Legendy Niebieskich Komnat
Moderator: piter
- Graalion
- Mroczny bóg
- Posts: 2018
- Joined: Sat Jul 12, 2003 8:10 pm
- Location: Toruń, gdzie 3 małe kocięta tańczą na kurhanach swych wrogów
- Contact:
Wojna? Życie to wojna Ja tam żadnej nie wywołuję, ale jakaś zawsze się trafi. I fajnie. Jakiż nudny byłby świat bez przemocy. A negocjatorki przysyłaj, przysyłaj
A do wina jakoś nie mogę się przekonać. Może dlatego, że z Dionizosem mamy taki stary zatarg ... nieważne. Zawsze przecież pozostaje nektar
Co do tego gentelmana ... może to i racja. Dla mnie takie zachowanie jest po prostu normalne. Naturalne. Dlatego nie zwracam na to uwagi. Cóż, chyba po prostu jestem prawdziwym facetem
A z Elrondem i Gandalfem chyba rzeczywiście trzeba będzie coś zrobić ...
A do wina jakoś nie mogę się przekonać. Może dlatego, że z Dionizosem mamy taki stary zatarg ... nieważne. Zawsze przecież pozostaje nektar
Co do tego gentelmana ... może to i racja. Dla mnie takie zachowanie jest po prostu normalne. Naturalne. Dlatego nie zwracam na to uwagi. Cóż, chyba po prostu jestem prawdziwym facetem
A z Elrondem i Gandalfem chyba rzeczywiście trzeba będzie coś zrobić ...
"Please, God, make everyone die. Amen."
Wieczorny pacierz Scratch'a ("PvP")
Wieczorny pacierz Scratch'a ("PvP")
GRAALION? Przyznaj się, kiedy ostatnio byłeś u dentysty? A może widziałeś się z Lestatem, co?
Co do przemocy ... jak to się mówi: wszystko dla ludzi, no ale bez przesady! Bawcie się gdzieś, gdzie nie ma korków i przeludnienia. Ja wiem, że trzeba jakoś regulować liczbę ludzi, ale ich głupota wystarcza za wszystko. A taką wojną, to kurcze tylko sprawiacie, że Jacko nagrywa taką "Earth song"... i wiesz co? MA RACJĘ! Wy się rozkręcacie i lecicie jak tornado i diabeł tasmański przez kontynenty, a po was pozostają takie uskoki jak w san Francisco...
A co do wina... po prostu nie piłeś go z prawdziwą kobietą ty prawdziwy mężczyzno tylko wtedy odkrywa sie jego prawdziwy smak
Co do przemocy ... jak to się mówi: wszystko dla ludzi, no ale bez przesady! Bawcie się gdzieś, gdzie nie ma korków i przeludnienia. Ja wiem, że trzeba jakoś regulować liczbę ludzi, ale ich głupota wystarcza za wszystko. A taką wojną, to kurcze tylko sprawiacie, że Jacko nagrywa taką "Earth song"... i wiesz co? MA RACJĘ! Wy się rozkręcacie i lecicie jak tornado i diabeł tasmański przez kontynenty, a po was pozostają takie uskoki jak w san Francisco...
A co do wina... po prostu nie piłeś go z prawdziwą kobietą ty prawdziwy mężczyzno tylko wtedy odkrywa sie jego prawdziwy smak
"...I'm a member of that group of... outsiders. So... thank you, Roswell... Thank you for... for letting me live among you...Thank you for giving me a home... "
- Graalion
- Mroczny bóg
- Posts: 2018
- Joined: Sat Jul 12, 2003 8:10 pm
- Location: Toruń, gdzie 3 małe kocięta tańczą na kurhanach swych wrogów
- Contact:
Coś nie tak z moimi ząbkami? Przecież o nie dbam, toteż i rosną
Lestat, Lestat ... a tak, to chyba jakiś odległy potomek. Nie interesuję się aż tak bardzo ich losem, byleby się w miarę zachowywali.
Ja tam wojny nie rozpętuję, wolę przemoc na nieco mniejszą skalę (taka siedziba Polatu na przykład ). Fakt, że czasami zaczynamy dokazywać i przemykamy przez kontynenty powodując (przypadkiem) jakąś klęskę żywiołową czy coś, ale to tylko takie tam wybryki. I naprawdę staramy się uważać. Po prostu nie zawsze wychodzi. A co do wojen to radzę się zgłosić do choćby takiego Aresa, on je lubi rozpętywać.
Wino - czy to propozycja?
Lestat, Lestat ... a tak, to chyba jakiś odległy potomek. Nie interesuję się aż tak bardzo ich losem, byleby się w miarę zachowywali.
Ja tam wojny nie rozpętuję, wolę przemoc na nieco mniejszą skalę (taka siedziba Polatu na przykład ). Fakt, że czasami zaczynamy dokazywać i przemykamy przez kontynenty powodując (przypadkiem) jakąś klęskę żywiołową czy coś, ale to tylko takie tam wybryki. I naprawdę staramy się uważać. Po prostu nie zawsze wychodzi. A co do wojen to radzę się zgłosić do choćby takiego Aresa, on je lubi rozpętywać.
Wino - czy to propozycja?
"Please, God, make everyone die. Amen."
Wieczorny pacierz Scratch'a ("PvP")
Wieczorny pacierz Scratch'a ("PvP")
Ares nie Ares... pytanie kto nie potrafi przypilnować tego kurdupla ! ? Jak go potrzeba, to go nie ma, co za nieskoordynowane stworzenie! Gdzie Amor!
Szef wczoraj zaczał zaglądać w terminarz. No i wszystko byłoby ok, ale zobaczył, że w połowie lutego młody ma zarezerwowane parę dni w robocie, a tymczasem się zmył świstak jeden. Ostatnio tak się na niego zeźlił, że myślałam, że mu loczki wyprostuje. Wszystko przez to, że ma azjatyckie ciągoty i uwielbia gorące klimaty. Przez to ciągle albo W Chinach siedzi, albo na Czarnym Lądzie. Nie powiem, Ares też ma w tym interes, bo za dużo miłości to przerwa w wojnach. No chyba, że Mały używa potrójnych strzałek...
A ja znowu muszę tego wysłuchiwać.
Wino ? Kobiety i śpiew co?
Szef wczoraj zaczał zaglądać w terminarz. No i wszystko byłoby ok, ale zobaczył, że w połowie lutego młody ma zarezerwowane parę dni w robocie, a tymczasem się zmył świstak jeden. Ostatnio tak się na niego zeźlił, że myślałam, że mu loczki wyprostuje. Wszystko przez to, że ma azjatyckie ciągoty i uwielbia gorące klimaty. Przez to ciągle albo W Chinach siedzi, albo na Czarnym Lądzie. Nie powiem, Ares też ma w tym interes, bo za dużo miłości to przerwa w wojnach. No chyba, że Mały używa potrójnych strzałek...
A ja znowu muszę tego wysłuchiwać.
Wino ? Kobiety i śpiew co?
"...I'm a member of that group of... outsiders. So... thank you, Roswell... Thank you for... for letting me live among you...Thank you for giving me a home... "
- Graalion
- Mroczny bóg
- Posts: 2018
- Joined: Sat Jul 12, 2003 8:10 pm
- Location: Toruń, gdzie 3 małe kocięta tańczą na kurhanach swych wrogów
- Contact:
Amor wpadł do mnie na sekundkę, ale zaraz się zwinął i tyle go widziałem. Zresztą trudno za tym pędrakiem nadążyć. Skacze po świecie i zakochuje ludzi na lewo i prawo. To znaczy, o ile akurat nie wyleguje się na jakiejś afrykańskiej pustyni albo nie popija świśniętej gdzieś sake siedząc na jakiejś pagodzie. Ale spoko, powinien się na termin pojawić. On tylko pozuje na takiego lekkoducha.
Aresa coś ostatnio nie widuję. Od czasu tej afery z Irakiem gdzieś przepadł. Na moje gdzieś się zaszył i szykuje coś dużego. Hmm, to może nawet być ciekawe ...
Ostatnio przyjąłem ludzką formę i pochodziłem trochę pomiędzy śmiertelnikami. Było nawet zabawnie. Są trochę skołowani, chyba za szybko im poszedł ten postęp technologiczny. Nie wiedzą w którą strone się zwrócić. W co wierzyć. Nie wiedzą co uczynic celem swojego życia. Tak sobie czasem myślę, czy by im nie przykręcić trochę kurka. Ale to by wymagało jednak pewnego wysiłku, w dodatku trzeba by się dogadać z innymi ... eee, chyba nie warto. Ludzie jakoś sobie poradzą. Jak zwykle. Właśnie zaczynają klonować, a tuż za progiem czeka na nich hibernacja. Muszę przyznać, że będę to obserwował z ciekawością.
Ostatnio miałem trochę pecha, straciłem 2 miliardy wyznawców. Koło jednego systemu wybuchła supernowa i cały układ, razem z zamieszkaną planetą, poszedł z dymem. Cała planeta na której mój kult był religią panującą. Ech ... Jak pech to pech. Hmm, a może to Los się wtrącił? Wprawdzie ostatnio nie miałem z nim żadnych zatargów, ale kto wie. Muszę z nim pogadać. Jeśli to naprawdę jego sprawka, to niech lepiej zawczasu pomyśli o kryjówce przede mną. Heh, jakby to miało mu pomóc
Dobra, muszę kończyć. Ktoś się dobija do bram (w metafizycznym sensie ). To chyba Kali. Ta dziewczyna to dopiero jest porąbana. Dobra, już idę, idę!
Aresa coś ostatnio nie widuję. Od czasu tej afery z Irakiem gdzieś przepadł. Na moje gdzieś się zaszył i szykuje coś dużego. Hmm, to może nawet być ciekawe ...
Ostatnio przyjąłem ludzką formę i pochodziłem trochę pomiędzy śmiertelnikami. Było nawet zabawnie. Są trochę skołowani, chyba za szybko im poszedł ten postęp technologiczny. Nie wiedzą w którą strone się zwrócić. W co wierzyć. Nie wiedzą co uczynic celem swojego życia. Tak sobie czasem myślę, czy by im nie przykręcić trochę kurka. Ale to by wymagało jednak pewnego wysiłku, w dodatku trzeba by się dogadać z innymi ... eee, chyba nie warto. Ludzie jakoś sobie poradzą. Jak zwykle. Właśnie zaczynają klonować, a tuż za progiem czeka na nich hibernacja. Muszę przyznać, że będę to obserwował z ciekawością.
Ostatnio miałem trochę pecha, straciłem 2 miliardy wyznawców. Koło jednego systemu wybuchła supernowa i cały układ, razem z zamieszkaną planetą, poszedł z dymem. Cała planeta na której mój kult był religią panującą. Ech ... Jak pech to pech. Hmm, a może to Los się wtrącił? Wprawdzie ostatnio nie miałem z nim żadnych zatargów, ale kto wie. Muszę z nim pogadać. Jeśli to naprawdę jego sprawka, to niech lepiej zawczasu pomyśli o kryjówce przede mną. Heh, jakby to miało mu pomóc
Dobra, muszę kończyć. Ktoś się dobija do bram (w metafizycznym sensie ). To chyba Kali. Ta dziewczyna to dopiero jest porąbana. Dobra, już idę, idę!
"Please, God, make everyone die. Amen."
Wieczorny pacierz Scratch'a ("PvP")
Wieczorny pacierz Scratch'a ("PvP")
Show must go on Graalion... wiem o tym małym wypadku koło Trzeciej Galaktyki na Zachód (od czego nie bedę pisać, bo i tak już napisałam za wiele). Nie powiem, kto się w trącił, ale sam dobrze wiesz, ze nie wolno przeginać z wyznawcami. Jak już sie rozkręcą, to potem ciężko ich zatrzymać. Dostali jakiegoś kręcioła i zaczęło się robić groźnie. Byłam tam rok przed tragedią. Ostrzegałam. Lojalnie. Powiedzieli, że "skoro taka twoja wola..." i takie tam... no i proszę.
Amora widziałam. Chciał mnie skubaniec uszczypnąć. Walnęłam. ... Nie chciał się odczepić. Dałam Twój adres ... Polazł. Tak.. khm... więc jak dzięki mnie spędzisz parę wspaniałych chwil w najbliższym czasie, to spodziewam się odpowiedniej gratyfikacji
Co do ludzkiej formy. Mi ona szczerze mówiąc najbardziej odpowiada. Tylko nie rano. Wyglądam wtedy jakby mnie ktoś przeżuł i wypluł. Co do ludzi... gonią w piętkę. Niestety większośćz dnia na dzień. Brakuje im nadziei, skrzydeł... żal mi ich. Sny większości mnie niepokoją... Czuję misję!
A na Kali to uważaj. Ilość rąk nie oznaczaautomatycznie więcej radości a jedynie więcej możliwości
Amora widziałam. Chciał mnie skubaniec uszczypnąć. Walnęłam. ... Nie chciał się odczepić. Dałam Twój adres ... Polazł. Tak.. khm... więc jak dzięki mnie spędzisz parę wspaniałych chwil w najbliższym czasie, to spodziewam się odpowiedniej gratyfikacji
Co do ludzkiej formy. Mi ona szczerze mówiąc najbardziej odpowiada. Tylko nie rano. Wyglądam wtedy jakby mnie ktoś przeżuł i wypluł. Co do ludzi... gonią w piętkę. Niestety większośćz dnia na dzień. Brakuje im nadziei, skrzydeł... żal mi ich. Sny większości mnie niepokoją... Czuję misję!
A na Kali to uważaj. Ilość rąk nie oznaczaautomatycznie więcej radości a jedynie więcej możliwości
"...I'm a member of that group of... outsiders. So... thank you, Roswell... Thank you for... for letting me live among you...Thank you for giving me a home... "
ja się normalnie muszę szefowi poskarżyć!... nie lubię tego, ale to wszystko przez tego autoodkrywcę Kenta. Ja już z nim nie mogę. powinnam go zesłać na jakąś wyspę - niech odkrywa te swoje talenta, a nie tak działa na nerwy temu biednemu Luthorowi. facet już wyłysiał przez niego! To powinno być karalne!
Ostatnio miałam trochę czasu, zaglądam w magiczną skrzynkę, a tu publicznie można oglądać jak ten Kent przeżywa najazd hormonów, szaleje rzucając podniecające (dosłownie i w przenośni) spojrzenia... poza tym wydaje mi się, że to już przesada powtarzać tremat stary jak świat. Który nota bene był już gdzieś opisany jako ... heat wave. Jak dla mnie to zakrawa na plagiat pomysłu. Wydaje mi się, że ludzie zajmujący się tą całą wioską wzorują sie na pewnej czwórce kosmitów i działa mi to na nerwy.
Ostatnio miałam trochę czasu, zaglądam w magiczną skrzynkę, a tu publicznie można oglądać jak ten Kent przeżywa najazd hormonów, szaleje rzucając podniecające (dosłownie i w przenośni) spojrzenia... poza tym wydaje mi się, że to już przesada powtarzać tremat stary jak świat. Który nota bene był już gdzieś opisany jako ... heat wave. Jak dla mnie to zakrawa na plagiat pomysłu. Wydaje mi się, że ludzie zajmujący się tą całą wioską wzorują sie na pewnej czwórce kosmitów i działa mi to na nerwy.
"...I'm a member of that group of... outsiders. So... thank you, Roswell... Thank you for... for letting me live among you...Thank you for giving me a home... "
- Graalion
- Mroczny bóg
- Posts: 2018
- Joined: Sat Jul 12, 2003 8:10 pm
- Location: Toruń, gdzie 3 małe kocięta tańczą na kurhanach swych wrogów
- Contact:
Co ty chcesz od chłopaka? Chyba najwyższy czas już żeby zaczął ujawniać kolejne moce. A że nie do końca wie jak sobie z tym radzić i strzela gdzie popadnie? Cóż, taki to już widać urok tego serialu. Podobnie jak i to, że jeszcze w tym samym odcinku musiał użyć nowej mocy do uratowania czyjegoś życia.
Szalejące hormony ... heh, wiadomo, jak to u nastolatków. Temat, jak sama mówisz, stary jak świat, więc ani Smallville ani Heat Wave tutaj jakichś wielkich precedensów nie przyniosły. A że się wzorują na Roswell - no jak już się mają czymś inspirować, to najlepszym. Co nie? A różnic jest wystarczająco wiele by się całkiem przyjemnie Smallville oglądało. Wiadomo że nie jest to Roswell i daleko mu do tego, ale ... heh, przecież nic nie jest tak dobre jak Roswell. Nawet samo Roswell
A Kentowi, mówię, dajcie żyć. Chłopak biedny, rodzinną planetę stracił. Pamiętam, byłem przy tym, i choć nie poczuwam się bynajmniej do odpowiedzialności za katastrofę Kryptona, to jednak coś tam podświadomie pozostało. Nie był to ładny widok jak oni wszyscy tam umierali, oj nie był.Toteż mówię - znalazł se nowy dom, podpisał odbiór kochających rodziców (nie przeczytał tylko drobnym druczkiem, że jako bonus dostaje cały bagaż emocjonalny nastolatka; cóż, za późno się wykształciło cały ten mikroskopowy wzrok, za późno), wykupił zawczasu licencję na zostanie super-bohaterem z lat ileś tam - niech se żyje i korzysta z drugiej szansy.
Szalejące hormony ... heh, wiadomo, jak to u nastolatków. Temat, jak sama mówisz, stary jak świat, więc ani Smallville ani Heat Wave tutaj jakichś wielkich precedensów nie przyniosły. A że się wzorują na Roswell - no jak już się mają czymś inspirować, to najlepszym. Co nie? A różnic jest wystarczająco wiele by się całkiem przyjemnie Smallville oglądało. Wiadomo że nie jest to Roswell i daleko mu do tego, ale ... heh, przecież nic nie jest tak dobre jak Roswell. Nawet samo Roswell
A Kentowi, mówię, dajcie żyć. Chłopak biedny, rodzinną planetę stracił. Pamiętam, byłem przy tym, i choć nie poczuwam się bynajmniej do odpowiedzialności za katastrofę Kryptona, to jednak coś tam podświadomie pozostało. Nie był to ładny widok jak oni wszyscy tam umierali, oj nie był.Toteż mówię - znalazł se nowy dom, podpisał odbiór kochających rodziców (nie przeczytał tylko drobnym druczkiem, że jako bonus dostaje cały bagaż emocjonalny nastolatka; cóż, za późno się wykształciło cały ten mikroskopowy wzrok, za późno), wykupił zawczasu licencję na zostanie super-bohaterem z lat ileś tam - niech se żyje i korzysta z drugiej szansy.
"Please, God, make everyone die. Amen."
Wieczorny pacierz Scratch'a ("PvP")
Wieczorny pacierz Scratch'a ("PvP")
Nie chcę być uszczypliwa, ale w przypadku mężczyzn (albo zwłaszcza w przypadku chłopców, którzy to zaczynają się w nich przeobrażać) strzelanie gdzie popadnie to raczej... niebezpieczna zabawa. Mama Ci o tym nie mówiła ? A potem taki Max szuka rodziców gdzie tylko może, a dzieci James'a Bonda? Rozsiane po całym globie. Gdyby go posłali w kosmos Max znałby przynajmniej tatę.
Co do wzorowania się na ideale... trzeba najpierw go znaleźć ... ja nie zawsze mam czas
Z tymi kosmitami to zawsze jest tak samo. Niby to rozgarnięte, ale w większości mają poważne problemy emocjonalne. Każdy szuka domu, mamusi, tatusia. Po jakiego grzyba zatem zryawli się z chaty, kiedy rodzice poszli w długą raz na sto lat? HORMONY? kto do diaska postawił im drogowskaz na Ziemię? te sieroty zawsze tu lądują i szef się denerwuje z tego całego zamieszania.
Co do wzorowania się na ideale... trzeba najpierw go znaleźć ... ja nie zawsze mam czas
Z tymi kosmitami to zawsze jest tak samo. Niby to rozgarnięte, ale w większości mają poważne problemy emocjonalne. Każdy szuka domu, mamusi, tatusia. Po jakiego grzyba zatem zryawli się z chaty, kiedy rodzice poszli w długą raz na sto lat? HORMONY? kto do diaska postawił im drogowskaz na Ziemię? te sieroty zawsze tu lądują i szef się denerwuje z tego całego zamieszania.
"...I'm a member of that group of... outsiders. So... thank you, Roswell... Thank you for... for letting me live among you...Thank you for giving me a home... "
- Graalion
- Mroczny bóg
- Posts: 2018
- Joined: Sat Jul 12, 2003 8:10 pm
- Location: Toruń, gdzie 3 małe kocięta tańczą na kurhanach swych wrogów
- Contact:
Aha, więc przechodzimy na takie "strzelanie"? Może lepiej nie będę się wypowiadał. Wspomnę tylko, że rozsiewanie materiału genetycznego po wszechświecie ma i swoje dobre strony. Przyspiesza ewolucję
A co do ideału - nie musisz szukać daleko. Po prostu wzoruj się na mnie. Lepszego ideału nie znajdziesz
Heh, a z tymi sierotkami to nie sprawa całej Ziemi. To USA tak je przyciąga. Widać jakieś 250-300 lat temu poszła w kosmos wiadomość że Stany przyjmują wszystkich imigrantów i że to właśnie oni tworzą to państwo. No i zaczęli się zjeżdżać.
A może to sprawa klimatu?
Tak czy owak, jak kosmiczni rodzice wybierają miejsce na wakacje dla swej pociechy, Ziemia jakoś tak nasuwa się jako pierwsza. Inna sprawa ile trwają kosmiczne wakacje
A co do ideału - nie musisz szukać daleko. Po prostu wzoruj się na mnie. Lepszego ideału nie znajdziesz
Heh, a z tymi sierotkami to nie sprawa całej Ziemi. To USA tak je przyciąga. Widać jakieś 250-300 lat temu poszła w kosmos wiadomość że Stany przyjmują wszystkich imigrantów i że to właśnie oni tworzą to państwo. No i zaczęli się zjeżdżać.
A może to sprawa klimatu?
Tak czy owak, jak kosmiczni rodzice wybierają miejsce na wakacje dla swej pociechy, Ziemia jakoś tak nasuwa się jako pierwsza. Inna sprawa ile trwają kosmiczne wakacje
"Please, God, make everyone die. Amen."
Wieczorny pacierz Scratch'a ("PvP")
Wieczorny pacierz Scratch'a ("PvP")
- Graalion
- Mroczny bóg
- Posts: 2018
- Joined: Sat Jul 12, 2003 8:10 pm
- Location: Toruń, gdzie 3 małe kocięta tańczą na kurhanach swych wrogów
- Contact:
Przybłąkał się do mnie kot. Gdy przemierzałem mroczne korytarze swego pałacu, zauważyłem go jak przemykał się chyłkiem pod ścianą. Popatrzyłem na niego ze zdziwieniem. Nie tak łatwo dostać się w Żywy Mrok, a co dopiero do samej mej siedziby. Odpowiedział zuchwałym spojrzeniem. Wyciągnąłem rękę, by zmiażdżyć go lekkim skupieniem woli, ale zawahałem się. A on nie uciekał. Patrzył tylko na mnie wyzywająco. Wzruszyłem ramionami i poszedłem dalej. Niech sobie żyje. Tak, wiedziałem że to nie zwyczajny kot - taki nie znalazłby się w tym miejscu. I co z tego? Zresztą, z kotami nigdy nic nie wiadomo. Chadzają dziwnymi scieżkami.
Następnego dnia wpadł do mnie Korg. To stary bóg, dawno już zapomniany. Jeszcze sprzed epoki pisma. Nie mam pojęcia jak się utrzymał bez wyznawców. Zreszta kto wie, może ma gdzieś jakąś grupkę potajemnych wiernych, przeprowadzających te jego dziwne obrzędy z bawolą czaszką i stukaniem w drewno. Ale całkiem go lubię. Ma ciekawe spojrzenie na rzeczywistość. Heh, w sumie na Rzeczywistość także. W każym razie siedzimy przy stole snując filozoficzne rozważania o fizycznym i metapsychicznym znaczeniu krwi, gdy nagle pojawia się kot. Korg mówi: Ty, kot na nas patrzy. Spojrzałem i rzeczywiście. Siedział pod scianą i mierzył mnie dumnym wzrokiem, jakby nie do końca zdecydowany. Na co? Kto to wie? Kusiło mnie, żeby prześwietlić jego myśli, kocie czy nie kocie. Kusiło mnie, żeby zajrzeć co się kryje pod tą futrzaną maską. Zamiast tego dałem mu mleka. Wypił.
Od tamtego razu czasem pojawia się przy mnie. Nie wiem jak zdobywa pożywienie i czy w ogóle musi jeść, bo te pary razy co go nakarmiłem to stanowczo za rzadko by zwyczajny kot mógł na tym przeżyć. Ale, jak już mówiłem, on nie jest zwyczajny. Raz jest, raz go nie ma. Nie narzuca się. Nawet jak się pojawia, siada tylko pod ścianą albo przechodzi koło mnie i gdzieś znika. Odpowiada mi to. Choć czasami nurtuje mnie pytania - kim on jest? I mam ochotę go sprawdzić. Ale nie robię tego. Ma swoje tajemnice - kto ich nie ma? Chadza własnymi ścieżkami - heh, w tym jest podobny do mnie. Wolę, gdy pozostaje tajemnicą. Bo gdy wszystko zostaje odkryte ... nie zostaje nic. Dlatego właśnie dawno temu wybrałem Mrok. Dlatego ja jestem Mrokiem.
Następnego dnia wpadł do mnie Korg. To stary bóg, dawno już zapomniany. Jeszcze sprzed epoki pisma. Nie mam pojęcia jak się utrzymał bez wyznawców. Zreszta kto wie, może ma gdzieś jakąś grupkę potajemnych wiernych, przeprowadzających te jego dziwne obrzędy z bawolą czaszką i stukaniem w drewno. Ale całkiem go lubię. Ma ciekawe spojrzenie na rzeczywistość. Heh, w sumie na Rzeczywistość także. W każym razie siedzimy przy stole snując filozoficzne rozważania o fizycznym i metapsychicznym znaczeniu krwi, gdy nagle pojawia się kot. Korg mówi: Ty, kot na nas patrzy. Spojrzałem i rzeczywiście. Siedział pod scianą i mierzył mnie dumnym wzrokiem, jakby nie do końca zdecydowany. Na co? Kto to wie? Kusiło mnie, żeby prześwietlić jego myśli, kocie czy nie kocie. Kusiło mnie, żeby zajrzeć co się kryje pod tą futrzaną maską. Zamiast tego dałem mu mleka. Wypił.
Od tamtego razu czasem pojawia się przy mnie. Nie wiem jak zdobywa pożywienie i czy w ogóle musi jeść, bo te pary razy co go nakarmiłem to stanowczo za rzadko by zwyczajny kot mógł na tym przeżyć. Ale, jak już mówiłem, on nie jest zwyczajny. Raz jest, raz go nie ma. Nie narzuca się. Nawet jak się pojawia, siada tylko pod ścianą albo przechodzi koło mnie i gdzieś znika. Odpowiada mi to. Choć czasami nurtuje mnie pytania - kim on jest? I mam ochotę go sprawdzić. Ale nie robię tego. Ma swoje tajemnice - kto ich nie ma? Chadza własnymi ścieżkami - heh, w tym jest podobny do mnie. Wolę, gdy pozostaje tajemnicą. Bo gdy wszystko zostaje odkryte ... nie zostaje nic. Dlatego właśnie dawno temu wybrałem Mrok. Dlatego ja jestem Mrokiem.
"Please, God, make everyone die. Amen."
Wieczorny pacierz Scratch'a ("PvP")
Wieczorny pacierz Scratch'a ("PvP")
- Graalion
- Mroczny bóg
- Posts: 2018
- Joined: Sat Jul 12, 2003 8:10 pm
- Location: Toruń, gdzie 3 małe kocięta tańczą na kurhanach swych wrogów
- Contact:
Lubię oglądać zachody słońca. Zwłaszcza nad oceanem - obojętnie jakim. Byleby ziemskim; inne jakoś nie mają tej magii. Wenusjański jest piękniejszy, vixiański bardziej majestatyczny ... A jednak to właśnie ziemskie zachody słońca lubię oglądać najbardziej. Czy ma to jakiś związek z tym jak mrok powoli zagarnia wtedy świat? Z tym jak ciemność pożera resztki światła dnia? Być może. A może po prostu lubię tą ferię kolorów, które nigdy nie układają się w ten sam sposób.
Siedziałem ostatnio na jednej plaży, z kotem u boku. Nie brałem go ze sobą, sam przylazł. On chyba również lubi zachody słońca. Zwykle nie zwracam na niego uwagi, a on zdaje się odwdzięczać tym samym. Chodzę tam gdzie chcę - on również. I czasem po prostu nasze ścieżki przecinają się. Siedziałem teraz na piasku i obserwowałem szkarłatną poświatę nad krwistoczerwoną kulą chowającą się w toni. Kot siedział niedaleko mnie. Też to obserwował. Na tle słońca pojawił się jakiś statek, dobiegł mnie dźwięk syreny okrętowej. Przeszkadzał. Uniosłem brew, a niebo pokryło się chmurami. Zawiał wiatr, zrobiło się ciemno. Ludzie wypadli na pokład, dobiegły mnie ich zdziwione okrzyki. Wiatr ucichł. Nagle cały statek implodował, a potem wybuchł ciemnością. Wybuchł Mrokiem. W następnej sekundzie wszystko uległo dezintegracji. Rozpadło się na atomy. Wiatr zawiał ponownie, chmury rozproszyły się. Słońce jeszcze nie zniknęło, ale ten zachód miałem popsuty. Może mogłem nie bawić się w tą całą scenografię i po prostu anihilować ich z miejsca. Ale nie, nie chciało mi się. Zresztą ... to i tak nie miało znaczenia. Zniknąłem z plaży. Kot został. Może chciał obejrzeć zachód do końca.
Innym razem dryfowałem rozpuściwszy swoje ciało w Żywym Mroku; będąc jego częścią. Obejmowałem cały swe królestwo, każdy jego atom, materialny bądź metafizyczny. Dostrzegłem wtedy mego kota idącego dumnie jedną ze ścieżek. Skupiłem się przy nim, tworząc na powrót swe ciało utkane z ciemności. On spojrzał na mnie, jak zawsze arogancko i niezależnie. Wyciągnąłem do niego rękę. Niedbale pozwolił się pogłaskać. A ja zrozumiałem, że przed chwilą nazwałem go w myślach moim kotem. I uśmiechnąłem się. Spojrzeliśmy w swoje oczy, on leniwie, ja z zastanowieniem. A potem go unicestwiłem. Następnie wstałem niedbale i skierowałem się w stronę serca mej krainy. Ciekawe - nawet się przyzwyczaiłem do jego obecności. To będzie trochę dziwne uczucie wiedzieć że nie ma go w pobliżu. Cóż, przywyczaiłem się do jego obecności, przyzwyczaję się i do jej braku.
Inna plaża. Siedziałem znowu obserwując leniwie kolejny zachód. Wtedy dostrzegłem kogoś zbliżającego się powoli. Tak, problem z ludźmi był taki, że wszędzie ich było pełno. Westchnąłem, ale w sumie nie miałem ochoty go zabijać, kimkolwiek był. Niech żyje swoim malutkim życiem; zresztą to że też lubił zachody dobrze o nim świadczyło. Nie byłem egoistą - taki widok godny był kontemplowania go również i przez innych. Nieznajomy podszedł bliżej; nie zwracałem na niego uwagi. Ale później coś poczułem. Jakby pewną przyćmioną światłość bijącą od nieznajomego. Odwróciłem więc głowę w jego stronę i wtedy na mojej twarzy pojawił się uśmiech - rozpoznałem nadchodzącego. Nic dziwnego, że wyczułem od niego światłość. Nazywany był przecież kiedyś Niosącym Światło. Spojrzałem znów w morze, odbijające wszystkie te odcienie towarzyszące końcowi codziennej wędrówki Heliosa. On usiadł niedaleko mnie i również wpatrzył się w ów widok.
- Witaj, Graalionie - powiedział uprzejmie.
- Witaj, Lucyferze - odpowiedziałem nie patrząc na niego.
Milczeliśmy przez chwilę, patrząc jak ostatni rąbek jasności znika za horyzontem.
- Nie w Piekle? - zainteresowałem się.
- Nie, dziś nie. Chyba już nigdy - odpowiedział obojętnie, ale w jego głosie wyczułem coś jakby ulgę.
Spojrzałem na niego i dopiero teraz zauważyłem że czegoś mu brakuje.
- Gdzie twoje skrzydła? - uniosłem brwi.
- Albo skrzydła, albo wolność - uśmiechnął się do samego siebie.
Odwróciłem twarz ku oceanowi. Uniosłem lekko dłoń, a nad nim rozpoczął się sztorm.
- Idę - stwierdziłem. Zachód się skończył. A ja byłem umówiony z ojcem.
- W porządku - skinął głową, obserwując z fascynacją rozpoczynającą się burzę.
- Wpadnij kiedyś - rzuciłem nim wstałem i zanurzyłem się w nexus.
Nie słyszałem już odpowiedzi. Nie żeby miała jakieśduże znaczenie. Lucyfer był w porządku, ale zawsze miał mały kompleks na tle Jahwe. Cóż, na mnie czekali rodzice. Gdy pojawiłem się w Hadesie, Cerber zaraz rzucił się do mnie i zaczął się łasić. Podrapałem go po łbie, a potem po drugim. To jednak poczciwe psisko. Ciekawe co matka przygotowała. Pewnie znowu nektar i ambrozję. Lubię je, ale ile można. Cóż, to chyba siła tradycji. Nie łatwo im się od niej uwolnić. Zresztą, skoro im z tym dobrze ...
Siedziałem ostatnio na jednej plaży, z kotem u boku. Nie brałem go ze sobą, sam przylazł. On chyba również lubi zachody słońca. Zwykle nie zwracam na niego uwagi, a on zdaje się odwdzięczać tym samym. Chodzę tam gdzie chcę - on również. I czasem po prostu nasze ścieżki przecinają się. Siedziałem teraz na piasku i obserwowałem szkarłatną poświatę nad krwistoczerwoną kulą chowającą się w toni. Kot siedział niedaleko mnie. Też to obserwował. Na tle słońca pojawił się jakiś statek, dobiegł mnie dźwięk syreny okrętowej. Przeszkadzał. Uniosłem brew, a niebo pokryło się chmurami. Zawiał wiatr, zrobiło się ciemno. Ludzie wypadli na pokład, dobiegły mnie ich zdziwione okrzyki. Wiatr ucichł. Nagle cały statek implodował, a potem wybuchł ciemnością. Wybuchł Mrokiem. W następnej sekundzie wszystko uległo dezintegracji. Rozpadło się na atomy. Wiatr zawiał ponownie, chmury rozproszyły się. Słońce jeszcze nie zniknęło, ale ten zachód miałem popsuty. Może mogłem nie bawić się w tą całą scenografię i po prostu anihilować ich z miejsca. Ale nie, nie chciało mi się. Zresztą ... to i tak nie miało znaczenia. Zniknąłem z plaży. Kot został. Może chciał obejrzeć zachód do końca.
Innym razem dryfowałem rozpuściwszy swoje ciało w Żywym Mroku; będąc jego częścią. Obejmowałem cały swe królestwo, każdy jego atom, materialny bądź metafizyczny. Dostrzegłem wtedy mego kota idącego dumnie jedną ze ścieżek. Skupiłem się przy nim, tworząc na powrót swe ciało utkane z ciemności. On spojrzał na mnie, jak zawsze arogancko i niezależnie. Wyciągnąłem do niego rękę. Niedbale pozwolił się pogłaskać. A ja zrozumiałem, że przed chwilą nazwałem go w myślach moim kotem. I uśmiechnąłem się. Spojrzeliśmy w swoje oczy, on leniwie, ja z zastanowieniem. A potem go unicestwiłem. Następnie wstałem niedbale i skierowałem się w stronę serca mej krainy. Ciekawe - nawet się przyzwyczaiłem do jego obecności. To będzie trochę dziwne uczucie wiedzieć że nie ma go w pobliżu. Cóż, przywyczaiłem się do jego obecności, przyzwyczaję się i do jej braku.
Inna plaża. Siedziałem znowu obserwując leniwie kolejny zachód. Wtedy dostrzegłem kogoś zbliżającego się powoli. Tak, problem z ludźmi był taki, że wszędzie ich było pełno. Westchnąłem, ale w sumie nie miałem ochoty go zabijać, kimkolwiek był. Niech żyje swoim malutkim życiem; zresztą to że też lubił zachody dobrze o nim świadczyło. Nie byłem egoistą - taki widok godny był kontemplowania go również i przez innych. Nieznajomy podszedł bliżej; nie zwracałem na niego uwagi. Ale później coś poczułem. Jakby pewną przyćmioną światłość bijącą od nieznajomego. Odwróciłem więc głowę w jego stronę i wtedy na mojej twarzy pojawił się uśmiech - rozpoznałem nadchodzącego. Nic dziwnego, że wyczułem od niego światłość. Nazywany był przecież kiedyś Niosącym Światło. Spojrzałem znów w morze, odbijające wszystkie te odcienie towarzyszące końcowi codziennej wędrówki Heliosa. On usiadł niedaleko mnie i również wpatrzył się w ów widok.
- Witaj, Graalionie - powiedział uprzejmie.
- Witaj, Lucyferze - odpowiedziałem nie patrząc na niego.
Milczeliśmy przez chwilę, patrząc jak ostatni rąbek jasności znika za horyzontem.
- Nie w Piekle? - zainteresowałem się.
- Nie, dziś nie. Chyba już nigdy - odpowiedział obojętnie, ale w jego głosie wyczułem coś jakby ulgę.
Spojrzałem na niego i dopiero teraz zauważyłem że czegoś mu brakuje.
- Gdzie twoje skrzydła? - uniosłem brwi.
- Albo skrzydła, albo wolność - uśmiechnął się do samego siebie.
Odwróciłem twarz ku oceanowi. Uniosłem lekko dłoń, a nad nim rozpoczął się sztorm.
- Idę - stwierdziłem. Zachód się skończył. A ja byłem umówiony z ojcem.
- W porządku - skinął głową, obserwując z fascynacją rozpoczynającą się burzę.
- Wpadnij kiedyś - rzuciłem nim wstałem i zanurzyłem się w nexus.
Nie słyszałem już odpowiedzi. Nie żeby miała jakieśduże znaczenie. Lucyfer był w porządku, ale zawsze miał mały kompleks na tle Jahwe. Cóż, na mnie czekali rodzice. Gdy pojawiłem się w Hadesie, Cerber zaraz rzucił się do mnie i zaczął się łasić. Podrapałem go po łbie, a potem po drugim. To jednak poczciwe psisko. Ciekawe co matka przygotowała. Pewnie znowu nektar i ambrozję. Lubię je, ale ile można. Cóż, to chyba siła tradycji. Nie łatwo im się od niej uwolnić. Zresztą, skoro im z tym dobrze ...
"Please, God, make everyone die. Amen."
Wieczorny pacierz Scratch'a ("PvP")
Wieczorny pacierz Scratch'a ("PvP")
Przepraszam, nie chę Cię niepokoić i psuć tej mrocznej atmosfery, ale dlaczego unicestwiłeś kota?! Był taki inny...
"Żal jest potrzebny, żałując swoich pomyłek, uczymy się na błędach. Ale na Boga, nie pozwól, by rządził twoim życiem. Zwłaszcza, że nigdy nie będziesz pewna, że zobaczysz następny wschód słońca."
Hotaru "Freak Nation"
Hotaru "Freak Nation"
Niepokojące... Czyli, nieważne czy przywiązałbyś się do kota, czy też nie, nawet gdybyś go poznał, polubił i tak nie uchroniło by go to od ostatecznego losu? Hmm...
"Żal jest potrzebny, żałując swoich pomyłek, uczymy się na błędach. Ale na Boga, nie pozwól, by rządził twoim życiem. Zwłaszcza, że nigdy nie będziesz pewna, że zobaczysz następny wschód słońca."
Hotaru "Freak Nation"
Hotaru "Freak Nation"
Who is online
Users browsing this forum: No registered users and 3 guests