ADIP - trylogia - nowa część - 20
Moderators: Olka, Hotaru, Hotori, Hypatia
Hej, a co tu tak cichutko ? Zajarzałam dzisiaj i jest kolejna część. Tak szybko po poprzedniej. Chyba choroba mija a Ty czujesz się lepiej. Wiesz co Hotaru, albo się mylę albo losy Liz i reszty przypominają mi troszkę losy Max z serialu Dark Angel....Luka w pamięci Liz czy wie co się z nią działo pomiędzy wyjściem z kokonów a adopcją ? Tajemniczy Pierce...co on tam robi ? przeprowadzał eksperymenty na dzieciach ? Zawiłe są losy bohaterów, ich dzieciństwo zapewne odcisnęło się na późniejszym życiu. Jest w postaci Liz coś tajemniczego i tragicznego...
Tak, choroba mija. To prawdopodobnie perspektywa zbliżających się juwenaliów albo jutrzejszego egzaminu Wybór odpowiedzi pozostawiam waszej domyślności.
Jeśli tak - to bynajmniej nie było to moim zamiarem. Liz nie jest żołnierzem aniw tym życiu, ani kiedykolwiek wcześniej. Po prostu kosmitką na obcej sobie planecie, która usiłuje przeżyć i ochronić tych, których kocha.... Ale co będę pisać coś, co jest oczywiste?Ela wrote:Wiesz co Hotaru, albo się mylę albo losy Liz i reszty przypominają mi troszkę losy Max z serialu Dark Angel....
W pierwszym chapterku Liz opowiada nieco ironicznie/smutno swoją historię... z przynajmnie tę, którą obecnie pamięta:W 1989 roku dwoje nagich dzieci błąkało się po pustyni. Jednym z tych dzieci byłam ja.Wyglądaliśmy na sześciolatków. Znalazł nas pijany kierowca, który jakimś cudem dowiózł nas całych na policję. Na nasze szczęście, był w stadium, które wykluczało wszelkie logiczne rozumowanie... ponadto na długo przed tym, jak nas znalazł, urwał się mu film. (...)Wiele lat spędziliśmy w inkubatorach na pustyni, dojrzewając obok siebie... aż się urodziliśmy w 1989. Dokładnie 18 lipca wyszliśmy, jeśli liczyć ziemską rachubą czasu. (...)Badali nas na pogotowiu. Stwierdzili, że jesteśmy zdrowi i odesłali nas do sierocińca.Na pogotowiu przebywał wówczas Hank, jakiś podrzędny urzędnik w miejskich strukturach.Zobaczył "mojego brata". I zaczęły się kłopoty. (...)pewnego strasznego dnia... bawiliśmy się na podwórku...A ja patrzyłam, jak zabierają go ode mnie i nic nie mogłam zrobić. Zdecydowałam się wspomnieć tylko na początku o czasach po znalezieniu na pustyni Liz i Michaela, gdyż w przeciwnym wypadku powstałby tasiemiec na miarę Memory of Her (ponad 600 stron polarowej historii - zostawiam sobie na wakacje przeczytanie). Mój problem polega na tym, że lubię tworzyć złożone historie, z wieloma wątkami... a potem usiłuje to zmieścić w kilku zdaniach. Przykład: Broken Souls, Wirtualny Sezon Czwarty, Poprzez nasza historię...Luka w pamięci Liz czy wie co się z nią działo pomiędzy wyjściem z kokonów a adopcją ?
Pierce sie jeszcze pojawi! Gwarantuję, nie dość, że dowiesz się, co to za jeden i co zrobił Liz i Kalowi (tak, tak... ale o tym przeczytasz sama), to bardzo go znienawidzisz!Tajemniczy Pierce...co on tam robi ? przeprowadzał eksperymenty na dzieciach ?
Tak, zwłaszcza Liz. Wszakże gdyby nie fakt, iz FBI "zajęło się nią", najprawdopodobniej nie zostałaby hakerem... najprawdopodobniej miałaby wielkie trudnosci z odnalezieniem kogokolwiek ze "swoich". I najprawdopodobniej nie przydarzyłoby się jej wiele nieszczęść, ale przede wszystkim - żyłaby na tym świecie w poczuciu, że jest zupełnie, zupełnie sama.Zawiłe są losy bohaterów, ich dzieciństwo zapewne odcisnęło się na późniejszym życiu.
Przyznaję, ze torszeczkę zaniedbałam odwiedzanie tego temaciku, ale nadrobiłam to (Hotaru możesz być dumna, bo mimo wszystko nie jestem w stanie zapomnieć o twoich opowiadankach). I cóz ja biedna moge powiedzieć? Kolejny świetny czapterek, kolejnego świetnego opowiadanka twojego autorstwa. Podoba mi sie ta wielowątkowość i przeplatanie wszystkiego. No i obiecuję, że już będe regularnie się tu pojawiać (w miarę możliwości)
Nareszcie przeczytałam wszystkie części, nadrobiłam zaległości. Muszę przyznać, że świetne są te twoje opowiadania, nie da się odkryć co będzie w następnych częściach i to wzbudza tą okromną ciekawość.Jednym słowem w tych opowiadaniach jest coć co ciągnie do dalszego czytania. Niecierpliwie czekam na kolejną część. I od tej chwili będę czytała regularnie.
Ok, to jest następna część. Z pewnością dosypie kilku pytań odnośnie tajemniczego obrońcy Liz... a jednocześnie wyjaśni się sprawa imienia Nasedo. Mam cichą nadzieję, że mimo braku dialogów (same rozmyslania) jednak się spodoba. No, ale sami przeczytajcie i oceńcie.
[b:cd270adc31]Chapterek 9 [/b:cd270adc31]
[b:cd270adc31]Chapterek 9 [/b:cd270adc31]
Last edited by Hotaru on Thu Jul 15, 2004 11:03 pm, edited 1 time in total.
Musze przyznać, że ta część spodobała mi się (pomimo braku dialogów). Moze ze względu na tematykę - "rozterki obrońcy". Tej postaci jeszcze nikt tak chyba nie zarysował I to mi się podoba w twoich opowiadaniach, że każdy bohater zyskuje nowy wymiar i jest kreślony innymi kolorami niż we wszystkich innych opowiadaniach (które niestety najczęściej trzymają się konwencjonalnej wersji)
Podobają się moi bohaterowie? Zaczekaj, aż poznasz tajemnicę tego obrońcy i tajemnicę Michaela Czy już wspomniałam, że to będzie właściwie antypolarek? Ale właściwie wątek polarkowy czy też antypolarkowy leży na boku przez 90% opowiadania. Poprzez naszą historię opowiada historię obcych... z perspektywy trzech najwazniejszych obcych: Kala, Liz oraz obrońcy (na razie imienia brak).
A ja zaczęłam pisać opowiadania właśnie dlatego, że nie podobała mi się konwencjonalna wersja.(które niestety najczęściej trzymają się konwencjonalnej wersji)
Mało kto zarysował, ale jednak się zdarzało... czytałam kilka opowiadań, gdzie przedstawiano obrońców. Nasedo generalnie jako zimnokrwistego mordercę i drania do kwadratu (angielskie...). Kala - różnie, u mnie jest ostry, ale po właściwej stronie (Somewhere over the rainbow, Samotność o północy i kilka innych). Lubię Kala z Dzieci i cytryny. Udaje sam przed sobą, że ma gorszy charakter niż w rzeczywistości Historia Kala zawsze mnie intrygowała. Szczególnie podstawowe pytanie: dlaczego nie chciał wracać? Wydaje mi się, że wojna+Kivar to nie było wszystko... że było coś jeszcze, czego bał się potwornie. A może to tylko moja wyobraźnia?! W każdym bądź razie ten rys charakteru obrońcy zawsze mnie intrygował. Pod tym względem był tak różny od Nasedo, który nienawidził ludzi i pogardzał nimi. A Kal chciał być jak ludzie... chciał czuć. Nasuwa się więc pytanie: czy Antarianie czuli? Czy też byli masowo ulepieni z tej samej gliny co Nasedo?Muszę przyznać, że ta część spodobała mi się (pomimo braku dialogów). Moze ze względu na tematykę - "rozterki obrońcy". Tej postaci jeszcze nikt tak chyba nie zarysował
Muszę, powiedzieć, że podobnie jak _liz, ta część bardzo mi się podobała, mimo, że nie było dialogów. Lubię czasem "usłyszeć" rozmyślania innych Opowieść jak dla mnie coraz bardziej się "rozrasta", co mnie jeszcze bardziej wciąga. Co do tego czy Antarianie czuli, to ja uważam, że tak, Nasedo musiał być poprostu jakąś "pomyłką"
Liz Nasedo hm trzeba się głębiej zastanowić, no chyba, że coś źle zrozumiałam. Chyba zacznę czytać od początku
Mon cher Tu dois attender pour le aveu ...[...]Bo kocham go całym sercem , umieram kiedy nie ma go przy mnie , moja bluzka przykleja się do mojego spoconego ciała, kiedy on mnie dotyka[...]Głowa w lodówce
Last edited by Hotaru on Thu Jul 15, 2004 11:05 pm, edited 1 time in total.
Ta część Twojej wypowiedzi zainteresowała mnie najbardziej Hotaru. Niewiele opowiadań mówi o "obrońcach"...Wiemy jakie zadanie mieli do spełnienia na Ziemi, wiemy kim był Nasedo i dlaczego Kal starał się zapomnieć kim był i po co został tu wysłany...Wiemy z serialu...Jednak oni jedyni byli prawdziwymi antariańczykami, reprezentantami swojej planety. Czy patrząc na nich można się dowiedzieć jacy naprawdę byli przodkowie naszych bohaterów ? A może obrońcy to tzw. upadłe anioły - a w przeciwieństwie do nich ich rasa stała pod względem uczuciowym o wiele wyżej od ludzi ?Właśnie, jacy naprawdę byli antariańczycy...Z ogromną przyjemnością i ciekawością przeczytałabym takie opowiadanie.Dzięki Hotaru, pochłonęłam obie części...i dzięki za PM . I Ty pytałaś o to kim jest RosDeidre... A ja odwrócę pytanie...jaką osobą jest Hotaru, jako pisarka...Dla mnie to zagadka, w dalszym ciągu.Historia Kala zawsze mnie intrygowała. Szczególnie podstawowe pytanie: dlaczego nie chciał wracać? Wydaje mi się, że wojna+Kivar to nie było wszystko... że było coś jeszcze, czego bał się potwornie. A może to tylko moja wyobraźnia?! W każdym bądź razie ten rys charakteru obrońcy zawsze mnie intrygował. Pod tym względem był tak różny od Nasedo, który nienawidził ludzi i pogardzał nimi. A Kal chciał być jak ludzie... chciał czuć. Nasuwa się więc pytanie: czy Antarianie czuli? Czy też byli masowo ulepieni z tej samej gliny co Nasedo?
Oh, Elu, dzięki za taki komentarz! Przyznam się po cichutku, że jedno z opowiadań, które teraz piszę opowiada właśnie historię obrońców... to chyba pozostałość po postaci Sereny z GAW. Mój zachwyt nad tą postacią i zainteresowanie kwestią Kala zrodziło Ostatniego obrońcę, gdzie zarówno Liz, jak i Kal są obrońcami. Pachnie lekko polarkami, ale tylko nieznacznie, bo to opowiadanie głównie o relacjach Kal-Liz i świętym obowiązku obrońców...
To jest ciekawa myśl, nie powiem, bardzo mi się podoba. Może wplotę ją do opowiadania, może nie. Może napiszę osobne (kiedy te wakacje? chciałabym mieć całe dni na pisanie... marzenia)? Temat, jak mało który nęci mnie świężością. Nie pamiętam, bym czytała jakiekolwiek opowiadanie praktycznie o obrońcach, za wyjątkiem Exit Music, które jak wiadomo, jest autorstwa RosDeidre. Chyba, że do obrońców zaliczy się także Michaela, to już inna sprawa...Ela wrote: A może obrońcy to tzw. upadłe anioły - a w przeciwieństwie do nich ich rasa stała pod względem uczuciowym o wiele wyżej od ludzi ?
Nie wiedziałam, że jestem aż tak tajemnicza... W każdym bądź razie już wiesz, że lubię pączki ziemniaczane, ciasto marchewkowe, polarki (lubie marzyć i energicznych ludzi) i nieeksplorowane tematy .A ja odwrócę pytanie...jaką osobą jest Hotaru, jako pisarka...Dla mnie to zagadka, w dalszym ciągu.
[quote:633e66c90b]He,he wszyscy lubimy ciasto marchewkowe, lody i dobre filmy, muzykę i te wszystkie przyziemne sprawy,[/quote:633e66c90b] Właśnie wcinam szarlotkę, a w domu czeka ciasto marchewkowe... i ekonometria [quote:633e66c90b]A jako pisarka i tak otwierasz się przed nami, w swoich opowiadaniach...[/quote:633e66c90b] Hm, ciekawe, co sobie pomyśleliście w takim razie po [i:633e66c90b]Broken Souls. [/i:633e66c90b] Aż strach pomyśleć...A teraz małe co nieco dla umysłu, nie tylko dla brzuszka
[b:633e66c90b]Chapterek 11 [/b:633e66c90b]
[b:633e66c90b]Chapterek 11 [/b:633e66c90b]
Last edited by Hotaru on Thu Jul 15, 2004 11:06 pm, edited 1 time in total.
Jeszcz trochę nowinek technicznych z innego świata, a zacznę żałować, że to tylko czyjaś fantazja (na razie??). I Kyle - widzę tę jego minę pełną przerażenia/szoku - Liz czyta w moich myślach!! I niech synek Liz wreszcie wyzdrowieje!! Cały czas męczy mnie myśl, że możesz go uśmiercić, i tak jakoś mi sie to nie podoba. Zlituj się!!!
[quote:f378809df5]I niech synek Liz wreszcie wyzdrowieje!! Cały czas męczy mnie myśl, że możesz go uśmiercić, i tak jakoś mi sie to nie podoba. Zlituj się!!![/quote:f378809df5] Dziwne męczą cię pomysły. Mały Jimmy przeżyje i będzie absolutnym oczkiem w głowie kosmicznej rodzinki Liz Nie mówiąc już o fakcie, że sama Liz ma niezłego fioła na punkcie swojego synka... i jego bezpieczeństwa. W końcu weszła do płonącego samochodu, by go wyciągnąć Myślisz, że po takim akcie heroizmu chciałabym.. heh, nieważne. Za dużo spoilerów.A propos kosmicznej rodzinki Liz... kolejne zbliżenie ==>>
[b:f378809df5]Chapterek 12[/b:f378809df5]
[b:f378809df5]Chapterek 12[/b:f378809df5]
Last edited by Hotaru on Thu Jul 15, 2004 11:09 pm, edited 1 time in total.
Ehh... miało mnie dzisiaj w ogóle nie być, ale udało mi sie "skraść" te pół godzinki. I wykorzystałam czas na przeczytanie ADIP (moje kolejne ulubione opowiadanko ). Niesamowita część, chociaż jakoś dziwnie siępo niej czuję. Nie wiem dlaczego... jakoś inaczej ja odebrałam, inaczej niż poprzednie części - co nie znaczy, że gorzej! A może po prostu mam taki "inny" dzień.
Ten fragment utkwił mi najbardziej, chyba ja zaczynam sie starzećMoże się starzeję... - pomyślała - A może to ja nie mam serca?- Nigdy w życiu...
Przed chwilką zdołałam przepisać jedną część 13. rozdziału historii. Co prawda to bardzo niewiele, ale zawsze coś... Reszta w trakcie ndchodzącego weekendu.
Chapterek 13a
Złote liście opadały miękko z drzew, kiedy Alex Whitman wysiadł z limuzyny i energicznym krokiem przemierzył krótką aleję prowadzącą do domu. Kiedy wchodził na kamienne schodki, drzwi otworzyły się szeroko.
- Dzień dobry! – Mina, jedo dawna niania, pełniła teraz funkcję gospodyni domu. Mimo zmiany statusu od czasów, kiedy pan Whitman stał się tak ważną postacią publiczną, pozostawała tą samą pogodną kobietą. Nie traciła nigdy spokoju ducha. Alex nazywał ją czasem niezdobytą twierdzą Whitmanów... i pewnie miał w jakimś sensie rację.
- Dzień dobry! – już dawno przestał mówić „cześć”. Zbyt wiele w tym domy było długich uszu. – Gdzie ojciec?
- Ma konferencję w sprawie najbliższego przesłuchania w Kongresie.
- Aaaa... – mruknął ponuro. Jego ojciec był politykiem, stuprocentowym politykiem. Cokolwiek robił, było starannie zaplanowane, obmyślone na wywołanie określonego efektu. Wiedział o tym, ponieważ spędził zbyt wiele lat pod tym dachem, absolutnie świadom wydarzeń, które rozgrywały się wokół. Musiał. Jego ojciec był wiceprezydentem. A on młodszym synem w doskonałej, amerykańskiej rodzinie.
Zdjął płaszcz i skierował swoje kroki do jadalni. Miął cichą nadzieję, że wszyscy byli już po obiedzie... pracując, przygotowując się do wieczornego przyjęcia... ale jego nadzieje rozwiały się, zanim wszedł do pomieszczenia. Już w korytarzu słyszał głosy.
Wszedł do środka. Grzecznie przywitał się z wszystkimi i usiadł na swoim miejscu. Przez chwile spożywał w spokoju posiłek, nie interesując się zbytnio toczącą się dyskusją... dopóki nie padło imię, której szczególne znaczenie znał aż zbyt dobrze.
Słuchał odtąd z chciwą uwagą. To, co usłyszał, zupełnie mu się nie podobało. Jego ojciec... nie w smak mu było, że jednostka Łowców zostanie rozwiązana... pomścił na jakiegoś idiotycznego hakera, który wyskakuje z jakimiś pretensjami...
Otarł usta serwetką i powiódł poirytowanym wzrokiem po doradcach ojca. Wiedział, zę chcą „jak najlepiej” i doradzają ojcu staniecie po stronie państwa i FBI... i tym podobne bzdury.
- Coś nie tak, Alex?
Pani Whitman była piękną blondynką, zawsze elegancką i przestrzegającą zasad. Czasem miał dość jej perfekcjonizm. Miał ochotę potrząsnąć nią, by się obudziła... potem przychodziła trzeźwa myśl, że była żoną jego ojca... i chyba po prostu nie miała innego wyboru. Konieczność życiowa. Niemal jak oddychanie.
Potrząsnął głową i pochylił się w jej stronę tak, by pozostali nie usłyszeli jego słów.
- Jeśli ojciec chce zlecieć ze stanowiska zadzierając z Nasedo, to jego sprawa. Jak się nie będę wtrącał.
Wrócił do obiadu. Przez resztę posiłku matka obserwowała go z zaniepokojeniem. Wmusił w siebie jedzenie, po czym wymówił się przygotowaniami do przyjęcia.
Chapterek 13a
Złote liście opadały miękko z drzew, kiedy Alex Whitman wysiadł z limuzyny i energicznym krokiem przemierzył krótką aleję prowadzącą do domu. Kiedy wchodził na kamienne schodki, drzwi otworzyły się szeroko.
- Dzień dobry! – Mina, jedo dawna niania, pełniła teraz funkcję gospodyni domu. Mimo zmiany statusu od czasów, kiedy pan Whitman stał się tak ważną postacią publiczną, pozostawała tą samą pogodną kobietą. Nie traciła nigdy spokoju ducha. Alex nazywał ją czasem niezdobytą twierdzą Whitmanów... i pewnie miał w jakimś sensie rację.
- Dzień dobry! – już dawno przestał mówić „cześć”. Zbyt wiele w tym domy było długich uszu. – Gdzie ojciec?
- Ma konferencję w sprawie najbliższego przesłuchania w Kongresie.
- Aaaa... – mruknął ponuro. Jego ojciec był politykiem, stuprocentowym politykiem. Cokolwiek robił, było starannie zaplanowane, obmyślone na wywołanie określonego efektu. Wiedział o tym, ponieważ spędził zbyt wiele lat pod tym dachem, absolutnie świadom wydarzeń, które rozgrywały się wokół. Musiał. Jego ojciec był wiceprezydentem. A on młodszym synem w doskonałej, amerykańskiej rodzinie.
Zdjął płaszcz i skierował swoje kroki do jadalni. Miął cichą nadzieję, że wszyscy byli już po obiedzie... pracując, przygotowując się do wieczornego przyjęcia... ale jego nadzieje rozwiały się, zanim wszedł do pomieszczenia. Już w korytarzu słyszał głosy.
Wszedł do środka. Grzecznie przywitał się z wszystkimi i usiadł na swoim miejscu. Przez chwile spożywał w spokoju posiłek, nie interesując się zbytnio toczącą się dyskusją... dopóki nie padło imię, której szczególne znaczenie znał aż zbyt dobrze.
Słuchał odtąd z chciwą uwagą. To, co usłyszał, zupełnie mu się nie podobało. Jego ojciec... nie w smak mu było, że jednostka Łowców zostanie rozwiązana... pomścił na jakiegoś idiotycznego hakera, który wyskakuje z jakimiś pretensjami...
Otarł usta serwetką i powiódł poirytowanym wzrokiem po doradcach ojca. Wiedział, zę chcą „jak najlepiej” i doradzają ojcu staniecie po stronie państwa i FBI... i tym podobne bzdury.
- Coś nie tak, Alex?
Pani Whitman była piękną blondynką, zawsze elegancką i przestrzegającą zasad. Czasem miał dość jej perfekcjonizm. Miał ochotę potrząsnąć nią, by się obudziła... potem przychodziła trzeźwa myśl, że była żoną jego ojca... i chyba po prostu nie miała innego wyboru. Konieczność życiowa. Niemal jak oddychanie.
Potrząsnął głową i pochylił się w jej stronę tak, by pozostali nie usłyszeli jego słów.
- Jeśli ojciec chce zlecieć ze stanowiska zadzierając z Nasedo, to jego sprawa. Jak się nie będę wtrącał.
Wrócił do obiadu. Przez resztę posiłku matka obserwowała go z zaniepokojeniem. Wmusił w siebie jedzenie, po czym wymówił się przygotowaniami do przyjęcia.
Last edited by Hotaru on Thu Jul 15, 2004 11:10 pm, edited 1 time in total.
Who is online
Users browsing this forum: No registered users and 4 guests