Shattered like a falling glass

Piszesz? Malujesz? Projektujesz statki kosmiczne? Tutaj możesz się podzielić swoimi doświadczeniami.

Moderators: Olka, Hotaru, Hotori, Hypatia

Post Reply
User avatar
Elip
Starszy nowicjusz
Posts: 252
Joined: Fri Apr 30, 2004 11:18 am
Location: Z Daleka :P

Post by Elip » Sat Oct 16, 2004 12:35 am

szybki komentarz jako że jest już późno, a może raczej wczęsnie:P
_liz wrote:Czyli misja moja i Hotaru udała się - zarazić innych.
:twisted: ja się nie dam tak łatwo :twisted: buhahahah<szyderczy śmiech>
Już myślałam, że dzisiaj nie doczekamy się kolejnych części, a tu taka niespodziewajka :D
_liz wrote:Nie... - z jej ust wydobyło się omdlewające przerażenie
Mi się wydaje, że to Max jakimś cudem dowiedział się gdzie jest Liz i oczywiście postanowił wpaść z wizytą. Mogło się też mu coś stać...bo wydaje mi się, że cokolwiek się stało, to będzie to związane z Maxem :roll:

Lizzy_maxia - czekamy na banerek :)

User avatar
Galadriela
Zainteresowany
Posts: 333
Joined: Sun Jul 13, 2003 1:41 pm
Contact:

Post by Galadriela » Sat Oct 16, 2004 11:29 am

Elip to tylko kwestia czasu.
- Nie... - z jej ust wydobyło się omdlewające przerażenie
Pewnie jakieś złe wiadomości. Tak się zastanawiam co się mogło zdarzyć. CZy to jakieś wydarzenie z trzeciego sezonu czy może inwencja _liz.?


- Nie potrafisz mu się oprzeć – Hotaru ugryzła kolejny fragment pizzy
Która by się nie potrafiła oprzeć?
Kyle. Cóż, Kyle to taka ludzka odmiana Alec'a.

Brwi blondynki uniosły się do góry. Ktoś podobny do Alec'a? Ciekawiło ją pod jakim względem. Może to dlatego tak ją od razu przyciągnęło do zielonookiego. Liz natomiast nie mogła powstrzymać uśmiechu i ciągnęła dalej:
- Chodzący nadmiar testosteronu. W dodatku buddysta – roześmiała się
:lol: :lol: Podoba mi się. Po przeczytaniu DTD i DDIO strasznie polubiłam Kyle'a
Image

User avatar
nowa
Fan
Posts: 609
Joined: Wed Feb 04, 2004 2:05 pm
Location: b-stok
Contact:

Post by nowa » Sat Oct 16, 2004 12:19 pm

_liz do lizzy_maxia wrote: A tak w ogóle to byłoby całkiem fajnie, gdybyś skusiła się na sygnaturkę z Aleciem - wtedy byłby już praktycznie komplet "zarażonych"
O wypraszam sobie :P Dlaczego mnie zawsze spycha się na drugi plan? Ja tez uwielbiam to opowiadanie, wypowiadam się tu trochę, sygnaturki z Aleciem nie mam, ale do przyszłego kompletu się nie zaliczam :(
stawała się coraz bardziej przestraszona.
- Nie... - z jej ust wydobyło się omdlewające przerażenie
A mnie się zdaje, że coś złego się stało któremuś z Roswellian. Pewnie Maxowi. I teraz Liz będzie się o niego martwić, Alec będzie zazdrosny, Liz między młotem a kowadłem, Alec zdezorientowany, Liz --- etc... Zobaczymy, co z tego wyjdzie.

Jeszcze wracając do sygnaturek - jestem pod wrażeniem :D Wszystkie są prześliczne, miło sobie oko nacieszyć :cheesy:
"Wszyscy leżymy w rynsztoku,
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
Image

_liz
Fan...atyk
Posts: 1041
Joined: Fri Aug 15, 2003 4:07 pm
Location: Wrocław
Contact:

Post by _liz » Sat Oct 16, 2004 12:26 pm

Hehe. Co się dzieje i z kim - nie zdradzę. Ale uprzedzam z góry, że sprawy zaczną się komplikować. Żeby was jednak pocieszyć, wyjawię wam pewną tajemnicę... Kiedy sytuacja staje się trudna i zaczynamy się w niej gubić, zawsze pojawia się ktoś, by nas z tego wyciągnąć. Wtedy ludzie zaczynają sobie zdawać sprawę z tego co czują :roll: Wiem, że bardzo ogólnikowo to powiedziałam, ale chyba jesteście na tyle błyskotliwi by się domyślić o co mi chodzi.

A sygnaturki to najlepiej niech wszyscy sobie sprawią i będzie komplecik. Nowa nie chciałam cię urazić ani nikogo innego, kto jeszcze nie ma sygnaturki z Aleciem, wy też zaliczacie się do grona moich ulubionych czytelników, ale mówić do Lizzy o komplecie miałam na myśli tylko i wyłącznie "komplet" osób z sygnaturkami. Ale jest bardzo prosty sposób an to byś i tutaj sie znalazła :twisted: Wystarczy sygnaturka z zielonookim... :roll: Jeśli chcesz mogę ci ją sprawić.

Czy kolejna część pojawi sie dzisiaj, tego jeszcze nie wiem. Wciąz się zastanawiam. I jak już onar-ek napisała, radzę dużo komentować, bo to podjudza moje pisarskie ego.
Image

User avatar
nowa
Fan
Posts: 609
Joined: Wed Feb 04, 2004 2:05 pm
Location: b-stok
Contact:

Post by nowa » Sat Oct 16, 2004 12:48 pm

Hmm.... To może ja rozbiję to, co chcę powiedzieć, na oddzielne komentarze, to będzie więcej? :twisted: _liz, _liz, Ty się nie zastanawiaj, tylko wal, dziewczyno :wink: I tak masz napisanych tyle części, że mogłabyś nam je serwować po dwa razy dziennie, 7 dni w tygodniu :P Ale rozumiem, że chcesz nas troche pognębić :twisted: Tylko nie przesadzaj, bo wszyscy Ci powariujemy :lol:
Wystarczy sygnaturka z zielonookim... Jeśli chcesz mogę ci ją sprawić.
Hm... no nie wiem :roll: To świadczyło by tylko, jaka uległa jestem :twisted: Jezu, ja człowieka nawet w życiu na ekranie nie widziałam (zresztą jak też niektóre zarażone stąd), a już mam padać na jego widok?
Hm... :lol: Coś w tym jest...
Kiedy sytuacja staje się trudna i zaczynamy się w niej gubić, zawsze pojawia się ktoś, by nas z tego wyciągnąć. Wtedy ludzie zaczynają sobie zdawać sprawę z tego co czują
I chyba nawet się domyślam, kto tu komu będzie pomagał :twisted:

Tłum krzyczy.... wszyscy wiemy, co krzyczy :cheesy:
"Wszyscy leżymy w rynsztoku,
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
Image

User avatar
onar-ek
Pleciuga
Posts: 887
Joined: Mon Aug 30, 2004 4:40 pm
Location: Białystok
Contact:

Post by onar-ek » Sat Oct 16, 2004 2:54 pm

Nowa więc co za problem go zobaczyć? :twisted: Ja już widziałam wszystkie scnki z jego udziełem :twisted: Posciągaj sobie z tej stronki
--> http://www.acklesonline.com/index.php :twisted:
Tak tak czekamy _liz :twisted: Nie znęcaj się nad nami zbyt długo ok? I jeszcze dziś dodaj nową część :twisted:

User avatar
Hotaru
Fan...atyk
Posts: 1081
Joined: Sat Jul 12, 2003 7:58 pm
Location: Krasnalogród ;p
Contact:

Post by Hotaru » Sat Oct 16, 2004 3:10 pm

Dzięki Liz :cmok:

A wielbicieli twojej twórczości pociesze, że to opowiadanie jest znacznie krósze niż FN i niedługo doczekają się jego końca (tzn. wy jesteście mniej wiecej w połowie). A ja idę czytać dwie przedosatnie części i marzyć o happy endzie... mojej choroby :roll:
Image

_liz
Fan...atyk
Posts: 1041
Joined: Fri Aug 15, 2003 4:07 pm
Location: Wrocław
Contact:

Post by _liz » Sat Oct 16, 2004 3:15 pm

Dziękujcie sępy Hotaru, bo tylko dzięki niej dostaniecie dzisiaj kolejną część. Biedactwo, tak się przejęłam jej chorobą, że przesłałam jej dwie przedostatnie części SLAFG i wpadłam chyba w manię, bo wam zaraz zafunduję część 17. Czyli wy też zbliżacie się do końca... Ale taka słabość jest tylko jednorazowa i liczę na to, że na następną część sami sobie zapracujecie dłuuugimi lub chociaż częstymi komentarzami - żądam wnikliwej analizy kolejnych części 8)

H. zdrowiej, bo mnie będzie skręcać przez cały tydzień w oczekiwaniu na FN.

A teraz obiecana 17.


XVII

Alec nie odrywał wzroku od drobnej brunetki, wyżywającej się na szafce. Od samego rana dziwnie się zachowywała. Kiedy chciał ją pocałować, fuknęła na niego jak rozjuszona kotka. Początkowe zdumienie chłopaka przekształciło się w poważne zaniepokojenie. Liz nie tylko unikała jego, ale i wszystkich innych. Na widok Max zamknęła się w łazience na kilkanaście minut. Nawet Original Cindy nie była w stanie poprawić jej humoru.

Coś było nie tak, a on nie wiedział co. I to go najbardziej denerwowało. Lubił orientować się w sytuacji, znać podstawy. Teraz czuł się jak dziecko we mgle. Opierał się niedbale o ladę, obserwując jak brunetka wciąga rękawiczki na dłonie, mamrocząc coś pod nosem. Jeszcze jej takiej nie widział. I nie podejrzewał, że zobaczy. Spokojna, opanowana, może trochę skryta nie wydawała się móc w ogóle wpaść w taki stan. Jednego tylko był pewien. Nie złościła się z powodu rozdrażnienia. To był strach.

Tylko przed czym?

Mógłby podejrzewać, że cała stresująca sytuacja wokół po prostu ją nadwyrężyła, ale był na to za inteligentny. Nie trzeba było być geniuszem, żeby wiedzieć, że ma to związek z tym od czego uciekała. Przeszłość.

Zielone oczy nie oderwały się od niej nawet gdy uniosła głowę i spojrzała wprost na niego. Ciemne oczy przez chwilę wręcz paliły, po czym zamgliły się kryształkami wody. Nigdy nie wtrącał się w niczyje życie uczuciowe i osobiste, ale teraz jego nerwy i umysł odmawiały posłuszeństwa. Jeżeli w przeciągu kilku godzin nie dowie się co tak gnębi Liz, to wyciągnie to z niej siłą. Czy tego chciała czy też nie.

Oderwał się od blatu, podchodząc do niej. Kiedy chciała go bez słowa wyminąć, zablokował jej drogę. Przystanęła, ale nie uniosła głowy. Wydawało się, że zdewastowana podłoga była dla niej niezwykle interesująca. Nie miał zamiaru zmuszać jej do kontaktu wzrokowego, nie tym razem. Ale tak po prostu odejść jej nie pozwolił. Chociaż ramiona wręcz rwały się do tego, by ją przytulić, powstrzymał się. Liz przypominała teraz delikatną bańkę, którą byle podmuch mógł rozerwać na strzępy, wydobywając wodnistą złość.
- Co się dzieje? - zapytał spokojnie, ale z naciskiem
Potrząsnęła głową. Nie odezwała się ani słówkiem, choć jej głos silnie wyrywał się z gardła.

To był jej problem. Sama musiała go rozwiązać, nie zdawać się na czyjąś pomoc. Przecież miała zacząć samodzielne życie, nie mogła prosić kogoś o wyręczenie jej. I mimo że bardzo potrzebowała chociażby psychicznego wsparcia, wmawiała sobie, że jest na tyle silna by dać sobie radę.

Ale ile może znieść człowiek jest wycieńczony ucieczkę, z niezagojonymi do końca ranami i to w centrum transgenicznego młyna?

- Wiem, że coś jest nie tak – głos Alec'a był teraz zimny i rozgniewany – Prędzej czy później dowiem się co.
Odsunął się, umożliwiając jej przejście. Nim jednak uciekła, dodał przyciszonym tonem:
- Wolałbym jednak móc ci pomóc.
Liz zacisnęła powieki. Wystarczyło, że sięgnąłby teraz po niego, wtuliła się w ciepłe ciało i wszystko mu powiedziała. A on na pewno by jej pomógł albo przynajmniej spróbował.

Nie mogła jednak wykonać tego kroku. Musiała sobie sama poradzić, jak zawsze. Nie była przecież dzieckiem, by ktoś za nią stawiał czoła życiu. Choć niewiadomo jak trudne było to zadanie i jak ją przerażało, musiała mu sprostać. Nawet gdyby to miała być ostatnia rzecz, jaką zrobi w życiu. Odeszła.

* * *

Hotaru przemierzała niespokojnie kolejny sektor Seattle. Nie szukała niczego konkretnego oprócz odpowiedzi. Na wszystkie niepostawione do tej pory pytania. Wszystko, co do tej pory spokojnie w niej drzemało, zbudziło się gwałtownie ostatniego dnia. Nawet nie podejrzewała, że jedna rozmowa może tak wywrócić świat do góry nogami. I nie miała tu na myśli wyłącznie siebie.

Liz najbardziej odczuła tę zmianę, a zwłaszcza po dziwnej rozmowie przez telefon. Hotaru wiedziała, że coś musiało się stać, ale nie pytała. Wolała nie wtrącać się, mając nadzieję, że w jej życie też nikt się nie wepchnie. Jednak wspomnienia i lęki wróciły, szarpiąc nią na wszystkie strony. Ledwo skończył się problem z Lydeckerem a ona znów musiała uciekać, chować się i obracać. Oni wszyscy byli do tego zmuszeni.

Uśmiechnęła się lekko. Sytuacja była kryzysowa, ginęli bliscy, wszędzie mogli ich dopaść przeciwnicy mutantów. Ale mieli siebie. Wspierali się. Blondynka chyba dopiero teraz dostrzegła jak są sobie wzajemnie potrzebni. Może na codzień nie było tego widać, ale Max, Alec i Biggs byli dla niej najbliżsi i była w stanie za nich zginąć.

Bliscy... Skoro już się martwiła o bliskie jej osoby, to nie wykluczało z tego grona Liz. Cóż, może nie była z nią aż tak związana, ale mimo wszystko czuła się za nią odpowiedzialna. Dziwny, nerwowy nastrój brunetki wprowadzał ja w stan zaniepokojenia. Z tego co usłyszała, plus to, czego się domyślała, Liz musiała wiele przejść. Jej psychika wisiała na włosku. Drżała na sam dźwięk swojego imienia, rozglądała się z przerażeniem dokoła i była już chodzącą bombą zegarową. Dosłownie bez kija nie podchodź. Hotaru bez żadnych problemów odgadła, że to znów mieszkańcy Roswell musieli ją tak wybić z równowagi.

Nie podobała jej się taka Liz. Wolała ją uśmiechniętą i spokojną. Przecież musiał być jakiś sposób, żeby znów przywrócić blady uśmiech na jej twarz.

Był.

Wyjęła telefon i kliknęła jeden z przycisków. Po chwili znajomy głos odezwał się w słuchawce.

* * *

Liz wygrzebała z kieszeni klucze. Westchnęła. Cały dzień spędziła w stresie. Co chwila jakieś szpileczki myśli, strachu i wyrzutów wbijały się w jej ciało, nie pozwalając na chwilę spokoju. Najbardziej ją gnębiło, że przez jej zszargane nerwy obrywali wszyscy dokoła. Od rana ani słowem nie odezwała się do Hotaru, uciekała przed Max, oblała lodowatą wodą wściekłości Alec'a, olała szczebioczącą Cindy, Biggsa minęła bez słowa. Nie mogła jednak ot tak udawać, że wszystko jest w porządku.

A oni chcieli tylko pomóc. Jęknęła, czując jak mięśnie napinają się od całodobowej nerwówki. Teraz najchętniej by się zrelaksowała, uśmiechnęła, może nawet wzięła gorącą kąpiel. Albo usiadła z mutantami i pośmiała się. Była jednak pewna, że teraz sami unikają jej jak ognia.

Przekręciła klucz.

Przez chwilę jej serce przestało bić. Rozejrzała się dokoła. Czy to możliwe, żeby jej strach ją dogonił? Nie. Na pewno nie. Przecież nie wiedział gdzie jej szukać. Pchnęła drzwi i weszła do ciemnego mieszkania.

Przedpokój przeszła po omacku. Już miała sięgnąć do włącznika światła, kiedy w jej oczach zadrgały drobne ogniki. Pokój przypominał senne marzenie. Blat kuchni obstawiony był świeczkami, podobnie szafka przy kanapie. Ciemne oczy dziewczyny ze zdumieniem wpatrywały się w stolik, na którym ktoś rozstawił pachnące, gorące jedzenie. Włoska kuchnia. Jej ulubiona.

Ktokolwiek to przygotował i w jakimkolwiek celu, musiał umieć czytać w jej myślach.

Nabrała głęboko powietrza, chłonąc przyjemny zapach sosu do spaghetti. Jej żołądek natychmiast się odezwał. Przesunęła wzrok po całym pomieszczeniu, podchodząc bliżej. Mogłaby od razu usiąść przy stole i pochłonąć jedzenie, ale wolała to zrobić w towarzystwie swojej dobrej wróżki, która to przygotowała. Uśmiechnęła się i zawołała:
- Hotaru – odłożyła klucze na szafkę – Wychodź potworku, żebym cię mogła za to uściskać.
Drzwi od sąsiedniego pokoju uchyliły się.

Uśmiech momentalnie zmienił się w zdumienie. Zamiast niebieskookiej mutantki zobaczyła chyba najmniej spodziewaną osobę. Ciemne blond włosy, zielone tęczówki i tradycyjny uśmieszek. Zaraz, chwila! Przecież to mieszkanie Max i Hotaru, co on tu robił? I czy to on przygotował to wszystko?
- Gdzie Max i Hotaru? - pytanie Liz było raczej błagalną prośbą
- U mnie. - odpowiedział spokojnie i poszedł do kuchni – Taka mała zamiana miejsc na dzisiejszy wieczór.
Dostrzegła butelkę w jego dłoniach. Wino. Skąd on wytrzasnął wino? W ogóle o czym on mówił?

Zamrugała niepewnie i rozchyliła usta. Ale on ubiegł jej pytanie, mówiąc subtelnie:
- Stwierdziliśmy, że przyda ci się wieczór spokoju i wytchnienia.
- I ty masz mi to zapewnić? - uniosła brew
To chyba kpina. Co jak co, ale przy nim nie można było zaznać wytchnienia. Może i odciągał myśli od problemów, ale kierował je w zupełnie nieodpowiednią stronę. Uśmiechnął się tylko i napełnił dwa kieliszki aromatycznym, bordowym płynem.

Przypomniało jej się jak cały dzień zwijała się i skręcała od nadmiaru cierpkich myśli. Teraz naprawdę potrzebowała wytchnienia. Nie była jednak pewna czy to był dobry sposób. Nie odrywała wzroku od Alec'a, nawet gdy podszedł do stołu, stawiając na nim kieliszki. Wyglądał świetnie, jak zawsze. Przełknęła ślinę, kiedy odgarnął włosy z jej policzka.
- Najpierw kąpiel.
Kąpiel. Jej źrenice rozszerzyły się błyskawicznie, a ciało samo odsunęło do tyłu. Jeżeli sobie wyobrażał, że cudowny klimat i pyszna kolacja pozwolą mu na coś takiego, to cholernie się mylił.
- Chyba cię pogięło – wypaliła
494 tylko pokręcił głową, unosząc wyżej lewy kącik ust.

Nie zdążyła nawet pisnąć, gdy jego dłonie zacisnęły się na jej talii. Miał zamiar przerzucić ją sobie przez ramię czy co? Ale on tylko zrobił krok w tył, ciągnąc ją ze sobą. Liz nie potrafiła się wyrwać. Może to przez ciepłe opuszki wpijające się w jej ciało, może przez zielone spojrzenie nieustannie ją przyciągające. A może po prostu postradała zmysły? W ten sposób, drobnymi kroczkami, doszli do łazienki.

Obrócił ją powoli, twarzą do wanny. Woda przyjemnie parowała. Aż kusiło by się w niej zanurzyć. Ciepłe palce opuściły jej ciało, oddech odbijający się od jej szyi też zniknął. Zamknął za sobą drzwi od łazienki. Liz pozostała sama z kuszącym żywiołem. Upewniła się, że nie podgląda jej zielonooki, po czym zasunęła z siebie przepocone ciuchy.

Pierwszy dotyk wody był osłabiający. Powoli cała zanurzyła się w płynnym odprężeniu. Jak jej tego brakowało... Oparła głowę o brzeg wanny. Musiała mieć tam w górze jakiegoś anioła stróża, który to wszystko dla niej zrobił. I nie chodziło jej tylko o kąpiel. Ktoś przecież musiał postawić na jej drodze transgenicznych. Nie znali jej za dobrze, a tak się o nią troszczyli, jakby była jedną z nich.

Niepokojące myśli topiły się w gorącej wodzie, pozostawiając jedynie słodkawą świadomość co jeszcze ją czeka.

* * *

Owinięta szczelnie szlafrokiem wróciła do pokoju. Alec siedział spokojnie przy stole, czekając na nią cierpliwie. Gdy pojawiła się na progu, wypoczęta i nieśmiało uśmiechnięta, wskazał jej miejsce po drugiej stronie stołu. Ale ona tylko opuściła głowę i usiadła na kanapie. Jej wzrok wbijał się w płomień jednej ze świec.

Wszystko tutaj było przyszykowane dla niej. Jedzenie, wino, kąpiel. I była za to wdzięczna. Tylko, że ciągle trawiły ją lęki wybudzone ostatniego dnia przez Marię. W tej sytuacji nie była w stanie nic przełknąć, mimo że żołądek się tego domagał. Czuła ciężar zielonego spojrzenia na sobie. Alec na pewno był zły, że się tak zachowywała. Nie chciała mu sprawić przykrości, ale nie umiała ot tak napić się wina i udawać, że wszystko jest ok. Odgarnęła włosy natrętnie pchające się jej do oczu.

- Ciągle coś jest nie tak? - ciepły głos jeszcze bardziej ją zasmucił
Kanapa skrzypnęła, gdy Alec usiadł obok Liz. Zielone oczy nawet na chwilę nie oderwały się od niej. To był pomysł Hotaru, żeby poprawić w ten sposób humor Liz. Zgodził się, bo sam miał ochotę ponownie ujrzeć jej uśmiech. Tylko, że zabierali się do tego od złej strony. Usiłowali złagodzić ból, ale nie wiedzieli skąd on się bierze.
- Wszystko w porządku – mruknęła
Kłamstwo jej nie wyszło, ale chciała mu po prostu dać do zrozumienia, że nie ma nastroju na jedzenie.

Prychnięcie. Alec doskonale wiedział, że nieustannie ją coś gryzie. Nie miał zamiaru wyciągać z niej tego siłą, nie był psychologiem. Skoro chciała udawać, że jest ok, to mógł jej w tym pomóc. Przekręcił się, rozkładając na kanapie i kładąc głowę na jej kolana. Zesztywniała, prostując plecy i wpatrując się w niego w szoku. Po chwili jednak rozluźniła się, opierając o kanapę. Jej dłoń machinalnie dotknęła jego włosów, to było jak głupie przyzwyczajenie.
- Właściwie dlaczego tu jesteś? - zapytała miękko
To ją ciągle zastanawiało. Nie musiał się przecież zgadzać na plan Hotaru. Nie musiał robić nic. A jednak był tu i usiłował ją rozweselić.

Czekała na odpowiedź, ale zielone oczy przymknęły się, a kokieteryjny uśmieszek zniknął z jego twarzy. Sam nie rozumiał tego, co nim powodowało. Mógłby powiedzieć, że przyjaciele sobie pomagają, tylko że nie byli przyjaciółmi. Kim właściwie dla siebie byli? W jednej chwili traktowali się z chłodem a sekundę potem nie mogli się od siebie oderwać. Każdego dnia jego myśli co jakiś czas odpływały w jej stronę. W całym tym zamieszaniu uśmiechał się dopiero, gdy ją widział. Co gorsza, będąc z inną dziewczyną najzwyklej w świecie zastanawiał się co robi Liz. Co tu robił? Po prostu chciał tu być i tyle.
- Bo potrzebujesz, żeby ktoś tu był – powiedział spokojnie, ale dodał melodyjnie – A Hotaru nie uprzyjemnia tak życia, jak ja.
Liz nie mogła powstrzymać uśmiechu.

- Tak. - mruknęła z rozbawieniem – Cóż za przyjemność być twoją poduszką...
Kokieteryjny uśmieszek powrócił na usta Alec'a. Nie przeszkadzało mu, że była jego poduszką. Przeciwnie, lubił czuć jej ciepło przy sobie, bez względu na to w jakiej postaci.
-Wolałabyś być kołdrą? - zapytał subtelnym, hipnotyzującym tonem – Musiałabyś zmienić nieco pozycję.
Brunetka przewróciła oczami. Nie żeby jej przeszkadzały wieczne skojarzenia zielonookiego, ale chyba troszkę przesadzał.
- Opanuj się! Ktoś cię powinien wreszcie postawić do pionu – syknęła
Alec ponownie przymknął oczy i odpowiedział niby to z nuta rozżalenia:
- Wolałbym do poziomu...

Liz nie nie odpowiedziała. To nie miało sensu, bo cokolwiek by powiedziała on i tak znalazłby na to ripostę. Przyjemnie było się oderwać od pogrążających myśli. Jednak one nie dawały się tak łatwo odpędzić. Wróciły nawet ze zdwojoną siłą. Tam za drzwiami, gdzieś na ulicach Seattle czyha na nią przeszłość, a tutaj bezczelny mutant rozkładał się na kanapie i usiłował ją skusić. Paranoja.

Znów straciła nastrój. Alec momentalnie otworzył oczy, wbijając w nią zielone spojrzenie. Wyczuł, że ponownie wpada w swój ciemny dołek. Może tym razem jednak pozwoli wyciągnąć do siebie rękę. Widząc smutne ogniki w ciemnych oczach, zapytał bezpośrednio:
- Powiesz wreszcie o co chodzi?
Przełknęła ślinę. W jej trzewiach ołowiana posoka powoli zastygała, uniemożliwiając jej jakikolwiek ruch. Westchnęła.

Chciała być silna, chciała sobie sama poradzić. Drobne, jednoosobowe wsparcie chyba by nie zrujnowało tego planu. Przymknęła powieki i wymamrotała:
- Max jest w Seattle i szuka mnie.


c.d.n.
Image

User avatar
nowa
Fan
Posts: 609
Joined: Wed Feb 04, 2004 2:05 pm
Location: b-stok
Contact:

Post by nowa » Sat Oct 16, 2004 4:20 pm

Ha! Jednak to Elip miała rację, skubana :twisted: :wink: No cóż, więc Max szuka Liz w Seattle? Ciekawe jakim cudem się dowiedział gdzie jest? Maria mu powiedziała? Albo podsłuchał czyjąć rozmowę... :roll: Mniejsza o to. W każdym razie wydaje mi się, że... Po pierwsze, to Liz chyba za bardzo się przejmuje. Przecież Seattle nie jest takie małe (chyba :roll: ). No ale rozumiem, że wiadomośc o samym fakcie, że jej szuka, mogła ją rozzłościć. Przecież właśnie od niego chciała uciec, a on nie może dać jej spokoju :? Z drugiej strony spójrzmy na to z perspektywy Maxa. Tyle wspólnych chwil ze sobą spędzili, mimo wszystko naprawdę się kochali, Liz była dla Maxa wszystkim, nadal jest, więc... Chyba nikt nie wątpi, że w filmie Max zrobiłby dokładnie to samo i pojachał by za nią na koniec świata.

Za to Alec w tej części był cudowny :cheesy: Udowodnił (w sumie nie pierwszy raz, no), że potrafi był opiekuńczy, ciepły i troskliwy. Samym przygotowaniem kolacji, zgodzeniem się z nią porozmawiać. Wszystko się we mnie gotowało, kiedy Liz zastała w mieszkaniu Aleca, a nie dziewczyny, potem kiedy prowadził ją do łazienki i kiedy siedzieli tam na sofie... Właściwie przez całą część się we mnie gotowało :lol:

I tak mi coś jeszcze chodzi po głowie... Dlaczego Alec? Skąd pomysł, żeby połączyć go z Liz? Zaraziła Cię tym Hotaru, _liz? A może angielskie crossoverki? Jeśli tak, to.... w dalszym ciągu - dlaczego Alec, jak myślicie? Kto wpadł na to, że właśnie on tak dobrze pasował by do Liz? A może to przez sam serial DA? Z tego co się domyślam też jest bardzo lubiany za granicą.
"Wszyscy leżymy w rynsztoku,
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
Image

User avatar
onar-ek
Pleciuga
Posts: 887
Joined: Mon Aug 30, 2004 4:40 pm
Location: Białystok
Contact:

Post by onar-ek » Sat Oct 16, 2004 5:49 pm

Więc to jednak Max... Tak myślałam, że to chodzi o niego, ale nie sądziłam, że pojawi się w Seattle... Znając życie na pewno ją znajdzie... No i znów dylemat kogo wolę widzieć u boku Liz Maxa czy Aleca? To za trudne jak dla mnie... Uwielbiam Maxa, ale Alec jest zniewalający 8) No nic, to nie do mnie należy decyzja. Wiem tylko tyle, że jak Max wkroczy na scenę i odnajdzie Liz i będzie jej mówił jak ją kocha i będę wówczas ryczała :cry: Mam nadzieję, że wtedy pocieszy mnie postać Aleca :cheesy:
- Opanuj się! Ktoś cię powinien wreszcie postawić do pionu – syknęła
Alec ponownie przymknął oczy i odpowiedział niby to z nuta rozżalenia:
- Wolałbym do poziomu...
_liz uwielbiam Twoje poczucie humoru :cheesy: Jak już coś napiszesz to chichoczę jak wariatka przez kolejnych kilkanaście minut a wszyscy w domu patrzą na mnie z politowaniem :lol: W sumie to się im nie dziwię bo przypuśćmy, że robię sobie jakąś kanapkę aż tu nagle przypominam sobie coś co napisałaś i wówczas koniec ledwo stoję i nikt tak naprawdę nie wiem o co mi chodzi :lol:

Alec :twisted: Alec był cudowny w tej części :twisted: Czuły, troskliwy... Coś mi się wydaje, że zrozumie co czuje do Liz dopiero wtedy jak pojawi się Max… No zobaczymy... Liz będzie miała ciężki orzech do zgryzienia, że się tak wyrażę :lol:

_liz dzięki za zlitowanie się nad nami biednymi czytelnikami którzy nie mogli doczekać się kolejnej części :twisted:

Mam taką nadzieję, że kolejną część zobaczymy już jutro :twisted:

Nie mogę doczekać się Twojego kolejnego opowiadania 8) Jeśli będzie choć w połowie tak dobre jak te to będę w siódmym niebie 8) Pozdrawiam :cheesy:

User avatar
nowa
Fan
Posts: 609
Joined: Wed Feb 04, 2004 2:05 pm
Location: b-stok
Contact:

Post by nowa » Sat Oct 16, 2004 5:59 pm

Heh, mam małe zapytanko kompletnie nie związane z tematem, a korzystając z tego, że przy większej liczbie komentarzy szybciej dostaniemy następną część, zadam je tutaj (czego się nie robi dla SLAFG :twisted: ) ---> Właśnie przypadkiem zauważyłam... Onarku, jesteś z Białegostoku? :shock: :cheesy: Jejku, jak miło widzieć, że jest tu ktoś z mojego miasta! A już myślałam, że tu nikt już nie pamięta Roswell... i że nie ma tu nikogo, kto je by tak kochał :twisted:
"Wszyscy leżymy w rynsztoku,
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
Image

User avatar
onar-ek
Pleciuga
Posts: 887
Joined: Mon Aug 30, 2004 4:40 pm
Location: Białystok
Contact:

Post by onar-ek » Sat Oct 16, 2004 6:23 pm

:shock: Nowa Ty też z Białego :shock:
Jejq nie zauważyłam :oops:
Masz rację ja już myślałam, że na nikogo z naszego miasta nie trafię a tu prosze :cheesy: A z jakiej konkretnie jesteś dzielnicy? I gdzie się uczysz? :cheesy:

No tak mój post też nie w temacie, ale wybaczcie rzadko widuję kogoś z tego samego miasta co ja 8)

_liz
Fan...atyk
Posts: 1041
Joined: Fri Aug 15, 2003 4:07 pm
Location: Wrocław
Contact:

Post by _liz » Sat Oct 16, 2004 6:27 pm

Tak, Max szuka Liz w Seattle. To chyba nie było trudne do przewidzenia, znając Evansa, prawda? Mówiłam, że sytuacja się skomplikuje. I w tym miejscu od razu uprzedzam biedne dreamerki, żeby mnie nie linczowały i wybaczyły mi, ale w tym opowiadaniu Max Evans będzie dobitnie denerwujący, wkurzający, po prostu nie da się go lubić, tylko nienawiść... Oczywiście można rozpatrywać jego miłość do Liz i chęć jej odzyskania, ale mimo wszystko tak a nie inaczej nakreśliłam tę postać. Co więcej, zrobiłam z niego swojego rodzaju zdrajcę i podłego egoistę, ale to akurat pojawi się w odległej części. I od razu ostrzegam, że nieźle za to zbierze i to nie tylko do Liz.

Natomiast Liz sama już nie da sobą chyba tak pomiatać i może ewentualne spotaknie z Maxem przyniesie jakieś pozytywne efekty? Na pewno przyniesie efekty, jeśli spojrzymy na Aleca, bo co tu kryś, zielonooki zacznie się nad pewnymi sprawami zastanawiać... No i oczywiście jak zawsze ciągle będzie cudowny i obezwładniający. 8)

Skąd pomysł na parę Liz/Alec? Zdecydowanie zaraziła mnie tym Hotaru, a pogłębiła to Calinia i jej opowiadania. Poza tym wydaje mi się, że pasują do siebie. Tworzą niesamowicie naturalną parę, taką z krwi i kości. On może trochę nieśmiała, typowo kobieca, czasami pokazuje pazurki i cóż, potrzebuje pewnego rodzaju opieki. Alec teoretycznie silny facet, w dodatku obezwładniający, który tam w głębi jest niezwykel wrażliwy. Nie ma tu żadnej słodkości (dreamer), ani ciągłych kłótni (candy) czy owijania w bawełnę (stargazer), nie ma nawet przyciągania przeciwieństw (polar), bo Alec i Liz nie różnią się tak bardzo od siebie. To chyba stąd się bierze. A poza tym miło jest połączyć jedną z ulubionych bohaterek z TAKIM przystojniakiem.

Nie mogę doczekać się Twojego kolejnego opowiadania Jeśli będzie choć w połowie tak dobre jak te to będę w siódmym niebie
Nie wiem czy będzie równie dobre, pochodzę do tego dość sceptycznie. Będzie, jakie będzie i tyle. Ale mam nadzieję, że się wam spodoba. Od razu uprzedzam, że sytuacja będzie nieco inna (bardzo inna) niż ta tutaj. A tytułowe serce będzie dośc długo szukało odpowiedniej drogi. Ale o tym będe już mówić, gdy pojawi się nowe opowiadanie.


Teksty... heh. Już mówiłam, że kiedy Alec jest jednym z głównych bohaterów to nie można ominąć tej sfery. Jeszcze kilka takich "momencików" będzie, ale więcej pojawi się ich w nowym opo.


I piszcie, piszcie te komentarze... :twisted:
Image

User avatar
onar-ek
Pleciuga
Posts: 887
Joined: Mon Aug 30, 2004 4:40 pm
Location: Białystok
Contact:

Post by onar-ek » Sat Oct 16, 2004 6:47 pm

Może to będzie dziwne co teraz napiszę, ale cieszę się, że zrobisz z Maxa troszkę takiego 'dupka' (boże rzeczywiście to napisałam :? ) bo doszłąm do wniosku, że łatwiej przeboleję to, iz Liz nie będzie z Maxem jeśli on będzie jakiś okropny niż żeby był słodki misiak... Domyślam się również, że nasze mutanty pokażą na co je stać :twisted: Szkoda tylko, że na Maxie...
_liz już nie zniese tego czekania dłużej jaka Ty jesteś okrutna :lol:

User avatar
~Lenka~
Nowicjusz
Posts: 124
Joined: Tue May 11, 2004 2:08 pm
Location: Łódź
Contact:

Post by ~Lenka~ » Sat Oct 16, 2004 6:57 pm

Max "dupkiem" (jak to powiedział Onarek :) )... no i świetnie! Nigdy nie byłam dreamerką... :lol: Z tego co do tej pory napisałaś _liz, Maxio okazał się niezłym egoistą. No to teraz niech Ktoś mu teraz "wygarnie"... Ten Ktoś niech ma zielone oczy i po tym wszystkim niech wreście zrozumie co czuje do pewnej brunetki... :cheesy: A potem niech żyją długo i szczęśliwie... :wink: Ale podejrzewam, że wszystko nie będzie takie łatwe i piękne... 8)
Dzięki _liz za tą część, tego mi było dziś potrzeba! :cmok:

User avatar
nowa
Fan
Posts: 609
Joined: Wed Feb 04, 2004 2:05 pm
Location: b-stok
Contact:

Post by nowa » Sat Oct 16, 2004 8:12 pm

Onarku, Słoneczny stok, Zespół Szkół Ogólnokształcących nr. 9 :cheesy: (14 gimnazjum... Tak tak, gimnazjum :roll: ) A Ty? :D

Więc Maxio dupkiem, ha? Mniam mniam :lol: Czasem lubię takie odwrócenie ról i bohaterów tracących kontrolę. Teraz, kiedy topię się w Gravity Trylogy (nie wiem, czy ktoś stąd to czytał, nie ważne :P ) to aż mnie skręca na myśl, żeby Maksia trochę... hm, no wiecie 8)

Po tym co napisałaś _liz, nie mogę się doczekać następnych części, poprostu nie mogę Myślicie że od tego też można zwariować? :lol:
"Wszyscy leżymy w rynsztoku,
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
Image

User avatar
onar-ek
Pleciuga
Posts: 887
Joined: Mon Aug 30, 2004 4:40 pm
Location: Białystok
Contact:

Post by onar-ek » Sat Oct 16, 2004 10:02 pm

Słoneczny stok mówisz to troszkę daleko :lol: Ja mieszkam na skorupach (wiem wiem dziwna nazwa :? ) to jest pomiędzy Piasta a Dojlidami :lol:
A studiuję stosunki międzynarodowe na WSAP'ie 8)

Miło widzieć kogoś z okolicy :wink:

_liz
Fan...atyk
Posts: 1041
Joined: Fri Aug 15, 2003 4:07 pm
Location: Wrocław
Contact:

Post by _liz » Sat Oct 16, 2004 10:08 pm

Dobra... Nie wiem czy jutro w ogóle wpadnę, a jeśli tak to na ile, bo czeka mnie kucie z chemii. więc na wypadek, gdybym jutro nie mogła się pojawić, teraz wrzucam kolejną część. Ale oczekuję w zamian dużo obszernych komentarzy. W tej części wspomniane kiedyś lizaki...


XVIII

Przesunął dłoń powoli po jej ramieniu. Była tak spokojna i anielska gdy spała. Ciało zachowywało pełnię sennego letargu, tylko jej myśli mogły toczyć gwałtowne lęki do jej głowy. Ale na pewno nie czuła teraz strachu. To prawda, że jeśli podświadomie się coś wie, to nawet we śnie się o tym pamięta. Wykorzystał to, by zapewnić jej choć na chwilę spokój. Pozwolił jej spać we własnych ramionach, żeby we śnie wciąż pamiętała o tym, że nie jest sama. Musnął ustami jej czoło i sam przymknął powieki.

Ale nie zasypiał. Jego umysł ciągle analizował wszystkie dane. Dosłownie wszystkie. Liz nie ominęła ani jednego szczegółu w swojej opowieści o Evansie. Aleca jednak nie zaskoczyły te kosmiczne elementy czy zawirowania w relacjach. Bardziej mu imponowała ona sama. Tyle poświęcenia dla innych. Oddałaby własne życie i wszystko co miała najcenniejsze, jeżeli to miałoby ocalić pozostałych. Przypominała mu nieco dwójkę jego własnych znajomych. Zack i Max postępowali podobnie.

Jak to możliwe, że taka mała niepozorna istotka jaką była Liz, potrafiła tyle znieść i wycierpieć? Niejaki Maxwell Evans nie potrafił tego docenić i teraz też chciał ją z powrotem wciągnąć w to bagno. Tym razem Liz Parker nie była sama. Miała przy sobie kogoś, kto był w stanie nawet ręcznie przetłumaczyć Evansowi, że nie ma tu czego szukać. Alec nie miał zamiaru pozostawiać brunetki na pastwę losu. Jeśli tylko będzie potrzebowała jego pomocy, zjawi się. Wiedział jednak, że Liz musi stanąć twarzą w twarz ze swoją przeszłością. I wierzył w to, że jej się to uda. W końcu już nie była tą samą małą dziewczynką, za jaką ją uważano w Roswell.

Mruknęła coś przez sen i wtuliła się głębiej w jego ramiona. Lekki uśmiech przesunął się po jego ustach. Niesamowite uczucie mieć ją tak blisko siebie. Jej skóra była ciepła i gładka, pachniała drzewkiem sandałowym. Ciągle jednak nie docierała do niego ta oczywista prawda...

Drobna brunetka, Liz Parker nie była już obcą dziewczyną, na którą przypadkiem wpadł na dworcu. O nie! Stawała się częścią jego życia. Bardzo bliską częścią. Nie przeczył, że sama jej obecność niezwykle mu odpowiadała. Przerażał go jednak fakt, że powoli przeistaczała się w nieodłączny składnik jego powietrza. Przeczuwał, że przywiązuje się do niej za bardzo. Jak do Rachel... Nie były do siebie podobne, więc tłumaczenie wspomnieniami nie miało sensu. Zakochał się w Rachel, a teraz popadał w tę samą manię Liz. I chociaż bardzo chciał uciec, nie mógł jej zostawić. Zagłębiał się w tym coraz bardziej.

* * *

Liz czekała przy blacie aż Normal wreszcie da jej jakąś przesyłkę. Znerwicowany okularnik skrupulatnie dobierał dla niej pracę. Dosłownie ją rozpieszczał, a na innych się wyżywał. Stukała niecierpliwie palcami w ladę, przewieszając się przez nią. Ciągle czuła się nieswojo z myślą, że lada chwila może gdzieś spotkać Maxa. Nie musiała Marii pytać w jakim celu tu przyjechał, wiedziała, że chciał by wróciła. Bała się konfrontacji z nim. Przecież nie umiała mu odmówić.
- Normal chowa pod ladą lizaki, że usiłujesz się wdrapać na ten niezwykle wysoki mur? - czyjś subtelny, ale irytujący głos dotarł do jej uszu
Obróciła głowę. Alec opierał się bokiem o odrapany blat a jego zielone oczy z wyraźną uwagą studiowały tylne części jej ciała, unoszące się niemal w powietrzu.

Od razu wrócił jej humor. Alec wiedział czego ona się boi, był przy niej. Wiedziała, że będzie nad nią czuwał i nie pozwoli Maxowi jej skrzywdzić, a jednocześnie umożliwi jej samodzielne działanie. Tego właśnie potrzebowała. Zwilżyła usta i równie wibrującym głosem zapytała:
- Mały Alec chciałby lizaka? - przesunęła język po swojej górnej wardze
Zielone oczy błyskawicznie uchwyciły ten ruch, zgrywając go z subtelną aluzją, która wypadła z jej ust. Jeśli chciała go zawstydzić to chyba zapomniała z kim ma do czynienia. Pochylił się, jego usta znajdowały się kilka milimetrów od jej ucha.
-Mały Alec chciałby coś więcej – mruknął niskim, kuszącym tonem przesuwając dłoń po jej udzie
Momentalnie zsunęła się z lady i przechyliła w jego stronę. Ręka Aleca powędrowała wyżej. Lewy kącik ust uniósł się znacznie do góry. Płynnym ruchem obrócił ich, przyciskając plecy Liz do lady.

-Powstrzymajcie sie zanim spłodzicie stadko wrzeszczących bękartów na MOJEJ ladzie – Normal z niesmakiem i oburzeniem usiłował odepchnąć Liz od blatu
Alec spojrzał ze zdumieniem na mężczyznę a potem na krztuszącą się ze śmiechu brunetkę. Dziewczyna wzięła paczkę i ruszyła w stronę wyjścia.

Zdrowa radość rozkwitała w niej. Nie przeszkadzała jej ani brzydka pogoda, ani zrzędzący Normal.
- Hej, Liz! - usłyszała głos Sketchy'ego
Obróciła się. Uśmiech nie znikał z twarzy. Błysk lampy aparatu na chwilę ją zamroczył. Przetarła dłonią oczy i spojrzała ze zdumieniem na Sketchy'ego.
- Sketch, co ty wyprawiasz? - Alec wydawał się być nieco zaniepokojony
Zakręcony chłopak odwrócił się i zrobił zdjęcie zielonookiemu nim ten zdążył zareagować. Liz i Alec stali w szoku, przyglądając się jak Sketchy robi kolejne zdjęcie. Tym razem flesz oślepił wchodzącą Max.

Nim Guevara wydobyła z siebie warknięcie, sprawcy już nie było. Cała trójka spoglądała na siebie w zdumieniu. Od dawna było wiadomo, że Sketchy ma nie po kolei w głowie, ale to chyba była lekka przesada.
- Nie przejmujcie się nim – mruknęła Original Cindy – Od samego rana sz tym aparatem. Załapał jakąś dodatkową pracę. Paranoja.
Max zamrugała i lekko się uśmiechnęła.
- Jest fotografem?
O.C. pokręciła głową i skrzyżowała ramiona. Kim jak kim, ale fotografem czy kimś innym odpowiedzialnym to Sketchy być nie mógł.
- Gdzie tam. Po prostu ześwirował totalnie i szuka mutantów. Ponoć jakiś koleś płaci mu sporo kasy za jedno zdjęcie tych wybryków natury.

Nastała cisza. Zarówno Alec, Max jak i Liz poczuli to nadchodzące niebezpieczeństwo. Już od początku czuli się zagrożeni, ale teraz ich najbliższy znajomy był przeciwko nim. Max przełknęła gorzką obawę i przywróciła blady uśmiech na usta. Kiedy O.C. odeszła Liz wypuściła powietrze, które wstrzymywała w sobie. Czyli jednak sytuacja się nie polepszała. Przesunęła wzrok po pozostałej dwójce. Strach narastał. Teraz musieli być jeszcze bardziej ostrożni. Max drgnęła i ruszyła przed siebie, jakby nigdy nic. Ciemne oczy Liz ześlizgnęły się na nią. Umysł włączył momentalny alarm.
- Źle się czujesz Max? - podcięła nogi transgenicznej dziewczyny, ale złapała ją za ramię – Alec pomóż mi, widzisz, że jej słabo – powiedziała głośno

Zielonooki nie wiedział o co chodzi, ale wolał teraz nie robić sceny. Liz musiała mieć powód do takiego zachowania. Podparł Mac, która była chyba najbardziej zdezorientowana.
- Max jest słabo, musi wziąć wolne – Liz oznajmiła Normalowi – Ja ją dzisiaj zastąpię.
Już dawno nauczyła się szybko reagować na wszystkie podejrzenia. Trzeba było tuszować ewentualnie zdradliwe lęki i udawać, że sprawa jest błaha.

Max i Alec znajdowali się przy motorach i najwyraźniej czekali na wyjaśnienia. Guevara wyglądała na nieźle rozdrażnioną. Jeśli zaraz mała brunetka nie poda poważnego powodu tego zachowania, to przetrzepie jej skórę. Rozchyliła usta, żeby syknąć jakieś przekleństwo, ale Liz ją ubiegła.
- Cicho – szarpnęła Max za rękę, obracając ją tyłem do siebie i Aleca
Odgarnęła kosmyki włosów, odsłaniając kark. Na jasnej skórze pojawiło się kilka czarnych kresek. Alec momentalnie sięgnął dłonią do swojej szyi.

Liz potrząsnęła głową i dotknęła jego ramienia.
- U ciebie jeszcze nie widać. - spojrzała ponownie na Max i dodała wręcz rozkazującym tonem – Jedź do domu.
Transgeniczna brunetka posłusznie wsiadła na motor. Przerażenie w jej oczach chyba jeszcze nigdy nie było tak widoczne. Liz jęknęła i zerknęła na swoje dłonie. Nie miała na szczęście żadnych kodów ani znaków oznajmiających światu kim jest. Ale posiadała zdolności, które mogły kilku innym osobom zapewnić trochę poczucia bezpieczeństwa. Zatrzymała na chwilę Max, kładąc dłoń na jej ramię. Wymamrotała cicho:
- Wieczorem... Czekajcie na mnie z Biggsem i Hotaru. Mam pewien pomysł na pozbycie się waszego oznaczenia.
To powiedziawszy odwróciła się i weszła z powrotem do siedziny Jam Pony. Max zerknęła na Aleca.
- Pilnuj jej – rzuciła i odjechała

Zielonooki wpatrywał się w przejście, w którym zniknęła Liz. Ponownie go zaskoczyła. Sporo ryzykowała całym tym cyrkiem. Tym bardziej nie miał zamiaru spuszczać z niej oczu.

Jeśli ta mała osóbka miała zamiar stawić czoło całemu światu, to będzie jej w tym pomagał i nie odstąpi jej na krok. Po pierwsze chciał ją chronić, po drugie szykowała się niezła zabawa...

* * *

Siedzieli w milczeniu, wodząc wzrokiem za chodząca po pokoju Liz. Ta mamrotała coś pod nosem, jakby analizowała skutki działania. Zatrzymała się i nabrała głęboko powietrza. Podeszła do Hotaru.
- Pochyl głowę – mruknęła
Blondynka wykonała polecenie bez oporów. Ale nie do końca bez wahania... Jej myśli trawiło zastanawianie się, co teraz nastąpi.

Poczuła palce Liz na swoim karku. Szczypiące iskrzenie przekształciło się w mrowienie i ponadprogramowe ciepło. Po kilku minutach uczucie zniknęła, a wszyscy wgapiali się w zdumieniu w jej szyję.
- Kod zniknął – Biggs nie dowierzał własnym oczom
- Nie zniknął – mruknęła Liz
Kiedy spojrzeli na nią, chcąc zadać oczywiste pytanie, odpowiedziała spokojnie:
- Ten kod jest wbudowany w wasze DNA, więc nie można go trwale usunąć. Ale... - dodała z nutą satysfakcji – Można zmienić pigment.

Max zamrugała w szoku.
- Chcesz powiedzieć...
- Że kod nie zniknął – wyjaśniła – Ale zmieniłam jego kolor. Już nie będzie czarny, tylko barwy waszej skóry, przez co go nie widać.

Liz dotknęła palcami karku Max, koncentrując się na swoim działaniu. Podobnie postąpiła z Biggsem, traktując go jak pacjenta. Taka zmiana ich struktury była wyczerpująca, ale dawała jej satysfakcję, że im na swój sposób pomagała.

Jej opuszki dotknęły miejsca na skórze Aleca, gdzie powinien być kod. Liz przymknęła powieki, skupiając myśli na zmianie pigmentu. Poczuła to elektryzujące mrowienie w palcach, jakie czuła wcześniej. Nagle coś szarpnęło nią od środka. Wydawało jej się, że wiruje w przestrzeni a dokoła niej przemieszczały się klatki jakiegoś filmu. To nie była zwykła wizja, do których przywykła – rozpoznawała w tym myśli i uczucia Aleca. Te najgłębsze, najbardziej ukrywane. Słabła coraz bardziej, nie mogąc przerwać wizji. Nie miała już sił...

c.d.n.
Image

User avatar
onar-ek
Pleciuga
Posts: 887
Joined: Mon Aug 30, 2004 4:40 pm
Location: Białystok
Contact:

Post by onar-ek » Sat Oct 16, 2004 10:44 pm

_liz jesteś wielka :cheesy: Dwie części jednego dnia to coś co wszyscy lubią najbardziej :cheesy:
Bardziej mu imponowała ona sama. Tyle poświęcenia dla innych. Oddałaby własne życie i wszystko co miała najcenniejsze, jeżeli to miałoby ocalić pozostałych.
Tak Liz dużo poświęciła... Zawsze podziwiałam ta postać w serialu i strasznie irytują mnie osoby które zarzucają jej głupote, niekonsekwencję, uległość wobec Maxa i zatracenie własnego ja... Liz była jaka była, miała wady jak każdy z nas, ale nie jestem pewna czy każdy z nas umiałby poświęcić tak wiele jak ona dla innych osób ryzykując tym swoje życie.
Cieszę się, że Alec to zauważył.
Drobna brunetka, Liz Parker nie była już obcą dziewczyną, na którą przypadkiem wpadł na dworcu. O nie! Stawała się częścią jego życia. Bardzo bliską częścią. Nie przeczył, że sama jej obecność niezwykle mu odpowiadała. Przerażał go jednak fakt, że powoli przeistaczała się w nieodłączny składnik jego powietrza. Przeczuwał, że przywiązuje się do niej za bardzo. Jak do Rachel... Nie były do siebie podobne, więc tłumaczenie wspomnieniami nie miało sensu. Zakochał się w Rachel, a teraz popadał w tę samą manię Liz. I chociaż bardzo chciał uciec, nie mógł jej zostawić. Zagłębiał się w tym coraz bardziej.
Więc do Aleca wreszcie dotarło co tak naprawdę czuje do Liz. Ciekawa jestem kiedy jej o tym powie :cheesy:
- Normal chowa pod ladą lizaki, że usiłujesz się wdrapać na ten niezwykle wysoki mur? - czyjś subtelny, ale irytujący głos dotarł do jej uszu
Obróciła głowę. Alec opierał się bokiem o odrapany blat a jego zielone oczy z wyraźną uwagą studiowały tylne części jej ciała, unoszące się niemal w powietrzu.

Od razu wrócił jej humor. Alec wiedział czego ona się boi, był przy niej. Wiedziała, że będzie nad nią czuwał i nie pozwoli Maxowi jej skrzywdzić, a jednocześnie umożliwi jej samodzielne działanie. Tego właśnie potrzebowała. Zwilżyła usta i równie wibrującym głosem zapytała:
- Mały Alec chciałby lizaka? - przesunęła język po swojej górnej wardze
Zielone oczy błyskawicznie uchwyciły ten ruch, zgrywając go z subtelną aluzją, która wypadła z jej ust. Jeśli chciała go zawstydzić to chyba zapomniała z kim ma do czynienia. Pochylił się, jego usta znajdowały się kilka milimetrów od jej ucha.
-Mały Alec chciałby coś więcej – mruknął niskim, kuszącym tonem przesuwając dłoń po jej udzie
Momentalnie zsunęła się z lady i przechyliła w jego stronę. Ręka Aleca powędrowała wyżej. Lewy kącik ust uniósł się znacznie do góry. Płynnym ruchem obrócił ich, przyciskając plecy Liz do lady.
Miałaś rację _;iz cudny fragment :twisted: Lizaki, lizaki, lizaki chcemy lizaki :twisted: Po prostu uwielbiam tą parę właśnie za jej naturalność i te texty :twisted:
-Powstrzymajcie sie zanim spłodzicie stadko wrzeszczących bękartów na MOJEJ ladzie
Tak to byłby dopiero dziecaki śliczniutki z wybuchowym charakterkiem :twisted:
Max zamrugała w szoku.
- Chcesz powiedzieć...
- Że kod nie zniknął – wyjaśniła – Ale zmieniłam jego kolor. Już nie będzie czarny, tylko barwy waszej skóry, przez co go nie widać.
Bystra ta Liz tylko pozazdrościc jej rozumq :cheesy: X5 mają szczęście, że jest z nimi :cheesy:

No to teraz czekamy na kolejną część w której może pojawić się Max... Przygotowuję się już na to spotkanie psychicznie 8)

Tłum krzyczy więcej więcej :twisted:

User avatar
nowa
Fan
Posts: 609
Joined: Wed Feb 04, 2004 2:05 pm
Location: b-stok
Contact:

Post by nowa » Sun Oct 17, 2004 12:15 pm

Tym razem Liz Parker nie była sama. Miała przy sobie kogoś, kto był w stanie nawet ręcznie przetłumaczyć Evansowi, że nie ma tu czego szukać. Alec nie miał zamiaru pozostawiać brunetki na pastwę losu. Jeśli tylko będzie potrzebowała jego pomocy, zjawi się.
I chociaż bardzo chciał uciec, nie mógł jej zostawić.
W tych momentach dosłownie się rozpływałam. Z rozanielonym uśmiechem na twarzy :lol: Ach, ten Alec... Taki kochany i troskliwy... :cheesy:

To co robił Sketchy było takie trochę drażniące, ale... bezsensowne :roll: Co komukolwiek dadzą takie zdjęcia?

Liz to faktycznie bystra jest. Zmienić kolor kodu kreskowego - jaki banalny, a jednak świetny pomysł. I teraz już nie powinni wrócić... Tylko ciekawe co się stało przy "uleczaniu" Aleca. Zwykłe wizje? Coś więcej? Czy Liz zobaczyła to, co Alec do niej czuje? A może coś więcej?
"Wszyscy leżymy w rynsztoku,
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
Image

Post Reply

Who is online

Users browsing this forum: No registered users and 11 guests