T: Innocent [by mockingbird39] cz.19 - 6.11
Moderators: Olka, Hotaru, Hotori, Hypatia
AN: Mel napisała, że to najtrudniejsza cześć, jaką kiedykolwiek napisała. Przetłumaczenie tego było równie trudne. Mam nadzieję, że udało mi się to zrobić dobrze. Może tylko powtórzę jeszcze za autorką, czytając to, pamiętajcie o motywach zachowania pewnych bohaterów.
CZĘŚĆ 12
St. Petersburg, 2012
~Liz~
Przez cały wieczór obserwowałam Sophie, czekając na powtórkę tego co stało się na Prospekcie Newskim, ale nic się nie wydarzyło. Jej ręce nie zaczęły lśnić, nie podgrzała swojej pizzy machając nad nią ręką, ani niczego nie podpaliła, ku mojej uldze. Nie wspomniała też tego co się stało, co każe mi myśleć, że to musiał nie być pierwszy raz. Czy to się działo tak często, że ona uważała iż nie warto o tym wspominać? A jeśli tak jest, to jak to się stało, że wcześniej nic nie zauważyłam?
Sophie nie zauważyła, że jej obserwuję. Na szczęście była zbyt pochłonięta filmem i zbyt zajęta jedzeniem pizzy. Pozwoliłam jej zostać na nogach trochę dłużej niż zazwyczaj, jako że nie szła do szkoły następnego dnia, a potem poczytałyśmy razem zanim poszła spać. Kiedy pocałowałam ją na dobranoc, zatrzymałam się na chwilę.
„Sophie, wiesz jak bardzo cię kocham, prawda?” spytałam ją.
Uśmiechnęła się. „Bardziej niż cokolwiek innego na świecie, bardziej niż księżyc i wszystkie gwiazdy,” odpowiedziała natychmiast.
„Właśnie tak,” powiedziałam jej, odgarniając jej włosy do tyłu. „I wiesz, że zawsze będę cię tak kochać, bez względu na wszystko, prawda?”
„Wiem,” powiedziała.
Przytaknęłam. „Nie ma nic, co sprawiłoby że przestałabym cię kochać – nigdy,” ciągnęłam. „Więc... jeśli kiedykolwiek będziesz chciała mi coś powiedzieć, nie musisz się bać, dobrze?”
„Dobrze.” Wsunęła się głębiej pod kołdrę. „Czy mogę jutro założyć moje nowe buty, kiedy pojedziemy do Carskiego Sioła?” zapytała.
„Zobaczymy.” Pochyliłam się i pocałowałam ją w czoło. „Dobranoc skarbie.”
„Dobranoc mamusiu.”
Zgasiłam światło i wyszłam z jej pokoju. Chodziłam bez celu po mieszkaniu, mając chaos w głowie. Co miałam zrobić? Nigdy nie czułam, że nie wystarczę do wychowania własnej córki, ale tej nocy nie wiedziałam co robić. Było tyle rzeczy, o których nie mogłam jej powiedzieć – rzeczy, o których po prostu nic nie wiedziałam. Kiedy o tym myślałam, uświadomiłam sobie jaka byłam głupia zakładając, że Sophie będzie zwyczajnym dzieckiem – jak mogła być, skoro żadne z jej rodziców nie było normalne? Korciło mnie, żeby obwinić o to Maxa, ale prawda była taka, że Sophie odziedziczyła moce po nas obojgu.
Wróciłam myślami do tego lata w Los Angeles, które spędziłam z Maxem. Spędził wiele długich godzin w naszym pokoju hotelowym ucząc mnie kontrolować moje moce i ewentualnie udało mi się je opanować. Ale byłam bardziej zainteresowana tym, by odeszły, niż używaniem ich. Nie miałam pojęcia, czy Sophie to wystarczy.
W końcu skończyłam w bibliotece. To był mój ulubiony pokój i powód dla którego wybrałam to mieszkanie, kiedy się tu przeprowadziłam. Opadłam na miękki skórzany fotel stojący przy kominku i zwinęłam się w nim z kocem narzuconym na ramiona. Myślałam o zadzwonieniu do Michaela, ale w Los Angeles było jeszcze wcześnie. Wątpiłam by zdążył już wrócić z pracy do domu. Zmarszczyłam brwi, uświadamiając sobie, że nie miałam pojęcia czym on się zajmuje. Maria również o tym nie wspomniała i zastanawiałam się, czy ona wiedziała.
„Ale ze mnie przyjaciółka,” mruknęłam do siebie, patrząc na własne dłonie, które trzymałam złożone na kolanach. Powoli uniosłam jedną rękę i patrzyłam na nią, przypominając sobie zieloną energię przebiegającą przez moje palce za każdym razem, kiedy moje moce się demonstrowały. Byłam taka wystraszona, a jednak tamtego lata, kiedy Max był sądzony, byłam wdzięczna za tą część naszego połączenia. Jeśli to była prawda, że Max zmienił mnie kiedy mnie uzdrowił, to czy nie było tak dlatego, że uczynił mnie trochę taką jak on? Polegałam na tym tak długo, nawet po tym jak reszta naszego związku rozsypała mi się w rękach na milion drobnych kawałków.
Los Angeles, 2003
Michael był bardzo cichy w drodze do Los Angeles. Ja również nie miałam za bardzo ochoty na rozmowę. Zatrzymaliśmy się na noc w Phoenix, ale nie wydaje mi się, żeby któreś z nas zaznało dużo snu. Wcześnie rano następnego dnia Michael zapukał do moich drzwi i znów ruszyliśmy w drogę. Było nawet ciszej niż poprzedniego dnia, bo całe rano musiałam się koncentrować na tym, by nie zwymiotować.
Jakieś dwa tygodnie wcześniej zaczęłam podejrzewać co się dzieje. Myślę, że zauważyłabym wcześniej, gdyby nie to jak bardzo martwiłam się o Maxa i brak wiadomości od niego. Chorowałam rankami i spędzałam coraz więcej czasu śpiąc. Pięć dni wcześniej obudziłam się rano ze znajomymi mdłościami oraz zmęczeniem, które prześladowało mnie od tygodni i wiedziałam, że jestem w ciąży. Pojechałam do apteki odległej o dwa miasta, żeby kupić test ciążowy i w drodze powrotnej zatrzymałam się w McDonaldzie, gdzie weszłam do łazienki i zrobiłam test. Pozytywny. Max i ja byliśmy ze sobą pod koniec maja; teraz był początek lipca. To oznaczało, że byłam mniej więcej w szóstym tygodniu ciąży. Licząc do przodu, obliczyłam, że dziecko urodzi się w lutym – jeśli wszystko pójdzie wedle ludzkich standardów, a nie kosmicznych. Jak na razie, tak było. Uznałam, że gdyby moja ciąża rozwijała się tak, jak według książki przetłumaczonej przez Alexa miała się rozwijać ciąża Tess, już zmieniałabym pieluchy. Ale nie było nawet nic widać, choć parę razy zauważyłam, że mój brzuch wydawał się jakby twardszy.
Powinnam być przerażona i część mnie była. Max był w więzieniu, ja miałam dziewiętnaście lat i byłam z nim w ciąży, nie miałam od niego żadnej wiadomości od tamtej nocy, kiedy się kochaliśmy i nie miałam pojęcia co zrobię. Ale inna część mnie była bardziej podekscytowana niż kiedykolwiek. Dziecko... dziecko Maxa... rosło we mnie. Marzyłam o tym by mieć jego dzieci, a kiedy powiedział mi, że Tess jest w ciąży byłam zrozpaczona, myśląc, że to powinnam być ja, a nie ona. Pragnęłam tego dziecka – jeśli nie wydarzy się coś co dowiedzie, że Max nie zamordował Langleya, to będzie jedyne dziecko jakie będziemy kiedykolwiek mieli. Od początku wiedziałam, że zatrzymam moje dziecko.
Zasnęłam w samochodzie gdzieś pomiędzy San Diego i Los Angeles. Kiedy się obudziłam, sięgnęłam po puszkę napoju z chłodziarki, którą napełniliśmy przed wyjazdem, i zaczęłam powoli pić. Kiedy spałam, Michael wyłączył radio i w samochodzie było tylko słychać szum silnika i klimatyzatora. Po niedługim czasie zjechaliśmy z wiaduktu, wyjeżdżając z miasta.
„To niedaleko,” powiedział mi Michael.
„Dobrze,” powiedziałam. Zawahałam się przez moment po czym wyrzuciłam z siebie. „On wie, że będę, prawda?”
Michael skinął głową, nie odwracając wzroku od drogi. „Wie.”
„Myślisz, że ucieszy się na mój widok?” spytałam niepewnie.
Michael milczał przez chwilę, potem spojrzał na mnie poważnie. „Myślę, że wiele będzie dla niego znaczyło to, że przyszłaś,” powiedział w końcu.
Miałam taką nadzieję. Miałam nadzieję, że kiedy tam dojadę dowiem się, że Max nie miał zamiaru odcinać się ode mnie przez te wszystkie tygodnie – że wszystko to było jakąś pomyłką. Chciałam mu powiedzieć o dziecku. Wiedziałam, że będzie się martwił, ale byłam pewna, że będzie też szczęśliwy. Wiedziałam, że Max chciał być kiedyś ojcem... to było trochę nieoczekiwane, ale miałam nadzieję, że będzie się cieszył, kiedy już przebrnie przez szok. Objęłam się ramionami, myśląc o tym jak jego oczy rozjaśnią się, kiedy mu powiem jak bardzo pragnęłam naszego dziecka. Obiecałam sobie, że będę przychodziła go odwiedzać tak często jak tylko mi pozwolą, aż do narodzin dziecka. Wyglądając przez okno, wyobrażałam sobie jak Max dotyka mojego brzucha, czując pod dłonią ruchy dziecka. Może myśl o byciu ojcem da mu inicjatywę, której potrzebuje by dalej szukać Langleya. Nie mogłam sobie wyobrazić, że nasze dziecko miałoby się wychowywać bez obecności Maxa.
Kiedy dotarliśmy do więzienia, Michael zaparkował samochód i przeszliśmy do wejścia. Teraz, kiedy nie jechaliśmy, czułam się lepiej, ale coraz bardziej się denerwowałam. Michael powiedział mi, że Max mógł się już spotykać z odwiedzającymi, więc zamiast rozmawiać z nim siedząc po dwóch stronach szyby ochronnej, będziemy w dużej sali z wieloma innymi więźniami i ich odwiedzającymi. Cieszyłam się, że będę mogła dotknąć Maxa, ale nie byłam pewna jak się czuję, jeśli chodzi o rozmawianie z nim w obecności tylu innych osób w pomieszczeniu. Miałam nadzieję, że będą zbyt zajęci swoimi sprawami, by zwrócić na nas uwagę. Wydawało się, że minęły wieki zanim przebrnęliśmy przez wszystkie punkty kontrolne i zostaliśmy wyprowadzeni do zewnętrznego pawilonu pełnego ludzi. Usiedliśmy przy metalowym stole piknikowym i czekaliśmy aż Max zostanie przyprowadzony ze swojej celi. Trzęsły mi się ręce.
Zobaczyłam go jak wszedł, idąc pomiędzy dwoma strażnikami i nie mogłam uwierzyć jak bardzo się zmienił. Był blady i chudy, a jego oczy wyglądały na takie zmęczone. Był też skuty kajdankami, co jeszcze bardziej mnie speszyło. Strażnicy przyprowadzili go do stołu gdzie siedzieliśmy i podniosłam się szybko kiedy podszedł.
„Max!” zawołałam, bliska łez na jego widok. Próbowałam go przytulić, ale było to trudne, bo jego ręce były skute z przodu.
„Cześć, Liz,” powiedział cicho.
Strażnicy zdjęli kajdanki, kiedy się od niego odsunęłam. Jeden z nich spojrzał na mnie z sympatią, kiedy zostawili nas samych. Kiedy już ich nie było znów go objęłam, przyciskając twarz do jego piersi. Tak dobrze było znów go przytulać, że ledwo zauważyłam jak sztywne wydawały się jego ramiona, kiedy mnie nimi otoczył. Stałam tam przez dłuższy czas; czułam ogromną ulgę wiedząc, że naprawdę nic mu nie jest. W końcu wypuścił mnie z objęć i odsunął się.
„Dobrze cię widzieć,” powiedziałam.
Nie patrzył mi w oczy. „No,” odpowiedział. Odwrócił się do Michaela i przelotnie skinął głową. „Cześć Michael.”
Michael wydawał się skrępowany. „Hej, Maxwell.”
Dotknęłam ramienia Maxa. „Jak się masz?” spytałam niecierpliwie, uważnie przyglądając się jego twarzy. „Tak się o ciebie martwiłam.”
„Nic mi nie jest,” powiedział ochrypłym głosem, spuszczając wzrok. Usiadł przy stole i popatrzył na mnie przez moment. „Jak leci?”
Jego brak emocji był przygaszający – był nawet bardziej wyobcowany niż przez te kilka tygodni, kiedy on i Tess byli razem. „W porządku,” powiedziałam, siadając obok niego. „Tyle mam ci do powiedzenia... dostałeś moje listy?”
W tym momencie Michael się podniósł. „Ja... zostawię was samych na trochę,” powiedział szybko. „Będę tuż obok, gdybyście mnie potrzebowali.” Podszedł do rzędu automatów dystrybucyjnych stojących pod jedną ze ścian i zaczął szukać drobnych w kieszeniach.
Kiedy zostaliśmy sami, Max milczał. „Max,” zapytałam wreszcie, „dostałeś listy, które do ciebie napisałam? Staram się pisać codziennie.”
„Dostałem je,” powiedział krótko. Nie powiedział dlaczego ani razu nie odpisał. Zamiast tego odchrząknął. „Domyślam się, że wkrótce wracasz na Harvard, prawda?”
Wpatrywałam się w niego. „Ja... ja nie wracam na Harvard. Napisałam ci o tym w listach. Nie... nie przeczytałeś ich?”
„Ach, tak.” Przytaknął. „Nie myślałem jednak, że mówisz poważnie.”
„Oczywiście, że tak,” powiedziałam mu, bardziej zmieszana niż kiedykolwiek. „Zostałam już przyjęta na Uniwersytet Kalifornijski i czekam jeszcze na odpowiedź z San Diego i Pepperdine.” Zmusiłam się do uśmiechu. „Możesz to sobie wyobrazić? Studiowanie w Malibu – nie wiem, czemu wcześniej o tym nie pomyślałam.”
„Ale co z Harvardem?” spytał, wpatrując się w blat stołu.
„Harvard jest w Massachusetts,” powiedziałam, „a ty jesteś w Kalifornii.”
Milczał przez chwilę. „Liz, przecież i tak nie bylibyśmy w stanie widywać się tak często,” wymamrotał po jakimś czasie.
„Co?” Dotknęłam jego ręki leżącej na stole, a on zamknął na chwilę oczy, oddychając głęboko. „Max, co ty mówisz? Nie mam zamiaru jechać do Cambridge i zostawić cię tu zupełnie samego.”
„Nie jestem tak zupełnie sam Liz,” zaprotestował. „Michael przychodzi kiedy tylko może... zresztą i tak, odwiedziny są dozwolone tylko dwa razy w miesiącu. Co za różnica gdzie będziesz, skoro i tak w ogóle nie będziemy mogli się widywać?”
Nie mogłabym być bardziej zszokowana, nawet gdyby mnie spoliczkował. „Ale... będąc w Massachusetts, mogłabym cię widywać tylko kilka razy w roku,” zdołałam wykrztusić.
„Moglibyśmy... moglibyśmy pisać listy,” powiedział.
„Pisałam listy,” powiedziałam mu. „Ty nie odpisałeś.” Było mi niedobrze i to nie miało nic wspólnego z dzieckiem – o Boże. Dziecko. Jeśli on nawet nie chciał mnie w Kalifornii, to co powie kiedy go poinformuję, że jestem w ciąży?
„Byłem zajęty Liz,” powiedział mi.
„Zbyt zajęty by napisać parę słów z wiadomością, że nic ci nie jest?” dopytywałam. Nie odpowiedział. Zabrałam dłoń z jego ramienia i zwróciłam wzrok na blat stołu. „Max, jesteś na mnie zły?” spytałam wreszcie. „Czy to z powodu... z powodu tamtej nocy w Cambridge?” Przełknęłam z trudem. „Czy to nie było – nie było to, czego oczekiwałeś?” Byłam na skraju łez.
Wciąż na mnie nie patrzył. „Nie, to nie to. To było... było w porządku. Nie było...” Urwał. „Było dobrze.”
W porządku? Dobrze? Nie mogłam uwierzyć w to, co słyszałam. Nigdy nie byłam tak zraniona, nawet wtedy, kiedy się dowiedziałam, że spał z Tess. Nieświadomie, położyłam dłoń na brzuchu, jakby po to, by ochronić moje dziecko przed jego słowami. „Myślałam, że było idealnie,” wyszeptałam, bardziej do siebie niż do niego.
„Liz, posłuchaj, napiszę do ciebie, w porządku? Mówię tylko, że lepiej będzie jeśli wrócisz do Cambridge.” Znów na mnie spojrzał, szybko odwracając wzrok zanim mogłam zobaczyć co w nich było.
„Lepiej dla kogo?” zapytałam nieprzytomnie.
„Lepiej dla wszystkich,” odpowiedział.
Wzięłam głęboki oddech, żeby uspokoić swoje skołatane nerwy. To był tylko kolejny wybieg, żeby odepchnąć mnie dla mojego własnego dobra – Max próbował tego już wcześniej. Ale tym razem to nie zadziała. „To nie będzie lepsze dla mnie,” powiedziałam dobitnie. „I to nie jest lepsze dla...”
„Może tak jest lepiej dla mnie,” przeszkodził mi cicho.
Całe powietrze uciekło z moich płuc w jednym bolesnym wydechu. „Co powiedziałeś?” spytałam.
„Nie mogę tego zrobić Liz,” powiedział. „Spędzę tu resztę życia. Rozumiesz to? Aż do dnia, kiedy umrę, każdego ranka będę się tu budził z niczym poza myślami o wszystkich tych rzeczach, których nigdy nie będę miał. Nie mam wyboru.” Spojrzał na mnie – naprawdę popatrzył na mnie po raz pierwszy tego dnia – i ciągnął, „Mogę sobie z tym poradzić. Muszę sobie z tym poradzić. Ale nie mogę sobie z tym radzić, jeśli ty będziesz w pobliżu, przypominając mi o tym czego chcę i nie mogę mieć.”
Nie rozumiałam. Nie mógł mówić poważnie... prawda?
„Dostałem wszystkie twoje listy i piszesz o studiach i znajomych i wszystkich tych rzeczach, które ja też chciałbym robić,” mówił, jego słowa napływały pospiesznie. „Chciałem iść na studia Liz. Ale teraz nigdy tego nie zrobię. Jest dużo rzeczy, które chciałem zrobić. Ale teraz nie będę mógł zrobić żadnej z nich.”
„Przepraszam,” wymamrotałam. „Nie wiedziałam, że tak to odczuwasz.”
„Cóż, tak jest,” powiedział, jego głos stał się szorstki. „Przyszłaś tu dzisiaj i jesteś taka zadowolona, że mnie widzisz, a ja – ja tu muszę zostać, kiedy ty wyjdziesz. Ty możesz stąd wyjść, a ja nie.” Przeczesał włosy palcami. „Nie mogę tak żyć, Liz. Nie mogę.”
Pomimo panującego upału, poczułam chłód na całym ciele. „Co... co ty mówisz?”
Popatrzył na mnie z determinacją w oczach. „Jedź do Cambridge Liz. Nie przychodź tu więcej. Po prostu daj sobie spokój.”
Myślałam, że zemdleję. „Ale Jesse powiedział, że złożysz apelację. Może nie będziesz musiał tu zostać,” zaprotestowałam słabo.
„Nie mogę na to liczyć,” powiedział, „i ty też nie powinnaś. Przykro mi Liz, ale... to się nie uda. Musimy się z tym pogodzić.”
„Nie możesz naprawdę tak myśleć Max,” wyszeptałam. „Co z tymi wszystkimi rzeczami, które sobie powiedzieliśmy? Kochasz mnie – wiem, że mnie kochasz.”
Odwrócił wzrok. „Kochałem,” powiedział. „Ale teraz wszystko jest inaczej.”
Wstałam, nie mogąc powstrzymać szlochu i spojrzałam na niego przez łzy. „Czy ty mówisz... czy mówisz, że już mnie nie kochasz?” płakałam.
Nie odpowiedział mi bezpośrednio. „Nie utrudniaj tego jeszcze bardziej,” powiedział mi.
„Max, ja nie rozumiem,” powiedziałam, drżąc na całym ciele.
„To koniec Liz,” powiedział beznamiętnie. „Sny się kończą, prawda?”
Patrzyłam na niego jeszcze przez chwilę, nie zdolna uwierzyć w to, co słyszałam. Potem otarłam oczy wierzchem dłoni. „Kocham cię,” powiedziałam mu drżącym głosem. „Kochałabym cię przez całe życie.” Następnie odwróciłam się i wybiegłam z pawilonu. Kiedy byłam już na zewnątrz, odwróciłam się by spojrzeć na niego i zobaczyłam go stojącego tam samotnie i patrzącego za mną. Nie obejrzałam się ponownie.
~Michael~
Kiedy zobaczyłem Liz uciekającą od stołu, pospieszyłem z powrotem do miejsca, gdzie ciągle siedział Max. Zanim tam dotarłem, siedział już z głową ukrytą w dłoniach.
„Co się stało?” zapytałem, po czym potrząsnąłem głową. „Zrobiłeś to, prawda? Jesteś prawdziwym skurwielem Max.”
„Zamknij się Michael,” powiedział drżącym głosem. „Po prostu... po prostu idź za nią, dobrze? Idź do niej.”
Uświadomiłem sobie, że on ma rację – Liz bardziej mnie potrzebowała. Bez jednego słowa, pobiegłem za Liz. Znalazłem ją na parkingu, opartą o samochód, szlochającą rozdzierająco. Otoczyłem ją ramieniem, a ona przylgnęła do mnie, mocząc mi koszulę łzami.
„Powiedział, że to koniec, Michael,” płakała. „Powiedział, że nie chce mnie więcej widzieć. Co ja mam zrobić?”
„Przykro mi Liz,” powiedziałem, trzymając ją blisko kiedy szlochała. Minęło dużo czasu zanim się uspokoiła. W końcu udało mi się wsadzić ją do samochodu. Planowaliśmy w drodze powrotnej ponownie zatrzymać się w Phoenix, ale Liz nie odezwała się słowem od paru godzin i zanim tam dotarliśmy byłem przerażony. Pojechałem prosto i dowiozłem ją do domu wcześnie następnego popołudnia. Musiałem zanieść ją prosto do jej pokoju, mówiąc jej rodzicom, że rozchorowała się w drodze powrotnej. Z pokoju Liz, zadzwoniłem po Marię, mówiąc jej, żeby przyszła tam jak najszybciej i zaczekałem, aż się zjawiła. Powiedziałem jej to, co Liz mi powiedziała i zostawiłem je obie na łóżku Liz, obejmujące się i płaczące.
Gdybym wtedy wiedział, że nie zobaczę Liz przez następne dziesięć lat, zatrzymałbym się, by się pożegnać.
CZĘŚĆ 12
St. Petersburg, 2012
~Liz~
Przez cały wieczór obserwowałam Sophie, czekając na powtórkę tego co stało się na Prospekcie Newskim, ale nic się nie wydarzyło. Jej ręce nie zaczęły lśnić, nie podgrzała swojej pizzy machając nad nią ręką, ani niczego nie podpaliła, ku mojej uldze. Nie wspomniała też tego co się stało, co każe mi myśleć, że to musiał nie być pierwszy raz. Czy to się działo tak często, że ona uważała iż nie warto o tym wspominać? A jeśli tak jest, to jak to się stało, że wcześniej nic nie zauważyłam?
Sophie nie zauważyła, że jej obserwuję. Na szczęście była zbyt pochłonięta filmem i zbyt zajęta jedzeniem pizzy. Pozwoliłam jej zostać na nogach trochę dłużej niż zazwyczaj, jako że nie szła do szkoły następnego dnia, a potem poczytałyśmy razem zanim poszła spać. Kiedy pocałowałam ją na dobranoc, zatrzymałam się na chwilę.
„Sophie, wiesz jak bardzo cię kocham, prawda?” spytałam ją.
Uśmiechnęła się. „Bardziej niż cokolwiek innego na świecie, bardziej niż księżyc i wszystkie gwiazdy,” odpowiedziała natychmiast.
„Właśnie tak,” powiedziałam jej, odgarniając jej włosy do tyłu. „I wiesz, że zawsze będę cię tak kochać, bez względu na wszystko, prawda?”
„Wiem,” powiedziała.
Przytaknęłam. „Nie ma nic, co sprawiłoby że przestałabym cię kochać – nigdy,” ciągnęłam. „Więc... jeśli kiedykolwiek będziesz chciała mi coś powiedzieć, nie musisz się bać, dobrze?”
„Dobrze.” Wsunęła się głębiej pod kołdrę. „Czy mogę jutro założyć moje nowe buty, kiedy pojedziemy do Carskiego Sioła?” zapytała.
„Zobaczymy.” Pochyliłam się i pocałowałam ją w czoło. „Dobranoc skarbie.”
„Dobranoc mamusiu.”
Zgasiłam światło i wyszłam z jej pokoju. Chodziłam bez celu po mieszkaniu, mając chaos w głowie. Co miałam zrobić? Nigdy nie czułam, że nie wystarczę do wychowania własnej córki, ale tej nocy nie wiedziałam co robić. Było tyle rzeczy, o których nie mogłam jej powiedzieć – rzeczy, o których po prostu nic nie wiedziałam. Kiedy o tym myślałam, uświadomiłam sobie jaka byłam głupia zakładając, że Sophie będzie zwyczajnym dzieckiem – jak mogła być, skoro żadne z jej rodziców nie było normalne? Korciło mnie, żeby obwinić o to Maxa, ale prawda była taka, że Sophie odziedziczyła moce po nas obojgu.
Wróciłam myślami do tego lata w Los Angeles, które spędziłam z Maxem. Spędził wiele długich godzin w naszym pokoju hotelowym ucząc mnie kontrolować moje moce i ewentualnie udało mi się je opanować. Ale byłam bardziej zainteresowana tym, by odeszły, niż używaniem ich. Nie miałam pojęcia, czy Sophie to wystarczy.
W końcu skończyłam w bibliotece. To był mój ulubiony pokój i powód dla którego wybrałam to mieszkanie, kiedy się tu przeprowadziłam. Opadłam na miękki skórzany fotel stojący przy kominku i zwinęłam się w nim z kocem narzuconym na ramiona. Myślałam o zadzwonieniu do Michaela, ale w Los Angeles było jeszcze wcześnie. Wątpiłam by zdążył już wrócić z pracy do domu. Zmarszczyłam brwi, uświadamiając sobie, że nie miałam pojęcia czym on się zajmuje. Maria również o tym nie wspomniała i zastanawiałam się, czy ona wiedziała.
„Ale ze mnie przyjaciółka,” mruknęłam do siebie, patrząc na własne dłonie, które trzymałam złożone na kolanach. Powoli uniosłam jedną rękę i patrzyłam na nią, przypominając sobie zieloną energię przebiegającą przez moje palce za każdym razem, kiedy moje moce się demonstrowały. Byłam taka wystraszona, a jednak tamtego lata, kiedy Max był sądzony, byłam wdzięczna za tą część naszego połączenia. Jeśli to była prawda, że Max zmienił mnie kiedy mnie uzdrowił, to czy nie było tak dlatego, że uczynił mnie trochę taką jak on? Polegałam na tym tak długo, nawet po tym jak reszta naszego związku rozsypała mi się w rękach na milion drobnych kawałków.
Los Angeles, 2003
Michael był bardzo cichy w drodze do Los Angeles. Ja również nie miałam za bardzo ochoty na rozmowę. Zatrzymaliśmy się na noc w Phoenix, ale nie wydaje mi się, żeby któreś z nas zaznało dużo snu. Wcześnie rano następnego dnia Michael zapukał do moich drzwi i znów ruszyliśmy w drogę. Było nawet ciszej niż poprzedniego dnia, bo całe rano musiałam się koncentrować na tym, by nie zwymiotować.
Jakieś dwa tygodnie wcześniej zaczęłam podejrzewać co się dzieje. Myślę, że zauważyłabym wcześniej, gdyby nie to jak bardzo martwiłam się o Maxa i brak wiadomości od niego. Chorowałam rankami i spędzałam coraz więcej czasu śpiąc. Pięć dni wcześniej obudziłam się rano ze znajomymi mdłościami oraz zmęczeniem, które prześladowało mnie od tygodni i wiedziałam, że jestem w ciąży. Pojechałam do apteki odległej o dwa miasta, żeby kupić test ciążowy i w drodze powrotnej zatrzymałam się w McDonaldzie, gdzie weszłam do łazienki i zrobiłam test. Pozytywny. Max i ja byliśmy ze sobą pod koniec maja; teraz był początek lipca. To oznaczało, że byłam mniej więcej w szóstym tygodniu ciąży. Licząc do przodu, obliczyłam, że dziecko urodzi się w lutym – jeśli wszystko pójdzie wedle ludzkich standardów, a nie kosmicznych. Jak na razie, tak było. Uznałam, że gdyby moja ciąża rozwijała się tak, jak według książki przetłumaczonej przez Alexa miała się rozwijać ciąża Tess, już zmieniałabym pieluchy. Ale nie było nawet nic widać, choć parę razy zauważyłam, że mój brzuch wydawał się jakby twardszy.
Powinnam być przerażona i część mnie była. Max był w więzieniu, ja miałam dziewiętnaście lat i byłam z nim w ciąży, nie miałam od niego żadnej wiadomości od tamtej nocy, kiedy się kochaliśmy i nie miałam pojęcia co zrobię. Ale inna część mnie była bardziej podekscytowana niż kiedykolwiek. Dziecko... dziecko Maxa... rosło we mnie. Marzyłam o tym by mieć jego dzieci, a kiedy powiedział mi, że Tess jest w ciąży byłam zrozpaczona, myśląc, że to powinnam być ja, a nie ona. Pragnęłam tego dziecka – jeśli nie wydarzy się coś co dowiedzie, że Max nie zamordował Langleya, to będzie jedyne dziecko jakie będziemy kiedykolwiek mieli. Od początku wiedziałam, że zatrzymam moje dziecko.
Zasnęłam w samochodzie gdzieś pomiędzy San Diego i Los Angeles. Kiedy się obudziłam, sięgnęłam po puszkę napoju z chłodziarki, którą napełniliśmy przed wyjazdem, i zaczęłam powoli pić. Kiedy spałam, Michael wyłączył radio i w samochodzie było tylko słychać szum silnika i klimatyzatora. Po niedługim czasie zjechaliśmy z wiaduktu, wyjeżdżając z miasta.
„To niedaleko,” powiedział mi Michael.
„Dobrze,” powiedziałam. Zawahałam się przez moment po czym wyrzuciłam z siebie. „On wie, że będę, prawda?”
Michael skinął głową, nie odwracając wzroku od drogi. „Wie.”
„Myślisz, że ucieszy się na mój widok?” spytałam niepewnie.
Michael milczał przez chwilę, potem spojrzał na mnie poważnie. „Myślę, że wiele będzie dla niego znaczyło to, że przyszłaś,” powiedział w końcu.
Miałam taką nadzieję. Miałam nadzieję, że kiedy tam dojadę dowiem się, że Max nie miał zamiaru odcinać się ode mnie przez te wszystkie tygodnie – że wszystko to było jakąś pomyłką. Chciałam mu powiedzieć o dziecku. Wiedziałam, że będzie się martwił, ale byłam pewna, że będzie też szczęśliwy. Wiedziałam, że Max chciał być kiedyś ojcem... to było trochę nieoczekiwane, ale miałam nadzieję, że będzie się cieszył, kiedy już przebrnie przez szok. Objęłam się ramionami, myśląc o tym jak jego oczy rozjaśnią się, kiedy mu powiem jak bardzo pragnęłam naszego dziecka. Obiecałam sobie, że będę przychodziła go odwiedzać tak często jak tylko mi pozwolą, aż do narodzin dziecka. Wyglądając przez okno, wyobrażałam sobie jak Max dotyka mojego brzucha, czując pod dłonią ruchy dziecka. Może myśl o byciu ojcem da mu inicjatywę, której potrzebuje by dalej szukać Langleya. Nie mogłam sobie wyobrazić, że nasze dziecko miałoby się wychowywać bez obecności Maxa.
Kiedy dotarliśmy do więzienia, Michael zaparkował samochód i przeszliśmy do wejścia. Teraz, kiedy nie jechaliśmy, czułam się lepiej, ale coraz bardziej się denerwowałam. Michael powiedział mi, że Max mógł się już spotykać z odwiedzającymi, więc zamiast rozmawiać z nim siedząc po dwóch stronach szyby ochronnej, będziemy w dużej sali z wieloma innymi więźniami i ich odwiedzającymi. Cieszyłam się, że będę mogła dotknąć Maxa, ale nie byłam pewna jak się czuję, jeśli chodzi o rozmawianie z nim w obecności tylu innych osób w pomieszczeniu. Miałam nadzieję, że będą zbyt zajęci swoimi sprawami, by zwrócić na nas uwagę. Wydawało się, że minęły wieki zanim przebrnęliśmy przez wszystkie punkty kontrolne i zostaliśmy wyprowadzeni do zewnętrznego pawilonu pełnego ludzi. Usiedliśmy przy metalowym stole piknikowym i czekaliśmy aż Max zostanie przyprowadzony ze swojej celi. Trzęsły mi się ręce.
Zobaczyłam go jak wszedł, idąc pomiędzy dwoma strażnikami i nie mogłam uwierzyć jak bardzo się zmienił. Był blady i chudy, a jego oczy wyglądały na takie zmęczone. Był też skuty kajdankami, co jeszcze bardziej mnie speszyło. Strażnicy przyprowadzili go do stołu gdzie siedzieliśmy i podniosłam się szybko kiedy podszedł.
„Max!” zawołałam, bliska łez na jego widok. Próbowałam go przytulić, ale było to trudne, bo jego ręce były skute z przodu.
„Cześć, Liz,” powiedział cicho.
Strażnicy zdjęli kajdanki, kiedy się od niego odsunęłam. Jeden z nich spojrzał na mnie z sympatią, kiedy zostawili nas samych. Kiedy już ich nie było znów go objęłam, przyciskając twarz do jego piersi. Tak dobrze było znów go przytulać, że ledwo zauważyłam jak sztywne wydawały się jego ramiona, kiedy mnie nimi otoczył. Stałam tam przez dłuższy czas; czułam ogromną ulgę wiedząc, że naprawdę nic mu nie jest. W końcu wypuścił mnie z objęć i odsunął się.
„Dobrze cię widzieć,” powiedziałam.
Nie patrzył mi w oczy. „No,” odpowiedział. Odwrócił się do Michaela i przelotnie skinął głową. „Cześć Michael.”
Michael wydawał się skrępowany. „Hej, Maxwell.”
Dotknęłam ramienia Maxa. „Jak się masz?” spytałam niecierpliwie, uważnie przyglądając się jego twarzy. „Tak się o ciebie martwiłam.”
„Nic mi nie jest,” powiedział ochrypłym głosem, spuszczając wzrok. Usiadł przy stole i popatrzył na mnie przez moment. „Jak leci?”
Jego brak emocji był przygaszający – był nawet bardziej wyobcowany niż przez te kilka tygodni, kiedy on i Tess byli razem. „W porządku,” powiedziałam, siadając obok niego. „Tyle mam ci do powiedzenia... dostałeś moje listy?”
W tym momencie Michael się podniósł. „Ja... zostawię was samych na trochę,” powiedział szybko. „Będę tuż obok, gdybyście mnie potrzebowali.” Podszedł do rzędu automatów dystrybucyjnych stojących pod jedną ze ścian i zaczął szukać drobnych w kieszeniach.
Kiedy zostaliśmy sami, Max milczał. „Max,” zapytałam wreszcie, „dostałeś listy, które do ciebie napisałam? Staram się pisać codziennie.”
„Dostałem je,” powiedział krótko. Nie powiedział dlaczego ani razu nie odpisał. Zamiast tego odchrząknął. „Domyślam się, że wkrótce wracasz na Harvard, prawda?”
Wpatrywałam się w niego. „Ja... ja nie wracam na Harvard. Napisałam ci o tym w listach. Nie... nie przeczytałeś ich?”
„Ach, tak.” Przytaknął. „Nie myślałem jednak, że mówisz poważnie.”
„Oczywiście, że tak,” powiedziałam mu, bardziej zmieszana niż kiedykolwiek. „Zostałam już przyjęta na Uniwersytet Kalifornijski i czekam jeszcze na odpowiedź z San Diego i Pepperdine.” Zmusiłam się do uśmiechu. „Możesz to sobie wyobrazić? Studiowanie w Malibu – nie wiem, czemu wcześniej o tym nie pomyślałam.”
„Ale co z Harvardem?” spytał, wpatrując się w blat stołu.
„Harvard jest w Massachusetts,” powiedziałam, „a ty jesteś w Kalifornii.”
Milczał przez chwilę. „Liz, przecież i tak nie bylibyśmy w stanie widywać się tak często,” wymamrotał po jakimś czasie.
„Co?” Dotknęłam jego ręki leżącej na stole, a on zamknął na chwilę oczy, oddychając głęboko. „Max, co ty mówisz? Nie mam zamiaru jechać do Cambridge i zostawić cię tu zupełnie samego.”
„Nie jestem tak zupełnie sam Liz,” zaprotestował. „Michael przychodzi kiedy tylko może... zresztą i tak, odwiedziny są dozwolone tylko dwa razy w miesiącu. Co za różnica gdzie będziesz, skoro i tak w ogóle nie będziemy mogli się widywać?”
Nie mogłabym być bardziej zszokowana, nawet gdyby mnie spoliczkował. „Ale... będąc w Massachusetts, mogłabym cię widywać tylko kilka razy w roku,” zdołałam wykrztusić.
„Moglibyśmy... moglibyśmy pisać listy,” powiedział.
„Pisałam listy,” powiedziałam mu. „Ty nie odpisałeś.” Było mi niedobrze i to nie miało nic wspólnego z dzieckiem – o Boże. Dziecko. Jeśli on nawet nie chciał mnie w Kalifornii, to co powie kiedy go poinformuję, że jestem w ciąży?
„Byłem zajęty Liz,” powiedział mi.
„Zbyt zajęty by napisać parę słów z wiadomością, że nic ci nie jest?” dopytywałam. Nie odpowiedział. Zabrałam dłoń z jego ramienia i zwróciłam wzrok na blat stołu. „Max, jesteś na mnie zły?” spytałam wreszcie. „Czy to z powodu... z powodu tamtej nocy w Cambridge?” Przełknęłam z trudem. „Czy to nie było – nie było to, czego oczekiwałeś?” Byłam na skraju łez.
Wciąż na mnie nie patrzył. „Nie, to nie to. To było... było w porządku. Nie było...” Urwał. „Było dobrze.”
W porządku? Dobrze? Nie mogłam uwierzyć w to, co słyszałam. Nigdy nie byłam tak zraniona, nawet wtedy, kiedy się dowiedziałam, że spał z Tess. Nieświadomie, położyłam dłoń na brzuchu, jakby po to, by ochronić moje dziecko przed jego słowami. „Myślałam, że było idealnie,” wyszeptałam, bardziej do siebie niż do niego.
„Liz, posłuchaj, napiszę do ciebie, w porządku? Mówię tylko, że lepiej będzie jeśli wrócisz do Cambridge.” Znów na mnie spojrzał, szybko odwracając wzrok zanim mogłam zobaczyć co w nich było.
„Lepiej dla kogo?” zapytałam nieprzytomnie.
„Lepiej dla wszystkich,” odpowiedział.
Wzięłam głęboki oddech, żeby uspokoić swoje skołatane nerwy. To był tylko kolejny wybieg, żeby odepchnąć mnie dla mojego własnego dobra – Max próbował tego już wcześniej. Ale tym razem to nie zadziała. „To nie będzie lepsze dla mnie,” powiedziałam dobitnie. „I to nie jest lepsze dla...”
„Może tak jest lepiej dla mnie,” przeszkodził mi cicho.
Całe powietrze uciekło z moich płuc w jednym bolesnym wydechu. „Co powiedziałeś?” spytałam.
„Nie mogę tego zrobić Liz,” powiedział. „Spędzę tu resztę życia. Rozumiesz to? Aż do dnia, kiedy umrę, każdego ranka będę się tu budził z niczym poza myślami o wszystkich tych rzeczach, których nigdy nie będę miał. Nie mam wyboru.” Spojrzał na mnie – naprawdę popatrzył na mnie po raz pierwszy tego dnia – i ciągnął, „Mogę sobie z tym poradzić. Muszę sobie z tym poradzić. Ale nie mogę sobie z tym radzić, jeśli ty będziesz w pobliżu, przypominając mi o tym czego chcę i nie mogę mieć.”
Nie rozumiałam. Nie mógł mówić poważnie... prawda?
„Dostałem wszystkie twoje listy i piszesz o studiach i znajomych i wszystkich tych rzeczach, które ja też chciałbym robić,” mówił, jego słowa napływały pospiesznie. „Chciałem iść na studia Liz. Ale teraz nigdy tego nie zrobię. Jest dużo rzeczy, które chciałem zrobić. Ale teraz nie będę mógł zrobić żadnej z nich.”
„Przepraszam,” wymamrotałam. „Nie wiedziałam, że tak to odczuwasz.”
„Cóż, tak jest,” powiedział, jego głos stał się szorstki. „Przyszłaś tu dzisiaj i jesteś taka zadowolona, że mnie widzisz, a ja – ja tu muszę zostać, kiedy ty wyjdziesz. Ty możesz stąd wyjść, a ja nie.” Przeczesał włosy palcami. „Nie mogę tak żyć, Liz. Nie mogę.”
Pomimo panującego upału, poczułam chłód na całym ciele. „Co... co ty mówisz?”
Popatrzył na mnie z determinacją w oczach. „Jedź do Cambridge Liz. Nie przychodź tu więcej. Po prostu daj sobie spokój.”
Myślałam, że zemdleję. „Ale Jesse powiedział, że złożysz apelację. Może nie będziesz musiał tu zostać,” zaprotestowałam słabo.
„Nie mogę na to liczyć,” powiedział, „i ty też nie powinnaś. Przykro mi Liz, ale... to się nie uda. Musimy się z tym pogodzić.”
„Nie możesz naprawdę tak myśleć Max,” wyszeptałam. „Co z tymi wszystkimi rzeczami, które sobie powiedzieliśmy? Kochasz mnie – wiem, że mnie kochasz.”
Odwrócił wzrok. „Kochałem,” powiedział. „Ale teraz wszystko jest inaczej.”
Wstałam, nie mogąc powstrzymać szlochu i spojrzałam na niego przez łzy. „Czy ty mówisz... czy mówisz, że już mnie nie kochasz?” płakałam.
Nie odpowiedział mi bezpośrednio. „Nie utrudniaj tego jeszcze bardziej,” powiedział mi.
„Max, ja nie rozumiem,” powiedziałam, drżąc na całym ciele.
„To koniec Liz,” powiedział beznamiętnie. „Sny się kończą, prawda?”
Patrzyłam na niego jeszcze przez chwilę, nie zdolna uwierzyć w to, co słyszałam. Potem otarłam oczy wierzchem dłoni. „Kocham cię,” powiedziałam mu drżącym głosem. „Kochałabym cię przez całe życie.” Następnie odwróciłam się i wybiegłam z pawilonu. Kiedy byłam już na zewnątrz, odwróciłam się by spojrzeć na niego i zobaczyłam go stojącego tam samotnie i patrzącego za mną. Nie obejrzałam się ponownie.
~Michael~
Kiedy zobaczyłem Liz uciekającą od stołu, pospieszyłem z powrotem do miejsca, gdzie ciągle siedział Max. Zanim tam dotarłem, siedział już z głową ukrytą w dłoniach.
„Co się stało?” zapytałem, po czym potrząsnąłem głową. „Zrobiłeś to, prawda? Jesteś prawdziwym skurwielem Max.”
„Zamknij się Michael,” powiedział drżącym głosem. „Po prostu... po prostu idź za nią, dobrze? Idź do niej.”
Uświadomiłem sobie, że on ma rację – Liz bardziej mnie potrzebowała. Bez jednego słowa, pobiegłem za Liz. Znalazłem ją na parkingu, opartą o samochód, szlochającą rozdzierająco. Otoczyłem ją ramieniem, a ona przylgnęła do mnie, mocząc mi koszulę łzami.
„Powiedział, że to koniec, Michael,” płakała. „Powiedział, że nie chce mnie więcej widzieć. Co ja mam zrobić?”
„Przykro mi Liz,” powiedziałem, trzymając ją blisko kiedy szlochała. Minęło dużo czasu zanim się uspokoiła. W końcu udało mi się wsadzić ją do samochodu. Planowaliśmy w drodze powrotnej ponownie zatrzymać się w Phoenix, ale Liz nie odezwała się słowem od paru godzin i zanim tam dotarliśmy byłem przerażony. Pojechałem prosto i dowiozłem ją do domu wcześnie następnego popołudnia. Musiałem zanieść ją prosto do jej pokoju, mówiąc jej rodzicom, że rozchorowała się w drodze powrotnej. Z pokoju Liz, zadzwoniłem po Marię, mówiąc jej, żeby przyszła tam jak najszybciej i zaczekałem, aż się zjawiła. Powiedziałem jej to, co Liz mi powiedziała i zostawiłem je obie na łóżku Liz, obejmujące się i płaczące.
Gdybym wtedy wiedział, że nie zobaczę Liz przez następne dziesięć lat, zatrzymałbym się, by się pożegnać.
"Największy ze wszystkich błędów to dojście do przekonania, że nie popełnia się żadnego." - Thomas Carlyle
Uff...no i doczekałam się...a raczej doczekaliśmy się
Co moge jeszcze dodać ponad to co pisałam już 500 razy w Czytelni, PW, przy każdej okazji i bez okazji? Czy wspominałam już że po lekturze tego rozdziału musiałam zrobić kilka kółek wokół pokoju dla uspokojenia skołatanych nerwów? A co najbardziej boli, to ta nieśmiała, łagodna ale przecież niezachwiana wiara Liz, wiara w to że dziecko które nosi wytworzy pomiędzy nią a Maxem więź jeszcze silniejszą...że kiełkujące w niej życie może być jedynym jakie wspólnie powołają na świat, że da Maxowi i jej siłę, by stawić czoła wszystkiemu i wszystkim. A potem dostaje cios w twarz. Nie jeden. I słyszy że noc ktora dla niej była czymś najpiękniejszym i najcenniejszym, dla niego było w "porządku", a słowa "kocham" które kiedyś wypowiedział, nie mają już dziś znaczenia.
I chociaż znając kolejne rozdziały wiem dobrze co siedziało w głowie Maxa kiedy tak nieludzko ją zranił, to musze jednak powtórzyć za slowami Michaela- jest on jednak prawdziwym skurwielem.
A ten fanart potraktujcie symbolicznie...bo gdyby Liz przyszła tam z takim brzuchem...cała scena miałaby zapewne zupełnie inny przebieg
http://images.snapfish.com/33%3A5586723 ... 6%3Bot1lsi
...a w celu zobaczenia go kliknijcie na link, bo choć próbowałam 100 razy za cholerę nie chce się pokazać
Co moge jeszcze dodać ponad to co pisałam już 500 razy w Czytelni, PW, przy każdej okazji i bez okazji? Czy wspominałam już że po lekturze tego rozdziału musiałam zrobić kilka kółek wokół pokoju dla uspokojenia skołatanych nerwów? A co najbardziej boli, to ta nieśmiała, łagodna ale przecież niezachwiana wiara Liz, wiara w to że dziecko które nosi wytworzy pomiędzy nią a Maxem więź jeszcze silniejszą...że kiełkujące w niej życie może być jedynym jakie wspólnie powołają na świat, że da Maxowi i jej siłę, by stawić czoła wszystkiemu i wszystkim. A potem dostaje cios w twarz. Nie jeden. I słyszy że noc ktora dla niej była czymś najpiękniejszym i najcenniejszym, dla niego było w "porządku", a słowa "kocham" które kiedyś wypowiedział, nie mają już dziś znaczenia.
I chociaż znając kolejne rozdziały wiem dobrze co siedziało w głowie Maxa kiedy tak nieludzko ją zranił, to musze jednak powtórzyć za slowami Michaela- jest on jednak prawdziwym skurwielem.
A ten fanart potraktujcie symbolicznie...bo gdyby Liz przyszła tam z takim brzuchem...cała scena miałaby zapewne zupełnie inny przebieg
http://images.snapfish.com/33%3A5586723 ... 6%3Bot1lsi
...a w celu zobaczenia go kliknijcie na link, bo choć próbowałam 100 razy za cholerę nie chce się pokazać
"I know who you are. I can see you. You're swearing now that someday you'll destroy me. Far better women than you have sworn to do the same. Go look for them now." (Atia)
""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)
""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)
Przeczytanie również nie było łatwe. Przynajmniej dla mnie. Max jak zwykle pokazał co potrafi. Wiem. Chciał dobrze. Myślał, że tak będzie najlepiej. W jego mniemaniu... itd. Tylko dlaczego mu się wydaje, że zawsze wie co będzie najlepsze dla innych? Wystarczy. Już dawno doszłam do wniosku, że zrozumienie tej postaci przekracza moje możliwości. Wiem, że to nie to samo co w serialu, ale Max pozostaje Maxem prawie w każdym ff. Michael ujął to najlepiej. Nie będę powtarzać, bo do Maxa i tak nie dotrze.Milla wrote:AN: Mel napisała, że to najtrudniejsza cześć, jaką kiedykolwiek napisała. Przetłumaczenie tego było równie trudne.
Liz. Koszmarna sytuacja.
Ale ten fanart całkiem niezły.
"Dałem ci przyjaźń, milczenie, wczoraj swoją krew. Czego chcesz dzisiaj? Nerki?!" (Alex)
A więc tak jak przypuszczałam, Max odrzucił Liz. Trudno znaleźć słowa na określenie tego co zrobił, tym bardziej, że do tej pory nie wiemy jakimi motywami się kierował. Mogę się tylko domyśleć, że po tym wszystkim co się stało popadł w przygnębienie, apatię, może nawet jest w depresji, ale przedstawia także sobą klasyczny obraz egoizmu. Skupił się na swoich odczuciach, nie dostrzegając potrzeb pozostałych, ich bólu i cierpienia, nie chce przyjąć że oni są w podobnej sytuacji jak on. Że kochając go nie będą umieli z niego zrezygnować bez względu na to jak bardzo będzie ich odrzucał, że im także potrzebna jest jego pomoc i wsparcie. Zwłaszcza Liz. I trudno jej się dziwić że nie powiedziała mu o dziecku. Zszokowana i zraniona jego zachowaniem a tym samym porzucona przez niego, wiedząc że odwoływanie się do jego serca niewiele pomoże – musiała myśleć o sobie i o dziecku.
I zastanawiam się tylko jak to możliwe żeby ktoś tak wrażliwy i podatny na uczucia innych jak Max, ktoś tak bardzo kochający, mógł zachowywać się w ten sposób. Taka postawa, w sposób naturalny zupełnie kłóci się z osobowością tego typu ludzi...Chyba pisarka nie dość dobrze poznała ich psychologię.
Dlatego zupełnie dla mnie niewiarygodna jest sytuacja, gdzie Max trwał w takim układzie dziesięć lat. Z depresji i pourazowego szoku, w końcu się wychodzi. W człowieku budzą się emocje i uczucia, zaczyna myśleć, tęsknić, szukać kontaktu. A Max jest do tej pory obojętny. Znając go, to nie do uwierzenia.
Dzięki Milla.
I zastanawiam się tylko jak to możliwe żeby ktoś tak wrażliwy i podatny na uczucia innych jak Max, ktoś tak bardzo kochający, mógł zachowywać się w ten sposób. Taka postawa, w sposób naturalny zupełnie kłóci się z osobowością tego typu ludzi...Chyba pisarka nie dość dobrze poznała ich psychologię.
Dlatego zupełnie dla mnie niewiarygodna jest sytuacja, gdzie Max trwał w takim układzie dziesięć lat. Z depresji i pourazowego szoku, w końcu się wychodzi. W człowieku budzą się emocje i uczucia, zaczyna myśleć, tęsknić, szukać kontaktu. A Max jest do tej pory obojętny. Znając go, to nie do uwierzenia.
Dzięki Milla.
Ehm, a z drugiej strony jak to mozliwe żeby ktoś taki odwrócił się od ukochanej osoby w chwili gdy go najbardziej potrzebowała, groził jej zerwaniem wszystkich łączących ich więzi a nastepnie odbył na brudnej podłodze sex z dziewczyną której nigdy nie kochał? To ja już stanowczo wolę psychologię Mel niż Katimsa. Bo choć napisałam co myślę o Maxie w tym rozdziale, to motywy jego postępowania poznamy już w następnym...i nie będą tak kulawe jak te którymi poczęstowali nas w "Busted"...I zastanawiam się tylko jak to możliwe żeby ktoś tak wrażliwy i podatny na uczucia innych jak Max, ktoś tak bardzo kochający, mógł zachowywać się w ten sposób. Taka postawa, w sposób naturalny zupełnie kłóci się z osobowością tego typu ludzi...Chyba pisarka nie dość dobrze poznała ich psychologię
"I know who you are. I can see you. You're swearing now that someday you'll destroy me. Far better women than you have sworn to do the same. Go look for them now." (Atia)
""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)
""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)
Uff... Ciężko było! Jestem pełna podziwu dla autorki. Nadal i w jeszcze większym stopniu.
Postawa Maxa... w sumie to podziwiam go. Żal mi Liz i to bardzo, ale jestem pełna uznania dla Maxa. Mam świadomość tego, że tak się nie postępuję, nie odrzuca się osoby którą się kocha w ten sposób, ale czy miał inne wyjście? Wybrał i postępował konsekwentnie. Patrząc z jego punktu widzenia - to było słuszne. Może nie spodoba się wam to co powiem, ale czy Liz nie postąpiła w podobny sposób w TEOTW? Chodzi o sam fakt, zranienia i samego sposobu. Zranienia do głębi. I nie chodzi mi o otoczkę. Sam fakt. Ileż determinacji było w tym człowieku. Wiedział, że tymi słowami zrani Liz i siebie, spowoduje, że może go znienawidzieć, ale nie cofnął się. Wszystkim żal Liz i słusznie, ale mnie bardziej żal Maxa. Czytając widać było z jakim trudem mu to przychodzi, ostatkiem sił powiedział, co powiedział. Zawsze mnie wkurzała ta jego altruistyczna postawa, ale ilu ludzi zdobyło by się na coś takiego? W rzeczywistości co Liz by miała zostając przy nim? Teraz nie była szczęśliwa, tak do końca, ale była spełniona, na jakiś tam pokręcony sposób, ale nie wysiadywała pod więzieniem, nie żyła tylko nadzieją... I o tym chyba Max myślał, wiedział, że takie życie, poświęcenie się dla niego wcześniej czy później mogło by przynieść efekt odwrotny, czyli żal i zgorzknienie... I to on w pełni ponosił konsekwencje swego czynu.
Ech... namieszałam. Sorry. Ale i tak nie potępiam go za to co zrobił.
Dzięki Milla za tłumaczenie!
Lizziett, jak zwykle fan-arty, które nam serwujesz są cudowne. Dobrze, że wróciłaś
Postawa Maxa... w sumie to podziwiam go. Żal mi Liz i to bardzo, ale jestem pełna uznania dla Maxa. Mam świadomość tego, że tak się nie postępuję, nie odrzuca się osoby którą się kocha w ten sposób, ale czy miał inne wyjście? Wybrał i postępował konsekwentnie. Patrząc z jego punktu widzenia - to było słuszne. Może nie spodoba się wam to co powiem, ale czy Liz nie postąpiła w podobny sposób w TEOTW? Chodzi o sam fakt, zranienia i samego sposobu. Zranienia do głębi. I nie chodzi mi o otoczkę. Sam fakt. Ileż determinacji było w tym człowieku. Wiedział, że tymi słowami zrani Liz i siebie, spowoduje, że może go znienawidzieć, ale nie cofnął się. Wszystkim żal Liz i słusznie, ale mnie bardziej żal Maxa. Czytając widać było z jakim trudem mu to przychodzi, ostatkiem sił powiedział, co powiedział. Zawsze mnie wkurzała ta jego altruistyczna postawa, ale ilu ludzi zdobyło by się na coś takiego? W rzeczywistości co Liz by miała zostając przy nim? Teraz nie była szczęśliwa, tak do końca, ale była spełniona, na jakiś tam pokręcony sposób, ale nie wysiadywała pod więzieniem, nie żyła tylko nadzieją... I o tym chyba Max myślał, wiedział, że takie życie, poświęcenie się dla niego wcześniej czy później mogło by przynieść efekt odwrotny, czyli żal i zgorzknienie... I to on w pełni ponosił konsekwencje swego czynu.
Ech... namieszałam. Sorry. Ale i tak nie potępiam go za to co zrobił.
Dzięki Milla za tłumaczenie!
Lizziett, jak zwykle fan-arty, które nam serwujesz są cudowne. Dobrze, że wróciłaś
"Żal jest potrzebny, żałując swoich pomyłek, uczymy się na błędach. Ale na Boga, nie pozwól, by rządził twoim życiem. Zwłaszcza, że nigdy nie będziesz pewna, że zobaczysz następny wschód słońca."
Hotaru "Freak Nation"
Hotaru "Freak Nation"
Właśnie Adka, o to chodzi!
Elu, zawiodłaś mnie, tak płytka analiza postępowania Maxa to nie w Twoim stylu
Przeczytałąm tę część z wielką uwagą, ale bez zdziwienia. Wiedziałam, że tak będzie. Wiedziałam, że Max właśnie w taki sposób odrzuci Liz. I dlaczego was tak to zaskoczyło?
Nie był egoistą, w jego postępowaniu nie była apatii, nie chciał też uszczęśliwiać wszystkich na siłę. Chciał oszczędzić Liz. I to wszystko. I robił to całkowicie wbrew sobie. Cierpiał przy tym jak cholera. Ta sytuacja trochę przypomina sprawę Liz i Kyla w łóżku. Max też musiał podjąć najbardziej drastyczne kroki, aby odsunąć Liz od siebie. Przecież ona w życiu by go nie zostawiła! A on nie chciał, żeby zmarnowała sobie życie czekając na niego. Ta dwójka wiecznie podejmuje decyzje za siebie...
To, czy Max postąpił słusznie to inna bajka. Moim skromnym zdaniem w tym wypadku był idiotą...Ale na pewno nie skurwielem! Uwierzyliście w te jego marnę wykręty??? W te durne tłumaczenia??? Ja nie. I dlatego bardziej niż złośc na niego budzi się w moim sercu podziw i współczucie.
Elu, zawiodłaś mnie, tak płytka analiza postępowania Maxa to nie w Twoim stylu
Przeczytałąm tę część z wielką uwagą, ale bez zdziwienia. Wiedziałam, że tak będzie. Wiedziałam, że Max właśnie w taki sposób odrzuci Liz. I dlaczego was tak to zaskoczyło?
Nie był egoistą, w jego postępowaniu nie była apatii, nie chciał też uszczęśliwiać wszystkich na siłę. Chciał oszczędzić Liz. I to wszystko. I robił to całkowicie wbrew sobie. Cierpiał przy tym jak cholera. Ta sytuacja trochę przypomina sprawę Liz i Kyla w łóżku. Max też musiał podjąć najbardziej drastyczne kroki, aby odsunąć Liz od siebie. Przecież ona w życiu by go nie zostawiła! A on nie chciał, żeby zmarnowała sobie życie czekając na niego. Ta dwójka wiecznie podejmuje decyzje za siebie...
To, czy Max postąpił słusznie to inna bajka. Moim skromnym zdaniem w tym wypadku był idiotą...Ale na pewno nie skurwielem! Uwierzyliście w te jego marnę wykręty??? W te durne tłumaczenia??? Ja nie. I dlatego bardziej niż złośc na niego budzi się w moim sercu podziw i współczucie.
No dobrze, teraz coś o biednej Liz. Na jej miejscu równiez bym uciekła. Jak najdalej i jak najszybciej. Większośc ludzi nie potrafiłąby nawet czegoś takiego wybaczyć, zapomnieć. Zranił ja głęboko. I celnie. jakie to paradoksalne, że osoby, które mogą nas najbardziej uszczęśliwić moga nas równiez zranić niemal do fizycznego bólu...
Dziwne tylko wydaje mi się to, że kupiła tę całą bajeczkę. Max, owszem, był bardzo przekonywujący, ale...Kochała go. Znała go. Powinna dac sobie choś odrobinę nadziei i nie zamykac się przed nim tak całkowicie. Albo przynajmniej wykrzyczeć mu w twarz co o nim w tej chwili myśli. Wiem, ze bardzo, bardzo, bardzo, bardzo ją skrzywdził, ale wydaje mi się, że Liz trochę stchórzyła...
Dziwne tylko wydaje mi się to, że kupiła tę całą bajeczkę. Max, owszem, był bardzo przekonywujący, ale...Kochała go. Znała go. Powinna dac sobie choś odrobinę nadziei i nie zamykac się przed nim tak całkowicie. Albo przynajmniej wykrzyczeć mu w twarz co o nim w tej chwili myśli. Wiem, ze bardzo, bardzo, bardzo, bardzo ją skrzywdził, ale wydaje mi się, że Liz trochę stchórzyła...
Dokładnie tak! Dzięki ADkA i Caroleen zastanawiałam się, czy ktoś zwróci na to uwagę. Max zrobił dokładnie to samo co Liz w TEOTW. W szczególności narzuca się tu porównanie do mowy, którą Liz wygłosiła Maxowi kiedy do niego przyszła. Jak to nie chce dla niego umierać, że chce spotykać się z normalnymi chłopcami, że nie chce mieć jego dzieci. Liz zna Maxa lepiej niż ktokolwiek i wiedziała gdzie uderzyć, żeby najbardziej go zabolało. Max posiada tą samą władzę nad Liz. I wykorzystał ją w dokładnie taki sam sposób. Jego pobudki były równie szlachetne jak te, które Liz miała w TEOTW.ADkA wrote:Może nie spodoba się wam to co powiem, ale czy Liz nie postąpiła w podobny sposób w TEOTW?
Pamiętajmy, że to nie był tylko kolejny kryzys. Tak, jak to wygląda na tą chwilę, to Max spędzi w więzieniu resztę życia. A teraz zupełnie szczerze, co byscie o nim myślały gdyby pozwolił Liz przenieść się do Kalifornii i żyć od wizyty w więzieniu do wizyty?
Moją pierwszą reakcją po przeczytaniu tego rozdziału było :"Max, ty skończony idioto!" i dokładnie tak jak Lizziett parę kółek po pokoju, nie byłam w stanie od razu czytać dalej. Ale później zaczęłam się zastanawiać. Nad tym co innego Max mógł w tej sytuacji zrobić? Jak wyglądałoby życie Liz toczone wokół kalifornijskiego zakładu karnego? I coś, o czym nie można zapominać. Ta wizyta nastąpiła kilka tygodni po tym jak Max znalazł się w więzieniu. A jak wyglądało tam jego życie? Max to wrażliwy młody chłopak, tymczasm znalazł sie w środowisku prawdziwych przestępców i raczej nie drobnych, bo to było więzienie o zaostrzonym rygorze. Jak się musiał czuć w otoczeniu takich ludzi. Uważam, że po tych kilku tygodniach miał już całkiem niezłe pojęcie jak będzie wyglądało jego życie i nie chciał skazywać na to Liz.
Ale żeby nie było, że staję po czyjejś stronie. Bo wcale tak nie jest. Rozumiem Maxa, ale bez problemu mogę też zrozumieć Liz. Nic dziwnego, że całkiem się załamała i że uciekła od Maxa. Moje odczucia są dokładnie takie same jak po obejrzeniu TEOTW. Pamiętam, że sama nie wiedziałam kogo bardziej mi żal. Tak samo jest teraz, oni oboje niesamowicie cierpią i nie ma zanczenia. I dlatego nie zgadzam się z tobą Elu (ale to nic, nie można się zawsze ze sobą zgadzać ), że Mel wykazała się nieznajomością charakteru Maxa. Ona znała go doskonale i perfekcyjnie go oddała.
No, to by było na tyle. Przepraszam was, że się tu wcinam, ale czytałam to opowiadanie kiedy już było skończone i nie miałam okazji brać udziału w dyskusji ani wyrazić swoich odczuć co do poszczególnych rozdziałów.
"Największy ze wszystkich błędów to dojście do przekonania, że nie popełnia się żadnego." - Thomas Carlyle
Ależ moja reakcja po przeczytaniu 12 rozdziału była jak najbardziej naturalna, tak każdego z Was. Przecież napisałam, że nie znam motywów jakimi kierował się Max ale było dla mnie nie do uwierzenia żeby ktoś wrażliwy i kochający jak on, postapił tak egoistycznie. Dlatego poddałam w wątpliwość sposób prowadzenia postaci Maxa przez autorkę...A to, że mógł się kierować jej dobrem ( TEOTW) też do mnie nie trafia. Przecież on znał swoje odczucia po tym co zrobiła Liz, wiedział jak sam cierpiał i w rezultacie niewiele to dało bo nie zmusić niczyjego serca by nagle przestało kochać - nawet jeżeli powody są tak bardzo szlachetne.
No nic, tym bardziej czekam na kolejną część. I dobrze że możemy podyskutować, to tylko podgrzewa atmosferę opowiadania.
No nic, tym bardziej czekam na kolejną część. I dobrze że możemy podyskutować, to tylko podgrzewa atmosferę opowiadania.
Last edited by Ela on Tue Nov 23, 2004 11:08 am, edited 1 time in total.
Wiesz Elu, ja też nie do końca jestem w stanie zrozumieć postępowanie Maxa, właśnie szczególnie w odniesieniu do TEOTW. Ale nie wyobrażam sobie równiez, aby ON, zawsze poprawny, dobry i troskliwy, MÓGŁ postąpić inaczej. To znaczy, chciałabym, żeby postąpił, bo zrobił straszną głupotę, jednak wiem, że to nie w jego stylu.
Napisałaś coś o tym, że nie można nikogo wyrzucić z serca na siłę. Max chyba nie chciał, zeby Liz o nim zapomniała. On chciał, żeby była samodzielna, żeby się rozwijała, żeby żyła normalnie. Wiedział, że z nim za kratkami będzie to niemożliwe, więc brutalnie ją odrzucił. Ale ja zauważyłam w tym coś jeszcze. On znał Liz, wiedział, że ją rani, wiedział, że o nim nigdy nie zapomni, wiedział, ze już nigdy nie będzie szczęśliwa. Ale wiedział też, ze jest bardzo silna i uparta, że ich rozstanie w końcowym rozrachunku nie załamie jej, tylko wzmocni. I że właśnie ta siła i upór dadzą jej energię na samorealizację, na prowadzenie własnego, spokojnego życia. Życia bez miłości, bez zapierającego dech szczęścia, ale jednak życia, w którym dużo może jeszcze osiągnąć i które może sobie jeszcze ułożyć. A on właśnie tego dla niej chciał.
Napisałaś coś o tym, że nie można nikogo wyrzucić z serca na siłę. Max chyba nie chciał, zeby Liz o nim zapomniała. On chciał, żeby była samodzielna, żeby się rozwijała, żeby żyła normalnie. Wiedział, że z nim za kratkami będzie to niemożliwe, więc brutalnie ją odrzucił. Ale ja zauważyłam w tym coś jeszcze. On znał Liz, wiedział, że ją rani, wiedział, że o nim nigdy nie zapomni, wiedział, ze już nigdy nie będzie szczęśliwa. Ale wiedział też, ze jest bardzo silna i uparta, że ich rozstanie w końcowym rozrachunku nie załamie jej, tylko wzmocni. I że właśnie ta siła i upór dadzą jej energię na samorealizację, na prowadzenie własnego, spokojnego życia. Życia bez miłości, bez zapierającego dech szczęścia, ale jednak życia, w którym dużo może jeszcze osiągnąć i które może sobie jeszcze ułożyć. A on właśnie tego dla niej chciał.
Tego właśnie nie mogę zrozumieć, Elu. Chyba dobrze rozumiem, że uważasz, iż Max zachował się egoistycznie, odtrącając Liz? Kto jak kto, ale Ty widzisz tu w posępowaniu Maxa egoizm? Jak dla mnie to właśnie było odwrotnie. Fakt, że sposób w jaki to powiedział był paskudny, lecz wiadomo było, że tylko taki sposób może tutaj pomóc. To właśnie jest cały Max - wrażliwy i kochający. I właśnie to, że taki sam ból przeżył w odc.TEOTW mogł sobie wyobrazić, co będzie czuła Liz i w jakim będzie stanie. I te ostatnie słowa do Michaela, o czymś świadczą. Lecz wiedział też, że to jej minie, że może nie przestanie go kochać , tak jak on wtedy nie przestał jej, ale chociaż zraniona będzie dalej żyć, realizować się. Wiedział też, że życie będzie toczyć się dalej, że Liz się podniesie i będzie żyć, bez niego, ale będzie żyć. W innym wypadku jej życie toczyłoby się tylko od wizyty do wizyty u niego, żyjąc w jakimś nierzeczywistym świecie, żyłaby z powoli gasnącą nadzieją. I co było lepsze? Zadać jej raz ból, czy widzieć jak marnuje sobie życie przez te wszystkie lata koczując gdzieś przy więzieniu? Gdzież tu egoizm, gdy człowiek sam skazuje się na samotność, odcięcie się od jedynej bliskiej osoby dla dobra jej.Ela wrote:Przecież napisałam, że nie znam motywów jakimi kierował się Max ale było dla mnie nie do uwierzenia żeby ktoś wrażliwy i kochający jak on, postapił tak egoistycznie.
To takie moje małe wtrącenie! Bo oczywiście, każdy ma swoje zdanie.
Hmm.. chyba nie wyszło masło-maślane?
Milla, za co przepraszasz , to dobrze, że się wcinasz, a nie tylko tłumaczysz!
"Żal jest potrzebny, żałując swoich pomyłek, uczymy się na błędach. Ale na Boga, nie pozwól, by rządził twoim życiem. Zwłaszcza, że nigdy nie będziesz pewna, że zobaczysz następny wschód słońca."
Hotaru "Freak Nation"
Hotaru "Freak Nation"
Adka, wyszło trochę masło-maślane, ale tylko dlatego, że post wyżej ja napisałam prawie to samo cieszy mnie, ze się ze mna zgadzasz. Znaczy, ż emoja analiza nie jest tak całkiem bez sensu Ela trochę zboczyła z "dobrej" drogi, ale mam nadzieję, że dzięki naszej psychoterapii i darowi przekonywania szybko się nawróci
Masło-maślane, tak jak się obawiałam , ech...
Ha, ha... na pewno, Ela jeszcze "przejrzy" na oczy pod naszym skromnym i delikatnym wpływem...
Prawda, Elu?
Ha, ha... na pewno, Ela jeszcze "przejrzy" na oczy pod naszym skromnym i delikatnym wpływem...
Prawda, Elu?
"Żal jest potrzebny, żałując swoich pomyłek, uczymy się na błędach. Ale na Boga, nie pozwól, by rządził twoim życiem. Zwłaszcza, że nigdy nie będziesz pewna, że zobaczysz następny wschód słońca."
Hotaru "Freak Nation"
Hotaru "Freak Nation"
Matko, zabiję dziewczyny
Ależ ja napisałam o egoizmie Maxa w kontekście tego co wiem o nim do 12 odcinka, bo przyznacie, że nie znając motywów można wysnuć taką tezę. I zaraz poddaję w wątpliwość, że mógł się tym kierować bo przecież to Max, z tą samą wrażliwością, miłością do Liz (tłumaczyłam to jego zachowanie głęboką drepresją, a nawet niewłaściwym prowadzeniu przez autorkę swojego bohatera) i dlatego trudno mi było pogodzić się z taką jego przemianą...Dajcie spokój - ja która zawsze aż do bólu go broniłam, to teraz wychodzi na to że go w jakiś sposób go kontestuję. Nic podobnego, po prostu taki Max jakiego do tej pory pokazała autorka nie mieści się w moich kanonach pojmowania.
Ależ ja napisałam o egoizmie Maxa w kontekście tego co wiem o nim do 12 odcinka, bo przyznacie, że nie znając motywów można wysnuć taką tezę. I zaraz poddaję w wątpliwość, że mógł się tym kierować bo przecież to Max, z tą samą wrażliwością, miłością do Liz (tłumaczyłam to jego zachowanie głęboką drepresją, a nawet niewłaściwym prowadzeniu przez autorkę swojego bohatera) i dlatego trudno mi było pogodzić się z taką jego przemianą...Dajcie spokój - ja która zawsze aż do bólu go broniłam, to teraz wychodzi na to że go w jakiś sposób go kontestuję. Nic podobnego, po prostu taki Max jakiego do tej pory pokazała autorka nie mieści się w moich kanonach pojmowania.
ADKA
Ha...trzeba przyznać że się trochę zmieszałam...bo to chyba ja gdzieś kiedyś, nie tak niedawno, pisząc o TEOTW i ciągłym smęceniu na temat krzywdy wyrządzonej Liz przez FMaxa oraz o tym jak ludzie dostrzegają jedynie ogrom jej poświęcenia i cierpienia, lekceważąc ból obu Maxów;gdybałam sobie co by to było gdyby sytuacja była odwrotna? Gdyby to Max złamał Liz serce "dla jej dobra"? Przepowiedziałam że wtedy wszyscy użalali by się nad nią, na niego patrząc jak na skończonego brutala...no i czyż nie miałam racji? Zwłaszcza że sama się tak popisałam
A co do Maxa w "Innocent"...cóż, nic nie powiem, ale radzę zauważyć że wśród nagród widnieje również ta za jego "Portret"...nie na darmo.
I to chyba nie będzie spoiler, jesli powiem że na RF reakcje ludzi i ich stosunek do Maxa po tym rozdziale były bliźniaczo podobne...by potem zmienić się diametralnie...a cały ciężar wściekłości przeniósł się na całkiem inną osobę
Ha...trzeba przyznać że się trochę zmieszałam...bo to chyba ja gdzieś kiedyś, nie tak niedawno, pisząc o TEOTW i ciągłym smęceniu na temat krzywdy wyrządzonej Liz przez FMaxa oraz o tym jak ludzie dostrzegają jedynie ogrom jej poświęcenia i cierpienia, lekceważąc ból obu Maxów;gdybałam sobie co by to było gdyby sytuacja była odwrotna? Gdyby to Max złamał Liz serce "dla jej dobra"? Przepowiedziałam że wtedy wszyscy użalali by się nad nią, na niego patrząc jak na skończonego brutala...no i czyż nie miałam racji? Zwłaszcza że sama się tak popisałam
A co do Maxa w "Innocent"...cóż, nic nie powiem, ale radzę zauważyć że wśród nagród widnieje również ta za jego "Portret"...nie na darmo.
I to chyba nie będzie spoiler, jesli powiem że na RF reakcje ludzi i ich stosunek do Maxa po tym rozdziale były bliźniaczo podobne...by potem zmienić się diametralnie...a cały ciężar wściekłości przeniósł się na całkiem inną osobę
Wrażliwy, młody i dodajmy- bardzo urodziwy W takiej sytuacji to rzeczywiście nic tylko się załamaćMax to wrażliwy młody chłopak, tymczasm znalazł sie w środowisku prawdziwych przestępców i raczej nie drobnych, bo to było więzienie o zaostrzonym rygorze.
"I know who you are. I can see you. You're swearing now that someday you'll destroy me. Far better women than you have sworn to do the same. Go look for them now." (Atia)
""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)
""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)
Jeśli to cię pociesz to moja pierwsza reakcja była taka sama, dobą godziną zabrało mi spojrzenie na to barddziej obiektywnie.Lizziett wrote:Przepowiedziałam że wtedy wszyscy użalali by się nad nią, na niego patrząc jak na skończonego brutala...no i czyż nie miałam racji? :Zwłaszcza że sama się tak popisałam
Ale jakieby nie były aktualne opinie czytelników na temat Maxa, to jestem pewna, że bardzo się zmienią zanim dobrniemy o końca. No może z wyjątkiem osób, które tak ogólnie nienawidzą Maxa.
"Największy ze wszystkich błędów to dojście do przekonania, że nie popełnia się żadnego." - Thomas Carlyle
HA! A ja jestem z siebie dumna, bo od początku stanęłam po stronie Maxa I do głowy mi nie przyszło, żeby się na niego wściekać Wiedziałam, że w tym jest coś więcej. I nie mogę zgodzić się z Elą, że postać jest źle prowadzona. Przecież we wcześniejszych częściach jasno "powiedziano" co i dlaczego Max zrobi. Teraz czekam tylko na finał - nie sprawy, bo to na pewno skończy się dobrze, ale finał pomiędzy Maxem i Liz. Na ich pierwsze spotkanie...
Who is online
Users browsing this forum: No registered users and 33 guests