Shattered like a falling glass

Piszesz? Malujesz? Projektujesz statki kosmiczne? Tutaj możesz się podzielić swoimi doświadczeniami.

Moderators: Olka, Hotaru, Hotori, Hypatia

lonnie
Starszy nowicjusz
Posts: 138
Joined: Sun Dec 28, 2003 4:05 pm
Location: Łomża
Contact:

Post by lonnie » Wed Oct 06, 2004 8:49 pm

ehhh... dawno mnie tu nie bylo, chociaz moze nie tyle co nie bylo a po prostu nie udzielalam sie na tym forum mimo ze sledzilam wszystko na bierzaco... nie wiem dlaczego :roll: moze po prostu nie wiedzialam co napisac no ale teraz nie musze sie nawet zbyt dlugo zastanawiac :D

to opowiadanie jest wprost genialne, w ogole para Liz&Alec bardzo przypadla mi do gustu wiec chyba wirus sie rozprzestrzenia :P :)
i nie wiem co zrobie jesli szybko sie nie dowiem co bedzie dalej... najprawdopodobniej umre.....
...... z ciekawosci

_liz
Fan...atyk
Posts: 1041
Joined: Fri Aug 15, 2003 4:07 pm
Location: Wrocław
Contact:

Post by _liz » Wed Oct 06, 2004 9:33 pm

VII

- Max...

Alec stanął osłupiały. Nie rozmawiał przecież tak głośno ani nie wypowiadał tego imienia. Skąd mogła wiedzieć? Hotaru wspominała, że dziewczyna jest inna, ale nie sądził, że to była prawda. Może jednak była swojego rodzaju mutantem. Podobnym do nich. Przecież doskonały słuch to jedna ze zdolności.

Nie było czasu na zadawanie pytań. Nie teraz.

Nim zdążył nawet otworzyć usta, Liz już stała i kierowała się do wyjścia. Jeśli słyszała cała rozmowę, będzie musiała się z tego wyspowiadać. Jeśli jest X5...

* * *

Weszli do mieszkania w momencie, gdy Hotaru usiłowała pomóc dygocącej Max położyć się na kanapie. Dziewczyna była na wpół świadoma.
- Gdzie tryptofan? - Alec zapytał od razu
Niepotrzebnie. Wiedział, że gdyby tabletki były w domu, to nawet by mu nie wspomniały o kolejnym ataku. Skoro jednak zadzwoniły, oznaczało to, że fiolka jest pusta.

Syknął tylko i wyjął komórkę. Musiał się spieszyć. Każda minuta mogła być znacząca.

Liz tymczasem stała bezradnie, przyglądając się całemu zajściu. Przez jej umysł przelatywały urywki informacji, zlewając się w całość. Konwulsje + tryptofan = epilepsja. Naukowy mózg błyskawicznie odnalazł pośrednie rozwiązanie.
- Mleko – powiedziała głośno – Można jej podać mleko.

Alec prychnął, czekając na połączenie. Hotaru spojrzała na Liz i rzuciła zimno:
- Wiemy. Problem w tym, że go nie ma.
Nie ma mleka. Dla Liz było to dość niepojęte, jak abstrakcja. U niej w Roswell zawsze było mleko. Praktycznie wyrosła w przekonaniu, że jest ono w każdym domu.
- Musisz mieć mleko – wymamrotała w szoku
- Chyba wiem co mam w lodówce! - wrzasnęła blondynka

Max tymczasem dostawała silniejszych drgawek. Wzrok Liz przesunął się na Alec'a, który już z kimś rozmawiał, szucając urywkowe zdania w trybie rozkazującym. A potem jej oczy odnalazły kuchnię. Zerwała się momentalnie z miejsca i wbiegła za ladę. Szklanka. Kran. Woda. Strumień wypełnił naczynie prawie po brzegi. Czuła jak zielone oczy wbijają się w nią. Nie było czasu na wyjaśnienia.

Dłonie zaczęły się rozgrzewać. Nie miała pojęcia jak to zrobić i co właściwie robiła. Wiedziała tylko, że to potrafi. Przeźroczysty, zimny płyn szybko zaczął mętnieć i zmieniać zabarwienie. Liz zmarszczyła brwi obserwując jak spod jej palców wydobywa się jasne światło. Substancja miała mlecznobiały kolor. Dziewczyna zanurzyła usta w napoju.

Mleko.

Prawdziwe, ciepłe mleko. Obróciła się momentalnie i zaniosła szklankę do pokoju, podając ją Hotaru.

- To mleko! - kobaltowe oczy rozszerzyły się w zdumieniu
Liz sama była zaskoczona. Z tym, że ona miała większe pojęcie skąd wzięło się to mleko. Blondynka bez słowa podała natychmiast szklankę Max, pomagając jej utrzymać naczynie w dłoni.

Nie minęło kilka minut, gdy do drzwi ktoś zapukał. Liz tylko usłyszała skrawki rozmowy i po chwili Alec podawał Max jakieś tabletki. Nie było wątpliwości, że to tryptofan.

Emocje powoli opadały. Ale tylko te związane z atakiem epilepsji. W głowach pozostałych rodziły się inne pytania. Liz doskonale wiedziała, że zostanie teraz zasypana nimi. Musiała się przed tym ochronić, a najlepszą formą obrony jest atak.

- Co się tu dzieje? - zapytała miękko, ale z nutą strachu
Max wciąż ściskała w dłoniach szklankę z mlekiem i unikała odpowiedzi wbijając w nią usta. Hotaru błądziła wzrokiem po całym mieszkaniu. Tylko Alec nieustannie się w nią wpatrywał. Dobrze wiedział co jej chodzi po głowie. Znał tę taktykę.
- Moglibyśmy zadać ci to samo pytanie – powiedział niesamowicie naturalnym, niezmąconym tonem

Liz zacisnęła usta i cofnęła się o krok. Coś w środku niej krzyczało, że powinna uciekać, ale wszystko inne cicho podszeptywało, że może im zaufać. Widziała wiele zaskakujących rzeczy dziejących się w ich obecności i mogła się tylko domyślać ich przyczyny. Chciała poznać ich tajemnicę, ale własnej wolała nie ujawniać. Była zbyt przerażona konsekwencjami jakie mogły nastąpić.

Obróciła się więc na pięcie i skręciła do hallu. Coś ją jednak zatrzymało. Ktoś... Stał przed nią Alec, torując drogę ucieczki.

W jaki sposób tak szybko się przemieszczał, tego nie wiedziała. I wolała nie wiedzieć. Zielone oczy tym razem były niezwykle ciemne, prawie pirytowe. Już nie tliły się w nich rozbawione iskry. Teraz tylko powaga i niebezpieczeństwo je wypełniały. Jego palce dotknęły jej ramienia, prawie niezauważalnie. Poczuła iskry przeskakujące na jej skórę.

Zaskakujące jak nawet w tak stresującej chwili na nią wpływał. Najdrobniejszy dotyk przesyłał przyjemne impulsy. Ale jednocześnie umysł działał na zwiększonych obrotach, uświadamiając jej, że to tylko sposób by ją zatrzymać. Tylko w celu wyjaśnień. Wymamrotała coś niezrozumiałego nawet dla samej siebie. Odsunęła od siebie jego dłoń i wyszła. Tak po prostu, bez słowa, ze stoickim spokojem.

* * *

Nie obrócił się, gdy go mijała. Chciał ja zatrzymać i usłyszeć wszystko co w niej tkwiło. Bynajmniej nie w celu poszerzenia własnych wiadomości, chociaż to też była przyczyna. Po prostu czuł, że musi jej odebrać trochę tego ciężaru. Ale nie zatrzymał jej. Z trzech powodów. Po pierwsze, jeśli była X5, to i tak mogłaby uciec pod długiej szarpaninie. Po drugie, nie lubił nikogo naciskać. Chciała mówić, mówiła, nie chciała, nie mówiła. Po trzecie, wolał się do niej nie zbliżać ze względu na dziwne iskrzenie pomiędzy nimi.

Jego wzrok powędrował w stronę Hotaru i Max siedzących na kanapie. Obie wpatrywały się w niego, jakby miał im zaraz wyjaśnić wszystko. Max dopijała do końca mleko. Wyglądała na zaniepokojoną, ale oczywiście nieustannie zachowywała zimną krew. Tylko jej oczy lśniły niepewnością. Hotaru też siedziała spokojnie. Niebieskie oczy pociemniały do głębokiego granatu. Mieszało się w nich wszystko, począwszy od gniewu a skończywszy na strachu.
- Nie mamy w domu mleka – powiedziała jak zahipnotyzowana

- Więc skąd je wzięła? - Alec zapytał ironicznie
On chyba jednak powinien to wiedzieć albo przynajmniej się domyślać. Jako jedyny nie spuszczał z niej wzroku, gdy buszowała w kuchni.

Kimkolwiek była, w dziwaczny sposób dawała im powodu do zaufania. Nie znając Hotaru, uratowała ją. Co było jeszcze dziwniejsze, zrobiła to mimo kradzieży pieniędzy. Pomogła Mac. I przez cały czas o nic nie pytała. Aż do tej pory. Należały jej się odpowiedzi. Na pewno nie wszystkie, ale część.

Odwrócił się i wyszedł.

* * *

Z jednego bagna w drugie. Naprawdę tylko ja mogło to spotkać. Najpierw kosmiczna mieszanka, która wciągała niczym ruchome piaski. Ledwo udało jej się z tego wykaraskać a już czyhało na nią coś nowego. Seattle oblekało ją lepką pajęczyną kolejnej tajemnicy. Nie była głupia. Umiała logicznie myśleć, obserwować i dodawać fakty. Coś z nimi było nie tak – to pewne.

Przyspieszyła kroku. Nie zauważyła kiedy ciemne chmury zasnuły niebo. Deszcz mógł spaść lada chwila. Mijała kolejne uliczki, czując się coraz niepewniej z każdym kolejnym metrem. Miała złe przeczucie. Była sama w zimnym mieście, uciekała od jednych problemów pakując się w drugie. Nie mogło być gorzej.
- Ej, ty! - jakiś ostry głos dobiegł jej uszu

Czyli jednak mogło być gorzej.

Nie odwracała się. Kroki podążały za nią. Było ich kilku. I na pewno nie chcieli jej oprowadzić po mieście. Na ich zabawę nie miała ochoty.
- Gdzie uciekasz skarbie? - ktoś chwycił ja za ramię
Czterech Meksykańczyków stało przed nią z wiadomymi uśmiechami na twarzy. Usiłowała się wyrwać, ale szybko została przyciśnięta do muru. Zdławiony krzyk wydobył się z jej gardła zanim zakryto jej usta dłonią. Zacisnęła powieki, nie chcąc widzieć. I nagle poczuła ulgę.

Dłoń z ust zniknęła i jakikolwiek inny nacisk również. Usłyszała ogromny łomot. Momentalnie otworzyła oczy. Dwóch mężczyzn leżało na ziemi usiłując się podnieść. Pozostali wciąż ścierali się z kimś. Nie z kimś. Liz bez trudu go rozpoznała. Ciemne blond włosy, idealna sylwetka, szybkie kocie ruchy. Alec.

Obserwowała uważnie jak zaledwie kilkoma płynnymi ciosami pozbył się kolejnych napastników. A ona wciąż stała nieruchomo, przyparta do muru. Szmaragdowe oczy odnalazły jej postać. Rozjaśniły się nieco, widząc ją całą i zdrową. Podszedł, stając tuż przy niej i przyglądając się jej.
- W porządku?
Przytaknęła bez słowa. Ciągle nie mogła się oderwać od zimnego muru. Dopiero gdy ciepłe opuszki palców pojawiły się na jej nadgarstku, drgnęła.

Wyszli z alejki. Palce Alec'a wciąż asekuracyjnie zaciskały się na jej przegubie. Podejrzewała, że to właśnie dzięki nim czuje ciągłe ciepło pomimo spadającej temperatury powietrza. Jak to możliwe, że najbardziej denerwujący chłopak jakiego poznała oddziaływał na nią w sposób, którego jeszcze nigdy nie zaznała? Zerknęła na niego. Patrzył gdzieś w odległy punkt, jakby wyczekując niebezpieczeństwa. Zauważyła jak unosi drugą dłoń i przesuwa nią po łuku brwiowym. Nie miała wątpliwości co się stało.
- Krwawisz – stwierdziła ze smutkiem
Mógł w jej głosie odczytać mnóstwo rozgoryczenia i poczucia winy. Taka była prawda, obwiniała się. Zresztą jak prawie zawsze.

Nie odpowiedział nic. Nawet na nią nie spojrzał.

Zatrzymali się dopiero tuż przed drzwiami motelu. Uwolnił jej rękę z uścisku i obrócił się. Prawa ręka ponownie otarła brew. To było jak odpowiedni bodziec dla Liz. Złapała go za rękę, powodując chwilowe zatrzymanie. Odwrócił się powoli. Ciarki przeszły po ciele Liz, kiedy zielone oczy wbiły się w nią.

Pociągnęła go w stronę drzwi i ku jej zaskoczeniu, nie opierał się. Kiedy szli odrapanym korytarzem a jego wzrok niczym ultrafiolet prześwietlał jej postać, uświadomiła sobie, co może chodzić po jego głowie. Ciśnienie krwi podskoczyło. Prowadziła go do swojego pokoju. Mógł myśleć tylko o jednym.

Drżącą ręką otworzyła drzwi. Weszli do środka niemal jednocześnie. Z tym, że ona zatrzymała się tuż przy drzwiach, ostrożnie i niepewnie je zamykając. Ciągle czuła na sobie jego wzrok ślizgający się po całej jej postaci.

Chociaż wiedział jaki ma na nią wpływ, nie mogła mu pozwolić na przejęcie kontroli. Obróciła się do niego twarzą, starając zachowywać w pełni naturalnie.
- Siadaj – rzuciła krótko, wskazując łóżko
Sama skręciła do łazienki. Spojrzała w lustro przyglądając się własnemu odbiciu. Westchnęła. Sięgnęła do granatowej kosmetyczki, wyjmując z niej buteleczkę i wacik. Tak. Opatrunek. Nic innego. Powtarzała to sobie w myślach. T y l k o t o

Czekał rozparty na łóżku, opierając się na łokciach. Przewróciła oczami. On naprawdę chyba myślał tylko o jednym Nawet nieświadomie. Podeszła bliżej odkręcając buteleczkę. Alec usiadł, prostując plecy i przyglądając się jej z zainteresowaniem. Kiedy wyciągnęła dłoń z nasączonym wacikiem odsunął się gwałtownie. Westchnęła z irytacją i ponownie sięgnęła by zdezynfekować ranę. Odtrącił dłoń.

- Zachowuj się jak dorosły mężczyzna, nie jak dziecko! - warknęła
Może niepotrzebnie to powiedziała. W zielonych tęczówkach pojawił się niebezpieczny błysk. W mgnieniu oka chwycił ją w pasie, przewracając na łóżko. Pod jej plecami materac się zapadł. Chciała się podnieść, ale skutecznie jej to uniemożliwił.

Ciało Alec'a znajdowało się milimetry od niej, choć już mogła powiedzieć, że leżał n a n i e j . Jęknęła. Jego prawa dłoń wsunęła się na jej talię. Czuła jak jej ciało topnieje w miejscach, gdzie skóra stykała się z jego opuszkami. Nawet gdyby chciała się temu oprzeć, to nie potrafiła. Odbierał jej kontrolę nad zmysłami i własnymi reakcjami. Wstrzymała oddech, kiedy twarz chłopaka znalazła sie tuż nad nią. Miarowe dawki powietrza miękko odbijały się od jej policzka. Kąciki ust leniwie uniosły się do góry, tworząc piekielny uśmieszek. I wystarczyłoby unieść głowę na dwa może trzy milimetry, a posmakowałaby tego uśmiechu. To jednak Alec pochylił się jeszcze bardziej i już prawie muskając jej usta, szepnął zmysłowo i melodyjnie.
- Teraz lepiej?
Liz zadrżała. Wszystko w niej wrzało i wyrywało się ku niemu. Zebrała wszystkie swoje siły by się wyrwać. Poderwała swoje ciało do góry.

Problem tkwił w tym, że jego ciało ani drgnęło przez co tylko się od niego odbiła i ponownie wtopił w materac. Jęknęła, czując jak gorąca dłoń momentalnie przesuwa się głębiej pod bluzkę. Strumień impulsów wewnątrz jej ciała zagłuszył śmiech. Spojrzała na Alec'a z gniewem. Wciąż chichocząc uniósł się, zwracając jej ciału wolność. Odetchnęła z ulgą, chociaż część jej wnętrza pragnęła by znów się przy niej znalazł.

Alec rozejrzał się po pokoju.
- Dobra. - mruknął - Zbieraj się.
Liz usiłowała wygramolić się z zapadającego łóżka. Stawiając stopy na podłodze, powiedziała rozgniewanym głosem:
- O czym ty znów bredzisz?

Ale on zdawał się nie słuchać. Ze zdumieniem i irytacją patrzyła jak wynosi z łazienki jej rzeczy i wrzuca je do torby stojącej pod ścianą. Ponownie się rozejrzał i podnosząc bagaż, rzucił jeszcze raz, z lekką niecierpliwością:
- No chodź.

Zamrugała mechanicznie po czym skrzyżowała ramiona i zmarszczyła brwi. Co on sobie wyobrażał? Że może jej rozkazywać i to bez słowa wyjaśnienia? Jego bezczelność bywała urokliwa, ale nie do przesady.
- Niby gdzie? - prychnęła
Pokręcił głową z lekkim rozbawieniem
- Do H. Musisz gdzieś mieszkać, a to się nie nadaje do niczego – wskazał na pokój

Co za niemożliwi ludzie. Najpierw ratują jej życie, potem okradają, znów ratują życie, denerwują i tak w kółko. Może motel nie był idealnym miejscem noclegowym, ale od czegoś trzeba było zacząć, a to przynajmniej lepsze od spania na ławce. Nie potrzebowała litości i ciągłej opieki.
- Nie będę mieszkać u Hotaru – powiedziała stanowczo
Na ustach Alec'a znów pojawił się uśmieszek.
- Wolisz nocować u mnie? - zapytał tym miękkim głosem, roztapiającym siłę woli

Usta Liz lekko się rozchyliły. Słowa jednak zastygły w jej gardle. Nie potrafiła spokojnie wyobrazić sobie kolejnych minut sam na sam z nim, bo już słabła i poddawała się sile jego uroku, więc tym bardziej nie mogła zareagować na myśl o dzieleniu z nim tego samego mieszkania. Wolała zatem nawet nie odpowiadać na tę aluzję.
- Nigdzie nie idę – uparła się
Alec lekko prychnął. Uśmieszek nie opuszczał jego twarzy. Doskonale wiedział jakich argumentów używać, żeby na nią wpłynąć.
- Mam cię zanieść? - to zabrzmiało jak groźba, choć niezwykle kusząca

Przełknęła ślinę. Był w stanie spełnić tę groźbę. Wiedziała, że był w stanie spełnić wszystkie groźby. Najbardziej w tym przerażał ją fakt, że mogłaby chcieć by je spełnił. Przymknęła powieki z rezygnacją.

c.d.n.
Image

User avatar
Elip
Starszy nowicjusz
Posts: 252
Joined: Fri Apr 30, 2004 11:18 am
Location: Z Daleka :P

Post by Elip » Wed Oct 06, 2004 10:48 pm

No!! I coś zrobiła _liz??!! Wciągnęłam się no :roll: Pffff ale nie dam się tak łatwo :P :P Będę się broniła :twisted:

User avatar
Athaya
Zainteresowany
Posts: 298
Joined: Sun Jun 20, 2004 2:14 pm
Location: Kalisz

Post by Athaya » Thu Oct 07, 2004 9:25 am

O matko! 6 Część była genialna! Coraz bardziej mi się to opo podoba już nie moge się doczekać co będzie dalej...
Image

User avatar
onar-ek
Pleciuga
Posts: 887
Joined: Mon Aug 30, 2004 4:40 pm
Location: Białystok
Contact:

Post by onar-ek » Thu Oct 07, 2004 12:03 pm

Brak mi słów :wink: To było cudowne, nie nawet więcej niż cudowne :!: :twisted: _Liz jesteś super, a będziesz jeszcze bardziej super jak umieścisz kolejne części :twisted:

User avatar
nowa
Fan
Posts: 609
Joined: Wed Feb 04, 2004 2:05 pm
Location: b-stok
Contact:

Post by nowa » Thu Oct 07, 2004 3:44 pm

Ogłaszam oficjalnie, że część VII staje się pierwszą z moich ulubionych części SLAFG :cheesy:
"Wszyscy leżymy w rynsztoku,
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
Image

_liz
Fan...atyk
Posts: 1041
Joined: Fri Aug 15, 2003 4:07 pm
Location: Wrocław
Contact:

Post by _liz » Thu Oct 07, 2004 6:43 pm

Mniemam, że brak czasu spowodował tak okrojone, jednozdaniowe komentarze :evil: Oświadczam, że jako despotyczna autorka żądam chociaż odrobinę dłuższych wypowiedzi, bo inaczej moje terminy w umieszczaniu się wydłużą a części gwałtownie skrócą... (nie ma to jak drobny szantażyk)

Miałam nadzieję, że spodoba się wam ta część. Teraz troszkę częściej będą się już pojawiać relacje Alec-Liz. I nie mam na myśli tylko scen z nimi, ale wzajemne myśli i postrzeganie siebie.

Natomiast w części dzisiejszej (VIII) na pierwszy plan wysuwa się charakterek Hotaru, która postanawia "zaopiekować się" naszą Liz. Wygłosi kilka bardzo mądrych zdań, dzięki którym Liz podejmie pewien krok. Pojawi się również nowa postać. Ogólnie to część jest raczej relaksująca, może odrobinkę zabawna. A! I kwestiua wyjaśnienia nim zaczniecie czytać: Pojawi się pewne określenie, żebyście zrozumieli jego złośliwość, wyjaśniam: Igor - dziwaczny, pokręcony, nieco cofnięty w rozwoju pomocnik Doktora Frankensteina, coś w rodzaju niższego szczebla ewolucji i zabawnej głupoty mieszanej z obleśnością...

A teraz miłego czytania.


VIII

Liz otworzyła zaspane oczy, słysząc hałas dobiegający z kuchni. Początkowo nie wiedziała, gdzie jest, ale szybko sobie przypomniała, że to apartament Max i Hotaru. Z zamglonego obraz szybko odzyskał wyrazistość. Leżała na kanapie. Przesunęła leniwie wzrok po podłodze aż dotarła do czyichś butów.
- Księżniczka się obudziła?
Powędrowała spojrzeniem w górę. Wystarczyło jej, że dotarła do miękkich ust wygiętych w leniwy uśmieszek a już wiedziała, że to Alec. Jęknęła tylko i wstała.

W kuchni znajdowała się Hotaru. Oparta o ladę wcinała płatki z mlekiem. Wreszcie kupili mleko... Liz ziewnęła jak mały kociak i ruszyła w stronę kuchni. Musiała się czegoś napić, chociażby wody. Miała wrażenie, że ma w ustach Saharę.
- Masz jeszcze śpioszki w oczach – zaśmiał się Alec, opierając plecami o ścianę
- Zamknij się, Igor – rzuciła zimno i minęła go
Uśmiechnął się jeszcze bardziej. Przechylił szklankę, wypijając do końca wodę. Odstawił naczynie na blat. Jego spojrzenie padło ponownie na drobną brunetkę, która nalewała sobie mleka.

Niepojęte. Jeszcze wczoraj była w stanie wmurować się w ziemię byle tu nie przyjść, a dziś czuła się tu jak we własnym domu. Powoli przyzwyczajali się do niej a ona najwyraźniej zaczynała ich wpuszczać w swoje życie. Były pytania, które kłębiły się w ich umysłach, ale nie wypowiadali ich na głos. Alec wiedział, że nadejdzie moment, w którym będą musieli sobie wszystko wyjaśnić. Jeszcze nie teraz.

Przesunął spojrzenie po całej sylwetce. Było na co popatrzeć. A byłoby jeszcze lepiej, gdyby nie miała na sobie spranych spodni i nieco rozciągniętego swetra. Alec cmoknął z niezadowoleniem. Wysilił wyobraźnię, malując w umyśle obraz Liz w bardziej skąpych ciuchach, wirującą na parkiecie. Uśmiech przebiegł ponownie po jego twarzy. Już niedługo ją taką zobaczy.
- Do wieczora, H. - pożegnał blondynkę

Wyszedł nim Liz zdążyła się obrócić. Usłyszała tylko trzaśnięcie drzwiami. Rozluźniła ciało. Alec potrafił samą swoją obecnością ją rozdrażnić lub zmusić do samokontroli, którą i tak jej odbierał. Wreszcie odpłynął stres. Napiła się mleka. Zawsze rano piła kawę, ale wolała nie ryzykować próbowaniem tutejszej.
- Dobra – usłyszała miękki głos – Zbieraj się.
Liz prawie zakrztusiła się mlekiem. Jej wzrok powędrował na twarz Hotaru. Ta spoglądała na nią spokojnie.

I jak tu ich nie podejrzewać o bycie rodzeństwem? Oboje wyglądali idealnie, jakby ich wycięto z katalogu. Na dodatek zachowywali się tak samo. I tak samo mówili. Paranoja.

Odstawiła szklankę na bok, ocierając dłonią pozostałości mleka wokół warg. Ponownie spojrzała na Hotaru, która czekała na jakikolwiek ruch z pełnią niewinności wypisaną na twarzy. Powoli jej kąciki ust zaczęły drgać, aż wybuchnęła nieopanowanym śmiechem. Liz pokręciła z irytacją głową. Nie miała nastroju na bycie powodem śmiechu i domysłów. Rzuciła zimne spojrzenie blondynce. Minęła ją bez słowa i usiadła na kanapie, wbijając wzrok za okno. Hotaru przewiesiła się przez ladę i wciąż chichocząc powiedziała:
- Tam go nie ma.

Brunetka momentalnie obróciła głowę. O czym ona mówiła? Mogła się tylko domyślać. Miała na pewno na myśli Alec'a. Aż tak oczywiste było, że od czasu do czasu szukała jego obecności? Nie chciała słyszeć odpowiedzi. Hotaru wyszła z kuchni i sięgając po kurtkę, rzuciła:
- Chodź. Idziemy na zakupy.

Liz zamrugała. Czy dobrze usłyszała? Zakupy?
- Zakupy? - zapytała z niedowierzaniem
Blondynka przytaknęła szczerząc białe ząbki. Była najwyraźniej bardzo zadowolona ze swojego pomysłu. Albo coś jeszcze chodziło jej po głowie.

- Nie mam pieniędzy – Liz przyznała
Ta myśl tylko pogorszyła jej samopoczucie. Nie miała pieniędzy co znaczyło, ze szybko musi znaleźć pracę. Przecież nie może żyć jak pasożyt u Hotaru i Max. Swoją drogą, ciekawiło ja gdzie zniknęła cicha brunetka. Problem pieniędzy jakoś nie zmienił nastawienia Hotaru.
- Ja mam kasę – powiedziała beztrosko
Liz wolała nie pytać skąd czerpała fundusze. Była pewna, że nie tylko jej portfel padł ofiarom blondynki.

Ciemne oczy uważnie studiowały twarz dziewczyny. Była poważna w tym co mówiła i jednocześnie bardzo ją to bawiło. Zakupy. Teoretycznie ulubione zajęcie kobiet. Liz to jednak nigdy nie ciągnęło. Owszem od czasu do czasu mogła się przejść i coś kupić, ale mówiąc szczerze nienawidziła tego zamieszania. Hmm... Nie. Raczej nie przepadała za rumorem jaki zawsze robiła DeLuca. Zakupy z nią to szaleństwo. Ona nie szukała czegoś dla siebie, czegoś konkretnego. Przymierzała wszystko po kolei po kilka razy, znajdując w każdym egzemplarzu mankamenty. Jednym słowem – mordęga. Czy Hotaru też tak szalała? Był tylko jeden sposób by to sprawdzić...

* * *

Centrum handlowe było olbrzymie. Liz nawet nie podejrzewała, że w Seattle było takie miejsce, gdzie można robić normalne zakupy. Podążała bez słowa za Hotaru, rozglądając się dokoła. Weszły na ruchome schody. Im wyżej wjeżdżały tym bardziej się rozluźniała. Nie wiedziała czy to obecność blondynki czy to miejsce sprawiały, że czuła dreszczyk przyjemnych emocji. Stanęły na białej posadzce piętra okupowanego przez sklepy. Przez dziesiątki ciuchów.

Usta Hotaru rozpostarły się w uśmiechu. Nabrała głęboko powietrza, jakby chłonęła zapach i atmosferę butików. Obróciła się do Liz i oświadczyła z nutą ekscytacji w głosie:
- A teraz kupimy ci jakieś porządne ciuchy.

Kusząca propozycja, ale jednak coś kazało Liz się obawiać.

W pierwszym sklepie aż raziło od kolorowych rzeczy. Hotaru z lekkim niesmakiem przyglądała się jak Liz przegląda niebieskie sweterki i bluzki. Cmoknęła kwaśno i wręcz wyrwała je z jej dłoni, odwieszając na miejsce. Oczy brunetki powędrowały na nią ze zdumieniem.
- Nawet nie myśl o takich rzeczach – głos Hotaru był stanowczy, wręcz mentorski – Ile ty masz lat? Czternaście? - chwyciła Liz za rękę i wyprowadzając z pastelowego butiku dodała – Zapamiętaj jedno. Zero cukierkowych kolorów.

Mijały kolejne sklepy, kuszące barwnymi witrynami. Gdyby były tu z Marią to w każdym spędziłyby z pół godziny. A zwłaszcza w tych kolorowych. Do takich zawsze chodziły i to Maria doradzała jej dziecięcy niebieski. Mówiła, że to do niej pasuje, że tak ja widzi. Wszyscy ją taką widzieli. Słodką, grzeczną, skromną. Nigdy nie próbowała sama siebie dostrzec w innych rzeczach.

Zatrzymały się. Hotaru stanęła twarzą do Liz, kładąc dłonie na jej ramionach, zupełnie jakby zwracała sie do małej dziewczynki. Niebieskie oczy przybrały lazurową barwę. Chyba lubiła takie wyjścia. Mimo że zdawała się być chłodna, jej głos był miękki aż się go chciało słuchać.
- Dobra Liz. Co robisz w Seattle?
Liz tylko rozchyliła usta, nie umiejąc jej odpowiedzieć. Zresztą centrum handlowe nie było najlepszym miejscem do takich rozmów.
- Uciekasz, prawda? - może i było to pytanie, ale wyraziła to jak proste stwierdzenie
Brunetka tylko przytaknęła.
- Ucieczka oznacza szukanie. I wierz mi Liz, ja wiem czego szukasz – lekko nią potrząsnęła – Siebie.
Skąd to wiedziała? Była psychologiem, wróżką czy czytała w myślach? Liz powoli poddawała się jej magii.
- Gwarantuję ci – na ustach Hotaru zadrgał niebezpieczny uśmieszek – Wydobędziemy tę prawdziwą Liz.

Tak bardzo chciała wreszcie być w pełni sobą. I od tych dwóch dni wreszcie jej się to udawało. Przy nich. Była więc w stanie zaufać i w tym przypadku Hotaru. Tylko przeczuwała, że to „wydobywanie” może być ciężkie i bolesne.

Blondynka pociągnęła ją w stronę kolejnego sklepu. Weszła tam jakby właśnie do tego celu zmierzała. Liz aż nabrała powietrza. To miejsce przypominało jedną, wielką wyprzedaż skórzanych rzeczy. Z przerażeniem w oczach obserwowała jak Hotaru wybiera uważnie kolejne rzeczy. Nie zgarniała wszystkiego po kolei, tylko dokładnie zastanawiała się, co będzie odpowiednie. Jeśli jednak szukała tu czegoś dla Liz, to już mogły wychodzić, bo ona nie miała zamiaru nic takiego włożyć. Już miała o tym poinformować dziewczynę, gdy usłyszała za sobą donośny, męski głos:
- H.!
Hotaru uniosła głowę. Pełen uśmiech pojawił się na jej twarzy. Trzymając w dłoni dwa wieszaki, podeszła a raczej rzuciła się w jego stronę.

Krótkie objęcie. Oboje się uśmiechali. Hotaru jednak nie zapomniała o tym by przedstawić osobę trzecią, czyli Liz.
- To jest Biggs – wskazała na chłopaka
Liz stwierdziła, że musiała go bardzo lubić, bo jej oczy teraz miały odcień jasnego błękitu przetykanego srebrnymi nitkami. Jeśli można powiedzieć, że oczy odzwierciedlają nastrój, to tak właśnie było u Hotaru. Jasna dłoń wskazała na Liz, nim jednak z ust blondynki padły słowa, chłopak sam zgadł.
- Ty pewnie jesteś Liz.

Kto był bardziej zszokowany, Liz czy Hotaru? Żadna z nich nie sądziła, że nieznajomy może znać małą brunetkę. Liz nie widziała do nigdy wcześniej i była pewna, że on też jej nie widział.
- Skąd wiesz? - Hotaru była zaskoczona, ale pytała raczej z ciekawości
Chłopak, a raczej już mężczyzna uśmiechnął sie zawadiacko. Obrzucił Liz ciepłym spojrzeniem i powiedział ze spokojem.
- Alec o niej mówił. Jak on to powiedział...?
Oczy brunetki rozszerzyły się. Alec o niej opowiadał znajomym? Nie była pewna czy powinno jej się to podobać. Tymczasowo tylko ja to niepokoiło. Biggs dodał z rozbrajającą szczerością:
- Niepozorna brunetka z niewinną buziulką w ciuchach po mamie.

Że co?!

Nie dość, że rozpowiadał o niej obcym ludziom to jeszcze śmiał ją tak opisać? Za niepozorną brunetkę by się nie obraziła, bo była przyzwyczajona do takich komentarzy. Ale reszta... Niewinna? Alec wcale jej nie znał. W ciuchach po mamie? Czy wszyscy w tym mieście musieli się czepiajć jej ubrać? Ona zawsze czuła się w nich dobrze, bezpiecznie i komfortowo. Nikt nie patrzył na nią w sposób, który mógłby ją krępować. Ale po tych pozorach nie powinien jej oceniać. O nie!

Gniew szybko narastał. Już ona mu pokaże... Wyrwała chichoczącej Hotaru cichy i poszła do przebieralni, klnąc pod nosem we wszystkich znanych jej językach. Biggs ze zdumieniem odprowadził ją wzrokiem, a potem spojrzał na wciąż śmiejącą się Hotaru.
- Powiedziałem coś nie tak? - zapytał nie wiedząc czy też ma zacząć sie śmiać czy może przejąć tym na poważnie
- Owszem – Hotaru powiedziała powoli się uspokajając – Wypowiedziałeś zakazane zaklęcie – znów nadchodziła fala śmiechu – Alec.
Biggs uniósł brwi. Kąciki jego ust wygięły się w uśmiech. Zrozumiał o co chodzi. Ponownie zerknął w stronę przebieralni. Pokręcił głową.

- Eh, muszę już iść – wbił dłonie w kieszenie – Do wieczora, H.

Dziewczyna odprowadziła go wzrokiem. Szarpnięcie zasłonką w kabinie przyciągnęło jej uwagę. Przechyliła głowę nieco w bok, przyglądając się Liz.
- Idealnie – powiedziała w pełni zadowolona

* * *

Hotaru miała zamiar zatrzymać się w jeszcze jednym sklepie. Liz nie opierała się. Ściskając w dłoni torby z dotychczasowymi zakupami, wciąż skupiała myśli na Alecu. Co on sobie wyobrażał? Że wszystko mu wolno? Zapewne zawsze robił co chciał i dostawał to czego chciał, ale do diabła przesadzał. Traktował ja jak małe dziecko i to w dodatku dziecko poddane jego urokowi. Jeśli naprawdę miał ją za nieśmiałą, zahukaną nastolatkę, rumieniącą się na dźwięk każdej aluzji, to ona miała zamiar mu udowodnić, że tak nie jest. Koniec z życiem za woalem. Skoro Hotaru zaczęła już wydobywać jej prawdziwe wnętrze na powierzchnię, to musiała z tego skorzystać.

Ocknęła się dopiero gdy weszły do małego sklepu. Nie przypominał w niczym tych poprzednich. Kilka rzędów wieszaków wykonanych z drewna. Żadnych regałów. Ściany pokrywała wiśniowa farba i całe zastępy drobnych światełek.
- Cztery kolory – wypowiedziała koło jej ucha Hotaru
I miała rację. Cztery rzędy ciuchów reprezentujące cztery kolory. Czarny, biały, czerwony, granatowy.

Tym razem blondynka pozostawiła jej wybór, a sama podeszła do ostatniego rzędu. Liz przechadzała się pomiędzy poszczególnymi działami, ale jakoś nie miała ochoty kupować nic białego. Czarny też odpadał, przecież nie była w żałobie. Ponieważ dział niebieski okupowała Hotaru, pozostała jej tylko czerwień. I to był strzał w dziesiątkę.

Nie mogła się zdecydować, którą z dwóch bluzek wziąć, więc zniecierpliwiona Hotaru wrzuciła obie do koszyka i poszła do kasy.

Szły środkiem hallu, śmiejąc się bez powodu. A może miały powód? Spędziły w końcu wspólnie czas, a przy tym kupiły kilka rzeczy. Nawet Hotaru miała coś dla siebie. Zaraz po wyjściu z Czterech Kolorów pochwaliła się kobaltową, cieniowaną bluzką. Delikatny jedwab powiewał na cieniutkich ramiączkach.

Nagle Liz przystanęła przy jeden z wystaw. Niczym zahipnotyzowana wpatrywała się w biżuterię.
- Spodobałyby się Marii – szepnęła
Hotaru podeszła bliżej. Jej wzrok padł na cudeńko, które podziwiała brunetka. Para kolczyków. Rzeczywiście były śliczne. Zielone kamienie oplecione wąską niteczką białego złota. Przypominały szmaragdowe łzy na cieniutkiej złocistej żyłce.
- Maria to twoja przyjaciółka? - padło ciche pytanie

Najlepsza przyjaciółka. Kiedyś. Wszystko runęło po śmierci Alexa, gdy każda ciągnęła w drugą stronę. Maria potrzebowała wsparcia w rozpaczy. Straciła przyjaciela, chciała więc mieć poczucie, że chociaż jeszcze Liz przy niej była. Ale ona musiała znaleźć odpowiedź. Potrzebowała wsparcia w tej krucjacie. I tak zaczęły się od siebie oddalać.

- Nie wiem – wymamrotała
Bo naprawdę nie wiedziała. Teoretycznie wciąż były przyjaciółkami, ale w praktyce od dawna nie traktowały się tak.
- Nie wiesz? - Hotaru podrapała się w brew
Dla niej to było niepojęte. Jak można nie wiedzieć czy się z kimś przyjaźni czy nie?
- To skomplikowane – westchnęła Liz – Kiedyś byłyśmy nierozłączne, ale potem... wszystko zaczęło się sypać.


- Hmm... - Hotaru patrzyła w szybę wprost na odbicie Liz
Nie wyobrażała sobie takiego obrotu spraw pomiędzy sobą a Max czy Aleciem. Bywały chwile gdy się kłócili i to ostro. Ale w kilka godzin później się godzili. Mieli tylko siebie, musieli sobie umieć wybaczać. Zawsze sądziła, że na tym polega przyjaźń.
- Jeśli coś się komplikuje to trzeba to sprostować. Nie uciekać od problemu – Liz słuchała uważnie, jakby dziewczyna mogła mieć rację – przyjaciół się nie wybiera. Nam się tylko wydaje, że ich sobie dobieramy. Prawda jest taka, że ta więź przyjaźni nas wciąga i nie można już odejść – obie wpatrywały się we własne odbicia – Możesz uciekać, ale to nic nie zmieni.
Lekki uśmiech pojawił się na delikatnych ustach.
- Więc albo jest twoją przyjaciółką albo nie – głos Hotaru był miękki, ale niezwykle poważny – A jeśli nią jest, to nie możesz się tak od niej odwrócić. Złość złością, ale ktoś musi wykonać pierwszy krok.

To powiedziawszy odwróciła się i zaczęła iść w stronę schodów. Liz jeszcze przez chwilę wpatrywała się w kolczyki i własne odbicie. Drgnęła. Dogoniła Hotaru na schodach. Obie w milczeniu szły w kierunku wyjścia. Mijały po drodze budkę telefoniczną. Serce Liz podskoczyło.
- Poczekaj – rzuciła do Hotaru, wciskając jej torby z zakupami
Wygrzebała z kieszeni kilka monet i wrzuciła je do automatu. Szybko wstukała numer. Czekała. Nie wybrzmiał do końca drugi sygnał, gdy ktoś odebrał.

- Maria?

c.d.n.
Image

User avatar
Renya
Fan
Posts: 524
Joined: Fri Dec 12, 2003 12:17 am
Location: Brwinów
Contact:

Post by Renya » Thu Oct 07, 2004 7:21 pm

Słyszałam wcześniej o opowiadaniach nie całkiem roswellowskich, ale jak dotąd ich nie czytałam. Pora więc zmienić zwyczaje. Jako że razem z Hotaru zaserwowałyście crossovery nie miałam szans przejść koło nich i udać, że ich nie widzę. Wasze opowiadania pchały mi się pod oczy. No to co miałam zrobić? Przeczytałam. I spodobały mi się. Znam oba seriale, więc wyobrażenie sobie bohaterów jest dla mnie łatwe, a za resztę odpowiadacie Wy, autorki. Tworząc hybrydę ze świata kosmitów i "mutantów" macie naprawdę duuuże pole do popisu w sferze kreowania nowych historii, które, jak sądzę, wciągną mnie na równi z polarkowymi.

Dzięki za coś nowego i tak ciekawego.

User avatar
onar-ek
Pleciuga
Posts: 887
Joined: Mon Aug 30, 2004 4:40 pm
Location: Białystok
Contact:

Post by onar-ek » Thu Oct 07, 2004 7:30 pm

Fajna część 8) Ech ten Alec :cheesy:
Bardzo podoba mi się postac H. jest taka naturalna. Bardzo mądrze przemówiła do Liz i dała jej lekko do zrozumienia jak postąpiła z Marią i to mi sie podobało 8)
Czekałam na moment, aż Liz zmieni swój image i nareszcie sie doczekałam :cheesy: Bo rzeczywiście czasem w Roswell wyglądała jak "ciotka przyzwoitka" :wink:
O zgrozo gubię się w tych wszystkich opowiadankach bo do Twojego _Liz i Hotaru FN doszła jeszcze Calinia i wszystko troszkę mi sie miesza :? Czasami jak zaczynam czytać Twojego ff zastanawiam się dlaczego Liz np. nie szuka Avy, albo w FN dlaczego Liz nie mieszka u H... Ech...

Mam takie głupie pytanko bo chciałąm sobie dać taką fajną sygnaturkę, którą zrobiła mi Gosiek, ale nie chce mi się załadować... Why? Bo robię tak samo jak na innym forum a tu nie wychodzi :roll: Czy ja zawsze musze mieć jakieś problemy :? Ech wdzięczna będę za jakąś podopwiedź co mogę robić źle, bądź jak mam ją tam wsadzić...

_Liz juz czekam na kolejną część :twisted: Plisss oby była dłuższa :!: :twisted:

User avatar
nowa
Fan
Posts: 609
Joined: Wed Feb 04, 2004 2:05 pm
Location: b-stok
Contact:

Post by nowa » Thu Oct 07, 2004 7:43 pm

Ohh, jak urroczo :cheesy: Rzeczywiście, zawsze uwielbiałam relacje między Liz i Marią, tę prawdziwą przyjaźń. Chociaż powiem szczerze, że w tego typu opowiadaniach mi jej nie brakuje. Wprowadza tylko dodatkowe, niepotzrebne zamieszanie :roll: Ale to dobrze, że Liz się do niej odezwała. Hotaru ma na nią duży wpływ. I dobrze, jest naprawdę mądrą i bystrą osobą. Kojarzy mi się z Avą :roll: Tzn z wyglądu. Kiedy wyobrażam sobie H. z tego opowiadania od razu widzi mi się niska blondyneczka z krótkimi włosami i ekstrawagandzkim ubiorze :lol:
No i co teraz? Liz wygarnie Alecowi te słowa? :lol: A może raczej zmieni swój image tak, że mu ta boska szczęka opadnie, ha? 8) Nie mogę się doczekać kolejnych części, SLAFG wciąga mnie corrraz bardziej :twisted:
"Wszyscy leżymy w rynsztoku,
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
Image

_liz
Fan...atyk
Posts: 1041
Joined: Fri Aug 15, 2003 4:07 pm
Location: Wrocław
Contact:

Post by _liz » Thu Oct 07, 2004 9:45 pm

Tak, zmiana Liz nastąpi. Nie będzie zbyt gwałtowna ani ogromnie różnicująca, ale zdecydowanie Hotaru uda się wydobyć to co prawdziwe w Liz. I Alec się o tym przekona... Nie można zresztą było pozostawić Liz jako takiej poukładanej dziewczynki w mundurku szkolnym, skoro jej otoczenie sie zmieniło. Przecież człowiek (czy hybryda) zawsze dostosowuje się do środowiska.

Relacja z Marią szczególnie rozwinięta nie zostanie. W kolejnej części jeszcze poprowadzę rozmowę z DeLucą - u mnie będzie ona postawiona w nieco dogodniejszym świetle niż początkowo miałam zamiar. Ale głównie wprowadziłam jej postać by pomóc przemianie Liz i żeby potem wprowadzić pewien wątek...
No i co teraz? Liz wygarnie Alecowi te słowa? A może raczej zmieni swój image tak, że mu ta boska szczęka opadnie, ha?
Hmm... W najbliższym czasie po prostu zacznie powoli przełamywać swoją barierę nieśmiałości i wahania, co nie trudno przewidzieć bardzo spodoba się Alecowi. Natomiast w daaalszych częściach pojawi się motyw "troszkę" rozzłoszczonej Liz, ktora co nieco wygarnia Alecowi. Ale do tego jeszcze daleko. Za to,żeby pobudzić wasz apetyt mogę powiedzieć, że już wkrótce będą pojawiać się częstsze sceny A/L.

Hotaru przypominająca Avę? :? Czy ja wiem... może trochę, ale raczej jestem daleka od tego, aby tak ja kreować. W moim mniemaniu obie postacie bardzo się od siebie różnią. NIe fizycznie, bo może akurat wzrost czy kolor włosów się zgadzają, ale pod względem charakteru. Ava była raczej szaloną dziewczyną, owszem tajemniczą i wrażliwą, ale to nie ten rodzaj wrażliwości i skrycia co u H. Wydaje mi sie, że mimo wszystko Hotaru jest bardziej dojrzała, doświadczona i zdystansowana. A jak to postrzega sama Hotaru? :twisted:

Renya cieszę sie, że tu zajrzałaś, brakowało mi twoich komentarzy. Czekam na kolejne.

onar-ek nie wiem jaki możesz mieć problem z umieszczeniem sygnaturki, ale podejrzewam, że chodzi o ej rozmiar. Na tym forum nie powinna ona przekraczać bodajże 512x120 - trzeba by to sprawdzić w regulaminie w Sprawach Organizacyjnych.

Kolejną część zamieszczam dzisiaj, ponieważ jutro jadę na wykłady na uczelnię i nie mam pojęcia o której wrócę. A w sobotę dostaniecie baaardzo przyjemną część (chociaż chyba jeszcze przyjemniejsza będzie ta niedzielna). W dzisiejszej będzie rozmowa z Marią i troszkę biologicznego bełkotu, którego podejrzewam większość z was nie zrozumie. Ale to czysta genetyka, więc gdybym nawet chciała wam to po ludzku wyjaśnić, to musiałabym zacząć od podstaw. Przeczytajcie więc fragment biologiczny udając, że rozumiecie :wink:





IX

- Maria?

W słuchawce dał się słyszeć dźwięk upuszczanego sztućca. Ostre nabranie powietrza i po chwili Liz usłyszała znajomy głos.
- Elizabeth Parker czy to ty?
Maria pytała poważnie i jak zwykle za głośno.
- Umm... tak – Liz przyznała
Powoli traciła pewność czy powinna dzwonić. Podejrzewała, ze za chwilę zostanie zasypana wyrzutami. Maria zacznie jej wypominać, że wyjechała bez słowa i zostawiła ją. Ale głos Marii chociaż krzykliwy był raczej pełen radości i ekscytacji.
- Mój Boże, chica! Gdzie jesteś? Jak się bawisz?
To ostatnie pytanie całkowicie zaskoczyło Liz. Może jednak nie potrafiła docenić Marii. Na pewno nie umiała jej przewidzieć.

Teraz pozostawał jeden problem. Miała powiedzieć prawdę czy skłamać? W końcu okłamała własnych rodziców, czemu miałaby się przyznawać Marii. Z drugiej strony...
- Jestem w Seattle – wykrztusiła z siebie
- W Seattle? - Maria pisnęła tak głośno, że Liz musiała odsunąć słuchawkę od ucha – Co ty tam robisz?

Hmm, na to pytanie najtrudniej było odpowiedzieć. Właściwie to jeszcze nic tu nie robiła. Po prostu była. Chociaż troszkę się działo. W ciągu trzech dni strzelano do niej, okradziono ją, usiłowano zgwałcić, była świadkiem epilepsji i działania dziwnej trójki. Pracowite 72 godziny.

- Uciekam – odpowiedziała prosto i krótko
Zerknęła na stojącą kilka kroków dalej Hotaru. Zdawała się nic nie słyszeć, tylko wpatrywała się gdzieś w odległy punkt.
- Od Maxa? - padło spokojne pytanie
Od niego głównie, ale też od całej reszty tego trującego zamieszania.
- Tak. - przyznała z lekkim smutkiem – Od Maxa. Ale też od Isabel, Michaela, Kyla, nawet od ciebie. Musiałam się oderwać od wszystkiego co ma związek z Czechosłowakami.
Ciche westchnienie po drugiej stronie linii zaniepokoiło ją. Albo Maria poczuła się całkowicie urażona albo Liz jej przypomniała o czymś nieprzyjemnym.

Prawda była taka, że DeLuca już od dawna chciała się uwolnić od kosmicznych kłopotów. Tak bardzo, że zapominała o tym co się działo wokół, nawet o Liz zapomniała. Brnęła ślepo w zaułek, który mógł ją od tego świata uwolnić, ale zamknąć w swoim niewiele lepszym. Do tej pory Liz się nie zastanawiała dlaczego Maria była taka denerwująca przez ostatnie miesiące.
- Eh... - jęknęła DeLuca – Jak ja ci zazdroszczę chica.
- Przecież możesz wyjechać – Liz zasugerowała
- Nie. - odpowiedź była zaskakująca – Potrzebują mnie tu. Kiedy zniknełaś panika wisiała w powietrzu. Zresztą ktoś musi pilnować Kyla i jego hormonów – zaśmiała się
Chcąc nie chcąc Liz również się zaśmiała. Tęskniła za nimi. A zwłaszcza za Marią i Kylem. Chociaż tutaj nadmiar testosteronu miała w postaci Alec'a.

Jak na zawołanie DeLuca przestawiła się znów na rozrywkowy ton.
- Jak tam jest? Dobrze się bawisz? Poznałaś kogoś? - pytania spadały dźwięcznie jak kropelki ciepłego deszczu
Liz nie mogła powstrzymać uśmiechu. Pokręciła głową.
- Zimno – odpowiedziała z rozbawieniem
Postanowiła na razie nie odpowiadać na resztę pytań. Nie teraz.

Spojrzała na Hotaru, która teraz przyglądała się jej dziwnie. Niebieskie oczy pociemniały w odcień indygo. Chyba usiłowała rozszyfrować Liz albo coś z niej wyczytać.
- Muszę już kończyć Maria – dziewczyna z niepokojem wymamrotała – Jeszcze do ciebie zadzwonię.
Już miała odłożyć słuchawkę, gdy przypomniała sobie najważniejsze:
- Maria! Tylko nikomu nie mów gdzie jestem. Moi rodzice myślą, że jestem w Vermont i niech nadal tak myślą.
- Jasne chica, nie ma problemu – głos jej jednak zadrżał, nie mogła się powstrzymać i zapytała – A Evans?
- Nie! - Liz prawie krzyknęła – Nawet mu nie wspominaj o naszej rozmowie.
- Ok. Baw się dobrze! Poderwij kogoś. - zaśmiała się – I zadzwoń!

* * *

Liz wracała z uczuciem wyraźnej błogiej ulgi. Może wcale nie rozwiązała problemu jaki zrodził się pomiędzy nią i Marią, ale ta rozmowa pomogła jej się uspokoić. Tymczasem to Hotaru nic nie mówiła tylko szła zamyślona. Coś ją niepokoiło. Nie przyznała się, że doskonale słyszała cała rozmowę i nic nie umknęło jej uwadze, żaden szczególik. Od początku podejrzewała, że brunetka przed czymś ucieka, ale nie sądziła, że może chodzić o chłopaka.

Chociaż domyślała się, że kryje się za tym coś jeszcze. Na pierwszy plan wysuwał się jednak niejaki Max. Hotaru zmarszczyła brwi. Nie znały się z Liz za dobrze, praktycznie w ogóle się nie znały. Ale nie podobał jej się fakt, że ktoś mógł ją zranić. Wystarczyło kilka godzin, żeby polubiła tę małą i w jakiś sposób czuła się za nią odpowiedzialna. Kimkolwiek był ten Max i cokolwiek zrobił, miała zamiar skopać mu tyłek.

* * *

Weszły do apartamentu. Hotaru zniknęła w swoim pokoju, a Liz tymczasem została w salonie z Max. Dziewczyna rozmawiała z kimś przez telefon. Wydawała się być niezwykle spokojna, chociaż rozmowa była denerwująca. Najwyraźniej szukała rozwiązania dla jakiejś sytuacji.
- Może promotor nie przyłącza RNA? - głos Max był łagodny i chłodny, chociaż oczy lśniły determinacją i niepokojem – Jeśli te geny nie są w ogóle uruchamiane to może powodować zaburzenia. W normalnym układzie geny tryptofanowe są włączone! Co je może hamować?

- Może stężenie wzrosło? - Liz zapytała na głos
Max zmrużyła oczy i posłała jej badawcze spojrzenie. Rzuciła do słuchawki zimne „na razie” i rozłączyła się. Wciąż nie odrywała wzroku od drobnej istotki.
- Co mówiłaś?

Liz się zmieszała. Nie chciała podsłuchiwać. Te słowa same wpadały jej do ucha, a umysł błyskawicznie zaczął analizować. Wiedziała też, ze głupie tłumaczenie się nie jest na miejscu. Przeszła więc do odpowiedzi na postawione pytanie.
- Tryptofan jest stale potrzebny w organizmie, więc przy replikacji geny operonu tryptofanowego są włączone.

- Białko represora jest nieaktywne i nie blokuje polimerazy transkrypcji – Max powiedziała z wiedzą znawcy
Liz przytaknęła z lekkim uśmiechem. Wreszcie ktoś rozumiał o czym mówiła. W Roswell gdy usiłowała wyjaśnić najprostsze rzeczy, patrzono na nią jakby mówiła po chińsku. Z większą ochotą mówiła dalej:
- Ale jeśli stężenie tryptofanu wzrasta, jego cząsteczki łączą się z nieaktywnym represorem. Następuje modyfikacja represora.
- Uaktywnienie? - upewniła się Max
- Dokładnie. Aktywny represor blokuje operon, co powoduje dosłowne wyłączenie genów operonu tryptofanowego. I tak jest aż do zmniejszenia stężenia tryptofanu.

- Czyli tabletki to powodują. Zażywając tryptofan pomagam sobie uniknąć ataków, ale jednocześnie blokuję naturalną transkrypcję – Max powiedziała z niedowierzaniem
Spojrzała ponownie na Liz. Ciemne oczy odtajały powoli po raz pierwszy ukazując cieplejszą stronę. Wiśniowe usta wygięły się w szczery uśmiech.
- Dzięki – podziękowała z całym ogromem wdzięczności i radości
Liz odwzajemniła uśmiech. Odprowadziła Max wzrokiem aż do drzwi.

No proszę. Nie podejrzewała, że kiedykolwiek się z nią dogada. A wystarczyło poruszyć temat genetyki. Od razu poczuła się lepiej. Może jednak nie będzie tu tak źle. Przeniosła roziskrzony wzrok w stronę przejścia do drugiego pokoju. O framugę drzwi opierała się Hotaru a ciemnogranatowe spojrzenie wbijało się w Liz. Najwyraźniej coś ją bardzo złościło. Najgorsze było to, że Liz nie miała pojęcia o co chodzi. Poczuła tylko nieprzyjemny dreszcz i rumieńce palące policzki.
- Kim jest Max Evans? - pasło chłodne pytanie

Szczęka Liz opadła. Skąd ona wiedziała o nim? Początkowo szok i pytania nasuwały się na drżące usta. Szybko jednak włączyła się funkcja obronna. Dziewczyna spochmurniała i zaciskając pięści syknęła:
- Nie twoja sprawa.
Usiadła ostentacyjnie na kanapie, specjalnie wbijając wzrok w podłogę. Miała nadzieję, że blondynka da sobie spokój.

Myliła się. Hotaru wskoczyła na ladę jak to zwykł robić Alec i ze stoickim spokojem zapytała.
- To twój chłopak?

Liz zacisnęła powieki. Kim w zasadzie był dla niej Max Evans? Chłopakiem. Kiedyś pokusiłaby się nawet o stwierdzenie, że byli pokrewnymi duszami. Teraz miała tego zwrotu powyżej uszu. Samą myślą o Maxie potrafiła zrujnować sobie piękny dzień. Dawniej tylko ta myśl uświetniała i nakręcała każdą chwilę, teraz była jak przekleństwo. Nie był jej chłopakiem. Już od dawna. Może i oficjalnie wszyscy uważali ich za nierozłączną parę, ale prawdę powiedziawszy ta sielanka skończyła się już w momencie Przeznaczenia.

Spojrzała na niebieskooką dziewczynę, wyczekującą odpowiedzi. Zaskakujące było jak się o nią martwiła. Więź stawała się silniejsza z każdą wspólnie spędzoną chwilą. Co więc szkodziło wyjawienie odrobiny przeszłości, oczywiście pomijając kosmiczne szczegóły.
- Max to moja przeszłość, od której uciekam. - starała się mówić o tym, jakby opowiadała obcą historię nie własną – Dwa lata temu zakochaliśmy się w sobie. Nie potrafiliśmy przeżyć dnia bez siebie. Początkowo to była piękna bajka, ale pewnego dnia pojawiła się ta trzecia...
- Zdradził cię? - głos Hotaru był przeszywający
- Zaszła w ciążę – gorycz wypełniała każdą głoskę w wypowiedzi – Wyjechała, a Max wrócił do mnie. Starałam się mu wybaczyć, a on robił wszystko by mi wynagrodzić ból. Problem w tym, że ciągle mi o niej przypominał – prychnęła ze złością – Chciał odzyskać syna, a ja głupia mu w tym pomagałam.

Oczy blondynki mocno pociemniały, przybierając barwę atramentu.
- Nie mogłam dłużej tego znieść, więc uciekłam – Liz przełknęła łzy
Potrzebowała od dawna to z siebie wyrzucić. Jak niepotrzebny balast.

Hotaru zeskoczyła z blatu i podeszła do niej. Kładąc ciepłą dłoń na ramieniu Liz, powiedziała:
- Już dobrze. Tu cię nie znajdzie – uśmiechnęła się i dodała z nutą złośliwości – A jeśli spróbuje cię znaleźć to skopię mu jego egoistyczny tyłek.
Obie się zaśmiały. Liz nawet wyobraziła sobie całą tę scenkę. Max Evans dostający baty od niewinnej blondyneczki. A widziała już Hotaru w akcji, więc nie miałby szans. Roześmiała się jeszcze bardziej. Musi sobie częściej wyobrażać takie rzeczy, żeby przegonić czarne myśli.

Blondynka wstała. Powróciła do kuchni, która najwyraźniej była jej ulubionym pomieszczeniem w całym domu. Nalewając do szklanki mleka, zerknęła na Liz. Ta dziewczyna musiała się naprawdę porządnie odstresować. Znała na to idealny sposób.
- Dzisiaj wieczorem zabieram cię do klubu – oznajmiła


c.d.n.
Image

User avatar
Athaya
Zainteresowany
Posts: 298
Joined: Sun Jun 20, 2004 2:14 pm
Location: Kalisz

Post by Athaya » Fri Oct 08, 2004 11:12 am

Przeczytałam... Poprawka połknęłam obie części! Są naprawde doskonałe! Podobało mi się to, że Liz zdobyła się na szczerość i powiedziała o Maxie... A i Max odtajał(a)... Hmm... Co do tego tryptofanu to ja nie kumam :? , jedynie zrozumiałam, że znajdyje się w mleku :lol: A Alec? No coż... Hormony biora górę :P LIz idzie do klubu :shock: Może buć bardzo ciekawie :twisted:
Image

User avatar
nowa
Fan
Posts: 609
Joined: Wed Feb 04, 2004 2:05 pm
Location: b-stok
Contact:

Post by nowa » Fri Oct 08, 2004 12:15 pm

Co do Avy miałam głównie na myśli jej wygląd. Każdy czytając jakoś sobie wszystko wyobraża, a mnie mimowolnie jako H. przed oczami staje postać nowojorskiej dziewczyny :roll:

Część? Fajna :P Liz i Hotaru coraz bardziej się do siebiue zbliżają. Rodzi się przyjaźń. To dobrze, że Liz ma w kimś oparcie w nieznanym i niebezpiecznym Seattle. Ma szczęście...
Przeczytajcie więc fragment biologiczny udając, że rozumiecie :wink:

Ależ oczywiście, rozumiemy! :lol: Przecież to logiczne 8) ... :roll:
w sobotę dostaniecie baaardzo przyjemną część (chociaż chyba jeszcze przyjemniejsza będzie ta niedzielna)
W takim razie nie mogę się doczekać weekendu :D
"Wszyscy leżymy w rynsztoku,
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
Image

User avatar
onar-ek
Pleciuga
Posts: 887
Joined: Mon Aug 30, 2004 4:40 pm
Location: Białystok
Contact:

Post by onar-ek » Fri Oct 08, 2004 4:53 pm

Dla mnie H. to taka blondyneczka z krótko ściętymi włoskami, tak na chłpoczyka troszkę rozczochranymi, przyjemna z buzi, łagodne oczęta, ale potrafiące wyrażać złość :cheesy:

Co do tego k...... no tak też zrozumiałam oczywiście, że jest w mleku 8)

Mam takie pytanko _Liz czy u Ciebie Twoja Liz też będzie taka, jakby tu napisać...., "gorąca" jak u Calinii? Bo jej Liz to ehem taka "zgłodniała" tego Aleca jest 8) Pierwszy raz czytam ff w którym są tak częste i dosłownie opisane sceny erotyczne :twisted:

Of course czekam z niecierpliwością na kolejną część :twisted: Ale czemu aż do jutra? Jejq jak ja to przeżyję :roll:

_Liz :uklon:

User avatar
Galadriela
Zainteresowany
Posts: 333
Joined: Sun Jul 13, 2003 1:41 pm
Contact:

Post by Galadriela » Fri Oct 08, 2004 5:08 pm

Mam takie pytanko _Liz czy u Ciebie Twoja Liz też będzie taka, jakby tu napisać...., "gorąca" jak u Calinii? Bo jej Liz to ehem taka "zgłodniała" tego Aleca jest Cool
Onar-ek!! Przecież to jest Alec!!! Która nie byłaby "zgłodniała" (właśnie pierwszy raz zobaczyłam Aleca na żywo. Miodzio)
Przeczytajcie więc fragment biologiczny udając, że rozumiecie Wink


Nigdy nie myslałam, że fakultet z biologii na coś mi się przyda :lol:
Image

User avatar
onar-ek
Pleciuga
Posts: 887
Joined: Mon Aug 30, 2004 4:40 pm
Location: Białystok
Contact:

Post by onar-ek » Fri Oct 08, 2004 5:14 pm

Galadriela wiem wiem tez pewnie byłabym zgłodniała mając go na żywo 8) A gdzie go widziałaś? Czy gdzieś leci 2sezon DA? Na jakim programie? 8)

_liz
Fan...atyk
Posts: 1041
Joined: Fri Aug 15, 2003 4:07 pm
Location: Wrocław
Contact:

Post by _liz » Fri Oct 08, 2004 7:36 pm

Mam takie pytanko _Liz czy u Ciebie Twoja Liz też będzie taka, jakby tu napisać...., "gorąca" jak u Calinii? Bo jej Liz to ehem taka "zgłodniała" tego Aleca jest
Hehe. Z całą pewnością, zdecydowanie, na 100% TAK! :twisted: Jak to ujęła Galadriela - ciężko nie być "zgłodniałą" przy Alecu. Chociaż u mnie postać Liz będzie nadal w pewien sposób subtelna, co nie oznacza, że nie dojdzie do kontaktów o wiele bliższych niż zwykłe "cześć".

A propos kontaktów, hormonów, scen łóżkowych i innych seksualnych aluzji... Już Hotaru to napisałam w pm'ie, ale z wami też się podzielę moją dzisiaj poszerzoną wiedzą. Mianowicie byłam w dniu dzisiejszym na wykładach na politechnice wrocławskiej. Większość była medyczna (priony, fitohormony i antybiotyki) ale poszłam specjalnie na jeszcze jeden wykład, z psychologii, który dotyczył syndromu przedsamobójczego. Zanim jednak wykładowca przeszedł (przeszła, to była kobieta) do sedna sprawy, wyjaśniła nam pewne działanie ludzkiej podświadomości. Otóż praktycznie wszędzie można się zetknąć z różnymi aluzjami seksualnymi i dotyczącymi tej sfery. Nawet w bajkach. Tak, tak, w bajkach! Przykład: "Królewna Śnieżka". Otóż bajka ta zaczyna się mniej więcej słowami, że piękna Królowa szyjąc (czy tam haftując) skaleczyła się w palec i trzy krople krwi spadły na płatek śniegu. Tłumaczenie, a raczej odczytanie: 1 kropla krwi - cykl menstruacyjny; 2 kropla krwi - pierwszy raz dziewczyny; 3 kropla krwi - poród; a jęknięcie, które z siebie wydała królowa kalecząc się jest odpowiednikiem jęknięcia rozkoszy... :roll: Przy takim założeniu, ciągle mamy do czynienia z aluzjami i podtekstami.

Wracając do opowiadania - w kolejnej części będzie scena w klubie, którą przerwę chyba w niemiłosiernym momencie :twisted: Ale to wszystko dopiero jutro. Czekajcie!
Image

User avatar
onar-ek
Pleciuga
Posts: 887
Joined: Mon Aug 30, 2004 4:40 pm
Location: Białystok
Contact:

Post by onar-ek » Fri Oct 08, 2004 7:44 pm

To ja juz się doczekać nie mogę tych fajnych części :twisted:
Opowiadanko Calinii przeczytane i czekam na dalsze części bo po tej ostatniej to załamka :cry:
:cry: :cry: :cry: _Liz jak możesz być tak okrutna skłaniając nas do czekania na kolejna część która będzie DOPIERO jutro :wink: :twisted: Ech chyba nie wytrzymam 8)
Więc poczytam sobie kolejne opowiadanko Calinii :cheesy:

Co do tych "kropelek krwi" w bajeczce to tak na serio :? Qrcze więc wychodzi, że wszystko przesycone jest erotyzmem nawet bajeczki dla dzieci... Biedne dzieci nieświadome tego co czytają :twisted: Chociaż muszę się przyznać, że ja sama tego świadoma nie byłam aż do dziś 8)

User avatar
nowa
Fan
Posts: 609
Joined: Wed Feb 04, 2004 2:05 pm
Location: b-stok
Contact:

Post by nowa » Fri Oct 08, 2004 7:48 pm

Hm, ja zaczęłam czytać 'Don't dream it's over' i jakoś się nie wciągnęłam :roll:

A co do... Tych aluzji, co niby są zawarte w Królewnie Śnieżce... To miało nas... rozbawić? Jeśli tak, to się udało :haha:

Czekam do jutra na następną część. :D
"Wszyscy leżymy w rynsztoku,
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
Image

User avatar
Hotaru
Fan...atyk
Posts: 1081
Joined: Sat Jul 12, 2003 7:58 pm
Location: Krasnalogród ;p
Contact:

Post by Hotaru » Fri Oct 08, 2004 7:51 pm

Napiszę krótko - jak to dobrze, że jestem na dwudziestej którejś części. Kiedy sobie przypomnę, jak 10 września Liz wysłała mi pierwszą część opowieści... Ech, stare czasy. A potem dręczyła mnie bardziej niemiłosiernie niż was. Wy macie wręcz luksus - codziennie nowa, albo nawet dwie nowe części...

onarek - tak, tak, załamka po ostatniej części Calinii. Ale poczytaj odpowiedzi Calinii na feedback na Roswell Fanatics (Crossovers nie działa z powodu przenosin, a i tam znalazłoby sie sporo ciekawego). Można przynajmniej co nieco wywnioskować, bo Calinia kilka razy delikatnie zaspoilerowała...

Do poczytania polecam Don't dream it's over. Nie zabieraj sie za Dare to dream bez przeczytania tego pierwszego. Zepsujesz sobie przyjemność niespodzianki i zaskoczenia. Poza tym NUF też jest ciekawe... neisamowite zbiegi okoliczności, ustawienia, słowa, usłyszane zdania i nie usłyszane zdania... Calinia jest prawdziwym diabełkiem wyobraźni i tutaj daje jej pole do popisu.

Ale, ale... UWAGA! pojawiło się Steal your Pain 2!!!!! Dopiero co, na Roswell Fanatics. I'm very happy :cheesy: :cheesy: Jeszcze nie czytałam, prolog króciutki... bannerek śliczny.... ech, zaraz rozpłyne sie w zachwycie. Jeśli autorka będzie aktualizowała tak często (albo co drugi, trzeci dzień) jak SYP 1, to będę very very very happy.
Image

Post Reply

Who is online

Users browsing this forum: No registered users and 60 guests