Hejka!!!!!
Dzięki za miłe recenzje. niestety na walkę musicie jeszcze troszkę poczekać a tymczasem następna część ff......
DWA SERCA cz.7
Courtney spała prawie do południa. Nikt się temu nie dziwił, gdyż wiedzieli co przeszła poprzedniego dnia. Kyle pomagał ojcu w pracy i w domu zostały Courtney i Tess. Przed południem do domu Kyle'a i Tess wpadła reszta z Kosmicznej Czwórki.
- A gdzie reszta?- zapytała Tess.
- Nie ma- odpowiedział krótko Michael.
- Postanowiliśmy, że lepiej będzie jak sami zorganizujemy plan obrony. Tylko kosmici.- wyjaśnił Max.
- Plan obrony?- prychnęła Courtney, która właśnie weszła do pokoju i usłyszała ostatnie słowa Maxa. Wyglądała o wiele lepiej.
- A co? Coś nie pasuje?- zapytał Michael.
- A tak! To mi nie pasuje, że oni mogą nas zmiażdżyć w ciągu godziny albo i wcześniej! Zanim zdążymy zareagować!- rzekła Courtney.
- Dlatego musimy omówić wszystkie możliwości i ty nam pomożesz- Max zwrócił się do dziewczyny, która spojrzała na niego ze zdziwieniem.
- A niby w czym?
- Nie wiemy dużo o Skórach. Opowiedz coś o nich. Jakie mają metody walki?
- Metody walki? chyba żartujesz!- Courtney się roześmiała.- Oni, to znaczy Skórowie nie mają żadnych metod walki. Naoglądałeś się za dużo filmów karate! Skórowie niszczą wszystko i wszystkich jak staną im na drodze.- powiedziała. Isabel spojrzała na nią przestraszona.
- Issy, nie martw się.- powiedział Max do siostry.
- Tak issy. Nie martw się. Oni zabiją Zana, Ratha i Avę oraz mnie. Ciebie zabiorą do Kivara. Nie zginiesz. Chociaż... Kto wie?- ironizowała Courtney.
- Przestań!- krzyknęła Isabel.
- Oczywiście, że przestanę. Mam lepsze rzeczy do roboty niż pocieszanie ciebie! na przykład organizowanie tymczasowego schronienia
- Czego?- zdziwił się Michael.
- schronienia. To jest takie coś gdzie człowiek, lub kosmita w naszym przypadku, może....
- Wiem co to jest schronienie! Ale po co?
- Żeby zyskać na czasie a po co? Chyba nie wyskoczysz z łazienki i nie porazisz ich mocą...
- Taaa, jasne
- A więc do dzieła! Myślę, że najbezpieczniej będzie w UFO Centrum- powiedziała Courtney, ignorując złośliwy uśmieszek Michaela. Tym sposobem definitywnie skończyła głupi dialog z Michaelem, który do niczego nie prowadził.
- A co z Liz, Marią, Alexem i Kylem?- spytała Isabel.
- A co ma być? Oni są ludźmi Isabel. Nie możemy ich mieszać w kosmiczne sprawy. Co ludzie mogą zrobić? Walnąć ich kołkiem w głowę?- Courtney spojrzała na Isabel jak na wariatkę.
- Spotykamy sie wieczorem. Pasuje o dwudziestej?- zapytał Max.
- Oczywiście wasza wysokość- Courtney wyszła z pokoju.
- Nie rozumiem tej dziewczyny.....- westchnął Michael. Max wyjrzał z pokoju i zamknął drzwi.
- A moim zdaniem ona jest szpiegiem- powiedział.
- No coś ty!- Tess spojrzała na niego zaskoczona.
- To jej rasa a zobacz jak mocno zaangażowała się w sprawy przeciwko nim!! Moim zdaniem to podejrzane!
- A moim nie! Przecież widziałeś co oni z nią zrobili!- krzyknęła Tess.
- Cicho bo usłyszy! Sama mogła to zrobić! Tak nagle zakochała się w Kyle'u? A na początku kokietowała Michaela! Tess, nie zapomnij, że przyleciała tu żeby nas zabić a przynajmniej pomóc w zabiciu.
- Nie wierzę! Ona nie jest szpiegiem! Jestem przekonana, że....- Tess nadal broniła Courtney.
- Jak chcesz!- przerwał jej Max.- Przepraszam was, ale muszę iść.
- Idę z tobą!- zawołała Isabel.
- Nie! idę na randkę z Liz. Do wieczora!- Max wyszedł przez okno. Kiedy wyszedł Isabel podeszła do drzwi i otworzyła je. Za drzwiami stała Courtney.
- Wychodzicie?- zapytała.
- Nie. Chciałam iść po ciebie....
- aha. Gdzie Max?
- Poszedł na randkę.- mruknął Michael.
- Muszę wam coś powiedzieć....- zaczęła Isabel. - Ostatnio Max dziwnie się zachowuje. Wciąż gdzieś wychodzi i nic mi nie mówi...
- Mi też- wtrącił Michael.
- Właśnie. Mówi, że idzie na randkę a godzinę po jego wyjściu dzwoni Liz pytając czy Max mógłby do niej wpaść jak ma czas.... Cos jest nie tak. Czuję to.
- Może to zwykły przypadek.....- pocieszyła ją Tess, ale nie zabrzmiało to przekonująco.
- Może..- zgodziła się Issy.- Idziemy?- zwróciła się do Michaela.
- Idziemy- wyszli tym razem drzwiami.
***
Przed ósmą zjawiła się cała Kosmiczna Czwórka. Nie było nikogo z ludzi. Liz i Maria były w Crashdown, Alex w innym mieście a Kyle nadal pomagał ojcu. Wpadł tylko na chwilę po południu, żeby sprawdzić co z Courtney. Punktualnie o ósmej Courtney wstała z łóżka.
- Idziemy?- zapytała dziarskim tonem. Wszyscy opuścili mieszkanie.
- A wy dokąd?- zapytał Kyle kiedy kosmici wyszli przed dom.
- Co wy tu robicie?- zapytała Courtney widząc przed sobą Kyle,a, Liz, Marię i alexa.
- Cóż... Ja tu mieszkam- wyjaśnił Kyle.- A wy jesteście moimi przyjaciółmi i nie zostawię was.
- Właśnie!- krzyknął Alex. Dziewczyny kiwnęły głowami.
- Nie możecie iść z nami! To moje ostatnie słowo!- powiedziała Courtney.
- Ciekawe kto go posłucha! Zresztą nie ty tu dowodzisz!- powiedziała maria.
- Max...- Liz spojrzała na ukochanego. Tymczasem Courtney wzięła Kyle'a na bok.
- Chociaż ty bądź mądry i odejdź! Może wpłyniesz na nich jakoś!- mówiła Courtney.
- Nie zostawię cię bo cię kocham!
- Ja też cię kocham i właśnie dlatego nie chcę żebyś z nami szedł! Musisz żyć!
- Nikt nie zginie! Czuję to! I tak pójdę i tak! Oszczędź sobie gardło bo nie przekonasz mnie!- odparł Kyle. Objął ją ramieniem i powiedział
- Będzie dobrze. Zobaczysz.
- Oby...- westchnęła Courtney i zwróciła się do Maxa- co postanowiłeś?
- Idą...
- Co???- przerwała mu- Skazujesz ich na pewną śmierć! Ale z ciebie przywódca!
- Uparli sie! Znam ich dłużej i wiem, że nie zatrzymam ich na siłę!- powiedział Max.
***