Każda moja łza

Piszesz? Malujesz? Projektujesz statki kosmiczne? Tutaj możesz się podzielić swoimi doświadczeniami.

Moderators: Olka, Hotaru, Hotori, Hypatia

User avatar
Elip
Starszy nowicjusz
Posts: 252
Joined: Fri Apr 30, 2004 11:18 am
Location: Z Daleka :P

Post by Elip » Sat Sep 04, 2004 8:02 pm

Ja tak na szybko bo mnie czas goni :lol:
I jeszcze jedno, _liz skąd pochodzą te słowa... "Nie opuszczaj mnie....."
_liz już pisała, że to...
Jacques Brel - warto poznać.
„On za tobą tęskni” mruknął – 'Ja też bym tęsknił' pomyślał. Tylko pochyliła głowę.

„On chce po prostu być z tobą” - 'Ja też chcę, żebyś przy mnie była'

„On cię kocha” - 'Ja chyba też...'
Sobie to już powiedział, ciekawe kiedy powie to jej - pewnie nie prędko :roll:


Ej Ludzie roswell w tv się skończyło!! :cry:

User avatar
lizzy_maxia
Fan
Posts: 888
Joined: Fri Jul 25, 2003 10:01 am
Location: Łódź, my little corner of the world...
Contact:

Post by lizzy_maxia » Sun Sep 05, 2004 1:37 pm

No to pora na mnie...chyba :roll:

Część VI to część 'uświadamiająca' :P Michael zaczyna zdawać sobie sprawę, jak bardzo zazdrości Maxowi tego, że Liz go kocha...A może kochała? Bo przecież sporo się zmieniło w jej życiu. Być może Max jest teraz tylko jej przyzwyczajeniem lub ukryciem prawdziwych uczuć? (wiadomo do kogo :twisted: ). Sam Michael...pięknie go opisałaś w tej części. Ta niepewność, pytania stawiane samemu sobie, złość - jak najbardziej uzasadniona - i powiedzenie prawdy w oczy Maxowi.

Tym razem krótko, nic więcej nie mam do powiedzenia, nie chcę psuć nastroju tej części, bo była ona przełomowa, a ja nie mam chwilowo weny do pisania dłuższych komentarzy :D

btw. Dishwalla - "Candleburn" -- potwierdzam, piękne :)
Last edited by lizzy_maxia on Sun Sep 05, 2004 2:11 pm, edited 1 time in total.

User avatar
aras
Zainteresowany
Posts: 460
Joined: Fri Aug 15, 2003 3:59 pm
Location: Będzin

Post by aras » Sun Sep 05, 2004 2:09 pm

Ja napiszę tylko tyle, że to -On - Ja też- sojarzyło mi się z -Max to nie Michael-
Czytaj między wierszami...

User avatar
lizzy_maxia
Fan
Posts: 888
Joined: Fri Jul 25, 2003 10:01 am
Location: Łódź, my little corner of the world...
Contact:

Post by lizzy_maxia » Sun Sep 05, 2004 2:22 pm

„On za tobą tęskni” mruknął – 'Ja też bym tęsknił' pomyślał. Tylko pochyliła głowę.
„On chce po prostu być z tobą” - 'Ja też chcę, żebyś przy mnie była'
„On cię kocha” - 'Ja chyba też...'
A ja jeszcze dodam, że to najpiękniejszy moment w tej części, a może nawet w całym tym opowiadaniu. Zdajecie sobie sprawę, jakie trudne dla Michaela było powiedzenie, że Max kocha Liz...? Niby to oczywiste, bo przecież zawsze tak było, ale w ciągu ostatnich kilku dni coś się jednak zmieniło :roll:
_liz wrote:Denerwujcie sie, wiedząc ode mnie, że pan Guerin znów ucieknie od tego i wmówi sobie zupełnie coś innego...
No dzięki _liz, ja już jestem zdenerwowana, bo właśnie zdałam sobie sprawę, że wszystko układa się tak jak powinno, Michael przyznał się sam przed sobą, że (chyba) kocha i ta część jest taka piękna, a Ty wszystko popsujesz już w następnej części i cały ten piękny nastrój pryśnie :cry:

_liz
Fan...atyk
Posts: 1041
Joined: Fri Aug 15, 2003 4:07 pm
Location: Wrocław
Contact:

Post by _liz » Sun Sep 05, 2004 4:14 pm

Eh, wpadłam tu cała wycieńczona po weekendowym imprezowaniu z okazji moich urodzin... Dobrze, że 18 ma sie tylko raz :wink: Ale zabierzmy sie za komentowanie.

Liz16- właśnie; wszystkie myśli Michaela nieustannie podążają w stronę Liz i to chyba go najbardziej drażni; a wszystkie słowa pochodzą z wiersza Jacques'a Brela "Nie opuszczaj mnie"

Lizzy - tak, Michaela trzeba wreszcie było uświadomić (mówić szczerze chętnie bym to zrobiła osobiście i nie tylko w celu uświadomienia mu uczuć... :roll: ); o tak, Michaelowi słowa "On cię kocha" stawały w gardle jak ość, zwłaszcza, że mało brakowało a "on" zmieniłby na "ja" 8)

Co do psucia wszystkiego w następnej części - przecież nie mogę wszystkiego ot tak już pozostawić, żeby żyli słodko i szczęśliwie. Poza tym kolejna część chociaż może być denerwująca, to stanowi wprowadzenie do części VIII, w której następuje znów przełom, tym razem przełom Liz... :roll:

A teraz powiedzcie jak bardzo mnie kochacie?! :twisted: Uwielbiacie swoją _liz, prawda?! :devil: Drażnię was, przerywam nie w tym momencie, zaczynam wszystko układać w happy end a potem to nagle burzę i jeszcze bezczelnie was denerwuję długimi terminami... Ale wy to uwielbiacie! A ponieważ ja ciągle zaskakuję, nie tylko przebiegiem akcji w opowiadanich, to dzisiaj też mam niespodziankę... Oto ona:



VII

This is the first day of my last days
Built it up now take it apart
Climbed up real high now fall down real far
No need for me to stay
The last thing left I just threw it away
I put my faith in god and my trust in you
Now there's nothing more fucked up I could do


Głowa bolała go niemiłosiernie. Miał wrażenie, że ktoś mu ściska jego mózg obcęgami i nakłuwa cała masą drobnych igiełek. Obrazy w jego umyśle wirowały jak opętane, tworząc bezkształtny śmietnik wspomnień. Nie mógł otworzyć oczu, jego powieki były jak z ołowiu. Przez huk i denerwujący szum, które dobijały go z każdą sekundą, przedzierały się inne trujące odgłosy. Słowa jego wnętrza. Nagły błysk zmusił go do zaciśnięcia pięści. Przed oczami zaczęły przesuwać się jaśniejące obrazy. Zaklął pod nosem, widząc w nich jedynie Liz Parker. A potem niczym nagłe olśnienie wróciły do niego myśli ostatniego wieczora, kiedy praktycznie stwierdził, że kocha Liz... Prychnął i momentalnie otworzył oczy. Ledwo powstrzymywał się od kpiny. Ale ta drwina skierowana była tylko przeciwko niemu samemu. Gdy patrzył na to teraz, nie dowierzał, że przez chwilę mógł w ogóle posądzić się o coś takiego. Uczucia w stosunku do Parker. Owszem, nauczył się ją szanować, może nawet podziwiać. I na tym się to wszystko kończyło. Skrzywił się, gdy w żołądku zabulgotały gorzkie kwasy, trawiące podłe myśli. Do drzwi jego umysłu pukała bezczelnie świadomość, że na tym się to wszystko kończy, bo ona kochała Maxa. Wciąż i tylko Maxa. Mimo tego, co jej zrobił, jak ją zniszczył, ona wciąż go kochała.

Przeszywający ból zmusił go do gwałtownego podniesienia się z podłogi. Dawne cierpkie furie ponownie wlały się w jego żyły. Tym razem pierwszy cios był skierowany przeciwko Maxowi. On miał wszystko i cokolwiek by zrobił, wszyscy nadal go uwielbiali, prosili o wsparcie, uśmiechali się do niego. Drugie szarpnięcie wzburzonej nienawiści było już tradycyjną nagonką na samego siebie. Czuł się winien temu, że wszyscy się go bali, cierpieli przez niego i nienawidzili.

Dłoń zapiekła. Spojrzał na zdarty naskórek, a potem na ślady krwi na ścianie. Nawet nie była w pełni świadom, że wreszcie dał upust swojej agresji. Powoli znów przejął kontrolę nad swoją złością. Zaśmiał się gorzko na myśl o tym, że Parker, że jakakolwiek osoba, mogłaby chcieć z nim być. On sam czasami bał się zostawać sam ze sobą.

Usiadł w fotelu i odchylił głowę do tyłu. Miał złudną nadzieję, że odzyskawszy rozum uda mu się też odzyskać ulotny sen. Czekał i czekał. Ale nie przyszło przyjemnie lepkie uczucie, które kusząco odcinało myśli od rzeczywistości. Mogły mijać kolejne godziny, a sen i tak nie nadszedłby. I on wiedział dlaczego. Błyskawicznie – zupełnie jakby przełączył coś pilotem – jego myśli przeskoczyły na kanał, w którym zagnieździły się przeklęte wizje. Na jego nieszczęście przedstawiały one Liz. W pewnym momencie zaczęły drżeć, jakby ktoś je poruszał. Zamrugał, wracając na chwilę do rzeczywistości. Uniósł głowę. To denerwujące stukanie sprawiało, że znów narastało w nim napięcie, które z każdą sekundą coraz bardziej obezwładniało cały system nerwowy. Był tylko jeden sposób na pozbycie się tego objawu nerwicy.

Niechętnie otworzył drzwi, nie reagując nawet zdziwieniem na stojącą na progu postać. Max usiadł na skraju kanapy, opuszczając głowę jak zbity pies. Nawet nie drgnął, gdy Michael w przypływie gniewu trzasnął drzwiami. Czuł, że coś jest nie tak, że doszczętnie zniszczą jego kolejną piękną, tradycyjną, samotną i pustą noc. Ostatnią zdeptała mu Liz, tę miał ochotę podrzeć Max. Ale był gotów na wszystko. W końcu to on zawsze musiał tyle znosić, on musiał pluć krwią mieszaną ze łzami, on dławił się sinym bólem i przeklinał każdy wschód słońca. „Jestem głupi” z ust Maxa wypadło omdlałe zdanie. A Michael sam nie wiedział jak zareagować. Normalnie by zakpił i... przyznał mu rację. Jednak jakiś lśniący czujnik mówił, że tym razem nie powinien tak robić. A w nim aż się kotłowało, żeby prychnąć i wykrzyczeć przyjacielowi, że jest głupi, że zawsze był, że źle robi, że rani innych, że nie powinien tak igrać z uczuciami Liz... To imię było ostatnio do wszystkiego słowem kluczem. Tak. Zrozumiał, że tym razem też o nią chodzi, jeszcze nie znał tylko stopnia zbrodni.

„Co jej zrobiłeś?” ostre niczym brzytwa pytanie wydarło się z jego wnętrza. Sam był zaskoczony tą nagłą troską i niesamowicie denerwującym niepokojem, które zalegały na dnie jego przegniłego jestestwa. A Max tylko uniósł głowę, w jego oczach drgały łzy. Wszystkie zmysły Michaela poderwały się, umysł zaczął wirować, a serce łomotało, jakby ktoś wpompował w nie za dużo krwi. Przerażające myśli nie dawały mu spokoju. Tylko cichy wewnętrzny szept starał się uspokoić go, powtarzając w kółko 'Nic jej nie zrobił. Nie skrzywdził jej. Jest cała i zdrowa'

Ale Max wyglądał na zbyt zdruzgotanego. Wreszcie rozchylił usta, a Michael zastygł w bezruchu, jakby czekał na wyrok. „Ja i Tess... my...” Michael usiłował odszyfrować ten bełkot, ale nadal nie wiedział co to wszystko ma ze sobą wspólnego. „Spaliśmy razem” wreszcie wykrztusił to z siebie, a Michael ciągle szukał rozpaczliwie wątku Liz. Dopiero kolejne słowa sprowadziły wyjaśnienie „Liz nas widziała”. Michael czekał aż ta fala go zaleje i zmyje wszelkie skrupuły, pozostawiając słone poczucie martwicy. Wiedział jak sam czułby się w tej sytuacji, a Liz...

Jeśli umrę z chmur
Spłynie do twych rąk
Światła złoty krąg
I to będę ja


Gęsta krew przetaczała się przez komory jego serca, pompując jednocześnie wraz z hemoglobiną ciężkie stężenie dwutlenku węgla, które powoli odbierało mu świadomość. Układ nerwowy szybko zareagował, przesyłając impuls do wszystkich nerwów, które momentalnie poderwały jego ciało. Wszelkie funkcje racjonalnego myślenia zostały wyłączone.

Drzwi trzasnęły

* * *

Crashdown było zamknięte. Ale nie dla niego. Wystarczyło tylko dotknąć drzwi. I wtedy jego wzrok wbił się w szybę, przez którą idealnie było widać całą salę. Pustą salę i tylko drobną postać, usiłującą zapanować nad miotłą. Z daleka wyglądała na spokojną, ale czuł, że wystarczy drobna iskierka by spłonęła z gniewu.

W nim też coś wrzało. Złość na nią. Że była tak głupia, by ciągle wracać w to samo miejsce, do tego samego koszmaru, który ratując jej życie zmienił je w piekło. Zacisnął powieki z bólu. Dawne kwaśne wspomnienie wróciło, bo przecież on kiedyś robił tak samo. Kaleczył swoje dłonie łapiąc się wyimaginowanej brzytwy, a potem i tak sam rzucał się w smolistą rzekę cierpienia. Ale teraz już nie chodziło o niego, tylko o nią. Ciągle wydawało mu się, że jest słabą, zahukaną istotką, którą trzeba ratować z opresji. Wiedział doskonale, że wcale taka nie była. Czasami miał wrażenie, że jest silniejsza od niego. Mimo to chciał ją umieć wyciągnąć z tego ruchomego piasku, który z każdym jej oddechem wciągał ją głębiej pod ziemię.

Miotła z hukiem upadła na podłogę. Dłonie Liz nerwowo odgarniały włosy, a powieki zaciskały się, żeby tylko nie uronić ani jednej łzy.

Wszedł.

Gwałtownie uniosła głowę, wbijając oczy w niego. Setki piekących i szczypiących parzydełek oblepiło jego ciało, kiedy tylko spojrzał w jej oczy. Puste, martwe, załzawione. Zupełnie inne niż zawsze. Jej usta były rozchylone, jakby miała zacząć coś mamrotać. Teraz wszelkie pewne myśli i błogosławieństwa, które kłębiły się w jego głowie, zniknęły. Z trudem przełknął zalegającą w jego gardle ślinę. Chciał umieć zachowywać się jak zawsze. Być zimnym i odpychającym, zmuszając ją tym samym do odporności i stawienia mu czoła. Ale widząc jej dygocące ciało, dosłownie słysząc osłabione serce, nie mógł nawet drgnąć. Ledwie zebrał w sobie skrawki opamiętania na wypowiedzenie marnego pytania „Jak się czujesz?”. Ku jego zdziwieniu, nie odpowiedziała, tylko odwróciła się i podeszła do lady.

I find the answers aren't so clear
Wish I could find a way to disappear
All these thoughts they make no sense
I find bliss in ignorance
Nothing seems to go away
Over and over again


Nim zdążył mrugnąć, na podłodze leżał roztrzaskany talerz. Dłoń Liz chwyciła jeden z talerzy leżących na ladzie i gwałtownie rzuciła nim. Ostre skrawki rozsypane na posadzce dały mu obraz jej nerwów. „Oto jak się czuję” odpowiedziała, podchodząc do resztek zastawy. Michaela zabolały kostki dłoni. Przypomniał sobie, jak uderzył nią w ścianę, mając nadzieję, że to złagodzi wewnętrzny chaos. Dorośli i ci rozważni mogli twierdzić, że takie postępowanie jest głupie i w ogóle nie pomoże. Było jednak wręcz przeciwnie. Coś pozostawało uszkodzone, ale napięcie malało, bo wreszcie miało gdzie się wyładować. Zastanawiało go tylko, czy ta krwawa żółć, którą w niej rozbryzgał Max, jeszcze chce się wydostać na powierzchnię.

Podszedł bliżej, podnosząc miotłę. Pochylona nad kawałkami talerza, spojrzała na niego dziwnie i mruknęła „Odstaw to”. Oczywiście nie posłuchał, tylko wykonał kolejne kroki w jej stronę „Chcę posprzątać ten bałagan” rzucił wyjaśnienie. Od razu wstała i wyrwała mu z dłoni kijek. Jeszcze się w niej gotowało. „Przestańcie mnie traktować jak małą dziewczynkę!” krzyknęła rozpaczliwie.

Nie mógł powstrzymać wyuczonego uśmieszku, który wcisnął się na jego usta. Traktowali ją jak dziecko, bo wyglądała na bezbronną, kruchą osóbkę, którą trzeba łapać, bo ciągle się potyka.

„Widzę, że zjawiłem się w porę” mruknął „Brakowało ci worka treningowego, żeby się wyżyć”. Te słowa na chwilę powstrzymały jej gniew. A on mimo wszystko wolał, żeby cała jej frustracja uderzyła w niego, niż żeby ją dusiła w sobie i wypaliła swoje wnętrze jak on. Czekał, napinając mięśnie, czekał na cios, na krzyk, na kolejny talerz rozbijający się o posadzkę. Gdy atak nie następował, wahanie i obezwładniające przerażenie zaczęły pochłaniać jego tkanki. Miotła wysunęła się z jej dłoni, a ciało przestało na chwilę oddychać. Ciche jęknięcie wydobyło się z jej ust, a oczy przymknęły się. Mała osóbka, którą trzeba łapać... Zdążył w ostatniej chwili, gdy już osuwała się na ziemię.

Nie opuszczaj mnie

c.d.n.
Image

User avatar
lizzy_maxia
Fan
Posts: 888
Joined: Fri Jul 25, 2003 10:01 am
Location: Łódź, my little corner of the world...
Contact:

Post by lizzy_maxia » Sun Sep 05, 2004 6:11 pm

.
..
...

:shock: :shock: :shock: :shock: :shock: :shock: :shock: :shock: :shock: :shock:

Czy mnie oczy nie mylą :?: Nowa część :!:

:onfire:

Dzięki Ci, _liz! :respekt:

Dzięki, że nie musimy się zadręczać do końca tygodnia pytaniami i watpliwościami...Dzięki łaskawości naszej _liz, mamy możliwość przeczytać kolejną część właśnie TERAZ ^_^
Gdy patrzył na to teraz, nie dowierzał, że przez chwilę mógł w ogóle posądzić się o coś takiego. Uczucia w stosunku do Parker. Owszem, nauczył się ją szanować, może nawet podziwiać. I na tym się to wszystko kończyło
A więc co to było, chwila słabości mr Guerina? :twisted: Wmawiaj sobie co chcesz, my i tak wiemy lepiej, co się dzieje w twoim serduszku :P Wydaje mi się, że Michael odsuwa się jak najdalej od tej myśli ponieważ sądzi, że nie ma u Liz żadnych szans, ona kocha "wciąż i tylko" Maxa. Ale czy aby na pewno? W zasadzie..hmm...z zachowania Liz (w tym opowiadaniu)trudno na razie cokolwiek wywnioskować. Michaelowi jest jeszcze trudniej. Liz dała mu 'schronienie', ale to nie musi koniecznie od razu oznaczać miłości. I z jednej strony to dobrze, że Michael nie robi sobie nadziei. Chociaż my - czytelnicy - i tak wiemy, że wszystko zmierza w polarnym kierunku 8) Zakładać ciepłe kurtki, wyciągać z szafy czapki i szaliki, bo nadciąga noc polarna - już nie mogę się doczekać następnej części i przełomu, który nastąpi tym razem dla Liz :twisted:
On miał wszystko i cokolwiek by zrobił, wszyscy nadal go uwielbiali, prosili o wsparcie, uśmiechali się do niego
Heh, zazdrość sięga zenitu? Michael nie powinnien porównywać siebie z Maxem, bo jakby na to nie patrzeć, tych dwoje to zupełnie inne osobowości. Mogłabym w tym miejscu polemizować z "Michaelem", bo jednak wydaje mi się, że Max nie miał wszystkiego, ale rozumiem też gorzki (żeby nie powiedzieć 'zgorzkniały') stosunek Michaela do Maxa. Bądź co bądź, to przecież Max jest taki idealny, odpowiedzialny, że aż chwilami robi się mdło. Michael to jego przeciwieństwo - gwałtowny, porywczy, skory do kłótni 'kosmita', którego wszyscy się boją, a jeśli coś nie idzie po jego myśli, obraca się na pięcie i ..tak, obraża się - to chyba odpowienie słowo. W tym opowiadaniu mieliśmy kilka sytuacji doskonale ilustrujących ostatnią wymienioną przeze mnie cechę charakteru. Ale czyżby powoli następowała zamiana ról? Na kryształowym dotąd wizerunku Maxa zaczynają pojawiać się głębokie rysy, a największa z nich zdaje się krzyczeć: 'Zdradził Liz z Tess'. A Michael? Zjawił się "w porę" u Liz, tym razem to ona jego potrzebowała. Mogła wyładować swoją złość (talerze rlz :P ), dać upust buzującym w niej negatywnym emocjom (nareszcie zebrała się na odwagę, by to zrobić)... - w tej scenie nie było ani grama lukru... - i chyba to było za dużo jak na nią, na tę "kruchą osóbkę, którą trzeba łapać"...


Jeszcze raz dziękuję za tę część, powodu do płaczu nie mam, bo nastrój z poprzedniej zdołałaś utrzymać :D Nie jest ani odrobinę denerwująca i niczego nie popsułaś - bardzo, bardzo mi się podobało :)

User avatar
Liz16
Fan
Posts: 534
Joined: Fri Apr 16, 2004 9:10 pm
Location: Warszawa
Contact:

Post by Liz16 » Sun Sep 05, 2004 6:24 pm

_liz wrote:A teraz powiedzcie jak bardzo mnie kochacie?! :twisted: Uwielbiacie swoją _liz, prawda?!
_liz, też pytanie, oczywiście, że tak i to bardzo. Co my byśmy zrobili bez ciebie i twoich opowiadań :?: :?: :!: :!: Muszę przyznać, że wspaniałą niespodziankę nam dzisiaj urządziłaś. Takie piękne zakończenie weekendu ;)
Zaśmiał się gorzko na myśl o tym, że Parker, że jakakolwiek osoba, mogłaby chcieć z nim być
Och, ależ on jest uparty (ale za to przecież też go kochamy), non-stop sobie wmawia, że nikt nie potrafiłby go pokochać, nikt nie chciałby z nim być :evil: Jemu zdecydowanie potrzebna jest dziewczyna, dziewczyna, która pokocha go takiego jakim jest, która zrozumie go i wesprze, ktoś taki jak Liz.
On miał wszystko i cokolwiek by zrobił, wszyscy nadal go uwielbiali, prosili o wsparcie, uśmiechali się do niego.
A to mnie jakoś ruszyło, zrozumiałam, że w słowach Michaela jest dużo racji, przecież Max miał naprawdę wszystko, prawdziwą rodzinę, przyjaciół, kochającą dziewczynę, która była w stanie oddać za niego własne życie. A on co z tym zrobił :?: :!: Oczywiście olał i przespał się z Tess i to jeszcze na oczach Liz. Na miejscu Michaela chyba bym nie wytrzymała i przylała Maxowi.

W pewnym momencie napisałaś, że Michael zaczął szanować, a nawet podziwiać Liz. To prawda, ale do tego wszystkiego doszła jeszcze chęć chronienia jej, pomagania w trudnym chwilach. Dokonale to widać w momencie kiedy Michael dowiaduje się, co zrobił Max. Od razu wylatuje z domu, zostawia Maxa i idzie pomóc, pocieszyć Liz, zobaczyć jak się czuje.
Mała osóbka, którą trzeba łapać... Zdążył w ostatniej chwili, gdy już osuwała się na ziemię.
To mnie natomiast rozczuliło, wyobraziłam sobie, jak to mogło wyglądać ;)
Z drugiej strony biedna Liz, jak on wogóle mógł jej coś takiego zrobić, oczywiście Max. Tu się muszę zgodzić ze słowami Michaela:
by ciągle wracać w to samo miejsce, do tego samego koszmaru, który ratując jej życie zmienił je w piekło.
Po tym co zrobił Max, Liz faktycznie musi czuć się jak w piekle. Ale myślę, że to piekło kiedyś skończy się w ramionach Michaela, prawda _liz ;)

P.S. Wiem _liz, że trochę późno, ale ostatnio wpadam tu rzadko, a jak już wpadnę, to żeby sprawdzić czy są twoje opowiadanka :D Więc spóźnione, ale jak najbardziej szczera życzonka urodzinowe. Wszystkiego naj..., spełnienia najskrytszych marzeń oraz czego sobie jeszcze zapragniesz. Udanej zabawy już chyba nie muszę ci życzyć, bo z tego co piszesz, raczej się udała i nie masz powodów do narzekania ;)
Image

User avatar
Renya
Fan
Posts: 524
Joined: Fri Dec 12, 2003 12:17 am
Location: Brwinów
Contact:

Post by Renya » Sun Sep 05, 2004 6:41 pm

Po pierwsze i najważniejsze WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO!!! ZDROWIA, SZCZĘŚCIA, POMYŚLNOŚCI!!! I oczywiście weny twórczej!!!

Po drugie, przepraszam, że ostatnio tak rzadko coś piszę, ale zasób mojego wolnego czasu jakoś drastycznie zmalał. Zaznaczam jednak, że na czytanie czas zawsze znajdę (zazwyczaj w pociągu relacji W-wa Brwinów).

Po trzecie, bardzo podoba mi się styl tego opowiadania. Snujesz je po prostu w sposób fenomenalny. Wszytkie emocje oddajesz w taki sposób, że mam wrażenie jakbym to ja sama je czuła. I te niezwykłe porównania, podkreślające nastrój bohaterów i samego opowiadania. Cudo.

User avatar
lizzy_maxia
Fan
Posts: 888
Joined: Fri Jul 25, 2003 10:01 am
Location: Łódź, my little corner of the world...
Contact:

Post by lizzy_maxia » Sun Sep 05, 2004 6:53 pm

Liz16 wrote:Po tym co zrobił Max, Liz faktycznie musi czuć się jak w piekle. Ale myślę, że to piekło kiedyś skończy się w ramionach Michaela
Bawimy się w piekło-niebo :P
Liz16 wrote:Jemu zdecydowanie potrzebna jest dziewczyna, dziewczyna, która pokocha go takiego jakim jest, która zrozumie go i wesprze, ktoś taki jak Liz.
Albo ktoś taki jak my, co dziewczyny? :wink: Ostatnio kumpela (na wakacjach w Hiszpanii) że polscy faceci są debest, więc polskie dziewczyny też gorsze nie są :mrgreen: A swoją drogą, czemu tak trudno jest niektórym (ja się do tych osób zaliczam, więc po części, całkiem sporej, rozumiem Michaela) uwierzyć w siebie, uwierzyć w to, że ktoś może ich pokochać? Nie odpowiem na to pytanie, bo nie wiem i sama wmawiam sobie różne rzeczy, co wcale mi nie pomaga :roll:
Liz16 wrote:w słowach Michaela jest dużo racji, przecież Max miał naprawdę wszystko, prawdziwą rodzinę, przyjaciół, kochającą dziewczynę, która była w stanie oddać za niego własne życie. A on co z tym zrobił Oczywiście olał i przespał się z Tess i to jeszcze na oczach Liz.
O tak, święte słowa i zarazem powód, dla którego zaczynam lubić Maxa (ogólnie jako postać serialową, a nie tylko w tym fiku) coraz mniej i mniej, pan Idealny traci mój szacunek. Wszystko spartaczył i oczywiście wszystko zostało mu wybaczone (w serialu)...Grrr, złość mnie bierze :evil: Chyba przyłączę się do frakcji "dręczycieli Maxa" :twisted: :twisted: :twisted:

User avatar
Lizziett
Fan
Posts: 1000
Joined: Mon Aug 25, 2003 11:48 pm
Location: Kraków

Post by Lizziett » Sun Sep 05, 2004 7:06 pm

Przepraszam ale chyba jednak się nie powstrzymam
pan Idealny traci mój szacunek. Wszystko spartaczył i oczywiście wszystko zostało mu wybaczone (w serialu)...Grrr, złość mnie bierze
Ale kiedy pan Guerin partaczył przez niemal dwa sezony traktując Marię jak osobistego kierowcę jetty i coś w rodzaju sprzętu domowego, olewając wszyskie próby zbliżenia, migdaląc się z Courtney pod jej nosem, nie przejmując się nawet co się z nią stało i co czuła gdy uciekła z jej domu, a potem wszystko zostało mu wybaczone, to już oczywiście normalka? :wink:
Ech. Dobrze dobrze. Jak mogłam zapomnieć że u Michaela zawsze istnieją jakieś okoliczności łagodzące :twisted: 8)
Last edited by Lizziett on Sun Sep 05, 2004 7:31 pm, edited 1 time in total.
"I know who you are. I can see you. You're swearing now that someday you'll destroy me. Far better women than you have sworn to do the same. Go look for them now." (Atia)

""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)

User avatar
Renya
Fan
Posts: 524
Joined: Fri Dec 12, 2003 12:17 am
Location: Brwinów
Contact:

Post by Renya » Sun Sep 05, 2004 7:30 pm

Jasne, że nie jest to normalne, ale te różowe okulary robią swoje. Michael od samego początku był trochę "nieobyty" i niemiły, a Max dość nagle zmienił front. Pewnie dlatego łatwiej wybaczyć i zapomnieć przewiny Michaela.
Ostatnio czytałam trochę zagranicznych polarków i szlag mnie zaczął trafiać. Co krok to Max idiota i brutal, a Maria sfrutrowana histeryczka. Po co to oczernianie i mieszanie z błotem innych bohaterów? Przecież można inne postacie pominąć, jak nie potrafi się napisać wiarygodnego uzasadnienia zmiany pary. Można napisać wspaniałe polarki (patrz te autorstwa_liz, Hotaru) nie szkalując Maxa czy Marii.

User avatar
aras
Zainteresowany
Posts: 460
Joined: Fri Aug 15, 2003 3:59 pm
Location: Będzin

Post by aras » Sun Sep 05, 2004 9:04 pm

Zaczyna mi to przypominać "Polar Novel" pewnie dlatego, że coś niecoś dzieje się jak w serialu.
Jak Michael przypomina mi Michael'a z serialu tak Liz niezbyt...Nie pamiętam żeby była tak bezbronna i "tylko ją po głowei głaskać" , żeby się tak denerwowała, Liz rzucająca talerzami ?? no no.
kolejna część chociaż może być denerwująca, to stanowi wprowadzenie do części VIII, w której następuje znów przełom, tym razem przełom Liz...
ciekawa jestem tego przełomu Liz, może wtedy zmienię zdanie co do niej bo teraz jakoś jej nie lubię :roll: .
Czytaj między wierszami...

User avatar
usmiechnieta
Gość
Posts: 35
Joined: Thu Mar 25, 2004 2:39 pm
Location: z 7-go Wymiaru (przedostatnie drzwi na lewo w Tęczowym Korytarzu)...
Contact:

Post by usmiechnieta » Sun Sep 05, 2004 11:33 pm

_liz jest kochana, wspaniała i niezastąpiona, a ja jestem ble! Jestem niewdzięcznym pasożytem, który tylko czyta i nigdy nic nie komentuje, ale obiecuję się poprawić! Zacznę od dzisiaj...

Najpierw cz. VI:
Dla Maxa była wszystkim. Jego niebem, jego piekłem, dniem i nocą. Stanowiła składnik powietrza, którym oddychał. A gdy tego składnika zabrakło, dusił się.
(...)
„Pieprzenie” powiedział nagle Michael


O właśnie! Tu się jak najbardziej zgadzam... Zwłaszcza, że komentuję tą część po przeczytaniu następnej. Nie wiem, może sie mylę, ale "dnia i nocy" chyba się nie zdradza...
„On za tobą tęskni” mruknął – 'Ja też bym tęsknił' pomyślał. Tylko pochyliła głowę.

„On chce po prostu być z tobą” - 'Ja też chcę, żebyś przy mnie była'

„On cię kocha” - 'Ja chyba też...'
W tym miejscu przypomina mi się pewien wiersz...

Szukam Cię...

Szukam Cię - a gdy Cię widzę,
udaję, że Cię nie widzę.
Kocham Cię - a gdy Cię spotkam,
udaję, że Cię nie kocham.
Zginę przez Ciebie - nim zginę,
Krzyknę, że ginę przypadkiem...


A teraz część VII:

Wszystko kręci się wokół tego, jak Michael stara się zapomnieć i nie myśleć o Liz. Jak widać bezskutecznie... Część miała być denerwująca, ale wcale taka nie była. Wręcz przeciwnie! Skąd ja znam to uczucie, kiedy masz nadzieję, a jednocześnie wiesz, że jest ona matką głupich. Starasz się zapomnieć, ale zamiast tego nie możesz przestać o tym myśleć. I co jest wtedy najgorsze? Ewolucja tych myśli! Wydaje ci się, że wiesz, co mogłoby sie wydarzyć, rysujesz przeróżne scenariusze, które najczęściej okazują się całkowicie niezgodne z rzeczywistością, ale ty jesteś już tak zamotany, że zaczynasz reagować tak, jakby były prawdą... Znacie to?

A teraz wracając:
Przy nim nigdy nie poczułaby się jak królowa. Przy nim były tylko ból i smutek i wieczne wyrzuty.
(...)
„Widzę, że zjawiłem się w porę”
(...)
Ciche jęknięcie wydobyło się z jej ust, a oczy przymknęły się. Mała osóbka, którą trzeba łapać... Zdążył w ostatniej chwili, gdy już osuwała się na ziemię.


Czyż to nie rycerz na białym koniu?...

For all those times you stood by me
For all the truth that you made me see
For all the joy you brought to my life
For all the wrong that you made right
For every dream you made come true
For all the love I found in you
I'll be forever thankful baby
You're the one who held me up
Never let me fall

You're the one who saw me through through it all

You were my strength when I was weak
You were my voice when I couldn't speak
You were my eyes when I couldn't see
You saw the best there was in me
Lifted me up when I couldn't reach
You gave me faith 'coz you believed
I'm everything I am
Because you loved me

You gave me wings and made me fly
You touched my hand I could touch the sky
I lost my faith, you gave it back to me
You said no star was out of reach
You stood by me and I stood tall
I had your love I had it all
I'm grateful for each day you gave me
Maybe I don't know that much
But I know this much is true
I was blessed because I was loved by you

You were my strength when I was weak
You were my voice when I couldn't speak
You were my eyes when I couldn't see
You saw the best there was in me
Lifted me up when I couldn't reach
You gave me faith 'coz you believed
I'm everything I am
Because you loved me

You were always there for me
The tender wind that carried me
A light in the dark shining your love into my life
You've been my inspiration
Through the lies you were the truth
My world is a better place because of you

You were my strength when I was weak
You were my voice when I couldn't speak
You were my eyes when I couldn't see
You saw the best there was in me
Lifted me up when I couldn't reach
You gave me faith 'coz you believed
I'm everything I am
Because you loved me


Bardzo się cieszę z "Każda moja łza". Zdecydowanie jest to kolejna perełka, ale muszę chyba bardziej się uwiarygodnić... Przecież niemożliwe, żeby wszystko mi się podobało... Zbyt dużo lukru nie jest zdrowe... Więc mam jedno zastrzeżenie - w niektórych momentach wydaje mi się to wszystko zbyt ciężkie, może dlatego, że z natury jestem niepoprawną optymistką, w końcu to opowiadanie miało być właśnie ciężkie, bolesne i smutne, ale jak dla mnie zbyt dużo jest określeń w stylu:
Skrzywił się, gdy w żołądku zabulgotały gorzkie kwasy, trawiące podłe myśli.
(...)
Zastanawiało go tylko, czy ta krwawa żółć, którą w niej rozbryzgał Max, jeszcze chce się wydostać na powierzchnię.

itp...

Ale to tylko tak na marginesie...

Uff! To by było chyba tyle... Ale ja tu jeszcze wrócę! Mam mnóstwo zaległości do nadrobienia i tyle opowiadań autorstwa _liz do skomentowania...

PS. urodziny: Sto lat! Sto lat! Spóźnione, ale bardzo gorące i serdeczne życzenia dla Ciebie _liz ! Niech wena zawsze Ci dopisuje, ale przede wszystkim niech spełnią się wszystkie Twoje marzenia, nawet te najbardziej nieprawdopodobne!!! Duża duża buźka! :cmok:
Największą sztuką w życiu
Jest umieć śmiać się zawsze i wszędzie,
Nie żałować tego, co było
I nie bać się tego, co będzie.

***
I'm POLAR!!!

User avatar
Elip
Starszy nowicjusz
Posts: 252
Joined: Fri Apr 30, 2004 11:18 am
Location: Z Daleka :P

Post by Elip » Mon Sep 06, 2004 11:58 am

Oo A to ci niespodziewajka!! :P Kolejnej części to się niespodziewałam.
A teraz powiedzcie jak bardzo mnie kochacie?! Uwielbiacie swoją _liz, prawda?!
Chyba nie mamy innego wyjścia, nie?? :lol:
Uczucia w stosunku do Parker. Owszem, nauczył się ją szanować, może nawet podziwiać. I na tym się to wszystko kończyło
Czyli to wszystko na co odważył się Pan Guerin... :? Oj jeszcze nie wie, że będzie musiał się przyznać do czegoś więcej, przynajmniej przed sobą...Ale my to wiemy :twisted:

_liz
Fan...atyk
Posts: 1041
Joined: Fri Aug 15, 2003 4:07 pm
Location: Wrocław
Contact:

Post by _liz » Sat Sep 11, 2004 3:36 pm

VIII


Jemu samemu zakręciło się w głowie, a przed oczami roztoczyła się ciemność. Nie był pewien czy to jej ciało osunęło się w jego ramiona czy on sam stracił przytomność. Dopiero po kilku sekundach pełnych zimnego strachu i gęstej, smolistej bezradności, plamki światła przedarły się do jego świadomości. Powoli odzyskiwał pewność, że to nie on leży na brudnej posadzce. Przeniósł wzrok na drobną osóbkę, którą właśnie ściskał w ramionach. I mięśnie znów odmówiły posłuszeństwa, zginając jego kolana. Błędny wzrok powrócił na jej twarz. Przez jego żyły przetoczyła się wzburzona fala cierpkiego bólu i zgorzkniałego żalu. Wiedział, że to jedyna możliwość, żeby była tak blisko niego. Przytulił ją mocniej, przesuwając się w stronę zaplecza. Położył ją na kanapie, odgarniając z jej twarzy poplątane włosy.

Ciężkimi kroplami spływała do jego wnętrza furia. Stał nad nią, zaciskając pięści. Ciemny obłok przesłonił błysk w jego oczach. Stopniowy paraliż obezwładniał jego kolejne nerwy. Tak jak kiedyś, gdy jeszcze jego koszmar żył prawdziwą pełnią swoich sił. Znów czuł się jak małe dziecko, które wpatrywało się w swojego kata, nie mogąc nawet krzyczeć. Miał wrażenie, że spada w dół bardzo szybko, mimo że nieustannie stał w miejscu. Jego żołądek gwałtownie podskoczył, wyciskając z siebie trujące kwasy, które powoli rozpuszczały roztrzęsione serce. Oczy zamgliły się od piekącej wody, wypływającej prosto z rozdartej duszy.

Dlaczego to zawsze musiało spotykać jego? Dlaczego to zawsze on musiał się dławić mazistą rzeczywistością? Dlaczego, gdy już coś czuł, to ktoś musiał to zdeptać? Dlaczego musiał się zwrócić właśnie ku niej?

Wciąż nie odrywał od niej wzroku, chociaż każde mrugnięcie bolało, jakby ktoś mu sypał piach w oczy. Gdyby mógł cofnąć czas, to nie przyszedłby w tamtą ulewę właśnie tutaj. Ale nie umiał cofać czasu i teraz tkwił po środku katastrofy, która chciała go żywcem pogrzebać. Kłębuszki nerwowe były przytłoczone jego gniewem. Zły sam na siebie o kierunek uczuć. A nawet nie o kierunek, co o nie same.

Drgnął. Teraz dopiero sobie przypomniał, że straciła przytomność. Błyskawicznie chwycił ręcznik i zmoczył go zimną wodą. Usiadł na podłodze, obok niej. Przyglądał się uważnie, jak chłodne krople wsiąkają w jej czoło. I wciąż nie potrafił uspokoić w sobie obłąkanych duchów, które podszeptywały mu pytania, na które nie znał odpowiedzi. Dlaczego właśnie ona?

Dlaczego ona?

Była jedyną osobą, która choć chciała, nie zadawała pytań, bo wiedziała, że on nie chce na nie odpowiadać. Była jedyną osobą, która otwierała okna i drzwi w ulewę, pozwalając mu się osuszyć. Była jedyną osobą, która mu tak mocno zaufała, że szukała u niego schronienia i pozwoliła się sobą zaopiekować. Była jedyną osobą, przy której mógł spokojnie spać, nie martwiąc się mrocznymi koszmarami. Była jedyną osobą, przy której znikała powoli jego żelazna bariera. Tak... Była też jedyną osobą, którą nieustannie chciały widzieć jego oczy, którą wciąż chciało czuć jego serce. To była po prostu Liz Parker.

Przesuwając ręcznik ponownie po jej czole, zaczął się zastanawiać. Jak do tej pory potrafił przejść obok niej obojętnie? Jak mógł jej tak nie doceniać? Jakim cudem była w jego mniemaniu tylko potulną maskotką Maxa, która miała bajkowe życie? Nie mógł sobie też przypomnieć, kiedy przestał patrzeć na nią swoim typowym zimnym, obojętnym wzrokiem. Ale chyba powoli docierała do niego rzeczywistość, w której dotychczasowa maska jaką nosił, strzaskała się na oczach Liz. Inni mogli nie dostrzegać tego, ale ona wiedziała. I w całym tym popapranym świecie tylko ona umiała wydobyć coś sensownego i krystalicznego z jego wnętrza.

A on nie mógł jej mieć.

To była ta myśl, która czasami odbiera chęć oddechu, tłumi resztę uczuć, ta która kusi by przesunąć szkłem po przegubie. To była myśl, która zmuszała go do ciągłej ucieczki przed Liz Parker. Tak bardzo jak chciał, żeby Max był szczęśliwy, tak bardzo chciał, aby odnalazł to szczęście bez niej. Znów się dławił plątaniną własnych sprzeczności.

Zastygł w bezruchu, gdy drobne ciało się poruszyło, a z jej ust wydobył się niezrozumiały jęk. Odzyskiwała przytomność. I powinno go to cieszyć, że wraca świadomością do rzeczywistości. Tylko ta rzeczywistość ją nieustannie od siebie odpychała. Znał to uczucie, kiedy w każdym miejscu czujesz się nie tak, jak powinieneś, kiedy wszyscy mówią niezrozumiałym językiem, kiedy się pogrążasz we własnym bólu. Wiedział, że gdy tylko otworzy oczy, powróci do niej pamięć o tym piekle, które nazywano potocznie życiem. Gdyby potrafił ją z tego wyciągnąć, zrobiłby to. Ale strach, że nie będzie w stanie tego zrobić, że nie zdoła uchwycić jej nim spadnie, odbierał mu wszystkie siły i motał myśli.

„Michael” jego imię cichym szeptem wypadło z jej ust, przyciągając jego wzrok. Był pewien, że otworzyła oczy i patrzyła na niego. Ale lodowaty dreszcz podciął jego nerwy, gdy tylko zorientował się, że powieki miała wciąż przymknięte. Kaskada sfrustrowanej niepewności i wrzącego szoku wlała się w jego wnętrze, budząc niespokojne myśli. Nie widziała go a mimo to w jakiś sposób wiedziała, że to on. A sposób w jaki wypowiedziała jego imię...

Tylko w jej głosie mogło być tyle nadziei i zaufania w stosunku do niego. Tak samo jak wtedy, gdy przyszła prosto z pustyni.

Gdy księżyca cierń
Lśni na nieba tle
A z czerwienią czerń
Nie chcą złączyć się
Nie opuszczaj mnie


Przesunął powoli ręcznik po jej czole i w dół po policzku. Mglista pewność rozpływała się w pytania. Pytania, które zamiast dawać odpowiedzi, jeszcze bardziej huśtały jego emocjonalnym półświatkiem. Czy była na tyle przytomna, że po prostu wiedziała, że to on. Czy może podświadomie chciała, żeby to był on?

Gdyby tylko wypowiedziała to pragnienie, byłby przy niej cały czas, dniem i nocą. Łaknął też usłyszeć to samo w odpowiedzi – że będzie tam dla niego.

Czekał aż jej powieki uniosą się. Dla niego to było jak oczekiwania na wschód słońca. Kiedy tylko ciemne oczy stopiły się z jego wzrokiem, a tęczowe iskry powróciły do jej tęczówek, powróciła też świadomość, że ocknęła się by wrócić do rzeczywistości, w której wróci do Maxa. Tak. Doskonale wiedział, że wróci do niego, jeśli tylko on wykona krok w jej stronę. A gdy leżała tutaj, wyszeptując jego imię, czuł się jakby wracała do niego. Tak bardzo chciał, żeby choć raz tak było.

Zamrugała niepewnie, wpatrując się w niego. Położył wilgotny ręcznik na kanapie i wstał. Wolał wyjść nim sytuacja stanie się nieprzyjemna i znów zaczną latać talerze. Skoro się już ocknęła on też mógł wytrzeźwieć ze swojego snu o niej i jak zwykle odejść. Już sięgał po klamkę, gdy wszelkie jego czynności ustały. Spowodował to tylko jeden wyraz „Zostań”.

Jego dłoń zastygła na klamce, ale wiedział, że może ją cofnąć. Lub wręcz przeciwnie, przekręcić i wyjść. Ale nie mógł się zdecydować na żadną opcję. Nie mógł, dopóki jeszcze raz nie usłyszał jej głosu „Zostań” ścisnął mocniej klamkę, czując jak zimny metal rozgrzewa się pod jego dłońmi. „Proszę” rozpaczliwy szept rozpuścił cały lód jaki zalegał w nim.

* * *

Nie zastanawiał się po co zostaje. Po prostu wrócił się i usiadł na podłodze, opierając plecy o kanapę, na której wciąż leżała ona. Nic nie mówili. Jemu głos odbierały wszystkie lęki, które zlewały się w nieprzyjemnie lepką i gorzką substancję. Blokada włączyła się sama, wysuwając stalowe kolce, które miały go przebić na wylot, gdyby tylko wpadł mu do głowy głupi pomysł zbliżenia się do niej. Siedzieli więc w milczeniu. Jemu wystarczała jej obecność do ukojenia nerwów. Ale czy ona była w stanie znieść dobijający wieczór w jego towarzystwie? Odezwałby się wbrew wszystkiemu, ale trawił go jeden strach – że poruszą temat Maxa. Nie zniósłby sypania tą solą po rozdrapanych i nowo nabytych ranach.

Szmer. Poruszyła się. Ale nie obrócił się i nie spojrzał na nią. Podejrzewał, że właśnie usiadła i wpatruje się w niego. Z całą pewnością patrzyła na niego, bo czuł świdrujące szczypanie na karku, które przepalało jego nerwy i wytłaczało z serca więcej krwi. „Dlaczego?” jej głos ciągle był przyciszony. Oboje zachowywali się, jakby głośniejsze dźwięki mogły skruszyć cieniutką taflę, która otaczała ich. Nie drgnął nawet, chociaż chciał wiedzieć czego dotyczy to pytanie. W tej mrocznej ciszy słyszał przyspieszone bicie jej serca, oddech wydobywający się niespokojnie z jej ust. Musiała zbierać w sobie siłę na zadanie kolejnego pytania.

„Dlaczego jesteś zawsze przy mnie gdy cię potrzebuję?”

Obrócił lekko twarz. W jego oczach pojawiły się te denerwujące, błyszczące chochliki, które ciągnęły sznurki słonych perełek. Nie spodziewał się tego pytania. Spodziewał się każdego innego, ale nie tego. I nie wiedział co w nim bardziej go wstrząsało – cały sens pytania czy tylko fraza „gdy cię potrzebuję”. Przełknął ślinę, która tworzyła lepką pajęczynę w jego gardle. Ona go potrzebowała?

Nie. Na pewno powinien się skupić na ogólnym wydźwięku tego pytania. Ona go nie potrzebowała. Nie tak, jak on potrzebował jej...

W świecie ziemskich spraw
Miłowanie me
Będzie pierwszym z praw


Wbijając spojrzenie w podłogę i zaciskając pięści, odpowiedział, starając się zachować swój obojętny ton. Nie potrafił jednak utrzymać w ryzach nut rozpaczliwego pragnienia i zadźwięczały one aksamitnie w jego głosie „Bo zasługujesz na to, żeby ktoś przy tobie był. A ja lubię przy tobie być” przełknął ponownie załzawioną substancję „W zasadzie niczego innego nie chcę”. Z tymi słowami coś pękło. Nie wiedział czy w nim czy w niej czy może świat rzeczywisty roztrzaskał się na kawałki. Gdyby prawda nie odebrała mu sił, to szybko by stąd uciekł starając się zapomnieć co powiedział, łudząc się, że ona tego nie usłyszała. Ale usłyszała. Dokładnie. Słowo po słowie.

Zsunęła się z kanapy. Był pewien, że zaraz usłyszy oddalające się kroki. Zamiast tego poczuł ciepło jej ciała tuż obok siebie. Kątem oka uchwycił jak klęka i wyciąga dłoń w jego stronę. Mógł jeszcze przebić się przez trujące pokłady przerażenia i załamania. Mógł pozbierać skrawki swojego muru i uciec jak najdalej stąd i nigdy nie wracać.

Delikatna dłoń dotknęła jego policzka, powodując jego momentalne obrócenie twarzy w jej stronę. Nie wydawała się być smutna czy zła. Wszystko w nim nagle ucichło, kiedy tylko na nią spojrzał. A potem wszystko zawirowało. Kręciło się w zawrotnym tempie, ale głowa go nie bolała. Wręcz przeciwnie, czuł dziwną lekkość i drganie rozżarzonych nerwów. Jakby promienie słoneczne przebijały się przez jego skórę. Wszystko kręciło się coraz szybciej – im intensywniejszy stawał się pocałunek.

Tak. Pocałunek.

Michael sam nie wiedział, kiedy miękkie usta Liz musnęły jego wargi. Nie potrafił zareagować w żaden inny sposób jak odwzajemniając pocałunek. I czuł jej smak, jej zapach...

Królem stanę się
A królową ty
Nie opuszczaj mnie


c.d.n.
Image

User avatar
usmiechnieta
Gość
Posts: 35
Joined: Thu Mar 25, 2004 2:39 pm
Location: z 7-go Wymiaru (przedostatnie drzwi na lewo w Tęczowym Korytarzu)...
Contact:

Post by usmiechnieta » Sat Sep 11, 2004 9:03 pm

Śliczne...!!! Tylko tyle jestem w stanie powiedzieć. Popłakałam się ze wzruszenia... Jak to dobrze, że Michaelowi zabrakło sił i nie był w stanie uciec i znowu wszystkiego popsuć!...
Największą sztuką w życiu
Jest umieć śmiać się zawsze i wszędzie,
Nie żałować tego, co było
I nie bać się tego, co będzie.

***
I'm POLAR!!!

User avatar
Elip
Starszy nowicjusz
Posts: 252
Joined: Fri Apr 30, 2004 11:18 am
Location: Z Daleka :P

Post by Elip » Sun Sep 12, 2004 8:03 pm

A potem wszystko zawirowało. Kręciło się w zawrotnym tempie, ale głowa go nie bolała. Wręcz przeciwnie, czuł dziwną lekkość i drganie rozżarzonych nerwów. Jakby promienie słoneczne przebijały się przez jego skórę. Wszystko kręciło się coraz szybciej – im intensywniejszy stawał się pocałunek.
Nie wierzę :shock:
Tak. Pocałunek.
A jednak :D


Jejq _liz ty to jak już napiszesz jakąś część to nie można o niej przestać myśleć, a po TAKIEJ części to ja chyba nie zasnę... :roll:


Ok to teraz zestaw pytań:

1. _liz jakbyś mogła napisać cały ten wiersz byłabym baaardzo wdzięczna, bo chyba jeszcze całego nikt nie podał nie?? A może przeoczyłam... :lol:

2. Uśmiechnięta A czyjże to wiersz
Szukam Cię - a gdy Cię widzę,
udaję, że Cię nie widzę.
Kocham Cię - a gdy Cię spotkam,
udaję, że Cię nie kocham.
Zginę przez Ciebie - nim zginę,
Krzyknę, że ginę przypadkiem...
Bardzo ładny :)

User avatar
Galadriela
Zainteresowany
Posts: 333
Joined: Sun Jul 13, 2003 1:41 pm
Contact:

Post by Galadriela » Sun Sep 12, 2004 8:19 pm

Ach, uwielbiam ten wiersz. Napisał go Kazimierz Przerwa- Tetmajer. Pamiętam, że znalazłam go w jakiej głupiej książeczce z wierszami na Walentyki. I zakochałam się w nim. Mam go nawet wydrukowanego i przypiętego nad biurkiem.

zeby nie odrywać się od tematu. Przyznam, że nie przeczytałam jeszcze tgo opowiadanka. Ale zamierzam to zmienić. A z tego co widzę to jest to co tygryski lubią najbardziej. :) Dużo opisów, uczuć, przemysleń mniej dialogów.

Więcej jutro
Image

User avatar
usmiechnieta
Gość
Posts: 35
Joined: Thu Mar 25, 2004 2:39 pm
Location: z 7-go Wymiaru (przedostatnie drzwi na lewo w Tęczowym Korytarzu)...
Contact:

Post by usmiechnieta » Sun Sep 12, 2004 8:44 pm

Galadriela wrote:Ach, uwielbiam ten wiersz. Napisał go Kazimierz Przerwa- Tetmajer.
Sprawa autorstwa wiersza została wyjaśniona, a moje wątpliwości rozwiane, bo szczerze powiedziawszy sama nie byłam pewna, kto go napisał... Ktoś (do tej pory nie wiem kto) przysłał mi go w zeszłym roku na Walentynki, a ja nie pokusiłam się o sprawdzenie, kto jest autorem wiersza. Może dlatego, że nie chciałam rozwiewać tajemniczej otoczki tej walentynki...

Ale wracając do opowiadania, to teraz chyba mogę powiedzieć nieco więcej na temat ostatniej części...
Rzeczywiście ta cała sytuacja z pocałunkiem była nieco szokująca i przyznam, że serce zaczęło mi nieco mocniej bić i jak już wspomniałam, popłynęły łzy, ale podświadomie chyba czułam, że właśnie taki obrót spraw nastąpi... Teraz możemy ewentualnie trzymać kciuki, żeby Pan Wiecznie Stawiający Siebie Na Drugim Miejscu Obrońca Guerin wsadził sobie te wszystkie myśli o byciu niegodnym w kieszeń i trochę egoistycznie powalczył o Liz. Chociaż znając naszą kochaną _liz to to wcale tak łatwo nie będzie...
Największą sztuką w życiu
Jest umieć śmiać się zawsze i wszędzie,
Nie żałować tego, co było
I nie bać się tego, co będzie.

***
I'm POLAR!!!

User avatar
aras
Zainteresowany
Posts: 460
Joined: Fri Aug 15, 2003 3:59 pm
Location: Będzin

Post by aras » Sun Sep 12, 2004 9:35 pm

Piękne... jestem oczarowana a może zaczarowana :roll: .
Nie mogę uwierzyć, że Michael to powiedział, a w to że Liz go pocałowała to jeszcze bardziej. O jejku ciekawe co teraz będzie :oops: , co będzie jak się od siebie oderwą.
Czytaj między wierszami...

Post Reply

Who is online

Users browsing this forum: No registered users and 12 guests