Czyżby w części 11. miał się zacząć tak (nie)wyczekiwany związek Zacka i Liz?...
Hmm... poczytacie zobaczycie.
Najlepiej wszystko zwalić na geny i facetów
Hehe. To najlepsze wyjście. Która kobieta nigdy nie zwalała nic na facetów? Nie znam takiej. Sama lubię ich obraczać winą. To niesamowicie wygodne i często prawdziwe
Nie wiem, czy Liz byłaby tak bezwględnie ufna, gdyby to ona była na miejscu Max...
Ależ nikt nie każe Max być ufną. Słowa Liz "Jeszcze się nie nauczyłaś?" dotyczyły raczej samej kwestii, że Guevara nie była w stanie pokonać naszej małej 542. Max nie jest ufna, ale jednocześnie bardzo by chciała zaufać Liz.
Oj wpadła... Może sobie wmawiać, że to przez ruję, ale wszyscy wiemy, że z pewnością nie tylko
No dobrze, wszyscy wiemy, że w tym wszystkim jest coś głebszego. Te wspomnienia, dawne uczucie itd. Jednak wydaje mi się, że gdyby nie ruja, to Liz mimo wszystko prędzej skopała by tyłek Alecowi niż pozwoliła na coś takiego. Niestety była obezwładniona homronami. O czym przekonacie sie dzisiaj.... ups, miałam nic nie sugerować.
Znowu coś o Max i Loganie, i to jeszcze w takim tonie Za mało tu tej pary, zwłaszcza kiedy piszesz o nich tak ciepło i uroczo... Tłum krzyczy więce
Spokojnie. Max i Logan pojawią się nie raz. Może i w dośc niewielkich dawkach, ale z pewnością rozwinę ich wątek. Zwłaszcza po katastrofalnej 26 (miała być 25, ale rozbiłam jeden z rodziałów na dwa).
A no i obawiam się, że jednak już sie coś zaczyna dziać między Liz i Zackiem bo to zapewne on do nie przyszedł
A co wy na to, gdyby przyszli obaj?!
No dobra ja już nic nie mówię, wy sobie poczytajcie. I dłuuugie komentarze napiszcie! Sprawdzę was
Ta część z pewnością wam się spodoba, ale jest zakończona w takim momencie, że można praktycznie kląć ze złości lub rozpaczy -
tylko nie zaglądać na koniec!!!
11.
Rozkosz zawsze budzi w nas te uczucia,
o których istnieniu nawet nie wiedzieliśmy
Budzi też smutek, który nas nie opuszcza
aż do kolejnego spełnienia
Wstrzymała oddech nieświadomie, kiedy go rozpoznała. Ciemne oczy nie mogły przez dłuższa chwilę się od niego oderwać, badając chełpliwie całe ciało. Ulepszony wzrok pozwalał dostrzec wszystkie szczegóły, które zwykły człowiek zauważał dopiero przy odległości dwóch centymetrów.
Ale jej wprawne oczy nie były w stanie oprzeć się pokusie spoglądania na to idealne ciało. Krew w żyłach Liz zaczęła się stopniowo podgrzewać, kiedy wzrok błądził po jego sylwetce.
- Coś ci się szczególnie podoba? - miękki, hipnotyzujący głos ściągnął jej uwagę
Leniwie i wręcz niechętnie przesunęła spojrzenie wzdłuż całej postaci aż na jego twarz.
Momentalnie zatonęła w malachitowej głębi. I chociaż umysł chciał oderwać wzrok od zielonych oczu i skończyć tę niemą gierkę, ciało i zmysły nie pozwalały na to. To spojrzenie uzależniało z każdą kolejną sekundą, w której mogła się rozkoszować szmaragdowymi tęczówkami, obserwować iskry, jakie tliły się w jego oczach na jej widok.
Przezwycięzyła jednak własne rodzące się pragnienie i nieco drżącym głosem odpowiedziała na wcześniej zadane pytanie:
- Nie widzę nic szczególnego.
Oboje wiedzieli, że mówi to z przyzwyczajenia i raczej marnej chęci zatuszowania swojego stanu. Musiała więc szybko zmienić taktykę.
Ruszyła w kierunku drzwi swojego tymczasowego mieszkania, starając się nie zerkać na niego. Kiedy go mijała, zapytała chłodno i z pewną groźbą:
- Skąd masz ten adres i co tu robisz 494?
Kąciki jego ust uniosły się lekko do góry a on sam obrócił sie za nią.
- Nie trudno było cię namierzyć. Pozostały mi w głowie jeszcze jakieś lekcje z Manticore – mruknął – Co tu robię? Hmm...
Oparł się bokiem o ścianę przy drzwiach, gdy usiłowała je otworzyć. Cała drżała. Doskonale wiedział, dlaczego. Uśmiechnął się dumny z reakcji jej ciała na jego obecność. Smakowicie rysowały się efekty jakie mogłoby przynieśc zbliżenie.
Pochylił się. Jego usta znajdowały się zaledwie kilka milimetrów od jej ucha.
- A co byś chciała, żebym robił? - mruknął uwodzicielskim tonem
Jej dłoń zastygła na klamce. Czuła jak fala za falą gorące dreszcze przesuwają się po koniuszkach jej nerwów.
Alec był naprawdę niesamowity. Podejrzewała, że nawet gdyby nie przechodziła właśnie hormonalnej gorączki i tak drżałaby w jego obecności. Wydzielał chyba za dużo feromonów, które działały niezwykle efektywnie przynajmniej na nią.
To było drażniące. A stałoby się jeszcze bardziej denerwujące, gdyby mu to przyznała wprost. Zebrała strzępki opanowania i warknęła:
- Chciałabym, żebyś dał mi spokój. Spływaj.
Tylko się cicho zaśmiał i płynnym ruchem obrócił ją przodem do siebie. Jedną ręką trzymał ją w pasie przysuwając do siebie. Natomiast druga dłoń przesuneła się leniwie po jej ramieniu.
Ciepły oddech odbił się od jej policzka, kiedy pochylił się, prawie muskając jej usta. Ciemne oczy wypełniły się tęczowymi ognikami. Opanowanie i chłód wyparowały. Zastąpiły je głód, niecierpliwość i fascynacja. Serce Aleca stanęło w miejscu, gdy pragnienie w jej oczach stało się wyraziste.
Wszystko się zatrzymało w miejscu, gdy spojrzał na nią. Jeszcze nikt tak na niego nie patrzył. Z takim pożadaniem i uczuciem... Była niepewna, drżała, ale nie zaprzeczała pragnieniu.
Odepchnął wspomnienie w głab umysłu, koncentrując się na bieżącej chwili i tej drobnej postaci tuż przed nim. Kąciki jego ust powędrowały nieznacznie do góry. Przesunął palce prawej ręki po rumianym policzki i w dół szyi, odgarniając pasma ciemnych włosów.
Przymkneła powieki, ledwo powstrzymując wesrchnienie wydobywające się z jej ust. Boże, każdy jego dotyk zbliżał ją do ekstazy. Myśl o tym jak by się czuła, gdyby doszło do czegoś więcej była nie tyle obezwładniająca co przerażająca.
Jeszcze nigdy nie przechodziła tak silnej rui, która wręcz rozsadzała ją od środka. Podczas każdego „ataku” rosło pragnienie zaspokojenia, ale teraz opierało się to na czymś więcej niż seks. Z nim chodziło o coś więcej.
Ale co było takiego w Alecu, że nie chciała by odchodził?
Przesunął opuszki po jej szyi, a potem na skraj dekoltu. Z fascynacją obserwował jak słabnie i prawie omdlewa przy każdym jego dotyku. I nie chciał przestać jej dotykać. Jego usta dzieliły może dwa milimetry od jej warg.
- Naprawdę chcesz, żebym poszedł? - mruknął a jego głos zawibrował na rozchylonych ustach Liz
Do cholery z opanowaniem i zasadami... Błyskawicznie oplotła ramiona wokół jego szyi, spajając ich usta ze sobą.
Jej usta były delikatne jak bańka mydlana i jednocześnie tak niesamowicie gorące. A smakowała... nigdy wcześniej nie znał tego smaku.
Miękkie wargi poddawały się każdemu żądaniu jego ust, choć to ona rozpoczęła pocałunek. Najpierw gwałotwnie, jakby za chwilę miał nastąpić koniec świata. Potem wolniej, chwytając każdy ułamek sekundy tego połączenia. Liz topniała w jego ramionach, nie opierając się sile zielonookiego. Jęk zaległ w jej gardle, gdy język Aleca rozchylił jej usta.
Każdy zachłanny ruch jego języka w jej buzi osłabiał ją coraz bardziej, powodując, że myśli kierowały się już tylko w jedną stronę, tą o której marzyła „zwierzęca natura”. Skąd wiedział jak ja całować by poddała mu się całkowicie? W Manticore tego nie uczyli.
- Boże... - jęknęła zaciskając powieki, gdy przesunął usta na jej szyję
Chciał ją przycisnąć do drzwi, ale były uchylone i w efekcie wpadli do mieszkania. Nie oderwało ich to od siebie nawet na chwilę. Liz kopnęła nogą drzwi, zatrzaskując je. Wargi Aleca znaczyły wrażliwą skórę jej szyi, jakby chciał ją opieczętować jako swoją własność. Nie broniła. Wręcz przeciwnie, odchylała głową do tyłu, ułatwiając mu dostęp. Wydawało jej się, że sufit wiruje, a to tylko oni przesuwali się wgłąb pomieszczenia.
Drżące dłonie Liz usiłowały rozpiąć jego kurtkę, ale nie mogła sobie poradzić z zamkiem. Zaklęła cicho, szarpiąć za materiał. Alec roześmiał się i na chwilę oderwał od niej, rozpinając za nią swoją kurtkę i zrzucając ją na podłogę. Od razu zsunął skrawek materiału i z jej ramion.
Jego palce przebiegły po nagiej skórze ciemnych ramion, rozkoszując się gęsią skórką jaką u niej wywołał. Wydawało mu się, że za każdym razem, gdy jej dotykał drżała coraz bardziej.
Drobne ciałko wtulone w jego ramiona, drżało. Niesamowicie przyjemne wiedzieć, że to przez niego tak drży, że jego dotyk tak na nią oddziaływuje.
Wspomnienie stawało się coraz wyraźniejsze, ale ponownie je odepchnął, skupiając się na kolejnym pocałunku. Usta Liz miały niezapomniany smak. Upajający, odurzający i lekko słodkawy niczym likier. Mruknął niczym kot, kiedy jej język wyszedł mu na przeciw. Ta drobna batalia o dominację w pocałunku trwała kilka minut, aż Liz skapitulowała odchylając się nieco do tyłu i pozwalając jego ustom ponownie ześlizgnąć się na jej szyję.
Dłonie Aleca przesuwały się po jej plecach, zsuwając coraz niżej i niżej. Jeden impuls i nogi Liz momentalnie oplotły go. Była naprawde lekka, ale mimo to sprowadził ich oboje do poziomu odnajdując w kącie pokoju łóżko.
Przesunęła dłonie powyżej swojej głowy, umożliwiając mu swobodne zsunięcie jej bluzki. Nie miała wątpliwości, że nie będzie żałować tego, gdy zielone tęczówki roziskrzyły się a wzrok Aleca chełpliwie badał każdy milimetr jej ciała. Błysk pragnienia i zachwytu. Jeszcze żaden mężczyzna tak na nią nie patrzył. Może i zawsze o tym wiedziała, ale teraz dosłownie c z u ł a, że jest kobietą.
Synapsy nerwowe przesyłały fale elektryzujących impulsów przez wszystkie koniuszki nerwów, gdy wilgotne usta zaczęły znaczyć gorącą ścieżkę na odsłoniętym ciele. Mięśnie brzucha napięły się, kiedy jego język kreślił ósemki wokół jej pępka.
- Alec... - jęknęła, gdy zanurkował jezykiem w zagłębieniu jej brzucha
Z tym półszeptem wróciło wspomnienie, najbardziej wyraźne...
- Alec – jego imię wydobyło się z jej ust w omdlałym mruknięciu
Jej ciemne oczy były zamglone, jakby odpłynęła świadomością daleko. Ciężko oddychała, ale na jej ustach malował się błogi uśmiech. Wpatrywał się w nią z fascynacją, chcąc zapamiętać każdy szczegół jej ciała.
Wstrzymał oddech i uniósł wzrok, wbijając go w jej twarz. Wspomnienie było wyraźne, bez mgieł i niedomówień. Każdy element wciąz rysował się w jego umyśle.
Ciemne włosy rozsypane na pościeli.
Pasma włosów Liz rozrzucone były w nieładzie na poduszce.
Karmelkowa skóra pokryta drobniutkimi kropelkami potu, które spływały po zagłębieniach jej ciała.
Skóra o barwie mokki zwilżona była słonawymi perełkami mieniącymi się w półmroku.
Pirytowe tęczówki lśniły resztką pragnienia, zmętnione głębią tego dziwnego uczucia.
Spoglądała na niego z wahaniem. Jej oczy szkliły się iskrami namiętności i czegoś jeszcze... czego chyba sama nie pojmowała.
Cała jej drobna postać wiła się pod jego ciałem, błagając o kolejny dotyk. A on po prostu się w nią wpatrywał.
Zastygł. Te same oczy... to samo spojrzenie... ten sam uśmiech... to samo ciało... Uniósł się, przypatrując się jej uważnie. Panika zastępowała niepewność.
To była o n a
Znali się w Manticore. Byli z e s o b ą w Manticore. Wszystko zaczynało wracać w jednym wspomnieniu. Przypomniał sobie chyba wszystko.
- Nie chcę iść – mruknęła
- Nie idź – objął ją mocniej, nie pozwalając wymknąć się z jego ramion
- Złapią nas...
Patrzyła na niego niepewnie. Jej ciało wciąz potrzebowało dotyku, a tak rozbudzone nie mogło czekać. Uniosła się, chcąc go pocałować, ale odsunął się. Ciągle wpatrywał się w nią, jakby zobaczył ducha.
- Co się tu dzieje? - głos Lydeckera był zimny i ostry
Ścisnął mocniej dłoń Liz, mimo że stali na baczność. Wiedzieli, że za chwilę nadejdzie najgorsze. Rozdzielą ich.
Jej spojrzenie wciąz pytało co się dzieje. A on nie potrafił się odezwać ani słowem. W obliczu tak nagłego odzyskania pamięci a razem z nią całego bólu i uczuć nikt nie byłby w stanie inaczej zareagować. Wstał i nie odrywając od niej wzroku zaczął się cofać. Podniósł kurtkę z podłogi. Zielone oczy pociemniały od strachu.
- Odebrali mi cię – szepnął i wyszedł.
c.d.n.