T: Innocent [by mockingbird39] cz.19 - 6.11

Piszesz? Malujesz? Projektujesz statki kosmiczne? Tutaj możesz się podzielić swoimi doświadczeniami.

Moderators: Olka, Hotaru, Hotori, Hypatia

User avatar
Ela
Fan...atyk
Posts: 1844
Joined: Tue Jul 15, 2003 5:55 pm

Post by Ela » Thu Aug 26, 2004 6:36 pm

Czekałam na kolejną część. Z gorąca kawusią przed monitorem pochłonęłam go, i zrobiło mi się smutno. Akurat utrafiłaś z dzisiejszym rozdziałem w odcinek Roswell, który ogladaliśmy w niedzielę, co za zbieg okoliczności, prawda? :D I znowu smutna refleksja, jak dobrze byłoby ogladnąć Innocent w formie serialu, wyobrazić sobie że twórcy skorzystali ze scenariusza Mel i poszli tym śladem. No ale cóż, dobrze że mamy twórczość i cudowne f-f.

Zgadzam się z definicją "blin", nawiasem mówiąc są wspaniałe. :cheesy:
Dzięki, Słonko i czekam niecierpliwie na kolejną część.
Image

User avatar
Liz16
Fan
Posts: 534
Joined: Fri Apr 16, 2004 9:10 pm
Location: Warszawa
Contact:

Post by Liz16 » Thu Aug 26, 2004 7:43 pm

Podobnie jak Ela czekałam na tą część z niecierpliwością i nie zawiodłam się na niej. Muszę powiedzieć, że zawsze kiedy sięgam do tego opowiadania, ogarnia mnie pewnien lęk, smutek. Ta część również taka była.
Najpierw było wszystko dobrze, ich miłość kwitła, a później ta śmierć, okropne zarzuty, które padły na Maxa i do tego wszystkiego smutek Liz, która sama określiła to wszystko co się zdarzyło, mianem rozsypania się na kawałki jej całego dotychczasowego życia.
Do tego nawet samo powracanie Michaela czy Liz do wydarzeń sprzed 10 lat jest jakieś takie przygnębiające.

I teraz jeszcze ta ciekawość, co się stało, że Michael przyleciał do Liz ?? :roll: oraz dlaczego Liz wyjechała i przez 10 lat z nikim się nie kontaktowała. Nawet nie powiadomiła Maxa, że ma piękną córkę.....

Milla, dziękuję za tą część i mam nadzieję, że jak najszybciej pojawi się kolejna :D
Image

User avatar
Lizziett
Fan
Posts: 1000
Joined: Mon Aug 25, 2003 11:48 pm
Location: Kraków

Post by Lizziett » Thu Aug 26, 2004 9:00 pm

HehHej Milla :witaj: wiesz, ja też po powrocie przez trzy dni :spioch: :wanna: a dopiero potem :pisze: więc to raczej normalne 8) i muszę przyznać że zaimponowałaś, a wręcz trochę zawstydziłaś mnie swoim profesjonalizmem w tłumaczeniu...ja taki "ratchet" potraktowałabym kluczem francuskim a "plushki" pominęłabym dyskretnym milczeniem :oops:
Najpierw było wszystko dobrze, ich miłość kwitła, a później ta śmierć, okropne zarzuty, które padły na Maxa i do tego wszystkiego smutek Liz, która sama określiła to wszystko co się zdarzyło, mianem rozsypania się na kawałki jej całego dotychczasowego życia
hehe Liz, hehe :wink: ja czytając to opowiadanie musiałam robić sobie krótkie przerwy, żeby pobiegać sobie wokół pokoju dla ukojenia nerwów względnie powalić głową o ścianę. Ale najlepsze wciąż przed nami...poczekaj no do 12 albo 25 rozdziału.

Ja ostatnio przypomniałam sobie WDAMYK czyli epizod ktorego "Innocent" nie uwzględnia, podobnie jak Michaela dostającego świra. Kuriozalne, zwlaszcza w zderzeniu z postacią Michaela w tym opowiadaniu i jego relacjami z Maxem :roll:
Apropo ChDB, oglądając wczoraj "Północ Południe" obaczaiłam tam nikogo innego jak tylko...panią Clayton.
To musi być jakieś fatum ni mniej ni więcej 8)


Image
"I know who you are. I can see you. You're swearing now that someday you'll destroy me. Far better women than you have sworn to do the same. Go look for them now." (Atia)

""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)

User avatar
Ela
Fan...atyk
Posts: 1844
Joined: Tue Jul 15, 2003 5:55 pm

Post by Ela » Thu Aug 26, 2004 9:33 pm

Ja tez widziałam w Północ Południe panią Clinton :onfire: , tylko, że w naszym serialu oczka miała bardziej niebieskie - przyglądnęłam się - ale pewnie poprawiła je sobie szkłami kontaktowymi, i trzeba przyznać - trzyma się nieźle :wink: A poza tym gra tam jako Brett (Genie Francis) aktorka odtwarzająca antariańską mamę Maxa i Liz, poznaliście ją ?
Image

User avatar
Milla
Zainteresowany
Posts: 411
Joined: Fri Apr 09, 2004 12:08 am
Location: Łódź
Contact:

Post by Milla » Thu Aug 26, 2004 10:30 pm

Lizziett, masz absolutną rację to fatum, Mnie też prześladuje Roswell. Opalając się na plaży czytałam jakieś romansidło i jednym z bohaterów był półkownik Langley, była też lady Clayton, a chora pokojówka nazywała się Nan. :lol:

Rzeczywiście Michael z odcinka WDAMYK jest przeciwieństwem naszego najcudowniejszego Michaela z Innocent. To zdecydowanie najpiękniejszy portret tego bohatera z jakim się spotkałam. Po prostu trzeba go tu kochać.
Ten obrazek jest piękny, szczególnie to zdjęcie Maxa i Liz razem. Wyraz twarzy Maxa kiedy patrzy na Liz... idealnie pasuje do tego opowiadania.
Ela wrote: A poza tym gra tam jako Brett (Genie Francis) aktorka odtwarzająca antariańską mamę Maxa i Liz, poznaliście ją ?
Wiedziałam, że skądś znam tą ich matkę, ale nie miałam pojęcie skąd. Teraz już wszystko jasne. Elu, co ja bym bez ciebie zrobiła. :D
Północ-Południe oglądałam wieki temu, pewnie dlatego nie skojarzyłam, ale jak tylko o tym wspomniałaś od razu stanęła mi przed oczami młodsza wersja tej aktorki.

Jeśli chodzi o oczy pani Clayton to różnica może wynikać z techniki kolorów w obu serialach. Z tego co pamiętam to P-P miało przytłumione kolory, takie bledsze, pewnie dlatego, że serial jest dużo starszy.
Last edited by Milla on Wed Oct 20, 2004 3:09 pm, edited 1 time in total.
"Największy ze wszystkich błędów to dojście do przekonania, że nie popełnia się żadnego." - Thomas Carlyle

User avatar
Ela
Fan...atyk
Posts: 1844
Joined: Tue Jul 15, 2003 5:55 pm

Post by Ela » Thu Aug 26, 2004 11:53 pm

Milla, Max w każdym opowiadaniu tak patrzy na Liz, przynajmniej w tych które kocham, dla mnie taki właśnie jest, ten wrażliwy, kochający Max - jak na tym zdjęciu :uklon:
A wracając do P-P, oczywiście miałam na myśli antariańską mamę Maxa i Isabel a nie Liz(sorry)...a poza tym gra tam także Jonathan Frakes - współproducent Roswell - jak wiemy zagrał w serialu dwa razy maleńką rólkę. Coś jednak mają ze sobą wspólnego te dwa seriale...mimo, że dzieli je w czasie 15 lat. :o
Image

User avatar
Lizziett
Fan
Posts: 1000
Joined: Mon Aug 25, 2003 11:48 pm
Location: Kraków

Post by Lizziett » Mon Aug 30, 2004 8:40 pm

...a jakaś osoba- chyba recenzentka, porównała kiedyś chemię Shiri i Jasona jako Maxa i Liz, do pary Orry&Madeleine. No cóż, to miał byc komplement, chociaz ja osobiście jakoś nie przywiązałam się do tej pary. Od Maina wolałam Georga Hazarda, a już najbardziej lubiłam Charlesa, natomias Madeleine należy do gatunku panienek ktorych nie znoszę- wiecznie omdlewających idiotek co pięć minut piszczących "Orry" i "na pomoc".
Stanowczo wolałam Brett, czyli antarską mamuśkę Maxa i Iz.
No i jak wypadło porównanie ostatniego rozdziału z "Wdamyk"? Hm..lepiej nie pytać :roll:
Milla, znalazłam już całkiem ładną kolekcję fanartów do tego opowiadania :cheesy:
"I know who you are. I can see you. You're swearing now that someday you'll destroy me. Far better women than you have sworn to do the same. Go look for them now." (Atia)

""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)

User avatar
Milla
Zainteresowany
Posts: 411
Joined: Fri Apr 09, 2004 12:08 am
Location: Łódź
Contact:

Post by Milla » Tue Aug 31, 2004 8:47 pm

AN: Już się nie mogę doczekać na te fanarty.



CZĘŚĆ 3

St. Petersburg, 2012

~ Michael ~


Biblioteka Liz była pełna zdjęć jej córki. Córki Maxa. Za każdym razem, kiedy o tym myślałem, czułem się trochę chory. Max miał dziecko, piękną córkę, która była idealną mieszanką jego i Liz, i nawet o tym nie wiedział. Liz, osoba której ufał bardziej niż komukolwiek innemu, ukrywała to przed nim przez wszystkie te lata.

Nawet Tess tego nie zrobiła.

„Michael, wiem jak to musi wyglądać,” powiedziała Liz, zamykając za nami drzwi. Podeszła do dużego biurka i oparła się o nie, patrząc w dół na swoje drogie buty.

Rozejrzałem się po pokoju w którym byliśmy. Był całkiem duży i wydawał się nawet większy z powodu wysokiego sufitu. Wszędzie były książki, kominek i duże, skórzane meble. Zdjęcia Sophie były wszędzie – na półce nad kominkiem, na biurku Liz, na półkach z książkami. Sophie jako niemowlę, ubrana w różowe śpioszki. Kilka lat później, siedząca na kucyku. Sophie i Liz z balonowymi kapeluszami na głowach na jakimś ulicznym jarmarku. Maria i Sophie, obejmujące się mocno przed choinką, z szerokimi uśmiechami na twarzach. To ostatnie mnie zaskoczyło.

„Maria wie?” spytałem świadom, że mój głos jest szorstki.

Liz przytaknęła. „Maria jest matką chrzestną Sophie.”

Głupie pytanie. Oczywiście, że Maria wiedziała. To dlatego tak niechętnie podała mi adres Liz. Tworzą niezłą parkę, obie broniące Sophie przed Maxem i przede mną. „Isabel?” spytałem myślą, że to nie było całkiem niemożliwe.

„Nie,” powiedziała Liz cicho.

„Kyle?”

„Nie.”

Nie zdając sobie z tego sprawy, zacząłem krążyć po pokoju, chodząc od kominka do biurka i z powrotem, i tak w kółko. „To by zabiło Maxa,” wymamrotałem, a Liz się wzdrygnęła.

„Jesteś w stanie wymyślić sposób, który by tego nie zrobił?”

Przestałem krążyć. „To nie fer Liz,” powiedziałem. „Nie możesz tego przed nim ukrywać. Nie masz prawa...”

„Jestem jej matką,” przeszkodziła mi Liz. „Mam wszelkie prawo chronić swoją córkę.”

„Przed jej własnym ojcem?” zapytałem.

„Przed jej ojcem, przed FBI i wrogimi kosmitami, którzy zawsze go ścigają, przed jej przyrodnim bratem i jego mordującą, zdzirowatą matką i przed kimkolwiek innym, kto mógłby ją skrzywdzić,” wyrzuciła z siebie z furią. Nigdy nie widziałem jej tak wściekłej. „Jeżeli masz zamiar stać tu i kwestionować sposób w jaki wychowuję moje dziecko, możesz równie dobrze wracać do Roswell.”

„Max nigdy nie zrobiłby nic, co naraziłoby ją na niebezpieczeństwo,” wykrztusiłem, nie chcę przyznać, że wiele z tego co powiedziała miało sens.

„Bycie jego córką naraża ją na niebezpieczeństwo,” zauważyła.

„Ukrywanie jej przed nim nie wyeliminuje tego zagrożenia,” powiedziałem jej. „To może nawet zwiększyć niebezpieczeństwo. Jak mamy ją chronić skoro...”

„Chronić ją?” powtórzyła Liz. Uderzyła pięścią w biurko. „Jak do diabła Max miałby ją chronić z więzienia?”


Roswell, 2002

~ Liz ~


Byłam w areszcie przed południem następnego dnia po aresztowaniu Maxa. Opuściłam szkołę praktycznie w środku nocy, złapałam lot do Dallas, przespałam się na lotnisku czekając na drugi lot i o jedenastej następnego ranka wylądowałam w Roswell. Maria odebrała mnie z lotniska, łaskawie nie zadając zbyt wielu pytań i zawiozła mnie prosto do lokalnego aresztu, gdzie przetrzymywano Maxa w oczekiwaniu na wstępne przesłuchanie. Wszędzie byli reporterzy i żałowała, że nie wiem jak aktywować moje moce na żądanie. Bez zastanowienia wykurzyłabym wielu z nich z powrotem do Los Angeles. Ale jako, że nie mogłam tego zrobić, musiałam łokciami torować sobie drogę przez tłum. Prawdopodobnie spowodowałam kilka obrażeń, ale nie dbałam o to. Chciałam się tylko przedostać.

Hanson dostrzegł zamieszanie i czekał na mnie przed wejściem. „Domyślam się dlaczego tu jesteś,” powiedział ponuro.

Nie było sensu zaprzeczać. „Muszę zobaczyć Maxa.”

Patrzył na mnie z sympatią, ale nie ruszył się, żeby mnie wpuścić. „Co na to twoi rodzice?” chciał wiedzieć.

„Jeszcze nic,” powiedziałam szczerze.

Zastanowił się przez chwilę, po czym westchnął. „Cóż, przynajmniej nie łamię żadnych zakazów,” wymamrotał, po czym odsunął się na bok, żebym mogła przejść.

Max był w celi bardzo podobnej do tych, w których Alex i ja spędziliśmy noc po tym jak zostaliśmy złapani na imprezie w starej fabryce mydła... Boże, to był wieki temu. Kiedy biegłam wzdłuż korytarza, zobaczyłam go siedzącego na pryczy i trzymającego twarz w dłoniach. Hanson szedł parę kroków za mną.

„Max!” zawołałam, wciąż zdyszana po mojej walce z tłumem reporterów. Natychmiast był na nogach, sięgając do mnie przez kraty.

„Liz, jak tu dotarłaś tak szybko?” zapytał. „Nic ci nie jest?”

„Leciałam całą noc,” odparłam. „Musiałam tu dotrzeć zanim przeniosą cię do Los Angeles.” Dotykałam go – jego twarzy, jego dłoni, jego włosów – starając się upewnić, że przynajmniej na razie, nic mu nie jest.

„Odsuń się trochę Liz,” powiedział Hanson. Odwróciłam się, żeby zaprotestować, ale miał w ręku klucze. Otworzył zamek i zaczął odsuwać kraty. „Muszę zadzwonić do twoich rodziców,” powiedział z żalem, „ale macie trochę czasu zanim tu dotrą.”

„Proszę do nich nie dzwonić,” błagałam. „Jeszcze nie.”

Potrząsnął głową. „Liz przecież wiesz, że muszę.” Ale wtedy otworzył drzwi i znalazłam się w ramionach Maxa. Obejmował mnie mocno, przyciskając do swojej piersi. Słyszałam jak jego serce bije szybko i pomyślałam, że nigdy nie słyszałam nic równie pięknego.

„Nic ci nie jest?” spytałam, mój głos stłumiony przy jego ciele.

„Nic mi nie jest,” powiedział, gładząc moje włosy. „Liz nie miałem nic wspólnego ze śmiercią Langleya. Zresztą to i tak nie mógł być Lnagley...”

„Wiem Max,” przerwałam mu. „Wiem, że nigdy nie zrobiłbyś czegoś takiego. Odchyliłam się do tyłu, żeby na niego spojrzeć. „Wiem, że jesteś niewinny.”

Ulżyło mu. „Mają odciski palców,” powiedział kręcąc głową. „Mają nawet świadków twierdzących, że byłem w jego domu trzy razy od jesieni.”

„Max oni kłamią. Ktoś będzie musiał wystąpić i powiedzieć prawdę.” Wydaje mi się, że nawet wtedy mi nie uwierzył. Ale nie miał zamiaru mi tego powiedzieć.

„Nie mogę uwierzyć, że tu jesteś,” powiedział, przeczesując palcami moje włosy. Jego oczy łapczywie błądziły po mojej twarzy. „Myślałem, że musisz zostać w szkole.”

Próbowała się uśmiechnąć. „Cóż, tak naprawdę, to nie prosiłam o pozwolenie,” powiedziałam. „Po prostu wsiadłam wczoraj w nocy do samolotu.”

W jego oczach pojawiło się zaniepokojenie. „Liz, twoi rodzice będą wściekli.”

„Wiem.” spuściłam wzrok. „Ale oni by nie zrozumieli, a ja nie mogłam znieść bycia z dala od ciebie.”

„Zabiorą mnie do Los Angeles,” powiedział zmartwiony. „Nie możesz tam jechać.”

„Pojadę,” nalegałam. „Potrzebujesz mnie... prawda?”

„Oczywiście, że tak,” powiedział szybko. „Tak bardzo cię potrzebuję. Ale nie chcę, żebyś wpadła w kłopoty... ani narażała się na niebezpieczeństwo. Jeżeli Langley ustawił to, żeby mnie wrobić, to prawdopodobnie obserwuje rozwój wypadków. I on nie cofnie się przed zabiciem tego, kto wejdzie mu w drogę.”

„Max nie zamierzam siedzieć spokojnie i pozwolić ci samemu się z tym zmierzyć!” zaprotestowałam. To nie był pierwszy raz, kiedy to próbował mnie odsunąć, gdy sprawy przybrały zły obrót. Ale tym razem nie zamierzałam na to pozwolić. „Mam zamiar być przy tobie... nie odejdę.”

„Liz, nie jestem sam,” powiedział. „Mam ciebie, nawet jeśli będziesz tutaj w Roswell, czy w Vermont, czy gdziekolwiek indziej.”

„Ale ja muszę być z tobą,” powiedziałam ze łzami w oczach.

„Będziemy razem Liz,” powiedział stanowczo. „Prawda wyjdzie na jaw i będziemy razem. Obiecuję.” Pochylił głowę i delikatnie pocałował moją górną wargę. „Tylko spróbuj się mnie wtedy pozbyć.”

„Kocham cię,” powiedziałam rozpaczliwie, zamykając oczy.

„Wiem,” wyszeptał. „Ja też cię kocham.” pocałował mnie czule i poczułam jak reszta świata odpływa. Przynajmniej na chwilę, to wystarczyło.


St. Petersburg, 2012

Patrzyłam na Michaela, pod wpływem gniewu moje serce waliło mocno. „No?” zażądałam. „Masz jakieś pomysły?”

„Max nie jest jedynym, który by ją chronił,” powiedział Michael niskim głosem. „Czy myślisz, że którekolwiek z nas nie oddałoby życia, żeby ją ocalić gdyby do tego doszło?”

„Nie dojdzie do tego,” powiedziałam mu. „Sophie nic się tu nie stanie – jest bezpieczna.”

„A co jeśli pewnego dnia nie będzie?”

Otworzyłam usta, żeby odpowiedzieć, ale w tym momencie rozległo się lekkie pukanie do drzwi i weszła moja gosposia, Gruya. Niosła tacę na której była zastawa do herbaty i talerz świeżo upieczonych blinów. Za nią była Sophie, niosąc talerz z chlebem i serem. Posłała mi nieśmiałe spojrzenie i wiedziałam, że namówiła Gruyję, żeby pozwoliła jej pomóc, aby mogła jeszcze raz popatrzeć na Michaela. Nie mogłam jej winić za tą ciekawość; dla Sophie to musiało czasami wyglądać jakbym nie miała przeszłości.

„Postaw to tam Gruyja,” powiedziałam po rosyjsku i starsza kobieta spojrzała na mnie z zaskoczeniem. Ona mówi trochę po angielsku i zwykle, gdy mamy zagranicznych gości, staram się nie mówić po rosyjsku, żeby nie czuli się wykluczeni. „Ty też Sophie.”

Sophie wydawała się zaintrygowana. „Gdzie mamo?” spytała po rosyjsku, przeciągając to. „Tutaj na stoliku?”

Westchnęłam. „Dobrze,” powiedziałam jej. Przeszła okrężną drogą, dookoła foteli, cały czas zerkając na Michaela, i bardzo ostrożnie ustawiła talerz na stoliku do kawy. Moja córka, królowa dramatu. Jestem pewna, że nauczyła się tego od Marii.

„Nie jesteś głodna?” spytał ją Michael i Sophie zawahała się chwilę, zanim przestawiła się na angielski.

„Już jadłam obiad,” powiedziała nieśmiało.

„Jesteś pewna, że nie chcesz... jednego z tych?” zapytał Michael, wskazując na parujący talerz z blinami. „Założę się, że są dobre - co to jest? Jakiś rodzaj pączków?”

Sophie się roześmiała. „Nie, to bliny. Są nadziane mięsem i kapustą.”

„Mięsem i kapustą?” powtórzył Michael, marszcząc brwi. „No tak, raczej nie wyszedłby z tego dobry pączek.”

„Są naprawdę dobre,” zapewniła go Sophie. „Spróbuj jeden.”

„Myślę, że spróbuję,” powiedział z uśmiechem.

Kiedy obserwowałam ich dwoje razem, mój gniew wyparował. Michael wyglądał na szczerze nią oczarowanego i zdałam sobie sprawę, że on prawdopodobnie myślał o niej jako o swojej bratanicy. On i Max zawsze byli jak bracia – prawdopodobnie ciągle tak było. Trzymając Sophie z dala od Maxa, trzymałam ją także z dala od Michaela i on najwyraźniej silnie odczuł tą zdradę. Moje poczucie winy wzrosło nawet bardziej, kiedy uświadomiłam sobie, że poza Maxem i Isabel, Sophie była pewnie jedyną osobą na świecie, którą on uważałby za rodzinę. Pozwoliłam im rozmawiać przez kilka minut, podczas gdy Gruya rozstawiała filiżanki do herbaty, a potem położyłam rękę na głowie Sophie.

„Sophie, skończyłaś odrabiać lekcje?” spytałam ją.

Zmarszczyła nos. „Prawie. Muszę tylko skończyć literowanie słów.”

„W takim razie lepiej idź to skończyć,” powiedziałam jej delikatnie. „Potem spakuj plecak i upewnij się, że masz wszystko gotowe na rano do szkoły.”

Ociągając się, podeszła do drzwi. „W porządku,” powiedziała, po czy zwróciła się do Michaela. „Branoc.”

„Dobranoc Sophie,” zawołał za nią Michael. „Miło było cię spotkać.”

Kiedy wyszła, Michael i ja przyglądaliśmy się sobie przez dłuższy czas.

„Jest piękna,” powiedział w końcu.

Uśmiechnęłam się. „Tak.”

Potrząsnął głową, jego oczy były smutne. „Pomógłbym ci Liz.”

Skinęłam głową. „Wiem.”

„Ciągle mógłbym ci pomóc... gdybyś chciała.”

Nie wiedziałam jak odpowiedzieć. W ciągu 20 minut Michael wciągnął mnie z powrotem w przeszłość, o której tak mocno starałam się zapomnieć. „Dzięki,” powiedziałam w końcu. „Miło wiedzieć, że jest ktoś, do kogo mogę zadzwonić.”

Ale tego nie zrobię.

Te niewypowiedziane słowa zawisły ciężko między nami, kiedy podeszłam do okna i odsłoniłam zasłony. Na zewnątrz, ciemność zawisła nad miastem niczym purpurowy, aksamitny całun. Stałam tam przez dłuższą chwilę, wczuwając się w ciszę i wyglądając przez okno na stary kanał biegnący wzdłuż ulicy. Usłyszałam jak za mną Michael nalewa herbatę do filiżanek z chińskiej porcelany. Po chwili podszedł do mnie i umieścił w mojej dłoni filiżankę herbaty.

„Masz,” powiedział zwyczajnie.

„Dziękuję.” Upiłam łyk herbaty, ciągle patrząc w noc.

„Przepraszam Liz,” powiedział miękko. „Nie chciałem... byłem po prostu w szoku, rozumiesz?”

„Rozumiem.” Trochę się rozluźniłam. „Przykro mi, że musiałeś się dowiedzieć w ten sposób.”

„W porządku.”

Przez chwilę staliśmy w milczeniu, po czym odwróciłam się do niego. „Michael,” zaczęłam, „dlaczego przyjechałeś do Petersburga?”

Upił mały łyk herbaty. „Przyjechałem prosić cię o pomoc.”

To rozgrzało mnie od środka. Michael i ja od dziesięciu lat nie utrzymywaliśmy ze sobą kontaktów, ale wciąż czuł się w naszej więzi na tyle swobodnie, żeby prosić mnie o pomoc. Miałam zbyt mało takich relacji. Uśmiechnęłam się lekko. „Michael, wystarczy, że poprosisz. Pomogę ci jak tylko mogę.”

Wyglądał na wdzięcznego. „Dzięki Liz,” powiedział, „ale to nie ja potrzebuję w tej chwili twojej pomocy.”

Nagle stałam się bardzo świadoma ciszy panującej w pokoju, którą zakłócało jedynie rytmiczne tykanie zegara. Oblizałam wargi. „A więc kto?” zapytałam.

Michael wziął głęboki oddech. „Max,” powiedział. „Max potrzebuje twojej pomocy.”
Last edited by Milla on Wed Oct 20, 2004 3:09 pm, edited 1 time in total.
"Największy ze wszystkich błędów to dojście do przekonania, że nie popełnia się żadnego." - Thomas Carlyle

User avatar
Lizziett
Fan
Posts: 1000
Joined: Mon Aug 25, 2003 11:48 pm
Location: Kraków

Post by Lizziett » Tue Aug 31, 2004 9:17 pm

O nowa część :hearts: dzięki Milla.
„Przed jej ojcem, przed FBI i wrogimi kosmitami, którzy zawsze go ścigają, przed jej przyrodnim bratem i jego mordującą, zdzirowatą matką i przed kimkolwiek innym, kto mógłby ją skrzywdzić,” wyrzuciła z siebie z furią. Nigdy nie widziałem jej tak wściekłej. „Jeżeli masz zamiar stać tu i kwestionować sposób w jaki wychowuję moje dziecko, możesz równie dobrze wracać do Roswell.”
HAHA Liz jako matka lwica orlica :wink: czyli to co tygrysy lubią najbardziej...co za ulga jednak że Max nie mógł tego słyszeć, bo jego reakcja mogłaby być straszna. Prawdopodobnie resztę życia spędziłby w jakimś eremie zawodząc bez końca "to moja wina".
Ehm. A tak serio to doskonale rozumiem zaciekłość Liz, jej opiekuńczość w stosunku do Sophie...ale jej reakcja na słowa Michaela była niestety trochę krzywdząca. I raniąca. Michael ma rację. Gdyby wrogowie Maxa chcieli dopaść jego córkę, nie byłoby miejsca na ziemi w którym Liz mogłaby ją ukryć. Nie miałaby siły jej bronić. Ale Michael i Isabel...oni mają.

Image
"I know who you are. I can see you. You're swearing now that someday you'll destroy me. Far better women than you have sworn to do the same. Go look for them now." (Atia)

""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)

User avatar
Ela
Fan...atyk
Posts: 1844
Joined: Tue Jul 15, 2003 5:55 pm

Post by Ela » Sun Sep 05, 2004 9:30 pm

A ja zrobiłabym dokładnie to samo co Liz. Wiedząc, że ktoś "wrobił" ojca mojego dziecka w morderstwo, że być może ten sam los czeka i to maleństwo, wywiozłabym je jak najdalej, ukrywając fakt jego istnienia. Tylko w ten sposób jest bezpieczne. Gdy nikt o nim nie wie, nic mu nie grozi. Więzi pomiędzy przyjaciółmi z Roswell zostały zerwane, Liz utrzymuje tylko kontakt z Marią. Co doprowadziło do tego, że nic nie wie na temat Maxa, dlaczego dopiero od Michaela dowiaduje się, że on jej potrzebuje...Milluś, czas na kolejną część. :cheesy:

Lizziett, arcik, palce lizać. :D
Image

User avatar
Renya
Fan
Posts: 524
Joined: Fri Dec 12, 2003 12:17 am
Location: Brwinów
Contact:

Post by Renya » Sun Sep 05, 2004 11:13 pm

Urocze i nastrojowe opowiadanie. Pierwsze, kórego akcja dzieje się w miejscu, które znam i które jest tak "blisko". Działa to na wyobraźnię.
Bardzo się cieszę, że podjęłaś się tłumaczenia tego opowiadania.

User avatar
Milla
Zainteresowany
Posts: 411
Joined: Fri Apr 09, 2004 12:08 am
Location: Łódź
Contact:

Post by Milla » Mon Sep 06, 2004 6:48 pm

AN: Jeśli chodzi o postawę Liz to ja się raczej zgadzam z Lizziett. Szczerze mówiąc to mało brakowało, żebym zrezygnowała z przeczytania tego opowiadania po tych kilku pierwszych częściach, właśnie z powodu zachowania Liz. Jakie to szczęście, że jednak zdecydowałam się czytać dalej. :mrgreen:



CZĘŚĆ 4

Los Angeles, 2002

~ Michael ~


Lato, kiedy odbywał się proces Maxa, było koszmarem. Przewieziono go do Los Angeles pod koniec marca i postawiono mu zarzut zamordowania Cala Langleya. Zanim został oficjalnie postawiony w stan oskarżenia i ustalono datę procesu był już początek kwietnia. Liz była z powrotem w Vermont, wbrew własnej woli. Nie rozmawiała z żadnym ze swoich rodziców. Odesłali ją z powrotem w tydzień po tym jak przybyła niezapowiedzianie i nie słuchali jej błagań ani gróźb. Dopiero kiedy jej ojciec zagroził, że są szkoły z internatem dalej od Rosewll niż Vermont, Liz w końcu wróciła, żeby dokończyć semestr. Pan Parker obiecał, że będzie mogła wrócić do domu na wakacje i zgodził się rozważyć zezwolenie jej na odwiedzenie Maxa w Los Angeles, jeśli nie będzie im sprawiała więcej kłopotów przed maturą.

Ale Max i Liz bardzo przeżywali separację i kiedy po raz pierwszy odwiedziłem Maxa w Los Angeles dało się to dostrzec. Max był szczuplejszy i blady, a pierwszą rzeczą, o którą spytał była Liz.

„Wróciła już do domu?” dopytywał.

Jego rodzice zapomnieli o urazach i wsparli syna. Zatrudnili mu dobrego adwokata kryminalnego, a potem wpłacili kaucję, by wyciągnąć go z więzienia. Musiał jednak zostać w Los Angeles, więc przyjechałem spotkać się z nim w hotelu, gdzie się zatrzymali.

Pokręciłem głową. „Nie, zostały jej jeszcze trzy tygodnie.”

„Cholera.” Przeczesał włosy palcami. „Rozmawiałeś z nią?”

„Nie, ale Maria z nią rozmawiała. Mówi, że się trzyma.” Spojrzałem na niego z ciekawością. „Dlaczego do niej nie zadzwoniłeś?”

„Szkoła nie przyjmuje moich telefonów. Pewnie polecenie ojca Liz.” Wyglądał na nieszczęśliwego. „Pomyślałem, że jeśli jest w domu, to mógłbym zadzwonić na jej komórkę. W Vermont nie ma zasięgu.”

„Pisze do ciebie, prawda?”

Max przytaknął, blady uśmiech przebiegł przez jego twarz. „Codziennie.”

„W takim razie wiesz, że ona wciąż jest w Vermont,” przypomniałem.

„Taak.” Skrzywił się. „Miałem tylko nadzieję...”

Nie musiał wyjaśniać. Usiadłem z powrotem na hotelowym fotelu i spojrzałem na niego. „Wymyśliłeś coś w sprawie Langleya?”

Max pokręcił głową. „Z dokumentów, które przekazali moim obrońcom wynika, że nieboszczyk, którego znaleźli został uduszony w domu Langleya mniej więcej wtedy, kiedy wróciłem z Vermont. Ktokolwiek to zrobił użył kabla od telefonu.”

„Ale to nie Langley,” powiedziałem.

„Nie, to nie może być on.” Wyglądał na zamyślonego. „To zmiennokształtny – nie wydaje mi się, żeby kabel od telefonu mógł go zabić. Pamiętasz czego było trzeba, żeby zabić Naseda?”

„Skórów.”

„Właśnie. Więc musimy znaleźć Langleya. Prokurator opiera się między innymi na tym, że publicznie kłóciłem się z Langleyem zeszłej jesieni. Jeżeli ciało, które znaleźli nie jest jego, to nie ma motywu.”

„Kto zidentyfikował ciało?” spytałem, zdając sobie sprawę, że tego było trochę zbyt dużo, by Langley sam wszystko załatwił. Musiał zaangażować kogoś jeszcze.

„Jego lekarz,” odpowiedział Max. „Facet o nazwisku Allward.”

„Sprawdziłeś go?”

Max prychnął. „Żartujesz? Gdzie się nie ruszę, ktoś mnie śledzi. Nie ma szans, żebym mógł go teraz sprawdzić.”

„W takim razie ja to zrobię.” Podniosłem ze stolika kartkę i długopis. „Nazywa się Allward? Masz jego adres?”

Max wstał i podszedł do pudła z aktami, przepełnionego różnymi papierami. Szperał w nim przez moment, po czym wyciągnął gruby raport. „Proszę,” powiedział. „To jest raport z autopsji. Wszystko tam jest.”

„Sprawdzę go,” zapewniłem Maxa. „Wpadnę do jego gabinetu w drodze powrotnej do Roswell.”

„Bądź ostrożny. On musi być w jakiś sposób powiązany z Calem. To czyni go niebezpiecznym.”

„W takim razie lepiej dobrze mu się przyjrzę, tak na wszelki wypadek,” powiedziałem. Zawsze wolałem znać swoich wrogów.

Max przytaknął. „Jasne. W takim razie wracaj do Roswell i zostań tam. Ja tu sobie ze wszystkim poradzę.”

„Wiesz, że Liz będzie tu jak tylko wydostanie się ze szkoły,” powiedziałem mu.

„Nie. Jest bezpieczniejsza w Roswell.”

„Myślisz, że to będzie miało dla niej znaczenie?” spytałem kręcąc głową.

Max zamknął oczy. „Boże, potrzebuję jej,” mruknął, bardziej do siebie niż do mnie.

„Nie martw się. Jestem pewien, że ona wkrótce tu będzie.”

Jeżeli była wtedy jedna rzecz, której byłem pewny to, że nic nigdy nie będzie w stanie rozdzielić Max i Liz.


St Petersburg, 2012

„Max nie chce mojej pomocy,” powiedziała Liz. „On nigdy nie chciał mojej pomocy.”

„Powiedziałem, że on potrzebuje twojej pomocy,” poprawiłem. „Uwierz mi Liz. Znam Maxwella i on tego potrzebuje.”

„I myślisz, że to zaakceptuje?” zapytała Liz kwaśno. „On może to zrobić sam Michael, nie pamiętasz? Max wszystko może zrobić sam.”

To dużo mówiło. Max myślał, że odepchnął Liz, żeby miała lepsze życie, ale to nie było to, co ona widziała. Wszystko co ona widziała to, że ją odepchnął. „On nie może tego zrobić,” powiedziałem.

Jej oczy miały twardy wyraz, kiedy patrzyła za okno. „Czego dokładnie on według ciebie potrzebuje?” spytała głucho.

Otoczyłem dłońmi delikatną filiżankę z chińskiej porcelany. „Max wyczerpał swoje apelacje. Ostatnia została odrzucona miesiąc temu. Jeżeli ktoś nie znajdzie czegoś zupełnie nowego – nowego dowodu, świadka, którego nikt wcześniej nie przesłuchiwał – Max spędzi resztę swojego życia w więzieniu.”

Liz drgnęła i zamknęła na chwilę oczy. „Co twoim zdaniem ja mogę w tej sprawie zrobić?” spytała zdławionym głosem.

„Jesteś prawnikiem,” powiedziałem wzruszając ramionami. „Mogłabyś przejrzeć protokół z procesu i zobaczyć, czy jest tam coś, co wszyscy przeoczyli.”

„Michael, ja jestem prawnikiem kontraktowym,” zaprotestowała, otwierając oczy. „Nigdy nawet nie byłam w zespole obrony kryminalnej.”

„Tak, ale cały czas masz do czynienia z prawniczym żargonem,” nalegałem. „Kontrakty – czytasz je, szukając wszelkiego rodzaju malutkich rzeczy, które większość ludzi by przeoczyła. Potrzebuję cię, żebyś zrobiła to samo ze sprawą Maxa.”

„Każdy prawnik mógłby to zrobić,” powiedziała mi.

„Ty jesteś jedynym, który wierzy, że on jest niewinny.” Już. To było zwieńczenie moich argumentów. „Czytając będziesz szukać dowodu, że on tego nie zrobił – nie jakiejś luki prawnej, czy błędu proceduralnego. Ponieważ ty wierzysz, że jest niewinny.” Przerwałem, spoglądając na nią. „Bo wierzysz w to, prawda?”

Zwróciła na mnie umęczone oczy. „Jak możesz mnie o to pytać?”

„Przepraszam.” Potrząsnąłem głową. „Chodzi o to Liz, że Max się poddał. Przez cały ten czas był w stanie wmawiać sobie, że zostanie uniewinniony, że będzie wolny. Ale teraz nie ma nic. Spędził w więzieniu dziewięć i pół roku za zbrodnię, której nie popełnił. Nigdy nie miał prawdziwego życia. Collegu, kariery, rodziny – wszystkie te rzeczy, które reszta z nas ma? Jego to wszystko ominęło. A teraz jest przekonany, że nigdy nie będzie miał żadnej z tych rzeczy.” Pomyślałem o Sophie odrabiającej pracę domową gdzieś w mieszkaniu i miałem ochotę płakać. Max nigdy nie pozna swojej córki, chyba że Liz zgodzi się pomóc mi w tym. To zbyt dużo do stracenia, dla kogokolwiek.

„Czy zamierzasz mi powiedzieć, że jestem mu to winna?” zapytała Liz, jej oczy były wilgotne.

„Nie. Nic mu nie jesteś winna. Ale on tego potrzebuje.” Spojrzałem w dół. Jeśli Maxwell zabiłby mnie za przyjazd tutaj, to sprowadziłby mnie z powrotem i zabił ponownie za powiedzenie jej tego. „On cię zawsze potrzebował Liz. To się nigdy nie zmieniło.”

Wzięła drżący oddech. „Ma zabawny sposób okazywania tego.”

„Myślisz, że on tego chciał?” spytałem ją. „Daj spokój Liz. Wiesz co on do ciebie czuł i myślę, że wiesz co czułby do Sophie.”

Liz odwróciła się ode mnie, jej wyraz jej oczu stał się odległy. „Nie mogę tam wrócić Michael. To zbyt wiele.”


Los Angeles, 2002

~ Liz ~


Nigdy w życiu nie byłam tak szczęśliwa na czyjś widok.

Max i ja byliśmy osobno przez ponad dwa miesiące, zanim w końcu dotarłam do Los Angeles. Musiałam stanąć na głowie i obiecać, że będę się kwalifikować na świętą, żeby przekonać rodziców by pozwolili mi przyjechać. Ostatecznie myślę, że zgodzili się bo wiedzieli, że i tak pojadę, a chcieli podtrzymać swoje złudzenie kontroli nade mną.

Ale kiedy Max i ja staliśmy w jego pokoju hotelowym obejmując się tak mocno, że żadne z nas nie mogło oddychać wiedziałam, że zaprzedałabym duszę diabłu, byle tylko do niego dotrzeć.

„Tak bardzo cię kocham,” wyszeptałam. „Tyle razy chciałam ci to powiedzieć. Kocham cię.”

Trzymał mnie blisko i czułam jego ulgę, tak intensywnie, jak swoją własną. „Wiem Liz. Ja też cię kocham.”

„Tak się o ciebie martwiłam,” mruknęłam. „Nie mogłam spać – ciągle miałam sny o tobie.”

Odsunął mnie trochę i pogładził mój policzek. „Miłe?”

„Czasami. Ale sprawiały tylko, że bardziej za tobą tęskniłam.” Czułam jak moje oczy ponownie wypełniają się łzami.

„Ja też o tobie śniłem,” powiedział. „Każdej nocy. Boże, tak bardzo za tobą tęskniłem.” Znów przyciągnął mnie blisko i zamknęłam oczy, by powstrzymać łzy. „Co u ciebie?” spytał mnie. Wypuścił mnie z objęć i zaprowadził do jednego z łóżek znajdujących się w pokoju. „Powiedz mi wszystko. Jak było w szkole – jak było na rozdaniu świadectw?”

Potrząsnęłam głową. „Nie wiem. Nie mogłam myśleć o niczym oprócz ciebie.” Sięgnęłam po jego rękę i otoczyłam ją obiema moimi. „Dlaczego to się dzieje Max? Dlaczego teraz?”

„Jestem prawie pewny, że to był Langley Liz,” powiedział mi. „Musi mnie nienawidzić za to co kazałem mu zrobić.... Nie mogę go winić.”

„On wie, dlaczego to zrobiłeś,” zaprotestowałam. „Wie, że próbowałeś tylko ocalić swojego syna.”

„Ale zniszczyłem życie, które on dla siebie zbudował.” Max westchnął ciężko. „Gdyby mnie ktoś zrobił coś takiego... gdyby zabrali cię ode mnie, nie wiem co bym zrobił.”

„Nie zrobiłbyś tego,” powiedziałam stanowczo. „Langley jest tak samo zły, jak Nasedo.”

„Jeżeli to on za tym stoi.”

Spojrzałam na niego z niedowierzaniem. „Kto inny mógłby to zrobić?”

„Nie wiem,” przyznał Max. „To mógłby być Kivar...”

„To Langley,” powiedziałam mu. „Robi to, żeby cię zranić i jeśli kiedyś dorwę go w swoje ręce...”

„Nie!” Max prawie na mnie wrzasnął. „Nawet nie myśl o zbliżeniu się do Langleya, ani nikogo kto ma z nim powiązania.”

Zraniona, odwróciłam wzrok. „Max, wiem, że Michael zajął się już wyśledzeniem tego lekarza. Chcę tylko pomóc.”

„Możesz pomóc pozostając bezpieczna,” powiedział mi. „Muszę wiedzieć, że jesteś bezpieczna Liz. Michael i ja się tym zajmiemy.”

„Nie jestem małym dzieckiem, które musisz chronić.” Wyprostowałam ramiona. „Chcę ci pomóc.”

„Liz, nie rozumiesz?” Podniósł moją rękę i przyłożył do swojego serca. „Jeśli cię stracę, nic nie będzie ważne. Równie dobrze mogę spędzić całe życie w więzieniu – a nawet gorzej. Bez ciebie – to po prostu nie jest nic warte.”

„Nie mów tak,” wyszeptałam.

„To prawda.” Uśmiechnął się smutno. „Jesteś dla mnie wszystkim Liz. Wszystkim.”

Kiedy przyciągnął mnie blisko, znów płakałam. „Max musisz się z tego wyplątać,” powiedziałam. „Nie wydaje mi się, żebym mogła bez ciebie żyć.”

„Szyyy,” wymruczał uspokajająco. „W porządku. Wszystko będzie dobrze.”
Last edited by Milla on Wed Oct 20, 2004 3:10 pm, edited 2 times in total.
"Największy ze wszystkich błędów to dojście do przekonania, że nie popełnia się żadnego." - Thomas Carlyle

User avatar
Ela
Fan...atyk
Posts: 1844
Joined: Tue Jul 15, 2003 5:55 pm

Post by Ela » Mon Sep 06, 2004 9:47 pm

Nie znam dalszych części, i nie wiem jaka była późniejsza postawa Liz. Znając Maxa, mogę sie tylko domyślać, że z lęku o nią nie pozwolił sobie pomóc a po wyroku skazującym odepchnął ją od siebie - nie chąc komplikować jej życia...Urażona, bezradna i zostawiona sama sobie, wiedząc że jest w ciąży a ten kto zagraża Maxowi jest na wolności, zrywa z nim i przyjaciółmi wszelkie kontakty, i wyjeżdża, mając na względzie przede wszystkim dobro dziecka - Maxa dziecka - i jego bezpieczeństwo.... Tak sobie gdybam...poprawcie mnie jeżeli się mylę.... :mrgreen:
Kochając Maxa, sądząc że go straciła na zawsze, całą swoją miłość przelała na dziecko. Mając córkę w wieku mniej więcej Sophe, domyślam się co czuła...i pewnie zrobiłabym to samo.
Ciekawe czy po kolejnych częściach zweryfikuję swoje stanowisko :wink:
Dzięki Milla :D
Image

User avatar
Lizziett
Fan
Posts: 1000
Joined: Mon Aug 25, 2003 11:48 pm
Location: Kraków

Post by Lizziett » Tue Sep 07, 2004 5:56 pm

Podobnie jak Milla na początku też nie byłam pod wrażeniem postawy Liz :roll: Może dlatego że chronicznie dostaję wysypki na wszystkie fanficowe zawodzenia "och Liz poświęciła swe marzenia i przyszłość z miłości dla Maxa" i "och, Kosmici ( a zwłaszcza Max) zmienili życie Kyle'a w piekło" i "och, to wszystko wina Maxa", jak również słuchając skrzekliwego monologu Liz w "Departure" ( "Ufałam ci dałam ci wszystko skakałam dla ciebie z mostu, przez ciebie omal nie postrzelili yada yada yada"). Halo, przepraszam, ale w pierwszej kolejności Max również nigdy o takie życie nie prosił. W drugiej, gdyby nie jego ofiara, Liz nie miałaby ŻADNEJ przyszłości ani żadnych marzeń. Tak, zrobił to z miłosci i Liz nie musiała mu niczym odpłacać, ale ona SAMA wybrała. Max ostrzegał ją, ile kosztować ją może miłość do niego, usiłował odepchnąć- ona wybrała JEGO, jak powiedziała w "Antarian Sky" zawsze wybierze jego. Po trzecie- czyli Kyle, to już bujda na resorach, bo Max NIGDY nie chciał by stał się częścią jego życia. Z pretensjami może się zglosić do taty, to on postanowił uganiać się za Maxem jak psychopata przez większość 1 sezonu, nie wspominając juz o tym że ten ostatni bez mrugnięcia okiem uzdrowił jego syna- czyli samego Kyle'a :mrgreen:
Uff, rozgadałam się :oops: zmierzam do tego że początkowo drażniła mnie postawa Liz, dopóki nie nie dotarłam do 12 rozdziału i...nie zrozumiałam w pełni motywów postępowiania Liz i jej cierpienia.

Image
"I know who you are. I can see you. You're swearing now that someday you'll destroy me. Far better women than you have sworn to do the same. Go look for them now." (Atia)

""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)

User avatar
Milla
Zainteresowany
Posts: 411
Joined: Fri Apr 09, 2004 12:08 am
Location: Łódź
Contact:

Post by Milla » Fri Sep 10, 2004 11:38 pm

Z wyrażeniem swojej teori na temat motywów Liz poczekam aż będziemy po rozdziale 12. Tak... założę się, że ci, którzy czytają to po raz pierwszy, nie mogą się już doczekać tego sławnego rozdziału. :twisted:



CZĘŚĆ 5

St. Petersburg, 2012

~ Liz ~


Michael został na kolacji. Przynajmniej tyle mogłam zrobić, po tym jak przebył taki szmat drogi, by prosić o pomoc, której nie mogłam udzielić. Jedliśmy w jadalni, Michael siedział naprzeciwko mnie, a Sophie obok mnie, cały czas wpatrują się w Michaela. Była ubrana w swoją piżamę i piła kakao, podczas gdy Michael i ja jedliśmy. Nie rozmawialiśmy dużo. Po rozmowie, którą odbyliśmy w bibliotece, oboje byliśmy wyczerpani. Sophie szczerbiotała radośnie, a Michael słuchał jej uważnie, pochłaniając jednocześnie pieczonego łososia i smażone ziemniaki. Nie wydawał się zachwycony zupą, którą mieliśmy na pierwsze danie, ale wszystko inne wydawało mu się smakować. Zabawne – ja zdołałam zjeść tylko zupę. Każdy kęs, który próbowałam zjeść groził zadławieniem. Obserwowanie Michaela z Sophie było słodko-gorzkie. Z jednaj strony, to było piękne, patrzeć jak tych dwoje się poznaje – Michael był z nią wspaniały. Z drugiej strony, nigdy nie czułam się tak winna za ograbienie Sophie z tej części jej spuścizny. Miałam mnóstwo powodów – dobrych – na to, co zrobiłam, ale to niekoniecznie sprawiało, że to było właściwe.

Po posiłku i po tym jak Sophie zagadywała Michaela przez niemal godzinę, Michael powiedział, że naprawdę powinien wracać do swojego hotelu. Nie do końca żałowałam, że wychodził, ale mimo wszystko czułam lekkie ukłucie żalu, kiedy zaczął zakładać płaszcz. Pocałował mnie na pożegnanie, a ja po raz kolejny przeprosiłam za to, że nie mogłam mu pomóc. Powiedział mi, że rozumie, potargał Sophie włosy i powiedział, że cieszy się, że u nas wszystko dobrze. Potem wyszedł.

Przez długi czas, stałam tam wpatrując się w zamknięte drzwi, zastanawiając się, czy to był sen. To wszystko wydawało się całkiem nierealne, dopóki nie poczułam jak dłoń Sophie wślizguje się w moją.

„Lubię go,” oświadczyła. „Chciałabym, żeby mógł zostać dłużej.”

„Musiał wracać do domu,” powiedziałam nieobecnie.

„Wróci?” dopytywała.

„Nie wiem maleńka.” Pomyślałam o Michaelu, wracającym do Roswell z pustymi rękami i zastanawiałam się, czy podjęłam właściwą decyzję. Prawdopodobnie nigdy nie będę wiedziała. Wtedy coś mi przyszło do głowy. „Sophie, poczekaj tutaj,” powiedziałam i pobiegłam do biblioteki. Złapałam oprawione zdjęcie stojące na moim biurku – to na którym była Sophie obserwująca łódki z mostu w pobliżu Pałacu Zimowego – i szybko wróciłam do przedsionka. Sophie patrzyła szeroko otwartymi oczami jak otworzyłam drzwi. „Zostań tu,” poleciłam ponownie, po czym pobiegłam wzdłuż korytarza.

Michael był u dołu schodów, kiedy go dogoniłam. „Michael!” zawołałam. „Michael zaczekaj.”
Odwrócił się zaskoczony na mój widok i poczekał, aż zbiegłam ze schodów. Niemal ześlizgnęłam się z ostatniego stopnia, ale złapał mnie zanim upadłam. „Liz, co się stało?”

Stałam tam przez chwilę, łapiąc oddech, po czym wręczyłam mu zdjęcie. „Pomyślałam... pomyślałam, że chciałbyś to mieć.”

Wziął ode mnie zdjęcie i przez minutę mu się przyglądał. „Dziękuję ci. Ja – dzięki.”

Wzięłam głęboki oddech. „Chciałam, żebyś coś wiedział,” ciągnęłam. Z trudem przełknęłam ślinę. „Próbowałam powiedzieć Maxowi o Sophie. Dwukrotnie próbowałam to zrobić. Ale... on odesłał moje listy.” Czułam jak łzy napływają mi do oczu, ale nie pozwoliłam im popłynąć. „Nigdy ich nie otworzył.”

Na twarzy Michael pojawił się smutek. „On nigdy... nie wiedziałem o tym Liz.”

„Wiem. Nikt nie wiedział.” Wzruszyłam ramionami. „Chciałam tylko, żebyś wiedział.”

„Dziękuję,” powtórzył. Zdawał się nie wiedzieć co dalej robić, podobnie jak ja. Staliśmy tam, patrząc na siebie. Westchnęłam.

„Michael, chciałabym móc ci pomóc... i Maxowi. Ale nie mogę tam wrócić. To samolubne, ale nie zniosę kolejnego odrzucenia. I Sophie... muszę ją chronić. Mam nadzieję, że możesz to zrozumieć.”

Skinął głową. „Rozumiem. Naprawdę.” Wydawało się, że zamierza powiedzieć coś jeszcze, ale urwał. „Powinienem iść.”

„Dobrze.”

Zrobił dwa kroki, po czym ponownie odwrócił się w moją stronę. „Liz, nie mam nikogo innego, do kogo mógłbym się zwrócić,” wyrzucił z siebie, w jego oczach pojawiła się desperacja. „Wiem jakie to dla ciebie trudne, ale... czy mogłabyś tylko spojrzeć na te papiery? Dla mnie?”

Wyglądał tak nieprawdopodobnie bezbronnie, kiedy tak stał w holu, tak nie na miejscu pośród wszystkiego co określało moje życie. Wtedy nieoczekiwanie pomyślałam o Maxie, zobaczyłam go takim, jakim widziałam go po raz ostatni – stojącego za więziennym ogrodzeniem – i wiedziałam, że nigdy nie będę wolna od przeszłości. Pochyliłam głowę. „Dobrze Michael,” powiedziałam, z trudem wydobywając słowa przez zaciśnięte gardło. „Przejrzę te papiery.”

*****

Po tym jak Michael sobie poszedł, wniosłam na górę teczkę pełną bolesnych wspomnień i położyłam ją na komodzie w przedsionku, obawiając się chwili, kiedy będę musiała ją otworzyć.

„Co to jest mamusiu?” spytała z ciekawością Sophie. Stała niemal dokładnie tam, gdzie ją zostawiłam, patrząc na mnie, jakby wyrosła mi druga głowa.

„Nic.” Próbowałam się uśmiechnąć. „Tylko parę dokumentów, o których przejrzenie poprosił mnie Michael.”

„Sprawa?” zapytała domyślnie i musiałam ukryć uśmiech. Sophie z całą pewnością była córką prawnika.

„Tak – bardzo stara sprawa.” Wzięłam głęboki oddech. „Myślę, że czas już do łóżka, nie sądzisz?”

„Obiecałaś, że poczytamy,” przypomniała mi.

Skinęłam głową. „Owszem. Idź umyj zęby i wskakuj do łóżka. Za parę minut przyjdę ci poczytać.”

Tamtego wieczora przeczytałyśmy trzy opowieści z grubej niebieskiej książki ze zbiorem baśni ludowych. Książka była bogato ilustrowana w takim samym stylu jak te malowane i lakierowane szkatułki, sprzedawane turystom w każdym rosyjskim mieście. Pamiętam, że słyszałam gdzieś, iż ta forma sztuki ma swoje korzenie w okresie po rewolucji komunistycznej. Nowa polityka rządu pozamykała kościoły i świątynie i sprawiła, że tysiące rosyjskich malarzy ikon, zostało bez pracy. Nie wolno im było dłużej wykonywać swojej religijnej sztuki, więc zaczęli malować na drewnianych szkatułkach scenki z baśni i wiejskiego życia. Malowidła przypominają stary religijny styl – żywe kolory, styl narracyjny, dwu wymiarowe figury. Sophie je uwielbia i w wieku ośmiu lat umie już wyłapać niezwykłe okazy, które można nieraz znaleźć pośród tych tysięcy masowo produkowanych każdego roku dla zagranicznych turystów. Trzyma swoją kolekcję na półce nad łóżkiem i w niektóre wieczory, zamiast czytania, ściągamy szkatułki i opowiadamy sobie historie przez nie przedstawiane. Dziś widziałam jak zerkała na półkę i zastanawiałam się czy zamierza spróbować namówić mnie na jeszcze jedną historię. Ale miała coś innego na myśli.

„Mamusiu?” zapytała, wpatrując się w moją twarz jasnym i bezpośrednim spojrzeniem, które przebijało się wprost do mojego serca.

„Tak?”

„Czy Michael zna mojego ojca?”

Z trudem przełknęłam ślinę. Przez lata wiedziałam, że Max Evans zawsze będzie miał nade mną władzę, nawet jeśli nigdy więcej go nie zobaczę. Ale tej nocy wydawała się ona silniejsza niż kiedykolwiek. Wiedziałam, że gdybym zamknęła oczy, zobaczyłabym go wpatrującego się we mnie tymi oczami, które kochałam bardziej niż własne życie. Oczami jego córki.

Rozważnie pozostawiłam oczy otwarte.

Wiedziałam, że nie mogę okłamać córki w tej sprawie. Mogę mieć sekrety, ale nie przed nią. Za każdym razem kiedy pytała o swojego ojca, mówiłam jej tyle prawdy, ile uważałam, że jest w stanie przyswoić. Nie miałam zamiaru zacząć teraz kłamać. Odgarnęłam jej włosy z twarzy i skinęłam głową. „Tak.”

Przez chwilę przyswajała tą informację. „Ale on nie jest moim ojcem, prawda? Michael nim nie jest?”

„Nie, Michael nie jest twoim ojcem.”

Znowu przez chwilę się zastanowiła. „Czy mój ojciec cię kochał?” spytała w końcu.

Długo trwało zanim byłam w stanie odpowiedzieć. „Tak,” powiedziałam, kiedy mogłam znowu mówić. „Kochał mnie.”

„I ty jego kochałaś?”

Z trudem napotkałam spojrzenie córki. „Tak, kochałam go. Kochałam go bardziej niż cokolwiek innego na świecie... poza jedną rzeczą.” Zdołałam się do niej uśmiechnąć, dotykając palcem czubka jej nosa. „Czy wiesz co to takiego?”

Już wcześniej w to grałyśmy i Sophie uśmiechnęła się, jej moment refleksji minął. „Czekoladowe koktajle mleczne?” zapytała żartobliwie.

„Nie.”

Udała, że się namyśla. „Um... czerwone buty?”

„Nie. Zgaduj dalej.”

„Lody Dasha?”

„Źle.” Pochyliłam się i pocałowałam ją w czoło, podciągając kołdrę by ją otulić. „Ciebie. Kocham cię bardziej niż cały świat.”

„I księżyc,” podsunęła, kiedy podniosłam się z łóżka.

„I wszystkie gwiazdy,” dokończyła. Pocałowałam ją jeszcze raz, wdychając delikatny zapach jej włosów. „Dobranoc Sophie.”

„Dobranoc mamusiu.”

Byłam przy drzwiach, z ręką na kontakcie by zgasić światło, kiedy zatrzymał mnie jej głos. „Mamusiu, jak on się nazywa?”

Odwróciłam się do niej z sercem w gardle. „Kto jak się nazywa, skarbie?” spytałam, choć znałam już odpowiedź.

„Mój ojciec,” odpowiedziała, bawiąc się frędzlami przy narzucie.

Wzięłam głęboki oddech. „Max,” odpowiedziałam po chwili. „Nazywa się Max Evans.”


~ Michael ~

Opuściłem mieszkanie Liz w stanie szoku. Nic z tego spotkania nie poszło tak, jak to planowałem. Przede wszystkim nie byłem w stanie nacisnąć Liz, tak jak planowałem. Kiedy dowiedziałem się o Sophie, po prostu nie mogłem. I nawet mimo że Liz zgodziła się w końcu przejrzeć sprawę Maxa, zawiodłem na całego. Nie planowałem sprowadzić Liz z powrotem tylko po to by pomogła wyciągnąć Maxa z więzienia. Moją największą nadzieją było, że Liz sprawi by Max znów chciał żyć.

Przez lata patrzyłem jak Max oddala się od wszystkich i wszystkiego wokół niego. Za każdym razem, kiedy zaczynała się nowa apelacja było z nim trochę lepiej, zaczynał się interesować światem zewnętrznym, do którego miał rozpaczliwą nadzieję wrócić. Ale za każdym razem, kiedy apelacja zostawała odrzucona, wycofywał się nawet głębiej do środka, popadając w depresję z której nigdy do końca nie wyszedł. Myślałem, że może Liz będzie mogła go z tego wyciągnąć i przez krótki moment, byłem pewien, że Sophie zdoła to zrobić. Ale kiedy leżałem w łóżku w moim pokoju hotelowym w St. Petersburgu, zastanawiałem się czy to nie było błogosławieństwo, że Max nie wie o Sophie. To by go z całą pewnością zabiło, gdyby wiedział dokładnie z czego ograbił go Langley

Ale, Boże, Max by kochał być ojcem.

Odwróciłem się i sięgnąłem po fotografię, którą dała mi Liz. Nie byłem pewny dlaczego to zrobiła – może z poczucia winy, może dlatego, że wiedziała, że od pierwszej chwili pokocham dziecko Maxa. Sophie była piękna – drobniutki, idealny aniołek z błyszczącymi, ciemnymi włosami swojej matki i z oczami ojca. Ale w oczach Sophie była niewinność, której nigdy nie było w oczach Maxa – nigdy nie wolno było mu jej mieć. Była szczera, otwarta i szczęśliwa... Liz musiała ciężko pracować, by taka pozostała. I o ile czułem, że Max ma prawo wiedzieć o istnieniu swojej córki, to zrobiłbym wszystko by utrzymać Sophie, taką jaka była.

Oglądając zdjęcie, pomyślałam o tym co Liz powiedziała na schodach. Wiedziałem, że Max odesłał jej listy. Tylko nie wiedziałem co w nich było. To całkiem zmieniło sytuację i było mi szkoda Liz. Miała dziewiętnaście lat, była w ciąży i z daleka od domu – nie mogłem sobie wyobrazić co te zwrócone listy musiały jej zrobić. Ale nie pozwoliła by to ją zniszczyło. Zamiast tego, Liz zrobiła niesamowitą rzecz – sama wychowała Sophie, skończyła college, szkołę prawniczą, odniosła sukces zawodowy. Dotarło do mnie, że Max dostał dokładnie to, czego chciał. Liz miała dobre życie – dobrą pracę, ładny dom, piękną córkę... tego Francuza. Gdybym miał wymienić to, co według mnie, Max chciałby by miała, wszystkie te rzeczy znalazłyby się na szczycie. Ale obserwując Liz, nawet przez ten krótki czas, który z nią spędziłem, jasne było, że czegoś brakowało.

Gdybym był hazardzistą, założyłbym się, że tym czymś był Max Evans.
Last edited by Milla on Wed Oct 20, 2004 3:11 pm, edited 1 time in total.
"Największy ze wszystkich błędów to dojście do przekonania, że nie popełnia się żadnego." - Thomas Carlyle

User avatar
Ela
Fan...atyk
Posts: 1844
Joined: Tue Jul 15, 2003 5:55 pm

Post by Ela » Sat Sep 11, 2004 3:54 pm

Rozumiem, że w rozdz. 12 dowiemy się czym kierowała się Liz wyjeżdżając z Roswell, zrywając kontakty z Maxem i przyjaciółmi. Czy moja teoria z sufitu chociaż trochę pokrywa się z tym co zostanie wyjaśnione ? Hmm, zobaczymy.
Wydaje się, że jedyną możliwością przywrócenia Maxa do życia, wyciągnięcia go z marazmu, to wiadomość, że ma córkę. Miałby dla kogo żyć, cieszyć się jej istnieniem i mieć siły walczyć by ją odzyskać. Co prawda jest Liz - ktoś ukochany, kogo już zdołał odrzucić. Do tej myśli zdołał się jednak przyzwyczaić. Potrzeba silnego wstrząsu, żeby chciał wrócić do rzeczywistości, i faktycznie pomocy. Pomocy Liz. Nie tylko prawnej.
Dzięki Milla. :D
Image

User avatar
Lizziett
Fan
Posts: 1000
Joined: Mon Aug 25, 2003 11:48 pm
Location: Kraków

Post by Lizziett » Sat Sep 11, 2004 4:56 pm

Patrząc, a raczej czytając o Sophie z Michaelem łatwo mozna się domyslić, czego JEJ brakuje. Ojca. Liz stworzyła jej wspaniały dom, otoczyła miłością, zapewniła szczęsliwe, bezpieczne, bogate dzieciństwo. Ale pewnych rzeczy poprostu nie da się zastąpić.
Liz się boi. Boi się, że Sophie se strony Maxa spotkałoby to co ją. Sama wie, jaki to straszny ból i nie wyobraża sobie, że przez to samo miałaby przechodzić jej córka, którą kocha bardziej nawet niż mężczyznę który jest jej ojcem.

Uhm...dziecko się komuś trochę nie udało :wink: ale Max i Liz...właśnie takimi ich widziałam w tym opowiadaniu.


Image
"I know who you are. I can see you. You're swearing now that someday you'll destroy me. Far better women than you have sworn to do the same. Go look for them now." (Atia)

""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)

User avatar
Milla
Zainteresowany
Posts: 411
Joined: Fri Apr 09, 2004 12:08 am
Location: Łódź
Contact:

Post by Milla » Sat Sep 18, 2004 10:25 pm

CZĘŚĆ 6

Los Angeles, 2002

~ Liz ~


Proces Maxa zaczął się w połowie lipca po zakończeniu szkoły średniej. Od samego początku nie szło dobrze. Oni mieli odciski palców, świadków kłótni Maxa z Langleyem, a także innych, którzy twierdzili, że ciemnowłosy mężczyzna pasujący do opisu Maxa był widziany w okolicach domu Langleya w dniu zabójstwa. My mieliśmy zeznanie Maxa, że od października nie zbliżał się do Langleya, fakt, że opis ‘wysoki o ciemnych włosach’ dotyczył milionów ludzi na Ziemi i szeroko rozpowszechnioną opinię, że Langley był podłym draniem, który miał wielu wrogów. Oczywiście mieliśmy też stwierdzenie, że gdyby Langley naprawdę był martwy, to byłby kupką prochu, a nie dobrze ubranym ludzkim ciałem, ale jako, że nie mogliśmy tego nikomu powiedzieć, to na nic nam się to nie przydało.

Ten proces stał się moją obsesją, czytałam sprawozdania, raporty policyjne, zeznania świadków. Kiedy skończyły mi się materiały związane z procesem Maxa, czytałam rzeczy powiązane z innymi sprawami o morderstwo – szczególnie te, w których oskarżony został uznany za niewinnego. Przed końcem pierwszego tygodnia przeniosłam się do Los Angeles, żeby być z Maxem. Moi rodzice powiedzieli, że jeśli pojadę, to mogę nie wracać, ale nie dbałam o to. Nie mogłam myśleć dalej niż następny dzień, dalej niż zakończenie procesu, kiedy to mieliśmy się dowiedzieć, czy Max kiedykolwiek wróci jeszcze do Roswell. Nawet dzień, kiedy otrzymałam list z Harvardu z powiadomieniem, że przyznano mi pełne stypendium, ledwo dotarł do mojej świadomości. Zapomniałabym wysłać pisma akceptującego, gdyby Max nie zaprowadził mnie do skrzynki na listy i nie dopilnował, że je tam wrzuciłam. Nalegał, że pojadę nieważne czy proces już się skończy czy nie i obiecał, że dołączy do mnie jak tylko będzie mógł. Nie rozmawialiśmy o tym co będzie, jeśli proces się skończy i on zostanie skazany.

Proces trwał niemal dokładnie trzy tygodnie. Dzień, kiedy obie strony wygłosiły mowy końcowe, był upalny i mglisty, smog wisiał nad całym miastem. Powietrze było ciężkie i zanieczyszczone; uświadomiłam sobie, że tęsknię za suchym i gorącym pustynnym powietrzem i chłodnymi nocami. W ciszy wracaliśmy do hotelu, wszyscy byliśmy wyczerpani. Nawet Maria była zbyt zmęczona by mówić. Przyjechała, aby być z Michaelem wkrótce po rozpoczęciu procesu i została do końca. Maria i ja od lat byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami, ale jeszcze nigdy nie doceniałam jej tak bardzo, jak tamtego strasznego lata. Pamiętam, że Max i ja siedzieliśmy na tylnim siedzeniu, podczas gdy Michael prowadził. Klimatyzacja była włączona na ful, a mimo wszystko w samochodzie było parno. Na zewnątrz wisiały ciężkie szare chmury, obiecujące burzę na później.

„Mam stanąć po coś na obiad?” zastanawiał się Michael na głos. Maria i ja pokręciłyśmy głowami.

„Po prostu wróćmy do hotelu,” powiedział Max, więc Michael jechał dalej. Spojrzałam na Max i pomyślałam, że jeszcze nigdy nie widziałam go tak zmęczonego. Jego oczy były puste, kiedy wyglądał przez okno. Wyciągnęłam rękę i położyłam ją na jego dłoni, leżącej pomiędzy nami na siedzeniu, a on odwrócił rękę i splótł swoje palce z moimi. Kiedy na mnie spojrzał i próbował się uśmiechnąć, myślałam, że pęknie mi serce. Po cichu przysunęłam się do niego i przyciągnęłam go do siebie, kładąc jego głowę na swoim ramieniu. Objął mnie ramionami, a ja odgarnęłam mu włosy z czoła. Resztę drogi jechaliśmy w ten sposób, przytuleni do siebie i zastanawiałam się jak my przetrwamy obrady przysięgłych. Ostatnio Maria, Michael, Max i ja zmieniliśmy wcześniejszy przydział pokoi, nawet o tym nie rozmawiając. Ostatnie trzy noce spędziłam w ramionach Maxa, przez większość czasu nie śpiąc i wsłuchując się w jego oddechu. On również nie spał dużo i z każda nocą coraz bardziej się o niego martwiłam. Nie kochaliśmy się jeszcze. Tamtej pierwszej nocy myślałam, że to zrobimy... miałam nadzieję, że to zrobimy... ale Max powiedział, że nie chce by to było w ten sposób. Chciał, żeby nasz pierwszy raz był idealny, romantyczny i magiczny. Nie kiedy oboje jesteśmy wyczerpani po dniu w sądzie i obawiamy się kolejnego. Myślę, że tak naprawdę bał się, że zrobiłabym to dlatego, że myślałam iż on tego chciał, ale wcale tak nie było. Niemal trzy lata czekałam no to, żeby Max Evans kochał się ze mną. Nie byłam pewna jak długo jeszcze mogę czekać.

Może dzisiejszej nocy, pomyślałam opierając policzek na jego włosach. Wydaje mi się, że zaczęłam już czuć, iż czas nam ucieka, ponieważ mogłam myśleć tylko o tym, że jeśli to była nasza ostatnia wspólna noc, to chciałam go całego.

Kiedy dotarliśmy do hotelu, zastaliśmy Jessego i Isabel czekających na nas. Jesse wyglądał na niespokojnego, po Isabel było widać, że płakała.

„Max, jak się trzymasz?” zapytał Jesse. Ciepło uścisnął dłoń Maxa. Jesse był wspaniały przez cały ten bałagan. Większość czasu spędził w Los Angeles, pomagając adwokatom Maxa jak tylko mógł i poświęcił dużo czasu na wyjaśnianie nam różnych spraw, kiedy ich nie rozumieliśmy.

„Bywało lepiej,” odpowiedział szczerze Max. Ciągle mocno trzymał moją rękę.

„Muszę z tobą porozmawiać,” powiedział Jesse. „Czy możemy wejść na górę?”

Max skinął głową. „Jasne.” Wszyscy wsiedliśmy razem do windy i wjechaliśmy na piąte piętro, po czym przeszliśmy do pokoju Maxa i mojego. Nikt z nas się nie odezwał.

Kiedy zebraliśmy się w pokoju – siedząc na krzesłach i łóżku, z Jessem stojącym po środku pokoju z rękoma w kieszeniach – Jesse spojrzał na Maxa. „Rozmawiałem z Isabel,” zaczął, „i ona uważa, że powinienem ci o czymś powiedzieć.”

„O co chodzi?” spytał Max spokojnie, ale jego uścisk na moje dłoni stał się boleśnie mocny.

„Jedynym sposobem, żebyś się z tego wyplątał jest to, żeby oni dowiedzieli się że Cal Langley żyje i zastawił na ciebie pułapkę,” wyrzucił z siebie Jesse. „Proces był katastrofą – wszyscy to wiemy.”

Cisza zapanowała w pokoju, kiedy wszyscy wpatrywaliśmy się w niego. Nikt nie zaprzeczył. Wszyscy wiedzieliśmy, że to prawda.

„Co według ciebie powinniśmy zrobić?” spytał po chwili Max.

„Myślę, że powinniśmy odnaleźć Langleya,” powiedział mu Jesse. „Ale myślę, że ty jesteś jedynym, który może to zrobić. Ty jesteś królem, nie?”

„Nie jestem królem,” wymamrotał Max, ale Jesse ciągnął dalej.

„Dla Langleya jesteś. Reszta z nas nie ma nad nim żadnej władzy – właściwie to pewnie by nas zabił, gdybyśmy zdołali go odnaleźć. Jest wobec ciebie lojalny tylko dlatego, że jesteś następcą tronu i ma to zakodowane w genach.” Jesse wzruszył ramionami. „Jeśli ktoś ma go odnaleźć i oczyścić cię z zarzutów, to musisz być ty.” Przerwał na dłuższy moment. „A nie możesz tego zrobić będąc w więzieniu.”

Max podniósł wzrok i napotkał spojrzenie Jessego. Wydawało się jakby ładunek elektryczny właśnie przepłynął przez pokój. „Co ty mówisz?” zapytał Max.

„Że gdybym był na twoim miejscu,” powiedział cicho Jesse, „i zmagałbym się z tym co ty teraz, uciekłbym.”

Wydawało mi się, że moje serce przestało bić i że całkiem zapomniałam jak oddychać. „Co... myślisz, że on powinien uciec?” wyszeptałam. „Ale zbieg?”

„Tylko do czasu aż znajdzie Langleya,” wyjaśnił Jesse. „Jasne oskarżą go o ucieczkę, ale jeśli dowiedzą się, że to wszystko było ukartowane, potraktują go łagodnie. Prawdopodobnie nawet nie będzie musiał tego odsiedzieć.”

„Chwileczkę.” Michael podniósł rękę. „Jako prawnik mówisz mu, żeby uciekł?”

„Jako prawnik mówię mu jaki będzie prawdopodobnie wynik tego procesu. Jako jego szwagier i przyjaciel, mówię mu co ja bym zrobił,” powiedział stanowczo Jesse.

„Taak, to brzmi jak gadka prawnika,” mruknął Michael, ale wszyscy go zignorowali.

Chwyciłam ramię Maxa. „Max nie,” powiedziałam nagląco. Jak Jesse mógł to zasugerować? Max mógł zostać ranny, albo zabity... nie. Nie, nie zamierzałam mu na to pozwolić. „Max, znajdziemy dla ciebie Langleya. Wyciągniemy cię.” Nie patrzył na mnie, wpatrywał się tylko w jakiś punkt na podłodze. „Ława przysięgłych nawet jeszcze nie skończyła obrad – możesz zostać uniewinniony. Nie możesz tego zrobić. Mógłbyś zostać ranny, albo...”

„Liz, nie wydaje mi się, by było jakieś inne wyjęcie.” To była Isabel, odezwała się po raz pierwszy. Wyglądała na równie zrozpaczoną, jak ja się czułam. „Max musi znaleźć Langleya. To jedyny sposób na udowodnienie, że jest niewinny.” Mogłam się tylko na nią patrzeć, zastanawiając się czy zwariowała.

„Max, niechętnie to mówię,” zaczął Michael, drapiąc się w tylnią część szyi, „ale to brzmi sensownie. Gliny nie znajdą Langleya.”

„Ale będziesz zbiegiem,” powiedział poważnie Jesse. „Prawdopodobnie uznanym za niebezpiecznego – jeśli cię znajdą, użyją siły by cię złapać. Chcę się upewnić, że to wiesz.”
Max skinął głową. „Wiem.”

„Max, nie możesz się nad tym zastanawiać,” wyszeptałam, odwracając się do niego. „To szaleństwo. Nie możesz tego zrobić.”

Max zaciągnął mnie w róg pokoju. „Liz, myślę, że muszę.” Zaczął mówić coś jeszcze, ale Jesse mu przeszkodził.

„Jeśli masz zamiar to zrobić, najlepiej zrób to jak najszybciej. Dopóki przysięgli obradują, mogą nie zauważyć, że cię nie ma.” Jesse wyglądał na smutnego i znękanego. „Kiedy nie pojawisz się w sądzie, będą wiedzieć że uciekłeś.”

„Mogę zniknąć dziś w nocy,” wymamrotał Max.

„Co? Nie!” Poczułam się słabo. „Max, to za szybko.”

Jesse spojrzał na nas, po czym zwrócił wzrok na resztę grupy. „Powinniśmy pozwolić wam to omówić,” powiedział.

Maria przytaknęła. „Tak – chodźmy do naszego pokoju. Będziemy po drugiej stronie korytarza gdybyście nas potrzebowali.” Posłała mi ostatnie spojrzenie i wyprowadziła pozostałych z pokoju.

Jak tylko drzwi zatrzasnęły się za nimi, poczułam jak nogi odmawiają mi posłuszeństwa. Opadłam na kolana na dywan i kiedy Max uświadomił sobie co się stało, natychmiast był przy mnie.

„Co się stało Liz? Wszystko w porządku?” spytał, wyciągając do mnie rękę.

„Nie,” powiedziałam drżącym głosem, podnosząc się na nogi. Odepchnęłam go. „Nie, nie jest w porządku.” Podeszłam do łóżka, czując się jakby ktoś walnął mnie w brzuch. „Nie, z całą pewnością nic nie jest w porządku.”

Max poszedł za mną. „Liz, przepraszam. Gdyby był inny sposób...”

„Musi być inny sposób!” przeszkodziłam. „Coś – jakiś sposób, który nie wymaga tego, żebyś uciekł sam i żebym nigdy więcej cię nie zobaczyła.”

Przyciągnął mnie do siebie, próbowałam z nim walczyć, ale był ode mnie silniejszy i zwyczajnie trzymał mnie w ramionach, dopóki nie przestałam się wyrywać. „Liz, ciii,” mruknął. „Wszystko będzie dobrze.”

„Jak?” zażądałam, niezdolna dłużej powstrzymywać łez. „Powiedz mi, jak będzie dobrze!”

„Znajdę go Liz - obiecuję, że go znajdę i wtedy będziemy razem.” Całował moje policzki, moje czoło. „Jesse ma rację. Muszę odnaleźć Langleya, albo resztę życia spędzę w więzieniu. Nie mogę być tak długo z dala od ciebie Liz.”

„Zabierz mnie ze sobą,” błagałam. „Pojadę z tobą i pomogę ci go znaleźć.”

„Nie. Nie – to co powiedziałem wcześniej... to wciąż prawda.” Trzymał mnie blisko. „Jesteś dla mnie najważniejsza. Muszę wiedzieć, że jesteś bezpieczna. Wrócę do ciebie jak tylko to wszystko się wyjaśni – obiecuję.”

„Co jeśli to nie wystarczy?” spytałam, ukrywając głowę w jego ramionach, kiedy szlochałam. „Proszę Max, nie rób tego.”

„Posłuchaj mnie.” Odepchnął mnie trochę, by móc patrzeć mi w oczy. „Langley ciągle gdzieś tam jest i jeśli nienawidzi mnie wystarczająco, by ustawić to wszystko, to może spróbować czegoś innego. Może spróbować dotrzeć do ciebie albo Isabel, albo kogoś innego na kim mi zależy. Nie mogę na to pozwolić.” W jego oczach również były łzy. „Nie chcę cię zostawiać Liz, ale muszę to zrobić.”

Nie pamiętam co potem powiedział. Wszystko co pamiętam z dalszej części tego wieczora, to jak leżałam skulona na łóżku podczas gdy on pakował torbę, a potem jak leżał przy mnie, czekając aż zrobi się ciemno. Tyle chciałam mu powiedzieć, ale nie mogłam znaleźć słów. O ósmej Michael, Maria, Jesse i Isabel zapukali do naszych drzwi, by się pożegnać. Wszyscy po kolei uściskali Maxa i widziałam, jak Jesse wcisnął mu do ręki zwitek banknotów. Michael zaproponował, że podwiezie go na lotnisko albo dworzec autobusowy – gdziekolwiek chciał jechać – ale Max powiedział, że będzie lepiej jeśli nikt z nas nie będzie wiedział dokąd jedzie. Isabel szlochała otwarcie, a oczy Marii były zaczerwienione i opuchnięte. Wydawało mi się, że nie mogę więcej płakać, ale kiedy Max wziął mnie w ramiona i trzymał blisko ten ostatni raz, nie mogłam oddychać pomiędzy szlochami.

„Proszę nie jedź,” wykrztusiłam, trzymając go ze wszystkich sił.

„Muszę,” powiedział i zdałam sobie sprawę z tego, że on również płacze. „Muszę Liz.” Obejmował mnie jeszcze przez chwilę, po czym odsunął się i podniósł swoją torbę. „Kocham cię,” powiedział, po raz ostatni całując mnie w czoło.

Michael i Maria złapali mnie, kiedy ugięły się pode mną kolana. Przy drzwiach, Max zatrzymał się na moment i miałam dziką nadzieję, że zmienił zadnie. Ale on tylko popatrzył na nas smutno. „Dbajcie o siebie,” powiedział i po chwili już go nie było.

Przysięgli zakończyli obrady trzy dni później. Winny. Został zaocznie skazany na dożywocie bez możliwości ubiegania się o wcześniejsze zwolnienie. Kiedy tego słuchaliśmy, nie wiedzieliśmy już gdzie on jest.


St. Petersburg, 2012

Zabawne jak wspomnienia mogą tobą czasem zawładnąć, pozostawiając cię z poczuciem jakby to wszystko wydarzyło się wczoraj, a nie dziesięć lat wcześniej. Po tym jak Sophie poszła spać tego wieczora, wzięłam lampkę wina do biblioteki i usiadłam przez pustym kominkiem, starając się uporządkować myśli. Ale im dłużej tam siedziałam, tym bardziej czułam się schwytana w przeszłość. Nie mogłam wybić sobie z głowy słów Michaela... Max nie miał więcej możliwości. Nie pozostało już nic by wnieść apelację. Jeżeli nie stanie się coś drastycznego, Max spędzi resztę życia za kratkami.

W tej chwili uświadomiłam sobie, że zawsze czekałam. Czekałam, by pewnego dnia skręcić na rogu i zobaczyć tam Maxa. Czekając na to, by podnieść słuchawkę i usłyszeć jego głos, mówiący mi, że to koniec, że Langley został złapany i że Max jest w drodze do mnie i Sophie. Czekając, by przedstawić mają córkę jej ojcu i patrzeć jak ci dwoje zakochają się w sobie.

Ale teraz to się nigdy nie stanie. Max nigdy nie opuści więzienia kalifornijskiego, w którym spędził już niemal dekadę i że jeśli Sophie będzie kiedyś chciała poznać swojego ojca, będzie to musiała zrobić w sali odwiedzin wypełnionej innymi więźniami i ich rodzinami. Mój piękny, łagodny Max zestarzeje się w samotności w maleńkiej celi, nigdy nie dowiadując się jak to jest podróżować swobodnie, albo trzymać w ramionach swoją zasypiającą córkę. Nigdy więcej nie zaznam jego dotyku... ale nigdy też go nie zapomnę.

„Tam musi coś być,” mruknęłam, wpatrując się w kieliszek z winem. „Coś, co przegapiliśmy.”

W szkole prawniczej uczyli nas, że nie ma czegoś takiego jak zbrodnia doskonała. Coś się zawsze znajdzie – jakiś dowód, albo zeznanie świadka, które powali cały domek z kart. Musiałam wierzyć, że to jest również prawdziwe w przypadku sprawy Maxa. Powracając do moich wspomnień z procesu, próbowałam podejść do nich z punktu widzenia obiektywnego obserwatora. Ale moje wspomnienia tego, co wydarzyło się w sądzie były zbyt blisko powiązane ze wspomnieniami naszego życia poza salą sądową tamtego lata i zagubiłam się w myślach o dniach spędzonych u boku Maxa i nocach w jego ramionach.

W końcu podniosłam się i poszłam do przedpokoju po teczkę, którą zostawił Michael. Zabrałam ją z powrotem do biblioteki, zatrzymując się w kuchni po wcześniej otworzoną butelkę wina. Kiedy wróciłam do biblioteki, nalałam sobie kolejny kieliszek wina, opierając się pokusie by wypić go za jednym zamachem i zaczęłam rozkładać zawartość teczki na biurku.

Miało jeszcze minąć dużo czasu nim udałam się na spoczynek tamtej nocy.
Last edited by Milla on Wed Oct 20, 2004 3:11 pm, edited 2 times in total.
"Największy ze wszystkich błędów to dojście do przekonania, że nie popełnia się żadnego." - Thomas Carlyle

User avatar
tigi
Zainteresowany
Posts: 372
Joined: Fri Aug 01, 2003 6:30 pm
Location: Poznań
Contact:

Post by tigi » Sat Sep 18, 2004 10:49 pm

Milla, czy przypadkiem nnie umiesz czytać w myślach? :wink: Akurat dziś mialam wielką ochotę przeczytać nową część Innocent. Już rano przypomniałam sobie wcześniejsze rozdziały.

Co się stało, że jednak Max znalazł się w więzieniu, skoro uciekł ?
Ta część obfituje w wiele emocji. Z niepokojem czytałam kolejne zdania. Już teraz dziękuję Tobie za tak wzruszające tłumaczenie. :P

User avatar
Ela
Fan...atyk
Posts: 1844
Joined: Tue Jul 15, 2003 5:55 pm

Post by Ela » Sun Sep 19, 2004 4:38 pm

Albo coś przoczyłam, albo rzeczywiście Liz nie wiedziała, że Max jest w więzieniu, kiedy po latach spotkała się z Michaelem. Bo tak jak wspomina, marzyła, że kiedyś spotka go na ulicy, że przedzwoni i powie że złapano Langleya a ona będzie mogła przedstawić mu córkę. Napewno po jego wyjeździe spotkała się z nim jeszcze raz...jakie było to spotkanie, trudno sobie wyobrazić kedy ich pożegnanie w dzisiejszym odcinku miało tak dramatyczny i rozpaczliwy przebieg.
Po latach wróciły do niej wspomnienia...i te ciepłe i pełne bólu ale ważne, że dzięki nim przełamała się, przeszłośc zaczęła ożywać, a wraz z nią możliwość pomocy.
Dzięki Milluś, statnowczo za rzadko raczysz nas tym cudeńkiem :mrgreen:
Image

Post Reply

Who is online

Users browsing this forum: No registered users and 23 guests