Przyznam, że Ziemkiewicz nie jest bohaterem mojej bajki, z reguły nie czytam jego artykułów w Cinema – razi mnie nonszalancko-napastliwy ton. Tym razem doszło do tego pogardliwe plucie nad stanem umysłowym Stona.
Jak widać postać Aleksandra – króla- wojownika, znacznie różni się w wyobrażeniu pana Ziemkiewicza od przedstawionej, co ogromnie wkurzyło redaktora, więc odbiera reżyserowi prawo do posiadania własnego zdania.
Być może zamiast "infantylnej" rozmowy z Hefajstionem, Ziemkiewicz chętniej widziałby Aleksandra unurzanego w oparach narkotycznych kadzidełek, pijanego w sztok, w objęciach 5 męskich kochanków. Ku własnej uciesze i gawiedzi, w ramach szaleńczego odreagowania, dla „rozróby” i „rozpierduchy”, Stone powinien pokazać jak król wbija na pal lub włóczy końmi któregoś ze swoich oficerów lub miejscową ludność. Przecież to tylko mają w głowie „krwawi, odrażający paranoicy”- jak go subtelnie określa redaktor.
I pies z Ziemkiewiczem tańcował, niech w swojej wyobraźni nosi taki obraz Wielkiego Króla.
Lecz teraz zaczyna się ciekawsza część, bo gdy dotarłam do słów, które z taką pogardą wydusił z siebie redaktor -„amerykański lewak” - mogłam się tylko uśmiechnąć. A więc o to oto chodzi ?
Nad stanem umysłu Ziemkiewicza, którego postrzeganie ludzi jest w czarno-białych barwach, z doszukiwaniem się i uwypuklaniem ich najmroczniejszych stron, nie dostrzegając w nich nic innego można tylko spuścić zasłonę milczenia. To problem Ziemkiewicza. Lecz gdy zaczyna oceniać ludzi wg preferowanych przez siebie sympatii politycznych, zaczyna być to żałosne a zarazem niebezpieczne. I wbrew pozorom, panie Ziemkiewicz, fakty historyczne sprzed ponad 2000 lat wielu jeszcze obchodzą. Zwłaszcza wobec wojny jaka toczy się teraz w Iraku pod szczytnym hasłem „zaprowadzamy tam demokrację na naszych warunkach”. Jakoś to się dziwnie przekłada na siłowe podboje jakie toczył Aleksander na tamtych ziemiach.
Czasem zapominamy nad czym dyskutujemy, czy nad filmem Stona, czy nad jego przesłaniem, czy nad postacią historyczną i faktami historycznymi. Stąd ta niekończąca się, zapiekła dyskusja przeciwników i zwolenników.
Tych, którzy widzą w Aleksandrze rzeźnika goniącego za sławą, nieprzewidywalnego mordercę chcącego podporządkować sobie cały świat, lub stworzony przez siebie obraz idealnego bohatera – film nie zadowoli. Pojęcie dyktatora lub dzielnego herosa nie mieści się w przedstawionych w filmie kanonach.
Z kolei widzowie dostrzegający w Aleksandrze młodego charyzmatycznego przywódcę epoki hellenistycznej, w pewnym sensie romantycznego bohatera ogarniętego wizją, człowieka targanego rozmaitymi słabościami i sprzecznościami, ale także wspaniałego stratega wojennego, wszechstronnie wykształconego (zabierał na wyprawy architektów, geografów, botaników, astronomów, zoologów), jednym słowem patrzących na Aleksandra-jako człowieka, pojmujących jego głębię – ten wyjdzie z filmu usatysfakcjonowany.
Ale w filmie, prócz faktów historycznych trzeba dostrzec także piękno zdjęć, wspaniałe wnętrza, muzykę i groźne przesłanie z jakim odwołuje się do współczesnego widza. Pod tym względem wrażliwość Ziemkiewicza jest na poziomie ameby i do pięt nie dorasta Stonowi.
Piter Green w swojej biografii Aleksandra Wielkiego, wskazując na jedną z indywidualnych cech króla, pisze:
„ Jeżeli nie możesz zrobić tego co trudne, spróbuj tego co niemożliwe. Greckie słowo oznaczające to pragnienie brzmi
pothos; powraca ono w ciągu całego życia Aleksandra jako „tęsknota za czymś nieznanym, odległym, nieosiągalnym” i nie stosuje się do nikogo innego w starożytnym świecie.
Pothos, użyte w tym znaczeniu, jest indywidualna cechą Aleksandra – i tylko jego. „
I żeby to pojąć trzeba otworzyć umysł i serce, postarać się zrozumieć.
I jeszcze jedno. W sobotę na Discovery o 18.00 jest powtórka dokumentu „Wcielając się w Aleksandra”