AN: No i wreszcie długo wyczekiwana kolacja u Evansów.
![Laughing :lol:](./images/smilies/icon_lol.gif)
Miłej zabawy...
<center>
ROZDZIAŁ 14</center>
Akcja: przed domem Evansów, późne niedzielne popołudnie
Max: właśnie wrócił od Liz i siedzi w Jeepie zaparkowanym na podjeździe. Jest emocjonalnie wyczerpany. Wykorzystał swoje moce by usunąć u siebie i Liz ślady po wcześniejszym płaczu, ale to tylko załatwiło sprawę tego co na zewnątrz, wnętrze ciągle wymagało pracy. Dodatkowo muszą jakoś przetrwać dzisiejszy wieczór, nie mówiąc już o tym, że mama chce z nim spędzić trochę czasu. Im szybciej upora się z mamą, tym szybciej będzie mógł się trochę położyć. Wysiada z samochodu i wchodzi do domu kuchennymi drzwiami. Ze zmęczonym uśmiechem na twarzy, wita mamę...
„Cześć mamo. To wygląda wspaniale i równie dobrze pachnie.”
Mama: przygotowuje kolację. Zauważa, jak wygląda jej syn...
„Skarbie, jak się czujesz? Wyglądasz na zmęczonego.”
Max: siada przy stole...
„Jestem trochę zmęczony, nie jest tak źle... uh... Mamo, co do dzisiejszej kolacji... Ja, tak jakby zaprosiłem też Michaela i Marię DeLuca... uh... mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko?
Mama: trochę tym zaskoczona, ale domyśla się o co chodzi...
„Hmmm, chciałam ograniczyć to tylko do rodziny, ale myślę, że Michael się kwalifikuje... potrzebujesz odrobinę dodatkowego wsparcia na wieczór, co? Ale Maria też?”
Podaje Maxowi małą przekąskę i siada z nim przy stole...
„Zjedz coś. Do kolacji zostało jeszcze trochę czasu.”
Max: bierze Tabasco i polewa nim ciasteczka...
„Maria jest najlepszą przyjaciółką Liz i... cóż... ona i Michael mają to... ‘coś’”
Mama: krzywi się patrząc, jak syn je...
„Nigdy nie zrozumiem, czemu wy tak uwielbiacie Tabasco. Zrób mi przysługę i nie rób tego dzisiaj przy kolacji. Więc Maria przychodzi by wesprzeć Liz. Ona i Michael mają... ‘coś’, tak się wyraziłeś? Mógłbyś mnie wprowadzić co w dzisiejszych czasach kryje się pod określeniem ‘coś’?”
Max: czuje się trochę niepewnie...
„Przykro mi... uh... tak... um... tak naprawdę nie jestem do końca pewny co oni mają. Nie jestem nawet pewny, czy oni wiedzą, a dokładniej, czy Michael wie. Ale ona jest dla niego dobra. Pasuje do niego.”
Mama: to wzmogło jej ciekawość...
„Cóż, to wspaniale. Michael jest jak brat dla ciebie i Izzy, często martwię się, że jest na swoim. Cieszę się, że ma kogoś specjalnego. Maria to miła dziewczyna. Dobrze, że ich zaprosiłeś. A teraz, kiedy już opisałeś ich ‘coś’, to może opiszesz teraz twoje i Liz?”
Max: {
O kurczę.}
„No... więc... ona jest niezwykła... um... my jakby... po prostu pasujemy razem. Znam ją od trzeciej klasy, ale dopiero... w zeszłym roku zaczęliśmy się spotykać.”
Unika patrzenia na mamę, zamiast tego jest bardzo skoncentrowany na jedzeniu ciasteczek. {
Proszę cię mamo, tak bardzo nie chcę teraz odbywać tej rozmowy. Jestem w tej chwili zbyt zmęczony, by odbywać długą dyskusję na temat mojego życia uczuciowego.} Posyła mamie swoje najlepsze spojrzenie małego chłopca i przeciera oczy...
„Miałem zamiar zdrzemnąć się trochę przed kolacją. Zdaje się, że nie spałem w nocy tak długo, jak powinienem.”
Mama: widząc znajomą minę na twarzy syna, wie co on próbuje zrobić. Bez względu na to jaki jest dorosły, ciągle jest jej małym chłopcem i w tej chwili używa wszystkich dostępnych środków by uniknąć przesłuchania...
„Możemy porozmawiać później. Nie mogę się doczekać, żeby lepiej poznać Liz i jej rodzinę. Odpocznij trochę. Zawołam cię przed przyjściem gości.”
Max zostawia mamę, by mogła dokończyć przygotowania na wieczór. Idzie do pokoju i wyczerpany rzuca się na łóżko.
Max: echa ostatnich wydarzeń odbijają się w jego śnie {
Biegnie z Michaelem szkolnym korytarzem, czuje gorąco płomieni sięgających jego placów. Słyszy wołanie Izzy, żeby się obaj zatrzymali. Ogląda się przez ramię i widzi ziejącego ogniem smoka, który ciągnie za sobą upaprany błotem pled i nie przestaje krzyczeć za nimi, żeby się zatrzymali. „O Boże, musimy biec szybciej!” Wpada na Michaela, który się zatrzymał. „Michael, zwariowałeś, ona nas złapie! Musimy się stąd wydostać.” Zauważa zszokowane spojrzenie Michaela i odwraca się by zobaczyć, na co on wskazuje. Ogarnia go absolutne przerażenie, kiedy dokładnie przed nimi pojawia się drugi smok. Ten również zieje ogniem i wrzeszczy coś o nieustannym znikaniu zaraz po spieprzeniu wszystkiego. Dziwne jest to, że smok niesie kosz piknikowy. Łapie Michaela i uciekają do klasy. Kiedy tam wpadają zakłócają odbywającą się lekcję: jego ojciec wygłasza wykład o wychowaniu seksualnym i zaprasza ich do przyłączenia się, twierdząc, że mogą się czegoś dowiedzieć. Michael chwyta go za ramię i wyskakują przez okno, po czym biegną w stronę Crashdown. Wpadają do środka i natykają się na Jeffa Parkera tyle, że on jest olbrzymim T-Rexem i jest wkurzony. Zapędza ich w róg i zamierza dokonać na nich zemsty za to, że ośmielili się tknąć jego córkę i Marię...}
Nieoczekiwanie czuje, jak ktoś nim potrząsa i budzi się.
Isabel: stoi nad swoim zdezorientowanym bratem ze skrzyżowanymi ramionami i rozgniewanym wzrokiem...
„To dopiero musiał być sen. Mama woła cię od 10 minut. W końcu wysłała mnie, żebym ściągnęła cię z łóżka. Jest po szóstej i mama chce, żebyś przyszykował się na wieczór. Więc lepiej się rusz!”
18.30, zaczynają schodzić się goście.
Philip: otwiera drzwi...
„Jeff, Nancy cieszę, że mogliście przyjść. Miło cię znowu widzieć Liz.”
Zanim zamyka drzwi zauważa podjeżdżającą czerwoną Jettę i czeka na nowych gości...
„Miło, że pani przyszła panno DeLuca. Michael miło dla odmiany zobaczyć, jak używasz drzwi. Dobrze, że przyszedłeś na kolację.”
Maria: wyciąga na wierzch cały swój czar...
„Dziękujemy za zaproszenie panie Evans. Nie mogliśmy się doczekać. Prawda Michael?”
Michael: pamięta ich wcześniejszą zażartą dyskusję i potencjalne zagrożenie, jeśli nie rozegra tego dobrze...
„Tak, panie Evans nie mogliśmy się doczekać... uh... dzięki za zaproszenie.”
Diane: „Tak się cieszę, że wszyscy dali radę przyjść. Może przejdziemy na trochę do salonu. Kolacja jest prawie gotowa. Jeff, Nancy macie ochotę na drinka?”
Odwraca się w stronę córki...
„Izzy, może przyniesiesz napoje dla młodzieży?”
Kiedy już Philip przyrządził drinki dla dorosłych, a Isabel przyniosła napoje, wszyscy zrelaksowali się w salonie i zaczęli się nawzajem poznawać.
Jeff: przypomina sobie pewne wydarzenie i z ledwo wstrzymywanym śmiechem zaczyna...
„Wiecie, muszę przyznać, że byłem bardzo zaskoczony, gdy którejś nocy przyłapałem Maxa pod balkonem Liz, kiedy śpiewał jej serenadę po hiszpańsku w akompaniamencie grupy mariachi.”
Wszystkie oczy zwracają się na Maxa, wyrażając różne stopnie szoku.
Philip: {
Miałem rację, on ma fioła na jej punkcie!} Zauważa, jaki czerwony jest jego syn i powstrzymuje się od głośnego wybuchu śmiechu.
Michael: wygląda, jakby był gotów zlinczować Maxa {
Czy masz pojęcie jakie piekło zgotuje mi Maria z powodu twojego genialnego pomysłu?} Spogląda na Marię {
Tak, miałem rację. Ona nie zamierza tak tego zostawić.}...
„Świetna robota Maxwell.”
Isabel: nie chce przyjąć do wiadomości, że jej brat mógłby zrobić coś tak obciachowego...
„Max proszę cię powiedz, że Kyle znowu cię upił i nie wiedziałeś co robisz.”
Zauważa nowy wyraz przerażenia na twarzy brata i momentalnie uświadamia sobie swój błąd, ale jest już za późno. Bezgłośnie mówi...
„Przepraszam.”
Philip: nie jest już tak zachwycony...
„Max, wyjaśnij mi to picie i kim jest ten Kyle?”
Max: chciałby być gdziekolwiek indziej, byle nie tutaj. Rozluźnia się trochę, gdy Liz bierze go za rękę. Uśmiecha się do niej z wdzięcznością i zwraca się do ojca...
„To się zdarzyło tylko raz, w zeszłym roku. Naprawdę wypiłem tylko mały łyk... ale... uh... zdaje się, że niezbyt dobrze znoszę alkohol.”
Diane: „A co dokładnie robiłeś, kiedy źle znosiłeś alkohol?”
Max: „No... więc... uh... widzisz...”
Liz: „Wyratował mnie od nudnej randki w ciemno.”
Posyła mu nieśmiały uśmiech, a on ściska jej dłoń.
Nancy: „Chwileczkę, czy jedyna randka w ciemno, którą miałaś w zeszłym roku, to nie była ta, którą zaaranżowało dla ciebie radio? Kiedy o tym myślę, było wtedy jakieś zamieszanie. Teraz sobie przypominam, twój tata i ja poszliśmy do twojego pokoju, żeby zobaczyć co się dzieje i znaleźliśmy tam ludzi z radia, twojego partnera z randki i Kyla Valentiego. Wpadliśmy w panikę, kiedy prezenter radiowy ogłosił, że zostałaś uprowadzona przez... och... jak on to ujął? Acha, ‘przez ciemnowłosego, tajemniczego przybysza z egzotycznego miejsca’. Dzięki Bogu, Kyle był tam i powiedział, że chodzi o Maxa. Chyba sobie przypominam, że Kyle był lekko wstawiony. Wyszedł z ludźmi od radia. Co dokładnie zdarzyło się tamtej nocy?”
Philip: „Kyle, to Kyle Valenti? Nie mów mi, że upiłeś się z synem szeryfa, a później uciekłeś z Liz w ciemną noc?”
Max: rozgląda się po pokoju i widzi to, czego oczekiwał: Izzy i Michael ledwo powstrzymują histeryczny śmiech, nawet Maria stara się nie roześmiać; mama, tata i Parkerowie tylko dalej patrzą na niego i Liz, czekając na wyjaśnienia. Odwraca się do Liz, która siedzi tam z równie głupią miną, jak on...
Maria: przychodzi im na ratunek, tak jakby...
„Ależ oczywiście zabrał ją na koncert, by zobaczyć występ mój i Alexa.”
Ale nawet ona nie może się powstrzymać od odrobiny złośliwości...
„Oczywiście jako, że Liz była częścią tej całej radiowej randki w ciemno, to musiała wejść na scenę i prezenter radiowy powiedział, żeby wybrała chłopaka, którego chciała jako swoją wymarzoną randkę. Każdy z chłopaków musiał przekonać ją, że to on jest tym jedynym. Kyle był sobą i opuścił scenę po tym jak oświadczył, że zamierza zwymiotować. Ten chłopak Doug, którego wybrało radio był panem Nudnym, ale ludzie nasz Max zaskoczył wszystkich, kiedy na scenie, na oczach połowy miasta wziął Liz w ramiona i namiętnie ją pocałował. Zgadnijcie kogo wybrała? Wszystkie dziewczyny rozpływały się nad tym pocałunkiem!”
Kiedy kończy, wybucha śmiechem, tak samo, jak Michael i Izzy; nawet rodzice zaczynają chichotać.
Diane: „Max, czy to dlatego w zeszłym roku te wszystkie dziewczyny zaczęły dzwonić i wpadać nieoczekiwanie, żeby cię zobaczyć?
Widząc, że Max wygląda, jakby chciał umrzeć ze wstydu, zmienia temat...
„Kolacja powinna już być gotowa, może przejdziemy do jadalni. Izzy, przydałaby mi się pomoc.”
Maria: kiedy siada do stołu, szepcze do Michaela...
„Michael, serwetka.”
Spogląda, żeby się przekonać, czy wypełnił jej instrukcję i przewraca oczami na widok rezultatu...
„Michael, połóż serwetkę na kolanach, nie zatykaj jej za kołnierz i zabierz łokcie ze stołu.”
Uśmiecha się słodko, kiedy chłopak wypełnia jej polecenia.
Michael: z pełnym rezygnacji westchnieniem {
To będzie długi posiłek, oby był dobry.}
Jeff: „Więc, powiedz mi Max, co zamierzasz zrobić ze swoją przyszłością?”
Max: zastanawia się jak by zareagowali, gdyby poznali prawdę {
Wiecie, tak naprawdę jestem hybrydą, a właściwie klonem kosmicznego króla i jestem akurat trochę zajęty walką z moimi wrogami, ale jak tylko skończę, pomyślę o przyszłości. Nie, to by chyba nie wyszło za dobrze.} Zamiast tego...
„Cóż, tak naprawdę to jeszcze nie zdecydowałem. Myślałem o uczeniu, ale ostatnio nauki polityczne też mnie interesują.”
Jeff: „Myślałeś już, do którego collegu chciałbyś iść?”
Max: patrząc na Liz...
„Mam nadzieję, że moje stopnie wystarczą by dostać się na Harvard, ale najprawdopodobniej UNM.”
Jeff: „A co po studiach, jakieś pomysły co do tego, gdzie będziesz żył?”
Max: „Na Ziemi?”
Otrzymuje kopniaka w goleń od Michaela i jednoczesne dźgnięcie łokciem w bok od Isabel.
Jeff: chichocze...
„To było dobre. Ale chodzi mi o to, czy planujesz się stąd wynieść, czy pozostać w okolicy?”
Liz: błagalnie...
„Tato, czy mógłbyś skończyć z tym przesłuchaniem?”
Philip: podczas, gdy sporo dowiaduje się o swoim synu z tego przesłuchania, decyduje się zmienić temat...
„Więc Jeff, jak idą interesy? Wydajecie się bardzo zajęci. Myśleliście o otworzeniu kolejnej restauracji?”
Udaje mu się utrzymać rozmowy na bardziej ogólnych tematach przez resztę posiłku.
Diane: „Więc, kto ma ochotę na deser? Mamy deser truskawkowy ze świeżą bitą śmietaną.”
Liz: stara się uciec, zanim zacznie chichotać...
„Pani Evans, może ja i Maria przyniesiemy? Co najmniej to możemy zrobić, by się odwdzięczyć za tak wspaniały posiłek. Nalegamy.”
Michael: dość cicho...
„Więc Maxwell, co to za sprawa z tobą, Liz i truskawkami? Robi się cała wesoła, za każdym razem, kiedy ktoś o nich wspomni, wiesz tak jak teraz?”
Max: tak cicho jak może, jako że jego mama patrzy na nich...
„Powiedzmy, że wiąże się z tym pewna historia i tak to zostawmy.”
Maria: podczas, gdy pomaga w kuchni przy deserze, po raz pierwszy naprawdę dobrze przygląda się przyjaciółce i natychmiast zdaje sobie sprawę, że coś jest inaczej, ale nie wie co. Nagle ją to uderza...
„O Mój Boże, ty lśnisz!”
Liz: w popłochu odwraca się i patrzy na Marię...
„O nie! Gdzie?”
Zaczyna się sobie przyglądać.
Maria: „Nie, mam na myśli, że lśnisz od wewnątrz. Zaraz... co masz na myśli, pytając gdzie? Chwileczkę, jak daleko wy dwoje zaszliście na tym wczorajszym pikniku?”
Liz: spokojnie wręcza Marii tacę i sama bierze drugą...
„Nie dalej, niż szybki pożegnalny pocałunek. To, to co zdarzyło się później jest warte lśnienia.”
Po tym wchodzi z powrotem do jadalni niosą tacę i pozostawiając w kuchni Marię, która po raz pierwszy w życiu zaniemówiła.
Dalej wieczór przebiega normalnie i kończy się tym, że Parkerowie zapraszają wszystkich do siebie na następny raz.
Bardzo zmęczony kosmiczny król wreszcie ma trochę spokoju i ciszy, by mógł wypocząć przed tym, co Mojry jeszcze dla niego przygotowały.