Ale do rzeczy, czyli komentarza.
Właśnie!Coś w niej przyciągało ją do niego. I tylko to powinno się liczyć.
Wydaje się, że żyją jak pies z kotem... Ale to tylko pozory. Tak sobie myślę, co by było, gdyby role były odwrócone?... Chyba niepotrzebne to gdybanie, ale to by było ciekawe...Problem tkwił w tym, że oficjalnie była z Zackiem. Jakkolwiek za nim nie przepadał, nie mógł tego zrobić. Nie, póki ona robiła to nieświadomie, póki nie wiedziała co czuje. Życie z poczuciem winy nie uśmiechało mu się. Zwłaszcza jesli miało nieść ze sobą trudności ze strony idealnego Zacka.
Brawa dla Aleca! Przynajmniej jeden rozsądny wniosek.Ale mógł jej przypomnieć... Przecież sam sobie uświadomił co było własnie dzięki niej. Może ona też mogłaby sobie przypomnieć? Chyba nie pozostawiała mu wyboru, jak tylko z nią porozmawiać. I to jak najszybciej.
Tyle że to trochę śmieszne. Alec już planuje, jak by tu przypomnieć Liz przeszłość, a ona już ją pamięta, ale też myśli, że ON jej nie pamięta... Poplątanie poplątania. Nowa ma rację, to rzeczywiście przypomina trochę telenowelę. Ale tylko trochę. Ważniejszy jest sposób rozwiązania tego galimatiasu...
Alec mógłby być, gdybyście oboje się postarali.Chociaż nie był prawdziwie radosny, jednak był. Nie było spełnienia, ale była ulga. Nie było pragnienia, ale było bezpieczeństwo. Nie było intensywnych wspomnień, ale rysował się spokój. Nie było łez.
Nie było Aleca, ale był Zack.
Ten cały jej związek z Zackiem... No cóż. To nie powinno się na tym opierać. Tzn. nie tego typu związek. Pragnienie spokoju nie powinno być ważniejsze od uczuć Zacka. Zwłaszcza że ona ciągle myśli o Alecu... Po co ona mu daje nadzieję? I tak odejdzie. A im prędzej to zrobi, tym lepiej. Choć i tak będzie źle.
Ach... Mogłabym nawet westchnąć ze wzruszenia. Gdyby nie to, że myślę o tym, co się stanie po odkryciu prawdy. Mam nadzieję, że znajdzie sobie jakąś miłą dziewczynę, która sprawi, że nadal będzie prawdziwym Zackiem i w ogóle. I wcale nie chciałabym, żeby to była Ava. Ona niech lepiej zmiata i przyjdzie jakaś normalna, a nie bezmózgowa siksa.Uśmiechnęła się lekko, widząc jak błekitne tęczówki się rozjaśniają. Tylko na jej widok, gdy byli sam na sam. W innych sytuacjach powracała jego chłodna powaga i dystans. Wtedy na powrót był odpowiedzialnym dowódcą, który musiał dokonywać trudnych wyborów. A prawdziwym Zackiem, z głebią uczuć i ciepłym uśmiechem był tylko dla niej.
Liz, ty niegrzeczna dziewczynko! Rzucać takie aluzje do Zacka? Napali się i co wtedy?- Nie martw się. Będziesz miał czas by użyć swojego... kijka.
Jej wzrok szybko ześlizgnął się napostać drobnej istotki stojącej obok niego. Praktycznie przyklejonej do jego ramienia.
Krótkie, ale smutne... Jeszcze więcej takich fragmentów, a się rozryczę i pewien mutant nie będzie mógł już liczyć na żal z mojej strony.- Nie zostawię cię – jego głos dodał jej sił
Ścisnęła mocniej jego dłoń. Chociaż strażnicy raz po raz ich oddzielali, ręce obojga splatały się ponownie. W drodze na egzekucję.
Zielone spojrzenie odprowadziło ją aż do blatu baru. Potrafiła naprawde utrudniać pewne sprawy. On przyszedł tu z nadzieją, że ją znajdzie. Chciał porozmawiać. Wyjaśnić wszystko bez zbędnych gierek. Ale kiedy ją zobaczył roześmianą z Zackiem, nie miał odwagi nawet podejść z tym zamiarem.
Mądruś jeden! Sam przyszedł z różową wywłoką.Chyba jednak zrezygnuje z tej rozmowy.
Nie rezygnuj! Pal licho wszystkich, zrób coś z tym fantem.
:twisted::twisted:Liz wskoczyła na stołek. Uniosła wzrok wbijając go w ogromne lustro wiszące nad barem. Świetnie. Uciekła, żeby nie musieć oglądac Aleca, a teraz widziała wszystko w przeklętym zwierciadle.
Dosłownie wszystko.
Miła scenka, nie powiem. Ukradkowe spojrzenia + amorki Avuni... Syuacja nawet nieco groteskowa...I nie mogła oderwać wzroku. Śledziła każdy ruch Aleca. Dostrzegła ukradkowe spojrzenia jakie rzucał w jej kierunku. Ignorowała je. Zwłaszcza, że maleńka różowa postać wciąz obskakiwała go do koła.
Lubię go, ale ta jego naiwność... Może nawet głupota. Im wyżej człowiek się wzniesie, tym boleśniejszy może być potencjalny upadek.Ale Biggs już wcześniej zauważył te spojrzenia pomiędzy dwójką. Nie chciał by w wyniku jakiejkolwiek sytuacji Zack został oblany zimną wodą. Byli przyjaciółmi.
- Ta twoja Liz... Ufasz jej? - zapytał, gdy szli obaj wzdłuż ulicy
- Oczywiście – 599 spojrzał na niego ze zdumieniem
Komu jak komu, ale Liz ufał. Bo ona całkowicie ufała jemu.
- To dobrze. Ale czy rozsądnie? Nie znasz jej.
Zack wzruszył ramionami. Kogoś kto tyle lat spędził w Manticore znał bez niepotrzebnych słów. Sam to kiedyś przerabiał.
- Nie zdradzi nas – stwierdził niezwykle pewnie
Biggs westchnął. Zauważył, że Zack stawał zawsze w obronie swoich podopiecznych, ale za tą mała w szczególności.
- Nie to mam na myśli – mruknął
Chyba będzie musiał zabrać się za tę sprawę od innej strony.
- Co Alec o niej sądzi?
Blondyna zaskoczyło to pytanie. Co 494 miał do tego wszystkiego?
- Zauważyłeś, że oboje dziwnie się zachowują w swojej obecności?
Dziwnie? Zackowi wydawało sie raczej, że unikają się wzajemnie, bo za sobą nie przepadają. Odnosił wielokrotnie wrażenie, że obecnośc Aleca drażniła Liz. Chociaż tamten wybuch był jakby przejawem troski o niego...
- Po prostu sie nieznoszą – stwierdził obojętnie
- Albo wręcz przeciwnie – mruknął Biggs
Trochę to dziwne... On ufa jej, bo ona ufa jemu? Co to za powód do zaufania? To, że ktoś mi ufa, oznacza, że ja też mam temu komuś ufać...? Nie rozumiem.
Do soboty to chyba nie dożyję...
P.S. Onarek, ładniutki bannerek.
P.S.2. Pierwszy śnieg, how cozy...