Shattered like a falling glass
Moderators: Olka, Hotaru, Hotori, Hypatia
I jak Cię tu nie kochać, _liz? Jesteś WIELKA Masz ciężki dzień a myślisz o nas. Dzięki I dzięki za tę część, świetna. Faktycznie relaksująca... Taka urocza
Eh, no i te prześladowania... Z tego co dobzre zrozumiałam, to części SLAFG będzie.. 30? Ta była 23, więc zostało 7... Hm... ile może się zdarzyć w czasie 7 części? Jak daleko zajdą te pzreśladowania? Co jeszcze wymyśli Max? Jak to wszystko wpłynia na Liz i Aleca i jak to się skończy? Wrr, tyle pytań a następna część dopiero.... no kiedy?
Eh, no i te prześladowania... Z tego co dobzre zrozumiałam, to części SLAFG będzie.. 30? Ta była 23, więc zostało 7... Hm... ile może się zdarzyć w czasie 7 części? Jak daleko zajdą te pzreśladowania? Co jeszcze wymyśli Max? Jak to wszystko wpłynia na Liz i Aleca i jak to się skończy? Wrr, tyle pytań a następna część dopiero.... no kiedy?
"Wszyscy leżymy w rynsztoku,
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
_liz
Cudowna część Tylko jedno nie daje mi spokoju Liz leżała bez blueczki z Aleciem na kanapie bo...?
Rozmieszył mnie ten cały fragment z rują Biedna H. i Max
A co do tych przesladowań to qrcze ludzie faktycznie są uprzedzeni i boją się wszystkiego co inne... Inne nie znaczy złe, ale w przekonaniu wielu ludzi tak właśnie jest...
Cudowna część Tylko jedno nie daje mi spokoju Liz leżała bez blueczki z Aleciem na kanapie bo...?
Rozmieszył mnie ten cały fragment z rują Biedna H. i Max
A co do tych przesladowań to qrcze ludzie faktycznie są uprzedzeni i boją się wszystkiego co inne... Inne nie znaczy złe, ale w przekonaniu wielu ludzi tak właśnie jest...
Bo....z części poprzedniej wiesz, że:Liz leżała bez blueczki z Aleciem na kanapie bo...?
Jestem wielka, a teraz zrelaksowana. Presz z genetyką na weekend! Tylko nie wiem co wolę: genetykę szkolną czy genetykę FN z którą będę się musiała zmierzyćDłońmi podsuwał do góry bluzkę. (...) Po kilku minutach tej tortury bluzka dziewczyny leżała na podłodze.
Kolejna część jutro rano. Oczywiście, jeśli nie zmienię zdania. Ale że tak mało komentarzy się pojawiło, to może sobie jeszcze poczekacie... Wszystko zalezy od was.
_Liz po raz kolejny powtarzam że "doskonała z ciebie PISARKA!" I nie wim co mam pisać... Za wcześnie dla mnie na myślenie!
Ruja
Uśmiałam się w tym fragnmencie opowiadanka
Podzielam zdanie innych, że część była "relaksująca" I nie mogę się doczekać następnych dwuch części
Prześladowania Kurcze...... Troche to nieprzyjemne, ale w końcu tak jest od początków ery I nic na to nie można poradzić
To chyba narazie tyle... Powodzenia życzę w dalszym pisaniu
Ruja
Uśmiałam się w tym fragnmencie opowiadanka
Podzielam zdanie innych, że część była "relaksująca" I nie mogę się doczekać następnych dwuch części
Prześladowania Kurcze...... Troche to nieprzyjemne, ale w końcu tak jest od początków ery I nic na to nie można poradzić
To chyba narazie tyle... Powodzenia życzę w dalszym pisaniu
Ależ jestem zmęczona Tylko leżeć i się lenić cały dzień. Na szczęście po powrocie w domku czeka kolejna część.
Czyli Liz jednak włamała się po ten wisiorek, a Alec był zły. Eh tak myślałam. Coś mu szybko złość przeszła
A gdzie się podział Max?? Na 100% sobie nie odpuścił, no bo to Max nie?? Hmm co on knuje
Czyli Liz jednak włamała się po ten wisiorek, a Alec był zły. Eh tak myślałam. Coś mu szybko złość przeszła
A gdzie się podział Max?? Na 100% sobie nie odpuścił, no bo to Max nie?? Hmm co on knuje
Biedna H. faceci jej się skończyli:P...Gdzie ci mężczyźni...nanana...-Logan... - jęknęła Max, przymykając powieki
- Ryan... - szepnęła Hotaru odchylając głowę
- Logan...
- Jensen... - mruknęła blondynka
- Logan...
- Umm... - Hotaru szukała w myślach kolejnego obrazu
Chyba raczej: gdzie te komentarze...
Ja czasami naprawde jestem wspaniałomyślna. Pomimo zmęczenia i nauki, przychodzę i zamieszczam kolejne częsci, ulegam wam, a wy co? Nawet komentarzy sie wam pisać nie chce? nie mówię to do nowej czy onar-ek, bo one zawsze komentują i to w kilku partiach, ale reszta... I w ten sposób odechciewa się autorom zamieszczać kolejnych rozdziałów, czy nawet pisać... Tak więc jutrzejsza część wisi na włosku (a miałam ją nawet zamiar zamieścić dzisiaj).
Wybaczcie, ale muszę was szantażować, bo inaczej nie doczekam się nigdy komentarzy. Hotaru coś wie na ten temat
Ja czasami naprawde jestem wspaniałomyślna. Pomimo zmęczenia i nauki, przychodzę i zamieszczam kolejne częsci, ulegam wam, a wy co? Nawet komentarzy sie wam pisać nie chce? nie mówię to do nowej czy onar-ek, bo one zawsze komentują i to w kilku partiach, ale reszta... I w ten sposób odechciewa się autorom zamieszczać kolejnych rozdziałów, czy nawet pisać... Tak więc jutrzejsza część wisi na włosku (a miałam ją nawet zamiar zamieścić dzisiaj).
Wybaczcie, ale muszę was szantażować, bo inaczej nie doczekam się nigdy komentarzy. Hotaru coś wie na ten temat
Zabawna, urocza, powalająca część!!! Śmiałam się od pierwszej linijki do... momentu w którym Max powiedziała im o prześladowaniach... Matko, ludzie czasem zachowują się jakby żyli w epoce kamienia łupanego (albo średniowiecza... ).
_liz my już będziemy grzeczni, do każdej części przynajmniej 2 komantarze od każdego... tylko wrzuć już kolejną część/ci... Co, _liz???
_liz my już będziemy grzeczni, do każdej części przynajmniej 2 komantarze od każdego... tylko wrzuć już kolejną część/ci... Co, _liz???
Tak tak, "małpeczki" Nie wiem jak Wy, ale ja byłam dziś w szkole (odrabialiśmy 12 listopada ) i przyszłam ze szkołu baaardzo zmęczona Potrzebuję chwili relaksu. Potrzebuję SLAFG!Ej małpeczki wredne lepiej róbcie co każe wam/nam _liz bo inaczej gotowa spełnic swoja groźbę A wtedy będziemy jęczęć i skomleć a ona się nie zlituje
Eh, sępy... Obiecałam, że będzie dzisiaj, to będzie dzisiaj. Ale chętnie przyjmuję waszą obietnicę, że komentarze będą nieziemsko długie i nawet podwójne Sami się wkopaliście.
Część 24, zdecydowanie dość dramatyczna, drażniąca. Dlaczego? Max Evans powraca i to w ponadwymiarowym wkurzającym stylu, czyli pokazuje najgorszą swoją stronę - zdrada. Ale ktoś mu za to nieźle nakopie (i nie tylko Alec, praktycznie zacznie to robić pewna drobna osóbka...). A jutro lub dzisiaj późnym wieczorem umieszczę ulubioną część Hotaru, czyli 25 (uprzedzam, że to NC-17) A dzisiaj przygnębiająco i denerwująco. Dlatego liczę na niesamowicie rozbudowane komentarze i dyskusje!
XXIV
Deszcz spadał ciężkimi kroplami na bruk. Powietrze było zawiesiste. Liz czuła w kościach, że życie szykuje jej kolejną niespodziankę. Tym razem chyba nie było to słodkie zawirowanie. Podświadomość sygnalizowała, że będzie to bolesne.
Objęła mocniej Aleca. Wiatr plączący jej włosy wcale nie pomagał ulotnić się myślom. Jeszcze bardziej tylko mącił umysł. Wszystkie obawy zalegające na dnie jej wnętrza teraz wypływały na powierzchnię, tworząc mętną substancję trawiącą jej żołądek. Przeświadczenie, że zdarzy się coś złego, było jedną sprawą, ale powróciły inne. Zerknęła na motor jadący obok. Max ciągle musiała się zamartwiać o innych.
Co dziwniejsze, Liz też się tym zadręczała. W tak krótkim czasie stali się dla niej najbliższą rodziną. Sekrety, ucieczki, ostrożność, strach i wzajemna opieka tworzyły więzi silniejsze niż pokrewieństwo krwinek w zwykłej rodzinie.
Nie umiała już sobie wyobrazić swojej przyszłości, zarówno dalekiej jak i bliskiej, bez któregokolwiek z poznanych mutantów. Brakowałoby jej spokojnego dystansu i niezwykłej, ciepłej wrażliwości Biggsa. Nie przeżyłaby dnia bez uważnego wzroku Guevary i jej wiecznej ostrożności mieszanej z przesadną czasem opiekuńczością. I czymże byłby świat bez kobaltowych oczu, tajemniczej natury i niesamowicie kojących właściwości Hotaru? Nie byłaby w stanie oddychać, gdyby nie mogła mieć przy sobie Aleca.
Bez iskrzącego, szmaragdowego spojrzenia; bez drażniącego, kokieteryjnego uśmieszku; bez dotyku i ciepłego ciała; bez hipnotyzującego głosu; bez niego – była jak bez życia.
Wtuliła policzek w jego plecy. Byli siebie warci, nie ma co... Wiedzieli oboje jak mocno są ze sobą związani, ale w zasadzie żadne z nich tego jeszcze nie przyznało. Ich jedynym przejawem identyfikacji tego rozpaczliwie głębokiego uczucia były jego słowa „Chcę cię widzieć” i jej niedawne „Potrzebuję cię”. Kiedyś sądziła, że będzie potrzebowała częstych wyznań, czułych dowodów miłości, jakie jej dawał Max. Teraz ich nie potrzebowała, nie chciała nawet. Wystarczała jej sama obecność Aleca i to jak pozwalał się jej czuć.
W jego ramionach była bezpieczna, jeden najmniejszy dotyk jego palców wydobywał z niej te nieznane najgłębsze doznania, błysk w jego oczach gwarantował jej, że mu zależy, słowa toczone przez jego usta wywoływały uśmiech.
Była pewna tego, co w niej rozkwitało. Pewna tego uczucia. Nigdy nie zmieniała gwałtownie obiektów zainteresowania, nie zakochiwała się w każdym napotkanym przystojniaku, więc nie mogła sobie sama zarzucać kolejnego zaślepienia. W całym życiu tylko raz czuła te motylki w żołądku i przyspieszony rytm serca – przez pierwsze pół roku z Maxem. Teraz to wrażenie wróciło i to ze zdwojoną siłą, doprowadzając ją do szału, gdy tylko zielonooki pojawiał się w pobliżu.
Czy było aż tak niedojrzałym, nienormalnym i niemożliwym pragnąć z kimś być zaledwie po kilku tygodniach znajomości?
Jeśli tak, to chciała być niedojrzała i nienormalna, byle tylko móc trwać przy Alecu.
Lekki uśmiech zgasł, gdy z kolejnym podmuchem wiatru nadeszły inne zmartwienia, natury bardziej kosmicznej. Ciągle nie kontrolowała w pełni swoich zdolności, w każdej chwili mogła coś rozwalić, spalić i Bóg jeden wie co jeszcze zrobić. Mogła tym kogoś zranić. Wiedząc o takim niebezpieczeństwie mogła się wycofać. Nie miała jednak zamiaru. Nie chciała krzywdzić innych, ale przecież nie było z góry przesądzone, że coś takiego nastąpi. Choć jej wyobraźnia potrafiła kreować najczarniejsze scenariusze, nie było jej w smak odgrywać melodramatycznej roli w stylu Maxa Evansa. Odrobina egoizmu, oderwania się od stereotypu męczennicy i wreszcie porządne psychiczne wsparcie.
Zatrzymali się. Alec wyłączył silnik, po czym zsiadł. Liz jednak nie drgnęła, jakby hipnoza lub myśli ciągle trzymały ją w miejscu. Uniosła głowę i spojrzała w zielone oczy, wpatrujące się w nią z niesamowitym niepokojem i troską.
* * *
Przyjemne ciepło zabulgotało w jego sercu i rozprzestrzeniło się z każdą czerwoną krwinką do wszystkich komórek jego ulepszonego ciała, gdy tylko jej ramiona oplotły się ciaśniej wokół niego.
Zabawne. Sama jej obecność wywoływała ciarki i podwyższała temperaturę jego ciała, ale każdy kolejny dotyk, szept czy spojrzenie potęgowały te wrażenia. Zawsze był podatny na urok dziewczyn, ale jeszcze żadna nie działała na niego z aż wielką siłą. Poza tym od tych kilku tygodni inne przedstawicielki płci pięknej nie interesowały go w ogóle.
Każdy, kto przyglądałby się temu z boku, z całą pewnością stwierdziłby, że jest po prostu zauroczony i chce się na niej skoncentrować, by dostać się do jej majtek. Prawda była całkiem inna. Głębsza. Poważniejsza.
Oszalał dla tej dziewczyny. Całkowicie postradał zmysły. Każdy ranek rozpoczynał myślą o niej, zamykał oczy mając w umyśle jej obraz. Jego wzrok nieustannie szukał jej, a całe wnętrze pragnęły jej obecności.
Owszem, jego ciało nieustannie garnęło się by móc dosłownie odnaleźć jej bliskość. Palce chciały czuć miękką skórę, badać każdy zakamarek jej krągłości. Usta chciały smakować jej słodkich ust, kawowego posmaku skóry. Uszy chciały słyszeć najdrobniejszy szept, wibrujące mruknięcie, najprzyjemniejszy jęk. Pragnął całej jej.
Ale po raz pierwszy od dawna w jego życiu pojawiła się głębsza odmiana uczucia. Czuł kiedyś drobny zawiązek tego, gdy był przy Rachel. Teraz to się znacznie pogorszyło. Wszystko miękło w nim z każdym oddechem odkąd spotkał Liz. Psychiczne, emocjonalne, duchowe pragnienie było wielokrotnie silniejsze niż cała reszta. Nie chciał w żaden sposób skrzywdzić Liz czy narazić ją na jakikolwiek ból, co już stanowiło ogromną zmianę w nim samym. Nie musiała mu niczego dawać ani nic poświęcać, wystarczyło by przy nim była.
Zatrzymał się przed Jam Pony, wyłączając silnik. Zsiadł i obrócił się w stronę drobnej brunetki ciągle siedzącej na motorze. Wyglądała na przestraszoną lub co najmniej zmartwioną. Miała sztywne wyprostowane plecy, jej dłonie leżały ne miejscu, które on przed chwilą zajmował. Wpatrywała się przed siebie, dopiero po kilku sekundach przesuwając wzrok na niego.
Ciemne oczy wypełnione były bursztynowymi kropelkami strachu, iskrami obłędu i jednocześnie mrocznymi ognikami błagania. Nie mógł przestać na nią patrzeć, a lekki, błogi uśmiech wpłynął na jego usta. Przykucnął, ujmując jej twarz w swoje dłonie. Przesunął kciukiem po jasnym policzku, po czym miękkim głosem szepnął:
- Liz, czy coś jest nie tak? - zielone oczy wypełniały się nadzieją i ciepłem – Nie strasz mnie.
Nie drgnęła, tylko nieustannie się w niego wpatrywała.
- Jestem tu, przy tobie. Wszystko będzie dobrze -coraz bardziej przerażał go jej stan
Bała się. Jej myśli krążyły wokół paskudnej wizji, że ją zostawi, opuści, że tak naprawdę się dla niego nie liczy. Nie chciała mieć ponownie złamanego serca i roztrzaskanego życia. Ale ciepłe słowa, wypowiadane tym nieziemsko melodyjnym tonem powoli rozpuszczały blokadę psychiczną i mięśniową. Z cała pewnością przy niej był i wierzyła, że tak będzie.
- Maleńka – to określenie nie było złośliwe czy poniżające, wręcz przeciwnie w jego ustach niosło ogromny pokład emocji – Odezwij się proszę, nie strasz mnie.
Zamrugała, ale tym razem różowe usta rozchyliły się i wydobył się z nich drżący głos.
- Alec...
- Jestem tu – przesunął kciukiem kolejny raz po jej policzku
- Alec – zaczynała wracać świadomością do rzeczywistości – Obiecaj mi, że w najbliższym czasie mnie nie zostawisz.
Odetchnął z ulgą i uśmiechnął się. Przez chwilę naprawdę dopadł go martwy strach, kiedy patrzyła na niego z obłędem i nie reagowała na nic. W ułamku sekundy przebiegła przez jego umysł świadomość, że może ją stracić nawet przez zerwanie tego uczuciowego kontaktu. I po raz pierwszy w swoim życiu bał się, że może przez to umrzeć.
- Obiecuję – powiedział aksamitnym głosem – Że NIGDY cię nie zostawię.
Wstał i na chwile pochylając się nad nią, musnął ustami jej czoło.
Liz uniosła swoje ciało, wędrując prosto w ramiona transgenicznego chłopaka. Miękkie usta delikatnie rozchyliły jej wargi. Powoli, słodko, z namaszczeniem, jakby ją tym pocałunkiem usypiał.
* * *
- Coś jest nie tak – Liz mruknęła – Coś się stanie.
Nienawidziła swoich przeczuć, zwłaszcza dlatego, że się sprawdzały. Ramię Aleca przysunęło ją bliżej niego, praktycznie wciskając jej twarz w umięśniony tors. Stojąca obok Max też była spięta i zaniepokojona. Przyjrzała się uważnie Liz, po czym bystrym wzrokiem przesunęła po całym Jam Pony.
Wszyscy zajęci byli codziennym szaleństwem. Tylko ta trójka stała w bezruchu, przeczuwając zbliżające się niebezpieczeństwo.
Powietrze stawało się bardziej zawiesiste, ruchy innych spowolnione niczym w klatkach filmu, a każda mijająca sekunda wybijała czas do tragedii. Liz nabrała głęboko powietrza i wysuwając się z objęcia Aleca, mruknęła:
- Muszę się odświeżyć.
Skierowała sie w stronę łazienki, ciągle nie mogąc się pozbyć wrażenia, że lada chwila ktoś tu wpadnie i ogłosi koniec świata.
* * *
Alec i Max przyglądali się jak drzwi toalety zamykają się za Liz. Nie minęło pół minuty, a przez główne wejście wbiegła dwójka znajomych mutantów. Biggs i Hotaru wyglądali na wycieńczonych i przerażonych, jak nigdy dotąd. Zmysły pozostałej dwójki stanęły na baczność.
- Znaleźli nas – oznajmił Biggs – Ktoś musiał im powiedzieć, gdzie mieszkamy. Gdzie mieszkacie wy – spojrzał na Max
Nie trzeba było nic wyjaśniać. Nie było trudnością odgadnąć, że agenci ich namierzyli. Kobaltowe oczy Hotaru, teraz o wręcz atramentowym odcieniu, rozpaczliwie rozglądały się dokoła. Ciągle miała wrażenie, że bezwzględni agenci, którzy dopadli ich w domu, za chwile przybędą tutaj. Ciągle nie mogła uwierzyć w to, co się stało. Była w domu. Z Biggsem. I nagle usłyszeli hałas na korytarzu. Doskonały słuch i reszta zmysłów od razu oznajmiły, że to niebezpieczeństwo. Musieli uciekać. Znaleźli ich. W domu... Pewnym było, że ktoś musiał podać ten adres policji. Tylko kto? Max i Alec pchnęli ich w stronę tylnego wyjścia.
Nie udało im się jednak wykonać nawet dwóch kroków, gdy usłyszeli policyjne wozy a do środka wpadło czterech uzbrojonych po zęby policjantów i dwóch mężczyzn w idealnie skrojonych garniturach.
- Stać!
Cała czwórka obróciła się powoli w ich stronę, jak zresztą wszyscy inni pracownicy Jam Pony. Nawet Normal stał jak wryty, z otwartymi ustami i początkiem nerwowej drgawki. Jeden z agentów przesunął zimnym wzrokiem po wszystkich, jakby sądził, że sam odnajdzie genetycznie przerobionych osobników. Dostrzegł dwójkę, która zmasakrowała kilku policjantów i uciekła z mieszkania. Wiedział jednak, że nie tylko oni byli mutantami.
- Mamy informacje o mutantach pracujących w tym miejscu – nie odwracając się, zawołał – Panie Evans!
Cała czwórka zastygła w bezruchu, kiedy brunet wszedł do środka i stanął obok agenta. Bez słowa wskazał po kolei na nich. Zdradził właśnie on. Ten, który niby tak kochał Liz i pragnął jej szczęścia. Ten, który sam nie był w pełni człowiekiem. Pozbawiony uczuć? Zawzięty? Żądny zemsty? To się już nie liczyło. Wskazując ich, zdradzając policji, nie dając spokoju Liz, podpisał sam na siebie wyrok. X5 czuły jak ludzie, bały się jak ludzie, miały słabe punkty jak ludzie, ale nienawidziły dwa razy bardziej niż ludzie. Za takie krzywdy potrafili odpłacić. Manticore pod tym względem idealnie ich wyszkoliło.
- No to się doigrałeś – syknął Alec w stronę Maxa
Uniósł dłoń w jakims geście i już po chwili Biggs, Max i Hotaru obezwładniali policjantów. On sam dopadł się do agentów, posyłając ich kilkoma sprawnymi ruchami w głąb oszołomionego tłumu pracowników Jam Pony.
- Mój chłopiec jest mutantem? - Normal wymamrotał w szoku
- Wolę określenie „ulepszony genetycznie”. - rzucił Alec
Biggs zamknął wejścia do pomieszczenia, wiedząc, że na zewnątrz czekał cała brygada uzbrojonych ludzi. Max i Alec związywali nieprzytomnych i poturbowanych przeciwników.
Natomiast błękitnooka 512 z nienawiścią spoglądała na Maxa, zbliżając się do niego drobnymi krokami. Dawno miała ochotę to zrobić, odpłacić za krzywdy Liz, teraz jeszcze nadeszła zemsta za nich wszystkich. Bez słowa ostrzeżenia podcięła jego nogi, po czym błyskawicznie uniosła ciało Maxa jednym szarpnięciem i ostrym wykopem posłała na sporą odległość. Wszystko w niej się gotowało, a głęboko skryte mordercze skłonności miały ochotę się ujawnić. Zacisnęła mocniej pięści, wymierzając kolejnego kopniaka w splot słoneczny chłopaka.
- Dość – chłodny ton przywołał ją do porządku – On jest mój.
Atramentowe oczy powędrowały w stronę Aleca, który wydał polecenie. Nie chciała ustąpić, ale skinienie Biggsa poradziło jej, by lepiej to zrobiła. Opuściła pięści, zaciskając zęby i odsunęła się.
Biggs od razu się przy niej znalazł, cicho mamrocząc jej coś do ucha i rozmasowując spięte mięśnie jej ramion. Blondynka jęknęła, gniew nie chciał ustąpić nawet przy obecności 593, który do tej pory działał na nią zawsze kojąco. Oboje utkwili wzrok w zielonookim blondynie, który teraz sam czaił się wokół Maxa.
Kocimi krokami okrążał bruneta, nie odrywając od niego morderczego spojrzenia. Powoli napiął wszystkie mięśnie, szykując się do skoku. Zacisnął pięści, przyjmując jedną z dawno wyuczonych pozycji do walki. Nic w nim nie wrzało, tylko stopniowo podnosiła się adrenalina mieszana z niepohamowaną żądzą mordu. Mógł pominąć krzywdy własne, bo obecnie każdy by go wydał jako mutanta. Tu chodziło o Liz. O jej przeszłość, o to co wycierpiała i o to, co będzie musiała przejść teraz. Ona stanie sama twarzą w twarz z Maxem, nie pozwoli za siebie toczyć walk, ale on sam poczuje się dużo lepiej, jeśli raz a porządnie da egoistycznemu dupkowi do zrozumienia, że powinien się wynosić i trzymać z dala od Liz.
Raz...
Całe ciało Aleca było już gotowe do walki.
Dwa...
Max ze strachem i jednocześnie dziwnie motywowanym gniewem przyglądał się mu, czując że za chwilę nadejdzie atak. Blondyn, który już wcześniej posłał go na ziemię ponownie chciał to zrobić. Ale Max nie odbierał tego jako walki pomiędzy nimi. W jego umyśle ciągle chodziło o Liz. Ten mutant z pewnością chciał mu ją odebrać, chciał ją mieć dla siebie. Furia, która obudziła się w Evansie była hamowana jedynie przez jego kontrolę i opanowanie, które wyćwiczył w sobie od dziecka. Chociaż z drugiej strony był w stanie zrobić wszystko, by tylko odzyskać Liz.
Trzy...
Brunet nie zdążył mrugnąć, a już uderzył plecami o ścianę. Chwila oddechu, w której zauważył krew wypływającą z nosa i poczuł dotkliwie kilka ciosów, jakie musiał zadać mutant, a których nawet nie zauważył.
Po raz pierwszy odezwał się w nim honor i chęć zemsty. Rzucił się w stronę Aleca, usiłując go dosięgnąć prawym sierpowym. Jednak już przy wyprowadzaniu ciosu poczuł ostry ból w plecach a potem runął na ziemię. Nie widział ani jednego ruchu transgenicznego chłopaka, nie był w stanie go nawet drasnąć. Kiedy został ponownie przyciśnięty do ściany, a rwący ból promieniował po całym ciele, sącząc więcej krwi z jego ran, nie był w stanie się powstrzymać przed użyciem własnej mocy.
Jeden ruch dłoni i Aleca odrzuciło do tyłu. Evans ponownie wyciągnął dłoń, czując teraz swoją przewagę. Umysł przestał wykrzykiwać racjonalne myśli, a uczucia błagające go o litość i rozsądek zostały stłumione. Zupełnie jakby nie był sobą. Chciał dopaść znienawidzonego chłopaka, który śmiał dotknąć jego dziewczyny, JEGO Liz. Miał zamiar ponownie użyć kosmicznych zdolności, ale nie zdołał nic zrobić, bo jego własne ciało uderzyło z impetem o ścianę, po czym przeleciało na ladę i ponownie na ścianę.
* * *
Usłyszała hałas dobiegający z głównej sali. Sparaliżowało ją. Więc jednak miała rację, jednak coś się musiało stać. A ona nie potrafiła zareagować, wyjść i ratować innych. Nie chodziło o to, że mogło jej się coś stać, na to najmniej zważała. To zielone iskierki przebiegające właśnie po skórze jej dłoni ją przerażały. Mogła dokonać ogromnego spustoszenia i przede wszystkim narazić siebie i innych mutantów na złapanie przez policję. A jeśli to właśnie byli agenci? Był jeden sposób by to sprawdzić.
Obróciła się w stronę drzwi od łazienki. Nagle w głowie zawirowało. W czarno-białych obrazach widziała idealnie co się działo. Nawet więcej niż powinna widzieć. Pierwsza wizja przyniosła Hotaru i Biggsa walczących z kilkoma policjantami. Ich zmęczone, przerażone twarze, ucieczka po dachach w poszukiwaniu schronienia i pomocy. Widziała jak wbiegli do Jam Pony i razem z Max i Aleciem usiłowali wyjść. Ostatni obraz przedstawiał Maxa, wskazującego po kolei na nich.
Liz złapała się za głowę. To nie mogło być prawdą, nie mogło... Mimo wszelkich negatywnych uczuć, bóli i gorzkiego strachu, ciągle uważała Maxa za kogoś, komu w pewien sposób może zaufać.
Myliła się.
Teraz już całkowicie nie miała siły wyjść z łazienki. Wolała osunąć się w dół i przeklinać przez łzy swoje życie, swoje demony, które dręczyły nie tylko ją, ale dopadały też jej bliskich. Dopiero głos Aleca zmusił ją do wyjścia.
- Dość. On jest mój.
Otworzyła drzwi i stanęła jak wryta. Roztrzęsiony i zamglony wzrok przesunęła po tłumie przerażonych, zszokowanych pracowników Jam Pony. Dostrzegła Max pilnującą grupy związanych policjantów. Dalej stali Biggs i Hotaru, prawie objęci, ale pełni strachu mieszanego z determinacją. Liz miała wrażenie, że teraz wszyscy toną w jakiejś otchłani i widzi ich twarze na pożegnanie. Max, Biggs, Hotaru, Alec.
Alec...
Ciemne oczy błyskawicznie odnalazły postać transgenicznego chłopaka. Ulga kaskadą wypłukała obawy o jego życie, ale szybko przeistoczyła się w niepokój, gdy zorientowała się, co ma miejsce. Max Evans z dzikim gniewem wytrzymywał zielone spojrzenie. Liz podejrzewała, że jest to kolejna chwila, w której odzywały się w nim egoistyczne, zaślepione furie. W takich sytuacjach był zdolny do wszystkiego, wiedziała o tym najlepiej. A krążący dokoła niego 494 tylko go drażnił jeszcze bardziej.
Który był bardziej zdeterminowany?
Znała ten sposób poruszania się u Aleca, ten wyraz twarzy. Jeszcze chwila i pośle Maxa na podłogę jednym ruchem.
Nim nabrała kolejną dawkę powietrza, z nosa Maxa już wypływała krew. Kolejne ułamki sekund niosły ze sobą dalsze ciosy ze strony zielonookiego. I może zawołałaby go, przerwała tę walkę, gdyby nie dwie sprawy.
Pierwsza, podobało jej się to. Nie sam fakt, że Alec bije Maxa, ale myśl, że ktoś za nią chce walczyć z jej własnymi demonami, że chce jej pomóc nie gadaniną i ucieczką, ale konfrontacją.
Druga, Max wykorzystał pewien niedozwolony ruch. Kosmiczne moce nie były na miejscu przy takiej walce. Liz nie zastanawiała się nawet nad tym co robi, tylko uniosła własną dłoń i już po chwili ciało Maxa miotało się niczym kukiełka, uderzając kolejno o ściany. Zarówno wzrok Maxa, jak i Aleca i całej reszty powędrował w kierunku drobnej brunetki.
Niepewność i strach przesyciły się mdłym gniewem. Wyjaśniała mu tyle razy, że nie chce go widzieć. Nie dość, że nie potrafił tego uszanować, to jeszcze chciał skrzywdzić jej przyjaciół? Za kogo on się do diabła uważał?! Wielki król Zan pragnący odzyskać swoją własność? Zdecydowanie tak. Traktował ją jak przedmiot, który do niego należy i powinien do niego wrócić. Ale „przedmiot” się zbuntował i miał zamiar mu odpłacić. Zaciskając zęby, podeszła do zielonookiego mutanta i z troską zapytała:
- Nic ci nie jest?
Z bladym uśmiechem potrząsnął głową i pocałował ją tradycyjnie w czoło, pieczętując tym samym na oczach Maxa ich więź i wzajemną opiekę. Liz spojrzała ponownie na bruneta. Dawno nie było w niej tyle nienawiści. Nie... Nigdy nie czuła tyle nienawiści w stosunku do kogokolwiek, co teraz do Maxa. Nawet Tess, która zamordowała Alexa spadła na drugie miejsce. Blond wywłoka zabiła jej przyjaciela, ukrywając to przed wszystkimi i bądź co bądź nawet żałując tego, co zrobiła. Max otwarcie chciał pozbyć się jej najbliższych i zmusić ją do powrotu z nim.
- Powtarzałam ci tyle razy. Wyjaśniałam, groziłam, błagałam... I nic! - podnosiła głos z każdym kolejnym zdaniem – Nie dość, że mnie prześladujesz, to jeszcze chcesz mi odebrać tych, których kocham?!
Wzrok Maxa ześlizgnął się na zielonookiego. Tak, tak, tak. To jego kochało serce drobnej brunetki. Ale ona w tym momencie nie miała na myśli tylko Aleca. Chodziło jej też o Max, Hotaru i Biggsa, którzy stali się dla niej rodziną.
- Nienawidzę cię Max! - uniosła dłoń, a jego ciało uderzyło o ścianę – Nie-na-wi-dzę!
Zamknęła oczy i skierowała twarz w przeciwną stronę, nie chcąc już dłużej patrzeć na bruneta. Silne ramiona oplotły się wokół niej a ciepły oddech odbił od czubka jej głowy.
Co się będzie działo teraz?
Nie było to ważne dla Liz. Świat mógł się kończyć, kiedy pozostali byli bezpieczni, kiedy Alec był przy niej, kiedy mogła powierzyć się jego opiece.
c.d.n.
Część 24, zdecydowanie dość dramatyczna, drażniąca. Dlaczego? Max Evans powraca i to w ponadwymiarowym wkurzającym stylu, czyli pokazuje najgorszą swoją stronę - zdrada. Ale ktoś mu za to nieźle nakopie (i nie tylko Alec, praktycznie zacznie to robić pewna drobna osóbka...). A jutro lub dzisiaj późnym wieczorem umieszczę ulubioną część Hotaru, czyli 25 (uprzedzam, że to NC-17) A dzisiaj przygnębiająco i denerwująco. Dlatego liczę na niesamowicie rozbudowane komentarze i dyskusje!
XXIV
Deszcz spadał ciężkimi kroplami na bruk. Powietrze było zawiesiste. Liz czuła w kościach, że życie szykuje jej kolejną niespodziankę. Tym razem chyba nie było to słodkie zawirowanie. Podświadomość sygnalizowała, że będzie to bolesne.
Objęła mocniej Aleca. Wiatr plączący jej włosy wcale nie pomagał ulotnić się myślom. Jeszcze bardziej tylko mącił umysł. Wszystkie obawy zalegające na dnie jej wnętrza teraz wypływały na powierzchnię, tworząc mętną substancję trawiącą jej żołądek. Przeświadczenie, że zdarzy się coś złego, było jedną sprawą, ale powróciły inne. Zerknęła na motor jadący obok. Max ciągle musiała się zamartwiać o innych.
Co dziwniejsze, Liz też się tym zadręczała. W tak krótkim czasie stali się dla niej najbliższą rodziną. Sekrety, ucieczki, ostrożność, strach i wzajemna opieka tworzyły więzi silniejsze niż pokrewieństwo krwinek w zwykłej rodzinie.
Nie umiała już sobie wyobrazić swojej przyszłości, zarówno dalekiej jak i bliskiej, bez któregokolwiek z poznanych mutantów. Brakowałoby jej spokojnego dystansu i niezwykłej, ciepłej wrażliwości Biggsa. Nie przeżyłaby dnia bez uważnego wzroku Guevary i jej wiecznej ostrożności mieszanej z przesadną czasem opiekuńczością. I czymże byłby świat bez kobaltowych oczu, tajemniczej natury i niesamowicie kojących właściwości Hotaru? Nie byłaby w stanie oddychać, gdyby nie mogła mieć przy sobie Aleca.
Bez iskrzącego, szmaragdowego spojrzenia; bez drażniącego, kokieteryjnego uśmieszku; bez dotyku i ciepłego ciała; bez hipnotyzującego głosu; bez niego – była jak bez życia.
Wtuliła policzek w jego plecy. Byli siebie warci, nie ma co... Wiedzieli oboje jak mocno są ze sobą związani, ale w zasadzie żadne z nich tego jeszcze nie przyznało. Ich jedynym przejawem identyfikacji tego rozpaczliwie głębokiego uczucia były jego słowa „Chcę cię widzieć” i jej niedawne „Potrzebuję cię”. Kiedyś sądziła, że będzie potrzebowała częstych wyznań, czułych dowodów miłości, jakie jej dawał Max. Teraz ich nie potrzebowała, nie chciała nawet. Wystarczała jej sama obecność Aleca i to jak pozwalał się jej czuć.
W jego ramionach była bezpieczna, jeden najmniejszy dotyk jego palców wydobywał z niej te nieznane najgłębsze doznania, błysk w jego oczach gwarantował jej, że mu zależy, słowa toczone przez jego usta wywoływały uśmiech.
Była pewna tego, co w niej rozkwitało. Pewna tego uczucia. Nigdy nie zmieniała gwałtownie obiektów zainteresowania, nie zakochiwała się w każdym napotkanym przystojniaku, więc nie mogła sobie sama zarzucać kolejnego zaślepienia. W całym życiu tylko raz czuła te motylki w żołądku i przyspieszony rytm serca – przez pierwsze pół roku z Maxem. Teraz to wrażenie wróciło i to ze zdwojoną siłą, doprowadzając ją do szału, gdy tylko zielonooki pojawiał się w pobliżu.
Czy było aż tak niedojrzałym, nienormalnym i niemożliwym pragnąć z kimś być zaledwie po kilku tygodniach znajomości?
Jeśli tak, to chciała być niedojrzała i nienormalna, byle tylko móc trwać przy Alecu.
Lekki uśmiech zgasł, gdy z kolejnym podmuchem wiatru nadeszły inne zmartwienia, natury bardziej kosmicznej. Ciągle nie kontrolowała w pełni swoich zdolności, w każdej chwili mogła coś rozwalić, spalić i Bóg jeden wie co jeszcze zrobić. Mogła tym kogoś zranić. Wiedząc o takim niebezpieczeństwie mogła się wycofać. Nie miała jednak zamiaru. Nie chciała krzywdzić innych, ale przecież nie było z góry przesądzone, że coś takiego nastąpi. Choć jej wyobraźnia potrafiła kreować najczarniejsze scenariusze, nie było jej w smak odgrywać melodramatycznej roli w stylu Maxa Evansa. Odrobina egoizmu, oderwania się od stereotypu męczennicy i wreszcie porządne psychiczne wsparcie.
Zatrzymali się. Alec wyłączył silnik, po czym zsiadł. Liz jednak nie drgnęła, jakby hipnoza lub myśli ciągle trzymały ją w miejscu. Uniosła głowę i spojrzała w zielone oczy, wpatrujące się w nią z niesamowitym niepokojem i troską.
* * *
Przyjemne ciepło zabulgotało w jego sercu i rozprzestrzeniło się z każdą czerwoną krwinką do wszystkich komórek jego ulepszonego ciała, gdy tylko jej ramiona oplotły się ciaśniej wokół niego.
Zabawne. Sama jej obecność wywoływała ciarki i podwyższała temperaturę jego ciała, ale każdy kolejny dotyk, szept czy spojrzenie potęgowały te wrażenia. Zawsze był podatny na urok dziewczyn, ale jeszcze żadna nie działała na niego z aż wielką siłą. Poza tym od tych kilku tygodni inne przedstawicielki płci pięknej nie interesowały go w ogóle.
Każdy, kto przyglądałby się temu z boku, z całą pewnością stwierdziłby, że jest po prostu zauroczony i chce się na niej skoncentrować, by dostać się do jej majtek. Prawda była całkiem inna. Głębsza. Poważniejsza.
Oszalał dla tej dziewczyny. Całkowicie postradał zmysły. Każdy ranek rozpoczynał myślą o niej, zamykał oczy mając w umyśle jej obraz. Jego wzrok nieustannie szukał jej, a całe wnętrze pragnęły jej obecności.
Owszem, jego ciało nieustannie garnęło się by móc dosłownie odnaleźć jej bliskość. Palce chciały czuć miękką skórę, badać każdy zakamarek jej krągłości. Usta chciały smakować jej słodkich ust, kawowego posmaku skóry. Uszy chciały słyszeć najdrobniejszy szept, wibrujące mruknięcie, najprzyjemniejszy jęk. Pragnął całej jej.
Ale po raz pierwszy od dawna w jego życiu pojawiła się głębsza odmiana uczucia. Czuł kiedyś drobny zawiązek tego, gdy był przy Rachel. Teraz to się znacznie pogorszyło. Wszystko miękło w nim z każdym oddechem odkąd spotkał Liz. Psychiczne, emocjonalne, duchowe pragnienie było wielokrotnie silniejsze niż cała reszta. Nie chciał w żaden sposób skrzywdzić Liz czy narazić ją na jakikolwiek ból, co już stanowiło ogromną zmianę w nim samym. Nie musiała mu niczego dawać ani nic poświęcać, wystarczyło by przy nim była.
Zatrzymał się przed Jam Pony, wyłączając silnik. Zsiadł i obrócił się w stronę drobnej brunetki ciągle siedzącej na motorze. Wyglądała na przestraszoną lub co najmniej zmartwioną. Miała sztywne wyprostowane plecy, jej dłonie leżały ne miejscu, które on przed chwilą zajmował. Wpatrywała się przed siebie, dopiero po kilku sekundach przesuwając wzrok na niego.
Ciemne oczy wypełnione były bursztynowymi kropelkami strachu, iskrami obłędu i jednocześnie mrocznymi ognikami błagania. Nie mógł przestać na nią patrzeć, a lekki, błogi uśmiech wpłynął na jego usta. Przykucnął, ujmując jej twarz w swoje dłonie. Przesunął kciukiem po jasnym policzku, po czym miękkim głosem szepnął:
- Liz, czy coś jest nie tak? - zielone oczy wypełniały się nadzieją i ciepłem – Nie strasz mnie.
Nie drgnęła, tylko nieustannie się w niego wpatrywała.
- Jestem tu, przy tobie. Wszystko będzie dobrze -coraz bardziej przerażał go jej stan
Bała się. Jej myśli krążyły wokół paskudnej wizji, że ją zostawi, opuści, że tak naprawdę się dla niego nie liczy. Nie chciała mieć ponownie złamanego serca i roztrzaskanego życia. Ale ciepłe słowa, wypowiadane tym nieziemsko melodyjnym tonem powoli rozpuszczały blokadę psychiczną i mięśniową. Z cała pewnością przy niej był i wierzyła, że tak będzie.
- Maleńka – to określenie nie było złośliwe czy poniżające, wręcz przeciwnie w jego ustach niosło ogromny pokład emocji – Odezwij się proszę, nie strasz mnie.
Zamrugała, ale tym razem różowe usta rozchyliły się i wydobył się z nich drżący głos.
- Alec...
- Jestem tu – przesunął kciukiem kolejny raz po jej policzku
- Alec – zaczynała wracać świadomością do rzeczywistości – Obiecaj mi, że w najbliższym czasie mnie nie zostawisz.
Odetchnął z ulgą i uśmiechnął się. Przez chwilę naprawdę dopadł go martwy strach, kiedy patrzyła na niego z obłędem i nie reagowała na nic. W ułamku sekundy przebiegła przez jego umysł świadomość, że może ją stracić nawet przez zerwanie tego uczuciowego kontaktu. I po raz pierwszy w swoim życiu bał się, że może przez to umrzeć.
- Obiecuję – powiedział aksamitnym głosem – Że NIGDY cię nie zostawię.
Wstał i na chwile pochylając się nad nią, musnął ustami jej czoło.
Liz uniosła swoje ciało, wędrując prosto w ramiona transgenicznego chłopaka. Miękkie usta delikatnie rozchyliły jej wargi. Powoli, słodko, z namaszczeniem, jakby ją tym pocałunkiem usypiał.
* * *
- Coś jest nie tak – Liz mruknęła – Coś się stanie.
Nienawidziła swoich przeczuć, zwłaszcza dlatego, że się sprawdzały. Ramię Aleca przysunęło ją bliżej niego, praktycznie wciskając jej twarz w umięśniony tors. Stojąca obok Max też była spięta i zaniepokojona. Przyjrzała się uważnie Liz, po czym bystrym wzrokiem przesunęła po całym Jam Pony.
Wszyscy zajęci byli codziennym szaleństwem. Tylko ta trójka stała w bezruchu, przeczuwając zbliżające się niebezpieczeństwo.
Powietrze stawało się bardziej zawiesiste, ruchy innych spowolnione niczym w klatkach filmu, a każda mijająca sekunda wybijała czas do tragedii. Liz nabrała głęboko powietrza i wysuwając się z objęcia Aleca, mruknęła:
- Muszę się odświeżyć.
Skierowała sie w stronę łazienki, ciągle nie mogąc się pozbyć wrażenia, że lada chwila ktoś tu wpadnie i ogłosi koniec świata.
* * *
Alec i Max przyglądali się jak drzwi toalety zamykają się za Liz. Nie minęło pół minuty, a przez główne wejście wbiegła dwójka znajomych mutantów. Biggs i Hotaru wyglądali na wycieńczonych i przerażonych, jak nigdy dotąd. Zmysły pozostałej dwójki stanęły na baczność.
- Znaleźli nas – oznajmił Biggs – Ktoś musiał im powiedzieć, gdzie mieszkamy. Gdzie mieszkacie wy – spojrzał na Max
Nie trzeba było nic wyjaśniać. Nie było trudnością odgadnąć, że agenci ich namierzyli. Kobaltowe oczy Hotaru, teraz o wręcz atramentowym odcieniu, rozpaczliwie rozglądały się dokoła. Ciągle miała wrażenie, że bezwzględni agenci, którzy dopadli ich w domu, za chwile przybędą tutaj. Ciągle nie mogła uwierzyć w to, co się stało. Była w domu. Z Biggsem. I nagle usłyszeli hałas na korytarzu. Doskonały słuch i reszta zmysłów od razu oznajmiły, że to niebezpieczeństwo. Musieli uciekać. Znaleźli ich. W domu... Pewnym było, że ktoś musiał podać ten adres policji. Tylko kto? Max i Alec pchnęli ich w stronę tylnego wyjścia.
Nie udało im się jednak wykonać nawet dwóch kroków, gdy usłyszeli policyjne wozy a do środka wpadło czterech uzbrojonych po zęby policjantów i dwóch mężczyzn w idealnie skrojonych garniturach.
- Stać!
Cała czwórka obróciła się powoli w ich stronę, jak zresztą wszyscy inni pracownicy Jam Pony. Nawet Normal stał jak wryty, z otwartymi ustami i początkiem nerwowej drgawki. Jeden z agentów przesunął zimnym wzrokiem po wszystkich, jakby sądził, że sam odnajdzie genetycznie przerobionych osobników. Dostrzegł dwójkę, która zmasakrowała kilku policjantów i uciekła z mieszkania. Wiedział jednak, że nie tylko oni byli mutantami.
- Mamy informacje o mutantach pracujących w tym miejscu – nie odwracając się, zawołał – Panie Evans!
Cała czwórka zastygła w bezruchu, kiedy brunet wszedł do środka i stanął obok agenta. Bez słowa wskazał po kolei na nich. Zdradził właśnie on. Ten, który niby tak kochał Liz i pragnął jej szczęścia. Ten, który sam nie był w pełni człowiekiem. Pozbawiony uczuć? Zawzięty? Żądny zemsty? To się już nie liczyło. Wskazując ich, zdradzając policji, nie dając spokoju Liz, podpisał sam na siebie wyrok. X5 czuły jak ludzie, bały się jak ludzie, miały słabe punkty jak ludzie, ale nienawidziły dwa razy bardziej niż ludzie. Za takie krzywdy potrafili odpłacić. Manticore pod tym względem idealnie ich wyszkoliło.
- No to się doigrałeś – syknął Alec w stronę Maxa
Uniósł dłoń w jakims geście i już po chwili Biggs, Max i Hotaru obezwładniali policjantów. On sam dopadł się do agentów, posyłając ich kilkoma sprawnymi ruchami w głąb oszołomionego tłumu pracowników Jam Pony.
- Mój chłopiec jest mutantem? - Normal wymamrotał w szoku
- Wolę określenie „ulepszony genetycznie”. - rzucił Alec
Biggs zamknął wejścia do pomieszczenia, wiedząc, że na zewnątrz czekał cała brygada uzbrojonych ludzi. Max i Alec związywali nieprzytomnych i poturbowanych przeciwników.
Natomiast błękitnooka 512 z nienawiścią spoglądała na Maxa, zbliżając się do niego drobnymi krokami. Dawno miała ochotę to zrobić, odpłacić za krzywdy Liz, teraz jeszcze nadeszła zemsta za nich wszystkich. Bez słowa ostrzeżenia podcięła jego nogi, po czym błyskawicznie uniosła ciało Maxa jednym szarpnięciem i ostrym wykopem posłała na sporą odległość. Wszystko w niej się gotowało, a głęboko skryte mordercze skłonności miały ochotę się ujawnić. Zacisnęła mocniej pięści, wymierzając kolejnego kopniaka w splot słoneczny chłopaka.
- Dość – chłodny ton przywołał ją do porządku – On jest mój.
Atramentowe oczy powędrowały w stronę Aleca, który wydał polecenie. Nie chciała ustąpić, ale skinienie Biggsa poradziło jej, by lepiej to zrobiła. Opuściła pięści, zaciskając zęby i odsunęła się.
Biggs od razu się przy niej znalazł, cicho mamrocząc jej coś do ucha i rozmasowując spięte mięśnie jej ramion. Blondynka jęknęła, gniew nie chciał ustąpić nawet przy obecności 593, który do tej pory działał na nią zawsze kojąco. Oboje utkwili wzrok w zielonookim blondynie, który teraz sam czaił się wokół Maxa.
Kocimi krokami okrążał bruneta, nie odrywając od niego morderczego spojrzenia. Powoli napiął wszystkie mięśnie, szykując się do skoku. Zacisnął pięści, przyjmując jedną z dawno wyuczonych pozycji do walki. Nic w nim nie wrzało, tylko stopniowo podnosiła się adrenalina mieszana z niepohamowaną żądzą mordu. Mógł pominąć krzywdy własne, bo obecnie każdy by go wydał jako mutanta. Tu chodziło o Liz. O jej przeszłość, o to co wycierpiała i o to, co będzie musiała przejść teraz. Ona stanie sama twarzą w twarz z Maxem, nie pozwoli za siebie toczyć walk, ale on sam poczuje się dużo lepiej, jeśli raz a porządnie da egoistycznemu dupkowi do zrozumienia, że powinien się wynosić i trzymać z dala od Liz.
Raz...
Całe ciało Aleca było już gotowe do walki.
Dwa...
Max ze strachem i jednocześnie dziwnie motywowanym gniewem przyglądał się mu, czując że za chwilę nadejdzie atak. Blondyn, który już wcześniej posłał go na ziemię ponownie chciał to zrobić. Ale Max nie odbierał tego jako walki pomiędzy nimi. W jego umyśle ciągle chodziło o Liz. Ten mutant z pewnością chciał mu ją odebrać, chciał ją mieć dla siebie. Furia, która obudziła się w Evansie była hamowana jedynie przez jego kontrolę i opanowanie, które wyćwiczył w sobie od dziecka. Chociaż z drugiej strony był w stanie zrobić wszystko, by tylko odzyskać Liz.
Trzy...
Brunet nie zdążył mrugnąć, a już uderzył plecami o ścianę. Chwila oddechu, w której zauważył krew wypływającą z nosa i poczuł dotkliwie kilka ciosów, jakie musiał zadać mutant, a których nawet nie zauważył.
Po raz pierwszy odezwał się w nim honor i chęć zemsty. Rzucił się w stronę Aleca, usiłując go dosięgnąć prawym sierpowym. Jednak już przy wyprowadzaniu ciosu poczuł ostry ból w plecach a potem runął na ziemię. Nie widział ani jednego ruchu transgenicznego chłopaka, nie był w stanie go nawet drasnąć. Kiedy został ponownie przyciśnięty do ściany, a rwący ból promieniował po całym ciele, sącząc więcej krwi z jego ran, nie był w stanie się powstrzymać przed użyciem własnej mocy.
Jeden ruch dłoni i Aleca odrzuciło do tyłu. Evans ponownie wyciągnął dłoń, czując teraz swoją przewagę. Umysł przestał wykrzykiwać racjonalne myśli, a uczucia błagające go o litość i rozsądek zostały stłumione. Zupełnie jakby nie był sobą. Chciał dopaść znienawidzonego chłopaka, który śmiał dotknąć jego dziewczyny, JEGO Liz. Miał zamiar ponownie użyć kosmicznych zdolności, ale nie zdołał nic zrobić, bo jego własne ciało uderzyło z impetem o ścianę, po czym przeleciało na ladę i ponownie na ścianę.
* * *
Usłyszała hałas dobiegający z głównej sali. Sparaliżowało ją. Więc jednak miała rację, jednak coś się musiało stać. A ona nie potrafiła zareagować, wyjść i ratować innych. Nie chodziło o to, że mogło jej się coś stać, na to najmniej zważała. To zielone iskierki przebiegające właśnie po skórze jej dłoni ją przerażały. Mogła dokonać ogromnego spustoszenia i przede wszystkim narazić siebie i innych mutantów na złapanie przez policję. A jeśli to właśnie byli agenci? Był jeden sposób by to sprawdzić.
Obróciła się w stronę drzwi od łazienki. Nagle w głowie zawirowało. W czarno-białych obrazach widziała idealnie co się działo. Nawet więcej niż powinna widzieć. Pierwsza wizja przyniosła Hotaru i Biggsa walczących z kilkoma policjantami. Ich zmęczone, przerażone twarze, ucieczka po dachach w poszukiwaniu schronienia i pomocy. Widziała jak wbiegli do Jam Pony i razem z Max i Aleciem usiłowali wyjść. Ostatni obraz przedstawiał Maxa, wskazującego po kolei na nich.
Liz złapała się za głowę. To nie mogło być prawdą, nie mogło... Mimo wszelkich negatywnych uczuć, bóli i gorzkiego strachu, ciągle uważała Maxa za kogoś, komu w pewien sposób może zaufać.
Myliła się.
Teraz już całkowicie nie miała siły wyjść z łazienki. Wolała osunąć się w dół i przeklinać przez łzy swoje życie, swoje demony, które dręczyły nie tylko ją, ale dopadały też jej bliskich. Dopiero głos Aleca zmusił ją do wyjścia.
- Dość. On jest mój.
Otworzyła drzwi i stanęła jak wryta. Roztrzęsiony i zamglony wzrok przesunęła po tłumie przerażonych, zszokowanych pracowników Jam Pony. Dostrzegła Max pilnującą grupy związanych policjantów. Dalej stali Biggs i Hotaru, prawie objęci, ale pełni strachu mieszanego z determinacją. Liz miała wrażenie, że teraz wszyscy toną w jakiejś otchłani i widzi ich twarze na pożegnanie. Max, Biggs, Hotaru, Alec.
Alec...
Ciemne oczy błyskawicznie odnalazły postać transgenicznego chłopaka. Ulga kaskadą wypłukała obawy o jego życie, ale szybko przeistoczyła się w niepokój, gdy zorientowała się, co ma miejsce. Max Evans z dzikim gniewem wytrzymywał zielone spojrzenie. Liz podejrzewała, że jest to kolejna chwila, w której odzywały się w nim egoistyczne, zaślepione furie. W takich sytuacjach był zdolny do wszystkiego, wiedziała o tym najlepiej. A krążący dokoła niego 494 tylko go drażnił jeszcze bardziej.
Który był bardziej zdeterminowany?
Znała ten sposób poruszania się u Aleca, ten wyraz twarzy. Jeszcze chwila i pośle Maxa na podłogę jednym ruchem.
Nim nabrała kolejną dawkę powietrza, z nosa Maxa już wypływała krew. Kolejne ułamki sekund niosły ze sobą dalsze ciosy ze strony zielonookiego. I może zawołałaby go, przerwała tę walkę, gdyby nie dwie sprawy.
Pierwsza, podobało jej się to. Nie sam fakt, że Alec bije Maxa, ale myśl, że ktoś za nią chce walczyć z jej własnymi demonami, że chce jej pomóc nie gadaniną i ucieczką, ale konfrontacją.
Druga, Max wykorzystał pewien niedozwolony ruch. Kosmiczne moce nie były na miejscu przy takiej walce. Liz nie zastanawiała się nawet nad tym co robi, tylko uniosła własną dłoń i już po chwili ciało Maxa miotało się niczym kukiełka, uderzając kolejno o ściany. Zarówno wzrok Maxa, jak i Aleca i całej reszty powędrował w kierunku drobnej brunetki.
Niepewność i strach przesyciły się mdłym gniewem. Wyjaśniała mu tyle razy, że nie chce go widzieć. Nie dość, że nie potrafił tego uszanować, to jeszcze chciał skrzywdzić jej przyjaciół? Za kogo on się do diabła uważał?! Wielki król Zan pragnący odzyskać swoją własność? Zdecydowanie tak. Traktował ją jak przedmiot, który do niego należy i powinien do niego wrócić. Ale „przedmiot” się zbuntował i miał zamiar mu odpłacić. Zaciskając zęby, podeszła do zielonookiego mutanta i z troską zapytała:
- Nic ci nie jest?
Z bladym uśmiechem potrząsnął głową i pocałował ją tradycyjnie w czoło, pieczętując tym samym na oczach Maxa ich więź i wzajemną opiekę. Liz spojrzała ponownie na bruneta. Dawno nie było w niej tyle nienawiści. Nie... Nigdy nie czuła tyle nienawiści w stosunku do kogokolwiek, co teraz do Maxa. Nawet Tess, która zamordowała Alexa spadła na drugie miejsce. Blond wywłoka zabiła jej przyjaciela, ukrywając to przed wszystkimi i bądź co bądź nawet żałując tego, co zrobiła. Max otwarcie chciał pozbyć się jej najbliższych i zmusić ją do powrotu z nim.
- Powtarzałam ci tyle razy. Wyjaśniałam, groziłam, błagałam... I nic! - podnosiła głos z każdym kolejnym zdaniem – Nie dość, że mnie prześladujesz, to jeszcze chcesz mi odebrać tych, których kocham?!
Wzrok Maxa ześlizgnął się na zielonookiego. Tak, tak, tak. To jego kochało serce drobnej brunetki. Ale ona w tym momencie nie miała na myśli tylko Aleca. Chodziło jej też o Max, Hotaru i Biggsa, którzy stali się dla niej rodziną.
- Nienawidzę cię Max! - uniosła dłoń, a jego ciało uderzyło o ścianę – Nie-na-wi-dzę!
Zamknęła oczy i skierowała twarz w przeciwną stronę, nie chcąc już dłużej patrzeć na bruneta. Silne ramiona oplotły się wokół niej a ciepły oddech odbił od czubka jej głowy.
Co się będzie działo teraz?
Nie było to ważne dla Liz. Świat mógł się kończyć, kiedy pozostali byli bezpieczni, kiedy Alec był przy niej, kiedy mogła powierzyć się jego opiece.
c.d.n.
_liz, DZIĘKI
Hm, pomyślałam, że będę komentować na bieżąco... --->
Powiedziałem coś takiego? Kurczę
Mmm, miodzio Czyżby Liz?
No to jedziemy z 24 ...
Dalsza część... przemyślenia Liz i Aleca... Jejku, mam wrażenie, że naprawdę zbliża się koniec. Oboje, świadomie czy nie, przyznali się już przed sobą. Przyznali się, że KOCHAJĄ. Teraz tylko poczekamy na to, co powiedzą sobie nawzajem... I coś mi mówi, że 25 będzie miała z tym do czynienia
Uh... No i Liz też? No tak, to było do przywidzenia... Ale co teraz? No co teraz, kiedy tylu ludzi widziało?
No... to chyba jeden z najdłuższych komentarzy jaki tu napisałam Pisanie 'na bieżąco', podczas czytania to dobry sposób na długość komentarza - o niczym się nie zapomina, pisz się co się czuje i myśli w danym momencie. Jeszcze zanim zdążymy ochłonąć...
Podsumowując - Max to niezły dupek
Hm, pomyślałam, że będę komentować na bieżąco... --->
Ale chętnie przyjmuję waszą obietnicę, że komentarze będą nieziemsko długie i nawet podwójne Sami się wkopaliście.
Powiedziałem coś takiego? Kurczę
Max Evans powraca i to w ponadwymiarowym wkurzającym stylu (...) Ale ktoś mu za to nieźle nakopie
Mmm, miodzio Czyżby Liz?
Dziiisiaj No chyba że wieczór ma być naprawdę późny, to może być i jutroA jutro lub dzisiaj późnym wieczorem umieszczę 25
No to jedziemy z 24 ...
To prawda... Kiedyś taką rodziną byli dla niej kosmici i wtajemniczeni Jak ten świat potrafi się w tak krótkim czasie odmieniać o 180 stopni...Co dziwniejsze, Liz też się tym zadręczała. W tak krótkim czasie stali się dla niej najbliższą rodziną. Sekrety, ucieczki, ostrożność, strach i wzajemna opieka tworzyły więzi silniejsze niż pokrewieństwo krwinek w zwykłej rodzinie
Dalsza część... przemyślenia Liz i Aleca... Jejku, mam wrażenie, że naprawdę zbliża się koniec. Oboje, świadomie czy nie, przyznali się już przed sobą. Przyznali się, że KOCHAJĄ. Teraz tylko poczekamy na to, co powiedzą sobie nawzajem... I coś mi mówi, że 25 będzie miała z tym do czynienia
Heh, Hotaru No cóż, przecież obiecała że skopie mu tyłek, nie?Bez słowa ostrzeżenia podcięła jego nogi, po czym błyskawicznie uniosła ciało Maxa jednym szarpnięciem i ostrym wykopem posłała na sporą odległość.
Jasne - Skrzywdzić Liz, zabrać Liz przyjaciół, rozdzielić Liz z Aleciem, zmusić Liz do bycia z nim... No co za dupek!W jego umyśle ciągle chodziło o Liz.
Jezu, na dodatek idiota Ludzie patrzą!Jeden ruch dłoni i Aleca odrzuciło do tyłu
Uh... No i Liz też? No tak, to było do przywidzenia... Ale co teraz? No co teraz, kiedy tylu ludzi widziało?
No... to chyba jeden z najdłuższych komentarzy jaki tu napisałam Pisanie 'na bieżąco', podczas czytania to dobry sposób na długość komentarza - o niczym się nie zapomina, pisz się co się czuje i myśli w danym momencie. Jeszcze zanim zdążymy ochłonąć...
Podsumowując - Max to niezły dupek
O cholera... Brak mi słów, ale sie postaram...
Na początek ta przyjemniejsza część, chociaż nawtet ona nie potrafi przywrócić mnie do równowagi po tym co teraz przeczytałam...
Ale ok... Więc przyznam się bez bicia, że czytając tą 'przyjemną część' łezka zakręciła mi się w oku i powolutku zaczęła spływać po moim policzq.
_liz kocham Twój styl opisywania uczuć innych ludzi po porostu kocham
Kiedy myślę, że moja ulubiona część SLAFG już została opublikowana ty serwujesz nam coś takiego i już wiem, że się myliłam...
Ta część była/jest cudowna po prostu ją uwielbiam
Ale przejdźmy do tej drugiej 'nielubianej' części
Miałaś rację pisząc, iż u Ciebie nie da się lubić Maxa Ja go po prostu nienawidzę w SLAFG Jak on mógł? Jak on mógł wydać H., Max, Biggsa, Aleca no i Liz bo ona też była z nimi, ona też jest inna i jeśliby ją dorwali to... Chyba Max nie jest taki głupi i wie, że nie można ufać FBI i innym takim
O cholera, ależ jestem wściekła
Przecież on wie jak to jest być prześladowanym. Przecież wie co sie dzieje gdy jest się innym od wszystkich Przecież sam był w 'białym pokoju' Tego nawet nie da się wytłumaczyć jego obsesyjną niby to miłością do Liz. To nie miłość to choroba, groźna choroba...
A jak zaczął miotać Aleciem to myślałam, że zaraz sama rozwalę swój monitor (oj miałabym wtedy niemiłą pogawędkę z bratem )
Szkoda, że tak słabo dostał od H. i Aleca
Dobrze, że Liz wkroczyłą do akcji Mam nadzieję, że teraz coś do tego jego ograniczonego małego i niedorozwiniętego móżdżq dotrze... Że zrozumie, iż przesadził...
Łojezu, ależ się rozpisałam _liz jeszcze po żadnym opowiadaniu nie byłam, aż tak wściekła i roztrzęsiona Brawo
Ty to umiesz wyprowadzić człowieka z równowagi Jeszcze do tej pory ręce mi drżą
No _liz dobra robota. Chylę czoła
Czekam na kolejną część i mam nadzieję, że zobaczę ją jeszcze dziś bo jak nie to...
-----------------
Mimo tej mojej dzisiejszej złości nadal uwielbiam Maxa, ale tego mojego Maxa z serialu bo te tutaj No, ale w rzeczywistości Max jest inny i chwała mu za to
Na początek ta przyjemniejsza część, chociaż nawtet ona nie potrafi przywrócić mnie do równowagi po tym co teraz przeczytałam...
Ale ok... Więc przyznam się bez bicia, że czytając tą 'przyjemną część' łezka zakręciła mi się w oku i powolutku zaczęła spływać po moim policzq.
Była pewna tego, co w niej rozkwitało. Pewna tego uczucia.
To takie piękne, że nie mogę się powstrzymać od płaczuCzy było aż tak niedojrzałym, nienormalnym i niemożliwym pragnąć z kimś być zaledwie po kilku tygodniach znajomości?
Jeśli tak, to chciała być niedojrzała i nienormalna, byle tylko móc trwać przy Alecu.
_liz kocham Twój styl opisywania uczuć innych ludzi po porostu kocham
Kiedy myślę, że moja ulubiona część SLAFG już została opublikowana ty serwujesz nam coś takiego i już wiem, że się myliłam...
I znów beczę... I znów brak mi słów...Oszalał dla tej dziewczyny. Całkowicie postradał zmysły. Każdy ranek rozpoczynał myślą o niej, zamykał oczy mając w umyśle jej obraz. Jego wzrok nieustannie szukał jej, a całe wnętrze pragnęły jej obecności(...)Ale po raz pierwszy od dawna w jego życiu pojawiła się głębsza odmiana uczucia. Czuł kiedyś drobny zawiązek tego, gdy był przy Rachel. Teraz to się znacznie pogorszyło. Wszystko miękło w nim z każdym oddechem odkąd spotkał Liz. Psychiczne, emocjonalne, duchowe pragnienie było wielokrotnie silniejsze niż cała reszta. Nie chciał w żaden sposób skrzywdzić Liz czy narazić ją na jakikolwiek ból, co już stanowiło ogromną zmianę w nim samym. Nie musiała mu niczego dawać ani nic poświęcać, wystarczyło by przy nim była.
Ta część była/jest cudowna po prostu ją uwielbiam
Ale przejdźmy do tej drugiej 'nielubianej' części
Miałaś rację pisząc, iż u Ciebie nie da się lubić Maxa Ja go po prostu nienawidzę w SLAFG Jak on mógł? Jak on mógł wydać H., Max, Biggsa, Aleca no i Liz bo ona też była z nimi, ona też jest inna i jeśliby ją dorwali to... Chyba Max nie jest taki głupi i wie, że nie można ufać FBI i innym takim
O cholera, ależ jestem wściekła
Przecież on wie jak to jest być prześladowanym. Przecież wie co sie dzieje gdy jest się innym od wszystkich Przecież sam był w 'białym pokoju' Tego nawet nie da się wytłumaczyć jego obsesyjną niby to miłością do Liz. To nie miłość to choroba, groźna choroba...
A jak zaczął miotać Aleciem to myślałam, że zaraz sama rozwalę swój monitor (oj miałabym wtedy niemiłą pogawędkę z bratem )
Szkoda, że tak słabo dostał od H. i Aleca
Dobrze, że Liz wkroczyłą do akcji Mam nadzieję, że teraz coś do tego jego ograniczonego małego i niedorozwiniętego móżdżq dotrze... Że zrozumie, iż przesadził...
Łojezu, ależ się rozpisałam _liz jeszcze po żadnym opowiadaniu nie byłam, aż tak wściekła i roztrzęsiona Brawo
Ty to umiesz wyprowadzić człowieka z równowagi Jeszcze do tej pory ręce mi drżą
No _liz dobra robota. Chylę czoła
Czekam na kolejną część i mam nadzieję, że zobaczę ją jeszcze dziś bo jak nie to...
-----------------
Mimo tej mojej dzisiejszej złości nadal uwielbiam Maxa, ale tego mojego Maxa z serialu bo te tutaj No, ale w rzeczywistości Max jest inny i chwała mu za to
Kurcze, teraz nic tylko podpisać się pod tym co wyżej napisała Onarek i Nowa...
Dzięki _liz, że zlitowałaś się nad nami biednymi, zagożałymi czytelnikami...
Tak, jak już napisał Onarek, ta częśc wyraźnie dzieli się na dwa epizody. I w którym w przepiękny sposób opisałas uczycia łączące Liz i Aleca. Rozpływałam się czytając!
W życiu bym nie podejżewała, że Max zrobi to co zrobił. Rzeczywiście w Twoim opowiadaniu jest inny niż nasz Max z Roswell. Tak patrząc na jego zachowanie zastanawiam się jak wogóle Liz tak długo z nim wytrzymała??
Przecież to chodzący potwór! Najpierw rani Liz i zamienia jej życie w piekło, a potem, kiedy dziewczyna ucieka, jak by nigdy nic wraca po nią i traktuje jak by była przedmiotem, zupełnie bez uczuć. W całym tym opowiadaniu ani razu nie spytał się o jej uczucia, o to dlaczego uciekła... Tylko ciągle: Potrzebuje cię Liz, Jesteśmy sobie przeznaczeni... mdli mnie!
A fakt, że wydał ulepszonych jest po prostu... brak mi słow, sama nie wiem jak mam to nazwać! Przeciez to śmieszne! Kto jak kto, ale Max powinien wiedzieć, jak to jest być innym niż reszta. Według niego są zagrożeniem, tak? A zielony ludek z innej planety nim nie jest, prawda? Polemizowała bym... Oni napewno są bardziej ludzcy niż on. Nie chodzi mi o same geny, ale o to jakim okazał się Max. On śmiał ich wydać???
Nie no, kurcze, ciągle jestem w szoku! Swoim nieludzkim zachowaniem zniszczył nie tylko życie transegenicznym, ale także Liz. Ale on oczywiście o tym nie pomyslał! Rząd wiedział o możliwościach "mutantów", ale nic nie wiedział o zdolnościach Liz, no ale teraz już wie... Ale Liz ma możliwośc czyszczenia umysłów jak Tess, prawda?? Mam nadzieję...
Dobra, bo mi małe wypracowanko wyszło... Teraz tylko czekamy na NC-17...
Wrrr, ale jestem zła!
Dzięki _liz, że zlitowałaś się nad nami biednymi, zagożałymi czytelnikami...
Tak, jak już napisał Onarek, ta częśc wyraźnie dzieli się na dwa epizody. I w którym w przepiękny sposób opisałas uczycia łączące Liz i Aleca. Rozpływałam się czytając!
Bez iskrzącego, szmaragdowego spojrzenia; bez drażniącego, kokieteryjnego uśmieszku; bez dotyku i ciepłego ciała; bez hipnotyzującego głosu; bez niego – była jak bez życia.
Czy było aż tak niedojrzałym, nienormalnym i niemożliwym pragnąć z kimś być zaledwie po kilku tygodniach znajomości?
Jeśli tak, to chciała być niedojrzała i nienormalna, byle tylko móc trwać przy Alecu.
O matko! To wszystko jest takie piękne, że kiedy dalej pojawia się Max mam ochote go zakatrupić na śmierć...Każdy, kto przyglądałby się temu z boku, z całą pewnością stwierdziłby, że jest po prostu zauroczony i chce się na niej skoncentrować, by dostać się do jej majtek. Prawda była całkiem inna. Głębsza. Poważniejsza.
Oszalał dla tej dziewczyny. Całkowicie postradał zmysły. Każdy ranek rozpoczynał myślą o niej, zamykał oczy mając w umyśle jej obraz. Jego wzrok nieustannie szukał jej, a całe wnętrze pragnęły jej obecności.
W życiu bym nie podejżewała, że Max zrobi to co zrobił. Rzeczywiście w Twoim opowiadaniu jest inny niż nasz Max z Roswell. Tak patrząc na jego zachowanie zastanawiam się jak wogóle Liz tak długo z nim wytrzymała??
Przecież to chodzący potwór! Najpierw rani Liz i zamienia jej życie w piekło, a potem, kiedy dziewczyna ucieka, jak by nigdy nic wraca po nią i traktuje jak by była przedmiotem, zupełnie bez uczuć. W całym tym opowiadaniu ani razu nie spytał się o jej uczucia, o to dlaczego uciekła... Tylko ciągle: Potrzebuje cię Liz, Jesteśmy sobie przeznaczeni... mdli mnie!
A fakt, że wydał ulepszonych jest po prostu... brak mi słow, sama nie wiem jak mam to nazwać! Przeciez to śmieszne! Kto jak kto, ale Max powinien wiedzieć, jak to jest być innym niż reszta. Według niego są zagrożeniem, tak? A zielony ludek z innej planety nim nie jest, prawda? Polemizowała bym... Oni napewno są bardziej ludzcy niż on. Nie chodzi mi o same geny, ale o to jakim okazał się Max. On śmiał ich wydać???
Nie no, kurcze, ciągle jestem w szoku! Swoim nieludzkim zachowaniem zniszczył nie tylko życie transegenicznym, ale także Liz. Ale on oczywiście o tym nie pomyslał! Rząd wiedział o możliwościach "mutantów", ale nic nie wiedział o zdolnościach Liz, no ale teraz już wie... Ale Liz ma możliwośc czyszczenia umysłów jak Tess, prawda?? Mam nadzieję...
Dobra, bo mi małe wypracowanko wyszło... Teraz tylko czekamy na NC-17...
Wrrr, ale jestem zła!
A mi nadal rączki drżą gdy tylko pomyslę o TYM Maxie
No to chyba wywiazałyśmy sie nieźle z wcxześniejszej obietnicy co do dłuższych komentarzy co _liz? Powinnas być z nam dumna 'Małe sępy' pokazały na co je stać gdy tylko się nad nimi zlitujesz
Qrcze przez ta złość na Maxa ( )nie pomyślała o tym, że wszyscy widzieli zdolności Liz... Chyba przez to nic złego się nie stanie he? Nie przeżyję kolejnej takiej części jak dzisiejsza... Jestem na wyczerpaniu nerwowym
No to chyba wywiazałyśmy sie nieźle z wcxześniejszej obietnicy co do dłuższych komentarzy co _liz? Powinnas być z nam dumna 'Małe sępy' pokazały na co je stać gdy tylko się nad nimi zlitujesz
Qrcze przez ta złość na Maxa ( )nie pomyślała o tym, że wszyscy widzieli zdolności Liz... Chyba przez to nic złego się nie stanie he? Nie przeżyję kolejnej takiej części jak dzisiejsza... Jestem na wyczerpaniu nerwowym
Nie tam! Liz wyczyści wszystkim umysły! A zresztą następna częśc to NC-17, więc może i będziesz na wyczerpaniu nerwowym, ale z innego powodu! A wcześniej niech Liz wyśle Maxa w Kosmos!onar-ek wrote:Qrcze przez ta złość na Maxa ( )nie pomyślała o tym, że wszyscy widzieli zdolności Liz... Chyba przez to nic złego się nie stanie he? Nie przeżyję kolejnej takiej części jak dzisiejsza... Jestem na wyczerpaniu nerwowym
Who is online
Users browsing this forum: No registered users and 36 guests