos z nią!
No tak... już tylko jedna część... Sama nie wiem, czy cieszyć się z końca tej tortury czy płakać rzewnymi łzami...
No tak... już tylko jedna część... Sama nie wiem, czy cieszyć się z końca tej tortury czy płakać rzewnymi łzami...
Mężczyzna uważa, że wie, ale kobieta wie lepiej. - chińskie
Czy gorzej miał Alec patrząc na Liz czy Liz ze świadomością, że on na nią patrzy... Nie wiem. Takiego cierpienia nie da się zmierzyć i rzeczywiście świadomość wydarzeń z SZD niewiele pomaga. Najtrudniejsze było chyba to, że próbowali złapać się swoich wspomnień za wszelką cenę, wiedząc, że i tak zostaną im one odebrane, że nie mogą mieć nadziei. Moją uwagę zwraca coś jeszcze - precezyjność i brak zachamowań tych z Psy Ops.
"Dałem ci przyjaźń, milczenie, wczoraj swoją krew. Czego chcesz dzisiaj? Nerki?!" (Alex)
Pewnie, że Alec miał gorzej Biedaczek musiał przyglądać się jak krzywdzą Liz, słuchać jej krzyku, patrzeć na łzy... Na dodatek ze świadomością że zaraz i jego to spotka... I że za chwilkę oboje nie będą siebie pamiętać... Nawet nie potrafię wyobrazić sobie takiej sytuacji... Tylko nam się zdaje, że wiemy, co oni czuli. Nie wiemy... i na szczęście Bidulki nasze...
I age ma rację, nie wiem, jak w ogóle ci lekarze tak mogli... Musieli być naprawdę "wyszkoleni" żeby nie zwracać uwagi na krzyki, płacz, cierpienie... miłość
A po GOL napewno przeczytam jeszcze raz SZD.
I age ma rację, nie wiem, jak w ogóle ci lekarze tak mogli... Musieli być naprawdę "wyszkoleni" żeby nie zwracać uwagi na krzyki, płacz, cierpienie... miłość
A po GOL napewno przeczytam jeszcze raz SZD.
"Wszyscy leżymy w rynsztoku,
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
No i część ostatnia. Miała być pełna nadziei, ale nie miałam na nią nastroju i wyszło jak wyszło... dlatego jednak radziłabym sięgnąć po SZD. Mam ogólnie kiepski humor, więc i część jest taka chłodna i pochmurna... Ale jeśli kogoś to pociesza to dzisiaj wieczorem premiera nowego opowiadania.
Epilog
Weszła na plac, rozcierając obolałe oczy. Przez dwa dni leżała w skrzydle szpitalnym, nie mogąc odzyskać sił. Ale w końcu udało jej się zwlec z łóżka. Tylko po to, by dowiedzieć się, że jej oddział nie żyje. Nie pytała dlaczego i jak. Żołnierz nie zadaje nigdy takich pytań. Wystarczyło, że lodowy głos Lydeckera wtopił się w jej umysł razem z tą informacją. Pozostała tylko ona. Ona jedna. Była sama. Niby nie powinna czuć nic szczególnego w związku z tym, ale jednak jakiś cień smutku padał na jej twarz.
Teraz miała nową „rodzinę”. Przeniesiono ją do innego skrzydła, gdzie musiała zajmować wspólną salę z X6. Nieletnimi, sporo od niej młodszymi dzieciakami. Oczywiście, była dla nich jak autorytet lub ktoś wyższy stopniem, ale nie bawiło jej to. Nie czuła się tam dobrze. W dodatku ciągle powracał ten dziwny lęk, a w gardle rodził się krzyk. Nigdy nie wypowiedziany, zawsze tłumiony, ale jednak była chęć rozpaczy. Nie wiedziała skąd to się bierze. Przecież koszmarów z dzieciństwa już dawno się pozbyła, nie wracały nawet wspomnienia czerwonego laseru. Ale za każdym razem gdy zamykała powieki, budził się piekielny ból, rozrywający jej serce na strzępki i przeszywający nerwy milionami cieniutkich igiełek.
Światło przywracało dziwaczny ból w oku. Jakby nerw wzrokowy przesyłał impuls, który miał jej o czymś przypomnieć. Tylko o czym? Była pierwsza na placu. Jak zresztą zawsze od tych paru dni. W nowym oddziale spędziła zaledwie tydzień, a już wyrywało ja gdzie indziej. Wychodziła zawsze pierwsza na plac, jakby tam coś na nią czekało. Nigdy nie umiała jednak sprecyzować co. I stała kilka kroków dalej, wpatrując się w pochmurne niebo i czekając na dzieciaki ze swojej sekcji. A potem był trening.
Tym razem też przyszła wcześniej. Chyba za wcześnie, bo na placu dopiero co zakończył się trening innego oddziału. Transgeniczny znikali w przeciwnym skrzydle, a ona spokojnym krokiem weszła na plac. Ciemne oczy już miały skierować się ku górze, by zobaczyć to samo szare niebo, co zwykle... ale wzrok momentalnie pobiegł w innym kierunku. Coś ściągnęło jej uwagę w stronę tamtego oddziału.
Sylwetka. Postać. Ten transgeniczny wyglądał jakoś znajomo. Bardzo znajomo. Znała go, tylko... Tylko nie mogła sobie przypomnieć skąd go znała. Czy w ogóle naprawdę go znała... Oko zapiekło, a głowa błyskawicznie ją rozbolała. Jakby uderzono ją czymś ciężkim. Aż zacisnęła powieki. Jakieś niewyraźne głosy rozbrzmiały w jej głowie. Czyjś śmiech, czyjeś słowa, jej imię... Potrząsnęła głową. Spojrzała w niebo.
Tak samo szare jak codzień.
* * *
Rok później
Zadawała kolejne ciosy, za każdym razem trafiając w najczulszy punkt przeciwnika. Nie zastanawiała się dlaczego idzie jej o wiele lepiej niż tym nowym, a ponoć ulepszonym jednostkom. Byli od niej młodsi, ale sprawniejsi, teoretycznie mieli większe predyspozycje, ale mogła ich pokonać z zamkniętymi oczami. Nie chodziło o doświadczenie i pewność. Błąd tkwił u podstaw, w samym materiale genetycznym.
Walczyła dalej, raz po raz posyłając na matę kolejnych żołnierzy. Starała się nie rozpraszać mimo denerwującej obserwacji. Mężczyzna i kobieta stali kilka metrów dalej. Śledzili uważnie każdy jej ruch.
- Jest dobra – głos kobiety był zimny i krystaliczny
- Najlepsza – mężczyzna uśmiechnął się lekko, dumny ze swojej wyraźnej zasługi
- Jest ze starej serii, prawda?
- Tak – przyznał mężczyzna – Pozostało ich niewiele. Po tej ucieczce i po kolejnych...
- Zgoda – przerwała mu kobieta – Wyślemy ją.
Mężczyzna posłusznie przytaknął i podszedł do jednego z żołnierzy nadzorujących przebieg ćwiczeń. Dwa krótkie zdania wypadły z jego ust i po chwili żołnierz wydawał polecenia. Dziewczyna jednym ciosem powaliła przeciwnika, po czym posłusznie podążyła za mężczyzną. Kiedy zatrzymali się przy kobiecie, wyprostowała się i przyjęła pozycję na baczność. Stalowe oczy kobiety wbiły się w nią, badając każdy szczegół jej budowy.
- 542, przeszłaś szkolenie do indywidualnych misji?
- Tak – odpowiedziała krótko
Kobieta okrążyła ją i ponownie się zatrzymując, otworzyła akta, które do tej pory ściskała w dłoni.
Przytaknęła i oddała teczkę mężczyźnie. Stanęła twarzą w twarz z dziewczyną.
- Twoje zadanie będzie proste. Musisz pozbyć się kogoś – mówiła o tym, jak o zwykłym zadaniu rachunkowym
Wręczyła dziewczynie szarą kopertę formatu A4.
- Tu są wszystkie dane o twoich celach. Własne dokumenty dostaniesz jutro.
Dziewczyna wzięła kopertę nie zmieniając nawet wyrazu twarzy. Przez tyle lat ją szkolili, brała udział w wielu różnych akcjach, ale nigdy nie dostawała indywidualnego przydziału. Kiedyś usłyszała rozmowę nadzorujących ją naukowców. Mówili o jej zdolnościach, ambicji, sposobie myślenia, o tym, jak szybko się uczy nowych technik i zaskakuje w walce, ale określili również jeden mankament – ulega głębokim emocjom. Nie wiedziała co mieli na myśli.
Nie wiedziała aż do dnia, gdy w całej jednostce wszczęto alarm. Podążała wtedy za swoim oddziałem, ale mijając jedną z cel, zatrzymała się. Miała nieodparte wrażenie, że była tu kiedyś coś się działo. Kiedy ją siłą wyprowadzono z dala od płonącego budynku, przysłuchała się kolejnej rozmowie. Ta wyjaśniała dużo więcej, ale nadal nie znała szczegółów.
Mimo wszystko wolała się nie przyznawać do swojej wiedzy i przeczuć. Ceniła sobie ostatnie pół roku, które na szczęście spędziła z dala od Psy-Ops.
Gdy kobieta i mężczyzna odeszli, wypuściła powietrze i z zaciekawieniem otworzyła kopertę. Przyjrzała się zdjęciom, po czym wczytała się w akta. Jedna z najważniejszych zasad – poznaj wroga.
The end
Epilog
Weszła na plac, rozcierając obolałe oczy. Przez dwa dni leżała w skrzydle szpitalnym, nie mogąc odzyskać sił. Ale w końcu udało jej się zwlec z łóżka. Tylko po to, by dowiedzieć się, że jej oddział nie żyje. Nie pytała dlaczego i jak. Żołnierz nie zadaje nigdy takich pytań. Wystarczyło, że lodowy głos Lydeckera wtopił się w jej umysł razem z tą informacją. Pozostała tylko ona. Ona jedna. Była sama. Niby nie powinna czuć nic szczególnego w związku z tym, ale jednak jakiś cień smutku padał na jej twarz.
Teraz miała nową „rodzinę”. Przeniesiono ją do innego skrzydła, gdzie musiała zajmować wspólną salę z X6. Nieletnimi, sporo od niej młodszymi dzieciakami. Oczywiście, była dla nich jak autorytet lub ktoś wyższy stopniem, ale nie bawiło jej to. Nie czuła się tam dobrze. W dodatku ciągle powracał ten dziwny lęk, a w gardle rodził się krzyk. Nigdy nie wypowiedziany, zawsze tłumiony, ale jednak była chęć rozpaczy. Nie wiedziała skąd to się bierze. Przecież koszmarów z dzieciństwa już dawno się pozbyła, nie wracały nawet wspomnienia czerwonego laseru. Ale za każdym razem gdy zamykała powieki, budził się piekielny ból, rozrywający jej serce na strzępki i przeszywający nerwy milionami cieniutkich igiełek.
Światło przywracało dziwaczny ból w oku. Jakby nerw wzrokowy przesyłał impuls, który miał jej o czymś przypomnieć. Tylko o czym? Była pierwsza na placu. Jak zresztą zawsze od tych paru dni. W nowym oddziale spędziła zaledwie tydzień, a już wyrywało ja gdzie indziej. Wychodziła zawsze pierwsza na plac, jakby tam coś na nią czekało. Nigdy nie umiała jednak sprecyzować co. I stała kilka kroków dalej, wpatrując się w pochmurne niebo i czekając na dzieciaki ze swojej sekcji. A potem był trening.
Tym razem też przyszła wcześniej. Chyba za wcześnie, bo na placu dopiero co zakończył się trening innego oddziału. Transgeniczny znikali w przeciwnym skrzydle, a ona spokojnym krokiem weszła na plac. Ciemne oczy już miały skierować się ku górze, by zobaczyć to samo szare niebo, co zwykle... ale wzrok momentalnie pobiegł w innym kierunku. Coś ściągnęło jej uwagę w stronę tamtego oddziału.
Sylwetka. Postać. Ten transgeniczny wyglądał jakoś znajomo. Bardzo znajomo. Znała go, tylko... Tylko nie mogła sobie przypomnieć skąd go znała. Czy w ogóle naprawdę go znała... Oko zapiekło, a głowa błyskawicznie ją rozbolała. Jakby uderzono ją czymś ciężkim. Aż zacisnęła powieki. Jakieś niewyraźne głosy rozbrzmiały w jej głowie. Czyjś śmiech, czyjeś słowa, jej imię... Potrząsnęła głową. Spojrzała w niebo.
Tak samo szare jak codzień.
* * *
Rok później
Zadawała kolejne ciosy, za każdym razem trafiając w najczulszy punkt przeciwnika. Nie zastanawiała się dlaczego idzie jej o wiele lepiej niż tym nowym, a ponoć ulepszonym jednostkom. Byli od niej młodsi, ale sprawniejsi, teoretycznie mieli większe predyspozycje, ale mogła ich pokonać z zamkniętymi oczami. Nie chodziło o doświadczenie i pewność. Błąd tkwił u podstaw, w samym materiale genetycznym.
Walczyła dalej, raz po raz posyłając na matę kolejnych żołnierzy. Starała się nie rozpraszać mimo denerwującej obserwacji. Mężczyzna i kobieta stali kilka metrów dalej. Śledzili uważnie każdy jej ruch.
- Jest dobra – głos kobiety był zimny i krystaliczny
- Najlepsza – mężczyzna uśmiechnął się lekko, dumny ze swojej wyraźnej zasługi
- Jest ze starej serii, prawda?
- Tak – przyznał mężczyzna – Pozostało ich niewiele. Po tej ucieczce i po kolejnych...
- Zgoda – przerwała mu kobieta – Wyślemy ją.
Mężczyzna posłusznie przytaknął i podszedł do jednego z żołnierzy nadzorujących przebieg ćwiczeń. Dwa krótkie zdania wypadły z jego ust i po chwili żołnierz wydawał polecenia. Dziewczyna jednym ciosem powaliła przeciwnika, po czym posłusznie podążyła za mężczyzną. Kiedy zatrzymali się przy kobiecie, wyprostowała się i przyjęła pozycję na baczność. Stalowe oczy kobiety wbiły się w nią, badając każdy szczegół jej budowy.
- 542, przeszłaś szkolenie do indywidualnych misji?
- Tak – odpowiedziała krótko
Kobieta okrążyła ją i ponownie się zatrzymując, otworzyła akta, które do tej pory ściskała w dłoni.
Przytaknęła i oddała teczkę mężczyźnie. Stanęła twarzą w twarz z dziewczyną.
- Twoje zadanie będzie proste. Musisz pozbyć się kogoś – mówiła o tym, jak o zwykłym zadaniu rachunkowym
Wręczyła dziewczynie szarą kopertę formatu A4.
- Tu są wszystkie dane o twoich celach. Własne dokumenty dostaniesz jutro.
Dziewczyna wzięła kopertę nie zmieniając nawet wyrazu twarzy. Przez tyle lat ją szkolili, brała udział w wielu różnych akcjach, ale nigdy nie dostawała indywidualnego przydziału. Kiedyś usłyszała rozmowę nadzorujących ją naukowców. Mówili o jej zdolnościach, ambicji, sposobie myślenia, o tym, jak szybko się uczy nowych technik i zaskakuje w walce, ale określili również jeden mankament – ulega głębokim emocjom. Nie wiedziała co mieli na myśli.
Nie wiedziała aż do dnia, gdy w całej jednostce wszczęto alarm. Podążała wtedy za swoim oddziałem, ale mijając jedną z cel, zatrzymała się. Miała nieodparte wrażenie, że była tu kiedyś coś się działo. Kiedy ją siłą wyprowadzono z dala od płonącego budynku, przysłuchała się kolejnej rozmowie. Ta wyjaśniała dużo więcej, ale nadal nie znała szczegółów.
Mimo wszystko wolała się nie przyznawać do swojej wiedzy i przeczuć. Ceniła sobie ostatnie pół roku, które na szczęście spędziła z dala od Psy-Ops.
Gdy kobieta i mężczyzna odeszli, wypuściła powietrze i z zaciekawieniem otworzyła kopertę. Przyjrzała się zdjęciom, po czym wczytała się w akta. Jedna z najważniejszych zasad – poznaj wroga.
The end
Wiesz myślałam, że ostatnia część dobije mnie najbardziej, ale po dzisiejszym dniu dochodzę do wniosku, że gorzej być nie może więc jakoś tak spłynął po mnie ten epilog...
Kiedyś wspominałaś mi coś o tej pannie w której zakochał się Alec w DA, ale widzę, że zmieniłaś palny... Ech zupełnie nie mam głowy na komentarz... Przynajmniej nie na taki jaki powinien być na zakończenie GOL... Więc podziękuję Ci tylko za ten ff i za kolejne które piszesz. Tak 3maj Nem
...Teraz czekamy na HOS?
Kiedyś wspominałaś mi coś o tej pannie w której zakochał się Alec w DA, ale widzę, że zmieniłaś palny... Ech zupełnie nie mam głowy na komentarz... Przynajmniej nie na taki jaki powinien być na zakończenie GOL... Więc podziękuję Ci tylko za ten ff i za kolejne które piszesz. Tak 3maj Nem
...Teraz czekamy na HOS?
Tak, epilog nie wzbudził wiekszych emocji. Może to przez ostatnią część, albo przez moje obecne nastawienie do życia. No ale teraz będzie HOS. Wiec jakby nie patrzeć życie Liz, Aleca i nasze i toczy się nadal mimo wszystko. Moja biedna psychika.
"Dałem ci przyjaźń, milczenie, wczoraj swoją krew. Czego chcesz dzisiaj? Nerki?!" (Alex)
A wiecie, że po mnie Epilog też jakoś tak (cytuję ) spłynął? Pewnie dlatego, że druga część była podoba (a może taka sama?) jak początek SZD. Tylko ta pierwsza część... jakaś taka... smutna. Kojarzy mi się z pustką Biedna Liz, wyprali ją z uczuć
Dzięki _liz za GOL
Dzięki _liz za GOL
"Wszyscy leżymy w rynsztoku,
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
GOL jest pierwszym opowiadaniem, które tak mną wstrząsnęło. Aż sama się sobie dziwię...
Nie wiem dlaczego, ale zakończenie GOL (a zarazem początek SZD) kojarzy mi się automatycznie ze sceną Liz-huśtawka-Alec z SZD i jakoś tak od razu humor mi się poprawiłm mimo, ze czytałam Apokalipsę i Epilog na raz, więc byłam w opłakanym stanie i przeżywałam jeszcze scenę w Psy-Opsy...
Więc nie przedłużająć:
_liz strasznie dziękuję Ci za GOL! Co tu dużo mówić: jesteś WIELKA! (to chyba od tego mleczka, nie?? )
Nie wiem dlaczego, ale zakończenie GOL (a zarazem początek SZD) kojarzy mi się automatycznie ze sceną Liz-huśtawka-Alec z SZD i jakoś tak od razu humor mi się poprawiłm mimo, ze czytałam Apokalipsę i Epilog na raz, więc byłam w opłakanym stanie i przeżywałam jeszcze scenę w Psy-Opsy...
Więc nie przedłużająć:
_liz strasznie dziękuję Ci za GOL! Co tu dużo mówić: jesteś WIELKA! (to chyba od tego mleczka, nie?? )
Who is online
Users browsing this forum: No registered users and 58 guests