Niewidzialne obrazy

Piszesz? Malujesz? Projektujesz statki kosmiczne? Tutaj możesz się podzielić swoimi doświadczeniami.

Moderators: Olka, Hotaru, Hotori, Hypatia

_liz
Fan...atyk
Posts: 1041
Joined: Fri Aug 15, 2003 4:07 pm
Location: Wrocław
Contact:

Post by _liz » Sun Jul 11, 2004 8:32 pm

Mam nadzieję że przed moim wyjazdem (czwartek) dodasz kolejną dłuższą część.
Hmm... postaram się w środę coś zamieścić, ale nie obiecuję na 100% (chociaż znając mnie to zamieszczę)
Czyżby gromowładna Maria "nakryła ich" w supermarkecie
to Maria.......ale może nie, może to Max...
Wszysycy typują Maxa lub Marię, a może to Isabel ich spotkała
Heh. Wiedziałam, ze będziecie własnie te trzy osoby obstawiać. 8) Ale zakręcę wami jeszcze bardziej, bo... to żadne z nich. Ani Max, ani Maria, ani Isabel... Heh, zastanawiajcie się, śmiało... :twisted:
Image

User avatar
~Lenka~
Nowicjusz
Posts: 124
Joined: Tue May 11, 2004 2:08 pm
Location: Łódź
Contact:

Post by ~Lenka~ » Sun Jul 11, 2004 8:37 pm

Uuuuuu, zapowiada się ciekawie :shock: : to nie będzie ani Maria ani Max... hmm... czyżby jakaś nowa postać, nowy wątek... a może to Kayle ożył... :cheesy:

User avatar
Liz16
Fan
Posts: 534
Joined: Fri Apr 16, 2004 9:10 pm
Location: Warszawa
Contact:

Post by Liz16 » Sun Jul 11, 2004 9:03 pm

_liz wrote: Heh. Wiedziałam, ze będziecie własnie te trzy osoby obstawiać. 8) Ale zakręcę wami jeszcze bardziej, bo... to żadne z nich. Ani Max, ani Maria, ani Isabel... Heh, zastanawiajcie się, śmiało... :twisted:
No no, to teraz _liz nieźle nakręciłaś 8) Wszyscy będą wychodzić, ze skóry, żeby dowiedzieć się kto to był :D
Image

User avatar
Olka
Redaktor
Posts: 1365
Joined: Tue Jul 08, 2003 1:14 pm
Contact:

Post by Olka » Sun Jul 11, 2004 9:51 pm

No nareszcie! Witaj w domciu :D
Troszkę króciutko, ale zważywszy na fakt, że bardzo szybko "produkujesz" kolejne części - wybaczam. Znaj łaskę pana :D A poważnie, to w zasadzie troszkę za mało bym mogła coś dodać nowego. W zasadzie ta część całkowicie pokrywa się z moimi wcześniejszymi wnioskami, więc powiem tylko tyle, że ostatni wiersz natychmiast przywołał obraz Isabel w mojej głowie. Zobaczymy...

User avatar
nowa
Fan
Posts: 609
Joined: Wed Feb 04, 2004 2:05 pm
Location: b-stok
Contact:

Post by nowa » Mon Jul 12, 2004 10:20 am

a może to Kayle ożył...
Myślisz? :haha:
A może, wiadomo? :roll:
A może... może... _liz powiedziała, że mamy się głowić, czyli jakby to była nowa osoba, to nie mielibyśmy nad czym się głowić, bo i tak imienia nie wtrafimy więc... to musi być ktoś znany ... (mówcie do mnie sherlocku :roll: :wink: )... hm... "ktoś z niedowierzeniem wypowiada moje imię"... więc jak niedowierza, to kto do u licha może być?
Wybaczcie, ale nie mam pojęcia :twisted:
"Wszyscy leżymy w rynsztoku,
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
Image

_liz
Fan...atyk
Posts: 1041
Joined: Fri Aug 15, 2003 4:07 pm
Location: Wrocław
Contact:

Post by _liz » Mon Jul 12, 2004 3:22 pm

Troszkę króciutko, ale zważywszy na fakt, że bardzo szybko "produkujesz" kolejne części - wybaczam
Ah dzięki ci o łaskawa! Więc wybaczysz mi również, jeśli napisze, ze dzisiejsza część jest długa, ale... przedostatnia? :roll:

Tak, tak moi drodzy. Dzisiaj (specjalnie przed wyjazdem tigi) zamieszczam kolejną część. Obiecanie będzie długa. Ale jest to też część przedostatnia "Niewidzialnych obrazów"... Może pocieszy was fakt, że mam dla was gotowe kolejne opowiadanko (wkrótce bedziecie mieli mnie dość), które pojawi się jutro albo pojutrze albo jeszcze później (a może dzisiaj?)... W części dzisiejszej troszkę się wyjaśni odnośnie przeszłości - będą retrospekcje.
a może to Kayle ożył...
Nie :haha: chociaz to by było dośc ciekawe... Kim jest tajemnicza postać? No myślałam, że ktoś nieźle pokombinuje, zwłaszcza znając przeszłość Liz i jej więź z Kylem. Ale wszyscy szliście po najprostszej lini...

Miłego czytania i odkrywania kim jest ten ktoś.



XVI

Przystaję i kieruję wzrok w stronę osoby, która śmiała zakłócić nasz zakupowy spokój. I staje jak wryty.

Chyba nadszedł okres spotykania się z moją przeszłością. Początkowo bałem się, że będzie to Max albo Maria. W obecnej sytuacji chyba wolałbym właśnie ich spotkać. Ale nie... Moja przytulaśna przeszłość miluśko się do mnie przylepia nowym wspomnieniem.

Wspomnieniem, które się w ogóle nie zmieniło.

Wysoki, postawny. Włosy nieco pociemniałe, ale wciąż ta sama fryzura, przyprószona odrobiną żelu. Dla pewności spoglądam na oczy. No tak. Srebrzysta stal, schłodzona iskrami niebezpieczeństwa. Cały on.

Danny.

„Michael?!” on chyba tez nie dowierza, że to ja. Hmm... Gdybym ja sam siebie zobaczył po czterech latach, to bym się poznał. Ja się raczej nie zmieniłem. Może trochę spoważniałem. Mruży swoje stalowe oczy, a na jego ustach pojawia się uśmiech. „Danny” wymawiam jego imię z lekką obawą.

Podchodzi jeszcze bliżej i tym razem z pełnym uśmiechem „To naprawdę ty Guerin” wyciąga dłoń w moją stronę. Nie powinienem. Ten jeden uścisk może mnie naznaczyć totalnym przekleństwem, a moja przeszłość już całkowicie się do mnie przyszyje. Mimo to podaję mu dłoń „Z tego co się orientuję, to naprawdę ja” odpowiadam z lekkim uśmiechem.

„Co tam u ciebie?” pyta niezwykle naturalnie „Nie widzieliśmy się sporo czasu. Odkąd...” urywa. Chyba wyczuł, ze ten temat jest w pobliżu mnie zakazany całkowicie. Może Isabel mu mówiła, może sam się domyślił. A może jego też męczą duchy przeszłości.

Stara się na mnie nie patrzeć. Przesuwa powoli swój wzrok. Chyba musze coś odpowiedzieć. Ale co? Że uciekłem? Że ich specjalnie zostawiłem? Że u mnie ok? A może mam mu powiedzieć, że przez dwa lata zarywałem noce przez koszmary, że najlepszego przyjaciela zostawiłem na pastwę samotności? Nie. Ja jestem już zbyt przyzwyczajony do uciekania i unikania odpowiedzi, żeby mu wszystko wyjaśnić. I to tutaj.

Ale on chyba nie zauważył mojego zastanowienia. Jego chłodne oczy wbijają się w przestrzeń za moimi plecami. Czuję jak moje zmysły powoli wysyłają ostrzegawczy sygnał. Jego usta rozchylają się.

„Liz?!”

* * *

Podłoga wali mi się pod nogami, a ja spadam w czarną otchłań, w której echem odbija się jej imię.

On wypowiedział jej imię. JEJ imię. Zna ją. Wie kim ona jest. Poznał ją.

Tylko skąd?

Mój wzrok przesuwa się na jego twarz, a on odsuwa się ode mnie i zbliża się w jej stronę. Momentalnie obracam się o sto osiemdziesiąt stopni, żeby obserwować wszystko dalej. Ale nie mogę z siebie nic wydobyć. Ani słowa zdziwienia ani protestu.

Dlaczego?

A ona wyprostowuje się i spogląda w stronę, skąd dobiega jego głos. Ona zna jego głos. A przynajmniej musiała kiedyś znać, bo wyraz jej twarzy przypomina mi wieczór, gdy mówiła o swojej przeszłości. Dziwne ukłucie wewnątrz mnie, powoli spuszcza ze mnie powietrze jak z przebitej opony.

Danny staje tuż przy niej i z lekkim strachem się w nią wpatruje. Chyba nie wiedział, że jest niewidoma. Nie wygląda też na mocno zszokowanego. Tylko ona blednie i odstawia koszyk. Jej drobne dłonie wysuwają się do przodu, w poszukiwaniu jego twarzy.

Przypomina mi się moment, gdy w ten sam sposób badała moją twarz. Teraz dotyka jego skóry i upewnia się, że to on. Nie ma wątpliwości, że to Danny. Nawet wyraz jego oczu się nie zmienił. Zimne, niebezpieczne, ale niesamowicie inteligentne. Ten błysk. Tylko, że ona tego nie widzi. W takich drobnych chwilach zastanawiam się co by było, gdyby widziała. Może wtedy poznałaby i mnie? Nie, przecież mnie nigdy nie znała. Ale z drugiej strony... Mogła kiedyś mnie widzieć.

Kto wie?

W jednym z tych klubów, w czasie starć gangów. Gdziekolwiek.

„Liz” on powtarza jej imię i odgarnia jedno z pasemek jej włosów. To dość zabawne i dziwne. Co? To, że każdy, kto jest przy niej, ma nieodpartą chęć odgarniania włosów z jej twarzy. Może ona już tak została stworzona? A może to my urodziliśmy się z tym nawykiem?

Jej usta lekko drgają w niby to uśmiechu, a dłonie powoli przesuwają się z twarzy na jego szyję. Nie zauważyłem momentu, w którym zatonęli w uścisku. „Danny” wypowiedziała jego imię z niesamowitą tęsknotą.

Tym razem nie ma we mnie żadnego ukłucia ani niepewności. Owszem, wypowiedziała jego imię. Ale moje imię zawsze wypowiada inaczej. Jest duża różnica w barwie jej głosu. Tak duża, że nie pozwala mi nawet na cień wahania. Zastanawia mnie jedynie dziwne działanie Danny'ego na niektóre osoby. Hmm... na wszystkie osoby, z wyjątkiem Maxa. Tak, on zawsze miał taki wpływ na ludzi i jak widzę nadal ma.

* * *

„Danny jak dobrze, ze już jesteś” jej głos przenika do moich uszu. Od razu wstaję i przechodzę do dużego pokoju. Jedno imię i już tam jestem. Nie, wszyscy tam jesteśmy. Na dźwięk jego imienia. Isabel nie pozwala nam się do niego zbliżyć, bo sama wisi na jego szyi. Zawsze przeczuwałem, że ją do niego ciągnie, ale to jest lekka bezczelność.

Nick cmoka niecierpliwie i kręci głową. Jeszcze chwila a odciągnie ją siłą od niego. Nie, żeby był zazdrosny. To ostatnie o co ktokolwiek by tu kogokolwiek posądzał.

Chodzi o to, że wolelibyśmy usłyszeć wszystko od niego. Wszystko, co się stało i jak. Czasami dochodzę do wniosku, że Danny bardziej nadawałby się na naszego „szefa”. Nie tylko ze względu na wiek, ale głównie ze względu na swoje postępowanie i charakter.

Nie narzekam na Maxa, ale jak dla mnie to jest on zbyt... hmm... skrajny. W jednej chwili potrafi zastanawiać się godzinę, który os do pizzy jest lepszy, a w chwile potem wszystko się w nim gotuje. Przechodzi z przesadną łatwością z jednej skrajności w drugą. Danny jest bardziej opanowany. W każdej sytuacji. Może być wściekły, zazdrosny, pełen gniewu, a i tak trzyma swoje nerwy na wodzy. Boję się jednak tego, że to wszystko jest jedynie jego powłoką, a to co pod spodem może być dla nas naprawdę niebezpieczne.

Widząc jak wszyscy na niego czekali, jak Isabel dostawała nerwicy, jak Kyle milczał i spoglądał na zegarek i jak Max z wyraźnym niezadowoleniem patrzył na nas, stwierdzam, że ja nie mógłbym nigdy być dowódcą. W żadnej postaci. Mnie to po prostu nie bawi.

Owszem, może kiedyś. Ale zacząłem dorastać i to wszystko dokoła już zaczyna mnie przerażać. Niedługo Maxowi też wszystko wymknie się spod kontroli. Z całej naszej grupy chyba tylko Danny potrafiłby to wszystko utrzymać w porządku i bezpieczeństwie.

* * *

Ona też do niego lgnie. Tak jak kiedyś Isabel. Szuka bezpieczeństwa albo zgubionych wspomnień. On mocno obejmuje jej drobne ciało i unosi do góry, bliżej siebie. „Nic się nie zmieniłaś” mówi ciepło, praktycznie nie swoim głosem.

W tym jesteśmy podobni. Dostosowujemy się do danej sytuacji. Ja często tak robię. Głos, postawa, mina – wszystko zależy od sytuacji. I nigdy nie ma pewności czy nie udaję. Czasem sam się gubię w mojej grze. A najczęściej muszę udawać przed Isabel. Gdyby tylko wyczuła, że coś jest nie tak od razu zaczęłaby szczebiotać o tym, że musze jej wszystko powiedzieć, że mi ulży.

Tylko, że we mnie wciąż jest ta wpojona pseudosiła. Ta, która każe mi opiekować się innymi, chronić ich, ale samemu nigdy się nie wystawiać przed nimi. Słabość wciąż nie jest dla mnie dozwolona.

Chociaż...

Od tych kilku tygodni jestem pozbawiony swojego pancerza. Wszystko przez tę mała brunetkę. Teraz, gdy patrzę na Danny'ego, wiem, że on też powoli się rozpuszcza ze swojej lodowej powłoki.

* * *

Wstawiam wodę na herbatę i siadam na jednym z krzeseł. Mój wzrok machinalnie od razu powraca na twarz dawno nie widzianego znajomego. Liz nie mogła wprost go wypuścić z objęć, jakby w ten sposób mogła utracić fragment swojego życia. Więc w efekcie Danny został zaproszony tutaj.

Wygląda na to, ze już tu kiedyś był. Ale mimo kuszącego rozglądania się po domu, on wciąż zerka na nią. Mam wrażenie, że w jego myślach coś się kotłuje. Tylko co?

„Niezły dzień.” mówi jakby sam do siebie „Spotkanie dawnych znajomych”

„I to dwójki dawnych znajomych” mówi Liz i czeka aż ja coś powiem. Tylko, że ja nie mam ochoty nic mówić. Zresztą co miałbym powiedzieć? Że mają rację? Że super, że się widzimy?

Jasne...

„Tak. My z Li widzieliśmy się ostatnio jakieś cztery lata temu. Na pogrzebie...” urywa gwałtownie i gryzie się w język.

Pogrzeb. Doskonale wiem o czyj pogrzeb chodzi. Też tam byłem. Mimo, że oni o tym nie wiedzieli. Stałem kilka kroków dalej. Kilkanaście kroków. Tak, aby mnie nie widzieli.

* * *

Nawet dzień jest paskudny. Ponura atmosfera, deszcz siąpi co chwilę. Wszyscy stoją tak blisko, w skupieniu, z powagą na twarzach. Gdybym ich widział dzisiaj po raz pierwszy a jutro miałbym ich zobaczyć na ulicy, nie poznałbym nikogo. No, może Isabel. Ona zawsze wygląda tak samo. Pełna życia, tylko ze smutnym ciągle spojrzeniem.

Oni wyglądają zupełnie inaczej. Wszelkiego rodzaju atrybuty gangu zniknęły na dnie szuflady. Wyjęli z szaf ojców garnitury. Ja też... Tylko, że mnie tam nie ma. Nie tak blisko. Nie chcę, żeby mnie zobaczyli, żeby wiedzieli, że jednak jestem w pobliżu.

Może to egoizm, może strach, a może jednak odpowiedzialność za nich. Beze mnie nie zrobią nic dalej. I tak będzie najlepiej. Niech to wszystko zostawią w tej szufladzie.

Rozchodzą się powoli. Cofam się bardziej za drzewa, żeby mieć pewność, że mnie nie zauważą. Może kiedyś, gdzieś się jeszcze spotkamy. A może lepiej by było, gdyby nie...

* * *

Ona tez tam musiała być. Tylko wtedy na nią nie patrzyłem. A mogłem zobaczyć te oczy. Wtedy jeszcze pełne życia, tylko zamglone słonymi łzami.

„A z Michaelem” Danny zmienia szybko temat „To widzieliśmy się ostatni raz na kilka dni przed pogrzebem” w jego głosie słyszę ten gorzko-kpiący ton. Ma mi za złe, że nie wróciłem. A podejrzewałem, że to on jako jedyny zrozumie.

Michaelu Guerin, jesteś kretynem. Muszę to sobie częściej powtarzać. Bo przecież jak mogłem sobie pomyśleć, że ktokolwiek mnie zrozumie?

„Nie mogłem inaczej” i po co ja się tłumaczę? Danny i tak zaraz powie mi swoim spokojnym głosem, żebym się zamknął. On tylko mruży oczy.

Wszystko się we mnie napina. „Wiem” odpowiada. Mimo tego krótkiego słowa nadal nie rozumiem. Czuję jak moja krew zaczyna się burzyć, jeszcze chwila i mnie stąd wyniesie. Nie chcę, żeby przeszłość znów odżyła we mnie, a jeśli wrócimy do tego tematu, to...

„Ja ci się nie dziwię” Danny mówi poważnie „Też bym tak zrobił”

Tak by zrobił? Nie, on by nas nie zostawił. On by po nas wrócił. On by odwiedzał Maxa, nie dałby mu poczuć tej samotności. On wciąż się z nimi kontaktuje, choć nie ma tego obowiązku.

„Ale wtedy mieliśmy ci za złe” tłumaczy „nie byłeś nawet na pogrzebie”

„Byłem” odpowiadam cicho, łudząc się, że usłyszy, ale uzna to za przesłyszenie. Nie udało się. Podnosi momentalnie głowę i wbija we mnie wzrok. Nie wiedział, że byłem. Nikt nie wiedział. Nawet Isabel do tej pory o tym nie wie. „Ale nie byłem w stanie...” chcę dokończyć, ale on przytakuje i wiem, że nie musze kończyć.

Spoglądam na Liz. Ona siedzi spokojnie z podkulonymi nogami i uważnie się nam przysłuchuje. Nie wiem czy dalsza rozmowa nie rozdrapie jej ran, więc milknę.

Jednak poruszyliśmy w trójkę tę strunę, której nie powinniśmy byli nawet dotykać. Liz rozchyla usta, a ja wiem, że zaraz usłyszę pytanie, które od tylu lat i we mnie samym zalega. Wiem tez, ze usłyszę na nie odpowiedź. Danny na pewno zna wyjaśnienie dla tego problemu, który przez te lata mnie dręczył nocami. Tylko czy jestem gotów aby to usłyszeć?

Dlaczego zginął Kyle?

c.d.n.
Image

_liz
Fan...atyk
Posts: 1041
Joined: Fri Aug 15, 2003 4:07 pm
Location: Wrocław
Contact:

Post by _liz » Mon Jul 12, 2004 3:33 pm

Dobra, już poprawiam ten post - sama nie wiem jak to sie stało, że dwa razy wkleiłam to samo... :roll:
Last edited by _liz on Tue Jul 13, 2004 3:11 pm, edited 1 time in total.
Image

User avatar
Liz16
Fan
Posts: 534
Joined: Fri Apr 16, 2004 9:10 pm
Location: Warszawa
Contact:

Post by Liz16 » Mon Jul 12, 2004 9:57 pm

No no, _liz opowiadanie było długie, tak jak zapowiedziałaś i bardzo się z tego cieszę :D Nareszcie trochę się rozwiązało, choć przerwałaś opowiadanie chyba w najważniejszym momencie. Mam nadzieję, że niedługo będzie nowa część, niestety ostatnia :cry: :cry: Ciekawa jestem jak to wszystko się skończy.... :roll: :roll:
No i jeszcze masz dla nas dobrą wiadomość, że już jest gotowe kolejne oowiadanie :D :D Tylko o czym.... :roll:
Image

User avatar
tigi
Zainteresowany
Posts: 372
Joined: Fri Aug 01, 2003 6:30 pm
Location: Poznań
Contact:

Post by tigi » Mon Jul 12, 2004 10:20 pm

Dzisiaj (specjalnie przed wyjazdem tigi) zamieszczam kolejną część.
Dzięki _liz. Dzięki Tobie nie będę musiała przez tydzien mysleć kim była ta tajemnicza osoba. Tylko szkoda że to już przedostatnia. mam nadzieję że po powrocie bedzie czekac zakończenie. :P
choć przerwałaś opowiadanie chyba w najważniejszym momencie.
Zauważyłam że to dla _liz charakterystyczne. Przerywanie w najciekawszych, najważniejszych momentach.

A co do tej cześci: spodziewałam się po twoich postach, że może to być osoba z przeszłości, ale nie mialam 100% pewności. A tym bardziej jestem zaskoczona że Danny zna Liz.

marta86-16
Gość
Posts: 38
Joined: Mon Jun 28, 2004 10:11 pm
Location: Koło
Contact:

Post by marta86-16 » Mon Jul 12, 2004 10:51 pm

_liz, zaciekawiłas mnie, mimo, iż to chyba nie najlepsze dla naszego bohatera, tzn może nie tyle nnie nie najlepsze, co bolesne, ale ja sama także chciałabym dowiedzieć się jak zginał Kyle.
Pozdrówka!!! :D
marta86-16roswellianka

User avatar
nowa
Fan
Posts: 609
Joined: Wed Feb 04, 2004 2:05 pm
Location: b-stok
Contact:

Post by nowa » Tue Jul 13, 2004 10:32 am

Danny... Ha :roll: Ok...
Podobało mi się... Podobało mi się, że Michael musiał wrócić do przeszłości, te wspomnienia, podobało mi się, że wiemy więcej i to, że Michael musiał zmiezryć się ze wspomnieniami. Tak będzie lepiej i tak nigdy by ot tak poprostu nie zapomniał, to zawsze by do niego wracało, a czasem naprawdę lepiej jest to z kimś obgadać...

Przedostatnia część? Mam nadzieję, że ostatnia pojawi się przed MOIM wyjazdem (niedziela), bo nie chcę tego czytać dopiero za trzy tygodnie :roll: Nie wytrzymam :twisted:

Nowe opowiadanko? BOMBA 8) Rozpieszczasz nas, _liz. :D
wkrótce bedziecie mieli mnie dość
never :cheesy:
"Wszyscy leżymy w rynsztoku,
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
Image

User avatar
~Lenka~
Nowicjusz
Posts: 124
Joined: Tue May 11, 2004 2:08 pm
Location: Łódź
Contact:

Post by ~Lenka~ » Tue Jul 13, 2004 1:02 pm

A więc Danny... chyba w życiu bym na to nie wpadła...
Bardzo ciekawa część, strasznie dużo się wyjaśnia, ale... dlaczego to już koniec ?!?! Szkoda... Jedynym pocieszeniem może być tylko Twoje kolejne opowiadanko :cheesy: :cheesy: :cheesy:

Teraz pozostaje nam czekanie na ostatnią część... :cry:

_liz
Fan...atyk
Posts: 1041
Joined: Fri Aug 15, 2003 4:07 pm
Location: Wrocław
Contact:

Post by _liz » Tue Jul 13, 2004 3:34 pm

Mam nadzieję, że niedługo będzie nowa część, niestety ostatnia
Ze względu na wasze wyjazdy (tigi oraz nowa) i biorąc pod uwagę fakt, że cały dzień u mnie leje... zaczęłam dzisiaj pisać ostatnią część Obrazów. Jak dobrze pójdzie to jutro ją zamieszczę, więc wszyscy będą zadowoleni... chyba...
Zauważyłam że to dla _liz charakterystyczne. Przerywanie w najciekawszych, najważniejszych momentach.
O tak! :twisted: Czasami robię to już z przyzwyczajenia i mnie samą denerwuje, że przerywam sobie pisanie w takim momencie. Ale to zawsze lepiej jak sobie robię chociaż dniowe przerwy pomiędzy pisaniem kolejnych częsci tego samego opowiadania, bo wtedy jakoś lepiej mi wychodzi... I zawsze kończe nieodpowiednio :roll: Ale obiecuję, że zakończe to opowiadanie tak, że nie bedzie niedomówień.
A tym bardziej jestem zaskoczona że Danny zna Liz.
Ale przecież jesli się tak nad tym zastanowić, to w tym nie ma nic dziwnego. Przecież Liz znała Kyla i to bardzo dobrze, przyjaźnili się. A do gangu Kyla wprowadził właśnie Danny, wiec też musieli sie znać, może nawet coś na kształt przyjaźni ich łączyło. Istnieje więc prawodpodobieństwo, że Danny znał Liz przez Kyla.
Podobało mi się, że Michael musiał wrócić do przeszłości, te wspomnienia, podobało mi się, że wiemy więcej i to, że Michael musiał zmiezryć się ze wspomnieniami
Oj, poczekaj na ostatnią częśc. Jeszcze nie jest w połowie napisana a już jest tam mnóstwo wspomnień. I mówiąc szczerze w pewnym momencie mnie samej zrobiło się przykro - kiedy ujawniam przyczynę śmierci Kyla. Prawdę powiedziawszy w tym momencie nie jest żal Michaela tylko Maxa... ale nic więcej nie zdradzę. 8)
Jedynym pocieszeniem może być tylko Twoje kolejne opowiadanko
A nowe opowiadanko wkleję na forum już za chwilkę... mam nadzieję, że się wam spodoba.
Image

User avatar
~Lenka~
Nowicjusz
Posts: 124
Joined: Tue May 11, 2004 2:08 pm
Location: Łódź
Contact:

Post by ~Lenka~ » Tue Jul 13, 2004 4:52 pm

Tak więc czekamy z niecierpliwością do jutra na ostatnią część "Obrazów"... Jestem strasznie ciekawa jak to wszystko się skończy, szczególnie jeśli chodzi o Michaela i Liz...
A nowe opowiadanko wkleję na forum już za chwilkę... mam nadzieję, że się wam spodoba.
Pytanie!!! :cheesy:

_liz
Fan...atyk
Posts: 1041
Joined: Fri Aug 15, 2003 4:07 pm
Location: Wrocław
Contact:

Post by _liz » Wed Jul 14, 2004 3:27 pm

Jestem nienormalna...

Dlaczego? Odkąd tylko zaczęłam pisać to opowiadanie, miałam cały obraz tego co mniej więcej ma się zdarzyć. Oczywiście koniec też miałam już wymyślony. Ale przyszło co do czego, zaczęłam dzisiaj rano kończyć ostatnią część i... i wszystko wymknęło się spod kontroli. Zakończenie jest zupełnie nie takie jakie planowałam na początku i mówiąc szczerze prez chwilę wydawało mi się, że to zakończenie, które jest teraz jest dużo lepsze. Ale potem przysżły wątpliwości, czy takie opowiadanie powinno się tak skończyć... Eh, sami oceńcie, bo drugi raz zakończenia pisać nie będę. :evil:

Dziękuję wszystkim, którzy wiernie śledzili losy Michaela i Liz oraz innych w tym opowiadaniu. Dziękuję także Lizzy za śliczne banerki. Teraz przerzucam sie całkowicie do opowiadania "Każda moja łza" - was też tam zapraszam :wink:

P.S: Ostrzegam,że ta częśc jest niemiłosiernie nudnie długa...


XVII

Napięcie w nas narasta. Zaciskam pięści, czując jak blizny po siatce w Bloodyend zaczynają mnie palić. Mam wrażenie, że jeszcze chwila, a rany same się otworzą i po mojej dłoni spłynie gęsta krew.

Danny ze stoickim spokojem czeka. Ale wydaje mi się, że modli się o to, aby żadne z nas o nic nie pytało. Tez chętnie przeszedłbym do innego tematu. Zawsze chciałem poznać odpowiedź na to pytanie. Tylko, że tak jak podejrzewałem, gdy przychodzi na to czas, najchętniej bym uciekł. Boję się, że odpowiedź może mnie przerazić.

Liz zwilża językiem usta i nabiera lekko powietrza. Nadchodzi ten moment, w którym można się spodziewać nawet końca świata.

„Dlaczego Kyle?” pada krótkie, ciche pytanie

* * *

„Kyle a ciebie gdzie niesie?” Danny zadaje pytanie, na które jednak nie uzyskuje odpowiedzi. Zadałbym to samo pytanie, ale jednak wolę się nie wtrącać. Od kilku dni Valenti zachowuje się dziwnie. Ale nie tylko on.

Maxa też coś nosi. Kilka razy słyszałem jak odgraża się komuś, ale nigdy nie przyznał komu i za co. Dwa osobne problemy w jednym gangu nie wróżą nic dobrego. Jeden problem jest już groźbą dla całej grupy, a dwa mogą oznaczać katastrofę. Zwłaszcza, gdy się nie wie na czym każdy z tych problemów polega.

„Gdzie Maxwell?” Isabel jak zwykle z troską w głosie. Ona powinna zostać aniołem stróżem w kolejnym wcieleniu. Ciekawe czy we śnie też sprawdza brata? Trochę go rozpieszcza. Czasami, jak wpadam do nich wcześniej, to sam się załapuję na kanapki przygotowane właśnie przez nią. A jeśli spróbuje się ich nie zjeść, to Isabel przekształca się z anioła w piekielnicę, która może dokonać większych zniszczeń niż huragan.

A gdzie jest Max, to nie mam pojęcia. Poszedł gdzieś kilka godzin temu. Od rana milczał, potem kilkakrotnie ostrzył nóż. Pewnie ma ciężkie dni. Nick zasugerował, że pewnie ma z kimś porachunki, ale przecież by nam powiedział, gdyby czekała go bójka.

* * *

„To był porąbany zbieg okoliczności” z ust Danny'ego pada tylko to krótkie zdanie. Ale nam to nie wystarcza. Mi to nie wystarcza. Skoro już mam otrzymać odpowiedź, to chcę ja w pełni. „Co masz na myśli?” pytam

Liz też chce wiedzieć, widzę to po jej minie. Tylko, że ona nie chce się do tego przyznać. Boi się, że jej własne słowa mogą rozszarpać jej wnętrze gorzej niż prawda.

Danny przełknął ślinę „Tego wieczora Max miał wyrównać porachunki z Nardo.” Przytakuję mu, bo to prawda. Miał od dłuższego czasu to zrobić. I wtedy wiedziałem, że pewnie o to chodzi. Max potwierdził to w pierwszym liście z więzienia. Ale wciąż nie rozumiem co robił tam Kyle. „A Kyle... on miał z Nardo własne zatargi. Nie wiedział, że tego samego wieczoru ma się odbyć bójka między nimi.”

No dobrze, niech będzie. Wciąż nie dociera do mnie dlaczego Kyle jest martwy, dlaczego nie żyje. Przecież Max był tam wcześniej, przecież mógł ich powstrzymać...

„Boże!” nie kontroluję własnych słów.

Teraz już wiem, już pamiętam. Drugi list. Najdłuższy.

Był tak długi, że nie czytałem go całego, tylko wzrokiem przebiegłem po akapitach. Ale mimo wszystko pamiętam coś z tego. A tak chciałem zapomnieć... Teraz wszystko powraca gwałtownie z gorzkim posmakiem, rozdzierając na pół moje wnętrze.

* * *

(...) Nie chciałem, żeby tak wyszło. Znasz mnie Michael, wiesz, że nigdy bym do tego nie doprowadził. Ale to w końcu cały ja... może gdybym pomyślał, gdybym nie chciał tak bardzo zemsty... Wy pewnie nie wiecie jak to było naprawdę, a chyba musicie wiedzieć. Nie chyba, na pewno! (...)

Ja tu nie siedzę za niewinność. Jestem winien. W ogóle uważam, ze moja kara jest za mała. Bo wszystkiemu ja jestem winien (...)

(...) Miałem się bić z Nardo. Nie zabierałem nikogo z was, bo to miała być bójka tylko między nim a mną. Nie chciałem, żeby wyszła z tego grupowa jatka. Ale on nie przyszedł sam. Zdążyłem tylko wyjąć nóż, gdy nadbiegł Kyle (...)

(...) Byłem po prostu zbyt mocno nastawiony na tę bójkę. Zbyt uparty. Kyle chciał, żebyśmy wracali, zanim zrobi się gorąco. Zagroził nawet, że powie o wszystkim wam i tyle będzie z mojego szefowania. Powiedziałem mu, żeby wracał do domu, że sobie poradzę (...)

(...) Szarpnął mnie drugi raz i straciłem nad sobą panowanie. Spojrzałem na Nardo. On już czekał z nożem, ja tez byłem gotowy. Tylko Kyle stał na drodze do wyrównania rachunków. Kazałem mu odejść, ale... Znasz go, wiesz jaki był czasami. No i straciłem nad sobą kontrolę... Odepchnąłem go. Nie wiedziałem, że tak mocno go popchnąłem (...)

(...) Pamiętam jak jego ciało osuwało się w dół. Nardo odsunął się z przerażeniem w oczach. Jego dłonie były puste... Kyle leżał na asfalcie... nie wiedziałem co robić. Nie czekając na nic, jednym ciosem wbiłem swój nóż między żebra Nardo. I tak było za późno, bo Kyle... (...)


* * *

Patrzą na mnie w zdumieniu. Czekają na wyjaśnienia. Wiem, że Danny nie znał tej części historii. Nie mogę tylko pojąc dlaczego ja jej nie znałem, nie pamiętałem?

Wiem...

Byłem tak bardzo zatracony w swoim upartym planie ucieczki od przeszłości, że wszystko wymazywałem z pamięci po kilku sekundach. Listy od Maxa również. Niektóre czytałem całe, niektóre urywkami, a czasami w ogóle. I po każdym słowie, już tego wyrazu nie pamiętałem. Nie chciałem dopuścić do siebie myśli, że mój własny przyjaciel mógł zabić drugiego... Bałem się o tym nawet pomyśleć.

Nawet teraz nie mogę tego przyswoić. Ta scena namalowana słowami Maxa powraca przed moimi oczami, a ja szukam dla niego wyjaśnienia.

Bo jak mam powiedzieć Danny'emu i Liz, że mój niegdyś najlepszy przyjaciel jest winien śmierci ich najlepszego przyjaciela?

Tego nie można powiedzieć ot tak, tego nie da się powiedzieć. On sam musi im to powiedzieć. Ale wiem, ze bez potrzeby im tego nie powie. Max boi się, że całkiem ich straci, a oni są jego jedyną rodziną, jedynymi bliskimi, mimo że nie widział ich od czterech lat. On ciągle na nich liczy. A gdzieś w głębi duszy oni liczą na niego. Ta prawda by wszystko zburzyła.

„Co się stało Michael?” cichy i miękki głos przywołuje mnie do porządku. Spoglądam na nią, a potem na Danny'ego. Krew we mnie zastyga, blizny palą coraz bardziej, w oczach kłują nadchodzące łzy. „Nic” odpowiadam zimno i szorstko, tak aby dotarło do nich, że nie chcę już o tym rozmawiać.

Danny lekko przytakuje, on mnie zna na tyle dobrze, żeby wiedzieć co oznacza u mnie takie zachowanie. „Wiesz Michael...” zaczyna, ale jakoś nie mam ochoty słuchać tego, co ma mi do powiedzenia „Czasami spotykamy się z chłopakami. Zawsze nam ciebie brakuje w tym gronie.”

Nie.

Nie pójdę na żadne spotkanie. To dopiero by mnie rozdarło i wypaliło. Wiem za to doskonale, kto pojawi się na ich najbliższym zebraniu. „Max przyjdzie, to wam wystarczy” mówię zimno

Ich miny są nie do opisania, zwłaszcza mina Danny'ego. Liz wiedziała, że Max wrócił. Sam jej o tym powiedziałem. Ale chyba nie spodziewała się, że będę wiedział o tym, że mój przyjaciel wybierze się na spotkanie z przeszłością. Bo to takie nie w naszym stylu, prawda?

Ani ona ani ja nigdy byśmy czegoś takiego nie zrobili. Zbyt byśmy się bali, że wewnętrzne szwy pękną, a posoka stężonych i gorzkich wspomnień zaleje nasze trzewia.

Gdyby Liz wpadła na mało genialny pomysł, żeby spotkać się z kimś z jej dawnego otoczenia, z któregokolwiek gangu, to byłbym pierwszą osobą, która starałaby sie ją od tego pomysłu odwieść. Tak. Bo wiem, że ona nie jest na tyle silna, żeby znieść aż taki wstrząs i to tak nagle. Nie pozwoliłbym jej na zrujnowanie tego spokoju i bezpieczeństwa, które budowała w sobie od lat. Nie mógłbym pozwolić na to, aby ktokolwiek ją zniszczył.

Jestem jak jej stróż.

Ale nie jestem stróżem Maxa i nie będę mu mówił co ma robić, a czego nie powinien. A wiem doskonale, że już dawno dowiedział sie od Isabel o tych spotkaniach. I przewiduję, że zamierza się na najbliższym pojawić.

Danny nie wie jak się zachować. Jak zareagować na tę wiadomość. Czy powinien mi uwierzyć? Czy powinien się pojawić na tym spotkaniu? Czy może lepiej byłoby poinformować o tym wszystkich chłopaków? Oni przecież nawet nie wiedzą, że Maxwell już nie jest w więzieniu. „Wyszedł kilka dni temu” mówię spokojnie, uważnie studiując reakcję Danny'ego.

Jego oczy ciemnieją, a skóra blednie. Nie jest gotowy na tę informację, nie jest gotów na spotkanie z nim. A kto jest? Nikt. Ja sam nie byłem, a na mnie spadł ten ciężar. To ja jako pierwszy musiałem się z nim spotkać. Isabel nie liczę, bo to w końcu siostra, która odwiedzała go corocznie w więzieniu. Przypominam sobie tamto spotkanie...

Gdybym wtedy pamiętał jego list, gdybym skojarzył fakty, może zachowywałbym się inaczej. Może bym go nie wpuścił? Może bym go opieprzył? Nie chciał z nim rozmawiać? Kazał mu się przyznać przed chłopakami? Oni zasłużyli na to, żeby wiedzieć.

„Lepiej pójdę” Danny mówi martwym głosem i podnosi się. Zerka na zaniepokojoną Liz i z bladym uśmiechem rzuca nieco cieplej „Niedługo tu wpadnę, więc nie zróbcie bałaganu” i wychodzi.

* * *

Siedzę sztywno na krześle. Nie wiem co robić, co myśleć, co mówić...

Czuję jak czyjeś ciepłe ramiona splatają się wokół mojej szyi. Nie musze unosić głowy, żeby zorientować się kim ta osoba jest. To Liz. To jej zapach. A ja się nie odsuwam, pozwalam na to, aby chociaż raz w życiu ktoś przy mnie stanął i objął mnie i pozwolił moim troskom zatonąć w tym uścisku.

Wiem, że ona chciałaby mi pomóc, ale wiem, że nie ma takiej możliwości. To we mnie wszystko się całkowicie zmieszało i nie wiem co powinienem robić. Jej miękki policzek ociera się o mój.

Taka krucha i słaba istotka, a jednak z taką siłą wewnętrzną. Jej dziwna energia podnosi mnie na duchu i dodaje pewności. Ona zasługuje na wyjaśnienie. Chociaż ona, tylko ona... Nie umiałbym dalej się nią opiekować, gdyby nie poznała prawdy. Zacząłbym się krztusić w tym domu, w jej obecności, moje obrazy byłyby matowe i mroczne.

Dotykam dłońmi jej ramion. Takie ciepłe... Musze jej to powiedzieć, zanim wyparuje ze mnie wspomnienie, zanim zapomnę, że jestem w stanie wydobyć z siebie tych kilka słów. „To Maxa wina, że Kyle nie żyje” szepczę, ale na tyle głośno, żeby usłyszała. Czuję pod opuszkami, jak jej mięśnie się napinają. Mam wrażenie, że ciemna skóra zaczyna jaśnieć i chłodnieć. Kilka długich sekund wyczekiwania i wreszcie słyszę jej zdławiony ale pewny głos „Nie chcę wiedzieć” mówi mi z nutą błagania.

Normalnie bym się upierał, że musi to wiedzieć. Ale przy niej znika moja zatwardziałość i moja głupota. Nie zszargam jej nerwów, nie otworzę tych drzwiczek w jej sercu, za którymi skryła mroczną przeszłość i ból. Przytulam ją mocniej, a sam do siebie szepczę „Oni powinni wiedzieć”. Tylko, że ja nigdy sam sobie nie odpowiadam. A ona o tym wie.

„Powiedz im” mówi ciepło i odsuwa się ode mnie. Patrzę na nią jakbym widział ja po raz pierwszy w życiu i miał wrażenie, że widzę anioła. Puste oczy, bez wyrazu, nikt z nich nic by nie odczytał. Ale ja się już nauczyłem. Teraz dla mnie te oczy są naprawdę pełne życia i tajemnic. Widzę w nich wszystkie odcienie uczuć i iskry przeszłości. Tylko ja to widzę... Teraz tai się w tych oczach smutek i nadzieja. Dziwna kombinacja. Chciałbym móc patrzeć jak wyraz jej oczu zmienia się. Chwytać każdy ułamek sekundy, w którym co innego wpływa w puste tęczówki. Chyba nie umiałbym już jej zostawić bez słowa, bez mrugnięcia, bez żalu...

Powiem im. Tylko, że dla mojej nędznej osoby to będzie za dużo. Zbyt wielki ciężar. Nie będę umiał potem tutaj normalnie żyć. Znów zacznę uciekać, wymazywać wszystko z pamięci. I wiem, że nie wrócę.

Patrzę na Liz. Jakbym chciał na zawsze zapamiętać jej widok.

„Nie” jej głos drży. Mrugam gwałtownie, nie wiedząc co ma na myśli. Już zapomniałem, że ta dziewczyna jest naprawdę wyjątkowa, że jej zmysły przekraczają ludzkie pojęcie. Zapomniałem, że ona umie czytać wszystkie moja nastroje i myśli. „Nie odchodź” mówi, a jej dłonie dotykają moich policzków. Cała się trzęsie, jakby miała za chwilę zemdleć.

Odchodzić?

Miałem zamiar odejść, ale przecież nawet nie wydobyłem z siebie o tym słowa. Gdybym odszedł wszystko tutaj stałoby się znów jasne i proste. Isabel przydzieliłaby jej kogoś odpowiedniego, odpowiedzialnego.

„Nie zostawiaj mnie” jej głos jeszcze chyba nigdy nie był tak rozdygotany. Jej ramiona błyskawicznie zaciskają się wokół mnie, a drobne ciało wtula we mnie. Ona naprawdę się boi, że odejdę. „Obiecaj mi, że nie odejdziesz” żąda przez wstrzymywane łzy. I nie umiem jej odmówić. Jedyna osoba na świecie, której nie umiem powiedzieć nie. Moje dłonie powoli splatają się wokół niej. W pełni świadomie mówię „Obiecuję”.

* * *

Siedzimy na zimnym murku i wgapiamy się w gwiazdy. W trójkę. Tak jak to robiliśmy jeszcze w latach wczesnego dzieciństwa. Zerkam na Isabel. Śpi... Powstrzymuję śmiech, żeby jej nie zbudzić. Rozłożyła się na trawie i z głową na kolanach własnego brata, zasnęła. Tylko ona tak potrafi. A my musimy czuwać za nią. Nic nowego.

Patrzę na Maxa. Wlepia swoje oczy w niebo i o czymś myśli. Ciekawe o czym? „Michael” tak to ja, czego znów chcesz? „Jesteśmy przyjaciółmi, prawda?” Co za głupie pytanie! Czasami te jego wędrówki w głębię duszy doprowadzają mnie do szału. Oczywiście, że jesteśmy przyjaciółmi, jak on może jeszcze o to pytać? „Tak” odpowiadam pewnie.

„Michael przyrzekam ci, że jako przyjaciel nigdy cię nie zdradzę” to zabrzmiało trochę głupio, jak cytat z Szekspira. Ale wiem, że mówił poważnie. On zawsze mówił poważnie. „Ani ja ciebie Maxwell” odpowiadam.

* * *

W takich sytuacjach nie wiadomo jaką drogę obrać. Max jest moim przyjacielem. Tak. Już nie czas przeszły. On JEST moim przyjacielem. Ale pozostałym też jestem winien lojalność i wyjaśnienia. I w takich chwilach najłatwiej jest uciec, niech sami sobie radzą. Tylko, że ja dotrzymuję słowa.

A obiecałem, że nie odejdę. I chyba bym już nie umiał.

I co mam zrobić? Powiedzieć im prawdę, żeby odwrócili się od Maxa, zlinczowali go? Czy nic nie mówić, być wiernym Maxowi i żyć z poczuciem oszustwa? A jestem już tak blisko...

Słyszę głosy. Spodziewałem się śmichu, zabawy, zapachu piwa, muzyki. A skoro tego nie słyszę, to mniemam, że Max już dotarł na miejsce. Teraz kolej na mnie.

* * *

Staję tuż przy wejściu. Stąd mam idealny widok na nich wszystkich. Jeszcze mnie nie zauważyli. Stoją w półkolu, a tuż przed nimi Max. Mają dość zmieszane miny, ale widać, że gdzieś tam w głębi się cieszą. Danny unosi wzrok i milknie. Zobaczył mnie.

Obok niego stoi Nick. Tak to na pewno on, bo wciąż taki mały. Na jego ustach ten nieodłączny niebezpieczny uśmieszek, który podłapał u Danny'ego. Tak, Nick też spogląda w moją stronę, a jego ciemne oczy mrużą się. Chyba nie wierzy temu co widzi. A jednak to ja.

Teraz wszyscy na mnie patrzą. Sean też się nie zmienił, przybyło mu tylko kilka blizn. Tammy i Tim nawet ubierają się w te same ciuchy co kiedyś, co nie oznacza, że wyglądają bardziej młodo. Widać na ich twarzach sporo trosk. Jesse już nie ma kolczyka w uchu, a tatuaż na ramieniu zakrywa koszulą. „Michael?” z jego ust wydobywa się niedowierzanie.

Wygląda na to, że naprawdę prędzej spodziewali się Maxa albo zmartwychwstałego Kyla niż mnie.

Danny lekko się uśmiecha i podchodzi w moją stronę. „Wejdź” mówi. Powoli lód topnieje we wszystkich. Tammy rzuca mi się na szyję, a Tim poklepuje po plecach. „Lepiej późno niż wcale” złośliwe mruknięcie gdzieś z dołu, to głos Nicka. Mocne uderzenie po plecach to z pewnością Sean, nigdy nie miał wyczucia. Tammy uwalnia mnie z uścisku i staję przed Jessem. Chwila ciszy i podaje mi dłoń z uśmiechem. Z Dannym już nie mam potrzeby się witać.

* * *

„Zawsze razem!” Sean unosi butelkę z piwem do góry. Wszyscy się uśmiechamy i unosimy swoje butelki „Zawsze” krzyczymy. Stół u Evansów chyba jeszcze nigdy nie uginał się od takiej ilości jedzenia. Ale co poradzić na to, że są święta i że są tutaj wszyscy? Dosłownie wszyscy.

Siedzę tuż przy Maxie, z jego drugiej strony siedzi Isabel. Obok niej oczywiście Sean, a dalej Tim i Tammy. Po mojej prawej stronie siedzi Kyle, a tuż obok niego Danny. Nick rozprawia o czymś z Jessem. Nie jesteśmy nastawieni na co dzień zbyt rodzinnie, ale jednak teraz czujemy się jak prawdziwa rodzina.

Nikt nikomu nic nie zarzuca. Nawet ja jestem miły. W takich chwilach zapominamy o wszystkim. Nawet jeżeli w dni powszednie nie dogaduję się z Nickiem, a Danny nienawidzi Maxa. Wszystko tak naprawdę mija gdy wszyscy jesteśmy razem. Lojalni aż do bólu. I wiem, że nikt z nas nie umiałby zdradzić czy obrócić się przeciwko komukolwiek z gangu.

* * *

„Miło, że wpadłeś” Danny uśmiecha się tradycyjnie. Obracam się i teraz staję twarzą w twarz z Maxem. Wszystko we mnie zastyga. Przyjaciel. Najlepszy przyjaciel. A dokoła pozostali prawie przyjaciele. Czuję jak moja krew wyparowuje odbierając wszelkie siły witalne, moje mięśnie zmieniają się w kamienie, a serce przystaje na chwilę. Już nie mam klarownego umysłu. Cokolwiek zaplanowałem sobie, że powiem, już tego nie pamiętam.

A Max patrzy na mnie tym swoim wzrokiem pełnym smutku i błagania. Jakby doskonale wiedział, co miałem zamiar zrobić.

Nie czytałem jego listów, nie odwiedzałem go, nawet nie dałem znaku życia. Jestem mu coś winien. Ale czy na pewno aż tak dużą przysługę? Kiedyś, nie raz, przyrzekałem mu lojalność. Kiedyś, nie raz, byłem lojalny i kryłem go w różnych sytuacjach. Kiedyś, nie raz, byłem prawdziwym przyjacielem...

Przenoszę wzrok na pozostałych. Im tez jestem coś winien. I w tym momencie powracają słowa Liz. Ona nie chciała wiedzieć. Cały ten czas od śmierci Kyla pragnęła poznać prawdę, a kiedy byłem w stanie jej to powiedzieć, ona nie chciała. W tamtym momencie nie rozumiałem dlaczego. Teraz już wiem. Każdy z nas zamknął za sobą tamtą przeszłość. Pamiętamy skrawki, wciąż mamy poczucie zbrodni, jakby każdy z nas własnymi rękoma zamordował Kyla. Ale tak naprawdę już nie chcemy do tego wracać. Zawsze myślałem, że tylko ja się boje przeszłości, że tylko ja chce o niej zapomnieć i udawać, że nic się nie stało. Prawda jest taka, że jesteśmy z tej samej gliny.

„Maxwell” z moich ust wydobywa się jego imię. Patrzy na mnie, chyba zastanawia się co powinien zrobić. Uciec czy cierpliwie czekać na cios?

Przełykam ślinę. „Dobrze, że już jesteś” mówię i podaję mu rękę.

* * *

Może i źle postąpiłem. Może powinienem był go wydać, opowiedzieć im wszystko.

Nie.

Pierwszy raz w życiu jestem pewien, że niczemu nie jestem winny. Że dobrze zrobiłem. Lojalny wobec Maxa – on nie chciał, żeby wszyscy wiedzieli; on się bał, że wtedy juz nikogo nie będzie miał; wreszcie zachowałem się jak jego przyjaciel. Lojalny wobec innych – tak jak twierdzili, że chcą poznać prawdę, tak mocno pragnęli jej nie znać; wreszcie nie stchórzyłem i nie zostawiłem ich samych sobie; wróciłem. Lojalny wobec samego siebie – wreszcie znając przeszłość, nie uciekłem od niej, ale też nie zniszczyłem nią nikogo.

Siedzimy teraz jak dawniej u Evansów. Przy stole. Przy takim samym ustawieniu, tylko, że miejsce Kyla zajął ktoś inny...

Liz.

Dotrzymałem obietnicy i nie odszedłem. A ona dotrzymuje swojej obietnicy i jest przy mnie. Nikt oprócz Danny'ego jej nie pamięta, nie musi więc rozgrzebywać swojej przeszłości, a my wcale nie mamy potrzeby wiedzieć o tym, co było kiedyś.

I jest jak dawniej. Całkiem jak dawniej.

Isabel nie ma smutku w oczach. Już nie ma ciemnego kobaltu czy pochmurnego nieba, jest dawny błękit iskrzący życiem. Śmieje się, a perełki jej radości dźwięczą w moich uszach, jak kiedyś.

Sean chyba wrócił do swojego dawnego ulubionego zajęcia i z błyskiem w oku służy Isabel niczym wierny piesek. Znów pełen szaleństwa jak kiedyś, nie pamięta, że może mu coś grozić.

Tim i Tammy wyjadają wzajemnie ze swoich talerzy i docinają sobie tak, jakby wciąż mieli po siedemnaście lat i nienawidzili się jak prawdziwe rodzeństwo, jednocześnie nie potrafiąc się skrzywdzić.

Nick i Jesse znów się o coś sprzeczają, może znów o samochody a może o to, ze Jesse jak zwykle usiłuje Nicka rozzłościć. Jeszcze chwila a Nick jak dawniej stanie na krześle i wygłosi swój manifest „maluczkich”.

Danny usiłuje rozbawić Liz, która bez oporów poddaje się jego urokowi. On kątem oka chwyta wszystkich, jakby wciąż nas obserwował i chciał mieć pod kontrolą. A ona z uśmiechem ściska moją dłoń pod stołem.

Max uśmiecha się jak dawniej. Może teraz jest mniej pewny siebie, ale powróciła mu jakaś radość życia. Patrzy na mnie jak kiedyś, jak na prawdziwego przyjaciela, na którym można polegać.

Nie jesteśmy juz tymi samymi ludźmi, zbzikowanymi nastolatkami szukającymi wrażeń. Dojrzeliśmy, dorośliśmy, zamknęliśmy przeszłość w ogromnym kufrze a klucz do niego wyrzuciliśmy. I nie będzie jak kiedyś. Ale jest podobnie.

A ja wreszcie odnalazłem spokój i uśmiech. I zawdzięczam to tylko jednej osobie. Komuś kto nauczył mnie dostrzegać to, czego na pozór nie widać i to czego nie chce się zobaczyć. Komuś kto był teraz tak blisko, że czułem jego ciepło. Zawdzięczam wszystko Liz, która nawet nie ma pojęcia ile zmieniła. Może kiedyś powiem jej to... albo namaluję...

THE END
Image

User avatar
~Lenka~
Nowicjusz
Posts: 124
Joined: Tue May 11, 2004 2:08 pm
Location: Łódź
Contact:

Post by ~Lenka~ » Wed Jul 14, 2004 4:05 pm

Pięknie to _liz zakończyłaś!
Wszystko się rozwiązało, Michael odzyskał spokój, powrócił do przyjaciół... Dobrze, że zmieniłas zakończenie, bo nie wyobrażam sobie aby to opowiadanie mogło się zakończyć inaczej niż tak jak teraz.
Tak więc oficjalnie zakończyłaś "Niewidzialne obrazy"... :cry:
Teraz przerzucam sie całkowicie do opowiadania "Każda moja łza"
Przynajmniej jest jakaś pociecha po "Obrazach"... :D

User avatar
nowa
Fan
Posts: 609
Joined: Wed Feb 04, 2004 2:05 pm
Location: b-stok
Contact:

Post by nowa » Wed Jul 14, 2004 5:15 pm

Mnie też się podobało, cieszę się, że Michael wrócił do przyjaciół. Zmierzył się z przeszłością, i wygrał - znów nie jest sam. Wg mnie to najbardziej życiowe opowiadanie jakie napisałaś, _liz.
Jedno mi tylko przyszło do głowy... Co z Marią? Wyjechała i... nie wróciła? :roll: A może coś przypadkiem ominęłam? Z drugiej strony to Polar, więc po co Rozpatrywać jak to zrywał z Marią, nie? :wink:
Jako polarkowa histora "niewidzialne obrazy" też mnie zdecydowanie satysfakcjonują. Były piękne.

PS. Ciekawa jestem tego drugiego zakończenia... Może opiszesz nam jak to, tak w skrócie, mogło inaczej wyglądać?
"Wszyscy leżymy w rynsztoku,
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
Image

User avatar
~Lenka~
Nowicjusz
Posts: 124
Joined: Tue May 11, 2004 2:08 pm
Location: Łódź
Contact:

Post by ~Lenka~ » Wed Jul 14, 2004 5:35 pm

Jedno mi tylko przyszło do głowy... Co z Marią? Wyjechała i... nie wróciła?
WŁAŚNIE! Dopiero teraz przypomniałam sobie, że w tym opowiadanku pojawiła się Maria... Widocznie jej dalsze losy zostały przemilczane, bo wiadome było od pierwszych części, że Michaelowi przeznaczona jest Liz a nie Maria. Ona z lekka mu zawadzała, do takiego przynajmnie doszłam wniosku... :cheesy:
PS. Ciekawa jestem tego drugiego zakończenia... Może opiszesz nam jak to, tak w skrócie, mogło inaczej wyglądać?
Popieram. Tak tylko w zarysie, żebyśmy mogli sobie porównać.

User avatar
Liz16
Fan
Posts: 534
Joined: Fri Apr 16, 2004 9:10 pm
Location: Warszawa
Contact:

Post by Liz16 » Wed Jul 14, 2004 7:52 pm

_liz, moim zdaniem zakończenie jest idealne, nic ując nic dodać. Można powiedzieć, że wszystko skończyło się dobrze. Michael i cała paczka są znowu razem, a Liz też teraz ma znajomych :D
Najbardziej z tej części utkwił mi ten fragment, nie wiem, ale jakoś mnie poruszył:
_liz wrote:A ja wreszcie odnalazłem spokój i uśmiech. I zawdzięczam to tylko jednej osobie. Komuś kto nauczył mnie dostrzegać to, czego na pozór nie widać i to czego nie chce się zobaczyć. Komuś kto był teraz tak blisko, że czułem jego ciepło. Zawdzięczam wszystko Liz, która nawet nie ma pojęcia ile zmieniła. Może kiedyś powiem jej to... albo namaluję...
Mam jedno pytanie, czy w tym pierwotnym zakończeniu, Michael miał powiedzieć, że to Max zabił Kyle?? Jak dla mnie to dobrze, że go nie wydał, gdyby to zrobił, opowiadanie mogłoby się skończyć bardzo smutnie.
Image

User avatar
tigi
Zainteresowany
Posts: 372
Joined: Fri Aug 01, 2003 6:30 pm
Location: Poznań
Contact:

Post by tigi » Wed Jul 14, 2004 7:53 pm

Całe opowiadanie podobało mi się. Zakończenie jest odpowiednie, z happy endem. :P Wszyscy znów są razem, Max z Michaelem są przyjaciółmi. Michael poradził sobie z przesżłością.

A co do drugiego zakończenia nie jestem pewna czy chciałabym je znać.

Ps. Twórzcie wiele nowych opowiadań bym miała co czytac po przyjeździe. :P Zostawiam to forum na niecałe dwa tygodnie i wypoczęta do Was wrócę.

Post Reply

Who is online

Users browsing this forum: No registered users and 32 guests