Albo jeszcze częściej. Ta sama historia widziana oczyma innego lekko szalonego nastolatka ... heh, nie mogę się doczekać. LEO, Sedno będzie dodawane dalej co 4 dni, tak jak Spin? Nie obrażę sie też o co 3 dni.
T: SPIN [by Incognito]
Moderators: Olka, Hotaru, Hotori, Hypatia
niestety musicie się zlitować nade mną nie da rady szybciej, ale jak mi się uda - będzie niespodzianka. Niestety wymaga ona Waszej cierpliwości, ale... może się ona Wam spodoba
"...I'm a member of that group of... outsiders. So... thank you, Roswell... Thank you for... for letting me live among you...Thank you for giving me a home... "
I tak bez zachęty wypatrujemy każdej części, LEO. Dialog Maxa z Liz wart ozłocenia. Max uwolniony z poczucia winy jest zdecydowanie moim ulubionym bohaterem Ale Max z poczuciem winy jest ciekawszy. Ciekawe czy autorka opisując go miała przed oczami Mr. B. ? Bo mam takie malutkie podejrzenia, że tak. "Na zewnątrz jestem żywym przykładem na wyobrażenie kompletnego braku ekspresji "Dzięki LEO, czekamy na to co będzie dalej. I niech Ci Wena sprzyja .
- Graalion
- Mroczny bóg
- Posts: 2018
- Joined: Sat Jul 12, 2003 8:10 pm
- Location: Toruń, gdzie 3 małe kocięta tańczą na kurhanach swych wrogów
- Contact:
Świetne, bardzo mi się podobało. Zarówna scena początkowa, gdy Max i Liz są już razem, jak i ta chronologicznie najwcześniejsza. Super jest przedstawione postrzeganie świata przez Maxa. Całkowite odgrodzenie się od świata zewnętrznego, dzielenie ludzi na Tess i nie-Tess. Heh, on rzeczywiście nie dostrzegał Liz. Czekam na ciąg dalszy.
"Please, God, make everyone die. Amen."
Wieczorny pacierz Scratch'a ("PvP")
Wieczorny pacierz Scratch'a ("PvP")
Maddie - poczekaj... dalej robi się coraz ciekawiej Graalion, cieszę się, że mogę na Ciebie liczyć Max jest ... co tu dużo mówić i owijać w bawełnę: drętwy. Odgrodzony od innych, a czasami wręcz od samego siebie i swoich potrzeb. Sedno jest inne. Bardziej ponure. Nie mniej jednak są momenty, kiedy mam łzy w oczach ze śmiechu i to właśnie dlatego kocham sedno, ponieważ w całej tej ponurej rzeczywistości Maxa potrafi mnie on rozawić.
"...I'm a member of that group of... outsiders. So... thank you, Roswell... Thank you for... for letting me live among you...Thank you for giving me a home... "
Czapterek dwa.Namydlić. Spłukać. Powtórzyć.Namydlić. Spłukać. Powtórzyć.Namydlić. Spłukać. Powtórzyć.Gdyby każdy przestrzegał instrukcji na tylnej ściance butelki purpurowego szamponu ludzie namydlaliby, spłukiwaliby i powtarzali w nieskończoność.Życie byłoby bardziej powtarzające się, niż już jest.Miło wiedzieć.Myj twarz rano i wieczorem w celu optymalnego wykorzystania produktu.Myj zęby i płucz gardło dwa razy dziennie po każdym posiłku celem osiągnięcia najlepszego rezultatu. Poświęć przynajmniej trzydzieści sekund na każdą stronę zębów, zwłaszcza na szczeliny, w których może utknąć, zwracaj szczególną uwagę na trzonowce, gdzie takie badziewia mogą wleźć.Wlaz pod prysznic, namydlenie, spłukanie, powtórka.Równie dobrze mógłbym być jakimś czterdziestolatkiem przeżywającym kryzys wieku średniego związany w szczególny sposób z mydleniem. Kupującym soczysto czerwone kabriolety i błyszczące cieplutkie, prosto z fabryki pistoleciki, by zastąpić to, co mógłbym mieć, ale nigdy nie miałem odwagi tego zdobyć. Produkty zastępcze, Eureka, na dziurę w moim sercu, która powinna zostać zaklajstrowana puszystymi, różowymi rzeczami jak żona i dzieci i popołudniowe barbecue i wycieczki do Y.Namydlić.W zeszłym tygodniu dr Amos poważnie zapytał mnie, czy kiedykolwiek myślałem o ‘zakończeniu mojego życia’. Dokładnie te słowa ‘zakończenie mojego życia’. Spytałem kto nie myślał i teraz facet stara się do bólu przekonać świat, że Max Evans to gorący towar. Pożądany przez wielu, nielubiany przez nielicznych.Spłukać.Na jego miejscu nie przeżywałbym tak bardzo. Śmierć to numer jeden na mojej liście celów, których osobiście nigdy nie osiągnę. A to tylko ZAMĘT, taka bezsensowne włażenie z butami w rutynę innych ludzi. Takie IRYTUJĄCE.Powtórzyć.Moim zdaniem umieranie to najbardziej produktywna sprawa o której mógłbym myśleć, najmniej auto destruktywna, więc sam do tego ręki nie przyłożę.Tylko się nie zadławcie ze śmiechu, ja to LUBIĘ.Przywykłem do otwartego wyrażania tego. Przywykłem do tego, by nie być zamknięty, ale musiałem zejść z tym do podziemia, ponieważ Michael i Izabell są jak dodatkowe kończyny. Jeśli jest ich za dużo, część jest zbędna. Mówiąc prosto i zwięźle, moje otwarte nienawidzenie samego siebie sprawia, że Izabell czuje, jakby niedostatecznie nienawidziła samą siebie. Mówiąc prosto i zwięźle moje otwarte nienawidzenie samego siebie sprawia, że Izabell ma ochotę odciąć od siebie dodatkowe kończyny. Chyba żadne z nas ich nie potrzebuje.Wszyscy jesteśmy jednym zbędnym rozbudowaniem nas samych i za wielu jest przeznaczonych do okrojenia.Muszę udawać, że dla niej nadal jestem silny, jak kiedyś. To robota głupiego, ale jakoś sobie radzę.To miejsce, w którym pewnie powiecie, ze nie jest aż tak źle a ja poślę wam moje ‘odpieprzcie się’ spojrzenie.To spojrzenie, które mówi ‘nie macie bladego pojęcia’.Nikt nigdy nie podejrzewał nas o bycie kosmitami, jesteśmy zbyt normalni. Zbyt mało kosmiczni. Nie jesteśmy jeszcze ostatecznie daleko odrzuceni poza margines społeczny. Czytajcie to tak: nie mamy jakiś widocznych deformacji fizycznych, nie wyglądamy na przedstawicieli innych kultur, nie jesteśmy powolni lub szpetni, nie jesteśmy chłopcami wyglądającymi jak dziewczynki czy dziewczynkami wyglądającymi na chłopców z płaskimi klatami czy na chłopców o bezwłosych nogach.Są ludzie, których nigdy nie nienawidziłem i są ludzie, których nigdy nie brałem na celownik.Ale są i namierzeni. To ci, którzy przestali przychodzić do szkoły, bo zrobiło się ciężko, bo nie chcą, by Tommy znów topił ich głowy w sedesach, bo nie chcą słyszeć ponownie wkurzającego głosu Pam Troy, który głosi im, że są dziwolągami, ufoludami i w ogóle toksycznymi odpadami społeczeństwa.Chyba weszliście już w ten rytm. Możemy powtórzyć zabawę jak chcecie. Ja często tak robię.Namydlić.Spłukać.Powtórzyć.„Max, mogę już wejść do łazienki?”Izabell, odejdź. Namydlam, płuczę, powtarzam, mówię „Tak, moment.”Wycieram się i ubieram. Izabell mija mnie w progu z zamkniętymi oczami. Tak wielu rzeczy nie chce zobaczyć. Wszystko jest takim wkurzającym przypominaczem. Ja jestem wypełniony winą, Izabell jest nią nie tylko wypełniona, wina wychodzi również na zewnątrz.Idę do pokoju, gdzie Michael maltretuje mój komputer. Michael to kompletnie inna bajka. On już kilkakrotnie był oskarżany, bo każdy ma go za śmiecia. Michael jest w fazie zaprzeczenia. Zaprzecza wszystkiemu, udaje, że nic nigdy nie miało miejsca. Ale wydaje mi się, że to i tak nadal go dręczy, w snach. Śpi na podłodze koło mojego łóżka, czasami słyszę jak mówi przez sen. Michael nienawidzi mnie, ale temu też zaprzecza, okazuje to tylko w piątkowe wieczory w Crashdown.Mówi „Yo.”Potakuję i rzucam mu „Yo-Spojrzenie”.To spojrzenie, które mówi: Hej.„Pożycz mi kurtkę, chcę iść do mini-martu.”Oglądam się za moją kurtką. Potrząsam głową „Nie wiem, gdzie jest.”Wygląda na sfrustrowanego, mówi „Pewnie zostawiłeś ją w Crash.”„Ta, prawdopodobnie.”„Zbieraj się, jedziemy po nią.”W porównaniu do nudnego, nieekspresyjnego, codziennego ja, to czysta energia.„Jest zamknięte.”„Nie dla nas.”„Ok.”Idź po Izabell, jedziemy.”Potakuję, mówię „ok.”Jadę, bo on pojechałby tak czy inaczej, najchętniej sam, a my nie robimy takich rzeczy, musimy trzymać się razem. Kiedy przełamujesz fale, przekraczasz granice, potrzebujesz wszystkich swoich kończyn.
"...I'm a member of that group of... outsiders. So... thank you, Roswell... Thank you for... for letting me live among you...Thank you for giving me a home... "
- Graalion
- Mroczny bóg
- Posts: 2018
- Joined: Sat Jul 12, 2003 8:10 pm
- Location: Toruń, gdzie 3 małe kocięta tańczą na kurhanach swych wrogów
- Contact:
Jasne że możesz. Tak długo jak bedziesz umieszczała takie dobre rzeczy masz moje całkowicte poparcie. A co tam - nawet i dłużej Hmm, ten odcinek już nie tak dobry. Ale jeszcze się rozkręci, prawda?LEO wrote:Graalion, cieszę się, że mogę na Ciebie liczyć
"Please, God, make everyone die. Amen."
Wieczorny pacierz Scratch'a ("PvP")
Wieczorny pacierz Scratch'a ("PvP")
Tak, nasz kosmita jest cyniczniejszy niż Liz Ciekawa jestem jego pierwszych myśli i rreakcji, kiedy w końcu zauważy, iż w masie pod nazwą "to nie Tess" ukrywa się ktoś taki jak Liz Parker? I kiedy będzie można czatować na kolejne części? Nie bardzo widzę wizje tych niespodzianek... a może to dlatego, że jestem małym szarym człowieczkiem nie mam wizji
Czapterek tri.Kosmiczne pozostałości, porozrzucane.Oto czym jestem, konkretnie czym cała nasza trójka jest, na jedno wychodzi.Jakiś płaskomózgi bociek, który miał dostarczyć dzieci na właściwe miejsce odbioru skręcił nie w tę konstelację.Ups.Odrzuceni przybysze, obcy, outsiderzy, dziki lokator, intruz, najeźdźca. Chłopiec bez planety, na zawsze rozdzielony z domem na sami-wybierzcie-miejsce.Wypróbowana dieta autodestrukcji.Jest taka różowa, mięciuchna wersja mnie, gdzieś tam, taka co to dba o to wszystko, ale pojawia się tylko wtedy, kiedy znajdzie miejsce w grafiku zapracowanego dnia. Stoi na krawędzi nie-wiem-czego ze spojrzeniem kto-wie-jakim. Ma swoją przerwę na lunch, może wróci na dziesiątą.„Mógłbyś PROSZĘ patrzeć gdzie jedziesz?Izabell nie wydaje się, że moje gapienie się na licznik kilometrów podczas jazdy nie leży w naszym wspólnym interesie.Kolejna sprawa ze śmiercią jest taka, że śmierć jest zabroniona. Śmierć oznacza ‘autopsję obcych’ nadawaną na cały świat, znowu, tylko tym razem naprawdę. Tak naprawdę, to nikt nie chce być szturchany, dźgany, nawet po śmierci. Więc śmierć jest be.Więc gapię się na drogę, żeby potwierdzić, że śmierć nie nadchodzi.Zerkam na odległościomierz, który liczy: sto dwadzieścia tysięcy sto pięćdziesiąt SZEŚĆ. Sto dwadzieścia tysięcy sto pięćdziesiąt SIEDEM.Łapiecie o co chodzi.Ciekaw jestem, co by pomyślała Mała Miss Roswell.Tess Harding: Mała Miss Roswell, nastolatka Roku, wielbiona przez wielu, nielubiana przez nielicznych, wszystko wokół jednej miłej osoby. Popularność to produkt rynkowy, gorący towar.Tess Harding jest Anty-Maxowa.Tess Harding jest Anty-Ufoludowa.I tak, spokojnie można powiedzieć, że jestem nieco zakręcony.Tess Harding, blond włosy, niebieskie oczy, mieszka na 333 Planetarium Drive. Wiek: 19. Imię ojca: Ed Harding. Stan cywilny rodziców: rozwiedzeni. Panieńskie nazwisko matki: Andrews. Chłopak: Kyle Valenti. Godziny pracy: Piątki, środy, każdy inny poniedziałek lub wtorek. Ulubiony przedmiot: angielski. Najbardziej znienawidzony przedmiot: geometria. Aktywności poza naukowe: Współprzewodnicząca Cheerleaderek, ROP, Cross-country, Key club, ICC i komitet księgi pamiątkowej. Lubi: Roswell, poezję, football, Kyle’a Valentiego, różowe, puszyste zwierzęce niemowlaki, magazyny mody, tulipany. Nie lubi: masła orzechowego, piątków, tłuszczu, niedzielnych kierowców, trójkątów równoramiennych, maxa Evansa.Siedem lat zabrało mi rozpracowanie tego.W zeszłym roku myślałem, że to koniec, że zda maturę, ale nagle jej średnia spadła na pysk.To nawet praktycznie nie jest możliwe. Czy nikt inny nie zauważył, że to niemożliwe ot tak?Zrobiła to celowo, ona ją zmieniła.Dlaczego? Tego jednego właśnie nie wiem o niej.Ważne, żebym znał detale z życia Tess, ponieważ muszę wiedzieć jak to jest, kiedy cokolwiek robisz, robisz dobrze. Kiedy twoje działania nie są kwestionowane. Kiedy twój wszechświat jest wyłożony mięciuchnym czerwonym dywanem a kiedy otwierasz usta ludzie spijają z nich słowa jakby przemawiał boski pomazaniec.Jest doskonała w każdym calu, a przez doskonałość rozumiem jednorodność. Nic co ona robi nie jest ani dobre, ani złe, jest neutralne. Wszystko co robi jest przeciętne. Jest przykładowym średnim statystycznym człowiekiem.To dlatego ludzie ją uwielbiają. Każdy chce powiedzieć, że zna kogoś normalnego. Wyraz ‘wina’ nie istnieje w jej słowniku bo nigdy nie zrobiła nic, by poczuć się winną. Nigdy nie oskarżyła żywej duszy o bycie kosmitą. Każdy inny już dawno to zrobił.Każdy chce znać dziewczynę, która niczego nie żałuje.Jej wspaniałe zajęcia pozaszkolne są rekompensowane przez mierne wyniki w nauce. Jej doskonała fryzura jest neutralizowana jej za jasną garderobą. Jej popularność neutralizuje ten pustak – jej najlepsza przyjaciółka Courtney. Jej doskonały chłopak jest neutralizowany przez jego szowinistyczny fanclub footballowy.Założę się, że ma ładne oczy, ale nie możesz nawet spojrzeć w nie, bo ich doskonała równowaga przypomniałaby ci jak bardzo popieprzony jesteś.Mała Miss Roswell i jej wyłożony miękkim dywanem wszechświat to kolejne z celów, których nigdy nie zamierzam osiągnąć.Mała Miss Roswell i śmierć, dwa miraże, oba poza jakimkolwiek porównaniem. Na żaden nie zasługuję.Daj sobie spokój i idź do przodu.Muszę.Więc podpatruję z daleka i uczę się. Akumuluję wiedzę która mi niepotrzebna, której nigdy nie wykorzystam. Wiem, co stanie się jutro i pojutrze, wiem co stanie się dzisiaj i noc po tej i w następną jeszcze noc.Ludzie będą przychodzić, odchodzić i mówić a ja będę odpowiadał.Ludzie będą odsłaniać swoje słabe punkty a ja będę odpowiadał.Nadal będę szukał przykładów istnień kompletnie wolnych od poczucia winy, które będą sprawiały, że będę czuł się przez to porównanie jeszcze bardziej winny, bezpieczna dieta wyboru własnej śmierci.Nigdy nie chciałem jej przestraszyć, ale chyba taka jest kolej rzeczy.Dr Amos byłby tak bardzo zawiedziony. Sorry Doktorku.„Co to?” Michael siedzi na tylnym siedzeniu, pochyla się do przodu, wygląda prze okno.Izabell otwiera oczy.Patrzę na pędzący prędkościomierz. Dopóki śmierć nie nadchodzi droga traci dla mnie znaczenie.Izabell przekrzywia głowę „Czy to nie jest aby ... Tess?Jej oczy zwężają się, patrzy na mnie „MAX UWAŻAJ!”Spoglądam na drogę.Śmierć się zbliża.Pac.Jęk.Krzyk.Izabell myślała, że wyhamuję.Michael nie miał pojęcia co się stanie.Skąd masz do cholery wiedzieć, że śmierć się zbliża, skoro nie patrzysz na drogę?Nie możesz.I oto jest, oba moje nieosiągalne cele leżą sobie na chodniku znokautowane przeze mnie, zabryzgane wszystkim czym możliwe.Jest coś w niej takiej leżącej na chodniku, znam ją, ona mnie nie, ale to i tak nie ma znaczenia, bo ją zabiłem. Różowiutki, puszysty ja wylazł ze mnie i się kurwa rozpłakał. Odpycham go, bo jeszcze nie zrobił nic porządnie. Pochylam się i widzę, że śmierć nie jest taka wspaniała jak to się ją widuje w kinie.Taplam się w poczuciu winy każdego dnia, ale to nie należy do planu. To anty – plan. Miał mnie chronić przed zranieniem kogokolwiek prócz mnie samego i może jeszcze moich nadobowiązkowych kończyn.A zabiłem ją. Taki kosmiczny właśnie jestem. Zabijam normalność.Michael chce jechać do domu, żeby móc wreszcie zacząć zaprzeczać, że to w ogóle miało miejsce.Izabell czeka, pochlipuje, chce bym uleczył normalność, bo czym do cholery będziemy my jak normalność zginie.Izabell wie, że jeśli kogoś zabiję to sam zginę. Izabell mnie potrzebuje żeby udawać, że jest słabsza ode mnie, co nie jest prawdą, jest najsilniejsza z nas wszystkich.Kładę dłoń na brzuchu Tess, Małej Miss Roswell, Nastolatki Roku. Świat jej potrzebuje.Nagle nie wiem nic o Tess Harding.Jedyne co wiem o Tess Harding to ciemność i echo krzyku telepiące się po szarej masie. Odległy zapach skumulowanego za zamkniętymi drzwiami zła. Obleśne kroki, które nigdy nie kierują się do kuchni, które zawsze kierują się do jej pokoju. Tess Harding, która olewa ROP czy księgę pamiątkową czy cheerleaderki, ona tylko nie chce po szkole iść do domu. Tess Harding, boi się zdać maturę, bo trójczyna nie otwiera drogi do college’u, jest jedynie przepustką na życie z oprawcą do samego końca. Tess Harding i wszystko czego kiedykolwiek się nauczyła to to, że na pewno nie jest normalna, a musi normalną udawać, żeby ktoś kiedyś ją pokochał. Tess Harding to potwór z dziurą w sercu zaklejoną i niezręcznie i ukazującej to co pozostało: nienawiść do samej siebie tak wielką, że odrzuca mnie na odległość tak dużą jak to tylko możliwe.To moja pobudka, cegłówka w głowę.Moje czyny przemawiają teraz głośniej niż moje słowa.Właśnie zabiłem człowieka, który już był martwy. Właśnie zabiłem martwą osobę, która chciała zamordować kogoś, kto zabił ja już wcześniej.I właśnie przywróciłem ją do życia.
"...I'm a member of that group of... outsiders. So... thank you, Roswell... Thank you for... for letting me live among you...Thank you for giving me a home... "
No i dowiadujemy się jeszcze czegoś, że podobnie jak pozostali i Tess Harding na zewnątrz tworzy obraz siebie samej zupełnie innej od tej jaką jest naprawdę. Co także dla Maxa, uważającego, że tylko on ma powody do chowania się w sobie - jest ogromnym zaskoczeniem. Klimat miasteczka Roswell jest wszechogarniający ?Świetna robota przy tłumaczeniu LEO.Dzięki
Powoli nadrabiam zaległości w czytaniu! Koniec jednego i od razu początek drugiego - WYŚMIENICIE! Już dawno czekałam na punkt widzenia Maxa - no i się doczekałam. Trudno jest dorównać "Kręciołkowi", lecz jak na razie SEDNO znowu mnie wciąga!Już się cieszę na następną część! Dzięki LEO za wspaniałe tłumaczenie.
"Żal jest potrzebny, żałując swoich pomyłek, uczymy się na błędach. Ale na Boga, nie pozwól, by rządził twoim życiem. Zwłaszcza, że nigdy nie będziesz pewna, że zobaczysz następny wschód słońca."
Hotaru "Freak Nation"
Hotaru "Freak Nation"
Max daje sie prowadzić za rączkę wydarzeniom, które go otaczają, przerażają i ciekawią. JEst jakby uzależniony od nich i robi wszystko, by być jak najmniej widocznym. To samo robi tess, tylko... odwrotnie. Publiczność to sposób, by ukryć ból i zmęczenie oraz przerażenie.Co do tłumaczenia... to przyjemność i cieszę się, ze część z Was już powoli akceptuje odmienny punkt widzenia Maxa. A to nie jest łatwe Jutro ciag dalszy
"...I'm a member of that group of... outsiders. So... thank you, Roswell... Thank you for... for letting me live among you...Thank you for giving me a home... "
Czapter for.Jeden dzień był idealny. Mieliśmy słońce i gwiazdy i ziemię u naszych stóp. Nie miało nawet znaczenia, że byliśmy na Ziemi. To mokło być pole kwiatów na jakiejkolwiek innej planecie, w innej galaktyce. Nawet Michael był tam z nami, nawet Michael czuł się tam dobrze, chodził rozglądając się, unikając obiektywu aparatu za wszelką cenę. Jechaliśmy na zachód poprzez chmury piachu i zatrzymaliśmy się w przydrożnym sklepiku z pamiątkami.WITAMY W KALIFORNI.Izabell kupiła sobie nowiusieńką jeansową kurtkę a la Debbie Gibson a Michael pomrukiwał do piosenki „Only in my dreams”.To był całkiem porażający widok, ale pamięć zaczyna z czasem ukrywać detale.Pamiętamy jazdę i uśmiech naszych rodziców. Pole ognia, każdy szczegół jak ono wyglądało. Jak jakby fale żaru słońca dosięgły ziemie i obróciły ją w błyszczące pomarańczową łuną piekło. Żar słońca był niczym w porównaniu z żarem jaki nachodził nas falami. Pamiętamy jakie to było wspaniałe uczucie, ale nie jak to odczuwaliśmy i jak do tego doszło.Ręce się trzęsą.Dojeżdżamy do domu i rozsypujemy się w drobny mak, staramy się pozbierać usiłując pozbierać w całość tamten dzień i odkryć szczegóły, które uczyniły go takim wspaniałym. Ale wygląda na to, że pewne części układanki nie pasują do reszty nie wiedzieć czemu.Niepełnosprawni.Wczołgujemy się po schodach na górę mijając zdjęcia Wujka, którego nigdy nie widzieliśmy i babć szczerzących do nas swoje protezy i Cioć, które na drutach zrobiły nam rozpinane swetry, różowy dla Izabell, niebieski dla mnie.Myślimy o srebrnych śladach, które zawsze pozostają po nas.Małe memento, żeby tylko wiedziała, że tam byłem, ze pamiętałem. Ważne na tyle, że nadal nie będzie miała pojęcia kim jestem ani co o niej wiem.Zamykamy się w pokoju Izabell, razem, rozsypani w drobiazgi i niepełnosprawni, oparci o ściany. Kto wie, może właśnie tego potrzebujemy?To właśnie mówimy kiedy się dzieje, coś nie potrafimy wytłumaczyć albo coś, czego nie chcemy tłumaczyć. Może tego właśnie potrzebujemy.Izabell włącza mszę żałobną na organy, kasetę, którą dostała w jakimś zapyziałym sklepie w zamian za jej Debbie Gibson i NKOTB. Ktoś zmarł przy tej muzyce.Potakujemy w rytm muzyki, bo tak chyba powinniśmy robić.Sorry Tess. Przepraszam, że cię zabiłem i pokazałem spokój a potem wyrwałem ci to poczucie bezpieczeństwa ponieważ wiem, że tego tak naprawdę pragnęłaś. Spokój Izabell, mój, Michaela, Tess, ile jeszcze rzeczy uśmiercę dzisiaj. Przepraszam Tess, że myślałem tylko o mnie w tej chwili i przykro mi, że muszę zachowywać się jakby nic się nie stało.Przepraszam, że teraz muszę cię obserwować nawet bardziej. Nie wiem, może to dlatego, że normalność nigdy nie istniała, ale nie zrozumiem, czemu nie chciałaś dać mi nawet szansy, nie to, żebym kiedykolwiek o jakąś prosił. Teraz nawet nie jestem pewien, wszystko zależy od tego, czy zasługuję na kogoś takiego jak ty i czy ty zasługujesz na kogoś takiego jak ja. Nie mógłbym dać ci wiele, ale mógłbym cię chronić, gdybyś mi na to pozwoliła. Może gdybyś porównała siebie do „codziennego” mnie, może wtedy nie czułabyś się takim potworem. Gdybyś tylko pozwoliła mi się poznać może wtedy nauczylibyśmy się kochać siebie nawzajem.Organy żałobne grają ostatnią nutę dla naszych rozjątrzonych ran. Michael niczemu nie zaprzecza, Izabell patrzy na jedyną bliznę po ranie, której nie pozwoliła mi wyleczyć. A ja, dla odmiany, przepraszam za to co zrobiłem, bardziej siebie niż Tess. Egoista czy nie, jeszcze nic takiego się wcześniej nie wydarzyło.Izabell mówi, że zanim pokochasz kogoś musisz pokochać siebie. No cóż, to będzie długa i wyboista droga Izabell.Ale mamy za sobą długie podróże, przez galaktyki, skręciliśmy nie w tę mgławicę czy supernovą i znaleźliśmy się na drodze do GDZIEŚ. Właśnie minęliśmy układ słoneczny.Zastanawiam się, czy machałem ręką kiedy tak pędziliśmy obok. Zastanawiam się, czy kiedykolwiek pragnęliśmy być aż tak ludzcy.„Mam takiego kuzyna, z którym powinieneś się spotkać.”„Co?”„Mój kuzyn, Kevin, całkiem fajny.”„Możesz powtórzyć mi swoje imię?”„Kimberly.”Kimberly. Imiona takie jak to raczej nie trzymają się mojej pamięci, więc błagam o wybaczenie, że nie zwracam się do niej używając ich. To nic osobistego, ale prawdopodobieństwo, że będę kiedyś jeszcze potrzebował znać jej imię jest bardziej niż znikome. Jedna, dwie, trzy sekundy i pac, wyparowało. Pojęcia nie mam po co nawet się starałem je zapamiętać.Ona coś mówi, ja potakuję i spoglądam na nią spojrzeniem ‘po cholerę miałbym spotkać się z twoim kuzynem’.To spojrzenie, które mówi też ‘mogę już zjeść mój lunch?’.Staram się użyć któregoś z mięśni mojej twarzy ale uzmysławiam sobie, że powinienem je sobie zaoszczędzić na później na coś, co ma sens.Zaciskam szczęki na kanapce z masłem orzechowym i galaretką rozpamiętując te szczegóły, które mówią, że Tess nie znosi masła orzechowego i jeśli kiedykolwiek miałbym robić jej kanapkę to muszę nabyć jakieś inne składniki. Prędzej piekło by zamarzło niż mógłbym zrobić kanapkę Tess, wiec można powiedzieć, że mam trochę czasu na zakupy.Potakuję, wyciągam paczkę z chipsami do niej ponieważ taki kochany jestem. Mówię „Chipsa?”Ona uśmiecha się i kontynuuje „Lubisz czytać?”„Chodzi o korepetycje?” pytam. Mój nauczyciel historii, Pan Green, powiedział, że znajdzie mi jakiegoś historycznego guru do korków. Moje oceny z historii lecą ostatnio na pysk, ponieważ jakoś nie mogę się w całej tej historii odnaleźć. To nie MOJA historia. Jest WASZA.On się krzywi i mówi „Korki? To tak się teraz na to mówi?”„Na to mówi?”„Tak? No dobra, Tara nie powiedziała mi, że tak się na to teraz mówi.”„Mówi tak na co?”„No WIESZ.”„Wiem?”„Może to wcale nie był taki dobry pomysł.”„Może CO nie było takim dobrym pomysłem?”„Boże” mówi przewracając oczami „ty już masz KOREPETYTORA, prawda?”Rzucam jej moje spojrzenie ‘ czy ta miła konwersacja dobiegła już do końca’ i mówię „Cóż, Pan Green i ja już się umówiliśmy.”Dziewczyna zamiera, patrzy z obrzydzeniem „Pan Green?” przełyka nerwowo ślinę.Nie kumam, pan Green to jeden z tych sympatyczniuchnych, tłuściutkich a’ la Święty Mikołaj ludzi, którzy nie są wcale tacy odrażający. „Nie tylko pan Green, on tylko uzupełniająco, jest też ktoś jeszcze, ale dopiero go poznam.”A potem ta dziewczyna, która zdecydowanie nie jest Tess odchodzi, w pośpiechu.Zastanawiam się, czy był w tej rozmowie jakiś imperatyw, o którym nie wiem. Odwracam się do Michaela i rzucam mu to ‘jest coś, czym chciałbyś podzielić się z grupą’ spojrzenie.On się szczerzy i wzdryga ramionami.Ostatni semestr, a Tess przez cały dzień nawet na mnie nie spojrzała. Jej oczy wklejone w Chłopaka Roku, Kyle'a Valentiego, który któregoś pięknego dnia skopie mój szacowny tyłek. Tess udaje, że nic się nie stało. Jakby zakrwawiona pobudka na poboczu jezdni NIE BYŁA POWODEM DO PANIKI. Jakby te wszystkie zadrapania i siniaki były nowym KRZYKIEM MODY."Maria DeLuca i Isabel Evans."Patrzę na nią, ponieważ gaśnie w oczach. Znamię na jej policzku po lewej, śliwkowy kolor jej szminki. Wszystko przygasa. Nie wiem już sam, czy to rzeczywistość, czy tylko wytwór mojej wyobraźni. Mogłoby być tak czy tak, albo w ten sposób ukrywa siniaki, albo ukrywa się za kilogramem dziwnej tapety, jakbym nie wiedział kim jest Tess Harding i po co w ogóle staram się zapamiętać szczegóły. Nie mam pojęcia na temat całości tego obrazka.A ona zapada się w ocenzurowaną chmurkę tak jak każdy inny przed nią wcześniej. Nie mogę na to pozwolić. Moja rutyna nawala tragicznie i wcale nie uśmiecha mi się zezwolenie jej na posunięcie się jeszcze dalej w rozkładzie."Alex Whitman i Michael Guerin."To wyboista droga kochani. Wzbogacone hipokryzją, na zewnątrz i pod podszewką. Nic nigdy nie jest tak dobre jak ci się wydaje, że może być więc po prostu dostosuj się i ogranicz skargi do minimum."Courtney DeLuca i Kyle Valenti."Jednego dnia zabijasz kogoś a drugiego siedzisz żując ołówek i czekając na twojego bio-partnera i obserwując osobę, która zamordowałeś jak flirtuje ze swoim chłopakiem. Zastanawiasz się, czy rzeczywiście jej to wszystko wisi, czy to kolejna z jej maskarad. Zastanawiasz się, czy jej Chłopak Roku, Pan Ameryka, byłby w stanie w ogóle zrozumieć co się z nią dzieje, albo czy tylko chce zapomnieć o tym, jak każdy inny. Łącznie ze mną."Tess Harding i Rose Walker."Ale zaraz potem znowu zastanawiam się, czy mam jeszcze jakieś prawo do takiego obserwowania ludzi. Moja taśma nagraniowa poszła w diabły zeszłej nocy, coś jakby przejechał ja samochód. Chyba nie miałem być nigdy takim LUDZKIM LUDZIEM.Wygląda na to, ze jednak nie mam specjalnych zdolności interpersonalnych.Taa... nie bądźcie więc zaskoczeni.Kolejna rzecz z INNYMI LUDŹMI to to, że chodzenie do szkoły to gówniany pomysł na unikanie innych, gdyby taki był twój zamiar."Max Evans i Liz Parker."Zajęcia z biologii raczej nie spełniają moich oczekiwań.Tik cholera tak.Ze wszystkich uporządkowanych rzeczy, jedno z nas, ja lub ona, musi podnieś tę leniwą dupę i podejść do drugiego, rączki w górę, jakby nam zależało. I to nie tylko kwestia mnie, kultura w której żyjemy hoduje takie kłamliwe przeświadczenia.Ta, naprawdę MIŁO mi cię widzieć.Ta, naprawdę CIEKAWI mnie co masz do powiedzenia.Ta, naprawdę JESTEM WRĘCZ PODNIECONY czekającym nas wspólnym zadaniem z bioli.Ona ani drgnie. Może nie SŁYSZAŁA?Wstaję i siadam koło dziewczyny-z-miejscem-na-plakietkę-z-nazwiskiem. Spogląda w dół na swój zeszyt. W każdej sekundzie odwróci się do mnie i zacznie blablać o tym, jaka to biologia jest ekscytująca i o liście dodatkowych spotkań korelujących z jej rozkładem dnia.W każdej sekundzie.Mam na imię blablabla mieszkam w blabla a rodzice moi są tacy a tacy, żyje na rzuć-nazwę-jakiejś-ulicy i ta, naprawdę MIŁO mi cię poznać.W każdej sekundzie.Mój pies nazywa się Yada-Yada, pracuję nad-tym-to-a-nad-tym i jeśli nie możemy spotkać się w ten-dzień to twoja strata. Mam nadzieję, że masz-dobrą-wymówkę-typu-serce-psiapsiółki-pękło-na-pół, więc może spotkamy się w jak-jego-kurde- imię domu.Dalej bio- partnerko, dopasuj się do ramek tego obrazka.Ściągam brwi ponieważ nagle bla-bla-ocenzurowana-bio-partnerka wygląda znajomo. Może to przez te włosy.Auć, nadużycie mięśni twarzy. Terapia mięśniowa jest taka bolesna.Mówię „jesteś przyjaciółką Tess.”Spogląda na swoją książkę jakby z nią rozmawiała a jej twarz się nie porusza. Jakby mówienie do jej książki było najnormalniejszą z rzeczy w świecie. Jakby mnie tu w ogóle mogło nie być. Dla mnie może być.Mówi „jesteś bratem Izabell.”„Max.”„Liz.”Co do cholery jest z nią nie tak? Czemu się jakoś, nie wiem, nie odezwie normalnie? Wiecie co? Wisi mi to i powiewa. Cudnie, wspaniała możliwość nie – spotykania – się z nikim. Możemy tak sobie siedzieć i pilnować swych szanownych interesów jeśli ma taki zamiar. Słowem się nie odezwę.Potem kiwam w kierunku Tess i pytam „Co jej się stało?”Patrzy na mnie, Tess musi być dla niej koszmarnie nudnym tematem. Mówi „Była w składziku i spadło na nią pudło ze szklankami.”„Tak ci powiedziała?”Patrzy na mnie takim spojrzeniem, tym ‘możesz się więcej nie odzywać’ i mówi „Nie musiała mi mówić, wszystko widziałam na własne oczy.”Cudnie sklecone kłamstwo. Teraz już trzymam papę na kłódkę.A potem mówię „Ok., więc z nią już wszystko w porządku?”Zatrzaskuje książkę i wykrzywia się w tym koszmarnym uśmiechu nie zamierzając nawet spojrzeć na mnie „Czemu jej nie zapytasz?”Wow, to będzie tydzień pod znakiem bólu brzucha ze śmiechu.Wyjaśnijmy sobie coś. Nie uważam, żeby terapia była fajna, albo interesująca. I tak, chcę chodzić na nią. Pozwólcie, że ujmę to tak: to większa radocha niż przybicie gwoździem języka do sufitu.Dr Amos i jego badające oczka starają się natrafić na jakieś moje fale mózgowe, jakiś emocjonalny przeciek, o którym obaj dobrze wiemy, że go nie dostrzeże. Jakiś przejaw emocji, nad którym mógłby POPRACOWAĆ.Zabawa polega na wzajemnym gapieniu się na siebie nawzajem. Ja wygrywam. Coś tam niby wie, dla mnie jest środkiem do odkrycia, że nie ma we mnie niczego. Zaczyna się męczyć i wierci się w fotelu, potem zaczyna „Jakieś inne dziewczyny są tobą zainteresowane?”W zasadzie mógłbym się uśmiechnąć, ale – atrofia, wiecie „jakie inne?”Ponieważ doktorze, czy na serio myśli pan, ze te chodzące, mówiące, wyrażające jakieś dziwne ekspresje na swoich twarzach w związku ze szkolnymi wydarzeniami i że mnie interesuje to na tyle, by zajmować tym moje szare komórki?Romans to taki chory żart, pożądanie jest ulotne.A miłość? Nawet śladu na radarze.
"...I'm a member of that group of... outsiders. So... thank you, Roswell... Thank you for... for letting me live among you...Thank you for giving me a home... "
Who is online
Users browsing this forum: No registered users and 19 guests