Ehhh…..bardzo przepraszam, że dopiero teraz ( po miesiącu ciszy ) odpowiadam na komentarze, które padły pod względem mojej wypowiedzi na temat Liz. Przedwczoraj ( ma się ten refleks
zauważyłam, że ktoś nawiązał do mojego tekstu i postanowiłam bronić swojego zdania! Jeszcze się nie poddałam
!! Pewnie po tym co tu napiszę będę ostatnią zołzą no ale trudno...
No więc…tym razem zacznę od Maxa z przyszłości….poprzednio napisałam, że jest największym nieporozumieniem serialu, ale niektórzy odebrali to jako moją chęć na wycięcie odcinka „ The end of the world”, a wcale nie o to mi chodziło!!! Sama przyznam, że odcinek ten bardzo mi się podobał ( na końcu prawie ryczałam, a jak widać nie jestem dreamerką ), ale wydaje mi się, że lepiej by było dla Liz gdyby Max jednak przyszedł do niej, ale nie opowiadał o tym, że uciekli, wzięli ślub i byli cali happy, aż do 2014 roku, bo potem gdy zniknął Liz żyła tymi niespełnionymi marzeniami ( dlaczego nie chciała jechać do Las Vegas? Bo Max z przyszłości powiedział, że tam wzięli ślub), a to musiało być bardzo męczące i bolesne. Więc nie potępiam odcinka, a postępowanie Maxa.
Pisząc, że nawet nie zapytała F.M co się stało z jej rodzicami, Marią, Kylem, Alexem itp. nie mówiłam, że fakt, że przeżyli zmieniłby w jakikolwiek sposób jej decyzję czy powinna ratować świat. Wiem, że mnie interesowałoby co się stało z moimi rodzicami czy pozostałymi przyjaciółmi (Wiem, że nie powinnam się z nią utożsamiać, ale może to trochę lepiej przybliży to co mam na myśli, więc proszę o wybaczenie ) i nawet gdyby okazałoby się, że przeżyli pewnie postanowiłabym „uratować świat”. Chodzi mi o fakt, że nawet o nich nie spytała i to mnie lekko zbulwersowało.
Po trzecie: W sumie to wcale nie wiadomo czy Liz uratowała świat…przecież Tess i tak odeszła (zginęła), a Max i ona byli razem… nigdy się nie dowiemy czy wydarzenia z 2014 naprawdę się wydarzyły czy może były fikcją.
Dalej…. Liz i Max rzeczywiście nie byli formalnie razem, kiedy Evans przespał się z Tess, ale to wcale nie zmienia faktu, że jednak to zrobił ( wydaje mi się, że żaden argument go nie usprawiedliwia, bo kiedy kocha się jedną dziewczynę, ale nawet się z nią nie jest, to i tak nie powinno się sypiać z drugą!!), a Liz mu wybaczyła w przeciągu dwóch miesięcy ( bo na początku III sezonu wszystko było cacy…przynajmniej tak wyglądało). Ja raczej nie potrafiłabym wybaczyć chłopakowi zdrady ( może wcale, a może nie tak szybko.)
Po piąte: Propozycja Liz, żeby zabić Michaela…bardzo przepraszam, że nie napisałam o tym, że Liz wspomniała potem, żeby go uzdrowić…musiało umknąć mojej uwadze podczas oglądania ( staram się być jak najbardziej obiektywna i wcale nie chodzi o to, że o tym nie napisałam tylko dlatego, żeby zrobić z Liz negatywny charakter… naprawdę musiałam nie dosłyszeć.), ale to wcale nie zmienia mojego zdania, że nie powinna tego mówić. Pomyślmy tak…Alex został zabity przez kosmitkę i Maxowi nie udało się go ożywić…a co gdyby z Michaelem było tak samo? Zostałby zabity przez kosmitę( rozumiem, że Maxa lub Isabel), Max położyłby mu na klatce piersiowej rękę i wytężył mózg, a potem wielkie pftttt i…nic. Zero. Nada, bo Michael by nie zaczął oddychać i by nie wstał. Przecież istniało takie ryzyko. Nikt na to nie wpadł?! I przepraszam bardzo, ale czym Michael zasłużył sobie na śmierć?! Zrobił wiele mało inteligentnych rzeczy, działał bez zastanowienia, ale żeby go od razu skazywać na śmierć?! ( Podkreślam, że wcale nie tłumaczę jego akcji!) Był „opętany”…próbował zabić Jessiego. No ale jeśli już myślimy w ten sposób to na śmierć zasłużył także Max, który „opętany” próbował udusić Marię i zabić Liz. Nie trafia do mnie taki argument.
„Nie” Liz w głosowaniu na Tess….odkąd Harding odleciała, Liz chciała zemsty ( przynajmniej ja tak to odebrałam ), a kiedy miała szansę to nagle się rozmyśliła. Wydaje mi się, że powinna zagłosować na „tak” i dokończyć to co zaczęła po śmierci Alexa – od początku walczyła o wykrycie i śmierć zabójcy (przecież chcieli z Maxem zabić Leannę – podejrzaną o bycie kosmicznym mordercą i pewnie zrobiliby to gdyby Liz nie wykryła, że Lenna jest człowiekiem – to się Parker chwali
. Tess jest jedną z moich ulubionych bohaterek, ale to nie zmienia mojego nastawienia do błędów i zła, których narobiła ( zabiła Alexa, a tego nie potrafię zapomnieć) i faktu, że powinna ponieść karę wymierzoną przez osoby, które skrzywdziła.
Przepraszam, jeżeli kogokolwiek uraziłam tym co tu napisałam, ale to nie było moim zamiarem. Dla mnie Liz byłaby zwykłą, nudną i pospolitą nastolatką gdyby nie została wyleczona przez kosmitę. Może nie przepadam za nią też z tego względu, że wszyscy robią z niej taki ideał…a ja jestem przeciwniczką ideałów i tego co jest proste, zwyczajne. Wypisałam tu wady, które dostrzegłam….ale nie zaprzeczam, że znajdzie się kilka zalet….miła, uśmiechnięta, inteligentna itp.…staram się być obiektywna. Bo każdy charakter ma wady i zalety. Dobry ma więcej plusów, mniej minusów, a zły więcej wad niż zalet, a my powinniśmy dostrzegać i wady i zalety.
Nawiążę też do stwierdzenia, które padło, że dreamerki wybaczają, zapominają i rozumieją błędy bohaterów, a fani Michaela robią z niego niewiadomo kogo. Nieprawda. Mi się wydaje, że to nie zależy od podziału „ fani M&L”, „Fani M&M” czy po prostu fani poszczególnych jednostek. To zależy od ustosunkowania się i zaakceptowania wad ulubionych postaci przez fanów. Ja się często spotykam z idealizowaniem „akcji” i decyzji Maxa, a nie Michaela. Ale skoro wyliczamy i myślimy w ten sposób to…..faktem jest też to, że większość dreamerek nie lubi Tess, za to co zrobiła ze związkiem Maxa i Liz….pisze jaka to jest okropną, maniaczką przeznaczenia i nawet nie próbuje doszukać się w niej cech. Albo czy ktokolwiek tutaj potępił jakiekolwiek z zachowań Liz? Przecież nie zawsze postępowała słusznie…ale tego już nikt nie napisze. Gratuluję jeśli ktokolwiek doczytał to do końca, bo strasznie długo mi wyszło.
Pozdrawiam i następnym razem odpiszę szybciej….raczej…