Otwórz oczy

Piszesz? Malujesz? Projektujesz statki kosmiczne? Tutaj możesz się podzielić swoimi doświadczeniami.

Moderators: Olka, Hotaru, Hotori, Hypatia

User avatar
age
Nowicjusz
Posts: 114
Joined: Tue Nov 02, 2004 9:21 am
Contact:

Post by age » Sat Jan 01, 2005 11:10 pm

Też spodobało mi się określenie ciocia Nancy. :lol:
I jakby to powiedzieć... CAŁOŚĆ mi się podobała. 8) Jeśli już trzeba to będę czekać na ciąg dalszy, ale mam nadzieję, że nie wystawisz cierpliwości sępików na zbyt ciężką próbę. :roll:
Pełny komentarz jutro (na Komnacie jeśli już dodałaś tam tę część).
Co do wypowiedzi pitera zgadzam się z moimi poprzedniczkami, ale dodam też coś od siebie.
Wejscie do kawiarni (!!! calkowicie do pominiecia !!!)
Nie zgadzam się. :evil: Pomijając fakt, że scena była dobrze napisana, jest do rozwinięcia. Jeśli _liz zechce może zacząć następną część właśnie od niej.
Fakt część jest krótka, ale to jedyne co można jej zarzucić.
Onarku, sępiku naczelny, jak tak dalej pójdzie będziesz musiała skoordynować działania obronne, bo na razie bronimy się w rozproszeniu. :haha: :haha: :haha:
"Dałem ci przyjaźń, milczenie, wczoraj swoją krew. Czego chcesz dzisiaj? Nerki?!" (Alex)

User avatar
Lizzy88
Nowicjusz
Posts: 105
Joined: Sat Aug 21, 2004 5:49 pm
Contact:

Post by Lizzy88 » Sat Jan 01, 2005 11:22 pm

_liz, piterem to Ty się nie przejmuj. Głupoty wypisuje :twisted: No dobra, ma trochę racji, np. w zakresie literówek. Ale to da się jakoś wybaczyć.
Każdy ma swoją receptę na opowiadanie, a _liz, jak inni zauważyli, opisuje głównie uczucia. Akcja też jest, ale i tak główną osią są uczucia. Więc nie czepiaj się, piter, tylko napisz własne, pełne szaleńczych i nieprzewidywalnych zwrotów akcji opowiadanie. _liz bardzo dobrze opisuje uczucia, więc skoro dobrze jej idzie, to czemu ma zaprzestać? A to że opisuje przyczyny rozstania M&L oraz Max i Logana? To źle? To opo jest osadzone po "Destiny" i jakoś trudno mi wyobrazić sobie, żeby o tym rozstaniu nie było najmniejszej wzmianki. Jak zauważyłeś, jakieś wprowadzenie być musi. To jest wprowadzenie _liz. I tyle. Ja je akceptuję, może ma drobne usterki, ale... taką _liz znamy. Nie wyobrażam sobie, aby ni stąd, ni zowąd życie bohaterów zostało pozbawione uczuć, a ich miejsce zajęła ciągła, sucha akcja.

Uff, ale elaborat mi wyszedł.

A tak w ogóle - Liz kuzynką Logana? Hmm... Zobaczymy, co z tego wyniknie. Chociaż chyba dość długo sobie poczekamy... :?

Age, na Komnacie jest już nowa część i... pewna wiadomość...
Sama wrzucę tam jutro resztę komentarza...
Mężczyzna uważa, że wie, ale kobieta wie lepiej. - chińskie

User avatar
piter
Wieczna zrzęda
Posts: 1724
Joined: Thu Aug 07, 2003 2:57 pm
Location: warszawa
Contact:

Post by piter » Sun Jan 02, 2005 2:52 am

Onarku.. juz to tlumaczylem. Sonczylem DA. W calej Tworczosci dominuja teraz x-overy. Lubie wiedziec z czego sie smieje.

Nie zrozumcie mnie zle - ja naprawde zwalam te literowki i styl na niewyspanie i brak czasu. Wiem, ze takich bledow sie nie popelnia po napisaniu tylu tysiecy zdan...

I again: nie twierdze, ze _liz nie radzi sobie z opisami uczuc - radzi. to wazne - wielu tego nie potrafi. To czego sie czepiam to nie brak 'akcji' w rozumieniu a'la 'Szklana Pulapka'.. nie oczekuje, ze przed wejsciem do Crashdown na Max spadnie UFO z Whitem na pokladzie.. Slowo 'akcja' mozna rozumiec troche szerzej - na przyklad jako perturbacje na planie uczuc. Ale tam rowniez tego nie ma. Jest za to masa tekstu o niczym. Ta sama tresc mozna bylo zmiescic w paru linijkach i skupic sie na naprawde waznych i ciekawych watkach, ktore, mam nadzieje, zostana nam przedstawione w niezbyt odleglej przyszlosci...
Zdaje sobie sprawe, ze podrozdzial (to pomiedzy '***' i '***') zle wyglada jak ma 2 linijki, ale jezeli nie ma w nim nic wiecej do napisania to moze lepiej zamiast poetyckiego opisu uczuc zalzawionej Liz lepiej sportretowac otoczenie..? chocby stojacych za nia Maxa z Wesola Kompania? Wiem jak wyglada ten czlowiek, ale mimo wszystko on tez ma uczucia..
onarek wrote:Chociaż rozśmieszyło mnie tak jedno zdanie coś o tym, że Liz juz nigdy się nie zakocha...
3 minuty zastanawialem pod jakim katem ten fragment moze uchodzic za sensowny.. ale w koncu doszedlem do wniosku, ze odczytany w odpowiedniej intonacji i przy niejakiej dobrej woli czytajacego, moze nie uchodzic za obraze zasad logiki..
age wrote:Jeśli _liz zechce może zacząć następną część właśnie od niej.
bardzo interesujace... jedna czesc sie konczy w szalenie porywajacym momencie WEJSCIA DO KAWIARNI (!!!) a nastpna kontynuuje pelna napiecia i emocji scene...

tak z czystej ciekawosci: czytacie to z chusteczkami przy oczetach..?

ps: Nancy to matka Liz? (wybaczcie, ale nie bede teraz grzebal po necie i sprawdzal kim jest tajemnicza 'ciocia'..)
Last edited by piter on Sun Jan 02, 2005 6:03 pm, edited 1 time in total.
dzien dobry. jestem piter i wszystkich lubie.

_liz
Fan...atyk
Posts: 1041
Joined: Fri Aug 15, 2003 4:07 pm
Location: Wrocław
Contact:

Post by _liz » Sun Jan 02, 2005 12:58 pm

Nie powinnam tego pisać piter, bo i tak masz już niewyobrażalnie przerośnięte ego, ale... rozbawiłeś mnie :haha: Naprawdę twoje komentarze mnie powaliły. Co nie oznacza, że się z nimi zgadzam.

Literówki - tak, to wina zmęczenia zdecydowanie i liczę na wybaczenie.

Niepotrzebna scena wejścia do kawiarni - tak się zastanawiam czy naprawdę niepotrzebna :? Chyba lepiej napisać o tym spotkaniu niż żeby potem wszyscy się nagle zastanawiali skąd Logan i reszta w Crashdown i dlaczego Nancy trkatuje go tak a nie inaczej (tak piter, Nancy to matka Liz)

'Akcja' - jeśli naprawde nie chodzi ci o cykl "zabili go i uciekł", ale o zmiany w relacjach między bohatermia, komplikacje itp. to nie martw się, nastąpi to prędzej czy później 8)

Ale jedno przyznaję - potrafię długo pisać o jednym mało waznym elemencie. Jak to się mówi, mam dar "lania wody", w dwudziestu różnych zdaniach potrafię napisać tę samą informację. Czasem to przydatne, ale bywa drażniące dla czytelnika, gdy wkółko czyta o tym samym przez trzy akapity. :lol: Ale jakoś nie potrafię się odzwyczaić i chyba będziecie na to skazani na zawsze w wypadku moich opowiadań.
Pomijając fakt, że scena była dobrze napisana, jest do rozwinięcia. Jeśli _liz zechce może zacząć następną część właśnie od niej.
Jak już napisałam, też uważam, że ta scenka nie jest wcale do wyrzucenia i gdybym się uparła to mogłabym ją jeszcze rozwinąć. 8)
_liz masz pisać dalej
Mam zamiar - jesteście na to skazani :twisted:
Image

User avatar
Onika
Nowicjusz
Posts: 92
Joined: Sun Jul 25, 2004 5:16 pm
Contact:

Post by Onika » Sun Jan 02, 2005 1:06 pm

_liz oby więcej takich kar :uklon: już nie mogę doczekać sie kolejnej części :twisted:

User avatar
aras
Zainteresowany
Posts: 460
Joined: Fri Aug 15, 2003 3:59 pm
Location: Będzin

Post by aras » Sun Jan 02, 2005 1:28 pm

Ostatnie zdanie napisane przez _liz ma świadczyć o tym, że jedak nie będziemy na kolejną część czekać kilka tygodni ??:roll: .
Czytaj między wierszami...

User avatar
nowa
Fan
Posts: 609
Joined: Wed Feb 04, 2004 2:05 pm
Location: b-stok
Contact:

Post by nowa » Sun Jan 02, 2005 1:48 pm

Wow, komentarzy do OO przybywa w zniewalającym tempie. To dopiero 1 część, a już 3 strona. Część pojawiła się wczoraj popołudniu, a dziś rano musiałam poświęcić 15 minut żeby przeczytać ten cały nawał komentarzy :lol: Nic tylko pogratulować _liz :wink:

No tak, ja już nie będę wtrącać się do tego co powiedział piter, nie będę drążyć tego tematu i dorzucać swoich 3 groszy, ale przejdę od razu do komentarza :roll:

Tę część uznaję jako wstep to opowiadania. Tak samo jak w Elementach, na początku nie dzieje się nic, żeby później mogło się zacząć dziać COŚ :wink: Takie części są potrzebne, żeby później się połapać w akcji. Także ja tam odniosłam pozytywne wrażenie :D Chociaż troche racji piterowi muszę przyznać, że gdyby wszedł tu ktoś, kto nie zna twórczości _liz i nie wie, że akcja ficku napewno się rozwinie, z zamiarem przeczytania tego, to po tej części mógłby zrezygnować. Taka moja opinia.
"Wszyscy leżymy w rynsztoku,
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
Image

User avatar
onar-ek
Pleciuga
Posts: 887
Joined: Mon Aug 30, 2004 4:40 pm
Location: Białystok
Contact:

Post by onar-ek » Sun Jan 02, 2005 3:08 pm

:haha: Piter uwielbiam czytac Twoje komentarze, bo mimo, iż z większością się nie zgadzam :shock:, reszta mnie śmieszy :haha: Zabawny z Ciebie mały człowieczek :haha:

_liz dobrze wiesz, że chcemy nadal OO, ale ja tam wolę 'Cięciwy' przynajmniej teraz one są... są... są boskie :cheesy:

Ciekawe co powie na takie coś Piotruś :wink: Ale qrcze ich tu nie będzie tak :shock: Tylko na komnacie będą? :roll: Ominie nas atak śmiechu bo Piotrusia tam nie ma z naimi :haha:

Jestem miła? :roll: To takie moje postanowienie noworoczne... Chyba mi sie nie uda :shock:

User avatar
Lizzy88
Nowicjusz
Posts: 105
Joined: Sat Aug 21, 2004 5:49 pm
Contact:

Post by Lizzy88 » Sun Jan 02, 2005 5:41 pm

_liz masz pisać dalej
Mam zamiar - jesteście na to skazani :twisted:
Czyżby wena powolutku powracała? Czy jednak ten zamiar odnosi się do czasu po tych kilku tygodniach? :roll:

Onarek, ja nie porównuję OO i "Cięciw", ale kiedy je czytałam od razu pomyślałam o wymaganiach pitera. Tam z pewnością akcji nie brakuje... :twisted: I to od pierwszej części... Oj, będzie się działo... :twisted: Jak "zabawny mały człowieczek" nie poszuka, to wiele go ominie... :haha:
Mężczyzna uważa, że wie, ale kobieta wie lepiej. - chińskie

User avatar
piter
Wieczna zrzęda
Posts: 1724
Joined: Thu Aug 07, 2003 2:57 pm
Location: warszawa
Contact:

Post by piter » Mon Jan 03, 2005 5:11 am

dobra, dalszy ciag opieprzania po kolejnej czesci 8) na teraz masz spokoj. rzesza wiernych fanek posluzy Ci za poreczycieli dla kredytu zaufania jakiego Ci zamierzam udzielic :roll:

o tym czy 'lanie wody' jest darem, mozemy zalozyc osobny temat :lol: i przygotuj bikini... ja zalatwie kisiel :twisted: (bo argumentacja to mnie raczej nie przekonasz..8))
_liz wrote:Jak już napisałam, też uważam, że ta scenka nie jest wcale do wyrzucenia i gdybym się uparła to mogłabym ją jeszcze rozwinąć.
ja, jakbym sie uparl to moglbym rozwinac ta scene:
_liz wrote:Samolot wystartował.
tam jest naprawde sporo do opisania :roll:

Samolot wystartowal. Majestatycznie wznosil sie w lekko zachmurzone niebo. Spoza chmur przebijaly promienie slonca. Niczym palce Boga, delikatnie muskaly powierzchnie pasa startowego. Plamy jasnosci komponowaly sie w iscie impresjonistyczne wzory z nieregularnymi sladami opon z setek ladowan. Wprawne oko potrafiloby wyczytac ksztalt bieznika z grfitowych pozostalosci. To byly opony Michellin. Oryginalne, produkowane we Francji - innych linie lotnicze nie kupowaly. Michelin byl jednym z niewielu koncernow, ktoremu udalo sie stanac na nogi po wojnie*. Jakosc ich produktow utrzymywala wysoki standard, wiec i zamowien nie brakowalo.
Odrzutowiec przebil warstwe chmur i wyrownywal lot. Ta czesc zawsze dostarczala Max najprzyjemniejszych wrazen. Pelne odprezenie: przez najblizszych pare godzin bedzie z gorki. Troche stresu przy ladowaniu, ale to wlasnie przy starcie zawsze zoladek podchodzil jej do gardla a w pielucha nieprzyjemnie wilgotniala. Alec i Logan patrzyli w okna. Chyba nie zauwazyli. Przeprosila i wyszla do lazienki.

i tak dalej, blablabla... to, ze scene mozna rozwinac nie oznacza, ze nalezy to zrobic.. (w tym wypadku, nie nalezalo jej w ogole pisac :roll:). swego czasu sporo czytalem. jezeli sie czegos nauczylem to tego, ze jezeli cos jest warte napisania, da sie napisac ciekawie... przedstawienie bohaterow i ich relacji nie musi miec postaci narracyjnej obserwacji jednego z nich (albo kogos trzeciego) - mozna wszystko zawrzec w dialogach, reakcjach na wydarznia i czytelnikowi pozostawic pisanie streszczen..

khm.. pragne zaprotestowac przeciwko nazywaniu mnie 'zabawnym malym czlowieczkiem'.. widzialem mniejszych :twisted:
po drugie, nie wiem dlaczego ma mnie nie byc na komnacie... jezeli mowimy o tym samym malym, niebieskim forum, to nawet mam tam kilkadziesiat postow z zamierzchlych czasow.. :roll:
no i wreszcie pytanie na ktore wszystkie najwyrazniej czekacie: co to sa 'Cieciwy'?

*wojna, nuke, kometa.. nie pamietam co to byl za kataklizm, ktory zniszczyl cywilizacje w DA...


hm.. jednak wyszlo mi troche opieprzajaco :roll: ale obiecuje, ze na razie dosc tych swinstw.. :twisted: (wszyscy wiedza skad ten tekst?)
dzien dobry. jestem piter i wszystkich lubie.

User avatar
onar-ek
Pleciuga
Posts: 887
Joined: Mon Aug 30, 2004 4:40 pm
Location: Białystok
Contact:

Post by onar-ek » Mon Jan 03, 2005 10:39 am

A Ty spac nie mozesz piter? :lol:
BTW 'Cięciwy' to nowy fic _liz który ukazał się wczoraj na komnacie Hotaru! AU i z tego co wiem będzie NC17 8)
Co do 'małego śmiesznego człowieczka' co ja zrobię, że jakoś tak mi się napisało :roll: Nie chciałam nikogo urazic :twisted: No ok może i chciałam, ale nieświadomie :wink: Pozatym śmieszni ludzie są fajni :wink:

User avatar
piter
Wieczna zrzęda
Posts: 1724
Joined: Thu Aug 07, 2003 2:57 pm
Location: warszawa
Contact:

Post by piter » Mon Jan 03, 2005 2:29 pm

mam przestawiony zegar biologiczny po sylwestrze i nocach sasiadujacych :roll:

Cieciwy.. zobacze.. ostatnio mam dobry humor.. :twisted:
dzien dobry. jestem piter i wszystkich lubie.

_liz
Fan...atyk
Posts: 1041
Joined: Fri Aug 15, 2003 4:07 pm
Location: Wrocław
Contact:

Post by _liz » Mon Jan 03, 2005 4:48 pm

o tym czy 'lanie wody' jest darem, mozemy zalozyc osobny temat i przygotuj bikini... ja zalatwie kisiel (bo argumentacja to mnie raczej nie przekonasz..
Yyy... o ile się nie mylę to już raz przerabiałam propozycję kiślu i powiedziałam, że się zgodze jeśli kisiel będzie wiśniowy. Nie załatwiłeś to teraz się możesz oblizać smakiem (po kiślu oczywiście) 8)

piter twój opis był niezwykle... jakiś na pewno, jeszcze musze nad tym pomyśleć. :roll:
Image

Guest

Post by Guest » Fri Jan 28, 2005 4:54 pm

kiedy będzie nowa część?

_liz
Fan...atyk
Posts: 1041
Joined: Fri Aug 15, 2003 4:07 pm
Location: Wrocław
Contact:

Post by _liz » Wed Mar 02, 2005 6:23 pm

Mam dla was niespodziankę. Nie wiem czy można to podpiąć pod jakieś święto, ale niech będzie, że to z okazji nadchodzącego Dnia Kobiet :lol: Tak, kolejna część OO. Właśnie ją napisałam :?



2.

Promienie słońca przedarły się przez szybę padając wprost na jej twarz. Mruknęła i przekręciła głowę na bok. Nie miała ochoty wstawać. Wiedziała, że czeka na nią kolejny dzień. W Roswell. Który na pewno zaowocuje pojawieniem się kogoś znajomego, co było jej nie w smak po wczorajszym popołudniu.

Pamiętała bardzo dobrze ześlizgiwanie się ze skał. Cała jej skóra wciąz odczuwała drobinki żwiru natrętnie drażniące i wpijające się w miękką powierzchnię naskórka. Włosy ciągle potargane wiatrem i prawdopodobnie pokryte ledwo widzialną warstewką pyłu. Kilka otarć i niewielkich zadrapań na idealnej skórze. Do ciała wciąż lgnęła brudna koszulka, której nie miała nawet siły zdejmować. Wróciła tak późno, że jej mięśnie już dawno spały nie chcąć nawet się odrobinę wysilić.

Przespała kilka godzin. Ale hałasy dobiegające z kafeterii nie pozwalały na dłuższą regenreację. Wydawało jej się, że nie ma jeszcze dziesiątej, więc nie powinni otwierać. Najwyraźniej jednak spała dłużej niż jej się wydawało. Jęknęła, kiedy dzwonek jej telefonu zabrzmiał. Wiedziała doskonale kto dzowni i nie miała zamiaru odbierać, ale ten dźwięk odegnał resztki snu.

Pełnia świadomości, zero reakcji. Nie mogła się zmusić do najdrobniejszego ruchu. Nie chciała sie do tego zmuszać. Może lepiej byłoby jednak zostać tu całe wakacje? W pokoju. Nie wychodząc nigdzie. Albo wyjechać. Ciotka tyle razy już ją zapraszała na Florydę, że w końcu mogłaby skorzystać. Może wreszcie porządna terapia odwykowa od całego tego dusznego miasteczka i tej nieszczęsnej kliki przyjaciół. Pseudoprzyjaciół. I pomyśleć, że tylko troje traktowała naprawdę z zaufaniem. Tylko troje. I bynajmniej nie zaliczali się do nich Maria ani Max. Tylko Kyle, Alex i Michael. Oni zachowywali ten potrzebny jej dystans, a jednocześnie potrafili być tak blisko, nie wtrącając się w te sprawy, których ona sama nie chciała poruszać.

Czas było wstać. Kolejny dzień. Kolejny dzień w Roswell. I czymże mógłby się on różnić od poprzednich? Tylko tym, że teraz już nie chciała tego przeżywać. Musiała wstać. Musiała znaleźć w sobie siły na to, by chociażby podnieść swoje poturbowane ciało z materaca. Ale jak miała to zrobić, skoro nawet powieki jeszcze miała zaciśnięte? „Otwórz oczy” mruknęła sama do siebie. Mgliste światło wypełniło źrenice, wywołując mruknięcie niezadowolenia. Nie chciała widzieć tego wszystkiego co rozgrywało się dokoła. Chciała wreszcie zobaczyć coś innego. Prawdziwego.

* * *
„Więc co was tu sprowadza?” Nancy pytała z uśmiechem, popijając kawę. Jej ciepłe spojrzenie przesuwało sie powoli z twarzy Logana na pozostałych przybyłych. Brunetka, z ogromnym apetytem zjadała naleśniki, zupełnie jakby nigdy wcześniej nie miała ich w ustach albo jakby od kilku dni nic nie jadła. Cóż, to nie było sprawą Nancy, ale chyba mieli jakieś kłopoty. To się czuło. Zmęczona dziewczyna, z przerażeniem wręcz bijącym od jej niepozornego ciała. Bystry wzrok Logana, przyćmiony zmartwieniami. No i jeszcze ten chłopak, który rozglądał się dokoła jakby w poszukiwaniu niebezpieczeństwa. Ale on sam wzbudzał uczucie zagrożenia. „Przejżdżaliśmy niedaleko i pomyślałem, że...” Zielonooki chłopak prychnął, wbijając wzrok za szklane drzwi. Nancy i Logan spojrzeli na niego. Tak. Na pewno nie przejeżdżali obok. Może od dawna nie kontaktowała się ze swoim siostrzeńcem, może nie miała pojęcia o tym, czym się zajmuje, ale byłą na tyle inteligentna by się domyślić, że mieli kłopoty.

„Oczywiście, że możecie się u nas zatrzymać” odpowiedziała od razu. Bez przesłodzonej uprzejmości, czy pokrytej strachem niepewności. Przeszła w życiu niejedno i nie miała zamiaru odmawiać czegokolwiek swoim najbliższym. A Logan, był tak podobny do swojej matki... nie mogła mu nie ufać. Poza tym podejrzewała, że dziewczyna siedząca obok potrzebuje opieki i spokoju. „Mamy wolne pokoje gościnne. Możecie się ztrzymać jak długo chcecie” uśmiechnęła się. Po kilku sekundach Logan odwzajemnił uśmiech. Już wiedział, że dobrze zrobił zabierając ich tutaj. Zabierając JĄ tutaj.

„Dwanaście lat” westchnęła Nancy z pewnym rozmarzeniem „Pamiętam cię jako nastolatka” O tak, pamiętała to doskonale. To były szóste urodziny Liz i jej siostra zrobiła niesamowitą niespodziankę, przyjeżdżając tutaj. Wtedy widzieli się po raz ostatni. A potem dopiero na pogrzebie. „Liz się na pewno ucieszy na twój widok”. Logan uśmiechnął się. Dawno nie miał do czynienia z takim pozytywnym nastawieniem wobec kogokolwiek. Tyle ciepła i zaufania. A może uśmiech przyniosło wspomnienie małej brunetki, która siedziała mu nieustannie na kolanach i gdy rodzice nie patrzyli, podpijała jego szampana. Teraz miała zapewne jakieś osiemnaście lat. Musiała się zmienić. I w tym momencie drzwi od zaplecza otworzyły się, a na główną salę weszła młoda dziewczyna. Zaspana brunetka, z potarganymi włosami i w wymiętej bluzce. Nieco zapuchnięte oczy wpatrzone były w dzbanek z kawą, całkowicie nie zauważając ich obecności.

„Liz, skarbie” Nancy zawołała w stronę córki z lekkim rozbawieniem „Spójrz kto nas odwiedził” wskazała na Logana, pesząc go tym. Brunetka powoli nalała do kubka czarnego, aromatycznego napoju, poczym obróciła się w ich kierunku. Nieprzytomny wzrok prześlizgnął się z twarzy matki na Logana. Chwila ciszy. „Logan?” podeszła bliżej, wciąż niedowierzając swoim oczom. No proszę, a nie chciała w ogóle wstawać, sądząc, że dzień nie przyniesie nic nowego. Ale przyniósł. Coś, czego raczej się nie spodziewała. Ostatni raz widzieli się... nawet nie pamiętała kiedy. Jedyne co pamiętała, to jego łagodne spojrzenie i okulary, które raz po raz ściągała mu z nosa. Teraz już nie był tym samym nastolatkiem. Był mężczyzną. Chociaż wiele się nie zmienił. Momentalnie na jej twarzy pojawił się promienny uśmiech. Ściskając kubek w jednej dłoni, drugim ramieniem objęła Logana, witając go. „O rany, ile to lat” roześmiała się. Nagle uleciały wszystkie troski związane z tym, co działo się poprzedniego dnia. „Wyrosłaś” Logan uśmiechnął się szczerze, uważnie mierząc ją spojrzeniem. Zarumieniła się. Nie on ją jednak peszył. Badawczy wzrok siedzącego obok zielonookiego chłopaka, sprawiał, że czuła się niepewnie. Zwłaszcza, że nie miała pojęcia kim on był. Siedział jakby nigdy nic, wpatrując się w nią. „Liz, Logan i jego znajomi zatrzymają się u nas na jakiś czas” mama poinformowała z zadowoleniem. Znajomi. Liz przesunęła wzrok po dwójce zupełnie obcych osób. „To Max” Logan pospiesznie przedstawił „A to Alec”.

Nie spojrzała jednak na tego ostatniego niespodziewanego gościa. Czuła się przy nim dziwnie. Obserwowana. Jak błysk wspomnienia wróciły te same uczucia z poprzedniego popołudnia, kiedy też była obserwowana. Ale przez Maxa, który odprowadzał ją wzrokiem, gdy uciekała. Skrzywiła się i ścisnęła mocniej kubek w dłoniach. „O której wróciłaś? Wyglądasz na śpiącą.” Nancy ze zmartwieniem przyglądała się córce. Podkrążone oczy, skulone ciało. Wyglądała, jakby całą noc nie spała. Liz momentalnie przygryzła dolną wargę. Gdzie była? O której wróciła? „Byłam u Marii. Przegadałyśmy całą noc” wymusiła na usta kwaśny uśmiech „Jestem trochę zmęczona”. Nancy przytaknęła, jakby ze zrozumieniem. W końcu to nie pierwszy raz, gdy obie z Marią spędzały noc na pogaduchach, nie mając potem na nic siły.

Tylko ktoś inny nie bardzo wierzył jej słowom. Malachitowy wzrok wciąż tkwił w jej drobnej postaci, jakby usiłując wyczytać prawdę. Wychwytywał te niewielkie wahania w głosie oznaczające kłamstwo. Poza tym dziewczyna nie wyglądała jakby spędziła noc w przytulnym pokoju jakiejś nastolatki. Poprawiony genetycznie wzrok dostrzegał drobiny kurzu na karmelkowiej skórze. Jej zapach... pachniała pustynią. A z tego co wiedział, nikt nie mieszkał na pustyni.

* * *

Położyła pościel na jednym z łóżek. Była wycieńczona, a mama jeszcze kazała jej przygotować pokoje gościnne. W środku dnia, gdy do pory snu było tyle czasu! Jęknęła. Ale posłusznie wypełniła prośbę. Zresztą z tego co widziała, to ta cała Max będzie potrzebowała więcej wypoczynku. Wyglądała na o wiele bardziej zmęczoną od niej samej. „Ostatnio jak się widzieliśmy, ledwo potrafiłaś się wdrapać na to łóżko” Logan roześmiał się. Obróciła głowę. Jej kuzyn stał w progu i spoglądał na nią, a raczej na jej usilne staranie nie zaśnięcia na stojąco. Nie odwzajemniła uśmiechu. Nie miała na to siły.

W jej głowie ciągle kołatały się myśli o Maxie i tym wszystkim co się działo. Jej rozpacz, gdy go zabrali, wykańczająca ucieczka przed FBI, skakanie z mostu, a potem jeszcze to całe napięcie w jaskini. Uciekła od niego. Z tchórzostwa? Być może. Ale raczej z chęci odzyskania swojego prawdziwego życia. Kochała Maxa bardziej niż to sobie można wyobrazić, ale jednak dusiła się w tym związku. O ile to można było nazwać związkiem. Wszystko co robiła, było dla niego. Wszystko poświęcała, aby on był szczęśliwy. Ale nie było niczego dla niej. Nawet najdrobniejszego ułamka spełnienia jej marzeń i szczęścia. Nie dawał jej niczego, co mogłoby zapewnić spokój lub odegnać ból. Ani razu nawet nie powiedział, że coś jest jego winą... Dodatkowo świadomość, że miał swoje przeznaczenie, dobiła jej siłę. Musiała uciec. Gdyby tego nie zrobiła, któregoś dnia po prostu by się załamała i nic nie naprawiłoby tej skazy.

„Co się stało z tą radosną dziewczynką, którą pamiętam?” zapytał Logan z troską. Widział wyraz jej twarzy, bynajmniej nie oznaczający wyłącznie zmęczenia. Ją gnębiły inne sprawy. Takie, których nie powinna nigdy doznać. Zamglony wzrok jej ciemnych oczu przypominał mu sposób, w jaki patrzyła na niego Max za każdym razem, gdy nie mogli się do siebie zbliżyć po aktywowaniu wirusa jakim go zaraziła. Ból i poczucie winy. Liz była zdecydowanie za młoda, żeby czuć coś takiego. Anielska twarzyczka naznaczona takim cierpieniem. Westchnęła. „Ta dziewczynka dorosła i straciła radość. Straciła swoje marzenia”. Minęła go i wyszła z pokoju.

* * *

„Miło tu” powiedziała Max, siadając na łóżku i przesuwając spojrzenie po całym pokoju. Rzeczywiście. Nigdzie nie spotkała się z takim poczuciem ciepła i gościnności. To miasteczko wydawało sie być całkowicie wyrwane z prawdziwego świata, jakim była rzeczywistość w Seattle. „Taaa. Milutko” prychnął Alec, nie odrywając wzroku od zdjęcia stojącego na szafce. Fotka przedstawiała tę samą brunetkę, jaką poznali kilka godzin temu. Kuzynka Logana. Tutaj siedziała na huśtawce. Uśmiechnięta, wręcz rozpromieniona. Jakby nie było w stanie jej nic dotknąć ani zranić. Wydawała się być taka niewinna. A w rzeczywistości w jakiej ją zobaczył, była przerażonym i zamkniętym w sobie maleństwem, które najwyraźniej miało więcej do ukrycia niż powinno. „Nancy jest świetna. Taka ciepła” Guevara nie powstrzymywała własnych słów, ale po prostu była pod ogromnym wrażeniem tego miejsca i osób, jakie poznała. Chyba budziły się w niej pokłady uczuć, które wcześniej rzadko odkrywała. „Ta mała coś ukrywa” mruknął Alec

Max wbiła w niego uważne spojrzenie. Przesunęła je na fotografię, w którą się wpatrywał. O nie! Jeżeli Alec spoglądał tak intensywnie na jakąś dziewczynę... „Nie waż się do niej zbliżyć” warknęła. Nie chciała, żeby ktokolwiek z bliskich Logana w jakikolwiek sposób cierpiał. A dla tak młodej dziewczyny, jaką była Liz, spotkanie z Aleciem mogło oznaczać jedynie późniejszy ból. „Spokojnie. To maleństwo nie jest w moim typie” mruknął „Taka córeczka mamusi” skrzywił się, wypowiadając to. „Po prostu stwierdzam, że coś ukrywa”. Był tego pewien. Może nawet zbyt pewien.

* * *

Obserwował ją uważnie. Zielone spojrzenie nie odrywało się od niej ani na chwilę. Śledził każdy, nawet najmniejszy ruch. Cały dzień wydawała sie chodzić na paluszkach, jakby bała sie, że najmniejszy gwałtowny ruch rozerwie ją na strzępy. A może bała się czegoś całkowicie innego? Że wywoła burzę, której nie będzie umiała powstrzymać i w której pogrąży się błyskawicznie? Nie mógł nic poradzić na swoje wrodzone instynkty i przede wszystkim na zwykłe zaciekawienie, ale po prostu musiał wiedzieć, co jest nie tak. I nadeszła chwila, w której mógł się tego dowiedzieć...

Do Crashdown wpadła jakaś blondynka, od progu wykrzykując imię „Liz!”. Brunetka momentalnie zerwała sie z miejsca i zastygła. Maria.

c.d.n.
Image

User avatar
Cicha
Nowicjusz
Posts: 125
Joined: Sun Jun 20, 2004 10:17 pm

Post by Cicha » Wed Mar 02, 2005 9:32 pm

Próbuję wyobrazić sobie minę Onarka, kiedy zobaczy, że przeczytałam opowiadanie o Liz i Alecu. :wink: Szkoda, że tego nie zobaczę...

No, ale postanowiłam wyrwać się z transu czytania tylko i wyłącznie o M&M, a zważając, że x-treamery są obecnie chyba najbardziej rozpowszechnione na tym forum - wpadłam tutaj. :D
I bynajmniej nie zaliczali się do nich Maria ani Max
Zgrzytnęłam zębami, zacisnęłam dłonie (normalna reakcja osoby przychylnej Marii...), ale może przetrwam obsmarowywanie DeLuci w następnych częściach :) Zakupię tylko kilka środków uspokajających czy coś...

O ile często siadając do czytania opowiadania o Liz oczy zaczynają mi się kleić i czuję się znudzona, to podczas czytania tego ficka żadna z tych dwóch rzeczy nie miała miejsca. :D

Tak na koniec trzy słowa: Podoba mi się...
"I have never had a love like this before, neither has he so..."

User avatar
Onika
Nowicjusz
Posts: 92
Joined: Sun Jul 25, 2004 5:16 pm
Contact:

Post by Onika » Wed Mar 02, 2005 10:21 pm

o matko, nowa część :shock: nie spodziewałam się, aż mi wstyd, bo zapomniałam o tym ff :oops: pewnie, będę sie za to smażyć w piekle :twisted: ale to nawet dobrze, lubię gdy jest gorąco :twisted:

Zielonoki niedługo zostanie fanatykiem Liz, śledzi każdy jej ruch? 8) Niech mu będzie, narazie :twisted:

Spokojnie. To maleństwo nie jest w moim typie
Czy tylko mi to 'maleństwo' się z czymś kojarzy? Moze to już będzie stała ksywka Liz?

~*~
Więcej :twisted: :twisted:

User avatar
Elip
Starszy nowicjusz
Posts: 252
Joined: Fri Apr 30, 2004 11:18 am
Location: Z Daleka :P

Post by Elip » Thu Mar 03, 2005 10:35 am

Oooo :P
Właśnie ostatnio myślałam nad tym opowiadaniem i nawet miałam pytać, kiedy kolejna część, a tu taka niespodzianka :mrgreen:

Spokojnie. To maleństwo nie jest w moim typie
taa jego typ to pewnie blondynki z nogami do szyi, których inteligencja pozwala Alecowi zrobić z nimi co będzie chciał... :lol:

Taka córeczka mamusi
Dlaczego mam wrażenie, że zmieni zdanie? :twisted: :lol:

cicha czemu Tess?? :? Za jakie grzechy :lol:

User avatar
onar-ek
Pleciuga
Posts: 887
Joined: Mon Aug 30, 2004 4:40 pm
Location: Białystok
Contact:

Post by onar-ek » Thu Mar 03, 2005 1:18 pm

:shock: :shock: :shock: Ci... Cicha TY czytająca ff o Liz? :shock: Xtremerkowy ff? :shock: Koniec świata... Widząc Cie tutaj doznałam szoku. Nie to było coś więcej :lol: Cieszę się, że nareszcie się na to zdecydowałaś zapewne najważniejszym powodem była moja osoba, ale czemu trwało to tak długo? 8) :lol:

Dla niewtajemniczonyc: Cicha uwliebia Tess... Przede wszystkim uwielbia ją bronic a przy tym jechac po Liz :lol:

_liz długo kazałaś nam czekac na nową częśc, ale widac moje marudzenie i tym razem przyniosło jakiś skutek... Z czego wszyscy jak widzę się cieszymy :twisted:
Ogólnie ten ff kojarzy mi się troszkę z 'Let go'. Nie chodzi oczywiście o styl pisania a raczej o samą tematykę. Co nie oznacza, że jest taki sam. Jest inny, ale skłania mnie do przypomniania sobie LG 8)
Zanim napiszę jak bardzo podobała mi się nowa częśc :twisted: Zacytuję fragment który troszeczkę mnie zdziwił:
Może wreszcie porządna terapia odwykowa od całego tego dusznego miasteczka i tej nieszczęsnej kliki przyjaciół. Pseudoprzyjaciół. I pomyśleć, że tylko troje traktowała naprawdę z zaufaniem. Tylko troje. I bynajmniej nie zaliczali się do nich Maria ani Max. Tylko Kyle, Alex i Michael.
Chodzi o Michaela :lol: Nie wiem czemu, ale jakoś dziwnie czytało mi sie to zdanie... Może to tylko moje 'widzimisie' :lol: A z Marią precz :twisted: Cicha tylko się nie denerwuj :twisted:
Max G. jest znów taką typową Max z DA. Bardziej ludzką niż chcieliby tego jej twórcy z Manticore. Uczuciową, szczęśliwą, szukającą samych pozytywów jeśli tylko się da.
Alec... Hehe znów typowy Alec :twisted: Jakoś ostatnio mi takiego brakowało :wink: Co nie znaczy, że w innych Twoich czy H. ff taki nie jest. Nie wiem jak to wyjaśnic, ale no co ja tu marudzę :lol: Już nie mogę doczekac się jego bliższych relacji z Liz i z tego co wiem nie będą one takie hmm 'wzniosłe' już od początku :twisted: Nasz zielonooki jest dobrym obserwatorem i trafił na jeden z cięższych okresów Liz... Zobaczymy co z tego będzie :twisted:

No więc mogę tylko napisac: chcemy jeszcze i szybko! Więc do dzieła Marq my czekamy :twisted:

_liz
Fan...atyk
Posts: 1041
Joined: Fri Aug 15, 2003 4:07 pm
Location: Wrocław
Contact:

Post by _liz » Thu Mar 03, 2005 4:07 pm

Ha! Wiedziałam, że będziecie w szoku. I to ostrym szoku. :twisted: Ale o to mi właśnie chodziło... Nie potrafię wyjaśnić przyczyn, dlaczego znó zaczęłam pisać to opowiadanie. Chyba po prostu wena na nie wróciła. No, jeśli macie zamiar pisać takie obfite komentarze jak Onarek to podejrzewam, że ta wena tak szybko nie odejdzie. 8)

I druga niespodzianka dla was... Pisząc wczoraj rozdział 2, napisałam od razu część 3. Ponieważ zasłużyłyście (chyba) i mam dobry humor, to czemu miałabym nie zamieścić... Natomiast nie wiem, kiedy napiszę kolejną część, więc cierpliwie poczekajcie.




3.

„Liz!” znajomy głos wręcz przeraził Liz. Poderwała się z miejsca i obróciła o dziewięćdziesiąt stopni. Jej spojrzenie padło na blondynkę, szybkim krokiem zmierzającą w jej stronę. Tajfun DeLuca w pełnej okazałości. Nawet makijażu nie miała na twarzy, co musiało oznaczać, że z samego rana dowiedziała się o tym, co sie stało i od razu postanowiła tutaj przyjść. I po co? Liz miała już serdecznie dość tego wszystkiego. Tego, że wtrącano się nie w swoje sprawy. Że ktoś znów ingerował w jej życie. Zmarszczyła brwi. „Nie drzyj się Maria” syknęła i usiadła ponownie na stołku. „Jak to?! Liz własnie sie dowiedziałam o tym... co ty... Ponoć zostawiłaś Maxa?!” Maria nawiajała w swoim typowym tonie pełnym histerii. Nie było możliwości by siedzący w Crashdown Alec jej nie słyszał. Słyszał doskonale.

Więc chodzi o chłopaka. Jakie to typowe. Chociaż jednen szczegół zwrócił jego uwagę. To ona zostawiła jakiegoś biedaka? No proszę, a spodziewałby się raczej, że to rozpacz, bo jakiś chłptaś ją zostawił. Swoją drogą ciekawe dlaczego, bo przecież była całkiem... stop! Alec potrząsnął głową i skupił się na tym, co rozgrywało się między dwiema dziewczynami. „Zostawiłaś Maxa na środku pustyni!” Maria zaczęła dramatycznie gestykulować „Z tą... suką!” Liz przewróciła oczami, poczym całkowicie lodowatym tonem oznajmiła „Po pierwsze, przestań się wydzierać. Po drugie, ona jest jego przeznaczeniem a ja mam tego wszystkiego dosyć”. I miała serdecznie dość. Wytrzymywać te wszystkie wybryki Maxa, które niby stały się całkiem przypadkiem, nad którymi nie miał kontroli. Ha! Michael i Isabel jakoś mieli kontrolę nad sobą, chociaż podobno też byli sobie przeznaczeni. A Max nawet nie próbował się temu oprzeć. Chciała mu ufać. Tylko, że była na to zbyt wyczerpana. Nie miała już siły ani ochoty, żeby znosić to wszystko. Musiała wyrwać się z tego zamkniętego kręgu. „Liz! Czy ty słyszysz, co ty mówisz?” Maria zajęła miejsce obok przyjaciółki „Dosyć? Nigdy tak nie mówiłaś. Nigdy nie miałaś dosyć Maxa”

„Teraz mam” mruknęła brunetka i sięgnęła po swój kubek z zimną już kawą. Tak, zdecydowanie już miała dość. „Ale przecież go kochasz!” ton Marii, zaczynał ją poważnie irytować. „Tak! Kocham” podniosła wreszcie głos „To jednak nie ma już znaczenia. Bo przez tą miłość umieram. Rozumiesz?” spojrzała na przyjaciółkę, mając nadzieję, że ta jednak zrozumie. Nic. Zero. Patrzyła na nią z pobłażaniem i rozczuleniem, jakby Liz była małą dziewczynką, która jest oburzona jakimś wątkiem w bajce. Tak ją zawsze traktowała. Jakby była księżniczką, a Max jej księciem z bajki. A ona wreszcie chciała dorosnąć i zacząć naprawdę żyć! „Oh, chica” Maria położyła dłoń na ramieniu brunetki „Ty i Max jesteście bratnimi duszami. Zawsze tak było i zawsze będzie. Należycie do siebie”.

Liz wstała bez słowa. To słowa, których się najbardziej obawiała. To jedno maniakalnie powtarzane określenie. Bratnie dusze. A ona już nie chciała być bratnią duszą. Nie chciała do nikogo należeć. Owszem, podobało jej się jak pasowali do siebie z Maxem, jak wszystko się układało niemalże idealnie. Zawsze o tym marzyła. Ale z czasem zaczęła dorastać, dojrzewać i pragnęła, żeby ten związek też przeszedł na inny etap. Stali jednak w miejscu, a on ciągle traktował ją jak lalkę z porcelany. Kiedy przyszło co do czego, jego wierność mogła wyrzucić do kosza. I jak tutaj można było mówić o bratnich duszach? Nie, nie można było. Nawet jeśli kiedyś nimi byli, to już przestali. Ona go nie rozumiała, on nie odczuwał zmian jakie w niej zachodziły. „Nie ma bratnich dusz” mruknęła i wyszła, nim Maria zdołała cokolwiek powiedzieć. Dla niej Liz popełniała największy błąd. Max przecież dbał o nią, kochał ją. A teraz ona ot tak go zostawiała, bo bała się jakiejś słodkiej, blond wywłoki.

Tylko że Liz nie miała nie tyle siły na samą walkę z Tess, co na wykłócanie się z innymi. Nawet z Marią. Nie raz chciała jej wygarnąć, że za każdym praktycznie razem staje po stronie Maxa. Zawsze uświadamia Liz, że jest tylko małą bezbronną dziewczynką, która nie potrafi się sama bronić i potrzebuje swojego rycerza w lśniącej zbroi. Zamykała ją w klatce, a kluczyk oddawała Maxowi. A najbardziej nienawidziła, gdy Maria ciągle powtarzała, że Liz kocha Maxa i do niego należy. Dość! Nie będzie już słuchania innych. Teraz zaczęła wreszcie robić to, co powinna. Co dawno powinna zrobić.

* * *

Logan objął Max ramieniem, uśmiechając się, gdy wtuliła się w jego ciało. Leżeli spokojnie na łóżku, wpatrując się tępo w sufit. Bez słów. Chłonęli ten niesamowity spokój, jaki tu panował, a jakiego od dawna nie zaznali. Było im tego potrzeba. Wytchnienia. Zero myśli o tym, czy zaraz coś się nie stanie, czy ktoś ich nie namierzy. Nie było obawy, że następnego dnia któreś z nich może zginąć. Nie bali się już o przyszłość. A przynajmniej nie w tym momencie. Te kilka dni, gdy mogli zapomnieć o całym tym zamieszaniu i naprawdę odpocząć. Max potrzebowała tego najbardziej.

„Tutaj jest jak w jakimś alternatywnym świecie” mruknęła „Spokój. Cisza. Ani jednego dziwnego spojrzenia w naszą stronę”. Logan uśmiechnął się. Na początku nawet mu nie przyszło do głowy, że w Roswell będzie aż tak cicho. Liczył jedynie na kilka dni noclegu u ciotki, zanim wymyślą gdzie jechać dalej. Tymczasem miasteczko kosmitów okazało się być zawieszoną w rzeczywistości oazą. Możeniektórzy spoglądali na nich z zaciekawieniem, ale jedynie dlatego, że byli tutaj nowi. Nancy, ani Liz, nie zadawały pytań, chociaż mogłyby to zrobić. Nawet Jeff Parker przyjął ich z uśmiechem. No, może samego Aleca zmierzył dość dziwnym wzrokiem. Ale każdy ojeciec by tak zrobił mając nastoletnią córkę, która była narażona na działanie idealnie stworzonego mężczyzny. Jednak i wobec niego zachował się uprzejmie. To wydawało się być wręcz nieprawdopodobne. „Mówiłem, że tutaj będzie dobrze” szepnął, przesuwając dłoń po jej plecach „Bezpiecznie”.

„Mhm” mruknęła, przymykając już powieki. Była niesamowicie zmęczona. Kilka dni podróży, cały ten stres i napięcie, które prześladowało ją od dłuższego czasu, były wykańczające. Teraz, gdy wokół było bezpiecznie, a ona leżała w ramionach Logana, mogła spokojnie zasnąć, nie obawiając się, że będzie musiała uciekać w środku nocy. „Bezpiecznie” ziewnęła „Ale to dziwne. Czy tutaj nie dotarły żadne wieści o mutantach?”. Tak, to było dość dziwaczne nawet w mniemaniu Logana. Przecież było o tym głośno niemalże na cały kraj. A tutaj jakby nigdy nic, pełna ufność, żadnych haseł anty-transgenicznych, zero zagrożenia. To przypominało trochę ciszę przed burzą. Jednak póki co, nie mogli się tym zamartwiać. Musieli uchwycić jak najwięcej odpoczynku. Zamknął oczy, wsłuchując się w równomierny oddech Max. Tu miał wszystko, czego mu było potrzeba, na czym mu naprawdę zależy.

* * *

Weszła po cichu na główną salę. Od paru godzin Crashdown było już zamknięte. Rodzice spali. Miała wrażenie, że ich goście też. Zakradła się jednak na dół, żeby nalać sobie czegoś do picia. Miała zamiar otworzyć też pudełko lodów i zjeść tak dużo aż ją rozboli brzuch. No i przede wszystkim nie chciała wracać do pokoju. Przeczucie, że w każdej chwili może pojawić się tam Max z tą swoją błagalną miną, z przeprosinami na ustach, z miłością wytatuowaną na czole. Niedobrze jej się zrobiło na samą myśl o tym. A jeśli naprawdę się zjawi... „Popełnię harakiri” mruknęła, nalewając sobie coli.

„Szkoda cię dla świata” czyjś melodyjny głos rozbrzmiał w mroku. Podskoczyła przestraszona i uniosła głowę. Jej spojrzenie padło na postać młodego mężczyzny siedzącego przy blacie. Nie zauważyła go wcześniej. Był tak cichy i niezauważalny. Jakby to była jego specjalna zdolność. Ale rozpoznała w nim tego zielonookiego gościa, który przyjechał razem Loganem. Siedział sobie beztrosko przy ladzie, z głową wspartą na dłoni. Wpatrywał się w nią intensywnie, jego zielony wzrok ślizgał się po jej twarzy. Czuła jak rumieńce powoli pokrywają jej policzki. Dobrze, że było ciemno i nie mógł ich widzieć. Chociaż... kąciki jego ust uniosły się w uśmieszku, który momentalnie zmiękczył jej kolana. O rany! On naprawdę musiał być jakimś diabłem wcielonym, bo normalni męzczyźni nie wyglądali tak... tak... tak, że na sam jego widok myśli wirowały tylko wokół tego co mógł z nią zrobić. Co chciała żeby z nią zrobił. „Nie zauważyłam cię” mruknęła i pochyliła głowę „Chcesz coś?” za późno ugryzła się w język

Nie musiała ponownie na niego spoglądać, by wiedzieć, że jego usta wyginają się teraz w tryumflanym uśmieszku, a słowa za chwilę wytoczą się na tym miękkim języku. „Hmm... kusząca propozycja”. Liz poczuła jak serce jej szybciej bije. Dlaczego tak na nią działał? „Miałam na myśli picie” poprawiła się. Usiłowała skierować myśli na inny tor. Chwyciła się nawet tej znienawidzonej ostatnio myśli o Maxie. Byle tylko nie zastanawiać się nad smakiem ust zielonookiego. Skupiła się więc na tych wszystkich chwilach, które dzieliła z Maxem, nie przejmując się bólem jaki to przynosiło. Wciąż kochała go. Myśląc w TEN sposób o innym budziło odrazę do samej siebie.

„Nie denerwuj się tak” roześmiał się „Nie gryzę. No chyba, że o to poprosisz...” Poprawiony genetycznie wzrok dostrzegł kolejną porcję rumieńców i przyspieszony oddech. Nie sądził nawet, że to maleństwo może tak reagować. Był pewien, że jest tak niewinna i uczepiona spódnicy mamusi, że nawet nie zauważy najdrobniejszej aluzji. Ale wyłapywała wszystkie. A jej wyobraźnia i hormony doprawiały wszystko. Zaśmiał się cicho i pokręcił głową. „Słuchaj, Liz” wymówił jej imię w takim tonie, że prawie rozlała swoją colę „Co to za szurnięta blondyna, która wpadła tutaj jak huragan?” zapytał z najzwyklejszym zaciekawieniem. Stop. Momentalnie odzyskała równowagę i chłód. Kolejna osoba, która wtrącała się nie w swoje sprawy. I jakim prawem? Nawet jej nie znał. Nie miał o niczym pojęcia. „Słuchaj no...” urwała, nie pamiętając jak miał na imię. „Alec” podpowiedział jej. Zamrugała niespokojnie, orientując się, że w jakiś niesamowity sposób nagle pochylał się w jej stronę, a jego oddech dobijał się od jej policzka. „Słuchaj no, Alec” podkreśliła jego imię złośliwie „Nie wtrącaj się w nieswoje sprawy. Najlepiej się czymś zajmij” mruknęła.

„Czym?” jego niski ton, ugiął jej kolana. Aluzja była zbyt oczywista. Przełknęła ślinę. Musiała odzyskać siłę, którą co chwila jej odbierał. „Nie mną” warknęła i wyszła, mając nadzieję, że za nią nie pójdzie. Nie poszedł.

c.d.n.
Image

Post Reply

Who is online

Users browsing this forum: No registered users and 4 guests