M :: Czytelnia literatury światowej
Moderators: Olka, Hotaru, Hotori, Hypatia
"Lethal Whispers" było aktualizowane jakieś...dwa tygodnie temu - 47 rozdział- i czekanie jest rzeczywiście "troszkę" irytujące a to jedno z moich najulubieńszych opowiadań."Broken Wings" Josephine pisała z drugą, wspaniałą autorką, Anais Nin, obie maja podobny, poetycki styl, chwilami człowiek ma wrażenie że czyta wiersz a nie opowiadanie pisane prozą...To AU ale w przeciwnieństwie do Lethal Whispers, bez kosmitów...mimo to wrażeń chyba nie zabraknie...jesli ktoś pragnie szerszego wstępu...przdstawia sie to mniej więcej tak...Liz Parker i Max Evans, przyjaźnią się od lat. On darzy ją głębszym uczuciem, ale gorzka i okrutna tajemnica życia dziewczyny, nie pozwala jej mu go odwzajemnić. Pewnego wieczora Liz zjawia sie w oknie Maxa, zapłakana i zakrwawiona i błaga go, żeby razem z nią opuścił Roswell. Oboje jadą na drugi kraniec Stanów, gdzie mieszka ktoś, kogo dziewczyna bardzo pragnie odnaleść...Nie znam sie na Polarach, ale na Roswellfanatics w dziale UC Mockinbird pisze "Strained" które bardzo sie podoba...mi też wydaje mi się, że mogłoby ci się spodobać...zaplątana, nietypowa historia, złamane życie Liz, tajemnica...uprzedzam jednak, że autorka jest też Dreamerką, więc nie licz na to że bedzie tam BUM PRASK PASKUDNY MAX BUM PRASK
"I know who you are. I can see you. You're swearing now that someday you'll destroy me. Far better women than you have sworn to do the same. Go look for them now." (Atia)
""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)
""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)
Lethal Whispers zaktualizowane? Jejciu, nawet nie zauważyłąm. Ale to przez te święta.Strained powiadasz.... ale bez paskudnego Maxa? Cóż, przeżyję. W końcu tak skonstruowane było Zimowe Przesilenie...Ale za to znalazłam właśnie kompletne Letnie przesilenie... Wspominałam juz w HTDP o czym to jest, wiec nei będę się powtarzać... tylko ostrzegam, że to nie jest to, za czym wszyscy gonią...http://www.roswellfanatics.net/viewtopic.php?t=5010
A ja się posunęłam do przodu i przeczytałam "Summer Solistice"... Chociaż Zimowego Przesilenia do tej pory nie przeczytałam.Przeczytałam za to coś innego. Niewiarygodnie Dreamer. Było ciężko, ale... 9 części "The Way Loves Goes" mam za sobą. Rano tata wyrzucił mnie z komputera i chyba słusznie, bo przynajmniej mogłam złapać oddech. Słowo daję, że było mi to potrzebne. Pod koniec 9 części byłam niesamowicie wściekła... i to w sposób najbardziej niebezpieczny. Do dzieł Deejonaise trzeba mieć żelazne nerwy - gdyby stanęła przede mną Liz, zrobiłabym jej coś złego coś bardzo, ale to bardzo złego. Nie dlatego, że chciała być "happy and wanted", ale za sposób, w jaki się obeszła z Maxem, do licha, i jej reakcje W dalszym ciągu jestem wściekła - liczę na to, że Deejonaise, zgodnie z życzeniem jednej z czytelniczek, wydeleguje Liz byle dalej od Maxa i da mu... zaraz, jak to było... Dimple Girl A później zajęłam się nadrabianiem zaległości, powróciłam do "And The Road Shall Lead You Home" - również Deejonaise. Tym razem miałam ochotę jedynie potrząsnąć mocno Liz i powiedzieć jej coś do słuchu, bo ona święta nie była a nawet gorzej. Ale zaskoczył mnie sposób, w jaki Dee pozbyła się kłopotów... Z zimnym sercem zabić dwójkę dzieci Dobra, to było ponad moje siły - i skutek jest taki, że zosało mi 50 stron, do których jakoś straciłam serce.Ale miłośnikom Michaela polecam "To Have And To Hold" Pathos. Michael jest absolutnie wspaniały - jak dla mnie najwspanialsza postać całego ff
Cześć!Jestem tu nowa więc postanowiłam pooglądać sobie różne dyskusje. Tak sie złożyło, że zaczęłam od tej i skończyło sie na tym, że przeczytałam całe 12 stron. Odniosłam mgliste wrażenie, że dyskusja zdominowana jest przez 3 osoby. więc bedąc sobą postanowiłam się przyłączyć. Dobry temat, miałam nadzieję, że ktoś może poleci jakieś dobre opowadanko, którego jeszcze nie czytałam, ale jak na razie większość znam, nielicząc UC, których z regóły nie czytam.Więc zamiast tego postanowiłam sama coś polecić jako, że przeczytałam masę opowiadań.Może zacznę od czegoś lekkiego.... Tak, dzisiaj będzie dzień fluff fic.Acha, Nan to chyba ty spytałaś jakiś czas temu co to jest fulff, czy tak określa się NC-17, więc zacznę od wyjaśnienia.Fluff fic' może być NC-17, ale absolutnie nie jest nim z definicji. Natomiast możesz być pewna, że takie bedzie jeśli obok znajdzie sie określenie 'nookie' (co oznacza sceny NC-17).Samo fluff to po prostu opowiadanie o lekkiej tematyce, bez głębokich terści i wyciskającego łzy angsty. To opowiadania najczęściej zabawne, które czytamy by poprawić sobie humor po przeczytaniu jednego z opowiadań Dee. Co bym poleciła? Najzabawniejsze opowiadania z tej kategorii to moim zdaniem:Spring Break by JBehrsgurlhttp://www.roswellfanatics.net/viewtopic.php?t=5727Najogólniej mówiąc, tarzam się po podłodze ze śmiechu, czytając to opowiadanie. To był pirwszy raz, kiedy czytając opowiadanie popłakałam się ze śmiechu. Jest dość nowe, są na razie tylko 3 części, ale zdecydowanie warto zacząć je czytać. Z punktu widzenia Liz, w późniejszych częściach będzie to NC-17, ale te co do tej pory są mieszczą się w PG-13.Dalej, to by chyba było I Want You To Want Me by ps_dreamer http://www.roswellfanatics.net/viewtopi ... 5468Lekkie, łatwe i przyjemne. Również z punktu widzenia Liz, której Max Evans jest absolutnie i kompletnie obojętny. I ostatnie na dzisiaj to 'good shit saga' JBehrsGurl, dwie skończone krótkie historie, trzecia w toku, również bardzo zabawne.1. http://www.roswellfanatics.net/archive/ ... 4537.html2. http://www.roswellfanatics.net/archive/ ... 0754.html3. http://www.roswellfanatics.net/viewtopi ... 2Wystarczy na dzisiaj. Następnym razem polecę coś poważnego, daję słowo.
"Największy ze wszystkich błędów to dojście do przekonania, że nie popełnia się żadnego." - Thomas Carlyle
Ja pytałam...? A możliwe, mja skleroza wieku starczego daje o sobie znać bardzo wyraźnie.W takim razie, wiedząc, co to jest ów Fluff Fic, już wiem, co czytałam ostatnio. Całkowicie idiotyczne opowiadanie, nie w typie mojego ulubionego idiotycznego opowiadania "Running With Scissirs" (nigdy nie wiem, które "s" tam się podwaja), ale jeszcze gorsze - "A Turkey Day", coś tam z Santa, i "A Daddy Stroke At Midnight" czy coś takiego. Autora rzecz jasna nie pamiętam, ale to wszystko jest UC.Owszem, dyskusja głównie toczy się w zamkniętym kręgu... może dlatego, że pozostali wolą poświęcać wolny czas na co innego niż czytanie opowiadań o Roswell w wersji angielskiej, skoro istnieje szansa, że te najlepsze zostaną kiedyś przetłumaczone... Ale bardzo dobrze, że się przyłączasz - ostatnimi czasy czytelnia lekko podupada.A teraz co do spraw Czytelni... Przeczytałam kolejne dwa rozdziały "The Way Love Goes" i mało mnie szlag nie trafił. Powstała we mnie dość wybuchowa mieszanka złości, żalu, zirytowania i współczucia, ale przy jej ficach to całkowicie normalne. Przez blisko 300 stron "Eyes Like Mine" chlipałam sobie, przy "Regarding Max" (zainspirowane filmem "Regarding Henry"), które było chyba jednym z lżejszych, zgrzytałam zębami uśmiechając się jednocześnie z rozczuleniem. Skutek był taki, że uśmiech był nieco krzywy. Czytając "When Love Isn't Enough" zaschło mi w gardle, a przy "And The Road Shall Lead You Home" byłam po prostu wściekła. Do sequelóq do tego już się nie zmusiłam, bo Max chyba sprowadził na Ziemię tysiące Antarian i jak na moje oko to już było zbyt kosmiczne. Dee ma jedną zaletę. Jest wyśmienita jak ma się doła psychicznego. Jak czyta się o tym, jak targają Maxem i przez co on przechodzi... robi się człowiekowi lepiej. A, i takie jedno malutkie... lepiej nie czytać Dee, jeśli nie jest się zagorzałym miłośnikiem Maxa i jest się przy okazji fanatykiem Liz... Zwłaszcza w "TWLG", które poleciła mi Lizziett mówiąc, że chciałam przeczytać coś, gdzie Liz jest be, a Max cacy... Choć lista ff przede mną jeszcze długa...
Tak sie akurat składa, że jest to dokładnie opowiadanie, które poleciłam jako trzecie. Cóż, wszyscy mamy inne gusta. Na przykład ja osobiście nie cierpię "Running With Scissors". Czytałam to dawno temu, ale ledwo przebrnęłam.Może ci się jednak spodoba "Spring Break", wprawdzie tej samej autorki, ale w innym stylu i o niebo lepsze.Co do opowiadań Dee, to je sobie dawkuję. Czekam, aż skończy i wtedy czytam całość. Próbowałam czytać jej dzieła w trakcie jak ciągle je pisała, ale niestety dla mnie to nie zdaje egzaminu. Oczywście argument, że w ten sposób można sobie dawkować jej słynny anguish na mnie nie działa. Wolę czytać całość. Wprawdzie mam gigantyczną dawkę wszystkiego co najgorsze spodającego na barki Maxa, ale wiem, że za jakiś czas dotrę do momentu kiedy będzie lepiej i w rezultacie do szczęśliwego końca, kiedy to w końcu Max przestaje cierpieć.Nan wrote: Całkowicie idiotyczne opowiadanie, nie w typie mojego ulubionego idiotycznego opowiadania "Running With Scissirs" (nigdy nie wiem, które "s" tam się podwaja), ale jeszcze gorsze - "A Turkey Day", coś tam z Santa, i "A Daddy Stroke At Midnight" czy coś takiego. Autora rzecz jasna nie pamiętam, ale to wszystko jest UC.
"Największy ze wszystkich błędów to dojście do przekonania, że nie popełnia się żadnego." - Thomas Carlyle
No cóż, przyznam, że nie zadałam sobie trudu wchodząc na podane strony - bo zaczęłabym czytać gdybym nie znała. Mówiłam że mam sklerozę, teraz mnie oświeciło, że to "good shit story". Autystyczne dziecko Alex, heh Spring Break - hmm... przeczytam... Na pewno... Kiedyś Running było całkowicie idiotyczne. Zdaje się, co prawda, że od ostatniego razu, gdy byłam w tym temacie, było jakieś uaktualnienie, ale ja już tego nie czytałam. Ale czasami takie głupoty się przydają. Znakomicie likwidują stres Na ogół robią to szkolne przerwy i kontakty z przyjaciółką, ale... Running czytałam w ferie, kiedy mojej przyjaciółki nie byłoi w Warszawie. I doskonale działało.I jeszcze było coś... "Screaming Alien" chyba... zdobyło nagrodę podczas ostatniej edycji RFA... ale chyba nawet nie doczytałam do połowy, bo mnie znudziło. Zero akcji jak dla mnie, siedzą i ględzą Deejonaise - usiłowałam tak zrobić z "Regarding Max". W repostach zamieściła najpierw 10 części, a ja mało ze skóry nie wyszłam po przeczytaniu tych 10 części, w dodatku było to wieczorem i na komputerze, który nie jest podłączony do sieci. Kilka dni później niemal z obłędem w oczach dopadłam właściwą stronę i mogłam pogrążyć się w słodkiej satysfakcji, że mam już wszystko. U Dee jest o tyle dobrze, że bardzo często dodaje kolejne rozdziały - jak na przykład w wypadku "The Way...". To jest chyba jedno z jej najbardziej... zawziętych... opowiadań... a z porcjowania stanowczo cieszą się moje biedne oczy.
Chyba napisałam to niezbyt jasno. "Spring Break" napisała ta sama autorka co "Autystyczne dziecko -Alex", a nie ta sama co "Running...".Co do "Screaming Alien", czytałam i nie jest takie złe. Z tamtąd pochodzi jeden z moich ulubionych cytatów.Liz i Kyle jadą samochodem, oboje są pijani, Kyle trochę mniej, więc prowadzi. No i oczywiście zatrzymuje ich policja, podchodzi do okna kierowcy, a Kyle mówi:"I swear to drunk ociffer, I am not God!" Nan, co do opowiadań Dee to jest jedno, które wyjątkowo czytam częściami. Octoroon, Deejonaise pisze je wspólnie z Lizwell. To opowiadanie historyczne, akcja umiejscowiona jest ok roku 1840. Max jest synem bogatego plantatora na Południu, a Liz jest ich niewolnicą. Tytuł tego opowiadania octoroon, to określenie, jakiego używano na określenie osoby mającej w sobie 1/8 krwi murzyńskiej, która ma białą skórę. Taka właśnie jest Liz, jest córką swojego poprzedniego właściciela. Żeby dowiedzieć się więcej trzeba przeczytać. Na razie jest 8 części i prawdziwy angsty jeszcze się nie zaczął, ale znając Dee, to tylko kwestia czasu. Poniżej zamieszczam link:http://www.roswellfanatics.net/viewtopic.php?t=5464
"Największy ze wszystkich błędów to dojście do przekonania, że nie popełnia się żadnego." - Thomas Carlyle
Ja ten cytat znam... Ja to pamiętam, ale gdyby ktoś kazał mi powiedzieć, skąd to jest - nie wiedziałabym.Ostoroon - hm, szczerze mówiąc... chodził kiedyś po mnie pomysł takiego fika. Może troszeczkę inaczej, Max&co byliby naprawdę z Północy, Liz&co jak zwykle z Południa - i tutaj zaczyna się pole do popisu dla dobrego autora. Można wplątać ich w wojnę, można w to wplątać skandal rodzinny, związek załóżmy Isabel z Mulatem (latynos a Mulat...), w dodatku ten od Isabel mógłby być krewnym Marii (no co, te jej usta mi się kojarzą z Murzynką), można wepchnąć nieślubne dziecko, można zaplątać główne postaci w politykę, można w końcu wysłać do Europy, w której działo się tyle ciekawych rzeczy, można... eh, no dobrze Ale swoją drogą... zaczynam się zastanawiać, czy Dee nie ma przodka-Murzyna. Widać lubi te tematy. W Eyes Like Mine Liz była... nie była biała. I Maria też, chociaż Maria była raczej jasna niż ciemna. I jeszcze jedna rzecz dotycząca opowiadań Dee. Kobieta naprawdę nie boi się czasu. W większości opowiadań, co już kiedyś chyba pisałam, wszystko jest potwornie skumulowane i człowieka aż głowa boli. A u Dee... w The Way... mija najpierw traumatyczne pół roku, potem osiem lat. W Eyes z kolei rozciągłość jest jeszcze większa, chyba 14 lat. Dee nie stara się za wszelką cenę, żeby bohaterowie byli wiecznie młodzi, przeciwnie. I może to właśnie jest jednym z powodów, dlaczego czytam jej opowiadania, pomimo tego, że czasami trudno wręcz je znieść. Bo u niej bohaterowie też popełniają błędy i nie wybaczają sobie ot tak, hop siup. I że nie wszystko jest zawsze takie, na jakie wygląda....Urocze cytaciki były też w "Maxeo and Lizziett" - momentami aż płakałam ze śmiechu.
Cześć Milla, miło widzieć tu jeszcze jednego pożeracza fanficów Już jakiś czas temu zauważyłam cię na RF- chyba pod opowiadaniem "Aftermath" - które nawiasem mówiąc znów pozostawiło nas w zawieszeniu, a Breathless w ten weekend nie wrzuci aktualki, bo jedzie do Tribeca w wiadomym celu I tak się zastanawiałam- dziewczyna z Polski, a ja nie kojarzę jej z x.com...nawet miałam ci skrobnąć, żebyś wpadła, a tu niespodzianka Besides...o "The way love goes" Deejonaise, o którym Nan już pisała, a które wywołało niezłą zadymę na RF. Przyznam, że samo założenie tego opowiadania jest dla mnie raczej nie do przyjącia- nie potrafię poprostu uwierzyć w Liz Parker, która łamie serce Maxowi Evansowi, przejeżdżając przez nie walcem w te i wewtę, po 10 latach małżeństwa puszczając się z jakimś gówniarzem ( z dołeczkami) w publicznej toalecie...No ale skoro już byłam zmuszona to kupić....przyznam że to historia która może człowiekiem nieźle potrzepać...i odszczekuję moje uwagi że w związku Dreamer wszystko działa w jedną stronę- że Liz może wszysko, a Max kichnie i chrzczą go sukinsynem...odszczekuję to, po tym froncie "cold bitchs" (no faceci też tam byli ) pod przywództwem Breathless jaki rzucił sie, moim zdaniem aż do przesady, na Liz, gotów zlinczować biedaczkę za to co zrobiła Maxowi....i przyznaję- Dee jest niesamowicie utalentowaną i kreatywną autorką...zbierałam się z podłogi przy rozdziale 11...ale mimo to wciąż pozostaje dla mnie w tyyle za RossDeidre i Emily...dlaczego...poprostu, moim zdaniem, nikt nie potrafi tak skutecznie wypatroszyć związku Maxa i Liz z iskierek magii, duchowośći i romantyzmu, jak własnie najlepsza autorka Dreamer- Deejonaise...Nie mogę sie powstrzymać i zamieszczam fragment posta Zanderox- "Fani Liz contra fani Maxa na ringu" myslałam że skonam...aczkolwiek- kto by się spodziewał czegoś takiego podczas 1 sezonu?"ding, ding, ding. Ladies and Gentlemen!!! Tonight for your enjoyment, we have THE BATTLE OF THE CENTURY!!!"Wild applause and cheeringIn this corner, we have the Liz contigent!! The only woman, human or half-human, living or dead that is more saintly was the virgin Mary herself. There is no one more perfect than LIz. Liz is the embodiment of all the is good with womanhood. Liz only does something wrong when it is Max's fault. Max is the most evil bastard that ever walked this or any other planet. He is selfish, self-centered, self-absorbed, thoughtless, and insensitive. Only Hilter and Gangus Kan were more evil than Max.And in this corner, we have the Max brigade!!! Max is the perfect male. He's caring, compassionate, selfless, and pretty damn cute too. He's brave, a hero. He puts the "knight in white shining armor" to shame. His only purpose in life is to make Liz happy. Max only does something wrong when it's Liz's fault. Liz is a femme fatale. She is Mata Hari and Theda Bara rolled into one. Her mission in life is to hurt Max. [/img]
"I know who you are. I can see you. You're swearing now that someday you'll destroy me. Far better women than you have sworn to do the same. Go look for them now." (Atia)
""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)
""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)
No i fakt - przy POVie Liz faktycznie toczyła się tam walka na ringu - i yh, przyznaję - ta fanka Liz, która tam lata, taka z reklamówką dżinsów w avatarze, nieźle mnie wkurzyła. No bo co, kurcze, Liz może się nie powiem co w publicznej toalecie z nieopierzonym gówniarzem, a to rzecz jasna wida Maxa, do jasnej cholery Dobra, przepraszam. Nigdy po przeczytaniu ff nie byłam tak bliska zniszczeniu jednej z cukiernic. Za to dwie rzeczy w ostatniej części mnie zadziwiły/rozbawiły. No... trzy. Najpierw te ekhm, czworo dzieci Michaela i piąte w drodze... Wyobraziłam sobie biednego Michaela z chmarą dzieciaków dookoła, z piątym na ręku i dostałam ataku śmiechu. Zwłaszcza, że na biologii dowiedziałam się, że facet z biologicznego punktu widzenia może karmić dzieci, nie z butelki. Po drugie Maria pakująca Maxa - cudo - "Hm, myślałam, że jużto wkładałam..." A po trzecie Carrie - czyli według Marii Cake i Candy... Urocze Napalona Barbie U Dee zawsze wszystko kręci się wokół, delikatnie mówiąc, ciała.I uwaga uwaga, zakończyłam czytanie "My Beloved Wife". Macie coś takiego, że czytacie opowiadanie, zostawiacie je w połowie, a potem po miesiącu albo dłużej przypominacie sobie o tym i dokańczacie? Bo ja owszem. Dokończyłam My Beloved Wife. Biedny Michael rzucony na pastwę Mae - wyobraźcie sobie Michaela, któremu ktoś w trakcie rozmowy mówi, że ma ładne usta. I piękne włosy. Co prawda pod koniec za bardzo było tam elementów erotycznych (taa... co drugie zdanie Maria wskakiwała na Maxa). Ale w sumie... przyznaję - pod koniec ryczałam jak bóbr. No, nie tylko pod koniec...
Cześć Lizziett! A mnie miło tu być! Wstyd się przyznać, ale nie wiedziałam o tym forum. Trafiłam tu całkiem przypadkiem. Wprowadzenie do walki jest świetne, to by było interesujące widowisko. Nigdy nie mogłam pojąć, czemu niektórzy tak się upierają, by obwinić za wszystko Maxa. Do diabła Liz też nie była bez winy. Zostawiła go, gdy jej najbardziej potrzebował. Po takich przeżyciach ludzie leczą się latami, a Max był zupełnie sam i nie miał do kogo zwrócić się o pomoc. Zmienił się? Oczywiście, że się zmienił! Czy ci ludzi słyszeli kiedyś o zespole stresu pourazowego? Jeśli nie, odsyłam do pierwszej lepszej książki psychologicznej! Druga seria to ich wspólne dzieło, żadne nie było bez winy. Dopiero w trzeciej szala przechyla się na stronę Maxa.Hmmm... ale odbiegłam od tematu. Mamy tu rozmawiać o ff.Moje drogie, chcę wam powiedzieć, że jutro zamierzałam zasiąść do "The Way Loves Goes", ale po przeczytaniu tego co napisałyście, chyba jednak tego nie zrobię. Nie jestem pewna czy chcę to przeczytać.Oh, na pewno kiedyś to zrobię, ale chyba jednak nie jutro. Może latem. Na razie wystarczy, że zbliżająca się sesja psuje mi humor. Czy czytałam kiedyś coś, poczym to przerwałam na kilka tygodni i później dokończyłam. Tak. Nan, opisałaś dokładnie to, jak czytałam "Fail Safe" Lelea'i (nie wiem jak to odmienić ). Hmmm.... zaczęłam czytać i nawet mi się podobało. Ciągnęło się i ciągnęło, zaczęlam się wkurzać na 'świętą' Liz. Po jakiś 30 częściach, czy trochę więcej urwałam i stwierdziłam, że więcej nie czytam. Ale po paru tygodniach wróciłam do tego opowiadania, nie lubię przerywać czegoś w połowie, chyba, że jest już całkiem tragiczne, a Lelea to dobra autorka, więc zmusiłam sie do przeczytania kolejnych części, pierwsze kilka poszło opornie, ale potem można powiedzieć odnalazłam ducha tej historii na nowo i reszta przeleciała już szybko. Z paczką husteczek oczywiście. Aczkolwiek wkurzała mnie trochę wizja 'męczennicy' Liz. W przeciwieństwie do Dee, Lelea uwielbia Liz i u niej bohaterką, której ma nam być żal jest Liz. Ale odrobinkę przesadza. Liz walczy samotnie ze złymi kosmitami, broni przyjaciół, no bo oczywiście Michael i Isabel choć mają moce to i tak w porównaniu z Liz odpadają, acha, nie wspomniała jeszcze, że wszystko to dzieje się, kiedy Liz rodzi., oczywiście dzielna Liz rodzi sama, bez niczyjej pomocy. Nie jestem pewna, czy polecam to opowiadanie. Nie należy do najlepszych, jakie czytałam, ale wiele osób sie nim zachwyca, więc może po prostu ja nie potrafię docenić jego walorów. Powiedzmy, że daję mu zielone światło.Nan, wspomniałaś o "Maxeo i Lizziett", w rzeczy samej bardzo zabawne. Szczególnie Michael czulący się do Maxa, za każdym razem, gdy Alex lub Liz byli w pobliżu. Zresztą reakcja Maxa na wieść, że jest gejem też była niczego sobie. Nie wspominając już o scenie, gdzie ojciec Liz zaskakuje Maxa i Liz, kiedy bawili się w samochodzie stanikiem Liz. Biedny Max, prawie dostał zawału. Muszę jednak przyznać, że o ile początek bardzo mi się podobał, to w miarę rozwoju akcji opowiadanie coraz bardziej mnie rozczarowywało. Debbi na siłę próbowała włączyć Liz do ekipy kosmicznej. Nie mówic, już o tym, że zaczęła zaprzeczać samej sobie. Na początku stwierdziła, że nie będzie Tess, bo nie było strzelaniny, Nasedo się o niej nie dowiedział i nie przyjechał z Tess w poszukiwaniu Maxa&co. A tymczasem potem okazuje się, że Tess: 1.była dobra, tylko nigdy się nie urodziła, 2. Liz ma esencje Tess. Moim zdaniem trochę naciągane.Więc, podsumowując. Opowiadanie było dobre powiedzmy do premiery przedstawienia, nie jeszcze wcześniej, do momentu kiedy Max i Liz mieli wspólną wizję podczas...uh... no wiecie, potem stoczyło się po równi pochyłej. Ocena 3+.
"Największy ze wszystkich błędów to dojście do przekonania, że nie popełnia się żadnego." - Thomas Carlyle
W takim razie nie czytam "Fail Safe". Mam uczulenie na świętą Liz. A, zaraz, Lelea - a ona nie ma przypadkiem reklamówki dżinsów z Shiri w avatarze...? Nie jestem pewna, czy to ona.I ponieważ obecne tu osoby mogą zaświadczyć o moich poszukiwaniach... Rozpaczliwie poszukuję fiku, w którym jakaś dobra dusza stworzyłaby dla Maxa dziewczynę, która nie byłaby Liz. Nie obchodzi mnie Liz, może robić maślane oczy do Kyle'a, kleić się do Maxa, może jej w ogóle nie być. Po prostu Max w świetle jupiterów. A do tego... no, gdyby owa dziewczyna była Sereną to byłby już szczyt moich marzeń. Dlaczego ludzie boją się na przykłd uśmiercić Liz? Obecna gdzieś na forum Maddie wie coś więcej o moim życzeniu. Hm, no dobrze, w "TWLG" jest sobie ta Carrie/Cake/Candy... ale to jest nimfomanka i ja za nią nie przepadam."The Way..." - Dee ma szczęście, że ciągnie to dalej (znając ją to z tego się zrobi 30 części...), bo gdyby stanęła na 9 - to by było bardzo źle. Ale to bardzo Kiedyś robiłam sobie taką karteczkę ze spisem opwiadań, tak ku pamięci, ale oczywiście ją zgubiłam.Liczba porzucanych przeze mnie opowiadań rośnie zastraszająco. "Can They Hear You Scream" - no świetnie, dopóki nie pojawiła się Liz. Już myślałam że będzie coś mrocznego, tajemniczego (kiczowata dusza nastolatki spragniona draatyzmu - kicz nad kicze) a tutaj nic, Liz przychodzi i wszystko jest jasne. Odpada. Odłożone "na święty nigdy".Dalej "And The Road Shall Lead You Home". Doczytałam do momentu gdy Dee uśmierciła dzieci i Tess. Nie spodziewałam się tego po niej. Jedno dziecko, a Liz niech sobie urodzi, byłoby ciekawiej. To nie. Tak samo odłożyłam. "The House" - zbieram się i zbieram. To mi się podoba, ale nie doczytałam do końca tego, co jest opublikowane - chyba nie miałam czasu."Family Lies" (AU) znudziło mnie już po pierwszej części. "Heroine - I Think I Hate You" troszkę przeraża. Też AU. Ale autor/ka chyba utknął/ęła w martwym punkcie.Harlequin w stylu "Love In An Elevator" stanowczo odłożone na bok. Max goryl, Liz - córeczka biznesmena i co pięć minut scena pornograficzna. Kiedyś czytałam "The Gods Are Bored" - pół populacji Roswell mieszkało na Olimpie. Nie wiem, dlaczego nie doczytałam, nawet niezłe było. Ale chyba czytałam to w szkole, a przez 90 minut informatyki nie zdążyłam. I miałam poczytać sobie fiki Majesty... Tak, tego... Z jej strony zaliczyłam jedynie "Senseless"... pod koniec się pogubiłam i z ostatniej części w ogóle zrezygnowałam, bo miałam dość...
Nan, ta z "reklamówką dzinsów" w avatarze, to właśnie Lelea owszem, autorka "Falling safe" i fanka Liz której feedback pod "The way love goes"cię wkurza to ta sama osoba. Cóż, moim zdaniem jej komentarze wcale nie są takie złe...z naszej lubej dwójki zdecydowanie woli Liz, więc logiczne że stanie właśnie po jej stronie....jej argumenty nie są jednak zupełnie stronnicze i wyssane z palca, potrafi przyznać też rację Maxowi...Zdecydowanie gorsza jest osobiczna zwana Livią ugór totalny, nie do odratowania wraz z Sophią, której życiowym hobby jest siedzenie w dziale "Cast&crews" i wypisywanie głupot o obsadzie ( ze szczególnym uwzględnieniem KH i JB) oraz matyrologii Shiri należą do moich zdecydowanych ulubienic. Zastanawiam się czemu Shiri jeszcze nie zatrudniła którejś z nich w charakterze rzeczniki prasowej- robiłyby to za fricko i jeszcze z pocałkowaniem ręki "Czy to prawda że Shiri poprawiała sobie plastycznie nos?""Czy Shiri wygląda na osobę która zrobiła coś takiego?! Shiri jest zbyt mądą i racjonalną dziewczyną. Owszem, kiedy miała 6 lat ugryzł ją pies, i trzeba było naprawić uszkodzoną tkankę chrzęstną. Shiri mogłaby zrobić coś takiego tylko w celach zdrowotnych nigdy z próżności!!"Nie to nie jest dowcip. To autentyczny komentarz jednej z nich. Nie ma to jak znać kogoś lepiej niż siebie samego Nie znam żadnego opo w którym Max byłby z inną i szczerze mówiąc, nie interesują mnie takie- nie przeczytałam nawet My Beloved Wife, chociaż wszyscy piali nad nim z zachwytu...jestem Dreamerką do szpiku kości nawet jeśli nie wszystko co Liz zrobi, wymyśli i powie, pachnie dla mnie kwiatami.Milla- pamiętam "Fallling safe"!- wspominałam już gdzieś o tym ( w dziale "Czego nie pisać" ), tylko nie mogłam sobie tytułu przypomnieć- wystąpiło jako opowiadanie w którym nie ma telefonów a pęcherz Michaela zostaje wystawiony na ciężką próbę ( był tam kawałek jak to Michael opiekował się rannym Maxiem i nawet nie chodził do toalety- nie mogłam sobie darować ) i nigdy go nie skończyłam, bo nie mam czasu na coś tak długiego- blisko 200 rodziałów, poza tym mnie zmuliło od nadmiaru szlachetnej cierpiącej walecznej Liz. Wiem jednak, że ta autorka zwykła opierać opowiadania na dość osobliwych intrygach - kiedyś ktoś poszukiwał jakiegoś jej opo (potem okazało się że chodziło mu o "Truth without lies") i jako wskazówkę podał że "Liz zachodzi w ciążę (luv it ) i zastanawia się dlaczego- przecież ona i Max byli zabezpieczeni. Potem wychodzi na jaw, że Tess zrobiła dziury we wszystkich kondomach Maxa".Przysięgam rodzina leciała z drugiego pokoju, przerażona że dostałam ataku padaczki.A "Maxeo..." bardzo mi się podobał, z wyjątkiem nadmiaru scen erotycznych, nie grzeszących dodatkowo subtelnością i tego całego wątku Michaela i Maxa No coż wszyscy wiemy że w serialu Michael nie był, początkowo, największym fanem związku Maxa i Liz i że był też trochę zazdrosny, że u Maxa zszedł już na daszy plan ("Balance") wszystko to jednak w granicach normy. Natomiast tutaj Michael był chodząca obsesją "Anty Max&Liz" i "Ta mała ukradła mi kumpla".
"I know who you are. I can see you. You're swearing now that someday you'll destroy me. Far better women than you have sworn to do the same. Go look for them now." (Atia)
""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)
""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)
Tess ze szpileczką w dłoni Oj nie mogę... Mój tata już teraz tylko okazjonalnie pyta co się dzieje - na ogół już się przyzwyczaił i wiadomo, że jak zaczynam się śmiać przed komputerem, to znaczy, że znowu siedzę na "tych stronach", jak to określa tatuś, przypuszczam, że nie bez pewnej dozy zadumania, czy córeczka aby na pewno jest całkowicie normalna.No wiesz, pewnie, komentarze Lelea'i (jak to się odmienia...? Lelei?) są inteligentne, yada, yada, yada (za dużo czytam po angielsku), ale miłość jest ślepa i głucha - choćby to Max był tym najczarniejszym z charakterów i najbardziej winnym, to i tak znajdzie się coś na jego plus. I chyba jednak bardziej grawituję ku Obsesed Behrian/Healer niż Dreamer, a co za tym idzie - do GZ, Outsider i Rebel. Zwłaszcza Rebel...Zaraz, Sophia to ta dzięki której temat o KH&JB został zamknięty...? Szczerze mówiąc mam okropną wadę nie zwracania uwagi na okoliczności, zajęta głównym tematem, i skutek jest taki, że nie pamiętam połowy tytułów niezłych fików, co tu mówić o autorach, jak również i samych osób...I w dalszym ciągu bezskutecznie szukam mojego wymarzonego historycznego ff. Kłopot co prawda w tym, że sama nie wiem, czy wolę nowożytność czy wręcz przeciwnie... Milla, znasz coś historycznego oprócz opowiadań Dee? Lizziett, wciąż mam w pamięci to o IRA. niedługo ktoś pewnie stworzy opowiadanie polityczne, w którym Liz będzie Irakijką (rany boskie! Jak się nazywa kobieta zamieszkująca Irak?!) a Max żołnierzem amerykańskim...No i jak zwykle jestem rozdarta. Z jedej strony... ciągnie mnie, żeby poczytać ff. Z drugiej ciągną mnie normalne książki, piętrzące się już na półce w kolejce do czytania. Z trzeciej strony, najbardziej stylowej i delikatnej, tata żąda, bym poszła do sklepu po mięso. Co za ignorancja w stosunku do moich rozterek duchowych PS: Ludzie od ff są chyba strasznie sfrustrowani seksualnie, że muszą wyżywać się na bohaterach opowiadań po publicznych toaletach, windach i tym podbnych.
Opowiadania historyczne to niestety prawdziwa rzadkość. Znam tylko te, które napisała Dee, opowiadanie Anais Nin, które ty tłumaczysz, a i jeszcze "Prisoner of Love" Mia Nora, niezłe, ale bez głębszego wątku i "A Pirate's Love" Anais Nin, raczej nie polecam, strasznie płytkie. To chyba wszystkie które czytałam... ... jest jeszcze jedno, ale nie jest zupełnie historyczne, to raczej fantazja umiejscowiona w starożytności, którą Liz opowiada Maxowi przez telefon, mocno NC-17, więc na pewno ci się nie sopodoba.Jeśli coś sobie jeszcze przypomnę to dam ci znać. Mogę też zamieścić pytanie o takie opowiadania, pod tematem "Just Ask mareli..."Znam natomiast fic w którym Liz zostaje uśmiercona "Surviving Liz Parker" napisane przez Hopeless Romantic. Krótkie i smutne, polecam.http://www.roswellfanatics.net/viewtopi ... 5Natomiast nie jestem w stanie polecić nic, gdzie Max byłby z kim innym niż Liz, bo po prostu nic takiego nie czytam, jestem w stu procentach Dreamerka. Przykro mi.
"Największy ze wszystkich błędów to dojście do przekonania, że nie popełnia się żadnego." - Thomas Carlyle
Anais Nin czytałam, to z tymi piratami, i aż mnie skręcało, bo taki wątek możnaby uroczo rozwinąć. "Prisoner of Love" - nie czytałam, jakoś odepchnął mnie bannerek (chyba tam jakiś był...? A jeśli nie, to znaczy, że odepchnęła mnie szata graficzna nagrody). Ja jeszcze kojarzę (Nekhbet)The White Godess a może to było Goddess... mniejsza z tym. Liz umie odczytać hieroglify, no dobrze, przeboleję Max-amator, który również je zna. Troszkę gorzej. Zan - starożytny faraon wysyła do Liz faks z hieroglifami. Luuudzie! A potem jak już lądują w tym Egipcie, Max i Liz, znaczy się, to zamiast zajmować się tajemnicą, to oni myślą o seksie - co u kaduka! Nie doczytałam do końca. Nie miałam serca patrzeć, jak zażynają mój ukochany temat. Wniosek - NIE CZYTAĆ! Chyba, że ktoś nie interesuje się Egiptem, historia go obchodzi tak sobie i właściwie to woli Jamesa Bonda.I jestem szczęśliwa, przypadkiem, szukając kartki z rozpiską piosenek Sarah McLachlan znalazłam kartkę ze spisem ff. Tyle że mój spis jest nieco zacofany, ostatnio dopisywałam do niego coś w styczniu...Zmykam, zanim mnie rodzina zaszlachtuje. Chyba nie lubię wizyt ciotków i wujek
Kath7 i wearydreams2003 podały mi jeszcze kilka opowiadań historycznych, oto linki:Destiny's Circle Kath7Behind the Glamour NicoliA Farewell to Arms NicoliThe Isle Blake'aThe Jade Tower ApplebyliciousTrzech pierwszych nie czytałam, więc nie o nich nie moge powiedzieć. Natomiast czytałam The Isle i The Jade Tower, tylko wyleciały mi z głowy. The Isle niezłe, nie zapadło mi jakoś bardzo w pamięci, ale nie było złe. The Jade Tower natomiast bardzo mi sie podoba. To taka bajka dla dorosłych. Zabawne i gorące, jak każde opowiadanie Lindsay.Hmmm.... The Isle, o kurczę teraz sobie przypomniałam autorka napisała kilka opowiadań historycznych. Momencik muszę poszukać linków...Mam, a więc:A Matter of Duty, czytałm i mnie nie odrzuciło. Love & Marriage, chyba najlepsze napisane przez Blake opowiadanie, chyba juz sie domyśliłaś, że nie jestm jej wielbicielką. A Dragon's Heart, nie znam.Więcej nie mam, ale mam nadzieję, że któreś z tych ci sie spodoba. Acha, nie kieruj się bannerem "The Prisoner of Love", moim zdaniem jest dużo lepsze niż A Pirate's Love.
"Największy ze wszystkich błędów to dojście do przekonania, że nie popełnia się żadnego." - Thomas Carlyle
Lizziett - przeczytałam nowy rozdział Lethal Whispers. Tylko dlaczego takie krótkie?????Nan ma dzisiaj dzięki Milla, jak to mówią - dzień dziecka. A ja mam mały problem... Opowiadanie Where It All Began - polarowe, rzecz jasna Szukam autora, autorki. Opowiadanie ściagnęłam z sieci dość dawno, ale nie zaznaczyłam autora, ani skąd. Na moje nieszczęście, bo teraz przekopuję fora i strony w poszukiwaniach, i nie mogę znaleźć. Jakby co, szczegóły streściłam tutaj.
Who is online
Users browsing this forum: No registered users and 3 guests