Trzy połówki jabłka- candy
Moderators: Olka, Hotaru, Hotori, Hypatia
Trzy połówki jabłka- candy
Trzy połówki jabłka- wróciłam do pierwotnej wersji, myślę, że teraz będzie dobrze.
To opowiadanie dedykuje: Cry, Dżolce, Nowej, Tess i Liz_Parker i wszystkim fanom „takich” opowiadań. I jeszcze pewnemu adminowi divxserwis.
Spotykają się dwa samotne serca, patrzą na siebie i od razu się zakochują. Nie tak nie będzie, tym razem to co innego, porozmawiamy o miłości, ale nie teraz .
Prolog
Ogromne błękitne oczy wpatrywały się w kobietę, która walczy o życie, próbuje wyrwać się ze szponów śmierci, ale ona stała już nad nią ściskając kosę. Świat widziany oczami tej małej istotki rozsypywał się na kawałeczki, był pełen ran, twardych strupów, tutaj karty rozkładało zło.
Mały jasnowłosy chłopczyk nie mrugał, patrzył intensywnie na ratowników, którzy uwijali się przy rannej kobiecie. Powoli ulatywało z niej życie. Przed kilkoma minutami wyniesiono ją z płonącego budynku, żyła, jeszcze żyła. Chłopczyk spojrzał na dom, fundamenty powoli się osuwały, płomienie ognia zjadały szatnie skrawki drewna. W niebieskich diamentowych oczach odbijała się czerwona łuna ognia.
Zacisnął małe piąstki i ponownie szukał wzrokiem kobiety. Kryształowa łza pojawiła się w kąciku oka i powoli spłynęła po osmolonym policzku. Ludzi nie obchodził mały chłopczyk, stojący na środku jezdni, zajmowali się swoimi sprawami no i ratowali ludzkie życie. Strażacy wyciągali węże, panowali nad wodą, poskramiali ogień, nikt nie zauważał małego człowieka, który z całych sił próbował dodać otuchy kobiecie, sprawić by jeszcze żyła.
- Mamusiu- szepnął. Leżała już w karetce, nie słyszała go. Wyciągnął mała rączkę, jakby chciał jej dotknąć, ale ona zniknęła, odjeżdżała zostawiając go samego na tym złym świecie.
Zauważył znikającą śmierć, która ze złości rzuciła kosą o ziemie. Zdjęła kaptur, zimne stalowe oczy wpatrywały się w jasnowłose dziecko. Ona także zniknęła i znowu został sam.
Musiał uciec, biec jak najdalej, nie ważne, że ktoś chciał go zatrzymać, nie ważne, że ktoś go wołał, w jego małym serduszku było pełno goryczy do tego świata..
***
Mężczyzna w białym fartuchu wpatrywał się w nieprzytomną blondynkę, jej skóra była blada, zbyt blada. Oddychał za nią respirator. „ Już długo tak nie pociągnie”- pomyślał lekarz i pokiwał bezradnie głową. Zamknął ostrożnie drzwi i wyszedł na korytarz.
- I co z tą kobietą?- padło pytanie, lekarz odwrócił się spojrzał na policjanta.
- Jest w ciężkim stanie, wątpię żeby przeżyła, nie mówiąc o poparzeniach- wyjaśnił. Na twarzy policjanta pojawił się smutek.
- Może ma jakieś szanse?
- Zdecyduje o tym dzisiejsza noc, odnalazł pan jej rodzinę?- dodał lekarz. Policjant pokiwał przecząco głową.
Osiem lat później
- MAMO!!!!!!- głuchy krzyk rozniósł się po dużej sali pełnej łóżek, żaden z chłopców się nie zbudził. Wielkie mokre od łez niebieskie oczy rozglądały się dookoła. Otarł łzy i usiadł na łóżku, zawsze w ten sam dzień, każdego roku budził się zlany potem i ze łzami w oczach. Śnił ten sen, o płonącym domu i o mamie.
Nawet nie pamiętał jak wyglądała, nie wiedział, jaki ma kolor włosów, co lubi robić, jak wygląda, kiedy się uśmiecha. Sen zawsze był o tym samym i zawsze sprawiał wielkie cierpienie.
Zapalił lampkę, jego sąsiad poruszył się niespokojnie, ale nie obudził. Chłopiec westchnął i otworzył szufladę, wyjął z niej mały łańcuszek.
- Mamo, dlaczego cię tutaj nie ma?
C.d.n.
To opowiadanie dedykuje: Cry, Dżolce, Nowej, Tess i Liz_Parker i wszystkim fanom „takich” opowiadań. I jeszcze pewnemu adminowi divxserwis.
Spotykają się dwa samotne serca, patrzą na siebie i od razu się zakochują. Nie tak nie będzie, tym razem to co innego, porozmawiamy o miłości, ale nie teraz .
Prolog
Ogromne błękitne oczy wpatrywały się w kobietę, która walczy o życie, próbuje wyrwać się ze szponów śmierci, ale ona stała już nad nią ściskając kosę. Świat widziany oczami tej małej istotki rozsypywał się na kawałeczki, był pełen ran, twardych strupów, tutaj karty rozkładało zło.
Mały jasnowłosy chłopczyk nie mrugał, patrzył intensywnie na ratowników, którzy uwijali się przy rannej kobiecie. Powoli ulatywało z niej życie. Przed kilkoma minutami wyniesiono ją z płonącego budynku, żyła, jeszcze żyła. Chłopczyk spojrzał na dom, fundamenty powoli się osuwały, płomienie ognia zjadały szatnie skrawki drewna. W niebieskich diamentowych oczach odbijała się czerwona łuna ognia.
Zacisnął małe piąstki i ponownie szukał wzrokiem kobiety. Kryształowa łza pojawiła się w kąciku oka i powoli spłynęła po osmolonym policzku. Ludzi nie obchodził mały chłopczyk, stojący na środku jezdni, zajmowali się swoimi sprawami no i ratowali ludzkie życie. Strażacy wyciągali węże, panowali nad wodą, poskramiali ogień, nikt nie zauważał małego człowieka, który z całych sił próbował dodać otuchy kobiecie, sprawić by jeszcze żyła.
- Mamusiu- szepnął. Leżała już w karetce, nie słyszała go. Wyciągnął mała rączkę, jakby chciał jej dotknąć, ale ona zniknęła, odjeżdżała zostawiając go samego na tym złym świecie.
Zauważył znikającą śmierć, która ze złości rzuciła kosą o ziemie. Zdjęła kaptur, zimne stalowe oczy wpatrywały się w jasnowłose dziecko. Ona także zniknęła i znowu został sam.
Musiał uciec, biec jak najdalej, nie ważne, że ktoś chciał go zatrzymać, nie ważne, że ktoś go wołał, w jego małym serduszku było pełno goryczy do tego świata..
***
Mężczyzna w białym fartuchu wpatrywał się w nieprzytomną blondynkę, jej skóra była blada, zbyt blada. Oddychał za nią respirator. „ Już długo tak nie pociągnie”- pomyślał lekarz i pokiwał bezradnie głową. Zamknął ostrożnie drzwi i wyszedł na korytarz.
- I co z tą kobietą?- padło pytanie, lekarz odwrócił się spojrzał na policjanta.
- Jest w ciężkim stanie, wątpię żeby przeżyła, nie mówiąc o poparzeniach- wyjaśnił. Na twarzy policjanta pojawił się smutek.
- Może ma jakieś szanse?
- Zdecyduje o tym dzisiejsza noc, odnalazł pan jej rodzinę?- dodał lekarz. Policjant pokiwał przecząco głową.
Osiem lat później
- MAMO!!!!!!- głuchy krzyk rozniósł się po dużej sali pełnej łóżek, żaden z chłopców się nie zbudził. Wielkie mokre od łez niebieskie oczy rozglądały się dookoła. Otarł łzy i usiadł na łóżku, zawsze w ten sam dzień, każdego roku budził się zlany potem i ze łzami w oczach. Śnił ten sen, o płonącym domu i o mamie.
Nawet nie pamiętał jak wyglądała, nie wiedział, jaki ma kolor włosów, co lubi robić, jak wygląda, kiedy się uśmiecha. Sen zawsze był o tym samym i zawsze sprawiał wielkie cierpienie.
Zapalił lampkę, jego sąsiad poruszył się niespokojnie, ale nie obudził. Chłopiec westchnął i otworzył szufladę, wyjął z niej mały łańcuszek.
- Mamo, dlaczego cię tutaj nie ma?
C.d.n.
Last edited by Dzinks on Tue Jun 29, 2004 8:14 am, edited 3 times in total.
Mon cher Tu dois attender pour le aveu ...[...]Bo kocham go całym sercem , umieram kiedy nie ma go przy mnie , moja bluzka przykleja się do mojego spoconego ciała, kiedy on mnie dotyka[...]Głowa w lodówce
Dedykacja dla mnie? Jej, dzięki... Czuję się zaszczycona
Skoro tak to... powiało tajemniczością, ale COŚ mi mówi, że to będzie Candy Czyżbym się myliła? Jeśli nie, to z niecierpliwością czekam na dalej... a jeśli tak... Hm, lepiej nie
Skoro tak to... powiało tajemniczością, ale COŚ mi mówi, że to będzie Candy Czyżbym się myliła? Jeśli nie, to z niecierpliwością czekam na dalej... a jeśli tak... Hm, lepiej nie
"Wszyscy leżymy w rynsztoku,
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
ale niektórzy z nas patrzą w gwiazdy."
- Liz_Parker
- Zainteresowany
- Posts: 301
- Joined: Sat Aug 16, 2003 11:23 pm
- Location: z Sanoka
- Contact:
Czy ta dedykacja jest dla mnie?? :D
Nowa możliwości jest wiele. To może być Candy, nie wykluczam tego. Ale jeszcze są: Stargazers, Rebels, Cliffhangers i kto wie czy to nie będzie Rebelek bo dziecko miała tylko Tess.
A opowiadanie super. Mroczny początek, lubię takie.
Nowa możliwości jest wiele. To może być Candy, nie wykluczam tego. Ale jeszcze są: Stargazers, Rebels, Cliffhangers i kto wie czy to nie będzie Rebelek bo dziecko miała tylko Tess.
A opowiadanie super. Mroczny początek, lubię takie.
"I Have Promises To Keep, And Miles To Go Before I Sleep." ROBERT FROST
"So That's The End. Our Life In Roswell. What A Long Strange Trip It's Been"
"So That's The End. Our Life In Roswell. What A Long Strange Trip It's Been"
Część pierwsza
Wasze domysły są bardzo ciekawe, ale ten mały chłopczyk to nie Michael.
Harry był bardzo niezwykłym chłopcem, miał dwanaście lat, ale umysł szesnastolatka.
Był bardzo inteligentny. Kiedy miał cztery lata trafił do nowojorskiego sierocińca. Harremu każdy powtarzał, że nie ma i nigdy nie miał żadnych krewnych, ale on dobrze wiedział, że jego mama żyje i gdzieś tam na niego czeka. Pomimo tej dramatycznej sytuacji był zadowolony z życia, wiedział, że niedługo przyjdzie czas na szczęśliwą podróż.
Kiedy był zdenerwowany lub wściekły w jego umyśle pojawiały się obrazy, których nie potrafił zrozumieć. Kiedyś podczas jednej z bójek stało się coś dziwnego, obok Harrego wybuchła szklanka. Tak po prostu sama z siebie. Od tej pory inne dzieci stroniły od jasnowłosego chłopca o wielkich diamentowych oczach.
Jedyną jego towarzyszek zabaw była Hariet, mała ciemnowłosa dziewczynka. Lubiła jego towarzystwo, świetnie się ze sobą rozumieli. Jej rodzice zginęli w wypadku samochodowym, nie pamiętała ich, ale zawsze w jej sercu było pełno nadziei, że będzie lepiej.
- Harry powiedz mi, o czym myślisz?. Chłopiec odwrócił się, na jego twarzy pojawił się uśmiech.
- Wczoraj znowu miałem ten dziwny sen – odparł. Dziewczynka przyglądała mu się uważnie.
- Ten sen… sen o twojej mamie?- zapytała nieśmiało.
_ Tak śni mi się odkąd pamiętam, zawsze w ten sam dzień i zawsze tę samą noc, co roku – wyjaśni i dotknął srebrnego serduszka zamieszonego na złotym łańcuszku.
- Jak myślisz? Spotkasz się kiedyś z mamą? – dodała.
- Na pewno i czuję, że to nastąpi bardzo szybko, szybciej niż się tego spodziewam – stwierdził i zaczął ją bezlitośnie łaskotać.
***
- Margaret twoja ulubiona blondynka poruszyła dzisiaj ręką- wyjaśniła niska, pulchna siostra oddziałowa nowojorskiego szpitala im. Św. Heleny. Druga drobna mała szatynka uśmiechnęła się.
- To wspaniale!
- Margaret nie daj się zwariować, lekarz wyraźnie powiedział, że będzie spała bardzo długo – dodała druga pielęgniarka, ale z twarzy Margaret nie znikał uśmiech. Pożegnała się z siostrą oddziałową i zaczęła chodzić po sali. Leżało tutaj trzech pacjentów.
- Witam panie Gordon, dobrze pan wygląda – mówiła zwracając się do ciemnowłosego brodatego mężczyzny w śpiączce, spojrzała na kartę, temperatura ciała w normie, serce bije normalnie, ale pan Gordon nie budził się już od ponad roku, spadł z konia i do tej pory leżał tak bez życia. Margaret poprawiła kosmyk włosów i przeszła dalej, w środku leżała czterdziestoletnie latynoska, nazwisko nieznane. Margaret uśmiechnęła się.
- Panno ciemnowłosa jak zwykle świetnie pani wygląda, czas wstawać – szepnęła, ale kobieta nawet się nie uśmiechnęła, nie poruszyła się,. Spała już pięć lat. Margaret położyła kartę pacjentki na swoim miejscu przeszła dalej do trzeciej pacjentki. Była to bardzo młoda kobieta, wyglądała na dwadzieścia kilka lat, choć Margaret wiedziała, że jest starsza. Piękne lśniące włosy leżały rozsypane na poduszce. Delikatne rysy i duże piękne usta. Margaret westchnęła, często mówiła do tej kobiety, ale ta nigdy jej nie odpowiedziała. Wiedziała, że została wyniesiona z pożaru, była bardzo poparzona, ale o dziwo wszystkie blizny zagoiły się idealnie, pozostały tylko nieliczne ślady.
- Poruszyłaś dzisiaj ręką- powiedziała- Dzielna dziewczyna, jeszcze się obudź, a dam ci spokój.
Była tutaj od ośmiu lat, czasami dawała znaki życia ruszając dłonią lub lekko się uśmiechając, ale nic poza tym. Nazwisko nieznane, pielęgniarka patrząc na tę dziewczynę czuła niesamowitą energię, która od niej biła, bardzo chciała, żeby to właśnie ona się obudziła.
Dotknęła jej czoła i westchnęła z żalem, jej ciemne oczy zatrzymały się na dłoni.
- Margaret znowu mówisz do tej blondynki. Kobieta odwróciła się, młody doktor Ramirez wszedł na sale. Policzki Margaret lekko poróżowiały.
- Już się przyzwyczaiłam, poza tym w tej dziewczynie jest coś intrygującego – westchnęła. Przystojny lekarz uśmiechnął się.
- Wątpię moja droga, chyba, że zdarzy się cud – dodał- A może napiłabyś się ze mną kawy?.
- Chodźmy.
Wyszli z sali chichocząc, kąciki ust blondynki uniosły się w górę, lekko, ale się uniosły.
C.D.N Opinie mile widziane
Wasze domysły są bardzo ciekawe, ale ten mały chłopczyk to nie Michael.
Harry był bardzo niezwykłym chłopcem, miał dwanaście lat, ale umysł szesnastolatka.
Był bardzo inteligentny. Kiedy miał cztery lata trafił do nowojorskiego sierocińca. Harremu każdy powtarzał, że nie ma i nigdy nie miał żadnych krewnych, ale on dobrze wiedział, że jego mama żyje i gdzieś tam na niego czeka. Pomimo tej dramatycznej sytuacji był zadowolony z życia, wiedział, że niedługo przyjdzie czas na szczęśliwą podróż.
Kiedy był zdenerwowany lub wściekły w jego umyśle pojawiały się obrazy, których nie potrafił zrozumieć. Kiedyś podczas jednej z bójek stało się coś dziwnego, obok Harrego wybuchła szklanka. Tak po prostu sama z siebie. Od tej pory inne dzieci stroniły od jasnowłosego chłopca o wielkich diamentowych oczach.
Jedyną jego towarzyszek zabaw była Hariet, mała ciemnowłosa dziewczynka. Lubiła jego towarzystwo, świetnie się ze sobą rozumieli. Jej rodzice zginęli w wypadku samochodowym, nie pamiętała ich, ale zawsze w jej sercu było pełno nadziei, że będzie lepiej.
- Harry powiedz mi, o czym myślisz?. Chłopiec odwrócił się, na jego twarzy pojawił się uśmiech.
- Wczoraj znowu miałem ten dziwny sen – odparł. Dziewczynka przyglądała mu się uważnie.
- Ten sen… sen o twojej mamie?- zapytała nieśmiało.
_ Tak śni mi się odkąd pamiętam, zawsze w ten sam dzień i zawsze tę samą noc, co roku – wyjaśni i dotknął srebrnego serduszka zamieszonego na złotym łańcuszku.
- Jak myślisz? Spotkasz się kiedyś z mamą? – dodała.
- Na pewno i czuję, że to nastąpi bardzo szybko, szybciej niż się tego spodziewam – stwierdził i zaczął ją bezlitośnie łaskotać.
***
- Margaret twoja ulubiona blondynka poruszyła dzisiaj ręką- wyjaśniła niska, pulchna siostra oddziałowa nowojorskiego szpitala im. Św. Heleny. Druga drobna mała szatynka uśmiechnęła się.
- To wspaniale!
- Margaret nie daj się zwariować, lekarz wyraźnie powiedział, że będzie spała bardzo długo – dodała druga pielęgniarka, ale z twarzy Margaret nie znikał uśmiech. Pożegnała się z siostrą oddziałową i zaczęła chodzić po sali. Leżało tutaj trzech pacjentów.
- Witam panie Gordon, dobrze pan wygląda – mówiła zwracając się do ciemnowłosego brodatego mężczyzny w śpiączce, spojrzała na kartę, temperatura ciała w normie, serce bije normalnie, ale pan Gordon nie budził się już od ponad roku, spadł z konia i do tej pory leżał tak bez życia. Margaret poprawiła kosmyk włosów i przeszła dalej, w środku leżała czterdziestoletnie latynoska, nazwisko nieznane. Margaret uśmiechnęła się.
- Panno ciemnowłosa jak zwykle świetnie pani wygląda, czas wstawać – szepnęła, ale kobieta nawet się nie uśmiechnęła, nie poruszyła się,. Spała już pięć lat. Margaret położyła kartę pacjentki na swoim miejscu przeszła dalej do trzeciej pacjentki. Była to bardzo młoda kobieta, wyglądała na dwadzieścia kilka lat, choć Margaret wiedziała, że jest starsza. Piękne lśniące włosy leżały rozsypane na poduszce. Delikatne rysy i duże piękne usta. Margaret westchnęła, często mówiła do tej kobiety, ale ta nigdy jej nie odpowiedziała. Wiedziała, że została wyniesiona z pożaru, była bardzo poparzona, ale o dziwo wszystkie blizny zagoiły się idealnie, pozostały tylko nieliczne ślady.
- Poruszyłaś dzisiaj ręką- powiedziała- Dzielna dziewczyna, jeszcze się obudź, a dam ci spokój.
Była tutaj od ośmiu lat, czasami dawała znaki życia ruszając dłonią lub lekko się uśmiechając, ale nic poza tym. Nazwisko nieznane, pielęgniarka patrząc na tę dziewczynę czuła niesamowitą energię, która od niej biła, bardzo chciała, żeby to właśnie ona się obudziła.
Dotknęła jej czoła i westchnęła z żalem, jej ciemne oczy zatrzymały się na dłoni.
- Margaret znowu mówisz do tej blondynki. Kobieta odwróciła się, młody doktor Ramirez wszedł na sale. Policzki Margaret lekko poróżowiały.
- Już się przyzwyczaiłam, poza tym w tej dziewczynie jest coś intrygującego – westchnęła. Przystojny lekarz uśmiechnął się.
- Wątpię moja droga, chyba, że zdarzy się cud – dodał- A może napiłabyś się ze mną kawy?.
- Chodźmy.
Wyszli z sali chichocząc, kąciki ust blondynki uniosły się w górę, lekko, ale się uniosły.
C.D.N Opinie mile widziane
Mon cher Tu dois attender pour le aveu ...[...]Bo kocham go całym sercem , umieram kiedy nie ma go przy mnie , moja bluzka przykleja się do mojego spoconego ciała, kiedy on mnie dotyka[...]Głowa w lodówce
Ta blondynka to nie Tess, hm imiona znajome na pewno się pojawią , ale nie chce nic teraz mówić. Akcja przeniesie się do Roswell, ale jeszcze nie teraz. Wszystko przed nami.Ale to opowiadanie tajemnicze, jeszcze nie padły żadne znajome imiona, wogóle ciekawe czy padną.... Ja tak na prawdę to za bardzo nie mam pomysłu jakie to będzie opowiadanie. Może ta brunetka to Liz, a ta blondynka to ........ Tess.......Maria....Courtney.....
Mon cher Tu dois attender pour le aveu ...[...]Bo kocham go całym sercem , umieram kiedy nie ma go przy mnie , moja bluzka przykleja się do mojego spoconego ciała, kiedy on mnie dotyka[...]Głowa w lodówce
Naprawde dobrze piszesz.
Daj znać jak ciąg dalszy nastąpi.
Dzięki za dedykacje, pozdrawiam.
_______________
Świat kina komputerowego ... emule, ed2k, divx, xvid, download, filmy, napisy, p2p, programy, kodeki, p2p, protowall, okładki, zabezpieczenia
Daj znać jak ciąg dalszy nastąpi.
Dzięki za dedykacje, pozdrawiam.
_______________
Świat kina komputerowego ... emule, ed2k, divx, xvid, download, filmy, napisy, p2p, programy, kodeki, p2p, protowall, okładki, zabezpieczenia
- Liz_Parker
- Zainteresowany
- Posts: 301
- Joined: Sat Aug 16, 2003 11:23 pm
- Location: z Sanoka
- Contact:
Część druga
W trzeciej części nastąpi odsłona imion, przynajmniej blondynki.
Margaret sporządzała właśnie notatki o stanie zdrowia wszystkich trzech pacjentów. Była bardzo skupiona i nie zwracała uwagi na to, co się dzieje dookoła niej.
Stan Pana Grodna jest bardzo dobry, ale nie mówimy tutaj o śpiączce, nic nie wskazuje na to, iż może się obudzić …
Siostra na chwilę oderwała długopis od papieru i zagryzła wargę. Wstała od stolika i uniosła oczy w stronę blondynki. Wszystko było w jak najlepszym porządku, Margaret uśmiechnęła się lekko i wróciła do swojej pracy.
Przez chwilę pisała dalej, ale aparatura zaczęła szwankować, niebezpiecznie.
- Co znowu? -- zapytała niechętnie wstając. Tętno blondynki było przyśpieszone nie o kilka jednostek, było dość wyraźnie przyśpieszone. Serce Margaret wybiło się z naturalnego rytmu. Na jej czole pojawiły się małe kropelki potu. Zostawiła wszystko i pokonując nie lada przeszkody znalazła się przy łóżku swojej ulubionej pacjentki.
Dziewczyna dawała oznaki życia, ruszała się , kręciła głowa w prawo i w lewo. Wyglądała tak jakby śniła o czymś złym.
Margaret zakryła usta dłonią, nogi wrosły jej w podłogę. Blondynka najwyraźniej się budziła, powracała do życia po ośmiu latach.
Pielęgniarka wahała się przez moment, kiedy odzyskała czucie w nogach wybiegła z sali. Dziewczyna westchnęła żałośnie, odwróciła się na bok, a potem lekko rozwarła powieki. Musiała je natychmiast zamknąć, ponieważ oślepiło ja światło wpadające przez otwarte okno.
Na salę wbiegł młody doktor Ramirez, siostra Margaret i jeszcze jedna pielęgniarka.. Blondynka ponownie próbowała otworzyć oczy. Świat powoli nabierał kolorów, powoli wśród mgieł pojawiały się zarysy przedmiotów, ludzkich twarzy.
- Widzi mnie pani?- zapytał lekarz wpatrując się w ogromną toń zielonych oczu. Dziewczyna rozwarła szerzej powieki, rozmarzonym wzrokiem spojrzała na młodego lekarza, potem jej wzrok przesunął się na pielęgniarkę, która się uśmiechnęła i zatrzymał się na siostrze Margaret. W ustach czuła gorzki smak.
- Gdzie ja jestem?- zapytała, nieużywane od ośmiu lat struny głosowe dały o sobie znać.
- Jest pani w szpitalu św. Heleny w Nowym Jorku – wyjaśnia pielęgniarka.
- Pamięta pani coś? Jak się pani nazywa?- dopytywał się doktor Ramirez. Dziewczyna przewróciła oczami, powoli do jej umysłu powracały obrazy, przypominała sobie obraz płonącego domu i walących się ścian ognia…
***
Harry jadł mechanicznie, wcale nie miał ochoty na zupę cebulową, a do tego nie był głodny. Od kilku dni jedna pozytywna myśl nie dawała mu spokoju, miał przeczucie, że stanie się coś złego. Odłożył łyżkę i rozejrzał się po jadalni. Garstkę dzieci wcale nie interesowała zupa cebulowa, grupka trzynastolatek plotkowała sobie spokojnie.
Z przodu kilku maluchów zabawiało się w grę typu, „ Kto szybciej rozleje pyszną zupkę?”. Harry westchnął.
- Co się dzieje?- zapytała Hariet przyglądając mu się badawczo.
- Nie wiem – odparł- Czuję się dziwnie. Hariet zmarszczyła lekko brwi.
- Dziwnie?
Harry poczuł ciepło na piersi, to jego serduszko zaczęło się przemieniać. Harry odpiął łańcuszek, serce położył na dłoni. Czuł bijącą od niego energię. Z zewnątrz wyglądało normalnie, ale on czuł ciepło, był tego pewien. Jego wielkie niebieskiego oczy zabłysły niebezpiecznie.
- Już czas – szepnął. Hariet nie wiedziała, o co mu chodzi, czasami zachowywał się dziwnie.
- Harry?. Uśmiechnął się tajemniczo i wstał od stołu, kilkoro dzieci przyglądało mu się ciekawie. Na środku siedzieli opiekunowie. Pani Smith starsza wesoła kobieta, ale bardzo surowa. Pan, Worms, którego Harry wprost uwielbiał, choć jego natura była zagadką, nikt nie był wstanie zgadnąć, co w danej chwili myśli pan Worms. Harry uśmiechnął się i podszedł do ich stolika. Odchrząknął. Pan Worms uniósł głowę, na jego twarzy pojawił się wielki uśmiech.
- Co jest Harry? – zapytał tubalnym głosem.
- Kto ma dzisiaj dyżur?- spytał od razu chłopiec. Pani Smith spojrzała na niego.
- Dlaczego pytasz?
- Jestem po prostu ciekawy – stwierdził, ale ta odpowiedź najwyraźniej nie usatysfakcjonowała pani Smith, która musztrowała go spojrzeniem, przez swoje ogromne zielone okulary.
- Przykro mi stary, ale pani Smith- wtrącił tubalnym głosem pan Worms. „ To źle” pomyślał Harry bardzo źle, jego plan może się nie powieść.
C.D.N
W trzeciej części nastąpi odsłona imion, przynajmniej blondynki.
Margaret sporządzała właśnie notatki o stanie zdrowia wszystkich trzech pacjentów. Była bardzo skupiona i nie zwracała uwagi na to, co się dzieje dookoła niej.
Stan Pana Grodna jest bardzo dobry, ale nie mówimy tutaj o śpiączce, nic nie wskazuje na to, iż może się obudzić …
Siostra na chwilę oderwała długopis od papieru i zagryzła wargę. Wstała od stolika i uniosła oczy w stronę blondynki. Wszystko było w jak najlepszym porządku, Margaret uśmiechnęła się lekko i wróciła do swojej pracy.
Przez chwilę pisała dalej, ale aparatura zaczęła szwankować, niebezpiecznie.
- Co znowu? -- zapytała niechętnie wstając. Tętno blondynki było przyśpieszone nie o kilka jednostek, było dość wyraźnie przyśpieszone. Serce Margaret wybiło się z naturalnego rytmu. Na jej czole pojawiły się małe kropelki potu. Zostawiła wszystko i pokonując nie lada przeszkody znalazła się przy łóżku swojej ulubionej pacjentki.
Dziewczyna dawała oznaki życia, ruszała się , kręciła głowa w prawo i w lewo. Wyglądała tak jakby śniła o czymś złym.
Margaret zakryła usta dłonią, nogi wrosły jej w podłogę. Blondynka najwyraźniej się budziła, powracała do życia po ośmiu latach.
Pielęgniarka wahała się przez moment, kiedy odzyskała czucie w nogach wybiegła z sali. Dziewczyna westchnęła żałośnie, odwróciła się na bok, a potem lekko rozwarła powieki. Musiała je natychmiast zamknąć, ponieważ oślepiło ja światło wpadające przez otwarte okno.
Na salę wbiegł młody doktor Ramirez, siostra Margaret i jeszcze jedna pielęgniarka.. Blondynka ponownie próbowała otworzyć oczy. Świat powoli nabierał kolorów, powoli wśród mgieł pojawiały się zarysy przedmiotów, ludzkich twarzy.
- Widzi mnie pani?- zapytał lekarz wpatrując się w ogromną toń zielonych oczu. Dziewczyna rozwarła szerzej powieki, rozmarzonym wzrokiem spojrzała na młodego lekarza, potem jej wzrok przesunął się na pielęgniarkę, która się uśmiechnęła i zatrzymał się na siostrze Margaret. W ustach czuła gorzki smak.
- Gdzie ja jestem?- zapytała, nieużywane od ośmiu lat struny głosowe dały o sobie znać.
- Jest pani w szpitalu św. Heleny w Nowym Jorku – wyjaśnia pielęgniarka.
- Pamięta pani coś? Jak się pani nazywa?- dopytywał się doktor Ramirez. Dziewczyna przewróciła oczami, powoli do jej umysłu powracały obrazy, przypominała sobie obraz płonącego domu i walących się ścian ognia…
***
Harry jadł mechanicznie, wcale nie miał ochoty na zupę cebulową, a do tego nie był głodny. Od kilku dni jedna pozytywna myśl nie dawała mu spokoju, miał przeczucie, że stanie się coś złego. Odłożył łyżkę i rozejrzał się po jadalni. Garstkę dzieci wcale nie interesowała zupa cebulowa, grupka trzynastolatek plotkowała sobie spokojnie.
Z przodu kilku maluchów zabawiało się w grę typu, „ Kto szybciej rozleje pyszną zupkę?”. Harry westchnął.
- Co się dzieje?- zapytała Hariet przyglądając mu się badawczo.
- Nie wiem – odparł- Czuję się dziwnie. Hariet zmarszczyła lekko brwi.
- Dziwnie?
Harry poczuł ciepło na piersi, to jego serduszko zaczęło się przemieniać. Harry odpiął łańcuszek, serce położył na dłoni. Czuł bijącą od niego energię. Z zewnątrz wyglądało normalnie, ale on czuł ciepło, był tego pewien. Jego wielkie niebieskiego oczy zabłysły niebezpiecznie.
- Już czas – szepnął. Hariet nie wiedziała, o co mu chodzi, czasami zachowywał się dziwnie.
- Harry?. Uśmiechnął się tajemniczo i wstał od stołu, kilkoro dzieci przyglądało mu się ciekawie. Na środku siedzieli opiekunowie. Pani Smith starsza wesoła kobieta, ale bardzo surowa. Pan, Worms, którego Harry wprost uwielbiał, choć jego natura była zagadką, nikt nie był wstanie zgadnąć, co w danej chwili myśli pan Worms. Harry uśmiechnął się i podszedł do ich stolika. Odchrząknął. Pan Worms uniósł głowę, na jego twarzy pojawił się wielki uśmiech.
- Co jest Harry? – zapytał tubalnym głosem.
- Kto ma dzisiaj dyżur?- spytał od razu chłopiec. Pani Smith spojrzała na niego.
- Dlaczego pytasz?
- Jestem po prostu ciekawy – stwierdził, ale ta odpowiedź najwyraźniej nie usatysfakcjonowała pani Smith, która musztrowała go spojrzeniem, przez swoje ogromne zielone okulary.
- Przykro mi stary, ale pani Smith- wtrącił tubalnym głosem pan Worms. „ To źle” pomyślał Harry bardzo źle, jego plan może się nie powieść.
C.D.N
Mon cher Tu dois attender pour le aveu ...[...]Bo kocham go całym sercem , umieram kiedy nie ma go przy mnie , moja bluzka przykleja się do mojego spoconego ciała, kiedy on mnie dotyka[...]Głowa w lodówce
Ja to dopiero jestem niespostrzegawcza, przeczytałam, że nastąpi odsłona imienia blondynki i myślałam, że to już. Trzy razy czytałam całość i dopiero doszłam, że to w kolejnej części się dowiem kim jest owa tajemnicza dziewczyna
Poza tym akcja się rozkręca, choć nadal nic na pewno nie wiadomo. O co chodzi Harremu ..........
Czekam na następną część
Poza tym akcja się rozkręca, choć nadal nic na pewno nie wiadomo. O co chodzi Harremu ..........
Czekam na następną część
- Liz_Parker
- Zainteresowany
- Posts: 301
- Joined: Sat Aug 16, 2003 11:23 pm
- Location: z Sanoka
- Contact:
Myślałam, że siem dowiem kim jest blondyneczka...
Oj cosik mi się wydaje, że to Maria. :D- Widzi mnie pani?- zapytał lekarz wpatrując się w ogromną toń zielonych oczu.
"I Have Promises To Keep, And Miles To Go Before I Sleep." ROBERT FROST
"So That's The End. Our Life In Roswell. What A Long Strange Trip It's Been"
"So That's The End. Our Life In Roswell. What A Long Strange Trip It's Been"
Odsłaniam rąbka tajemnicy, Harry postanowił uciec z tej części świata. A ta blondynka ciepło ciepło, ale jeszcze was potrzymam w niepewności troszku.Poza tym akcja się rozkręca, choć nadal nic na pewno nie wiadomo. O co chodzi Harremu ..........
Mon cher Tu dois attender pour le aveu ...[...]Bo kocham go całym sercem , umieram kiedy nie ma go przy mnie , moja bluzka przykleja się do mojego spoconego ciała, kiedy on mnie dotyka[...]Głowa w lodówce
No wiesz co, coraz bardziej rozbudzasz naszą ciekawość No i jeszcze ten Harry, tak odsłoniłaś rąbek tajemnicy, że jestem jeszcze bardziej ciekawa. Ta blondynka jest jego mamą??Dzinks wrote:A ta blondynka ciepło ciepło, ale jeszcze was potrzymam w niepewności troszku.
Co do tej blondynki, to nie wiem dlaczego, ale cały czas kojarzyła mi się z Tess
Część trzecia
"To, co kryje się w mojej duszy... Pragnienie"
Obudził się w środku nocy, odwrócił głowę i spojrzał na zegarek, wskazówki powoli przesuwały się w stronę godziny zero. Harry leżał przez chwile w ciemności, wsłuchując się w ciszę. Zastanawiał się czy ta ucieczka ma jakikolwiek sens, doskonale zdawał sobie sprawę gdzie ma iść i wiedział, że to była bardzo słuszna decyzja. Wstał z łóżka bezszelestnie, słyszał równomierny oddech swojego sąsiada, wyjął starą zniszczoną torbę i zaczął pakować najpotrzebniejsze rzeczy. Ulubioną bluzę, spodnie, stary niedziałający zegarek, na piersi czuł ciepło serduszka.
W kieszeni miał niedużą latarkę, prezent od Hariet, z którą pożegnał się wcześniej, było mu bardzo przykro, ponieważ musiał się z nią rozstać. Ze swoją jedyną, prawdziwą przyjaciółką. Oczy przyzwyczaiły się już do ciemności, zarzucił torbę na plecy i z bijącym sercem opuścił salę. Odwrócił się ostatni raz i pożegnał wszystkich wzrokiem. Przed nim pozostała jeszcze najtrudniejsza część zadania.
Pani Smith nie spała kamiennym snem, nawet najmniejszy szelest mógł ją obudzić. Harry musiał przejść obok jej pokoju. Nie mógł jeszcze zapalić latarki, wziął kilka głębokich wdechów, serce waliło mu jak oszalałe, w ciemności widać było jego wielkie niebieskie oczy.
Chciał to zrobić bardzo szybko, potem jego droga będzie wolna i nic już nie stanie na przeszkodzie, zrobił kilka kroków, zamarł na moment słysząc ruch w pokoju pani Smith. Już było po wszystkim, kobieta zapaliła światło, Harry zaczął rozglądać się dookoła, nie miał żadnej drogi ucieczki, wyczulony do granic możliwości słucha pani Smith nie przeoczył niczego.
W ostatniej chwili przywarł do ściany, otworzyły się drzwi, które zatrzymały się dokładnie milimetr przed nosem Harrego. Wstrzymał oddech. Pani Smith stała rozglądając się dookoła, lustrowała spojrzeniem cały korytarz, kiedy zamknęła Harry nabrał łapczywie powietrza. Udało się nie zauważyła go a tak niewiele brakowało.
Najciszej jak potrafił opuścił zakazane miejsce, szczęście rozlewało się po całej jego duszy, pozostało jeszcze wydostać się z budynku, tam był tylko stary portier, który na pewno spał. Kiedy Harry dostał się na korytarz odetchnął z ulgą. Chrapanie portiera był bardzo donośne.
— Jeszcze trochę – szepnął.
***
Blondynka była zdenerwowana, przypomniała sobie każdy szczególik swojego dawnego życia.
— Gdzie jest mój syn?- zapytała. Lekarz spojrzał ze zdziwieniem na pielęgniarki, które wzruszyły ramionami.
— Pamiętam, że przywieziono tutaj panią osiem lat temu, policjant mówił, że nie ma pani rodziny.
— Ja mam syna! – krzyknęła , próbowała wstać z łóżka, ale zakręciło jej się w głowie i opadła na poduszkę.
— Spokojnie, jest jeszcze pani bardzo słaba – próbował ją uspokoić lekarz.
— Jak ma pani na imię ?- zapytała Margaret. Dziewczyna spojrzała na nią, próbowała się blado uśmiechnąć.
— Nazywam się Maria Deluca.
— Margert zadzwoń na policję, może oni coś przeoczyli, jak to możliwe, że nie znaliśmy nazwiska tej pani?. Ramirez wstał, Margaret wybiegła z sali.
— Czy to znaczy, ze nie wiecie gdzie jest mój syn?- zapytała Maria , jej wargi nerwowo drgały. Nie mogła w to uwierzyć, przez osiem lat, nikt nie zainteresował się tym, że miała syna.
— Zajmiemy się wszystkim, jeżeli dobrze pójdzie, juto może pani wyjść – ciągnął Ramirez- Teraz pojedzie pani na masaż, mięśnie długo nie były w ruchu.
— A co z ..-
— Proszę się uspokoić, Margaret na pewno już zaczęła poszukiwania- mówił Ramirez.
— Jak to się mogło stać, przecież on miał tylko cztery latka- szlochała Maria.
— A jego ojciec ?. Ramirez był niedelikatny, ale musiał o to zapytać. Blondynka obróciła głowę w drugą stronę, z jej twarzy nie można było nic wyczytać.
— Proszę zapomnieć o ojcu – szepnęła. Ramirez zostawił ją w spokoju, przywołał masażystę i łóżko Marii zostało przewieziona na inną salę. Fizycznie czuła się nienajgorzej, ale psychicznie było źle, przez ten cały okres snu miała przebłyski, teraz dopiero zdawała sobie sprawę, że ta pielęgniarka do niej mówiła. Masażysta był bardzo miły, powoli regenerowała wszystkie siły.
***
— I co Margaret? – zapytała młoda pielęgniarka.
— Maria Deluca ma syna, nazywa się Harry, ale oni nie wiedzą gdzie jest – wyjaśniła zmartwiona.
— Jak to się stało, że gliny zawaliły sprawę?- zapytał podchodząc Ramirez.
— Oni mówią, ze zajmował się tym jakiś niedoświadczony gówniarz, ale szukają już tego chłopca – dodała Margaret.
— Musisz porozmawiać z Marią, ty znasz ją najlepiej – zdecydował lekarz. Margaret westchnęła.
— Dobrze, postaram się ją pocieszyć- stwierdziła- Ile ta kobieta musiała przeżyć.
***
Był już dzień,. Harry doskonale wiedział, dokąd ma iść, problem miał się dopiero narodzić. Musiał postępować bardzo ostrożnie, może już zaczynali go szukać. Miał kilka dolarów, Nowy York jest duży, a on ma tylko dwanaście lat.
C.D.N
"To, co kryje się w mojej duszy... Pragnienie"
Obudził się w środku nocy, odwrócił głowę i spojrzał na zegarek, wskazówki powoli przesuwały się w stronę godziny zero. Harry leżał przez chwile w ciemności, wsłuchując się w ciszę. Zastanawiał się czy ta ucieczka ma jakikolwiek sens, doskonale zdawał sobie sprawę gdzie ma iść i wiedział, że to była bardzo słuszna decyzja. Wstał z łóżka bezszelestnie, słyszał równomierny oddech swojego sąsiada, wyjął starą zniszczoną torbę i zaczął pakować najpotrzebniejsze rzeczy. Ulubioną bluzę, spodnie, stary niedziałający zegarek, na piersi czuł ciepło serduszka.
W kieszeni miał niedużą latarkę, prezent od Hariet, z którą pożegnał się wcześniej, było mu bardzo przykro, ponieważ musiał się z nią rozstać. Ze swoją jedyną, prawdziwą przyjaciółką. Oczy przyzwyczaiły się już do ciemności, zarzucił torbę na plecy i z bijącym sercem opuścił salę. Odwrócił się ostatni raz i pożegnał wszystkich wzrokiem. Przed nim pozostała jeszcze najtrudniejsza część zadania.
Pani Smith nie spała kamiennym snem, nawet najmniejszy szelest mógł ją obudzić. Harry musiał przejść obok jej pokoju. Nie mógł jeszcze zapalić latarki, wziął kilka głębokich wdechów, serce waliło mu jak oszalałe, w ciemności widać było jego wielkie niebieskie oczy.
Chciał to zrobić bardzo szybko, potem jego droga będzie wolna i nic już nie stanie na przeszkodzie, zrobił kilka kroków, zamarł na moment słysząc ruch w pokoju pani Smith. Już było po wszystkim, kobieta zapaliła światło, Harry zaczął rozglądać się dookoła, nie miał żadnej drogi ucieczki, wyczulony do granic możliwości słucha pani Smith nie przeoczył niczego.
W ostatniej chwili przywarł do ściany, otworzyły się drzwi, które zatrzymały się dokładnie milimetr przed nosem Harrego. Wstrzymał oddech. Pani Smith stała rozglądając się dookoła, lustrowała spojrzeniem cały korytarz, kiedy zamknęła Harry nabrał łapczywie powietrza. Udało się nie zauważyła go a tak niewiele brakowało.
Najciszej jak potrafił opuścił zakazane miejsce, szczęście rozlewało się po całej jego duszy, pozostało jeszcze wydostać się z budynku, tam był tylko stary portier, który na pewno spał. Kiedy Harry dostał się na korytarz odetchnął z ulgą. Chrapanie portiera był bardzo donośne.
— Jeszcze trochę – szepnął.
***
Blondynka była zdenerwowana, przypomniała sobie każdy szczególik swojego dawnego życia.
— Gdzie jest mój syn?- zapytała. Lekarz spojrzał ze zdziwieniem na pielęgniarki, które wzruszyły ramionami.
— Pamiętam, że przywieziono tutaj panią osiem lat temu, policjant mówił, że nie ma pani rodziny.
— Ja mam syna! – krzyknęła , próbowała wstać z łóżka, ale zakręciło jej się w głowie i opadła na poduszkę.
— Spokojnie, jest jeszcze pani bardzo słaba – próbował ją uspokoić lekarz.
— Jak ma pani na imię ?- zapytała Margaret. Dziewczyna spojrzała na nią, próbowała się blado uśmiechnąć.
— Nazywam się Maria Deluca.
— Margert zadzwoń na policję, może oni coś przeoczyli, jak to możliwe, że nie znaliśmy nazwiska tej pani?. Ramirez wstał, Margaret wybiegła z sali.
— Czy to znaczy, ze nie wiecie gdzie jest mój syn?- zapytała Maria , jej wargi nerwowo drgały. Nie mogła w to uwierzyć, przez osiem lat, nikt nie zainteresował się tym, że miała syna.
— Zajmiemy się wszystkim, jeżeli dobrze pójdzie, juto może pani wyjść – ciągnął Ramirez- Teraz pojedzie pani na masaż, mięśnie długo nie były w ruchu.
— A co z ..-
— Proszę się uspokoić, Margaret na pewno już zaczęła poszukiwania- mówił Ramirez.
— Jak to się mogło stać, przecież on miał tylko cztery latka- szlochała Maria.
— A jego ojciec ?. Ramirez był niedelikatny, ale musiał o to zapytać. Blondynka obróciła głowę w drugą stronę, z jej twarzy nie można było nic wyczytać.
— Proszę zapomnieć o ojcu – szepnęła. Ramirez zostawił ją w spokoju, przywołał masażystę i łóżko Marii zostało przewieziona na inną salę. Fizycznie czuła się nienajgorzej, ale psychicznie było źle, przez ten cały okres snu miała przebłyski, teraz dopiero zdawała sobie sprawę, że ta pielęgniarka do niej mówiła. Masażysta był bardzo miły, powoli regenerowała wszystkie siły.
***
— I co Margaret? – zapytała młoda pielęgniarka.
— Maria Deluca ma syna, nazywa się Harry, ale oni nie wiedzą gdzie jest – wyjaśniła zmartwiona.
— Jak to się stało, że gliny zawaliły sprawę?- zapytał podchodząc Ramirez.
— Oni mówią, ze zajmował się tym jakiś niedoświadczony gówniarz, ale szukają już tego chłopca – dodała Margaret.
— Musisz porozmawiać z Marią, ty znasz ją najlepiej – zdecydował lekarz. Margaret westchnęła.
— Dobrze, postaram się ją pocieszyć- stwierdziła- Ile ta kobieta musiała przeżyć.
***
Był już dzień,. Harry doskonale wiedział, dokąd ma iść, problem miał się dopiero narodzić. Musiał postępować bardzo ostrożnie, może już zaczynali go szukać. Miał kilka dolarów, Nowy York jest duży, a on ma tylko dwanaście lat.
C.D.N
Mon cher Tu dois attender pour le aveu ...[...]Bo kocham go całym sercem , umieram kiedy nie ma go przy mnie , moja bluzka przykleja się do mojego spoconego ciała, kiedy on mnie dotyka[...]Głowa w lodówce
Nareszcie jakieś znajome imię A więc to Maria, fajnie, jeszcze opowiadania skupionego na niej nie czytałam, a zapowiada się bardzo ciekawie.
Czyżby Harry szukał mamy?? Dlatego uciekł....??
No i najważniejsza sprawa, która utknęła mi w pamięci po przeczytaniu tej części..... kto jest ojcem Harrego?? Może Michael???
Dzinks, ja tu umrę z ciekawości....... błagam o jak najszybsze zamieszczenie kolejnej części .....
Czyżby Harry szukał mamy?? Dlatego uciekł....??
No i najważniejsza sprawa, która utknęła mi w pamięci po przeczytaniu tej części..... kto jest ojcem Harrego?? Może Michael???
Dzinks, ja tu umrę z ciekawości....... błagam o jak najszybsze zamieszczenie kolejnej części .....
Ehe Candy fick, już teraz moge to powiedzieć . Jak to kiedyś Cry powiedziała, za malo jest opowiadań tego typu, wystarczy zajrzeć na xcoma w Michaela i Marie, nie zadużo tego jest. Właściwie to ja lubię każdą parę, ale M M są wyjątkowi. Więc tak Harry ( nie ten z Pottera )
postanowił opuścić sierociniec i szukać szczęścia gdzie indziej, a właściwie szukać kogoś. Maria się obudziła po ośmiu latach.
Akcja po pewnym czasie przeniesie się do naszego ukochanego Roswell i tam to się dopiero będzie dziać . No, ale przecież więcej wam powiedzieć nie mogę... see you
postanowił opuścić sierociniec i szukać szczęścia gdzie indziej, a właściwie szukać kogoś. Maria się obudziła po ośmiu latach.
Akcja po pewnym czasie przeniesie się do naszego ukochanego Roswell i tam to się dopiero będzie dziać . No, ale przecież więcej wam powiedzieć nie mogę... see you
Mon cher Tu dois attender pour le aveu ...[...]Bo kocham go całym sercem , umieram kiedy nie ma go przy mnie , moja bluzka przykleja się do mojego spoconego ciała, kiedy on mnie dotyka[...]Głowa w lodówce
Cześć czwarta
Maria Deluca leżała w szpitalnym łóżku, a obok niej rośliny, zastawiała się nad swoim dotychczasowym życiem, jest syn jest gdzieś daleko, sam, nawet nie wie jak wygląda, co lubi robić, co czuje, jest w innym świcie. Otarła szybko łzę, która pojawiła się w kąciku oka.
Maragaret weszła do sali, w jej ciemnych oczach można kryła się nutka żalu, ciemne włosy upięła w kok. To będzie bardzo trudna rozmowa z kobietą, którą znała bardzo dobrze przez osiem lat, choć tak naprawdę była dla niej obca.
- Jak się czujesz?- zaczęła nie patrząc jej w oczy, usiadła na krawędzi łóżka. Maria popatrzyła na nią z wielką nadzieją.
- I co? Wie pani coś?- zapytała.
- Tą sprawą zajmował się młody policjant i na razie nic nie wiemy, ale już rozpoczęły się poszukiwania- ciągnęła Maragaret. Maria usiadła na łóżku.
- Czyli nie wiecie gdzie on jest?-
- Niestety –dodała siostra- Prawdopodobnie jest w jednym z sierocińców gdzieś w Nowym Yorku.
Maria nie wytrzymała, była słaba, mięśnie były napięte, masaż niewiele tu zdziałał. Każdy ruch sprawiał jej trudność. Wstała z wielkim wysiłkiem i zmrużyła oczy.
- Nie zniosę dłużej tej bezczynności – stwierdziła blondynka- Gdzie są moje rzeczy?. Margarett spojrzała na nią z udziwniona.
- Proszę się położyć- poprosiła. Maria nie dawała za wygraną.
- Proszę mi natychmiast przynieść moje rzeczy, nie ważne, że są spalone!- powiedziała podnosząc głos.
- Nie mo…
- Rzeczy!- krzyknęła , zakręciło jej się w głowie, a całe jej ciało oblał zimny pot, ustała na nogach, Margaret patrzyła na jej chwilową słabość , ale nie odezwała się słowem, Zrezygnowana odeszła.
Ubrana w ciemne wypłowiałe dżinsy i starą lekko spaloną czerwoną bluzkę Maria opuszczała szpital, bladość jej skóry mieszała się z promieniami porannego słońca. Wyglądała mizernie, ale to na razie jej nie obchodziło, wiedziała, że odnajdzie syna. Pielęgniarka pożegnała się z nią bardzo ciepło, życzyła jej szczęścia. Margaret widział determinacje tej dziewczyny, która nagle straciła wszystko. Pożyczyła jej trochę pieniędzy i miała nadzieję, że szybko stanie na nogi.
Wzięła taksówkę, dopiero w samochodzie mogła trochę pomyśleć. Zaczęła przeszukiwać kieszenie wyjmując wszystko po kolei. Stare papierzyska, jeszcze sprzed ośmiu lat, smoczek i list. Maria spojrzała na nadawcę
Michael Guerin
36 Bording street
Roswell
Zaczęła się krztusić, ten list miał osiem lat, nie pamięta żeby kiedykolwiek go dostała, jeszcze go nie otwierała, w niektórych miejscach był podpalony. Maria przyłożyła kopertę do serca. Jeszcze przed pożarem musiała odbierać pocztę, ale dlaczego on do niej napisał. Bała się otworzyć, właściwie ta wiadomość nie miała żadnego znaczenia. Minęło tyle czasu.
Zaczęła rozdzierać kopertę, byłaby głupia gdyby nie przeczytała listu.
Droga Mario
Wiem, że nie powinienem pisać tego listu. Obiecałem, że nie będę cię dręczył, ale musiałem przerwać to milczenie. Mam dziecko i to jest teraz najważniejsze. Nie chcesz, żebym się z nim widywał, nie mogę zrozumieć twojej decyzji, przecież chłopiec nosi moje nazwisko.
Masz swoje życie, a ja mam swoje, mięło tyle lat odkąd wyjechałaś z Roswell, opuściłaś mnie, ponieważ bolało cię to kłamstwo. Naprawdę jest mi przykro, nie powinienem tego przez tyle lat ukrywać. Chce się z nim zobaczyć, chce widzieć jak dorasta, być przy nim, kiedy pojawi się pierwszy raz w szkole. Proszę cię, pozwól mi na to wszystko.
Mam nadzieję, że przemyślisz swoją decyzję i szybko dostanę odpowiedź. Zmieniłem się.
M.G
P.S Jest jeszcze jedna sprawa, chodzi o chłopca, to bardzo ważne, oby nie było za późno.
Maria zamknęła oczy, oby nie było za późno, co on miał na myśli. Jeżeli chciał widzieć się z dzieckiem to gdzie był przez te wszystkie lata, powinien go szukać, kiedy ona była w śpiączce.
Taksówka się zatrzymała, Maria wysiadła, to był jeden z tych sierocińców, gdzie mógłby być Harry, blondynka wzięła kilka głębokich wdechów i weszła do środka, miała nadzieję, że wszystko się dobrze skończy.
***
Harrego tam nie było, nie było go także w kilkunastu innych ośrodkach, Maria powoli zaczynała się denerwować. Po kolejnym zawodzie postanowiła pojechać do miejsca, gdzie kiedyś stał jej dom. Nie miała pojęcia, czy może jej ktoś pofatygował się odbudować, choć trochę te zgliszcza. Zapłaciła taksówkarzowi wysiadła.
Dom nadal tam stał, piękny i z wielkim ogrodem, ale na pewno nie należał do niej. Zaczepiła jakiegoś przechodnia.
- Przepraszam, po pożarze, co się stało z tym domem?. Młody chłopak spojrzał na nią dziwnie.
- Mówi pani o tym pożarze sprzed ośmiu lat ?- zapytał robiąc głupią minę.
- Tak.
- Nie wiem, o co tam dokładnie chodziło, jakiś krewny zmarłej właścicielki sprzedał te zgliszcza- wyjaśnił.
- Dziękuje- dodała, krewny, na pewno stary wujcio Marks przypomniał sobie o swojej siostrzenicy, leżała w śpiączce, więc, po co jej dom.
- Stary sknerus – szepnęła Maria. Rozejrzała się po ulicy, naprzeciwko dostrzegła małą postać, która szła w jej kierunku.
C.D.N Komentarze mile widziane.
Maria Deluca leżała w szpitalnym łóżku, a obok niej rośliny, zastawiała się nad swoim dotychczasowym życiem, jest syn jest gdzieś daleko, sam, nawet nie wie jak wygląda, co lubi robić, co czuje, jest w innym świcie. Otarła szybko łzę, która pojawiła się w kąciku oka.
Maragaret weszła do sali, w jej ciemnych oczach można kryła się nutka żalu, ciemne włosy upięła w kok. To będzie bardzo trudna rozmowa z kobietą, którą znała bardzo dobrze przez osiem lat, choć tak naprawdę była dla niej obca.
- Jak się czujesz?- zaczęła nie patrząc jej w oczy, usiadła na krawędzi łóżka. Maria popatrzyła na nią z wielką nadzieją.
- I co? Wie pani coś?- zapytała.
- Tą sprawą zajmował się młody policjant i na razie nic nie wiemy, ale już rozpoczęły się poszukiwania- ciągnęła Maragaret. Maria usiadła na łóżku.
- Czyli nie wiecie gdzie on jest?-
- Niestety –dodała siostra- Prawdopodobnie jest w jednym z sierocińców gdzieś w Nowym Yorku.
Maria nie wytrzymała, była słaba, mięśnie były napięte, masaż niewiele tu zdziałał. Każdy ruch sprawiał jej trudność. Wstała z wielkim wysiłkiem i zmrużyła oczy.
- Nie zniosę dłużej tej bezczynności – stwierdziła blondynka- Gdzie są moje rzeczy?. Margarett spojrzała na nią z udziwniona.
- Proszę się położyć- poprosiła. Maria nie dawała za wygraną.
- Proszę mi natychmiast przynieść moje rzeczy, nie ważne, że są spalone!- powiedziała podnosząc głos.
- Nie mo…
- Rzeczy!- krzyknęła , zakręciło jej się w głowie, a całe jej ciało oblał zimny pot, ustała na nogach, Margaret patrzyła na jej chwilową słabość , ale nie odezwała się słowem, Zrezygnowana odeszła.
Ubrana w ciemne wypłowiałe dżinsy i starą lekko spaloną czerwoną bluzkę Maria opuszczała szpital, bladość jej skóry mieszała się z promieniami porannego słońca. Wyglądała mizernie, ale to na razie jej nie obchodziło, wiedziała, że odnajdzie syna. Pielęgniarka pożegnała się z nią bardzo ciepło, życzyła jej szczęścia. Margaret widział determinacje tej dziewczyny, która nagle straciła wszystko. Pożyczyła jej trochę pieniędzy i miała nadzieję, że szybko stanie na nogi.
Wzięła taksówkę, dopiero w samochodzie mogła trochę pomyśleć. Zaczęła przeszukiwać kieszenie wyjmując wszystko po kolei. Stare papierzyska, jeszcze sprzed ośmiu lat, smoczek i list. Maria spojrzała na nadawcę
Michael Guerin
36 Bording street
Roswell
Zaczęła się krztusić, ten list miał osiem lat, nie pamięta żeby kiedykolwiek go dostała, jeszcze go nie otwierała, w niektórych miejscach był podpalony. Maria przyłożyła kopertę do serca. Jeszcze przed pożarem musiała odbierać pocztę, ale dlaczego on do niej napisał. Bała się otworzyć, właściwie ta wiadomość nie miała żadnego znaczenia. Minęło tyle czasu.
Zaczęła rozdzierać kopertę, byłaby głupia gdyby nie przeczytała listu.
Droga Mario
Wiem, że nie powinienem pisać tego listu. Obiecałem, że nie będę cię dręczył, ale musiałem przerwać to milczenie. Mam dziecko i to jest teraz najważniejsze. Nie chcesz, żebym się z nim widywał, nie mogę zrozumieć twojej decyzji, przecież chłopiec nosi moje nazwisko.
Masz swoje życie, a ja mam swoje, mięło tyle lat odkąd wyjechałaś z Roswell, opuściłaś mnie, ponieważ bolało cię to kłamstwo. Naprawdę jest mi przykro, nie powinienem tego przez tyle lat ukrywać. Chce się z nim zobaczyć, chce widzieć jak dorasta, być przy nim, kiedy pojawi się pierwszy raz w szkole. Proszę cię, pozwól mi na to wszystko.
Mam nadzieję, że przemyślisz swoją decyzję i szybko dostanę odpowiedź. Zmieniłem się.
M.G
P.S Jest jeszcze jedna sprawa, chodzi o chłopca, to bardzo ważne, oby nie było za późno.
Maria zamknęła oczy, oby nie było za późno, co on miał na myśli. Jeżeli chciał widzieć się z dzieckiem to gdzie był przez te wszystkie lata, powinien go szukać, kiedy ona była w śpiączce.
Taksówka się zatrzymała, Maria wysiadła, to był jeden z tych sierocińców, gdzie mógłby być Harry, blondynka wzięła kilka głębokich wdechów i weszła do środka, miała nadzieję, że wszystko się dobrze skończy.
***
Harrego tam nie było, nie było go także w kilkunastu innych ośrodkach, Maria powoli zaczynała się denerwować. Po kolejnym zawodzie postanowiła pojechać do miejsca, gdzie kiedyś stał jej dom. Nie miała pojęcia, czy może jej ktoś pofatygował się odbudować, choć trochę te zgliszcza. Zapłaciła taksówkarzowi wysiadła.
Dom nadal tam stał, piękny i z wielkim ogrodem, ale na pewno nie należał do niej. Zaczepiła jakiegoś przechodnia.
- Przepraszam, po pożarze, co się stało z tym domem?. Młody chłopak spojrzał na nią dziwnie.
- Mówi pani o tym pożarze sprzed ośmiu lat ?- zapytał robiąc głupią minę.
- Tak.
- Nie wiem, o co tam dokładnie chodziło, jakiś krewny zmarłej właścicielki sprzedał te zgliszcza- wyjaśnił.
- Dziękuje- dodała, krewny, na pewno stary wujcio Marks przypomniał sobie o swojej siostrzenicy, leżała w śpiączce, więc, po co jej dom.
- Stary sknerus – szepnęła Maria. Rozejrzała się po ulicy, naprzeciwko dostrzegła małą postać, która szła w jej kierunku.
C.D.N Komentarze mile widziane.
Mon cher Tu dois attender pour le aveu ...[...]Bo kocham go całym sercem , umieram kiedy nie ma go przy mnie , moja bluzka przykleja się do mojego spoconego ciała, kiedy on mnie dotyka[...]Głowa w lodówce
No tak, ukazała nam się tu prawdziwa Maria, uparta jak zwykle
Natomiasty jeśli chodzi o Michaela.....to zaczęłaś uchylać rąbek tajemnicy, ale ja z tego powodu jestem jeszcze bardziej ciekawa......co on takiego zrobił?? może on jej nie powiedział kim jest?? Znowu domysły Jednym słowem jak dla mnie musi go odnaleźć
No i jeszcze zostało jedno.....co to za postać, która zmierza w jej kierunku ???
Kończę gadać, jak wiadomo część mi się podobała, bardzo, znowu dużo nie rozwiązanych spraw jest Czekam na jeszcze
Natomiasty jeśli chodzi o Michaela.....to zaczęłaś uchylać rąbek tajemnicy, ale ja z tego powodu jestem jeszcze bardziej ciekawa......co on takiego zrobił?? może on jej nie powiedział kim jest?? Znowu domysły Jednym słowem jak dla mnie musi go odnaleźć
No i jeszcze zostało jedno.....co to za postać, która zmierza w jej kierunku ???
Kończę gadać, jak wiadomo część mi się podobała, bardzo, znowu dużo nie rozwiązanych spraw jest Czekam na jeszcze
Last edited by Liz16 on Thu Jun 24, 2004 3:25 pm, edited 1 time in total.
- Liz_Parker
- Zainteresowany
- Posts: 301
- Joined: Sat Aug 16, 2003 11:23 pm
- Location: z Sanoka
- Contact:
Ja coś przeczuwuję, że to jest Harry, ale i tak pewnie się mylę. No cóż, ale i tak ten Candy mi się podoba. :D Nie mogę się doczekać dalszości tego ff!!
"I Have Promises To Keep, And Miles To Go Before I Sleep." ROBERT FROST
"So That's The End. Our Life In Roswell. What A Long Strange Trip It's Been"
"So That's The End. Our Life In Roswell. What A Long Strange Trip It's Been"
Who is online
Users browsing this forum: No registered users and 6 guests