Post
by Graalion » Tue Feb 17, 2004 8:23 pm
- Dobra, powiadomcie mnie gdyby coś się wydarzyło - rzucił obojętnie szeryf Valenti.
- Ale szeryfie - zastępca miał niewyraźną minę. - Jest pan pewien, że nie powinniśmy zrobić sekcji? Przecież ...
- Nie - szeryf gładko uciął wszelkie dyskusje. - Przynajmniej na razie. Niech pani Collins poleży sobie w kostnicy. Za jakąś godzinę powinni tu być ludzie z FBI. Podobno podobny znak na swych ofiarach zostawia jakiś seryjny morderca poszukiwany w 4 stanach. Ale nikomu ani mru-mru, zrozumiano?
Zastępca pokiwał głową z nieszczęśliwą miną. Jim Valenti odwrócił się z zadowoleniem i ruszył przed siebie. Kłamstwo było całkiem przekonujące; zresztą ostatnimi laty nauczył się bardzo dobrze kłamać. Chwilami ogrom sekretów które znał aż go przytłaczał. Myślał wówczas o żonie. Matka Kyle'a zginęła 10 lat temu. Zamordowana. A on wiedział kto był za to odpowiedzialny. I przyjdzie ten dzień, że stanie z nim twarzą w twarz. A wtedy Nasedo odpowie za to i wszystkie inne morderstwa jakie popełnił w ciągu swej ponad 50-letniej kariery.
Wszedł do Crashdown. Był głodny, a tu serwowali świetne hamburgery. Zastanawiał się też, czy by nie przepytać jeszcze raz tej Liz Parker, ale dał sobie spokój. Ona prawdopodobnie i tak nic nie znaczy. Nic nie wie. A nawet jeśli - co się odwlecze ...
Nikt prócz Liz nie zauważył reakcji Jeffa Parkera na wejście szeryfa. Paniki w oczach, nagłego pobladnięcia. Parker zaraz też znalazł jakąś wymówkę żeby wyjść tylnym wyjściem.
Kiedy nikt już go nie widział, przystanął na chwilkę. Jego twarz była pozbawiona wszelkich uczuć, tylko oczy zdradzały strach. Zaraz jednak wziął się w garść. Nie poznał go. Nie mógł go poznać. Nasedo uśmiechnął się lekko pod nosem. Miał praktykę w uciekaniu, kryciu się i maskowaniu. Robił to od ponad pół wieku. I zabijał. W tym też był dobry.
- Mogłabyś uważać jak jeździsz - brunet był najwyraźniej zirytowany.
- Przepraszam - wybąkała Serena. - Nic ci nie jest?
- Nie dzięki tobie - chłopak zmierzył ją pogardliwym spojrzeniem. - Gdzie ty uczyłaś się jeździć? W Kuwejcie?
- Hej, przecież cię przeprosiłam - w Serenie powoli zaczęła narastać złość. - Czego jeszcze chcesz?
- Chętnie bym ci powiedział czego chcę - brunet wyszczerzył zęby i zmierzył jej ciało bezczelnym spojrzeniem. - Ale nie mam teraz czasu. Po prostu uważaj na przyszłość.
Odwrócił się i ruszył w kierunku pobliskiej kawiarni. Serena zacisnęła gniewnie zęby. Miała ochotę ... ale nie, nie tutaj. Nie przy wszystkich i nie w tym miasteczku. Odporowadziła wiec tylko bruneta wzrokiem. Jakiś inny chłopak wyszedł z kawiarni i zauważywszy jej bruneta machnął mu ręką.
- Co jest, Michael? - rzucił brunet zdziwiony.
- Ech, lepiej nie gadać - drugi chłopak pokręcił głową.
- Matka Marii? - brunet pokiwał z uśmiechem głową.
- A któżby inny? - Michael wzruszył ramionami. - Ale coś ci muszę powiedzieć, Max. To ma związek z Jeffem Parkerem.
Parker - to nazwisko zawyło w głowie Sereny niczym syrena alarmowa.
"Please, God, make everyone die. Amen."
Wieczorny pacierz Scratch'a ("PvP")