Najgorszy moment....
luki, ten art jest super...już go sobie zapisałam ...uwielbiam te utrzymane w tonacji czarnobiałej...cóż, jak widać- cudze chwalicie, swego nie znacie
W "och so boring chronicle" niezłe były pierwsze dwa odcinki...jak już koniecznie chcieli nas uszczęśliwiać parą Candy w roli wiodącej, to wypadałoby wymyśleć jakiś pożądny scenariusz...bo potem zaraz były jęki, że najlepsze odcinki są o Maxie i Liz...
a już ten finał z Michaelem i Marią w czułym uścisku wpatrzonych w zdjęcie Laurie... bleeee...zabrakło tylko różowego lukru.
Amen "Interraptus" to dla mnie najgorszy z mozliwych odcinków Roswell...nie, czekaj..."How the other..." było jednak gorsze. Ktoś napisał, że jedynym plusem "Interraptus" byli Brendan i Jason, bo oni zawsze świetnie wypadali w roli nadopiekuńczych braciszków...reszta to kicz do dziewiątej potęgi...a tu taki temat...spodziewałam się czegoś naprawdę monnego i mrocznego- w końcu to pierwsze spotkanie z ich odwiecznym wrogiem, a nasze- z legendarnym Kavaarem ...a tu co?! Nie wspomnę już że Antar wygląda jak sklep z zasłonami, w którym panują nieustanne przeciągi ( ach te koszta) to w odcinku tym nie było grama napięcia, klimatu, atmosfery, czegokolwiek...Michael z Maxem zachowywali się tak, jakby pojechali sobie na ryby. Ugh.Mógłbym w sumie powiedzieć to o prawie całym 3 sezonie, ale kulminacja nastąpiła w odcinku Interruptus. Tandeta, żenada, serial klasy B. Nic więcej nie mam na ten temat do dodania.
W "och so boring chronicle" niezłe były pierwsze dwa odcinki...jak już koniecznie chcieli nas uszczęśliwiać parą Candy w roli wiodącej, to wypadałoby wymyśleć jakiś pożądny scenariusz...bo potem zaraz były jęki, że najlepsze odcinki są o Maxie i Liz...
a już ten finał z Michaelem i Marią w czułym uścisku wpatrzonych w zdjęcie Laurie... bleeee...zabrakło tylko różowego lukru.
"I know who you are. I can see you. You're swearing now that someday you'll destroy me. Far better women than you have sworn to do the same. Go look for them now." (Atia)
""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)
""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)
Lizziett, a czy na koniec Interruptusa Max i Michael jakoś tak nie wybrali się ponurkować...? Coś tam było... Ale cóż, skleroza. I proszę mi powiedzieć, czemu zawsze twórcy pozbywają się osób naprawdę interesujących...? Że nie wspomnę o Nicholasie (niedługo będę jak funkcja monotoniczna ) ale taka Courtney, pani kongresswoman (beznadziejna ta nazwa), jak Lonnie i Rath, jak zła (podkreślam - zła) Topolsky, jak Nasedo... Pierce'a się nie czepiam, jak dla mnie wystarczająco długo był, choć sam aktor to mógłby jeszcze trochę pobyć. No i rzecz jasna nieodżałowana pani DeLuca.
Luki, a co być powiedział na fanarcik z Maxem, na przykład w Busted albo w Sexual Healing...? Żeby było znośniej dorzucę Liz
Luki, a co być powiedział na fanarcik z Maxem, na przykład w Busted albo w Sexual Healing...? Żeby było znośniej dorzucę Liz
Taaaa...wybrali się, jak to ujął Michael, popatrzeć na sardynki. W końcu zasłużyli sobie, po tym krwawym boju jaki stoczyli leżąc w krzakach, względnie frunąc w ich stronę...musieli gdzieś sobie opatrzeć te ciężkie, rozległe rany...powinien dołączyć do nich jeszcze wojowniczy Jesse, co dostał konarem po głowie. Po takich przeżyciach i TAKIEJ nocy, zasłużył na trochę wytchnienia, biedaczek.
Pomyśleć, tylko- Max w kąpielówkach! - oczywiście tego co najlepsze, nie pokazali.
No jasne, trzeba było wywalić wszystkich fajnych drugoplanowych aktorów...najbardziej chyba żal Amy DeLuca...była fantastycznie (choć nie nadmiernie) przerysowana i rozbrajająca...jej dialogi z Marią w "ID" to było poprostu cudo...nie wspomnę już, że wątek jej związku z Valentim to kolejny motyw wyrzucony w błoto. Twórcy Roswell czasami przypominali dzieci grzebiące się w piaskownicy i przerzucające się z babki na babkę Przecież mogli się pobrać, zamieszkać razem, w skutek czego Maria i Kyle stali by się przyrodnim rodzeństwem...Tess (oczywiście ) byłaby dobra i biedaczyna Kyle znalazł by się w krzyżowym ogniu dwóch wrzaskliwych siostrzyczek potem on i Max mogliby siedzieć i porównywać, kto ma gorzej.
Ech...dlaczego ja nie zostanę scenarzystką seriali młodzieżowych?
Pomyśleć, tylko- Max w kąpielówkach! - oczywiście tego co najlepsze, nie pokazali.
No jasne, trzeba było wywalić wszystkich fajnych drugoplanowych aktorów...najbardziej chyba żal Amy DeLuca...była fantastycznie (choć nie nadmiernie) przerysowana i rozbrajająca...jej dialogi z Marią w "ID" to było poprostu cudo...nie wspomnę już, że wątek jej związku z Valentim to kolejny motyw wyrzucony w błoto. Twórcy Roswell czasami przypominali dzieci grzebiące się w piaskownicy i przerzucające się z babki na babkę Przecież mogli się pobrać, zamieszkać razem, w skutek czego Maria i Kyle stali by się przyrodnim rodzeństwem...Tess (oczywiście ) byłaby dobra i biedaczyna Kyle znalazł by się w krzyżowym ogniu dwóch wrzaskliwych siostrzyczek potem on i Max mogliby siedzieć i porównywać, kto ma gorzej.
Ech...dlaczego ja nie zostanę scenarzystką seriali młodzieżowych?
"I know who you are. I can see you. You're swearing now that someday you'll destroy me. Far better women than you have sworn to do the same. Go look for them now." (Atia)
""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)
""You...have...a rotten soul" (Cleopatra)
Najbardziej poruszający moment, oprócz TEOTW ?
Kiedy Luki opisał końcową, rzeczywiście pieknie i bradzo naturalnie zagraną scenę z Max do Max ( nawiasem mówiąc po jej zakończeniu - jak mówią dziewczyny ktore ją oglądały spoza planu, Jason musiał uspokajać Shirii bo emocje w niej grały jeszcze długo) podobna jest w momencie kiedy Liz decyduje się poprosić szeryfa o pomoc w ratowaniu Maxa, w odc. White Room...w tle słychać Remy Zero, mamy obrazy przerażonego i torturowanego Maxa i nagły przeskok na twarz pozornie spokojnej Liz rozmawiającej z szeryfem w Crashdown a potem w jego biurze - długo to we mnie tkwiło.
Jest ich tak wiele...leczenie dzieci w szpitalu, rozmowa Maxa i Liz na balu, kiedy zrywają ze sobą...a nawet niesamowity moment w obserwatorium do piosenki Fisher I will Love You w zderzeniu ze stojącą na lotnisku osamotnioną Liz w ITLITB.
Kiedy Luki opisał końcową, rzeczywiście pieknie i bradzo naturalnie zagraną scenę z Max do Max ( nawiasem mówiąc po jej zakończeniu - jak mówią dziewczyny ktore ją oglądały spoza planu, Jason musiał uspokajać Shirii bo emocje w niej grały jeszcze długo) podobna jest w momencie kiedy Liz decyduje się poprosić szeryfa o pomoc w ratowaniu Maxa, w odc. White Room...w tle słychać Remy Zero, mamy obrazy przerażonego i torturowanego Maxa i nagły przeskok na twarz pozornie spokojnej Liz rozmawiającej z szeryfem w Crashdown a potem w jego biurze - długo to we mnie tkwiło.
Jest ich tak wiele...leczenie dzieci w szpitalu, rozmowa Maxa i Liz na balu, kiedy zrywają ze sobą...a nawet niesamowity moment w obserwatorium do piosenki Fisher I will Love You w zderzeniu ze stojącą na lotnisku osamotnioną Liz w ITLITB.
Czy scena z LN naprawdę należała do najgorszych momentów...? Chyba, że chodzi o momenty najgorsze uczuciowo
A dla mnie szczytem kiczu była "śmierć" tego czegoś, co udawało królową gandarium, a dla mnie było mechaniczną meduzą... I w dodatku to gustowne rozplaśnięcie się na szybie - fuj. Kto umieścił coś takiego w tym serialu? A może tytuły się pomieszały i to miało pójść do Smallville?
A dla mnie szczytem kiczu była "śmierć" tego czegoś, co udawało królową gandarium, a dla mnie było mechaniczną meduzą... I w dodatku to gustowne rozplaśnięcie się na szybie - fuj. Kto umieścił coś takiego w tym serialu? A może tytuły się pomieszały i to miało pójść do Smallville?
- lizzy_maxia
- Fan
- Posts: 888
- Joined: Fri Jul 25, 2003 10:01 am
- Location: Łódź, my little corner of the world...
- Contact:
Ja chyba największy problem miałabym z obejrzeniem kolejny raz The End of the World. Ogólnie odcinek, jak oglądałam pierwszy raz wydawał sie spoko i taki byłby, gdyby nie ostatnie momenty kiedy Max zobaczył Liz i Kyle razem. Po tej scenie było wiadomo, że przez najbliższe pare odcinków nie bedzie już tak samo między Maxem i Liz. No i wiadomo, że w to wszystko musiała wmieszać się jeszcze Tess!!!!
- brendanferhfan
- Zainteresowany
- Posts: 480
- Joined: Fri Feb 13, 2004 4:52 pm
Tak ten odcinek też był bardzo smutny, no i tu już nic nie dało się cofnąć. Na począyku była jeszcze jakaś nadzieja, ale kiedy wyszło, że nawet Max nie jest wstanie mu pomóc, wtedy zrobiło się najgorzej
Ale mnie także bardzo poruszył odcinek Chant Down Babylon, kiedy zobaczyłam, że Max nie żyje. Pomimo tego iż wiedziała, że to się odwróci, zrobiło mi się bardzo przykro
Ale mnie także bardzo poruszył odcinek Chant Down Babylon, kiedy zobaczyłam, że Max nie żyje. Pomimo tego iż wiedziała, że to się odwróci, zrobiło mi się bardzo przykro
Lizzy_maxia, musze się od ciebie wiele nauczyć. Zapomniałam o tym, że każdy człowiek widzi i myśli inaczej. Czasem jestem zbyt "płytka". Nie pytajcie o co dokładniej chodzi.lizzy_maxia wrote:Niekoniecznie musiałaś zauważyć ten wzruszający moment. Dla Aras była w "Summer of 47" taka scena. Każdy widzi Roswell nieco inaczej, poprzez pryzmat własnych doświadczeń.
I Emilie - ponawiam swoją prośbę - korzystaj z Edycji.
"You look into my eyes, I go out of my mind"
Nic nie przebije śmierci Alexa, po prostu siedziałam i płakałam jak wariatka. Śmierć Tess zrobiła na mnie wrażenie.
bardzo smutny był odcinek, w którym Valenti stracil pracę i Kyle wygarnął coś niecoś Maxowi, no i epizod, w którym Isabel chce wytlumaczyć Maxa przed ojcem i ląduje na liście podejrzanych tatusia.
bardzo smutny był odcinek, w którym Valenti stracil pracę i Kyle wygarnął coś niecoś Maxowi, no i epizod, w którym Isabel chce wytlumaczyć Maxa przed ojcem i ląduje na liście podejrzanych tatusia.
Natomiast ja nielubię oglądać odcinka w którym to Max razem z Tess kochają się. To poprostu mnie wkurza, że Max robi to właśnie z Tess a nie Liz A co do płakania na którymś z odcinków to powiem szczerze, że na rzadnym jeszcze tego nie robiłam (płakałam) ale zato na wielu odcinkach zakręciła mi się łezka . Były one b. wzruszające...
"Spieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą
I ci co nie odchodzą nie zawsze powrócą
I nigdy nie wiadomo mówiąc o miłości
Czy pierwsza jest ostatnią
Czy ostatnia pierwszą. "
Jan Twardowski
I ci co nie odchodzą nie zawsze powrócą
I nigdy nie wiadomo mówiąc o miłości
Czy pierwsza jest ostatnią
Czy ostatnia pierwszą. "
Jan Twardowski
- brendanferhfan
- Zainteresowany
- Posts: 480
- Joined: Fri Feb 13, 2004 4:52 pm
Szczerze mówiąc to przy żadnym z odcinków tak naprawde nie płakałam, chociaż przy Gratulation byłam w najgorszym stanie i myśle że oprócz Cry Your Name ten odcinek też był okropny (;-( Widok zakrwawioneko Brendana) a pozatym to ogólnie był koniec!! Koniec i to piękne podziękowanie na końcu ehh.. sama myśl o tym przyprawia mnie o dreszcze.
Who is online
Users browsing this forum: No registered users and 10 guests